Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
To książka dla nas, które gdzieś po drodze do osiągania życiowych celów zgubiłyśmy siebie. Dla zmęczonych, przytłoczonych codziennością i próbujących zaspokoić potrzeby wszystkich wokół. A co z naszymi? Jak sprawić, żeby w codziennej gonitwie nie zapomnieć o sobie, jak zmienić myślenie o tym, co w życiu najważniejsze, i jak tworzyć mocne i dobre relacje z innymi?
"Nażyć się" to osobista książka o odwadze i odnajdywaniu dobrostanu pomimo życiowych przeszkód. Autorka z troskliwością i zrozumieniem pochyla się nad naszymi próbami zadbania o siebie i pokazuje drogi wyjścia z pułapek, w które wpadamy. Szczerze dzieli się historiami z własnego życia, co sprawia, że jest to też lektura pełna osobistych wzruszeń i refleksji.
Spróbuj #nażyćsię – w pobliskim parku, na własnej kanapie, nad Bałtykiem czy na egzotycznej wyspie. Różne drogi, ten sam cel – ty.
Marta Iwanowska-Polkowska - coachyca, trenerka, z wykształcenia psycholożka, z powołania towarzyszy innym w odważnym urzeczywistnianiu swojego JA, podejmowaniu śmiałych wyzwań i przechodzeniu przez zmiany z wyrozumiałością dla siebie. Autorka podcastu „Urzeczywistnij swoje JA”. Prowadzi procesy indywidualne i warsztaty rozwojowe. Jej główne „narzędzia pracy” z innymi to refleksja, uważność, akceptacja i docenianie, zmiana perspektywy, ale też poczucie humoru i zachwyt. Na stronie ManufakturaRozwoju.pl dzieli się swoimi refleksjami i podcastami. Prywatnie mama i żona. Odważyła się żyć i #nażyćsię niezależnie od tego, jak życie ją poobijało.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 416
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Marta Iwanowska-Polkowska
#nażyćsię. Jak zacząć nażywać się dziś, pamiętać o tym jutro i już nigdy o sobie nie zapomnieć
Text copyright © by Marta Iwanowska-Polkowska, 2022 Copyright for this edition © by Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o., 2022
Redakcja: Kamila Wrzesińska
Korekta: Ewelina Sobol
Projekt okładki: Joanna Florczak
Skład: Sylwia Budzyńska
ISBN 978-83-67216-14-2
Grupa Wydawnicza Relacja
ul. Łowicka 25 lok. P-3
02-502 Warszawa
www.relacja.net
Kobietom.
Tym, które były blisko mnie, i tym, które są blisko teraz.
Moim chłopakom, dzięki których miłości to wszystko, co odważne, staje się bardziej możliwe.
K.C.
Ta książka miała już kilka początków. Miała zaczynać się od opisu rodzinnej kłótni gdzieś na włoskim wybrzeżu. Jeszcze ci o niej napiszę. Miała też zaczynać się od opisu zimowego wieczoru w górach na styku 2014 i 2015 roku. Bez tego wieczoru nie byłoby #nażyćsię. Do tego też wrócimy.
Ta książka miała też mieć swój początek 14 kwietnia 2020 roku, dokładnie 39 dnia narodowej kwarantanny z powodu koronawirusa. Pamiętam, że siedząc wtedy na werandzie domku na mojej działce na podlaskiej wsi, bardzo chciałam pisać, chciałam wypełnić zobowiązanie dane mojej wydawczyni. Chciałam, ale żadne słowa nie potrafiły opisać emocji, które wtedy mi, ba! pewnie nam wszystkim, towarzyszyły. Utknęłam. Znasz to? Pewnie nie tylko mi ten trudny czas odebrał zasoby do pracy twórczej.
I przyszedł marzec 2021. Czas, w którym zbliżaliśmy się do roku od wybuchu pandemii. A ja wierzę w magię roku, moc domykania żałoby po tym, co było. Musiał minąć rok, bym poczuła, że mam wystarczająco dużo sił, by napisać tę książkę. Napisać książkę o #nażyćsię i podzielić się z tobą tym, co pomagało mi przetrwać nie tylko ten pierwszy rok pandemii, ale przede wszystkim…
Chorobę nowotworową mojej Mamy, która zaczęła się, gdy byłam jeszcze dzieckiem, i jej, mimo wszystko niespodziewaną, śmierć, gdy stałam u progu dorosłości. Nagłą śmierć Ojca, akurat gdy nasze poranione przez śmierć Mamy serca zaczęły się zabliźniać i zbliżać do siebie. Diagnozę mojego syna pod kątem zespołu Aspergera i stawanie się jego AS’ową mamą. Budowanie naszej rodziny ze spektrum autyzmu w tle. Kilka kolejnych strat, odejść, rozstań i śmierci.
Przetrwać i #nażyćsię. Właściwie nie tylko przetrwać.
Nie. Nie. Nie. Nie i jeszcze raz nie. Buntuję się przeciwko przetrwaniu jako jedynej definicji życia pełnego wyzwań. Przeżyć, dobrze przeżyć i nauczyć się nażywania się, pomimo tego, że życie co jakiś czas spuszcza nam bolesny łomot. Nauczyć się dobrze, głęboko, ale i pięknie przeżywać i nażywać pomimo bólu i konieczności opatrywania kolejnych ran, które zadało życie.
Kiedy ty trzymasz w ręku tę książkę, to ja już wiem, że…
• Jest to książka o tym, jak #nażyćsię. Jak w pełni świadomie i przede wszystkim dobrze żyć pomimo tego, co nas spotyka.
