Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ulice Iranu spływają krwią młodych ludzi zabijanych w imię Allaha, na rozkaz bezdusznych starców w turbanach. Historię Iranu naznaczyły rewolucje, w których mężczyźni walczyli o władzę. Właśnie trwa kolejna. W tej o wolność walczą głównie kobiety… Jina Amini przyjechała w odwiedziny do swojego brata. Gdy wysiadła z pociągu, została aresztowana przez irańską policję religijną. Podobno jej ubranie było niezgodne z zasadami islamu. Zapłaciła za to życiem. Po krótkim pobycie na komisariacie wpadła w śpiączkę, z której już nigdy się nie obudziła. Jej śmierć wywołała lawinę protestów. Ani jednej więcej! Iranki ruszyły na ulice, które wkrótce spłynęły krwią… Kobiety zrywały z głów hidżaby i paliły je, ścinały publicznie włosy. Rządzący krajem duchowni bez wahania wysłali przeciw nim bojówki gotowe do zabijania. Protestujące kobiety i wspierający je mężczyźni są mordowani, wtrącani do więzień, torturowani, porywani, giną w niewyjaśnionych okolicznościach, ale zgodnie twierdzą, że będą walczyć, dopóki nie uwolnią Iranu od krwawego reżimu islamskich fundamentalistów. To poruszająca historia niezwykłego narodu, który pragnąc wolności, obalił reżim próżnego szacha, by stać się zakładnikiem okrutnego duchownego.
Marcin Margielewski - pracował jako dziennikarz radiowy, prasowy i telewizyjny. Przez dziesięć lat podróżował, mieszkając między innymi w Wielkiej Brytanii, Dubaju, Kuwejcie i Arabii Saudyjskiej. Był dyrektorem kreatywnym kilku światowych marek. Autor bestselerowych książek: "Jak podrywają szejkowie" (2019), "Była arabską stewardesą" (2019), "Zaginione arabskie księżniczki" (2020), "Tajemnice hoteli Dubaju" (2020), "Urodziłam dziecko szejka" (2020), trzytomowej serii "Niewolnicy" (2021), "Porzuciłam islam, muszę umrzeć" (2022), "Wyrwana z piekła talibów" (2022) , "Kłamstwa arabskich szejków" (2022) oraz "Zaginiony arabski książę" (2023).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 321
Copyright © Marcin Margielewski, 2023
Projekt okładki
Michał Kubacki
Zdjęcie na okładce
Envato
Redaktor prowadzący
Michał Nalewski
Redakcja
Anna Płaskoń-Sokołowska
Korekta
Maciej Korbasiński
ISBN 978-83-8295-485-2
Warszawa 2023
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Zapis irańskich nazwisk zamieszczonych w książce pozostał w powszechnie znanej, akceptowanej przez ich właścicieli formie anglojęzycznej (na przykład Khomeini, nie Chomejni). W moim odczuciu spolszczanie takich nazwisk – a co za tym idzie, kompletna zmiana ich brzmienia – przy którym upiera się Rada Języka Polskiego, jest archaizmem i wyrazem braku szacunku. Pisząc książki dotyczące Bliskiego Wschodu, często spotykam się z nazwami i nazwiskami spolszczanymi w formach, które zrozumiałe są tylko dla Polaków. Tylko my na całym świecie uważamy, że Abu Dhabi to Abu Zabi, tylko my Umm Al Quain (czytane niemal tak jak zapisane) zmieniliśmy na Umm Al-Kajwajn. Po co? Dlaczego? W dobie dyskusji o tożsamości, feminatywach i szacunku do nazewnictwa powinniśmy też zacząć szanować nazwy własne i nazwiska. Nikt z nas nie byłby przecież szczęśliwy, gdyby rada jakiegokolwiek języka nagle zniekształciła pisownię naszego rodowego nazwiska. Czesi już ponad dwie dekady temu przestali na siłę zmieniać nazwiska kobiet, rezygnując z dodawania końcówki -ová. Whitney Houstonová jest dziś Whitney Houston. Może czas zrobić z tym coś również w Polsce.
Marcin Margielewski
Prolog
Wszechmocny Bóg dał światu wiele form zwierząt.
Jedno z nich zostało stworzone do transportu.
Zwierząt czworonożnych, takich jak konie czy wielbłądy,
ludzie używają do podróżowania.
Bóg stworzył też zwierzęta, które mają żywić ludzi –
to owce i krowy.
I stworzył Bóg dodatkowy typ zwierzęcia – kobietę.
Kobiety są dokładnie jak krowy czy owce.
Są zwierzętami.
Bóg stworzył je na użytek mężczyzn, ale dał im postać ludzi,
by się ich nie bali.
Kobiety są dokładnie jak krowy, owce, konie czy muły…
Siedzący w wyniesionym na postument fotelu, w sali pełnej wpatrzonych w niego mężczyzn, mułła Sadeq Al Shirazi wygłasza swoje coroczne przemówienie do wiernych. Wokół panuje absolutna cisza – jedynym dźwiękiem jest głos duchowego przywódcy. Politycznie nie ma on w Iranie nic do powiedzenia, jest nawet w konflikcie z reżimem, ale jako marji – czyli w dosłownym tłumaczeniu „źródło do naśladowania” – jest jednym z najwyższych szyickich autorytetów.
Słowa padają w świętym dla szyitów mieście Qom. Nikt tu ich nie kwestionuje. Każdy się z nimi zgadza. Wszyscy uważają je za prawdę objawioną i jedyną. Zaniosą ją później do swoich domów, będą przekazywać dalej, a przede wszystkim będą zgodnie z nią traktować swoje żony, siostry, córki i matki. Dokładnie tak, jak im przykazano.
W Koranie nie ma ani słowa o tym, że kobieta jest tylko bardziej przyjazną dla oka formą zwierzęcia hodowlanego. Jest wprawdzie mowa, że kobiety są „polami uprawnymi”, ale to, choć wciąż uprzedmiotawiające, wciąż dalekie jest od porównania do trzody. W kraju, w którym żyją, nie ma to jednak znaczenia. Dla fanatycznych szyitów liczy się słowo duchownych, ajatollahów, którzy stanowią prawo, są panami życia i śmierci.
Od kiedy w Iranie upadł pozorowany na demokrację reżim szacha Mohammada Rezy Pahlaviego, nikt tu już niczego nie pozoruje. Nie ma mowy o wolności, nikt nawet nie udaje, że Irańczycy mogą na nią liczyć. W teokracji rządzi Bóg, a Bogiem w Iranie wcale nie jest Allah, tylko jego samozwańczy ziemscy wysłannicy. Velayat-e to Faghi – Najwyższy Przywódca Duchowy, zwany również Rahbar, jest emanacją Allaha, a jakakolwiek krytyka pod jego adresem uznawana jest za moharabeh – wojnę wypowiedzianą Bogu. Za to irański kodeks przewiduje tylko jedną karę: śmierć. Wyznający szyicki islam obywatele mają zrobić to, co nakazuje im już sama nazwa ich religii – poddać się.
Poddawali się przez ponad cztery dekady. Ci, którzy powstali, albo szczęśliwie uciekli, albo tragicznie zginęli. Reszta zdawała się przyzwyczaić, tkwiła w uśpieniu. Ludzka natura ma jednak silnie zakorzenione poczucie wolności, a gdy to się zbudzi, nic już nie jest w stanie go uśpić. Iran budził się długo, ale teraz Iran już nie zaśnie. Nie pozwolą na to jego dzielne kobiety…
Zan! Zendegi! Azadi! Kobieta! Życie! Wolność! Takie okrzyki wznoszą kobiety i wspierający je mężczyźni podczas protestów, które wybuchły po tym, jak dwudziestojednoletnia Mahsa Jina Amini została zamordowana przez Gasht-e Ershad –irańską milicję religijną za niezgodny z prawem strój. Nie była to pierwsza bezsensowna śmierć z rąk fundamentalistycznego reżimu, ale ta właśnie była kroplą, która przelała czarę goryczy. Iskrą zapalną ognia, którego nie da się już ugasić. Iranki nie przestaną protestować.
