Piekło domowe - Helena Kowalik - ebook + audiobook

Piekło domowe ebook i audiobook

Helena Kowalik

3,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

o wszystko dzieje się w czterech ścianach. Zazwyczaj nie ma świadków. Sprawcy nieszczęścia płaczą podczas procesu sądowego, powtarza się tłumaczenie: nie chcieli, kochali swą ofiarę. Sąd musi poznać okoliczności, więc rozprawa jest miejscem dramatycznych spowiedzi oskarżonych; bardzo intymnych, w kontraście do rzeczowych opinii biegłych psychologów. 

Zapada wyrok. 

Nastolatek, który w czasie lekcji śmiertelnie ugodził nożem kolegę, spędzi w więzieniu więcej lat, niż dotąd przeżył. 

Syn Amerykanki, która dla niego przeprowadziła się do nieznanej Polski, a on ją udusił i wyrzucił poćwiartowane ciało do Wisły, usłyszał: 25 lat za kratami. 

Robiąca karierę polityczną prawniczka, która owładnięta toksyczną miłością do studenta zabiła go podejrzewając, że chce od niej odejść, przekreśliła swe awanse wyrokiem - 15 lat odosobnienia. 

 Mężczyzna, który po zabójstwie narzeczonej napisał na kartce: „Za to twoje traktowanie mnie jak śmiecia i oskubanie kłamczucho” i wyszedł, zostawiając bez opieki niemowlę, wyjdzie na wolność za 16 lat. 

Tylko 5 lat za kratami dla zabójczyni kochanka, który trzymał pod ich łóżkiem kij bejsbolowy i często po niego zasięgał. Wszyscy w rodzinie wiedzieli, że jest katowana, ale panowała zmowa milczenia. Oburzyli się, kiedy sąd skorzystał z prawa do nadzwyczajnego złagodzenia kary. 

Tego rodzaju rodzinne portrety wyjęte z ram - a jest ich 20 - stanowią treść zbioru reportaży Heleny Kowalik pt. „Piekło rodzinne”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 221

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 6 min

Lektor: Wojciech Masiak
Oceny
3,6 (79 ocen)
22
24
14
16
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kasia105

Nie polecam

Nie polecam tej książki. Pierwszy raz, nie za tekst, ale za formę. Pełna błędów, literówek, brakuje też wyrazów. Nie wiem kto czyta te recenzje na Legimi, mam jednak nadzieję, że również wydawca. Czyta się tę książkę jak zeszyt szkolny dziecka, z dysfunkcjami. Szanowny Wydawco - to brak szacunku dla czytelnika, krzywda dla autora, bo traci tekst na rzecz tych bardzo licznych błędów.
20
jacekwierciak

Nie polecam

Bardzo źle, niestarannie napisane. Częste pomyłki w faktach, nazwiskach. Chaotycznie, na szybko. Bardzo źle się czyta. Dno.
00
Marzenka1982

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna ksiazka
00
Pleksi26

Z braku laku…

Ocena nie za treść, ale za formę. Książka pełna błędów ortograficznych, interpunkcyjnych i stylistycznych. Autorka myli imiona, przez co wprowadza dodatkowy chaos. Czytając to człowiek ma ochotę sięgnąć po czerwony długopis i wszystko poprawić 😅
00
Jwasilew

Całkiem niezła

Książka ciekawa, ale wydana jak w wersji roboczej, brak oddzielenia historii i pełno błędów, zupełnie jakby nikt tego nie przeczytał pomiędzy napisaniem a wydaniem.
00

Popularność




Copyright © Helena Kowalik, 2024

Copyright © for the Polish ebook edition by XAUDIO Sp. z o. o., 2024

Projekt okładki: XAUDIO Sp. z o. o.,

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw.

Warszawa, 2024

ISBN 978-83-8341-108-8

Wydawca:

XAUDIO Sp. z o.o.

e-mail: [email protected]

www.xaudio.pl

Rozdział 1. W SYPIALNI

Kij bejsbolowy koło łóżka

Godziła się na rolę popychadła, posłuszna konkubentowi i jego matce. Pewnej nocy miała dość …

O 6 rano Sylwia P. telefonuje do matki swego partnera. - Ja chyba zabiłam Pawła - mówi i odkłada słuchawkę. Urszula K. próbuje się dodzwonić do dziewczyny, ale bez skutku. Postanawia bezzwłocznie pojechać do pobliskiej podwarszawskiej miejscowości, gdzie jej syn i Sylwia od dwóch lat mieszkają w domu po dziadkach Pawła. Kobieta nie wierzy w to, co usłyszała. Przecież była u młodych poprzedniego dnia, zasiedziała się tam do późnego popołudnia. 35-letni Paweł G. chciał kosić trawę na podwórku; odradzała mu, bo pił, w takim stanie nie powinien używać elektrycznej maszyny. Ustąpił, położył się spać. Potem jeszcze rozmawiała z Sylwią, która narzekała na swego partnera. - Najchętniej bym mu rozbiła na łbie te butelki z piwem czy wódą - powiedziała - on nic, tylko pije i śpi.

