Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Dwa narody, obciążone tragiczną przeszłością, przez ostatnich 40 lat starają się odnaleźć wspólną drogę i język porozumienia. „Otwarcie granic” to wyjątkowa książka, która pozwala zrozumieć mechanizmy skomplikowanych relacji polsko-niemieckich od początku rozmów opozycji demokratycznej w Peerelu z władzami RFN do wyzwań, przed którymi stają oba kraje jesienią 2024. Historia tego kluczowego dla współczesnej Europy dialogu opowiedziana została świadectwami źródłowymi: fragmentami osobistych dzienników i wspomnień, bieżących komentarzy (artykułów i wystąpień publicznych), a także oficjalnych dokumentów (umów międzynarodowych, uchwał i raportów). O doświadczeniu porozumienia (a czasem nieporozumienia) między sąsiadami, przeglądaniu się w lustrze wzajemnych uprzedzeń i przekraczaniu stereotypów „Niemca” i „Polaka” opowiadają bezpośredni obserwatorzy i uczestnicy wydarzeń."
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 501
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Fundacja Ośrodka KARTA, 2025
KONCEPCJA Zbigniew Gluza
WYBÓR, OPRACOWANIE, KOORDYNACJAAleksiej Rogozin
KWERENDY TEKSTOWE Aleksiej Rogozin, Dorota Kasprzak, dr Agnieszka Zagańczyk-Neufeld
IKONOGRAFIA Ewa Kwiecińska, Mariusz Olczyk
REDAKCJA Hanna Antos
PRZYGOTOWANIE INDEKSU
ZDJĘCIE NA OKŁADCE Świnoujście, 1 września 2012. Fot. Valerio Vincenzo
Dziękujemy mBankowi za pomoc w wydaniu tej książki
Dziękujemy Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej za wsparcie merytoryczne przy wydaniu tej książki
PUBLIKACJA POWSTAŁA PRZY WSPARCIU MERYTORYCZNYM
Stowarzyszenia „Kolleg für polnische Sprache und Kultur”
PARTNER PUBLIKACJI
Ruhr-Universität Bochum, Fakultät Geschichte, Lehrstuhl Osteuropäische Geschichte
W KONSULTACJI ROBOCZEJ WERSJI KSIĄŻKI UDZIAŁ WZIĘLI
dr Bartosz Dziewanowski-Stefańczyk, Mateusz Fałkowski, dr Christhardt Henschel, dr hab. Michał Jamiołkowski, dr Andrzej Kałuża, prof. Igor Kąkolewski, red. Adam Krzemiński, Agnieszka Kuchcińska-Kurcz, prof. Stephan Lehnstaedt, dr Magdalena Lemańczyk, dr Marek Mazurkiewcz, dr Dominik Pick, Janusz Reiter, prof. Krzysztof Ruchniewicz, dr Kazimierz Wóycicki, Anna Zinserling, dr hab. Robert Żurek, prof. Leszek Żyliński. Za wszystkie uwagi i sugestie dziękujemy.
Warszawa 2025
ISBN 978-83-67820-22-6
WYDAWCA
Fundacja Ośrodka KARTAkontakt do wydawnictwa [email protected]@karta.org.plksięgarnia internetowa ksiegarnia.karta.org.plwww.karta.org.pl
Otwarcie granic – to nie tylko tytuł i nie jedynie temat, to w dzisiejszej Europie fundamentalne przesłanie na rzecz demokracji; przeciw nacjonalistom, ksenofobom czy despotycznym mizoginom. W kontekście 80. rocznicy końca II wojny – kiedy granica polsko-niemiecka była dyktatem przeciw i Niemcom, i Polakom – spektakularny staje się 40-letni proces przekuwania arbitralnie narzuconej linii, rozdzielającej wrogów, w pas porozumienia. Krwawiące granice Ukrainy po napaści Rosji stają się współcześnie przeciwieństwem rzek będących już znakiem pokoju: Odry i Nysy Łużyckiej.
Partnerskie – sąsiedzkie i sojusznicze – relacje polsko-niemieckie są zasadniczą składową polskiej racji stanu i pokojowego współdziałania w Europie. Ta oczywistość bywała w III Rzeczpospolitej tak brutalnie kwestionowana przez polskich nacjonalistów, że prześledzenie przebiegu czterech ostatnich dekad powinno stać się podstawą refleksji także dla tych, którzy – przyjmując racje propagandy antyniemieckiej – nie robią tego wyłącznie z cynicznych, partykularnych powodów. Może wykorzystają księgę w roli lustra.
Przedstawiamy chronologiczną kompozycję głosów z obu stron, której punktem centralnym jest wejście Polski do Unii Europejskiej – zatem 20 lat przed i 20 lat po akcesji. Rok 1984 jako początek tej narracji przyjęliśmy ze względu na toczące się już porozumienia polskiej opozycji antysystemowej z władzami RFN – realną zapowiedź, trwającej odtąd nieprzerwanie, demokratycznej współpracy. Wstępną wersję tego montażu świadectw przedstawiliśmy ekspertom, dzięki którym w kolejnym etapie docieraliśmy do mniej znanych źródeł, starając się możliwie zbliżyć do obiektywnego obrazu otwierania granic między naszymi państwami. Przeważa tu wymiar polityczny, bo jednak ten miał dominujący wpływ na układanie się obydwu społeczeństw.
Wojna w Ukrainie, represje w Rosji i Białorusi, działania nacjonalistów podważające ład europejski – stawiają relacje demokratycznych władz Polski i Niemiec w centrum potencjalnego porządku międzynarodowego. Jeśli w sumie aż dekada, przedstawiona w tej narracji, stracona została w XXI wieku na demagogiczne urągowisko, które z Niemcami w tle mobilizować miało „prawdziwych” Polaków do narodowego frontu przeciw wszelkim zewnętrznym wrogom, to mechanizmowi takiej destrukcji warto się dokładniej przyglądać. Bo choć zdaje się słabnąć, nie gaśnie. Księga ta, pojawiająca się podczas prezydencji Polski w Unii Europejskiej, ostrzega przed agresywnym populizmem – który niszczy percepcję rzeczywistości, tworząc swoje fantasmagorie, podawane w aurze moralistycznej agitacji.
Rzeczpospolita Polska ma szansę na trwałe partnerstwo z Republiką Federalną Niemiec, o ile oba państwa obronią swój obecny demokratyczny kształt. Nacjonaliści po obu stronach mają w końcu mocny historyczny grunt, skoro ta ideologia dominowała w ich państwach w ubiegłym wieku. Dzisiaj są niby anachroniczni, ale wykazują niemałą wolę kolejnego zwycięstwa. Demokraci nie mogą dopuścić do ponownego zamykania sojuszniczych granic – ani faktycznego, ani mentalnego. W tym wymiarze można porównać granice Polski – zachodnią ze wschodnią (rosyjską/białoruską). W pełni otwartą z niemal całkowicie zamkniętą.
Polska i Niemcy stają razem przeciw współczesnemu tyranowi. I to definitywnie zamyka rachunki II wojny, których wywoływanie po tych ośmiu dekadach jest jedynie jątrzeniem. Trzeba bronić zjednoczonej i jednoczącej się Europy. Obronić Ukrainę, z jej otwartą na nas granicą.
Warszawa, marzec 2025
Zbigniew Gluza
W maju 1945 na terenach Polski i Niemiec zakończyła się II wojna światowa. Agresja przeciwko Polsce we wrześniu 1939 oraz zbrodnie III Rzeszy w czasie okupacji spowodowały powszechną nienawiść wobec Niemców. Podpisana 2 sierpnia 1945 umowa poczdamska potwierdzała zachodnią granicę Polski (która objęła ponad 100 tysięcy kilometrów kwadratowych ziem poniemieckich), przyznawała Polakom cały Szczecin bez podziału miasta na część polską i niemiecką oraz pozwalała na wywłaszczenie i wysiedlenie Niemców z odebranych im terenów. We wrześniu dokonano jeszcze drobnej wymiany terytoriów między Polską a Niemcami, a 4 października 1945 nowo wytyczona granica zaczęła obowiązywać oficjalnie. Kwestia granicy stała się szybko filarem polityki komunistycznego państwa polskiego. Jedno z trzech pytań w referendum 30 czerwca 1946 brzmiało: „Czy chcesz utrwalenia zachodnich granic Państwa Polskiego na Bałtyku, Odrze i Nysie Łużyckiej?”.
W czerwcu 1946 Edmund Osmańczyk, polski korespondent wojenny, działacz przedwojennego Związku Polaków w Niemczech, zaczął publikować w „Przekroju” cykl Sprawy Polaków, który w tym samym roku ukazał się w formie książki, przepuszczonej przez cenzurę. W jednym z tekstów Osmańczyk pisał: „Nie wojny celne, nie bojkoty, nie wiece antyniemieckie, a współpraca gospodarcza i kulturalna, tak, nawet kulturalna! Jeśli będziemy dość silni, aby zmusić Niemców do dobrosąsiedzkich stosunków z nami, to będzie to dla świata najlepszym dowodem ustabilizowania się granicy na Odrze i Nysie. […] Jeśli pozostaniemy w opozycji do Niemiec, będziemy osamotnieni i słabi. […] Bojkotowanie 70-milionowego sąsiada, zbywanie go pogardą i nienawiścią przez lat trzydzieści nie da nam ani bezpośrednich korzyści, ani nie zyska nam dobrej opinii w świecie. Pozostaje nam zatem droga uczuciowo najprzykrzejsza, rozumowo najtrudniejsza – współpracy pokojowej z Niemcami”.
