Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Lato w Zaleszycach nieubłaganie dobiega końca... Julianna jest szczęśliwa – już nie musi ukrywać swoich uczuć. Kocha i jest kochana. Każdą wolną chwilę spędza z Danielem, korzystając z ostatnich dni beztroski. Wydaje się, że nic nie jest w stanie zmącić ich szczęścia.
Tymczasem nad starym dworem zbierają się czarne chmury. Do miasteczka przyjeżdżają spadkobiercy rodziny Zaleszyckich, którzy chcą odzyskać posiadłość i urządzić w niej hotel. Przyszłość muzeum i kawiarenki staje pod znakiem zapytania.
Julianna poznaje powojenne losy Emilii i historię zakazanej miłości babci Nusi. Okazuje się, że kobiety łączy więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 359
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja: Justyna Czebanyk
Korekta: Angelika Ogrocka
Opracowanie graficzne i skład: Robert Kupisz
Konwersja do ePub i mobi: mBOOKS. marcin siwiec
Projekt okładki: Maciej Pieda
Zdjęcia na okładce: shutterstock.com © darekb77, © Peerapat Lekkla, © Sofia Zhuravetc, © The natures, © watin, © Wg Marcin-linfernum (front); © Weronika Smieszek (skrzydełko)
Redaktorka prowadząca: Agnieszka Pietrzak
Wydanie I
© Copyright by Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.
Bielsko-Biała, 2020
Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Imiona, nazwiska, postacie, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki i jakakolwiek zbieżność z rzeczywistymi wydarzeniami, miejscami, instytucjami, przedsiębiorstwami lub osobami, żyjącymi bądź zmarłymi, jest całkowicie przypadkowa.
Cytat na s. 6 pochodzi z: Tomasz à Kempis, O naśladowaniu Chrystusa, tłum. Wiesław Szymona OP, Wydawnictwo M, Kraków 2014.
Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.
ul. 11 Listopada 60-62, Kamienica „Pod Orłem”
43-300 Bielsko-Biała
www.wydawnictwo-dragon.pl
ISBN 978-83-8172-555-2
Wyłączny dystrybutor:
TROY-DYSTRYBUCJA sp. z o.o.
ul. Mazowiecka 11/49, 00-052 Warszawa
tel. 795 159 275
www.troy.net.pl
Oddział
ul. Legionowa 2, 01-343 Warszawa
Zapraszamy na zakupy: www.fabulo.com.pl
Znajdź nas na Facebooku: www.facebook.com/dragonwydawnictwo
Moim rodzicom Ilonie i Sobiesławowi,
którzy nauczyli mnie bycia sobą
i podążania za marzeniami
Gdyby ktoś miał choćby iskierkę prawdziwej miłości,
ten wszystkie rzeczy ziemskie uważałby za bezwartościowe.
Tomasz à Kempis
Sierpniowe dni nieubłaganie biegły do przodu. Tego lata pogoda była naprawdę udana. Słońce rozpieszczało swoim ciepłem i wprowadzało sielską, radosną atmosferę. Bujne bieluńskie łąki okryły się bogactwem różnokolorowych kwiatów, a drzewa owocowe w ogrodach obfitowały w soczyste jabłka, gruszki i śliwki. Babcia Nusia uwielbiała lato, a to było wyjątkowe, bo u jej boku wciąż trwali Henryk i Julianna. Starsza pani przyzwyczaiła się do nich i pokochała ich jak wnuki. Odkąd pojawili się w jej życiu, nie czuła samotności. Wreszcie mogła doświadczyć, jak to jest mieć własną rodzinę i dzieci, o które się martwi i troszczy. Bo przecież ona, Henryk i Julianna tworzyli rodzinę – w końcu to nie więzy krwi, a pokrewieństwo dusz prawdziwie łączą i spajają ludzi. Babcia Nusia uwielbiała patrzeć na swoich młodych przyjaciół, których połączyła miłość.
Sierpień był jednak również miesiącem, który przywoływał w Nusi odległe wspomnienia. Czasami, szczególnie wieczorami, gdy Julianna i Henryk wychodzili na spacer albo kolację w plenerze, siadała przy otwartym na oścież oknie w swoim pokoju, gasiła światło i wpatrywała się w gwiazdy. Zawsze były jej bliskie, bo jako jedyne doskonale znały jej historię.
