Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Długo wyczekiwana kontynuacja bestsellerowej serii Laleczki! Benny powrócił!
Benny – złamany, samotny, obolały, stracił ukochaną laleczkę, dom swój i dobytek cały. Zraniony, choć wciąż żywy, na nowo się odradza, poznaje kogoś innego, przyjaźń życie mu osładza. Uczy się świata raz jeszcze, o przyszłość podejmuje walkę, lecz jedno jest oczywiste – pora znaleźć nową lalkę. Wtem ze starego cierpienia potworne myśli nadchodzą… Benny chwyta za nóż. Koszmary znów się odrodzą.
Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się zatracić tak bardzo, że zostałeś jedynie cieniem?
Czyham w ciemności, nie żyję. Egzystuję w tle, gdzie nikt nie zdoła mnie dostrzec. Moja laleczka mnie zdradziła. Zabiła mnie na więcej sposobów, niż może to sobie wyobrazić. Ja jednak wciąż czekam. Obserwuję. Pragnę. Pewnego dnia powrócę, a ona odda to, co mi odebrała. To zabawne, jak życie się czasem układa…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 344
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
BENNY POWRÓCIŁ!
Benny – złamany, samotny, obolały,
stracił ukochaną laleczkę, dom swój i dobytek cały.
Zraniony, choć wciąż żywy, na nowo się odradza,
poznaje kogoś innego, przyjaźń życie mu osładza.
Uczy się świata raz jeszcze, o przyszłość podejmuje walkę,
lecz jedno jest oczywiste – pora znaleźć nową lalkę.
Wtem ze starego cierpienia potworne myśli nadchodzą...
Benny chwyta za nóż. Koszmary znów się odrodzą.
Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się zatracić tak bardzo, że zostałeś jedynie cieniem?
Czyham w ciemności, nie żyję. Egzystuję w tle, gdzie nikt nie zdoła mnie dostrzec.
Moja laleczka mnie zdradziła. Zabiła mnie na więcej sposobów, niż może to sobie wyobrazić.
Ja jednak wciąż czekam. Obserwuję. Pragnę.
Pewnego dnia powrócę, a ona odda to, co mi odebrała.
To zabawne, jak życie się czasem układa...
Od autorek
Jeśli chcecie w pełni cieszyć się książką Nowa Laleczka, musicie wcześniej przeczytać jej dwie poprzedniczki – Skradzione Laleczki orazZaginione Laleczki – a także być wystarczająco popieprzeni, by pragnąć więcej.
Nasza książka zawiera drastyczne sceny, które mogą być nieodpowiednie dla wrażliwych czytelników. Jeśli jednak przetrwaliście dwie poprzednie części bez żadnych większych urazów na psychice, to tę również przetrwacie... chyba.
Prosimy o nie spoilerowanie książki w recenzjach. Ostrzegamy, że każdy, kto spoileruje, sprowadzi na siebie gniew samego Benny’ego.
Bardzo dziękujemy, że zechcieliście sięgnąć po kolejną część naszej upiornej serii!
DEADYKACJA
Dla wszystkich chorych lalek powracamy znów.
Dajemy Wam Benny’ego wprost z potwornych snów.
K&K słyszały Wasze prośby i krzyki,
więc wzięły się do pracy dla swojej publiki.
Stukały w klawiaturę długo: klik, klik, klik,
z nadzieją, że ta część spodoba się Wam w mig.
Biegnijcie do łóżeczek teraz; raz, raz, raz,
bo na powrót do piekła przyszedł czas, czas, czas.
„Znam różnicę między dobrem a złem. Po prostu czynienie zła jest o wiele przyjemniejsze.
To jest jak impuls. Jak żądza, intensywniejsza niż cokolwiek innego”.
~Benny
(Ker Dukey, K Webster – Zaginione Laleczki)
PROLOG
~ Nowe ~
Benny
SKÓRA NA MOIM PRAWYM RAMIENIU jest tak napięta, że poruszanie nim sprawia mi trudność. Nadal czuję przypominający o ranach z przeszłości ból. Pochylam się, by zerwać źdźbło trawy. To pierwszy ruch, który wykonałem od co najmniej czterech długich godzin.
Stoję kilka metrów od mojego dawnego domu. Naszego domu.
Czekam, pragnę, wiem.
Odkręcam butelkę wody, wypijam kilka łyków, po czym wylewam sobie resztę na głowę, co przyjemnie ochładza skórę rozgrzaną panującym wokół upałem.
Słońce jest bezlitosne. Świeci jasno na niebie, przywołując mi na myśl tamten dzień, kiedy zobaczyłem swoją niegrzeczną lalkę po raz pierwszy. Była taka młodziutka, taka świeża... Idealna.
Śliczna Laleczka.
Kiedy promienie słoneczne padały pod odpowiednim kątem na jej zwilżone potem włosy, wyglądała, jak gdyby wplotła w nie tasiemki z najprawdziwszego złota. Letnia sukienka, którą miała na sobie, przyklejała się do jej malutkiego ciałka, podkreślając idealne, dziewczęce kształty.
I była tam też jej młodsza siostra...
Zniszczona Lalka.
Macała rączkami moje dzieła sztuki, aż wśród parnego powietrza usłyszałem jej głośne westchnienie, kiedy położyła dłonie na jednej z moich ulubionych lalek. Potrafiła docenić porcelanową perfekcję.
– Piękna lalka dla ślicznej laleczki – zaoferowałem łagodnym tonem głosu.
Siostry równocześnie uniosły na mnie wzrok, a moje serce zabiło nagle o wiele szybciej i mocniej.
Bum.
Bum.
Bum.
Natychmiast zapomniały o zabawce; teraz obchodziłem je wyłącznie ja, patrzący na nie z uśmiechem.
– Nie stać jej na tę lalkę – warknęła moja idealna laleczka, przymrużając śliczne oczęta. Miała zacięty wyraz twarzy, ale zdradzały ją rumiane policzki. Już wtedy wiedziała, do kogo należy. Wiedziała, że jest tylko moja.
Ach, jak łatwo było mi wtedy wziąć sobie to, czego pragnąłem, ale też z jaką łatwością lalka odebrała mi to kilka lat później...
Tak bardzo się zmieniła. Czas ucieka zbyt szybko, tak mało go z nią spędziłem.
Moje wspomnienia znikają, kiedy gromada ptaków zrywa się do lotu z drzewa, które stoi tuż za ruiną mojego dawnego domu. Czekam przy nim z cierpliwością, której nauczyłem się przez lata. Od dnia, w którym mnie zabiła, zaszedłem bardzo daleko.
Lalka nie zadała sobie nawet trudu, by posprzątać po swojej zdradzie. Nie przysłała nikogo, by poszukał moich zwłok.
Zostawiła mnie na pewną śmierć, sądząc, że to już koniec.
I się, kurwa, pomyliła. Oboje się pomylili.
Amatorzy.
Trzy lata temu
– Co ty robisz? – pytam, marszcząc brwi i uważnie jej się przyglądając. Lalka patrzy na mnie wyzywająco. W jej oczach widzę podejrzany spokój, kiedy zatrzaskuje drzwi i zamyka nas w celi swojej siostry.
– A na co ci to wygląda?! Zamykam drzwi! – syczy. – Teraz będziemy tu siedzieć i patrzeć na to, co zrobiliśmy! Oboje musimy odpokutować!
Odpokutować? Ona nic nie rozumie. Macy była zniszczona, zbyt szalona, by ryzykować, więc musiałem ją zabić.
Jednak ją również, na swój własny sposób, kochałem. Dlaczego lalka tego nie rozumie?!
Zaciskam mocno powieki i uderzam ręką w skroń, ponieważ krzyki, wrzaski w mojej głowie znów zagłuszają myśli, a ja muszę je powstrzymać.
– Ale ona była zepsuta! Nie mogliśmy jej naprawić! – warczę przez zaciśnięte zęby.
– Ty jesteś, kurwa, zepsuty, Benny! Ty. Jesteś. Zepsuty.
Moje mięśnie sztywnieją. Mam wrażenie, że krew przestaje krążyć mi w żyłach i zapycha je niczym zasychający cement.
– Nawet nie waż się tak mówić – ostrzegam.
Laleczka zaczyna płakać, a jej nogi się trzęsą.
– Aresztowaliśmy twojego ojca, Benny – krzyczy do mnie przez łzy. – Przez lata gwałcił małe dziewczynki, a ty tak po prostu pozwoliłeś mu żyć! Przecież wiesz, co zrobił Bethany, i miałeś to gdzieś! – wrzeszczy, oskarżycielsko wskazując mnie palcem. Zawieszam na nim wzrok. To tylko palec, ale równie dobrze mógłby być nożem; kieruje nim we mnie z tak ogromną siłą, jakby chciała mnie ukarać.
Lalka jest przerażona, tak samo jak Bethany. To dlatego mówi o mojej siostrze i próbuje mnie zranić. W końcu jednak zrozumie, że Macy wcale nie jest jej potrzebna. Ma mnie, i tylko my się liczymy. Zostaniemy razem na zawsze.
Mój ojciec bywał pożyteczny, ale jego również wcale nie będzie nam brakować. Zabiłbym go dla niej, gdyby w zamian za to wróciła do domu... Jednak teraz jest już za późno. Rzeka zmieniła bieg, a jej prąd stał się zbyt gwałtowny, by z nim walczyć.
– Ojciec bywał pożyteczny – powtarzam na głos swoje myśli.
– Obrzydzasz mnie – wyrzuca z siebie, ale wiem, że zaraz jej przejdzie. To tylko chwilowa złość, moment zdenerwowania...
– Cóż, to się zmieni – uspokajam ją, po czym robię krok w przód.
– Nie! – wrzeszczy natychmiast, wyciągając dłoń, by mnie zatrzymać. Patrzę na jej nadgarstek, dostrzegając, że brakuje na nim kajdanek.
– To wszystko się dzisiaj skończy, Niegrzeczna Laleczko.
– Masz rację. – Wybucha głośnym, niepohamowanym śmiechem. – To koniec.