Niemcy jako państwo były wówczas podzielone przez aliantów na cztery strefy okupacyjne: sowiecką, amerykańską, brytyjską i francuską. W strefach kontrolowanych przez państwa zachodnie (Trizonia) w 1949 roku powstała Niemiecka Republika Federalna (NRF), w strefie sowieckiej – Niemiecka Republika Demokratyczna (NRD). NRF ze stolicą w Bonn była republiką parlamentarną, opierającą się na zasadach demokratycznych, z kolei NRD ze stolicą w Berlinie Wschodnim od początku była „republiką socjalistyczną”, w istocie komunistyczną dyktaturą opartą na wzorach sowieckich. Linię podziału między dwoma państwami niemieckimi wyznaczała także przynależność do różnych bloków wojskowych: NRF w 1955 roku wstąpiła do NATO, NRD w 1956 – do Układu Warszawskiego. W 1961 roku dawną stolicę Niemiec przeciął mur berliński, oddzielający Berlin Wschodni i NRD od Berlina Zachodniego, stanowiącego enklawę NRF – otoczoną przez komunistyczne enerdowskie państwo.
Stosunki Polski z NRF kształtowały się w ramach zimnowojennego podziału świata, z NRD natomiast miały obowiązywać przyjaźń i współpraca. 6 lipca 1950 w Zgorzelcu został podpisany Układ między Rzeczpospolitą Polską a Niemiecką Republiką Demokratyczną o wytyczeniu ustalonej i istniejącej polsko-niemieckiej granicy państwowej. W samym tekście Układu mowa była o państwowej granicy polsko-niemieckiej, a nie „polsko-enerdowskiej”: przedstawiciele NRD podpisywali go bowiem w imieniu całych Niemiec, ponieważ zarówno NRD, jak NRF uważały się za jedynego reprezentanta państwa niemieckiego; ponadto nie utrzymywały wówczas między sobą stosunków dyplomatycznych.
W NRF tymczasem panował konsensus, że dopiero w przyszłym polsko-niemieckim traktacie pokojowym może nastąpić ostateczne ustalenie przebiegu granicy. Zachodnioniemiecki Bundestag, jeszcze przed podpisaniem układu polsko-enerdowskiego, podkreślił w rezolucji: „Tereny niemieckie na wschód od Odry i Nysy zostały – jako część sowieckiej strefy okupacyjnej Niemiec – przekazane Rzeczpospolitej Polskiej tylko pod tymczasową administrację. Teren ten pozostaje częścią Niemiec”.
W pierwszych powojennych wyborach do Bundestagu w sierpniu 1949 chadecka koalicja Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej / Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CDU/CSU) wygrała z Socjaldemokratyczną Partią Niemiec (SPD), a pierwszym kanclerzem NRF został Konrad Adenauer; urząd ten sprawował do 1963 roku. W ówczesnej sytuacji geopolitycznej Adenauer dążył do utrzymania dobrych stosunków zarówno z krajami Europy Zachodniej, przede wszystkim z Francją, jak również z ZSRS (w 1955 roku doszło do nawiązania stosunków dyplomatycznych Bonn z Moskwą). Uważając zjednoczenie Niemiec i ostateczne rozstrzygnięcie kwestii granicznych za sprawy odległej przyszłości, kanclerz nie wykazywał szczególnego zainteresowania Polską. Kiedy latem 1960 Adenauer został honorowym członkiem Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (potocznie zwanego zakonem krzyżackim) i przywdział średniowieczny krzyżacki płaszcz na państwowej uroczystości okrągłej rocznicy bitwy pod Grunwaldem, w Polsce wzbudziło to negatywne skojarzenia i aluzje.
Ważnym czynnikiem życia politycznego NRF od przełomu lat 40./50. stały się organizacje skupiające wypędzonych – Niemców, którzy znaleźli się w NRF w wyniku ucieczki przed nadciągającą Armią Czerwoną w ostatnich fazach II wojny światowej (około 6 milionów osób) oraz masowych wysiedleń z terenów Polski na mocy układu poczdamskiego (około 3,5 miliona). Na przyznanych Polsce przez układ poczdamski ziemiach poniemieckich przebywało w lutym 1946 – według spisu ludności – prawie 2,3 miliona Niemców. Liczby te były zaniżone; spis nie wykazywał Niemców przebywających w obozach lub w innych miejscach pozbawienia wolności, niektórzy nie zostali zgłoszeni przez pracodawców, zaś status części z nich wciąż nie był wyjaśniony. W NRF wypędzeni zakładali ziomkostwa, tworzyli też organizacje polityczne, które miały walczyć o ich prawa. Dominującą organizacją stał się założony w 1957 roku Związek Wypędzonych.
Wypędzeni nie deklarowali wrogości wobec państw bloku wschodniego, lecz nie zrzekali się swoich praw, co potwierdzone zostało w Karcie wypędzonych ze stron ojczystych, podpisanej w Stuttgarcie 5 sierpnia 1950: „Utraciliśmy nasze strony rodzinne. Ludzie, którzy nie posiadają stron rodzinnych, są na tym świecie ludźmi bezdomnymi. Bóg wyznaczył ludziom ich strony rodzinne. […] Czujemy się powołani żądać, aby prawo do stron rodzinnych, jako jedno od Boga danych, podstawowych praw ludzkości zostało uznane i urzeczywistnione”. Jednocześnie wypędzeni deklarowali rezygnację z „zemsty i odwetu” oraz zobowiązywali się do wspierania wszelkich inicjatyw na drodze budowy niepodzielonej granicami, zjednoczonej Europy. Kolejne rządy popierały wypędzonych, wszystkie stronnictwa polityczne w NRF uznały ich „prawo do stron ojczystych” za nienaruszalne, mające zostać wypełnione w przyszłości.
W komunistycznej Polsce Związek Wypędzonych uznawany był za skupisko rewizjonistów i militarystów, marzących o oderwaniu Ziem Północnych i Zachodnich od kraju. Propaganda twierdziła, że nawet w Konstytucji NRF mowa jest o istnieniu Rzeszy Niemieckiej w granicach z 1937 roku. Ustęp 1 artykułu 116 przez długie lata służył jako argument imperialnych i rewizjonistycznych aspiracji NRF, choć w rzeczywistości określał jedynie, kto – w rozumieniu Konstytucji – jest Niemcem: „osoba, która posiada obywatelstwo niemieckie lub która została przyjęta na terytorium Rzeszy Niemieckiej jako uchodźca lub wysiedleniec narodowości niemieckiej lub jako jej małżonek lub zstępny, który został przyjęty na terenie Rzeszy Niemieckiej według stanu z 31 grudnia 1937”.
W Peerelu Październik 1956 i dojście do władzy Władysława Gomułki spowodowały częściowe otwarcie się kraju na Zachód. Możliwe stały się przyjazdy cudzoziemców do Polski i nawiązywanie zagranicznych kontaktów przez Polaków. Po obu stronach byli to przede wszystkim publicyści, pisarze, ludzie związani z Kościołem. Środowiska polskich świeckich katolików, skupionych wokół periodyków „Tygodnik Powszechny” i „Znak”, w 1956 roku utworzyły Ogólnopolski Klub Postępowej Inteligencji Katolickiej, a złagodzenie opresyjnego systemu politycznego sprawiło, że zostali dopuszczeni do wyborów sejmowych w 1957 roku.
Jednym z pięciu posłów koła „Znak” w Sejmie PRL został publicysta Stanisław Stomma, który w 1958 roku pisał w „Tygodniku Powszechnym”: „Jesteśmy wobec Niemców w tym stopniu mocni, jak nie byliśmy chyba od trzystu lat. […] Polska nie jest dziś w stosunkach z Niemcami izolowana. Włączona jest w system sojuszy (Układ Warszawski), które w praktyce agresję ze strony Niemiec czynią niemożliwą. […] Chodzi o aktywną postawę wobec procesów dziejowych, o świadome aktorstwo historii. W stosunkach naszych z Niemcami my byliśmy stale stroną pokrzywdzoną i przedmiotem napaści. Dlatego gdy chodzi o dokonanie przełomu we wzajemnych stosunkach, to rola główna przypada partnerowi niemieckiemu, ale doświadczenia przeszłości […] nie uprawniają nas do bierności. W sprawie niemieckiej powinniśmy mieć postawę aktywną i własną koncepcję nowego układu stosunków na przyszłość”. W czasie kilku wizyt w NRF Stomma prowadził rozmowy na najwyższym szczeblu.
