19,90 zł
Kochani! Pasmo nieszczęść! Świat mi się rozpada! Wszystko mnie denerwuje! Straciłam miłość mojego życia! Liczyłam, że Maksym wróci ze Stanów po wakacjach. Na dodatek Blanka znalazła sobie nową przyjaciółkę. Wszyscy mnie opuścili... Ale los bywa przewrotny. Po burzy zawsze wychodzi słońce. A moje zabłysło jakże jasno i promiennie... Mam dla Was jeszcze jedną ważną informację. W końcu przyszedł ten upragniony, dawno wyczekiwany dzień... Skończyłam 18 lat. Nareszcie! Wreszcie jestem dorosła. Świat leży u mych stóp. Tylko co z tego? Czy pojawią się przede mną nowe możliwości? Czy będę umiała dokonywać właściwych wyborów? Czy młodzieńcza miłość jest tą na całe życie?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 276
Chyba dużo łatwiej było wówczas, gdy to ja podejrzewałam Maksyma o to, że całował się z Donią. Bolało, ale uczucie zranienia pozwalało mi jakoś funkcjonować. Myślałam wtedy, że Maksym nie jest jednak taki idealny. To dodawało mi sił do dalszego życia. Teraz musiałam stanąć twarzą w twarz z okrutną prawdą, że winę za rozpad naszego związku ponoszę wyłącznie ja. Myślałam o tym, opuszczając mury Zespołu Szkół nr 4 i kierując się w stronę przystanku tramwajowego. Milcząca Blanka szła tuż za mną.
– Natka, niczego nie możesz być pewna. Może wróci... – powiedziała cicho.
– Gdyby miał wrócić, zrobiłby to w sierpniu, gdy jego tata zajęty był fuzją. Wakacje spędzali w lipcu, dlatego Maksym tak szybko wyleciał z Polski.
– Może coś mu wypadło? Mógł być potrzebny ojcu przy tej fuzji.
– Po prostu mi nie wybaczył. Cały sierpień czekałam na niego w Juracie, łudząc się, że wszystko się ułoży. W lipcu nawet nie chciałam tam jechać. Wiedziałam, że większość miejsc będzie mi się kojarzyć z Maksymem. W sierpniu zaryzykowałam, zresztą rodzice się uparli, że mam wyjechać z Wrocławia. Wciąż miałam nadzieję, że pewnego dnia obudzę się i on będzie przy mnie.
– Natka, może wszystko jeszcze jakoś się ułoży – próbowała pocieszać mnie Blanka.
– Nie bądź śmieszna. Ani razu nie zatelefonował, nie napisał żadnego listu. Gdyby chciał mieć ze mną kontakt, to by mnie znalazł. W przeciwieństwie do niego jestem na Facebooku, mam Tlena, Gadu-Gadu i zna mój adres e-mailowy. Wiesz, czasem tak sobie myślę, że gdyby on mnie naprawdę kochał tak bardzo jak mówił, to wybaczyłby mi ten pocałunek.
– Przecież wiesz, że to nie chodzi o pocałunek. Tyle razy cię pytał, czy nic się nie wydarzyło, a ty kłamałaś, że nie. Maksymowi chodzi o to, że go oszukałaś.
Nie takich słów potrzebowałam. Sama nie wiem, co tak naprawdę chciałam usłyszeć od Blanki, ale na pewno nie to. Miała rację w tym, co powiedziała. Tyle że nic mnie to w tej chwili nie obchodziło. Chciałam usłyszeć coś innego! Potrzebowałam wsparcia. Może usprawiedliwienia dla siebie samej? Jej słowa mnie rozdrażniły.
– On też ukrył wizytę Doni, jakbyś nie zauważyła – powiedziałam zła.
– Tylko on się z nią nie całował. Natka, to była zupełnie inna sytuacja.
– Dzięki! – burknęłam oschle. – Nie chce mi się na ten temat gadać. Nara! – powiedziałam i zostawiłam ją na środku chodnika. Nie poszła za mną, choć kilka przystanków jeździłyśmy zawsze razem. Zobaczyłam nadjeżdżającą siódemkę, więc podbiegłam i w ostatniej chwili wskoczyłam do środka. Wszystko się waliło. Niepotrzebnie tak potraktowałam Blankę, ale mówienie prawdy prosto z mostu nie zawsze chyba jest dobre. Będąc w Juracie z Zuzą i Witoszem, próbowałam wyciągnąć od nich jakieś informacje, ale oboje milczeli jak zaklęci. Witosz przysięgał, że tym razem nic nie wie. Mówił, że sam się martwi o Maksyma. Nie mam pojęcia, czy mówił prawdę, czy znów był lojalny do bólu wobec swojego przyjaciela.
