Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przez kilka dekad nazwisko Harveya Weinsteina było w Hollywood synonimem władzy. Mógł tworzyć gwiazdy i je niszczyć, nadawać karierom bieg lub dusić je w zarodku. Przez wiele lat krążyły plotki, że jego pomoc nie jest bezinteresowna, a kobiety, które bierze pod swoje skrzydła, płacą za to swoim ciałem.
„Powiedziała” to trzymający w napięciu zapis śledztwa dziennikarskiego w sprawie Weinsteina, które w 2017 roku przeprowadziły dwie dziennikarki „The New York Times”, laureatki Pulitzera Jodi Kantor i Megan Twohey. Jednocześnie to ważna książka o władzy, która deprawuje, o wyzwalaniu się z roli ofiary i walce prawdy z kłamstwem. Autorki szukają też odpowiedzi na pytanie o konsekwencje swoich reportaży i skutki ruchu #metoo: Co się zmieniło?
Kantor i Twohey z dokładnością opisują, jak docierały do kolejnych ofiar Weinsteina, jak przekonywały je do mówienia, a także o kontratakach zhańbionego producenta i jego sztabu. Jest to opowieść o kobietach, które rzucając wyzwanie potworowi, były gotowe stoczyć walkę o prawdę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 409
Wstęp
W 2017, kiedy zaczęłyśmy prowadzić śledztwo w sprawie Harveya Weinsteina dla „New York Timesa”, kobiety miały więcej władzy niż kiedykolwiek w historii. Liczba zawodów, które dawniej były praktycznie zarezerwowane dla mężczyzn – jak policjant, żołnierz czy pilot – została ograniczona niemalże do zera. Kobiety stały na czele rządów takich krajów jak Niemcy i Wielka Brytania, a także kierowały wielkimi koncernami, na przykład General Motors i PepsiCo. Kobieta po trzydziestce mogła w ciągu roku zarobić więcej niż wszystkie jej przodkinie łącznie.
Jednocześnie o wiele za często kobiety bywały molestowane seksualnie, a sprawcy pozostawali bezkarni. Naukowczynie i kelnerki, cheerleaderki, kobiety zarządzające działem i stojące przy taśmie fabrycznej musiały znosić z uśmiechem obmacywanie, pożądliwe spojrzenia i niechciane zaloty, żeby dostać napiwek, pensję albo podwyżkę. Molestowanie seksualne było niezgodne z prawem, a mimo to w wielu zawodach stało się codziennością. Dyskredytowano albo ośmieszano kobiety, które o tym mówiły. Ofiary się ukrywały albo były od siebie izolowane. Wiele osób zgodnie uważało, że powinno się przyjąć pieniądze w zamian za milczenie, że to dla ofiar najlepsze wyjście.
W tym czasie sprawcy odnosili sukcesy i cieszyli się powszechnym uznaniem. Mężczyźni napastujący kobiety bywali uznawani za psotników, którzy nie dają się ograniczyć normom społecznym. Rzadko ponosili poważne konsekwencje. Megan opublikowała kilka artykułów o kobietach, które wyznały, że napastował je Donald J. Trump, a potem pisała o jego sukcesie w wyborach prezydenckich w 2016.
Kiedy 5 października 2017 ukazał się nasz tekst o Weinsteinie i molestowaniu seksualnym, o które został oskarżony, z niedowierzaniem patrzyłyśmy, jak pęka tama. Miliony kobiet z całego świata zaczęły opowiadać o tym, co je spotkało. Ruszyła bezprecedensowa fala pociągania sprawców do odpowiedzialności i wielu mężczyzn musiało się nagle tłumaczyć z napastliwego zachowania. Dziennikarstwo stało się zarzewiem zmian. Nasza praca była tylko jednym z motorów tego ruchu, równie ważne były wieloletnie wysiłki pionierek feminizmu i prawniczek, takich jak Anita Hill i Tarana Burke – aktywistka, która zapoczątkowała ruch #MeToo, a także wielu innych kobiet, wśród których znaleźć można nasze koleżanki po fachu.
Ale dlaczego właśnie ta historia, wynik naszego z trudem przeprowadzonego śledztwa, pomaga zmieniać ludzkie zachowania? Nie mogłyśmy nie zadać sobie tego pytania. Jak zauważył ktoś z redakcji, Harvey Weinstein nie był nawet aż tak sławny. Skąd biorą się tak nagłe, porażające zmiany społeczne, skoro świat przeważnie tkwi w stagnacji?
Postanowiłyśmy napisać książkę, żeby znaleźć odpowiedzi na te pytania. Zmiana, która nastąpiła, nie była w najmniejszym stopniu nieunikniona, nie można jej też było przewidzieć. Na kolejnych stronach opisujemy motywację i bolesne, ryzykowne decyzje pierwszych bohaterek, które odważyły się przełamać otaczające Weinsteina milczenie. Kiedy Laura Madden, była asystentka Weinsteina i mieszkająca w Walii niepracująca mama, zdecydowała się mówić, próbowała właśnie dojść do siebie po rozwodzie, za sobą miała leczenie raka i czekała na operację piersi. Ashley Judd zaryzykowała swoją karierę, odcinając się na jakiś czas od Hollywood i poświęcając szeroko pojętej idei równości płci – jest to mało znany epizod z jej życia. Zelda Perkins, londyńska producentka, która oskarżała Weinsteina dwie dekady temu, uciszona umową, którą podpisała, zdecydowała się na rozmowę z nami, zdając sobie sprawę z możliwości problemów prawnych i kary finansowej. Długoletni pracownik Weinsteina, coraz bardziej zaniepokojony tym, co wiedział, odegrał kluczową, wcześniej nieujawnioną rolę, pomagając nam zdemaskować swojego szefa. Zdecydowałyśmy się dać książce wieloznaczny tytuł – Powiedziała. Piszemy o kobietach, które zaczęły mówić, ale także o tych, które się na to nie odważyły, wnikamy w szczegóły dotyczące tego, jak, kiedy i dlaczego mówiły lub nie.
To także opowieść o dziennikarstwie śledczym. Zaczyna się od pierwszych, niepewnych dni naszej reporterskiej pracy. Niewiele wtedy wiedziałyśmy i nikt nie chciał z nami rozmawiać. Piszemy o tym, jak namawiałyśmy ludzi do zdradzania swoich tajemnic, jak uściślałyśmy informacje i dążyłyśmy do ujawnienia prawdy na temat potężnego mężczyzny, który w tym samym czasie próbował podstępem sabotować naszą pracę. Po raz pierwszy zdradzamy, jak wyglądała finałowa rozgrywka – pokonałyśmy jego ostatnią linię obrony w redakcji „New York Timesa”, zaraz przed publikacją tekstu. Zrozumiał wtedy, że został przyparty do muru.
Kiedy pracowałyśmy nad materiałem o Weinsteinie, przez media przetaczała się fala oskarżeń o produkowanie fałszywych wiadomości, tzw. fake newsów, a narodowy konsensus dotyczący tego, czym jest prawda, zdawał się chwiać w posadach. Ujawnienie prawdy o Weinsteinie miało jednak taką moc rażenia między innymi dlatego, że zarówno nam, jak i innym dziennikarzom zajmującym się tym tematem udało się zebrać przekonujące i niepodważalne dowody jego występków. Na kartach tej książki wyjaśniamy, jak udokumentowałyśmy jego postępowanie w oparciu o narracje z pierwszej ręki, dokumenty prawne i finansowe, notatki służbowe i inne rzucające światło na sprawę materiały. Kiedy zaczynałyśmy pracę, niewiele się mówiło o tym, co Weinstein zrobił licznym kobietom, skupiano się raczej na tym, co powinno się zrobić z powodu jego poczynań. Ale Weinstein nie przestawał odrzucać wszystkich oskarżeń o seks bez obopólnej zgody i wielokrotnie twierdził, że nasze doniesienia mijają się z prawdą. „To, co macie, to tylko pomówienia i oskarżenia, brakuje wam jednak faktów” – powiedział rzecznik, kiedy poprosiłyśmy o odniesienie się do wyników naszego śledztwa.
W tej książce naprzemiennie opieramy się na rezultatach naszego dochodzenia z 2017 i na sporej dawce wiedzy zdobytej już później. Znaczna część świeżych doniesień na temat Weinsteina ma na celu zilustrowanie sposobów uciszania ofiar za pomocą systemu prawnego i kultury korporacyjnej, co wciąż hamuje proces zmian. Ochrona przestępców jest głęboko zakorzeniona w biznesie. Niektórzy adwokaci czerpią osobiste korzyści z ugód zawieranych z ofiarami. Osoby, które zauważają ten problem – takie jak Bob Weinstein, brat Harveya i jego wspólnik w interesach – niespecjalnie dążą do jego rozwiązania.
