Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kontroluj swoje impulsy, żyj z jasnością i celem, popraw jakość swojego życia!
Czy jesteś zmęczony uleganiem swoim impulsom?
Czy wkurza cię, że w obliczu trudności masz ochotę się poddać?
Czy czujesz, że za często ulegasz wizji natychmiastowej gratyfikacji, zamiast pomyśleć szerzej, w kontekście przyszłego szczęścia, zdrowia i sukcesu?
Jeśli tak, to ta książka jest dla Ciebie.
To mistrzowski kurs rozwijania motywacji. Zapewnia wszystkie narzędzia potrzebne do wyznaczania (i utrzymywania!) osobistych granic, rozwijania bezkompromisowej siły woli i osiągania pełnego potencjału.
W książce:
Najczęstsze przeszkody i sposoby ich pokonania
Jak wykorzystać swoje przyszłe ja, aby wpłynąć na zachowania obecnego ja
Jak śledzić swoje postępy (i kiedy przestać je śledzić)
Wyniszczający wpływ stresu (i jak go minimalizować)
Dlaczego współczucie dla samego siebie jest tak istotne
Teoria i praktyka
Przestań działać impulsywnie i bez celu. Zacznij wreszcie żyć zgodnie ze swoimi intencjami!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 162
„Najważniejszym i największym tryumfem człowieka jest zwycięstwo nad samym sobą.
Platon
„Kto wygrywa z innymi, jest silny, a kto wygrywa sam ze sobą, ma Moc.
Laozi
„Dyscyplina jest pomostem między celem a jego osiągnięciem.
Jim Rohn
◀ ● ▶
Pomyślcie o najbardziej zdyscyplinowanej i metodycznej osobie, jaką znacie. Z pewnością nie zachowuje się ona w taki sposób od chwili narodzin. Żaden człowiek nie jest od urodzenia zdyscyplinowany. Co więcej, rodzimy się zgoła odmienni. Od początku zmagamy się z własnymi słabościami. Ulegamy im i pozwalamy, żeby kierowały naszym życiem.
Aż do chwili, kiedy postanowimy, że czas z tym skończyć.
Decydujemy się walczyć z własną naturą. Wiele bitew przegrywamy, lecz powoli uczymy się powściągliwości i samokontroli. Uczymy się trzymać na wodzy nasze impulsy. Poznajemy wartość nakładania sobie ograniczeń. I zaczynamy doceniać rosnącą liczbę nagród, jakie dzięki temu otrzymujemy.
Poznajemy smak zwycięstwa i ruszamy dalej. Z czasem, dzięki niesłabnącemu zaangażowaniu, przegrywamy coraz mniej bitew. Czynimy stopniowe postępy, zbliżając się do osiągnięcia samodyscypliny.
Oczywiście nadal ponosimy porażki. Potykamy się. Przegrywamy drobne potyczki. Ale nie czujemy się tak, jakbyśmy toczyli nierówną i skazaną na klęskę walkę. Wprost przeciwnie, wygrywamy tę wojnę. Porażki stają się coraz rzadsze. I choć nasze zmagania nigdy nie ustają – cały czas musimy zachowywać czujność, aby nie ulec ponownie złym nawykom i lenistwu – to w proces przezwyciężania własnej natury wkładamy coraz mniej wysiłku.
Ostatecznie, dzięki walecznym staraniom i uporczywym próbom (którym towarzyszy zapewne odrobina smutku), zyskujemy przewagę nad naszymi odruchami. Tryumfujemy.
Tak właśnie wygląda bitwa, którą każdy z nas toczy, aby wieść zdyscyplinowane życie.
Damon Zahariades Art of Productivity wrzesień 2023
◀ ● ▶
Wychowałem się w domu, w którym przywiązywano bardzo dużą wagę do samodyscypliny. Kontrolę nad impulsami chwalono. Lenistwo ganiono. Powściągliwość i umiar nagradzano. Wybryki i wyskoki traktowano z pogardą.
Żeby było jasne, dorastałem w domu, w którym nie brakowało uczuć ani wrażliwości. Czułbym się źle, gdyby moi rodzice wyglądali w tej opowieści na despotów, gdyż byli zgoła innymi ludźmi. Okazywali mnie oraz mojemu bratu miłość i współczucie i dodawali otuchy tak, jak potrafią to robić rodzice w stosunku do swoich pociech.
Niemniej jednak, kiedy przywoływałem w pamięci ten konkretny okres życia, uświadamiałem sobie jedno: rodzice wpajali mnie oraz mojemu bratu ważną wiedzę na temat różnorakich zalet samodyscypliny.
Owa wiedza często lądowała w kącie. Byłem bardzo krnąbrnym dzieckiem. Upartym. Leniwym. A niekiedy rozwydrzonym (bardziej wyrozumiała osoba określiłaby młodego mnie mianem niezależnego lub samodzielnego).
W życiu, co zresztą było do przewidzenia, spotkały mnie z tego powodu pewne konsekwencje.
Jako dziecko zmagałem się z nadwagą. Jak większość dzieciaków zajadałem się słodyczami. Nie byłem wystarczająco dojrzały, aby pohamować swoje impulsy, więc pochłaniałem śmieciowe jedzenie, kiedy tylko mogłem. Rodzice podejmowali heroiczne próby ograniczania mojej konsumpcji, lecz często znajdowałem się w miejscach wymykających się spod ich nadzoru – w szkole, na pływalni, podczas zabaw z przyjaciółmi.
Choć byłem bardzo aktywny i spalałem dzięki temu sporo kalorii, i tak przybierałem na wadze.
Od dziecka brałem udział w zawodach pływackich (pierwszy raz, gdy miałem 6 lat). Jak się z pewnością domyślacie, nadwaga stanowiła dla mnie problem, gdyż miała negatywny wpływ na osiągane przeze mnie wyniki. Marzyłem, by zostać wspaniałym pływakiem, lecz rzadko osiągałem bardzo dobre wyniki. Kiedy zdałem do szkoły średniej, ledwie wybijałem się ponad przeciętność. Stawało się jasne, że moje marzenia o zawodowym uprawianiu tego sportu legną niebawem w gruzach.
Zrezygnowałem z pływania w wieku 15 lat.
Szkoła również nastręczała mi trudności. Brakowało mi dyscypliny i poświęcałem na naukę znacznie mniej czasu, niż powinienem. Uczyłem się tylko i wyłącznie ze względu na uporczywe nalegania matki. Gdyby tego nie robiła, zapewne nie przechodziłbym do kolejnych klas. Mimo że nakłaniała mnie do nauki, często nie wykonywałem zadań domowych i osiągałem marne wyniki na egzaminach.
Ten problem zaczął mi się dawać we znaki w szkole średniej. Zyskałem większą autonomię i miałem więcej okazji do marnowania czasu, który powinienem był przeznaczyć na naukę. Radziłem sobie nieźle, ale nigdy nie zbliżyłem się do wyników osiąganych przez bardziej zdyscyplinowanych ode mnie uczniów.
W końcu nadszedł moment wyboru szkoły wyższej. Chciałem się dostać na prestiżową uczelnię. Do żadnej mnie nie przyjęto z powodu niezadowalających ocen. Nie mogłem się też pochwalić udziałem w jakichkolwiek zajęciach pozaszkolnych. Z powodu ograniczonych możliwości wybrałem ostatecznie uniwersytet odbiegający reputacją od najlepszych szkół.
Był to dla mnie bardzo ekscytujący okres. Miałem jeszcze większą autonomię. Na nieszczęście swoboda tylko mi zaszkodziła. Kiedy stałem przed wyborem pomiędzy nauką a czymś innym, regularnie wybierałem to drugie. Nie byłem przezorny i nie zdawałem sobie sprawy z tego, w jaki sposób podejmowane przeze mnie decyzje odcisną piętno na mojej przyszłości.
W szkole podstawowej i średniej uczniowie bardzo rzadko doświadczają dotkliwych porażek. Zadaje się im stosunkowo łatwe prace domowe, a z trudniejszymi egzaminami mogą sobie poradzić, wykuwając materiał na pamięć. Na uniwersytecie sprawy mają się zgoła odmiennie. Zadawane przez wykładowców prace wymagają czasu i wysiłku, a egzaminów nie sposób zaliczyć bez godzin poświęconych na naukę.
Musiałem zrezygnować z jednych zajęć, a na pozostałych radziłem sobie bardzo marnie. Co więcej, regularnie zasypiałem na wykładach, ponieważ późno kładłem się spać (wiodłem niezdyscyplinowane i nieuporządkowane życie). Jeden z profesorów wziął mnie nawet na bok i zapytał, czy nic mi nie dolega. Zaniepokoiło go moje zachowanie.
Brak dyscypliny i nieumiejętność panowania nad impulsami odbiły się na moim przyszłym życiu w sposób, którego nie potrafiłem wówczas przewidzieć.
Skończyłem naukę i dostałem pracę w korporacji. Aplikowałem na stanowisko zapewniające wysokie wynagrodzenie i umożliwiające kontakty z wpływowymi ludźmi, lecz na przeszkodzie stanęły moje mało imponujące oceny. Zaoferowano mi posadę na niższym szczeblu korporacyjnej drabiny.
Znacznie niższym.
Powinienem wyciągnąć z tego naukę. Powinienem mieć świadomość, że popełniam błędy, które wywołują szkodliwe skutki, a następnie wprowadzić konieczne zmiany. Nie zrobiłem tego. A dokładniej: dostrzegłem swoje błędy, ale nie wziąłem za nie odpowiedzialności. Nie w sposób, który doprowadziłby mnie do pracy nad własną samodyscypliną.
Dalej ulegałem impulsom. Dogadzałem sobie, regularnie wybierając natychmiastową gratyfikację zamiast odroczonej nagrody, która wymagała ode mnie wysiłku i zaangażowania, a dodatkowo pochłaniała też czas.
Naturalnie odbijało się to negatywnie na wykonywanej przez mnie pracy. Ominęło mnie kilka awansów. Coraz rzadziej otrzymywałem szansę, by „zabłysnąć”. Brak dyscypliny dawał o sobie znać także poza miejscem pracy. Wciąż zmagałem się z nadwagą. Psułem relacje z innymi. Rezygnowałem z hobby, które wymagały ode mnie skupienia, czasu i wysiłku.
W moim życiu zapanowała pustka. Rzadko doświadczałem satysfakcji towarzyszącej osiągnięciu sukcesu. Rzadko cieszyłem się z emocjonalnych nagród, które pojawiają się, kiedy dostrzegamy, że włożony przez nas w pracę wysiłek daje wymierne rezultaty.
Byłem nieszczęśliwy. Czułem się kompletnie niepotrzebny. Zamiast skoncentrować się na sobie i zauważyć, że moje uczucia biorą się z braku dyscypliny, skupiłem się na świecie zewnętrznym. Założyłem, że moje przygnębienie wynikało z niezadowalającej kariery. Zamiast upewnić się, czy tak było w rzeczywistości (takie działanie wymaga dyscypliny), przekonałem samego siebie, że to prawda.
Postanowiłem coś zmienić.
Zrezygnowałem z pracy.
Kiedy byłem jeszcze trybikiem w amerykańskiej maszynie korporacyjnej, otworzyłem własny biznes. Po odejściu z pracy postanowiłem poświęcić się mu w pełni.
Mogłoby się wydawać, że wymagało to ode mnie samokontroli i umiarkowania. Do pewnego stopnia tak właśnie było. Własne biznesy nie powstają i nie rozwijają się same z siebie. Miejcie jednak na uwadze, że nadal nie dostrzegałem szkodliwego wpływu mojego niezdyscyplinowania. Nie przyznawałem się do niego i nadal wiodłem swawolne i niczym nieskrępowane życie.
Dla przykładu: często grałem z przyjaciółmi w konsolowe gry, nie zważając na porę czy poświęcany im czas. Zwykle kładłem się spać o 2 w nocy, a wstawałem o 5 i pompowałem się kawą, która miała zastąpić brakujące godziny odpoczynku. Jadłem okropne rzeczy, na czym ucierpiało moje zdrowie. Miałem problemy z koncentracją, nie potrafiłem logicznie myśleć, traciłem znajomych. Niezmiennie zmagałem się z nadwagą. Cieszyłem się wolnością, jaką daje nieregularna praca, a mimo to w dalszym ciągu czułem się nieszczęśliwy.
Mój biznes stale się rozwijał i przynosił znaczące zyski, co skutecznie odciągało moją uwagę od wymienionych powyżej słabości. Prowadzenie odnoszącej sukcesy firmy przekonuje nas, że znajdujemy się na właściwej ścieżce. Zakładałem (błędnie), iż podejmuję dobre decyzje. Wydawało mi się (błędnie), że mądrze spędzam czas.
Te założenia przyniosły katastrofalne skutki. Pozbawiona podstaw pewność siebie przesłoniła fundamentalne problemy, jakie trapiły mój biznes.
W konsekwencji moja firma upadła.
Dziś wszystko wygląda inaczej.
Gdy mój biznes zakończył się fiaskiem, na poważnie przemyślałem swoje dotychczasowe życie. Chciałbym powiedzieć, że doznałem olśnienia i w końcu osiągnąłem samoświadomość. Nic takiego się jednak nie stało. Moim postępowaniem kierowały rozpacz, frustracja i stres. Jakkolwiek depresyjnie to brzmi, stały się bodźcem, który pozwolił mi właściwie zidentyfikować główne problemy leżące u podstaw moich porażek.
Zaakceptowałem trudne prawdy dotyczące samego siebie i uznałem, że muszę wprowadzić znaczące zmiany, aby wieść satysfakcjonujące życie .
Postanowiłem pracować nad samodyscypliną. Jak na ironię, aż do fiaska mojego biznesu uznawałem się za osobę zdyscyplinowaną. To zadziwiające (i jednocześnie niepokojące), z jaką łatwością oszukiwałem sam siebie i jak szybko brałem złudzenia za prawdę. Kiedy skonfrontowałem się z własnymi wadami i ostatecznie je zaakceptowałem (przyznałem się do ich posiadania), zorientowałem się, że mam do wyboru tylko jedną drogę. Wymagała ona ode mnie dużo pracy, choć oferowała również nagrody, których bardzo, a nawet rozpaczliwie potrzebowałem.
I ta decyzja odmieniła moje życie.
Moje wcześniejsze, pozbawione dyscypliny życie nie było wyłącznie pasmem porażek. Zdarzały się okresy, w których odnosiłem duże sukcesy, byłem szczęśliwy i zadowolony. Okresy te były jednak do pewnego stopnia ograniczone, niepewne i krótkotrwałe.
Posłużę się przykładami. Zrzucałem zbędne kilogramy i szybko przybierałem na wadze. Awansowałem w pracy, lecz miałem świadomość, że osiągający lepsze ode mnie wyniki koledzy i koleżanki wspinali się po korporacyjnej drabinie szybciej i sprawniej. Miałem ciekawych znajomych, ale z większością z nich utraciłem kontakt. Innymi słowy, zaliczałem wzloty i upadki.
Praca nad samodyscypliną pozwoliła mi wygładzić tę sinusoidę. To oczywiste, że wciąż doświadczam wzlotów i upadków, ale nie są one już tak dramatyczne jak wcześniej. W moim życiu jest teraz więcej regularności, a większość głupstw, które wywoływały depresyjne i wypełnione rozpaczą epizody, jest już przeszłością.
Dziś jestem człowiekiem zdrowszym. Utrzymuję wagę na poziomie, jaki sobie założyłem. Moje znajomości i związki są trwalsze, dają mi więcej satysfakcji, a moja praca (głównie pisanie) sprawia, że jestem spełniony i zadowolony.
Jeśli doczytaliście do tego miejsca, bardzo wam za to dziękuję. Mówienie wprost o własnych porażkach i niepowodzeniach nie jest niczym przyjemnym. Mam nadzieję, że moja historia uzmysłowi wam, do jak zgubnych skutków prowadzi nieuporządkowane życie. Być może macie nawet podobne doświadczenia.
Najistotniejszy element mojej opowieści to stwierdzenie, że zmiana jest możliwa. Już dziś, bez względu na sytuację i okoliczności, możecie zdecydować, czy chcecie zwiększyć kontrolę nad impulsami, przezwyciężyć lenistwo i wieść życie zgodne z wyznawanymi przez was wartościami, przekonaniami i aspiracjami. Mam nadzieję, iż zainspirowałem was do tego, by prowadzić zdyscyplinowane życie.
◀ ● ▶
Książka ta składa się z trzech odrębnych części. Każda ma określony cel (więcej o tym poniżej). Razem tworzą one pewnego rodzaju warsztat.
Ogarnij się! powstała z myślą o codziennym stosowaniu. Praktycznym ćwiczeniom towarzyszą wskazówki i strategie. Założenie jest proste – jeśli będziecie korzystać z porad i wykonywać zadania, gwarantuję wam, że poprawicie samokontrolę i samodyscyplinę.
Poniżej krótkie streszczenie tego, co znajdziecie w Ogarnij się.
Położymy w niej podwaliny pod pracę nad samodyscypliną, omawiając jej główne elementy. Jedną z przeszkód, które zniechęcają ludzi do pracy nad tym konkretnym elementem ich życia, jest poczucie przytłoczenia. Rodzi się ono z niepewności – wiele osób nie wie, czym jest samodyscyplina.
W Części I: Podstawy samodyscypliny dokładnie ją zdefiniujemy i omówimy jej znaczenie. Zajmiemy się również jej wieloma aspektami oraz tym, jak stosować je w życiu. Po przeczytaniu Części I zyskacie wystarczającą wiedzę do tego, by rozpocząć pracę nad doskonaleniem samodyscypliny.
Odłożymy w niej na bok teorię i skupimy się na konkretnych krokach, które będziecie mogli podjąć od razu. Nic nie pomaga w wypracowywaniu nawyków i doskonaleniu osobistych cech bardziej niż realizowanie jasno określonego planu.
W Części II: 10 kroków do osiągnięcia samodyscypliny przejdziemy do praktyki. To w niej rozpoczniecie właściwą pracę i zaczniecie robić postępy. Każdy krok będzie szczegółowo opisany i wyjaśniony, a towarzyszyć mu będą proste ćwiczenia mające w zamyśle dwa cele:
1. zapoznanie z powiązanymi z nimi pojęciami,
2. pomoc w stosowaniu i doskonaleniu omawianych elementów.
Po przeczytaniu Części II ukończycie ekspresowy, ale gruntowny kurs dotyczący poprawiania kontroli nad impulsami, opierania się pokusom i dochowywania wierności swoim celom, wartościom oraz przekonaniom.
Samodyscyplina przypomina mięsień. Pracując nad nią codziennie, zwiększamy jej siłę. Kiedy już ją osiągamy, nie wolno nam osiąść na laurach. Bez regularnych ćwiczeń zacznie słabnąć.
W Części III: Jak zachować dyscyplinę przez całe życie zajmiemy się kilkoma sposobami „dbania o formę”. Poznacie w niej praktyczne strategie, które zagwarantują, że wasze decyzje i zachowania będą zgodne z planami i intencjami.
Omawianie wymienionych powyżej tematów będzie szybkie. Nie będziecie tracić czasu na materiały, które nie będą aktywnie pchać was do przodu. Tylko istotne pojęcia, taktyki i strategie wyjaśnione zostaną szczegółowo. Chcę wam pomóc w jak najszybszym dotarciu do końca tej książki i jednoczesnym poczynieniu jak największych postępów.
Czy jesteście gotowi na to, by zyskać większą kontrolę nad swymi pragnieniami i impulsami? Czy chcecie realizować cele bez względu na emocje, jakie w danych chwilach odczuwacie, bez negatywnego wpływu lenistwa, któremu ulegacie? Czy chcecie podejmować konkretne, spójne działania za każdym razem, gdy postanowicie coś zrobić i osiągnąć?
Jeśli odpowiedzieliście twierdząco, to zakasajcie rękawy. Zabieramy się do pracy.
◀ ● ▶
Sukcesy, jakie odnosimy w życiu, przypisywane są zazwyczaj zbiorowi osobistych cech. Osoba odnosząca sukcesy opisywana jest najczęściej jako utalentowana, dobrze zmotywowana i inteligentna. Zgodnie z powszechnym założeniem ma ona pozytywne nastawienie i jest gotowa do podejmowania strategicznego ryzyka. Mniej życzliwa opinia głosi, że takie osoby mają po prostu szczęście.
Każdy z wymienionych powyżej elementów odgrywa rolę w odnoszeniu sukcesów, lecz żaden z nich nie może zastąpić samodyscypliny. Utalentowane jednostki poniosą porażkę, jeśli będą ulegały impulsom, zamiast poświęcać się w pełni realizowaniu planów. Na tej samej zasadzie dobrze zmotywowane osoby, którym brak samodyscypliny, nie osiągną założonych celów, gdyż motywacja nie trwa wiecznie.
Sama inteligencja również nie wystarcza. Parafrazując Calvina Coolidge’a, można stwierdzić, że świat pełen jest inteligentnych ludzi, którym nie jest dane osiągnąć sukces.
A szczęście? Odgrywa ono, rzecz jasna, ważną rolę, a niektóre osoby mają go więcej od pozostałych. Niemniej jednak samodyscyplina jest od niego znacznie bardziej istotna. Osoby niemające w życiu szczęścia, lecz gotowe działać nawet w przypadku utraty motywacji, częściej odnoszą sukcesy niż osoby charakteryzujące się brakiem dyscypliny. Wystarczy zapoznać się z losem szczęśliwców, którzy wygrali na loterii, żeby uświadomić sobie ów otrzeźwiający fakt.1
Talent, motywacja, inteligencja i szczęście pomagają w osiąganiu celów. Ale go nie gwarantują. Bez solidnej podstawy, jaką daje samodyscyplina, osiągany sukces będzie najprawdopodobniej sporadyczny, krótkotrwały i ulotny.
Na następnych stronach ustalimy, czym jest, a czym nie jest samodyscyplina. Dowiecie się, czym się różni i w jakim stopniu odbiega od cech, z którymi bardzo często jest mylona. Wspólnie rozwiejemy też kilka mitów i błędnych przekonań na temat samodyscypliny i określimy największe przeszkody, które najprawdopodobniej napotkacie w trakcie jej doskonalenia.
„W ostatecznym rozrachunku jedyną władzą, do której powinien aspirować człowiek, jest władza nad samym sobą.
Elie Wiesel
◀ ● ▶
Samodyscyplina to cecha powszechnie chwalona. Pracodawcy cenią zdyscyplinowanych pracowników. Rodzice wychwalają zdyscyplinowane dzieci. Fani sportu podziwiają zdyscyplinowanych sportowców.
Niemniej jednak samodyscyplina jest często błędnie rozumiana. Niektórzy definiują ją zbyt wąsko, zakładając, iż sprowadza się ona wyłącznie do praktykowania wstrzemięźliwości. Inni rozumieją ją zbyt szeroko, utrzymując, że obejmuje ona wszystko, od przezwyciężania trudności po „podrywanie” drugiej osoby w chwilach, gdy jesteśmy raczej odprężeni. Jeszcze inni stawiają samodyscyplinę na równi z siłą woli. A są i tacy, którzy uważają, że jest tożsama z motywacją.
Samodyscyplina wiąże się z wieloma z wymienionych powyżej cech, ale żadna z nich nie trafia w jej sedno. A skoro zamierzamy ją opanować w stopniu mistrzowskim, musimy najpierw zdefiniować ją w zadowalający nas sposób.
Z upływem lat wypracowałem prostą definicję samodyscypliny. Mam nadzieję, że się ze mną zgodzicie. Oto i ona:
„Samodyscyplina to gotowość i zdolność do działania w zgodzie ze swoimi celami, wartościami oraz przekonaniami bez względu na uczucia, które towarzyszą nam w danym momencie.
Stanowi ona dobry punkt wyjścia. Możemy od niej zacząć, a następnie przejść do dopracowywania definicji w bardziej praktyczny sposób, ignorując niejasne, ogólnikowe opisy i skupiając się na konkretnych aspektach samodyscypliny, które wywrą rzeczywisty wpływ na wasze życie.
Samodyscyplina i samoregulacja stosowane są często zamiennie. Nie są one jednak tym samym i ważne, aby umieć je odróżniać. Druga cecha jest aspektem pierwszej. W dużym uproszczeniu są one lustrzanym odbiciem samych siebie.
Samodyscyplina jest tym, co zmusza nas do działania w chwilach, gdy wolelibyśmy nie robić niczego. Dzięki niej wstajemy rano z łóżka, choć mamy ochotę przestawić budzik na późniejszą godzinę. Zmusza nas do posprzątania domu, gdy mamy większą ochotę na obejrzenie czegoś w telewizji. Zachęca nas do wykonania kolejnego zestawu ćwiczeń, kiedy jesteśmy gotowi przedwcześnie zakończyć trening.
Samoregulacja działa odwrotnie – zachęca nas do przerwania działania w chwilach, kiedy mamy ochotę je kontynuować. Nakłania nas do wyłączenia gry, kiedy przychodzi pora na naukę. Zniechęca nas do śmieciowego jedzenia, kiedy jesteśmy na diecie. Upomina nas, by trzymać język za zębami, kiedy wpadamy w gniew.
Dyscyplina, która pozwala nam działać wtedy, gdy mamy ochotę przestać, wymaga umiejętności ignorowania pokus związanych z robieniem rzeczy, które przeszkadzają nam w osiągnięciu długoterminowych celów.
Każdy z nas pożąda czegoś konkretnego. Chcemy odnosić zawodowe sukcesy. Dążymy do tego, by mieć dobrą kondycję fizyczną. Pragniemy finansowego bezpieczeństwa, a nawet bogactwa. Chcemy nabywać nowe umiejętności, zakładać dobrze prosperujące firmy, być dobrymi partnerami, więcej działać, zdobywać szacunek i podziw innych osób.
Posiadanie celów nie jest jednak tożsame z zaangażowaniem w ich realizację. Cele nakreśla się łatwo. Znacznie trudniej jest zobowiązać się do tego, aby robić wszystko, co w naszej mocy, żeby je zrealizować oraz działać zgodnie z podjętym zobowiązaniem. W tym właśnie tkwi różnica między sukcesem a porażką.
„Większość ludzi zawodzi nie dlatego, że brak im ochoty, lecz dlatego, że brak im zaangażowania.
Vince Lombardi
Przed rozpoczęciem pracy nad samodyscypliną musicie zaangażować się w pełni w to, co pragniecie osiągnąć. Zaangażowanie da wam siłę pozwalającą unikać działań zagrażających realizacji waszych celów (na przykład unikania śmieciowego jedzenia na diecie). Da też energię oraz motywację do działania, kiedy zaczniemy myśleć o rezygnacji (na przykład z dalszej nauki do egzaminu, gdy najdzie nas ochota na obejrzenie serialu).
Zaangażowanie jest punktem podparcia dla waszych aspiracji. Samodyscyplina to z kolei dźwignia, która pozwala je unieść, kiedy napotykacie opór w trakcie realizacji swoich planów.
Kiedy przed kilkoma laty usłyszałem powyższe słowa z ust autora Jocko Willinka, nie kryłem zdumienia. Uznałem jego twierdzenie za sprzeczne z intuicją. Przecież ćwiczenie dyscypliny wymaga umiaru i opanowania. Wymusza kontrolowanie impulsów. Wyrzeczenie jest zatem centralnym elementem samodyscypliny, a tym samym przeciwieństwem wolności.
Tak mi się wówczas wydawało.
Dalsze rozmyślania nad tym tematem doprowadziły mnie do olśnienia. Choć samodyscyplina i wolność wydają się należeć do oddzielnych i zwalczających się obozów, to w rzeczywistości są nierozłączne. Jedno łączy się nierozerwalnie z drugim. Kiedy dostrzegłem w końcu tę zależność, ujrzałem tezę Willinka w nowym świetle.
Zaspokajanie impulsów może się nam pozornie wydawać wolnością, lecz tak naprawdę jest formą samozniewolenia. Tracimy wówczas kontrolę nad własnym zachowaniem oraz podejmowanymi decyzjami i poddajemy je popędom. Innymi słowy, tracimy zdolność i chęć do działania w zgodzie z naszymi celami, wyznawanymi zasadami czy przekonaniami. Jeśli ciągle ulegamy potrzebom, zniewalamy samych siebie. Pozwalamy, aby pragnienia decydowały o naszym zachowaniu, i w konsekwencji niszczymy własną stanowczość.
Ćwiczenie samodyscypliny czyni nas wolnymi i pozwala zaspokajać ambicje oraz aspiracje. Odbiera kontrolę impulsom. Dzięki samodyscyplinie możemy swobodnie wybierać ścieżkę, którą podążymy, aby osiągnąć założone przez siebie cele.
Skoro zdefiniowaliśmy, czym jest samodyscyplina, przytoczę teraz kilka jej praktycznych przykładów. Najprawdopodobniej wielu z was stosuje dyscyplinę w różnych sferach swojego życia. To bardzo dobrze wróży na przyszłość, bo jeśli wasze działania sprawdzają się w jednym obszarze, będziecie je mogli przełożyć na pozostałe.
Tym zagadnieniem zajmiemy się jednak później – teraz czas na wspomniane przykłady. Bardzo możliwe, że odpowiadają waszemu postępowaniu obecnie lub robiliście tak w przeszłości.
– Wczesne wstawanie, by nie spóźnić się do pracy.
– Nauka przed egzaminem, by osiągnąć na nim jak najlepszy wynik.
– Telefonowanie do potencjalnych klientów, by zwiększyć sprzedaż.
– Sprzątanie domu, by utrzymać go w czystości.
– Wykonywanie codziennych ćwiczeń, by utrzymać dobrą formę fizyczną.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. A.J. Hess, Here’s why lottery winners go broke, 26.08.2017, CNBC. https://www.cnbc.com/2017/08/25/heres-why-lottery-winners-go-broke.html [wróć]