Urszula K. przed odjazdem obudziła syna, aby się pożegnać. Odpowiedział: - Wieczorem mamusiu się zdzwonimy.

Odezwał się koło godziny 20. Wzburzony twierdził, że Sylwia podsypuje mu do jedzenia tabletki nasenne. Nie wiadomo, jak długo to trwa. - Uważaj na nią - ostrzegła go - ona jest na ciebie wkurzona.

***

- Następnego dnia, 12 maja 2021 roku stanęłam w progu ich mieszkania - zeznawała w śledztwie Urszula K.- Nikt nie zareagował na pukanie. Poruszyłam klamką, drzwi były otwarte. Wewnątrz nie zastałam nikogo. Na podłodze, ścianach i łóżku leżały skrzepy krwi. Natychmiast połączyłam się z policją. Ktoś stamtąd mnie uspokajał, że syn żyje, ale ma rozbity łuk brwiowy, zawieziono go do szpitala. Potem już od lekarza usłyszałam, że Paweł jest w stanie ciężkim, nieprzytomny, ma krwiak mózgu i obrzęk.

Po nieprzespanej nocy Urszula K. ponownie wybrała się do mieszkania syna. Tym razem zastała tam niedoszłą synową. Młoda kobieta spała zamroczona alkoholem. Obudziła ją, zapytała, co się zdarzyło? - Pobił mnie - płakała Sylwia P. - broniąc się, uderzyłam go kijem bejsbolowym.

Policjant, który interweniował w sprawie pobicia, zapisał w swym notatniku, że w mieszkaniu, do którego został wezwany, panował bałagan, od domowników czuć było alkohol. U kobiety alkomat wykazał 1,32 proc.

Stan zdrowia Pawła G. pogarszał się z godziny na godzinę. Nie odzyskał przytomności, lekarze walczyli z niewydolnością krążenia. Zmarł po tygodniu - przyczyną była nieodwracalne uszkodzenie centralnego układu nerwowego

36-letnia Sylwia P. przesłuchiwana w prokuraturze twierdziła, że jeśli uderzyła swego partnera (nie pamiętała), to jedynie w obronie własnej. Opowiedziała, co się wydarzyło w nocy 11 maja 2021 roku.

Wieczorem wypili trochę, położyli się spać. Dębowy kij długości metra o ostrych krawędziach leżał koło łóżka od strony jej partnera. Paweł G. jak zwykle po alkoholu bardzo pobudzony szukał pretekstu do awantury. Wymyślał jej od szmat, k…w. Bezpodstawnie posądzał o zdradę. Reagowała płaczem, co go jeszcze bardziej rozwścieczało. Kopnął ją, przydusił ciężką ręką i zamierzył się kijem. Nie wie, skąd miała tyle sił, ale wyrwała mu to narzędzie z ręki i uderzyła nim w głowę napastnika. A potem już biła na oślep.

Oprzytomniała dopiero na widok tryskającej krwi. Ponieważ brama była zamknięta na klucz, który konkubent nosił przy sobie (żeby nie opuszczała domu), przeskoczyła przez płot na posesję sąsiada. Wezwali pogotowie i straż pożarną, aby karetka mogła wjechać na podwórze.

***

Biegli psycholodzy przeprowadzili z podejrzaną o zabójstwo szczegółowy wywiad.

Wychowywała ją babcia. Matka mieszkająca w tym samym domu, nigdy nie interesowała się córką. W szkole średniej dziewczyna wpadła w towarzystwo próbujących alkoholu wagarowiczów. Przestała słuchać opiekunki, nie zdała matury. Wyszła za mąż, urodziła córkę Monikę. Młodociana para nie zdała życiowego egzaminu. Sąd ograniczył im władzę rodzicielską, gdy ojciec brutalnie pobił córkę. Sylwia P. odzyskała miłość córki dopiero gdy ta sama została matką.

Ale utrzymywaniu bliższych kontaktów obu kobiet sprzeciwiał się Paweł G. Dorosła już Monika P. namawiała maltretowaną matkę, aby wyprowadziła się od konkubenta. Kiedy kolejny raz doszło do pobicia w Święta Wielkanocne 2021 r., przyjechała do Sylwii P., pomóc jej spakować rzeczy. Ofiara damskiego boksera zamieszkała u babci, jednakże po kilku dniach, ubłagana przez matkę konkubenta, a także sprawcę pobicia, wróciła do niego. Urszula G. przepraszała za syna, zapewniała, że on się zmieni…

Obdukcja lekarska stwierdzająca liczne ślady maltretowania uwiarygodniła zeznania podejrzanej.