• Jest to książka o sile psychicznej, o odporności, o odzyskiwaniu życiowej równowagi.
• Jest to książka o odwadze pisania własnego zakończenia, a może raczej kolejnych rozdziałów swojej historii, niezależnie od tego, jak mocno to, co proponuje nam życie, wgniata nas w ziemię i trzyma nisko przy niej.
• Jest to książka o nadziei na piękne, dobre życie. Nadziei, która nie jest matką głupich, tylko świadomym wyborem dającym siłę. Bo wybór zawsze istnieje!
• Jest to książka o zuchwałej, odważnej podróży „ku sobie i do siebie”.
• Jest to też książka o tym, jak w tych podróżach wytrwać pomimo silnego i upartego „wiatru do portu”. To metafora tego, że kiedy już podejmiemy decyzję o tym, by wyruszyć w podróż „ku sobie i do siebie”, by wyjść z portu utartych schematów i ograniczających przekonań czy zamrażającej rozpaczy, to zawsze, ale to zawsze natrafimy na wiatr, który będzie zmuszać nas do powrotu. Jak może się objawiać? Paraliżującym strachem, nieudanymi próbami, zaskakującymi wyzwaniami domagającymi się naszej uwagi i ponownego porzucenia siebie, brakiem wsparcia innych albo ich krytyką, poczuciem zwątpienia w siebie. Dlatego już dziś mówię ci: płyń dalej, płyń odważnie, ja płynę z tobą. Ten wiatr kiedyś ucichnie, a ty już nigdy nie będziesz taka sama.
Zanim popłyniemy dalej razem, chcę, byś wiedziała, że choć z wykształcenia jestem psycholożką, zaś z zawodu trenerką w biznesie, a z powołania coachycą1 od 10 lat pracującą w relacji coachingowej i z kobietami, i z mężczyznami, to piszę tę książkę też, a może momentami przede wszystkim jako człowiek.
Tak, jako cz-ł-o-w-i-e-k.
Jako człowiek, który przeżywa, upada, gubi się, traci kontrolę i ją na nowo odzyskuje, choć czasem tylko pozornie. Jako człowiek, który wymyślił #nażyćsię, nie tylko studiując mądre teorie, nie tylko w gabinecie czy na sali szkoleniowej, lecz leżąc na łopatkach, na arenie życia2, pokonany przez kolejne doświadczenia. Piszę tę książkę jako człowiek, który dzięki swojemu wykształceniu i doświadczeniu ma – a raczej miewa, w chwilach spokoju i uważności – dostęp do sporych zasobów wiedzy i teorii czy wskazówek, z których chce, próbuje, ale nie zawsze potrafi korzystać. Pamiętaj też o tym, że #coachteżczłowiek, a już na pewno coachyca. Człowiek, którego wykształcenie, doświadczenie, dostęp do wiedzy nie zwalniają z ludzkiego obowiązku potykania się o te same kamienie, o które ty się potykasz, i denerwowania na przeszkody, które denerwują również ciebie.
I choć w tej książce dzielę się hojnie zasobami wiedzy, teoriami, ale przede wszystkim swoimi doświadczeniami w towarzyszeniu innym, szczególnie kobietom, w nażywaniu się, to musisz wiedzieć, że i dla mnie wplatanie w życie większości wskazówek, odkryć, które tu znajdziesz, też bywa wyzwaniem. Też! I będę się szczerze do tego przyznawać. Wyzwaniem i wezwaniem. Wezwaniem, za którym potrafię śmiało iść, ale też przed którym czasem uciekam, przerażona tym, dokąd może mnie zaprowadzić. Bo #nażyćsię jest zaproszeniem do zmiany i jak każda zmiana potrafi ekscytować, przyciągać, ale i przerażać. Wezwaniem, które bardzo często staje się trudne, które kusi, ale też którego czasem nie ogarniam, podobnie jak ty. Wszystkie jesteśmy w tym bardzo podobne.
Jeżeli zaczynając czytać tę książkę, uświadomisz sobie: „Jestem w dziurze i nie wiem, jak z niej wyjść”, pomyśl, że ja też w niej byłam. Wpadałam nie raz. I też nie potrafiłam się z niej wydostać. Jeżeli myślisz: „Mam dość, wysiadam!”, pomyśl, że ja też tysiące razy krzyczałam „dość”. I nawet teraz nie mam pewności, czy ta książka jest bardziej o odwadze krzyczenia „mam dość”, czy o tym, by się przyznać, że chce się wysiąść i porzucić to, co ciąży i szkodzi. Czy może o tym, by zdobyć się na odwagę, na ten krok wyskoczenia z pociągu, czy bardziej o tym, by jednak spróbować w nim zostać i odważnie przejąć kontrolę nad trasą, bez wcześniejszego kursu jazdy. James Bond tak może, to dlaczego nie ja czy ty. Jednak na pewno książka jest o tym wszystkim prawdziwym, trudnym, co nam się przydarza przy okazji życia. Jak i o tym, że obok tych trudów może się znaleźć przestrzeń na #nażyćsię.
Dzieląc się z tobą wskazówkami o tym, jak żyć czy jak nie żyć, żeby #nażyćsię, zakładam, że część z nich będzie dla ciebie jak balsam na duszę czy plaster na złamane serce, a część okaże się nieskuteczna, totalnie nietrafiona, tak jak bywają przypadkowe zakupy w internecie. Już dziś biorę to ryzyko na klatę. Trudno, będę z tym żyć. Dlatego, uczciwie przyznam, nie możesz tej książki traktować jak przepisu na zmiany czy sprawdzonego algorytmu. Potraktuj ją jak przewodnik, który napisała towarzyszka wielu podróży, obserwatorka czyichś zmagań, ale też bohaterka dramatów zakończonych happy endem.
