Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy chrześcijanie mogą zaufać ustaleniom psychologów i neurobiologów? Czy należy zweryfikować na ich podstawie nauczanie Kościoła w kwestii natury ludzkiej i powołania człowieka? To pytania, które coraz częściej pojawiają się w dyskusjach ludzi wierzących. Odpowiedzi na nie stara się znaleźć Magdalena Kędzierska-Zaporowska w rozmowie z o. Andrzejem Jastrzębskim – filozofem, teologiem i psychoterapeutą naukowo zajmującym się fascynującymi relacjami psychologii i wiary.
Wśród wielu zagadnień, które poruszyli, znalazły się m.in. pytania o to:
Choć nieraz podejmowano w Polsce próby integracji psychologii z duchowością, ta książka w sposób wyjątkowo ciekawy dotyka istoty relacji tych dwóch zagadnień. Wiele osób wierzących zastanawia się, czy skorzystanie z psychoterapii nie zaszkodzi ich wierze. Autorzy w swobodnej dyskusji w przystępny sposób omawiają korzyści ze współpracy tych dwóch dziedzin ludzkiego życia. Książka poszerza horyzonty czytelnika niezależnie od tego, czy szuka pomocy, czy też jej udziela jako terapeuta.
ks. Wojciech Szychowski, psycholog i psychoterapeuta
dr hab. Andrzej Jastrzębski – misjonarz oblat Maryi Niepokalanej. Wykładowca Uniwersytetu św. Tomasza z Akwinu (Angelicum) w Rzymie, UAM w Poznaniu oraz na Podyplomowym Studium Duchowości KUL. Od 2016 roku pracuje na Uniwersytecie św. Pawła w Ottawie. Prowadzi badania nad integralnym ujęciem człowieka w filozofii, psychologii, neurobiologii oraz teologii.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 184
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wydawać by się mogło, że rok 2020 nie przyniósł nam niczego dobrego. Okazuje się jednak, że są rzeczy, za które można być Bogu wdzięcznym niezależnie od okoliczności, które spadły na nas wraz z pandemią koronawirusa. Ja na pewno będę wdzięczna za możliwość spotkania po latach z ojcem Andrzejem i rozmowy z nim nie tylko o burzliwych związkach psychologii i wiary, ale też o tym, co nas otacza tu i teraz. Pandemia uświadomiła mi, że można takie rozmowy toczyć, nawet jeśli mieszka się po dwóch stronach oceanu, w dwóch różnych strefach czasowych. Dzięki możliwościom współczesnej technologii udało nam się naprawdę spotkać. Każde nasze spotkanie, które odbywało się na tle i przy okazji „coraz bardziej nas otaczającej rzeczywistości”, stanowiło dla mnie nie tylko ogromne wyzwanie intelektualne, lecz także piękne doświadczenie wiary, za które Ci, Ojcze, bardzo dziękuję.
Pytania, które zadawałam Ojcu, wynikają wprost z moich osobistych przemyśleń i wątpliwości – zarówno z lat formacji w Kościele, jak i z kilku lat pracy w wydawnictwie katolickim, które w pewnym stopniu specjalizuje się w tematyce psychologicznej. Nie są to pytania specjalisty, lecz laika – zarówno w kwestii psychologii, jak i teologii, stąd pewnie pojawiające się w nich uproszczenia i konieczne w wywiadzie uogólnienia oraz zaczepne tezy. Nieraz zastanawiałam się nad tym, jak bardzo te dwie dziedziny – teologię i psychologię – można połączyć i gdzie przebiega granica pomiędzy nauką i wiarą. Nie jestem chyba jedyną osobą, która zadaje sobie takie pytanie. W ostatnich latach spór o to, czy katolicy potrzebują psychologii, przybiera na sile, a różne grupy w obrębie Kościoła zdają się w ogóle podważać sens psychoterapii i jedyny sposób uzdrowienia dla psychiki widzą w modlitwie oraz relacji z Bogiem. Są i tacy chrześcijanie, którzy psychologii w Kościele wręcz się domagają, sugerując, że współczesne duszpasterstwo musi opierać się na wiedzy psychologicznej. Co więcej, ustalenia psychologii służą niektórym do weryfikowania i podważania dotychczasowego nauczania Kościoła na temat natury człowieka i jego powołania. Psychologia weszła do naszych świątyń i na dobre się w nich zadomowiła. Czy mamy ją stamtąd wyrzucić, czy szerzej otworzyć dla niej drzwi?