Psycholodzy stwierdzili, że Sylwia P. jest labilna emocjonalnie. Ma obniżone poczucie własnej wartości, tendencję do wycofywania się pod naciskiem innych z podjętej decyzji, potrzebę akceptacji otoczenia.

Agresywne zachowanie wobec Pawła G. było uwarunkowane silnymi, negatywnymi emocjami, zbyt długim uleganiem przemocy bliskiego jej mężczyzny. To w znacznym stopniu ograniczyło zdolność Sylwii P. do kontroli swego zachowania. Badanie testami psychologicznymi nie wykazało w strukturze osobowości oskarżonej tendencji agresywnych. Na wydarzenia krytycznej nocy, miał też wpływ alkohol, który wypiła.

Zdaniem biegłych psychiatrów, podejrzana mogła pokierować swoim postępowaniem podczas ostatniej bójki z partnerem. Dlatego pozostawienie Sylwii P. na wolności byłoby obarczone wysokim ryzykiem ponownego popełnienia przez nią tego czynu. Zwłaszcza, gdy sięgnie po alkohol.

Sylwia P. została oskarżona o czyn z art. 13 kk par. 1, który brzmi: „Odpowiada za usiłowanie, kto w zamiarze popełnienia czynu zabronionego, swoim zachowaniem bezpośrednio zmierza do jego dokonania, które jednak nie następuje”. Ten artykuł został powiązany z artykułem 148 par.1 kk: „Kto zabija człowieka, podlega karze z pozbawieniem wolności na czas nie krótszy od lat 8 do dożywocia”.

***

Doprowadzona na rozprawę Sylwia P. nie przyznała się do zabójstwa, nie chciała też składać wyjaśnień. Odpowiadała na pytania obrońcy.

- Nie wykluczam - stwierdziła - że uderzyłam Pawła w głowę. Nie było to celowe, na pewno nie chciałam, aby coś mu się stało. Broniłam się, gdy mnie zaatakował. Nie pamiętam takiej sytuacji, że on siedział w fotelu, a ja zamierzyłam się na niego kijem.

Wezwana na świadka córka Sylwii P. potwierdziła, że widziała u matki siniaki, ale zawsze słyszała to samo tłumaczenie: uderzyłam się. Nie dociekała prawdy, gdyż miała z mamą sporadyczny kontakt. Paweł G. zabierał swej partnerce telefon, gdy szedł do pracy. I zamykał ją na klucz.

Obecna na wszystkich rozprawach Marianna Z. babcia oskarżonej z rozpaczą opowiadała o związku wnuczki z późniejszą jej ofiarą.

- Na początku tej niezbyt długiej, bo dwuletniej znajomości było w porządku, młodzi przyjeżdżali do mnie na obiad. Kiedy pobił ją pierwszy raz w czerwcu 2020 roku, byłam przerażona jej wyglądem. Łuki brwiowe popękane od uderzeń, twarz opuchnięta, sińce na całym ciele. Prosiłam, aby zrobiła obdukcję. Nie usłuchała, bo jak mi tłumaczyła, u Pawła to byłaby recydywa, już siedział za rzucenie się z nożem na brata. Kurowała się u mnie przez tydzień, potem wróciła do niego.

I wszystko zostało po staremu. Sylwia P. chciała iść do pracy w opiece społecznej, kontynuować naukę. Nie zgodził się, bo „jego kobieta nie będzie podcierać tyłków staruszkom”. Po miesiącu zadzwoniła do babci, że Paweł zamknął ją w piwnicy, ale udało jej się uciec. Właśnie jedzie do Marianny Z. Minęło kilka dni i sytuacja się powtórzyła. Sylwia P. uległa matce Pawła G., która błagała, aby nie zostawiała jej syna, jeszcze sobie coś zrobi.

- Wkrótce potem - zeznawała babcia - dostałam od wnuczki sms: „Przyjedź do mnie, bo nie wytrzymam”. Zabrał jej telefon, pobił, bo rzekomo dzwoniła do kochanka. I znów nie zagrzała u mnie miejsca Wróciła do swego oprawcy, gdy rzucił kamieniami w moje okna, grożąc, że podpali dom.

W nocy 20 marca 2021 r. Sylwia P. znów wysłała swej krewnej sms o treści: „Pomocy!”. Paweł G. awanturował się od kilku godzin. . Kiedy wreszcie zasnął, wzięła tabletki na uspokojenie i postanowiła uciec do babci. Nie dotarła.