– Wszystkich nas nie zabijecie! – mówią, dodając sobie odwagi. I wychodzą na ulice, stawiając czoła reżimowi, który by utrzymać się u władzy, gotowy jest rozlewać ich krew hektolitrami. W końcu w ich głowach kobiety to tylko zwierzęta… rzeźne.
Choć głowy rządzących Iranem rzeźników tkwią głęboko w średniowieczu, nawet oni dobrze wiedzą, że jedną z najpotężniejszych dostępnych dziś broni jest internet. To dlatego wyłączyli go Irańczykom. Zwoływanie protestów jest bez niego bardzo utrudnione, przesyłanie informacji poza kraj niemal niemożliwe. Ale to nie powstrzyma ich rozprzestrzeniania się.
Jedyna rzecz, jakiej boją się dziś protestujący, to to, że świat pozostanie w ich sprawie obojętny. I niestety nie są to obawy bezpodstawne. O protestach w Iranie mówi się zdawkowo, trochę przy okazji, trochę jak o ciekawostce, ale nikt nie przykłada do nich większej wagi. Obojętność w takich sytuacjach potrafi być zabójcza.
Ogromną rolę w internecie odgrywają irańscy uchodźcy, którzy starają się nagłaśniać sprawę, opowiadać o tym, co dzieje się na ulicach Teheranu i innych irańskich miast. Oni też mają dostęp do bardzo zdawkowych informacji, najczęściej przesyłanych nielegalnie dzięki przekaźnikom przy granicy tureckiej.
Jedną z takich osób jest Azadeh. Jej prawdziwe imię brzmi inaczej, ale chciała je zmienić. A gdy poprosiłem, by wybrała takie, które pasuje do niej najbardziej, bez namysłu wskazała na słowo, które w języku perskim oznacza „wolna”.
– Ja jestem wolna i nie spocznę, dopóki każda Iranka będzie mogła powiedzieć o sobie to samo – twierdzi.
Nie ma dnia, by Azadeh nie publikowała pełnego emocji nagrania na swoich kanałach na TikToku i Instagramie. Bardzo często jest wściekła i mówi o rozczarowaniu, jakie czuje, gdy widzi obojętność świata. Wbrew pozorom nie jest łatwo namówić ją na rozmowę. Kiedy w końcu się to udaje, kategorycznie odmawia udziału w sesji zdjęciowej na okładkę książki, jak również zgody na ujawnienie jej kont w mediach społecznościowych.
– Dlaczego? – pytam, przekonany, że to przecież mogłoby pomóc sprawie.
– Od kiedy mówię o Iranie, nie ma dnia, bym nie spotykała się z obrzydliwym hejtem – tłumaczy. – Ludzie, którzy nie robią dla mojego kraju nic, zarzucają mi, że lansuję się na krwi swoich rodaków.
– Przecież tego nie robisz?
– Oczywiście, że to bzdury. Ale propaganda lansowana w Iranie jest idealnym przykładem na to, że jest wiele prawd, a ludzie z reguły wierzą w tę, która jest dla nich najwygodniejsza. Ja jestem młodą prawniczką, mieszkam w słonecznej Kalifornii i nagrywam filmy na TikToku. Oczywiście, że jedyne, co można o mnie powiedzieć, to że jestem pusta i się lansuję.
– Przecież ty robisz dla tej sprawy więcej niż jakiekolwiek duże media. Obserwuję twoje filmy od dawna, nigdy bym tak nie pomyślał.
– Ale wielu właśnie tak myśli. Nie mają pojęcia o tym, co z rąk irańskich fundamentalistów wycierpiała moja rodzina. Zamordowali mojego ojca, moja babcia umarła w samotności, bo musiała poświęcić rodzinę dla wyższego dobra. Przyjaciel mojej rodziny i człowiek, który zastępował mi ojca, również nie żyje. Uciekłyśmy z mamą z kraju tak jak stałyśmy. Ona nigdy nie odnalazła się na emigracji, nigdy nie przestała tęsknić za tatą… Sama zresztą też siedziała w więzieniu i chyba tylko cudem z niego wyszła. Tak właśnie wyglądają kulisy lansowania się…
– Mogłabyś to ludziom opowiedzieć, może zmieniliby zdanie…
– Wystąpiłam w dużej stacji telewizyjnej, opowiadając o moich przelewających krew rodakach. Jedyne, co później przeczytałam, to komentarze na temat mojego wyglądu.
– Ale mam wrażenie, że ty w swoich postach mówisz głównie do tych ludzi. Obalasz stereotypy i walczysz z fałszywymi informacjami.
– Wiedza na temat Iranu i tego, co się tam dzieje, jest niewielka i ja nie mam o to żalu do ludzi. Mam żal do tych, którzy powielają stereotypy.
– Jaki jest najczęstszy?
– Chyba ten, że Irańczycy są Arabami. Nie są. Ale to akurat nieszkodliwe przekonanie. Dużo szkodliwsze jest relatywizowanie. Wielu twierdzi, że w Iranie wcale nie jest tak źle… I wtedy opadają mi ręce, bo zastanawiam się, ile jeszcze kobiet, mężczyzn i dzieci musi zginąć, by uznali, że jest źle…
Azadeh mówi, walcząc z emocjami. Jest jednocześnie wściekła i bliska płaczu. Ale to nie jest histeria – to emocje, które towarzyszą każdemu zdaniu wypowiadanemu na temat jej walczących rodaków. Rozumiem jej argumenty i za wszelką cenę chcę poznać jej historię. Jeszcze nie mam świadomości, że złamie mi ona serce.
– Mogę to opowiedzieć tobie, ale nie chcę być na okładce książki ani promować swoich kanałów. Nigdy bym się z tego nie wytłumaczyła. Ci, którzy mnie hejtują, pewnie i tak nie zmienią zdania, jednak w tej historii naprawdę nie chodzi o mnie. Ja mam smutną przeszłość, ale naprawdę szczęśliwe życie. Na opowieść zasługują te wszystkie dzielne dziewczyny, ci chłopcy, którzy dziś, żyjąc w biedzie i opresji, mówią „dość”. Oni potrzebują siły, a ci, którzy stracili życie z rąk oprawców, zasługują na pamięć.
Większość ludzi na pytanie o to, jaki kraj według Biblii został wybrany przez Boga, pewnie wskazałaby na Izrael. Tekst świętej księgi judeochrześcijan jednak temu przeczy, bo wielu hebrajskich proroków, a wśród nich Daniel, Izaak i Ezra, w swej narracji to właśnie Persję wskazuje jako tę wybraną przez Boga. Biblia opisuje perskich królów, epickie bitwy z ich udziałem i rządy, które miały wpływ na losy całego ówczesnego świata. Wspomina o niej aż dwieście czterdzieści razy, jej nazwę wymienia trzydzieści trzy razy, a jej pierwszego przywódcę, legendarnego króla Cyrusa, którego przyjście na świat zapowiedział prorok Izaak – dziewiętnaście razy. Biblia po kilkanaście razy wymienia też królów Dariusa, Kserksesa i Artakserksesa.
