Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
HarrietLerner twierdzi, że nieszczęście jest napędzane trzema kluczowymi emocjami: niepokojem, strachem i wstydem. To zdecydowanie nieproszeni goście w naszym życiu. Gdy dojdzie do tragedii lub problemów, mogą stać się naszymi stałymi towarzyszami. Warto więc nauczyć się z nimi żyć.
Lęk może przyjść znienacka lub niezauważalnie wkroczyć do naszego życia. Autorka, dzieląc się życiowymi przypadkami, uświadamia nam, jak niepokój i strach odbiera radość życia i co możemyzrobić, aby sobie z tym poradzić.
Z poradnika dowiesz się m.in.:
– jak radzić sobie ze strachem i lękami codziennego życia
– czym jest wstyd i dlaczego rzadko o nim mówimy
– co robić, aby zachować spokój i jasność umysłu w niespokojnym i stresującym miejscu pracy
– dlaczego warto pracować z trudnymi emocjami, gdy dopada nas choroba czy strata
– kiedy „pozytywne myślenie” pomaga, a dlaczego czasami może szkodzić.
Żaden człowiek nie jest w pełni odporny na lęk, niepokój i wstyd, ale nie możemy stale unikać tych emocji. To, co musimy zrobić, to nauczyćsię we właściwy sposób na nie reagować.
Przestań więc każdego dnia się zamartwiać i zacznij żyć „tu i teraz”!
O autorce
Dr HarrietLerner jest jedną z najbardziej lubianych i szanowanych w Stanach Zjednoczonych ekspertek od związków. Znana ze swojej pracy nad psychologią kobiet i relacji rodzinnych, przez ponad dwie dekady pracowała jako psycholog w Klinice Menninger. Wybitna wykładowczyni, prowadząca warsztaty i psychoterapeutka, autorka wielu bestsellerowych książek. Jest także, wraz z siostrą, autorką książek dla dzieci. Razem z mężem są terapeutami w Lawrence, w stanie Kansas, USA. Ma dwóch dorosłych synów.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 320
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Pamięci mojej mamy, Rose Goldhor
PODZIĘKOWANIA
Moim serdecznym przyjaciołom: Jeffrey Ann Goudie, Marcii Cebulskiej, Emily Kofron, Joanie Shoemaker, Stephanie von Hirschberg, Miarianne Ault-Riché, Tomowi Averillowi i Stephanie Bryson bardzo dziękuję za wnikliwą redakcję, bezcenne rozmowy, współczucie, zachętę i nieustanne podnoszenie na duchu podczas pisania niniejszej książki.
Z tych samych powodów kieruję wyrazy bezgranicznej miłości i wdzięczności do mojego męża Steve’a Lernera oraz synów, Matta Lernera i Bena Lernera, a także siostrzenicy Amy Hofer. Naszą stale powiększającą się rodzinę Matt nazwał zbiorem „największych umysłów i najbardziej szalonych klaunów”. Tymi samymi słowami mogłabym określić zespół pisząco/redagujący.
Moja menadżerka, agentka i przyjaciółka Jo-Lynne Worley wniosła kompetencję, inteligencję i zaangażowanie do całego procesu tworzenia książki, podobnie jak do każdego przedsięwzięcia, którego się podejmuje. Od ponad dekady mogę na nią liczyć w każdym wymiarze i w każdej kwestii. Nowym członkiem załogi jest Marian Sandmaier, którego odkryłam poprzez The Psychotherapy Networker i który okazał się fantastycznym i twórczym redaktorem, zapewniającym cenne i trwałe wsparcie. Za wszelką i bardzo różnorodną pomoc słowa podziękowania kieruję do Hazel Browne, Ellen Safier, Jen Hofer, Julie Cisz, Yarrow Dunham i Mary Fulton. Wyrazy wdzięczności należą się też Mary Ann Clifft.
Dziękuję (ponownie) całemu zespołowi HarperCollins, który wydaje moje książki od niemal dwudziestu lat. Nieczęsto się zdarza, by pisarz pozostawał tak długo wierny jednemu wydawcy. Jestem szczególnie zobowiązana Gail Winston za wyjątkową pracę redakcyjną, oraz Christine Walsh, Cathy D. Hemming i Susan Weinberg oraz wielu innym pracownikom Harper, dzięki którym wciąż jestem „w druku”. Dziękuję również Willowi Staehle’owi za jego kreatywność w tworzeniu obwolut.
Dziękuję moim wspaniałym i oddanym czytelnikom, pacjentom, którzy od początku mojej pracy terapeutycznej dzielą się ze mną swoimi historiami oraz niezliczonym bezimiennym osobom, wobec których mam intelektualny i emocjonalny dług. Ogromne uściski należą się Alice Lieberman i Susan Kraus za ich pełną energii wzbogacającą przyjaźń oraz za jakże ciepłe powitanie w moim nowym domu w Lawrence (Kansas), gdy byłam wciąż w trakcie pisania książki. Wyrazy ogromnej miłości i uznania kieruję do niesamowitej Vondy Lohness, która trzymała mnie w ryzach przez dziesięć lat, zanim rozpoczęła nowe życie w Clearwater na Florydzie, co szczęśliwie nastąpiło po ukończeniu tej książki.
Podczas pisania książki zmarła moja mama, Rose Goldhor. Była dla mnie i mojej siostry Susan najbardziej kochającą i najdzielniejszą mamą na świecie, a także ciepłą, oddaną i wspaniałomyślną babcią dla Matta i Bena. Zawsze jest przy mnie obecna i to właśnie jej dedykuję tę książkę.
ROZDZIAŁ 1
Dlaczego nie można być jak kot?
– Przez strach nie robię tylu rzeczy – zauważyła moja sąsiadka, gdy wspomniałam jej, o czym będzie ta książka. Od razu zaczęła opowiadać o Carmen, swojej koleżance z pracy, która emanuje tak głębokim poczuciem spokoju, radości i bezkonfliktowości, że wszyscy chcą przebywać blisko niej. – Carmen nigdy nie odczuwa strachu czy jakichkolwiek innych negatywnych emocji. Zawsze jest zanurzona w danej chwili. Naprawdę przeżywa każdy dzień najpełniej, jak się da. – Sąsiadka przerwała na chwilę, ż eby złapać oddech, a potem wykrzyknęła: – Dałabym wszystko, żeby być taka, jak ona!
Brzmiała tak szczerze, z taką mocą akcentowała zapisane kursywą słowa, że z trudem powstrzymałam się, by nie rzucić sugestii, że może Carmen ma osobowość wieloraką (znaną również jako rozdwojenie jaźni, przyp. red.) i że jedna z nich być może siada w kącie, niezdolna wydobyć słowa z powodu doświadczanego ataku paniki. Jednak zamiast tego odparłam:
– Jedyną istotą, jaką znałam, która była całkowicie wolna od strachu, to był mój kot Felix.
Gdy żył, pragnęłam być taka jak on, na takiej samej zasadzie, jak sąsiadka chciała być taka, jak Carmen. Dlatego bez problemu mogłam się wczuć w jej sytuację.
FELIX, MÓJ WZÓR DO NAŚLADOWANIA
Felix był moim prywatnym buddystą, wzorem życia opartego na mindfulness (uważności). W chwilach zagrożenia demonstrował zdrową reakcję „walcz lub uciekaj”, ale strach czuł wyłącznie wtedy, gdy był on w pełni zasadny. Na przykład stawał się niespokojny i podenerwowany, gdy pakowałam go do transportera, ponieważ doskonale wiedział, że to oznacza jazdę do weterynarza. Jednak nigdy nie pozwolił, by strach, zmartwienia czy obsesje na jakiś temat zepsuły mu doskonały dzień.
Co innego ja. Wciąż pamiętam, jakie targały mną emocje przed zbliżającym się pierwszym w życiu odczulaniem, które miało formę zastrzyku. Przez cały poprzedzający go tydzień zapełniałam umysł przerażającymi obrazami, których treścią bez wyjątku były długie igły i niewyobrażalny ból. Moja mama, która na każdą okazję miała mądrą maksymę, poinformowała mnie, że „tchórz wiele razy umiera, zanim umrze, a człowiek waleczny kona tylko raz”. Nauczyła się tego cytatu z Szekspira od młodszego brata, gdy wyjeżdżał na front podczas II wojny światowej.
Prawdę mówiąc, te słowa nie przynosiły mi żadnego pocieszenia. W końcu jaki sens mogły one mieć dla dziewięciolatki? Nie byłam waleczna i dlaczego mama poruszała w rozmowie ze mną temat śmierci? Gdy podrosłam i rozwinęłam umiejętność myślenia abstrakcyjnego, wreszcie pojęłam, co mama chciała mi przekazać. Starała się mnie zachęcić do tego, bym była bardziej jak Felix.
Mój kot żył chwilą. Gdy się bawił, to na całego. Gdy jadł, skupiał się tylko na tym. Gdy uprawiał seks, zajęty był tylko nim, nie dając się ograniczać strachowi, poczuciu wstydu czy winy. Po kastracji błyskawicznie i w stopniu doskonałym przystosował się do nowej sytuacji. „Nie uciekniesz przed swoim przeznaczeniem” – tak moim zdaniem brzmiało jego życiowe motto.
Ta umiejętność dostosowania się w danej chwili zapewniała Felixowi jakąś formę samoakceptacji. Gdy wylizywał swoje futerko, nie martwił się, czy robi to dobrze, czy może poświęca na tę czynność zbyt dużo czasu, albo czy nie należy tego robić w miejscu publicznym, gdy przy stole siedzą goście. Nie trwonił też energii na pełne lęku rozważania, takie jak: „Czy coś jest ze mną nie tak, skoro nie potrafię bardziej owocnie i twórczo spożytkować swojego czasu?”
Ponieważ Felix nie żył życiem, którego wiodącą siłą był strach, mógł kierować się tylko tym, czego naprawdę potrzebował on sam. Gdy potrzebował kontaktu, wskakiwał mi na kolana, nie zawracając sobie głowy, czy przypadkiem moim zdaniem nie był zbyt zależny ode mnie i nie za wiele oczekiwał (szczególnie jak na kota). Z równą pewnością siebie zeskakiwał ze mnie i wychodził z pokoju, gdy przyszła mu na to ochota, nie poświęcając ani jednej kociej myśli, że może jego ostentacyjne wyjście odbiorę zbyt osobiście i poczuję się zraniona. Przykłady można by mnożyć, ale to chyba wystarczy, by zobrazować, o co mi chodzi.
Moja koleżanka socjobiolożka jest zdania, że mam skłonność do idealizowania swojego wyobrażenia na temat wewnętrznego emocjonalnego i duchowego życia Felixa, ale ja się z tą opinią nie zgadzam. Nie twierdzę, że wszystkie koty są jak Felix. Widywałam już przerażone futrzaki, które kulą się lub drapią na widok zbliżających się obcych. Jednak Felixa obserwowałam codziennie przez ponad dziesięć lat, zanim pewnego popołudnia znalazłam go martwego na werandzie z tyłu domu i jestem całkowicie pewna, że odczuwanie strachu czy wstydu po prostu nie leżały w jego naturze.
Spójrz prawdzie w oczy, jesteś istotą ludzką
Oczywiście przynależność do kociej rasy coś Felixowi odebrała. Z jednej strony był wolny od nieszczęść przypisanych naszemu gatunkowi, a z drugiej nie miał możliwości doświadczyć pozytywnych stron bycia człowiekiem, takich jak możliwość czytania pasjonującej książki czy zakochania się. Można by się zastanawiać, czy lepiej jest być kotem, czy człowiekiem, jednak po co wchodzić w tego typu rozważania? Skoro czytasz tę książkę, to znaczy, że nie jesteś kotem i nigdy nie będziesz. A w związku z tym, poza wieloma niedostępnymi kotom dobrymi chwilami, doświadczysz też całej gamy bolesnych emocji, które czynią nas ludźmi.
To oznacza, że będziesz się budzić o trzeciej nad ranem, by w panice zacząć badać swoje piersi na obecność guzków. Będziesz się zamartwiać, że córka ponownie została usunięta z ośrodka leczenia uzależnień, że partner zaczyna się tobą nudzić, że wylądujesz na ulicy, jeśli odejdziesz z pracy, że twoja pamięć z każdym dniem robi się coraz bardziej dziurawa i że jest wielce prawdopodobne, że tracisz rozum.
Możesz przygotować własną listę. Żaden człowiek nie jest odporny na niepokój, lęk i wstyd – „wielką trójkę”, która zapaskudza mam życie. To nieproszeni goście, którzy w obliczu życiowych zakrętów czy tragedii mogą się zmienić w naszych nieodłącznych kompanów.
SZEŚĆ ŁATWYCH KROKÓW POZWALAJĄCYCH OKIEŁZNAĆ lęk I OSIĄGNĄĆ STAN SZCZĘŚLIWOŚCI?
Ciężko mi opanować irytację, gdy czytam kolejne entuzjastyczne poradniki składające obietnice bez pokrycia. Uwolnij się od lęku, a poszybujesz w niebo niczym orzeł, odwrócisz proces starzenia i przyciągniesz gromadę szaleńczo seksownych i zapatrzonych w ciebie kochanków. Ostatnio pozostało mi tylko wywrócić oczami na kolejną „mądrość”, na jaką natrafiłam podczas następnej lektury: „Poczucie szczęścia jest osiągalne dla każdego w każdej chwili, niezależnie od tego, jak ciężkie jest życie”. Przekonywanie ludzi, że za pomocą kilku nowo nabytych umiejętności i bardziej pogodnego nastawienia mogą zmienić swoją rzeczywistość niezależnie od tego, jak ciężko jest naznaczona strasznymi okolicznościami, jest aroganckie i głęboko nieuczciwe.
Oczywiście każdy z nas może tak pokierować swoim życiem i sobą, by doświadczać mniej lęku i więcej spokoju i miłości. Bez wątpienia takie przedsięwzięcie jest warte wysiłku i możliwe. Medytacja, terapia, przyjaźń, twórcze zajęcia, ćwiczenia fizyczne, joga, ogrodnictwo, szczera rozmowa, czytanie czy słuchanie muzyki to zaledwie kilka z możliwych dróg prowadzących do lepszego zespolenia z samym sobą, poznania siebie, a przy okazji osłabienia krępującego nas lęku. Stosując odpowiednie praktyki, można też zmienić swój sposób myślenia. Nie jesteśmy w stanie zapobiec złym rzeczom, które się zdarzają, możemy jednak powstrzymać się od nieustającego rozważania tego, co było lub tego, jak sprawy powinny wyglądać w przyszłości, zamiast uczyć się doceniać to, co mamy w obecnej chwili. Niestety, gdy mowa o radzeniu sobie z lękiem i cierpieniem, czy nawet różnymi rodzajami stresu, które są nieodłącznymi elementami życia, nie istnieją żadne drogi na skróty.
ROZSZYFROWYWANIE LĘKU
Lęk nie jest czymś, co można pokonać lub wyeliminować – a nawet zablokować. Możemy za to bliżej przyjrzeć się przekazowi, jaki niesie. Dla większości z nas strach to rodzaj znaku stopu lub czerwonego światła, które ostrzega: „Niebezpieczeństwo! Nie wchodź!” Być może jednak warto czasem spróbować rozszyfrować ten sygnał i zastanowić się, o czym dokładnie nas informuje. Jaka jest rzeczywista natura zagrożenia? Czy należy do przeszłości, czy teraźniejszości, jest realne, czy wyimaginowane? Czy czujemy niepokój, ponieważ wkraczamy na nieznane terytorium, czy właśnie zamierzamy zrobić coś nierozsądnego?
Czasami odczuwamy lęk lub niepokój, ponieważ nasza podświadomość ostrzega nas, że na serio zboczyliśmy z drogi. Może nie należy wysyłać tego pełnego złości e-maila lub pakować się w przebudowę tej skądinąd uroczej rudery. Może nie powinniśmy spieszyć się z decyzją o nowej pracy, podróży, małżeństwie czy rozwodzie. W takich wypadkach lęk może funkcjonować jako mądry doradca, któremu należy się wysłuchanie i szacunek.
Jednak gdyby niepokój zawsze służył jako wiarygodne ostrzeżenie, być może nigdy nie wybralibyśmy się do lekarza, nie wyrazilibyśmy swojego zdania na temat, który nas bardzo osobiście porusza czy nie zakończylibyśmy nierokującego związku. Są takie chwile, gdy musimy odsunąć na bok przerażenie i z sercem walącym w piersiach podjąć działanie.
Z kolei w innych sytuacjach warto przede wszystkim zidentyfikować rzeczywiste źródło lęku – przeszłe czy obecne – które może pozostawać poza zasięgiem wzroku. Na przykład niepokój, jaki odczuwasz, gdy zastanawiasz się nad skonfrontowaniem się ze swoim współmałżonkiem może maskować dawny lęk, jaki odczuwałaś w dzieciństwie, gdy musiałaś odezwać się do ojca. Rozpoznanie rzeczywistego źródła niepokoju może pomóc ci szczerze i otwarcie porozmawiać z partnerem. Lęk jest wiadomością – czasami pomocną, czasami nie – jednak często przekazującą kluczowe informacje dotyczące naszych przekonań, potrzeb i relacji ze światem.
Jest jeszcze jeden rodzaj lęku, jaki musimy rozszyfrować – ten, którego nie odczuwamy w ogóle (a przynajmniej nie świadomie). Gdy nie jesteśmy w stanie w pełni zmierzyć się z niepokojem i rozpoznać jego prawdziwego źródła, to często pozwalamy mu sobą pokierować: kłócimy się ze współpracownikiem, besztamy dziecko dwunasty raz albo poświęcamy cały weekend na pracę nad projektem, który w piątek po południu był już wystarczająco dobry – jednocześnie cały czas przekonując się, że nasze reakcje i zachowania są w pełni racjonalne i uzasadnione.
Gdy niepokój czy lęk utrzymuje się na stale wysokim poziomie, to jego manifestacja przyjmuje znacznie poważniejszą postać, taką jak zachłanność, bigoteria, robienie z kogoś kozła ofiarnego, agresja czy inne formy okrucieństwa. W niespokojnych czasach, zarówno na gruncie osobistym, jak i społeczno-politycznym, mamy skłonność do przyjmowania idei i podejmowania decyzji nie na bazie racjonalnego rozważania, w którym bierze się pod uwagę przeszłość i przyszłość, ale w oparciu o odczuwany strach. Musimy nauczyć się rozpoznawać zachowania, które odzwierciedlają i eskalują lęk, a także posiąść umiejętność kontroli własnego lęku, aby nie stał się narzędziem do krzywdzenia – jesteśmy to winni sobie i innym.
BOJĘ SIĘ, BO ŻYJĘ
Możemy żyć w złudnym przekonaniu, że lęk nas nie dotyczy, ponieważ podejmujemy starania, by go nie doświadczać. Ograniczamy się do tego, co znane i bliskie, by otaczać się poczuciem bezpieczeństwa. Możemy nawet nie wiedzieć, że boimy się sukcesu, porażki, odrzucenia, krytyki, konfliktu, współzawodnictwa, intymności czy przygody, ponieważ rzadko stajemy w obliczu konieczności przetestowania granic naszych kompetencji i kreatywności. Unikamy lęku, unikając ryzyka i zmian. Nasze wyzwanie: gotowość do doświadczania większego lęku poprzez otwarcie się na nowe sytuacje i życie pełniejszym życiem.
Niektórzy są odporni na niepokoje i lęki, ponieważ brak im łączności ze swoimi emocjami. Przyznaję z ręką na sercu, że im zazdroszczę – zdają się nieustraszenie stawać w obliczu wszelkich problemów i je pokonywać – jednak taka „odwaga” ma swoją cenę. Uczucia idą w pakiecie, nie da się unikać czy negować tych bolesnych bez jednoczesnej utraty części tego, co stanowi o człowieczeństwie. Jeśli nigdy nie odczuwasz lęku, to jest bardzo prawdopodobne, że będziesz mieć problemy z odczuwaniem współczucia, szczerej ciekawości czy radości. Lęk nie jest „fajny”, ale bez niego twoje życie jest niepełne.
Lęk, który łączy, lęk, który izoluje
11 września 2001 r. strach wdarł się do amerykańskich domów. W ciągu paru miesięcy od ataku terrorystycznego miałam już wypełnione po brzegi dwa duże kartonowe pudła. Do jednego wkładałam artykuły prasowe traktujące o tym, jak można sobie radzić z nasilonym poczuciem bezradności w obliczu terroryzmu. W drugim znalazło się miejsce dla tekstów wskazujących psychoterapeutom, jak mogą pomóc Amerykanom radzić sobie z lękiem. Dość szybko zauważyłam, że większość porad można było zastosować w kontekście wszelkich zdarzeń budzących lęk, jakie życie stawia nam na drodze. Na przykład:
1. Rozmawiaj! Rozmawiaj! Rozmawiaj!
2. Skup się na faktach. Brak informacji przekłada się na eskalowanie niepokoju i tworzenie scenariuszy rodem ze świata fantazji.
3. Zachowaj czujność, ale w rozsądnych granicach. Nie wstydź się, jeśli staniesz wobec ryzyka, którego nie zechcesz podjąć.
4. Nie przesadź z punktami 1–3.
5. Unikaj czynności czy aktywności, które cię nakręcają (np. wyłącz TV).
6. Poszukaj aktywności, które cię wyciszają (np. po wyłączeniu TV pójdź na szybki spacer lub wykonaj kilka ćwiczeń jogi).
7. Zachowaj dystans. Straszne rzeczy się dzieją, a mimo to wciąż można iść przez życie z sercem pełnym miłości i nadziei.
8. Utrzymuj kontakt!
Wielu Amerykanów, 11 września (bez wątpienia nie po raz pierwszy) miało poczucie, że są celem nienawiści i przemocy. A jednak ataki terrorystyczne, jakie miały miejsce tego dnia, zdecydowanie okazały się czymś więcej, niż kolejnym zdarzeniem budzącym grozę i strach. Natura i skala zniszczeń, w połączeniu z ciągłym relacjonowaniem „na żywo” i rozbieraniem ich na czynniki pierwsze, wojnami, jakie były ich następstwem oraz powtarzanymi przez Biały Dom przewidywaniami kolejnych nieuniknionych ataków terrorystycznych podniosły poziom narodowego przerażenia do wartości nigdy wcześniej niespotykanych.
Jednocześnie ta „narodowa diagnoza” poczucia lęku i rozpaczy, jak to ujęła dr Rachel Naomi Remen, była źródłem doświadczania głębokiej więzi, poczucia, że wszyscy są w tym razem. Nie tylko w Nowym Jorku, ale i całym kraju Amerykanie wspólnie stawiali czoła temu strasznemu wydarzeniu, zewsząd też płynęły doniesienia o odczuwaniu bliższej relacji z przyjaciółmi, krewnymi, a nawet obcymi sobie ludźmi. Ci, którzy w ataku stracili bliskich, wiedzieli, że nie są sami, że wspierają ich miliony ludzi. Słowa „jedenasty września” są niczym hasło zrozumiałe dla niemal wszystkich mieszkańców USA, ale nie tylko. Tragizm i skala zdarzeń z tamtego dnia rezonują z ludźmi na całym świecie.
Z drugiej strony, gdy zdarzy się coś strasznego, co jest tylko twoją osobistą tragedią, twój lęk i przerażenie mogą pozostać niewypowiedziane, nieusłyszane, a nawet zanegowane[1]. Nawet najbliższe ci osoby mogą nie chcieć słuchać o tym, czego doświadczyłaś, mogą nie chcieć słuchać cię w ogóle. Ich zachowanie może wskazywać, że ich zdaniem zdarzenie będące źródłem lęku nie miało miejsca bądź, jeśli miało, to w żadnym razie nie usprawiedliwia tak krańcowych reakcji jak twoja. W efekcie zaczniesz odczuwać samotność i brak więzi. Być może pojawi się też wstyd, że czujesz autentyczny lęk i cierpisz naprawdę i nie jesteś w stanie wziąć się w garść i ruszać do przodu w iście amerykańskim stylu. Może będziesz się zastanawiać, dlaczego zostałaś „naznaczona” tragedią bądź czy nie zrobiłaś czegoś, co ją sprowokowało. Tego typu osobiste kryzysy mają szczególną zdolność generowania lęku i niepokoju, ale nie tylko tych uczuć, również innych „nieproszonych gości” takich jak wstyd, poczucie samotności i depresja.
Choć osobisty kryzys różni się od tragedii o dużej skali i zasięgu, lęk jest doświadczeniem uniwersalnym, które może zbliżać ludzi do siebie, jeśli będziemy na niego mądrze reagować. Prędzej czy później wszechświat każdego z nas postawi w sytuacji zupełnej bezradności i bezbronności oraz pokaże nam, jak bardzo potrzebujemy innych ludzi. Uniknięcie lęku i cierpienia jest niemożliwe, możemy jednak zmierzyć się z tymi doświadczeniami w sposób, który pozwoli nam poczuć więź z innymi i szybko się pozbierać. Lęk może nas nauczyć, jak czynnie uczestniczyć w jednej z najbardziej podstawowych aktywności ludzkiego życia, jakim jest udzielanie pomocy i jej przyjmowanie.
O KSIĄŻCE
Poczułam potrzebę napisania książki o strachu, lęku, niepokoju i wstydzie, ponieważ niezwykle silnie oddziałowują one na życie każdego nas, czy to uniemożliwiając nam kochać lub pracować, czy też pchając nas ku katastrofie. Niepokój, lęk i wstyd (do którego wkrótce dojdziemy) to tak naprawdę sprawcy większości problemów zmuszających ludzi do szukania pomocy – takimi jak gniew, intymność czy samoocena. Choć całościowa ich lista byłaby bardzo długa, to, co jest źródłem naszych niepowodzeń zarówno na gruncie osobistym, jak i społeczno-politycznym, można sprowadzić do trzech kluczowych emocji – niepokoju, lęku i wstydu. Lub, bardziej precyzyjnie, do niekonstruktywnych sposobów reagowania na tych nieproszonych gości, co kreuje i utrwala nasze nieszczęście. Być może nie ma nic ważniejszego niż zrozumienie, jak te trzy emocje wpływają na nas i jak sobie radzić, gdy znajdziemy się w ich kleszczach.
Z niechcianymi emocjami jestem za pan brat, więc w kolejnych rozdziałach będę się dzielić osobistymi opowieściami, którym towarzyszyć będą historie zaczerpnięte z pracy w charakterze psycholożki i terapeutki. Natomiast nie znajdziesz w tej książce nowego, siedemnastodniowego planu, który uwalnia od panikowania. Brakuje jej też kompleksowości. Na rynku dostępnych jest mnóstwo poradników pokazujących, jak rozprawić się z problemami powiązanymi z lękiem, takimi jak fobie, zaburzenia lękowe czy zespół stresu pourazowego. Istnieją też przeróżne terapie, włączające stosowanie leków lub nie, które pomagają tonować lęk związany z konkretnymi aktywnościami, od latania samolotem po przechodzenie po moście i wyjście z domu. Nie brak też pozycji traktujących o medytacji, obrazowaniu czy technikach relaksacyjnych pomagających nie tylko kontrolować oddech oraz napięcie mięśniowe, ale też zmieniać negatywne wzorce myślowe. Nie ma więc powodu, by ten temat powielać.
Zadaniem tej książki jest skłonienie czytelników do spojrzenia na tę trudną emocję zarówno jak na przeszkodę, jak i sprzymierzeńca. Moim zdaniem lęk i niepokój to potrzebne i zasadnie złożone emocje, które mogą tłumić nasze nadzieje, ale i popychać do podejmowania zdrowego ryzyka, zagrażać naszym związkom, ale i pomagać w zachowaniu ich w nietkniętej formie, skazywać nas na przewidywalność, ale i przypominać nam, że mimo naszej bojaźliwości pulsuje w nas życie.
Moim zamiarem jest prowokować, doradzać i inspirować cię do wykorzystania lęku tak, by poprowadził cię w pożądanym kierunku, oraz do mądrego zarządzania nim, jeśli nie bez przerwy, to przez większość czasu. Możemy się też nauczyć odwagi, by strach nie powstrzymywał nas przed otwartym mówieniem w swoim imieniu, działaniem i życiem w sposób jak najbardziej autentyczny. Ujmując to słowami Audre Lorde, amerykańskiej poetki, „Gdy mam odwagę byś silną, używać swojej siły w służbie mojej wizji, to, czy się boję, jest coraz mniej ważne”[2]. A kiedy lęk czasowo przejmie kontrolę, mam nadzieję, że ta książka pomoże ci obdarzyć większym współczuciem zarówno siebie, jak i innych ludzi. Na koniec moim cichym życzeniem jest, by czytanie jej wprawiło cię w dobry humor i skłoniło do śmiechu, ponieważ, jak mawia moja przyjaciółka Jennifer Berman, bez dobrego humoru nic nie jest śmieszne.
Stawanie oko w oko ze wstydem
Wstyd jest jednym z głównych bohaterów tej książki. Wiele typowych lęków, takich jak lęk przed odrzuceniem, intymnością, sytuacjami towarzyskimi czy publicznym wypowiadaniem się, wiąże się ze wstydem. U podstawy leży lęk przed byciem postrzeganym jako osoba zasadniczo wadliwa, niedostosowana czy niezasługująca na miłość.
Wstyd jest uczuciem tak bolesnym, że nikt nie chce o nim rozmawiać w kontekście osobistym, o doświadczaniu go nie wspominając. Czy potrafisz sobie przypomnieć, kiedy ostatnio przy wspólnej kolacji mówiłaś o swoim wstydzie? To najrzadziej omawiana emocja, ponieważ ludzie wstydzą się swojego wstydu, czy to dotyczącego ciała, nastoletniego dziecka, czy sposobu przeżuwania jedzenia. Wstyd pcha ludzi w stronę ciszy, bierności i ukrywania się. Chcąc uniknąć poczucia wstydu, uzbrajamy się w pogardę, arogancję czy okazywanie swojej wyższości. Ale stać nas na dużo więcej: możemy stawić czoła wstydowi i dzięki temu być najlepszą wersją siebie.
Strach vs. Lęk
Większość z nas wprowadza rozróżnienie między strachem i lękiem. Czasami to kwestia czysto językowa: mówimy, że odczuwamy strach przed czymś (lataniem, starzeniem się), a lęk w związku z czymś (lataniem, starzeniem się). Bywa, że bazą tego rozróżnienia jest doświadczenie związane z reakcjami ciała. Trzeba tu zaznaczyć, że neurobiologia strachu nie jest tożsama z neurobiologią leku. Nagły ucisk w jelitach, gdy napastnik przystawia ci nóż do pleców (strach), znacząco różni się od odczucia nudności, zawrotów głowy, oszołomienia i skurczów żołądka, jakie nam towarzyszą przed trudną rozmową telefoniczną (lęk). Poza tym słowa „lęk” chętniej użyjemy do opisania stanu przewlekłego napięcia czy niepokoju, których źródło może być niejasne.
Jednak twierdzenie, że „strach” zawsze wiąże się z czymś większym i silniejszym niż „lęk”, podważają codzienne życiowe doświadczenia. Można odczuć krótkotrwały strach w reakcji na bzyczenie pszczoły latającej blisko twarzy, a można też obudzić się o trzeciej w nocy w kleszczach lęku, który nie pozwala ponownie zasnąć. Kiedy rozróżnienie między „strachem” i „lękiem” nie jest istotne, używam obu terminów wymiennie.
W codziennej rozmowie używamy języka emocji, z którym czujemy się komfortowo i który przystaje do naszej psychologicznej złożoności. Zdarza mi się pracować z pacjentami, którzy w ogólne nie nazywają swoich odczuć lękiem czy strachem. Mówią na przykład: „Jestem bardzo zestresowany...” „Zestresowany” to hasło skrywające rzeczywiste znaczenie: „przerażony na maksa”, po które sięgają ci, którzy za nic nie chcą rozpoznać swojej kruchości i podzielić się nią. Zdarzają się też przypadki z drugiego końca skali: pewna pacjentka opowiedziała mi, że odczuwa „śmiertelne przerażenie” na samą myśl, że ślubna suknia córki nie będzie na niej leżała idealnie. Znam ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że powiedzenie „czuję śmiertelne przerażenie” w rzeczywistości oznacza „bardzo się martwię”.
Niezależnie od tego, jakim słownikiem „emocjonalnym” się posługujemy, nikt z nas nie pisze się na lęk, niepokój czy wstyd, bądź na jakąkolwiek trudną, niekomfortową emocję. Nie jesteśmy jednak w stanie przed nimi uciec. Z drugiej strony jestem przekonana, że im głębiej spojrzymy tym emocjom w oczy i im lepiej nauczymy się odczytywać zawartą w nich mądrość, ale również krzywdę i zwodniczość, tym mniejszą będą miały nad nami władzę. Jeśli nauczymy się widzieć w nich zarówno przeszkody, jak i drogowskazy – nie jedno lub drugie – będziemy w stanie żyć pełniej w chwili obecnej i patrzeć w przyszłość z odwagą, jasnością, humorem i nadzieją.
Mapa drogowa
Oto uproszczona mapa drogowa terytorium, na który wkroczymy:
Rozdziały 2 i 3 częściowo traktują lęk w wersji lekkiej, by pokazać, że stawanie twarzą w twarz z lękiem przed czymś (odrzuceniem i publicznymi wystąpieniami) nie musi być wcale złym doświadczeniem. Zobaczymy ukryte korzyści płynące z urzeczywistniania się tych strachów. W rozdziałach 4 i 5 pokazuję, jak lęk trzyma nas przy życiu i w dobrej formie, oraz jakie czyni spustoszenia w każdym aspekcie życia. Rozdział 6 traktuje o tym, dlaczego boimy się zmian, nowości i przygody – i nie bez powodu. Rozdział 7 pokazuje, że lęk jest cechą nie tylko poszczególnych jednostek, ale siłą napędzającą całe systemy. Do objaśnienia sygnałów i symptomów systemu dotkniętego lękiem oraz pokazania, jak możemy zarządzać bardziej konstruktywnie własnym lękiem, wykorzystałam miejsce pracy.
Rozdziały 8, 9 i 10 zawierają bardziej pogłębione spojrzenie na różne sposoby, po jakie sięga wszechświat, by pokazać nam, czym są lęk i wstyd, np. „obdarzając” ciałem, którego wygląd jest „błędny” lub które niewłaściwie funkcjonuje, bądź wstydem odczuwanym za któregoś członka rodziny lub z powodu wadliwej, niedoskonałej siebie. Rozdział 11 poświęcony jest ukrytym obliczom odwagi i niekończącym się wyzwaniom, by mówić i działać, mimo odczuwanego strachu i zewnętrznych przekazów służących wzbudzaniu poczucia wstydu, które już zdążyliśmy w siebie wdrukować. Najlepsze zostawiłam na koniec: w krótkim epilogu ujawniam sześć tajemnych, prostych, bardzo konkretnych kroków, które pomogą na zawsze przegnać niechciany lęk, niepokój i wstyd. Oczywiście żartuję, ale miło by było mieć coś takiego na podorędziu.
Przypisy