Pochylam się, by wyjąć ukrytą w skarpetce strzykawkę.
– Co to, kurwa, jest? – pyta, wskazując prosto na nią.
Przymrużam oczy i najpierw spoglądam na jej broń, a potem na kraty w drzwiach celi.
Dzieciak zniknął.
Lalka nie jest sama.
Jak mogła mnie tak kurewsko zdradzić?
– Nie przyszłaś sama? – pytam z niedowierzaniem. Laleczka łamie zasady. Przecież wie, co się dzieje, kiedy postępuje w ten sposób.
– Już nigdy nie będę sama – syczy przez zęby. – Dillon jest częścią mnie i należę do niego, a nie do ciebie, Benjamin. Nigdy do ciebie nie należałam.
Ach! Jak śmie wypowiadać przy mnie jego imię?!
Ona należy do mnie! To moja lalka! Moja laleczka!
Zaciskam mocno szczękę, napinam mięśnie, wpadam w furię.
– Nigdy nie pozwolę ci opuścić tej celi – przysięgam. – Nigdy!
Lalka macha pistoletem w moją stronę.
– A kto z nas dwojga trzyma w ręce broń? Nie oszukuj się, Benny. Nie masz już nade mną żadnej władzy.
W odpowiedzi tylko się do niej uśmiecham.
– Jak mówiłem, dzisiaj to wszystko się skończy, ale mam wystarczająco dużo czasu, by wbić w ciebie tę maleńką igiełkę. Odejdziemy stąd oboje. Razem. Później będziesz miała całą wieczność, żeby uświadomić sobie, że naprawdę mnie kochasz.
Jej powieki drżą, kiedy rozważa swoje możliwości.
Nie masz żadnych opcji, lalko! Należymy do siebie nawzajem. Będziemy razem i doskonale o tym wiesz!
Robię kolejny krok w jej stronę, kiedy nagle słyszę z jej ust coś, co całkowicie mnie paraliżuje.
– Jestem w ciąży!
Opuszczam ręce, nie mogąc w to uwierzyć... Niespodziewanie w mojej głowie rodzi się tyle myśli, tyle nowych nadziei... Wtem słyszę huk, a sekundę później czuję w ramieniu przeszywający ból i zataczam się do tyłu.
– Kurwa mać! – wrzeszczę. – Kurwa, postrzeliłaś mnie! – Nie panuję już nad ciałem. Upadam na łóżko, a strzykawka spada na podłogę.
– I to jak celnie – odpowiada z dumą, podchodząc bliżej i zgniatając strzykawkę podeszwą.
Laleczka nosi w sobie mojego potomka – owoc naszej miłości.
– Jesteś w ciąży? Będziemy mieli dziecko?
Na moim nadgarstku zaciska się zimna bransoletka kajdanek. Nie zwracam na to uwagi, obserwuję tylko swoją zabawkę, nadal nie potrafiąc uwierzyć w to, co właśnie mi wyznała.
Kiedy zapina kajdanki na mojej drugiej ręce i spycha mnie na podłogę, czuję w ramieniu pulsujący ból.
Będziemy mieli dziecko.
Za jej plecami otwierają się drzwi, a za lalką staje ta śmierdząca świnia, pierdolony Dillon. Jak on śmie przerywać nam tak cudowną chwilę?!
Zamorduję go; powoli i boleśnie. Sprawię, że poczuje mój gniew z każdym ruchem ostrza wbijającego się w jego obrzydliwe ciało.
Nie pozwolę mu odebrać nam tego momentu!
– Nasze dziecko – szepczę, patrząc prosto na moją przepiękną laleczkę.
Dillon zasłania mi ją przez chwilę, kiedy podchodzi do łóżka i podnosi z niego Zniszczoną Lalkę. Bierze jej ciało na ręce i wynosi je z celi, a my znów zostajemy sam na sam. Tak. Tak właśnie powinno być.
– To dziecko nie jest twoje, Benny – oznajmia nagle moja lalka. – Życie nie może zrodzić się ze śmierci. Tyle razy próbowałeś mnie zniszczyć, ale to nigdy ci się nie uda. Powinieneś smażyć się w piekle. Twój czas dobiega końca. To dziecko to nowe życie, a na ciebie czeka tylko śmierć.
Otwieram usta, lecz mój ból jest zbyt ogromny, bym był w stanie wydobyć z siebie głos. Ona kłamie. Na pewno tak nie myśli.
Wycofuje się powoli, wciąż we mnie celując. Tak naprawdę nie potrzebuje jednak broni; jej słowa zabijają mnie skuteczniej niż pociski. Kiedy opuszcza celę i zamyka drzwi na zamek, Dillon znów do niej podchodzi i przysuwa odrażające usta do jej czoła.
– Wszystko w porządku – zapewnia go lalka. – Panuję nad sytuacją.
– Wiem, że panujesz – odpowiada szeptem, po czym odchodzi, zostawiając ją z tym, do kogo należy naprawdę.
Lalka wie, że jestem jej panem, a w jej łonie rośnie nasze dziecko.
– Kłamiesz – zarzucam jej. Siła znów do mnie powraca, więc poruszam gwałtownie nadgarstkami, sprawdzając wytrzymałość kajdanek. Chyba nie sądzi, że te maleństwa mnie powstrzymają?
Głupiutka laleczka.
Z trudem wstaję na nogi, bo promieniujący z rany postrzałowej ból przeszywa całe moje ciało. Zmuszam się jednak do ruchu, a ona tylko mi się przygląda.
Pogrywa sobie ze mną, co mi się nie podoba.
– Wypuść mnie, kurwa! – rozkazuję. – W tej chwili!
Lalka zaczyna się śmiać; tak głośno i szaleńczo, jakby traciła kontakt z rzeczywistością. Teraz kojarzy mi się z siostrą... Zniszczyłem moją śliczną laleczkę. Zmieniłem ją, ale jestem pewien, że w końcu dojdzie do siebie.
– Nie będziesz mi dłużej rozkazywał. Zostawię cię tu, żebyś zgnił. Tak jak ty zostawiłeś nas. Mam nadzieję, że odór krwi biednej Macy będzie cię dręczył aż do dnia, gdy zdechniesz z głodu.
Nie odważyłaby się tego zrobić.
Jeszcze raz próbuję zerwać z rąk kajdanki.
– Kurwa mać, wypuść mnie! – Chociaż rzucam się na drzwi całym ciężarem ciała, one nawet nie drgną. Wiedziałem, że tak będzie. Sam je zbudowałem, żeby moje laleczki były bezpieczne w swoich celach, więc nie da się ich wyważyć.
– Słyszysz, co mówię?! Wypuść mnie! – ostrzegam ją raz jeszcze.
– Ty nigdy mnie nie wypuściłeś. – Jej głos wyraźnie się załamuje. – Żegnaj, Benny.
Opuszcza mnie. Zostawia. Jednak wie, że po nią wrócę. To dlatego mnie nie zabiła. Te okrutne słowa to efekt trucizny, którą Detektyw Dupek traktował jej biedny mózg, ale lalka naprawdę mnie kocha i chce, żebym po nią wrócił.
– Wracaj tu, niegrzeczna lalko! Otwórz te drzwi! – krzyczę za nią, wyłamując sobie kciuk, by zdjąć kajdanki z jednego nadgarstka. Okazuje się to trudne nawet z przestawionym palcem. Metal przecina skórę, pozostawiając za sobą krwawą ranę, a pulsujący ból jeszcze bardziej napędza moją wściekłość.
Lalka o czymś zapomniała. Ta cela nie należała do niej, ale do jej siostry.
Czasami karałem Zniszczoną Lalkę i zamykałem ją tutaj, ale robiłem to tylko wtedy, kiedy była niegrzeczna. Na co dzień mogła sobie chodzić, gdzie tylko chciała. Zabierałem jej klucz wyłącznie, gdy coś przeskrobała.
Nie muszę długo szukać, bo niemal od razu zauważam porcelanową lalkę bez oka, z wystającymi z oczodołu nożyczkami.
Wokół jej szyi, na łańcuszku, wisi mój upragniony klucz.
Nawet po śmierci moja Zniszczona Lalka pozostała lojalna i przydatna dla swojego pana.
Podchodzę do drzwi, otwieram zamek, ale nagle zamieram w bezruchu. Czuję swąd popiołu i palonego drewna. Ten zapach jest tak mocny i intensywny, że aż drapie mnie od niego w gardle. Sekundę później czuję pod stopami żar i wiem już, co się stało. Płomienie. Pomarańczowe płomienie rosną coraz wyższe, pożerając cały mój dom.
Otacza mnie ogień, niszcząc wszystko, co zbudowałem.
Jak mogła mi to zrobić? Przecież to był również jej dom.
Myśli, że jestem tu zamknięty.
Chce mnie zabić.
Nie. Na pewno nie. Nie mogłaby.
Ogień. Ogień niszy cały mój dobytek i parzy moją skórę, gdy przedzieram się przez to piekło w poszukiwaniu schronienia i chłodnego powietrza.
Szyby trzaskają pod naporem wrzeszczącego z udręki drewna. Cały dom wydaje się jęczeć z bólu.
Otacza mnie gęsty i zabójczy dym, gdy biegnę prosto do okna i bez namysłu przez nie wyskakuję.
Szkło rozrywa poranioną skórę na moich ramionach, jednak nie czuję już bólu; nawet bólu swojego serca. Po tym, co zrobiła mi moja niegrzeczna laleczka, nie czuję zupełnie nic.
Leżę na trawie i wpatruję się w niebo, podczas gdy czarny dym powoli zamienia dzień w noc. Znajduję się zaledwie kilka metrów od pogorzeliska; od zgliszczy jedynego domu, jaki kiedykolwiek miałem.
Zabiła mnie.
Moja śliczna laleczka mnie zabiła.
Potrząsam gwałtownie głową, by odtrącić wspomnienia, po czym rozglądam się po otaczającym mnie zniszczonym terenie.