Magdalena Kędzierska-Zaporowska
Zacznijmy od początku...
Dobry pomysł! Pomoże nam to właściwie ustawić priorytety oraz nakreślić, w jakiej rzeczywistości funkcjonujemy i co jest tłem tego naszego tytułowego sporu o relację psychologii i wiary. Bez tego trudno będzie te zawiłości zrozumieć.
A zatem Pan Bóg stworzył człowieka na swój obraz. Czy z tej powszechnie znanej i często powtarzanej definicji można wyciągnąć jakiś krótki i prosty opis natury człowieka, także relacji pomiędzy duchem a psychiką, a nawet fizycznością?
Tak, Pan Bóg przekazał nam fascynującą wiadomość: „Jesteśmy stworzeni na Jego obraz”. Problem polega na tym, że nie mamy bezpośredniego dostępu do poznania Pana Boga i musimy się po prostu domyślać, co ta piękna wiadomość tak naprawdę dla nas oznacza. Skoro nie możemy spojrzeć Mu w twarz, pozostaje nam spoglądać na nasze ludzkie oblicza i próbować odgadywać, w jaki sposób Bóg się w nich objawia. Możemy jedynie zbliżyć się do tajemnicy, nic więcej.
Najłatwiej byłoby, gdybyśmy mogli zobaczyć Pana Boga takim, jakim jest, a następnie mogli porównać się do Niego i w ten sposób przekonać się bezpośrednio i naocznie, że jesteśmy Jego obrazem. Takiej możliwości chwilowo nie mamy, zatem pozostaje nam droga przeciwna: patrząc w lustro, mogę zapytać siebie, w jaki sposób Pan Bóg jest obecny we mnie, a zarazem dostrzegalny dla innych przeze mnie. Pytanie, jakie powinniśmy zadać, nie brzmi: „Kim Ty jesteś, Panie Boże?”, lecz: „Kim tak naprawdę ja jestem?”. Na to drugie pytanie mamy, a przynajmniej tak nam się wydaje, co najmniej kilka interesujących odpowiedzi.
Jedną z bardziej zaawansowanych odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek, jest stwierdzenie, że jest to istota cielesno-psychiczno-duchowa. To, co rzuca się nam w oczy jako pierwsze, to nasze ciało. Istnienie psychiki wywnioskowaliśmy na podstawie pewnych obserwacji tego, co robimy i co mówimy. Tymi sprawami zajmują się na przykład psycholodzy. Być może chcieliby zbadać, czy Pan Bóg ma jakiś określony temperament? A może zrobiliby Bogu test na inteligencję? Czy wygrałby w szachy z Kasparowem? Jak widać, takie pytania można mnożyć... Chcielibyśmy też wiedzieć, czy Pan Bóg ma jakiś kształt, jakąś formę. Faktycznie ludzie przez długi czas próbowali sobie wyobrazić jakoś Boga i tworzyli różne Jego obrazy, które nieraz przypominały zwierzęta. Nie była to jednak dobra droga i dlatego w Starym Testamencie pojawił się zakaz tworzenia Bożych wizerunków. Bóg Ojciec wyszedł jednak tym ludzkim pragnieniom naprzeciw i posłał nam swojego Syna. W Jezusie z Nazaretu Bóg objawił się w ludzkim ciele, a więc miał określony kolor oczu i jakiś konkretny rozmiar stopy. I to właśnie On nam pokazał, co to znaczy upodobnić się do Boga w naszym człowieczeństwie.
Najłatwiej stwierdzić, że Boży obraz w nas to nasze duchowe istnienie, nieśmiertelna dusza. Możemy tak szukać dalej i pewnie wiele tych wspólnych punktów znajdziemy, ale po co? Skoro to sam Pan Bóg powiedział nam, że jesteśmy Jego obrazem, to jesteśmy i kropka. Tu wchodzimy już na teren wiary. Nie będziemy z tym przecież dyskutować. Być może to jest właśnie nasze główne życiowe zadanie: odkrywać ten obraz. Zaraz po tym dodałbym, że naszym zadaniem jest rozwijanie podobieństwa do Niego.