Na przełomie lat 50./60. coraz głośniejsze stały się w obu krajach głosy Kościołów. Od 1958 roku działała, równolegle w NRF i NRD, protestancka Akcja Znaki Pokuty – jedyna wówczas organizacja niemiecka publicznie mówiąca o niemieckiej winie za II wojnę i postulująca naprawienie krzywd wyrządzonych przez Niemców. 6 listopada 1961 Kościół ewangelicki w NRF ogłosił Memorandum z Tybingi, w którym stawiał kwestię granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej: „Oficjalne uznanie tej granicy […] postawiłoby nasze stosunki z Polską w zupełnie innej płaszczyźnie, ułatwiałoby naszym zachodnim sojusznikom popieranie innych postulatów i pozbawiłoby ZSRS możliwości wygrywania przeciwko sobie Niemiec i Polski”. 1 października 1965 Kościół ewangelicki wysunął postulat zamknięcia kwestii granicznej: „Należy szukać takich dróg porozumienia, które doprowadzą do nowego ładu między Niemcami i Polakami. Nie oznacza to usprawiedliwienia tego, co zaszło w przeszłości, natomiast umożliwi pokojowe współżycie obu narodów w przyszłości”.
18 listopada 1965 wystosowane zostało Orędzie biskupów polskich do ich niemieckich braci w Chrystusowym urzędzie pasterskim. Zebrani na II Soborze Watykańskim polscy biskupi pisali: „Obciążenie obustronnych stosunków ciągle jeszcze jest wielkie, a potęguje je tak zwane «gorące żelazo» tego sąsiedztwa. Polska granica na Odrze i Nysie jest, jak to dobrze rozumiemy, dla Niemców nad wyraz gorzkim owocem ostatniej wojny, masowego zniszczenia, podobnie jak jest nim cierpienie milionów uchodźców i przesiedleńców niemieckich”. Na koniec Orędzia padały historyczne słowa: „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”. Ówczesny I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka rozpoczął nagonkę na Kościół katolicki, zaś w przeważającej większości społeczeństwa zyskał poparcie – to jedno sformułowanie było nie do zaakceptowania przez większość Polaków. Jedynym nielicznym środowiskiem w Polsce gotowym do prawdziwego polsko-niemieckiego porozumienia okazały się grupy związane z „Tygodnikiem Powszechnym” i Klubami Inteligencji Katolickiej.
W latach 60. mieszkańcy NRF przeżywali falę zainteresowania polską kulturą – literatura, film, teatr stały się wizytówką tradycyjnie lekceważonego sąsiada. Zainteresowanie Polską ułatwiało Niemcom stopniowe zaakceptowanie utraty obszarów za Odrą i Nysą Łużycką. Również wśród zachodnioniemieckich polityków dojrzewało przekonanie, że potrzebne jest definitywne zamknięcie tej kwestii poprzez podpisanie odpowiedniego traktatu. Zwłaszcza że jesienią 1969 w NRF skończyły się dwudziestoletnie rządy chadecji, często obojętnej wobec Polski, a nowym kanclerzem został Willy Brandt z SPD. Już 7 grudnia 1970 Brandt – jako pierwszy kanclerz w powojennej historii Niemiec – złożył wizytę w Warszawie, w trakcie której podpisał Układ między Polską Rzeczpospolitą Ludową a Republiką Federalną Niemiec o podstawach normalizacji ich wzajemnych stosunków (od momentu podpisania Układu w Peerelu zaczęto nazywać państwo zachodnioniemieckie RFN). Strony potwierdziły „nienaruszalność ich istniejących granic, teraz i w przyszłości” oraz oświadczyły, że „nie mają żadnych roszczeń terytorialnych wobec siebie i nie będą takich roszczeń wysuwać także w przyszłości”.
Polskie rządy komunistyczne nie wierzyły w trwałość NRD jako państwa, dlatego nieuznawanie przez długie lata przez NRF polskiej granicy zachodniej nie było dla nich kwestią czysto propagandową, lecz w dużej mierze egzystencjalną dla kraju. Uznanie przez Brandta granicy było więc punktem zwrotnym w stosunkach polsko-zachodnioniemieckich.
Tydzień po podpisaniu Układu Peerelem wstrząsnęły protesty robotników na Pomorzu, które doprowadziły do zmiany ekipy rządzącej w kraju – na czele państwa stanął Edward Gierek. Odprężenie na linii Wschód–Zachód wpłynęło pozytywnie na klimat stosunków Polski z obydwoma państwami niemieckimi. Wprawdzie RFN zwlekała przez długi czas z ratyfikacją Układu. Kiedy doszło do ostatecznego głosowania 17 maja 1972, niemiecka chadecja wstrzymała się od głosu. Frustrację po polskiej stronie wzbudziła rezolucja Bundestagu, w której stwierdzono, że Republika Federalna podpisała Układ tylko „we własnym imieniu”: „Układy te nie antycypują uregulowań zawartych w przyszłym traktacie pokojowym, dotyczącym całych Niemiec, i nie stanowią podstawy prawnej dla istniejących obecnie granic”.
Niemniej, w tym samym roku nastąpiło między Polską i RFN oficjalne nawiązanie stosunków dyplomatycznych, powstawały wspólne inicjatywy, na przykład Polsko-Niemiecka Komisja Podręcznikowa (1972). Polacy zaczęli bardziej interesować się niemieckojęzyczną literaturą i teatrem, doceniano też próby rozrachunku Niemców z własną przeszłością.
1 sierpnia 1975 Edward Gierek podpisał z kanclerzem Helmutem Schmidtem (SPD) porozumienie: RFN przyznała Peerelowi korzystny kredyt w wysokości 1 miliarda marek (oraz 1,3 miliarda tytułem wypłat emerytalno-rentowych dla byłych robotników przymusowych w III Rzeszy), w zamian za co Polska miała umożliwić wyjazd do RFN w ciągu czterech lat 125 tysiącom polskich Niemców. W rzeczywistości, do 1979 roku wyjechało z Polski ponad 90 tysięcy Niemców, w kolejnej dekadzie – ponad 630 tysięcy.
Jednocześnie Gierek dążył do ożywienia wszechstronnej współpracy z NRD. 1 stycznia 1972 granica polsko-enerdowska została otwarta: każdy polski obywatel mógł ją przekroczyć na podstawie tylko dowodu osobistego. W ciągu pierwszego roku Polacy odwiedzili NRD ponad 9,4 miliona razy, obywatele NRD odbyli 6,7 miliona wizyt. Zniesienie ograniczeń celnych i dewizowych ożywiło nielegalną wymianę walut, handel, a także przemyt różnych towarów z NRD do Polski. Granica polsko-enerdowska została faktycznie zamknięta 30 października 1980 – w odpowiedzi na powstanie „Solidarności”; władze NRD opowiadały się za stłumieniem jej siłą.
Już pierwsze polskie organizacje opozycyjne, powstające podziemnie w drugiej połowie lat 70., szukały dróg do poprawy stosunków z Niemcami, uzależniając „kwestię niemiecką” od „kwestii polskiej”. Chodziło o zdobywanie większej niezależności od sowieckiego hegemona. Założone w podziemiu przez Zdzisława Najdera na przełomie 1975/76 roku Polskie Porozumienie Niepodległościowe w swoim programie z 1976 roku odnosiło się do stosunków z Niemcami Zachodnimi: „Stosunki polsko-niemieckie, na które rzutuje ogrom krzywd doznanych przez Polskę od Niemców podczas ostatniej wojny, są utrudniane przez inny jeszcze czynnik. Mianowicie dla udowodnienia społeczeństwu, że ciągła gotowość zbrojna, kosztowny sojusz z ZSRS i utrzymywanie na naszym terytorium wielotysięcznej Armii Czerwonej są niezbędne dla bezpieczeństwa państwa polskiego, sterowana przez Moskwę propaganda partyjna wyolbrzymia niebezpieczeństwo rewizjonizmu niemieckiego i nie dopuszcza do wiadomości publicznej wielu faktów, świadczących o spontanicznym wytwarzaniu się w RFN poglądów i nastrojów, umożliwiających daleko idące porozumienie. Stwarza się paradoksalną sytuację ukrywania przed społeczeństwem polskim aktów ekspiacji ze strony społeczeństwa niemieckiego. Prowadzi to do ograniczania możliwości rozwoju przyjaznych wobec Polski nastawień w RFN i do rezygnacji z trwałej i głębokiej poprawy wzajemnych stosunków. Możliwie pełne obustronne poinformowanie, swobodna wymiana ludzi i myśli – stanowią jedyny sposób zamknięcia wielowiekowych sporów”.
Jeśli RFN bezwarunkowo uznałaby niezmienność polskiej granicy zachodniej i kontynuowała integrację ze Wspólnotą Europejską – pisał w 1978 roku w konspiracji Najder – „Polacy mogliby […] uznać, że zjednoczenie Niemiec leży w interesie polskim. […] Wykazując zrozumienie dla niemieckich aspiracji, a jednocześnie posiadając jasne poczucie własnych interesów, możemy ułatwić przyszłe kształtowanie się rzeczywiście dobrosąsiedzkich stosunków. Dla dobra przyszłości powinniśmy się zdobywać na wielkoduszne przezwyciężanie uprzedzeń i obaw”.