Czy jest to książka dla kobiet?
Tak. Tak. I jeszcze raz TAK! Nie będę ukrywać, że do was, kobiety, do ciebie, kobieto, jest mi bliżej. Częściej z wami pracuję, częściej otwieracie przede mną swoje serca. Co więcej, mam marzenie, by ta książka była dla wszystkich kobiet – niezależnie od wieku i wykształcenia, od miejsca urodzenia i miejsca życia. Dla tych z nas, które kochają mężczyzn, ale też tych, które kochają kobiety. Dla matek i niematek. Dla tych w związkach, jak i tych bez przysłowiowej drugiej połówki – z wyboru albo dlatego, że tak wybrało życie.
Ale czy my, kobiety, bardziej niż mężczyźni chcemy #nażyćsię?
Wydaje mi się, że nam kobietom jest łatwiej (choć nadal trudno) przyznać się do tego, że chcemy się nażywać albo że nie chcemy żyć tak, jak żyłyśmy do tej pory. I nawet gdy nie wiemy, czym to #nażyćsię jest dla nas, nawet gdy tylko czujemy jego potrzebę, a samo wyobrażenie nażywania się wydaje się czymś mglistym i niejednoznacznym, to jednak zaczniemy się mu przyglądać. Odważymy się pytać siebie, pytać świat o to, czym mogłoby być. Słuchanie intuicji jest tęsknotą, za którą coraz częściej ośmielamy się iść. Jednocześnie dla mężczyzn poruszanie się w świecie potrzeb, intuicji wymieszanej z emocjami ciągle bywa trudniejsze, choć jest również możliwe. I nie piszę tego, by wzmacniać stereotypy, tylko by okazać zrozumienie i wyrozumiałość mężczyznom właśnie. Wiem, że przekazy „skup się na robocie”, „tacy ludzie jak my nie gadają o emocjach” albo „faceci nie płaczą” robiły i dalej robią dużo złego w akceptacji męskiej wrażliwości. Co więcej, z ręką na sercu zapewniam, nie raz spotkałam się z ciekawością mężczyzn co do #nażyćsię. Dlatego mam na wstępie dwie myśli albo raczej nieśmiałe wskazówki:
• Czytając tę książkę, droga kobieto, po pierwsze zastanów się nad tym, jak na poruszane tematy zareagowałby jakiś znany ci bliski czy dalszy mężczyzna – kolega z pracy, brat czy ojciec, twój chłopak, narzeczony, mąż albo partner.
• Po drugie – porozmawiaj z nim o tym. Oczywiście nie musisz, ale spróbuj. Opowiedz o swoich pomysłach na nażywanie się. Zapytaj o jego wrażenia, odczucia, przemyślenia, kiedy słyszy twoje „chcę się nażyć!”. Odsłoń przed nim emocje, jakie uruchamiają u ciebie konkretne fragmenty tej książki. Miej odwagę przyjrzeć się temu, co on przy okazji przed tobą odsłoni.
Dlaczego o tym piszę?
Bo im więcej osób będzie potrafiło się nażywać, tym nażywanie się stanie się łatwiejsze, prostsze i bardziej oczywiste. Będzie w mniejszym stopniu narażone na ocenę czy piętno porównywania się, rywalizacji. Może któraś z was uniknie krzywdzącej licytacji o to, kto może, a kto nie może się nażywać, kto zrobi to lepiej. I choć nie wątpię w to, że będziesz chciała o tej książce porozmawiać z inną kobietą, to jednocześnie zachęcam, byś porozmawiała o niej także z jakimś mężczyzną.
Dlaczego do tego zachęcam?
Bo nie chcę, by ta książka była pretekstem do budowania kolejnych podziałów na męskie czy żeńskie. Nie chcę, by zbudowała poczucie, że kobiety mogą, a panom nie wypada #nażyćsię. Wręcz przeciwnie, chcę, by była zaproszeniem do dyskusji. Do tego, byśmy wspólnie uczyli się zauważać to, czego potrzebujemy, i uznawać, że jest to prawdopodobnie potrzebą wszystkich ludzi bez wyjątku, a jednocześnie bez kobiet się nie wydarzy, nie rozmnoży. Tak, tak, nie rozmnoży się bez naszej wrażliwości, uważności, odwagi do stanięcia po stronie potrzeb i emocji. A mężczyźni mogą nas w tym wspierać, mogą na tym zyskać, mogą się od nas uczyć. Tak to widzę. Pamiętaj, boimy się tego, co nieznane. Sprawmy więc, by #nażyćsię było znane także mężczyznom.