Całe popołudnie próbowałam dorwać Blankę na Tlenie lub Facebooku, ale jej nie było. Zaczęłam przeglądać posty znajomych. Generalnie wszyscy mieli doła, że wakacje już się skończyły. Przejrzałam Kwejka, Besty i Demotywatory. Kliknęłam „lubię to” przy obrazku z napisem: „Jeśli zakochani ludzie mają w brzuchu motyle, to czy zakochane motyle mają w brzuchu ludzi?”. Potem kliknęłam na napis: „wrzuć na Facebooka”. Obrazki i hasła, które kiedyś mnie bawiły, jakoś ostatnimi czasy nie wywoływały uśmiechu na mojej twarzy. Po wiecznym zacieszu nie było ani śladu. Albo byłam zła i poirytowana, albo bardzo smutna. Mimo to życie toczy się nadal, a ja przynajmniej próbuję stwarzać pozory, że w nim uczestniczę. Tak bardzo tęsknię za Maksymem... Nawet oddech sprawia mi ból.
Nie układa mi się z Blanką. Przeprosiłam ją za swoje fochy.
– OK. Nic się nie stało – wzruszyła ramionami.
Jednak coś się zmieniło. Wiem, że coraz częściej spotyka się popołudniami z Andżeliką. Andżelika jest z nami od pierwszej klasy, ale w tamtym roku z nikim specjalnie nie trzymała. Miała raczej swoje towarzystwo spoza naszego środowiska. Teraz na każdej przerwie rozmawiała z Blanką. Dziś po szkole wybrałyśmy się razem do Arkad. Chciała sobie kupić buty na jesień. Nie znalazłyśmy nic specjalnego, więc zaproponowałam, byśmy pojechały do Magnolii. Wyjęła telefon komórkowy i spojrzała na wyświetlacz.
– Nie zdążę. Może jutro?
– Przecież nie masz popołudniowego treningu – zauważyłam.
– Ale umówiłam się z Andżeliką – bąknęła. – Ma przyjechać koło osiemnastej.
– Mamy jeszcze ponad godzinę.
– To jedźmy – zgodziła się, ale nie była zadowolona.
Chodząc z nią po Magnolii, miałam wrażenie, że Blanka była już myślami z Andżeliką, a ze mną tylko dlatego, żeby nie sprawić mi przykrości. Zrobiło mi się smutno. Czy już nikomu nie jestem potrzebna? Wróciłam do domu zupełnie załamana. Rzuciłam plecak w kąt i położyłam się na łóżku. Mama pochłonięta była ostatnio sprawami Zuzy. Za nic w świecie nie chciała się zgodzić, by siostra zrezygnowała z pływania wyczynowego, ale Zuza podjęła decyzję.
– Jestem pełnoletnia! – krzyknęła niespodziewanie. – Dlaczego wciąż robisz to samo? Najpierw próbowałaś Bazylowi zaplanować życie, a teraz mnie? Nie zauważyłaś, że Bazyl jest w końcu szczęśliwy?! Wcześniej nie był!
– Zuza! – mama także podniosła głos. – To jest zupełnie inna sytuacja. Ty kochasz pływanie wyczynowe. Bazyl nie kochał tego, co robił wcześniej!
– Kocham, ale mam też swój rozum. W tym wieku powinnam pływać na europejskich i światowych zawodach, a nie w finałach B, Mistrzostw Polski. Wyniki stoją mi w miejscu od drugiej klasy gimnazjum. Cały mój wysiłek i ciężka praca idą na marne. A ja mam maturę! Powinnaś się cieszyć, że będę miała więcej czasu na naukę!
– Ale chciałaś zdawać na AWF – przypomniała mama.
– I nie zmieniłam planów. Wciąż chcę. Tylko żeby się dostać na AWF, to najpierw muszę zdać maturę. Te wszystkie lata nie pójdą na marne. Uwzględnią je przy przyjmowaniu na studia. Poza tym chcę trenować ratownictwo sportowe! Tam nie ma takiego ciśnienia. Jest inna atmosfera. Ludzie są bardziej zżyci. Nie ma chorej rywalizacji. Mamo, czy do ciebie nie dociera, że ja już zdecydowałam?!
– Nie pomożesz mi?! – mama podniesionym głosem zwróciła się do taty.
– Przecież wiesz, że popieram zdanie Zuzy. Ma prawo sama zdecydować – odparł spokojnie. – I niegłupio to sobie wykombinowała.