Sporo jak na świętą księgę żydów i chrześcijan. I jak na kraj, który żydów i chrześcijan nienawidzi, uznając za wrogów Boga i narodów. Większość Irańczyków, podobnie zresztą zapewne jak żydów i chrześcijan, nie ma pojęcia o wpływie, jaki Persja miała na początki naszej cywilizacji, ani o tym, jak wiele podstaw do przyjaźni i pokoju zaprzepaściliśmy wojnami religijnymi i bezpodstawną nienawiścią.
Władze wielu krajów mają tendencje do upraszczania historii. Co jakiś czas dochodzi w niej do rewolucji. Jej zwycięzcy opowiadają potem tę historię na nowo, ale zawsze według tego samego schematu. Bohaterowie są albo dobrzy, albo źli. Czarni lub biali. Odcienie szarości wymagają analiz, zdobywania wiedzy, zastanowienia. Czarno-białe historie są zdecydowanie prostsze w przyswojeniu.
Dziś świat zna historię postępowego irańskiego szacha obalonego w krwawej rewolucji przez religijnych fundamentalistów za obrażanie religii i wręcz nieprawdopodobne rozpasanie. Po rewolucji miał powstać kraj, w którym żyją ludzie przywiązani do islamu i poza religią nic nieznaczący.
Tak naprawdę ani szach nie był taki postępowy, ani nie został obalony za obrażanie religii, ani Irańczycy nie są nią opętani. Zgadza się tylko to, że szach rujnował Iran swoimi wydatkami.
To kraj, którego historia naznaczona jest wieloma rewolucjami, a jego obywatele – bardzo świadomi. Większość z licznych, nierzadko krwawo tłumionych protestów wcale nie dotyczyła zarobków czy pracy, spraw przyziemnych, ale niemal zawsze idei. I nawet jeśli czasami trudno było się z nimi zgodzić, gotowość do poświęcenia w imię przekonań jest w Irańczykach naprawdę unikalna.
Poznajcie opowieść o niezwykłym kraju. O jego burzliwej historii. O władzy, która z demokratycznej i pełnej wzniosłych ideałów z wieku na wiek stawała się coraz bardziej barbarzyńska. O jego niezłomnych obywatelach, a przede wszystkim o bohaterskich kobietach. Bo choć zdawać by się mogło, że Iranem rządzą mężczyźni, to kobiety są jego sercem, żarliwym i pełnym odwagi.
CZĘŚĆ I
ZAN
Zan – kobieta
W najczęściej słyszanym obecnie na ulicach Iranu haśle protestujących: Zan! Zendegi! Azadi! Zan – kobieta – zajmuje pierwsze miejsce. Bo to od kobiety zaczął się ten protest, o prawa kobiet w nim chodzi, kobiety są głównymi protestującymi. To one walczą i one zwyciężą.
Zdjęcia z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych pokazują irańskie kobiety w modnych zachodnich ubraniach, z odsłoniętymi głowami i bez czadorów. Często porównujemy tamte wizerunki do tego, co obserwujemy obecnie. I choć przed rewolucją islamską trudno było mówić o pełnej wolności, z pewnością była ona większa, niż jest dzisiaj.
Prawo jest dla kobiet bezlitosne. Po przejęciu władzy islamiści obniżyli wiek zawierania małżeństw przez dziewczęta do dziewiątego roku życia, by dopiero po dwóch dekadach obowiązywania tej ustawy podnieść go do trzynastego. Wciąż skandalicznie niskiego. Prawo rozwodowe również je dyskryminuje. Kobiety mogą rozwieść się tylko w sądzie, podczas gdy mężczyznom wystarczy do tego zwyczajne ustne oświadczenie. Rozwiedziona kobieta traci prawo do opieki nad dzieckiem, jeśli ponownie wyjdzie za mąż. Nawet jeśli jej mąż zmarł.
Wszystkie kobiety są zobowiązane do zakrywania włosów i skromnego ubioru. Wszelkie ekstrawagancje i odkrywanie ciała są surowo zakazane, choć nie ma jasnych wytycznych, jak faktycznie powinien wyglądać właściwy strój, co daje pole do dowolnej interpretacji, pozwalając tym samym na nadużywanie władzy wobec kobiet.
Seks pozamałżeński jest karany wieloletnim więzieniem. Kara obowiązuje również mężczyzn, choć w praktyce częściej do niewoli na dłużej trafiają kobiety.
Wdowa dziedziczy tylko jedną ósmą majątku męża, ale już wdowiec dziedziczy cały majątek żony. Syn dziedziczy dwa razy więcej niż córka.
Zamężna kobieta nie może uzyskać paszportu ani podróżować poza Iran bez pisemnej zgody męża. To mąż wybiera miejsce zamieszkania pary i decyduje o karierze zawodowej żony. Może zakazać jej wykonywania pracy, którą uważa za sprzeczną z „wartościami rodzinnymi”. Ponadto kobiety ustawowo nie mogą wykonywać pewnych zawodów, a ich lista z roku na rok jest coraz dłuższa. Nie mogą na przykład sądzić, pracować w przemyśle naftowym, w wojsku, straży pożarnej, nie mogą też piastować wysokich stanowisk, choć wiceprezydentką Iranu jest kobieta. To jednak stanowisko czysto propagandowe i bez realnego wpływu na politykę. Kobiety nie mogą też być agentkami nieruchomości, pracować w kawiarniach, być kurierkami. To wszystko wpływa na ich tragiczną sytuację materialną, zwłaszcza tych samotnych. W Iranie tylko dwanaście procent kobiet pracuje. I choć mimo dyskryminacji na uczelniach są znacznie lepiej wykształcone od mężczyzn, rzadko mają szansę na satysfakcjonującą karierę. Rząd widzi w nich element niezbędny do rozrodu, zwierzęta domowe, służące, zło konieczne, a one, znosząc takie traktowanie przez ponad czterdzieści lat, właśnie mówią „dość!”.
ROZDZIAŁ 1
Szach
26 października 1967 roku, Teheran
Najstarsza na świecie perska monarchia przez dwa i pół tysiąca lat koronowała wyłącznie mężczyzn, ale tego właśnie dnia miało się to zmienić. Irańczycy mieli stać się świadkami otwarcia nowego rozdziału w historii swojego kraju i przywitać swoją pierwszą cesarzową – szachbanu. Zdążyli ją już poznać. Jedni pałali do niej nienawiścią, uważając za pomiot szatana zesłany po to, by wbrew woli Allaha zwieść Iran ze ścieżki islamskiej prawości, po której stąpać wolno tylko mężczyznom. Inni wiwatowali na jej cześć, widząc w niej irańską wersję podziwianej na całym świecie Jacqueline Kennedy.
Ponieważ do tej pory kobieca korona nie była w tym kraju potrzebna, tę pierwszą zamówiono u słynnych paryskich jubilerów Van Cleef & Arpels. Zgodnie z życzeniem szacha musiała być wyjątkowa. Na jej stworzenie nie szczędzono pieniędzy i całkiem spodziewanie okazała się absolutnym dziełem sztuki.
W ciągu sześciu miesięcy właściciel legendarnego paryskiego domu jubilerskiej mody Pierre Arpels odbył dokładnie dwadzieścia cztery podróże do Teheranu, gdzie spośród drogocennych kamieni złożonych w królewskim skarbcu Irańskiego Banku Centralnego skrupulatnie wybierał te, które miały zdobić insygnia dla pierwszej szachbanu Iranu. Na potrzeby tego projektu w banku stworzono nawet specjalną pracownię, w której pod okiem Arpels’a pracowało kilku jubilerów. Nic nie mogło być tu przypadkowe – perfekcja w każdym calu. Ostatecznie do korony przyszłej cesarzowej wybrano trzydzieści sześć szmaragdów, tyleż rubinów, sto pięć pereł i aż tysiąc czterysta sześćdziesiąt dziewięć diamentów.