Tak. Wiem. Już słyszę głosy krytyki. Słyszę te argumenty o niechęci do „niańczenia panów” albo „opiekowaniu się tymi, którzy nam kobietom zgotowali ten los, zbudowali świat pod siebie, w którym potrzeby kobiet nie mają wartości”. Mam świadomość, że wokół nas jest nadal bardzo wielu ludzi, kobiet i mężczyzn, dla których potrzeby i emocje nas kobiet, ba! nasze prawa nie są czymś, co należy szanować. Przekaz o #nażyćsię pewnie do nich nie trafi, nie otworzy zaryglowanych serc. Ale świat nie jest czarno-biały. Patriarchat już kruszeje i to dzieje się na naszych oczach… Rozejrzyjmy się uważnie. Wokół nas jest wielu mężczyzn, którym wpajane przez wieki stereotypy i podziały na to, co „męskie” i „żeńskie”, ciążą przynajmniej tak mocno jak nam i chętnie się ich pozbędą, robiąc odważny krok ku wrażliwości. Myślę teraz o tych wszystkich mężczyznach, którzy chodzą ze swoimi partnerkami na szkołę rodzenia, wstają w nocy do dzieci, towarzyszą nam w ciuchowych zakupach, gotują bezmięsne zupy, płaczą na filmach, a gdy chcemy jechać na wyjazd jogowy, mówią: „Jedź, zajmę się dziećmi”. Oni są, istnieją. Nie wińmy ich za grzechy przodków. Rozejrzyjmy się, zauważmy ich, zacznijmy z nimi rozmawiać. Razem możemy więcej. Wiem, że brzmi to jak kiepskie hasło wyborcze, ale prościej się nie da tego ująć. Szkoda tracić energię na zwalczanie się, gdy można spożytkować ją na ciekawość i empatię.
#nażyćsię to nie pizza – wystarczy dla wszystkich. Dla ciebie, dla mnie. Dla Kaśki, Zośki i Oli też. Ale też dla Marka i Piotra. Wystarczy. Bo #nażyćsię pięknie się mnoży dzięki dzieleniu się nim. Zapraszam więc do wspólnej uczty. Albo raczej do tańca. Jesteśmy w takim momencie dziejów, kiedy kobiety i mężczyźni uczą się tańczyć partnerski taniec, którego nie znają, którego się dopiero uczą. Czeka nas czas dostrajania się, wyczuwania się i deptania sobie po palcach. Ale nie poddawajmy się w tym tańcu. Próbujmy. To może być nasze #nażyćsię.
W tej książce znajdziesz sporo moich osobistych historii, ale jeszcze więcej historii moich Klientek i Klientów. Świadomie dbam o ich anonimowość, zmieniam ich imiona i nie podaję pełnego kontekstu ich życia. Czasem rozbudowuję bądź skracam ich historie, nie tracąc sensu i znaczenia, czasem ograniczam je do niezbędnego minimum.
Dlaczego jednak o nich piszę? Bo chcę, byś i ty przejrzała się w tych historiach, byś i ty, czytając o ich przeżyciach, myślach, emocjach i wątpliwościach, pomyślała: „O! uff! nie tylko ja”. Nosząc w głowie i sercu setki kobiecych (nie tylko) historii, wiem, że jest w nich więcej wspólnych mianowników, niż byś się spodziewała…
Ta książka jest też zaproszeniem do wzięcia oddechu wyrozumiałości dla siebie. Proszę cię więc o taką samą wyrozumiałość dla bohaterek i bohaterów przytaczanych tu opowieści.
Odnosząc się do historii osób, z którymi pracowałam, chcę uznać, uszanować i docenić ich odwagę, jaką się wykazali, sięgając po wsparcie, wyruszając w swoją rozwojową podróż. Podróż, która bywa niełatwa.
Choć zakładam, że jest to dla ciebie jasne, to i tak proszę cię o tonę życzliwości dla nich. Nie oceniaj, wspieraj, choć tylko w myślach. Jeśli odnajdziesz w tych historiach siebie, może to być przypadek, zbieg okoliczności albo potwierdzenie tego, co pisze Elizabeth Gilbert w swojej książce „Wielka magia” – otóż myśli, pomysły, ale i doświadczenia krążą między nami po całym świecie i czasami „przyklejają się” jednocześnie do kilku osób.
Marta
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
W każdej historii jest jakiś początek. Początek #nażyćsię to ten wpis z 8 stycznia 2015 roku. Opublikowałam go na moim blogu i brzmiał mniej więcej tak:
„To będzie trudny wpis. Osobisty. I bardzo, bardzo prawdziwy. Będzie to wpis, który powstać musiał i powstawał we mnie od kilku dni, a może i tygodni. Nie będzie inspirowany pracą z którymś z moich Klientów. Będzie inspirowany mną. Będzie o mnie. Będzie moim noworocznym manifestem. Wyznaniem prawdy i wiary. Będzie też wyrazem nadziei. Nadziei na nowy rok, który, mam nadzieję, będzie dla mnie łaskawszy niż ostatnie. Jestem ten wpis winna sobie. Ale też moim synom, mojemu mężowi. Trochę też mojemu bratu i jego żonie. Pewnej cioci. Ale przede wszystkim moim Rodzicom.
Miniony rok był słodko-gorzki. A raczej gorzko-słodki. Na początku bardzo gorzki. Dławiący, obezwładniający. Odbierający siły. Odbierający oddech. Na początku minionego już roku umarł nagle mój Ojciec. Tak po prostu. Z dnia na dzień. Bez pożegnania przerwał naszą wspólną historię w momencie, gdy wszystko dobrze się układało. Dobrze w końcu. Dobrze, choć dziesięć lat po śmierci mojej Mamy. Mam pecha do czwórek. Rok 2004 – Mama. Rok 2014 – Ojciec. Mama pół roku przed moim ślubem. Ojciec pół roku po ślubie mojego brata.
Co się czuje w takim momencie? Nie opowiem. Nie opiszę. Nie potrafię ubrać tego w słowa. Tym bardziej że przeżywając śmierć Ojca, żegnając się z ostatnim rodzicem i rolą dziecka, czekałam na wyniki biopsji rozstrzygającej, czy mam raka piersi. Moja Mama umarła na raka piersi… Zaczęła chorować mniej więcej w tym wieku, w jakim ja jestem teraz. Raka nie mam. Na razie. Oby nigdy.
