Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ania i Marcin po burzliwym roku walki o szczęście w końcu mogą się cieszyć z wymarzonego małżeństwa. Gdy wydaje im się, że przed nimi już tylko zwyczajne życiowe troski i zmagania z niepełnosprawnością Marcina, dociera do nich, że słowa przysięgi małżeńskiej to nie tylko romantyczna obietnica, lecz brzemienna w skutki deklaracja miłości, która nie pamięta złego, wierności mimo wszystko, i uczciwości w wyznawaniu sobie najgłębiej ukrytych zranień i pragnień.
Małgorzata Lis w kontynuacji swojego świetnego debiutu po raz kolejny proponuje czytelnikom przejmującą opowieść o ludziach, którzy od miłości oczekują czegoś więcej niż chwilowe porywy serca. Ukazuje bohaterów nie tylko zmagających się ze swymi błędami z przeszłości, lecz przede wszystkim ufających, że Bóg pośród nawet najbardziej zagmatwanych ludzkich losów potrafi znaleźć właściwe wyjście.
Trudne relacje, nieprzepracowana historia życia, nieoczekiwane zbiegi okoliczności. Żal, zawiedzione marzenia i oczekiwania. Ale wcale tak być nie musi. Książka Małgorzaty Lis za pomocą kilku małżeńskich historii ukazuje uzdrawiającą moc przebaczenia. Tylko ono daje prawdziwą wolność. Zobacz, jak zmienić swoje życie. To naprawdę może się udać.
Małgorzata Terlikowska, etyk, dziennikarka, redaktorka
W “Przebaczam Ci” Małgorzaty Lis jest śmierć i życie, nienawiść i przebaczenie. To niesamowicie emocjonująca opowieść o ludziach, którzy żyją wokół nas i cierpią, ukrywając przed światem słabość i ból. Mamy w sercach takie rany, które potrafi uzdrowić tylko bezwarunkowa miłość, i o tym właśnie jest ta książka.
Magdalena Urbańska, autorka bloga @niezawodnanadzieja
Małgorzata Lis – mieszka pod Warszawą z mężem i siedmiorgiem dzieci, z zawodu jest nauczycielką historii, ale od 6 lat nie pracuje zawodowo, tylko edukuje dzieci w domu. W wolnym czasie czyta i pisze książki. Jest autorką podręczników do nauki historii oraz debiutanckiej powieści “Kocham cię mimo wszystko”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 412
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mojemu Mężowi
ROZDZIAŁ I
Niespodzianka
Ania bezwiednie przesunęła ręką po stoliku nocnym.
– Gdzieś tu przecież był telefon! – szepnęła i nie unosząc głowy znad poduszki ani nie otwierając oczu, próbowała dłonią odszukać coraz głośniej brzęczący aparat. Przy okazji zrzuciła chusteczki i książkę. – Jest! – z niemym okrzykiem triumfu dopadła wreszcie sprzęt i wyłączyła budzik. Cała ta akcja wystarczająco ją rozbudziła. Otworzyła oczy i powiodła wzrokiem po suficie i całym pokoju. Uśmiechnęła się. Tak, to jednak nie był sen. Popatrzyła w prawo. Był. Jej mąż. Szczęście jej życia – szczęście, w które wciąż nie mogła uwierzyć. Marcin mimo hałasu spowodowanego dźwiękiem budzika i spadającą książką spał dalej, pocałowała go więc delikatnie w policzek i usiadła na łóżku. Spojrzała na niego raz jeszcze, jakby chciała upewnić się, że to wszystko, co razem przeszli, naprawdę się wydarzyło. Pomyślała nawet, że na podstawie ich historii można by nakręcić niezły melodramat. Ona, wierząca dziewczyna z porządnego domu. On – chłopak z bidula, ateista, imprezowicz i łamacz kobiecych serc. Przypadkowe spotkanie w windzie i cudowny zbieg okoliczności, który umożliwił im zbliżenie się do siebie. Późniejszych wydarzeń nie chciała wspominać. Były zbyt bolesne. Jednak nie o wszystkim dało się zapomnieć. Ze skutkami jednego z nich, a więc z niepełnosprawnością i wózkiem inwalidzkim, Marcin będzie się zmagać do końca życia.
Nagle zakręciło jej się w głowie. I nie było to spowodowane przykrymi wspomnieniami. Naprawdę zrobiło jej się niedobrze.
„U mnie to chyba nic nie może być normalnie”, pomyślała. Czy pobyt na Dominikanie musiał jej przypominać się w tak brutalny sposób? Ludzie latają po świecie, a ona raz się wybrała w podróż za ocean i musiała przywlec ze sobą jakieś zatrucie. Wciągnęła powietrze, przeciągając się równocześnie. Poczuła się nieco lepiej. Odnalazła stopami kapcie poniewierające się pod łóżkiem, przez przypadek trącając Matriks, która przyszła się przywitać. Pogłaskała kota i wolnym krokiem powlokła się w stronę łazienki.
– Anno Jastrzębska – powiedziała głośno, patrząc na swe opalone oblicze w lustrze. – Mimo wszystko jesteś najszczęśliwszą kobietą na świecie. A na dodatek jest piątek, więc głowa do góry!
Opłukała wodą twarz, umyła zęby i nałożyła delikatny makijaż. Niesforne, kręcone włosy związała niedbale w koński ogon. Wiedziała, że nie ma sensu z nimi walczyć. Po chwili weszła do salonu, gdzie uderzył ją zapach świeżo parzonej kawy. Zawsze uwielbiała ten aromat. Właściwie to nie musiała pić kawy, żeby się rozbudzić. Wystarczał jej sam zapach. Tego dnia jednak nie sprawił jej przyjemności. Wręcz przeciwnie – zemdlił ją.
„Nie jest dobrze”, pomyślała i ukrywając nie najlepsze samopoczucie, podeszła do Marcina, który, siedząc przodem do okna, obserwował prószący śnieg.
– Jaka piękna zima – szepnęła mu do ucha, opierając ręce na jego ramionach.
Mieszkali na Ursynowie, w trzypokojowym mieszkaniu, którego okna wychodziły na zadrzewiony skwer. Jeszcze nie zdążyli wszystkiego urządzić, bo przeprowadzili się tu niedawno. Formalności związane ze sprzedażą poprzedniego mieszkania Marcina i kupnem nowego, ich wspólnego, trochę trwały, ale na szczęście od razu po ślubie mogli zamieszkać na swoim.
– Piękna przez okno – odpowiedział Marcin, całując delikatnie jej dłoń. – W praktyce niekoniecznie mi się podoba, zwłaszcza że muszę dzisiaj jechać do pracy – westchnął i obrócił się w jej kierunku. – Śniadanie? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, udał się do kuchni.
– Właściwie... – Ania się zawahała. Nie chciała robić Marcinowi przykrości, odmawiając, ale na samą myśl o jedzeniu znowu poczuła się fatalnie. – Jakoś nie mam apetytu – wyjaśniła pośpiesznie. – Coś mnie mdli od tego wyjazdu.