Do kompletu jubilerzy Van Cleef & Arpels stworzyli również parę kolczyków – dwa szmaragdowe wisiorki – oraz naszyjnik. Ten ostatni jest ozdobiony grawerowanym sześciokątnym szmaragdem i czterema innymi o klasycznych szlifach, czterema perłami w kształcie gruszki i jedenastoma żółtymi diamentami. To wszystko można byłoby nie bez racji nazwać zbytkiem koronowanych głów, niemającym znaczenia dla poddanych, a często wręcz będącym symbolem wyzysku, ale nie w tym przypadku. Ten klejnot nie był tylko strojną ozdobą monarchini. Miał ukoronować wszystkie kobiety Iranu.
Zaraz po tym, jak zdobiona sporo ponad trzema tysiącami diamentów korona spoczęła na skroni rządzącego Iranem już od ponad dwóch dekad szacha Mohammada Rezy Pahlaviego, on sam ujął w dłonie stworzony specjalnie na tę okazję jubilerski cud Van Cleef & Arpels i z wielką atencją ułożył go na głowie swojej żony, przepięknej Farah Diby.
To nie była zwykła koronacja. To był akt emancypacji i polityczna deklaracja. Dowód na to, że prawa kobiet w Iranie są ważne i oficjalnie chronione, a same kobiety są równe mężczyznom. Za tym aktem szły konsekwencje prawne, bo w przypadku śmierci króla, zanim następca tronu książę Reza uzyska pełnoletniość, Farah Diba miała być regentką, czyli formalnie jego następczynią. Gdyby do tego doszło, Iran byłby pierwszym muzułmańskim krajem rządzonym przez kobietę. I to na ponad dwie dekady, zanim premierką Pakistanu została Benazir Bhutto.
Co poszło nie tak, że Iranki, których babcie żyły w kraju dążącym do równouprawnienia płci, dziś giną na ulicach, walcząc o wolność i własne prawa? Co się stało, że zabijane są za to, że ich głów nie zakrywa hidżab lub nie zakrywa ich wystarczająco? Dlaczego nie mają podstawowych praw, a choć są z reguły dużo lepiej wykształcone od mężczyzn, porównuje się je do zwierząt domowych?
Odpowiedzi na te pytania należy szukać kilka dekad wcześniej, zanim Farah Diba została cesarzową, pamiętając, że rewolucje zawsze rodzą się w ciszy, dorastają nieśmiało, a potem nagle gwałtem zdobywają świat.
Ta irańska nie jest wyjątkiem…
15 grudnia 1925 roku, Teheran
Szach Reza, ojciec Mohammada Rezy, został siłą zmuszony do abdykacji. Nie zrobił tego chętnie, ale dobrze widział, że nie ma wyboru. W przeciwnym razie Iran prawdopodobnie straciłby niepodległość. Zanim jednak doszło do abdykacji, szach Reza zapisał się w pamięci zbiorowej jako jeden z największych reformatorów w historii tej ziemi, a jego rządy stały się dla badaczy niezwykle trudnym tematem do oceny. Zrobił bowiem dla swoich ludzi tyle dobrego, co złego.
Wielu mówi dziś o starym szachu jako o naziście, co w sumie nie jest dalekie od prawdy, ale sprowadzanie jego dziedzictwa wyłącznie do sympatyzowania z ideami Hitlera jest sporym nadużyciem. Zresztą podobne problemy napotkają ci, którzy zechcą w prosty sposób zrecenzować rządy jego syna, bo Mohammad Reza jest dziś pamiętany jako demokrata szanujący prawa kobiet, choć i w tym twierdzeniu nie wszystko jest prawdą.
Historia Iranu to zasadniczo obraz dyktatur obalanych przez rewolucje. Nie oparła im się do tej pory żadna władza, co nierzadko oznaczało tragedię, choć w aktualnej sytuacji daje protestującym spore nadzieje.
Stary szach Reza był pierwszym władcą Iranu z dynastii Pahlavi. Nie był arystokratą. Był uzurpatorem. Swoją królewską przysięgę złożył w połowie trzeciej dekady XX wieku, niedługo po obaleniu rodu Qajar, który z kolei ponad sto dwadzieścia lat wcześniej obalił dynastię Zand. Dynastia Pahlavi miała pozostać na tronie przez nieco ponad pół wieku i ugiąć się przed kolejną rewolucyjną falą, która zakończyła rządy monarchów i zgodnie z zapowiedziami miała zaprowadzić w Iranie rządy Boga.
Kiedy jednak szach Reza zasiadał na tronie, nic nie wskazywało na to, że jego pomysł na Iran może się nie spodobać obywatelom. Szach nigdy oficjalnie nie ogłosił kierunku swojej polityki, ale niedługo po rozpoczęciu jego rządów stało się jasne, że zależy mu na modernizacji kraju i zmienieniu go w godny pokojowego konkurowania z zachodnimi mocarstwami.
Było to bardzo nowatorskie podejście, zwłaszcza że świat w tym czasie ogarnięty był wielką wojną, ale i w samym Iranie okazało się zadaniem karkołomnym.
Szach przejmował władzę nad krajem, w którym bogata była jedynie tradycja i historia, choć znajdował się na żyle płynnego złota. Reza wiedział, że jednym z najważniejszych powodów, dla których Iran pozostaje zacofany, jest uległość władz wobec duchownych. Walka z nimi stała się jednym z jego najważniejszych celów i – jak pokaże historia – również poważnym błędem.
Niezależnie od opinii namiestników Allaha w państwie przemianowanym z kojarzonej starożytnie Persji na nowoczesny Iran rozpoczęła się budowa kolei, która wkrótce miała połączyć wybrzeża Zatoki Perskiej i Morza Kaspijskiego. Kraj miała pokryć sieć autostrad, a pracę obywatelom zapewniały rosnące jak grzyby po deszczu państwowe fabryki. Symbolem rozwoju były zdobywające coraz większą liczbę początkowo sceptycznych klientów banki i domy towarowe.
Reformy skupiały się też na organizowaniu dostępnego dla wszystkich systemu sądownictwa i powszechnej edukacji. Symbolem nastawienia na edukację Irańczyków stało się spektakularne otwarcie wzorowanego na europejskich uczelniach Uniwersytetu w Teheranie.
Narzucono też zmiany społeczne, religijne i obyczajowe. Jednym z najgłośniejszych dekretów władcy był kashf-e hidżab – o całkowitym zakazie noszenia czadorów przez kobiety, co okazało się bardzo drastyczną zmianą dla wciąż jeszcze słabo wykształconego, konserwatywnego i głęboko wierzącego społeczeństwa. I nie ma wątpliwości, że stary szach Reza wprowadził ten zakaz głównie po to, by pokazać klerykom, gdzie jest ich miejsce. On widział je z dala od tronu, a najlepiej z dala od Iranu.
To nie był jednak jedyny nakaz króla dotyczący ubioru. Kilka lat po koronacji szach Reza udał się wraz z małżonką na pielgrzymkę do sanktuarium Fatima Masumeh w Qom. Doszło wówczas do incydentu, który choć z pozoru niegroźny, miał bardzo poważne skutki. Żona szacha odsłoniła w sanktuarium twarz, co spotkało się z bardzo surową krytyką jednego z duchownych opiekujących się świątynią. Obraził on w swym kazaniu żonę szacha, a ten nie miał zamiaru puścić tego płazem.
