Odzyskać nadzieję - Małgorzata Lis - ebook + książka

Odzyskać nadzieję ebook

Małgorzata Lis

4,9

Opis

Im bliżej nieba się wspinamy, tym piękniejszy widok się przed nami rozpościera

Szlaki ludzkiego życia bywają wymagające. Na jednych odcinkach trzeba się mozolnie wspinać, a na drugich uważać na wystające kamienie i błotniste ścieżki. Na szczęście Bóg stawia na nich bezpieczne schroniska i ludzi, którzy wyczerpującą wędrówkę pomagają nam zamienić w najpiękniejszą przygodę życia.

Na taki trudny szlak po raz kolejny wchodzą bohaterowie książki Małgorzaty Lis. Po bolesnych doświadczeniach kilku ostatnich lat znane z powieści Wybrać miłość Alicja i Julia decydują się na wyprowadzkę z Warszawy i kontynuowanie swej życiowej podróży w małej podbeskidzkiej wiosce. Niebawem okazuje się, że agroturystyczne Gospodarstwo pod Górką to nie tylko początek ich nowej drogi, lecz także miejsce, w którym można odzyskać straconą dawno nadzieję i odnaleźć zupełnie niespodziewaną miłość.

Małgorzata Lis tym razem zaprasza czytelników na wędrówkę Głównym Szlakiem Beskidzkim i niczym doświadczony górski przewodnik pokazuje jego najpiękniejsze miejsca. Stały się one scenerią dla pełnej emocji opowieści o ludziach, którzy w pewnym momencie spotkali się na ścieżce życia. Czy odważą się na trud wspólnej wędrówki pod górę, by razem móc zachwycić się widokiem, który można zobaczyć tylko ze szczytu? 

Samotnicy śpiewają po zmroku, a ich śpiewu nikt już nie słyszy. Historii nieudanych małżeństw jest wiele. Historii samotnych romantyków także. Czekają na odmianę losu, na Bożą interwencję, a sami nie chcą rozbić skorupy własnej nieufności, żalu do siebie i wiecznej goryczy. Ta historia jest inna, niesie nadzieję, bo wbrew temu, co myślimy, los daje nam drugą szansę. Dostrzeż ją i wykorzystaj.

Anna Popek, dziennikarka

 

Małgorzata Lis - z wykształcenia nauczycielka historii i historyk sztuki, ale od kilku lat nie pracuje zawodowo, lecz prowadzi edukację domową. W wolnym czasie czyta i pisze książki. Jest autorką podręczników do nauki historii oraz opublikowanych przez Wydawnictwo eSPe powieści Kocham cię mimo wszystkoPrzebaczam ciWybrać miłość oraz Miłość, pies i czekolada. Mieszka pod Warszawą z mężem i siedmiorgiem dzieci.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 485

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,9 (11 ocen)
10
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KatarzynaK2024

Nie oderwiesz się od lektury

Gorąco polecam tę powieść, Piękna historia miłości, nadziei i przebaczania. Nie można oderwać się od niej .
00

Popularność




Pamięci mojego ukochanego Dziadka

Od autorki

Tę powieść chciałam zadedykować mojemu Dziadkowi, którego nazywałam zawsze po prostu Dziadziem. Miałam nadzieję, że jak poprzednie moje książki weźmie ją do ręki i przeczyta. Niestety, odszedł 23 lutego i teraz mogę jedynie przywołać pamięć o Nim.

Ze wzruszeniem wspominam wyjazdy do domku dziadków w Beskidach, wspólne górskie wycieczki, jazdę na nartach, wyprawy rowerowe, kąpiel w basenie i żeglowanie po Jeziorze Żywieckim. Pamiętam, jak Dziadzio puszczał na starym adapterze płyty z utworami Chopina, jak uczył mnie i moją siostrę tańczyć w rytm przedwojennych piosenek, jak tłumaczył nam zawiłości chemii i fizyki, jak wieczorami czytał Biblię i ballady Mickiewicza oraz opowiadał różne historie: te prawdziwe i te troszkę zmyślone.

Powieściowa Zagóra bardzo przypomina miejsce, które tak często odwiedzałam w dzieciństwie. Sporą część opisanych szlaków przeszłam kiedyś, niektóre z moim Dziadziem. Wszystkie miejsca istnieją naprawdę, choć być może wyglądają nieco inaczej niż w moich wspomnieniach. Ta powieść nie ma być jednak przewodnikiem po górach. Raczej podróżą sentymentalną.

Zapraszam do odkrycia całkowicie wymyślonej historii Alicji i Julii w jak najbardziej prawdziwej scenerii moich ukochanych Beskidów.

Nie płacz w liście,

nie pisz, że los ciebie kopnął.

Nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia.

Kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno.

ks. Jan Twardowski, Kiedy mówisz

PROLOG

Styczeń

Alicja siedziała przy biurku i niecierpliwie stukała długopisem w blat, od czasu do czasu spoglądając ukradkiem na zegarek.

„Jeszcze dwadzieścia minut tej awarii i puszczą nas wcześniej do domu”, pomyślała i jeszcze raz sprawdziła godzinę. Szef wyraźnie zapowiedział, że jeśli do czternastej nie uporają się z serwerami, nie będzie sensu siedzieć w robocie i patrzeć przez okno.

Tym bardziej że widok za oknem nie należał ani do pięknych, ani mobilizujących do działania. Styczeń tego roku zaczął się, co prawda, śnieżnie, ale potem szybko się ociepliło i zrobiło się deszczowo. Brudne hałdy śniegu zalegające na brzegu ulic i chodników topiły się powoli, stanowiąc wątpliwą ozdobę miasta. Na dodatek ciemne chmury przysłaniały i tak słabo świecące o tej porze roku słońce.