– Mdli? – Marcin, zaskoczony jej odpowiedzią, popatrzył na nią uważnie. Przecież zatrucie dawno minęło. Nic takiego ostatnio nie jadła, co mogłoby jej zaszkodzić. – Musisz coś zjeść przed pracą. Przygotowałem ci kanapki.
– Dziękuję, ale po prostu nie mam ochoty. Nie za dobrze się czuję po tamtym zatruciu – odpowiedziała, siląc się na swobodny ton. – Przepraszam. Zrobię sobie herbaty i może zjem coś w biurze – dodała szybko i nastawiła wodę w czajniku. Marcin milczał, ale przyglądał się jej z zaciekawieniem. Tylko jedna odpowiedź przychodziła mu do głowy.
– A może ty jesteś w ciąży? – zapytał nagle i uśmiechnął się, mrugnąwszy okiem.
Anię zamurowało. Zupełnie nie pomyślała o takiej możliwości.
– To chyba niemożliwe... – Pokręciła głową ze szczerym zdumieniem i zalała wrzątkiem herbatę. – Zupełnie nieprawdopodobne – dodała, siadając przy kuchennym stole.
Marcin nic nie powiedział, tylko podniósł brwi ze zdziwieniem. Ania się zawstydziła. Mimo że byli małżeństwem, wciąż nie potrafiła bez rumieńców rozmawiać o wszystkim, co wiązało się z ich bliskością fizyczną. A przecież powinna sobie już wszystko w głowie poukładać. Także to, że ciąża w małżeństwie to zupełnie normalna i oczywista sprawa. Nie ma co się rumienić i wstydzić... Tylko że ona znała swój organizm i wiedziała, że działa jak w zegarku. Wszystko miała policzone... Gdy jednak głębiej zastanowiła się nad tą kwestią, doszła do wniosku, że chyba tym razem rzeczywiście nie wszystko było tak jak zwykle. Wręcz przeciwnie – niemal wszystko się zmieniło. Stres związany z weselem, potem podróżą samolotem i zmianą stref czasowych. Ale nawet jeśli coś pomyliła w obliczeniach, to niemożliwe, żeby raptem trzy tygodnie po ślubie być już w ciąży. Ludzie miesiącami starają się o dziecko.
– Dlaczego niemożliwe? – Marcin nie dawał za wygraną. Myśl o ewentualnym dziecku ożywiła go i ucieszyła. Bardzo się bał, że ze względu na swoją niepełnosprawność może nigdy nie zostać ojcem. Gdyby się okazało, że Ania jest w ciąży, miałby niezbity dowód, że wciąż jest pełnowartościowym facetem, zasługującym na tak wspaniałą kobietę, jaką jest Ania. – Nie rozumiem, dlaczego tak się przed tym bronisz – dodał lekko rozczarowanym tonem. – Przecież nieraz już o tym rozmawialiśmy. Myślałem, że chcesz mieć dzieci.
– Bo ja... – Ania się zawahała. Rzeczywiście ustalili, że nie będą czekać z decyzją o powiększeniu rodziny, ale przecież dopiero co zaczęli się cieszyć wspólnym życiem. Bardzo chciała mieć dziecko, ale nie tak szybko. Myśl o realnej ciąży bardziej ją przerażała, niż cieszyła. Sama nie wiedziała dlaczego. – Ja nie jestem chyba jeszcze na to gotowa. To wszystko za szybko się dzieje – powiedziała i się rozpłakała.
– Aniu, nie płacz! – Marcin zbliżył się do niej, po czym wziął ją na kolana i mocno do siebie przytulił. – Przecież to tylko moje podejrzenia. Ale nawet jeśli jesteś w ciąży, to przecież damy sobie radę. Kocham cię, wiesz? – powiedział czule i pogładził ją po włosach.
– Ja też cię kocham. I wiem, że sobie poradzimy – dodała, by dać do zrozumienia Marcinowi, że to nie jego niepełnosprawność jest powodem jej obaw. – Tylko ja emocjonalnie jeszcze nie jestem gotowa. Jeszcze do mnie nie dotarło, że to jest możliwe. Przecież przez tyle lat w ogóle nie miałam powodu, by się zastanawiać, czy jestem w ciąży, czy nie... Minęło kilka tygodni i już? To jest dla mnie zupełnie nowa rzeczywistość... Rozumiesz?
– Nie. Nie rozumiem, ale to nie szkodzi. – Mówiąc to, uśmiechnął się i otarł łzy z jej policzków. – Jutro zrobisz sobie test i wtedy zdecydujesz, czy płakać z powodu ciąży, czy jej braku.
Ania westchnęła i zeszła z jego kolan. Sama siebie nie rozumiała, czego więc wymagała od Marcina? Poza tym teraz nie było sensu się zamartwiać. Jej mąż miał rację. Trzeba zrobić test. Na stojąco wypiła herbatę i zmusiła się do kilku kęsów kanapki. Nalała kotu świeżej wody i nasypała karmy.
– Trzeba się zbierać – powiedziała jakby nigdy nic. – Śnieg nie przestaje padać, więc chyba musimy pojechać samochodem, a korki na pewno będą dziś większe niż zwykle – dodała, zerkając na dwór przez uchyloną firankę.
– Racja – Marcin ochoczo podchwycił tę zmianę tematu. – Aż trudno uwierzyć, że jeszcze tydzień temu opalaliśmy się na plaży. Próbując pokonać zaspy, do wieczora nie dobrnąłbym do stacji metra. – Westchnął, rozżalony.
W takich chwilach jak ta boleśnie odczuwał swoją niepełnosprawność. Choć minął już ponad rok od napadu w parku, wciąż nie mógł pogodzić się z tym, że nie może chodzić. Ania nigdy nie dawała mu odczuć, że jego ograniczenia w czymkolwiek jej przeszkadzają. Ale nie dało się ukryć, że gdyby nie one, mogliby teraz iść spokojnie do metra, po drodze porzucać się śnieżkami, a na weekend wybrać się ze znajomymi w góry czy na narty. Dobrze, że miał samochód. Dzięki niemu mógł w miarę normalnie funkcjonować. W miarę, bo jednak wiele możliwości się przed nim zamknęło.
Pomyślał o tym, o czym rozmawiali przed chwilą. Myśl o dziecku go ucieszyła, ale dopiero teraz dotarło do niego to, co w praktyce mogłoby to oznaczać. Czy będzie wystarczającą pomocą dla Ani? Czy da radę zająć się noworodkiem? Nie pójdzie z wózkiem na spacer, nie zaniesie fotelika do samochodu. Wielu rzeczy nie będzie w stanie zrobić, nawet tych najprostszych, takich jak wstanie w nocy do płaczącego dziecka. Przyszło mu nawet do głowy, że to on powinien zapłakać nad ewentualną ciążą Ani, ale nie czuł ani strachu, ani smutku. Nie teraz, gdy jego życie tak się poukładało. Dziecko było jedynym brakującym elementem w tej nowej układance.
