Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książki Agaty Przybyłek to historie pisane życiem i przepełnione emocjami. Tym razem autorka bestsellerowych powieści dla kobiet poruszy wasze serca nową serią. Czy dasz poprowadzić się drogą pośród tajemnic?
Amelia wychowała się nad morzem i od zawsze kochała Bałtyk oraz rodzinną restaurację, w której pracuje. Jednak jej spokojną do tej pory miejscowość spowija chmura lęku – przy drodze w lesie w tajemniczych okolicznościach znikają kobiety. Z Warszawy ściąga detektyw, którego Amelia zna z telewizji – niedawno rozwikłał głośną medialnie sprawę. Wszyscy w miasteczku liczą na jego pomoc, szczególnie pani burmistrz, której z Amelią i jej rodziną wyraźnie jest nie po drodze…
Już po pierwszym spojrzeniu Rafał wiedział, że Amelia jest dziewczyną inną niż wszystkie. Czy zainteresowanie przystojnego i rozpoznawalnego mężczyzny z wielkiego miasta przerodzi się w coś więcej? Amelia nie szuka miłości ani mocnych wrażeń, jednak wiatr od lądu przyniesie w jej życiu zmiany…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 327
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Seria W TAJEMNICY z detektywem Rafałem Kamieńskim:
tom 1 Od pierwszych słów
tom 2 Mimo twoich kłamstw – w przygotowaniu
tom 3 Jedyna na świecie – w przygotowaniu
tom 4 Moje serce pamięta – w przygotowaniu
Copyright © Agata Przybyłek-Sienkiewicz, 2021
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2021
Redaktor prowadząca: Sylwia Smoluch
Marketing i promocja: Katarzyna Schinkel-Barbarzak, Aleksandra Wolska
Redakcja: Barbara Kaszubowska
Korekta: Magdalena Owczarzak
Skład i łamanie: Justyna Nowaczyk
Projekt okładki i ilustracja: Bogdana Sarnowska
Fotografie na okładce: Gatis Vilaks/Unsplash
Fotografia autorki: Agnieszka Werecha-Osińska / Foto Do Kwadratu
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
eISBN 978-83-66839-33-5
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
www.czwartastrona.pl
Rozdział 1
Rafał patrzył w ekran telewizora, nie mogąc wyjść z szoku, jak łatwo stać się w tym kraju gwiazdą telewizji i bohaterem narodu – w dodatku niemal w ciągu jednego dnia. Ubrany w ciemną koszulkę i dżinsy, z rozwichrzonymi włosami, siedział na kanapie w mieszkaniu, które wynajmował na obrzeżach Warszawy. Jeszcze wynajmował. Skoro jego notowania na rynku pracy gwałtownie podskoczyły, może niedługo będzie mógł w końcu pozwolić sobie na kupno własnego, o którym marzył od kilku lat. A przynajmniej tak stwierdził jego ojciec, kiedy spotkali się dzisiaj na lunchu.
– Witamy w świecie ludzi sukcesu – powiedział z dumą w głosie i poklepał syna po ramieniu.
Kamieński uśmiechnął się na to wspomnienie, ale szybko skupił się znów na programie telewizyjnym. Powtarzano właśnie wywiad, którego udzielił dziś rano dla jednej z głównych stacji. Blondwłosa dziennikarka w zielonej sukience pytała go akurat o to, w jaki sposób znalazł trop grupy przestępczej zajmującej się handlem ludźmi, której ofiarą padła niedawno młoda studentka, Ewelina Moskal.
Ewelina Moskal – powtórzył w myślach, pewny, że do końca życia będzie pamiętał imię i nazwisko tej dziewczyny. Chociaż pracował w agencji detektywistycznej ojca od kilku lat, sprawa jej zaginięcia była pierwszym tak dużym i samodzielnym zleceniem, które przydzielił mu Bernard.
– Nie schrzań tego – powiedział, kiedy wręczał mu akta.
Rafał pokiwał wtedy głową pełen ekscytacji i spragniony nowych wyzwań. No, a teraz ta sprawa stała się niespodziewanie kluczem do jego sukcesu, przyniosła mu popularność i stanowiła początek nowego rozdziału w jego karierze. Kto mógł się tego spodziewać?
Chociaż szum medialny wokół jego osoby trwał już od trzech dni, detektyw czasami nadal miał wrażenie, że to tylko piękny sen i zaraz się z niego obudzi, a tym samym wróci do tropienia zdradzających mężów lub robienia z ukrycia zdjęć niewiernym żonom. Właśnie tym zajmował się na przestrzeni ostatnich lat. Jego ojciec był rozchwytywanym prywatnym detektywem, jednym z najskuteczniejszych i najlepszych w kraju, ale do ich biura zgłaszali się naprawdę różni klienci. Większość spraw była nudna jak flaki z olejem i właśnie nimi, ku swojemu nieszczęściu, zajmował się dotąd Rafał. Choć ukończył studia na Uniwersytecie Warszawskim i rzetelnie wykonywał swoją pracę, ojciec traktował go dotychczas jak nieopierzonego detektywa i dopiero niedawno postanowił dać mu szansę, żeby syn mógł się wykazać. Wcześniej Rafał jeździł za kobietami do restauracji, w których umawiały się z kochankami, chodził incognito do barów nocnych, gdzie urzędowali niewierni mężczyźni, ewentualnie szukał czasem świadków jakichś drobnych przestępstw, ale i to nie było dla niego zbyt pasjonujące. Zawsze uważał się za dobrego śledczego, na studiach z kryminologii wykładowcy nie szczędzili mu pochwał. Zajmując się tak prostymi sprawami jak dotychczas, najzwyczajniej w świecie miał wrażenie, że się marnuje.
– Nie smęć. Życie to nie film akcji. Przynajmniej masz za co opłacać rachunki – mówiła jego siostra, kiedy zwykł na to narzekać.
Teraz jednak wyglądało na to, że Rafał przestanie w końcu się nudzić, podejmując nowe wyzwanie. Sprawa Eweliny Moskal, którą ojciec mu przydzielił, bo sam miał kilka poważnych zleceń, stała się jego przepustką do sukcesu i do spraw, o jakich marzył. Kinga, jego siostra, która zajmowała się w biurze ojca wstępną selekcją zleceń, zaczęła ostatnio coraz częściej odbierać telefony od klientów mających znacznie ciekawsze problemy od tych małżeńskich. I chociaż Rafał jeszcze żadnego zlecenia nie przyjął – skupiał się raczej na tym, żeby dobrze wykorzystać swoje pięć minut w mediach, wiedział, że kiedy wróci do pracy, nie będzie musiał w nieskończoność ślęczeć w samochodzie przed jakąś kamienicą czy restauracją i czekać na dobry moment, żeby zrobić zdjęcie. Sprawa Eweliny Moskal otworzyła mu drzwi do świata, którego od dawna pragnął być częścią. Opuści w końcu to swoiste przedszkole. Miał aspiracje i nie zamierzał rozmieniać się na drobne w nieskończoność.
Trochę dziwnie się czuł, słuchając teraz swojego głosu zmodyfikowanego przez mikrofon, a potem głośniki telewizora, ale kiedy pojawiły się końcowe napisy programu, uznał, że wypadł całkiem nieźle. Odpowiadał na pytania stanowczo, konkretnie, czasami przemycił jakiś żarcik. Sprawa zaginięcia studentki sama w sobie była pasjonująca. Temat zaginięć młodych kobiet w krajach afrykańskich lub na Bliskim Wschodzie od kilku lat budził w Polsce duże emocje i niejeden detektyw zabłysnął, rozwiązując tego typu zagadkę.