Następnego dnia kleryk został dotkliwie pobity. Ale szach nie zakończył na tym swojej zemsty. Niedługo potem ustanowił prawo nakazujące wszystkim obywatelom, w tym duchownym, noszenie ubrań w stylu zachodnim. Jedynymi, którzy się mu wymykali, byli szyiccy prawnicy, ale tylko pod warunkiem, że zdali specjalny egzamin kwalifikacyjny. Nie trzeba chyba dodawać, że egzamin był pod ścisłym nadzorem ludzi szacha, a zdać mogli go tylko ci, którzy nie stanowili dla niego opozycji.
Nowe prawo rozzłościło duchownych i konserwatywnych wiernych do czerwoności, bo jakby mało było samego nakazu, szach zdefiniował rodzaj ubrań. I ewidentnie zrobił to celowo, by jeszcze bardziej boleśnie nadepnąć im na odcisk. Mężczyźni musieli na przykład nosić kapelusze z rondem, które uniemożliwiały dotykanie czołem ziemi, co jest wymagane podczas muzułmańskiej modlitwy.
Duchowni mieli wiele innych powodów do gniewu. Musieli się pogodzić z tym, że kobiety kształcą się na uniwersytetach i nie ma kierunków, do których nie byłyby dopuszczane, ale wciąż nie zgadzali się na mieszanie płci, a szach z niezwykłą zaciekłością tępił wszelkie przejawy nieposłuszeństwa w tej kwestii. Kina, restauracje i hotele, które dopuszczały się segregacji lub dyskryminacji płciowej, musiały się liczyć z surowymi karami, a niektóre z nich pokazowo zamykano.
W meczetach wprowadzono zakaz siadania na podłodze i obowiązek używania krzeseł, co wydawało się nie mieć uzasadnienia, ale szach nigdy nie krył się z tym, że stanowione przez niego prawo nie jest pozbawione złośliwości wobec duchownych. Bardzo zirytowało ich też zezwolenie na przeprowadzanie sekcji zwłok, które było sprzeczne z doktryną nakazującą pochowanie zmarłego w ciągu doby po śmierci. Zresztą w kwestii żegnania zmarłych też wprowadził wiele niezgodnych z dotychczasową tradycją zmian.
Szach bez skrupułów dokręcał śrubę religijnym konserwatystom przez pierwszą dekadę swoich rządów. W ich szeregach wrzało i tylko kwestią czasu było, aż wybuchnie. W końcu władca doczekał się reakcji. W świątyni Imama Rezy w Mashadzie, drugim najbardziej zaludnionym mieście Iranu, wybuchła rebelia. Wiedziony przez duchownych tłum wywodzący się głównie z obszarów wiejskich zarzucał szachowi herezję, korupcję, wyzysk i żądał jego ustąpienia. Władzę oczywiście mieli przejąć duchowni.
Szach nie zamierzał tolerować takich afrontów. Bunt skończył się krwawą pacyfikacją, w wyniku której zginęło kilkadziesiąt osób. Sprawy eskalowały. Duchowni mogli teraz uznać szacha Rezę nie tylko za niewiernego, ale również za rzeźnika. Konflikt pomiędzy obiema stronami zaostrzył się do niespotykanego do tej pory rozmiaru. Ale Reza nadal jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Kontynuował demonstrację swojej niechęci wobec radykałów i niewykluczone, że właśnie z ich powodu stał się pierwszym od czternastu wieków władcą, który złożył wizytę społeczności żydowskiej Isfahanu, uważanej przez irańskich szyitów za wrogą. Pozwolił też irańskim Żydom na opuszczenie zamieszkiwanego przez nich do tej pory getta i zapewnił im asymilację ze społeczeństwem, uznając ich prawa.
Za tym, że nie był to akt miłości do Żydów, a kolejna próba zagrania na nosie klerykom, przemawiają pewne poszlaki. Kilka lat przed tym, jak Reza Pahlavi został królem, inspirował w Teheranie antyżydowskie incydenty, które miały mu pomóc w zdobyciu władzy. Nie zostało to jednak w pełni udowodnione, więc duchowni dostali do ręki argument do straszenia społeczeństwa – mogli mu wmawiać, że ich władca jest tak naprawdę Żydem, który chce ich zniszczyć.
O ile motywy działalności szacha Rezy często są przez historyków kwestionowane, o tyle trudno nie docenić jej efektów. To on wprowadził kraj na drogę rozwoju i sprawił, że ówczesne mocarstwa widziały w nim partnera do rozmów.
Szach Reza chciał zrobić z Iranu potęgę, a to nie było możliwe przy wciąż jeszcze rozbuchanych imperialistycznych zapędach Wielkiej Brytanii. Jego polityka musiała więc być w dużej mierze nastawiona na ucieranie Brytyjczykom nosa i ograniczanie ich wpływów w Iranie. Podobnie miały się sprawy z kontaktami ze Związkiem Radzieckim. Wprawdzie Sowieci zapewnili szacha, że nie będą sobie rościć praw do zbrojnej interwencji w Iranie, ale ani szach im nie uwierzył, ani – jak się później okazało – oni nie dotrzymali słowa.
Niespodziewanym sprzymierzeńcem Iranu stał się w tym czasie kraj, który miał dość podobny do Iranu status. On również chciał zbudować potęgę, również trawiły go ekonomiczne trudności i również miał na czele przywódcę z dyktatorskimi zapędami, choć nieco bardziej ekspansywnymi.
Szach Reza w latach trzydziestych ubiegłego wieku zawiązywał bliższe stosunki z wychodzącymi z potężnego kryzysu Niemcami, które w rękach wydzierającego sobie coraz większą władzę w kraju Hitlera budowały potęgę i (co jeszcze nie było oczywiste) szykowały się do wypowiedzenia światu kolejnej wojny.
Każdy z ruchów szacha mający na celu uprzykrzenie życia Brytyjczykom okazywał się korzystny dla Niemców. Kiedy na przykład oficjalne w tym czasie brytyjskie linie lotnicze Imperial Airways ubiegały się o możliwość rozpoczęcia lotów komercyjnych do Iranu, król zamknął przed nimi irańską przestrzeń powietrzną, niemal zaraz potem podpisując umowę na obsługę połączeń z Europą z niemiecką Lufthansą.
Wkrótce Brytyjczycy dostali od szacha kolejny cios. Reza anulował im koncesję naftową, co odcięło Imperium Brytyjskie od zysków z irańskiej ropy. I choć kilka lat później pod naciskiem Ligi Narodów musiał podpisać z nimi nowy kontrakt, ta decyzja poważnie odcisnęła się na obustronnych stosunkach, zwłaszcza że wszystkie nowe irańskie kontrakty adresowane były do Niemiec i Włoch. Brytyjczycy początkowo zaangażowali dyplomację. Stawka była bardzo wysoka. Dla państwa, które szykuje się do wojny, dostęp do paliw jest kluczowy, a o planach Hitlera mówiło się w Europie coraz głośniej. Szach Reza kompletnie się tym jednak nie przejmował, choć imponowało mu, że o jego względy zabiegają mocarstwa.
Kiedy sprawy stanęły na ostrzu noża, zmęczony negocjacjami ze znienawidzonymi Brytyjczykami i Sowietami szach zamknął ambasady obu krajów w Iranie i zerwał z nimi stosunki dyplomatyczne, ostatecznie otwierając Niemcom drogę do zdominowania irańskiego rynku, z którego czerpali potężne zyski mające wkrótce sponsorować uruchamianą konsekwentnie machinę wojenną.