W chwili, gdy piszemy te słowa, w maju 2019, Weinstein czeka na proces w sprawie gwałtu i innych form molestowania seksualnego, wytoczono mu także szereg spraw z powództwa cywilnego, w których aktorki, byłe pracownice i inne osoby żądają finansowego zadośćuczynienia. Niezależnie od wyniku tych postępowań mamy nadzieję, że ta książka stanie się trwałym zapisem spuścizny Weinsteina – tego, jak wykorzystywał miejsce pracy do manipulowania kobietami, wywierania na nie presji i zastraszania ich.
Kiedy opublikowałyśmy reportaż o Weinsteinie, a ruch #MeToo nabrał gwałtownego rozpędu, rozpoczęły się dyskusje o przeróżnych kwestiach. Rozmawiano o gwałtach na randkach, molestowaniu dzieci, dyskryminacji ze względu na płeć, a nawet o niezręcznych momentach na imprezach. Wzbogaciło to debatę publiczną, ale jednocześnie ją zagmatwało. Czy celem była eliminacja molestowania seksualnego? A może reforma systemu sądownictwa, obalenie patriarchatu albo po prostu umożliwienie niewinnego flirtowania? Czy posunęłyśmy się za daleko, przez co ucierpiała reputacja niewinnych mężczyzn, oskarżanych mimo braku przekonujących dowodów, czy też wciąż działałyśmy zbyt ostrożnie, nie doprowadzając do zmiany systemowej?
Prawie dokładnie rok po ukazaniu się naszego artykułu doktor Christine Blasey Ford, wykładowczyni psychologii z Kalifornii, stanęła przed senacką komisją i oskarżyła sędziego Bretta Kavanaugh, kandydującego wówczas do Sądu Najwyższego, o napaść seksualną. Do zdarzenia miało dojść, kiedy oboje byli licealistami, a mężczyzna był pijany. Sędzia gwałtownie odpierał oskarżenia. W oczach wielu osób Ford stała się bohaterką ruchu #MeToo, inni jednak postrzegali ją jako symbol tego, że sprawy zaszły już za daleko. Była ucieleśnieniem rosnącego sprzeciwu.
My widziałyśmy w niej bohaterkę jednej z najbardziej złożonych i odkrywczych historii, w których to ona „powiedziała”, zwłaszcza kiedy zaczęłyśmy poznawać drogę, jaką przeszła, nim zdecydowała się zeznawać przed Senatem, i zrozumiałyśmy, jak niewiele z tego pojmuje ogół społeczeństwa. Jodi przysłuchiwała się jej zeznaniom, obserwowała część z jej prawników przy pracy i spotkała się z nią następnego dnia. W grudniu Megan spotkała się z Ford na śniadaniu w Palo Alto, a kobieta udzieliła jej pierwszego wywiadu po upublicznieniu całej historii. W kolejnych miesiącach jeszcze wiele razy dyskutowałyśmy o tym, jak Ford zdecydowała się mówić, i o konsekwencjach tej decyzji. Przeprowadziłyśmy też wywiady z osobami, które wpłynęły na Ford i które były świadkami zajścia. Piszemy o podróży Ford do Waszyngtonu, a także o jej obawach, o presji wywieranej na niej przez liczne instytucje i polityków oraz o przytłaczającej ilości różnych punktów widzenia.
Wiele osób zastanawia się, jak Ford radzi sobie po złożeniu zeznań. Ostatni rozdział tej książki zawiera unikalną rozmowę z kilkoma kobietami, których historie relacjonowałyśmy. Jest wśród nich Ford. Na szali jest jednak coś więcej niż tylko jej odyseja. Wciąż brakuje odpowiedzi na pytanie o to, co napędza zmiany, a co je hamuje. Ruch #MeToo jest przykładem współczesnych zmian społecznych, ale jest też ich sprawdzianem. Czy będziemy w stanie tworzyć nowy zestaw sprawiedliwych reguł i praw, które obronią ofiary? Czy jesteśmy na to zbyt podzieleni?
Ta książka jest zapisem dwóch zdumiewających lat z życia kobiet w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. Historia w niej zawarta należy do nas wszystkich. Wiele śledztw dziennikarskich dotyczy tajemnic rządowych lub korporacyjnych, ale nasze opowiada o problemach, których wiele z nas doświadczyło w pracy, w szkole lub w rodzinnym kręgu. Napisałyśmy tę książkę, żeby jak najbardziej przybliżyć wam to, co stało się ogniskiem zmian.
Starałyśmy się zrelacjonować wydarzenia w najprostszy możliwy sposób, z dbałością o fakty, dlatego włączyłyśmy do książki zapisy wywiadów, maile i inne dokumenty źródłowe. Znajdziecie notatki z pierwszych rozmów, jakie przeprowadzałyśmy z aktorkami o Weinsteinie, list od Boba Weinsteina do jego brata, fragmenty tekstów o Ford i wiele innych materiałów z pierwszej ręki. Niektóre były początkowo nieoficjalne, ale ostatecznie, dzięki dalszemu dochodzeniu, a także ponownym rozmowom z tymi samymi osobami, udało się je tu umieścić. Rozmowy i wydarzenia, których świadkami nie byłyśmy, poznałyśmy dzięki relacjom świadków i za pośrednictwem dokumentów. Książka jest więc oparta na trzyletniej pracy reporterskiej, setkach wywiadów przeprowadzonych w różnych miejscach, od Londynu zaczynając, a na Palo Alto kończąc. Szczegółowe informacje dotyczące źródeł umieściłyśmy w przypisach końcowych.
Książka ta jest wreszcie efektem naszej wspólnej pracy, partnerstwa budowanego podczas prób zrozumienia tego, co się stało. Aby uniknąć nieporozumień, piszemy o sobie w trzeciej osobie liczby pojedynczej. (We fragmentach, które są napisane w pierwszej osobie, „ja” może oznaczać zarówno Jodi, jak i Megan – toczyłyśmy wspólne dochodzenie, ale często każda z nas zgłębiała inny wątek). Zanim przejdziemy do początku naszej opowieści, chcemy powiedzieć jeszcze parę słów. Dziękujemy za przyłączenie się do nas poprzez lekturę, za dociekanie razem z nami, co znaczą kolejne wydarzenia, za obserwowanie tego, czego byłyśmy świadkami, i wysłuchanie tego, czego i my słuchałyśmy.
Pierwszy telefon
Dziennikarskie śledztwo „New York Timesa” w sprawie Harveya Weinsteina zaczęło się od tego, że osoba posiadająca najbardziej obiecujące informacje nie chciała nawet odebrać telefonu.
„Chodzi o to, że wasza gazeta parę razy potraktowała mnie parszywie i uważam, że to z powodu seksizmu”[1] – aktorka Rose McGowan napisała 22 maja 2017 w odpowiedzi na mail od Jodi z prośbą o rozmowę. McGowan wypunktowała swoje zastrzeżenia: przemowa, którą wygłosiła podczas kolacji z politykami, została omówiona w dziale „Styl”, a nie w „Aktualnościach”. Podczas wywiadu, którego wcześniej udzieliła dla „Timesa”, czuła się niekomfortowo.
„Powinniście zająć się seksizmem wśród swoich pracowników – odpisała – a ja nie mam zamiaru w tym pomagać”.
Kilka miesięcy wcześniej McGowan oskarżyła pewnego producenta o gwałt. Nie ujawniła nazwiska, ale plotka głosiła, że chodzi o Weinsteina. „Było to tajemnicą poliszynela w Hollywood i w mediach, poniżali mnie, a schlebiali mojemu gwałcicielowi”[2] – napisała na Twitterze, dodając hasztag #WhyWomenDontReport. Pracowała wówczas nad książką[3], w której miała zamiar ujawnić, w jakiś sposób przemysł rozrywkowy traktuje kobiety.
W przeciwieństwie do prawie wszystkich z Hollywood Rose McGowan już kiedyś zaryzykowała swoją karierę, by napiętnować seksistowskie podejście. Opisała na Twitterze obraźliwe wymagania dotyczące ubioru, zawarte w informacji o castingu do filmu Adama Sandlera: „top z głębokim dekoltem (mile widziany stanik push-up)”[4]. Ogólnie rzecz biorąc, w mediach społecznościowych wypowiadała się kategorycznie i konfrontacyjnie. „Złość jest w porządku. Nie bój się jej”[5] – napisała miesiąc wcześniej na Twitterze, dodając potem: „rozwal system”. Skoro McGowan, która jest nie tylko aktorką, ale także aktywistką, nie chciała porozmawiać nawet nieoficjalnie, to kto zechce?
Harvey Weinstein nie pojawiał się już na pierwszych stronach gazet. W ostatnich latach magia jego filmów nieco przybladła. Jego nazwisko wciąż jednak oznaczało władzę, wciąż potrafił uczynić kogoś gwiazdą. Rozpoczął od siebie. Wychowany w skromnych warunkach w Nowym Jorku, w Queens, najpierw zajmował się promocją koncertów, a potem dystrybucją i wreszcie produkcją filmów. Wydawało się, że umie wciągnąć wszystko na szczyt – filmy, partie, a przede wszystkim ludzi. Wiele razy zmieniał młodych aktorów w gwiazdy. Wśród nich byli Gwyneth Paltrow, Matt Damon, Michelle Williams i Jennifer Lawrence. Za jego sprawą niewielkie, niezależne produkcje filmowe, takie jak Seks, kłamstwa i kasety wideo albo Gra pozorów, stawały się prawdziwymi fenomenami. Jako pierwszy prowadził nowoczesne kampanie oskarowe, dzięki czemu zdobył pięć statuetek za najlepszy film dla siebie i mnóstwo statuetek dla innych. Przez prawie dwie dekady finansował działalność Hillary Clinton i wspierał ją podczas różnych kampanii. Kiedy Malia Obama odbywała staż w wytwórni filmowej, pracowała dla „Harveya” – wiele osób mówiło o nim, używając tylko imienia, nawet ci, którzy go nie znali. W 2017 nadal cieszył się doskonałą reputacją, chociaż jego filmy nie odnosiły już tak spektakularnych sukcesów jak dawniej.
Od dawna krążyły pogłoski o tym, jak traktuje kobiety. Żartowano sobie publicznie: „Gratulacje, nie musicie już dłużej udawać, że pociąga was Harvey Weinstein” – Seth MacFarlane powiedział do pięciu aktorek podczas ogłaszania nominacji do Oscara w 2013. Wiele osób jednak lekceważyło jego zachowanie, mówiąc, że po prostu ugania się za spódniczkami, niczego też publicznie nie udowodniono. Wielu dziennikarzy próbowało, ale bez powodzenia. W 2015 został oskarżony o obmacywanie, jednak nowojorska policja ostatecznie umorzyła sprawę. „Nadejdzie taki moment, kiedy wszystkie kobiety, które boją się mówić o Weinsteinie, wezmą się za ręce i skoczą”[6] – napisała wówczas na Twitterze dziennikarka Jennifer Senior. Minęły dwa lata. Nic się nie wydarzyło. Jodi słyszała, że próbę zbadania sprawy podjęło jeszcze dwóch reporterów – dziennikarz „New York Magazine” i Ronan Farrow z NBC, ale nie ukazał się żaden artykuł.
Czy plotki na temat stosunków Weinsteina z kobietami były fałszywe? Czy McGowan pisała o kimś innym? Weinstein publicznie chwalił się swoim feminizmem. Przekazał dużą kwotę na ufundowanie stypendium profesorskiego im. Glorii Steinem. Jego firma dystrybuowała Pole walki – film dokumentalny o gwałtach na uniwersyteckich kampusach. Wziął nawet udział w historycznym marszu kobiet w styczniu 2017[7], przyłączając się do tłumów w różowych czapeczkach z kocimi uszami, demonstrujących w Park City w stanie Utah podczas festiwalu filmowego Sundance.
Celem dochodzenia prowadzonego przez dział śledczy „Timesa”, pracujący z dala od panującego w newsroomie harmidru, było dotarcie do informacji, o których jeszcze nikt nie pisał, i pociągnięcie do odpowiedzialności ludzi i instytucji, których przestępstwa były dotąd zatajane. Pierwszym krokiem było ostrożne nawiązanie kontaktu. Jak więc miałyśmy odpowiedzieć McGowan, żeby namówić ją do podniesienia słuchawki?
Jej mail zawierał obiecujące elementy. Przede wszystkim, w ogóle odpisała. Wiele osób tego nie robiło. Przemyślała swoją odpowiedź, chciało jej się wyrazić krytykę. Może próbowała sprawdzić Jodi i wbiła szpilę „Timesowi”, żeby się upewnić, czy reporterka stanie w obronie swojej gazety.
Jodi jednak nie zamierzała wdawać się w dyskusję na temat firmy, w której pracowała od czternastu lat. Schlebianie McGowan („Naprawdę podziwiam twoją odwagę…”) też nie było dobrą metodą. Podważyłoby resztki autorytetu Jodi. Nie mogła też powiedzieć niczego na temat śledztwa, do którego McGowan miałaby się przyczynić. Gdyby aktorka spytała Jodi, z iloma kobietami już rozmawiała, usłyszałaby, że jest pierwsza.
Trzeba więc było bardzo starannie sformułować wiadomość, nie wspominając w ogóle o Weinsteinie – McGowan zdarzało się już udostępniać prywatne wiadomości na Twitterze, przykładem może być informacja Adama Sandlera o castingu. Była już znana jako osoba, która dąży do ujawnienia występków i przewin, ale tym razem mogło nam to zaszkodzić. („Hej, świecie, zobacz, jakiego maila dostałam od reporterki «Timesa»”). Ze względu na temat trzeba było poruszać się jeszcze delikatniej. McGowan powiedziała, że padła ofiarą napaści. Wywieranie na nią nacisku nie byłoby właściwe.
W 2013 Jodi zaczęła zgłębiać doświadczenia kobiet pracujących w korporacjach i różnych instytucjach. Amerykańska debata publiczna dotycząca płci zdawała się już być nasycona emocjami. W mediach pojawiały się opinie, wychodziły wspomnienia, w mediach społecznościowych pełno było wyrazów oburzenia i solidarności. Brakowało faktów. Zwłaszcza dotyczących molestowania w miejscu pracy. Kobiety pracujące na różnych stanowiskach, od najniższych po najwyższe, bały się kwestionować poczynania swoich pracodawców. Dziennikarze się jednak nie bali. Pracując nad tymi tematami, Jodi przekonała się, że płeć nie jest tylko tematem. Należy ją traktować jako swoisty punkt wyjściowy. Ponieważ w wielu organizacjach kobiety były wciąż outsiderkami, dokumentowanie ich przeżyć było jednocześnie przyglądaniem się funkcjonowaniu władzy.
Jodi odpisała Rose McGowan, powołując się na te doświadczenia.
Oto czego już w tej kwestii dokonałam: Amazon, Starbucks i Harvard Business School zmieniły swoją politykę w reakcji na moje artykuły dotyczące dyskryminacji płciowej. Kiedy napisałam o wpływie różnic klasowych na karmienie piersią (białe kobiety pracujące w biurach mogą odciągać mleko w pracy, a słabiej opłacane pracownice fizyczne nie), czytelnicy stworzyli pierwsze mobilne saloniki laktacyjne, które teraz są dostępne w ponad dwustu miejscach w całym kraju.
Zrozumiem, jeśli nie zechcesz ze mną rozmawiać. Trzymam kciuki za Twoją książkę.
Dziękuję, Jodi
McGowan odpisała po kilku godzinach. Była chętna na spotkanie o dowolnej porze nie później niż w środę.
Zapowiadało się, że to nie będzie łatwa rozmowa. McGowan wydawała się twardą babką, z tą fryzurą na jeża i wezwaniami do walki, które zapełniały jej Twittera. Jej głos w słuchawce brzmiał jednak żarliwie, zdawała się czekać na tę rozmowę, jakby szukała sposobów na właściwe podzielenie się swoją historią. Tweety o gwałcie były tylko namiastką, nie zawierały zbyt wielu szczegółów. Podczas wywiadów obowiązywała zasada, że były oficjalne, czyli mogły zostać opublikowane, o ile oczywiście nie ustalono inaczej. Jednak przypuszczałyśmy, że kobiety, które mogłyby oskarżyć Weinsteina o napaść, nie będą zbyt chętne, żeby rozmawiać, nawet bardzo wstępnie. Jodi zgodziła się więc, że rozmowa z McGowan będzie nieoficjalna, dopóki obie nie postanowią, że można ją upublicznić. Po ustaleniu tego McGowan zaczęła mówić.
W 1997 była młoda i właśnie zaczęła odnosić sukcesy. Pojechała na festiwal Sundance, a wyjazd okazał się oszałamiający. Biegała na premiery i imprezy, a ekipy telewizyjne nie odstępowały jej na krok. Zagrała wcześniej dopiero w czterech, może pięciu filmach, w tym w Krzyku– horrorze o grupie nastolatków, a nagle stała się jedną z modnych debiutantek i na festiwalu pokazywano kilka filmów z jej udziałem.
– Byłam ślicznotką Sundance – powiedziała. Niezależne produkcje filmowe były wówczas w centrum zainteresowania, a na festiwalu po prostu trzeba było być, zaś Harvey Weinstein dzierżył najwyższą władzę. Właśnie tam kupił małe produkcje, takie jak Clerks: Sprzedawcy i Wściekłe psy, po czym zmienił je w filmy kultowe. McGowan nie pamiętała, który to był rok. Wiele aktorek opowiadało o przeszłości, zamiast dat używając filmów, nad którymi akurat pracowały albo które wchodziły na ekrany. McGowan zapamiętała pokaz filmu, podczas którego siedziała obok Weinsteina.
– Film nosił tytuł Na całość – zaśmiała się szyderczo.
Po seansie poprosił ją o spotkanie. Było to zrozumiałe. Czołowy producent chce się zobaczyć ze wschodzącą gwiazdą. Pojechała do niego, do Stein Eriksen Lodge Deer Valley w Park City. Umówili się w jego pokoju. Nic się nie wydarzyło, rozmawiali tylko o filmach i rolach – opowiadała.
Jednak kiedy wychodziła, Weinstein wciągnął ją do pomieszczenia z jacuzzi, rozebrał i wcisnął głowę między jej nogi – tak brzmiała jej relacja. Zapamiętała uczucie opuszczania ciała, miała wrażenie, że unosi się pod sufitem i obserwuje całą scenę z góry.
– Byłam w szoku i przełączyłam się w tryb przetrwania – powiedziała. Wyznała również, że żeby się stamtąd wydostać, udała, że ma orgazm, i udzielała sobie w myślach instrukcji: „Naciśnij klamkę”, „Wyjdź stąd”.
Powiedziała, że kilka dni później Weinstein zadzwonił do niej do domu, do Los Angeles, i zostawił obleśną propozycję na poczcie głosowej. Mówił, że inne znane aktorki są jego wyjątkowymi przyjaciółkami i proponuje jej dołączenie do tego klubu. Zszokowana i zaniepokojona McGowan poskarżyła się swoim menedżerom, wynajęła prawnika i ostatecznie otrzymała od Weinsteina sto tysięcy dolarów. Była to w zasadzie opłata za to, żeby nie ciągnęła tego tematu dalej. Weinstein w żaden sposób nie przyznał, że ją skrzywdził. Powiedziała, że całą sumę przekazała na centrum kryzysowe do spraw gwałtu.
Czy ma jakieś dokumenty potwierdzające tę ugodę?
– Nie dostałam swojej kopii – wyjaśniła.
Jej zdaniem problem jest szerszy i nie dotyczy tylko Weinsteina. Hollywood to zorganizowany system molestowania kobiet. Nęci je obietnicą sławy, zmienia w przynoszące zysk produkty, traktuje ich ciała jako swoją własność, domaga się idealnego wyglądu, a potem je odrzuca. Rzucała przez telefon kolejnymi oskarżeniami, coraz szybciej.
– Weinstein… Nie chodzi tylko o niego, to cały system, łańcuch dostaw.
– Nie ma nadzoru, nikt się nie boi.
– Każde studio obwinia ofiary i płaci odszkodowania.
– Prawie wszyscy podpisują klauzule poufności.
– Gdyby istniał plac zabaw dla białych mężczyzn, byłoby nim Hollywood.
– Kobiety są współwinne.
– Nie wychylaj się, można cię zastąpić.
To, co mówiła, było wstrząsające. Stwierdzenie, że Hollywood wykorzystuje kobiety, zmusza je do dostosowania się, po czym pozbywa się ich, kiedy się starzeją lub zaczynają buntować, nie jest niczym nowym. Mimo to wysłuchanie bezpośredniej i krępująco szczegółowej relacji, w której w roli napastnika występuje jeden z najbardziej znanych hollywoodzkich producentów, było czymś innym. Budziło mdłości i wywoływało przeszywający ból.
Rozmowa zakończyła się propozycją kolejnej. Aktorka była niezwykłą osobą, ale teraz nie miało znaczenia, czy robiła lub mówiła coś oburzającego albo z kim się spotykała. Bardziej istotne było pytanie, czy jej relacja sprosta rygorom dziennikarskiego śledztwa. Jeśli sprawy zajdą dalej, nie da się uniknąć ataków Weinsteina, opinia publiczna będzie się także bacznie przyglądać. Zanim „Times” choćby rozważy publikację zarzutów McGowan, trzeba będzie znaleźć dowody, a także skonfrontować z nimi Weinsteina. Musi mieć możliwość zabrania głosu.
Gazeta ma obowiązek dbać o sprawiedliwość, zwłaszcza w obliczu tak poważnych oskarżeń. W 2014 magazyn „Rolling Stone” opisał coś, co nazwał koszmarnym gwałtem zbiorowym na kampusie Uniwersytetu Wirginii, nie zebrawszy dostatecznych dowodów[8]. W wyniku wątpliwości, które pojawiły się po publikacji materiału, magazyn został pozwany do sądu, a jego reputacja solidnie nadszarpnięta[9]. Cała sprawa stała się wodą na młyn tych, którzy twierdzą, że kobiety zmyślają, utrzymując, że zostały zgwałcone, i znacząco spowolniła walkę z przestępczością seksualną na kampusach uniwersyteckich. Według „Washington Post” policja określiła artykuł mianem „całkowitej bzdury”[10], „Columbia Journalism Review” opisała sprawę jako „totalny bałagan”. Publikacja zdobyła tytuł „Pomyłki Roku”.
Było bardzo prawdopodobne, że historia McGowan przerodzi się w klasyczną dysputę typu „on powiedział, ona powiedziała”, jeśli będzie jedyną relacją. McGowan opowie okropną historię. Weinstein się wyprze. Nie ma świadków, czytelnicy zaczną więc opowiadać się po jednej ze stron. Team Rose kontra Team Harvey.
McGowan powiedziała jednak, że otrzymała zadośćuczynienie. Nie będzie łatwo odnaleźć jakiś dowód, ale brali w tym udział prawnicy, podpisano jakąś ugodę, pieniądze przeszły z rąk do rąk, centrum kryzysowe do spraw gwałtu otrzymało dotację. Nie potwierdza to wydarzeń, które miały miejsce w pokoju hotelowym, ale wykazanie, że Weinstein zapłacił konkretną sumkę McGowan, wniosłoby coś do sprawy.
Jodi zdała pełną relację ze wszystkiego, czego się do tej pory dowiedziała, swojej długoletniej redaktorce Rebecce Corbett, która świetnie sobie radzi w skomplikowanych dochodzeniach. Przedyskutowały historię McGowan, zastanawiając się, czy da się wesprzeć ją jakimiś dowodami, a także zadały sobie bardzo ważne pytanie – czy inne kobiety mogłyby opowiedzieć o nim podobne rzeczy?
Sprawdzenie tego będzie wymagało wielu starań. W ciągu ostatnich dziesięcioleci Weinstein wyprodukował i dystrybuował setki filmów. Wraz z bratem Bobem był współwłaścicielem i szefem dwóch firm: Miramax i The Weinstein Company (TWC), którą się obecnie zajmował. Oznaczało to, że istnieje wiele potencjalnych źródeł, co jest lepsze niż sytuacja, w której najważniejsze informacje są w posiadaniu niewielkiej garstki ludzi. Liczba osób, z którymi należało się skontaktować, wydawała się jednak przytłaczająca. Trzeba będzie rozmawiać z aktorkami i byłymi pracownicami, które są zapewne teraz rozsiane po całym globie. Co więcej, najprawdopodobniej większość z nich nie będzie chciała mówić.
W połowie czerwca Corbett zaproponowała Jodi, żeby skontaktowała się z koleżanką, Megan Twohey, która pracowała w gazecie od dość niedawna. „Megan jest na urlopie macierzyńskim, ale naprawdę dobrze radzi sobie z tego typu zadaniami” – powiedziała redaktorka. Jodi nie wiedziała, czy Megan okaże się pomocna, ale i tak wysłała do niej maila.
Kiedy Megan dostała maila od Jodi, zajmowała się nowo narodzonym dzieckiem i dochodziła do siebie po trudnym okresie swojej pracy reporterskiej. Dołączyła do zespołu „New York Timesa” w lutym 2016, miała pisać o polityce i przyjrzeć się bliżej kandydatom na prezydenta. Megan wahała się, czy przyjąć tę pracę, jako że polityka nie leżała dotąd w kręgu jej zainteresowań i raczej o niej nie pisała.
Jednak już w pierwszych tygodniach pracy Dean Baquet, redaktor naczelny gazety, wyznaczył Megan do zbadania konkretnego wątku, przy którym miała wykorzystać swoje umiejętności reporterskie. Chodziło o sprawdzenie, czy Donald J. Trump kiedykolwiek naruszył normy prawne lub etyczne w stosunku do kobiet. Megan pisała o przestępczości seksualnej i molestowaniu przez ponad dziesięć lat. W Chicago ujawniła, że policja i prokuratura odkładały na półkę wyniki badań genetycznych dotyczących gwałcicieli, tym samym pozbawiając ofiary szansy na sprawiedliwość[11]. Opublikowała też artykuł o lekarzach, którzy molestowali swoje pacjentki. Odkryła również, że część dzieci wystawianych do adopcji na czarnym rynku trafiała w ręce przestępców seksualnych.
Trump od dawna stylizował się na playboya, a w każdym razie na karykaturalną wersję uwodziciela. Był po raz trzeci żonaty, a stając do wyścigu o prezydenturę, ciągnął za sobą ogon w postaci wywiadów udzielonych Howardowi Sternowi, w których przechwalał się podbojami seksualnymi i w grubiański sposób wyrażał o kobietach, w tym o własnej córce Ivance.
Baquetowi zapaliła się czerwona lampka. Jeśli Donald Trump prowadził po prostu rozwiązły tryb życia, nie było w tym żadnej historii. Gazeta nie wściubia bez powodu nosa w życie seksualne obywateli, nawet jeśli kandydują na prezydenta. Jednak niektóre z komentarzy Trumpa dotyczyły środowiska pracy, możliwe więc, że w grę wchodziło molestowanie. Podczas występu w programie „The Celebrity Apprentice”, którego był producentem i prowadzącym, powiedział do uczestniczki: „To musi być ładny widok, ty opadająca na kolana”[12]. Podobno wiele lat wcześniej pierwsza żona Trumpa, Ivana Trump, oskarżyła go o gwałt małżeński, ale później wycofała się z części zarzutów. Baquet już wcześniej zlecił innemu reporterowi, Michaelowi Barbaro, przyjrzenie się temu, jak Trump traktuje kobiety, teraz chciał, żeby Barbaro razem z Megan wyjaśnili, czy zachowanie Trumpa jest zwykłym grubiaństwem, czy też kryje się za nim coś więcej.
Początkowo praca szła wolno. Większość byłych pracowników Trumpa[13] podpisała klauzule poufności, mroziła ich także świadomość tego, jak mścił się na osobach, które weszły mu w drogę. Niełatwo było też zdecydować, którym przypadkiem zająć się najpierw, ponieważ wytoczono mu już tyle spraw.
W maju 2016 Megan i Barbaro szykowali się do napisania artykułu opartego na setkach nagrań i ponad pięćdziesięciu wywiadach przeprowadzonych z osobami, które pracowały z Trumpem, umawiały się z nim lub stykały na gruncie towarzyskim. Trump był człowiekiem u władzy, a jego stosunek do kobiet bywał różnoraki. Potrafił być czarujący i oferował wsparcie kobietom, z którymi pracował. Niektóre awansował na wysokie stanowiska. Jednocześnie nieustannie komentował kobiece ciała i zachowywał się niepokojąco w pracy.
Co najważniejsze, Megan udało się dotrzeć do licznych oskarżeń o napaść seksualną[14]. Ivana nie była jedyną, która zarzuciła Trumpowi gwałt. Była miss stanu Utah opowiedziała w szczegółach o tym, jak w 1997 Trump dwa razy siłą pocałował ją w usta: podczas gali konkursu Miss USA i ponownie w swoim biurze, kiedy rozmawiali o zatrudnieniu jej w charakterze modelki. Była partnerka w interesach, z którą organizował konkurs piękności, pozwała go kiedyś do sądu za obmacywanie pod stołem podczas kolacji służbowej w hotelu Plaza, a także za zabranie jej do pokoju podczas innego spotkania, gdy wbrew jej woli „całował ją, dotykał i uniemożliwiał jej”[15] wyjście z pomieszczenia.
Należało zachować ostrożność. Jeśli choć jedno z ujętych w artykule oskarżeń zostanie podważone, cały artykuł straci na sile. Kiedy była uczestniczka konkursu piękności wyznała Megan, że Trump obmacywał ją w swojej posiadłości w Palm Beach, ale udało jej się uciec z pokoju i w panice zadzwonić do ojca, kolega namierzył wspomnianego mężczyznę w innym kraju. „Dotarłem do ojca” – napisał w mailu. „Krótko mówiąc, nie pamięta, żeby coś takiego miało miejsce z Trumpem”. Nie znaczyło to, że kobieta kłamała, ale jej historia nie mogła zostać wykorzystana w artykule.
Reportaż, zawierający relacje wielu kobiet, które same opowiadały, co im się przydarzyło, ukazał się o świcie czasu wschodniego w sobotę 14 maja 2016. Natychmiast zdobył rozgłos, stając się najczęściej czytanym tekstem o polityce spośród opublikowanych w tym roku w „New York Timesie”. Trump, który do tej pory zjadliwie atakował wszystkie krytyczne teksty na swój temat, przez cały weekend milczał, co zdawało się wielkim plusem dla artykułu. Megan i Barbaro przeprowadzili z nim wcześniej długi wywiad[16] i wpletli jego odpowiedzi w tekst. Znalazły się w nim więc zaprzeczenia dotyczące oskarżeń o niestosowne zachowanie, a także zapewnienia o tym, że zawsze traktował kobiety z szacunkiem.
W poniedziałek rano mieli wystąpić w programie informacyjnym „CBS This Morning”. Czekali właśnie na swoją kolej w pokoju, z którego mogli obserwować, co się dzieje na wizji, kiedy weszła Gayle King i pokazała na telewizor, pytając: „Widzieliście, że Rowanne Brewer Lane pokazała się właśnie w «Fox and Friends» i podważyła wasz tekst?”[17].
Brewer Lane była pierwszą osobą cytowaną w artykule. Ta była modelka poznała Trumpa podczas imprezy na basenie w Mar-a-Lago w 1990. W wywiadzie opowiadała, jak Trump wziął ją na celownik, zaprowadził do pokoju, namówił do włożenia kostiumu kąpielowego, a następnie zaprezentował gościom. Brewer Lane nie podważała teraz własnych słów, ale nie zgodziła się z opisem tego wydarzenia jako „upokarzającego spotkania Trumpa z młodą kobietą, której prawie nie znał”.
Jej relacja zajęła kilka akapitów, podczas gdy cały tekst liczył sobie pięć tysięcy słów. Wspomniane jest w nim, że Brewer Lane zaczęła się spotykać z Trumpem. Mimo to jej krytyczne słowa o artykule dały Trumpowi punkt zaczepienia i umożliwiły atak. Natychmiast uchwycił się jej komentarzy i zaczął zadawać ciosy w serii tweetów.
@nytimes mija się z prawdą. Ich wczorajszy artykuł o mnie został właśnie obalony przez Rowanne Brewer, która stwierdziła, że jest kłamstwem![18]
Kiedy bohaterka nieudanego artykułu, który @nytimes opublikował na mój temat, zaczęła dzisiaj mówić, ujawniliśmy, że cały tekst to oszustwo[19].
Wkrótce potem do ataku ruszyli jego zwolennicy, napastując Megan i Barbaro w mediach społecznościowych, mailach i w napastliwych telefonach. W artykule opisano starannie udokumentowaną serię zarzutów dotyczących występków seksualnych Trumpa, ale przez krytykę jednego z wydarzeń, mającą raczej charakter anegdotyczny, Megan i Barbaro byli w defensywie.
Pracownicy Billa O’Reilly’ego, napuszonego króla prawicowych kanałów informacyjnych, wciąż dzwonili do Megan, pytając, czy jest feministką, jakby to miało ją zdyskredytować. Odrzuciła ich prośbę o wywiad, nie wierząc, że mają dobre intencje, a potem patrzyła, jak gospodarz programu przestrzega miliony widzów, żeby nie ufali jej tekstom. „Problem polega na tym, że Megan Twohey jest feministką, a w każdym razie na to wygląda” – powiedział. Był to absurdalny argument[20], zresztą „Washington Post” zapytał, czy ten artykuł powinien zostać napisany przez szowinistę, ale O’Reilly w pełni wykorzystał swoje wpływy, żeby umniejszyć znaczenie jej dochodzenia i podjąć próbę zdyskredytowania jej jako dziennikarki.
Megan nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego. Z ulgą powitała więc czerwiec 2016, kiedy to podjęte wcześniej zobowiązanie, a mianowicie jej własny ślub, wyrwało ją na jakiś czas z newsroomu.
Ale czy inne kobiety także doświadczyły wymuszania pocałunków, obmacywania albo czegoś jeszcze gorszego? Po powrocie z miesiąca miodowego, Megan wróciła do pisania o Trumpie.
Jakiś czas później, w piątek 7 października, Megan rozmawiała przez telefon z potencjalną bohaterką, kiedy koledzy i koleżanki z pracy zaczęli wstawać zza biurek i gromadzić się przy telewizorze. „Washington Post” zdobył urywek nagrania dźwięku z odcinka plotkarskiego programu „Access Hollywood” z 2005[21], w którym Trump przechwalał się swoim napastliwym podejściem do kobiet.
Automatycznie przyciąga mnie do piękności… Po prostu zaczynam je całować… Nawet nie czekam. Kiedy jesteś gwiazdą, pozwalają ci na wszystko. Możesz łapać je za cipkę. Możesz zrobić wszystko.
Żaden kandydat na prezydenta nie powiedział nigdy czegoś takiego. Brzmiało to jak potwierdzenie wszystkiego, czego Megan dowiedziała się w ciągu pięciomiesięcznej pracy.
Trump przeprosił za te słowa[22], a potem znowu zaczął wszystkiemu zaprzeczać. Utrzymywał, że nagranie pochodziło z szatni męskiej, a nie z programu „Access Hollywood”. Dwa dni później, 9 października, podczas debaty prezydenckiej oznajmił, że nigdy nie pocałował żadnej kobiety bez jej zgody i nie dotykał ich intymnych części ciała. Jasne, przechwalał się, że to robił. Ale czy faktycznie doszło do czegoś takiego? „Nigdy” – oznajmił[23].
W ciągu tygodnia Megan i Barbaro napisali nowy reportaż, w którym opowiadali o kolejnych dwóch kobietach[24] mówiących, że nagranie Trumpa pokrywało się z ich doświadczeniami. Zarówno Jessica Leeds, siedemdziesięcioczterolatka, była maklerka giełdowa, a obecnie prababcia mieszkająca w schludnej kawalerce na Upper East Side na Manhattanie, jak i Rachel Crooks, trzydziestotrzyletnia doktorantka z Green Springs w stanie Ohio, pisząca o zarządzaniu szkolnictwem wyższym, wysłały maile do „New York Timesa”, opisując, co je spotkało.
Jessica Leeds pracowała jako przedstawicielka handlowa w firmie produkującej papier gazetowy. Na początku lat osiemdziesiątych XX wieku leciała służbowo z Dallas do Nowego Jorku i udało jej się dostać darmowy upgrade do pierwszej klasy. Tak się złożyło, że na miejscu obok siedział Donald Trump, wysoki, jasnowłosy i rozmowny. Leeds wyznała, że czterdzieści pięć minut po starcie pochylił się ku niej, złapał ją za piersi i próbował włożyć rękę pod spódnicę.
„Dobierał się do mnie, wszędzie pchał łapy” – napisała w mailu, dodając, że uciekła do klasy ekonomicznej.
Rachel Crooks była córką pielęgniarki i mechanika. W jej domu nie rozmawiało się o polityce, ale uważała się za republikankę. W szkole średniej była reprezentantką stanu w siatkówce, lekkiej atletyce i koszykówce, została też wybrana na Osobę, Która Odniesie Sukces. W 2005 postanowiła, że musi przekonać się, jak to jest żyć w Nowym Jorku. Razem z chłopakiem wynajęła tanie mieszkanko na obrzeżach Brooklynu. Spali na dmuchanym materacu, dopóki nie odłożyli pieniędzy na futon. Żeby opłacić czynsz, Crooks zatrudniła się w charakterze sekretarki w branży nieruchomości. Pracowała na dwudziestym czwartym piętrze Trump Tower, w firmie, która robiła interesy z The Trump Organization. Program „The Apprentice” pojawił się w telewizji rok wcześniej[25] i od razu zyskał niezwykłą popularność.
Pewnego zimowego dnia zobaczyła Donalda Trumpa, który czekał przed jej biurem na windę. Wyszła i się przedstawiła, podając mu rękę. Powiedziała, że nie chciał puścić jej dłoni. Pocałował ją w policzek, po czym przycisnął mocno usta do jej warg. Całe zdarzenie trwało minutę lub dwie. Miała dwadzieścia dwa lata. Jedynym mężczyzną, z którym się do tej pory całowała, był jej chłopak[26].
„Byłam wściekła, że dla pana Trumpa byłam kimś tak nieznaczącym, że mógł mnie do czegoś takiego przymusić” – napisała.
Wymuszony pocałunek, o którym pisała Crooks, przypominał to, co miało się wydarzyć byłej miss stanu Utah. Leeds donosiła o obmacywaniu, takim jak to, które musiała znieść była współpracownica, organizując konkursy piękności. Wszystko pasowało do zachowania, o którym Trump mówił na nagraniu. Zarówno Leeds, jak i Crooks potwierdziły podczas rozmowy telefonicznej z Megan, że są gotowe na oficjalne zeznania. Nie chciały przyciągać do siebie uwagi, ale chciały, żeby świat dowiedział się, iż Trump kłamie.
Megan i Barbaro wiedzieli, że stawka jest wysoka, więc po kilka razy wszystko sprawdzili. Dotarli do przyjaciół Leeds i Crooks, którym kobiety się zwierzały. Prześwietlili je obie, żeby upewnić się, że nie są w żaden sposób związane z Hillary Clinton i jej kampanią. Megan poprosiła nawet Crooks o przysłanie zdjęcia, które przedstawiałoby ją przy biurku w Trump Tower, żeby potwierdzić, iż kobieta naprawdę tam pracowała. Taka skrupulatność mogłaby wydać się obraźliwa. Chodziło jednak o ochronę bohaterek i gazety.
Ostatnim krokiem było przedstawienie zarzutów współpracownikom Trumpa. Słońce właśnie zachodziło, kiedy Megan siedziała przy stole w jadalni, sprawdzając co chwilę pocztę. Spodziewała się zdawkowej odpowiedzi odmownej od rzecznika Trumpa. Nagle zadzwoniła jej komórka.
W słuchawce odezwał się Trump.
Megan praktycznie nie zdążyła zacząć zadawać pytań, od razu na nią naskoczył. Jessica Leeds i Rachel Crooks kłamią. Nie ma pojęcia, kim w ogóle są. Skoro zrobił im coś takiego, dlaczego nie zgłosiły tego na policję?
Megan wyjaśniła, że kobiety nie twierdziły, że go znają. Spotkały go tylko przelotnie. Przypomniała mu o zarzutach byłej miss stanu Utah i kobiety, która zetknęła się z nim przy okazji organizacji konkursów piękności.
Kipiący ze złości Trump uderzył gdzie indziej. „New York Times” spreparował te relacje. Jeśli je opublikują, pozwie ich.
Megan dalej naciskała, nie chciała, żeby przestał mówić. A co z taśmą z „Access Hollywood”? Spytała go ponownie, czy kiedykolwiek robił to, o czym mówił na nagraniu.
– Nie robię takich rzeczy – upierał się, podnosząc głos. – Nie robię. To tylko takie przechwałki z męskiej szatni.
Zaczął wyżywać się na Megan.
– Jesteś odrażająca![27] – krzyczał. – Jesteś wstrętnym człowiekiem.
Kiedy się rozłączył, Megan rozluźniła się. Rozmowa potoczyła się wprawdzie gwałtownie, ale nie można teraz było powiedzieć, że nie dała Trumpowi szansy na odniesienie się do zarzutów. Mogli opublikować artykuł i zawrzeć w nim jego komentarze.
Chwilę później Trump wchodził na scenę na Florydzie[28], gdzie zaczynał się właśnie wiec wyborczy, i od razu zabrał się do pracy, kierując energię i gniew tłumu w stronę dziennikarzy.
– Skorumpowane media sprzymierzają się przeciwko wam, Amerykanie – wołał. – I coś wam powiem, oni oczerniają i kłamią, to okropne i naprawdę nie w porządku. Ale obalimy ten system.
Do wyborów zostały niecałe cztery tygodnie. Spiker Izby Reprezentantów, republikanin, powiedział, że nagranie z „Access Hollywood” napawa go obrzydzeniem. Senator John McCain wycofał swoje poparcie. Gubernator Mike Pence, który kandydował na wiceprezydenta, powiedział, że modli się za rodzinę Trumpa. Część republikanów uważała, że Trump powinien się wycofać z wyścigu o prezydenturę[29].
Kolejne kobiety zaczęły wysuwać zarzuty pod adresem Trumpa. Jedna z nich była ze znajomymi w klubie nocnym. Inna brała udział w programie „The Apprentice”. Trzecia to reporterka, która z okazji walentynek przygotowywała artykuł o pierwszej rocznicy ślubu Trumpa z Melanią, jego trzecią żoną. Niektóre historie brzmiały dokładnie tak samo, jak te, o których pisała Megan. Trump miał dotykać, obmacywać i głaskać kobiety, przyciskać je do ściany, dotykać biodrami lub genitaliami. Czy można było zignorować lub zlekceważyć ten powtarzający się schemat?
Jednak dziennikarze nie byli w stanie prześwietlić wszystkich historii. W głośnym procesie cywilnym[30] oskarżono Trumpa o gwałt na trzynastolatce podczas imprezy urządzonej dwie dekady temu przez znanego finansistę Jeffreya Epsteina, oskarżonego później o dostarczanie milionerom dzieci, które były potem wykorzystywane seksualnie, i skazanego za nagabywanie do prostytucji. Domniemanej ofiary Trumpa, którą określano mianem Jane Doe, albo nigdy nie zidentyfikowano, albo nie ujawniono jej nazwiska reporterom, nawet poufnie. Nie będąc w stanie potwierdzić istnienia tej osoby ani też zweryfikować jej historii, Megan odmówiła napisania na ten temat i zniechęcała do tego swoich kolegów.
Inne historie także przyciągały uwagę, ale nie były raczej materiałem na artykuł. Megan przyglądała się kobiecie, która zalewała się łzami[31], opowiadając podczas konferencji prasowej o tym, jak Trump przypadkowo przesunął dłonią po jej piersiach i grubiańsko komentował jej wygląd, kiedy czekała na samochód, który miał ją odebrać z turnieju tenisowego.
Kiedy zarzuty stawiane przez Crooks i Leeds, starannie opisane w reportażu, zaczęły zlewać się z wieloma innymi, Trump przeszedł od zaprzeczania do ataku. Kobiety, które go oskarżały, kłamały. Łaknęły rozgłosu. Pracowały dla Hillary Clinton. Były zbyt brzydkie i nieatrakcyjne, żeby mógł na nie zwrócić uwagę. Pozwie je.
Dla jego zwolenników był to sygnał do działania. Lou Dobbs, jeden z prezenterów kanału Fox Business, podzielił się z prawie milionem swoich obserwatorów na Twitterze linkiem do konserwatywnej strony[32], na której podano numer telefonu i adres Jessiki Leeds, a także zamieszczono niezgodną z prawdą informację, że pracuje ona dla Clinton Foundation.
Leeds niełatwo było przestraszyć, ale Rachel Crooks była roztrzęsiona. Nie mogła wyjść z domu, bo na trawniku czekali na nią reporterzy. Nie mogła też zaglądać do internetu ze względu na wspierających Trumpa trolli i lawinę wiadomości od nich. „Jesteś taka brzydka. Bierzesz za to kasę. Ktoś powinien przystawić ci pistolet do głowy i zrobić temu krajowi przysługę”. Ktoś, kogo nie znała, napisał na Facebooku, że jest przyjacielem jej rodziny, i oznajmił, że kłamała na temat Trumpa. Jego wpis pojawiał się jako pierwszy w wyszukiwarce po wpisaniu nazwiska Crooks. Inny nieznajomy oskarżył ją o okradanie firmy, w której nigdy nie pracowała.
Megan czuła się coraz gorzej. Zachęciła obie kobiety do ujawnienia się, powiedziała im, że podzielenie się kluczowymi informacjami na temat kandydata na prezydenta to ich obywatelski obowiązek. To ona namalowała intymne szczegóły ich życia na ogromnym murze, tak że poznał je cały kraj. Teraz były pod obstrzałem. Crooks zadzwoniła i drżącym głosem spytała, co zrobi „Times”, jeśli Trump spełni swoje groźby i ją pozwie. Należało odpowiedzieć, że niewiele. Gazeta cytowała co tydzień tysiące ludzi i nie mogła brać odpowiedzialności prawnej za wszystkie te teksty.
Megan także atakowano. Komputer i telefon były zalewane pogróżkami od zwolenników Trumpa. Zawiadomiła ochronę „New York Timesa”, kiedy dostała kilka anonimów od mężczyzny, który informował, że ją zgwałci, zamorduje i wrzuci jej ciało do rzeki Hudson. Była w ciąży, z każdym dniem bardziej widocznej, i bała się, że niedługo zacznie otrzymywać pogróżki dotyczące dziecka albo że stanie się coś jeszcze gorszego.
Trump też groził jej pozwem. Jego prawnik przysłał Baquetowi pismo, które sztab kandydata Trumpa natychmiast upublicznił, zawierające polecenie usunięcia ze strony artykułu cytującego Leeds i Crooks. „Odmowa nie pozostawi mojemu klientowi innej opcji niż dochodzenie swoich praw z użyciem wszelkich dostępnych środków” – groził w piśmie[33].
David McCraw, wiceprezes i główny radca prawny „New York Timesa”, którego wszyscy w gazecie uwielbiali za umiejętność zachowania zimnej krwi w każdej sytuacji i niezłomną obronę dziennikarzy, odpowiedział równie bezkompromisowo.
„Uciszenie naszego głosu byłoby niedźwiedzią przysługą nie tylko dla naszych czytelników, ale także dla demokracji”[34] – napisał.
Niemalże prowokował Trumpa do pozwania „Timesa” do sądu. „Jeśli uważa, że obywatele amerykańscy nie mają prawa usłyszeć głosu tych kobiet i że prawo tego kraju zmusza nas i wszystkich, którzy ośmielają się go krytykować, do milczenia pod groźbą kary, z przyjemnością spotkamy się z nim w sądzie, aby skorygować jego podejście”.
Był to porywający tekst, broniący nie tylko dziennikarzy, ale także prawa kobiet do oskarżania dzierżących władzę mężczyzn. Kiedy „Times” opublikował go na swojej stronie, artykuł natychmiast zyskał wielką popularność.
Megan martwiła się jednak, że jeśli Trump nie wygra wyborów, pozwie ją, Barbaro i gazetę. McCraw też się tego obawiał. Wiedzieli, że ostatecznie sąd przyzna im rację, ale proces będzie długi i uciążliwy. Megan zaczęła na wszelki wypadek zachowywać wszystkie notatki, maile i SMS-y.
Trzy i pół tygodnia później, 7 listopada, Megan poleciała do Illinois, żeby obserwować wydarzenie, które zdaniem wielu osób będzie dniem wyboru pierwszej kobiety na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Z symbolicznych względów redakcja „New York Timesa” chciała uchwycić to, co będzie się działo w lokalach wyborczych w położonym pod Chicago Park Ridge – rodzinnej miejscowości Hillary Clinton. Megan miała w tym pomóc.
Megan nie wspierała ani Clinton, ani żadnego innego kandydata. Nie na tym polega praca reporterów. Kilka tygodni wcześniej, w artykule, który został ostro skrytykowany przez zwolenników kandydatki demokratów, Megan zwróciła uwagę na rolę, którą Hillary Clinton odegrała w walce z kobietami zarzucającymi Billowi Clintonowi niestosowne zachowanie i poważniejsze czyny. Sojusznicy Clinton twierdzili, że jej udział w tym procederze był nieznaczny, ale Megan znalazła dowody na to, że Hillary Clinton wynajęła prywatnego detektywa, który miał znaleźć coś na każdą z kobiet.
Rozmawiając z głosującymi, Megan rozumiała, że podejmą decyzję w oparciu o wiele czynników. Stawiane Trumpowi zarzuty będą tylko jednym z nich. Spodziewała się jednak, że ludzie będą o nich wspominać. W poprzedzających wybory tygodniach grupa kobiet zaczęła zabierać głos w sieci. Używały hasztagu #WhyWomenDontReport i mówiły o mężczyznach, którzy robili im podobne rzeczy. Jedną z nich była Rose McGowan, która pisała na Twitterze o tym, że zgwałcił ją szef dużego studia.
Ale podczas kolejnych rozmów przed lokalem wyborczym stawało się coraz bardziej oczywiste, że niewiele białych kobiet z przedmieść przejmuje się domniemanymi przewinami Trumpa i tym, co mówił na nagraniu z „Access Hollywood”. Tego wieczoru Megan nie musiała nawet włączać telewizora. Wiedziała już, że Trump zwyciężył.
W kwietniu, po wyborach, zarówno Megan, jak i Jodi obserwowały ze zdumieniem serię zdarzeń, która miała doprowadzić do wszczęcia śledztwa w sprawie Weinsteina. Bill O’Reilly, będący u szczytu popularności prawicowy prezenter telewizyjny, stracił pracę w Fox News po tym, jak „Times” ujawnił, że on i jego pracodawca zamiatali pod dywan liczne zarzuty w sprawie molestowania[35]. Autorzy reportażu, Emily Steel i Michael Schmidt, zbierali materiał przez osiem miesięcy. Udało im się udowodnić, że O’Reilly poszedł na ugodę przynajmniej z pięcioma kobietami, które oskarżały go o przemoc werbalną, sprośne uwagi i przystawianie się. Wyglądało na to, że O’Reilly i Fox News przekazali kobietom łącznie trzynaście milionów dolarów za milczenie – było to olbrzymie odszkodowanie, wypłacone w tajemnicy przez jednego z głównych amerykańskich krytyków feminizmu.
W ich artykule tylko jedna kobieta opowiedziała otwarcie o swoich zarzutach – Wendy Walsh, która była gościem w jego programie. Otrzymała intratną propozycję pracy w stacji, która została wycofana, kiedy Walsh odrzuciła zaproszenie O’Reilly’ego do jego pokoju hotelowego. Pozostałe wspomniane w tekście kobiety nie mogły się wypowiadać oficjalnie, ponieważ poszły na ugodę z O’Reillym albo ze stacją. Przyjęły wysokie kwoty w zamian za milczenie.
Steel i Schmidt zdali sobie jednak sprawę z czegoś istotnego – nie da się utrzymać w tajemnicy tak skomplikowanych transakcji. Do sporządzenia ugód potrzebni byli prawnicy, negocjacje i pieniądze. Bez wątpienia dowiedzieli się o wszystkim inni ludzie – koledzy z pracy, agenci, członkowie rodziny, przyjaciele. Przelewy zostawiły ślady – prawny i finansowy, za pomocą których można było opowiedzieć o zarzutach stawianych O’Reilly’emu. Ugody nie zablokowały historii, ugody stały się historią, opowieścią o próbach zatuszowania, które pomogły poznać prawdę o stawianych zarzutach. Był to nowy sposób pisania o molestowaniu seksualnym.