– Ojciec miał nosa, biorąc to zlecenie – stwierdziła Kinga, kiedy Rafał rozmawiał z nią dzisiaj przez telefon, i chociaż wolałby tylko sobie przypisać ten sukces, nie zamierzał umniejszać roli Bernarda.
– To stary wyjadacz. Dobrze wiedział, co robi – mruknął do słuchawki.
– Moim zdaniem chciał dać ci prezent – ciągnęła Kinga.
– Prezent? Niby z jakiej okazji.
– Niedługo twoja trzydziestka, nie pamiętasz?
– Taaa… Urodziny. – Rafał puknął się w głowę.
– Może ojciec uznał, że to dobry wiek, żebyś przestał w końcu bawić się w romanse? Przestał uważać cię za małego chłopca?
Rafał nie patrzył na to w ten sposób, ale Kinga mogła mieć rację. Wiedział jednak, że jeżeli zapyta o to wprost ojca, ten wszystkiego się wyprze. Bernard po prostu taki był. Chociaż bezsprzecznie kochał swoje dzieci, nigdy nie był mistrzem w okazywaniu emocji i wolał pomagać im z ukrycia, zamiast grać w ich życiu pierwsze skrzypce. Kinga czasami złościła się z tego powodu, ponieważ wolałaby, żeby ojciec był bardziej wylewny, ale Rafał nigdy nie miał do niego o to pretensji. Pewnych cech nie da się zmienić. Gdyby Bernard pił, bił ich albo źle traktował matkę, wtedy mieliby o co go winić, ale tak? Robił dla nich, co mógł. Na swój własny sposób.
W telewizji znowu zaczęto emitować reklamy, więc Rafał wyłączył odbiornik. Nie lubił marnować czasu na głupoty. Z powodu szalejących w nim emocji postanowił pójść się przewietrzyć. A może spontanicznie zajrzy do Kingi?
Na wszelki wypadek wziął kluczyki do samochodu i wyszedł z mieszkania. Po klatce schodowej krzątała się akurat pani od sprzątania, ale zamiast z nią pogawędzić, rzucił tylko krótkie: dzień dobry i zbiegł po schodach. Na dworze oślepiło go palące słońce, więc uznał, że spacer w upale to nie najlepszy pomysł, postanowił jednak pojechać do siostry. Ruszył w stronę samochodu, a jego myśli po raz kolejny powędrowały ku zaginionej studentce. Niestety, nie zdołał odnaleźć jej przed śmiercią, ale jak powtarzał mu ojciec, i tak wiele zrobił. Odkrył przyczynę porwania, wyjaśnił sprawę dla rodziny zmarłej.
– Inaczej w nieskończoność jej rodzice zastanawialiby się, czy ona żyje i co się z nią dzieje – powiedział mu Bernard podczas spotkania w porze lunchu. – Wierz mi, czasami wiadomość o czyjejś śmierci jest dla bliskich prawdziwym błogosławieństwem. Nawet kiedy nam się wydaje, że nie przyszliśmy z pomocą na czas.
Rafał wiedział, że ojciec ma rację, ale mimo wszystko wyrzucał sobie, że nie myślał, nie działał szybciej. Chociaż robił, co w jego mocy, rozpracowanie tej sprawy zajęło mu trochę czasu. Właściwie w pewnym momencie miał nawet wrażenie, że nie podoła. Wtedy go olśniło i postanowił prześledzić przeszłość byłych chłopaków zaginionej. Policja zajęła się tylko ostatnim, ale on zlustrował życiorysy kilku dawnych partnerów studentki. Dziewczyna nie była nazbyt kochliwa, lecz miała w życiu paru chłopaków. Parę tygodni przed zaginięciem rozstała się z ostatnim, a kobiety w rozpaczy czasem dziwnie się zachowują, na przykład szukają pocieszenia w ramionach swoich byłych. Rafał wpadł na ten pomysł, kiedy jedna z jego znajomych na Facebooku ogłosiła powrót do byłego męża. Jak się okazało, to był strzał w dziesiątkę – właśnie jeden z dawnych ukochanych Eweliny Moskal namówił ją na podróż do Turcji, jak to napisał, w ramach odreagowania stresów. A potem sprzedał ją jakiemuś facetowi, który obszedł się z nią okrutnie i brutalnie. Polka zmarła po licznych aktach przemocy fizycznej i gwałtach. Na szczęście dzięki Rafałowi przynajmniej udało się dopaść oprawców i teraz całą grupą czekali w aresztach na proces. Detektyw miał nadzieję, że nie wyjdą z więzienia przez długi, długi czas.
Kinga mieszkała kilka kilometrów od brata. Jakiś czas temu wzięli z mężem kredyt i kupili mieszkanie na typowo rodzinnym osiedlu. Rafał na razie nie widział siebie w takim miejscu, ale lubił tam bywać. Jeśli chodziło o sytuacje rodzinne, byli z siostrą na zupełnie innych etapach. On uchodził za singla, a ona kilka lat temu związała się z warszawskim lekarzem, z którym miała teraz dwójkę dzieci. Szczęśliwie dla Rafała byli to chłopcy, z którymi całkiem nieźle się dogadywał. Czasem wpadał do nich po południu, żeby pograć na PlayStation albo podrzucić im jakąś nową grę komputerową, komiks czy ciekawą książkę. Z dziewczynkami pewnie nie byłoby tak łatwo.
Osiedle, na którym mieszkała Kinga z rodziną, miało parking dla gości, więc Rafał bez problemu zaparkował. Przeszedł obok budki dozorcy i ruszył w stronę znajomej klatki. Zadzwonił domofonem i kiedy jeden z siostrzeńców go wpuścił, wbiegł po schodach na drugie piętro.
W drzwiach czekał już na niego starszy syn Kingi, Jeremiasz.
– Oglądaliśmy z mamą twój najnowszy wywiad – oznajmił zamiast powitania. – Nieźle wypadłeś. I nawet już się nie jąkasz.
Rafał zaśmiał się i zmierzwił mu włosy.
– Dzięki. Nie ma to jak szczera opinia.
Chłopak ukazał zęby w uśmiechu.
– Do usług.
– Jest mama?
– Tak, wejdź. Modli się w łazience.
– Modli się? – Rafał nie krył zdziwienia. Jego siostra nie była przesadnie religijna, a już z pewnością nie zamykała się w tym celu w łazience.
– Tak. Do pralki. – Jeremiasz wpuścił wujka do środka i zamknął za nim drzwi.
– Ach. To wiele wyjaśnia.
– Franca znowu nie chce działać. Mama mówi, że chyba będzie musiała pomyśleć o nowej, bo ostatnio spotykają ją takie atrakcje średnio raz w tygodniu.
– Może wystarczyłoby wezwać fachowca?
– Był tu taki jeden, ale chyba nie bardzo pomógł.
– Wiesz co? Może tam zajrzę.
– Myślałem, że przyszedłeś, żeby znów z nami pograć.
– Najpierw porozmawiam z mamą, a potem rozegramy jakiś meczyk. – Rafał posłał mu uśmiech, po czym zapukał do łazienki, w której Kinga faktycznie klęczała na podłodze. W dodatku z głową w bębnie od pralki.
– O, cześć. – Na jego widok podniosła się z kolan.
– Jeremiasz powiedział, że macie problem z pralką.
– Nic nie mów. Mam ochotę wyrzucić ją przez okno.
– Coś poważnego?
– Cholerna elektronika działa tak, jakby chciała, a nie mogła. Wezwaliśmy fachowca, niby naprawił usterkę, ale znowu pojawił się ten sam problem. Chyba będziemy musieli kupić nową, bo nie chcę się bez przerwy zastanawiać, czy chłopcy pójdą do szkoły w czystych majtkach, czy nie.
– Zawsze można przeprać je wieczorem ręcznie – zasugerował z uśmiechem.
Kinga posłała mu lodowate spojrzenie.
– Bardzo śmieszne.
– Przecież wiesz, że żartowałem. Będziesz dalej się modliła do tej maszyny czy znajdziesz chwilę, żeby napić się ze mną kawy?
Kinga wygładziła nogą dywanik łazienkowy, a potem odwróciła się do lustra i poprawiła niedbały kok na głowie, w który zawsze związywała włosy, kiedy była w domu. W czarnych spodniach dresowych i luźnej koszulce wyglądała zupełnie inaczej niż w pracy. Do biura zwykle zakładała obcisłe dżinsy i marynarki albo eleganckie sukienki, ale Rafał chyba wolał ją w tym domowym wydaniu. Nawet teraz wyglądała jednak na pewną siebie, stanowczą i twardą babkę, którą była. Odziedziczyła te cechy po ojcu.
Przeszli do kuchni. Rafał odsunął sobie krzesło i usiadł przy stole, Kinga w tym czasie włączyła ekspres do kawy. Potem pospiesznie starła z blatu okruszki i poprawiła prostokątne podkładki pod talerze.
– Wybacz. Chłopcy jedli dzisiaj na obiad hamburgery i jak widać, nakruszyli.
– Nie szkodzi.
– Został jeden. Nie jesteś przypadkiem głodny?
– Prawdę mówiąc, nie jadłem jeszcze obiadu.
– Odgrzać ci?
– Jeśli byłabyś tak miła, to bardzo chętnie zjem, dzięki.
– Jasne.
Rafał zlustrował obrazki narysowane przez chłopców, które wisiały przypięte magnesami do drzwi lodówki. Jeden z nich przedstawiał szczęśliwą rodzinę, a inny jakiegoś mitycznego stwora.
– Szymek nadal interesuje się starożytnością? – zapytał.
– Tak. To minotaur.
– Ciekawe – mruknął.
Po kilku minutach Kinga podała Rafałowi zarówno talerz ze smakowitą bułką na ciepło, jak i kubek kawy, po czym usiadła naprzeciw niego.
– A więc mówisz, mój sławny braciszku, że postanowiłeś zaszczycić skromną siostrę swoją obecnością. – Zerknęła na niego żartobliwie.
Rafał uśmiechnął się lekko.
– Po pierwsze, oboje dobrze wiemy, że żadna z ciebie skromnisia, a po drugie… Uznałem, że dobrze by było z kimś porozmawiać.
– Dziennikarze przestali ci wystarczać?
Spojrzał na nią wymownie.
– Typowa ty. Ironiczna i cyniczna.
Kinga zatrzepotała rzęsami wyraźnie rozbawiona.
– Cóż mogę powiedzieć? Cięty język to mój znak rozpoznawczy.
– Kuba w pracy? – Rafał wziął do ręki burgera i ugryzł pierwszy kęs.
– Ma dzisiaj dyżur.
– A więc nie będzie zły, że zjadłem jego porcję?
– Pewnie kupi sobie coś do jedzenia w szpitalu.
– A ty walczysz z pralką.
– Nie przypominaj mi o niej. Jeżeli do wieczora nie zadziała, to będę musiała spakować pranie i zabrać je jutro do biura, a potem wręczyć ojcu i poprosić go, żeby wyprał u siebie.
– Jeśli chcesz, to ja mogę zabrać, wyprać i przywieźć ci rano do pracy.
– Proszę, proszę… – Kinga zmrużyła oczy i upiła łyk kawy. – Czyżbyś zamierzał wrócić w końcu do biura?
– Ile można chodzić po stacjach radiowych i telewizyjnych?
– Wierz mi, znam takich, którym nigdy się to nie znudzi.
– Ja już trochę mam dość.
– Sądziłam, że dłużej wytrzymasz.
– Rozczarowana?
– Delikatnie.
– Wobec tego żałuję, że cię zawiodłem.
– Nie martw się, jakoś to przeboleję.
– Tak, tak – odparł rozbawionym tonem. – Słyszałem to już wiele razy. Patrzcie tylko na mnie – sparodiował jej głos – jestem silna i niezależna.
Kinga pokręciła głową i znowu napiła się kawy.
– Ja tak nie mówię.
– Ale tak myślisz.
– Zamiast rozmawiać o mnie, lepiej pomówmy o pracy.
– No tak. Zapomniałem, że ty nie potrafisz się od niej oderwać.
Kinga zignorowała jego komentarz i wyjaśniła:
– Dzwoniła do mnie kolejna dziennikarka z programu śniadaniowego. Zaprosiła cię.
– W jaki dzień?
– W piątek. Chyba na dziesiątą piętnaście, ale potwierdzę ci jeszcze godzinę SMS-em albo mailem. A jutro o szesnastej zobaczysz się z dziennikarzem z lokalnego radia. Są zainteresowani dłuższą rozmową.
– Dziękuję, że zapytałaś mnie o zgodę, zanim umówiłaś oba te spotkania.
– Drobiazg. – Uśmiechnęła się słodko. – Jest jeszcze jakieś trzecie, też w piątek, ale babeczka ma jeszcze dać znać o której.
– Widzę, że spodobało ci się bycie moją menedżerką.
– Czy ja wiem… Robię to od lat, z tym, że zwykle dla ojca. Bez różnicy, którego z was umawiam.
– Myślisz, że to szaleństwo niedługo się skończy? – spytał Rafał między jednym a drugim kęsem burgera.
– Sądziłam, że cieszysz się ze swoich pięciu minut sławy – zdziwiła się siostra.
– Bardzo, ale powoli kończą mi się pomysły, jak w różny sposób opowiadać o tym samym. Nie chcę, żeby odbiorcy pomyśleli, że mam ograniczony zasób słownictwa i w kółko mówię to samo.
– Jesteś detektywem, nie profesorem filologii polskiej.
– Ale wypadałoby jednak porządnie się wysławiać.
– Obejrzałam większość wywiadów, których ostatnio udzieliłeś, i ani razu nie odniosłam wrażenia, że się powtarzasz. To też jest część twojej pracy – powiedziała stanowczo.
– Miałem na myśli powrót do tej normalnej pracy – zaznaczył. – W której nie muszę zakładać garniturów i dziesięć razy myśleć nad swoimi słowami, zanim je wypowiem.
– Nie obraź się, braciszku, ale nie masz zadatków na gwiazdę. Jesteś przystojny i charyzmatyczny, owszem, lecz chyba brak ci zacięcia i przebojowości.
– Nie wszyscy muszą dobrze sobie radzić z medialnym szumem – skwitował obojętnie Rafał.
– Ciesz się, że paparazzi jeszcze za tobą nie chodzą.
– Powiedz, że żartujesz.
– Ojca kiedyś śledzili. – Kinga podparła brodę ręką. – Nie mówił ci o tym?
Rafał pokręcił głową.
– Może to i dobrze – mruknęła.
– Robili mu zdjęcia? – spytał zaciekawiony.
– Tak, ale ich pogonił.
– I dobrze. Jeszcze tego by brakowało, żeby wywlekli na światło dzienne jakieś nasze brudy rodzinne.
– Nie mamy brudów rodzinnych.
– Kto może wiedzieć, do czego by się dokopali? Może jakaś ciotka babci od strony matki miała nieślubne dziecko? Tego nie wiemy.
– Daj spokój. Jeżeli już, to rozpisywaliby się o przeszłości taty.
– Więc mamy szczęście, że ojciec dobrze się prowadzi. – Rafał dokończył burgera i sięgnął po kawę. – Dziękuję. Był pyszny.
– Taki obiad przygotowany na szybko. – Kinga zabrała talerz i od razu włożyła go do zmywarki. – A wracając do paparazzich… W twoim przypadku mieliby o czym pisać – powiedziała znacząco.
– Do czego pijesz?
– No wiesz, był taki etap, że nie przebierałeś w kobietach.
– To były nic nieznaczące, przelotne znajomości. Poza tym dobrze wiesz, że żadnej z nich nie skrzywdziłem ani nic w tym rodzaju. Nie robiłem nic złego, chodząc na randki.
– Mnie nie musisz tego tłumaczyć. Powiedz to dziennikarzom.
– To kolejny powód, dla którego chciałbym już wrócić do pracy. Tej normalnej pracy – zaznaczył.
– Sugerujesz, że mam poszukać dla ciebie jakiegoś ciekawego zlecenia?
– A mogłabyś?
– Jasne. Tylko co na to ojciec?
– Jak to co? Ucieszy się – odparł z przekonaniem.
Kinga zmrużyła powieki.
– Tak sądzisz?
– Nie rób z niego tyrana ani gwiazdora. Owszem, cieszy się moim sukcesem, ale na pewno zrozumie, że chciałbym już uciec od mediów. Na dłuższą metę ich zainteresowanie jest cholernie męczące.
– Nie przeklinaj – upomniała go Kinga. – Chłopcy są za ścianą.
– Przepraszam. – Rafał odruchowo spojrzał przez ramię w stronę drzwi, ale szybko wrócił wzrokiem do siostry. – To jak? Załatwisz mi jakieś ciekawe zlecenie? – zapytał błagalnie.
– Zobaczę, co da się zrobić – odparła, ale nagły błysk w jej oku powiedział mu, że coś już chodzi jej po głowie.
Rozdział 2
Amelia wzięła do ręki wilgotną ściereczkę i wytarła nią drewniany stolik na tarasie, stojący pod ścianą.
– Do widzenia! – zawołała za wychodzącymi klientami restauracji. Pozbierała pozostawione na nim naczynia i zaniosła je do kuchni.
– Spory dziś ruch – zagadnął jeden z kucharzy.
– Moim zdaniem to sprawka ładnej pogody.
– W końcu wyszło słońce.
Amelia sięgnęła po notes z zamówieniami i podyktowała kucharzowi dania wybrane przez kolejnych klientów.
– Będą maksymalnie za piętnaście minut – powiedział.
– Przekażę gościom.
– A za jakieś pięć możesz przyjść po pizzę.
Dziewczyna wyszła z kuchni i odgarnęła włosy za ucho. Kilka blond pasem wysunęło jej się z koka, ale z powodu natłoku klientów nie miała czasu, żeby poprawić fryzurę. W takie dni jak dziś nad morze przybywały rzesze ludzi, co zawsze w ich lokalu oznaczało pełne ręce roboty.
– A sezon dopiero się zbliża – powiedziała rano z uśmiechem ciotka.
Amelia Borkowska nie narzekała na pracę. Była zatrudniona w restauracji Nad Brzegiem już od kilku lat i zdążyła przywyknąć do tego, że czasami musiała zwiększyć obroty. Uwielbiała to miejsce, nawet kiedy padała z nóg. Założone przez jej dziadka kilkadziesiąt lat temu stanowiło jeden z symboli miejscowości.
Zenon Szczepański niewątpliwie miał dryg do interesów. Kiedy został przesiedlony na Pomorze Zachodnie, od razu upatrzył sobie nieduży urokliwy domek stojący na styku lasu i plaży i postanowił go zająć. „Urzekł mnie widok z okien” – wspominał. Początkowo nie miał za wielu klientów, ludziom po wojnie szkoda było pieniędzy na obiady na plaży, lecz już po kilku latach jego lokal niejednokrotnie pękał w szwach. „To wszystko za sprawą naszych pysznych gofrów” – zwykł mówić, ale Amelia miała inne zdanie w tej kwestii.
Według niej sukces knajpki był zasługą babci. Kiedy to Matylda zaczęła zajmować się wystrojem wnętrz, układaniem menu i umowami z dostawcami żywności, miejsce zaczęło tętnić życiem. Jakimś szóstym zmysłem wyczuwała, co będzie modne i na czym powinni z dziadkiem się skupić. Poszyła obrusy na drewniane stoliki, poustawiała w oknach kwiaty i namówiła Zenona, żeby w ciepłe dni usadzali klientów również na zewnątrz, przed domkiem. Gościom ten pomysł tak się spodobał, że już w następnym roku przy lokaliku powstała zadaszona weranda z widokiem na morze, na której obsługiwali klientów do dziś. Co prawda, obecna konstrukcja nie była tą zbudowaną osobiście przez dziadka, ale klimat pozostał: drewniane deski, barwne obrusy, kwiaty na stolikach, a do tego wilgotna bryza i zapach morza – to wszystko było wspaniałym tłem do spożywania posiłków.
Gdy babcia zmarła, dziadek Zenon nie miał już tyle energii do prowadzenia biznesu. Kilka lat temu, po przebytym zawale, przepisał Nad Brzegiem swojej młodszej córce, Hannie. To właśnie ona zarządzała teraz restauracją i dbała o to, żeby niczego w niej nie brakowało. Jako księgowa z wykształcenia zajmowała się dokumentami, poczyniła oszczędności na gruntowny remont, który restauracja przeszła dwa lata temu. Zmieniono wystrój wnętrz, unowocześniono kuchnię oraz łazienki. Ciotka urządziła wszystko w przyjemnym dla oka stylu marynistycznym, lecz o dawnym klimacie tego miejsca przypominały stare fotografie, które obecna właścicielka powiesiła na ścianach dla potomnych.
– To taki hołd dla przeszłości – oznajmiła, kiedy Amelia zapytała ją o te zdjęcia po zakończeniu remontu.
– Dziadek na pewno byłby szczęśliwy, że je tu umieściłaś.
– Trzeba pamiętać o swoich korzeniach – stwierdziła ciotka.
Obie często zerkały z sentymentem na fotografie. Na jednej znajdowała się babcia, której im obu bardzo brakowało.
Amelia wróciła myślami do obecnej chwili i do obowiązków. Zakrzątnęła się przy kolejnych klientach, zaniosła pizzę do jednego ze stolików na dworze. Poza nią pracowała dziś jeszcze Patrycja – miła, choć nieco zbyt szalona i rozgadana dziewczyna. Kiedy miały razem zmianę w ciepłe dni, zazwyczaj dzieliły się tak, że jedna obsługiwała klientów wewnątrz lokalu, a druga na werandzie. Dzisiaj Amelii przypadło w udziale to drugie, z czego była bardzo zadowolona w tak upalny dzień.
Od rana nie mogła przestać napawać się szumem fal i pięknym odcieniem błękitu wody i nieba. A do tego ten kontrastujący z nimi, złocisty piasek, który wiatr przynosił czasem na werandę. I piski mew… Coś pięknego, pomyślała, kiedy mocniejszy podmuch znowu rozwiał jej włosy. W takie dni jak ten uwielbiała tu pracować. Chociaż czy właściwie bywały takie, kiedy tego nie lubiła?
Amelia, dla przyjaciół Mela, była dwudziestosiedmioletnią ładną dziewczyną o smukłej figurze. Odziedziczyła po mamie długie blond włosy oraz przykuwające uwagę oczy. Ludzie często mówili, że jej tęczówki mają kolor morza, a ona zawsze traktowała te słowa jako komplement. Wychowała się nad wodą i kochała Bałtyk. Zanim sama dostała pracę w restauracji Nad Brzegiem, przez wiele lat przychodziła tu z mamą, która również była kelnerką u dziadka. To właśnie na werandzie wśród gości mała Mela rysowała swoje pierwsze obrazki, a potem odrabiała lekcje. W wolnych chwilach zaś do zmęczenia biegała po piasku, zbierała muszelki i budowała zamki. „Nasza nadmorska dziewczynka” – mówił o niej dziadek, kiedy wpadała na zaplecze pachnąca wodą, jodem i piaskiem.
Można powiedzieć, że wychowała się w tej restauracji. No a teraz, chociaż zaliczyła taki moment w życiu, że chciała z niej uciec, z oddaniem w niej pracowała. Czyż więc to miejsce i Bałyk nie były jej przeznaczeniem?
Poprawiła czarny fartuch z firmowym logo i odwróciła się do kolejnych klientów.
– Przemek? Maciek? – Rozpoznała znajomych, z którymi chodziła niegdyś do szkoły. – Co was sprowadza?
– Wpadliśmy na rybę – odpowiedział ten pierwszy, ukazując przy tym w uśmiechu idealne zęby. – Podobno można zjeść tutaj najlepszą w miasteczku.
Amelia zarumieniła się lekko.
– No cóż, skoro tak mówią…
– Znajdziesz dla nas wolny stolik? – odezwał się Maciek.
– Jasne. Wolicie usiąść w środku czy na zewnątrz?
– W taką piękną pogodę chyba nie ma sensu dusić się w lokalu.
– Tak właśnie myślałam – odparła z uśmiechem, po czym wskazała im wolne miejsca w rogu, które niedawno się zwolniły. – Przetrę go tylko i stolik zaraz będzie wasz.
– Dzięki.
– Nie ma sprawy. – Prowadziła znajomych i uprzątnęła szybko blat. – A tu są nasze karty dań. – Podała im dwie sztuki menu.
– Może polecisz nam coś szczególnie dobrego?
– Wszystko jest pyszne. – Posłała Przemkowi uśmiech. – Ale jeżeli macie ochotę na rybę, to właśnie przyjechały świeże dorady.
– Brzmi dobrze.
– Dajcie znać, gdy już podejmiecie decyzję.
Mężczyźni złożyli zamówienie i wciągnęli ją w krótką pogawędkę. Jak zawsze rozgadani, trajkotali radośnie o pracy, współpracownikach i dawnych znajomych. Maćkowi niedawno urodził się syn, więc poopowiadał trochę o dziecku i żonie, ale niewątpliwie to Przemek wiódł prym w konwersacji.
Amelia nie była tym wcale zdziwiona. Już od podstawówki bardzo lubili się z Przemkiem i dobrze dogadywali. Właściwie to chyba nawet za dobrze, ponieważ w pewnym momencie, gdzieś na etapie liceum, chłopak zaczął mieć ochotę na więcej. Kilka razy odprowadził ją do domu po szkole, przyniósł jej czekoladki, a raz nawet ogołocił ogród swojej babci i podarował jej piękne róże.
– Nie musiałeś… – wydusiła wtedy zdziwiona, a on zapytał niespodziewanie, czy zostanie jego dziewczyną.
Na jakiś czas wszystko się zmieniło. Owszem, lubiła go bardzo, ale chyba nie na tyle, żeby przejść z przyjaźni do związku. Chociaż starała się wytłumaczyć mu to dość delikatnie, dobrze wiedziała, że i tak złamała mu serce. Przez wiele miesięcy miała wyrzuty sumienia.
Przemek był fajnym facetem, do tego przystojnym, czarującym i mądrym. Świetny kandydat na męża i ojca. Dobrze się uczył, a po studiach dostał posadę w urzędzie miasta. Ponadto odziedziczył po dziadkach dom na skraju miasta, co czyniło go jednym z najbardziej pożądanych facetów przed trzydziestką w okolicy. Chociaż kobiety za nim przepadały, on konsekwentnie powtarzał, że lubi swoją samotność i bycie singlem. Bliscy mu ludzie jednak wiedzieli, że skrycie nadal wzdycha do Amelii.
Ona sama również miała tego świadomość, przez co ich relacja często wydawała jej się pokręcona i trochę dziwna. Przemek zalecał się do niej, a ona była po prostu miła i grzeczna. Nie dawała mu żadnych nadziei, ale jemu to nie przeszkadzało. Często wpadał do restauracji po pracy tylko po to, żeby ją zobaczyć, a niekiedy również, gdy kończyła zmianę, zupełnie przypadkiem pojawiał się w okolicy i odwoził ją do domu. Początkowo starała się go unikać, żeby nie pomyślał sobie, że nagle zmieniła zdanie w kwestii ich relacji, ale kiedy nie przestał tego robić nawet po kolejnej szczerej rozmowie, dała za wygraną i przestała się chować.
Tak naprawdę nie miała ku temu powodu. Lubiła go. A to, że on do niej wzdychał… Z upływem lat uznała, że to właściwie nie jest jej problem. Nie miała w rodzinnych stronach zbyt wielu znajomych, a dobrze było czasami wyjść z kimś w swoim wieku. Po maturze wyjechała na studia, jak większość młodych ludzi z miejscowości, i jej kontakty z tymi, którzy tutaj zostali, osłabły. Mieszkając w Szczecinie, skupiła się na nowych znajomych oraz na nowym życiu i prawdę mówiąc, nie zamierzała tu wracać. Studiowała kulturoznawstwo i bardzo lubiła obrany przez siebie kierunek. Dopiero kiedy los ją do tego zmusił i przeszła poważne załamanie nerwowe, a do tego długo nie mogła znaleźć pracy, w czym ukończone studia jej nie pomagały, pożałowała, że bardziej nie zadbała o relacje z niektórymi osobami. Większość znajomych założyła rodziny, miała swoje problemy i swoje sprawy. Gdyby nie Przemek, nie miałaby tutaj właściwie żadnych przyjaciół. Tylko on wyciągał ją do kina albo na lody, kiedy była w dołku, za co żywiła do niego wdzięczność. Chociaż nie umiała go pokochać, ceniła sobie jego przyjaźń, cieszyła się, że do niej zaglądał, i miło spędzała z nim czas.
– Znowu on? – śmiała się czasami ciotka, kiedy wpadał, i niekiedy nawet wspaniałomyślnie zastępowała ją w pracy, żeby mogła z nim spokojnie porozmawiać.
Tego dnia też tak zrobiła. Nie zwracając uwagi na duży ruch, przewiązała się fartuchem, a potem wzięła od Meli jej notes.
– Ale, ciociu… – Dziewczyna nie zdążyła nawet zaprotestować, kiedy Hanna podsunęła jej krzesło.
– Odpocznij sobie. – Ciotka posłała jej uśmiech. – Nie jadłaś nic od rana, więc należy ci się przerwa na obiad. Co powiesz na doradę?
Amelia odetchnęła głęboko i pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Na pewno jest pyszna. – Poddała się w końcu.
– W takim razie od razu pójdę do kuchni przekazać twoje zamówienie.
Przemek z Maćkiem nie kryli radości z takiego obrotu spraw, a ciotka po kilku minutach przyniosła jeszcze lemoniadę.
– Na zdrowie – powiedziała, stawiając szklankę na stole.
Amelia znowu poczuła przypływ ciepłych uczuć do tej kobiety. Odkąd jej mama wyjechała do pracy za granicę, ciocia Hania postawiła sobie za punkt honoru, żeby się o nią troszczyć. Dzień w dzień skrupulatnie pilnowała, czy siostrzenica zjadła choćby kanapkę, a w chłodne dni odwoziła ją po zamknięciu lokalu do dziadka, z którym dziewczyna mieszkała. Hanna zajmowała mieszkanie w centrum miasta ze swoją najbliższą rodziną, ale zawsze lubiła wracać do domu, w którym się wychowała.
Kiedy jednak Amelia zdobyła się na odwagę, żeby powiedzieć Hannie, że przesadza z troską, ta zbyła ją machnięciem ręki.
– Jesteśmy rodziną. To chyba normalne? – mruknęła tylko i wróciła do swoich spraw.
Ciotka Hanna wyglądała na twardą i konkretną babkę, ale w środku była dobrą i ciepłą kobietą. Być może właśnie dlatego siostrzenica tak ją kochała?
Teraz, siedząc z chłopakami, Amelia postanowiła się zrelaksować i dobrze wykorzystać te kilkanaście minut wolnego. Posłała uśmiech Przemkowi, a potem napiła się lemoniady, która była cudownym orzeźwieniem w gorący dzień. Mężczyźni śmiali się właśnie z jakiejś zabawnej historii opowiedzianej przez Maćka, więc nastawiła uszu i włączyła się do rozmowy.
– A myślałam, że praca w urzędzie jest nudna – stwierdziła.
– Kochana, żebyś ty wiedziała, co się czasami tam dzieje… – Przemek popatrzył na nią wymownie.
– Zwłaszcza odkąd mamy nową panią burmistrz.
Amelia pomyślała o zeszłorocznych wyborach, w których wygrała Daniela Bogucka.
– Nie bardzo rozumiem, o co wam chodzi. To źle, że gminą rządzi kobieta?
– Nic takiego nie chciałem powiedzieć – żachnął się Maciek. – Nie mam nic do kobiet. Raczej do niej personalnie.
– Nie przepadacie za sobą?
– To mało powiedziane. Jestem pewny, że jeżeli ta kobieta znajdzie dostatecznie dobry powód, to od razu mnie zwolni.
– Ale dlaczego?
– Nie uwierzysz.
– Poszło o kwiatki – powiedział z przekąsem Przemek.
– Raczej o moją wrodzoną uczciwość – poprawił go Maciek.
– Jak zwał, tak zwał.
– Może zamiast się droczyć, powiecie mi, co się dokładnie wydarzyło? – wtrąciła Amelia.
– Och, właściwie nic takiego. Po prostu Maciek rozbił nieświadomie pewien… Hm… Jak by to nazwać…
– Układ – powiedział Maciek. – Zapobiegłem korupcji.
Dziewczyna omal nie zakrztusiła się lemoniadą.
– Mówicie poważnie?
– Jak najbardziej poważnie. Ale wiesz, co jest w tym najśmieszniejsze? Że zrobiłem to przypadkiem.
– Jak to przypadkiem?
– Ja ci to wszystko wytłumaczę – zaoferował się Przemek. – Chodzi o to, że gdy Maciek przeglądał faktury za ostatnie wydatki, wpadło mu w ręce podliczenie pieniędzy, jakie gmina w tym roku przeznaczyła na kwiatki. Wiesz, te, które posadzono wiosną na rondach, przed urzędem gminy i na tym skwerze nieopodal molo. Suma wydała się Maćkowi stanowczo za wysoka i poszedł do pani burmistrz, żeby zapytać, czy to czasem nie błąd.
– Nasza kochana Bogucka, zamiast cokolwiek wyjaśnić, zrobiła mi awanturę i powiedziała, żebym nie wtrącał się do nie swoich spraw.
– A jakiś czas później dowiedzieliśmy się, że właścicielka sklepu ogrodniczego, od której w tym roku gmina kupiła te wszystkie rośliny, to jej dobra znajoma.
– Raczej serdeczna przyjaciółka – wtrącił Maciek. – Wyszła z tego gruba afera, ponieważ dziewczyny z mojego działu sprawdziły ceny tych roślin w internecie i porównały je z tymi, które widniały na fakturach.
– Jak się domyślasz, te na papierku były znacznie zawyżone.
– Znacznie? Gmina zapłaciła za te kwiatki prawie trzykrotnie więcej – rzucił zbulwersowany Maciek. – Moim zdaniem to ewidentny przekręt.
– Rozumiem, że powiedziałeś o tym Boguckiej – domyśliła się Mela.
– A jakże. Oczywiście wszystkiego się wyparła, ale ja boję się teraz, że mnie zwolni.
– Tylko niby dlaczego miałaby to zrobić? – odezwał się Przemek. – Przecież wyrzucenie cię byłoby teraz jak przyznanie się do winy.
Maciek popatrzył na kumpla.
– O tym nie pomyślałem.
– Moim zdaniem nie masz się czego obawiać. – Amelia uśmiechnęła się lekko. – Pracy raczej nie stracisz. Co najwyżej będziesz miał wroga w szefowej.
Maciek napił się coli.
– I tak nigdy jej nie lubiłem.
– To chyba tak samo jak Amelka.
– Tak? – Maciek popatrzył na nią z zaciekawieniem, ale tylko machnęła ręką.
– To stara historia. Właściwie nie ma sensu jej teraz wspominać.
Maciej patrzył na nią jeszcze przed chwilą, ale w końcu odpuścił.
– No dobrze. Jak chcesz.
Amelia posłała mu uśmiech pełen wdzięczności, a chwilę później ciocia przyniosła im rybę.
– Smacznego – powiedziała, stawiając na stole talerze.
Zanim odeszła, Amelia złapała ją za rękę.
– Na pewno nie potrzebujesz pomocy? Mogę zjeść później.
– Na pewno. – Hanna poklepała ją po dłoni. – Jedz i porozmawiaj sobie spokojnie z przyjaciółmi.
– Chyba nie masz wyjścia – zaśmiał się Przemek, kiedy ciotka Amelii odeszła.
– Do czego to doszło, żeby przełożony zmuszał pracownika do odpoczynku – mruknęła dziewczyna, ale szybko porzuciła temat, ponieważ Maciek napomknął coś o Drodze Rozpaczy.
Na dźwięk tych słów przebiegł ją dreszcz.
Rozdział 3
Gdy następnego ranka, przed popołudniowym wyjazdem do telewizji, Rafał zajrzał do biura agencji, Kinga rozmawiała właśnie przez telefon. Jej biurko mieściło się w przechodnim pomieszczeniu zaraz za korytarzem i można było pójść stamtąd do gabinetu Rafała i Bernarda. Oba te pokoje były jednak dziś puste, o czym świadczyły pozamykane drzwi, pogaszone światła oraz nietypowa cisza, którą przerywały tylko dźwięki rozmowy prowadzonej przez Kingę.
Rafał rozejrzał się po sekretariacie i pomyślał, że dawno nie było tu tak spokojnie. Chociaż może on nie bywał tu w takich momentach? Tropiąc niewiernych małżonków, częściej pracował w terenie, niż siedział za biurkiem. Na szczęście te czasy należały już do przeszłości.
– Ci ludzie kiedyś mnie wykończą – mruknęła Kinga, odkładając po chwili komórkę na biurko.
– Ktoś niezadowolony z naszych usług?
– Gorzej.
– To zdarzają się gorsi klienci? – zapytał ze zdziwieniem brat.
– Tak. – Popatrzyła na niego zmęczonym spojrzeniem. – Tacy, którzy nie rozumieją słowa „nie”.
– Odmówiłaś przyjęcia zlecenia?
– Po raz czwarty temu samemu facetowi. I to tylko w tym tygodniu.
Rafał pokiwał głową, jakby nagle wszystko stało się jasne.
– Rzeczywiście natrętny.
– Natrętny? – Kinga odchyliła się na krześle. Ubrana elegancko, ze związanymi włosami i wyrazistymi rysami twarzy, wyglądała raczej na prezeskę firmy niż sekretarkę. I to taką, przed którą drżą członkowie zarządu. – Przyrzekam, że jeżeli zadzwoni po raz piąty, to zgłoszę to na komisariat policji i oskarżę go o nękanie.
Uśmiechnął się lekko.
– Chyba ktoś tutaj jest dzisiaj w bojowym nastroju.
– Ostrzegam, że to śliski temat.
– Dzieci nie chciały zjeść śniadania?
– Do tego już się raczej przyzwyczaiłam. Ale nie poruszajmy tego tematu. Dla zdrowia psychicznego nas obojga – dodała. – I radzę ci naprawdę mnie posłuchać, bo na pewno wybuchnę, kiedy zacznę o tym mówić. A ty spędzisz potem kilkadziesiąt minut, słuchając mojego narzekania, i jeszcze kolejne na pocieszaniu mnie. Nie wydaje mi się, żeby to było twoje wymarzone przedpołudnie.
Rafał patrzył na nią przez chwilę, jakby się zastanawiając, czy rzeczywiście powinien odpuścić, ale w końcu postanowił uszanować jej prośbę.
Kinga tymczasem sięgnęła do szuflady biurka i podała mu białą teczkę.
– Co to jest? – spytał zaskoczony.
– Jak to co? Dobre wiadomości.
Wziął teczkę do ręki.
– Pytania do kolejnego wywiadu? Zebrane do kupy zaproszenia do telewizji?
– Hola, hola, panie gwiazdorze. Nie zapędza się pan troszeczkę?
Zamiast odpowiedzieć, tylko popatrzył na nią żałośnie.
– Już nie udawaj takiego zmęczonego popularnością – odparła z sarkazmem.
– Nie udaję. – Rafał popatrzył jej w oczy. – Naprawdę jestem tym wszystkim zmęczony.
– W takim razie wieści, które dla ciebie mam, sprawią ci jeszcze większą przyjemność.
– Wygrałem los na loterii i nie muszę już nigdy pracować?
Zaśmiała się rozbawiona.
– Aż tak dobrze nie jest.
Rafał otworzył w końcu teczkę. Jego oczom ukazały się dokumenty, bez wątpienia będące informacjami dotyczącymi kolejnego zlecenia.
– Zdziwiony? – zapytała go Kinga.
– Trochę.
– Przecież nie dalej niż wczoraj mówiłeś, że marzysz o czymś ciekawym.
– Ale nie sądziłem, że poradzisz sobie ze znalezieniem dla mnie jakiejś pasjonującej sprawy tak szybko.
Siostra odrzuciła do tyłu głowę i zatrzepotała rzęsami.
– Widocznie jestem lepsza w swoim fachu, niż ci się wydawało.
Rafał przejrzał pobieżnie dokumenty.
– Co to za sprawa?
– Droga Rozpaczy. Mówi ci to coś?
– Prawdę mówiąc, nie bardzo.
Kinga nie wyglądała na specjalnie zdziwioną tą odpowiedzią.
– To może zapytam inaczej. Słyszałeś o Autostradzie Łez?
– O tej drodze w Kanadzie?
– Dokładniej jest to autostrada numer szesnaście, ponad osiem tysięcy kilometrów traktu łączącego dwa wybrzeża Kanady. Nieciekawą sławę zyskała w latach siedemdziesiątych, kiedy to w tajemniczych okolicznościach na pewnym odcinku w okolicach Kolumbii Brytyjskiej zaczęły ginąć młode kobiety.
– Z tego, co pamiętam, odpowiadał za te zniknięcia jakiś seryjny morderca.
– Tamtejsza policja uważa nawet, że kilku. Morderstw było kilkanaście, ale miejscowa ludność mówi o około pięćdziesięciu.
Rafał popatrzył ponownie na teczkę.
– Co to ma wspólnego z naszą sprawą?
– Według lokalnych mediów z województwa zachodniopomorskiego Droga Rozpaczy to taki polski odpowiednik autostrady z Kanady.
– Żartujesz sobie?
– Wcale nie. Od lat giną przy niej kobiety.
– Przecież to sprawa dla policji.
– Według tamtejszej pani burmistrz państwowy urząd ścigania zupełnie się nie sprawdza.
– Więc zwróciła się do nas z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu tej sprawy. – Rafał pokiwał głową.
Kinga sięgnęła do swojej torebki i wyjęła z niej zawiniętą w folię kanapkę.
– Tak – powiedziała. – Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli zjem drugie śniadanie?
– Śmiało. – Rafał przystawił sobie do biurka stojące nieopodal krzesło i usiadł, po czym położył teczkę na blacie. – I to naprawdę ja mam zająć się rozwiązaniem tej sprawy?
Siostra potwierdziła skinieniem głowy, przeżuwając już pierwszy kęs kanapki.
– A co na to ojciec? – dociekał Rafał.
– To on kazał mi przydzielić zlecenie tobie.
– Mówisz poważnie?
– Tak. Początkowo sam chciał się tym zająć, ale najwidoczniej to kolejny swoisty podarunek dla ciebie.
– Sporo tych prezentów ostatnio… – mruknął mężczyzna.
– Widocznie trzydzieste urodziny to według niego prawdziwa okazja do świętowania.
Rafał zastanowił się nad tym.
– Nie jestem przekonany, czy o to chodzi.
Kinga jednak nie zamierzała się nad tym zastanawiać.
– A czy to ma w ogóle jakieś znaczenie? – stwierdziła. – Chciałeś ciekawej sprawy, to masz.
– To prawda, ale nie sądziłem, że ojciec odda mi któreś ze swoich zleceń, w dodatku takie intrygujące.
– Może po prostu się starzeje i nie czuje się już na siłach, żeby pojechać tam osobiście? – zasugerowała. – Pamiętaj, że to facet po sześćdziesiątce. Jako dzieci wypieramy myśli o jego starości, ale przecież on nie młodnieje.
– Uskarżał się na coś ostatnio?
– Nie.
Rafał spojrzał na nią uważnie.
– Więc skąd takie wnioski?
Siostra wywróciła oczami.
– Na Boga… Czy w rozmowie ze mną też musisz być detektywem? Nie mogę po prostu podzielić się z tobą swoimi osobistymi przemyśleniami, żeby nie znaleźć się pod obstrzałem pytań?
Rafał nie uważał, żeby zrobił coś złego, ale mimo wszystko przeprosił. Kinga już i tak była w kiepskim humorze, więc nie chciał dodatkowo jej złościć.
– Wybacz. – Zgarbił się lekko. – Nie zamierzałem cię urazić. Po prostu zmartwiłem się, że ojcu coś dolega.
Kinga wzięła głęboki oddech.
– Wybacz, to ja przesadziłam – odparła spokojniej. – Po prostu jestem dzisiaj wkurzona. A co do ojca… Na nic się nowego ostatnio nie skarżył.
Jak na komendę, do biura wszedł Bernard. Rafał z Kingą zaczęli mu się przyglądać. Wyglądał… typowo. Niewysoki pan w starszym wieku, z delikatnie zarysowanym brzuchem od piwa i z przerzedzonymi włosami. Od lat z tą samą skórzaną teczką w ciemnobrązowym kolorze stanowił swego rodzaju ikonę tego miejsca. Ubrania rodem z poprzedniej epoki, mocne perfumy – to zawsze były jego cechy charakterystyczne. Wydawał się dzieciom jedyny w swoim rodzaju, ale to tylko jedna z jego zalet, za którą tak go kochały.
Bernard popatrzył na nich i zamknął za sobą drzwi.
– Kto się na nic nie skarżył?
Rafał z Kingą wymienili znaczące spojrzenia.
– Podsłuchiwałeś? – spytała córka.
– Nie musiałem się za bardzo wysilać. Słychać was już z daleka.
– Może w takim razie powinniśmy wymienić drzwi na grubsze, żeby bardziej zadbać o swoją prywatność – podsunęła kobieta.
– Jak chcecie, ale z góry uprzedzam, że fundusz remontowy dla biura nie uwzględnia w tym roku takich dodatków – poinformował Bernard, po czym podał synowi rękę i wymienili męski uścisk dłoni. – A ty nie powinieneś jechać właśnie do telewizji?
Rafał uśmiechnął się lekko.
– Nagranie kolejnego wywiadu jest dopiero po południu, więc pomyślałem, że wpadnę.
– Mam nadzieję, że się na nie nie spóźnisz.
– Spokojnie. Dojadę tam na czas.
– Kinga przekazała ci dokumenty?
– Tak. Dostałem całą teczkę.
– To dobrze. Przyłóż się do tej sprawy.
– Autostrada Rozpaczy, tak?
– Droga – poprawił ojciec.
– No tak – zaśmiał się Rafał. – W Polsce nie mamy przecież zbyt wielu autostrad. – Popatrzył na ojca. – Kinga mówiła mi, że wcześniej to ty chciałeś się zająć tą sprawą.
– Tak, miałem takie plany.
– Więc dlaczego je zmieniłeś?
– Pomyślałem, że ty lepiej się w tym sprawdzisz.
– Mówisz poważnie? – Rafał nie krył zdziwienia.
– Tak. – Bernard podszedł do biurka Kingi i wyjął ze stojącego na nim pojemnika jeden z ołówków. – Masz dla mnie te dane, o które cię prosiłem? – zapytał córkę.
Podała mu plik dokumentów.
– Jest wszystko, co chciałeś.
– Dziękuję – odparł, zabrał teczkę, swoją torbę i ruszył do gabinetu.
Syn poszedł za nim.
– O co chodzi z tą Drogą Rozpaczy? – zapytał. – To wszystko brzmi bardzo intrygująco. Naprawdę nie chcesz tej sprawy?
– Mówiłem ci już. – Ojciec rzucił dokumenty na biurko. – Uważam, że ty lepiej się sprawdzisz.
– Po latach śledzenia niewiernych małżonków? Doprawdy, ciekawe.
– Nie czujesz się na siłach, żeby poprowadzić to śledztwo?
– Nie o to chodzi. Po prostu jestem zdziwiony twoją postawą. Nigdy nie oddałeś mi żadnej ze swoich spraw.
– Widocznie w końcu do tego dojrzałem.
– To przez sprawę Eweliny Moskal i cały medialny szum wokół niej?
Bernard nie odpowiedział.
Rafał patrzył na niego przez chwilę, odwrócił się i zamknął drzwi prowadzące do sekretariatu.
– Kinga martwi się o ciebie – oznajmił, gdy wrócił do biurka. – Obawia się, że masz jakieś problemy ze zdrowiem.
– Co za bzdura. – Bernard spojrzał mu w oczy. – Jestem zdrowy jak koń.
– Więc dlaczego oddałeś mi tę sprawę?
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, w końcu ojciec skapitulował.
– No dobrze, powiem ci prawdę. Ale może usiądźmy, dobrze? – A gdy zajęli miejsca naprzeciwko siebie, Bernard wyznał: – Ostatnio faktycznie czuję się trochę zmęczony. Nie chodzi o problemy zdrowotne, ale mam gorszy okres.
– Jakieś kłopoty? – zmartwił się Rafał.
– Nie większe od tych, z jakimi zmaga się każdy człowiek.
– Więc o co chodzi?
– Właściwie sam nie wiem, jak to wyjaśnić. – Bernard rozmasował zastałe mięśnie karku. – Po prostu jestem przemęczony.
Rafał spróbował postawić się przez chwilę na jego miejscu. Życie Bernarda nie wyglądało najlepiej. Chociaż nigdy nie narzekał, Rafał nie był pewien, czy chciałby żyć tak jak on. Ojciec po pracy wracał do pustego domu, czasami odwiedzały go dzieci i wnuki. Z reguły spędzał popołudnia samotnie, bo nie miał zbyt wielu znajomych, a po śmierci mamy nie zamierzał znaleźć sobie nowej kobiety. No i stanowczo za dużo pracował. Chociaż jego poświęcenie dla agencji sprawiło, że mieli teraz taką renomę i zyski, Rafał wcale się nie dziwił, że ojciec czuł się wyzuty z sił i energii. Od kilkudziesięciu lat dzień w dzień chodził do tej samej pracy i poza kilkoma dniami wolnego, gdy zmarła mama, nie brał urlopu. Oczywiście zlecenia, które przyjmował, były dość różnorodne, ale Bernard Kamieński nigdy nie wyjechał na dłuższy urlop i właściwie nie zmieniał otoczenia.
Rafał nigdy się nad tym nie zastanawiał, lecz ojciec naprawdę miał prawo być tym wszystkim zmęczony. No bo jak długo można robić to samo? Według niego Bernard i tak długo wytrzymał.
– Może więc potrzebny ci urlop? – zasugerował.