Inni działacze opozycji demokratycznej także opowiadali się za odkłamaniem stosunków polsko-niemieckich. W czerwcu 1981 Jan Józef Lipski pisał w szkicu Dwie ojczyzny – dwa patriotyzmy: „W polskiej świadomości naszych stosunków historycznych z Niemcami narosło masę mitów i fałszywych wyobrażeń, które trzeba będzie kiedyś odkłamać – w imię prawdy i w celu leczenia siebie samych: fałszywe wyobrażenia o własnej historii są chorobą ducha narodu […]. Prawie każdy Polak (nawet wykształcony!) wierzy dziś, że wróciliśmy po II wojnie światowej na ziemie zagrabione nam przez Niemców. […] Winniśmy zrobić maksimum tego, co można, by z naszej strony stworzyć optymalne przesłanki do pojednania naszych narodów”.
Rząd RFN wciąż chciał zachowywać neutralność wobec wydarzeń w Polsce, nie chcąc zaprzepaszczać osiągnięć swojej polityki wschodniej i współpracy z Sowietami i Peerelem. Na wieść o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, kanclerz Helmut Schmidt wyraził nadzieję, że „narodowi polskiemu uda się rozwiązać jego problemy”. Dodawał: „Utrzymują się one już bardzo długo. A możliwości gospodarczej i finansowej pomocy innych krajów dla Polski nie są wszak nieograniczone”. Pięć dni później oświadczył z trybuny Bundestagu: „Niemcom nadal nie wolno czynić siebie sędziami w sprawach Polski”. Przywódca opozycji Helmut Kohl (CDU/CSU) odpowiadał mu: „Panie Kanclerzu, […] przecież nie myśli pan poważnie, że jakiś obywatel polski uzna, iż mieszamy się w wewnętrzne sprawy dumnych Polaków, jeżeli dziś zaprotestujemy przeciw niesprawiedliwości, jaka tam panuje. Ci ludzie czekają na wyraz naszej sympatii”. Niemieccy chadecy w rezolucji żądającej odwołania stanu wojennego, a odrzuconej przez rządzącą koalicję SPD i Wolnej Partii Demokratycznej (FDP), uznali politykę rządu federalnego wobec Peerelu za „słabą” i „oportunistyczną”. Pozycję SPD spuentował w tych dniach dziennikarz i działacz SPD Egon Bahr: „Pokój na świecie jest ważniejszy niż Polska”.
Inaczej wyglądała reakcja zachodnioniemieckiego społeczeństwa obywatelskiego. Wobec doniesień o polskiej sytuacji, już w 1980 roku wielu Niemców podjęło prywatne inicjatywy pomocy Polakom: wysyłane do Polski paczki stanowiły namacalny wyraz solidarności ze zniewolonym krajem. Po wprowadzeniu stanu wojennego Bundestag uchwalił rezolucję, w której wzywał obywateli do okazania narodowi polskiemu ludzkiej i moralnej solidarności. Obywatele RFN spieszyli Polakom z pomocą materialną, organizując wielkie transporty i wysyłając w okresie stanu wojennego około 8,5 miliona paczek, a Bundestag zwolnił wszystkie przesyłki z pomocą dla Polski od opłaty pocztowej.
Jesienią 1982 rządząca koalicja w RFN upadła, a nowym kanclerzem został Helmut Kohl, który wzywał w oświadczeniu rządu: „Żądamy zniesienia stanu wojennego, uwolnienia wszystkich aresztowanych, kontynuacji dialogu z Kościołem, ponownej legalizacji «Solidarności». Delegalizacja niezależnych związków zawodowych «Solidarność» jest nie tylko złamaniem danych przez polski rząd obietnic, nie tylko wykroczeniem przeciw układom helsińskim, jest także policzkiem wymierzonym narodowi polskiemu”.
Jeszcze przed zniesieniem stanu wojennego publicysta Artur Hajnicz, jako przedstawiciel polskiej opozycji demokratycznej, odbył 30 czerwca 1983 w RFN poufne spotkanie z sekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Aloisem Mertesem, podczas którego stwierdził, że polska opozycja – w odróżnieniu od rządu – akceptuje zjednoczenie Niemiec, pod warunkiem ostatecznego uznania polskiej granicy zachodniej. Mertes uznał poglądy polskiej opozycji za interesujące, aczkolwiek wymagające dokładnego przemyślenia. Obiecał Hajniczowi poszukiwania „bardziej elastycznej formuły” relacji ze Wschodem, która byłaby oparta „na prawie do samostanowienia narodów”.
W grudniu tego samego roku Alois Mertes – w liście będącym odpowiedzią na interpelację w Bundestagu – stwierdził, iż 91 procent ludności polskich Ziem Zachodnich stanowią Polacy, z których połowa tutaj już się urodziła, resztę natomiast miała stanowić mniejszość niemiecka. Słowa Mertesa opozycja demokratyczna w Polsce odczytała jako potwierdzenie polskich praw do tych ziem, rząd zaś wysuwanie kwestii mniejszości niemieckiej uznał za oburzające potwierdzenie istnienia po stronie zachodnioniemieckiej tendencji rewizjonistycznych. Rzecznik prasowy rządu Jerzy Urban uznał „tego typu roszczenia” za „łamanie porozumień z 1970 roku”, a wiceminister spraw zagranicznych Józef Wiejacz zapewniał, że istnienie ponadmilionowej mniejszości niemieckiej w Peerelu jest „czystą fantazją”.
Na początku 1984 roku dialog pomiędzy rządem RFN a polską opozycją demokratyczną przyjął postać niemal stałego porozumienia. Od tego momentu relacjonujemy przebieg demokratycznej współpracy polsko-niemieckiej.
Aleksiej Rogozin
W roku 1984, „orwellowskim”, układ jałtański powszechnie uważany jest za nienaruszalny, w tym utrzymanie podziału Niemiec na Republikę Federalną Niemiec ze stolicą w Bonn oraz Niemiecką Republikę Demokratyczną ze stolicą w Berlinie Wschodnim. W Bonn od 1982 roku rządzi koalicja chadeckiej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej / Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CDU/CSU) i liberalnej Wolnej Partii Demokratycznej (FDP), z kanclerzem Helmutem Kohlem. Na czele NRD, z nadania Sowietów, od 1976 roku stoi Erich Honecker, przewodniczący Rady Państwa i sekretarz generalny Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED). W Peerelu w podobnej roli jest Wojciech Jaruzelski, I sekretarz KC PZPR i premier, realizator niedawnego stanu wojennego.
Propaganda komunistyczna straszy zachodnioniemieckim „rewanżyzmem” i „imperializmem”, wchłonięciem NRD przez RFN oraz zakwestionowaniem granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, a rząd w Warszawie ostro reaguje na działania rządu w Bonn. Tymczasem w kręgach polskiej opozycji demokratycznej coraz mocniejsze jest przekonanie, że warunkiem odzyskania niepodległości jest przezwyciężenie polsko-niemieckiej wrogości i zjednoczenie Niemiec. Od połowy lat 80. władze RFN i polska opozycja zbliżają się do spełnienia tego warunku.
Tadeusz Chrzanowski, pisarz i wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego, pod pseudonimem Józef Szrett w „Kulturze” paryskiej
W ostatnich latach wśród Polaków uległa znacznemu stępieniu niechęć i wrogość do Niemców. Nie tylko wspomniana pomoc (tak zwane w PRL „zrzuty” [w latach stanu wojennego]) wzbudziła uczucia wdzięczności […]. RFN stał się ponadto Mekką dla tych, którym w Polsce było nie tyle za ciasno, co za chudo. Stał się jakimś eldorado dobrobytu. Monstrualna anegdotka z ostatnich czasów ubrała to w formę zagadki: jaka jest różnica między okupacją niemiecką a sowiecką? I odpowiedź: w sowieckiej nie wywozi się już, niestety, na roboty do Niemiec. […]
Współczesny Polak nie pokochał Niemców, ale nie przestał podziwiać za ich wysoki standard cywilizacyjny, a co najważniejsze – wyzwolił się od lęku. […] Polacy są w dziedzinie Niemiec niedoinformowani, mają na co dzień zakłamaną historię, a nawet od święta brak rzetelnej informacji o współczesności tego kraju i o jego kulturze. […] Trzeba mówić i pisać o Niemcach bez kompleksów i na tyle szeroko, by przeciętny Polak nie miał wyobrażenia, że na tę nację składali się tylko Krzyżacy, promotorzy Kulturkampfu, hitlerowscy oprawcy i groteskowe cienie przeszłości: „rewizjoniści” z ziomkostw.
Początek 1984 [34]
Edmund Osmańczyk, pisarz i poseł bezpartyjny na sejm, w wystąpieniu na konferencji w Instytucie Śląskim
Należy postawić sobie dwa zasadnicze pytania: co będą dalej robić Niemcy? Co możemy uczynić dla poprawienia relacji w stosunkach Polski z obu państwami niemieckimi? Poczucie beznadziei i bierności byłyby po prostu samobójstwem.