Choć przez ostatni rok wielokrotnie brakowało mi słów, to dzięki niemu wiem jedno. I to, co wiem, czuję, potrafię już dziś opisać słowami.
Wiem jedno: chcę żyć.
Jak nigdy chcę żyć!
I nie oddam swojego życia walkowerem.
Kilka dni temu w jednej z książek uwielbianej przeze mnie Rachel Cusk (o bardzo wymownym dla mnie tytule „Po”3) trafiłam na taki cytat:
«Ja chcę żyć, wtrącam.
Nie chcę opowiedzieć swojej historii.
Chcę żyć.
Z stwierdza: Stara historia musi dobiec końca, dopiero wtedy rozpocznie się nowa».
Ten cytat jest o mnie.
Nie chcę już dalej opowiadać swojej historii. Czas postawić kropkę, zacząć nowe rozdziały. Nie chcę celebrować bólu i smutku, który jest we mnie. I będzie. I pewnie nigdy mnie nie opuści. Nie odetnę się od tych strat, bo one ciągle mnie budują. Ale nie tylko one.
Nie chcę tylko się bać, choć się boję i pewnie w wielu sytuacjach życia strach będzie mi ciągle towarzyszył. Chcę żyć!! Chcę postawić kropkę i żyć. Chcę cieszyć się zimą za oknem. Uśmiechem moich dzieci. Przytuleniem i ciepłem mojego męża. Chcę cieszyć się smakiem kawy i pysznego ciasta. Rozmowami przy stole. Chcę czerpać z relacji ze wspaniałymi ludźmi, których mam wokoło i których imiona by się tu nie pomieściły. Ci ludzie są. Widzę was – dziękuję wam za to!! Nie chcę już opowiadać mojej historii. Żyć nią. Być w niej. Chcę spojrzeć w przyszłość. Postawić kropkę, by iść dalej.
Iść dalej z ciekawością, z odwagą i świadomością, że nie wszystko, co spotkam na swojej drodze, może być źródłem radości, bo może też przynieść cierpienie, ale wolę to, niż utknąć w miejscu, ciągle przeglądać się w przeszłości i przeżywać żal po tym, co się już nie wydarzy.
Chcę mieć plany, marzenia. Chcę, by plany i marzenia miał także mój mąż, który przez te wszystkie lata jest przy mnie. Ramię w ramię przechodzimy przez kolejne wyzwania. Często jest jak tarcza, która broni przed wszystkim co trudne. Ale on też potrzebuje czasem obniżyć gardę, rozciągnąć nogi na kanapie i odetchnąć. Jego życie nie może być ciągłym strachem i walką. Choć mogę na niego zawsze liczyć, to i jego chcę zauważyć, mieć siłę, by zadbać o niego. Chcę mieć siłę, by ładować moim synom bateryjki miłości w taki sam sposób, jak naładowali mi moi Rodzice. Ale skąd ją brać, skoro żal, płacz, poczucie krzywdy mi te siły odbierają? Chcę realizować «żądanie» mojego czteroletniego synka: «Mamo, bądź zawsze zdrowa i uśmiechnięta». Ja też chcę być, a jednocześnie tak bardzo nie chcę tego uśmiechu udawać.
Niczego więcej im, nam, mi nie potrzeba… Właśnie to chcę im, nam i przede wszystkim sobie dać!
Czy chcąc żyć, zapominam o swoim smutku?
Czy chcąc żyć, zapominam o swoich Rodzicach?
Nigdy. Przenigdy.
Czasami boimy się przestać płakać, opłakiwać bliskich ze strachu, że z ostatnią osuszoną łzą zniknie pamięć o nich. Ze strachu, że wybierając przyszłość, zdradzimy tych, którzy byli przy nas w przeszłości. Ale to nieprawda. Nawet gdy łzy wyschną, pamięć zostanie. Wybranie życia, wybieranie #nażyćsię nie jest zdradą tych, których opłakiwaliśmy, wręcz przeciwnie – może być realizacją ich testamentu. Nikt z naszych bliskich prawdopodobnie nie chciałby, byśmy utknęli w żałobie po nich, żyli w niej przez resztę życia. Bliscy, ci naprawdę bliscy, życzą nam życia – jestem tego pewna, tak to czuję. A jeżeli mieliby inny plan na naszą przyszłość bez nich, to nie wiem, czy powinniśmy ten plan realizować, a ich pamięć czcić. Ci, którzy nas kochają, powinni nam życzyć, by żałoba przeżyta w bólu i w łzach była dla nas przejściem do jeszcze lepszego życia, a nie jego końcem.
Pamiętam o moich Rodzicach codziennie. Czuję ich obecność każdego dnia. Gdy patrzę w lustro, widzę nos Ojca i krótkie włosy Mamy. Gdy teraz jeżdżę na nartach, myślę o Ojcu, który uwielbiał ten sport i bardzo chciał, by jego wnuki jeździły. Uczymy dzieci jeździć, bo tak nas do tego namawiał. Ale też «boję się nart», tak jak moja Mama, która kiedyś na nartach skręciła kolano. Myślę o Ojcu, jeżdżąc samochodem i słysząc w radiu głos Wojciecha Manna, którego bardzo lubił. Słyszę Mamę za każdym razem, gdy moje dzieci się kłócą, a ja mówię do nich tak, jak ona mówiła do mnie i mojego brata: «Jesteście siebie warci!». Pamiętam o Ojcu, gdy piję herbatkę. O Mamie, gdy jem słodycze Wedla. Czy rodzice są nadal ze mną?
Są! I będą zawsze!!
