Ogarnij się - Damon Zahariades - ebook + audiobook + książka

Ogarnij się ebook

Damon Zahariades

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Kontroluj swoje impulsy, żyj z jasnością i celem, popraw jakość swojego życia!

Czy jesteś zmęczony uleganiem swoim impulsom?

Czy wkurza cię, że w obliczu trudności masz ochotę się poddać?

Czy czujesz, że za często ulegasz wizji natychmiastowej gratyfikacji, zamiast pomyśleć szerzej, w kontekście przyszłego szczęścia, zdrowia i sukcesu?

Jeśli tak, to ta książka jest dla Ciebie.

To mistrzowski kurs rozwijania motywacji. Zapewnia wszystkie narzędzia potrzebne do wyznaczania (i utrzymywania!) osobistych granic, rozwijania bezkompromisowej siły woli i osiągania pełnego potencjału.

W książce:

Najczęstsze przeszkody i sposoby ich pokonania

Jak wykorzystać swoje przyszłe ja, aby wpłynąć na zachowania obecnego ja

Jak śledzić swoje postępy (i kiedy przestać je śledzić)

Wyniszczający wpływ stresu (i jak go minimalizować)

Dlaczego współczucie dla samego siebie jest tak istotne

Teoria i praktyka

Przestań działać impulsywnie i bez celu. Zacznij wreszcie żyć zgodnie ze swoimi intencjami!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 162

Oceny
4,3 (9 ocen)
3
6
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Pelonka1

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna lekka dająca do myślenia
00

Popularność



Podobne


Ważne cytaty dotyczące samodyscypliny

„Naj­waż­niej­szym i naj­więk­szym try­um­fem czło­wieka jest zwy­cię­stwo nad samym sobą.

Pla­ton

„Kto wygrywa z innymi, jest silny, a kto wygrywa sam ze sobą, ma Moc.

Laozi

„Dys­cy­plina jest pomo­stem mię­dzy celem a jego osią­gnię­ciem.

Jim Rohn

Wstęp

◀ ● ▶

Pomy­śl­cie o naj­bar­dziej zdy­scy­pli­no­wa­nej i meto­dycz­nej oso­bie, jaką zna­cie. Z pew­no­ścią nie zacho­wuje się ona w taki spo­sób od chwili naro­dzin. Żaden czło­wiek nie jest od uro­dze­nia zdy­scy­pli­no­wany. Co wię­cej, rodzimy się zgoła odmienni. Od początku zma­gamy się z wła­snymi sła­bo­ściami. Ule­gamy im i pozwa­lamy, żeby kie­ro­wały naszym życiem.

Aż do chwili, kiedy posta­no­wimy, że czas z tym skoń­czyć.

Decy­du­jemy się wal­czyć z wła­sną naturą. Wiele bitew prze­gry­wamy, lecz powoli uczymy się powścią­gli­wo­ści i samo­kon­troli. Uczymy się trzy­mać na wodzy nasze impulsy. Pozna­jemy war­tość nakła­da­nia sobie ogra­ni­czeń. I zaczy­namy doce­niać rosnącą liczbę nagród, jakie dzięki temu otrzy­mu­jemy.

Pozna­jemy smak zwy­cię­stwa i ruszamy dalej. Z cza­sem, dzięki nie­słab­ną­cemu zaan­ga­żo­wa­niu, prze­gry­wamy coraz mniej bitew. Czy­nimy stop­niowe postępy, zbli­ża­jąc się do osią­gnię­cia samo­dy­scy­pliny.

Oczy­wi­ście na­dal pono­simy porażki. Poty­kamy się. Prze­gry­wamy drobne potyczki. Ale nie czu­jemy się tak, jak­by­śmy toczyli nie­równą i ska­zaną na klę­skę walkę. Wprost prze­ciw­nie, wygry­wamy tę wojnę. Porażki stają się coraz rzad­sze. I choć nasze zma­ga­nia ni­gdy nie ustają – cały czas musimy zacho­wy­wać czuj­ność, aby nie ulec ponow­nie złym nawy­kom i leni­stwu – to w pro­ces prze­zwy­cię­ża­nia wła­snej natury wkła­damy coraz mniej wysiłku.

Osta­tecz­nie, dzięki walecz­nym sta­ra­niom i upo­rczy­wym pró­bom (któ­rym towa­rzy­szy zapewne odro­bina smutku), zysku­jemy prze­wagę nad naszymi odru­chami. Try­um­fu­jemy.

Tak wła­śnie wygląda bitwa, którą każdy z nas toczy, aby wieść zdy­scy­pli­no­wane życie.

Damon Zaha­ria­des Art of Pro­duc­ti­vity wrze­sień 2023

Moja historia

◀ ● ▶

Wycho­wa­łem się w domu, w któ­rym przy­wią­zy­wano bar­dzo dużą wagę do samo­dy­scy­pliny. Kon­trolę nad impul­sami chwa­lono. Leni­stwo ganiono. Powścią­gli­wość i umiar nagra­dzano. Wybryki i wyskoki trak­to­wano z pogardą.

Żeby było jasne, dora­sta­łem w domu, w któ­rym nie bra­ko­wało uczuć ani wraż­li­wo­ści. Czuł­bym się źle, gdyby moi rodzice wyglą­dali w tej opo­wie­ści na despo­tów, gdyż byli zgoła innymi ludźmi. Oka­zy­wali mnie oraz mojemu bratu miłość i współ­czu­cie i doda­wali otu­chy tak, jak potra­fią to robić rodzice w sto­sunku do swo­ich pociech.

Nie­mniej jed­nak, kiedy przy­wo­ły­wa­łem w pamięci ten kon­kretny okres życia, uświa­da­mia­łem sobie jedno: rodzice wpa­jali mnie oraz mojemu bratu ważną wie­dzę na temat róż­no­ra­kich zalet samo­dy­scy­pliny.

Owa wie­dza czę­sto lądo­wała w kącie. Byłem bar­dzo krnąbr­nym dziec­kiem. Upar­tym. Leni­wym. A nie­kiedy roz­wy­drzo­nym (bar­dziej wyro­zu­miała osoba okre­śli­łaby mło­dego mnie mia­nem nie­za­leż­nego lub samo­dziel­nego).

W życiu, co zresztą było do prze­wi­dze­nia, spo­tkały mnie z tego powodu pewne kon­se­kwen­cje.

Wczesne lata

Jako dziecko zma­ga­łem się z nad­wagą. Jak więk­szość dzie­cia­ków zaja­da­łem się sło­dy­czami. Nie byłem wystar­cza­jąco doj­rzały, aby poha­mo­wać swoje impulsy, więc pochła­nia­łem śmie­ciowe jedze­nie, kiedy tylko mogłem. Rodzice podej­mo­wali hero­iczne próby ogra­ni­cza­nia mojej kon­sump­cji, lecz czę­sto znaj­do­wa­łem się w miej­scach wymy­ka­ją­cych się spod ich nad­zoru – w szkole, na pły­walni, pod­czas zabaw z przy­ja­ciółmi.

Choć byłem bar­dzo aktywny i spa­la­łem dzięki temu sporo kalo­rii, i tak przy­bie­ra­łem na wadze.

Od dziecka bra­łem udział w zawo­dach pły­wac­kich (pierw­szy raz, gdy mia­łem 6 lat). Jak się z pew­no­ścią domy­śla­cie, nad­waga sta­no­wiła dla mnie pro­blem, gdyż miała nega­tywny wpływ na osią­gane przeze mnie wyniki. Marzy­łem, by zostać wspa­nia­łym pły­wa­kiem, lecz rzadko osią­ga­łem bar­dzo dobre wyniki. Kiedy zda­łem do szkoły śred­niej, led­wie wybi­ja­łem się ponad prze­cięt­ność. Sta­wało się jasne, że moje marze­nia o zawo­do­wym upra­wia­niu tego sportu legną nie­ba­wem w gru­zach.

Zre­zy­gno­wa­łem z pły­wa­nia w wieku 15 lat.

Szkoła rów­nież nastrę­czała mi trud­no­ści. Bra­ko­wało mi dys­cy­pliny i poświę­ca­łem na naukę znacz­nie mniej czasu, niż powi­nie­nem. Uczy­łem się tylko i wyłącz­nie ze względu na upo­rczywe nale­ga­nia matki. Gdyby tego nie robiła, zapewne nie prze­cho­dził­bym do kolej­nych klas. Mimo że nakła­niała mnie do nauki, czę­sto nie wyko­ny­wa­łem zadań domo­wych i osią­ga­łem marne wyniki na egza­mi­nach.

Ten pro­blem zaczął mi się dawać we znaki w szkole śred­niej. Zyska­łem więk­szą auto­no­mię i mia­łem wię­cej oka­zji do mar­no­wa­nia czasu, który powi­nie­nem był prze­zna­czyć na naukę. Radzi­łem sobie nie­źle, ale ni­gdy nie zbli­ży­łem się do wyni­ków osią­ga­nych przez bar­dziej zdy­scy­pli­no­wa­nych ode mnie uczniów.

W końcu nad­szedł moment wyboru szkoły wyż­szej. Chcia­łem się dostać na pre­sti­żową uczel­nię. Do żad­nej mnie nie przy­jęto z powodu nie­za­do­wa­la­ją­cych ocen. Nie mogłem się też pochwa­lić udzia­łem w jakich­kol­wiek zaję­ciach pozasz­kol­nych. Z powodu ogra­ni­czo­nych moż­li­wo­ści wybra­łem osta­tecz­nie uni­wer­sy­tet odbie­ga­jący repu­ta­cją od naj­lep­szych szkół.

Był to dla mnie bar­dzo eks­cy­tu­jący okres. Mia­łem jesz­cze więk­szą auto­no­mię. Na nie­szczę­ście swo­boda tylko mi zaszko­dziła. Kiedy sta­łem przed wybo­rem pomię­dzy nauką a czymś innym, regu­lar­nie wybie­ra­łem to dru­gie. Nie byłem prze­zorny i nie zda­wa­łem sobie sprawy z tego, w jaki spo­sób podej­mo­wane przeze mnie decy­zje odci­sną piętno na mojej przy­szło­ści.

W szkole pod­sta­wo­wej i śred­niej ucznio­wie bar­dzo rzadko doświad­czają dotkli­wych pora­żek. Zadaje się im sto­sun­kowo łatwe prace domowe, a z trud­niej­szymi egza­mi­nami mogą sobie pora­dzić, wyku­wa­jąc mate­riał na pamięć. Na uni­wer­sy­te­cie sprawy mają się zgoła odmien­nie. Zada­wane przez wykła­dow­ców prace wyma­gają czasu i wysiłku, a egza­mi­nów nie spo­sób zali­czyć bez godzin poświę­co­nych na naukę.

Musia­łem zre­zy­gno­wać z jed­nych zajęć, a na pozo­sta­łych radzi­łem sobie bar­dzo mar­nie. Co wię­cej, regu­lar­nie zasy­pia­łem na wykła­dach, ponie­waż późno kła­dłem się spać (wio­dłem nie­zdy­scy­pli­no­wane i nie­upo­rząd­ko­wane życie). Jeden z pro­fe­so­rów wziął mnie nawet na bok i zapy­tał, czy nic mi nie dolega. Zanie­po­ko­iło go moje zacho­wa­nie.

Brak dys­cy­pliny i nie­umie­jęt­ność pano­wa­nia nad impul­sami odbiły się na moim przy­szłym życiu w spo­sób, któ­rego nie potra­fi­łem wów­czas prze­wi­dzieć.

Ze szkoły do pracy

Skoń­czy­łem naukę i dosta­łem pracę w kor­po­ra­cji. Apli­ko­wa­łem na sta­no­wi­sko zapew­nia­jące wyso­kie wyna­gro­dze­nie i umoż­li­wia­jące kon­takty z wpły­wo­wymi ludźmi, lecz na prze­szko­dzie sta­nęły moje mało impo­nu­jące oceny. Zaofe­ro­wano mi posadę na niż­szym szcze­blu kor­po­ra­cyj­nej dra­biny.

Znacz­nie niż­szym.

Powi­nie­nem wycią­gnąć z tego naukę. Powi­nie­nem mieć świa­do­mość, że popeł­niam błędy, które wywo­łują szko­dliwe skutki, a następ­nie wpro­wa­dzić konieczne zmiany. Nie zro­bi­łem tego. A dokład­niej: dostrze­głem swoje błędy, ale nie wzią­łem za nie odpo­wie­dzial­no­ści. Nie w spo­sób, który dopro­wa­dziłby mnie do pracy nad wła­sną samo­dy­scy­pliną.

Dalej ule­ga­łem impul­som. Doga­dza­łem sobie, regu­lar­nie wybie­ra­jąc natych­mia­stową gra­ty­fi­ka­cję zamiast odro­czo­nej nagrody, która wyma­gała ode mnie wysiłku i zaan­ga­żo­wa­nia, a dodat­kowo pochła­niała też czas.

Natu­ral­nie odbi­jało się to nega­tyw­nie na wyko­ny­wa­nej przez mnie pracy. Omi­nęło mnie kilka awan­sów. Coraz rza­dziej otrzy­my­wa­łem szansę, by „zabły­snąć”. Brak dys­cy­pliny dawał o sobie znać także poza miej­scem pracy. Wciąż zma­ga­łem się z nad­wagą. Psu­łem rela­cje z innymi. Rezy­gno­wa­łem z hobby, które wyma­gały ode mnie sku­pie­nia, czasu i wysiłku.

W moim życiu zapa­no­wała pustka. Rzadko doświad­cza­łem satys­fak­cji towa­rzy­szą­cej osią­gnię­ciu suk­cesu. Rzadko cie­szy­łem się z emo­cjo­nal­nych nagród, które poja­wiają się, kiedy dostrze­gamy, że wło­żony przez nas w pracę wysi­łek daje wymierne rezul­taty.

Byłem nie­szczę­śliwy. Czu­łem się kom­plet­nie nie­po­trzebny. Zamiast skon­cen­tro­wać się na sobie i zauwa­żyć, że moje uczu­cia biorą się z braku dys­cy­pliny, sku­pi­łem się na świe­cie zewnętrz­nym. Zało­ży­łem, że moje przy­gnę­bie­nie wyni­kało z nie­za­do­wa­la­ją­cej kariery. Zamiast upew­nić się, czy tak było w rze­czy­wi­sto­ści (takie dzia­ła­nie wymaga dys­cy­pliny), prze­ko­na­łem samego sie­bie, że to prawda.

Posta­no­wi­łem coś zmie­nić.

Zre­zy­gno­wa­łem z pracy.

Wyprawa w samotną podróż (i gorzki smak porażki)

Kiedy byłem jesz­cze try­bi­kiem w ame­ry­kań­skiej maszy­nie kor­po­ra­cyj­nej, otwo­rzy­łem wła­sny biz­nes. Po odej­ściu z pracy posta­no­wi­łem poświę­cić się mu w pełni.

Mogłoby się wyda­wać, że wyma­gało to ode mnie samo­kon­troli i umiar­ko­wa­nia. Do pew­nego stop­nia tak wła­śnie było. Wła­sne biz­nesy nie powstają i nie roz­wi­jają się same z sie­bie. Miej­cie jed­nak na uwa­dze, że na­dal nie dostrze­ga­łem szko­dli­wego wpływu mojego nie­zdy­scy­pli­no­wa­nia. Nie przy­zna­wa­łem się do niego i na­dal wio­dłem swa­wolne i niczym nie­skrę­po­wane życie.

Dla przy­kładu: czę­sto gra­łem z przy­ja­ciółmi w kon­so­lowe gry, nie zwa­ża­jąc na porę czy poświę­cany im czas. Zwy­kle kła­dłem się spać o 2 w nocy, a wsta­wa­łem o 5 i pom­po­wa­łem się kawą, która miała zastą­pić bra­ku­jące godziny odpo­czynku. Jadłem okropne rze­czy, na czym ucier­piało moje zdro­wie. Mia­łem pro­blemy z kon­cen­tra­cją, nie potra­fi­łem logicz­nie myśleć, tra­ci­łem zna­jo­mych. Nie­zmien­nie zma­ga­łem się z nad­wagą. Cie­szy­łem się wol­no­ścią, jaką daje nie­re­gu­larna praca, a mimo to w dal­szym ciągu czu­łem się nie­szczę­śliwy.

Mój biz­nes stale się roz­wi­jał i przy­no­sił zna­czące zyski, co sku­tecz­nie odcią­gało moją uwagę od wymie­nio­nych powy­żej sła­bo­ści. Pro­wa­dze­nie odno­szą­cej suk­cesy firmy prze­ko­nuje nas, że znaj­du­jemy się na wła­ści­wej ścieżce. Zakła­da­łem (błęd­nie), iż podej­muję dobre decy­zje. Wyda­wało mi się (błęd­nie), że mądrze spę­dzam czas.

Te zało­że­nia przy­nio­sły kata­stro­falne skutki. Pozba­wiona pod­staw pew­ność sie­bie prze­sło­niła fun­da­men­talne pro­blemy, jakie tra­piły mój biz­nes.

W kon­se­kwen­cji moja firma upa­dła.

Sprawozdanie z postępów

Dziś wszystko wygląda ina­czej.

Gdy mój biz­nes zakoń­czył się fia­skiem, na poważ­nie prze­my­śla­łem swoje dotych­cza­sowe życie. Chciał­bym powie­dzieć, że dozna­łem olśnie­nia i w końcu osią­gną­łem samo­świa­do­mość. Nic takiego się jed­nak nie stało. Moim postę­po­wa­niem kie­ro­wały roz­pacz, fru­stra­cja i stres. Jak­kol­wiek depre­syj­nie to brzmi, stały się bodź­cem, który pozwo­lił mi wła­ści­wie ziden­ty­fi­ko­wać główne pro­blemy leżące u pod­staw moich pora­żek.

Zaak­cep­to­wa­łem trudne prawdy doty­czące samego sie­bie i uzna­łem, że muszę wpro­wa­dzić zna­czące zmiany, aby wieść satys­fak­cjo­nu­jące życie .

Posta­no­wi­łem pra­co­wać nad samo­dy­scy­pliną. Jak na iro­nię, aż do fia­ska mojego biz­nesu uzna­wa­łem się za osobę zdy­scy­pli­no­waną. To zadzi­wia­jące (i jed­no­cze­śnie nie­po­ko­jące), z jaką łatwo­ścią oszu­ki­wa­łem sam sie­bie i jak szybko bra­łem złu­dze­nia za prawdę. Kiedy skon­fron­to­wa­łem się z wła­snymi wadami i osta­tecz­nie je zaak­cep­to­wa­łem (przy­zna­łem się do ich posia­da­nia), zorien­to­wa­łem się, że mam do wyboru tylko jedną drogę. Wyma­gała ona ode mnie dużo pracy, choć ofe­ro­wała rów­nież nagrody, któ­rych bar­dzo, a nawet roz­pacz­li­wie potrze­bo­wa­łem.

I ta decy­zja odmie­niła moje życie.

Postscriptum

Moje wcze­śniej­sze, pozba­wione dys­cy­pliny życie nie było wyłącz­nie pasmem pora­żek. Zda­rzały się okresy, w któ­rych odno­si­łem duże suk­cesy, byłem szczę­śliwy i zado­wo­lony. Okresy te były jed­nak do pew­nego stop­nia ogra­ni­czone, nie­pewne i krót­ko­trwałe.

Posłużę się przy­kła­dami. Zrzu­ca­łem zbędne kilo­gramy i szybko przy­bie­ra­łem na wadze. Awan­so­wa­łem w pracy, lecz mia­łem świa­do­mość, że osią­ga­jący lep­sze ode mnie wyniki kole­dzy i kole­żanki wspi­nali się po kor­po­ra­cyj­nej dra­bi­nie szyb­ciej i spraw­niej. Mia­łem cie­ka­wych zna­jo­mych, ale z więk­szo­ścią z nich utra­ci­łem kon­takt. Innymi słowy, zali­cza­łem wzloty i upadki.

Praca nad samo­dy­scy­pliną pozwo­liła mi wygła­dzić tę sinu­so­idę. To oczy­wi­ste, że wciąż doświad­czam wzlo­tów i upad­ków, ale nie są one już tak dra­ma­tyczne jak wcze­śniej. W moim życiu jest teraz wię­cej regu­lar­no­ści, a więk­szość głupstw, które wywo­ły­wały depre­syjne i wypeł­nione roz­pa­czą epi­zody, jest już prze­szło­ścią.

Dziś jestem czło­wie­kiem zdrow­szym. Utrzy­muję wagę na pozio­mie, jaki sobie zało­ży­łem. Moje zna­jo­mo­ści i związki są trwal­sze, dają mi wię­cej satys­fak­cji, a moja praca (głów­nie pisa­nie) spra­wia, że jestem speł­niony i zado­wo­lony.

Jeśli doczy­ta­li­ście do tego miej­sca, bar­dzo wam za to dzię­kuję. Mówie­nie wprost o wła­snych poraż­kach i nie­po­wo­dze­niach nie jest niczym przy­jem­nym. Mam nadzieję, że moja histo­ria uzmy­słowi wam, do jak zgub­nych skut­ków pro­wa­dzi nie­upo­rząd­ko­wane życie. Być może macie nawet podobne doświad­cze­nia.

Naj­istot­niej­szy ele­ment mojej opo­wie­ści to stwier­dze­nie, że zmiana jest moż­liwa. Już dziś, bez względu na sytu­ację i oko­licz­no­ści, może­cie zde­cy­do­wać, czy chce­cie zwięk­szyć kon­trolę nad impul­sami, prze­zwy­cię­żyć leni­stwo i wieść życie zgodne z wyzna­wa­nymi przez was war­to­ściami, prze­ko­na­niami i aspi­ra­cjami. Mam nadzieję, iż zain­spi­ro­wa­łem was do tego, by pro­wa­dzić zdy­scy­pli­no­wane życie.

Czego się dowiecie z Ogarnij się

◀ ● ▶

Książka ta składa się z trzech odręb­nych czę­ści. Każda ma okre­ślony cel (wię­cej o tym poni­żej). Razem two­rzą one pew­nego rodzaju warsz­tat.

Ogar­nij się! powstała z myślą o codzien­nym sto­so­wa­niu. Prak­tycz­nym ćwi­cze­niom towa­rzy­szą wska­zówki i stra­te­gie. Zało­że­nie jest pro­ste – jeśli będzie­cie korzy­stać z porad i wyko­ny­wać zada­nia, gwa­ran­tuję wam, że popra­wi­cie samo­kon­trolę i samo­dy­scy­plinę.

Poni­żej krót­kie stresz­cze­nie tego, co znaj­dzie­cie w Ogar­nij się.

Część I

Poło­żymy w niej pod­wa­liny pod pracę nad samo­dy­scy­pliną, oma­wia­jąc jej główne ele­menty. Jedną z prze­szkód, które znie­chę­cają ludzi do pracy nad tym kon­kret­nym ele­men­tem ich życia, jest poczu­cie przy­tło­cze­nia. Rodzi się ono z nie­pew­no­ści – wiele osób nie wie, czym jest samo­dy­scy­plina.

W Czę­ści I: Pod­stawy samo­dy­scy­pliny dokład­nie ją zde­fi­niu­jemy i omó­wimy jej zna­cze­nie. Zaj­miemy się rów­nież jej wie­loma aspek­tami oraz tym, jak sto­so­wać je w życiu. Po prze­czy­ta­niu Czę­ści I zyska­cie wystar­cza­jącą wie­dzę do tego, by roz­po­cząć pracę nad dosko­na­le­niem samo­dy­scy­pliny.

Część II

Odło­żymy w niej na bok teo­rię i sku­pimy się na kon­kret­nych kro­kach, które będzie­cie mogli pod­jąć od razu. Nic nie pomaga w wypra­co­wy­wa­niu nawy­ków i dosko­na­le­niu oso­bi­stych cech bar­dziej niż reali­zo­wa­nie jasno okre­ślo­nego planu.

W Czę­ści II: 10 kro­ków do osią­gnię­cia samo­dy­scy­pliny przej­dziemy do prak­tyki. To w niej roz­pocz­nie­cie wła­ściwą pracę i zacznie­cie robić postępy. Każdy krok będzie szcze­gó­łowo opi­sany i wyja­śniony, a towa­rzy­szyć mu będą pro­ste ćwi­cze­nia mające w zamy­śle dwa cele:

1. zapo­zna­nie z powią­za­nymi z nimi poję­ciami,

2. pomoc w sto­so­wa­niu i dosko­na­le­niu oma­wia­nych ele­men­tów.

Po prze­czy­ta­niu Czę­ści II ukoń­czy­cie eks­pre­sowy, ale grun­towny kurs doty­czący popra­wia­nia kon­troli nad impul­sami, opie­ra­nia się poku­som i docho­wy­wa­nia wier­no­ści swoim celom, war­to­ściom oraz prze­ko­na­niom.

Część III

Samo­dy­scy­plina przy­po­mina mię­sień. Pra­cu­jąc nad nią codzien­nie, zwięk­szamy jej siłę. Kiedy już ją osią­gamy, nie wolno nam osiąść na lau­rach. Bez regu­lar­nych ćwi­czeń zacznie słab­nąć.

W Czę­ści III: Jak zacho­wać dys­cy­plinę przez całe życie zaj­miemy się kil­koma spo­so­bami „dba­nia o formę”. Pozna­cie w niej prak­tyczne stra­te­gie, które zagwa­ran­tują, że wasze decy­zje i zacho­wa­nia będą zgodne z pla­nami i inten­cjami.

Droga naprzód

Oma­wia­nie wymie­nio­nych powy­żej tema­tów będzie szyb­kie. Nie będzie­cie tra­cić czasu na mate­riały, które nie będą aktyw­nie pchać was do przodu. Tylko istotne poję­cia, tak­tyki i stra­te­gie wyja­śnione zostaną szcze­gó­łowo. Chcę wam pomóc w jak naj­szyb­szym dotar­ciu do końca tej książki i jed­no­cze­snym poczy­nie­niu jak naj­więk­szych postę­pów.

Czy jeste­ście gotowi na to, by zyskać więk­szą kon­trolę nad swymi pra­gnie­niami i impul­sami? Czy chce­cie reali­zo­wać cele bez względu na emo­cje, jakie w danych chwi­lach odczu­wa­cie, bez nega­tyw­nego wpływu leni­stwa, któ­remu ule­ga­cie? Czy chce­cie podej­mo­wać kon­kretne, spójne dzia­ła­nia za każ­dym razem, gdy posta­no­wi­cie coś zro­bić i osią­gnąć?

Jeśli odpo­wie­dzie­li­ście twier­dząco, to zaka­saj­cie rękawy. Zabie­ramy się do pracy.

Część I

Podstawy samodyscypliny

◀ ● ▶

Sukcesy, jakie odno­simy w życiu, przy­pi­sy­wane są zazwy­czaj zbio­rowi oso­bi­stych cech. Osoba odno­sząca suk­cesy opi­sy­wana jest naj­czę­ściej jako uta­len­to­wana, dobrze zmo­ty­wo­wana i inte­li­gentna. Zgod­nie z powszech­nym zało­że­niem ma ona pozy­tywne nasta­wie­nie i jest gotowa do podej­mo­wa­nia stra­te­gicz­nego ryzyka. Mniej życz­liwa opi­nia głosi, że takie osoby mają po pro­stu szczę­ście.

Każdy z wymie­nio­nych powy­żej ele­men­tów odgrywa rolę w odno­sze­niu suk­ce­sów, lecz żaden z nich nie może zastą­pić samo­dy­scy­pliny. Uta­len­to­wane jed­nostki poniosą porażkę, jeśli będą ule­gały impul­som, zamiast poświę­cać się w pełni reali­zo­wa­niu pla­nów. Na tej samej zasa­dzie dobrze zmo­ty­wo­wane osoby, któ­rym brak samo­dy­scy­pliny, nie osią­gną zało­żo­nych celów, gdyż moty­wa­cja nie trwa wiecz­nie.

Sama inte­li­gen­cja rów­nież nie wystar­cza. Para­fra­zu­jąc Calvina Coolidge’a, można stwier­dzić, że świat pełen jest inte­li­gent­nych ludzi, któ­rym nie jest dane osią­gnąć suk­ces.

A szczę­ście? Odgrywa ono, rzecz jasna, ważną rolę, a nie­które osoby mają go wię­cej od pozo­sta­łych. Nie­mniej jed­nak samo­dy­scy­plina jest od niego znacz­nie bar­dziej istotna. Osoby nie­ma­jące w życiu szczę­ścia, lecz gotowe dzia­łać nawet w przy­padku utraty moty­wa­cji, czę­ściej odno­szą suk­cesy niż osoby cha­rak­te­ry­zu­jące się bra­kiem dys­cy­pliny. Wystar­czy zapo­znać się z losem szczę­śliw­ców, któ­rzy wygrali na lote­rii, żeby uświa­do­mić sobie ów otrzeź­wia­jący fakt.1

Talent, moty­wa­cja, inte­li­gen­cja i szczę­ście poma­gają w osią­ga­niu celów. Ale go nie gwa­ran­tują. Bez solid­nej pod­stawy, jaką daje samo­dy­scy­plina, osią­gany suk­ces będzie naj­praw­do­po­dob­niej spo­ra­dyczny, krót­ko­trwały i ulotny.

Na następ­nych stro­nach usta­limy, czym jest, a czym nie jest samo­dy­scy­plina. Dowie­cie się, czym się różni i w jakim stop­niu odbiega od cech, z któ­rymi bar­dzo czę­sto jest mylona. Wspól­nie roz­wie­jemy też kilka mitów i błęd­nych prze­ko­nań na temat samo­dy­scy­pliny i okre­ślimy naj­więk­sze prze­szkody, które naj­praw­do­po­dob­niej napo­tka­cie w trak­cie jej dosko­na­le­nia.

Zdefiniowanie samodyscypliny

„W osta­tecz­nym roz­ra­chunku jedyną wła­dzą, do któ­rej powi­nien aspi­ro­wać czło­wiek, jest wła­dza nad samym sobą.

Elie Wie­sel

◀ ● ▶

Samo­dy­scy­plina to cecha powszech­nie chwa­lona. Pra­co­dawcy cenią zdy­scy­pli­no­wa­nych pra­cow­ni­ków. Rodzice wychwa­lają zdy­scy­pli­no­wane dzieci. Fani sportu podzi­wiają zdy­scy­pli­no­wa­nych spor­tow­ców.

Nie­mniej jed­nak samo­dy­scy­plina jest czę­sto błęd­nie rozu­miana. Nie­któ­rzy defi­niują ją zbyt wąsko, zakła­da­jąc, iż spro­wa­dza się ona wyłącz­nie do prak­ty­ko­wa­nia wstrze­mięź­li­wo­ści. Inni rozu­mieją ją zbyt sze­roko, utrzy­mu­jąc, że obej­muje ona wszystko, od prze­zwy­cię­ża­nia trud­no­ści po „pod­ry­wa­nie” dru­giej osoby w chwi­lach, gdy jeste­śmy raczej odprę­żeni. Jesz­cze inni sta­wiają samo­dy­scy­plinę na równi z siłą woli. A są i tacy, któ­rzy uwa­żają, że jest toż­sama z moty­wa­cją.

Samo­dy­scy­plina wiąże się z wie­loma z wymie­nio­nych powy­żej cech, ale żadna z nich nie tra­fia w jej sedno. A skoro zamie­rzamy ją opa­no­wać w stop­niu mistrzow­skim, musimy naj­pierw zde­fi­nio­wać ją w zado­wa­la­jący nas spo­sób.

Z upły­wem lat wypra­co­wa­łem pro­stą defi­ni­cję samo­dy­scy­pliny. Mam nadzieję, że się ze mną zgo­dzi­cie. Oto i ona:

„Samo­dy­scy­plina to goto­wość i zdol­ność do dzia­ła­nia w zgo­dzie ze swo­imi celami, war­to­ściami oraz prze­ko­na­niami bez względu na uczu­cia, które towa­rzy­szą nam w danym momen­cie.

Sta­nowi ona dobry punkt wyj­ścia. Możemy od niej zacząć, a następ­nie przejść do dopra­co­wy­wa­nia defi­ni­cji w bar­dziej prak­tyczny spo­sób, igno­ru­jąc nie­ja­sne, ogól­ni­kowe opisy i sku­pia­jąc się na kon­kret­nych aspek­tach samo­dy­scy­pliny, które wywrą rze­czy­wi­sty wpływ na wasze życie.

Samodyscyplina wymaga samoregulacji

Samo­dy­scy­plina i samo­re­gu­la­cja sto­so­wane są czę­sto zamien­nie. Nie są one jed­nak tym samym i ważne, aby umieć je odróż­niać. Druga cecha jest aspek­tem pierw­szej. W dużym uprosz­cze­niu są one lustrza­nym odbi­ciem samych sie­bie.

Samo­dy­scy­plina jest tym, co zmu­sza nas do dzia­ła­nia w chwi­lach, gdy wole­li­by­śmy nie robić niczego. Dzięki niej wsta­jemy rano z łóżka, choć mamy ochotę prze­sta­wić budzik na póź­niej­szą godzinę. Zmu­sza nas do posprzą­ta­nia domu, gdy mamy więk­szą ochotę na obej­rze­nie cze­goś w tele­wi­zji. Zachęca nas do wyko­na­nia kolej­nego zestawu ćwi­czeń, kiedy jeste­śmy gotowi przed­wcze­śnie zakoń­czyć tre­ning.

Samo­re­gu­la­cja działa odwrot­nie – zachęca nas do prze­rwa­nia dzia­ła­nia w chwi­lach, kiedy mamy ochotę je kon­ty­nu­ować. Nakła­nia nas do wyłą­cze­nia gry, kiedy przy­cho­dzi pora na naukę. Znie­chęca nas do śmie­cio­wego jedze­nia, kiedy jeste­śmy na die­cie. Upo­mina nas, by trzy­mać język za zębami, kiedy wpa­damy w gniew.

Dys­cy­plina, która pozwala nam dzia­łać wtedy, gdy mamy ochotę prze­stać, wymaga umie­jęt­no­ści igno­ro­wa­nia pokus zwią­za­nych z robie­niem rze­czy, które prze­szka­dzają nam w osią­gnię­ciu dłu­go­ter­mi­no­wych celów.

Samodyscyplina wymaga zaangażowania

Każdy z nas pożąda cze­goś kon­kret­nego. Chcemy odno­sić zawo­dowe suk­cesy. Dążymy do tego, by mieć dobrą kon­dy­cję fizyczną. Pra­gniemy finan­so­wego bez­pie­czeń­stwa, a nawet bogac­twa. Chcemy naby­wać nowe umie­jęt­no­ści, zakła­dać dobrze pro­spe­ru­jące firmy, być dobrymi part­ne­rami, wię­cej dzia­łać, zdo­by­wać sza­cu­nek i podziw innych osób.

Posia­da­nie celów nie jest jed­nak toż­same z zaan­ga­żo­wa­niem w ich reali­za­cję. Cele nakre­śla się łatwo. Znacz­nie trud­niej jest zobo­wią­zać się do tego, aby robić wszystko, co w naszej mocy, żeby je zre­ali­zo­wać oraz dzia­łać zgod­nie z pod­ję­tym zobo­wią­za­niem. W tym wła­śnie tkwi róż­nica mię­dzy suk­ce­sem a porażką.

„Więk­szość ludzi zawo­dzi nie dla­tego, że brak im ochoty, lecz dla­tego, że brak im zaan­ga­żo­wa­nia.

Vince Lom­bardi

Przed roz­po­czę­ciem pracy nad samo­dy­scy­pliną musi­cie zaan­ga­żo­wać się w pełni w to, co pra­gnie­cie osią­gnąć. Zaan­ga­żo­wa­nie da wam siłę pozwa­la­jącą uni­kać dzia­łań zagra­ża­ją­cych reali­za­cji waszych celów (na przy­kład uni­ka­nia śmie­cio­wego jedze­nia na die­cie). Da też ener­gię oraz moty­wa­cję do dzia­ła­nia, kiedy zaczniemy myśleć o rezy­gna­cji (na przy­kład z dal­szej nauki do egza­minu, gdy naj­dzie nas ochota na obej­rze­nie serialu).

Zaan­ga­żo­wa­nie jest punk­tem pod­par­cia dla waszych aspi­ra­cji. Samo­dy­scy­plina to z kolei dźwi­gnia, która pozwala je unieść, kiedy napo­ty­ka­cie opór w trak­cie reali­za­cji swo­ich pla­nów.

„Samodyscyplina to wolność”

Kiedy przed kil­koma laty usły­sza­łem powyż­sze słowa z ust autora Jocko Wil­linka, nie kry­łem zdu­mie­nia. Uzna­łem jego twier­dze­nie za sprzeczne z intu­icją. Prze­cież ćwi­cze­nie dys­cy­pliny wymaga umiaru i opa­no­wa­nia. Wymu­sza kon­tro­lo­wa­nie impul­sów. Wyrze­cze­nie jest zatem cen­tral­nym ele­men­tem samodys­cy­pliny, a tym samym prze­ci­wień­stwem wol­no­ści.

Tak mi się wów­czas wyda­wało.

Dal­sze roz­my­śla­nia nad tym tema­tem dopro­wa­dziły mnie do olśnie­nia. Choć samo­dy­scy­plina i wol­ność wydają się nale­żeć do oddziel­nych i zwal­cza­ją­cych się obo­zów, to w rze­czy­wi­sto­ści są nie­roz­łączne. Jedno łączy się nie­ro­ze­rwal­nie z dru­gim. Kiedy dostrze­głem w końcu tę zależ­ność, ujrza­łem tezę Wil­linka w nowym świe­tle.

Zaspo­ka­ja­nie impul­sów może się nam pozor­nie wyda­wać wol­no­ścią, lecz tak naprawdę jest formą samo­znie­wo­le­nia. Tra­cimy wów­czas kon­trolę nad wła­snym zacho­wa­niem oraz podej­mo­wa­nymi decy­zjami i pod­da­jemy je popę­dom. Innymi słowy, tra­cimy zdol­ność i chęć do dzia­ła­nia w zgo­dzie z naszymi celami, wyzna­wa­nymi zasa­dami czy prze­ko­na­niami. Jeśli cią­gle ule­gamy potrze­bom, znie­wa­lamy samych sie­bie. Pozwa­lamy, aby pra­gnie­nia decy­do­wały o naszym zacho­wa­niu, i w kon­se­kwen­cji nisz­czymy wła­sną sta­now­czość.

Ćwi­cze­nie samo­dy­scy­pliny czyni nas wol­nymi i pozwala zaspo­ka­jać ambi­cje oraz aspi­ra­cje. Odbiera kon­trolę impul­som. Dzięki samo­dy­scy­pli­nie możemy swo­bod­nie wybie­rać ścieżkę, którą podą­żymy, aby osią­gnąć zało­żone przez sie­bie cele.

Proste przykłady samodyscypliny

Skoro zde­fi­nio­wa­li­śmy, czym jest samo­dy­scy­plina, przy­to­czę teraz kilka jej prak­tycz­nych przy­kła­dów. Naj­praw­do­po­dob­niej wielu z was sto­suje dys­cy­plinę w róż­nych sfe­rach swo­jego życia. To bar­dzo dobrze wróży na przy­szłość, bo jeśli wasze dzia­ła­nia spraw­dzają się w jed­nym obsza­rze, będzie­cie je mogli prze­ło­żyć na pozo­stałe.

Tym zagad­nie­niem zaj­miemy się jed­nak póź­niej – teraz czas na wspo­mniane przy­kłady. Bar­dzo moż­liwe, że odpo­wia­dają waszemu postę­po­wa­niu obec­nie lub robi­li­ście tak w prze­szło­ści.

– Wcze­sne wsta­wa­nie, by nie spóź­nić się do pracy.

– Nauka przed egza­mi­nem, by osią­gnąć na nim jak naj­lep­szy wynik.

– Tele­fo­no­wa­nie do poten­cjal­nych klien­tów, by zwięk­szyć sprze­daż.

– Sprzą­ta­nie domu, by utrzy­mać go w czy­sto­ści.

– Wyko­ny­wa­nie codzien­nych ćwi­czeń, by utrzy­mać dobrą formę fizyczną.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. A.J. Hess, Here’s why lot­tery win­ners go broke, 26.08.2017, CNBC. https://www.cnbc.com/2017/08/25/heres-why-lot­tery-win­ners-go-broke.html [wróć]