Na pytanie pierwsze moja odpowiedź jest uparcie od 40 lat ta sama: nasi sąsiedzi za Odrą i Łabą pogodzą się – już się pogodzili – z granicą na Odrze i Nysie. Nie pogodzą się natomiast z podziałem Niemiec. […] W epoce telekomunikacji radiowo-telewizyjnej nawet bez potrzeby satelitów naród niemiecki żyje codziennie przez minione blisko 40 lat wciąż w tym samym kręgu kulturowo-cywilizacyjnym, nauczywszy się przyjmować różnice ustrojowe między NRD a RFN jako nienaruszające wspólnoty narodowej.
Lata 80. Paczki z pomocą przysłane do Polski przez mieszkańców Republiki Federalnej Niemiec
FOT. KAZIMIERZ SEKO / FUNDACJA OŚRODKA KARTA
[…]
Powiedzmy sobie otwarcie, że groźba rewizji granic od blisko 40 lat [to] nasz wewnętrzny, polski strach na wróble, stawiany kolejnym pokoleniom Polaków dla różnych wewnętrznych celów.
Opole, koniec marca 1984 [22]
Konstanty Gebert, publicysta, pod pseudonimem Dawid Warszawski w dwutygodniku „KOS”, podziemnym biuletynie Komitetu Oporu Społecznego
O zjednoczonych Niemczech nikt nie mógł w Europie myśleć bez dreszczy zgrozy; zbyt świeża była pamięć o dwóch wojnach przez państwo to rozpętanych. W tej sytuacji jedynym gwarantem terytorialnego status quo na wschodnich obszarach dawnej Rzeszy […] pozostawała potęga militarna Sowietów. […]
Pokolenie II wojny odchodzi. Po tamtej stronie Odry i Łaby mamy do czynienia z ludźmi, którzy nie ponoszą żadnej osobistej odpowiedzialności za bezmiar zbrodni popełnionych podczas tej wojny na narodzie polskim. Czas ułożyć z nimi stosunki. Odwoływanie się do poczucia winy, nadal żywego w części społeczeństwa niemieckiego, wydaje mi się jednak wyjątkowo chybionym pomysłem. […] Resentymenty emocjonalne nigdy nie są dobrą podstawą do porozumienia.
Sądzę, że powinniśmy natomiast uczynić, co w naszej mocy, by odkłamać dzieje stosunków między naszymi narodami.
Warszawa, 9 kwietnia 1984 [36]
Z debaty w Bundestagu
Hans-Dietrich Genscher, minister spraw zagranicznych RFN: Historia Europy była zawsze determinowana – a w istocie determinowana negatywnie – przez wywieranie niesprawiedliwości i kontrniesprawiedliwości. Wszyscy mamy świadomość, że naród polski był nie tylko pierwszą ofiarą wojny rozpoczętej przez Hitlera w 1939 roku, ale także musiał w sposób szczególny cierpieć z powodu tej wojny i okupacji. Wszyscy jesteśmy również świadomi faktu, że wielu naszych współobywateli niemieckich z terenów wschodnich doświadczyło niesprawiedliwości w wyniku aktu wypędzenia. Zawsze uważałem, że historyczne znaczenie niemiecko-polskiego Układu1 polega na tym, iż – być może po raz pierwszy w historii Europy – przerwano błędne koło wyliczania jednej niesprawiedliwości za drugą (oklaski ze strony FDP i opozycyjnej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec). Ta świadomość, która dziś jest właściwie świadomością wszystkich naszych obywateli, powinna determinować nasze zachowanie, a także naszą przyszłą postawę wobec zachodniej granicy Polski.
Antje Huber, deputowana SPD: W Układzie z Polską zobowiązaliśmy się jednoznacznie i bez zastrzeżeń do obecnych granic. Nie robiliśmy tego z lekkomyślnej radości z utraty naszych wschodnich ziem. […] Utrata domu bolała2. […] Nowe granice są skutkiem wojny, która nie była winą Polaków. Nie chcę, by takie dyskusje otwierały nowy spór i stwarzały niebezpieczeństwo, że koniec końców umrze [na skutek nowego konfliktu] więcej ludzi, niż żyło w granicach z 1937 roku.
Herbert Czaja, deputowany CDU/CSU, działacz Związku Wypędzonych: Zgodnie z prawem międzynarodowym i konstytucyjnym, kwestia niemiecka, obejmująca obszary na wschód od Odry i Nysy, jest otwarta. […] Artykuł I Układu [z 1970 roku] opisuje sytuację, ale jej nie uznaje. Opisuje, co obecnie stanowi istniejącą linię graniczną, ale nie mówi, że jest to granica. W umowach o charakterze politycznym jedynie jasne sformułowanie obliguje do działania. W opisie nie uwzględniono obowiązku uznania, lecz obowiązek powstrzymania się od przemocy już tak. […]Preambuła Ustawy Zasadniczej [Konstytucji RFN] nakazuje zachowanie jedności narodowej i państwowej do czasu swobodnego uzgodnienia przepisów traktatu pokojowego i swobodnej decyzji całego narodu niemieckiego.
Bonn, 7 czerwca 1984 [7]
Józef Glemp, prymas Polski, w kazaniu na Jasnej Górze
Chcemy ciągle patrzeć na rozwój stosunków polsko-niemieckich w światłach nauki o jasności Kościoła [...]. Wzajemne zrozumienie nadrzędnych wskazań ewangelicznych wcale nie zaciera przed nami słusznych praw narodowych. [...]
Podczas mojego niedawnego pobytu w kościołach w Essen, Straelen, Kevelaer, Paderborn [w RFN], doznałem ogromnej życzliwości, tak ze strony duchowieństwa, jak i wiernych. [...] Obok powszechnego nastroju życzliwości, tworzonej przez życie Kościoła, można zauważyć także odruchy niechęci, żalu, poczucia krzywdy – inspirowane z innego źródła, a przecież znajdujące swe echo także w obrębie życia Kościoła. Wśród szpalerów wiernych podeszła gdzieś do mnie starsza już pani i poprosiła, abym starał się, iżby w Polsce nie czyniono Niemcom krzywdy, aby mieli sprawiedliwość. Pytam: jacy Niemcy, jakie krzywdy? – Staruszka wyrecytowała raz jeszcze wyuczoną formułkę i schowała się w tłumie. [...]
Szczecin, 22–24 czerwca 1984. Drugie Dni Przyjaźni Młodzieży Polski i Niemieckiej Republiki Demokratycznej zorganizowane przez Chorągiew Zachodniopomorską Związku Harcerstwa Polskiego na stadionie miejskim
FOT. GRZEGORZ ROGIŃSKI / PAP
O przynależności do wspólnoty narodowej decydują nie tylko odczucia osobiste, ale także prawa danego kraju. Nie może prawo jednego kraju stosować swych norm do obywateli drugiego kraju, jeżeli chce być prawem, a nie fikcją, skierowaną do gry politycznej. Jest znane w świecie zjawisko integracji. Polega ona na tym, że obcokrajowcy w danym narodzie włączają się w troski i radości kraju jako obywatele. [...] Może ono przebiegać wolno, sięgać drugiego i trzeciego pokolenia, ale powoduje scalanie się ludzi, pozostawiając wspomnienie pochodzenia. Jeżeli natomiast po czterdziestu latach, a więc w drugim pokoleniu ktoś deklaruje się obcokrajowcem, nie znając owego „swojego” języka ani kultury, rzekomo swojej ojczyzny, ani zwyczajów – to mamy do czynienia z procesem sztucznym, wywołanym podnietami raczej niskimi, po prostu pieniądzem, chęcią łatwiejszego życia, wygodami, a niekiedy chęcią uwolnienia się od trudów walki o lepsze jutro.
Częstochowa, 15 sierpnia 1984 [22]
Jan Dobraczyński, przewodniczący Tymczasowej Rady Krajowej Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego (PRON), w wywiadzie dla „Słowa Powszechnego”
Wybuch wojny [w 1939 roku] poprzedzał wielomiesięczny okres wciąż podsycanego napięcia [...]. Przeżywamy i dziś wielkie napięcie. [...] Pada nagle [z RFN] oświadczenie o rzekomym milionie Niemców żyjących w Polsce3. 15 sierpnia na Jasnej Górze kardynał Prymas Glemp dał w tej mierze wyraźną odpowiedź. Niemców w Polsce nie ma. [...]
RFN jako naród wymiera. Co roku ubywa tam ćwierć miliona mieszkańców. Jedna piąta rodzących się dzieci to dzieci gastarbeiterów. Przy utrzymaniu się obecnych procesów demograficznych, za pięćdziesiąt lat 20 procent ludności będzie ludnością turecką. Bezrobocie rośnie. Zastanawia więc, skąd ta zachłanność, aby doszukiwać się Niemców tam, gdzie ich nie ma.