Choć oficjalnie Iran zachował neutralność podczas drugiej wojny światowej, w przededniu jej wybuchu Niemcy były dla szacha Rezy największym partnerem gospodarczym, co z pewnością wynikało bardziej z jego skrywanych mniej lub bardziej sympatii politycznych niż z interesu politycznego.
Tym samym Iran, choć bez wypowiadania wojny, stał się otwarcie wrogiem dla Wielkiej Brytanii i Związku Radzieckiego. Oba niezbyt przyjazne sobie mocarstwa połączył dyktowany interesami sojusz. Dwa lata po rozpoczęciu drugiej wojny światowej Brytyjczycy i Sowieci przeprowadzili zupełnie niespodziewaną inwazję na Iran.
Szach nie był w stanie adekwatnie odpowiedzieć siłom dwóch potężnych mocarstw, nie miał też szans na uzyskanie wsparcia Niemiec, dla których po latach sukcesów na froncie nadchodziły czasy pierwszych klęsk. Władca poddał się już w szóstym dniu walk, zanim jeszcze wojska najeźdźców zdążyły wykroczyć poza pas przygraniczny. Wkrótce stało się jasne, że stawka w tej inwazji jest znacznie wyższa niż tylko fortuna płynąca z irańskich pól naftowych, choć właśnie o nie tu chodziło.
Szach prowadził już wtedy z Hitlerem poważne rozmowy mające zapewnić Niemcom dostęp do paliw, co mogłoby znacząco wpłynąć na rozstrzygnięcie drugiej wojny światowej. Wpłynęło też na losy samego szacha. Brytyjczycy zmusili go do abdykacji i opuszczenia kraju. Pozornie miał wybór – mógł to zrobić, zachowując zapoczątkowaną przez siebie dynastię przy władzy, albo się postawić, co sprawiłoby, że Brytyjczycy przywrócą na tron dynastię Qajar, którą sam obalił.
Szach wyjechał i osiadł na znajdującym się pod protektoratem Imperium Brytyjskiego Mauritiusie, gdzie zmarł jeszcze przed końcem wojny. Jego miejsce miał zająć młodziutki, dwudziestodwuletni książę koronny Mohammad Reza Pahlavi.
17 września 1941 roku, Teheran
Młody następca tronu Mohammad Reza całe życie bał się swojego równie charyzmatycznego co okrutnego ojca. Żył w jego cieniu. Szykowany do roli następcy wcale nie czekał na moment, kiedy zasiądzie na tronie. Ojciec nieustannie go krytykował i zachowywał się tak, jakby wcale nie chciał, by chłopak kiedykolwiek go zastąpił. Nie był na to gotowy nawet wtedy, gdy jego abdykacja stała się faktem.
Szach Reza zarówno w polityce, jak i w podejściu do dzieci za zdecydowanie bardziej skuteczne uważał kary niż nagrody. Całkowicie dominował nad swoim najstarszym synem i sprawiał, że młody Mohammad – mimo królewskiego tytułu zapewniającego mu w przyszłości ogromną władzę – dorastał w braku poczucia własnej wartości. Był nieśmiały, małomówny i nad wyraz spolegliwy. Nic nie wskazywało na to, że w przyszłości sięgnie po wpływy, o jakich jego ojciec nawet nie marzył, a zdeklasuje go nawet swoim królewskim tytułem.
Stary szach decydował o wszystkim w życiu swojego syna nawet wtedy, gdy ten był już dorosły. Decyzje te nie zawsze można by skrytykować, wszak to on wysłał go na studia do Szwajcarii. Kultura tego kraju w sposób nieprawdopodobny wpłynie na usposobienie księcia i bardzo widocznie odbije się na jego rządach, z czasem dostarczając też argumentów jego przeciwnikom, którzy w konsekwencji pozbawią go władzy. Młody książę dosłownie zachłysnął się Szwajcarią, zakochał się bez pamięci w języku francuskim, a kulturę i sztukę tworzone przez Francuzów i francuskojęzycznych Szwajcarów uważał za wzór najwyższy i niedościgniony. Wybór Van Cleef & Arpels jako wykonawców korony dla jego przyszłej małżonki był tylko jedną z wielu emanacji tego niezwykłego uwielbienia.
Przyszły władca Iranu zdobył kompleksowe wykształcenie w prestiżowym Institut Le Rosey – znajdującej się w stolicy francuskiej części Szwajcarii elitarnej szkole z internatem, w której kształciły się dziesiątki późniejszych koronowanych głów i tysiące członków najznamienitszych rodów, takich jak Hohenzollernowie, Cavendishowie, Rotszyldzi, Rockefellerowie czy Radziwiłłowie.
Mohammad został do niej wysłany w wieku niespełna jedenastu lat i już początki w szkole udowodniły, jak bardzo nie był na takie wyzwanie gotowy. Przyzwyczajony do pokłonów składanych mu na każdym kroku w irańskich pałacach i wszędzie, gdzie tylko się pojawił, zażądał tego samego od swoich szkolnych kolegów. Nie znosił sprzeciwu i upierał się przy oddawaniu mu hołdu, co w końcu skończyło się bójką.
Jeden z amerykańskich uczniów dość dotkliwie wytłumaczył mu, ile znaczą jego książęce tytuły w demokratycznym kraju. Bardzo możliwe, że ciosy, które wtedy przyjął, nauczyły go znacznie więcej niż jakakolwiek późniejsza lekcja relacji międzyludzkich.
Inne lekcje też miały spory wpływ na jego późniejszą historię. Zakochany w twórczości Chateaubrianda i Rabelais’go z ogromną pasją zgłębiał tajniki francuskiej literatury, w które wprowadzał go niejaki Ernest Perron. Ta znajomość odcisnęła na nim ogromne piętno, a sam Perron stał się powodem pierwszej fali oburzenia, jaką wywołał młody książę po powrocie do swojego królestwa – bo wrócił właśnie z Perronem u boku.
Starszy o ponad dekadę Szwajcar zamieszkał wraz z księciem w Pałacu Marmurowym i od razu dał się poznać jako postać niezwykle kontrowersyjna. Bardzo elokwentny, oczytany i ujmujący, stał się powiernikiem Mohammada, a w przyszłości jego dworzaninem i osobistym sekretarzem, co szybko stało się źródłem wielu domysłów. Perron nie ukrywał swojej homoseksualnej orientacji. Jego przyjaźń z szachem dla wielu była dowodem na to, że łączy ich coś więcej. Wśród dworzan, irańskich polityków i przeciwników księcia, a później szacha panowała dość zgodna opinia o tym, że Perron jest uzurpatorem z manią wielkości, który ma zgubny wpływ na władcę, a do tego w perwersyjny sposób zwodzi szacha z drogi prawego muzułmanina i nakłania do grzechu.
Powstałe w czasie panowania szacha plotki znalazły ujście w książce Ernest Perron, the Husband of the Shah of Iran („Ernest Perron, mąż szacha Iranu”), szeroko publikowanej przez islamski reżim, gdy niedługo po obaleniu szacha istniała ogromna potrzeba obrzydzenia wszystkiego, co związane z monarchią. Już sam tytuł nie pozostawiał pola do interpretacji, ale choć treść książki nie niosła żadnej dodatkowej wartości, zdołała stworzyć narrację, w której szach nie tylko ciemiężył i okradał naród irański, ale też próbował sprowadzić do swojego kraju modę na swobodę seksualną godzącą wprost w nauki islamu. Publikacja zawierająca mnóstwo dywagacji i pozbawionych dowodów twierdzeń na pewien czas stała się kluczowym tematem dyskusji w kraju rządzonym przez homofobicznych ajatollahów, którzy wkrótce mieli zacząć wieszać homoseksualistów na dźwigach ustawionych w najbardziej eksponowanych miejscach irańskich miast. Historycy w większości zgodnie twierdzą jednak, że propaganda Republiki Islamskiej nie miała żadnego umocowania w prawdzie. Szach Reza był homofobem i nigdy nie pozwoliłby Perronowi na zamieszkanie w Pałacu Marmurowym, gdyby istniał choć cień podejrzeń, że łączą go jakiekolwiek stosunki intymne z jego synem.
Mimo podejrzeń o kontakty homoseksualne niedługo po powrocie ze Szwajcarii książę Mohammad Reza poślubił córkę króla Egiptu, księżniczkę Fawzię. Małżeństwo to było czysto politycznym układem. Zaaranżowali je ojcowie państwa młodych przy błogosławieństwie prezydenta Turcji, który widział w tej unii szansę na pokój w regionie.
Ślub odbył się w Egipcie, a teść Mohammada nie szczędził środków, by uczynić tę uroczystość godną pary książęcej. Pomiędzy młodymi nie było żadnej chemii. Byli nieprawdopodobnie stremowani i przytłoczeni ciążącymi na nich obowiązkami umacniania pokoju w regionie. Na miłość zabrakło tu miejsca.
Na Mohammadzie Rezie większe wrażenie niż sama żona zrobiły egipskie pałace, znacznie bardziej efektowne od tych irańskich. Choć nie był jeszcze szachem, to wtedy powziął decyzję, że pałace jego kraju będą równie efektowne. Plan ten wprowadził w życie już kilka lat później. Kiedy został królem, zmienił wybudowany przez swojego ojca Pałac Marmurowy w prawdziwe dzieło sztuki, będące eklektyczną mieszanką irańskich motywów i jego europejskich fascynacji.
Choć z małżeństwa z egipską księżniczką urodziła się mała Shahnaz, szybko się okazało, że nie ma ono szans na przetrwanie. Małżonkowie nie byli dobrani w najmniejszym stopniu. Nie starali się nawet udawać, że łączy ich cokolwiek poza obowiązkami. Już kilka tygodni po ślubie książę widywany był w towarzystwie innych kobiet, a gdy informacje o tym zaczęły docierać do jego żony, przestał się z tym nawet kryć.
Na domiar złego jego dominująca i niezwykle zaborcza matka zaczęła ingerować w ich małżeństwo. Widziała w swojej synowej rywalkę. Upokarzała księżniczkę, a w konfliktowych sytuacjach Mohammad Reza zawsze stawał po stronie rodzicielki. W końcu czara goryczy się przelała. Po sześciu latach księżniczka Fawzia wróciła do ojczystego kraju i zgodnie z egipskim prawem rozwiodła się z młodym szachem. Według prawa irańskiego była jego żoną jeszcze przez kolejne trzy lata.
To w trakcie małżeństwa z Fawzią Mohammad Reza zupełnie niespodziewanie dla siebie został szachem i jego życie całkowicie się zmieniło. Choć sowiecko-brytyjska inwazja dała mu władzę, Mohammad Reza przeżył ją jako osobistą traumę. Widział bunt oficerów i liczne dezercje spowodowane niebezpieczeństwem ze strony obu mocarstw, a poddanie się, mimo że było efektem rządów jego ojca, przyjął jako osobistą porażkę i poprzysiągł, że podobna nigdy więcej się nie powtórzy. Ta deklaracja leżała u podstaw jego swoistej obsesji na punkcie inwestowania w obronność. Iran miał się wkrótce stać potęgą, przed którą zadrży świat. Taką, która dysponuje bronią nuklearną, choć ta wciąż jeszcze nie była w zasięgu żadnego państwa. Nawet Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, choć bardzo zaawansowane w pracach, nie odnotowały jeszcze ich finalnych efektów.
Irańska broń nuklearna będzie od tej chwili jednym z najgorętszych tematów podgrzewających światową politykę, choć prawdziwym zagrożeniem stanie się dopiero długie dekady później.
Mohammad Reza był w wielu kwestiach zdecydowanie mniej radykalny od swojego ojca. Zniósł na przykład jego słynny dekret Kashf-e hidżab i zarządził, że noszenie nakrycia głowy pozostaje wyłączną decyzją kobiety; nie jest ani nakazane – jak obecnie, ani zabronione – jak za czasów jego ojca. Choć w dalszym ciągu zależało mu na budowaniu nowoczesnego państwa wolnego od wpływów radykalnego islamu, w podobny sposób złagodził wiele uderzających w religijne tradycje zarządzeń poprzedniego szacha.
Mimo to już pierwsze lata jego rządów przyniosły kilka prób zamachu na jego życie. I to tych ujawnionych, bo podobno przez wszystkie lata rządów władcy mogło być ich nawet kilkadziesiąt. Najbliżej sukcesu był Fakhr Arai, który zamierzył się na młodego szacha podczas dorocznej ceremonii upamiętniającej założenie Uniwersytetu w Teheranie. W jej trakcie zamachowcy udało się podejść do władcy na zaledwie kilka metrów i oddać w jego kierunku kilka strzałów. Jedna z kul przeleciała po twarzy Mohammada Rezy, raniąc go krwawo, ale szczęśliwie niezbyt poważnie. Lekarzom udało się zszyć ranę i uchronić króla od paraliżu. W późniejszych latach blizna po tym zamachu stała się niemal niewidoczna, choć nie ulega wątpliwości, że zaledwie kilka milimetrów dzieliło go od niechybnej śmierci.
Sprawca został zastrzelony na miejscu, co znacznie utrudniło dotarcie do zleceniodawcy zamachu. Nigdy go zresztą nie ustalono. Na celowniku znalazła się opozycyjna wobec monarchy komunistyczna partia Tudeh oraz fundamentalistyczna organizacja Fedaini Islamu. Władca miał wybór, kogo obarczyć winą, i za zdecydowanie bardziej niebezpieczną dla swoich rządów uznał Tudeh. Partia została natychmiast zdelegalizowana. Szach wciąż jeszcze nie doceniał islamistów jako prawdziwego zagrożenia. Uważał, że wróg wewnętrzny jest znacznie mniej niebezpieczny od tego sterowanego z zewnątrz, a partia Tudeh była wyraźnie inspirowana przez Sowietów. Bardzo się wtedy pomylił.
Po dziesięciu latach rządów młody władca postanowił ponownie się ożenić. Jedną z istotnych ku temu przesłanek był fakt, że choć miał córkę, zgodnie z wciąż obowiązującą tradycją nie miał komu przekazać tronu. Drugim powodem stała się ona – Soraya Esfandiary-Bakhtiary, przepiękna córka ambasadora Iranu w RFN, której matka była Niemką. Ich związek również odbił się szerokim echem. Wielu było takich, którzy podawali w wątpliwość oficjalny wiek Sorayi. Na dworze twierdzono, że dziewczyna ma osiemnaście lat, choć salonowi plotkarze dawali jej co najwyżej szesnaście. Miała być młodsza od swojego męża o połowę.