- Zadzwoniła do mnie Urszula K - zeznawała Marianna Z. - żebym się nie denerwowała, syn znalazł Sylwię na przystanku i zabrał do domu. 4 kwietnia wypadła Wielkanoc. Wnuczka nie chciała jechać z konkubentem do jego rodziny. Siłą wepchnął ją do auta. Już podczas jazdy powiedział, że rozprawi się z nią po powrocie. W domu popchnął ją na ścianę, uderzył. Widziała to matka Pawła, nie zareagowała.

Pobita Sylwia P. ponownie uciekła do swej babci. I znów jej niedoszła teściowa błagała, aby wróciła, syn bez niej umrze, przestanie brać ratujące jego życie leki. Dziewczyna dała się przekonać.

- Od 13 kwietnia nie miałam nią kontaktu - Marianna Z. kończyła składanie zeznań, ocierając łzy. - Paweł schował telefon, który jej kupiłam.

***

- Odebrała mi wszystko, co kochałam najbardziej - krzyczała z ławy dla publiczności matka pokrzywdzonego, patrząc na oskarżoną. Przed barierką dla świadków podała do protokołu - Syn nie był łobuzem, nie widziała u Sylwii żadnych obrażeń. Odwiedzała ich co drugi dzień, coś by zauważyła. Raz się potarmosili, ale uspokoił ich brat Pawła.

- Odradzałam synowi ten związek, ale bardzo ją kochał. A ona potrafiła zadzwonić do jakichś zbirów, żeby przyjechali go pobić. Nadużywała alkoholu, po wypiciu była agresywna. Wymuszała na nim kupno wódki, a on towarzyszył jej w piciu dla świętego spokoju.

Zapytana przez sędzię, czy widziała taką sytuacje Urszula G. przyznała, że osobiście nie, ale wie z wiarygodnego źródła, bo od syna.

Obrońca oskarżonej dociekał, czy pokrzywdzony miał konflikt z prawem. Urszula G. odpowiedziała wymijająco: - Było coś takiego, że Paweł siedział w więzieniu, chyba dwukrotnie, raz za użycie przemocy w stosunku brata, ale to się zdarzyło dawno.

Kolejne pytanie: - Czy miał problem alkoholem? Tak, leczył się z uzależnienia.

Również brat Pawła G. usiłował przekonać sąd, że zamach na jego życie, to nie była groźna sprawa. „Ciapnął mnie nożem i tyle tego.” Co innego agresywność Sylwii: „Z łapkami leciała do Pawła”.

Wiele do powiedzenia miał mieszkający po sąsiedzku Grzegorz R. To do niego o 1 w nocy tragicznego 11 maja 2021 roku przeskoczyła przez płot Sylwia P.

- Oni często się kłócili. Paweł chciał mieć nad Sylwią władzę. Traktował ją jak szmatę, mówił „zamknij ryja”. Była dla niego nikim. Popychał, uderzał. Kiedy wpadał w ciąg alkoholowy, mogło to trwać nawet miesiąc.

Kolejny świadek, który przez pewien czas mieszkał z tą parą zauważył, że było dobrze, gdy Paweł G. nie pił. Ale po alkoholu miał „odchyły”. On ważył ponad 100 kilo, Sylwia chucherko, nie potrafiła się bronić, nawet krzyknąć. Nieraz zamykał ją w piwnicy, bo sobie ubzdurał, że gdy jest w pracy na budowie, ona spotyka się z kochankami

***

Po wysłuchaniu świadków, sąd zwrócił się do kolejnych biegłych o wydanie ponownej opinii psychiatrycznej. Inny zespół lekarzy tej specjalizacji stwierdził, że oskarżona w czasie popełnienia zbrodni była w stanie psychicznym w stopniu znacznie ograniczającym jej zdolność rozpoznawania czynu i pokierowania swym postępowaniem. W języku prawniczym oznacza to, że zachodzą warunki art. 31 par. 2 kk. i sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary.

I taki wyrok zapadł: 5 lat więzienia. W czasie pobytu w zakładzie karnym skazana będzie poddana terapii w związku z uzależnieniem od alkoholu. Ponadto sąd zobowiązał Sylwię P. do wypłacenie matce pokrzywdzonego 20 tys. zł zadośćuczynienia. (Urszula K. domagała się 100 tys. zł)

W uzasadnieniu wyroku sędzia Małgorzata Wasylczuk zaznaczyła, że brak jest dowodów bezpośrednich, na podstawie których możliwe byłoby odtworzenie przebiegu zdarzenia i zachowania Sylwii P. Sąd musiał się oprzeć na dowodach pośrednich, m. in. zeznaniach świadków.

Z przesłuchania tych osób nie wynikało, aby oskarżona była alkoholiczką, choć zdarzało się, że piła. Jednakże nigdy w takich sytuacjach nie przejawiała agresywności. Jeden ze świadków zauważył, że matka Pawła G. idealizowała syna. Sąd ocenił te zeznania jako wiarygodne. Jako osoby obce dla oskarżonej nie miały żadnego interesu w tym, aby składać relacje nieprawdziwe, korzystne dla którejkolwiek ze stron.

Natomiast zeznaniom Urszuli K. tylko częściowo można było dać wiarę. Świadek przekonywała sąd, że Sylwia P. nigdy nie informowała ją o przemocy stosowanej przez konkubenta, a chwilę potem potwierdziła, że dostała od oskarżonej wiadomość z jej zdjęciem, na którym miała zasinione, podbite oczy. Nie wiedziała, po co zostało jej wysłane.

A dlaczego sąd zażądał drugiej opinii biegłych psychiatrów? Bo pierwsza nasuwała istotne wątpliwości przede wszystkim z uwagi na jej lakoniczność i stosowaną metodykę badań. Wątpliwości te nie mogły być usunięte poprzez uzyskanie opinii uzupełniającej, bowiem ci biegli zostali dyscyplinarnie zawieszeni w wykonywaniu czynności zawodowych.

Co do wysokości kary. Warunkiem odpowiedzialności za zbrodnię zabójstwa (art. 148 kk) jest ustalenie związku przyczynowego między działaniem sprawcy, a skutkiem czynu zabronionego. Sprawca, zamierzając zabić innego człowieka musi ten skutek obejmować swą świadomością. O zamiarze decyduje jego nastawienie psychiczne w chwili przystąpienia do działania. Ani zadanie ciosu w miejsce dla życia człowieka niebezpieczne - wyjaśniała sędzia Wasylczuk po ogłoszeniu wyroku - ani nawet użycie narzędzia, mogącego spowodować śmierć człowieka, nie przesądzają automatycznie o tym, że sprawca zamierzał zabić. Zazwyczaj niezbędna jest nadto analiza motywacji oskarżonego, stosunków pomiędzy nim a jego ofiarą w czasie poprzedzającym tragiczne wydarzenie.

Sąd uwierzył oskarżonej, że nie chciała zabić Pawła G. Zadawała ciosy w obronie przed atakiem partnera, który już wcześniej stosował przemoc. Niemniej, uderzając dębowym kijem w głowę, godziła się na skutek w postaci śmierci pokrzywdzonego.

Warunkiem odpowiedzialności za popełnienie czynu zabronionego jest poczytalność sprawcy. Sąd ustalił, że Sylwia P. dopuściła się zbrodni zabójstwa w stanie ograniczonej poczytalności. W znacznym stopniu nie była w stanie rozpoznać znaczenia czynu i pokierować swoim postępowaniem.

Sąd wziął pod uwagę, że działanie oskarżonej było nagłą reakcją na przemoc. Sylwia P. nie jest osobą zdemoralizowaną ani taką, u której agresja jest cechą trwałą. Na jej korzyść przemawiała też postawa podczas procesu - wyrażona skrucha i szczery żal, że doszło do nieodwracalnego nieszczęścia. Biorąc to wszystko pod uwagę sąd uznał, że zasadnym będzie skorzystanie z instytucji nadzwyczajnego złagodzenia kary przewidzianej w art. 31 par. 2 kk.

Co do wysokości zadośćuczynienia dla matki ofiary. Urszula K. straciła syna i z pewnością jest to niepowetowana strata. Jednakże sąd miał na uwadze, że „relacje, jakie łączyły Pawła G. z matką w kontekście stylu życia, jaki prowadził, nie uzasadniają przyjęcia, aby rozmiar doznanej krzywdy uzasadniał wysokość żądanej kwoty”.

Od czego się mam…

Na komodzie leżała zapisana przez niego kartka: „Za to twoje traktowanie mnie jak śmiecia i oskubanie kłamczucho. Ja też ze sobą skończę przepraszam”. Sąd nie miał wątpliwości, że autor zamordował swoją partnerkę.

Agnieszka J. ma młodszą o sześć lat siostrę Barbarę, za którą czuje się odpowiedzialna. Wynajęła jej mieszkanie blisko swego domu w podwarszawskiej miejscowości Jabłonna i codziennie telefonicznie sprowadza, co się u siostry dzieje. Barbara S. od dawna jest dorosła - ma 37 lat, ale lubi alkohol, ciągnie ją do narkotyków i zbyt łatwo wiąże się z przypadkowo poznanymi mężczyznami. W rezultacie nie wie, kto jest ojcem jej 4-tygodniowego Kuby. Kobieta ma jeszcze 14 letniego syna Oskara, który został jej odebrany, przebywa w ośrodku zastępczym.