Nadal odczuwam smutek, strach, nie zaprzeczam temu, co czuję. Ale czuję też gniew. Czuję go i go bardzo potrzebuję. Czuję gniew na to, co mnie spotkało, bo czuję, że chcę dla siebie czegoś innego. To dobry gniew. Daje mi moc, siłę do zmian i bardzo go potrzebuję, by żyć… By odbudować nadzieję na moje #nażyćsię.
Moje serce krzyczy: Marta! Czas na nowe rozdziały. Tak bardzo chcę żyć!!
Chcę mieć piękne i szczęśliwe życie, bo Oni, ci, których już nie ma, próbowali mnie tego nauczyć. Czas odgrzebać lekcje, które mi dawali.
Bo chcę żyć!!
Dlatego dziś kończę 2014 rok z wielką ulgą.
Dziś kończę 2014 rok, opowiadając swoją historię, ale po to, by odłożyć ją na bardzo ważną półkę… i żyć. Czasem do niej wracać, ale już nią nie żyć. Żyć z myślą o tym, co przede mną, a nie tylko za mną.
Żyć, by się nażywać, by #nażyćsię.
Dziś kończę 2014 z nadzieją, że uda mi się realizować moje postanowienie…
Pamiętaj, żeby się dziś nażyć!”.
***
Od tego się zaczęło. Od wpisu stworzonego w gniewie, strachu i łzach i puszczonego w świat z nadzieją, że gdy zacznie krążyć w sieci, stanie się dla mnie źródłem siły. I stał się…
Źródłem na tyle mocnym i zaskakującym, że zaczął odżywiać nie tylko mnie i naszą rodzinę, ale innych, bliższych, dalszych… A słowa #pamiętajżebysiędziśnażyć, w skrócie #nażyćsię, stały się przypominajką o tym, co ważne, a może i najważniejsze. By codziennie nasycać życie życiem i z jednej strony szukać w nim tego, co dobre i piękne. A z drugiej? Przyjmować, oswajać, stopniowo akceptować to, co trudne, przykre, czasem odstraszające…
Czy pisząc te wszystkie słowa, nadal się bałam? Bałam się tego, jak będzie wyglądać moje życie pełne #nażyćsię, czy będzie możliwe? TAK.
Czy miałam nadzieję, wiarę, zaufanie, że życie po stratach jest możliwe? TAK.
Co dawało mi wtedy siłę? GNIEW. Poczułam go. Poczułam gniew na to, jak poturbowało mnie życie, gniew, który dał mi moc powiedzenia: „Chcę żyć inaczej, mam odwagę i ciekawość, by spróbować! Zasługuję na tę próbę, choć nie wiem, dokąd mnie ona zaprowadzi”.
Czym jest #nażyćsię?
Niestety, muszę cię rozczarować. Nie odpowiem ci na to pytanie ani teraz, ani na 138 stronie, ani w ostatniej linijce tej książki. Moje doświadczenie pokazuje, że każda z nas rozumie #nażyćsię po swojemu. Co więcej, #nażyćsię łatwiej poczuć, niż zrozumieć. Zanim więc zacznę się z tobą dzielić, czym #nażyćsię może być (bo oczywiście mam pewne wskazówki i podpowiedzi), po prostu zadam ci pytanie:
A czym jest dla ciebie #nażyćsię?
Serio. Zacznij od siebie. Weź kartkę i pisz. Pisz z serca i pisz z sercem. Pisz pełnymi zdaniami albo hasłami. Zamknij oczy, puść ulubioną muzykę, przygotuj sobie herbatę z miodem albo nalej kieliszek wina. Zadbaj o siebie i pisz. Pisz teraz albo przez kilka najbliższych dni. Pisz bez presji, to nie egzamin, ale pisz śmiało i z czułością dla siebie.
Napisałaś? Super, to pójdźmy krok dalej. Choć ta książka nie będzie zeszytem ćwiczeń, to muszę i bardzo chcę zaprosić cię do kolejnego ćwiczenia. Weź też kredki, może mazaki, i narysuj swoje #nażyćsię. Tak, dokładnie to napisałam. Narysuj, jak się nażywasz! Narysuj siebie, gdy doświadczasz nażywania się, gdy jesteś żywa. Jak wyglądasz, gdy jesteś ożywiona? Co robisz? Jak? Bo #nażyćsię jest bardziej o tym jak niż co… Jak się wtedy czujesz?
Już słyszę głos twojego krytyka wewnętrznego czy inny wredny głos, który słyszysz w sobie. Już słyszę, jak wzdychasz i mówisz: „Ale ja nie potrafię rysować”. Do tego ćwiczenia nie musisz potrafić. Umówmy się, że cała ta książka nie jest o potrafieniu, tylko o próbowaniu i doświadczaniu. OK? Zaufaj mi, nigdy na sali warsztatowej czy w gabinecie coachingowym nie spotkałam ani Boznańskiej, ani Łempickiej. Każdy może rysować, więc i ty rysuj. Rysuj to, po czym poznasz, że się nażywasz. Jak będziesz się zachowywać, co robić, gdy uznasz to coś swoim nażywaniem się. Co będziesz czuć? Co będzie wtedy w twojej głowie, w twoim sercu?
Rysuj śmiało.
Co widzisz na swoim rysunku? Co czułaś, rysując? Nie pytam o głos twojego krytyka wewnętrznego, bo spodziewam się, że może nie być zadowolony. Pytam raczej o to, co się wyłoniło, co powstało na kartce? Jakie jest twoje #nażyćsię? Co nim jest? Zapisz swoje odpowiedzi, bo wszystkie piękne, mocne refleksje są ulotne i potrzebują dodatkowego zaangażowania ręki i oka, by zostały z nami na dłużej.