Choć parę połączyła prawdziwa miłość, na drodze do ich szczęścia stanął los. Okazało się, że Soraya jest bezpłodna i pomimo wielu starań nie jest w stanie urodzić królowi dziedzica. Początkowo Mohammad nie chciał się z tym pogodzić i opłacał leczenie swojej żony, ale po wyczerpaniu wszelkich możliwości ówczesnej medycyny musiał się poddać. To był jedyny powód, dla którego para się rozwiodła, choć sam szach bardzo to przeżywał, o czym mówił wielokrotnie w późniejszych wywiadach. Wygłosił nawet oświadczenie, w którym nie krył poruszenia koniecznością przedłożenia dobra kraju nad własne szczęście. Po rozwodzie zadbał o swoją byłą żonę. Soraya do końca życia otrzymywała wysoką pensję i żyła wygodnie w Paryżu, mieszkając w wartej trzy miliony dolarów posiadłości, jeżdżąc rolls-royce’em i opływając w zbytki.
Czas małżeństwa z Sorayą był dla Mohammada Rezy trudnym okresem walki o utrzymanie władzy i pozycji. Lista jego wrogów znacznie się wydłużyła po decyzji o nacjonalizacji rafinerii naftowych, które teraz miały finansować wyłącznie Iran – bez udziału Wielkiej Brytanii i amerykańskich prób zastąpienia Brytyjczyków w czerpaniu korzyści z irańskich złóż. Nie brakowało mu też wrogów wewnętrznych, a że był uważany za władcę stroniącego od ryzyka i raczej tchórzliwego, wielu nie doceniało, na jak zręcznego polityka wyrósł. To właśnie wtedy Mohammad Reza zaczął przyjmować wizerunek „postępowego” szacha, reformatora, który miał zmodernizować Iran.
W swoich płomiennych przemówieniach atakował wspierany przez radykałów feudalny system społeczny, który nie tylko wyzyskiwał obywateli, ale też opóźniał postęp. I zawsze poruszał w nich temat równych praw dla kobiet. Nie trudno się domyślić, że takie podejście zdobywało mu wielu zwolenników, a kobiety wprost za nim przepadały.
Choć to mało popularna opinia, Mohammad Reza nie był jednak w tej kwestii wiarygodny. Był hipokrytą. Po pierwsze, prawa kobiet były jednym z elementów jego polityki nie ze względu na osobiste przekonania, ale dlatego że zbliżały Iran do Zachodu, jednocześnie oddalając go od wpływów szyickich duchownych. Po drugie, były one sposobem na popularność – kobiety stanowiły wszak większą część społeczeństwa. Niemały wpływ na te działania miała też żona szacha Farah Diba, która była główną inicjatorką jego reform w kwestii uznania praw Iranek. To jej Mohammad Reza może zawdzięczać sławę szacha, który sprawiedliwie uznał prawa wszystkich obywateli, choć opinia ta jest bardzo daleka od prawdy.
Wbrew temu, co można byłoby wywnioskować z prowadzonej przez niego polityki, szach był szowinistą i mizoginem. Nawet jeśli przyznał kobietom prawa, te nadal mieszkały w kraju, w którym za krytykę władzy idzie się do więzienia. Sprawiedliwie. Niezależnie od płci. A to, co władca naprawdę myśli o kobietach, jako pierwsza ujawniła słynna włoska reporterka Oriana Fallaci, która wiele lat później, gdy legenda szacha – obrońcy praw kobiet była już naprawdę silna, przeprowadziła z nim na wywiad. To właśnie w jego trakcie szach podzielił się z Fallaci kilkoma kontrowersyjnymi i niezbyt przystającymi do jego niemal feministycznego wizerunku opiniami.
Fallaci: Jeśli istnieje monarcha, którego imię zawsze kojarzyło się z kobietami, to na pewno jest to Mohammad Reza Pahlavi, ale teraz zaczynam podejrzewać, że kobiety wcale się nie liczyły dla Waszej Wysokości…
Szach: Obawiam się, że twoje podejrzenie jest uzasadnione. Kobiety, wiesz… Ujmę to w ten sposób: nie lekceważę ich, o czym świadczy fakt, że wyniosły sporo korzyści z mojej rewolucji. Walczyłem usilnie o równe prawa dla kobiet. Włączyłem je nawet do armii, gdzie przechodzą sześciomiesięczne szkolenie wojskowe, zanim zostaną wysłane do wiosek, by walczyć z analfabetyzmem. Nie należy też zapominać, że jestem synem człowieka, który zdjął hidżaby z irańskich kobiet. Ale nie byłbym szczery, gdybym twierdził, że byłem pod wpływem jakiejkolwiek z nich. Nikt nie ma na mnie wpływu, absolutnie nikt. A już na pewno nie jakaś kobieta. W życiu mężczyzny kobiety liczą się tylko wtedy, gdy są piękne, pełne wdzięku i wiedzą, jak zachować kobiecość. Ten cały ruch wyzwolenia kobiet… Czego chcą te feministki? Czego ty chcesz? Równości? Rzeczywiście! Nie chcę wyjść na niegrzecznego, ale… Możecie być równe w oczach prawa, ale przepraszam, że tak mówię, nie dorównacie mężczyznom pod względem umiejętności.
Fallaci: Nie dorównamy?
Szach: Nie. Michał Anioł ani Bach nie byli kobietami. Kobietą nigdy nie był nawet żaden wybitny kucharz. I nie mów o nierównych szansach. Żartujesz? Czy kobietom faktycznie zabrakło szansy, aby zostać wybitnymi kucharkami? Niczego wielkiego nie stworzyłyście, niczego! Powiedz mi, ile kobiet zdolnych do rządzenia poznałaś podczas swoich wywiadów?
Fallaci: Co najmniej dwie, Wasza Wysokość. Golda Meir i Indira Gandhi.
Hm… Mogę tylko powiedzieć, że kobiety, kiedy rządzą, są o wiele bardziej bezwzględne od mężczyzn. O wiele bardziej okrutne. O wiele bardziej spragnione krwi. Mam na myśli fakty, nie opinie. Kiedy macie władzę, jesteście bez serca. Proszę tylko pomyśleć o Katarzynie Medycejskiej, o Katarzynie Wielkiej, o Elżbiecie królowej Anglii. Nie mówiąc już o waszej Lukrecji Borgii i jej truciznach, intrygach. Jesteście intrygantkami, jesteście złe. Wszystkie.
Ten wywiad zszokował opinię publiczną z więcej niż jednego powodu. Ale zanim szach ujawnił swoją prawdziwą twarz, wciąż skrupulatnie budował wizerunek niesamowitego, wyposażonego w niemal mistyczne umiejętności, otwartego i nowoczesnego władcy, dla którego równość obywatelska jest najwyższym dobrem.
To też wkrótce miało się okazać kłamstwem, a Irańczycy z roku na rok zaczynali się o tym przekonywać w coraz bardziej bolesny sposób.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
Prolog
CZĘŚĆ I. ZAN
Zan – kobieta
ROZDZIAŁ 1. Szach
ROZDZIAŁ 2. Szachinszach
ROZDZIAŁ 3. SAVAK
ROZDZIAŁ 4. Cyrus
ROZDZIAŁ 5. Ajatollah
CZĘŚĆ II. ZENDEGI
Zendegi – życie
ROZDZIAŁ 6. Rewolucja
ROZDZIAŁ 7. Fatwa
ROZDZIAŁ 8. Evin
ROZDZIAŁ 9. Coony
ROZDZIAŁ 10. Nike
CZĘŚĆ III. AZADI
Azadi – wolność
ROZDZIAŁ 11. Uchodźcy
ROZDZIAŁ 12. Sigheh
ROZDZIAŁ 13. Blue girl
ROZDZIAŁ 14. Jina
ROZDZIAŁ 15. Pochodnie
Epilog. Say their names to save their lives!