21 czerwca 2019 roku telefon Barbary od rana milczy. Agnieszka J. nie może też się dodzwonić do Ariela C. nowego partnera siostry. Próbuje połączyć się z nim na aplikacji Messenger - na profilu mężczyzny wyświetliło się, że przed godziną był aktywny. Odczytał wiadomość, ale nie odpowiedział. J. prosto z pracy, około godziny 19, jedzie z mężem do mieszkania Barbary. Drzwi są zamknięte na klucz, nikt nie otwiera, ale lokal znajduje się na parterze, można wejść do środka przez niedomknięte okno.

Kobieta biegnie do pokoju, w którym stoi kołyska Kuby. Niemowlę ledwo kwili, jest wyczerpane płaczem, odwodnione. W tym czasie mąż Agnieszki znajduje w drugim pokoju martwą Barbarę. Denatka leży w łóżku przykryta kocem. Na przeciętej nożem szyi ma zadzierzgnięty pasek od spodni. Posiniaczona twarz świadczy o biciu kobiety.

W pomieszczeniu bałagan. Na podłodze, w zakrzepłej krwi leżą wyrzucone z szafy ubrania. Stoi też wiadro z wodą i mopem, jakby ktoś zabierał się do sprzątania, ale zrezygnował.

Wezwany patrol policji znajduje na komodzie kartkę z takim tekstem: „Za to twoje traktowanie mnie jak śmiecia i oskubanie kłamczucho. Ja też ze sobą skończę przepraszam”

Biegły patomorfolog orzeka, że morderca użył paska od spodni, aby obezwładnić ofiarę, a następnie złamać chrząstki krtani. Kiedy kobieta była na wpół uduszona, sięgnął po nóż. Nawet lekarzowi medycyny sądowej trudno ocenić, kiedy doszło do śmierci. Orientacyjnie 16-18 godzin przed rozpoczęciem oględzin.

***

Agnieszka J. niewiele wie o nowym partnerze siostry. Sprowadził się 2 tygodnie przed jej śmiercią.

Od siostry słyszała o nim same superlatywy. Choć młodszy o 4 lata, sprawiał wrażenie bardziej odpowiedzialnego w tym związku. Ciężko pracował w warsztacie samochodowym a mimo to wstawał w nocy do dziecka. Mówił, że chce adoptować Kubę.

Do ojcostwa chłopca poczuwa się Arkadiusz O. poprzedni konkubent Barbary, z zawodu taksówkarz. Policja początkowo umieściła go na swej liście podejrzanych o zabójstwo młodej kobiety.

- Barbara S. była moją miłością - zeznaje w śledztwie. - Głupio kochałem, nie byłbym w stanie ją skrzywdzić. Poznaliśmy się na osiedlu. Stała pod sklepem podpita, mówiła, że nie ma gdzie spać. Zaproponowałem nocleg u siebie, została na 4 lata. Kilkadziesiąt razy rozstawaliśmy się, po czym znów do siebie wracaliśmy. Zawiozłem ją na odwyk do Monaru, niestety po 10 dniach uciekła stamtąd. Odszedłem, gdy w zaawansowanej ciąży piła 3 dni pod rząd. Dwa dni później urodziła synka, wcześniaka.

Po narodzinach Kuby Arkadiusz O. odwiedzał Barbarę codziennie z zakupami dla dziecka i jego matki. Wieczorem wracał do siebie, ale gdy kobieta zadzwoniła o pierwszej w nocy, że jest pijana i nie może „ogarnąć” dziecka, przyjechał, siedział przy małym do rana. Ona położyła się spać.

- Wyprowadziłem się 12 maja, Ariel przyjechał 1 czerwca - mówi śledczym taksówkarz. - Wiem od Basi, że kilka lat wcześniej poznali się w ośrodku dla narkomanów. Mówiła, że jest ostro wkręcony.

Policja nadal tropi Ariela C .

Pewnych informacji dostarcza Wioletta Z. przyjaciółka Barbary. Zeznaje, że ten mężczyzna 21 czerwca wysłał jej sms z informacją, że jest na parkingu Kaufflandu i nie może dostać się do domu, nie ma kluczy. Była zaskoczona, przecież ona mieszka 100 km od Warszawy.! Usiłowała dodzwonić się do Barbary, bez skutku.

Przyjaciółka Barbary odrzuca sugestię, że mordercą mógł być Ariel C. Wszystko wskazywało na to ze związał się z Barbarą na całe życie. A przecież wiedział, że ona ma problem z narkotykami i po wypiciu pomiata nim, wyzywa od najgorszych. Nie potrafiła być wdzięczną za okazana pomoc. Taksówkarzowi, który nawet wówczas, gdy już nie byli razem, za własne pieniądze robił je duże zakupy, w alkoholowym szale porysowała samochód, wybiła szyby.