– To już lepiej nic nie mów! – krzyknęła znów mama. – Tyle lat naszych poświęceń i wszystko na marne!
– Chyba głównie moich poświęceń! – zawołała siostra.
Zakryłam uszy poduszką. Byłam po stronie Zuzy. Czemu mama we wszystko się wtrąca? Wciąż nie można spokojnie z nią porozmawiać na żaden temat. Reaguje krzykiem. Potrafi tylko się drzeć! Nie ma w tym domu chwili spokoju! Nie można odpocząć ani pomyśleć. Mam tego dość! Prześlizgnęłam się do przedpokoju i założyłam kurtkę. Otworzyłam cicho drzwi i wyszłam na zewnątrz. Nie chciałam tam zostać ani chwili dłużej. Znałam scenariusz. Tata będzie teraz próbował uspokoić mamę, Zuza pójdzie do swojego pokoju, ale mama będzie sobie przypominać nowe argumenty lub to, co mogła jeszcze powiedzieć, a czego nie powiedziała. W związku z tym, co dziesięć minut będzie otwierała drzwi do siostry pokoju i mówiła zdania, które powinny w jej przekonaniu dotrzeć do Zuzy i nakłonić ją do zmiany decyzji. Nic to nie da. Gadanie mamy powoduje, że w nas narasta bunt. I jedyne, na co ma się wtedy ochotę, to zanegować wszystko, co ona powie. Jest mądra, więc dlaczego powielała wciąż własne błędy? Mama musi mieć świadomość, że to gadanie rodzi sprzeciw. Rozkminiałam to, idąc ulicą Rowerową w kierunku przystanku tramwajowego. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Normalnie pojechałabym do Blanki, ale nie dziś. Tramwaju nie było na horyzoncie, ale nadjechał autobus. Bez chwili namysłu podbiegłam do niego i wskoczyłam do środka. Pojechałam do samego końca, na pętlę. Stamtąd było już blisko do domu Maksyma. Zrobiło się całkiem ciemno. Obeszłam dom dookoła. W żadnym oknie nie świeciło się światło. Był pusty. Wydawał się martwy. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że ja jestem tego przyczyną. Gdyby nie moje idiotyczne zagrywki, w domu świeciłoby się światło i byłby tam Maksym. A może bylibyśmy w tej chwili razem? Siedzielibyśmy przytuleni, pili gorącą herbatę z cytryną i oglądali jakiś film? Albo Maksym grałby na gitarze? Śpiewałby tylko dla mnie i nie spuszczał ze mnie wzroku. Boże, jak mi tego brakuje! Jak bardzo za tymi chwilami tęsknię! Spojrzałam na pierwsze piętro, tam gdzie był jego pokój. Ciekawe, czy na komodzie stało jeszcze moje zdjęcie... Nie potrafiłam powstrzymać łez. Płakałam jak małe, bezbronne dziecko.
Andżelika to ma tupet! Wkurza mnie tak bardzo, że mam ochotę ją udusić! Wczoraj napisała do mnie na Tlenie.
Musiałam to napisać. Musiałam dać jej do zrozumienia, że Blanka przyjaźni się ze mną, a nie z nią! Co ona w ogóle sobie wyobraża?! Wlazła w naszą przyjaźń z buciorami i jeszcze mnie wypytuje, co ja na to? Chyba jasne, że nie jestem z tego powodu szczęśliwa. Co ona? Jakaś tępa, czy co? Nie dam jej tej satysfakcji. Niech sobie myśli, że mam ją gdzieś.
Jasne, nie chce mi zabrać Blanki! Gdyby nie chciała, to do głowy by jej nie przyszło, żeby się z tego tłumaczyć. Wciąż jej proponuje jakieś spotkania, to znów Andżelika do niej wpadnie, to, zaprasza ją do siebie, albo idą gdzieś razem z jej chłopakiem i jego przyjacielem. Na dodatek Blanka podoba się temu ziomkowi, więc chodzą wszędzie we czwórkę. Andżelice to na rękę. Gdyby Blanka chciała, żebym poszła z nimi, to zawsze jej może nawciskać, że będzie nie do pary. Nienawidzę tej idiotki!
– Przeszkadzam? – tata wsadził głowę przez uchylone drzwi.
– Nie, tato – odparłam. – A coś się stało?
– Oboje dobrze wiemy, że tak. Chciałem zapytać, jak sobie radzisz z całą tą sytuacją? Czy w ogóle sobie radzisz?
– Tato, nie chcę o tym rozmawiać.
– Natalia, ciągłe tłumienie tego w sobie boli tak samo jak rozmowa na ten temat.