To cmentarzysko. Moje miejsce spoczynku, którego Laleczka nigdy nie przestanie odwiedzać. Może sobie wmawiać, że się ode mnie uwolniła, może słuchać, jak Dillon powtarza jej to do znudzenia – to nieistotne. Lalka należy do mnie i już na zawsze pozostanie moją własnością. Zostawiłem na jej duszy ślad, który wciąż każe jej tutaj powracać.
Przyjdzie tu. Wiem to.
Tak samo, jak wróciła w zeszłym roku. Obserwowałem ją wtedy, patrząc, jak łzy wzbierają w jej oczach, a potem płyną po delikatnych policzkach przy akompaniamencie nienaturalnego szlochu, który szybko przemienił się w śmiech. Pokręciła głową i odsunęła kosmyk włosów za ucho, pokazując głuszy, że czuje się wolna.
Naprawdę trudno było mi się powstrzymać, bo miałem ochotę natychmiast ją porwać. Chciałem zabrać swoją laleczkę tam, gdzie nikt już nigdy by jej nie odnalazł.
Zmieniła się tak bardzo, że miałem wrażenie, jakbym patrzył na obcą osobę. Jednak to pragnienie, poczucie, że należy do mnie, było silniejsze niż wszelkie wątpliwości i krzyczało, żebym zabrał to, co mi się należy. Niestety, lalka nie była sama. Niemowlę przy jej piersi, przyczepione do szczupłego ciała matki czymś w rodzaju uprzęży, sprawiło, że stałem w cieniu drzew nieruchomo niczym posąg.
Potem pojawił się przy niej ten skurwiel, wziął od niej dziecko i przyłożył obrzydliwe usta do skóry, którą to ja powinienem całować. Choć nie miał prawa dotykać mojej własności, umieścił dłonie na jej oliwkowym, za bardzo opalonym ciele. Szepnął jej do ucha, na co ona się uśmiechnęła. Nie. To do mnie powinna się uśmiechać!
Zresztą, pierdolę tego sukinsyna. Jeśli chce, może sobie oglądać jej uśmiech, ale to do mnie będą należeć jej łzy, jęki i błagania.
Na ogolonej głowie czuję kropelki potu; gałęzie drzewa, pod którym stoję, nie chronią zbyt skutecznie przed popołudniowym upałem. Dotykam palcami brody, którą noszę teraz dłuższą niż kiedykolwiek wcześniej. Muszę przyznać, że kobiety uwielbiają zarost; długa broda jest jak magnes na zdziry – szczególnie te, które kręci ostry seks. Te szmaty błagają, żebym zadawał im ból, przez co wkurwiają mnie tak bardzo, że spełniam ich marzenia z nawiązką.
Seks powinien być wyzwoleniem, ale we mnie rozbudza jedynie bestię, która ryczy coraz głośniej, żądając uwolnienia.
Tylko lalka mogłaby mnie wyzwolić.
Te szmaty nie są nic warte. Nie przynoszą mi satysfakcji. Nie są nią.
Moją śliczną laleczką.
Kiedy tak czekam, zwęglone ruiny mojego dawnego domu – naszego domu – wydają się ze mnie drwić, a czas mija okrutnie wolno.
To miejsce pozostało nietknięte.
Zarosło chwastami, ale aż do teraz nikt w nie nie ingerował.
Stare wspomnienia szamoczą mi się po głowie. Próbują zapuścić korzenie i uwięzić mnie w tym miejscu na zawsze.
Kiedy tu powracam, nawiedzają mnie duchy. Żółta taśma wciąż porusza się na wietrze pomiędzy zaroślami, otaczając podwórko, które policja dokładnie przekopała – ci skurwiele rozgrzebali każdy pieprzony metr mojej ziemi i zabrali z niej to, co nie należało do nich.
Zakłócili spokój przeszłości.
Nagle znów przychodzą mi na myśl wspomnienia o ojcu i o jego zdradach. Nie potrafię pogodzić się z tym, że nie mogę pozbawić go jego marnej egzystencji.
Słyszałem, że dla byłych policjantów więzienie jest wyjątkowo brutalne. Brutalne... ale w porównaniu z czym?
Jestem przekonany, że potrafię wymyślić dla niego lepsze tortury. Mógłbym sprawić, że cierpiałby tak bardzo, jak na to zasługuje. Powinien żyć w piekle, które stworzył.
Nagle z oddali dociera do mnie warkot silnika, a atmosfera natychmiast się zmienia.
Powietrze zaczyna w końcu się poruszać, jakby wzburzone emocjami, które czuję na myśl o naszym rychłym spotkaniu. Moja dusza krzyczy; błaga, bym z nią porozmawiał. Muszę ją usłyszeć, dotknąć jej, wejść w nią...
Muszę znowu poczuć spokój – spokój, który dawała mi w chwilach, kiedy nie uciekała, nie zdradzała mnie... Kurwa mać, ona mnie zamordowała!
Odkąd zniknęła, moje życie rozpoczęło się na nowo. Poznałem Tannera i wszystko się zmieniło, a jednak dzień w dzień jej obecność, albo raczej jej brak, nawiedza moje myśli i nie pozwala mi zaznać ulgi.
Trzy lata temu
Mój ojciec zawsze dbał o to, żebym był przygotowany na zmiany, kiedy będę musiał uciekać. Wiedział, że to, kim jestem, niesie za sobą konsekwencje.
Gdy wstaję z trawnika, moja skóra zdaje się wrzeszczeć. Mam wrażenie, że zaciska się wokół mięśni i kości jeszcze ciaśniej, a wszystko boli mnie coraz mocniej... Jestem rozbity. Potrzebuję pomocy.
Wkurwia mnie, że muszę jej szukać, ale moje życie właśnie rozpadło mi się przed oczami. I to dosłownie.
Ojciec wpadł w ręce policji, więc idąc w tamto miejsce, ryzykuję, że skończę tak samo jak on. To niebezpieczne, ale jestem przygotowany. Nie znajduję innego wyjścia i nie wierzę, że ojciec miałby zdradzić policji cokolwiek, a już zwłaszcza nazwisko tego człowieka. Od zawsze nazywał go naszym sprzymierzeńcem.
Ruszam na zachód od miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stał mój dom, aż kilka kilometrów dalej natrafiam na drzewo, w którego korze wycięta jest litera B. Niedaleko dostrzegam kamień ozdobiony tą samą literą, więc przysiadam, by wyjąć go z ziemi. Chłodne powietrze drażni odsłoniętą, rozpaloną skórę na moim ramieniu. Rana postrzałowa to nic w porównaniu ze smrodem, jaki wydziela z siebie twoja własna, gotująca się skóra. Moje ciało się trzęsie, a oczy zachodzą mgłą, ale ja kopię dalej – kopię w ziemi coraz głębiej, łamiąc paznokcie na suchej, twardej glebie.
W końcu wzdycham z ulgą, kiedy natrafiam opuszkami palców na rączkę skórzanej aktówki. Z trudem wyciągam ją z ziemi i upadam, głośno oddychając.
Potrzebuję wody.
Po chwili nabieram sił, by znów usiąść, więc rozpinam zamek i zaglądam do środka teczki. Znajduję tam całkiem sporo banknotów, połączonych w plikach po tysiąc dolarów.
Trzydzieści tysięcy nie wystarczy na długo, ale zawsze to jakiś początek.
Na widok wizytówki dostaję dreszczy.
To dla mnie coś nowego. Zwykle nie polegam na innych ludziach, ale czasy się zmieniły i to przez moją niegrzeczną laleczkę.
Na wizytówce widnieje tylko jedno słowo: TANNER. Numer telefonu jest już zapisany w pamięci telefonu na kartę, który dostałem.
Jedną ręką naciskam przycisk „zadzwoń”, a drugą łapię za źdźbła trawy, ściskając je tak mocno, że połamane paznokcie wbijają się w skórę moich dłoni.
Słyszę dźwięk wybieranego numeru, a potem sygnał.
Jeden.
Drugi.
Trzeci.
– Jakie imię jest na wizytówce? – pyta mnie jakaś kobieta.
– Tanner – odpowiadam zachrypniętym głosem, który świadczy o tym, w jak kiepskim jestem stanie.
– Proszę zaczekać.
Słyszę w słuchawce pierdoloną muzyczkę.
Co to ma, kurwa, być?!
Ktoś śpiewa I Stand Alone przy akompaniamencie gitarowych riffów, co w tej sytuacji uznaję za wyjątkowo ironiczne.
Nagle muzyka cichnie, a zamiast niej pojawia się męski głos.
– Gdzie jesteś? – Jego ton jest niski i spokojny. Odzywa się do mnie tak, jak gdyby rozmawiał ze starym przyjacielem. – Powiedz, gdzie jesteś, to wyślę po ciebie samochód.
– Jakieś sześć czy osiem kilometrów od domu...
Połączenie urywa się, zanim mam szansę podać mu adres.
To mi się nie podoba, ale nie mam czasu o tym myśleć. Moje ciało jest coraz słabsze... Tracę przytomność, powoli zatapiając się w ciemność nocy.
Mój umysł pogrążony jest we śnie, jednak jakiś cichy odgłos przegania płomienie, które otaczają całe moje ciało...
Po chwili budzi mnie ciche kapanie wody.
Kap.
Kap.
Kap.
Otwieram gwałtownie oczy i zrywam się do pozycji siedzącej, aż woda faluje wokół mnie i wylewa się za krawędź wanny.
Wanna. Jestem w wannie.
– Spokojnie – odzywa się ten sam mężczyzna, którego głos słyszałem wcześniej przez telefon. Wydaje się pewny siebie i władczy. Prawdopodobnie to on tutaj rządzi.
Zamieram w bezruchu, rozglądając się po nowym otoczeniu. Ściany łazienki od podłogi do sufitu pokrywają ciemne kafle. Całe pomieszczenie zdominowane jest przez wielkie lustro, zawieszone na jednej ze ścian. Siedzę nagi w ogromnej, rogowej wannie, a woda wokół mnie jest ciemna, mętna i chłodna.
Skupiam wzrok na stojącym nade mną i bezwstydnie przyglądającym mi się mężczyźnie.