Pogoda nie była jednak największym zmartwieniem Alicji. Zdecydowanie bardziej martwiło ją zachowanie Julki. Jej jedyna córka po śmierci ojca zmieniła się nie do poznania, a sierpniowy pożar, z którego niemal cudem została uratowana przez pewnego kleryka, pogorszył tylko sytuację. Alicja odwiedziła z córką już dwóch psychiatrów i czterech psychoterapeutów. Każdy proponował coś innego, informacje na ulotkach leków brzmiały nie mniej złowrogo niż diagnoza Julii, a dziewczyna w ogóle nie zamierzała iść na jakąkolwiek współpracę.

– Szanowni państwo, w związku z awarią serwerów informujemy o skróceniu dnia pracy do godziny czternastej. – Rozmyślania Alicji przerwał głos szefowej działu. – Odpracujemy te godziny w innym czasie – dodała, czym momentalnie pogorszyła radosny nastrój pracowników.

Alicja nie myślała jednak o nadgodzinach. Wolała się cieszyć wcześniejszym wyjściem z pracy. Przez chwilę pomyślała nawet, że wstąpi do galerii i kupi sobie coś do ubrania. Trwały jeszcze poświąteczne wyprzedaże, a ona od dawna nie sprawiła sobie nic nowego. I wtedy poczuła, że musi wracać do domu, bo Julia jej potrzebuje. To irracjonalne uczucie było tak silne, że aż paraliżujące. Już nie patrzyła tęsknie w stronę galerii, tylko przyspieszyła kroku. Wsiadła do autobusu, zajęła jedno z wielu wolnych miejsc i przymknęła oczy.

Jak długo jeszcze? Czy kiedyś będzie żyć dla siebie? Czy ma jakąś nadzieję na szczęście? Takie zwykłe. Ciepły dzień, słońce, beztroski spacer po łące, a obok niej ktoś, komu na niej zależy, kto kocha. Córka również szczęśliwa, spełniona…

Autobus szarpnął gwałtownie. Otworzyła oczy. Westchnęła. Właśnie wracała do pustego domu. Julia wróci ze szkoły późnym popołudniem, a wraz z nią w mieszkaniu roztoczy się aura dojmującego smutku. Alicja powoli przestawała sobie radzić z emocjami córki i coraz częściej myślała o psychologu dla siebie albo o wyjeździe. Albo jednym i drugim. Zresztą Jacek, jej brat, już od dawna zapraszał ją do Zagóry.

Rzucić wszystko i wyjechać w Beskidy? To była nawet jakaś myśl, gdyby nie Julka, gdyby nie praca, gdyby… Alicja poczuła się niewolnicą swojego życia. Znowu westchnęła i podniosła się z siedzenia. Zaraz miała wysiadać.

Weszła do bloku i powlokła się po schodach na drugie piętro. Z każdym krokiem było jej ciężej i ciężej. Nie wiedziała, skąd się wziął w jej sercu ten ogromny niepokój. Włożyła klucz do zamka. Zdziwiona, odkryła, że drzwi były zamknięte tylko na górny. Czyżby Julia już wróciła ze szkoły? Dziwne…

Weszła do środka. Poruszyła ją przejmująca cisza. Pełna złych przeczuć, szybko zrzuciła buty i kurtkę i pobiegła do pokoju córki.

– Julia! – jęknęła na widok dziewczyny leżącej na łóżku. Wyglądała, jakby spała, ale pusty blister po tabletkach i leżąca na podłodze szklanka nieubłaganie zdradzały powód jej zaśnięcia. Na moment zamarła z przerażenia. 

– Julka! – zawołała ponownie, gdy tylko otrząsnęła się ze stuporu. Przyłożyła ucho do klatki piersiowej córki. Serce biło, Julia oddychała, ale płytko i nierówno. Była cała blada.

Kiedy Alicja poruszyła jej ramię, dziewczyna otworzyła oczy i błędnym wzrokiem spojrzała na mamę. Nic jednak nie powiedziała, tylko znowu przymknęła powieki.

– Juleczko! – zawołała jeszcze raz Alicja i popędziła do przedpokoju po telefon. Nie miała czasu grzebać w torebce. Ręce jej się trzęsły, nie potrafiła opanować emocji. Wróciła do pokoju Julii i wyrzuciła wszystko z torebki na dywan. Wzięła do ręki telefon i wybrała numer alarmowy.

Dyspozytorka od razu wezwała karetkę, a potem udzieliła kilku wskazówek, jak postępować do czasu przyjazdu pogotowia. Alicja znowu spojrzała na córkę. Na szczęście Julia wciąż oddychała, choć była nieprzytomna. Dlaczego to zrobiła? Dlaczego nie chciała żyć? I jak to się stało, że ona, matka, niczego nie zauważyła? W Alicji zawrzały emocje. Złość pomieszana z żalem, niepokój z troską. „Boże, dlaczego na to pozwalasz?”, wołała w duchu. Nie stać jej było teraz na żadną inną modlitwę.

Julia oddychała coraz płycej, a pogotowie wciąż nie przyjeżdżało. Zgodnie z prośbą dyspozytorki Alicja zapakowała do woreczka puste opakowania po lekach. To były tabletki zapisane jej przez lekarza! Że też nie zauważyła, że Julia ich nie przyjmuje, tylko odkłada na taką straszną okazję. Schyliła się, by podnieść szklankę. Trochę wody się rozlało, ale Alicja teraz o to nie dbała. Odstawiła naczynie na stolik i wtedy zauważyła kartkę papieru zatkniętą pod leżącą na blacie Biblię. Biblię! Ironia losu.

Spojrzała z niepokojem na córkę. Żyła. Przez uchylone okno usłyszała sygnał karetki, który zaraz ucichł. Na dźwięk dzwonka domofonu zerwała się gwałtownie. List wsunęła do kieszeni żakietu.