– Nie mam na to wpływu. Nie wymagaj, bym zapomniała o wszystkim w ciągu dwóch miesięcy.
– Córeczko, nie wymagam. Nawet mi to przez myśl nie przeszło – podszedł i położył mi dłonie na ramionach. – Czy mogę ci jakoś pomóc? – spytał.
– Nie, tato. Nikt mi nie może pomóc.
– Zastanawiałaś się, czy mogłabyś coś w tej sytuacji zrobić?
– Nic nie mogę. Chyba że wsiądę w samolot, odszukam Maksyma i poproszę, by mi wybaczył. Niestety, nie mam wizy, kasy na samolot i nie wiem, gdzie w Nowym Jorku jest Maksym. Nie odbiera telefonów, nie ma z nim kontaktu przez komunikatory, nie ma go na Facebooku.
– Ja myślę, że on ci już dawno wybaczył – rzekł tata poważnie. – Mam wrażenie, że bardzo cię kocha, a w miłości wybacza się takie rzeczy.
– Może nie kochał mnie tak bardzo, jak nam się wszystkim wydawało? – westchnęłam. – A może kochał, a to moje kłamstwo spowodowało, że przestał?
– Nie sądzę.
– To w takim razie, gdzie on jest? Na początku sierpnia powinien wrócić do Polski.
– Może coś się stało? Coś, o czym nie mamy pojęcia. Natalia, różne rzeczy w życiu się zdarzają. Rok akademicki jeszcze się nie rozpoczął...
– Tato, ty naprawdę wierzysz, że on wróci? – przerwałam.
– Nie wiem, kochanie.
– Sam widzisz, nawet ty nie jesteś pewien. Maksym miał świra na punkcie zaufania. Uważał, że tylko w ten sposób można sprawić, by miłość była prawdziwa i przetrwała wszystko, a ja zawiodłam jego zaufanie.
– Maksym jest inteligentnym chłopakiem i wie, że w życiu czasem popełnia się błędy.
– Tato, proszę, nawet nie budź we mnie nadziei. Wszystko mi się ostatnio wali. Straciłam Maksyma, tracę Blankę. W domu nie ma chwili spokoju. Mama wciąż krzyczy. Czasem mam ochotę stąd uciec.
– Natalia – westchnął głęboko – w życiu czasem zdarzają się bardzo trudne chwile.
– Mówiłeś, że problemy są po to, by je rozwiązywać, ale ostatnio jakoś nic nie udaje się rozwiązać.
– Przy moim pełnym poparciu Zuza postawiła na swoim. Mama w końcu ochłonie i się z tym pogodzi. Ten problem wkrótce przestanie istnieć. Nie wszystko da się rozwiązać natychmiast, teraz, czy w ciągu jednego dnia. Czasem musimy poczekać, dać sobie i innym trochę czasu, ale nie możesz codzienne po szkole bezmyślnie wpatrywać się w sufit czy ekran monitora.
– To co mam robić?
– Zacznij od tego – tata położył na biurku gazetę.
– Co to jest?
– Gazeta – odparł.
– To widzę, ale co jest takiego w tej gazecie, że mi ją przyniosłeś?
– Konkurs fotograficzny pod tytułem My, okularnicy. Można wysłać trzy fotografie. Interpretacja tematu jest dowolna. Tematycznie powinny nawiązywać do wiersza Agnieszki Osieckiej My, okularnicy. Nie jest to jednak warunek konieczny.
– Tato, ja naprawdę już nie pamiętam, kiedy robiłam ostatnio zdjęcia.
– W Juracie – przypomniał.
– Owszem. Szkoda, że nie widziałeś tych zdjęć. Jakieś badziewie z tego wyszło. Zupełnie nie miałam głowy do fotografowania. I teraz też nie mam.
– Bo nie chcesz mieć. Ja rozumiem, że tęsknisz, że jest ci bardzo ciężko. Ale może oderwanie się na chwilę od całej tej sytuacji będzie dobrym pomysłem. Jeśli nie weźmiesz udziału w tym konkursie, będzie mi bardzo przykro.
– Tato! – zawołałam. – To jest szantaż emocjonalny! Nie rób tego!
– Możliwe, nie zastanawiałem się nad tym. Nie chcę, żebyś była ciągle smutna, żebyś tak bardzo cierpiała, dlatego wymyśliłem, że jeśli postarasz się na czymś skoncentrować uwagę, to będzie ci lżej. Dlatego będzie mi przykro, jeśli odrzucisz moją prośbę.
– To chyba tak nie działa, tato. Usatysfakcjonuje cię, jeśli zrobię byle jakie zdjęcia?
