Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Poszukiwana, poszukiwany nie jest kolejną abstrakcyjną paplaniną na temat związków i pogoni za miłością, ale jest bardzo wciągającą i mądrą pozycją zawierającą instrukcje, które pomagają poznać siebie i właściwie pokierować swoim życiem „miłosnym”. „W umawianiu się na randki, podobnie jak w innych dziedzinach życia, nie chodzi po prostu o »trudny rynek«. Nie jest to głównie sprawa liczby i dostępności mężczyzn i kobiet do wzięcia. To w dużo większym stopniu sprawa twojej dostępności i tego, czy jesteś otwarty na tworzenie związku. Taki jest mój punkt widzenia i tego się trzymam. Moją misją w tej książce jest pomóc ci w odzyskaniu zdrowia i otwartości w tej dziedzinie życia, tak że będziesz w stanie nie tylko znaleźć kogoś, z kim się umówisz na randkę, ale i będzie to ktoś wart podjęcia z nim wspólnego życia”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 308
Tytuł oryginału
How to Get a Date Worth Keeping
Copyright © 2005 by Henry Cloud
Translation copyright © 2010 by Henry Cloud
Translated by Magdalena Ciszewska
Published by permission of Zondervan, Grand Rapids, Michigan
Copyright © for this edition by Wydawnictwo W drodze 2010
Redaktor
Lidia Kozłowska
Redaktor techniczny
Stanisław Tuchołka
Projekt okładki i stron tytułowych
Justyna Nowaczyk
ISBN 978-83-7033-910-4
Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów
W drodze 2012, Wydanie II
ul. Kościuszki 99, 60-920 Poznań
tel. 61 852 39 62, faks 61 850 17 82
Książkę tę dedykuję wszystkim osobom samotnym z nadzieją, że spotykając się na randkach, przeżyją wspaniałą przygodę – pełną radości, pociągającą i owocną.
Dedykuję ją też tym, którzy obdarzyli mnie zaufaniem i pozwolili się prowadzić w swoich poszukiwaniach. Staliście się dla mnie inspiracją. Dziękuję wam za to,
Wyobraź sobie, że bierzesz udział w telewizyjnym teleturnieju pod nazwą „Jeopardy” („Ryzyko”). Zawodnikom prezentowane są odpowiedzi z różnych kategorii, a ich zadaniem jest sformułowanie właściwych pytań. Twoja kategoria to „Samotne życie”, a odpowiedź brzmi „Umawianie się na randki”. Jak brzmi pytanie?
Możesz sformułować wiele pytań, które doprowadzą cię do zwycięstwa:
Która z aktywności życiowych jest najbardziej ekscytująca, pobudzająca i awanturnicza?
Która aktywność może przynieść więcej lęku i bólu niż jakakolwiek inna?
O czym najczęściej się dyskutuje i co najbardziej wprawia wzakłopotanie?
Jaka aktywność może przyczyniać się do większego rozwoju niż jakakolwiek inna?
O jakiej dziedzinie osoby samotne wiedzą najmniej i nie mają się od kogo tego dowiedzieć?
Która z aktywności pociąga za sobą zwykle konsekwencje najbardziej zmieniające życie?
Która z aktywności należy do najważniejszych i o największym ciężarze gatunkowym, a o której Biblia praktycznie milczy?
Co ludzie związani węzłem małżeńskim chcieliby zrobić ponownie, „tym razem we właściwy sposób”?
Która aktywność kieruje się paroma zasadami, a powinna wieloma?
Ach, umawianie się na randki. Jakże często słyszymy, że jest utęsknione, znienawidzone, zakazane w pewnych duchowych wspólnotach, ograniczone, czczone i prześladowane. Pozostaje tematem, który zajmuje w sercu, umyśle i duszy osoby samotnej więcej miejsca niż ktokolwiek jest gotów przyznać. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ równocześnie wzbudza zachwyt w kontekście potencjalnego dobra iprzerażenie w kontekście potencjalnego bólu i zniszczenia. I kiedy wtej dziedzinie panuje zastój, jest to bardzo przygnębiające.
Z powyższych powodów niektórzy ludzie spędzają wiele czasu, pracując nad tym, by umawiać się na randki, inni zaś unikają ich zupełnie. Dają za wygraną, jeśli mają złe doświadczenia, a niektórzy nawet radzą, by unikać ich zupełnie.
Na podstawie własnych doświadczeń i mojej pracy z osobami samotnymi zdałem sobie sprawę z wewnętrznego rozdarcia. Z jednej strony, umawianie się na randki może być bolesne. Może się skończyć porażką i cierpieniem. Jednak z drugiej strony, może też być ścieżką prowadzącą do wspaniałego osobistego i duchowego rozwoju, wielkich życiowych doświadczeń, a nawet do znalezienia kandydata na małżonka i stworzenia rodziny.
Wszystko to prowadzi do pytania tej książki: W jaki sposób umawiać się na randki? Zacząłem zgłębiać ten problem kilka lat temu, kiedy osoby samotne spytały mnie, dlaczego nie znajdują takich kandydatów, jakich pragną. Zastanawiały się, co jest nie tak z nimi lub z ich podejściem do umawiania się na randki. Czy są zbyt ekscentryczne? Gdzie są właściwe kobiety i właściwi mężczyźni? Niektóre z nich nawet zastanawiały się, czy Bóg się o nie troszczy.
Gdy natrafiałem na ten problem wciąż na nowo, utworzyłem kilka grup randkowych, by zrozumieć, na czym on polega. Następnie zaś przygotowałem plan jego rozwiązania. W tej książce przeczytacie zarówno o problemie, jak i o programie stworzonym po to, by go rozwiązać.
Książka wyjaśni, jakie są przyczyny tego, że nie umawiamy się na randki, i dlaczego często nasze randki są bezowocne. Z brakiem randek mamy do czynienia, gdy twoje życie w tej dziedzinie praktycznie nie istnieje lub gdy nie jest tak aktywne, jak tego pragniesz. Bezowocne randki to takie, które się odbywają, ale nie są udane, co oznacza, że popadasz w powtarzające się niszczące schematy, takie jak na przykład przyciąganie niewłaściwych osób i nieprzyciąganie właściwych. Zajmiemy się zarówno brakiem randek, jak i bezowocnymi randkami.
Jednak samo zrozumienie problemu to nie wszystko. Chcesz przecież ulepszyć swoje życie w tym zakresie, przedstawię więc także skuteczny program, który zastosowałem w odniesieniu do innych. Zabawne, że ta książka nie jest po prostu bukietem „teorii”: jest prawdziwym życiowym programem, który dla innych zakończył się sukcesem i doprowadził do małżeństwa. Tak jak w każdej dziedzinie życia, i w tej możesz się rozwinąć i coś zmienić.
Jeśli jesteś osobą samotną i randki, na które się umawiasz, nie spełniają twoich oczekiwań, współczuję ci. Słyszałem o twoich kłopotach wielokrotnie. Materiału do tej książki dostarczyły mi prawdziwe ludzkie historie i modlę się, żebyś doświadczył wielu udanych randek. Weź udział ze mną w tej wielkiej przygodzie.
Wieczór zaczął się dość zwyczajnie. Wraz z zespołem przygotowującym moje weekendowe seminarium w Cincinnati poszliśmy na kolację. Gdy zamawialiśmy dania, wesoło rozmawialiśmy. Była to chwila, by się zatrzymać i złapać oddech, nie zaś by prowadzić dyskusje na ważne życiowe tematy. Nikt nie przeczuwał, co się za chwilę wydarzy.
– Nigdy się nie spodziewałam, że będę robić to, co robię teraz – zauważyła niewinnie Lillie, mając na myśli swą pracę.
– O czym mówisz? – spytałem.
– No cóż, zawsze myślałam, że na tym etapie życia będę już mężatką i będę miała dzieci.
Och – pomyślałem, ma rację. Wiele kobiet po trzydziestce to czuje. Rozumiałem, co mówiła, póki nie dodała:
– Jednak Bóg tak nie postanowił.
Nastawiłem uszu. Zastanawiałem się, co ma na myśli. Choć wierzyłem, że Bóg prowadzi nas przez życie, zastanawiałem się też, dlaczego Lillie obwinia Go o sytuację, w jakiej się znajduje. Zarówno psycholog, jak i teolog zjeżyli się we mnie ze zdumienia, od jakiej odpowiedzialności może się ona uchylać w kontekście swej niechcianej samotności. Znałem ją dostatecznie dobrze, by wiedzieć, że przyczyniła się wpewnym stopniu do tego, że wciąż jest stanu wolnego.
– Co masz na myśli, mówiąc: „Bóg tak nie postanowił”? – spytałem.
– Wierzę, że Bóg stawia na drodze kobiety mężczyznę, za którego ma ona wyjść za mąż, a w moim wypadku jeszcze tego nie uczynił – odpowiedziała. To wystarczyło, by zmobilizować mnie do udzielenia odpowiedzi, ale jej kolejne słowa jeszcze bardziej zbiły mnie z tropu. – Lub nie dał mi uczuć, którymi miałabym obdarzyć mężczyznę, którego postawił na mojej drodze.
– Bóg nie dał ci uczuć? Co to znaczy?
– No cóż, Bóg daje ci uczucia do osoby, którą według niego masz poślubić, a coś takiego nie zdarzyło się w wypadku żadnego z mężczyzn, których znam.
– Czyje to są uczucia – twoje czy Boga?
– O co ci chodzi? – w jej głosie pobrzmiewało rozdrażnienie.
– Wygląda to tak, jakbyś o wiele rzeczy winiła Boga. Skąd wiesz, żenie postawił na twojej drodze dziesięciu wspaniałych mężczyzn, tylko w tobie jest coś takiego, co czyni cię niezdolną, by coś do nich czuć? Skąd wiesz, że nie rozpoznasz właściwego mężczyzny i nie zakochasz się w nim, jeśli się pojawi? Dlaczego sądzisz, że to wina Boga? – Czułem się, jakby powierzono mi misję bronienia honoru Boga.
– Nie zgadzam się. Uważam, że Bóg postawi właściwego mężczyznę na mojej drodze, a do tego czasu muszę po prostu czekać.
– Jak długo to trwa?
– Co masz na myśli?
– Ile czasu upłynęło od momentu, kiedy ostatnio byłaś na randce?
Zawahała się, wyglądała na zakłopotaną. Nie było moim zamiarem sprawianie jej przykrości. W rzeczywistości była tak asertywna w przedstawianiu swego stanowiska i tak agresywna w stosunku do mnie, gdy ją prowokowałem, że jej nieśmiałość mnie zaskoczyła.
– Dwa lata – powiedziała.
– Co takiego?
– Minęły dwa lata od czasu, gdy byłam na randce – wyznała.
Zdumiało mnie, jak to możliwe. Była towarzyską i atrakcyjną, naprawdę otwartą na ludzi i uporządkowaną osobą – wszystkie te cechy zwykle ułatwiają umawianie się na randki. Nagle stało się dla mnie jasne, że wynikało to u niej z połączenia tego, że siedziała i bezczynnie czekała, aż pojawi się i odnajdzie ją wymarzony mężczyzna, oraz czegoś, co kolidowało z jej pragnieniem bycia mężatką.
A potem coś się we mnie zmieniło. Do tego momentu prowadziłem z Lillie przyjacielską dyskusję. Wszyscy siedzący przy stole żartowali. Kiedy jednak uświadomiłem sobie całą prawdę tej sytuacji – atrakcyjna kobieta w kwiecie wieku, a jednak nieszczęśliwa – ogarnęło mnie współczucie. Chciałem pomóc. I jeśli dobrze oceniałem sytuację, wiedziałem, że mogę to zrobić. Zatem rzuciłem wyzwanie:
– Dobijmy targu. Będę cię szkolił w umawianiu się na randki i jeśli zrobisz wszystko, co ci każę, gwarantuję, że w ciągu sześciu miesięcy umówisz się z kimś. Jest jednak jeden haczyk. Oczekuję całkowitego podporządkowania. Musisz robić wszystko, co ci powiem, bez zadawania zbędnych pytań. Ja zaś obiecuję ci, że nie będę cię prosić o nic niemoralnego, nieetycznego czy nielegalnego. Musisz jednak robić wszystko, co powiem.
Przy stole zapanowała cisza. Widziałem, że inni zastanawiają się, czy podjęliby takie tajemnicze wyzwanie. Lillie rozważała tę samą kwestię. Czy naprawdę chciała zrobić coś tak szalonego? Zgodzić się na dostosowanie do całkiem nieznanego planu, takiego jak ten? Widziałem też, że była poruszona moim wyzwaniem postawionym „jej” myśleniu o umawianiu się na randki. Chciała przyjąć „zakład” i dowieść, że się mylę. Podejrzewam, że to drugie nastawienie wygrało.
Wszyscy czekali w napięciu. W końcu Lillie mruknęła:
– W porządku, zgadzam się.
Naprawdę nie spodziewałem się, że podejmie wyzwanie, ale byłem przygotowany: poszedłem za ciosem.
– Dobrze, oto twoje pierwsze zadanie. Chcę, żebyś przez miesiąc prowadziła dziennik, w którym będziesz opisywać wszystkich nieznanych ci dotąd mężczyzn, których spotkałaś. Proszę, byś przysyłała mi tę listę e-mailem na koniec każdego tygodnia. Wysyłaj mi nazwiska, byśmy mogli policzyć, jak wielu nieznanych ci dotąd mężczyzn pojawia się w twoim życiu i ma szansę zaprosić cię na randkę.
– Żartujesz? – powiedziała. – Nie potrzebuję takiego zadania. Mogę ci to powiedzieć od razu. Nie pojawia się żaden.
– Co masz na myśli, mówiąc „żaden”?
– Właśnie to, co powiedziałam. Nie spotykam nowych ludzi. Każdego dnia chodzę do biura, gdzie spotykam tych samych sześć, osiem osób. Potem idę do domu, jem kolację i oglądam telewizję z współlokatorką. W sobotę załatwiam sprawunki i robię pranie, a wniedzielę chodzę zawsze do tego samego kościoła i spotykam wciąż tych samych ludzi. Tak wygląda każdy tydzień. Nigdy nie spotykam żadnych nieznanych dotąd mężczyzn, z którymi mogłabym dokądś pójść.
– Nie obchodzi mnie to. Wciąż chcę, żebyś prowadziła dziennik. Mężczyźni, których nazwiska będziesz tam zapisywała, muszą spełniać trzy warunki. Po pierwsze, muszą to być osoby, których nigdy wcześniej nie spotkałaś. Po drugie, wasz kontakt musi mieć taki charakter, by chcieli cię zaprosić na randkę. I po trzecie, muszą mieć informacje konieczne, by cię zaprosić, takie jak twoje nazwisko, lub wiedzieć, gdzie cię znaleźć. Nie wywieram żadnego nacisku, żebyś już teraz poszła na randkę. Po prostu chcę zrozumieć twoją sytuację. Jeśli rzeczywiście wyjdzie zero, w porządku. Będziemy działać w tej sytuacji. Zwyczajnie muszę wiedzieć, jak to naprawdę wygląda.
Moje pierwsze zadanie nie zrobiło na niej wrażenia. Jak ocena moich niepowodzeń ma doprowadzić do tego, żebym poszła na randkę? – zastanawiała się zapewne, myśląc, że łatwo wygra. Ale w tym zadaniu wcale nie chodziło o to, by pomóc jej umówić się na randkę – na razie. Próbowałem doprowadzić do tego, by przestała zaprzeczać i zobaczyła, jak sytuacja wygląda naprawdę.
Jeśli chodzi o randki w jej życiu, przez dwa lata był zastój, a ona wypierała się tego zgodnie ze swoją filozofią, że jeśli nic nie robisz, Bóg jakoś wkroczy i dostarczy mężczyznę. Ów sposób myślenia, którego – jak wiem – nie znajdzie się nigdzie w Biblii, powstrzymywał ją przed dostrzeżeniem faktu, że była bardzo, bardzo zablokowana. Moim celem było doprowadzić do tego, żeby uświadomiła sobie, jak jej sytuacja wygląda naprawdę, i dlaczego poczuła się bardzo zniechęcona. Chciałem, żeby zobaczyła, że to, co robiła, nie sprawdzało się, i że tak było od dawna. Pragnąłem, żeby uprzytomnienie tego sobie pognębiło ją i zaniepokoiło. Moje próby przekonywania jej, że się myli, nie przyniosłyby rezultatu. Była zbyt pewna swoich racji. Chciałem, żeby sama sobie uświadomiła, jak wygląda sprawa jej randek. Tak jak saldo książeczki czekowej może komuś uświadomić brak pieniędzy, tak prowadzenie dziennika mogło pomóc Lillie zauważyć brak randek.
W zakamarkach mojego umysłu czaiło się wiele innych zadań dla niej. I gdy ukończyła pierwsze, dałem jej kolejne, jedno po drugim. Była mi całkowicie posłuszna. Muszę jej to oddać: realizowała program.
A oto rezultaty: W ciągu pięciu miesięcy zaczęła chodzić na randki. Zatem wygrałem zakład. Nie skończyło się jednak na tym. Kilka miesięcy temu błogosławiłem jej małżeństwo ze wspaniałym mężczyzną.
Kiedy niedawno z nią o tym rozmawiałem, śmiała się powątpiewając, jak to wszystko mogło się przydarzyć.
– Bycie mężatką jest takie fajne – powiedziała, a potem zamilkła na chwilę i szybko dodała: – Ale fajne jest tylko wtedy, kiedy jesteś z właściwą osobą.
Tak bardzo byłem szczęśliwy z jej powodu. Zrealizowała swoje marzenia i zrealizowała je z wartościowym człowiekiem. Oznaczało to dla mnie pełne zwycięstwo: nie tylko chodzenie na randki – co zwykle jest celem łatwym do osiągnięcia – ale chodzenie na randki z właściwą osobą.
Taki jest cel tej książki. Nie chodzi mi tylko o to, żebyś miał udane randki, ale chcę również, aby to były randki z właściwymi ludźmi.
W tej książce przedstawię wam strategię pokazującą, jak skierować wasze życie w następującym kierunku: więcej randek i więcej randek z właściwymi ludźmi. Będę wam towarzyszyć w realizacji programu, tak jak towarzyszyłem Lillie, i dam wam kilka dodatkowych wskazówek. Wierzę, że jeśli jesteście gotowi iść za moją radą, również możecie odkryć udane randki. Jesteście gotowi? Mam nadzieję.
Najpierw jednak przejdźmy próbę charakteru.
– W porządku, Lillie – powiedziałem – teraz masz swój dziennik i wiesz, na czym polega jego działanie, pora więc na twoje drugie zadanie.
– Jakie? – spytała lekko rozemocjonowana.
– Chcę, byś co piątek wysyłała mi e-mailem nazwiska pięciu nowych mężczyzn, których poznałaś w minionym tygodniu i którzy spełnili określone wcześniej wymagania:
Są ci nieznani.
Interakcja między wami musi być na tyle duża, żeby chcieli się spotkać.
Muszą wiedzieć o tobie wystarczająco dużo, by zrealizować to pragnienie.
I nie omieszkaj przysłać mi pięciu nazwisk. Pamiętaj, wymagam całkowitego posłuszeństwa – dodałem.
– Co takiego? Zwariowałeś? – wciąż brzmi mi w uszach jej reakcja. – Gdzie ja znajdę pięciu nowych mężczyzn co tydzień? Powiedziałam ci właśnie, że nie znalazłam żadnego przez dwa lata, a ty chcesz pięciu na tydzień? Gdzie mam ich poznać? – W jej głosie pobrzmiewało rozgoryczenie, ale nie było w nim ani trochę lekceważenia.
– To nie mój kłopot – powiedziałem. – Po prostu postaraj się przesłać mi pięć nazwisk.
– Ale skąd ci je wezmę? Gdzie mam poznać pięciu nowych facetów co tydzień? To niemożliwe!
– Nie wiem – powtórzyłem. – W księgarni? Odwiedzasz je często i szperasz na półkach. W kawiarni? Faceci tam przychodzą. W kościele? Z pewnością nie znasz wszystkich, którzy zatrzymują się pod nim po nabożeństwie. W sklepie spożywczym? W kolejce? W restauracji? Nie interesuje mnie, gdzie ich poznasz. Chcę tylko, żebyś znalazła pięciu, który spełnią trzy wymogi, o których mówiłem.
– O czym ty, do licha, mówisz? Przecież to będą zupełnie obcy ludzie. Dlaczego sądzisz, że będą tam faceci, z którymi chciałabym chodzić, albo którzy będą odpowiedni czy będą wyznawali te same co ja wartości? Zwłaszcza w którymś z wymienionych przez ciebie miejsc? Skąd będę wiedziała, jacy oni są, i skąd będę wiedziała, że będę chciała z nimi chodzić?
– Przestań – powiedziałem. – Kto powiedział cokolwiek o tym, że masz z nimi chodzić?
– Ty – powiedziała Lillie. – Powiedziałeś, że muszą wiedzieć o mnie na tyle dużo, by się ze mną umówić, i że interakcja musi być taka, by chcieli to zrobić.
– Właśnie. Musisz sprawić, by tak się stało. Ale nie powiedziałem, że musisz z nimi chodzić. Nie obchodzi mnie, czy zobaczysz ich jeszcze kiedykolwiek, a tym bardziej czy się z nimi umówisz na randkę.
– No to po co mam to robić? Jak ma mi to pomóc, jeśli nigdy się z nimi nie umówię na randkę? Po co miałabym to robić?
– Ponieważ tak powiedziałem – odparłem. – Pamiętaj, że jestem trenerem i musisz robić wszystko, co ci każę. Taka jest nasza umowa.
Początkowo odmówiłem jej wyjaśnienia powodów moich poleceń, bo wiedziałem, że wydadzą jej się nonsensowne. Czasem nalegała, bym jej odpowiedział. Raz odpowiedziałem na jej e-mail: „Nie byłoby dobrze dla mnie, gdybym się przed tobą odkrył”. Chciałem, żeby po prostu to robiła. Początkowo nie rozumiała dlaczego, ale musiała być posłuszna.
Dziś się śmieje z tego, jak szczególne i wielkie znaczenie miało to zadanie dla zmiany jej życia i w końcu tego, że wyszła za mąż. W rzeczywistości mogłaby powiedzieć, że bez tego kroku prawdopodobnie wciąż byłaby samotna. Pozwól więc, że wyjaśnię, co się zdarzyło, kiedy wykonywała to zadanie, a być może i ciebie pozyskam.
Na początku protestowała, uważając zadanie za niemożliwe do wykonania, ponieważ miała fałszywe mniemanie o jego celu. Wydawało jej się, że mężczyźni, których ma znaleźć, powinni ją zainteresować. Znaczyło to dla niej, że musieli spełniać pewne wymagania, odpowiadać jej upodobaniom, wyznawać te same wartości itd. W tym zadaniu nie chodziło jednak o znalezienie odpowiedniego mężczyzny na randkę czy w ogóle (choć w efekcie mogło do tego doprowadzić). Wcale nie interesowało mnie, by którykolwiek z nich się z nią umówił.
W zadaniu nie chodziło o to, żeby znalazła mężczyznę, ale żeby odnalazła siebie.
Lillie straciła kontakt z tą częścią swojej osobowości, która odpowiadała za więzi z kobietami i mężczyznami. W pewien sposób była niedostępna dla mężczyzn, ponieważ pewne obszary jej osobowości były niedostępne dla niej samej. W efekcie nie była dla mężczyzn atrakcyjna. Straciła chemię interakcji płynącą z duszy.
Była odcięta od rzeczy, których nie znała lub nie rozumiała. Kiedy dogadała się sama ze sobą, wówczas wszystko to stało się dostępne również dla innych. Taka jest podstawa dobrej chemii.
W dodatku brak jej było pewnych interpersonalnych umiejętności dogadywania się z mężczyznami. Nie zdawała sobie sprawy z tego braku, ponieważ miała bardzo dobry kontakt z mężczyznami w pracy i poza nią. Kiedy jednak ktoś ma dobry kontakt, pragnąc w efekcie emocjonalnego związku, w grę wchodzi inna dynamika. Wiedziałem o tym, ale musiałem ją zmobilizować do działania tak, by sama to odkryła. Musiała poznawać nowych mężczyzn i ćwiczyć dogadywanie się. Potem mogła sama odkryć, co ją blokowało.
Na początku wpakowała się bez zastanowienia w swoją bierność. Podczas zebrania mogła zobaczyć kogoś, kogo nie znała i mogła pomyśleć o rozmowie z nim, by umieścić go na swojej „liście pięciu”. Potem pojawiło się pierwsze zadziwiające odkrycie.
– Chciałam zagadać do tego faceta i wewnętrznie zaczęłam się denerwować – zadzwoniła do mnie, by wytłumaczyć. – To było niesamowite, prawie wpadłam w panikę.
– Co to było? – spytałem. Pragnąłem dodać jej otuchy, ponieważ wiedziałem, że odnieśliśmy sukces. Chciałem powiedzieć przekornie: – O, myślałem, że nie kontaktowałaś się z mężczyznami, bo Bóg nie postawił na twojej drodze tego właściwego albo dlatego, że w otoczeniu żadnych nie było. Być może unikałaś pewnych kontaktów, które pomogłyby znaleźć tego właściwego, ponieważ się obawiałaś. – Jednak jako dobry trener chciałem, żeby sama na to wpadła. Ponieważ czytasz tę książkę, słyszysz moje wewnętrzne: „a nie mówiłem...”.
– Nie wiem – powiedziała. – Byłam po prostu przestraszona. I nie było po temu żadnego powodu. Nie interesuje mnie ten człowiek. W ogóle go nie znam.
Nie znasz też tego, kogo poślubisz, kiedy się pojawia – pomyślałem. – Jeśli jednak zachowujesz się wtedy tak samo, on ciebie nie zauważy. – Ponieważ jednak robiła postępy, powiedziałem: – W porządku. Rób tak dalej. Nawiązuj rozmowę, a potem obserwuj, co się dzieje w twoim wnętrzu. Chcę wiedzieć, co myślisz, gdy jesteś przestraszona.
Jako dobra studentka posuwała się naprzód. I odkryła coś jeszcze: W jej wnętrzu wiele się działo, kiedy nawiązywała kontakt z mężczyznami. Pozwól, że podam przykład jej początkowych odkryć.
– Rozmawiałam z tym facetem w kościele – powiedziała. – Wydawał się miły i w pewnym sensie atrakcyjny. Pociągał mnie. Zaczęłam jednak mieć owo poczucie strachu i zapamiętałam, co pomyślałam: „On myśli, że jestem gruba. Nigdy się mną nie zainteresuje”. Wiele innych myśli kotłowało się w mojej głowie. Tak bardzo się bałam, co on o mnie myśli, że nie byłam w stanie być sobą.
W tym momencie – według mnie – znalazła swego męża. Nie, to nie był ten facet. Odkryła jednak tę część swego serca, która w końcu okaże się pociągająca dla jej męża. Poznała tę część siebie, która chciała nawiązywać kontakt, ale obawiała się odrzucenia i innych rzeczy, które kłębiły się w jej głowie. Nie z własnej woli od dawna nie brała udziału w grze prowadzonej na randkach. Nie celowo, ale dlatego że powstrzymywała się od umawiania się na randki, a kiedy już na nie chodziła, była zbyt przytłumiona, by przyciągać tych, którzy jej się podobali. Zamknęła się w sobie i magia dziejąca się między kobietą i mężczyzną nie miała szansy zaistnieć.
Podjęła więc konieczne dla rozwoju kroki, którymi zajmiemy się w kolejnym rozdziale. Przyjrzała się przyczynom tych lęków, przećwiczyła nowe sposoby odnoszenia się do drugiej osoby, nadal pilnie poznawała facetów i dotarła do swojej ziemi obiecanej. Nigdy nie zrobiłaby jednak żadnej z tych rzeczy, gdyby nie zaczęła działać. Jestem pewien, że wciąż w samotności przerzucałaby kanały telewizora. Dobre było to, że poznawanie mężczyzn zaczęło jej sprawiać frajdę, stało się rodzajem gry. Potrafiła zadzwonić do mnie w czwartek i błagać:
– Mam tylko dwu! Podsuń mi jakiś pomysł.
– W porządku, gdzie jesteś? – odpowiadałem. A potem wysyłałem ją do kawiarni, kościoła albo do innego biura w budynku, w którym pracowała. Wielokrotnie śmialiśmy się z tego, że moje propozycje miały charakter polowania na zwierzynę, a także z zabawnych sytuacji, do których dochodziło.
Podobnie stało się z inną trzydziestoparolatką. Dzwoniła do mnie, śmiejąc się zarówno z siebie, jak i z facetów, których ona i jej przyjaciółki poznawały, kiedy wspólnie realizowały zadanie. Odkryły całkiem nowy sport.
Jeśli przypominasz Lillie i nawet nie podejrzewasz, że w twoim wnętrzu mogą się dziać rzeczy, które cię blokują, wykonaj zadanie, które ma na celu zwiększenie liczby poznawanych mężczyzn. Nawet jeśli nie uwierzyłaś w moją koncepcję, „że to, co wewnątrz, ma wpływ na to, co na zewnątrz”, pracuj na zewnątrz. Zwiększ swoją liczbę. Poznawaj nowych ludzi. O tym, jak to robić, porozmawiamy później, ale tak czy inaczej musisz zwiększyć ich liczbę – zarówno po to, by dorastać, jak i po to, by znaleźć kandydatów do randki.
Ufam dobrym serwisom randkowym i innym sposobom ich znajdowania, ale proszę, wykonaj to zadanie tak, jak zostało opisane. Rozmawiaj z ludźmi w kościele, w twoim miejscu pracy, na przyjęciach i w miejscach publicznych, które są bezpieczne, w samolotach czy autobusach i gdziekolwiek się znajdziesz. Wróć do czasów szkoły średniej czy studiów, kiedy ten rodzaj kontaktów był naturalny.
Dowiesz się wiele o swoich zdolnościach interpersonalnych, lękach, pragnieniach, blokadach i innych cechach, którym trzeba się przyjrzeć w procesie dojrzewania. Pamiętaj, że ta książka nie mówi tylko o dojrzewaniu w kwestii chodzenia na randki. Dotyczy ona rozwijania i uzdrawiania wszystkich twoich kontaktów międzyludzkich, w efekcie czego rozwinie się też jego aspekt związany z randkami. Wylecz drzewo, a zmienią się jego owoce.
Kobieta, którą obecnie szkolę, odkryła to. Dałem jej zadanie, by poznawała pięciu facetów tygodniowo, i ona zaczęła to robić. Odzywała się do faceta stojącego za nią w kolejce w kawiarni, z innym nawiązywała rozmowę w restauracji, a z jeszcze innym gawędziła podczas wesela. Robiła coś. A potem to do niej wracało:
– Teraz oni zagadują mnie! – mówiła. – Nie robię nic, a tylu mężczyzn podchodzi do mnie i po prostu rozmawia. Nawet dziś tak się stało. Byłam w restauracji, kiedy jakiś facet podszedł i zaczął rozmowę. Gawędziliśmy dość długo i okazało się, że mamy wielu wspólnych znajomych. Zamierza do mnie zadzwonić. To niesamowite, że nic nie robię, a mężczyźni zdają się bardziej na mnie reagować.
Kobieta ta nie wiedziała, że jednak coś robiła. Realizowanie zadania powodowało, że dorastała, stawała się bardziej przystępna i przyciągała do siebie mężczyzn. Zaczęła działać i jej sianie pociągało za sobą naturalny efekt zbierania. Oto, dlaczego podczas przyjęcia mężczyzna podchodzący do dwu rozmawiających kobiet ma ochotę poprosić o spotkanie jedną z nich, a nie drugą. Albo dlaczego, gdy dwu facetów rozmawia z jedną kobietą, ona w duchu myśli o jednym z nich. Ta różnica nie jest widoczna gołym okiem, ale ona naprawdę istnieje. Znów wytwarza się chemia.
Jak zobaczymy później, chemia nie zawsze jest dobra ani nie jest ostatecznym testem. Nigdy nie angażuj się tylko w oparciu o chemię. Istnieje coś takiego jak niszcząca chemia. My jednak mówimy tutaj o czymś nieuchwytnym, potrzebnym, polegającym na byciu osobą – taką, która jest otwarta, ciekawa, pragnie nawiązać kontakt i nie boi się. Realizowanie tego zadania pomoże na wytworzenie chemii na nowo lub po raz pierwszy.
Kroki, które powinieneś podjąć
Znajdź kogoś, na kogo będziesz mógł liczyć przy końcu każdego tygodnia. Zadzwoń, napisz e-mail lub spotkaj się na kawie i opowiedz tej osobie o pięciu kobietach lub mężczyznach, którzy spełniają wymienione wcześniej trzy wymogi.
Zrób to. Pamiętaj, że chodzi tylko o to, by porozmawiać gdziekolwiek o czymkolwiek z przedstawicielem płci przeciwnej dostatecznie długo, by miał szansę się tobą zainteresować. Może to być tylko kilka minut. Tak zaczynają się małżeństwa. Jednak ty nie musisz wiedzieć, czy będziesz zainteresowany, nie musisz wiedzieć czegokolwiek o tej osobie, pragnąć jakiejkolwiek przyszłej interakcji ani doprowadzić sprawy do końca. Musisz po prostu dać drugiej stronie szansę, by zainteresowała się, kim jesteś.
Uświadom sobie swoje reakcje: strach, osądy, krytyczne podejście ludzi (on czy ona są zbyt liberalni, konserwatywni, grubi, chudzi, wysocy czy niscy), brak zaufania do siebie, uczucia, zainteresowanie, bodźce itd. Przydadzą się one później podczas realizacji programu.
Oczekiwane rezultaty
Zabranie się do roboty, co w efekcie umożliwia dorastanie.
Większa świadomość siebie i tego, jakim się jest w kontaktach z płcią przeciwną.
Więcej poznawanych osób i – jako efekt dodatkowy – więcej randek.
Większa wiedza o tym, dla kogo jest się interesującym, a dla kogo nie.