Myślała wtedy, że życie jest piękne. Pełne bólu i cierpienia, ale też radości i szczęścia. A przede wszystkim nieprzewidywalne. Jest darem, z którego trzeba jak najlepiej korzystać. Potrafi wykrzesać dobro nawet z tego, co ktoś mógłby uznać za stracone. I choć nieraz komplikuje człowiecze losy, nigdy nie pozostawia ludzi samym sobie. Potrafi uleczyć rany i naprawić to, co zostało zerwane. Życie jest podróżą, pełną niespodzianek i nieoczekiwanych zakrętów. Takie jest życie. Czy nie dlatego właśnie tak bardzo je cenimy?
Nusia, 1964 r.
Grisza na stałe zagościł w duszy i umyśle Nusi. Mimo że w jej sercu nadal tliła się obawa związana z tym, co wydarzyło się w budynku gospodarczym, wierzyła, że Grisza był z nią szczery i naprawdę nie zrobiłby jej krzywdy. Następnego dnia po rozmowie z żołnierzem i jego przeprosinach jechała do pracy we dworze z mocno bijącym w piersi sercem. Z jednej strony wolała już więcej go nie zobaczyć, z drugiej jednak gdzieś w głębi duszy żywiła nadzieję, że przyjdzie…
I tak też się stało. Gdy skończyła pracę i wyszła z dworu, czekał już przy jej rowerze, który wcześniej wyprowadził na zewnątrz z budynku gospodarczego. Pomyślała, że zrobił to celowo, aby nie postawić jej w krępującej sytuacji i dać wyraz swoim dobrym intencjom. Jego postawa wywarła na niej pozytywne wrażenie.
– Chciałem sprawdzić, jak się czujesz i czy dobrze zajęłaś się swoją ręką… – powiedział, przypatrując jej się uważnie.
– Dziękuję, wszystko w porządku – odpowiedziała nieco zmieszana jego wizytą.
– Mogę zobaczyć? – zapytał, wskazując na jej obandażowaną dłoń.
Zawahała się przez chwilę, ale ostatecznie stwierdziła, że może mu ją pokazać. W końcu to on dał jej bandaż i środek odkażający. Zaczęła powoli odwijać zabandażowaną rękę. Chciała to zrobić jak najszybciej, ale była zmieszana i przejęta obecnością Griszy, więc jak na złość, nie potrafiła wykonać nawet tak prostej czynności.
Wtedy on sięgnął po jej dłoń.
– Daj, ja to zrobię – powiedział, a potem spokojnie i delikatnie odwinął materiał. Gdy ukazała się pod nim rana, obejrzał ją uważnie i pogładził palcem dłoń Nusi. – Już lepiej, zaczyna się goić, ale i tak powinnaś uważać, żeby nie wdało się jakieś zakażenie.
– Postaram się. – Pomimo skrępowania zdobyła się na lekki uśmiech. – Dziękuję ci za pomoc i troskę.
Grisza, skupiony na ponownym bandażowaniu jej dłoni, uśmiechnął się pod nosem, a Nusi w tym momencie serce zabiło mocniej. Jeśli miałaby oceniać drugiego człowieka tylko po jego uśmiechu, to uznałaby Griszę za dobrego i szczerego. Czy taki był naprawdę? Nie wiedziała, ale gdzieś w głębi duszy miała nadzieję, że by się nie pomyliła. Jednego była pewna – miał najpiękniejszy uśmiech, jaki w życiu widziała.
– Mam tylko nadzieję, że już się na mnie nie gniewasz – powiedział po chwili. – Gotowe. – Puścił jej dłoń.
Przez chwilę stali naprzeciw siebie, patrząc jedno na drugie. Nusia nie mogła się nadziwić, że można mieć tak czarne włosy. Nagle poczuła przemożną ochotę, żeby zanurzyć w nich swoją dłoń. Zawstydzona i jednocześnie przerażona tą myślą szybko spuściła wzrok i podeszła do roweru.
– Pojadę już – wybąkała. – Jeszcze raz dziękuję.
Przytrzymał jej rower, gdy wsiadała.
– Gdzie ty mieszkasz? – zapytał, przypatrując jej się z iskierkami w oczach.
– Całkiem niedaleko. Za Zaleszycami – odpowiedziała ogólnikowo, bo wolała nie podawać, bądź co bądź, radzieckiemu żołnierzowi swojego adresu.
Najwidoczniej przejrzał ją, bo zaśmiał się pod nosem, a Nusi zrobiło się głupio.
– Nie musisz się mnie obawiać. – Wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął z niej papierosa. – Zresztą – wzruszył ramionami – i tak się dowiem.
– Do widzenia – pożegnała go pospiesznie Nusia i ruszyła rowerem przed siebie.