– Nie. Liczę na to, że będą to najlepsze zdjęcia, jakie potrafisz zrobić.
– Nie dam rady się teraz skupić na robieniu zdjęć. Czy ty tego nie rozumiesz?
– Liczę na to, że się postarasz. Zrób to dla mnie, jeśli nie chcesz dla siebie.
Zatkało mnie. Dosłownie.
– Do kiedy trwa ten konkurs?
– Do 15 października można nadsyłać prace. Decyduje data stempla pocztowego.
– To bardzo mało czasu! – zawołałam.
– Przykro mi, ale dopiero dwa dni temu natknąłem się na to ogłoszenie. Mama kazała posprzątać gazety, które leżały pod ławą. Zacząłem je przeglądać przed wyrzuceniem i znalazłem informację o konkursie. Zdążysz – powiedział to takim tonem, jakby nie miał wątpliwości. – Postarasz się?
– Tak – odpowiedziałam.
Był jedyną osobą, której nie mogłabym odmówić w żadnym momencie mojego życia. Obok Maksyma był dla mnie najważniejszy!
Przez ostatnie dwa tygodnie skupiona byłam wyłącznie na konkursie fotograficznym. Nie mogłam zawieść taty. On niezależnie od tego, czy miał swoje własne problemy, czy był zmęczony po ciężkim dniu pracy, czy nawet chory, nie zawiódł mnie nigdy. Na bieżąco starałam się też pilnować lekcji, by w miarę bezstresowo wejść w nowy rok szkolny.
Dziś udało mi się wyciągnąć Blankę do rynku.
– Już pewnie po inauguracji roku akademickiego – spojrzałam na wyświetlacz komórki, żeby sprawdzić godzinę. – Jest szansa, że studenci oblegają rynek.
– Albo Wyspę Słodową – skwitowała.
– W taką pogodę?
Koniec września był szary i na dworze siąpił deszcz.
– Po co ci właściwie studenci? Mówiłaś, że masz już fotę na ten konkurs.
– Mam jedną, a mogę wysłać trzy. Nie chcę, żeby tata pomyślał, że poszłam na łatwiznę. A studenci kojarzą mi się z tekstem Osieckiej – wyjaśniłam i zacytowałam:
„Między nami po ulicy, pojedynczo i grupkami, snują się okularnicy ze skryptami. I z książkami, z notatkami, z papierami, kompleksami”.
– Ogarniam – odparła, robiąc dziwną minę. – A fota musi dotyczyć tego tekstu?
– Nie, ale szukam w tekście natchnienia.
Staram się ostatnio być miła dla Blanki. Boję się, że jak zacznę przy niej stroić fochy i obarczać ją swoimi problemami, to zupełnie się ode mnie odsunie. Cieszyłam się, że dała się namówić na ten wypad do rynku i nie ciągnęła ze sobą Andżeliki.
– A co jest na pierwszej focie? – zaciekawiła się.
– Moja babcia – odparłam.
Blanka zrobiła kwaśną minę, myśląc że się wygłupiam.
– Serio – uśmiechnęłam się. – Chodziłam z aparatem i zupełnie nie wiedziałam, jak te moje foty mają wyglądać. Zniechęcona poszłam do babci. Dziadek od razu mnie poinformował, że na ciasto i herbatę to dziś nie mam co liczyć, bo babcia dostała w prezencie od mojego taty książkę i przez ostatnie dwa dni nic nie robi, tylko siedzi i czyta. Weszłam do pokoju, a babcia rzuciła w moją stronę: „Witaj, skarbie”, dziadkowi kazała zrobić herbatę i bez przerwy czytała. Na nosie miała okulary, takie stare, wielkie, dosłownie na pół twarzy, z pękniętą oprawką. Wokół stare meble, jak to u większości babć. I tylko ta książka w sztywnej oprawie, z błyszczącą okładką była nowa. Zrobiłam kilka ujęć. Jedno wyszło całkiem nieźle. Babcia pochylona nad książką, poprawiająca okulary, a w tle dziadek z niezadowoloną miną niosący herbatę.
– A co to za książka? Jakiś romans? – spytała Blanka.
– Cichy bohater Rity Cosby. Wiem, bo pytałam dziadka. To znaczy babci też pytałam, ale była tak zaczytana, że w ogóle nie słyszała, co do niej mówię. To znana amerykańska dziennikarka, która opowiada historię swojego ojca Polaka, powstańca warszawskiego.
– Chodź na coś ciepłego do picia – zaproponowała Blanka, rozglądając się po rynku – bo dziś chyba tutaj natchnienia nie znajdziesz.
