Obłęd - Czoik Sandra - ebook
NOWOŚĆ

Obłęd ebook

Czoik Sandra

5,0

28 osób interesuje się tą książką

Opis

Mrok skrywa się tam, gdzie nikt tego nie podejrzewa. Możesz paść ofiarą poważnej choroby, wypadku albo… bezwzględnego mordercy, który jest w stanie zrobić wszystko, aby zrealizować swoje mroczne fantazje. Dotychczasowe problemy staną się błahostkami w obliczu tego, co dla Ciebie zaplanował…

 

Kiedy ujrzysz potwora vis-à-vis, zamknięcie oczu nie wystarczy.

 

Alicja, wracając samotnie do domu, nawet nie zdawała sobie sprawy, że ktoś może ją obserwować. Mężczyzna uśmiechał się w ukryciu, wiedząc, że jego plan jest tak dopracowany, iż bez względu na to, jaki ruch wykona, i tak ją do niego doprowadzi. Dopiero wtedy zacznie się zabawa, której stawką będzie niejedno życie.

 

„Obłęd” to przykład thrillera tak mrocznego, że przekracza granice emocjonalne występujące w tego typu literaturze. Brutalny, bezwzględny i przepełniony
zwrotami akcji. To pozycja, która na długo pozostaje w pamięci.
Nie tylko zagłębia się w mroczne zakamarki ludzkiej psychiki, ale przekracza
normy moralności, jakie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.

 

Czy dasz się złapać mrocznym szponom literatury?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 210

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Madzik083

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00



Copyright © Sandra Czoik

Copyright © Wydawnictwo ReWizja

Wydanie I 

Wilkszyn 2025

ISBN 978-83-67520-61-4

Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autora oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.

Projekt okładki: Katarzyna Grdeń

Zdjęcie na okładce: Karolina Maluchnik

Redakcja: Angelika Kuszła, PR www.poradniaredakcyjna.pl

Korekta I: Sylwia Dziemińska, Korekta przy kawie

Skład i łamanie: D.B. Foryś www.dbforys.pl

Korekta II: Angelika Kuszła, PR www.poradniaredakcyjna.pl

Wydawnictwo ReWizja

Książka dostępna również w formie książki papierowej.

Dla Darii

Za naukę przyjmowania konstruktywnej krytyki.

Za wsparcie.

Za wiele dobrych rad.

Za przyjaźń.

Dziękuję!

Obłęd jest historią dla czytelników o mocnych nerwach.

Książka zawiera opisy przemocy oraz drastyczne sceny. Przeznaczona jest wyłącznie dla dorosłych czytelników. Autorka, jak i wydawnictwo nie popierają ani nie propagują zawartych w niej zachowań, a ich zapisy mają charakter jedynie opisowy.

Prosimy o racjonalne podejście do lektury.

Stanął przed nią i spojrzał w zielone, błagające o litość oczy. Podsunął nogą psią miskę pod twarz kobiety.

– Smacznego – rzucił, uśmiechając się szeroko. – Jak będziesz grzeczna, to może nawet odepnę twój łańcuch.

Mimo bólu, który rozrywał każdą komórkę jej ciała, nie potrafiła być potulna. Poniżał ją bez przerwy, ale wiedziała, że jeśli będzie spełniać jego rozkazy, nie opuści tego miejsca żywa.

– Wypuść mnie – wyjęczała, czując, jak przez sam delikatny ruch głową metalowa obroża ze szpikulcami w środku wrzyna się w jej szyję. – Nie powiem o tym nikomu, tylko mnie wypuść.

Jego przerażający śmiech rozniósł się po całym pomieszczeniu, wywołując w niej jeszcze większy niepokój.

– Więc zabij mnie – wysyczała, wiedząc, że dłużej tego nie zniesie.

Pragnęła wydostać się z tego miejsca, ale miewała momenty takie jak ten, w których traciła nadzieję.

Mężczyzna tylko obdarzył ją wzrokiem pełnym politowania i podchodząc do dużej, staromodnej szafy stojącej pod ścianą, klasnął w dłonie.

– Ile chcesz pospać, psinko? – zapytał jak za każdym razem. Gdy nie usłyszał odpowiedzi, wywrócił oczami. – No to moje ulubione – szepnął, wyciągając małą buteleczkę oznaczoną napisem „Kodeina”. Odkręcił ją i wyciągnął jedną niewielką tabletkę.

Kobieta obserwowała uważnie każdy jego ruch, wiedząc, że już za chwilę poda jej ten specyficzny lek, który raz wprowadza ją w stan euforii, a innym razem sprawia, że zasypia.

Modliła się w duszy o to, żeby tym razem udało jej się zasnąć. Wolała przebywać w sennej krainie niż cierpieć przez tego psychicznego człowieka.

– Myślę, że odlecisz na trzy godziny – wymruczał, nachylając się nad nią i zsuwając jej potargane spodenki.

Tym razem zamiast podania doustnego wybrał okropniejsze dla niej. Rozsunął kobiece nogi i delikatnie przejechał dłonią po małej, różowej dziurce.

Dziewczyna zacisnęła powieki, desperacko próbując ignorować jego palący dotyk na swojej skórze. Tak bardzo go nienawidziła…

Sprawnym ruchem wsunął głęboko tabletkę, patrząc na nią z szerokim uśmiechem. Gdy wysunął palec, usłyszał wypuszczony gwałtownie oddech. Obserwował, jak klatka piersiowa kobiety porusza się coraz bardziej miarowo, aż w końcu był pewien, że śpi. Czule odgarnął opadający na jej policzek kosmyk włosów i szeptem wypowiedział ostatnie zdanie, które zdołało przebić się do jej podświadomości.

– Śpij. Jak tylko wstaniesz, będzie jeszcze zabawniej.

Mróz szczypał jej policzki, kiedy wracała samotnie do domu. Z założonymi słuchawkami podążała zamyślona przed siebie, nie przeczuwając tego, co miało nadejść. Nie sądziła, że zwykły dzień sprawi, że grunt usunie się jej spod stóp.

Mężczyzna tymczasem w bezpiecznej odległości obserwował każdy jej ruch, liczył każdy postawiony przez nią krok i z lekkim uśmiechem cieszył się tym, że za chwilę będzie trzymać ją w ramionach.

Gdy skręciła do parku, roześmiał się głośno i z ekscytacji aż zatarł dłonie.

– Idealnie – powiedział do siebie.

Wyszedł ze swojej kryjówki i przyśpieszył kroku. Był już obok niej, kiedy się odwróciła i spojrzała na niego tym swoim przenikliwym wzrokiem. Odwzajemnił łagodnie spojrzenie, nie dając jej odczuć, że musi się go bać.

Powinna uciekać…

– Cześć – szepnął, posyłając jej nieznaczny uśmiech. Wiedział, że nadal z jej słuchawek płynie muzyka i z pewnością tego nie usłyszy, jednakże przynajmniej zauważy ruch jego warg.

Dziewczyna pokręciła głową, odpychając od siebie niepokojące myśli i odwracając ciało całkowicie w jego stronę, wyprostowała się i zdjęła słuchawki.

O tak! Sądź sobie, że właśnie natrafiłaś na królewicza – pomyślał i o mały włos nie wybuchnął śmiechem, przez co zrujnowałby tym swój plan, nad którym od dawna pracował.

– Em… Cześć – zająknęła się, co nie było dziwne w obecnej sytuacji.

Powinna odwrócić się i odejść, lecz coś w jego osobie było przyciągające. Nie odczuwała strachu, jedynie lekki dreszcz emocji. Dlatego stała teraz i uważnie studiowała jego twarz, od delikatnej zmarszczki na czole, poprzez średniej wielkości usta, kończąc na małym pieprzyku umieszczonym koło ucha.

– Czy my się znamy? – zapytała, posyłając mu znikomy uśmiech i wpatrując się w niebieskie oczy nieznajomego, w których odbijał się blask latarni.

Mężczyzna poprawił czarny plecak, wybiegając myślami do przodu, czego nie powinien robić.

Skup się – zrugał się w myślach, wiedząc, że jeśli nie będzie działał zgodnie z ustalonymi przez siebie punktami sprawy, spieprzy wszystko i ona bezpiecznie wróci do domu.

A tego nie chciał.

– Tak, pracuję w kawiarni, w której siedzisz niemal codziennie – skłamał, nawet na moment nie dając po sobie tego poznać. – Rozpoznałem cię, gdy szłaś i postanowiłem podejść, żebyś samotnie nie wracała nocą do domu.

– Ach… Nie trzeba, to jest bezpieczna okolica – odparła, zachowując resztki rozsądku, po czym dostrzegła nieznaczny błysk w jego oczach, przez który głośno przełknęła ślinę.

Mężczyzna tymczasem roześmiał się, powracając do swojej roli.

– Jak chcesz, skarbie, ale wiedz, że nigdzie nie jest bezpiecznie.

Odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając ją skołowaną. Nie wiedziała, o co chodzi, ale starając się odepchnąć w kąt myśli tego intrygującego człowieka, zrobiła pierwszy krok i, odblokowując ekran telefonu, spojrzała na widniejące na nim zdjęcie.

Poczuła nagły smutek, który za każdym razem dopadał ją, gdy widziała uśmiechniętą twarz szatynki. Nie tak dawno mogła nazwać ją przyjaciółką, a teraz nawet nie pozdrawiały się znikomym „cześć”.

Podpięła ponownie słuchawki i wkładając je do uszu, odpaliła One morelight Linkin Parku, stawiając kolejne kroki. Sunęła przed siebie i już po chwili zapomniała o mężczyźnie. Z każdą kolejną piosenką czuła się coraz lepiej. Uwielbiała samotne spacery, gdy wokół nie było śladu żywej duszy, a głośny bas dudnił, napawając energią.

On tymczasem siedział już w swoim samochodzie, popijając łapczywie napój energetyczny, który zawsze miał przy sobie. Drogę do swojej czarnej vectry pokonał w błyskawicznym tempie, tak by zdążyć, zanim ona wyjdzie na asfaltową nawierzchnię. Bawiło go to niesamowicie. Każdy jej ruch przewidział, zakładając kilka wersji zakończenia dotychczasowego życia. Nie, nie miał zamiaru jej zabijać. Przynajmniej nie teraz. Na razie planował tylko nieźle namieszać.

– Raz, dwa i trzy – mruknął do siebie, widząc, jak stawia kroki na twardej powierzchni.

Wcisnął sprzęgło, przekręcił kluczyk w stacyjce i wbił bieg. Uśmiechał się cały czas szeroko, czując, jak energia rozpiera go od środka. Odpalił silnik i wyjechał pojazdem z cienia. Jechał powoli, obserwując swój obiekt uważnie, ale pozostając poza jej wzrokiem. Wszystko szło zgodnie z planem, co radowało go i sprawiało, że cały wrzał.

Jej myśli znów nawiedził wysoki mężczyzna, a dodatkowo poczuła się obserwowana. Wiedziała, że niepotrzebnie nakręca umysł. Co chwilę i tak jednak odwracała głowę, zerkając, czy nikt za nią nie idzie. Lubiła się bać, ale tylko wtedy, gdy pochłaniała przerażającą lekturę bądź na plazmowym telewizorze wyskakiwały potwory – w prawdziwym życiu potrzebowała czuć się bezpiecznie. Na moment przystanęła, wyłączyła dźwięki i ponownie rozejrzała się, upewniając, że nikt jej nie śledzi.

Obok przejeżdżały samochody, na które nie zwróciła uwagi. Nie dostrzegała wpatrzonych w nią niebieskich oczu. Skręciła w uliczkę, której zawsze obawiała się najbardziej. Raz natknęła się na miejscowego mięśniaka, który krzyczał do niej wulgarne teksty i od tej pory starała się iść dłuższą drogą. Tym razem jednak zasiedziała się dłużej w kawiarni i chciała jak najszybciej dotrzeć do domu.

– To tylko kawałek – mówiła do siebie, ustawiając dźwięk na taki, by muzyka dodawała jej otuchy, ale nie zagłuszała zbliżającego się potencjalnego oprawcy.

Ciemny samochód zatrzymał się na końcu uliczki. Kobieta była bardzo blisko, ale niepokojący chłód nie pozwalał jej zrobić kroku. Zastygła w miejscu, obserwując, jak drzwi pojazdu się otwierają, a z nich wysiada mężczyzna.

Mężczyzna z parku.

Wiedziała, że to nie przypadek. Krzyknęła najgłośniej, jak potrafiła i rzuciła się do ucieczki. Jej serce biło o wiele szybciej niż zwykle, a całe ciało drżało. Cholernie się bała, jak nigdy wcześniej. Nie zatrzymywała się ani na moment, nawet nie sprawdzając, czy mężczyzna za nią pobiegł. W natłoku emocji nie słyszała ani grającej piosenki, a tym bardziej nie wychwyciła dźwięku podążających za nią kroków. Wybiegła już z tej uliczki, lecz nadal nie myślała nawet o tym, by się zatrzymać. Pędziła chodnikiem, nie dopuszczając do siebie głosu rozsądku, że lepiej byłoby się zatrzymać i zaczepić jakiegoś przypadkowego przechodnia.

O ile by takowego znalazła. W zimowe, nocne poniedziałki rzadko można kogoś spotkać.

Dobiegła do latarni, czując, jak opada z sił. Nie da rady biec dłużej. Obejrzała dokładnie całe otoczenie, ale nigdzie nie widziała ani ciemnego samochodu, ani tym bardziej tego mężczyzny.

Czy to możliwe, że świruję i to wszystko sobie wymyśliłam? – zastanawiała się, biorąc łapczywe oddechy.

Poczuła nagłe zawroty głowy, przez które usiadła na zimnym krawężniku i pochyliła głowę, wkładając ją między kolana.

To był błąd.

Dlaczego muszę być akurat sama? – zadała sobie to pytanie, wiedząc, że przegrała.

Przegrała w jego grze, widząc wlepiony w nią wzrok i czując, jak wstrzykuję jej coś w szyję.

Starała się wyrwać, jednakże jej ciało nie chciało z nią współpracować. Otwarła usta, by krzyknąć, lecz z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Poczuła się sparaliżowana, tuż przed tym, nim jej powieki opadły i nastała pustka.

– Myślałem, że się bardziej postarasz. Miałem nadzieję, że zakończymy naszą zabawę przed twoim domem – szepnął do jej ucha, ale ona już tego nie słyszała. Lorafen działał.

Otwarła ociężale oczy, czując niewyobrażalny ból. Napływające wspomnienia spowodowały, że jej ręce zaczęły się pocić i nim dobrze zarejestrowała, gdzie się znajdowała, z gardła wydobył się przerażający krzyk.

– Pomocy! – wrzasnęła, zrywając się do ucieczki, natrafiła jednak na przeszkodę. – Co to jest? – szepnęła, wpatrując się z przerażeniem w łańcuch, który uniemożliwiał jej ucieczkę.

Dotknęła swej szyi, wyczuwając metalową obrożę. Do jej oczu napłynęły łzy, a po chwili już ciurkiem spływały po bladych policzkach.

Rozejrzała się po wnętrzu, które nie wyglądało jak te z horrorów. Niebieskie chropowate ściany, brązowy parkiet i zamontowane w suficie lampki pokazywały, że to normalne pomieszczenie.

Może i uwierzyłaby w to, gdyby nie ten przeklęty łańcuch. Spojrzała na czarne drzwi, które wydawały się tak daleko i zastanowiła, co zrobić, żeby opuścić to miejsce.

Jej wzrok padł na wielką szafę i coraz bardziej zaczęła się obawiać. Wiedziała, że miała do czynienia z potworem i była pewna, że za drewnianymi drzwiami nie kryło się nic dobrego. Przylgnęła do zimnej ściany i starając się uspokoić rozbiegane myśli, wzięła kilkanaście głębokich oddechów.

– Telefon – szepnęła z nadzieją, że zapomniał go wziąć. Drżącymi dłońmi przeszukała kieszenie szarych spodni, pragnąc odnaleźć tam urządzenie. Nie było go. – Cholera. – Podniosła się z wysiłkiem i szurając łańcuchem o podłogę, zaczęła nerwowo krążyć w tę i z powrotem.

On w tym czasie wypoczywał przed telewizorem, czerpiąc radość ze swojej zdobyczy. Jego plan się powiódł! Tak bardzo był tym uszczęśliwiony, że nie mógł się doczekać, aż ona w końcu się przebudzi.

Ciekawość jednak wygrała, więc wstał, by sprawdzić, jak tam jego nowy nabytek. Pogwizdując pod nosem, pokonał jasno oświetlony korytarz i doszedł do drzwi prowadzących do piwnicy. Zatrzymał się przed nimi, rzucając okiem na wiszące zdjęcie na ścianie. Przedstawiało go i ukochanego psa z dzieciństwa.

Fędzel, bo tak nazwał tego kundelka, był cudowną istotą i jego najwierniejszym kompanem. Kochał wszystkie psy, ale ten pozostał w jego sercu, przez co nie potrafił przygarnąć innego do siebie.

Nacisnął klamkę i otwierając drzwi, usłyszał ich skrzypienie.

Muszę nasmarować zawiasy – pomyślał, irytując się przez ten cholerny dźwięk. Zdecydowanie był perfekcjonistą i nie cierpiał, gdy coś nie było takie, jak powinno. Włączył światło i już po chwili strome schody oblepił jasny blask.

Z każdym krokiem czuł coraz większą euforię. Jeszcze nigdy nie cieszył się aż tak, jak w tamtym momencie. Sama myśl o niskiej brunetce sprawiała, że czuł się pobudzony, a to, że za chwilę będzie mógł z nią zrobić to, co tylko zechce… Istne niebo.

Dotarł pod czarne drzwi, zza których nie było nic słychać. Swój specjalny pokój dopracowywał przez długi czas, a wygłuszenie go z każdej strony stanowiło jedną z pierwszych czynności. Zresztą, do tej pory, co jakiś czas dłubał w nim, co rusz ulepszając. Drżącymi z podniecenia rękami włożył klucz do zamka i uśmiechając się szeroko, usłyszał trzask zwiastujący otwarcie.

Przekręcił gałkę i gdy tylko zobaczył jej oczy wpatrzone w niego, oszalał. Czuł, jak ślina wycieka z jego ust i wiedział, że zachowywał się jak pies, widzący ogromną kość.

– Tęskniłaś, psinko? – zapytał, zatrzaskując drzwi i nie spuszczając z niej wzroku.

Nie wiedział, od czego najpierw zacząć, chciał zaprowadzić ją od razu do najmroczniejszej strony swojego umysłu. To jednak musiało zaczekać.

Podszedł bliżej niej, a gdy zauważył, jak odsuwa się od niego, poczuł napływ podniecenia. Doskoczył do dziewczyny jednym zwinnym susem, a jej krzyk był dla niego jak najpiękniejsza muzyka. Chwycił ją za nadgarstki i przyblokował nogi, tak by nie mogła się poruszyć i z ogromnym uśmiechem obserwował, jak wierzgała pod nim, próbując uciec, a z jej oczu strumieniami płynęły łzy.

Uwolnił jedną rękę, dzięki czemu od razu wymierzyła mu siarczysty policzek. Nie spodziewała się jednak, że on na to czekał. Gdy do jej uszu dobiegł dźwięk przerażającego śmiechu, wiedziała, że popełniła błąd. Po chwili przekonała się o tym na własnej skórze, kiedy jego pięść wylądowała na jej oku.

Siedziała skulona w rogu, starając się nie płakać. Oko strasznie bolało i wiedziała, nawet bez dotykania, że jest napuchnięte. Po wymierzonym ciosie puścił ją i usiadł na podłodze, opierając się o ścianę. Nie patrzyła na niego, ale czuła wwiercający się w nią wzrok z drugiego końca pokoju. Bała się… Cholernie.

Nie wiedziała, jaki będzie jego kolejny ruch i czy ktokolwiek ją uratuje. Prawda była taka, że nie miała nikogo. Nikogo, kto by zauważył jej zniknięcie. Wiedziała, że życie to nie bajka, ale kurczowo trzymała się nadziei na uwolnienie. Przebywała tu dopiero chwilę… Zdecydowanie zbyt długą chwilę, ponieważ czuła, że się sypie.

Jeszcze rok temu mogła nazwać się szczęśliwą dziewczyną, a teraz? Złapała się na tym, że zastanawiała się, czy nie lepiej by jednak było, gdyby ją zabił.

On wpatrywał się, jak w milczeniu siedzi pod ścianą i czekał na odpowiedni moment. Jasne, że mógł od razu podejść i zrobić z nią, co chce, ale to nie byłaby wtedy zabawa. Chciał, żeby najpierw się wyciszyła, by znów móc zaatakować znienacka i rozwiać jej spokój.

Dlatego po prostu przeniósł wzrok na gęste włosy swojej ofiary i wiedział, co zrobi w następnej kolejności. Odchrząknął głośno, chcąc, aby dziewczyna na niego spojrzała, lecz ona jedynie wzdrygnęła się, pozostawiając wzrok wbity w parkiet.

Zniecierpliwiony mężczyzna zaczął stukać długimi palcami, wybijając rytm jakiejś głupiej piosenki zasłyszanej w radiu. Lubił muzykę, ale nie taką, jaką można tam było usłyszeć. Preferował jazz, a utworów jego ulubionego muzyka mógł słuchać godzinami. Bernard Kawka był geniuszem w swojej dziedzinie. Mężczyzna uważał, że każdy inteligentny człowiek powinien go znać.

Dziewczyna w końcu uniosła na niego wzrok, a z jej oczu mógł odczytać wyraźne przerażenie. Jaki to cudowny widok! Im bardziej się go bała, tym większą czuł satysfakcję.

– Wystarczy tego wgapiania się w podłogę – mruknął, wstając i posyłając jej oczko. – Jeśli spiszesz się dobrze, to dostaniesz coś do jedzenia.

Obserwowała, jak zbliżał się do niej pewnym krokiem i wiedziała, że gdyby nie okoliczności, nigdy nie domyśliłaby się, że jest psychopatą. Wyglądał tak… normalnie. Zresztą, nigdy się nie zastanawiała, jak tak naprawdę wyglądają porywacze, a w filmach, które oglądała, każdy z nich czymś się wyróżniał.

Wzdrygnęła się, gdy usiadł obok niej, ale nie potrafiła się poruszyć. Do jej nozdrzy dotarła woń goździków połączonych z korzeniem irysa, który, pomimo że był nad wyraz przyjemnym zapachem, wzbudzał w niej odrazę. Wiedziała, że zawsze, gdy tylko go poczuje, pomyśli o cierpieniu.

Dłoń mężczyzny ulokowała się na jej włosach, przez co czuła, że oszaleje. Starała się trwać bez ruchu, myśląc, że jeśli to przetrwa, znudzi mu się i zostawi ją w spokoju. Nie potrafiła jednak zachować stoickiego spokoju i z jej gardła wyrwał się niekontrolowany szloch. Jego dotyk palił jej skórę, nie chciała, by znajdował się obok. Pragnęła zniknąć, wyparować i nigdy więcej go nie spotkać. Był złem w czystej postaci. Diabłem, przed którym drżała ze strachu.

Odsunęła się odrobinę, przez co jego dłoń zastygła w powietrzu. Po chwili jednak, gdy spojrzała na twarz swojego oprawcy, ujrzała delikatny uśmiech. Nie wiedziała, co to oznaczało, dlatego nie przeczuwała tego, co nastąpi.

Z gardła dziewczyny wydobył się wrzask, który sprawił, że jego serce mocniej zabiło. Odruchowo próbowała przytrzymać rękę oprawcy, ale zbyt późno zorientowała się, jakie miał zamiary. Czuła, jak mieszki włosowe strzelają pod naporem jego siły, opuszczając skórę głowy.

Mężczyzna rozpływał się nad widokiem cierpiącej kobiety, chłonął widok łez, a to wszystko dzięki jednemu, mocniejszemu szarpnięciu.

Właśnie trzymał w dłoni ogromną garść jej włosów, a ona wrzeszczała jak opętana, wprawiając go tym samym w rozkosz. Uśmiechnął się szeroko, czując, że właśnie w tej chwili żył pełnią życia. Zerkając na ranę, przepełniała go duma. Wiedział, że później będzie musiał się nią zająć, ale póki co, chciał tylko chełpić się swoim wyczynem. Dlatego wtykając trofeum do kieszeni, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia, by rozkoszować się tym momentem w samotności.