Warszawa, 28 sierpnia 1984 [11]
Jan Józef Lipski, publicysta i działacz opozycji demokratycznej, w dwutygodniku „KOS”
Istnieje niezawodny barometr, którym można mierzyć w Polsce zapotrzebowanie partii i rządu na autentyczny kontakt ze społeczeństwem. Skalą tego barometru jest ilość ataków w mass mediach na tendencje rewizjonistyczne w Republice Federalnej Niemiec. […] Jest to barometr nieprecyzyjny: może być zakłócony, na przykład, przez oczekiwanie na kredyty z Niemiec. Na ogół jednak temat niemiecki w polskiej praktyce propagandowej jest funkcją sytuacji wewnętrznej, nie zaś stosunków polsko-niemieckich. Po prostu jest to jedyny temat, który odpowiednio ujęty, podbarwiony i niedopowiedziany daje nadzieje na pozytywny rezonans w sporej części społeczeństwa. […]
Przeciętny Polak nie spodziewa się dziś zapewne okupacji niemieckiej w Warszawie, Poznaniu i Krakowie. Natomiast wyobrażenie sobie sytuacji, w której Niemcy sięgnęliby po Śląsk i Zachodnie Pomorze, nie wydaje się Polakom trudne. Cóż to za szansa dla propagandy, odwołującej się do tego typu lęków i obaw! […] Powodzenie manipulatorów polskiej propagandy, przywiązującej nas łańcuchem do Kremla lub przeciwnie, jej niepowodzenie – zależą w dużej mierze od Niemców.
Warszawa, 24 września 1984 [20]
Heinrich Windelen, minister spraw wewnątrzniemieckich RFN, w wywiadzie dla tygodnika „Der Spiegel”
Dla nas punktem wyjścia do negocjacji są granice określone po wojnie przez aliantów, a nie Niemców. Nie chcemy przywracać granic, ale próbować je przezwyciężyć w taki sam sposób, w jaki my na Zachodzie je przezwyciężamy. […] Polacy mają bardzo burzliwą i opresyjną historię. Polska była kilkakrotnie dzielona przez swoich sąsiadów – Rosję i Prusy. Przez prawie 130 lat nie istniała jako państwo. Dlatego musimy zrozumieć te obawy. I dlatego ważne jest, abyśmy jasno powiedzieli Polakom, że honorujemy traktaty – tak jak zostały zawarte. Oznacza to, że dziś i w przyszłości jako Republika Federalna Niemiec uważamy te granice za nienaruszalne.
Hamburg, 24 września 1984 [39]
Kanclerz Helmut Kohl w piśmie do Herberta Hupki, deputowanego CDU, szefa Ziomkostwa Śląskiego i wiceprzewodniczącego Związku Wypędzonych
Podział Niemiec może zostać przezwyciężony tylko przez przezwyciężenie rozbicia Europy. Musimy wspólnie pracować dla osiągnięcia tego celu. Nie będziemy tracić cierpliwości, ale też sami nie będziemy wznosić przeszkód.
Bonn, 23 stycznia 1985 [22]
Herbert Hupka w liście otwartym do Helmuta Kohla
Wypędzenie trwa już czterdzieści lat, gdyż do dziś odmawia się wypędzonym prawa do stron ojczystych.
Śląsk jest pod względem historycznym, duchowo-kulturowym, prawnym i politycznym częścią Niemiec w ich granicach z 1937 roku.
[…]
Problem niemiecki jest otwarty, dopiero w traktacie pokojowym może zostać podjęta decyzja o całych Niemczech i o ich granicach.
Także Układ [z 1970 roku] nie uznaje aneksji ani wypędzenia i powstałych przez to granic.
Śląsk jest nie tylko ojczyzną Ślązaków, ale własnością wszystkich Niemców.
Bonn, 8 lutego 1985 [23]
Kanclerz Helmut Kohl w przemówieniu w Bundestagu
Pragniemy pojednania i porozumienia. Potwierdzamy teraz i w przyszłości znaczenie Układu […] i ustaloną w nim „nienaruszalność granic oraz poszanowanie integralności terytorialnej i suwerenności wszystkich państw w Europie w ich obecnych granicach” […]. My, to jest Republika Federalna Niemiec i Polska Rzeczpospolita Ludowa, nie mamy wobec siebie żadnych roszczeń terytorialnych i nie będziemy wysuwać ich w przyszłości. […] Tereny położone za polską granicą zachodnią zamieszkują dzisiaj polskie rodziny, dla których w ciągu życia dwóch pokoleń krajobrazy te stały się ojczyzną. Będziemy to szanować i nigdy nie będziemy kwestionować.
Bonn, 27 lutego 1985 [8]
Zbigniew Ramotowski, boński korespondent „Życia Warszawy”
Warszawa, lotnisko Okęcie, 25 kwietnia 1985. Gen. Wojciech Jaruzelski, prezes Rady Ministrów i I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, wita Ericha Honeckera, przewodniczącego Rady Państwa NRD i sekretarza generalnego Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec podczas wizyty związanej z obchodami 30-lecia Układu Warszawskiego. Pierwszy z prawej Henryk Jabłoński, przewodniczący Rady Państwa PRL
FOT. WOJCIECH KRYŃSKI / FORUM
Zdecydowana większość nadreńskich obserwatorów podkreśla, że jest to pierwsza tej rangi wypowiedź chadeckiego szefa rządu, nawiązująca tak bezpośrednio, w takim zakresie i tak konkretnie do litery Układu z Polską […]. Oto – stwierdzają liczni publicyści – ilustracja stopniowego dostosowywania chadeckiego kursu tak zwanej polityki wschodniej do elementarnych wymogów pragmatyzmu – i realizmu.
Bonn, 28 lutego 1985 [27]
Z komentarza w tygodniku „Der Spiegel”
Helmut Kohl po raz pierwszy bez ogródek ogłosił ostateczność granicy na Odrze i Nysie. […] W przeciwieństwie do prezydenta federalnego Richarda von Weizsäckera i ministra spraw zagranicznych Hansa-Dietricha Genschera, Kohl do tej pory skrupulatnie unikał zapewnień, że Niemcy nie będą kwestionować polskiej granicy zachodniej […]. Zamiast tego kanclerz CDU był skłonny jedynie niewiążąco zobowiązać się do „kursu pojednania i porozumienia” z Polską.
[…]
Teraz je przedstawił: „Niewątpliwie ludzką stroną – powiedział Kohl w zeszłym tygodniu w wywiadzie dla «Die Zeit» – jest to, że nikt nie chce ponownie wypędzić tych Polaków, którzy zostali wypędzeni ze wschodniej Polski przez Stalina 40 lat temu i osiedlili się na terenach Odry i Nysy”.
Hamburg, 4 marca 1985 [32]
Wojciech Jaruzelski, I sekretarz KC PZPR, w przemówieniu podczas obchodów 40. Rocznicy Powrotu Ziem Zachodnich i Północnych do Macierzy
Imperializm niemiecki zawsze, przez całą swą historię, wyrządzał nam krzywdy bezmierne. Był i pozostaje nieprzejednanym wrogiem Polski. Jego ponure dziedzictwo ciężko splamiło imię Niemca. Legło głębokim cieniem między naszymi narodami.
Wrocław, 7 maja 1985 [22]
Richard von Weizsäcker, prezydent RFN, w przemówieniu w Bundestagu z okazji 40. rocznicy zakończenia II wojny
Wspominamy dzisiaj ze smutkiem ofiary wojny i przemocy. […] Pamiętamy o wszystkich narodach, które ucierpiały w wojnie, przede wszystkim o rzeszach obywateli Związku Sowieckiego i o Polakach. Jako Niemcy wspominamy w smutku naszych własnych rodaków, którzy zginęli jako żołnierze, podczas nalotów, w niewoli i w czasie wypędzenia.
[…]
Pojednać się nie może Europa murów, lecz kontynent, w którym granice nie będą dzieliły. Właśnie o tym przypomina nam nauka płynąca z zakończenia wojny.
Bonn, 8 maja 1985 [38]
Herbert Hupka
Czterdziesta rocznica zakończenia wojny uskrzydliła wiele umysłów i spowodowała falę patetycznych wyznań winy. Nie dostrzegano przy tym często faktu, że 8 maja 1945 był nie tylko dniem, w którym świętowano kres wojny i dyktatury Hitlera, ale także dniem cierpienia milionów Niemców. Właśnie wtedy zaczęły się wypędzenia, deportacje, mordy, gwałty i inne prześladowania wobec Niemców i to tylko dlatego, że byli Niemcami. Rozpoczęła się uprawiana przez zwycięzców, zwłaszcza tego ze Wschodu, polityka samosądów, w ramach której koniec jednej niedoli stał się początkiem następnej. Z tego powodu nie można i nie wolno postrzegać i oceniać 8 maja 1945 tylko z jednego punktu widzenia.
Bonn [15]
Adam Krzemiński, publicysta
Z podium w hanowerskiej hali targowej [Herbert Hupka] sprawnie dyrygował zebranymi na zlocie [Ziomkostwa Śląskiego], który peerelowskie media doprowadzał do białej gorączki: Śląsk pozostanie nasz. Hupka wprowadzał poczet sztandarowy. Witał prominentów. A gdy do hali wchodził gość honorowy, Helmut Kohl, na znak Hupki tysiące gardeł wyśpiewało hymn: „Znów się zobaczymy, mój śląski kraju. Znów się zobaczymy na odrzanej plaży…”. Ciarki mogły przejść po plecach… Ale rozmowy ze Schlesierami [Ślązakami] przy długich stołach z nazwami miejscowości były wzruszające: „Pan także zna Wałbrzych, Jedlinę, Głuszycę…!?”. „Byłem niedawno, szkoda, że kościół ewangelicki, w którym byłem konfirmowany, grozi zawaleniem. Powinniśmy go razem odrestaurować!”.