Kiedyś było inaczej. Zanim poznał Anię, nie traktował poważnie żadnego związku. Przerażała go sama myśl o jakiejkolwiek wpadce, bardzo więc pilnował, by nigdy do niej nie doszło. Był gotowy na każdą ewentualność, z załatwieniem tabletki „dzień po” włącznie. Czasami śniły mu się koszmary, że mimo tych starań został jednak ojcem, ale nic o tym nie wie. Albo – co gorsza – że jego nieodpowiedzialność zaprowadziła którąś z jego dziewczyn do dramatycznej decyzji o usunięciu ciąży. Od kiedy się nawrócił, wspomnienia dawnego życia wracały jak bumerang. Rozmawiał o nich z Anią, ona nie miała do niego żadnych pretensji, ale niestety przeszłości nie da się zmienić. Cały czas bał się, że za błędy młodości przyjdzie mu jeszcze zapłacić.
– Jedziemy? – zapytała Ania, przerywając jego niewesołe rozmyślania.
Marcin kiwnął głową i już po chwili jechali, a właściwie tkwili w korku w drodze do pracy.
– Chyba się spóźnimy – mruknął ponuro, gdy po kwadransie pokonali niewielki odcinek drogi. – Jeśli chcesz, to wysiądź i pojedź metrem. Na pewno będziesz szybciej.
Ania zamyśliła się i spojrzała na zegarek.
– Mamy jeszcze trochę czasu. Nie chcę być sama – dodała i pogładziła go po ramieniu. – Chciałabym móc się z tobą nigdy nie rozstawać.
– Ja też – odpowiedział czule Marcin, a korzystając z kolejnego postoju, położył Ani rękę na kolanie i pogładził ją delikatnie po udzie. – Z tego, co pamiętam, to jutro mnie opuszczasz – dodał przekornie. – Miałaś się spotkać z Patrycją, prawda?
– Mogę nie iść, jeśli chcesz.
– Nie, no coś ty, idź! Nie widziałyście się od naszego ślubu. Na pewno macie sobie dużo do opowiedzenia. No chyba że... – Marcin zawiesił głos i skupił się na chwilę na sytuacji na drodze.
– Że co? – dopytała Ania, nie zrozumiawszy sugestii. Patrycja była jej najlepszą przyjaciółką. Przez lata studiów wspólnie mieszkały i wspólnie marzyły o wielkiej miłości. Trudno było im uwierzyć w to, że swoich chłopaków poznały niemal równocześnie, do tego byli to najlepsi przyjaciele, a jak się później w zupełnie nieprawdopodobnych okolicznościach okazało – także przyrodni bracia. Nie przyszło jej do głowy, że teraz nagle Marcin mógłby mieć coś przeciwko ich spotkaniom, byli przecież niemal rodziną. Choć trzeba przyznać, że Patrycja z początku szczerze odradzała jej związek z niewierzącym chłopakiem po przejściach.
– Chyba że będziemy świętować dwie kreski na teście ciążowym – dokończył po chwili Marcin i się uśmiechnął. Nie potrafił i nie chciał ukrywać radości. Był prawie pewien, że zostali rodzicami.
– Naprawdę myślisz, że jestem w ciąży? – zapytała niepewnym głosem, wciąż nie dowierzając w tę możliwość.
– Czuję to – odpowiedział z wyraźnym zadowoleniem.
– I myślisz, że w związku z tym nie powinnam spotykać się z Patrycją?
– Tego nie powiedziałem. Ale przypominam ci tylko, że niezbyt dobrze się czujesz i spotkanie wieczorem w jakiejś kawiarni może nie jest najlepszym pomysłem.
– To co w takim razie powinnam zrobić?
– Zaprośmy Patrycję z Mikołajem do nas. Przecież ja też chciałbym pogadać z bratem – powiedział swobodnym tonem, jakby przyzwyczaił się już do odkrytej niedawno prawdy o tym, że matka jego najlepszego kumpla to także jego mama. Przez lata spędzone najpierw w rodzinie adopcyjnej, a potem w domu dziecka odrzucał myśl o poszukiwaniu swojej biologicznej matki. Gdy ta sama go odnalazła, wszyscy przeżyli niemały szok. Jednak emocje po tej zaskakującej wiadomości już w nim opadły. Teraz myślał wyłącznie o Ani. Jej stan, o ile naprawdę była w ciąży, wymagał szczególnej ostrożności.
– Myślisz, że to dobry pomysł? – Ania nie była przekonana. Trochę obawiała się tego spotkania. Nie wiedziała, jak ma się zachować. Ona mogła cieszyć się małżeństwem i bliskością Marcina, a być może nawet miała już dziecko. Patrycja na swój ślub musiała jeszcze poczekać ponad rok, bo Mikołaj nie wydawał się szczególnie zmotywowany do podjęcia tej ważnej decyzji.
– Dlaczego nie? Poopowiadamy im o wyjeździe, przecież i tak musiałbym to Mikołajowi wszystko zrelacjonować. Po co dwa razy mówić o tym samym? Poza tym będziesz mieć bliżej do toalety, gdyby znowu napadły cię mdłości. – Marcin uśmiechnął się szczerze.
– To wcale nie jest śmieszne – obruszyła się Ania. – Jest świetnie, dopóki nie poczuję kawy. Ale pomysł wspólnego spotkania jest do przemyślenia. Muszę tylko zapytać Patrycji, czy taka opcja jej odpowiada. Ale to później, teraz pewnie prowadzi lekcje, więc i tak nie odbierze telefonu.
Ania po raz kolejny wróciła myślami do Patrycji i Mikołaja. Zastanawiała się, jak przyjaciółka zareaguje na jej opowieści o małżeńskiej sielance. Wiedziała, że Patrycja czuje się zawiedziona decyzją swojego chłopaka o odwleczeniu ślubu aż do przyszłej wiosny, no bo co to za tłumaczenie, że jego siostra Ewa pierwsza ogłosiła zaręczyny i byłoby jej przykro, gdyby Mikołaj ją wyprzedził? Albo że nie wystarczy pieniędzy na wesele? Przecież pieniądze można pożyczyć albo w ogóle nie robić przyjęcia. W końcu nie to było najważniejsze.
Ania nie widziała sensu w długim narzeczeństwie. Wielokrotnie słyszała o parach odkładających ślub ze względu na chęć ułożenia sobie kariery, konieczność zebrania funduszy na wesele czy plany kupna mieszkania lub wybudowania domu. Przecież nie to było w życiu najważniejsze! Zresztą Ania nie wyobrażała sobie tak długiego trwania w czystości. To oczywiste, że przez tyle lat bycia razem trudno nie ulec pokusie. Historia jej związku z Marcinem była wystarczającym dowodem na to, że zachowanie czystości przedmałżeńskiej wcale nie jest proste. Świadomość bliskiego ślubu znacznie ułatwia odłożenie pewnych spraw na później. Ale odkładać na dwa, trzy lata? Wydawało jej się, że pary, które tak długo wytrzymują bez bliskości fizycznej, po prostu nic do siebie nie czują. A jeśli się naprawdę kochają, to zapewne wcześniej czy później i tak lądują w łóżku.
