Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pamięć nawraca jak uparty refren, strata nie milknie na jawie ani w snach, ciało udręcza się w mechanizmie odwyków i samozatraceń. Roman Honet, laureat między innymi Nagrody im. Wisławy Szymborskiej, w swoim dziewiątym tomie poetyckim prowadzi nas zarówno tymi ścieżkami, którymi już stąpaliśmy, gdzie rytm kroków wyznaczała znajoma nuta lamentu, jak i nieznanymi dotąd, groźnymi ostępami, gdzie oniria myli się z delirią, biografia z bajką, a własna cielesność – z chorobliwymi widmami wspomnień. W kruche słowa, kruchy lód pod stopami – nie pękaj, idź.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 21
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
pamięć niczyja
w oczach, w ogniu
może popatrzę na park okryty śniegiem,
z rzeką białych kamieni,
może na życie szarpane przez wiatr
kołyszący się nad stacją paliw,
dalej, dalej. mówiłem ci,
odległość nie wybiera, w oczach
zostaje kształt twojej głowy
odciśnięty pod moją ręką, ciało rośnie
tak nieprzerwanie jak kiedyś,
przed czasem.
o! tu przed czasem rozstaliśmy się
i zasnęliśmy,
każde w swoim ogniu
tutaj, daleko
dla Ozo
może to pokarm w ustach, może czas
każdej poprzedniej wiosny wokół mnie. także tej,
gdy widziałaś nie pamiętam co
albo zjadałaś własny język.
żeby on mówił – pozwalam na cień,
żeby on mówił – pozwalam na ciało
(żebyś je miała najpiękniejsze, ty),
wspinające się po to, czego nikt nie ma
i mieć nie będzie – nieśmiertelność,
trzask bata we krwi, w niej
tarzające się zwierzę, szczęśliwe,
spełnia się baśń, którą wymyśliło.
tak więc dlatego – ciało czyste
to bat, zwierzę, ucięty język,
dlatego być szczęśliwym to być tutaj,
być nieśmiertelnym to być daleko
świat, dziecko
a kiedyś pragnąłem,
żeby całe powietrze było moje,
moje na zawsze, lubię chciwość
w ludziach, więc żeby ludzie ode mnie
odwrócili się, tego także
pragnąłem – żeby przepadli ze swoją
chciwością, drżeniem – by odstąpili,
a świat mnie nie nękał, ponieważ świat nie ma
czterech ani czterystu tysięcy lat,
ale ma lat pięć albo dziesięć. o reszcie
czasu ludzie zapomnieli,
o sobie samych pamiętają krótko
śnieg, pokarm
nie zatrzymam się tu,
aby popatrzeć na park okryty śniegiem
i głowy mężczyzn grających w warcaby,
piękne o zmierzchu. i ręce,
wyciągnięte nagle przed siebie
(są moje, moje!), albo kształt i gęstość,
jakie przybiera ciało wobec żartów krwi:
wrak, eksponat, smar –
może to zapamiętam na zawsze.
nie na zawsze – tutaj,
i śpiewanie śniegu:
ja jestem pokarm w ustach
ludzi, którzy milczą,
i kamień w ustach ludzi, którzy mówią,
chociaż nie mają nic do powiedzenia
prędkość, promień
dla Ozo
być nieśmiertelnym to być szybciej
niż ciało, całe z roztrąconej krwi, i niż promień,
cały ze środka. dlatego
świerszcze w trawie, brud w oczach
i to zaklęcie – nie może tak być,
że cię zastąpię. są obietnice,
które składa się późno,
zbyt późno. jak ta,
że zapomnę kiedyś twoje „o, zobacz!”, twoje „o!” i „o!”
i twoje „piii” w zaroślach nad rzeką.
i szepnę – tak nie było.
i być może stąd
to moje tutaj śpiewanie o tobie,
zaklęciach, świerszczach,
i nieśmiertelni, oni
muszą być szybciej i szybciej,
dlatego każą czekać tak długo
niebo, ziemia
najdłuższy miesiąc na czekanie – marzec,
a więc czekałem przed hipermarketem
i człowiek słabujący na umyśle
mijał mnie, niosąc w ręku kartę kredytową
i papierowe torby. (rocznica
wiosny wcześniejszej albo inne święto
mogłyby się tutaj wydarzyć
i pozostać moje na zawsze).
to nie przemija z biegiem lat
ani nie wraca – są ci,
którzy odzyskują ciało
i szepczą – potężne,
w niebie, jak i na ziemi,