Aby tę różnicę lepiej unaocznić, proponuję taki podział: obraz to Boży dar dla nas, a podobieństwo – to zadanie, zaproszenie do rozwoju. Jesteśmy ikoną – a więc obrazem Pana Boga – bo od niego pochodzimy. On jest źródłem naszego istnienia. Tej prawdy nie da się wymazać. Aby tę prawdę ludziom przybliżać, lubię używać porównania do podpisu twórcy. W naszym codziennym życiu zwykliśmy sprawdzać, gdzie różne towary, które kupujemy, zostały wyprodukowane. Za moich młodych lat największy szacunek budziły produkty, na których widniał napis: made in Japan lub ewentualnie: made in Germany. To wskazywało, że jakość tych rzeczy była bardzo dobra. Wiemy dobrze, że w obecnych czasach najbardziej prawdopodobne jest znalezienie na metce napisu: made in China. Co zrobić? Tak po prostu jest...
My zaś jesteśmy stworzeni na obraz Boży i możemy się spodziewać, że gdzieś na „spodniej stronie” naszego serca znajdziemy Jego podpis. Oczywiście nie jest to made in China... A więc co? Moim zdaniem podpis ten brzmi: made in Heaven. I to jest Boża pieczęć ukryta głęboko w naszym sercu, Jego obraz, nasze pochodzenie z wieczności, z nieba. Możemy sobie też wyobrazić, że obok tego podpisu, obrazu, jest też wygrawerowane nasze zadanie, nad którym mamy w życiu pracować: made for Heaven. Jesteśmy stworzeni dla wieczności. To jest to nasze podobieństwo do Boga – że dążymy do wieczności.
Człowiek może zapomnieć, że pochodzi od Boga, ale nie jest w stanie się od Boga odseparować. Żeby istnieć, po prostu musimy być w relacji z Panem Bogiem. On jest źródłem istnienia. Można funkcjonować, nie uznając tej prawdy, ale jeśli chce się w pełni korzystać z faktu istnienia, trzeba przyjąć nie tylko sam dar – a więc ten obraz Boga w nas, nasze istnienie – ale też zadanie, czyli dążenie do osiągnięcia jak największego podobieństwa do Boga. Mówiąc inaczej – obraz Boga to nasze swoiste wyposażenie wewnętrzne, które można co prawda przesłonić w sobie różnymi rzeczami, ale nie da się go wymazać. Podobieństwo to nasze powołanie do rozwoju.
Niektórzy uważają, że tym, co nas najbardziej upodabnia do Boga, jest wolna wola, a więc to, że możemy dokonywać wyborów, opierając się na naszym poznaniu rzeczywistości...
Jesteśmy w stanie grzeszyć, ponieważ mamy taką samą jak Bóg możliwość wyboru między dobrem a złem... Wyboru tego dokonujemy jednak na podstawie naszej, a nie Bożej wiedzy, a nasza jest zawsze mocno ograniczona. Zawsze wybieramy jakieś dobro – a mówiąc filozoficznie – to, co jest dobre dla nas. Skąd zaś wiemy, że coś jest dla nas dobre? Bo mamy jakieś poznanie, bo jesteśmy zdolni do procesów myślowych. Oczywiście towarzyszą temu wszystkiemu uczucia, ale możemy założyć, że nasze decyzje podejmujemy na podstawie tego, co myślimy. Czym zatem różnimy się od Boga? Przede wszystkim tym, że nasza wiedza mimo wszystko jest dosyć ograniczona.
Doskonale pokazała nam to pandemia – co chwilę musimy mierzyć się z nowymi teoriami na temat koronawirusa. Możemy podejmować decyzje odnośnie do naszych zachowań i chcemy wybierać dla siebie to, co zapewni nam bezpieczeństwo, ale ze względu na ograniczoność naszej wiedzy nie mamy pewności, że wybierzemy dobrze. Ludzie generalnie nie wybierają zła – wybierają to, co wydaje im się dobre. Jeśli źle rozeznali dobro, to ich wybór jest zły, nawet jeśli intencja była dobra. W tym tkwi zasadnicza różnica między nami a Bogiem – mimo że tak samo jak Bóg możemy dokonywać wyboru, nie mamy takiej jak On pełni poznania i zdolności widzenia rzeczy takimi, jakimi są.
Jeszcze innym podobieństwem, które łączy nas z Panem Bogiem, jest po prostu fakt, że jesteśmy, istniejemy. I choć istnienie Pana Boga nie ma początku ani końca, a nasze ma swój początek, to w Bożym zamiarze mamy dzielić z Nim wieczność. To zaś znaczy, że nasze istnienie, podobnie jak Boże istnienie, nie ma końca. Pragnieniem Pana Boga jest podzielenie się z nami Jego wiecznością.