Ona nie dałaby rady wytrzymać tak długo i nie chodziło jej tylko o brak seksu. Nie mogła się doczekać wspólnie spędzanych wieczorów, poranków pachnących świeżo zaparzoną kawą i bycia ze sobą, tak po prostu razem w codzienności. Poza tym osobom wierzącym w Boga, a dzięki nawróceniu Marcina oboje tacy byli, sakrament daje dodatkowe wsparcie w budowaniu relacji. Na razie zgadzali się ze sobą we wszystkim, ale Ania zdawała sobie sprawę z tego, że ta sielanka nie będzie trwać wiecznie. Dlatego tak bardzo się cieszyła, że Marcin wrócił do Kościoła. Każdego dnia dziękowała za to Bogu. Choć była gotowa być z Marcinem nawet mimo jego niewiary, jednak trudno jej sobie wyobrazić, jak potoczyłyby się ich losy, gdyby Marcin się nie nawrócił. Czy byliby w stanie dochować czystości? Czy ich związek pozbawiony Bożego wsparcia w ogóle by przetrwał te wszystkie burze, które w nich uderzyły?
– Co tak dumasz? – Głos Marcina przerwał nagle rozmyślania Ani. – Już niedługo będziemy na miejscu.
– Myślałam o Patrycji i Mikołaju. Zastanawiam się, dlaczego odkładają swój ślub. Przecież to bez sensu. No i martwię się, że informacja o ciąży sprawi Patrycji przykrość. Ona tyle razy mówiła mi, że marzy już o założeniu rodziny, a Mikołaj jakoś się nie śpieszy.
– A ty znowu rozkminiasz, co ktoś sobie pomyśli i dlaczego robi coś inaczej, niż ty byś zrobiła. Świata nie zmienisz. Nie próbuj uszczęśliwiać innych na siłę, a życie będzie łatwiejsze.
– Wiedziałam, że tak powiesz! – Ania klepnęła go w ramię. – Pod tym względem nigdy mnie nie zrozumiesz. Zawsze będę dla ciebie przesadzać i się zamartwiać niepotrzebnie całym światem. Jestem kobietą, kochanie. Przyzwyczajaj się do mojego towarzystwa!
– Ja się przyzwyczaiłem. – Mówiąc to, spojrzał na nią z uśmiechem. – I już się odzwyczaić nie mogę. Poza tym cieszę się, że uwierzyłaś w to, że będziemy mieć dzidziusia.
– Uwierzyłam? – Ania zdumiona popatrzyła na męża. Nic takiego przecież nie mówiła!
– Zastanawiałaś się przecież, czy informacja o ciąży ucieszy Patrycję – powiedział, wjeżdżając na parking podziemny.
– No tak. Łapiesz mnie za słówka. Choć przyznam szczerze, że coraz bardziej się przyzwyczajam do tej myśli. Jak tak dalej pójdzie, wieczorem będę miała gotowe imię i wybrane sklepy, w których kupię wyprawkę. – Ania się zaśmiała. Zawsze była w gorącej wodzie kąpana. Gdy przed ponad rokiem ujrzała Marcina w windzie, w ciągu kilku godzin miała gotowe menu na wesele. Niestety życie wciąż pokazywało jej, że lepiej poczekać, niż się rozczarować.
– Cała ty! – Marcin również się roześmiał i gdy tylko zatrzymał samochód, pocałował Anię długo i namiętnie. Nie opierała się. Tak bardzo go kochała! Coraz bardziej czuła też to, że tą miłością jest gotowa podzielić się z małym człowiekiem, który być może już pojawił się w ich życiu.
ROZDZIAŁ II
Narzeczeni
Patrycja szybkim krokiem wyszła ze szkoły i skierowała się w stronę bloku, w którym wynajmowała pokój od koleżanki. Gdy jednak znalazła się na dworze, od razu zwolniła. Padający od rana śnieg zakrył chodniki i mniej uczęszczane osiedlowe drogi. Szła ostrożnie wydeptaną przez przechodniów ścieżką, uważając, żeby się nie przewrócić. Rozdeptany śnieg wymieszał się z solą, tworząc sypką powłokę na wyślizganym chodniku. Na szczęście miała niedaleko, więc już po dziesięciu minutach dotarła do domu. Zatrzymała się przed drzwiami bloku, by wystukać kod w domofonie.
– Cześć – usłyszała nagle za sobą i gdy się odwróciła, ujrzała Mikołaja z bukietem róż w ręce.
– Cześć! Zaskoczyłeś mnie. Dziękuję – odpowiedziała, odbierając od niego kwiaty. Weszli do środka. – Nie wiedziałam, że będziesz tak wcześnie.
– Ja też nie wiedziałem. Wyjątkowo szybko dojechałem. – Uśmiechnął się i delikatnie pocałował ją w usta.
– Długo czekasz? – zapytała, wciskając przycisk windy.
– Chwileczkę. Lubię na ciebie czekać – dodał przekornie i ponownie obdarzył ją swym czarującym uśmiechem.
Patrycja nic nie odpowiedziała. Rzeczywiście, lubił czekać, ale jej nie zawsze to odpowiadało. Kiedy w czerwcu jej się oświadczył, była w siódmym niebie. Gdy jednak zaproponował datę ślubu za dwa lata, cała radość się ulotniła. Spodziewała się, że przygotowania do ślubu potrwają rok, więc zapowiedź dwukrotnie dłuższego oczekiwania mocno ją rozczarowała. Nie przekonywały ją zapewnienia Mikołaja, że pierścionek potwierdza jego miłość. Uważał, że ślub to zbyt poważna sprawa, by się na niego decydować od razu. Próbował tę zwłokę uzasadniać różnymi racjonalnymi argumentami – że muszą nieco rozkręcić się w pracy, zebrać pieniądze na wesele, dobrze się przygotować. I Patrycja początkowo usilnie wmawiała sobie, że się z nim zgadza. Szybko jednak pojawiły się u niej wątpliwości i zwykły żal, że tak długo przyjdzie jej czekać – nie tylko na suknię z welonem i przyjęcie jak z bajki. Zaczęła coraz bardziej pragnąć bliskości z Mikołajem. Nie spodziewała się, że seks stanie się dla niej czymś tak ważnym i pożądanym. Na początku wystarczał jej zwykły pocałunek. Sama obecność Mikołaja sprawiała, że czuła przyjemne dreszcze i było jej po prostu dobrze. Z czasem jednak pragnęła coraz większej bliskości, ale postawili sobie wyraźne granice. Oboje poważnie podchodzili do swojej wiary i uważali za oczywiste, że muszą wytrwać w czystości. Ale pogadanki na rekolekcjach to jedno, a prawdziwe życie to drugie. Dopiero gdy sami przekonali się, jak trudno jest nie ulec pokusie, zrozumieli, jakie wyzwanie ich czeka. Mimo to gotowi byli wytrwać w swoim postanowieniu i robili wszystko, by sobie tej sprawy nie utrudniać. Wciąż mieszkali osobno i nie pozwalali sobie nawet na spanie w jednym pokoju. Choć wielu ich nawet chodzącym do kościoła znajomym wydawało się to dziwne, czuli, że to jedyne dobre wyjście. Zbyt dużo można było stracić przez chwilę nieuwagi.
Gdy tylko weszli do mieszkania, zdjęli kurtki, a Mikołaj przytulił Patrycję i namiętnie pocałował, po czym trzymając ją za rękę, pociągnął do salonu i usiedli razem na kanapie.