– Do zobaczenia – żartobliwie jej zasalutował, cały czas nie spuszczając z niej swoich ciemnych oczu – Nusieńko…
***
Przez następnych kilka dni Nusia nie widywała Griszy po wyjściu z pracy, za to codziennie znajdowała w swoim rowerowym koszyku różne podarunki od niego. Zazwyczaj były to bukiety drobnych polnych kwiatów albo okazałych liści z drzew, raz dostała nawet coś słodkiego.
Na początku dziwiło ją to i zachwycało, później irytowało, aż w końcu wychodząc z pracy, z jednej strony nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć, czy znowu o niej pamiętał, a z drugiej karciła się za to i denerwowała – i na niego, i na siebie.
Dlaczego on to robił? Dlaczego upodobał sobie akurat ją? I dlaczego jej serce biło mocniej, gdy o nim myślała? Przecież on był żołnierzem, na dodatek radzieckim, co jak co, ale dla niej wrogim. Do tego jeszcze wyjedzie stąd za kilka tygodni na zawsze i zaraz o niej zapomni. Po co więc miesza jej w głowie? I dlaczego ona sama nie potrafi opanować własnego serca i jego pragnień… Przecież to niedorzeczne, żeby miała się w nim zakochać!
Postanowiła, że będzie twarda i nieczuła na jego starania. Że nie da się omamić jego pięknym oczom i czarnym jak smoła włosom ani nawet dobrym uczynkom. Obiecała sobie, że będzie się trzymała od niego z daleka i nigdy nie da po sobie poznać, co czuje w jego obecności. I że stłumi w swoim sercu to uczucie, zanim w pełni dojdzie do głosu…
Wszystko to wydawało się łatwe w teorii, gdy Grisza był daleko, ale kiedy pewnego dnia znowu zobaczyła go czekającego przy jej rowerze, natychmiast opuściła ją wcześniejsza odwaga i pewność siebie.
– Cieszę się, że cię widzę, Nusieńko. – Uśmiechnął się i rzucił na ziemię niedopałek papierosa. – Jak się czujesz?
– W porządku – odpowiedziała, siląc się na oschły ton. – Spieszę się do domu.
Podeszła do roweru i wyciągnęła z niego pięknego, dorodnego tulipana. Zaczęło jej mięknąć serce.
– Grisza – spojrzała mu prosto w oczy i po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu – to naprawdę bardzo miłe z twojej strony, te wszystkie upominki i tak dalej, ale proszę cię, więcej nie już tego rób. Jeśli chodzi o tamto w budynku gospodarczym, to ja już dawno ci wybaczyłam…
– Nie robię tego, żeby cię przeprosić – wyjaśnił krótko, po czym zmienił temat: – Nusiu, mam dzisiaj wolne popołudnie, może wybrałabyś się ze mną na spacer?
– Nie mogę. – Potrząsnęła przecząco głową. – Przepraszam, ale spieszę się… – Wsiadła na rower, a wtedy on niespodziewanie chwycił jej dłoń. Nusię przeszył dreszcz. W pierwszym odruchu chciała odsunąć rękę, ale ją przytrzymał.
– Dlaczego ode mnie uciekasz? – Wbił w nią spojrzenie swoich ciemnych oczu, a na jego twarzy pojawił się wyzywający uśmieszek.
– Wcale nie – ucięła krótko Nusia. – Puść mnie, muszę już jechać…
– Widzisz – zaśmiał się. – Uciekasz ode mnie i mnie unikasz. Od samego początku.
– Nie gadaj głupot.
– To chodź ze mną na spacer.
– Nie pójdę.
– Chociaż cię odprowadzę…
W końcu Nusia dała za wygraną. Postanowiła przespacerować się z nim dla świętego spokoju i tym samym udowodnić sobie, że potrafi zrobić to bez zbędnych emocji, na chłodno.
– Dobra. – Rzuciła mu gniewne spojrzenie i zsiadła z roweru. – Chodźmy.
Ruszyli w stronę drogi i rynku w Zaleszycach. Nusia prowadziła rower po swojej prawej stronie, a po jej lewej stronie szedł Grisza.
– Nie lubisz nas, prawda? Boisz się nas i uważasz za wrogów… – odezwał się po chwili.
Spojrzała na niego zaskoczona, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi.
– Nas… Rosjan – dodał, obserwując ją z zainteresowaniem.
– To nie ma nic do rzeczy – wybąkała, próbując jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, chociaż wiedziała, że trafił w sedno. – Nie rozmawiajmy na te tematy.
– Nie musisz się mnie obawiać. Możesz być ze mną szczera – powiedział całkiem poważnie. – Zresztą widzę to. Od początku traktujesz mnie z uprzedzeniem. Ale ja nie jestem tylko radzieckim żołnierzem, jestem też zwykłym chłopakiem, takim jak wasi polscy chłopcy.