Ariel C. wpada w ręce policji przez przypadek. Szukano kogoś, kto kupił w lombardzie telefon pochodzący z kradzieży. Tym klientem jest C. Kiedy 21 czerwca 2019 roku wysłał sms do Wioletty, jego numer został namierzony. A ponieważ odurzony narkotykami C. nie potrafi wskazać lombardu, w którym nabył aparat, przesłuchują go dokładniej i tak wypływa sprawa śmierci Barbary S.

Biegły grafolog stwierdza, że tekst „Za to twoje traktowanie mnie jak śmiecia i oskubanie kłamczucho. Ja też ze sobą skończę przepraszam” na kartce pozostawionej w mieszkaniu Barbary S napisał Ariel C.

Podejrzany przyznaje się do popełnienia morderstwa, ale twierdzi, że kulminacyjnego momentu nie pamięta.

Na pewno wieczorem 20 czerwca mieli imprezkę z sąsiadami. Goście wyszli koło północy i wtedy zaczęli się kłócić. - Miałem do Basi pretensje - zeznaje C. w komisariacie - że nie interesuje się synkiem, Wykrzyczałem jej: - Nie mam zamiaru spędzić życia z kobietą, która jest wyrafinowana, bawi się czyimś uczuciami i ma znajomości w kręgach przestępczych.

Emocje opadły, poszli do łóżka. Rano C. po nakarmieniu Kuby zamówił taksówkę do Warszawy - był umówiony z dilerem narkotyków. Nie pamiętał, żeby użył noża, czy zmywał z podłogi krew. Opuszczając mieszkanie nie zamknął drzwi na klucz. Do reklamówki wziął koszulę oraz telefon Basi. Powodem były dostrzeżone tam smsy od Arkadiusza O. który pisał, że ją kocha a ona odpowiadała takim samym wyznaniem.

Następnego dnia Ariel C. odwołał swoje wyjaśnienia. - Kiedy wychodziłem, ona jeszcze żyła - zeznał - nie wiem, jak to się stało, że została zamordowana. Dzień przed tragicznym wydarzeniem mieli, jak się wyraził, ostrą spinkę. Powiedział Barbarze, żeby się ogarnęła, dwa kredyty, które wziął na urządzenie mieszkania poszły na alkohol i amfetaminę. Na imprezce chwaliła się, że dała Kubie narkotyk, aby przestał płakać.

Co do kartki pozostawionej na widocznym miejscu w mieszkaniu Barbary C. wyjaśnił, że napisał ją tydzień wcześniej, żeby skanalizować swoje emocje. Tak mu radził kiedyś terapeuta w ośrodku odwykowym dla narkomanów.

Oskarżonego poddano obserwacji psychiatryczno-psychologicznej. Biegli stwierdzili osobowość o cechach impulsywnych, predyspozycje do zachowania agresywnego, zwłaszcza po zażyciu amfetaminy. Ariel C. w związku z Barbarą S. mógł być upokorzony faktem, że nie jest jej jedynym partnerem. To uruchomić kaskadę negatywnych emocji poza kontrolą mężczyzny. Ale nie osiągnęły takiego stanu, który by zaburzał jego poczytalność. Demonstrowane przez pacjenta wyparcie z pamięci tragicznego wydarzenia to mechanizm obronny, służący pozbyciu się poczucia winy.

33 letni Ariel C. został oskarżony o zabójstwo konkubiny i narażenie na utratę zdrowia niemowlęcia, a nawet jego śmierć. Dziecko było pozostawione samo sobie przez 11 godzin. Nie udało się ustalić, kiedy dokładnie doszło do morderstwa.

***

Rok później doprowadzony z aresztu Ariel C. odpowiada z art. kk 148 (zabójstwo) w Sądzie Okręgowym dla Warszawy Pragi.

Nie podtrzymuje swych wyjaśnień ze śledztwa. Twierdzi, że złożył je będąc pod wpływem narkotyków. Zapytany przez obrońcę jak spędził wieczór 20 czerwca 2019 roku po wyjściu gości, nie wspomina o kłótni z Barbarą. Poszli do łóżka, kochali się. Obudził się o 4 rano. Nakarmił dziecko i nie mógł już zasnąć. Brakowało mu narkotyku.

- Skontaktowałem się - mówi na rozprawie - ze znajomym dilerem. O godzinie 7 zamówiłem taksówkę do Warszawy. Kiedy wychodziłem, Basia spała. Nie zamykałem drzwi na klucz.

Po dojechaniu na miejsce został zatrzymany przez policjantów, poszukujących skradzionego telefonu. Kiedy wyjaśnił, że ma aparat kupiony w lombardzie i była przy tym, jak się wyraził, jego koleżanka Barbara, funkcjonariusz chciał, aby kobieta to potwierdziła. Łączył się z jej numerem - nie odbierała telefonu.

- A dlaczego policja znalazła na nieużytkach w Jabłonnie pana dokumenty, konkretnie protokół zatrzymania? - pyta sędzia.

- Prawdopodobnie wypadły mi z kieszeni. Wieczorem, po powrocie do miasteczka wałęsałem się, nie mając odwagi wejść do domu. Byłem naćpany, a w pobliżu stały policyjne wozy.

Sąd szuka motywu. W zeznaniach świadków postać ofiary nie jawi się krystalicznie. Arkadiusz O. który twierdził, że Barbara S. była dobrą matką przyznaje, że po alkoholu jego ukochana stawała się agresywna (raz przystawiła swemu starszemu synowi Oskarowi nóż do gardła) i bardzo wulgarna. - Takiego steku przekleństw nie wypada cytować w sądzie. Z normalnej, kochanej Basi robił się diabeł. Podejrzewałem u niej chorobę afektywną dwubiegunową.

Chciał zakończyć ten toksyczny związek Nie tyle był zazdrosny o innych koło niej mężczyzn, co upokorzony, gdyż w tym samym czasie mogło ich być pięciu, a nawet dziesięciu.

Opinię o Barbarze S., jako troskliwej matce podważyła w swych zeznaniach jej sąsiadka, która wieczorem 20 czerwca 2019 roku gościła z mężem w mieszkaniu pokrzywdzonej.: - Ariel C. w pewnej chwili poskarżył się, że tylko on zajmuje się dzieckiem. Barbara nie zaprzeczała. - Od czego cię mam - przymilała się do kochanka - daj buziaka a co do reszty, to będziemy się godzić w nocy.

Podczas tej wizyty, goście zauważyli, że klamka drzwi wejściowych jest obluzowana; żeby zamknąć, trzeba przekręcić klucz.

Pewne światło na wyjaśnienia Ariela C. rzucił kierowca Ubera, który rano 21 czerwca wiózł tego pasażera do Warszawy. Zauważył, że młody mężczyzna bardzo się pocił, sprawiał wrażenie czymś odurzonego, ale nie wyczuwał od niego alkoholu. - Zapytałem go, czy w nocy była impreza, a pasażer na to, że musi zmienić dziewczynę, bo za daleko mieszka.

- Nie miał zakrwawionej odzieży, ani śladów pobicia. W ręku trzymał wypchaną reklamówkę - odpowiada świadek na pytanie obrońcy.

Dramatycznie brzmią zeznania ojca oskarżonego. Mężczyzna powtarza ze łzami oczach: - Nie wierzę, że zrobiło to moje dziecko. Nie wiem, co się stało z synem. Nie sprawiał problemów wychowawczych. Skończył technikum samochodowe, nie migał się od pracy. Co niedzielę chodziliśmy do kościoła. Prawda, że w pewnym okresie wciągnęły go narkotyki, leczył się w Monarze. Jeździłem z żoną na rodzinną terapię, żeby wspierać syna. Udało się. Przez 5 lat przed wyjazdem do Jabłonny był czysty. Robił testy.

W maju 2019 roku Ariel C. powiedział rodzicom, że pokochał kobietę, to wielka miłość, chce z nią ułożyć sobie życie. Zabrał z domu całe umeblowanie i wyposażenie jego pokoju, nawet żelazko. - Nie mnie sądzić, jaka była pani jego serca - kończy składanie zeznań ojciec oskarżonego - ale chciałbym wiedzieć, dlaczego doszło do tragedii. Jeżeli w ciągu 3 tygodni można się tak zmienić, to gdzie on pojechał?

***

Proces dobiega końca. Prokurator domaga się dla oskarżonego 25 lat odosobnienia. Siostra ofiary jako oskarżycielka posiłkowa wnosi o taką samą karę. Uważa, że Ariel C. działał z premedytacją i z góry powziętym zamiarem. To, dlatego wychodząc z położnego na parterze mieszkania spuścił rolety, wyrzucił wszystko z szafy, aby zabrać swoje rzeczy i nie odbierał od niej telefonów.

Tytułem zadośćuczynienia Agnieszka J. żąda dla synów Barbary S. w sumie 300 tys. złotych.

Obrońca wnioskuje o uniewinnienie. - Akt oskarżenia zbudowany jest na zasadzie: „No tak, ale kto, jak nie on” - zarzuca prokuratorowi w mowie końcowej.