– Skoro Kingi nie ma w domu, możemy trochę zaszaleć – powiedział, zawadiacko mrugając okiem. Na szczęście dla nich współlokatorka Patrycji często była nieobecna i nie miała nic przeciwko temu, żeby korzystali wtedy z całego mieszkania.
Patrycja się uśmiechnęła. Pragnęła go całym sercem i jednocześnie ufała mu, dlatego bez protestów poddała się jego pocałunkom. Jedną ręką przytulił ją do siebie, a drugą gładził jej włosy. Ona również go objęła i zamknęła z rozkoszą oczy. Gdy jednak tylko poczuła, że jego dłoń wędruje pod jej bluzkę, odsunęła się delikatnie i uśmiechnęła.
– Wiesz, że nie możemy – powiedziała łagodnym, ale stanowczym tonem.
– Wiem – szepnął Mikołaj. Był jak wyrwany ze snu. – Ale co mam zrobić, skoro tak bardzo cię kocham?
Patrycja nic nie powiedziała, tylko wstała i udała się do kuchni, żeby przygotować obiad. Bała się przyznać Mikołajowi do tego, że już od dłuższego czasu zastanawiała się, czy rzeczywiście stałoby się coś złego, gdyby wsunął rękę pod jej bluzkę. Czy to byłby grzech, gdyby dotknął jej piersi? Wiadomo, że granice łatwo się przekracza, ale chyba każdy dorosły człowiek wie, czym różnią się pieszczoty od seksu.
– O czym myślisz, kochanie? – zapytał po chwili Mikołaj, który wszedł do kuchni, stanął za nią, objął ją w pasie i pocałował w szyję.
– O tym, że mógłbyś obrać i pokroić cukinię – powiedziała ze śmiechem i podała mu nóż i deskę.
– Coś mi mówi, że niekoniecznie o tym myślałaś, ale mniejsza z tym. Podaj mi, proszę, co tam mam pokroić – odpowiedział, siadając przy stole.
Patrycja usiadła naprzeciwko niego. Przez chwilę nic nie mówili.
– Czy nie wydaje ci się w takich chwilach jak ta, że żyjemy prawie jak małżeństwo? – zapytała, przerywając nagle układanie warzyw w naczyniu żaroodpornym i podnosząc wzrok na Mikołaja.
– Co masz na myśli? – Nie bardzo rozumiał, o co jej chodzi i do czego zmierza.
– Spędzamy razem weekendy, robimy zakupy, gotujemy...
– Nie rozumiem, co w tym złego – przerwał jej. – Wspólny obiad to grzech?
– Nie drwij sobie – obruszyła się. – Może źle się wyraziłam. U mnie w domu to rzeczywiście co innego, ale u ciebie? Przecież od jakiegoś czasu mieszkamy razem w weekendy, nocuję...
– Ale w drugim pokoju! – znowu wszedł jej w słowo.
– No niby tak... Ale jednak w weekendy żyjemy jak małżeństwo...
– Niezupełnie!
– Mikołaj, przestań mi ciągle przerywać! – Patrycja lekko się zirytowała. Pierwszy raz chyba nie potrafiła wyrazić słowami swoich myśli. – W takim razie zapytam wprost. Czy jedynym wyróżnikiem życia w małżeństwie jest seks? – Zadawszy to pytanie, wstała i włożyła warzywną zapiekankę do piekarnika, po czym, oparta tyłem o kuchenny blat, spojrzała na niego wzrokiem oczekującym odpowiedzi. Czuła, że nadszedł właściwy moment, by o tym porozmawiać.
Mikołaj zamarł. Sam nie wiedział, co powiedzieć. Jeśli potwierdzi, to sprowadzi małżeństwo jedynie do współżycia, a jeżeli zaprzeczy, to uzna to, co teraz robią, za niewłaściwe, i będą musieli zrezygnować z mieszkania ze sobą od piątku do niedzieli. A on tak lubił te ich wspólne weekendy! Czas, kiedy mogli powiedzieć sobie dobranoc, a na drugi dzień rano wypić razem kawę. Uwielbiał planowanie wspólnych zajęć, przygotowywanie kolacji, śniadań, zakupy i przekomarzanie się, jaki film tego wieczoru obejrzą. Zdawał sobie sprawę, że krok po kroku ich związek coraz bardziej będzie przypominał stare dobre małżeństwo, a jedyną nowością po ślubie będzie właśnie seks. Pytanie zresztą, czy i to będzie zupełna nowość. Nie zakładał w żadnym wypadku, że zdecydują się na współżycie przed ślubem, ale miał coraz więcej wątpliwości, czy przypadkiem nie przekroczą jakiejś granicy. Tak wiele par, nawet tych, które wraz z nimi uczestniczą w kursie przedmałżeńskim, mieszka ze sobą i nawet nie ukrywają tego, że razem sypiają. Jak będzie z nimi? Czy wytrzymają w takim stanie ciągłego zawieszenia jeszcze ponad rok? W tym momencie zdawało mu się, że tak, ale jeszcze przecież nie tak dawno nie do pomyślenia dla nich było, by Patrycja zasiedziała się dłużej niż do dwudziestej drugiej, a nocowanie u niego w ogóle nie wchodziło w grę. Ostatnio jednak uznali, że ze względu na to, że jedna część kursu odbywającego się w jego parafialnym kościele kończyła się w piątek około dwudziestej pierwszej, a kolejna zaczynała się w sobotę o dziesiątej rano, nie ma sensu, żeby Patrycja pokonywała pół miasta tylko po to, żeby rano zrywać się skoro świt. Zdecydowali, że będzie nocować u niego, bo nie tylko jest to wygodniejsze, ale też korzystne dla ich przygotowań. Przecież zaraz po spotkaniu na kursie mogą na gorąco przedyskutować pewne tematy. Po kilku tygodniach takiego usprawiedliwiania się naturalną rzeczą wydało im się, że Patrycja powinna nocować u Mikołaja również z soboty na niedzielę. Zostawiła u niego swoje kosmetyki, piżamę, a także zestaw ubrań na wszelki wypadek. Powoli się do niego przeprowadzała.
– No więc, co z tym seksem? – zapytała jeszcze raz Patrycja, przynaglając go tym samym do udzielenia odpowiedzi.
– Nie wiem. – Mikołaj bezradnie rozłożył ręce. – Są jeszcze dzieci, wspólne nazwisko, rachunki, PIT, teściowie. Jest trochę więcej tych małżeńskich spraw, prawda? Poza tym jak na razie do seksu nam daleko. Ty nawet nie pozwalasz mi dotknąć twoich pleców!
– Chyba o tym już rozmawialiśmy. Ustaliliśmy, że pewnych granic nie przekraczamy. – Patrycja uśmiechnęła się nerwowo.
– Ale kiedyś granicą była godzina dwudziesta druga, a dziś nocujesz u mnie, więc może przesuńmy i te granice? – Mikołaj podchwycił temat. Już dawno chciał o tym porozmawiać, ale nie miał odwagi. Kochał Patrycję i pragnął jej bliskości. Czy było w tym coś złego? – W końcu dotykanie cię pod bluzką to nie jest nie wiadomo co! Nie przesadzajmy.