Poszłyśmy do „Boskiej Komedii” przy Kurzym Targu. Kiedyś wpadałam tu z Maksymem. Usiadłyśmy i zamówiłyśmy gorącą czekoladę. Po jakimś kwadransie do lokalu wszedł chłopak – chudy, z arafatką na szyi, w grubym, rozciągniętym swetrze. Pod pachą miał ze cztery papierowe teczki, w których z trudem mieściły się stosy kartek. Chłopak bez przerwy rozglądał się, czy nic mu nie wypadło i upychał je z powrotem. Szybko ustawiłam ostrość aparatu i zrobiłam kilka fotek. Na tle utrzymanych w surowym klimacie ścian, w okularach, z wylatującymi kartkami papieru wydał mi się interesujący. Bardzo mi zależało, by uchwycić jego okulary, bo gdy wchodził z dworu do kawiarni, pod wpływem zmiany temperatury, zaszły mgłą. Bardzo pasował do drugiej zwrotki tekstu Agnieszki Osieckiej:
„Uszy mają odmrożone, nosy w szalik otulone, miny mroczne. Taki dzieckiem się nie zajmie, tylko myśli o Einsteinie”.
Blanka zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Siedziała z rozdziawioną miną, wpatrując się w grupkę chłopaków, którzy weszli tuż po nim.
– Widziałaś?! – szturchnęła mnie. – Jakie cicho! O, ten, czarny! A jaką ma klatę!
A ja zastanawiałam się, czy Maksym wrócił. Z jednej strony, byłam całkowicie przekonana, że już nigdy go nie zobaczę. Z drugiej, codziennie spoglądałam na ekran monitora, w prawy, dolny róg, gdzie wyświetlała się data. Im bliżej było rozpoczęcia roku akademickiego, tym większą miałam nadzieję, że może się mylę i on już tu jest: w Polsce, we Wrocławiu, w swoim domu.
Maksym nie wrócił! Przynajmniej do mnie nie wrócił. Telefon milczy jak zaklęty, a ja jak nienormalna zrywam się na każdy dźwięk dzwonka u drzwi. I za każdym razem przeżywam jedno wielkie rozczarowanie!
– Przysięgasz, że nic nie wiesz? – napadłam na Zuzkę, gdy tylko weszła do domu.
Od razu załapała, o co chodzi.
– Nie wiem. Pytałam nawet Witosza, ale on też twierdzi, że nic nie wie.
– Myślisz, że mówi, prawdę?
– Nie mam pojęcia, Natka. Wiesz, że oni obaj są bardzo lojalni w przyjaźni. Jeśli nawet by coś wiedział, a Maksym poprosiłby go, by nikomu nic nie mówił, to on słowa nie piśnie. Nawet mi nie powie – spojrzała na mnie poważnie. – Przykro mi, siostra – dodała.
Weszłam na kompa i bezmyślnie klikałam myszką po stronach internetowych. Dodałam na fejsa hasło z Kwejka:
Potem skomentowałam fotę dodaną przez Blankę. Pod fotką roiło się od komentarzy:
Nie mogłam napisać inaczej. Nie mogłam się powstrzymać! I tak dobrze, że nie palnęłam jakiejś złośliwej uwagi, bo fota była tak naprawdę zwyczajna! Dlaczego Blanka mnie nie poprosiła o zrobienie kilku fotek? Nie ogarniam tego! I jeszcze to słodzenie: „Koffam cię”; „Ja ciebie też, skarbuś”. Myślałam, że już będę miała trochę spokoju z tą całą Andżeliką, ale ona się chyba zawzięła! Nie mogła się do kogoś innego przyczepić tylko akurat do Blanki?! Spojrzałam na monitor. Pod zdjęciem Blanki pojawił się komentarz Andżeliki.
Wyłączyłam Facebooka, ale wszystko się we mnie gotowało. Napisałam na Tlenie do Blanki.
Miały rację. Nic mi się nie podobało: ani fota, ani to, że Blanka poprosiła, by Andżelika jej sesję zrobiła, ani to, w jaki sposób sobie słodziły, ani cała reszta.
Po tej rozmowie poczułam się trochę lepiej. Napisała, że jestem dla niej najważniejsza. Pamiętała, że w gimnazjum nikt jej nie lubił i nikt nie chciał z nią trzymać. Może po tej rozmowie wszystko się jakoś ułoży?
Spóźniłam się dziś na pierwszą lekcję, ale już pod drzwiami słyszałam, jak Ławka okropnie krzyczy. Tylko jedna osoba mogła ją doprowadzić do takiego stanu: Damian. On nikomu nie przepuścił i gdy nie zgadzał się z czymś, głośno o tym mówił; nie ważne, czy chodziło o nauczyciela, czy o ucznia. Wemknęłam się cicho do sali, burknęłam pod nosem: „Przepraszam za spóźnienie” i zajęłam swoje miejsce.
– O co się kłócą? – spytałam Moniki.
– O romantyków, w tym o Cierpienia młodego Wertera – szepnęła. – Właściwie już się nie kłócą. Od pięciu minut Ławka się drze, bo Damian powiedział, że wszyscy romantycy to nudziarze i że on ma dość czytania o tym, jak to oni cierpieli, zabijali się z miłości i rozczulali nad sobą. Oczywiście wyraził to wszystko bardzo dosadnie, nie przebierając w słowach.
Rzeczywiście, Ławka była aż czerwona na twarzy. Damian musiał albo porządnie nadepnąć jej na odcisk, albo trafił na wyjątkowo podły nastrój polonistki. Na chwilę przerwała i przyjrzała się uważnie Damianowi, który był opanowany i wyglądało na to, że nic sobie z jej krzyków nie robi.
– Czy ty masz chociaż świadomość, co jest przyczyną mojego wzburzenia?! – zawołała.
– Za dużo kofeiny – odparł, jak gdyby nigdy nic.
Klasa wybuchła śmiechem. Co niektórzy próbowali się powstrzymać, nie wiedząc jak Ławka na to zareaguje.
– Dość już tego! – powiedziała stanowczo. – Przechodzimy do omawiania tematu. A ty – wskazała palcem na Damiana – ani słowa. Rozumiesz? Zresztą wszyscy macie milczeć!
Ławka zaczęła mówić. Nie minęło dziesięć minut, gdy Damian zaczął coś szeptać do Olka.
– Słyszę głosy! – zareagowała natychmiast nasza wychowawczyni.
– To się leczy, proszę pani – odparł Damian.
Tym razem Ławka też zaczęła się śmiać.
Po lekcjach rozejrzałam się za Blanką. Nie było jej. Zawsze kilka przystanków wracałyśmy razem. Pomyślałam, że może czeka na mnie koło Parku Południowego. Często pędziła tam, żeby zapalić. Nie spotkałam jej jednak. Rozkminiałam, że co innego mówi, a co innego robi. Zrobiło mi się smutno. Znów zatęskniłam za Maksymem, choć starałam się odpędzać od siebie myśli o nim. Byłam już pewna, że więcej go nie zobaczę. Myśli jednak wciąż wracały.
– Natka?! – ktoś szarpnął mnie za rękaw. – Co ty wyprawiasz?! Jest czerwone!
Przystanęłam jak porażona prądem. Obok stała Monika i Krzysiek.
– Nie zauważyłam – szepnęłam.
– Stawiasz dobrą pizzę za uratowanie ci życia – uśmiechnął się Krzysiek.
– To ja ją powstrzymałam przed wtargnięciem na jezdnię na czerwonym świetle – naburmuszyła się Monika.
– Dobra, postawię wam tę pizzę – skwitowałam. – Zjecie wspólnie.
– Pod warunkiem, że cię jakiś kolejny samochód nie rozjedzie – powiedziała Monika. – Słuchaj, Natka! Właściwie dobrze, że cię widzę, bo chciałam cię o coś poprosić.
– Co takiego?
– Sama wiesz, rozkręciliśmy w tamtym roku naszą świetlicę. Właściwie wszystko dzięki... – nie dokończyła. Wiedziałam, że czuła się niezręcznie, bo gdyby nie Maksym, świetlica nadal pokrywałaby się kurzem i kompletnie nic by się w niej nie działo. Nie chciała jednak wymawiać przy mnie jego imienia. – Nieważne – machnęła ręką. – Nasza świetlica ciągle działa i przygotowujemy Opowieść wigilijną. Chcielibyśmy, żebyś zagrała jakąś rolę.
– Opowieść wigilijną?! W październiku?! – zdziwiłam się.
– Przez cały październik i połowę listopada mamy próby w każdy weekend – wyjaśniła. – Przedstawienia planujemy trzy lub cztery. Jedno w drugiej połowie listopada i dwa lub trzy w grudniu.
– Przecież wasza wioska jest mała, ludzie obejrzą raz i drugi na to samo nie przyjdą.
– W listopadzie gramy dla okolicznych szkół podstawowych. Tak zwane przedstawienie zamknięte. W grudniu dla dzieciaków z hospicjum, tego, w którym pomaga Damian – wyjaśnił Krzysiek.
– Gadasz z Damianem?! – zatkało mnie.
– Ja nie – roześmiał się Krzysiek. – Damian poprosił Monikę. Oni ze sobą gadają.
– Zapytał się, czy coś będziemy organizować – odparła Monika. – Wiedziałam, że tak, bo kilka dni temu poprosiły mnie o to dyrektorki dwóch wiejskich szkół – dodała, a po wyrazie jej twarzy widać było, jaka jest z siebie dumna. Ale należało jej się to!
– A w grudniu wystawiacie dla okolicznych wiosek, tak? – domyśliłam się.
– No i dla naszej. Może będziemy mieli jeszcze jedno zlecenie.
– Zlecenie?
– Dyrektorki szkół zaproponowały nam, żeby na przedstawieniu obecne były puszki. Zresztą zawsze były – wzruszyła ramionami. – Każdy, kto będzie mógł, wrzuci tam jakiś pieniążek.
– Oczywiście od dzieci z hospicjum nie chcemy nawet grosika.
– Ogarniam. A dekoracje? Rekwizyty?
– Ktoś nauczył nas kiedyś robić świetne przedstawienia małym kosztem – powiedziała niepewnie.
– Bardzo się cieszę, ale na mnie nie liczcie. To nie jest dobry okres, bym dała radę zagrać w jakimkolwiek przedstawieniu.
– Natka, zależy nam.
– Do tej pory świetnie dawaliście sobie radę sami.
– Słuchaj – powiedział Krzysiek. – Pierwszą próbę mamy 15 października. Czytamy role z kartek. Czasem ktoś zachoruje, ktoś nie może przyjść i to rozwala nam całą próbę albo przedstawienie. Nie bądź taka – zrobił obrażoną minę. – Zgódź się, chociaż na to, żeby być w zastępstwie. Na przykład za Grażynę. Dostaniesz tę samą kartkę, tę samą rolę. Będziesz ją zastępowała na wypadek, gdyby nie mogła wziąć udziału w próbie albo się rozchorowała w czasie któregoś z przedstawień.
– Dlaczego miałaby się rozchorować? – Monika była coraz bardziej zdziwiona.
– Bo ostatnio często choruje – wypalił Krzysiek. – Nie mam ochoty, by rozłożyła nam przedstawienie.
Miałam wrażenie, że Monika jest równie zaskoczona, co ja. Czułam w tym podstęp. Czyżby moi rodzice maczali w tym palce? I namówili Krzyśka, by mnie w to przedstawienie wrobił? A wszystko po to, bym nie myślała o Maksymie? Chciałam ostro zaprotestować. Otworzyłam usta i zdążyłam tylko powiedzieć:
– Nie...
– Egoistka! – napadł na mnie Krzysiek. – Myślisz tylko o sobie. W ogóle na ciebie ostatnio nie można liczyć! W niczym. Wiem, że masz kłopoty! Myślisz, że tylko ty je masz?! Ja też mam! I Monika! A ty skupiona jesteś wyłącznie na sobie! Nic cię nie obchodzi! A wiesz ile tych dzieci ze szkół podstawowych, które przyjdą na nasze przedstawienie ma kłopoty?! Niektóre nie mają ciepłego posiłku, inne...
– Dobra! – przerwałam krzykiem. – Pomogę wam, bo zaraz usłyszę, że nawet dla tych dzieci nic nie chcę zrobić! Pomogę, ale chcę mieć tę rolę zastępczą – dodałam zdecydowanie.
– OK – odparł Krzysiek, ale wciąż był wyraźnie zły. – Więc czekamy na ciebie 15 października w świetlicy. Tylko nie nawal, bo się zupełnie na tobie zawiodę – powiedział oschle.
– Nie nawalę. Spoko.
– A masz czym dojechać? – spytał już łagodniej.
– Jest jakiś autobus.
– Mnie podrzuci tata – odezwał się Krzysiek – więc możemy cię zgarnąć.
– OK – zgodziłam się.
Wolałam się już w niczym nie sprzeciwiać. Krzysiek był na ogół spokojny, ale kilka razy widziałam, jak się potrafił wkurzyć. Nie przypuszczałam jednak nigdy, że tak mi się oberwie.
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Korekta
Agata Chadzińska
Anna Kendziak
Marlena Pawlikowska
Projekt graficzny i ilustracje
Krystyna Mól
Projekt okładki
Łukasz Kosek
ISBN 978-83-756-9505-2
© 2012 Dom Wydawniczy „Rafael”
ul. Dąbrowskiego 16
30-532 Kraków
tel./fax: 12 411 14 52
e-mail: [email protected]
www.rafael.pl
Plik opracował i przygotował Woblink
woblink.com