Zachęcam cię do tych ćwiczeń nie dlatego, że lubię znęcać się nad innymi. Ale dlatego, że wierzę, że każdy ma swoje #nażyćsię. Swoje własne. Swoje osobiste. Swoje indywidualne. Swoje prywatne. Swoje autentyczne.
Mimo że napisałam liczącą 320 stron książkę o tym, jak się nażywać, to i tak będę twardo stać przy tezie, że każdy ma swoje #nażyćsię. Jeżeli ta książka ma mieć jakikolwiek wpływ na twoje życie, to musisz – nie ma innej drogi – przeżyć ją sama i przeprowadzić nie tylko przez swoją głowę, ale też przez serce, ręce, ciało. Każda zmiana to nie tylko myśli, ale też emocje, doświadczanie i działanie – my psycholodzy tak to widzimy, więc czuj i działaj, czytając tę książkę, nie tylko myśl o niej.
A ja i tak obiecuję dać ci 957 895 wskazówek na to, jak się nażywać. Oto kolejna – jeżeli nawet każda z nas ma swoje #nażyćsię, każda rozumie to słowo po swojemu, to jest kilka wspólnych mianowników. Moje doświadczenia odsłoniły do tej pory te najczęściej powtarzające się w historiach kobiet, którym towarzyszyłam w nażywaniu się.
• wolność
• wybór
• mniej obowiązków i mniej list zadań
• wrażliwość, czucie emocji, wszystkich emocji!!!
• odsłanianie się
• prawda
• autentyczność
• zgoda ze sobą
• stanięcie za sobą i w swojej obronie
• spójność ze sobą i swoimi wartościami
• odwaga
• sens, poczucie sensu, a nie tylko obowiązku
• akceptacja siebie
• uznanie siebie
• uważnienie siebie – bycie ważną dla siebie
• zaufanie do siebie i do innych
• miłość
• bliskość
• przyjmowanie pomocy i wsparcia
• troszczenie się o siebie
• niezależność od opinii innych
• szansa, druga, trzecia… czterdziesta ósma i sto czternasta na dobre życie
• szczęście, nawet gdy…
• spokój w sercu, nawet gdy…
• bycie, a nie tylko działanie
• uważność na siebie i swoje potrzeby
• wyrozumiałość dla siebie
• wyrozumiałość dla innych
• radość
• śmiech, choć czasem przez łzy
• spontaniczność, dzikość
• luz
Co byś dopisała? Z czym ci się kojarzy #nażyćsię?
Jaki może być wspólny mianownik twojego nażywania się?
Świadomie nie tłumaczę tych zjawisk i pojęć. Bo jak ubrać w słowa to, co najważniejsze w życiu? Jak wytłumaczyć miłość, bliskość czy wolność? Jestem „za mała”, by się za to zabrać, by nawet spróbować. Miłość, bliskość, wolność – tego się nie tłumaczy, to się czuje, przeżywa, często dzieli z innymi. Wyrażają się w działaniu, w doświadczaniu, w ruchu. Te wszystkie piękne, wspólne mianowniki #nażyćsię rozumie się wtedy, kiedy świadomie wybiera się swoje życie, kiedy świadomie odrywa się od oczekiwań innych, kiedy idzie się za tym, co podpowiada serce, kiedy daje się sobie szansę. Wybieraj. Odrywaj się. Idź. Słuchaj, co podpowiada ci serce. Daj sobie szansę.
Jeżeli nie potrafimy ubrać #nażyćsię w słowa, to OK. Tak może być. Czasami słownik, który znamy, nie opisze w pełni tego, co dla nas ważne. Choć i tak intuicyjnie będziemy czuć, co się pod tym słowem kryje. I na tym niech polega magia słowa #nażyćsię, że nie trzeba go rozumieć – wystarczy czuć i traktować jak Gwiazdę Polarną, która wyznacza drogę i przyciąga światłem nawet w najciemniejszą noc.
Nie ma jednej definicji #nażyćsię. Każda z nas ma swoją. Ale gdybym miała się uprzeć i jakoś #nażyćsię zdefiniować, powiedziałabym, że to mieszanka potrzeb, emocji i wartości. To wielki, gęsty gar codziennych mikrowyborów, odwagi do działania, odwagi do bycia i szczerości ze sobą. To czucie, to doświadczanie życia ze wszystkimi jego odcieniami i świadome szukanie bądź kreowanie tego, co może być źródłem uśmiechu, radości spełnienia, bez odwracania wzroku od tego, co nas spotyka. To doświadczanie życia w pełni. Takim, jakie ono jest. To ogromna uważność na siebie.
Jest takie ćwiczenie, które często robię przy okazji moich warsztatów z #nażyćsię. Używam do nich kart FACES, Points of You®. Składają się z 99 czarno-białych zdjęć z twarzami ludzi z całego świata. Znajdziemy w tej talii zdjęcia dzieci, dorosłych i starców, zdjęcia kobiet i mężczyzn, przedstawicieli różnych nacji i kultur. Znajdziemy ocean emocji. Gdy korzystam z tych kart, proszę uczestniczki i uczestników, by wybrali jedno, dwa lub trzy zdjęcia osób, które według nich się nażywają. Jakie zdjęcia wybierane są najczęściej?
• Zdjęcia dzieci, pokazujące radość i beztroskę.
• Zdjęcia starców, pokazujące dystans, akceptację, spokój.