– Mówisz poważnie? – Patrycja z wrażenia aż usiadła na stołku.
– A dlaczego miałbym żartować? – Spojrzał na nią z pełną powagą. – Patrycja, czy naprawdę dotknięcie twoich piersi to grzech? Pamiętasz, co powiedział ten chłopak, który siedział koło nas na kursie? On twierdził nawet, że jak się planuje ślub, to seks już nie jest grzechem. Że trzeba się dobrze poznać, żeby potem nie było rozczarowania i rozwodu z powodu niedopasowania się. A my co? Nie wydaje ci się, że trochę przeginamy z tymi granicami?
– Mi-mikołaj! – Patrycja aż się zająknęła z wrażenia. – Co ty chcesz przez to powiedzieć?
– Nie chciałabyś czasem pójść krok dalej? – zapytał, jakby nie usłyszał jej pytania. – Nie chciałabyś czegoś więcej?
– Chciałabym, ale... Ale nam nie wolno!
– Dlaczego?
– Bo jest szóste przykazanie?
– Ale kto tu mówi o łamaniu przykazań! Gdzie ty masz w Biblii napisane, że nie można się dotykać przed ślubem? A już na pewno nie znajdziesz nic o tym, że nie wolno mieszkać ze sobą w weekendy! Co do seksu, to oczywiście można by znaleźć jakieś uzasadnienie. No wiesz, zostawia człowiek ojca i matkę i tworzy z żoną jedno ciało, więc faktycznie sprawa jest dość oczywista, że tak na całość to tylko z żoną. Ale ja mówię tylko o całowaniu się i przytuleniu się do siebie tak trochę bardziej. Przecież jesteśmy dorośli i chyba zorientujemy się, kiedy zajdziemy za daleko?
– Sama nie wiem... – Patrycja się zamyśliła.
Już nieraz o tym myślała, ale nie znalazła jednoznacznej odpowiedzi. Przecież nawet dzisiaj, zanim zaczęli przygotowywać obiad, zastanawiała się, czy jest coś złego we włożeniu ręki pod bluzkę. Dobrze wiedziała, że większość jej koleżanek uznałaby takie wątpliwości za absurdalne. Może rzeczywiście są dinozaurami i cały ten trud jest bezsensowny? Może czasy się zmieniły i, jak twierdzą różni eksperci, naprawdę warto pewne rzeczy sprawdzić przed ślubem, żeby potem w małżeństwie nie poczuć zawodu? Może byli dla siebie zbyt surowi i niepotrzebnie tłumili namiętność, która przecież mogła zbliżyć ich do siebie? Czy będą umieli zgrać się także w sferze intymnej, nie sprawdziwszy wcześniej, że naprawdę do siebie pasują?
– Myślałam o tym – dodała ciszej, prawie szeptem.
Mikołaj przysunął swoje krzesło bliżej Patrycji i wziął jej ręce w swoje dłonie. Równocześnie spojrzał na nią z powagą, a zarazem tak zmysłowo, że zadrżała i opuściła wzrok.
– I co wymyśliłaś? – zapytał.
– Że powinniśmy wziąć ślub jak najszybciej – wyszeptała. – Ja naprawdę chcę być z tobą. Nie chcę już więcej czekać. Gdyby to ode mnie zależało, nie zwlekałabym już ani chwili. Dlaczego ty zwlekasz? Nie kochasz mnie? Nie pragniesz? – dodała z wyrzutem.
– Dobrze – odpowiedział bez namysłu. – Pobierzmy się we wrześniu. Co ty na to?
– Żartujesz sobie – odpowiedziała z niedowierzaniem. – A ślub Ewy, kasa na wesele, twoja praca, mój awans?
– Myślałem już o tym od jakiegoś czasu. Masz rację, to głupie odwlekać ślub z takich powodów. Jesteśmy dorośli i samodzielni. Małżeństwo przecież nie przeszkadza w karierze zawodowej, a pieniądze się znajdą. Zresztą życie osobno to też koszty, jeśli potrzebujesz jakichś racjonalnych argumentów. Jak uważasz?
– Ja? Ja nie potrzebuję żadnych argumentów poza tym, że cię kocham. Mikołaj, to najlepsza rzecz, jaką od ciebie mogłam dziś usłyszeć! – zawołała, po czym usiadła mu na kolanach i przytuliła się do niego. Poczuła przyśpieszone bicie jego serca, podniosła wzrok, a on złożył na jej ustach długi i namiętny pocałunek, wkładając równocześnie dłoń pod jej bluzkę i gładząc ją po plecach. Tę romantyczną chwilę przerwał dźwięk alarmu w piekarniku.
– Muszę wyłączyć – jęknęła Patrycja – bo się przypali.
Zeszła z kolan Mikołaja i po chwili siedzieli już przy stole w salonie, jedząc przepyszne ratatouille. Nie myśleli jednak o jedzeniu, tylko o tym, że od dzisiejszej rozmowy wszystko będzie już inne. Nie tylko przyśpieszyli ślub. Zwiększyli tempo także w tej sferze swojego związku, w której do tej pory bali się uczynić nawet mały krok naprzód.
***
Gdy byli już w drodze na mszę, po której miała odbyć się jedna z nauk kursu przedmałżeńskiego, zadzwonił telefon Patrycji.
– To Ania – powiedziała, patrząc na wyświetlacz. Z tego wszystkiego zapomniała o ich jutrzejszym spotkaniu. Miały pójść razem po południu do kawiarni, żeby obgadać pierwsze tygodnie małżeńskiego życia Ani. Po tym, co dziś ustalili, nie będzie już skazana na pełne zazdrości wysłuchiwanie opowieści o szczęściu młodych małżonków. I ona miała powód do radości. Niemniej, wolała spędzić to popołudnie z Mikołajem.
– Cześć, Aniu – zaszczebiotała. – Dzwonisz w sprawie naszej kawy? Coś ci wypadło? – Patrycja miała nadzieję, że jednak do jutrzejszego spotkania nie dojdzie i że umówią się na inny dzień. Po popołudniu spędzonym z Anią nie będzie miała dobrej wymówki, by spędzać noc u Mikołaja.
– I tak, i nie – odpowiedziała Ania. Nie chciała zdradzać swojej tajemnicy. Zresztą przecież nie była jeszcze pewna, że w ogóle jest jakaś tajemnica. – Jestem zmęczona po całym tygodniu pracy, a do tego Marcin coś przebąkuje, że chciałby się zobaczyć z Mikołajem, więc może spotkamy się u nas?
– Wszyscy naraz? – Patrycja zręcznie ukryła w swym pytaniu westchnienie ulgi. Takie rozwiązanie było dużo lepsze. Po prostu wyjdą razem i razem wrócą do mieszkania Mikołaja.
– W końcu jesteśmy prawie rodziną. – Ania szczerze się zaśmiała. – Może wpadniecie na taki rodzinny obiad? Na piętnastą?