Zmieszała się na jego słowa. Zamyślona spuściła wzrok i skupiła go na swoich przemierzających drogę butach. Miał rację, był również zwykłym człowiekiem, ale ona widziała w nim przede wszystkim żołnierza państwa, które uważała za wrogie. Dla niej był zarówno Griszą, jak i radzieckim żołnierzem – jednego nie dało się oderwać od drugiego i to stanowiło problem.
– Chodźmy w prawo – wyszeptała, gdy doszli do rozwidlenia dróg.
– Przecież Bieluń jest w lewo – zauważył trzeźwo.
Nusia spojrzała na niego kompletnie zaskoczona.
– Skąd wiesz, gdzie mieszkam?
– Jestem w końcu rosyjskim żołnierzem. Mam swoje sposoby. – Puścił do niej oczko rozbawiony, choć Nusia odniosła wrażenie, że jego uwaga miała też gorzki wydźwięk, będący odniesieniem do ich wcześniejszej dyskusji.
– A ty skąd jesteś, Grisza? – zapytała go, gdy ostatecznie skręcili w stronę jej wsi. – Opowiedz mi o tym, gdzie mieszkasz.
Wsadził ręce w kieszenie i zapatrzył się w dal. Nusia przyjrzała się jego skupionej twarzy, jej regularnym rysom, pełnym ustom i długim rzęsom.
– To bardzo daleko stąd – wyznał po chwili. – Na zachodniej Syberii. Mieszkam w małej wiosce w pobliżu Nowosybirska. Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Przyłapana na gorącym uczynku Nusia szybko spuściła wzrok, a jednocześnie poczuła, jak oblewa się rumieńcem. Obiecała sobie, że to był ostatni raz, kiedy dała się porwać jego urokowi.
– Nic, ja tylko…
– Nieważne. – Machnął ręką. – W każdym razie tam jest mój dom. Mam siostrę i matkę. Ojciec zginął w czasie wojny. Nigdy go nie poznałem.
– Bardzo mi przykro – powiedziała szczerze Nusia. – Moja mama też umarła bardzo wcześnie. Byłam jeszcze dzieckiem, ale ją pamiętam. Później wychował mnie ojciec ze swoją drugą żoną.
– Musiało być ci ciężko. – Zobaczyła w jego oczach współczucie. – Ja przynajmniej nigdy nie poznałem mojego ojca, nie miałem więc nawet jak za nim tęsknić. Zresztą od małego wychowywał mnie wujek, brat mojej matki, który był inwalidą wojennym i nie miał własnej rodziny. Z kolei matka nie wyszła ponownie za mąż, bo nigdy do końca nie pogodziła się ze śmiercią ojca. Poległ gdzieś na froncie, jego ciała nigdy nie odnaleziono, a ona po dziś dzień wierzy, że może któregoś dnia jednak wróci…
– Boże… – wyszeptała poruszona Nusia. – Musiała go tak bardzo kochać… To była bezsprzecznie prawdziwa miłość.
Grisza skinął głową.
– Taka, która zdarza się tylko jeden raz w życiu. I nigdy więcej.
Na chwilę zapadło milczenie. Oboje pogrążyli się w swoich rozmyślaniach.
– Tęsknisz za domem? – zapytała go po chwili Nusia.
– Chyba każdy tęskni – odparł, a potem zapalił papierosa. – Ale jestem w Polsce już od prawie dwóch lat. Zdążyłem się przyzwyczaić i nawet nauczyć trochę języka. Ale to i tak moje ostatnie tygodnie tutaj. Od września mam zostać przeniesiony do Rosji, do jednostki bliżej domu.
– To chyba dobrze – odpowiedziała.
Wypuścił dym z płuc, a potem spojrzał na nią uważnie.
– Zaśpiewaj coś, Nusieńko…
– Słucham? – Kompletnie zaskoczyło ją to, o co poprosił.
– Zaśpiewaj coś dla mnie. Tak jak wtedy w kuchni, kiedy nie wiedziałaś, że cię słucham…
Pokręciła przecząco głową.
– Grisza, ale ja się wstydzę. Przecież ja nie potrafię…
– Nusieńko, proszę. Wyobraź sobie, że mnie tu nie ma, i zaśpiewaj.
Westchnęła zrezygnowana, ale po chwili przymknęła oczy i zaczęła wsłuchiwać się w swoje myśli i serce, szukając odpowiednich słów i melodii. A potem zaczęła śpiewać. Najpierw cichutko i nieśmiało, jednak z każdym słowem coraz pewniej i z coraz większym zaangażowaniem. Śpiewała dla Griszy o jego domu, o miejscu, które było oddalone o tysiące kilometrów od Zaleszyc. Nie wiedziała, jakie ono jest, ale potrafiła sobie wyobrazić tęsknotę, jaką można odczuwać, będąc daleko od rodzinnych stron.
Gdzieś tam jest dom mój,
Co został daleko…
Miejsce na ziemi,
Gdzie ktoś na mnie czeka.
Gdzie sny me zostały,
Gdzie bajki, marzenia,
Wiecznie żywe wspomnienia.
Gdy patrzę w niebo,
Widzę tęgwiazdę,
Co lśniła daleko,
Nad domem mym właśnie.
I teraz tutaj wciąż dla mnie świeci,
Przenosi mnie co noc do miejsca ze snu.
Kiedy skończyła, popatrzyła na Griszę, który nie spuszczał z niej pełnego podziwu spojrzenia. Jego ciemne oczy iskrzyły. Nie potrafiła określić, czy z zachwytu, czy ze wzruszenia. Może z obydwu powodów.
– Jesteś niezwykła – powiedział, po czym dodał nieco ciszej: – Inna niż wszystkie, które dotąd poznałem.
Zawstydzona Nusia spuściła wzrok.
– Dlatego, że umiem śpiewać? – wybąkała, nie wiedząc, co powiedzieć.
Parsknął śmiechem.
– Nie. Nie wiem, chyba nie potrafię tego wyjaśnić…
Przykucnął na chwilę i zerwał rosnący nieopodal kwiatek, a potem w skupieniu zaczął obracać go w dłoni, jakby się nad czymś zastanawiając.
Chwilę ciszy, która zapanowała pomiędzy nimi, przerwał pomruk nadchodzącej burzy. Nusia spojrzała w niebo, z którego prawej strony napływały szarogranatowe chmury.
– Grisza, chyba lepiej będzie, jeśli dalej pojadę już rowerem, a ty wrócisz do dworu. Może zdążymy przed deszczem.
Skinął głową. Zatrzymali się naprzeciwko siebie i spojrzeli sobie w oczy. Nusia nieraz słyszała, że są one odzwierciedleniem duszy. W jego oczach zobaczyła bezdenny spokój i radość, choć było w nich również coś jeszcze. Coś, czego nie potrafiła do końca zdefiniować ani nazwać, ale co sprawiło, że jej serce zaczęło bić mocniej. Pomyślała, że mogłaby śnić o nich każdej nocy.
– Dziękuję, Nusieńko… – wyszeptał Grisza, po czym wsunął jej zerwany wcześniej kwiatek we włosy.
Kiedy jego palec pogładził delikatnie jej skroń, niemal zadrżała. Spojrzała na niego zupełnie zaskoczona, a kiedy natrafiła na jego spojrzenie, oblała się rumieńcem.
– Już wiem, jak to określić… Po prostu przy tobie czuję się, jakbym był we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Jakbym był u siebie. W domu – powiedział, po czym odgarnął z jej czoła niesforny kosmyk włosów i cofnął się. – Jedź już, nie chcę, żeby złapał cię deszcz.
Na drżących nogach wsiadła na rower, cały czas nie wiedząc, co powinna odpowiedzieć. W głowie miała kompletny mętlik. Wiedziała już jednak bardzo dobrze, że nie potrafi spotykać się z Griszą bez emocji i na chłodno. Jedno jego spojrzenie, jeden, choćby najniewinniejszy, dotyk sprawiały, że traciła grunt pod nogami, a do głosu zamiast rozumu dochodziło serce.
– Miłego popołudnia, Grisza – wyszeptała na pożegnanie. – Uważaj na siebie.
Uśmiechnął się, a ona odjechała. Zanim zniknęła za zakrętem, nie mogła się powstrzymać, żeby nie obejrzeć się za siebie. Wciąż tam stał. Stał i patrzył na nią, a słońce oświetlało jego włosy tak samo jak pierwszego dnia, gdy go zobaczyła.
Grisza…
Gdy przymykała oczy, widziała jego spojrzenie, a miejsce, którego dotknął, nadal paliło ją niewidzialnym płomieniem. Wiedziała już na pewno, że jest w nim zakochana. Nie chciała tego, ale to przyszło samo. I jakkolwiek będzie się przed tym uczuciem bronić, ono nie minie. Stało się jej częścią, tak samo jak serce, które co chwilę wybijało życiodajny rytm.
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
Motto
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Epilog
Od autorki
Przypis