To, co się zaczęło dziać po wejściu ratowników, rozgrywało się przed jej oczami jak jakiś film. Niepokój, pośpiech, setki pytań. Nawoływania ratowników, nosze, tlen. I cisza. Przejmująca cisza, która zapadła po wyjściu medyków z jej córką na noszach. Przymknęła oczy, próbując zebrać myśli. Zaraz wezwie taksówkę, pojedzie do szpitala, ale najpierw…

Wyjęła z kieszeni złożoną karteczkę. Na wszelki wypadek usiadła. Rozłożyła list i otarła łzy, które teraz zaczęły jej płynąć po twarzy, utrudniając przeczytanie tekstu zakreślonego starannym pismem Julii.

Kochana Mamo!

Przepraszam. Bardzo Cię przepraszam za to, co zrobiłam, ale już nie potrafiłam dłużej żyć. Chciałabym w ogóle nie istnieć, zniknąć bez śladu, żebyś za mną nie tęskniła, ale to niemożliwe. Tak jak niemożliwe jest moje dalsze życie. Nie dałam już rady.

Codziennie budziłam się z ogromnym bólem, takim, którego nic nie potrafiło ukoić. Zabiła mnie miłość, a właściwie to chore uczucie do Kuby. Wiem, że to głupie, ale nic nie mogę na to poradzić. On mnie nie kocha, a ja zniszczyłam mu życie.

Przepraszam. Przepraszam Ciebie i Kubę.

Żegnajcie

Julia

CZĘŚĆ I

Piotr

luty

Alicja obudziła się przed świtem. Wokół panowała cisza. Dotychczas towarzyszył jej nieustający szum samochodów, a od wczesnego rana dochodził do niego stukot tramwajów. Teraz wszędzie było cicho jak w grobie. To skojarzenie, niestety, pierwsze jej się nasunęło. Na dworze było jeszcze ciemno. Spojrzała na zegarek. Szósta. Przymknęła oczy, ale już nie mogła zasnąć. Zmęczenie i stres towarzyszące jej od wielu miesięcy dawały o sobie znać. Jak bardzo chciałaby cofnąć się w czasie o jakieś dwa lata! Wtedy to, co wydawało się trudne, w gruncie rzeczy było banałem. Czy kiedyś pomyśli tak samo o problemach, które dziś ją nurtują?

Usiadła na łóżku i zapaliła nocną lampkę. Pokój wypełnił się delikatną poświatą. Z mroku wyłoniły się obite deskami ściany, szafa dekorowana góralskimi motywami, jakiś obraz na ścianie, okno dachowe zasłonięte ciemną roletą. Szerokie łóżko małżeńskie wydało jej się za duże i dziwnie puste.

– Bogdan… – Westchnęła. – Dlaczego cię tu nie ma? Nie dotrzymałeś słowa. Dlaczego znowu mnie zostawiłeś? Przecież widzisz, że sobie nie radzę.

Pokręciła bezradnie głową. Nic nie cofnie czasu. Nic nie wróci życia Bogdanowi. Minęło półtora roku od wypadku, półtora roku samotności, zmagania się z bólem i wyrzutami sumienia. Nie potrafiła przed tym uchronić Julii. Widziała, jak cierpi jej piętnastoletnia wówczas córka, jak brakuje jej ojca, jak nie potrafi przystosować się do środowiska rówieśników w nowej, znalezionej na szybko szkole. Nie mogły przecież mieszkać dalej w ich domu wybudowanym pod Warszawą.

Po pierwsze dlatego, że był dla nich dwóch po prostu za duży, po drugie Alicja nie dałaby rady z jednej pensji spłacać dalej kredytu, a po trzecie i najważniejsze ten dom okupiony był wieloletnią pracą Bogdana za granicą. Teraz tak bardzo żałowała straconych lat. Trzeba było się gnieździć w dwóch pokojach w wielkiej płycie, ale przynajmniej być razem.

– Cóż… – Znowu westchnęła. – Czasu nie cofnę…

Po raz nie wiadomo który uświadomiła sobie tę bolesną prawdę. Otrząsnęła się jednak ze złych wspomnień. Wsunęła stopy w ciepłe, góralskie kapcie, które podarowała jej na ubiegłe święta jej bratowa. Czyżby Hania wiedziała, jak szybko jej się przydadzą? W warszawskim mieszkaniu było gorąco, więc stały w szafce na buty, kurząc się i jedynie przypominając Alicji o tym, że gdzieś w górach ma bliskich, na których może liczyć. Teraz z przyjemnością dotknęła zmarzniętymi stopami ciepłego kożuszka. Sięgnęła po szlafrok, którym szczelnie się otuliła, i po cichu, by nie obudzić Julii, poszła do kuchni zaparzyć sobie kawę. Właśnie po raz kolejny w tak krótkim czasie rozpoczynały nowe życie. Oby tym razem było udane.

***

Julia nie mogła zasnąć. Uporczywe myśli atakowały ją dzisiaj ze zdwojoną mocą. Co by było gdyby… Gdyby ojciec nie zginął, gdyby nie poszła na pielgrzymkę, gdyby nie zakochała się w kleryku i gdyby nie ten straszny pożar. Zadrżała na samą myśl o straszliwych płomieniach, gryzącym dymie i strachu, jaki ją paraliżował, kiedy nie mogła się wydostać z płonącej stodoły. Z bólem serca wspomniała swoją ostatnią wizytę u Kuby. Co by było, gdyby ratując ją, nie doznał tak wielu obrażeń? Co by było, gdyby nie odrzucił jej uczucia? W końcu, co by było, gdyby wzięła wtedy odpowiednią ilość tabletek i jej mama nie przyszłaby wcześniej z pracy? W każdym przypadku odpowiedź na te pytania pokazywała Julii, co straciła i jak mogłoby wyglądać jej życie, gdyby te wszystkie nieszczęścia się nie wydarzyły. Nieszczęścia. Właściwie to „nieszczęście” powinno być jej drugim imieniem. Także nieudaną próbę samobójczą określiłaby teraz tym mianem.