Jest wysoki i ma na sobie garnitur oraz krawat. Elegancki skurwiel.
Czyżby miał zamiar zaprosić mnie na pieprzoną randkę?
O co tu, kurwa, chodzi?
Kim jest ten gość?
Moje plecy bolą tak bardzo, że nawet oddychanie sprawia mi trud.
A ten mężczyzna, Tanner, nic nie robi, tylko na mnie patrzy.
Jego włosy są ciemne i gęste; ani długie, ani krótkie, zaczesane do tyłu. Jego oczy mają kolor płomieni, od których właśnie uciekłem, a usta są pełne i wykrzywione w podejrzanym uśmieszku.
– Nie sądziłem, że zdołam cię kiedyś poznać – stwierdza, zachowując się tak, jak gdyby wiedział, kim jestem... Albo raczej czym jestem. – Wiszę twojemu ojcu przysługę... Nawet niejedną.
Najwyraźniej Tanner nie ma pojęcia, że mój ojciec siedzi teraz w pierdlu i nigdy już nie wyświadczy mu kolejnej „przysługi”.
Czy pomógłby mi, gdyby o tym wiedział?
Zresztą, nieważne. Gówno mnie to obchodzi. I tak niedługo stąd zniknę, by odnaleźć własną drogę, tak jak zawsze.
– Pani doktor wróci za parę minut, żeby opatrzyć twoją poparzoną skórę. Wcześniej usunęła ci kulę z ramienia i zrobiła, co mogła, żeby zapobiec powstaniu blizn. Kilka jednak i tak ci zostanie. Mam nadzieję, że nie jesteś zbyt próżny. – Przymyka powieki i przechyla głowę w bok, przeszywając mnie na wskroś spojrzeniem zaciekawionych, bursztynowych oczu.
– Na co się tak gapisz? – warczę, czując się bardziej obnażony niż kiedykolwiek dotąd i to wcale nie z powodu swojej nagości.
Ten gość nie patrzy na mnie jak na kogoś, kogo chciałby przerżnąć. Widzę w jego oczach coś innego... zdziwienie, może podziw? Podchodzi o krok i siada na brzegu wanny, po czym wkłada rękę do wody i obserwuje, jak ta przepływa pomiędzy jego palcami.
– Gapię się, bo cię podziwiam. Jesteś naprawdę niezwykły, wiesz? Wprost nie mogę się doczekać, żeby pomóc ci osiągnąć twój prawdziwy potencjał. Teraz nie jesteś już sam – zapewnia, całkowicie mnie zaskakując. – Zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi, Benny.
Kiedy powietrze przeszywa warkot silnika, moje serce zaczyna drżeć i natychmiast powracam ze świata wspomnień do rzeczywistości.
Już z daleka rozpoznaję tę kupę złomu, którą Dillon ma czelność nazywać samochodem. Pochylam się i przyciskam ciało do drzewa, za którym się ukryłem. Dawne rany wydają się wrzeszczeć, ale w tej chwili nie mogę zwracać uwagi na ból.
Blizny po tamtej nocy nieustannie przypominają mi o tym, jak niegrzeczna laleczka mnie zdradziła. Są niczym znamię, z którym przychodzi na świat noworodek. Narodziły się wraz ze mną, kiedy wyszedłem z płomieni, wśród których mnie uwięziła, i stałem się nowym człowiekiem.
Moje dłonie drżą. Mam ogromną ochotę kogoś zabić! Ją, jego, siebie... Nie potrafię jednak nic zrobić i wciąż nie rozumiem, dlaczego. Minęły już lata, odkąd lalka była tylko moja... Jej nieobecność czyni mnie samotnym; odczuwam pustkę, której nikt nie jest w stanie wypełnić.
Ona wciąż do mnie należy.
Zawsze będzie należeć tylko do mnie.
Nie widzę jej wystarczająco często. Nie śledzę jej, nie obserwuję... Muszę nacieszyć się tym momentem i zapisać go w pamięci na później, by w każdej chwili móc sobie przypomnieć, że to nie jest już ta Niegrzeczna Laleczka, którą stworzyłem.
Teraz jest inna. Zepsuta. Przez niego.
Drzwi samochodu od strony pasażera się otwierają. Z daleka dostrzegam zakryte dżinsami nogi dziewczyny, którą kiedyś tak dobrze znałem. Wysiada z auta, pochyla się nad otwartą szybą i coś jeszcze mamrocze. Nie jestem w stanie usłyszeć, co mówi; niewyraźne dźwięki nijak nie układają się w słowa. Zaraz potem odchodzi, a jej włosy falują wraz z każdym pewnym siebie krokiem, kiedy przeprawia się przez gęste krzaki, zmierzając w stronę swojego celu.
To miejsce jest dla niej zapomnianym cmentarzyskiem, ale dla mnie to wciąż mój dom. Nasz dom.
Wściekłość gotuje się we mnie na równi z pożądaniem, rozpaczą i rozczarowaniem.
Lalka zatrzymuje się, a jej pierś porusza się prędko w rytm ciężkiego oddechu. Z daleka dostrzegam jej wystający brzuch; brzuch, w którym nosi cudze dziecko. Mam wrażenie, że ze mnie kpi; razi mnie w oczy samą swoją obecnością.
Mógłbym podejść tam szybko i bezgłośnie, zakończyć to wszystko w marnych kilka sekund. Mógłbym odebrać życie jej, a zaraz potem sobie. Ach, jak piękna byłaby to wiadomość dla tego kutasa, który sądzi, że od dawna nie żyję.
Ale nie tylko ona się zmieniła. Ja również jestem teraz inny.
Stałem się całkowicie nowym człowiekiem.
Nie działam irracjonalnie, a każdy mój krok jest dokładnie przemyślany.
Słońce odbija się od pofarbowanych na czerwono włosów lalki.
Nienawidzę ich. Są okropne. Wyglądają tanio i nienaturalnie.
Jej biodra są teraz szersze, a ciało pełniejsze. Macierzyństwo ją odmieniło – on ją zmienił! Zmienił moją idealną laleczkę! Jak ja, kurwa, nienawidzę tego skurwysyna... Mam ochotę obedrzeć go ze skóry. Tak, zedrzeć z niego skórę, założyć ją na siebie, a potem pieprzyć w niej moją niegrzeczną lalkę.
Na dźwięk jej westchnienia przechodzi mnie lodowaty dreszcz. Zawiesiła wzrok na zwęglonych ruinach naszego życia, a ja nie spuszczam jej z oczu, ukryty w krzewach za drzewem, z daleka od niej. Nie zdoła mnie tu zauważyć, chyba że zacznie się rozglądać.
Odwracam wzrok w stronę samochodu.
Dillon, ten skurwiel, wysiadł, żeby porozmawiać przez telefon. Tak łatwo byłoby mi teraz zajść go od tyłu, poderżnąć mu gardło i pomalować asfalt na karmazynowo.
Mógłbym pokryć włosy laleczki prawdziwą czerwienią – czerwienią jego krwi.
Na tę myśl mój kutas sztywnieje.
Nagle jednak zauważam, że tylna szyba zjeżdża powoli w dół. Moje serce zaczyna bić jak szalone, gdy dostrzegam z daleka malutkie paluszki.
Bum.
Bum.
Bum.
Przywieźli ze sobą dziecko! Ściskam mocniej małą laleczkę, którą przyniosłem jako prezent dla mojej niegrzecznej zabaweczki. W głowie aż mi wiruje, bo w tej chwili mogę myśleć wyłącznie o jednym. Muszę zobaczyć to dziecko!
Padam na glebę, by ukryć się wśród długiej, niekoszonej trawy, i pełznę między źdźbłami niczym wąż. Pan tak-zwany-detektyw odszedł już dobre sześć metrów od samochodu i krzyczy teraz do słuchawki, że ktoś spartaczył robotę. Ach, jak ja kocham tę ironię! Przecież to on sam jest prawdziwym królem partaczenia roboty!
Nie spuszczając kretyna z oczu, podchodzę do tylnych drzwi jego auta, a mój żołądek aż skręca się z nerwowego podniecenia.
Zza otwartej do połowy szyby dociera do mnie szeroki, niewinny uśmiech. Brązowe oczy, w których dostrzegam też lekki poblask zieleni, spoglądają prosto na mnie, a gęste rzęsy trzepoczą tak szybko i pięknie jak skrzydełka ważki.
– Piciu? – gaworzy dziewczynka, trzymając w rączce kubek zakończony czymś, co przypomina sutek.
– Wyglądasz całkiem jak mamusia – mamroczę, zachwycony.
Dziewczynka chichocze i wyciąga do mnie rączki.
Mógłbym ją zabrać. Tak po prostu.
Ciekawe, jak daleko udałoby mi się z nią uciec.
Jakaż by to była cudowna kara dla mojej niegrzecznej lalki...
Odrzucam jednak ten pomysł i wręczam dziewczynce mój prezent, po czym oddalam się, korzystając z chwili jej nieuwagi. Ukrywam się w cieniu drzew i obserwuję z daleka uśmiech na twarzy mojej Niegrzecznej Lalki. Ta jednak szybko poważnieje, oglądając spalony krajobraz. Jej ciało wyraźnie drży. Kiedy słyszy klakson, natychmiast wraca do samochodu, a chwilę później zatrzaskuje za sobą drzwi.
Jeszcze mocniej zaciskam dłoń na rękojeści wyjętego z torby noża.
Czekam.
Wyczekuję.
Aż w końcu słyszę znajomą melodię i zaczynam nucić do rytmu śpiewanej przez małą laleczkę piosenki.
Lalka panny Polly była chora, chora, chora.
Polly się zmartwiła, zadzwoniła po doktora.
Przyszedł więc pan doktor. Wziął kapelusz swój i teczkę
i do drzwi zapukał, chociaż za głośno troszeczkę.
Podszedł do laleczki, by dokładnie ją obejrzeć.
„Ależ panno Polly, ona w łóżku musi leżeć!”.
Wypisał receptę. Leków dużo, dużo, dużo.