• Zdjęcia pokazujące bardzo silne emocje, od radości po gniew.
Te trzy powtarzające się motywy to dla wielu z nas kwintesencja #nażyćsię. Mieć w sobie radość, wolność, beztroskę i spontaniczność dziecka. Jak my za tą beztroską potrafimy tęsknić! Mieć w sobie mądrość starca, mądrość wybierania tego, co ważne, i odcinania się od opinii innych. Mieć w sobie spokój i akceptację tego, czego się doświadcza, co się spotyka. I czuć. Czuć mocno, bez zahamowań. Czuć, nie tłumić! Pozwalać sobie i na czucie, i na pokazywanie tego czucia. To bycie w pełni człowiekiem, świadomym swojego człowieczeństwa, akceptującym je. Bo jak pisze Glennon Doyle w książce „Nieposkromiona”: „Nie wiedziałam, że powinnam czuć wszystko. Myślałam, że powinnam czuć szczęście”4. Nie daj sobie wmówić, że #nażyćsię to tylko wpuszczanie do swojego serca szczęścia – to przeżywanie wszystkiego.
Jeszcze raz wrócę do pytania:
Jakie jest twoje #nażyćsię?
Jakie zdjęcia, twarze ty byś wybrała? Czy twoje #nażyćsię byłoby o radości, której dawno nie czułaś i za którą tęsknisz? O radości, która zniknęła pod grubą warstwą… strachu, złości, żalu, frustracji, wstydu czy rozczarowania. A może o dystansie, akceptacji czy spokoju, którego potrzebujesz, bo rzeczywistość i oczekiwania innych wciągają cię jak wir rwącej rzeki? A może wybrałabyś żywość emocji i autentyczne ujawnianie siebie, prawdę o tym, co od dawna czułaś, ale nie chciałaś się do tego przyznać.
Jeśli czytasz tę książkę w tramwaju czy autobusie, podnieś wzrok i popatrz na ludzi na ulicach. Może trafisz w ten czas, kiedy nie ma obowiązku noszenia maseczek. Popatrz na twarze ludzi wokół ciebie. Kogo widzisz? Kto z nich się nażywa? Jeżeli jesteś w domu, wyjdź na ulicę, popatrz uważnie na tych, którzy cię mijają. Albo zamknij oczy. Pomyśl o ludziach, których znasz – kto z nich się nażywa i dlaczego? A kto jest przeciwnością #nażyćsię i dlaczego?
#nażyćsię to pięć pozornie prostych, choć w realizacji trudnych, momentami milowych kroków:
1. Tworzenie własnej definicji #nażyćsię, nie zawsze wyrażonej w słowach, nie zawsze racjonalnej, nie zawsze składnej. Odrzućmy, że #nażyćsię takie ma być.
2. Zobaczenie, w jakim punkcie jestem, z jakiego punktu startuję. Na ile #nażyćsię jest obecne dziś w moim życiu?
3. Określenie tego, czego JA (ja, ja, właśnie ja) potrzebuję, by się nażywać. Co potrzebuję zmienić w sobie, robić albo nie robić, robić inaczej, by zacząć się nażywać? Zobaczenie tego, jakie działania ja powinnam podjąć, by #nażyćsię.
4. Odpowiedzenie na pytanie, dlaczego tego jeszcze nie robię. Co jest w tym dla mnie trudnego? Co mnie blokuje? Jakiej odwagi i do czego potrzebuję, by #nażyćsię stawało się obecne w moim życiu?
5. Działanie i wytrwanie w działaniu pomimo wspomnianego „wiatru do portu”. Bycie zaangażowaną w życie i nażywanie się. Bycie wierną swojemu #nażyćsię.
Moim zadaniem nie jest powiedzieć ci, jak się nażywać, jak żyć z #nażyćsię. Moim zadaniem jest tylko zapytać cię, jak ty chcesz żyć, jak ty chcesz #nażyćsię? I skierować twoją uwagę na to, dlaczego tego nie robisz i czego potrzebujesz, by zacząć i być temu wierną.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
1 Żeńskie formy nazw zawodów budzą czasem rozbawienie, niesmak, niechęć. We mnie zaś – wyłącznie dumę i przekonanie o słuszności. Ja sama stałam się miłośniczką żeńskich końcówek w nazwach zawodów na prośbę moich cudownych Klientek, zachęcona przez kobiety, z którymi pracuję, i pewnie nigdy bym się na to nie odważyła, gdyby nie ich śmiałe wsparcie i poczucie, że zaczynając stosować żeńską formę tego i tak dość kontrowersyjnego zawodu, robię to nie tylko dla siebie. Zdecydowałam się na taką formę zapisu (w użyciu jest również „coachka” czy „coacherka”), ponieważ niesie dla mnie dobre, mocne skojarzenia: wilczyca, czarownica. Jako mamie blisko mi do wilczycy, to opinia moich synów, jako kobiecie i „wspieraczce” innych kobiet – do czarownicy. Apostrof w formie coach’yca, który przekornie stosuję na przykład na mojej stronie, choć z formalnego punktu widzenia zbędny, ma na celu zaakcentowanie tego żeńskiego pierwiastka. Dodaje mi sił, choć też przyciąga większą uwagę i budzi językowe kontrowersje.
2 Niebawem wyjaśnię ci pojęcie „areny życia” (s. 93).
3 Rachel Cusk, Po. O małżeństwie i rozstaniu, przeł. Agnieszka Pokojska, Czarne, 2013, s. 125.
4 Glennon Doyle, Nieposkromiona, przeł. Irmina Lubowiecka, wyd. Sensus, 2021, s. 64.