Zostaliśmy zaproszeni do stawania się takimi jak Bóg w tych wymiarach, w których jesteśmy stworzeni na Jego obraz i o których mówiliśmy: lepszego poznania, dokonywania lepszych wyborów i tworzenia piękniejszych i doskonalszych relacji. Ostatecznie jesteśmy zaproszeni do miłości, która jest najważniejszym elementem obrazu Boga, które w sobie nosimy – Tego, który jest samą miłością. Miłość jest zarówno darem, jak i zadaniem dla nas: zostaliśmy z miłości stworzeni i do miłości powołani. W tym sensie jest ona celem ludzkiego rozwoju, o którym pewnie będziemy mówić zarówno kontekście wiary, jak i psychologii.
To podobieństwo w sferze duchowej. Czy w takim razie to nasze podobieństwo w sferze psychiki to tylko kwestia tego, że myślimy i mamy inteligencję tak jak Bóg?
Nie tylko. O Bogu mówi się, że jest relacją. Doskonałą miłością między osobami Trójcy. Kolejnym wymiarem podobieństwa do Boga jest więc nasza zdolność do miłości, do wchodzenia w relacje. To jest to podobieństwo, które ma znaczenie nie tylko dla naszej sfery duchowej, ale i psychicznej. Łączność, wzajemne obdarowanie, dialog – to są te rzeczy, do których w naszym życiu jesteśmy powołani. Co więcej – przez Jezusa Bóg pokazał nam też, jak istotnym elementem relacji miłości jest zdolność do przebaczania. Co prawda doskonała relacja miłości wewnątrz Trójcy Świętej tego nie potrzebuje, ale przecież nasze ludzkie relacje doskonałe nie są i dlatego nieustannie potrzebujemy pojednania, przebaczenia...
Najpiękniej odzwierciedlamy obraz Boga w nas, budując piękne relacje w naszym życiu. Najpiękniejszą i najbardziej spełniającą nas relacją, jaką możemy rozwinąć, jest przyjaźń z Panem Bogiem. Dzieje się to dzięki łasce Bożej, kształtującej w nas Jego podobieństwo, które wyraża się potem najpełniej w naszej zdolności do bezinteresownej miłości. W tym sensie obraz Boga w nas jest zarazem początkiem, jak i celem naszej życiowej podróży. Na razie jednak podobieństwo do Pana Boga realizuje się w naszym życiu także poprzez to, że współpracujemy z Panem Bogiem w stwarzaniu lub kształtowaniu świata, zgodnie z Jego zaproszeniem: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”.
Na początku naszych rozważań dotyczących duchowości, psychiczności oraz fizyczności człowieka muszę poczynić jeszcze ważną uwagę. Dzielenie człowieka na różne elementy jest zabiegiem sztucznym. Wyobrażamy sobie, że możemy „wydestylować” psychikę z człowieka i badać ją w sposób odseparowany od reszty elementów. To oczywiście ułatwia nam refleksję, ale też zaciemnia obraz rzeczywistości. Taki sztuczny podział człowieka pochodzi z filozofii starożytnej Grecji, gdzie oddzielano ducha od materii. Oliwy do ognia dolał w czasach nowożytnych Kartezjusz. Oddzielanie ducha od psychiki i materii weszło do naszego myślenia tak głęboko, że już nie potrafimy inaczej myśleć o człowieku i ciągle głowimy się nad zagadką, jak te sfery się łączą. W hebrajskiej części Starego Testamentu człowiek był postrzegany jako dusza (nefesz). To był cały człowiek razem z ciałem, umysłem, jego pragnieniami czy aspiracjami. Nefesz to była po prostu osoba we wszystkich swoich aspektach istnienia. Potem z kultury greckiej przeszedł do Biblii podział na odrębne duszę i ciało, a św. Paweł próbował oba te podejścia łączyć. Pamiętajmy w tym kontekście, że gdy wydzielamy te różne części, dokonujemy sztucznego, akademickiego podziału, żeby ułatwić sobie zrozumienie. W rzeczywistości wszystkie te wymiary są zawsze połączone.
Mamy w sobie doskonały obraz Boga, a mimo to wielu z nas go odrzuca lub nigdy go w sobie nie odkrywa, albo odkrywa go w ograniczonym stopniu. Dlaczego? Jeśli nie widzimy tego obrazu, trudno nam dążyć do podobieństwa, a co za tym idzie – trudno nam się rozwijać, a wręcz przeciwnie – bardzo łatwo się pogubić.
Można tu wskazać na dwie przyczyny. Po pierwsze, możemy utracić kontakt z tym podpisem Pana Boga w nas. Mamy w sobie źródło, ale z niego nie czerpiemy, bo na przykład zapomnieliśmy, że ono w ogóle istnieje. Ale może to też przybrać formę zasadniczego wyboru życiowego – czyli, że uznaję fakt, że mam w sobie obraz Boga, ale nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Taka postawa ma swoje konsekwencje także w kwestii naszego zdrowia – duchowego i psychicznego. Człowiek, który odrzuca fakt, że ma w sobie swoiste źródło energii uzdrowieńczej, nigdy z niej nie skorzysta. Ponadto trudno mówić o rozwoju, jeśli człowiek nie ma określonego celu, dla jakiego się rozwija.
Drugim poważnym powodem – mniej niebezpiecznym niż ten pierwszy – są okoliczności zewnętrzne. Może się zdarzyć, że, co prawda, człowiek uznaje, że ma w sobie obraz Boga i chce rozwijać w sobie podobieństwo do Niego, ale w jakimś momencie życia pojawiają się przeszkody lub sprawy, które tak zajmą jego uwagę, że na jakiś czas zapomina o tym zadaniu kształtowania w sobie podobieństwa do Boga. To może skutkować zatrzymaniem się w rozwoju, a nawet cofnięciem się, ale jeśli mamy w sobie głębokie przekonanie, że istnieje w nas źródło istnienia, jakim jest Bóg, zawsze jest szansa, że kiedyś powrócimy do tego naszego dążenia ku podobieństwu.
Wielokrotnie istotną częścią tych niesprzyjających okoliczności zewnętrznych jest działanie zła. Oczywiście szatanowi zależy na tworzeniu przeszkód w życiu tych, którzy pragną rozwijać w sobie podobieństwo Boże. W przypadku kogoś, kto już odrzucił prawdę o tym, że nosi w sobie obraz Boga, i żyje sobie tak, jakby Boga nie było, szatan nie ma zbyt ciężkiej pracy do wykonania. W życiu takiego człowieka już nie ma wiele do popsucia. W dużo „gorszej” sytuacji są ci, którzy pragną się rozwijać i dążyć do świętości. Tacy ludzie to dla szatana główny cel działań – nie tylko sami dążą ku podobieństwu do Boga, ale jeszcze mogą do tego przekonać nieprzekonanych. Ulubioną zaś strategią diabła jest sianie wątpliwości. To stąd pojawiło się w tobie to pytanie, które zainspirowało cię do rozpoczęcia naszej rozmowy: „Czy aby na pewno jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga?”. Człowiek, który odrzucił myśl o tym, że ma w sobie cokolwiek wspólnego z Bogiem, nigdy by mi takiego nie zadał... A jeśli zadaje pytanie, to można mu podsunąć odpowiedź. Gdy zaczyna mieć do tego wszystkiego jakieś problemy życiowe, to już w ogóle jest dla szatana sytuacja idealna – zaczyna drążyć, podjudzać, sugerować, że człowiek jest słaby, że sobie nie poradzi, że te wszystkie starania są w gruncie rzeczy bez sensu. I to jest stan nie tylko kryzysu duchowego, ale też psychicznego. Oczywiście zaburzenia psychiczne tłumaczymy na przykład wychowaniem, szeregiem doświadczeń z przeszłości itd., ale bez wątpienia szatan te wszystkie ludzkie problemy wykorzystuje. I właśnie tak się na przykład łączy życie duchowe i psychiczne.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
POSŁOWIE
Dostępne w wersji pełnej
Copyright © 2021 by Wydawnictwo eSPe
REDAKTOR PROWADZĄCY: Magdalena Kędzierska-Zaporowska
KOREKTA: Karolina Wyciślik
PROJEKT OKŁADKI: Paweł Kremer
ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Erik / Adobe Stock
ZA ZEZWOLENIEM Prowincjała Polskiej Prowincji Zakonu Pijarów L.dz. 50/P/2021 z dnia 27 lutego 2021 r.
Wydanie I | Kraków 2021
ISBN 978-83-8201-079-4
Zamawiaj nasze książki przez internet: boskieksiazki.pl lub bezpośrednio w wydawnictwie: 603 957 111, [email protected]
Katalog w pliku pdf dostępny jest do pobrania na stronie boskieksiazki.pl.
Wydawnictwo eSPe, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Anna Jakubowska