Bonn, 16 czerwca 1985 [19]
Kanclerz Helmut Kohl w przemówieniu na zlocie Ziomkostwa Śląskiego
Podział narzucony Niemcom nie jest naturalny. […] Republika Federalna nie może i nie jest uprawniona do zmiany istniejącego stanu prawnego […]. Z punktu widzenia prawa i moralności nie można wypędzenia milionów Niemców nazwać inaczej jak tylko bezprawiem. Z punktu widzenia prawa i moralności pozostaje także poza wszelką wątpliwością, że po tym bezprawiu nie może nastąpić bezprawie kolejnego wypędzenia. Na Śląsku żyją dzisiaj w przeważającej większości polskie rodziny, dla których stał się on w tym czasie ojczyzną. Będziemy to uwzględniać i nie będziemy tego kwestionować.
Hanower, 16 czerwca 1985 [13]
Z memoriału ogłoszonego przez grupę niemieckich teologów, publicystów i historyków w reakcji na wystąpienie Helmuta Kohla
Patriotyzm i miłość Niemców do stron ojczystych, a zwłaszcza Niemców wypędzonych w 1945 roku ze Wschodu, wymaga dziś trzeźwego, pozbawionego iluzji, historycznego spojrzenia. […] Jakakolwiek dwuznaczność w kwestii granic pozbawia wiarygodności nasze zapewnienia o pokoju. […] Ryzykuje dużo ten kraj, w którym prawie wszyscy wyciągają ręce do Polaków i mówią o lepszej, wolnej Europie, przy czym najgłośniej robi to owa mniejszość, która chce potem odzyskać zrabowane ziemie.
Frankfurt nad Menem, 18 czerwca 1985 [42]
Herbert Hupka w tygodniku „Der Schlesier”, organie Ziomkostwa Śląskiego
Każdy, kto dopuści się jakichkolwiek operacji prawno-majątkowych na ziemi niemieckiej administrowanej przez Polskę, musi liczyć się z tym, że pewnego dnia straci z ciężkim trudem gospodarowaną posiadłość, i to bez jakiegokolwiek prawa do odszkodowania.
Recklinghausen (Nadrenia Północna-Westfalia), lipiec 1985 [3]
Adam Krzemiński w „Polityce”
Na niemiecką przeszłość Śląska, Prus Wschodnich i Pomorza Niemcy spoglądają w różny sposób: jedni widzą tylko cywilizacyjny wkład niemczyzny w rozwój tych ziem, a powojenne zmiany uważają za krzywdę wyrządzoną przez zacofanych i agresywnych Słowian. Inni z wojennej i powojennej zawieruchy starają się wyciągnąć wnioski umożliwiające bardziej partnerski model współżycia Niemców i Polaków oparty na uznaniu istniejącego stanu rzeczy. […]
Christian von Krockow, opisując swą podróż przez dzisiejsze Pomorze, stara się z sentymentem, ale bez upiększeń pokazać nie tylko ubogi wymiar tej ziemi, ale i odkryć ludzi, którzy na niej mieszkają. [...] Jest to „kraj przemilczany” – pisze w Podróży na Pomorze4 Christian hrabia von Krockow. Jego książka, znajdująca się właśnie na liście bestsellerów „Spiegla”, stara się wypełnić tę lukę. A że autor – znany liberalny publicysta, politolog i wykładowca uniwersytecki – nie jest ani poetą […], ani historykiem […], więc i jego sympatyczna i ciepła książka na tle bogatej już literatury niemieckiej (zarówno w RFN, jak i NRD) poświęconej powstrzymywaniu utraconego czasu i odzyskiwaniu w pamięci utraconej w rzeczywistości przestrzeni, może wyglądać dość skromnie. Ale Pomorze to taki kraj: „niezbyt ciasny i nigdy zbyt stromy, nic wspaniałego i przytłaczającego – nawet nie jest zbyt miły. Niczym się nie chwali, nie lubi reklamy. Być może trzeba by go nazwać szorstkim”.
Przez ten kraj jedzie hrabia von Krockow pociągiem pamięci do rodzinnych posiadłości nad Łebą, opisuje życie Pomorzan, zatrąca o ich historię, i wreszcie spotyka się z dzisiejszymi mieszkańcami Słupska, Rumska, Główczyc czy Siodłoni, czuje do nich sentyment, godzi się ze stratą i odzyskuje ją na swój sposób poprzez sympatię do ludzi, którzy tu dziś mieszkają. […]
Warto by wydać u nas tę książkę, z jednej strony jako dowód, że jeśli na tych terenach kamienie niekiedy mówią po niemiecku, to nie zawsze mówią przeciwko nam, a z drugiej strony dlatego, że ci, którzy dziś żyją w Słupsku czy Łebie, lepiej poznają historyczny charakter tej naszej ziemi.
Warszawa, 31 sierpnia 1985 [18]
Z komentarza w „Kulturze” paryskiej
Nie trzeba chcieć naprawdę powrotu do Wrocławia, by z lubością ekscytować się hasłem „Wrocław jest niemiecki”. A zatem nie na żadnych realiach ani konkretach opiera się dziś w Niemczech nacjonalistyczna spekulacja, lecz na ludzkich skłonnościach do pławienia się w dawnych, przezwyciężonych faktycznie frustracjach.
[…]
Demagogia przesiedleńcza w Republice Federalnej jest marginesem bez perspektywy – lecz marginesem szkodliwym, gdyż ekipę Jaruzelskiego […] hojnie zaopatruje w argumenty o istnieniu „rewanżyzmu niemieckiego”, a więc pośrednio we wnioski o roli Sowietów jako jedynego gwaranta granic polsko-niemieckich.
[…]
Lecz najbardziej szkodzi ona samym Niemcom. Wewnątrz rozkopuje niepotrzebne rowy, a na zewnątrz budzi niepotrzebne skojarzenia.
Paryż, początek września 1985 [31]
Hans-Dietrich Genscher w wystąpieniu w Akademii Ewangelickiej na konferencji poświęconej stosunkom PRL i RFN
Z litery i ducha naszego Układu [z 1970 roku] wynika priorytetowy wspólny obowiązek delikatnego obchodzenia się z Układem. Wystrzegajmy się wszelkich prób krytykowania, podważania czy poprawiania tego Układu. Obie strony bardzo dobrze znają swoje stanowiska także w częściach, w których odbiegają one od siebie. Wynoszenie różnic poglądów w kwestiach prawnych, które pozostały mimo zawarcia Układu, do rangi spornych problemów politycznych jest niepotrzebne i szkodliwe dla porozumienia. Podkreślam raz jeszcze, co już wielokrotnie akcentowałem: respektujemy zrozumiałe życzenie wszystkich Polaków życia w trwałych granicach. Nie podważamy tych granic ani dziś, ani jutro.
Loccum (Dolna Saksonia), 25 września 1985 [23]
Kurt Hans Biedenkopf, poseł do landtagu kraju związkowego Nadrenia Północna-Westfalia i przewodniczący CDU w tym landzie, w ewangelickim tygodniku „Deutsches Allgemeines Sonntagsblatt”
Dialog polsko-niemiecki nie może być jednowymiarowy. Kto – jak SPD – szuka tylko kontaktów na poziomie państwowym, ten ignoruje społeczeństwo polskie, które żyje równolegle do państwa komunistycznego i walczy o samodzielność. […] Z kolei ten, kto widzi tylko społeczeństwo, zapoznaje [ignoruje] rzeczywistość państwa komunistycznego, naturalnego partnera każdego rządu RFN. Musimy znaleźć równowagę między tymi dwiema płaszczyznami.
[…]
Dialog polsko-niemiecki jest procesem na długą metę.
Hamburg, 6 października 1985 [2]
Ryszard Wojna, dziennikarz, poseł PZPR na sejm, w „Rzeczpospolitej”
Tak jak rzadko używam słowa „odwetowcy”, bo tylko Niemcy niespełna rozumu mogą postulować wzięcie odwetu na Polsce za przegraną wojnę, tak zarzut rewizjonizmu podtrzymuję w całej rozciągłości. Prawno-państwowa doktryna RFN jest bowiem skonstruowana z myślą o rewizji granicy z NRD oraz granicy polsko-niemieckiej na Odrze i Nysie. […]
Oczywiście, że tego rodzaju hasła, jak „Śląsk będzie nasz”, nie powodują w Polsce żadnych obaw co do ostatecznego charakteru granicy na Odrze i Nysie. Ale też tej granicy nie gwarantuje nam bynajmniej Układ z RFN. […] Bezpieczeństwo tej granicy gwarantuje konkretny układ sił i hasła wzywające do rewizji granicy nie są w stanie czegokolwiek zmienić.