„Nawet zabić się nie potrafię…” Westchnęła i spojrzała na gwiazdy widoczne przez okno dachowe w jej nowym pokoju. Powinna była zasłonić roletę, ale nie chciało jej się wstawać. Lepiej jednak byłoby powiedzieć, że nie miała siły wstać. Nie miała siły na nic.

Całą tę przeprowadzkę przeżyła tak, jakby stała obok i oglądała film o sobie samej i o swojej matce. O doświadczonych przez los kobietach, które po raz kolejny się przeprowadzają, licząc na spokój i szczęście. Czy w domu wujka i cioci już nic złego ich nie spotka? Prawdę mówiąc, Julii było wszystko jedno.

***

Pukanie do drzwi wyrwało Alicję z zamyślenia. Na dworze już się przejaśniło, a ona siedziała na fotelu i spoglądała niewidzącym wzrokiem przed siebie, ściskając w dłoniach pusty kubek po herbacie. Ekspresu do kawy nie mogła znaleźć w piętrzących się wokół kartonach, a kawy rozpuszczalnej jeszcze nie kupiła. Julia wciąż spała, a przynajmniej udawała, że śpi. Zaraz do niej pójdzie, tylko zobaczy, kto zjawia się u niej o tak wczesnej porze.

Ich nowe mieszkanko mieściło się na poddaszu domu jej brata. Jacek wiele lat temu rzucił pracę w mieście i wyjechał w Beskidy, by zacząć przygodę z agroturystyką. Szło mu całkiem nieźle. Wybudował spory dom, w którym na poddaszu urządził dwa mieszkanka dla turystów, a sam zamieszkał z żoną i dwójką dzieci na parterze. Później dostawił jeszcze trzy domki w głębi posesji. Prawie cały czas miał gości. Latem i w sezonie zimowym zazwyczaj wszystko było zajęte. Na szczęście kiedy Alicja podjęła decyzję, by wyjechać z Julią jak najdalej od miejsc, które kojarzyły się z samym tylko nieszczęściem, Jacek miał dla nich wolny apartament na poddaszu. Zresztą od dłuższego czasu na wszelki wypadek nie wynajmował go turystom. Chciał, żeby jego siostra i siostrzenica miały gdzie się zatrzymać, gdyby zaszła taka konieczność. Alicja początkowo protestowała przeciwko temu, bo wiedziała, że brat traci przez nią pieniądze, ale Jacek nie chciał w ogóle słyszeć o odmowie.

– Ty się, Ala, niczym nie przejmuj. Przyjeżdżaj, czuj się jak u siebie w domu i zostań tu tak długo, jak zechcesz – zadeklarował.

W ten sposób Alicja z Julią znalazły się w Zagórze w środku pięknej, śnieżnej zimy. Alicja westchnęła, rozglądając się po przytulnym wnętrzu zarzuconym ich skromnym dobytkiem. Wczoraj po przyjeździe nie miała już siły na rozpakowanie pudeł. Odstawiła kubek na niski stolik kawowy. Pukanie się powtórzyło. Wstała więc i podeszła do drzwi wychodzących na spory, zadaszony taras. Duże okna tarasowe były wciąż zasłonięte, nie widziała więc, kto przyszedł.

– Dzień dobry, ciociu.

Alicja zobaczyła przed sobą swojego bratanka Sebastiana. Widziała go ostatnio w ubiegłe wakacje, ale wydawało jej się, że chłopiec urósł od tego czasu, a jego głos zabrzmiał poważnie, jakby słyszała swojego brata Jacka.

– Dzień dobry – odpowiedziała i uśmiechnęła się na widok gościa. Gestem zaprosiła go do środka. Na dworze było bardzo zimno i padał śnieg, a Sebastian nie miał na sobie kurtki.

– Ja tylko na chwilę. Mam nadzieję, że nie za wcześnie, ale zauważyłem, że światło się pali, znaczy, że już nie śpisz, więc przyszedłem – tłumaczył się, wchodząc nieśmiało do małego przedpokoju, w którym mieściły się jedynie nieduży wieszak na ubranie i półka na buty. – Przyniosłem śniadanie – wyjaśnił, podnosząc w górę wypełniony po brzegi kosz. – Mama powiedziała, że na pewno nie rozpakowałaś jeszcze ekspresu, a dobra kawa postawi cię na nogi – dodał, wyciągając z koszyka termos z kawą.

– O, jak miło. Dziękuję… – Alicja westchnęła, zupełnie zaskoczona. Hania zawsze była miła i uczynna, ale takiej gościny Alicja nawet w najśmielszych snach się nie spodziewała. – Wejdź, proszę, do pokoju. – Cofnęła się do salonu połączonego z kuchnią, z którego prowadziły drzwi do łazienki i dwóch niedużych pokoików. – Julia jeszcze śpi…

– Śpi? – zapytał Sebastian, ściszając głos. Zdjął buty i wszedł za Alicją do pokoju.

– Przecież jest dopiero siódma – wyjaśniła, odbierając od bratanka termos i kosz. – Ty pewnie idziesz zaraz do szkoły…

– Nie – zaprzeczył Sebastian, rozglądając się z zaciekawieniem po wnętrzu pełnym toreb i kartonów. – U nas są teraz ferie.

– Zawsze w ferie tak wcześnie wstajesz? – spytała zdziwiona Alicja, wyjmując z koszyka pudełko z jajkami i zawinięte w papier bułeczki. Były jeszcze ciepłe, a ich przyjemny zapach rozniósł się wokół, sprawiając, że zaburczało jej w brzuchu. Wczoraj z wrażenia nawet nie zjadła kolacji.

– Lubię rano wstawać – wyjaśnił chłopak, machnąwszy lekceważąco ręką. – Poza tym, kto by spał, kiedy pieką się takie bułki – dodał, śmiejąc się.

Sebastian był niezwykle ujmującym, wesołym i śmiałym chłopcem. Patrząc na niego, Alicja nieraz żałowała, że Julia choć w połowie nie posiada jego cech. Teraz, gdy jej córka wycofała się z życia jeszcze bardziej, a jej słowa ograniczały się do: tak, nie, proszę i dziękuję, Sebastian wydał się Alicji przybyszem z innego świata. Normalnego świata, w którym panują radość i szczęście.

– Przepraszam… – Sebastian zakrył usta dłonią. – Już będę cicho – stropił się, biorąc zamyślenie cioci za niechęć do jego paplaniny. – Tam w koszyku jest jeszcze kiełbasa. Wczoraj z mamą wędziliśmy. Normalnie robię to z tatą, ale pojechał po was. Sam się do tego wziąłem i chyba się udało. Mama to tylko patrzyła, bo się w sumie nie zna, a ja się znam, ale samemu nie pozwoliła. Dobra wyszła ta kiełbasa… Ale już nie przeszkadzam – dodał szybko, po czym wziął koszyk z rąk Alicji, wsunął buty i wyszedł.

W pokoju zapanowała cisza i tylko kuszący zapach świeżych bułek i wędzonej kiełbasy zdradzał wizytę niezapowiedzianego gościa. Alicja oparła się dłońmi o kuchenny blat i spojrzała przez okno. Mimo padającego śniegu ujrzała na horyzoncie łagodny zarys gór. Ciszę poranka zakłócało jedynie szuranie łopaty do odśnieżania przed domem. Otworzyła termos. Poczuła przyjemny aromat mocnej kawy. Westchnęła.

„Może tu w końcu będzie nasz dom? Może wreszcie będziemy szczęśliwe? – Spojrzała na niewielki krzyż wiszący nad drzwiami. – Boże, pomóż nam odzyskać nadzieję”.

***

– Juleczko! – Alicja delikatnie poruszyła ramieniem śpiącej córki. – Wstań, kochanie. Już dziesiąta.

– Chce mi się spać, mamo – mruknęła dziewczyna i nakryła się kołdrą po sam czubek głowy. – Zostaw mnie.

– Musisz coś zjeść – szepnęła zrezygnowana i delikatnie odchyliła rąbek pościeli. – Julcia, zobacz, śnieg dopiero przestał padać. Tu jest prawdziwa zima. Wyjrzyj przez okno. Popatrz, jak cudnie na dworze. – Julka leżała tyłem do mamy i nie reagowała. – Może pójdziemy na spacer? Sebastian był przed chwilą. Poproszę, żeby poszedł z nami. – Alicja się nie poddawała. – Spójrz, jakie pyszne kanapki ci zrobiłam.

Julia na słowo kanapki, a może na zapach, jaki do niej dotarł, odwróciła głowę i zaspanym wzrokiem spojrzała na talerz, a potem na mamę.

– Dziękuję – burknęła, ale nie wstała. Alicja, wiedząc, że nic więcej nie wskóra, wyszła z pokoju, zostawiwszy kanapki na szafce nocnej córki.

Jak długo to jeszcze będzie trwać? Czy przeprowadzka była dobrym pomysłem? Czy Julia się wreszcie otrząśnie? W głowie Alicji kłębiło się mnóstwo pytań. Stan zdrowia jej córki był daleki od zadowalającego. Liczyła jednak na to, że górski klimat i serdeczność gospodarzy tego miejsca wpłyną dobrze na Julię i na nią samą. W końcu ona też potrzebowała odrobiny wytchnienia i pocieszenia.

***

Sebastian powlókł się z powrotem do domu. Idąc na górę ze śniadaniem, liczył na to, że Julia już nie śpi. Z niecierpliwością czekał na jej przyjazd. Nie doczekał się jednak spotkania ani tego dnia, ani kolejnego. Ferie powoli się kończyły, a Julia nie wychodziła ze swojego mieszkania. Zaszyła się w nim jak niedźwiedź w gawrze. Sebastian nie potrafił tego zrozumieć.

Co prawda, już latem Julka była jakaś taka wycofana, ale zrzucił to na karb wydarzeń z ubiegłego roku. Śmierć wujka w wypadku dla wszystkich była szokiem, a co dopiero dla niej. Sebastian nie wyobrażał sobie nawet, jak to jest, gdy straci się jednego z rodziców. Wujka słabo znał, wiedział też, że prawie cały czas siedział za granicą i właściwie Julka była tylko z mamą, ale co tata to tata. Zwłaszcza, że po tym, jak kupili dom, miał już nigdzie nie wyjeżdżać. Julia tak się cieszyła na jego powrót. A potem wszystko się skończyło.

Rodzice Sebastiana jeździli na zmianę do Warszawy do cioci, żeby pomóc jej ogarnąć różne sprawy. Julię widział tylko na pogrzebie. Potem już nie rozmawiali aż do zeszłorocznych wakacji, kiedy to wystarczyć mu musiało kilka wspólnych wycieczek w góry i parę rozmów o niczym. W porównaniu z tym, co było kiedyś – z każdym latem wspólnie spędzanym na chodzeniu po okolicznych lasach i wąwozach, wyprawami do Bielska do kina, żeglowaniem po Jeziorze Żywieckim i wszystkimi tymi chwilami, które sprawiały, że byli dla siebie jak rodzeństwo – te kilka rozmów to po prostu nic.

Tamtej Julii już nie było. Odeszła ze śmiercią wujka, a może wiek też zrobił swoje? Co ją obchodził o dwa lata młodszy kuzyn? Ale jego Julia obchodziła. Martwił się po pożarze, nawet zebrał u siebie w szkole jakąś kwotę na leczenie kuzynki i kleryka, który ją uratował z płomieni. Niektórzy z jego kolegów i koleżanek znali Julkę, bo włóczyli się razem w wakacje po okolicy, a nawet byli na kilku wspólnych górskich wyprawach czy na nartach. Teraz jednak Julia nie chciała dołączyć do starej, sprawdzonej ekipy. Z dziewczyną było gorzej niż w wakacje. Czy to ten pożar tak ją zmienił? I co się wydarzyło, że ciocia tak nagle zdecydowała się przyjechać do Zagóry? I to na dłużej?

No i po co Julka tu przyjechała, skoro nie wychodziła na dwór? Przecież pogoda była taka fajna! Mógł jej pożyczyć biegówki i poszaleliby po okolicy. Kilka razy kumpel proponował im, że zabierze ich oboje na narty do Wisły. Julia nie chciała. Ferie się kończyły, a on nie zamienił z nią ani słowa. Nie wiedział nawet, jak tłumaczyć ją przed znajomymi.

– Julka to już tak nosa zadziera, że nie chce jej się z nami gadać – prychnął raz jego najlepszy kumpel Paweł, kiedy ponownie odmówiła wypadu na narty.

– W Warszawie do szkoły chodzi, to ma się za nie wiadomo kogo – dodała Natalia, starsza siostra Pawła, i wrzuciła buty narciarskie do bagażnika.

– Przestańcie – Sebastian próbował bronić kuzynki. – Życie jej dokopało i jest jej po prostu ciężko.

– Ciężko? Seba, ten pożar był w wakacje. Najwyższy czas się ogarnąć, zwłaszcza że mówiłeś, że ze zdrowiem wszystko już ok – wtrącił Paweł i na szczęście rozmowa się skończyła. Sebastian jednak czuł, że coś jest nie tak, ale nie śmiał pytać o to rodziców.

W ostatni piątek ferii jego tata pojechał do Bielska kupić Weronice, jego młodszej siostrze, buty do szkoły. Młoda była dopiero w trzeciej klasie, a stopa jej tak urosła, że te z września okazały się za małe. Sebastian też miał się z nim wybrać, ale po namyśle postanowił zostać. Musiał jeszcze coś przygotować do szkoły, bo oczywiście niektórzy nauczyciele dali zadanie na ferie i oczywiście on tego nie tknął przez całe dwa tygodnie. Rozłożył więc przed sobą podręcznik i smętnym wzrokiem błądził po literach. Na dworze hałasowały dzieci gości ich gospodarstwa, które na zboczu szalały na sankach. On też by tak poszalał. Zwlókł się z łóżka i poszedł do kuchni czegoś się napić. Przy okazji zrobił sobie kanapkę. Wracając, nie zamknął drzwi na klamkę. Odstawił talerz i kubek na biurko i już miał domknąć drzwi, kiedy usłyszał, że w salonie zjawiły się mama z ciocią.

– Ja już nie wiem, co z tą moją Julcią robić – powiedziała ciocia Ala i westchnęła.

Sebastian postanowił nie zdradzać swojej obecności, żeby dowiedzieć się w końcu czegoś o kuzynce.

– Daj jej czas – odpowiedziała jego mama. – Po takich traumach niełatwo się otrząsnąć. Napijesz się herbaty?

– Chętnie.

Sebastian usłyszał szum gotującej się wody i trzask drzwiczek kuchennej szafki.

– Ta psychoterapeutka w Bielsku, ta, do której chodzisz z Julią, to naprawdę świetna specjalistka. Na pewno pomoże, ale potrzeba czasu. – Mimo hałasów wyraźnie słyszał głos swojej mamy.

– Ja nie wiem, Haniu, dlaczego ona to zrobiła. – Ciocia westchnęła. Sebastian zamarł. Co zrobiła Julka? – Była smutna, to fakt, załamana, ale wróciła już do szkoły, czasem nawet spotykała się po lekcjach z tą swoją nową koleżanką z klasy, którą poznała na tamtej pielgrzymce, a potem… – Głos cioci zadrżał ze wzruszenia. – Czuję się winna. Nie zauważyłam, nie wiedziałam, że ona tak bardzo nie chce żyć – dodała i zaczęła płakać.

– Uratowałaś ją. Wszystko dobrze się skończyło. Nie płacz. Ona już tego nie zrobi.

– Skąd wiesz?

– Mamy ją na oku.

– Nie mamy! A jeśli teraz łyka znowu jakieś tabletki? Albo odkręciła gaz? Przecież właściwie powinnam wrócić teraz na górę, a nie tu z tobą rozmawiać. Julia nie może zostawać ani na chwilę sama!

– Alu, spokojnie. Jeśli chcesz, to idź sprawdzić, co u niej, ale pilnując jej na każdym kroku, nie pomożesz jej wyjść z kryzysu. Całe życie będziesz ją nadzorować?

– Nie wiesz, jak to jest… – w głosie cioci słychać było raczej zrezygnowanie niż irytację.

– Masz rację, nie wiem – odpowiedziała mama spokojnie. – To jak? Herbaty?

– Nie, wybacz, Haniu, ale nie usiedziałabym tu teraz spokojnie – głos cioci był wyraźnie podenerwowany. – Muszę iść.

Potem Sebastian usłyszał czyjeś kroki w korytarzu i delikatne trzaśnięcie drzwi wejściowych. Ciocia wyszła. Chłopak siedział jak oniemiały. Julia chciała się zabić? Ale dlaczego? Ta świadomość go po prostu sparaliżowała. Bezwiednie oparł łokcie o biurko, strącając talerz. Jego głuchy brzdęk przywołał niestety jego mamę.

„To już po mnie”, pomyślał.

Stanęła w drzwiach i spojrzała na niego zdziwiona.

– Nie pojechałeś z tatą do Bielska? – zapytała, a widząc, że syn siedzi nieruchomo na krześle i sprawia wrażenie, jakby zaniemówił, dodała: – Co słyszałeś?

– Wszystko – wydukał i podniósł talerz z podłogi. Kanapka na szczęście upadła serem do góry.

– Sebuś, nie mów Julii, że wiesz. – Mama była wyraźnie podenerwowana. – Proszę. Nie chcieliśmy tobie mówić, ani tym bardziej Weronice, bo…

– Rozumiem i przepraszam. – Spuścił głowę. – Właściwie to sam wolałbym nie wiedzieć. A czy Julka… Czy ona znowu chce to zrobić? – zapytał, lekko przerażony. Wprost nie wyobrażał sobie, jak musiało być jej źle, że nie chciała już żyć.

– Mam nadzieję, że nie.

– Dlaczego ona to zrobiła? – spytał jeszcze, ale wiedział, że mama i tak mu nie powie. Zresztą jakie to miało znaczenie?

– Musimy się za nią modlić. – Hanna spojrzała na syna ze smutkiem i wyszła z pokoju.

***

Julia patrzyła przez okno na pokryte śniegiem wysokie świerki rosnące obok domu. Lekko kołyszące się na wietrze gałęzie były jedynym widokiem, jaki miała przed oczami, siedząc w domu na kanapie i gapiąc się bezmyślnie przed siebie. Codziennie ten sam śnieg, te same świerki i ta sama mama, smutnie uśmiechnięta. Zapach kawy o poranku, potem jakieś kanapki, obiad, herbata i kolacja. Dzień zlewał się z nocą, a noc płynnie przechodziła w dzień. Julia kąpała się wieczorem, kładła do łóżka, przykrywała kołdrą w kolorowe kwiaty, by rano znowu wstać i zacząć kolejny dzień. Kawa, kanapki, obiad, herbata, kolacja, prysznic i kołdra w kwiaty. Za oknem świerki przykryte śniegiem. Pustka, smutek i lęk. I rozpacz w oczach matki.

marzec

Wiosna przyszła nie od razu. Przez jakiś czas walczyła z zimą, jakby nie miała dość siły, by pokonać mróz i zawieruchy. Powoli jednak śnieg topniał, odsłaniając połacie brunatnej trawy, a na rabatach przed domem zakwitły fioletowe i żółte krokusy.

W serce Alicji zaczęła wstępować nadzieja. Julia czuła się lepiej. Może to leki zaczęły działać, a może czas i zmiana klimatu? Na pewno Sebastian sporo pomógł. Cierpliwie, nienachalnie wyciągał Julię na spacery, raz nawet namówił ją na kino. Co prawda domowe, ale to zawsze jakaś odmiana. Alicja wiedziała, że chłopak zna prawdę, i tym bardziej była mu wdzięczna, że nie odrzucił Julii i nie wystraszył się trudnej sytuacji.

Nie bez znaczenia dla poprawy nastroju okazał się także Lucuś, czarny kocurek, którego Julka przyuważyła na jednej z wypraw, tym razem z Weroniką, po mleko do sąsiadki, pani Traczowej. Wybrały się tam jednego razu i odtąd Julia codziennie zachodziła do pobliskiego gospodarstwa, żeby pobawić się z kotkami. Jeden z nich szczególnie jej się spodobał. Kiedy więc tylko kocię można było zabrać od matki, Lucuś zamieszkał z Alicją i Julią na poddaszu domu wujostwa.

Alicja, widząc szczęście w oczach córki, wzdychała tylko z wdzięcznością do Boga, modląc się przy tym, żeby ten stan nie okazał się przejściowy. Tak bardzo pragnęła, by Julka wreszcie zaczęła żyć. Szkoła już i tak poszła na straty. Zresztą od dawna było wiadomo, że Julia nie da rady ukończyć nauki w pierwszej klasie liceum. To jednak był najmniejszy problem. Przecież mogła zacząć od nowa. Złożyła nawet papiery i dostała się do jednego z liceów w Bielsku. Wszystko powoli zaczynało się układać.

koniec maja, rok później

– Wyprowadzamy się do Bielska – powiedziała Alicja, odkładając kubek na drewniany stół stojący na tarasie. Postanowiła nie owijać w bawełnę. Tak jak się tego spodziewała, Jacek był zaskoczony.

– Ale jak to? – zapytał i aż z wrażenia zakrztusił się kawą. – Źle ci u nas? – dodał po chwili z wyrzutem. – Dlaczego?

– Jacek, nie mogę być wiecznym pasożytem – wyjaśniła Alicja i by brat jej nie przerwał, dodała szybko: – Pracuję tam, Julia chodzi do szkoły. Ma znajomych, zajęcia pozalekcyjne, a ja nie zawsze mogę na nią poczekać. Nie chcę, żeby wracała po nocach. Poza tym muszę się w końcu usamodzielnić. Dość nam pomogliście. Dziękuję. Naprawdę, nie znajduję słów, by wyrazić swoją wdzięczność, ale nie mogę wiecznie nadużywać waszej gościnności.

– Ale wcale jej nie nadużywasz – wtrącił, korzystając z okazji, gdy jego siostra na chwilę przerwała. – Dobrze wiesz, że możesz tu zostać choćby na zawsze.

Alicja zaśmiała się, choć w jej śmiechu pobrzmiała wyraźna nuta smutku.

– Na zawsze to chyba nie najlepszy pomysł. Ale dziękuję.

– Ala, posłuchaj… Po co będziecie w wakacje siedziały z Julą w Bielsku? Zostań jeszcze, a potem… Potem to i tak sezon się kończy, więc naprawdę możesz zajmować to mieszkanko. Wynajem w mieście jest drogi. Obawiam się, że nie zrekompensuje ci dojazdów. W urzędzie nie zarabiasz kokosów, a tutaj nie tylko zaoszczędzisz, ale też pomożesz. Hania cię tak łatwo nie wypuści. No chyba że Julia chce być blisko szkoły… Na to jedno nic nie poradzę.

Alicja pokręciła głową. Argumentacja Jacka była słuszna i kusząca zarazem. Rzeczywiście wyprowadzka wymusiłaby na niej konieczność korzystania z oszczędności ze sprzedaży domu, a przecież miała zostawić te pieniądze dla Julii na lepszy start w dorosłość. Wakacje w Bielsku też jej się nie uśmiechały. Zanudzą się z Julią na śmierć, poza tym mogą pogorszyć stan jej córki. Zbyt wiele pracy włożyły w to, żeby powróciła do równowagi psychicznej. Znajomych w Bielsku nie miała wielu, a pewnie większość gdzieś wyjedzie i Julka będzie siedziała sama cały dzień. Trudno było zaprzeczyć, że w Zagórze jest im dobrze. Julia świetnie dogadywała się z Sebastianem i jego znajomymi, z przyjemnością pomagała w gospodarstwie, przywiązała się do zwierzaków. Lucuś w Bielsku pewnie by się nie zaaklimatyzował. To nie jest kot przyzwyczajony do siedzenia cały dzień w mieszkaniu w bloku. O szkole Julii wspomniała, żeby znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie wyprowadzki. Nie chciała, żeby Jacek i jego żona czuli przymus ciągłego wspierania ich. Uznała, że pora się usamodzielnić, choć dobrze wiedziała, że wcale nie są na to gotowe.

Wzięła do rąk pusty kubek i bezwiednie obracała go w rękach.

– Zostańcie jeszcze – powtórzył zdecydowanie Jacek, patrząc na nią z troską. – Chyba że naprawdę aż tak was męczą te dojazdy…

– Tak naprawdę to da się przeżyć… – odparła szeptem. – Dziękuję – dodała po chwili, nie podnosząc wzroku. – Może rzeczywiście zostaniemy jeszcze rok… a potem zobaczymy.

– No i to jest bardzo dobra decyzja! – podsumował Jacek i uśmiechnął się do Alicji.

Była młodsza od niego o cztery lata, więc wciąż traktował ją jak swoją małą siostrzyczkę. Czuł się za nią odpowiedzialny, a przecież życie jej wyjątkowo nie oszczędzało. Z Bogdanem średnio jej się układało. Jego ciągłe wyjazdy za granicę tylko pogarszały sytuację, ale Alicja niczym Penelopa czekała na jego powrót. Wierzyła, że zdołają jeszcze odbudować małżeństwo. Jacek podejrzewał, że jego siostra marzyła o drugim dziecku. Kiedy Bogdan wrócił, nie miała jeszcze czterdziestu lat, a przecież zawsze żałowała, że Julka jest jedynaczką. Nie było jej jednak dane spełnić tych marzeń. Śmierć Bogdana ją załamała. Do tego Julia sobie nie radziła w nowej szkole, a potem ten cały pożar i próba samobójcza… Nie wiedział, dlaczego jego siostrzenica targnęła się na swoje życie, miał jednak świadomość, jak bolesne to było przeżycie dla Alicji. Żaden rodzic nie powinien stanąć w obliczu śmierci swojego dziecka, tym bardziej kiedy dziecko tę śmierć samo sobie chce zadać… Jackowi nawet nie mieściło się w głowie, ile bólu i cierpienia spadło w ciągu ostatnich dwóch lat na jego siostrę.

– No ale nie będziemy takimi pasożytami jak dotychczas – zastrzegła już nieco rozluźniona. – Pomożemy wam w gospodarstwie. Julka chętnie się przyłączy. Zresztą już pomagała. Pamiętasz, jak zimą uczyła dzieci jazdy na nartach?

– Pamiętam. – Jacek pokiwał głową, wyrwany z zamyślenia. – I jak szalała w sylwestra z Sebastianem i jego znajomymi – dodał nieco bardziej energicznie. Ucieszyła go decyzja siostry.

– Rzeczywiście, bawiła się świetnie – przytaknęła Alicja, uśmiechając się na wspomnienie szczęścia malującego się na twarzy córki podczas tej imprezy.

– Sama widzisz. Musicie tu zostać dla dobra Julki. To nawet nie prośba. To rozkaz. – Mówiąc to, wstał i przejechał dłonią po krótko ściętych włosach. – A teraz koniec marudzenia. Idę przygotować pokój obok was. Na cały czerwiec wprowadza się lokator. Z Krakowa – dodał takim tonem, jakby gość z Krakowa był nieomalże synem prezydenta czy jakiegoś księcia.

– Zaraz tam przyjdę i ci pomogę – zaproponowała, po czym wzięła kubki ze stołu i odniosła je do kuchni.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

CZĘŚĆ II

Dominik

Dostępne w wersji pełnej

CZĘŚĆ III

Paweł

Dostępne w wersji pełnej

CZĘŚĆ IV

Julia

Dostępne w wersji pełnej

Podziękowanie

Dostępne w wersji pełnej

Copyright © 2022 by Wydawnictwo eSPe

REDAKTOR PROWADZĄCY: Magdalena Kędzierska-Zaporowska

KOREKTA: Barbara Pawlikowska

REDAKCJA TECHNICZNA: Paweł Kremer

PROJEKT OKŁADKI: Lena Wójcik

ZDJĘCIE NA OKŁADCE: shutterstock – bernatets photo; chroma stock – YuliyaKirayonakbo

Wydanie I | Kraków 2022

ISBN 978-83-8201-216-3

Zamawiaj nasze książki przez internet: boskieksiążki.pl lub bezpośrednio w wydawnictwie: 603 957 111, [email protected]

Katalog w pliku pdf dostępny jest do pobrania na stronie boskieksiążki.pl.

Wydawnictwo eSPe, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska