Patagonia. Tam, gdzie rodzi się wiatr - Wojciech Lewandowski - ebook

Patagonia. Tam, gdzie rodzi się wiatr ebook

Wojciech Lewandowski

4,2

Opis

WOJCIECH LEWANDOWSKI dr geografii (geoekolog), wykładowca na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego. Alpinista i podróżnik (ponad 60 krajów), uczestnik wielu ekspedycji alpinistycznych i naukowych w góry świata. m.in. Spitsbergen, Alpy, Kaukaz, Hindukusz, Himalaje, Karakorum, Ałtaj, Ural, Atlas, Andy, Kordyliery, Pamir, Góry Alaski i sporą liczbę gór i „pagórów” europejskich.

Wszedł m.in. na 20 sześciotysięczników w Andach, Hindukuszu i Himalajach i siedmiotysięczny Mustagh Ata w Pamirze. Ostatnimi laty najbardziej związany jest z Ameryką Południową, gdzie z własnej i nieprzymuszonej woli przemierzył już wszystkie kraje andyjskie i wiele państw Ameryki Środkowej. Wraca jednak zawsze w ukochane Tatry, od których wszystko się zaczęło. 

 

Opis 

Patagonia …sama nazwa przywołuje marzenia o podróżach na krańce świata. Szczęśliwcy,

którym udało się spędzić w Patagonii choć kilka dni, zaraz po powrocie do domu zaczynają

do niej tęsknić i planować następną podróż. Książka Wojtka Lewandowskiego mile zdumiewa

– okazuje się że można zapakować wszystkie potrzebne rzeczy do dwóch plecaków

i we dwoje przemieszczać się wraz z całym dobytkiem z samego południa kontynentu

ku północy, kontemplując po drodze wszystko co się da zwiedzić. Opowieść wzbogacona

jest informacjami z zakresu geografii

Anna Okopińska

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 230

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (6 ocen)
2
3
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Zdjęcia: Joanna i Wojciech Lewandowscy. Pozostałe: Wojciech Marzec s., 14, 21, 22, 35, 77, 78, 110, 125, 179, 199, 216, 217, 218; Piotr Makos s. 64, 93, 145, 161, 162; Ryszard Pawłowski s. 180

Zdjęcie na okładce Wojciech Marzec: Park Narodowy „Perito Moreno”

Redakcja: Katarzyna Sosnowska, współpraca: Robert Szewczyk

Mapki: Ireneusz Badura

Korekta: Joanna Lewandowska

Projekt okładki oraz skład i łamanie: Andrzej Sobkowski, Magraf s.c., Bydgoszcz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski, Magraf s.c., Bydgoszcz

Copyright © for Wojciech Lewandowski

Copyright © for by Wydawnictwo Stapis, Katowice 2022

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując jej część, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo.

Więcej na www.legalnakultura.pl

Polska Izba Książki

ISBN epub: 978-83-7967-224-0

ISBN mobi: 978-83-7967-225-7

Wydawnictwo STAPIS

ul. Floriana 2a

40-288 Katowice

tel. +48 32 206 86 41, +48 32 259 75 74

www.stapis.com.pl

– fragment –

I. PATAGOŃSKIE MITY, PATAGOŃSKA MAGIA

O Patagonii marzyłem od lat. Jeszcze zanim to marzenie spełniłem i tam pojechałem, maniacko malowałem słynne góry z tego rejonu świata, zafascynowany ich budzącym lęk niezwykłym pięknem, niesamowitymi kształtami i nieprawdopodobnymi kolorami. Szczególnie upodobałem sobie wówczas grupę górską Fitz Roya i strzeliste wieże masywu Torres del Paine – najbardziej chyba znane symbole gór Patagonii, znajdujące się na jej południu. Dziś z autentycznym zdumieniem, a niekiedy i lekkim zażenowaniem napotykam u przyjaciół lub w swoich archiwach te olejne i pastelowe próby oddania niezwykłej magii i kolorów Andów Patagońskich.

Patagonia opanowała mnie na długie lata. Najpierw jako nieblednące marzenie, a potem jako miejsce, które stało się częścią mnie. Z tego powodu muszę ciągle do niej wracać. Poznawaliśmy ją, razem z moją żoną Joanną, w czasie trzech długich bacpakerskich podróży w latach 2016, 2017 i 2019, a do niektórych jej miejsc dotarliśmy podczas naszych wcześniejszych wojaży po Argentynie. Za każdym razem staraliśmy się z właściwym nam entuzjazmem i zachłannością zobaczyć i przeżyć jak najwięcej. Mam nadzieję, że niedługo świat wróci do względnej normy po koronawirusie i będę mógł znowu tam pojechać. Nie chcę i nie mogę popełnić grzechu utraty nadziei i na pewno zrobię wszystko, by tak było. Liczę, że Patagonia pozwoli mi się jeszcze odwiedzić i będzie tak samo łaskawa i inspirująca jak dotychczas.

Od zawsze była dla mnie wyrazistym symbolem, wręcz synonimem Wielkiej Przestrzeni i Pięknej Przygody. Niewiele jest chyba miejsc na świecie, których nazwa tak sugestywnie może się kojarzyć z wielkimi odległościami. A może to tylko zwodniczy urok tego, co dalekie i trudno osiągalne? Ta odległa kraina na półkuli południowej wzbudza dziwną tęsknotę za przygodą – być może czasami nieuzasadnioną. Tęsknota ta wraca na różne sposoby i nie daje mi spokoju.

Kiedy wreszcie zacząłem bliżej zaznajamiać się z Patagonią, coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie da się jej do końca poznać. Poza tym trzeba sobie powiedzieć, że nie ma jednej Patagonii. Choć jak najbardziej realna, stanowi jednak swoisty fantazmat i jest postrzegana przez pryzmat oczekiwań, marzeń, pobieżnej wiedzy każdego, kto zwróci na nią swoje spojrzenie.

Ta niejednoznaczność wynika także z nieprecyzyjności jej granic i co w pewnym sensie potęguje wrażenie jej tajemniczości. Patagonia często wykrada się z granic zaznaczonych na mapach, bo odnosi się do zawartej w tej nazwie niekończącej się przestrzeni, swoistej mozaiki diametralnie odmiennych krajobrazów, miejsc, bytów, a nawet zdarzeń. Sama nazwa tej osobliwej krainy wywołuje dreszczyk emocji. Patagonia jest nieustannie funkcjonującym mitem i taką była dla Europejczyków przynajmniej przez ostatnie kilkaset lat. Jej położenie na krańcach znanego świata, z daleka od wszelkich centrów sprawiło, że stała się legendą.

Już na wcześniejszym etapie mojego życia, gdy najbardziej fascynowały mnie wysokie góry Azji, poznawałem Patagonię z książek i zdjęć. Zwłaszcza te lektury na trwałe wpisały się w moje życie, a także wpłynęły na mój sposób podróżowania i postrzegania świata. Do najbardziej znaczących należą: W Patagonii Bruce’a Chatwina, Opowieści z dalekiego południa Francisco Coloanego, Stary Ekspres Patagoński Paula Theroux, Express Patagonia Luisa Sepulvedy, Nocny lot Antoine’a de Saint-Exupéry’ego oraz klasyczna, ale jakże frapująca i wciągająca Podróż na okręcie Beagle Karola Darwina. Tę ostatnią lekturę czyta się zupełnie jak książkę przygodową. Pozwala ona spojrzeć na Darwina jako człowieka z wielką pasją odkrywania i zrozumienia świata, czerpiącego przyjemność z własnej pracy. Wracam do niej bardzo chętnie, konfrontując mój obraz Patagonii z jego wrażeniami sprzed dwustu lat i za każdym razem znajdując w niej nowe źródła inspiracji.

Wiem, że w wielu aspektach książki te tworzyły i budowały moje marzenie, rysując jednak nieco inny obraz tej krainy niż ten, który wypracowałem sam podczas moich podróży. Moje postrzeganie i fascynację Patagonią kształtowały także relacje odkrywców, żeglarzy i alpinistów oraz wszelakich aventureros. Z upływem czasu coraz bardziej wzrastało we mnie zainteresowanie zagładą i tragicznymi losami rdzennych ludów Patagonii: Tehuelche (Aónikenk), Kawésqar, Selk’nam (Ona), Yámana (Jagan), Haush, i na szczęście jeszcze istniejących Mapuche. W miarę poznawania dalekiego południa rósł we mnie coraz większy podziw, gdy zastanawiałem się, jak udawało im się przeżyć i w ogóle funkcjonować w tak nieprzyjaznym środowisku, tworząc niepowtarzalną kulturę – wierzenia, rytuały i świat duchów. Wszystko to niestety zginęło, resztki śladów historii rdzennych ludów przetrwały w nielicznych twarzach mieszkańców, szczątkowych pamiątkach oraz w nazwach geograficznych, a także unikatowych starych fotografiach z przełomu XIX wieku. Często do nich wracam, odkrywając w nich za każdym razem coś nowego. W czasach przed przybyciem Europejczyków pampasy i dalekie wyspy południa nie były przecież bezludne. Teraz, gdy za sprawą białego człowieka tamte ludy przestały istnieć, jakże prawdziwe wydają się słowa Marka Twaina: „Istnieje wiele zabawnych rzeczy na świecie. Wśród nich wyobrażenie białego człowieka, że jest mniej dziki od innych dzikusów”.

W Patagonii można się zatracić, a mnie szczególnie interesowały losy ludzi na różny sposób „opętanych” tym regionem. Znajdziemy bardzo wielu takich, dla których ta kraina stała się największą fascynacją życia. Byli wśród nich zarówno eksploratorzy, marzyciele, misjonarze, wygnańcy, alpiniści, jak i zwykli ekscentrycy, awanturnicy, piraci i okrutni wojskowi, np. generałowie Juan Manuel de Rosas i Julio Argentino Roca, którzy w wątpliwy sposób wsławili się kampaniami wojskowymi przeciwko rdzennej ludności… Tak zwany Podbój Pustyni[1] był zwykłym ludobójstwem. W historii Patagonii znajdziemy także bezlitosnych najemników, takich jak np. „łowca tubylców” Aleksander MacLennan – „Chancho Colorado”, (zwany też Czerwoną Świnią), opętanych żądzą zysku bezwzględnych obszarników (np. José Menéndez i Mauricio Braun), bandyckich „przedsiębiorców” (jak choćby zabójca ostatnich przedstawicieli ludu Selk’nam – Julius Poper) i wiele innych typów spod ciemnej gwiazdy takich jak słynny rabuś Robert LeRoy Parker, znany jako Butch Cassidy oraz jego kompan Sundance Kid, którzy także grasowali w Patagonii, między innymi napadli na bank w Río Gallegos. Można zaryzykować twierdzenie, że Patagonia ponad 100 lat temu m.in. „dzięki” takim indywiduom była gorsza i bardziej brutalna niż ta dzisiejsza.

Wspomnę też o kilku pozytywnych postaciach. Thomas Bridges, anglikański misjonarz i językoznawca, w 1869 roku założył pierwszą anglikańską misję na Ziemi Ognistej i przez prawie 20 lat opracowywał pierwszy na świecie słownik angielsko-yamana obejmujący w sumie 32 tysięcy słów. Przetłumaczył również na ten język dwie ewangelie oraz Dzieje Apostolskie.

Inną postacią, która pozytywnie zapisała się w dziejach regionu, jest Alberto María de Agostini, zwany nieco przesadnie „Ojcem Patagonii”. Ten włoski misjonarz salezjański, a także zapalony wspinacz i podróżnik, poświęcił 50 lat życia na badanie Patagonii, a jedną z największych jego zasług było „zauważenie” jeszcze wówczas żyjących rdzennych mieszkańców Ziemi Ognistej. Pozostawił po sobie nie tylko szereg książek, ale i film dokumentalny oraz wyjątkowo cenną kolekcję kilkuset fotografii przedstawiających tubylców i dawne krajobrazy. Na jego cześć nazwano fiord i park narodowy na Ziemi Ognistej oraz jedną ze skalnych wież w Parku Narodowym Torres del Paine (Torre Sur). Wystawiono mu też pomnik w Puerto Natales[2].

Odmienny bardzo konstruktywny rodzaj „opętania” Patagonią prezentował Douglas Tompkins, o którym więcej piszę w rozdziale „Marka Patagonii”. Na tej liście nie może zabraknąć Erica Earle’a Shiptona, który oprócz wielkich osiągnięć w Himalajach i Karakorum, poprowadził aż sześć badawczo-alpinistycznych wypraw w Patagonii, eksplorując między innymi dziewiczą Kordylierę Darwina. Trzeba też wspomnieć o szalonym, samozwańczym „Władcy Królestwa Araukarii” Orélie-Antoine de Tounensie, który w 1860 roku przy poparciu wodzów plemienia Mapuche zadeklarował powstanie niezależnego państwa (z hymnem, flagą i konstytucją), obejmującego terytoria na południe od rzeki Bío bío. Nic z tego nie wyszło, a sam „król” po kilku próbach powrotu do Patagonii, osiadł w końcu na dobre we Francji, nie pozostawiając sukcesorów z własnej rodziny (choć pojawili się samozwańcy). Zostały po nim pamiętniki i reputacja interesującego, „romantycznego” awanturnika.

Obraz Patagonii uzupełniałem skrzętnie wyszukiwanymi, niezliczonymi filmami dokumentalnymi i fabularnymi. Muszę wymienić chociażby głośny swego czasu, choć dzisiaj uznawany za dość dziwaczny film Wernera Herzoga Krzyk Kamienia, którego współscenarzystą był wybitny himalaista Reinhold Messner. Nie zapomnę, jak lata temu wraz z kolegami z Polskiego Klubu Górskiego byłem na specjalnym pokazie tego filmu. Wciśnięty w kinowy fotel, chłonąłem nie tylko samą akcję – trochę zresztą naciąganą – ale przede wszystkim piękno wspinaczki na wielki lodowy „grzyb” Cerro Torre. Pamiętam doskonale, jacy byliśmy po tym seansie rozgorączkowani i gotowi choćby jutro, i to bez względu na cenę wyruszyć na mityczny granitowy obelisk tego szczytu. Chociaż wówczas Andy Patagońskie i sama kraina były dla nas odległe jak Księżyc[3].

Te wszystkie książki, filmy i relacje przez lata budowały fascynujący i coraz bardziej intrygujący mit tej krainy. Krainy której czas płynie intensywniej, a na pewno inaczej. Patagonia jawiła mi się jako miejsce mityczne, wręcz magiczne.

A na czym polega magia Patagonii? To zależy, co masz w sobie, z czym przybywasz i czego oczekujesz? Patagonia, podobnie jak inne „wymarzone” krainy, daje ci to, co sam do niej przynosisz. Dopiero gdy rozpoczniemy podróż, nasze wyobrażenia i nadzieje potwierdzają się lub ulatniają.

Większość turystów, a nawet osób, które same siebie określiłyby raczej jako podróżników, chce zwiedzić lub odwiedzić jakieś miejsce, obiekt czy region, aby utwierdzić się w posiadanej już wizji wybranego celu podróży. Swoiste kolekcjonowanie stereotypowych widoków i wrażeń wynika nie tylko z dążenia do spełnienia marzeń, ale również z potrzeby uwiarygodnienia odbytej podróży przed innymi (rodziną, kolegami i znajomymi). Jak słusznie zauważył chiński geograf Yi Fu Tuan: „…można powiedzieć, że głęboko ukochane (lub upragnione – przyp. autora) miejsca nie muszą być wyraziste wizualnie, ani dla nas, ani dla innych. Miejsca stają się wyraziste dzięki rozmaitym środkom: rywalizacji i konfliktom z innymi miejscami, walorom widokowym, ewokacyjnej sile sztuki, architektury, obrzędów i rytmów. Miejsca stają się też w oczywisty sposób bardziej realne dzięki dramatyzacji, tożsamość miejsca osiąga się przez dramatyzację aspiracji, potrzeb, a także funkcjonalnych rytmów osobistego i grupowego życia”[4].

Przed laty razem z koleżanką z uczelni Sylwią Kulczyk przeprowadziliśmy badanie ankietowe wśród studentów i pracowników Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego oraz innych uczelni, które miało na celu opracowanie mapy wyobrażeniowej (mentalnej)[5] Ameryki Łacińskiej. W ankiecie znalazły się oczywiście także pytania dotyczące Patagonii. Dla większości naszych respondentów symbolami Patagonii okazały się przede wszystkim: przestrzeń (48%), wiatr (20%) i pustka (18%). Za typowy element krajobrazu Patagonii 59% respondentów uznało step (pampę), co odpowiada rzeczywistości. Jednak aż 23% badanych kojarzyło Patagonię przede wszystkim z górami i lodowcami! – czyli z jednym z najczęściej kreowanych przez przemysł turystyczny symboli regionu. Wynik ten jest wyraźnym potwierdzeniem siły oddziaływania nie zawsze zgodnych z prawdą stereotypów. Często zdarza się, że krajobrazy istniejące w ludzkim umyśle tylko w niewielkim stopniu korespondują z krajobrazami realnymi. Ciekawe, że dla mieszkańców centralnej i północnej Argentyny Patagonia bywa równie nieokreślona jak dla Europejczyków.

Patagonia doczekała się zaskakująco wielu synonimów, porównań i określeń. Co ciekawe, wszystkie, chociaż na pewno w różnym stopniu, wydają się adekwatne i prawdziwe. Zwana bywa „krainą wiatru”, „dalekim południem”, „przystankiem przed Antarktydą”, „bramą do Antarktydy”, „wielkim pustkowiem”, „krańcem świata”, „wielkim nic”, „pustką ostateczną, „krainą wyzwań”, „krainą wygnania” czy tierra ingrata – ziemią przeklętą.

Niektóre rejony Patagonii wydają się być nawet interesującym ziemskim odpowiednikiem marsjańskiego krajobrazu, gdzie można testować roboty i wyposażenie misji ludzkich, szkolić astronautów do przyszłych wypraw w kosmos oraz przeprowadzać eksperymenty astrobiologiczne.

„Koniec świata. Początek wszystkiego” – taki napis wita przybywających do argentyńskiej miejscowości Ushuaia na Ziemi Ognistej. Rzeczywiście, kiedy człowiek z zewnątrz już tam trafi, to może poczuć, że naprawdę dotarł na „koniec świata”, wierząc jednocześnie, że to początek – nie wszystkiego, ale na pewno nowej przygody. Swoją drogą, to tak chętnie i często stosowane określenie „koniec świata” jest niezmiernie pojemne i bardzo relatywne. Koniec – dla przybysza, ale dla autochtona, to właśnie ten przybysz dotarł tu z „końca świata”. Niezwykle trafnie nazwał kiedyś Patagonię Karol Darwin, określając ją krainą, która rozszerza horyzont wyobraźni. Muszę przyznać, że przynajmniej w moim wypadku tak się stało. Patagonia nie tylko na trwale „rozbuchała” moją wyobraźnię, ale też wymusiła na mnie konieczność zadawania pytań i uporczywego szukania na nie odpowiedzi.

Wnętrze Patagonii to rzadko rozrzucone, zagubione osady, wielkie posiadłości ziemskie – estancias, owcze farmy i pasterze bydła i owiec, czyli gauczowie (gauchos). To przestrzeń, gdzie na ubogich pastwiskach jest dziesięć razy więcej pasących się owiec niż żyjących w tym regionie ludzi. Bramami do Patagonii są przede wszystkim dwie słynne drogi: Ruta 40 w Argentynie i Carretera Austral (szosa południowa) w Chile, stanowiące główne arterie komunikacyjne po obu stronach Andów. Ich pokonanie, niezależnie od środka transportu (rowerem, autostopem czy nawet samochodem), jest dla wielu turystów przygodą samą w sobie i coraz bardziej popularnym celem wypraw.

Droga nie tylko weryfikuje nasze marzenia, ale także nadaje poznawanym miejscom właściwe proporcje. Każda podróż może zrodzić nową perspektywę na życie, a im dłużej wędrujemy, tym perspektywa ta wydaje się bogatsza i lepsza. W każdą podróż wpisany jest powrót do domu, a gdy już on następuje, to dręczy nas niespokojna myśl, że życia nie starczy, by w pełni tę podróż skończyć. Tak właśnie mam z Patagonią.

***

Moja opowieść o Patagonii nie będzie przebiegać według chronologii naszych podroży, lecz według klucza geograficznego, czyli z południa na północ – z wyjątkiem początkowego rozdziału o Puerto San Julian, gdzie „zaczęła” się historia zaistnienia tej wyjątkowej krainy w świadomości Europejczyków. A skoro z nazwą Patagonia wiąże się tak wiele mniej lub bardziej czytelnych znaczeń, symboli oraz najróżniejszych skojarzeń, być może warto przyjrzeć się tej krainie przez pryzmat kilku jej wyróżników, znaków rozpoznawczych a nawet synonimów, które niejednokrotnie w jakiś przedziwny, niepojęty sposób spajają odczuwanie i percepowanie terytorium tego niesamowitego miejsca na Ziemi. Będą one przedstawione w postaci osobnych podrozdziałów.

Symboliczny drogowskaz z „końca świata” – Ushuaia, skąd wszędzie jest daleko… „Koniec świata. Początek wszystkiego” – taki napis wita przybywających do argentyńskiej miejscowości Ushuaia na Ziemi Ognistej

Wykonana skali 1:1 replika HMS Beagle jednego z najważniejszych okrętów w historii poznawania Patagonii. Punta Arenas – Chile

Coraz rzadziej występujący gryzoń – Mara patagońska – jedyne zwierzę które ma w nazwie gatunkowej epitet patagońska – Dolichotis patagonum

Piękna zatoka Caleta Wulaia na zachodnim brzegu Isla Navarino nad kanałem Murray łączy w sobie kilka cech południowej Patagonii: historia, dzika przyroda, fiordy i góry. Tu istniała jedna z największych osad ludu Yámana (Jagan). To tu w 1831 r. zetknęli się nimi Karol Darwin i kapitan FitzRoy (pochodził stąd Jemmy Button), mieściła się tutaj również misja Patgońskiego Towarzystwa Misyjnego. Na fotografii widać samotny budynek byłej radiostacji, w którym obecnie mieści się muzeum

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1] Chodzi o przeprowadzoną na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX wieku kampanię wojskową generała Roca zakończoną ostatecznym podbojem terytoriów na południowym skraju Ameryki Łacińskiej, zasiedlonych do tamtej pory przez rdzenne ludy

[2] Wykuta z granitu rzeźba autorstwa Antonio Rodrigueza przedstawia wystylizowane postacie Alberto Maríi de Agostiniego i bezimiennego tubylca z Ziemi Ognistej połączonych braterskim uściskiem rąk. Tubylec nie tylko nie ma imienia, ale też trudno rozpoznać, z jakiego jest plemienia. Charakteryzują go nienaturalnie wielkie stopy, co można odczytać jako symbol uniwersalnego „Patagona”, gdyż popularne interpretacje twierdziły, że nazwa Patagonia oznacza „kraj wielkich stóp”. Z wyglądu postać ta przypomina Indianina z plemienia Tehuelche, odzianego w skórę gwanako. Szkoda tylko, że jeszcze tak niedawno tępieni i nieakceptowani w codziennych kontaktach tubylcy, dopiero wykuci w kamieniu stawali się „szlachetnymi Indianami”.

[3] Pejzaże Patagonii można odnaleźć także w innych filmach fabularnych, np. La Patagonia rebelled (1974), Bombón: El Perro (2004) i Patagonia (2010). Z ogromnej ilości filmów dokumentalnych polecam szczególnie chilijski film El botón de nácar (Perłowy guzik) z 2015 roku w reżyserii Patricio Guzmána.

[4] Tuan Y.F., Przestrzeń i miejsce, przeł. Agnieszka Morawińska, PIW, Warszawa 1987.

[5] Mapa wyobrażeniowa (mapa mentalna) – zbiór wyobrażeń osoby lub grupy osób zawierający informacje o przestrzennej organizacji zjawisk. Wyobrażenia te spełniają funkcję mapy i stanowią podstawę wielu ludzkich zachowań w przestrzeni. Podejmowane decyzje przestrzenne wynikają ze znajomości przestrzeni oraz z wartości przypisywanych jej elementom.