Warszawa, 20 października 1985 [41]
Wiesław Wiśniewski, dziennikarz ze Słupska, w odpowiedzi na tekst Adama Krzemińskiego o książce Podróż na Pomorze Christiana von Krockowa
Książka napisana jest barwnie, bez jednoznacznych antypolskich akcentów […]. Jedyne, co może nieprzyjemnie uderzać polskiego czytelnika, nieobeznanego z historią Pomorza, jest nieukrywana nostalgia autora za ziemią utraconą – choć patrząc z ludzkiego punktu widzenia, należałoby to zrozumieć. Inaczej jednak ma się sprawa, jeżeli książkę czytają ludzie związani z Pomorzem czymś więcej niż wspomnieniami z plaży w Łebie, Ustce lub Rowach. A zwłaszcza ludzie tu, w Słupsku, Łebie, Główczycach, urodzeni, wychowani, i to niekoniecznie po roku 1945, w wielu przypadkach grubo przed tą datą. Jest takich ludzi na Pomorzu Środkowym wraz z rodzinami jeszcze kilkadziesiąt tysięcy. Dla Kaszubów, Słowińców i Gochów – bo o nich tu mowa – książka byłego pomorskiego junkra zawiera wyłącznie jego osobisty punkt widzenia, bardzo ograniczony społeczną pozycją autora względem rdzennej ludności pomorskiej. […]
Pozornie pojednawczy ton wspomnień byłego junkra, w rzeczywistości budzi w pomorskich czytelnikach większy niepokój niż niejeden wulgarny, tępy, zacietrzewiony atak ze strony różnych heroldów zachodnioniemieckich tak zwanych ziomkostw. W jeszcze gorsze samopoczucie wprowadza pomorskiego czytelnika […] komentarz Adama Krzemińskiego do tej książki. Odnosi się wrażenie, iż polskiego publicystę Krockow do tego stopnia zjednuje owym „pojednawczym” tonem, iż ten bezkrytycznie przyjmuje tezy autora za oczywiste i własnym komentarzem zachęca polskiego czytelnika do ich zaakceptowania.
[…] Tu żyją tysiące ludzi, którzy tę historię mają wypisaną batami najemników von Krockowów na własnej skórze. Tu nie ma jednej kaszubskiej rodziny, w której nie byłoby krwawych ofiar mężów, ojców, braci i sióstr mordowanych w miejscowych więzieniach […] oraz w licznych obozach – za chęć bycia nie tyle nawet Polakami, co Kaszubami – czyli Pomorzanami.
Warszawa, 26 października 1985 [40]
Z listu Konrada Bielińskiego, Zbigniewa Bujaka, Wiktora Kulerskiego i Jana Lityńskiego, przedstawicieli Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność” Regionu Mazowsze, do Willy’ego Brandta w związku z jego nadchodzącą wizytą w Polsce
Od zakończenia II wojny światowej podsycanie zbiorowego uczucia nienawiści do Niemców i wpajanie przekonania o stale grożącym z ich strony niebezpieczeństwie było filarem komunistycznej propagandy. Propaganda ta znajdowała oparcie nie tylko w ciągle żywej pamięci o nazistowskim okrucieństwie okresu okupacji, ale również w bezustannym kwestionowaniu polskiej granicy zachodniej przez kolejne ekipy rządzące w RFN.
[…]
Współpraca [SPD] z rządem PRL pomijająca aspiracje polskiego społeczeństwa stwarza wrażenie, że między wrogą Polsce, kwestionującą nasze prawa do Ziem Zachodnich linią rewizjonistów a postawami polityków socjaldemokratycznych istnieją jedynie taktyczne różnice; że w gruncie rzeczy oba stanowiska są odmianami niemieckiego nacjonalizmu. Chcielibyśmy się mylić.
Warszawa, 27 listopada 1985 [21]
Kazimierz Dziewanowski, dziennikarz, pod pseudonimem Karol Grodkowski w „Tygodniku Mazowsze”
Próbuje nam [władza] wmówić, że RFN składa się przeważnie z byłych esesmanów i ich sympatyków, a różni Hupkowie i Czaje myślą tylko, jak nas pozbawić Ziem Zachodnich, a gdyby się dało, to i życia.
[…]
Powinniśmy […] być zainteresowani tym, aby Niemcom udało się osiągnąć postęp w sprawach wewnątrzniemieckich. W naszym interesie leży wszystko, co prowadzi do powstania Europy bardziej pokojowej i niepodzielonej na bloki. Nie można być jednocześnie za zbliżeniem międzyeuropejskim, a przeciw przyszłej możliwości zjednoczenia Niemiec. Trzeba też wyobrazić sobie nasze w tym miejsce. Warunkiem takiego rozwoju w przyszłości jest pojednanie polsko-niemieckie.
Warszawa, 30 stycznia 1986 [14]
Cezary Kaźmierczak, publicysta, pod pseudonimem Maciej Pniewski w kwartalniku podziemnym „Metrum”
Problem tak zwanych ziomkostw jest w dużej mierze wykreowany i rozdmuchany przez komunistyczną propagandę. […] Trudno dziwić się tęsknocie tych ludzi za rodzinnymi stronami. (A Polacy nie tęsknią za Wilnem, Lwowem? Czy gdyby w Polsce była wolność, nie powstałyby towarzystwa byłych lwowiaków, wilnian?). […] Jeśli pojednanie polsko-niemieckie ma być głębokie i szczere, strona niemiecka powinna jasno i wyraźnie, bez żadnych niedomówień uciąć wszelkie spekulacje na ten temat poprzez deklarację nienaruszalności naszej zachodniej granicy.
Siedlce, 26 lutego 1986 [24]
Hans-Dietrich Genscher w przemówieniu podczas wizyty ministra spraw zagranicznych Mariana Orzechowskiego
Nasz dialog wymaga prawdomówności oraz udziału wszystkich odpowiedzialnych sił w polityce i społeczeństwie. Musimy kształtować teraźniejszość i przyszłość, mając pełną wiedzę o przeszłości. Sceptycyzm i nieufność wobec motywów innych są szkodliwe.
Bonn, 7 kwietnia 1986 [12]
Władysław Bartoszewski, historyk, profesor wizytujący na Uniwersytecie Ludwika i Maksymiliana w Monachium, w przemówieniu z okazji przyznania Pokojowej Nagrody Księgarzy Niemieckich
Tak zwane przezwyciężenie przeszłości jest osiągalne przede wszystkim przez zbliżenie i wzajemne lepsze zrozumienie się jak największej liczby ludzi. Całkowite pojednanie narodów jest – jak z wielu doświadczeń historycznych wynika – procesem psychologicznie i społecznie dużo trudniejszym i bardziej przewlekłym niż ewentualne polityczne porozumienie państw.
[…]
Nie mam zamiaru unikać tak zwanych problemów drażliwych. W pełni rozumiem, że dla wielu Niemców należy do nich problem tak zwanych ziem nad Odrą i Nysą. Obecność dziś około 11 milionów Polaków na tych ziemiach uważać należy za bezpośredni skutek II wojny światowej […]. Uciekinierzy, wygnani, przesiedleńcy – wszyscy oni należą do ofiar tej wojny, podobnie jak ci Polacy, którzy w konsekwencji II wojny światowej utracili swoją bliższą ojczyznę we Lwowie, Wilnie czy gdzie indziej na Wschodzie. Tragicznie zawikłane okoliczności historyczne i polityczne doprowadziły do tego, że Polacy, może lepiej od wielu innych narodów w Europie, są w stanie zrozumieć cierpienia i trudności ludzi, którzy byli zmuszeni porzucić swą ojczyznę, rozumieją też problem podziału narodu, bo sami go przeżyli.
Frankfurt nad Menem, 5 października 1986 [1]
Herbert Hupka
Pełen dumy narodowej Polak nie chciał przyznać, że potwornych czynów w stosunku do Niemców dopuścili się również jego rodacy. Nie tylko zresztą nieprecyzyjne i nieprawdziwe sformułowania, których używał Bartoszewski, nie tylko jego nieomal nacjonalistyczna postawa były tymi czynnikami, które działały przygnębiająco podczas spotkań z polskim gościem. Najbardziej uderzała atmosfera, która na każdym kroku towarzyszyła wizycie tego Polaka w Niemczech. Niepożądane były jakiekolwiek polemiki, mile widziana natomiast aprobata, która wynikała z dającego się zawsze uzasadnić poczucia winy. Nawet wtedy nie było sprzeciwu, kiedy Bartoszewski podnosił zemstę do rangi prawa. Kto się przeciwstawiał, był odsyłany do kąta zatwardziałych wypędzonych, którzy nie troszczą się o porozumienie z narodem polskim.
1 Mowa o Układzie między Polską Rzeczpospolitą Ludową a Republiką Federalną Niemiec o podstawach normalizacji ich wzajemnych stosunków z 7 grudnia 1970.
2 Dziennikarka i polityczka Antje Huber urodziła się w 1924 roku w Szczecinie.
3 W grudniu 1983 sekretarz stanu w MSZ RFN Alois Mertes stwierdził, że istnieje w Polsce ponadmilionowa mniejszość niemiecka, wobec której rząd RFN ma obowiązek ochrony.
4 Książka Die Reise nach Pommern – Bericht aus einem verschwiegenen Land ukazała się w RFN na początku 1985 roku.