– Zapytam jeszcze Mikołaja, ale nie mamy chyba planów na jutro. – Patrycja poczuła się nieswojo, usłyszawszy sugestię, że tworzą rodzinę. Dobrze wiedziała, że do tego jeszcze długa droga. – Poczekaj chwilę. Możemy iść jutro na trzecią do Ani i Marcina na obiad? – zapytała, przysłaniając dłonią głośnik w telefonie. – Mikołaj kiwa głową, że tak – odpowiedziała Ani.
– Super! Więc do zobaczenia jutro.
– Na razie! – powiedziała Patrycja i wyłączyła telefon.
– Co tak krótko? – spytał podejrzliwie Mikołaj. Przyzwyczaił się już, że kiedy dzwoniła Ania, to Patrycja wyłączała się na co najmniej pół godziny i trajkotały obie, jakby się rok nie widziały, a teraz, po tak długim rozstaniu tylko kilka zdań?
– Umówiłyśmy się na jutro, to wtedy pogadamy. – Wzruszyła ramionami.
Ta „przerwa w przyjaźni”, jak w myślach nazywała ostatnie tygodnie przed ślubem i miodowy miesiąc małżeństwa Jastrzębskich, bardzo ją martwiła. Zastanawiała się, kto ponosi winę za ten stan rzeczy. Ania od dłuższego czasu mówiła tylko o ślubie. Może dlatego ich relacje się rozluźniły? Nie mogła jednak winić przyjaciółki za to, że cieszy się ze swojego szczęścia. Sama pewnie o niczym innym by nie mówiła. Gdy dotarło do niej, że prawdopodobnie to ona sama jest winna rozluźnieniu ich relacji, poczuła dziwny niepokój. Zrozumiała, że zwyczajnie zazdrości Ani tego, że ona już nie musi zastanawiać się nad tym, co jej wolno, a czego nie. A przecież jej związek był tak burzliwy i pełen niesamowitych zwrotów akcji. Czy Ania i Marcin byli gotowi na małżeństwo szybciej niż ona i Mikołaj? Było jej głupio przyznać się samej przed sobą, że tak naprawdę zazdrości przyjaciółce nie pięknego ślubu, nowego mieszkania i podróży na rajskie plaże. Zazdrościła jej tego, że dziś wieczorem Ania i Marcin bez żadnych wątpliwości i wyrzutów sumienia położą się obok siebie we wspólnym łóżku i nie będą musieli przejmować się żadnymi granicami.
***
Podczas mszy i konferencji Patrycja nie mogła się skupić. Ksiądz mówił coś o wierności i byciu ze sobą aż do śmierci, a ona cały czas myślała o tym, co będzie, kiedy znajdą się ze sobą sam na sam. Jakie granice wolno im przekroczyć? Ręka pod bluzką? A może nawet coś więcej? W myślach przesuwała granice coraz dalej, za każdym razem uznając, że nic się przecież nie stanie, jeśli sobie na to pozwolą. Oczywiście ani przez chwilę nie pomyślała, że mogliby dojść do czegoś więcej niż niewinne pieszczoty.
Mikołaj trzymał ją cały czas za rękę i kiedy tylko wyszli z kościoła, spytał konspiracyjnym szeptem.
– Czy myślisz o tym, o czym ja? – I jakby na potwierdzenie swoich pragnień objął ją czule i przytulił, a ona znowu usłyszała przyśpieszone bicie jego serca.
– Tak – powiedziała cicho. – Musimy jakoś uczcić przesunięcie daty ślubu – dodała i spojrzała na niego figlarnie.
– Szampan? – Mikołaj zdumiony podniósł brwi.
– Nie, głuptasku! – Uderzyła go zabawnie rękawiczką w ramię. Oboje byli przecież zadeklarowanymi abstynentami. – Upijmy się naszą miłością – wyjaśniła nieco pompatycznie i wybuchnęła śmiechem. W jej policzkach pojawiły się dołeczki.
– Ale najpierw – Mikołaj również się roześmiał – musisz mnie trafić śnieżką.
Romantyczna chwila przeobraziła się w szaloną bitwę śnieżną. Zgrzani i rozbawieni, weszli po chwili do mieszkania, wnosząc ze sobą do środka mnóstwo śniegu na butach, czapkach i kurtkach.
– Kocham cię – powiedział Mikołaj i przytulił Patrycję mocno do siebie. – Czy możesz mi przypomnieć, dlaczego ja odłożyłem ten nasz ślub na przyszły rok? – zapytał zaczepnie. – Właściwie to moglibyśmy się pobrać jutro. Zimowa sobota, karnawał... Piękny dzień na wesele.
– Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć! Teraz czekamy do września! – Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. – Też cię kocham – powiedziała, patrząc mu w oczy.
– To będzie cudowny wieczór – szepnął jej do ucha i delikatnie pociągnął ją do salonu.
ROZDZIAŁ III
Szczęśliwi
Kiedy Ania otworzyła oczy, było jeszcze ciemno. Szybko jednak uświadomiła sobie, że to już nie noc, lecz poranek, który może zmienić całe jej życie. Choć właściwie już od roku niemal każdy tydzień oznaczał jakąś rewolucję. To, co miało się wydarzyć dziś, było jedynie logicznym następstwem decyzji, które podjęła. W tę sobotę musiała jedynie wykonać test ciążowy, a właściwie trzy testy, bo tyle sztuk zakupił wczoraj Marcin w aptece. Bardzo chciała zrobić chociaż jeden z nich od razu, ale w instrukcji każdego zalecano, by przeprowadzać je rano. Mimo że nie było jeszcze siódmej, Ania bez ociągania wstała i poszła do łazienki. Nie obudziła Marcina, bo nie chciała, by towarzyszył jej w tej wątpliwej estetycznie procedurze. Był jej bardzo bliski, ale uważała, że wciąż istnieją takie rzeczy, które po prostu musi zrobić sama. Serce waliło jej jak młotem, a ręce drżały ze zdenerwowania. Ciekawość nie dała jej spać przez pół nocy, a teraz wywołała ją z łóżka o nieludzkiej porze.
Wczoraj przez cały dzień myślała o tym, że być może rozwija się w niej nowe życie. Świadomość tego faktu, z początku przerażająca i wprost niewiarygodna, z czasem stawała się całkiem miła i ekscytująca do tego stopnia, że wieczorem, tuż przed snem Ania nie wyobrażała sobie wyniku innego niż dwie kreski. Marcin właściwie nie poruszał tego tematu, choć czuła, że też w napięciu oczekuje na wynik testu. Wiedziała, że nie jest zbyt wylewny, jeśli chodzi o uczucia, ale z jego zachowania wyczytała, że ta sprawa jest dla niego bardzo ważna. Gdy się położyli do łóżka, mocno ją przytulił, a jedną dłoń przyłożył do jej brzucha, jakby chciał za wszelką cenę ochronić to, co w nim się znajduje.
W sobotni poranek, gdy tylko zorientował się, że Ani nie ma w łóżku, szybko wstał i udał się do łazienki. Nie chciał, żeby była w tym momencie sama, poza tym nie był w stanie wytrzymać dłużej tego napięcia.
– Stresuję się jak przed jakimś egzaminem – powiedziała, gdy tylko zobaczyła go przez uchylone drzwi.
– Zrobiłaś wszystkie trzy?
– Dwa. – Wyszła z łazienki i przymknęła za sobą drzwi. – Trzeci zostawiłam na później, jakby z tych nic nie wyszło. Podobno negatywny wynik wcale nie oznacza braku ciąży.
Czekali przez chwilę pod drzwiami łazienki, jakby bali się do niej wejść i zaburzyć tym samym wynik testu. To było chyba najdłuższe pięć minut w życiu każdego z nich.
– Już! – powiedziała Ania podekscytowanym głosem, gdy tylko rozległ się dźwięk alarmu w telefonie. Weszli razem do łazienki. Ściągnęła chusteczkę przykrywającą dwa testy leżące równo na koszu na brudną bieliznę. Ich oczom ukazały się cztery wyraźne czerwone kreski, po dwie w każdym okienku.
– Boże – westchnęła Ania, po czym usiadła, a właściwie opadła na zamkniętą klapę toalety i zaczęła płakać. – Jestem taka... szczęśliwa – wyszeptała, ocierając niezgrabnie łzy płynące po jej policzkach.
Marcin też się wzruszył. Świadomość tego, że pod sercem Ani rosło jego dziecko, była wprost niesamowita.
– Chodź do mnie, Aniu... – Wyciągnął ręce w jej stronę, a ona usiadła mu na kolanach i się przytuliła. – Ja też jestem szczęśliwy. Nawet nie wiem, czym zasłużyłem sobie na to wszystko, co dostaję. Także na to, że nasze dziecko będzie miało najlepszą mamę na świecie.
– I tatę – dodała Ania, patrząc na Marcina z czułością. Po chwili jednak wyraz jej twarzy się zmienił. Skrzywiła się i głośno przełknęła ślinę. – No cóż – wyjaśniła lekko zmieszana. – Chyba koniec tej wzruszającej chwili. Musisz mnie teraz zostawić samą. Uroki ciąży...
Wyraz jej twarzy był tak sugestywny, że Marcin bez słowa wycofał się i chociaż była siódma rano w sobotę, postanowił przygotować śniadanie. Już wiedział, że o porannej kawie muszą na jakiś czas zapomnieć. Był też jednak pewien, że nie może zapomnieć o dopiero niedawno wprowadzonym w życie elemencie każdego poranka – o modlitwie. Tego dnia naprawdę miał Bogu wiele do powiedzenia, ograniczył się jednak tylko do paru słów:
– Dziękuję Ci, Boże... – Westchnął, spoglądając na krzyż zawieszony w przedpokoju. – I proszę cię, żeby moje dziecko miało lepsze dzieciństwo niż ja.
***
Patrycja otworzyła oczy i z przerażeniem zorientowała się, że leży na kanapie w salonie, czyli tam, gdzie powinien spać Mikołaj. Usiadła gwałtownie i zamarła. Tam nie tylko powinien spać Mikołaj. On tam po prostu spał!
„Boże! – pomyślała z drżeniem serca – Jak to się stało?”. Wstała i poszła do łazienki. Opłukała twarz wodą, umyła zęby i spojrzała na siebie w lustrze. Zmarszczyła brwi. No tak, rzeczywiście! Przypomniała sobie! Spędziła z Mikołajem cudowny wieczór na kanapie w salonie, obejrzeli film, całowali się, przytulali, a potem poszła się umyć i spać do drugiego pokoju. W środku nocy obudził ją zły sen. Śniło jej się, że Mikołaj na jej oczach zginął w wypadku samochodowym. To było koszmarne! Obudziła się, przerażona i roztrzęsiona. Po prostu musiała sprawdzić, czy on żyje, czy śpi w pokoju obok. Poszła więc do niego i, gdy tylko upewniła się, że wszystko jest w porządku, przycupnęła na skraju fotela, ukryła twarz w dłoniach i zapłakała. Właściwie to nie wiedziała, dlaczego. Po prostu łzy same jej pociekły, być może na skutek stresu, który gwałtownie ją opuścił. W każdym razie jej szloch obudził Mikołaja, który usiadł na kanapie i czułym gestem poprosił ją, by podeszła. I wtedy przytuliła się do niego, on objął ją ramieniem i długo, bardzo długo delikatnie głaskał ją po włosach i plecach.
– Naprawdę tak się przeraziłaś, że nie żyję? – zapytał, uśmiechając się. Cała ta sytuacja, choć zaskakująca, była dla niego niezwykle miła. Po raz kolejny pokazała mu, że Patrycja rzeczywiście bardzo go kocha.
– Naprawdę – przytaknęła i jeszcze mocniej przytuliła się do niego. – Mogę zostać u ciebie? Sama już nie dam rady zasnąć.
Na taką propozycję nie pozostało Mikołajowi zrobić nic innego, jak tylko przesunąć się, dać jej poduszkę i przykryć ją swoją kołdrą. Nie wahał się ani przez chwilę. Nie widział nic niestosownego w tym, że uspokaja roztrzęsioną dziewczynę. Patrycja położyła się obok niego i wtuliwszy się w jego ramię, zasnęła. Żadne z nich tego nie planowało, po prostu tak wyszło.
„Czyli można i nic takiego się nie dzieje”, z radością pomyślała Patrycja, uśmiechając się do swego odbicia w lustrze i przeczesując szczotką swoje długie, ciemne włosy. Nie czuła żadnych wyrzutów sumienia ani wątpliwości. Mimo to, gdy zastanowiła się, czy opowiedzieć o tym wszystkim Ani, uznała, że nie powinna. Bała się jej reakcji.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
ROZDZIAŁ IV
Kłamstwa
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ V
Granice
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ VI
Przyjaciółki
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ VII
Niemożliwe
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ VIII
Niesprawiedliwe
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ IX
Pożegnanie
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ X
Prawda
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XI
Konfrontacje
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XII
Rodzina
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XIII
Łukasz
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XIV
Ślub
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XV
Daniel
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XVI
Magda
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XVII
Brat
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XVIII
Przeszłość
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XIX
Rozpacz
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XX
Hiob
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XXI
Agata
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XXII
Stracona szansa
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XXIII
Krzysztof
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XXIV
Pojednanie
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XXV
Zazdrość
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XXVI
Urojenia
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XXVII
Kryzys
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XXVIII
Ania
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XXIX
Marcin
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ XXX
Ojciec
Dostępne w wersji pełnej
Epilog
Dostępne w wersji pełnej
Podziękowania
Dostępne w wersji pełnej
Copyright © 2020 by Wydawnictwo eSPe
REDAKTOR PROWADZĄCY: Magdalena Kędzierska-Zaporowska
KOREKTA: Barbara Pawlikowska
REDAKCJA TECHNICZNA: Paweł Kremer
PROJEKT OKŁADKI: Lena Wójcik
ZDJĘCIE NA OKŁADCE: LIGHTFIELD STUDIOS / Adobe Stock
Wydanie I | Kraków 2020
ISBN: 978-83-8201-053-4
Zamawiaj nasze książki przez internet: boskieksiążki.pl lub bezpośrednio w wydawnictwie: 603 957 111, [email protected]
Katalog w pliku pdf dostępny jest do pobrania na stronie boskieksiążki.pl. Wydawnictwo eSPe, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk