Nieład, czyli iluzja sprawiedliwości - Jacek Dubois - ebook

Nieład, czyli iluzja sprawiedliwości ebook

Jacek Dubois

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Opowiadania zebrane w tej książce są literacką fikcją, a opisane w niej postaci nigdy nie istniały. Jednak w większości wypadków inspiracją był jakiś epizod z mojego życia zawodowego.

Jacek Dubois

Laik niemający wiele do czynienia z prawem wierzy, że sądy to ostoja sprawiedliwości i ładu społecznego. A tu student układa perfidny plan nieuczciwego zdobycia ogromnych pieniędzy, by założyć klub jazzowy i punkt po punkcie go realizuje. Piękna oszustka tak manipuluje sędzią, że jej wspólnik fałszerz obrazów unika kary. Bezwzględny, psychopatyczny prokurator wskutek intrygi zostaje skompromitowany i trafia do aresztu, a podszywający się pod policjanta mężczyzna w końcu ponosi zasłużoną karę.

Nieład, czyli iluzje sprawiedliwości to zbiór piętnastu opowiadań pokazujących, że prawo nie zawsze musi być sprawiedliwe, a umiejętnie wykorzystywane może prowadzić do skutków skrajnie odmiennych niż zakładali jego twórcy. Wszystkie opowiadania są intrygujące i zmuszające do myślenia, przestrzegają też przed ferowaniem pochopnych wyroków.

Jacek Dubois to jeden z najwybitniejszych współczesnych adwokatów, który pasję wykonywanego zawodu łączy z pasją pisania. Jako pisarz zadebiutował opowiadaniami sensacyjnymi dla młodzieży („A wszystko przez Faraona”, „Koty pustyni”, „Sfinks w (o)błędzie”). Jego książki nominowane były m.in. do Nagrody Ibby oraz przetłumaczone  m.in. na języki chiński. Mecenas Jacek Dubois jest również autorem zbiorów felietonów „Koktajl z paragrafów” i „Mordowanie na ekranie”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 379

Oceny
4,3 (12 ocen)
5
6
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ArturGerard

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajne opowiadania pokazujące, że nic nie jest takie oczywiste. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś przeniesie je na ekran.
00

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

1

PRZYWIĄZANIE

Robert z wściekłością uderzył pięścią w szybę budki telefonicznej. Gdzie ona jest? Najpierw dzwonił do niej z telefonu komórkowego, a teraz zakładając, że nie odbiera połączeń od niego, wszedł do budki telefonicznej przed jej domem i próbował dodzwonić się z nieznanego numeru. Jednak poczta głosowa do znudzenia powtarzała: „Nie mogę z tobą rozmawiać, zostaw wiadomość”. Wystukał jej numer domowy, nie podniosła słuchawki. Była druga w nocy. Imieninowa herbatka u cioci Danusi, na którą poszła z mamą, nie mogła trwać tak długo. Był pewien, że nic złego jej się nie przytrafiło, bo obdzwonił wszystkie szpitale w mieście. Usiadł na ławce i z odległości kilkudziesięciu metrów obserwował drzwi jej domu. Będzie czekał do skutku. Musi się dowiedzieć, gdzie była.

Poznali się dwa lata wcześniej na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego. On był na drugim roku socjologii, ona właśnie zaczęła studiować dziennikarstwo. Roberta fascynowała wówczas fotografia. Nie rozstawał się z aparatem Hasselblad, który dostał od rodziców tuż po maturze. Chciał zorganizować na wydziale wystawę swoich fotografii. To miały być portrety. Wałęsał się po uniwersytecie w poszukiwaniu modeli. Dziewczyna siedziała na drewnianej ławce i rozmawiała przez telefon. Kiedy ją zobaczył, wiedział, że bez niej nie będzie wystawy. To zmobilizowało go do działania. Sięgnął po aparat i udając, że fotografuje mury uczelni, zrobił jej kilka zdjęć. Nie był zadowolony z efektu, z jej twarzy można było wydobyć więcej, jeżeli zgodziłaby się pozować.

– Cześć, chciałbym ci zrobić kilka zdjęć – powiedział, siadając obok niej.

Dziewczyna się roześmiała.

– Doskonale znam dalszy ciąg tej kwestii. Gdzieś niedaleko masz studio fotograficzne i zapraszasz mnie na sesję zdjęciową. Dzięki tobie trafię na pierwsze strony magazynów mody. Potem powiesz, że mam piękne ciało, które trzeba uwiecznić. Nic z tego, znam te sztuczki. I znam fotografów, bo pracuję jako modelka.

– Nie mam studia fotograficznego i nie chce iść z tobą do łóżka – odparł, patrząc jej w oczy.

Z tym ostatnim to trochę przesadziłem, przyznał w duchu. Ale to jeszcze nie ten etap znajomości.

– Zamierzam zorganizować wystawę moich zdjęć na wydziale, stąd ta prośba. Ale skoro nie, to trudno. Przepraszam, że zawracałem ci głowę. Cześć.

– Poczekaj. Mam za dużo głupich propozycji, dlatego tak zareagowałam. Nie wyglądasz na podrywacza. – Dziewczyna popatrzyła na aparat. – A więc zgoda. Kto wie, może staniesz się Robertem Capą dwudziestego pierwszego wieku. – W jej słowach brzmiała lekka kpina, ale Robert się tym nie przejął.

Wystawę udało mu się zorganizować, a zdjęcie dziewczyny trafiło do branżowego czasopisma. Chętnie by jej te fotografie pokazał, ale nie wiedział nawet, jak się nazywa. Spotkał ją dopiero po kilku tygodniach.

– Mam dla ciebie parę zdjęć – zagadnął. – Jedno z nich opublikowało czasopismo poświęcone fotografii. Będzie ci się podobało.

W pierwszej chwili go nie poznała, ale rzut oka na hasselblada sprawił, że przypomniała sobie tamto popołudnie.

– Super, dziękuję, a jak się udała wystawa?

Chwilę porozmawiali, a kiedy się rozstawali, poprosił ją o adres mailowy. Dzięki niemu dowiedział się, że na imię ma Magda. Wieczorem przesłał jej jedno zdjęcie. Następnego dnia dostał wiadomość: „Bardzo ładne. Dziękuję. M.”. Wysłał więc kolejne. Odpowiedź była równie krótka.

Ta zabawa trwała przez tydzień – on wysyłał zdjęcie bez komentarza, ona lakonicznie odpowiadała. W końcu Robert napisał, że dostała już wszystkie zdjęcia, jakie miał.

„I co teraz?” – nadeszło w odpowiedzi. Wczytywał się w te słowa, próbując odgadnąć intencje dziewczyny. „Gdyby chciała mnie spławić, nie zadawałaby pytania” – przekonywał sam siebie. W końcu zaproponował spotkanie. Na pierwszej randce wypili kawę, a potem Robert odprowadził ją do domu.

Pół roku później był już pewien, że spotkał kobietę, z którą chce spędzić resztę życia. Uznał, że powinni się zaręczyć, więc musi kupić pierścionek. Problem polegał na tym, że Magda jego zdaniem zasługiwała na coś wyjątkowego, ale taka biżuteria była poza jego finansowym zasięgiem. Na szczęście miał w Norwegii wuja, który już dawno proponował, że znajdzie mu tam pracę. Wyjazd oznaczał rozstanie z Magdą, Robert jednak pojechał, bo dzięki temu miał nadzieję związać się z nią na zawsze. Dwa miesiące spędził na kutrze rybackim, po czym wrócił z ponadkaratowym diamentem oprawionym w białe złoto. Oświadczył się na wydmach nad morzem. Gdy ukląkł przed Magdą, najpierw zaniemówiła, a potem zaczęła płakać.

– Co się stało? – Jej łzy go przeraziły.

– To ze wzruszenia. Jest piękny, o takim marzyłam, jak byłam dziewczynką.

– Więc wyjdziesz za mnie? – naciskał.

– Kocham cię, Robercie, ale to dla mnie za wcześnie. Jesteśmy dopiero dużymi dziećmi.

Ale on nie rozumiał tego. Był pewien swojej miłości i tego samego oczekiwał od Magdy. Dwa miesiące harował na kutrze, żeby kupić jej najpiękniejszy pierścionek, a ona odmawia.

– A więc mnie nie kochasz? – spytał.

– Nic nie rozumiesz. – Odsunęła się od niego. – Kocham cię, tylko nie chcę niczego przyśpieszać.

– Ale nie ma nikogo innego? – upewnił się.

– Nie, głuptasie. Gdybym kiedyś pomyślała o innym, powstrzymaj mnie.

Robert musiał pogodzić się z decyzją Magdy. Robił jednak wszystko, by przyśpieszyć moment, w którym jego dziewczyna uzna, że jest gotowa do małżeństwa. Starał się jak najczęściej z nią przebywać, przychodził w czasie przerw między wykładami, obiecał, że będzie jej towarzyszył podczas praktyk studenckich, wpadał na jej sesje. Co kilka dni sondował, czy nie zmieniła zdania. Przyjął prostą zasadę, że im więcej, tym lepiej.

Od miesiąca Magda wraz z mamą odwiedzała chorą ciocię Danusię, o której wcześniej nie wspominała ani słowem. Zastanawiał się, dlaczego nagle stała się taka rodzinna. Chciał jeździć do chorej krewnej razem z nimi, ale się nie zgodziły. Dziś pojechała na imieniny cioci i do tej pory nie wróciła. Z rozmyślań wyrwał go odgłos zatrzymującego się samochodu. To był jeep cherokee. Wysiadła z niego Magda i na pożegnanie pomachała kierowcy ręką. W pierwszym odruchu chciał do niej podbiec. Powstrzymał się jednak i zapisał numery rejestracyjne auta. Odczekał kilka minut i ponownie zadzwonił na jej telefon komórkowy. Bez skutku. Poszedł do wejścia i nacisnął domofon. Także nic. Uznał, że będzie musiał to z nią wyjaśnić.

Magda po wejściu do mieszkania włączyła telefon. Policzyła, że Robert dzwonił dwadzieścia dziewięć razy. W tym momencie zadzwonił znowu. Ze złością rzuciła komórkę na kanapę. Po chwili odezwał się domofon. Usiadła na kanapie i ukryła twarz w dłoniach. Nie wiedziała, jak wydostać się z tej matni.

Dwa lata temu, kiedy się spotkali – dziś już zaczynała tego żałować – była w nim bardzo zakochana. Wszystko zaczęło się psuć po jego powrocie z Norwegii. Tak ją zaskoczył oświadczynami i pierścionkiem, że być może zraniła go swoją reakcją. Potem już było tylko gorzej. Zniknął pogodny chłopak, którego znała. Zaczął się nią obsesyjnie opiekować. Nieustannie był blisko, czuła, że ją osacza. Przeszkadzał jej nawet w pracy, udzielając rad zawodowym fotografom, bo przecież tylko on wiedział, w jakim świetle Magda wygląda najlepiej. Dwukrotnie doszło do przepychanek w kawiarniach, gdy Robert ubzdurał sobie, że uśmiechnęła się do jakiegoś chłopaka. Postanowiła zakończyć ten związek, ale wysyłane przez nią sygnały nie docierały do Roberta. Ostatnie miesiące były dla niej trudne. Musi zebrać się na odwagę i powiedzieć mu wprost, że to koniec. Im szybciej, tym lepiej. Artur, szef agencji reklamowej, z którym była dziś na kolacji, mógł okazać się antidotum na kiepski nastrój i rozterki.

Rano Robert poszedł do Magdy na wydział. Zdawał sobie sprawę, że drogi samochód, którym wróciła w nocy do domu, nie wróżył niczego dobrego. Zobaczywszy Roberta, dziewczyna uznała, że to dobry moment, by zakończyć ten związek. Niestety, obok pojawiły się koleżanki i chcąc uniknąć publicznej awantury, Magda postanowiła zaczekać na bardziej sprzyjającą chwilę.

– Dlaczego nie odbierałaś telefonu? – spytał z pozornym spokojem.

– Wyciszyłam go u cioci, a potem zapomniałam włączyć – skłamała.

Robert wiedział, że oszukuje. Zamierzał wrócić do tej rozmowy, gdy dowie się czegoś więcej. Od kumpla pracującego w urzędzie komunikacji dowiedział się, że samochód, który wczoraj odwiózł Magdę, należy do Artura Bagińskiego.

Wczesnym rankiem podjechał pod dom, w którym mieszkał właściciel auta. Na pobliskim parkingu odnalazł oliwkowego jeepa cherokee. Zaparkował tak, by móc obserwować parking, i czekał. Po godzinie zobaczył zbliżającego się do samochodu wysokiego mężczyznę. Przyciągał uwagę długimi czarnymi włosami spadającymi na ramiona. Był ubrany w ciemną aksamitną marynarkę i fioletowe buty od Prady, wokół szyi miał okręcony jedwabny szal. Robertowi bardziej przypominał manekin z wystawy domu mody niż żywego człowieka.

Mężczyzna prowadził bardzo szybko, jadący za nim starym oplem Robert kilka razy stracił go z oczu. Nie zgubił go jednak, bo poranne korki spowalniały ruch. Jeep zatrzymał się przed dużą willą na Mokotowie, w której – jak informowała tabliczka przy furtce – znajdowała się agencja reklamowa. Robert kilka następnych godzin spędził w samochodzie zaparkowanym przy wejściu do biura. Włączył laptop i bez trudu dowiedział się, że właściciel oliwkowego wozu jest prezesem agencji specjalizującej się w reklamie ekskluzywnych marek odzieżowych. A więc Magdy nie odwiózł do domu ktoś przypadkowy, na przykład kuzyn, który też przyszedł złożyć cioci życzenia. Rozważania na temat wierności narzeczonej przerwało mu jej pojawienie się przy wejściu do agencji. Drzwi się otworzyły i na spotkanie Magdzie wyszedł Artur Bagiński. Sposób, w jaki się przywitali, pozbawił Roberta resztki złudzeń. Sięgnął po aparat i zrobił im serię zdjęć. Weszli do restauracji, która mieściła się w sąsiedniej willi, i spędzili tam godzinę. Pożegnanie było równie czułe jak powitanie. Robert nadal siedział w samochodzie, czekając aż Artur wyjdzie z pracy.

Bagiński po opuszczeniu firmy pojechał na Myśliwiecką. Usiadł na ławce w parku, a Robert ukryty za drzewem obserwował go z aparatem w dłoni. Po jakimś czasie do Artura przysiadł się niedbale ubrany młody chłopak. Sprawdził, czy nikt ich nie obserwuje, i z plecaka wyjął plastikową torebkę z białym proszkiem. Artur schował ją do kieszeni, po czym wręczył chłopakowi banknoty wyjęte z portfela. Następnym przystankiem był bar sushi, a potem sklep z alkoholami. Rywal w końcu podjechał pod swój dom, zostawił samochód i wszedł na klatkę schodową. Robert obserwował okna, trzydzieści sekund później w jednym z nich na parterze zapaliło się światło. Wiedział już, gdzie facet mieszka. Ale czekał dalej. Po półtorej godziny zobaczył Magdę. Wszystko było jasne.

W domu Robert otworzył butelkę whisky, jednak dwie kolejne szklaneczki nie przyniosły pożądanego efektu. Włączył telewizor i bezmyślnie wpatrywał się w ekran, obserwując australijskich farmerów przeganiających z pastwiska stada owiec. W końcu wyłączył telewizor, nalał sobie jeszcze jedną szklaneczkę i myślał. Po pewnym czasie w głowie zaczął układać mu się plan. Następnego dnia pojechał po zakupy do centrum handlowego, po czym zdecydował się odwiedzić Magdę. Była w domu i wpuściła go na górę.

Wizyta Roberta zaskoczyła Magdę. Wczoraj wieczorem wyłączyła telefon, żeby nie słyszeć co pięć minut dźwięku dzwonka. Potem ze zdumieniem stwierdziła, że Robert nie odezwał się przez cały wieczór. Czyżby w końcu zrozumiał, że to koniec? Ucieszyło ją to. Radość przerwał jednak dzwonek domofonu. To był Robert. Może przyszedł po swoje rzeczy, pocieszała się. Tak czy inaczej, winna mu była pożegnalną rozmowę. Wcisnęła klawisz otwierający drzwi klatki schodowej. Trochę spanikowana zastanawiała się, jak się zachować. W końcu zdecydowała, że będzie miła, uprzejma, ale stanowcza i da mu jasno do zrozumienia, że ich związek się skończył. Gdy otworzyła drzwi, Robert bez słowa wszedł do środka. Zdjął z ramienia torbę i zaczął z niej wyjmować przedmioty kupione w centrum handlowym.

– Co to jest? – spytała zdziwiona na widok tego, co przyniósł.

Nie odpowiedział. Nawet na nią nie spojrzał.

– Po co ci to? Wyjdź z mojego mieszkania – krzyknęła teraz już naprawdę przestraszona.

Kiedy wszystko leżało na stole, Robert mógł przystąpić do pracy. Najpierw musiał jednak uciszyć Magdę, w takim hałasie nie mógł się skupić. Złapał ją za ramiona i pchnął na łóżko. Dostrzegł w jej oczach przerażenie, nigdy wcześniej nie użył wobec niej siły. Sięgnął po grubą taśmę samoprzylepną, przekręcił Magdę na brzuch, po czym mocno owinął jej taśmą nadgarstki rąk za plecami.

– Robert, co ty robisz? Puść mnie!

Nie odezwał się. Teraz taśmą samoprzylepną skrępował jej nogi.

– Ratunku!!! – krzyknęła.

Lewą ręką zakrył jej usta, a potem zakleił je kawałkiem taśmy. Było jej niedobrze, dusiła się, z oczu płynęły jej łzy. Na Robercie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Podszedł do stołu, wziął z niego maszynkę i zaczął metodycznie golić jej głowę. Po kilku minutach było po wszystkim. Dopiero teraz po raz pierwszy się do niej odezwał.

– Powiedziałaś, że nigdy mnie nie zdradzisz, a jeśli kiedyś pomyślisz o innym, to mam cię powstrzymać. Pamiętasz? Nie dotrzymałaś obietnicy, więc ja spełniłem twoją prośbę.

Magda nie mogła się skupić na tym, co on mówi. Bardzo się bała i otępiałym wzrokiem wpatrywała się w leżące na łóżku włosy. Przerażona zobaczyła, jak Robert z jej biurka wziął nożyk, którego używała do cięcia papieru. Co on jeszcze zamierza zrobić?

– Tym możesz przeciąć taśmy. – Położył nóż obok niej.

Po uwolnieniu się wybiegła z mieszkania. W głowie miała jedną myśl: „muszę iść na policję”. Nie dlatego, żeby się mścić. Po prostu bała się, że on wróci. Na klatce schodowej przypomniała sobie, jak teraz wygląda. Wróciła. Wełniana czapka nie była odpowiednia na tę porę roku, ale zakrywała łysą głowę. Biegnąc ulicą, miała wrażenie, że wszyscy jej się przyglądają. Oficer dyżurny przyjął ją po dwóch godzinach. Gdy powiedziała, że chce złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez swojego byłego chłopaka, policjant nie wykazał entuzjazmu.

– Do swoich spraw nie powinniście mieszać policji. Dziś się pokłóciliście, a jutro się pogodzicie i przyjdzie pani prosić, żebyśmy umorzyli postępowanie.

– Nigdy się z nim nie pogodzę.

W końcu oficer przyjął zawiadomienie. Rozpłakała się, gdy poprosił, żeby zdjęła czapkę i pokazała, co zostało z jej włosów.

Robert popołudnie spędził w domu przed telewizorem. Gdy usłyszał dźwięk dzwonka, odetchnął z ulgą. Czekał na nich. Jeśli do mnie tak się guzdrali, to nic dziwnego, że bez trudu wymykają im się prawdziwi przestępcy, pomyślał.

– Pan Robert Kern? – Policjanci upewnili się co do jego tożsamości. – Jest pan zatrzymany pod zarzutem napaści na panią Magdę Wanet.

Robert nie zadając żadnych pytań, poszedł z policjantami. Pierwszy raz w życiu znalazł się w komisariacie. Przestraszył go surowy wystrój pokoju przesłuchań: małe pomieszczenie z obdrapanymi ścianami, pod sufitem lampa, która zapewne pamięta początki elektryfikacji, i prosty stół z metalowymi nogami. Robertowi kazano usiąść naprzeciw policjanta, na niewygodnym stołku bez oparcia. Funkcjonariusz rozpoczął przesłuchanie.

– Co pan robił dziś około dwunastej?

– Byłem u mojej narzeczonej Magdy Wanet.

Policjant protokołował, dwoma palcami wystukując na klawiaturze odpowiedzi.

– Co robiliście?

– Dowiedziałem się, że ona mnie zdradza. Ja ją tak bardzo kocham, a ona mnie zdradziła! – W geście rozpaczy zakrył twarz dłońmi. – Pokłóciliśmy się.

Policjant ciężko westchnął. Miał ochotę iść już do domu, a musiał zajmować się miłosnymi problemami dzieciaków. Na szczęście chłopak pozbierał się i mówił dalej.

– Kiedy się o tym dowiedziałem, postanowiłem z nią zerwać. Nie potrafiłbym żyć z dziewczyną, która mnie zdradza. Powiedziałem jej, że to koniec, a ona dostała histerii. Groziła, że jeśli odejdę, popełni samobójstwo. Przestraszyłem się, że naprawdę coś sobie zrobi. A potem zażądała, żebym ogolił jej głowę, bo za to, co zrobiła, musi ponieść karę. To miała być pokuta. Nie chciałem, ale strasznie płakała, wpadała w coraz większą histerię. Nie wiedziałem, jak ją uspokoić, i w końcu się zgodziłem. Teraz widzę, że dałem się wrobić jak dziecko. Ona to zaplanowała.

Policjant odetchnął z ulgą. Chłopak się przyznał, popołudnie będzie miał wolne. Całą sprawę udało się rozwiązać w niespełna dwie godziny. Nawet mu współczuł. To parszywe uczucie dowiedzieć się, że narzeczona idzie z innym do łóżka. Oczywiście nie uwierzył, że to ona kazała sobie obciąć włosy. Zastanawiał się, co zrobić z tym młodym człowiekiem – jest spokojny, nie stawiał oporu przy zatrzymaniu, przyznał się. Kazał mu podpisać protokół i puścił do domu.

– Tylko trzymaj się od niej z daleka. Jeśli dziewczyna będzie się skarżyć, że ją prześladujesz, trafisz za kratki – powiedział na zakończenie.

Dwa dni później Magda szła na spotkanie z Arturem. Przeczuwała, że nie będzie zachwycony tym, jak teraz wygląda. Intuicja jej nie myliła. Artur wymawiając się nagłymi obowiązkami, szybko zakończył spotkanie, obiecując, że zadzwoni wieczorem. Ale nie zadzwonił. Przepłakała pół nocy. O nim też chciała jak najszybciej zapomnieć. Na myśl o jakimkolwiek mężczyźnie robiło jej się niedobrze.

Wezwanie do sądu na rozprawę Robert dostał sześć tygodni później. Był na to przygotowany, wcześniej miał kilka spotkań z adwokatem. Do sądu przyszedł ubrany w szary garnitur, białą koszulę i ciemnogranatowy krawat. Wyglądał na młodzieńca, którego każdy ojciec wymarzyłby sobie na narzeczonego dla swojej córki. Czterdziestokilkuletni sędzia z aprobatą pokiwał głową na jego widok. Gdy przyszedł czas na wyjaśnienia, Robert spokojnym głosem opowiadał historię swojego związku z Magdą. Mówił o tym, jak się poznali, o wyjeździe do pracy w Norwegii, żeby zarobić na pierścionek zaręczynowy, a w końcu o tym, jak wybranka zawiodła jego zaufanie, zdradziwszy go z innym mężczyzną. Tak jak w komisariacie, oświadczył, że kiedy się o tym dowiedział, poszedł do jej mieszkania, żeby zakończyć związek. Ona nie chciała, by odszedł, dostała histerii i żądała, by ją ukarał, ścinając jej włosy. Dopiero gdy przyszła policja, zrozumiał, że to była jej zemsta. Sędzia prawie mu współczuł – młody, kulturalny, zakochany chłopak, który zostaje zdradzony. Oczywiście nie uwierzył w końcową część opowieści, jednak w jego oczach chłopak też był stroną pokrzywdzoną. Dziewczynie włosy odrosną szybciej, niż jemu minie ból duszy, ocenił.

Potem zeznawała Magda. Zdenerwowanie zbliżającą się rozprawą sprawiło, że przez dwie ostatnie noce nie zmrużyła oka. Wyglądała, jakby do sądu przyszła po kilkudniowej imprezie. To było jej pierwsze spotkanie z Robertem, od czasu gdy ściął jej włosy. Zaczęła trząść się ze strachu. Nie mogła zebrać myśli, w końcu wykrztusiła tylko, że Robert przyszedł do niej, związał ją i ostrzygł. Po opowieści Roberta o byłej dziewczynie sędzia spodziewał się zobaczyć kobietę o uroku Audrey Hepburn. Magda – blada, rozdygotana, z podpuchniętymi oczami – bardzo się różniła od tego wyobrażenia. Widząc, że dziewczyna sama nic więcej nie powie, zaczął zadawać jej pytania.

– Jak długo byli państwo parą?

– Prawie dwa lata.

– Czy w tym czasie spotykała się pani z kimś innym?

Magda zastanawiała się, co powiedzieć. Spotykała się, ale dopiero wtedy, gdy już nie chciała być z Robertem. Próbowała mu powiedzieć, że to koniec, lecz on nie przyjmował tego do wiadomości. Nie zdradziłaby Roberta, gdyby nie jego chorobliwa zazdrość. Tylko jak to wszystko wytłumaczyć sędziemu? Nie chciała roztrząsać publicznie ich relacji i swoich uczuć, dlatego postanowiła niczego nie tłumaczyć. Uznała, że im prościej i krócej będzie odpowiadać, tym szybciej ten koszmar się skończy.

– Tak – przyznała.

Gdy wychodziła z sali, czuła, że wszyscy patrzą na nią jak na ladacznicę, która wzgardziła uczuciami oddanego jej mężczyzny. Po krótkich przemówieniach stron sąd wydał wyrok. Uznał oskarżonego winnym i uwzględniając wszystkie okoliczności łagodzące, skazał go na tysiąc złotych grzywny. Robert wyszedł z sądu zadowolony. Scenariusz, który omawiał przed sprawą ze swoim obrońcą, sprawdził się w stu procentach.

Do agencji reklamowej na Mokotowie pojechał już po uprawomocnieniu się wyroku. Czekał na Artura. Podszedł do niego, gdy jego były rywal wychodził z pracy.

– Chciałbym z panem chwilę porozmawiać.

– Czy my się znamy? – zdziwił się Artur.

– Nie, ale mamy wspólną znajomą, Magdę.

– To pomyłka. – Mężczyzna próbował go wyminąć.

– Jeśli tak, to nie będzie pan miał nic przeciwko temu, żebym te zdjęcia zaprezentował pańskiej żonie – powiedział, pokazując zrobione przed agencją fotografie, na których Artur przytula Magdę.

– To szantaż? Ile za to chcesz?

– Nie chodzi o pieniądze. Porozmawiajmy.

Usiedli w małej kawiarence kilka ulic dalej.

– Pan miał romans z moją narzeczoną – oskarżył go Robert.

– Naprawdę nie wiedziałem, że Magda jest z kimś związana. – Artur próbował się tłumaczyć. – Poznałem ją na sesji organizowanej przez moją agencję, zaprosiłem na kawę. Rzeczywiście spotkaliśmy się kilka razy. Dopiero później, kiedy przyszła ogolona do gołej skóry, powiedziała, że zrobił to jej były chłopak. Przestałem się wtedy z nią spotykać. Co pan chce za te zdjęcia?

– Małą przysługę. – Robert krótko wyjaśnił, czego oczekuje.

– Pan jest chory, pan chyba zwariował. – Artur był przerażony.

– To twoja opinia, nie podzielam jej, ale to nie ma znaczenia. Jeśli się nie zgodzisz, zdjęcia trafią do twojej żony.

– Zabiję cię, jeśli to zrobisz. – Artur zacisnął dłonie.

– Za dużo masz do stracenia.

To była prawda. Po tym, co usłyszał, powinien zawiadomić policję. Ale to by oznaczało rozwód i płacenie ogromnych alimentów. Jakiż był głupi, że korzystając z wyjazdu żony, umówił się z tą dziewczyną.

– Zakładając, teoretycznie oczywiście, że zrobiłbym to, czego pan oczekuje, żona i tak się dowie, nie ukryję tego przed nią.

Robert jako dziecko grał sportowo w szachy. Teraz, rozgrywając tę partię, też przewidział kilka następnych ruchów. Był przygotowany na taką reakcję.

– Sprawdziłem, że twoja żona, jako archeolog, wyjechała na roczny kontrakt do Afryki. Nie ma jej w Polsce, więc jeśli nie będziesz opowiadał o tym na prawo i lewo, o niczym się nie dowie. – Wytłumaczył Arturowi, jak zorganizować wszystko tak, by konsekwencje były minimalne.

– Ale oni mnie za coś takiego wsadzą do więzienia – protestował Artur.

– Nieprawda, będzie tak, jak ci mówię. Weź dobrego adwokata. – Robert podał mu wizytówkę swojego obrońcy.

– Nie ma takiej siły, która by mnie zmusiła, żebym to zrobił – podjął decyzję Artur.

Robert sięgnął po ostateczny argument.

– Twoi szefowie nie byliby zadowoleni, gdyby się dowiedzieli, że kupujesz narkotyki. Przyjrzyj się temu. –  Pokazał mu zdjęcie zrobione w Łazienkach.

Spojrzawszy na fotografię, Artur zrozumiał, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia.

Od czasu rozprawy Magda z nikim się nie widywała. Udział w procesie dużo ją kosztował, a wyrok wymierzony Robertowi wydawał się okrutnym żartem. Dobrze chociaż, że ten zazdrośnik i szaleniec zniknął z jej życia. Psycholog twierdził, że przyjdzie taki moment, kiedy uda jej się o tym zdarzeniu zapomnieć. Koleżanki widząc, że jest w nie najlepszej formie, kilkakrotnie próbowały wyciągnąć ją z domowego ukrycia, ale konsekwentnie odmawiała. Nie była jeszcze gotowa.

Kiedy w sobotnie popołudnie zadzwonił telefon, była pewna, że to któraś z przyjaciółek, ale w słuchawce usłyszała głos Artura. Przepraszał, że tak nagle zniknął. Mówił, że chciałby się z nią spotkać, żeby się wytłumaczyć. Biorąc pod uwagę to, jak się zachował, nie był wart, żeby poświęcić mu choćby jeszcze jedną sekundę swojego życia, mimo to Magda miała ochotę się z nim zobaczyć.

Kolację zjedli w Normie na placu Teatralnym. Magda była zachwycona purpurowymi różami, które jej przyniósł. Po trzecim kieliszku czerwonego wina właściwie mu wybaczyła. Nie pozwoliła jednak odprowadzić się do domu. Od tego czasu dzwonił do niej codziennie, a ona z coraz większą radością przyjmowała kolejne zaproszenia. W piątek Artur przyjechał na spotkanie samochodem prosto z pracy, więc nie pił. Po północy zgodziła się, żeby odwiózł ją do domu. W przedpokoju zsunęła z nóg szpilki, które przez cały wieczór maltretowały jej stopy. Szkoda, że Artur nie odprowadził mnie na górę, pomyślała. Domofon zadzwonił tuż przy jej uchu.

– Przepraszam, przygotowałem dla ciebie niespodziankę, czekała w samochodzie, a ja zupełnie o niej zapomniałem. Wpuścisz mnie na moment? – spytał Artur.

Wszedł i torbę, którą miał przewieszoną przez ramię, położył na stole, najpierw wyjął taśmę klejącą, a potem… Zamarła, to było jak déjà vu. Złapał ją, zanim dobiegła do drzwi, i pchnął na łóżko. Wykręcone do tyłu ręce obwiązał taśmą. To samo zrobił z nogami, potem zakleił usta. Działał metodycznie. I milczał. Kiedy ściągnął jej z głowy perukę, wpadła w odrętwienie. Wiedziała, co Artur zrobi, ale już nie próbowała się szarpać. Scenariusz był taki sam jak poprzednio – głowa ogolona na zero i rzucony na łóżko nóż do papieru, żeby mogła się uwolnić.

Dyżurny policjant drzemał, gdy na komendę wbiegła rozhisteryzowana dziewczyna. Wydała mu się znajoma, ale poznał ją, dopiero gdy ściągnęła czapkę. Niewiele można było zrozumieć z jej słów. Pamiętał, że kilka miesięcy wcześniej złożyła zawiadomienie, że napadł na nią były narzeczony. Czyżby znowu ją zaatakował? Policjant widział, w jakim jest stanie, i chciał jej pomóc.

– Czy tamten chłopak znowu panią ostrzygł?

– Nie. To był ktoś inny – wychlipała.

Policjant stał się ostrożniejszy.

– Chce pani powiedzieć, że tym razem została pani ostrzyżona przez innego mężczyznę? Dziewczyna pokiwała głową.

Oficer odebrał od niej zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, z którego wynikało, że przydarzyło jej się identycznie to samo co kilka miesięcy wcześniej. Nie potrafiła jednak wyjaśnić, dlaczego zrobił to jej kolejny chłopak. Po odebraniu zeznań od dziewczyny policjant uznał, że musi poznać relacje drugiej strony konfliktu.

Rano funkcjonariusze przyszli do Artura. Otworzył zaspany, ale bez oporu zgodził się jechać z nimi na posterunek. Zaczęto od sprawdzenia trzeźwości podejrzanego. Nie miał śladu alkoholu we krwi. Zapytany, co robił wieczorem, przyznał się, że związał i ogolił swoją dziewczynę Magdę. Jego wersja przebiegu zdarzeń była jednak odmienna od przedstawionej przez dziewczynę.

– Spotykamy się od kilku tygodni, a wczoraj po raz pierwszy zaprosiła mnie do siebie. – Artur spokojnie zeznawał. – W pewnej chwili ją przytuliłem, ale nagle się odsunęła, powiedziała, że kiedyś zrobiła coś strasznego i do dziś sumienie nie daje jej spokoju, dlatego koniecznie musi mi o tym opowiedzieć. I opowiedziała. Podobno przez dwa lata spotykała się z jakimś Robertem. W końcu jednak postanowiła z nim zerwać, ale on nie przyjmował tego do wiadomości. Chciała się go pozbyć i wymyśliła przedziwny sposób. Płaczem i szantażem, że jeśli się nie zgodzi, ona z nim zerwie, zmusiła go, żeby ją związał, a potem ogolił jej głowę. Mówiła, że długo protestował, ale uległ, kiedy wpadła w histerię. A potem, zaraz po jego wyjściu, tak mi powiedziała, poszła na policję i zeznała, że ją napadł. – Artur zamilkł. Siedział, wpatrując się w zacinający za oknem deszcz.

– I co dalej? – Oficer zaczął się niecierpliwić.

– Jej chłopak został oskarżony i skazany – podjął opowieść Artur. – I wtedy zaczęły nękać ją wyrzuty sumienia. Powiedziała mi, że musi rozliczyć się z przeszłością i ponieść karę za to, co zrobiła. A ja miałem jej w tym pomóc i zrobić to, o co pomówiła swojego chłopaka. To miało być dla niej takie katharsis. Nie wiem, czemu dałem się na to namówić. Przekonała mnie. Rozstaliśmy się w zgodzie, wróciłem do domu. A rano przyszła do mnie policja. Więc mnie także wrobiła. Ona jest wariatką! – zakończył swoje wyjaśnienia.

Policjant nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. W końcu rozstrzygnięcie, komu dać wiarę, postanowił zostawić sądowi. Artura zwolnił do domu, a dwa miesiące później w jego sprawie wysłano do sądu akt oskarżenia.

Magda zaczęła regularnie chodzić do psychiatry. Gdy po raz pierwszy relacjonowała, co ją spotkało, sama nie mogła uwierzyć w swoje słowa. Miała wrażenie, że terapeuta też jej nie wierzy. W drodze powrotnej spostrzegła, że idący naprzeciwko mężczyzna wyjmuje z teczki duże zdjęcie. Jej zdjęcie. To, które Robert zrobił, kiedy już golił jej głowę.

– Skąd pan ma tę fotografię? – krzyknęła do mężczyzny i złapała go za ramię. On jednak zignorował ją i podszedł dalej.

Zaledwie zamknęła za sobą drzwi mieszkania, zadzwonił telefon.

– Na którą zamawia pani strzyżenie? – spytał nieznany męski głos.

Musiała wziąć dwie pastylki uspokajające, żeby zasnąć. Następnego dnia, gdy ponownie szła do psychiatry, zaczepił ją przechodzień. Zaproponował jej kupno maszynki do golenia i taśmy klejącej. Uciekła. Wpadła do gabinetu, z trudem łapiąc oddech. Opowiedziała lekarzowi, co się stało, i przyznała, że boi się wyjść na ulicę. Była kompletnie roztrzęsiona. Psychiatra zmienił jej leki i kazał przyjść za tydzień. Była już niedaleko domu, gdy w przejeżdżającym powoli samochodzie zobaczyła przyklejone do szyby swoje zdjęcie. To z ostrzyżoną głową. Nie weszła do mieszkania, pojechała przenocować do rodziców.

Artur dostał wezwanie do sądu. Przewodniczył ten sam sędzia, który orzekał w sprawie Roberta. Sprawa tak go zaintrygowała, że termin wyznaczył poza kolejnością. Z zainteresowaniem przyglądał się oskarżonemu. Spokojny, odpowiedzialny mężczyzna, każdym swoim słowem budził zaufanie. Jego wyjaśnienia były identyczne z tymi, które złożył w śledztwie. Dlaczego miałby ostrzyc tę dziewczynę? Czy to możliwe, żeby dwóch nieznających się mężczyzn w ciągu kilku miesięcy ogoliło głowę tej samej kobiecie? Sędzia miał do siebie pretensję, że w czasie poprzedniej sprawy nie potraktował poważniej wyjaśnień tamtego studenta. Wersji pokrzywdzonej nie mógł wysłuchać, nie przyszła bowiem na rozprawę, przysławszy usprawiedliwienie. Wynikało z niego, że nie może się stawić, bo uczestniczy w terapii psychiatrycznej. Sędzia zainteresowany, dlaczego pokrzywdzona korzysta z pomocy psychiatry, zwrócił się do lekarza o przysłanie jej karty leczenia.

Na następną rozprawę Magda już przyszła. Była zamknięta w sobie i na pytania odpowiadała półsłówkami. Sędzia próbował ustalić, z jakiego, jej zdaniem, powodu oskarżony mógłby ją ostrzyc. Nie potrafiła jednak tego w sposób logiczny wyjaśnić. Z dokumentacji medycznej wynikało, że leczy się w związku z depresją połączoną ze stanami lękowymi.

Prokurator ograniczył się do poparcia oskarżenia i usiadł, ocierając pot z czoła. Adwokat wygłosił rzeczowe przemówienie. Sędzia jednym uchem słuchał mów prokuratora i obrońcy, zdążył już wyrobić sobie pogląd na sprawę. Sporządzenie wyroku zajęło mu kilka minut. Artur został uniewinniony. Prosto z sądu pojechał na spotkanie z Robertem.

– Gratulacje. Żałuję, że nie mogłem być na sali. Masz – powiedział, wręczając Arturowi żółtą kopertę – to twoje zdjęcia wraz z kartą pamięci. Słowo, że nie zrobiłem kopii.

Artur postanowił zadać Robertowi to samo pytanie, które zadał podczas ich pierwszej rozmowy.

– Po co to wszystko zorganizowałeś? – rzucił, wkładając kopertę do kieszeni marynarki.

Robert zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią.

– To była kwestia lojalności – tłumaczył. – Magda poprosiła mnie kiedyś, że jeśli będzie chciała być z innym mężczyzną, mam ją przed tym powstrzymać. Myślę, że zrobiłem to skutecznie. Powinna być ze mnie zadowolona.

– Jesteś chory – skomentował Artur i nie żegnając się, odszedł.

Robert nie zamierzał z nim polemizować. Miał jeszcze jedną rzecz do załatwienia. Musiał zapłacić aktorom, których wynajął do odgrywania przed Magdą różnych scenek.

Kilka miesięcy później Robert dostał wezwanie do sądu. Po uniewinnieniu Artura jego sprawę wznowiono. Skazano go – jak uznał sąd – na podstawie zeznań świadka, który okazał się niewiarygodny. Robert został uniewinniony. W drodze do domu wstąpił do supermarketu. Kupił maszynkę do golenia i taśmę. Tak na wszelki wypadek, gdyby Magdzie przyszło do głowy coś głupiego. Pamiętał o złożonej jej obietnicy i był gotów nadal się z niej wywiązywać.

Strona redakcyjna

Copyright © 2017 Edipresse Polska SA

Copyright for text © 2017 Jacek Dubois

Edipresse Polska SA

ul. Wiejska 19

00-480 Warszawa

Dyrektor ds. książek: Iga Rembiszewska

Redaktor inicjujący: Natalia Gowin

Produkcja: Klaudia Lis

Marketing i promocja: Renata Bogiel-Mikołajczyk, Beata Gontarska 

Digital i projekty specjalne: Katarzyna Domańska

Dystrybucja i sprzedaż: Izabela Łazicka (tel. 22 584 23 51), Beata Konik (tel. 22 584 25 73), Andrzej Kosiński (tel. 22 584 24 43)

Zdjęcie na okładce: Nejron Photo/Shutterstock.com

Zdjęcie autora: Rafał Masłow

Redaktor prowadzący: Anna Kielan

Redakcja: Katarzyna Szajowska

Korekta: Bożena Hulewicz

Projekt graficzny okładki i stron tytułowych: Paweł Panczakiewicz

Skład i łamanie: Graph-Sign

Biuro Obsługi Klienta

www.hitsalonik.pl

mail: [email protected]

tel.: 22 584 22 22

(pon.-pt. w godz. 8:00-17:00)

www.facebook.com/edipresseksiazki

ISBN: 978-83-7945-811-0

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych w całości lub w części tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.