Polly biegnie do apteki chyżo, chyżo, chyżo.
Moje ręce pocą się wokół rękojeści noża. Ściskam go tak mocno, jak gdybym chciał wgnieść rączkę w dłoń. Silnik głośno rzęzi, kiedy samochód odjeżdża. Nie wrócili, by mnie szukać. Nie pomyśleli, że to ja.
Bo i jak mógłbym dać komuś prezent?
Przecież już mnie nie ma, od dawna nie żyję.
Nagle słyszę pod sobą cichy jęk i dostrzegam kosmyki włosów na cholewce mojego buta.
Z ziemi patrzą na mnie szeroko otwarte, pełne paniki oczy. Dziewczyna szybko potrząsa głową. Nie, nie, nie.
Tak. Tak. Tak.
Schylam się i łapię wolną ręką jej tanie włosy, po czym unoszę ją z ziemi bez najmniejszego wysiłku. Była nieprzytomna o wiele dłużej, niż się spodziewałem. Jest okropna. Zupełnie nie przypomina mojej laleczki. Ma niewyparzony język i za luźną cipę.
Wciągam powietrze przez nos, napawając się tym momentem, po czym wbijam nóż prosto w jej klatkę piersiową. Ostrze wchodzi w nią tak, jak w twardy, krwisty stek. Wokół knebla rozlega się pisk. Dziewczyna wierzga w przód i w tył, z rękami mocno związanymi za plecami. Wbijam nóż po raz drugi, a potem trzeci. Jej ciało już nie protestuje, raczej się trzęsie, aż w końcu przestaje walczyć.
Ściskając szczupłe ciałko mocniej, przysuwam głowę do twarzy dziewczyny, by nosem niemal dotknąć jej ust. Strach ma bardzo specyficzny zapach, a kiedy śmierć jest tak blisko, można zobaczyć ją w oczach umierającego. To cudowne uczucie... Mogę kołysać się wraz z ofiarami na krawędzi pomiędzy życiem a śmiercią, czując jak ich ciała jeszcze podrygują, jak biorą ostatni oddech, wypuszczając go z ust razem z duszą.
Kiedy dziewczyna zamiera w bezruchu, przesuwam dłonią po zakrwawionych ranach, a potem ozdabiam czerwienią jej pierś i maluję nią martwe usta.
Po mojej głowie wciąż krąży obraz małej dziewczynki i prezentu, który przed chwilą jej wręczyłem.
Unoszę laleczkę i wsuwam rękę przez okno. Dziecko łapie zabawkę; małe, lepkie palce ocierają się o moje.
– Lala – sepleni zaślinionymi usteczkami.
– Tak, to jest lala. – Uśmiecham się do niej, tak jak lata temu uśmiechałem się do jej matki. – Piękna lalka dla ślicznej laleczki.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
~ Nieznane ~
Benny
POPYCHAM DRZWI KLUBU, KIWAJĄC głową w stronę bramkarza. Tutaj, w The Vault, wszyscy znają mnie jako przyjaciela Tannera, a kiedy jesteś przyjacielem Tannera, nikt nie może ci podskoczyć. Gdy przechodzę obok baru, jakaś blondynka puszcza do mnie oczko, uśmiechając się zalotnie, ale nie jestem zainteresowany. Nie może zaoferować niczego, co chciałbym kupić i nie ma nawet pojęcia, jak szczęśliwą ją to czyni.
Moje gusta są wyjątkowe.
Osobliwe.
Anomalne, jak określa je zawsze Tanner. Cokolwiek to, kurwa, oznacza.
Tak czy inaczej, ta Blondi z wielkimi, sztucznymi cyckami podkreślonymi zdzirowatym ubiorem zdecydowanie nie jest w moim typie. No, może gdybym był w nastroju, żeby kogoś udusić... Ale nie. Dzisiaj pragnę kogoś przerżnąć, by pozbyć się myśli o mojej niegrzecznej lalce, noszącej pod sercem dziecko... Cudze dziecko. Kiedy kogoś zerżnę, może zapomnę o złości, rozpaczy i obrzydzeniu, które czuję.
Przechodzę przez klub, kierując się prosto do pokoju dla VIP-ów, który najwyraźniej zawsze zarezerwowany jest wyłącznie dla Tannera. Nie pytałem go o to, ponieważ przy naszej relacji byłoby to nie na miejscu, ale podejrzewam, że ten klub należy do niego, jak zresztą wiele innych. Właśnie tutaj przywiózł mnie po odnalezieniu, oznajmiając, że to miejsce stanowi mój plac zabaw i że mogę prosić, o co zechcę, a on spełni każde życzenie.
Problem w tym, że prosiłem, jednak nigdy nie dał mi tego, czego oczekiwałem.
Dlatego, że pożądam wyłącznie jej.
Nikt nie ofiaruje mi jednak niczego za darmo.
Kiedy napływają kolejne myśli o ślicznej laleczce, znów wzbiera we mnie gniew. Nie ma dnia, żebym obsesyjnie o niej nie myślał. Czasami wyobrażam sobie nawet scenariusz, w którym ona i jej malutka laleczka są moje; tak jakbyśmy tworzyli rodzinę. Potem jednak znów wracam do rzeczywistości, a ta przekreśla moją przeklętą fantazję.
Życie w prawdziwym świecie zmieniło mnie: poznałem zasady, o których dotychczas nie miałem pojęcia. Teraz wiem, że jeśli chcę zdobyć, czego pragnę, muszę tymczasowo trzymać się na uboczu. Cierpliwość jest tutaj kluczem, więc muszę być wytrwały, nie reagować impulsywnie i nie robić niczego lekkomyślnego, przez co sprowadziłbym na siebie śmierć albo dał się zamknąć, jak mój kochany tatusiek.
Nie dostanę swojej lalki.
Jeszcze nie.
Może i jestem psychopatą, ale nie głupim. Doskonale zdaję sobie sprawę, że Detektyw Przygłup przez cały czas czuwa nad nią i jej córeczką, dlatego potrzebuję planu. Muszę się przygotować.
– Benjamin! – Kiedy tylko odsuwam szkarłatną kurtynę, oddzielającą klub od eleganckiego pokoju dla VIP-ów, od razu wita mnie w nim znajomy, niski głos. Przypominam sobie, jak za pierwszym razem Tanner popełnił błąd, zwracając się do mnie per „Benny”. Musiał dojrzeć w moich oczach ogień, bo jeszcze zanim zdążyłem zareagować, poprawił się, by nigdy więcej nie powiedzieć do mnie w ten sposób. Nigdy nie zaznaczałem, że ma nazywać mnie „Benjamin”, tego domyślił się sam. W momencie mojej słabości, kiedy siedziałem nagi w jego wannie, otoczony zimną, mętną wodą, Tanner był w stanie przejrzeć mnie na wylot.
– Jesteś teraz nowym człowiekiem, Benjamin. Jesteś silniejszy niż kiedykolwiek, odzyskałeś władzę i kontrolę. Pokonałeś śmierć i rozerwałeś łono, w którym żyłeś zamknięty przez tyle długich lat. Ten dom cię dusił, Benjamin. Był dla ciebie zupełnie niczym więzienie. Mężczyzna, jakim byłeś, w końcu może zamienić się w bestię, która od zawsze w tobie drzemała. Uwolniony z klatki i spuszczony z łańcucha potwór może teraz polować i pożywiać się, kiedy tylko zechce. Benny już nie żyje. Teraz narodził się Benjamin.
Miałem ochotę poderżnąć temu skurwysynowi gardło, ale on, oczywiście, był na to przygotowany. Mam wrażenie, że Tanner zawsze wyprzedza mnie o krok. Kiedy przestałem wreszcie rozmyślać nad tym, jak go zamordować, on zaczął mnie uczyć. Teraz, odkąd nie ukrywam się już bezpiecznie w swoim domu, stałem się podatny na wiele nieprzewidzianych niebezpieczeństw. Tanner pokazał mi, jak żyć tak, jak przystało na potwora mojego pokroju – w świetle dziennym, bo najciemniej jest zawsze pod latarnią.
Tanner ma wielu znajomych na wysokich stanowiskach. Dostarcza im coś, czego nikt inny nie mógłby zaoferować, dlatego później może żądać od nich oddania przysługi.
Coś za coś, powtarza zawsze z błyskiem w oku i szaleńczym uśmieszkiem.
Poza mną nie ma jednak zbyt wielu ludzi, z którymi spędzałby czas.
Obaj jesteśmy samotnymi wilkami, które spotkały się pewnej bezksiężycowej nocy i wytworzyły więź, z jakiej istnienia dotąd nawet nie zdawałem sobie sprawy.
Teraz posiadam przyjaciela.
– Chodź, przyjacielu – zaprasza mnie Tanner, spychając z kolan nagą brunetkę. Kobieta wymyka się ukradkiem z pokoju, nie mówiąc ani słowa. Tanner ma na sobie garnitur – przysięgam, że zawsze nosi go jak jakąś pieprzoną zbroję – i trzyma w ręku kieliszek z ciemnym płynem. Zwykle ogniste spojrzenie jego złocistych oczu jest teraz przygaszone przez substancję, którą musiał wcześniej zażyć.
Wchodzę do pokoju i zajmuję miejsce naprzeciw niego, na pluszowym fotelu, obok którego stoi przygotowany wcześniej kieliszek burbonu. Odnoszę wrażenie, że Tanner zawsze wie, kiedy go odwiedzę.
– No więc, jak spisała się Amy? – pyta, z zaciekawieniem unosząc brew, po czym upija łyk alkoholu z kieliszka.
Na samą myśl o tej dziewczynie od razu wykrzywiam twarz. Amy była kolejnym prezentem od Tannera, ale on nigdy nie daje mi tego, czego naprawdę pragnę. Chociaż te dziewczyny spełniają niektóre z moich kryteriów, to nie dostałem jeszcze takiej, która pasowałaby pod każdym względem...
Pewnie dlatego, że jedyną taką dziewczyną jest moja Śliczna Laleczka.
Jestem pewien, że Tanner doskonale wie, że tylko ona może nasycić moje największe pragnienie.
– Sądząc po żądzy mordu w twoich oczach, zgaduję, że cię nie usatysfakcjonowała. – Uśmiecha się. – Mam rację? Czyżby cię rozczarowała?
Zaciskam szczękę i przejeżdżam palcami po ogolonej na łyso głowie. Nadal nie jestem przekonany do swojego nowego wyglądu, ale Tanner twierdzi, że muszę go zmieniać co najmniej co sześć miesięcy. Do tej pory jeszcze mnie nie zawiódł, więc z jakiegoś powodu mu wierzę.
– Można tak powiedzieć – odburkuję.
Tanner śmieje się cicho i odkłada kieliszek.
– Och, ależ to okropne. Co tym razem nie zagrało? Nie była wystarczająco młoda? Nie miała dość ciemnych włosów lub odpowiednio ciasnej cipki?
Tak, tak i tak. Odpowiedź na wszystkie trzy pytania brzmi tak.
Poza tym nie była moją Niegrzeczną Lalką.
Moją Śliczną Laleczką.
Muszę jednak przyznać, że Amy wyglądała przepięknie, wykrwawiając się na trawie pośrodku lasu.
– Po prostu... była niewystarczająca – wyznaję, po czym głośno wzdycham.
– Co zrobiłeś z ciałem? Znowu zostawiłeś taki pieprzony bałagan jak ostatnio?
Tym razem to ja uśmiecham się z wyższością. Tak, kiedy tracę głowę, Tanner nie ma wyjścia – musi posprzątać mój burdel.
– Wszystkim się zająłem. Wykopałem jej nawet grób. Bardzo płyciutki, ale przecież z niego nie ucieknie, nie?
Zagrzebałem jej ciało wśród zgliszczy mojego dawnego domu. Zawsze tak robię, pokazując w ten sposób lalce i jej durnemu ochroniarzowi, że obydwoje mogą się pieprzyć. Miejsce, w które Jade przychodzi mnie opłakiwać, stało się teraz cmentarzyskiem dla zepsutych laleczek, a oni nic o tym nie wiedzą.
I mają czelność nazywać się detektywami?
Pierdolcie się. Oboje.
Tanner opiera plecy w fotelu i ze spokojem mruży powieki.
– Wiesz, jak bardzo uwielbiam wyzwania i właśnie dlatego... – Unosi dłoń, trzykrotnie pstrykając palcami. – Mam dla ciebie niespodziankę.
Nagle z głośników rozbrzmiewa dziecięca piosenka, przypominająca mi melodię z pozytywki albo z wesołego miasteczka. Karmazynowa zasłona rozsuwa się niczym kurtyna nad sceną, a do pokoju wchodzi młoda kobieta, na której widok mój kutas natychmiast twardnieje pod materiałem dżinsów.
Jest taka drobniutka... taka, jak lubię.
Ma maleńkie cycki.
Krótką, różową sukienkę.
Najpełniejsze usta, jakie kiedykolwiek widziałem, ale... cholera, chyba przynajmniej są naturalne.
Duże, niebieskie oczy... usytuowane jednak zbyt blisko siebie.
Wykrzywiam wargi w niesmaku. Te oczy psują absolutnie wszystko! Mój chuj od razu nieco mięknie, ale mimo to patrzę, jak dziewczyna nieśmiało podchodzi, pociągając palcami za kraniec przykrótkiej sukienki.
– Siadaj na kolanach Potwora! – Tanner rozkazuje lodowatym tonem. Każdy, do kogo zwraca się w taki sposób, nie jest w stanie odmówić wykonania polecenia. Nawet ja.
– Tak, Panie. – Dziewczyna posłusznie kiwa głową.
Pan i Potwór.
Tanner twierdzi, że stanowimy jedyny w swoim rodzaju duet. Nikt nie może się z nami równać. Jesteśmy drużyną, działamy więc razem. Całkowicie się z nim teraz zgadzam, choć musiało minąć trochę czasu, zanim zdołałem mu zaufać.
Panienka nie wygląda na zbyt chętną, ale mimo to siada okrakiem na moich udach. Jej małe dłonie wsuwają się pod moją dopasowaną koszulkę i wędrują w kierunku ramion.
– Zamknij oczy – warczę głosem niższym i ostrzejszym niż ton Tannera.
Dziewczyna sztywnieje ze strachu, ale posłusznie zamyka oczy. Grzeczna lalka. Przez chwilę błądzę dłońmi po jej małym tyłku, po czym podciągam jej sukienkę na brzuch. Nagle wyczuwam, że nie założyła bielizny. Natychmiast robię się wściekły. Grzeczne lalki noszą koronkowe majteczki! Nie są takimi zdzirami, jak ta Blondi przy barze!
– Gdzie twoje majtki?! – warczę, uderzając ją w pośladek tak mocno, że jęczy z bólu.
Natychmiast spogląda na Tannera, ale on wzrusza jedynie ramionami i gestem pokazuje jej, że ma się odwrócić.
– Nie patrz na mnie, laleczko. To on pociąga tutaj za sznurki.
Jego spojrzenie staje się mroczniejsze, kiedy zauważa strach w oczach laleczki.
Musiała już wyczuć, że właśnie budzi się we mnie bestia. Skrywam w sobie diabła, który szeptem podpowiada mi, jak pociąć ją na kawałki, jak sprawić, by dłużej cierpiała, kąpać się w jej krwi, rozkoszować słonymi łzami... Gdy patrzy mi w oczy, jasnoniebieskie tęczówki w kolorze oceanu przepełnia wyłącznie rozpacz. Pod wpływem jej przerażenia mój kutas znowu sztywnieje. Być może jednak coś z tego będzie.
– Zrób mi loda, laleczko – syczę, spychając ją na podłogę, a huk, z którym upada u moich stóp, podkręca moje podniecenie.
Przez lata nie tylko moja wściekłość i rozpacz stawały się coraz większe – proporcjonalnie do nich rosła też potrzeba krzywdzenia ludzi. Teraz już rozumiem, że mężczyzna, którego zabiła moja lalka, miał swój fetysz... Ten, który narodził się na jego miejsce, nie posiada już fetyszu, ma potrzebę – mroczny, głęboko zakorzeniony popęd, który można zaspokoić wyłącznie w jeden sposób.
Laleczka zabiera się do roboty tak ochoczo jak wszystkie kurwy, kiedy pomacha im się pieniędzmi przed nosem. Klęka przede mną i z niecierpliwością rozpina moje dżinsy. Gdy pochyla głowę, jej długie, ciemne włosy zasłaniają twarz, a mi przechodzi przez myśl, że teraz mogłaby nawet uchodzić za moją śliczną laleczkę. Tak bardzo mam ochotę sobie ulżyć, mój fiut dosłownie boli z podniecenia... Łapię więc kurwę za włosy i, ignorując zaskoczony jęk, który wydaje, przyciągam jej usta do swojego chuja.
Czuję na sobie wzrok Tannera. Jego oczy są wszędzie; ten mężczyzna zawsze mnie obserwuje, zawsze ocenia i zawsze pomaga, gdy sprawy zachodzą za daleko. Nie jestem pewien, dlaczego postanowił się ze mną zaprzyjaźnić, ale nie mogę na to narzekać. Miło jest mieć obok kogoś, kto mnie rozumie.
Zastępcza laleczka zaczyna ssać mojego nabrzmiałego kutasa tak, jakby robiła to już tysiące razy. Tanner ma na wyciągnięcie ręki całe dziesiątki dziwek, których używa jako przykrywkę dla tego, co tak naprawdę oferuje. Z pozoru klub proponuje klientom zwyczajne, łagodne rozrywki, ale kiedy dostaniesz się na prywatną listę Tannera, będziesz mógł posmakować mroczniejszej wersji tego świata.
Jednak nawet ci wybrańcy nie wiedzą wszystkiego. Jakiś czas temu do klubu przyszedł mężczyzna i oświadczył, że chce rozmawiać z Robertem. Tanner przywitał go, przedstawiając mu się jako Robert, a kiedy później spytałem go, dlaczego to zrobił, wyjaśnił, że dla mnie jest Tannerem, dla tego faceta Robertem, a dla Lucy, menadżerki klubu, nazywa się Cassian. Tak naprawdę chuj wie, które z tych imion jest prawdziwe... Być może żadne? Właśnie dzięki temu, że Tanner jest całkowicie anonimowy, pozostaje bezpieczny.
Po chwili tania szmata zaczyna ssać mojego kutasa mocniej, przez co ponownie przyciąga moją uwagę. Jej przerażenie już dawno zniknęło i teraz lalka chce tylko sprawić mi przyjemność. Tak kurewsko się stara, ale to mnie wkurwia, zamiast podniecać. Mój kutas znów zaczyna mięknąć.
Kiedy suka przerywa na chwilę i patrzy tymi swoimi niebieskimi oczętami na mojego oklapniętego penisa, nie jestem w stanie dłużej tego wytrzymać.
– Jesteś do niczego, lalko! – wrzeszczę, łapiąc ją za gardło. Szarpię ją, podnoszę i sadzam na swoich kolanach, po czym zaciskam palce jeszcze mocniej... Śmiertelnie mocno, przez co dziwka natychmiast wbija paznokcie w mój nadgarstek.
Tanner, jak na lojalnego przyjaciela przystało, nawet nie próbuje mnie powstrzymać. Przez cały czas tylko obserwuje, mrużąc powieki i uśmiechając się kącikiem ust.
Twarz bezwartościowej lalki robi się różowa, potem czerwona, aż w końcu nabiera pięknego odcienia ciemnego fioletu, kiedy dziwka bezskutecznie próbuje nabrać powietrza. Mogła przecież zapytać, czego chcę, ale nie, musiała okazać się kolejną kurwą, napaloną wyłącznie na kasę! Ach, wielka szkoda. To jedyna lalka, w której widziałem dotychczas choć cień potencjału.
Gdy puszczam jej szyję, po jej policzkach spływają łzy. Szmata kładzie dłonie na gardle i świszczy, próbując złapać oddech.
– Skurwiel – szepcze z jadem w głosie.
Jest bezwartościowa, ale przynajmniej ma jaja.
Szkoda tylko, że moje są o wiele większe.
Popycham dziwkę tak, że znów upada na kolana. Łapię ją za głowę i z powrotem wsuwam kutasa do jej ust. Wsadzam go tak mocno, aż zaczyna się dławić i walczy, by się oswobodzić. Uśmiecham się, gdy mała szmata próbuje mnie ugryźć.
Ściskam ją za ramiona, kładę na ziemi i zawijam palce wokół chudziutkiej szyi. Wolną ręką podpieram się o podłogę, z całej siły wpychając kutasa do jej gardła. Ciało lalki drży, kiedy wierzga pode mną, próbując szerzej otworzyć usta, by nabrać powietrza. I co, suko? Spróbuj ugryźć mnie teraz.
Lalka zdycha. Powoli zdycha.
Rżnę ją w usta z całą energią, jaką w sobie mam. Poruszam biodrami coraz szybciej, ściskam gardło mocniej, aż wreszcie słyszę pod sobą charakterystyczny chrzęst. Dziewczyna natychmiast wiotczeje. Zgniotłem jej tchawicę. Jestem coraz bliżej orgazmu... Robi mi się gorąco, żar promieniuje z krocza w górę pleców... Wyciągam chuja z jej ust i ozdabiam spermą martwe, szeroko otwarte oczy.
Wstaję z ziemi, wsuwam dłonie pod jej ramiona i bez wysiłku podnoszę dziwkę z ziemi. O tak, jej ciało jest teraz takie wiotkie i bezwładne... W końcu wygląda jak najprawdziwsza lalka!
Głupia, martwa laleczka. Dokładnie taka, jak one wszystkie.
Ta szmata mnie obrzydza. Bez wahania odrzucam ją więc od siebie, słysząc nagle ohydny szczęk, kiedy jej głowa uderza mocno o kant stolika. Truchło stacza się na podłogę i ląduje na niej twarzą do dołu. Spoglądam zafascynowany, jak z tyłu rozwalonej czaszki zaczyna wyciekać krew. Nie płynie szybko, tak jak robiłaby to, gdyby dziewczyna wciąż oddychała, sączy się raczej niczym keczup ze szklanej, przewróconej butelki, którą ktoś zapomniał zakręcić.
Ach, to...
To sprawia, że mój penis na powrót twardnieje.
Staję nad nieruchomym ciałem i przesuwam dłonią po głowie Bezwartościowej Lalki. Zaczynam się masturbować, używając jej krwi jako idealnego lubrykantu.
– Tak, Benjamin, o to właśnie chodzi! – chwali mnie Tanner. – Uwolnij z siebie potwora. Zaspokój swój głód!
Jego słowa odbierają mi resztki zdrowego rozsądku. Potwór... Bestia, która zwykle we mnie drzemie, szaleje teraz z pożądania!
Lalka.
Laleczka.
Moja Śliczna Laleczka.
Sprawię, że znów będzie moja.
Muszę ją porwać.
Żadna lalka nie zdoła jej zastąpić.
Dochodzę tak niespodziewanie i gwałtownie, jak nigdy dotąd, aż cały się trzęsę. Minęły wieki, odkąd osiągnąłem satysfakcjonujący orgazm, a teraz dokonałem tego dwa razy z rzędu. Zaskoczony, ale i kurewsko zadowolony, patrzę, jak moja sperma spada na zakrwawioną czaszkę. Tanner klęka przede mną, przesuwając palcem przez strumień krwi, który spływa po policzku martwej lalki. Unosi dłoń w stronę światła.
– Wiem, że nadal chcesz dostać swoją starą laleczkę. To się nie zmieni, co? – pyta, wpatrzony w zakrwawiony opuszek.
– Nie, nie zmieni – przyznaję, lekko zirytowany. Jak on śmiał nazwać ją moją starą laleczką? Ona nie jest stara; to jedyna lalka, która kiedykolwiek mnie zadowoli.
– W takim razie powinieneś się o nią upomnieć. W końcu tylko ona zdoła zaspokoić Potwora, zgadza się? – Patrzy na mnie tymi bursztynowymi oczami, unosząc palec do ust i zlizując z niego krew bezużytecznej lalki.
– Ona jest tą jedyną.
Przez jakiś czas czułem się całkiem dobrze. Pogodziłem się z tym, że ryzyko jest zbyt wielkie i że nie mogę odzyskać swojej Niegrzecznej Lalki... Zrozumiałem, że muszę zniknąć, by zacząć wszystko od nowa.
Stałem u progu nowego życia.
Otworzyły się dziesiątki możliwości, którym na jakiś czas udało się mnie zająć. Kobiety, które dostawałem od Tannera, stanowiły rozrywkę i odciągały mnie od wspomnień. Teraz jednak to wszystko za bardzo mnie przytłacza. Od jakiegoś czasu nie mogę przestać myśleć o mojej lalce... Muszę wiedzieć, co robi, gdzie jest, co zamierza... Zdaję sobie sprawę, że w końcu nie zdołam się powstrzymać. To pragnienie jest zbyt silne. Prędzej czy później mu się poddam i porwę laleczkę na nowo...
Najwyraźniej Tanner to rozumie.
Kiwa do mnie głową.
– W takim razie zabierz ją, Benjaminie. Zasłużyłeś na nią. Zorganizuję dla was bezpieczne miejsce, a ty w tym czasie pozbędziesz się detektywa Scotta. To musi wyglądać na wypadek, tak jak rozmawialiśmy. Kiedy już go załatwisz, dasz jej czas, by mogła go opłakiwać. Tylko w ten sposób wszyscy bliscy uwierzą w list, który w końcu napisze, i w to, że musiała uciec od druzgoczących wspomnień.
Cierpliwość.
Muszę być cierpliwy.
I chociaż to czekanie doprowadza mnie do pierdolonego szału, Tanner ma rację.
Patrzy na mnie z uśmiechem, przechylając głowę na bok. Znam to spojrzenie. Gapi się na mnie w ten sposób od trzech pieprzonych lat.
– Więc gdzie będę mógł z nią wyjechać? – pytam, zżerany przez ciekawość. Nie mam pojęcia, jak daleko muszę ją wywieźć, żeby każdy uwierzył, że uciekła, a nie została porwana.
– Och, przyjacielu, ależ ty nigdzie nie pojedziesz. Nikt nie da ci niczego za darmo. Poza tym nie chcę się z tobą rozstawać. Za bardzo cię polubiłem, żeby teraz pozwolić ci zniknąć. Nie tęskniłbyś za mną, Benjaminie?
Czy bym za nim tęsknił? Nie, gdybym był z moją lalką. Niestety nie dysponuję środkami, by porwać ją samodzielnie, a Tanner zawsze dostarcza mi wszystkiego, czego potrzebuję. Czy jestem gotów, by podjąć się tego sam... i to nie po raz pierwszy?
Nie.
– Tęskniłbym za naszym wspólnie spędzonym czasem – przyznaję, wskazując głową martwą laleczkę pokrytą moją spermą.
Tanner wybucha głośnym śmiechem.
– No właśnie. – Odwraca się na chwilę, po czym woła ochroniarza stojącego po drugiej stronie czerwonej kurtyny. – Wilson! Zadzwoń po ekipę sprzątającą. Mamy tu mały bałagan.
Martwa lalka już wkrótce będzie rozkładać się w beczce kwasu.
Chociaż minęło kilka dni, słowa Tannera wciąż raz po raz odtwarzają się w mojej głowie. W takim razie zabierz ją, Benjaminie. Zasłużyłeś na nią. Sam już nie wiem, jakim cudem zdołałem pozostawać w cieniu przez tak długi czas. Znalazłem całkiem sporo wymówek, które sobie powtarzałem:
Ktoś mógłby mnie rozpoznać.
Mogliby mnie złapać.
Dokąd bym ją zabrał?
I – co najgorsze – co będzie, jeśli ona już mnie nie podnieca?
Śliczna Laleczka jest dla mnie wszystkim; posiadanie jej stanowi cel mojego życia, bez którego nie mogę dłużej istnieć. Desperacko pragnę tego, co nieprawdziwe... czegoś nieuchwytnego... Te uczucia są tak silne, że mają nade mną władzę. Co, jeśli znów mną zawładną?
W takim razie zabierz ją, Benjaminie. Zasłużyłeś na nią.
Nie mogę dłużej odkładać tego na później. Tanner mi pomoże. Znajdzie odpowiednią kryjówkę dla nas dwojga... Bezpieczne miejsce, tylko dla nas.
Ten moment jest już coraz bliżej, dlatego od kilku dni bezustannie ją śledzę. Obserwuję, jak zabiera dziecko do przedszkola, a potem kieruje się na komisariat. Patrzę, jak jedzie wykonywać pracę w terenie, jak wraca wieczorem do domu razem z tym swoim pierdolonym mężem i jak spędza wspólne wieczory z całą rodzinką. Ach, jak ja nienawidzę tych ich idiotycznych uśmiechów, kiedy gotują kolację i zasiadają razem do stołu.
Każdej nocy wracam do domu coraz bardziej wściekły. Nie mam żadnego cholernego planu, ale chcę, żeby Dillon cierpiał – nawet jeśli ma to wyglądać na wypadek.
Lalka będzie go opłakiwać, ale tylko do momentu, kiedy ponownie w nią wejdę. Wtedy w końcu zda sobie sprawę, że ten skurwiel nigdy nie powinien jej dotykać i że jest moja. Moja. Zawsze tak było.
Śledząc ją, działam jak na autopilocie, dlatego dopiero w ostatniej chwili zauważam, że włączyła kierunkowskaz i właśnie skręca na osiedle, którego nie kojarzę. Uśmiecham się od ucha do ucha, stwierdzając, że lalka na pewno tutaj nie mieszka. Czyżby jej beznadziejny mąż nie potrafił jej zaspokoić? Czy zdradza go z jakimś głupim fiutem, którego zamorduję, kiedy tylko od niego wyjdzie?
A może spotyka się z adwokatem, bo chce wnieść pozew o rozwód?
Ach, tak, na tę myśl szczerzę się jeszcze szerzej.
Niestety, ledwie zauważam, gdzie parkuje, mój dobry humor natychmiast znika. Po cholerę ona tu przyjechała?!
To dawny dom mojego ojca, w którym, zanim trafił do więzienia, mieszkał ze swoją nową żoną, poślubioną po tym, jak doprowadził moją matkę do szaleństwa. Nigdy dotąd tu nie byłem i nie poznałem tej kobiety, ale czytałem sporo artykułów na temat ślicznej pani doktor – żony zhańbionego komendanta policji. To Tanner podał mi ten adres. Powiedział, że jeśli zabicie nowej kobiety ojca przyniesie mi ulgę po stracie matki, powinienem to zrobić.
Ja jednak nie chciałem mścić się w jej imieniu. Moja jebana matka na to nie zasłużyła! Odebrała mi moją Bethany. Może gdyby tego nie zrobiła, moje życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej...
Może byłbym inny...
Nieważne! Pierdolę swoją matkę i tę młodą doktorkę!
Kiedy przejeżdżam obok domu ojca, ani na chwilę nie spuszczam wzroku ze swojej laleczki, która siłuje się z fotelikiem, nieporadnie próbując wyciągnąć dziecko z samochodu. Parkuję kilka domów dalej. Patrzę, jak drzwi wejściowe się otwierają, a po schodach z werandy schodzi jakaś dziewczyna...
Bethany?
Bum.
Bum.
Bum.
Czas nagle zwalnia. Nie mogę w to uwierzyć. Bethany rusza pewnym krokiem w stronę mojej Ślicznej Laleczki.
Gdy wiatr rozwiewa jej długie, brązowe włosy, zauważam, że Bethany się nie uśmiecha. Tak, pamiętam ten posępny wyraz twarzy. Moja siostra zawsze miała taką minę.
Nie moja biologiczna siostra, ale moja Bethany.
Czyżby ojciec ją tu ukrył?! Wyleczył ją, naprawił, a potem przez tyle lat przede mną ukrywał?!
Nie.
Nie.
Nie.
Przecież widziałem jej ciało! Kurwa mać, nawet je pochowałem! To jakaś sztuczka. Ktoś próbuje mnie nabrać. Z głośnym prychnięciem wyciągam z kieszeni telefon, który Tanner kazał mi przy sobie nosić, po czym włączam aparat i przybliżam na nim obraz najmocniej, jak to możliwe.
Bethany zasłania oczy przed zachodzącym słońcem. Ma na sobie krótką, kwiecistą sukienkę, w której wygląda tak młodziutko... W rzeczywistości pewnie jest starsza. Jej drobna twarz ma jednak bardzo dziewczęce rysy, a ciało jest szczuplutkie niczym u nastolatki. Nie wytrzymam; cały się trzęsę, zarówno z ekscytacji jak i z ogromnego strachu. W mojej głowie panuje chaos. Nie wiem, co robić, ale... Cieszę się. Jestem taki szczęśliwy! Nagle jednak przypominam sobie o przeszłości. Wzdycham głośno z żałością, gdy przed oczami staje mi obraz mnie samego, w wieku siedmiu lat.
Straciłem siostrę, kiedy byłem jeszcze bardzo mały. Nie, nie straciłem. To mój ojciec brutalnie mi ją odebrał! Później dostałem jednak nową Bethany... Tę Bethany, którą w końcu ukradła mi matka.
Ta dziewczyna jest idealnym połączeniem ich obydwu.
Ale jak to możliwe?
Wróciła do mnie po tylu latach! Ojciec kłamał; on wcale nie szukał zastępstw dla Bethany, ponieważ Bethany nigdy nie odeszła! Po prostu ten chory, samolubny skurwiel umieścił ją tutaj, zatrzymując dla siebie.
Przyglądam się, jak moja Niegrzeczna Lalka podaje swoje dziecko Bethany, po czym odjeżdża.
A ja?
Ja spoglądam na przeszłość... na teraźniejszość... na cud.
Nie spuszczam wzroku z Bethany, aż ta znika ponownie w domu. Czekam. Cierpliwie czekam, aż mija blisko czterdzieści pięć minut i nie jestem w stanie dłużej tego wytrzymać. Zwariuję... zaraz oszaleję z niepewności! Wysiadam więc z samochodu i zakradam się wzdłuż obsadzonej drzewami ścieżki.
Bum.
Bum.
Bum.
Upewniwszy się, że nikt mnie nie widzi, podchodzę do bocznej ściany domu, ukryty w półmroku, który właśnie przyniósł ze sobą zmierzch.
Przekręcam gałkę w drzwiach do garażu, a te, ku mojemu zaskoczeniu, od razu się otwierają. To było proste, banalnie proste. Garaż nie stanowi dla mnie wyzwania, ale kiedy podchodzę do drzwi łączących go z domem, muszę zachować ostrożność. Uchylam je zaledwie na tyle, by móc zajrzeć do środka.
Bethany stoi w kuchni, odwrócona plecami do mnie, i miesza coś w garnku. Z drugiego pokoju dochodzi piosenka ze Sponge Boba i głos małej dziewczynki, która nuci do jej rytmu.
Dlaczego moja Bethany zajmuje się dzieckiem Niegrzecznej Lalki?
Gdy tylko zaczyna się odwracać, prędko zamykam za sobą drzwi i przyciskam ucho do drewna, próbując podsłuchać, co się dzieje. Po chwili w pomieszczeniu robi się zupełnie cicho. Jestem niemal pewien, że z niego wyszła, więc ponownie uchylam drzwi.
Miałem rację, Bethany już tutaj nie ma. Gdy zakradam się do kuchni i wyglądam za róg, zauważam ją w jadalni, jak rozkłada zastawę na stole. Ciemne włosy nadal zakrywają większość jej twarzy. Dzieciak stoi obok, pijąc soczek przez słomkę i podrygując do piosenki z kreskówki. Chowam się z powrotem za rogiem i wykorzystuję wiszące na ścianie lustro, by je obserwować.
– Jeśli zjesz cały makaron, MJ, to później pójdziemy pobawić się w przebieranki – obiecuje Bethany. Nie pamiętam, żeby jej głos był aż taki łagodny, prawie jak głos dziecka... To pobudza mnie jeszcze bardziej. Jest cudowniejsza, niż zapamiętałem! Dziecko piszczy z ekscytacji i niemal rzuca się na swoje jedzenie.
Kiedy Bethany odwraca głowę, by spojrzeć na zegar, w końcu mam okazję dokładnie jej się przyjrzeć. Dobrze znam ten lekko zadarty nosek, jasne piegi na policzkach i pełne, idealne usta... No i oczywiście jej oczy. Tak, piwne, cudowne tęczówki, łączące w sobie brąz i zieleń w absolutnie perfekcyjnych proporcjach. Czuję się, jakbym patrzył na doskonałe połączenie moich dwóch ulubionych siostrzyczek.
Mój kutas natychmiast twardnieje.
Tęskniłem za wszystkimi siostrami, które tata przyprowadzał do domu, ale to właśnie za nią najbardziej.
Pocieram penisa przez spodnie. Bethany jest taka piękna... Kochałem ją, marzyłem o niej od tak dawna, a teraz stoi przede mną i znów może być moja. Nagle mój telefon zaczyna wibrować. Zamieram na krótką chwilę, kiedy Bethany marszczy brew i nasłuchuje, ale w sekundę później wycofuję się do garażu i, nie dając jej czasu na reakcję, uciekam przez drzwi na zewnątrz. Pędem wracam do samochodu. Kiedy siadam za kierownicą, moje serce bije szybciej niż kiedykolwiek.
Bum.
Bum.
Bum.
Ona tu jest!
Patrzę na telefon. Mam jedno nieodebrane połączenie od Tannera i jedną nieprzeczytaną wiadomość.
Tanner: Gdzie jesteś?
Drapię się w czoło, po czym zaczynam mu odpisywać.
Ja: Znalazłem Bethany.
Na ekranie niemal natychmiast pojawia się kolejna wiadomość.
Tanner: Bethany? Twoją siostrę Bethany?
Tanner wie co nieco o mojej przeszłości, ale nic poza tym, co sam chciałem mu zdradzić.
Ja: Tak.
Przez całe lata kolejne dziewczynki pojawiały się w moim domu, a później znikały... Nie były moimi rodzonymi siostrami, ale dostawały na imię Bethany, a ja czułem się dzięki nim nieco mniej samotny na tym okrutnym, zupełnie pustym świecie.
Dziewczyna, którą dziś widziałem, jest jednak moją prawdziwą siostrą.
Tanner: Lepiej nie nawiązuj z nią kontaktu. Nie chciałbym stracić przyjaciela przez takie irracjonalne zachowanie. Pamiętaj, że teraz jesteś wolny, Benjamin. Nie pozwól znowu zamknąć się w klatce. Kluczem do sukcesu jest posiadanie dobrego planu. Nadal szczerzę się jak głupi, bo wciąż nie potrafię uwierzyć we własne szczęście.
Tanner ma jednak rację. Nie mogę wparować do domu Bethany, oznajmić jej, że do mnie należy, ponieważ jestem jej bratem, a potem tak po prostu ją sobie zabrać.
Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Najpierw muszę znaleźć dla nas dom.
Potem wrócę po moją siostrzyczkę.
Moją Bethany.
Moją idealną, nową laleczkę.
Ja: Masz rację. Nie spierdolę tego.
Tanner: Oczywiście, że nie spierdolisz, Benjaminie.
Jej dom lśni pośród ciemności niczym reflektor latarni morskiej. Nie odrywając od niego wzroku, rozpinam rozporek i wyciągam ze spodni boleśnie twardego penisa. Zaciskam na nim dłoń i masturbuję się niemal z furią, przez cały czas widząc cień Bethany za oknem.
Znalazłem ją.
Kurwa mać, znalazłem!