Nie minęło wiele czasu, a reklamodawcy tacy jak Mercedes-Benz i Allstate[36] wycofali się z finansowania programu O’Reilly’ego. Najważniejsze jednak było to, że kolejne kobiety pracujące w Fox zaczęły składać skargi na zachowanie prezentera[37]. 19 kwietnia, niecałe trzy tygodnie po ukazaniu się reportażu, O’Reilly został zwolniony. Stracił pracę podobnie jak wcześniej Roger Ailes, szef stacji i doradca republikańskich polityków[38] – nie z powodu swojego stosunku do kobiet, firma od dawna o tym wiedziała, ale dlatego że jego działania zostały ujawnione. Fakt, że stało się to po raz drugi, był jeszcze bardziej zdumiewający. Całkiem jakby chwilowo układ sił został odwrócony.
Redaktorzy „Timesa” szybko oszacowali sytuację. Kobiety miały coraz bardziej dość. Dawały wyraz swojej frustracji po ujawnieniu prawdy na temat O’Reilly’ego, podobnie jak po upublicznieniu komentarzy Trumpa na temat „łapania ich za cipki”. Nigdy nie było łatwo przekonać je, by oficjalnie opowiadały o tych sprawach, ale może nadeszła odpowiednia chwila.
Historia O’Reilly’ego była iście podręcznikowa. Mało kto zgłasza się, żeby opowiedzieć o podobnych zdarzeniach z własnej woli. Jeśli jednak ujawniony zostanie jakiś wzorzec zachowań, czasem zaczynają się wypowiadać kolejne osoby. Redakcja powołała zespół reporterów, którzy mieli przyjrzeć się różnym branżom, na przykład Dolinie Krzemowej i firmom zajmującym się nowymi technologiami. Była to utopijna kraina, w której stare zasady rzekomo nie obowiązywały, a mimo to kobiety były z niej wykluczone. Świat akademicki zdawał się równie obiecujący, z uwagi na pozycję profesorów, od których mogły zależeć kariery studentek. Dziennikarze zamierzali także zbadać sytuację kobiet pracujących fizycznie, które znajdują się pod ogromną presją ekonomiczną i rzadko szukają pomocy, a w dodatku są słabo widoczne w mediach.
Kilka dni po zwolnieniu O’Reilly’ego Rebecca Corbett poprosiła Jodi o znalezienie odpowiedzi na dwa pytania. Po pierwsze, czy w Ameryce było więcej dzierżących władzę mężczyzn, którzy tuszowali swoje napaści na kobiety. Jodi zaczęła dzwonić po cichu do różnych osób, prosząc o rady. Shaunna Thomas, feministka i działaczka[39], zasugerowała, że należałoby się przyjrzeć przemysłowi filmowemu, mającej się wkrótce ukazać książce Rose McGowan, a także Harveyowi Weinsteinowi. Po drugie, Corbett dała Jodi jeszcze jedno zadanie – wyjść poza indywidualne historie i wyłonić poszczególne elementy, a nawet system, który sprawiał, że molestowanie seksualne było tak powszechne i tak trudne do wykrycia. Jak często zawierano ugody, które pojawiały się w każdej historii, i do jakiego stopnia zaciemniały one obraz całej sytuacji?
Kiedy Jodi zadzwoniła z prośbą o radę, Megan nie wiedziała jeszcze, którymi historiami zajmie się po powrocie z urlopu. Rozmawiały jednak o tym, co kierowało kobietami, które decydowały się mówić, takimi jak Jessica Leeds i Rachel Crooks, a także o tym, że w „Timesie” gładko realizowano tak delikatne projekty. Zastanawiały się, co mówić w ciągu pierwszych kilku sekund rozmowy telefonicznej z nieznajomą osobą, która może być ofiarą. Megan zaproponowała kilka nowych rozwiązań, w tym jedno, które wykorzystała, namawiając ofiary gwałtu w Chicago do opowiedzenia o tym, co przeszły. Mówiła: „Nie mogę zmienić tego, co cię spotkało, ale możliwe, że razem będziemy w stanie wykorzystać twoje doświadczenie, żeby ochronić innych ludzi”.
To zdanie działało jak żadne inne. Nie obiecywało niemożliwego, nie było też podlizywaniem się. Zawierało przekonujący powód, dla którego warto zaryzykować rozmowę na bolesny i trudny temat. To właśnie Jodi próbowała powiedzieć McGowan w swoim pierwszym mailu: Próbujemy coś zmienić.
Chodziło o pomoc innym. To był zawsze najlepszy, najuczciwszy bodziec, dla którego ludzie rozmawiali z dziennikarzami, a jednocześnie jedyna przekonująca odpowiedź na stwierdzenia: „Nie chcę przyciągać do siebie uwagi” albo „To dla mnie niepotrzebny stres”.
Po tej rozmowie Jodi miała jedno pytanie do Corbett: Kiedy Megan wraca z urlopu macierzyńskiego?
Tajemnice Hollywood
Rada Megan była cenna, ale w czerwcu 2017, kiedy śledztwo w sprawie Weinsteina trwało, przeszkodą nie do pokonania wydawało się nawiązanie rozmowy telefonicznej ze znanymi aktorkami. W tym zawodzie trzeba dbać o pozory, ze wszystkich sił starały się więc ograniczyć dostęp do swojego życia zwykłym obywatelom. Aby do nich dotrzeć, należało dzwonić do ich przedstawicieli. To jednak nie wchodziło w grę, podobnie jak kontakt przez agentów i menedżerów. Ich praca polega na stawianiu i utrzymywaniu barier, poza tym często są lojalni wobec wpływowych osób, takich jak Weinstein. Zresztą chciałyśmy pytać o sprawy prywatne, niezręcznie byłoby rozmawiać o nich z pobierającymi wynagrodzenie pośrednikami. Jedyną nadzieją Jodi było nawiązanie bezpośredniego kontaktu z aktorkami. Niestety, obawiała się, że nie zna ani jednej. W tej branży nie miała żadnych kontaktów ani źródeł.
Jodi przeklikała zdjęcia z czerwonego dywanu[40] z ostatniego festiwalu filmowego w Cannes. Jak zwykle zdjęć mężczyzn było niewiele. Przed obiektywem pozowały Nicole Kidman, Jessica Chastain, Salma Hayek, Charlize Theron i Marion Cotillard. Uma Thurman pokazała się w lśniącej, złotej spódnicy na dorocznej gali i aukcji organizowanej przez the Foundation for AIDS Research, w skrócie amfAR – organizację wspieraną przez Weinsteina. Czy to możliwe, że któraś z nich padła ofiarą producenta? Co wiedziały o doświadczeniach swoich koleżanek? Wyglądały nieskazitelnie, tchnęło od nich spokojem i były całkowicie poza zasięgiem Jodi.
Zaczęła szukać prywatnych adresów mailowych i numerów telefonów do kobiet, które wystąpiły w filmach Weinsteina, zwłaszcza do Ashley Judd, która w 2015 udzieliła wywiadu magazynowi „Variety”[41] i zdradziła, że producent napastował ją seksualnie. Poszukiwanie niektórych kontaktów przerodziło się praktycznie w dochodzenie. Trzeba było dzwonić do krewnych, których dane były dostępne w książkach telefonicznych, i szukać osób, które mogły ją przedstawić komuś następnemu.
Parę razy Jodi udało się dodzwonić do jakiejś aktorki, ale rozmowy te były krótkie i bezproduktywne. Wtedy jakiś dobrze zorientowany znajomy podpowiedział – zadzwoń do aktorki Judith Godrèche. Jest bardzo znana we Francji, a w prywatnej rozmowie zdradziła, że Weinstein ją napastował. Co więcej, jest z natury rozmowna i otwarta. Jodi napisała do niej maila. Zero odpowiedzi. Spróbowała jeszcze raz i dostała krótką wiadomość. „Przykro mi, ale mój prawnik nie chce, żebym się w to angażowała”[42] – napisała Godrèche. Był to irytujący list, ale zawierał coś intrygującego. Co miała na myśli, pisząc o angażowaniu się w to?
Próba dotarcia do byłych pracownic Weinsteina przyniosła nieco lepsze efekty. Łatwiej było je znaleźć, na przykład za pośrednictwem LinkedIn, czasem dało się wyszukać ich numery służbowe albo adresy. Ich odpowiedzi były bardzo zróżnicowane. Niektóre wydawały się zaskoczone wiadomością od reporterki, ale i tak nie chciały mówić. Inne dzieliły się skrawkami informacji – starymi podejrzeniami sprzed lat albo wskazówkami na temat gwiazd, z którymi warto się skontaktować.
Część osób próbowała pouczać Jodi, przekonując, że życie erotyczne Weinsteina jest jego prywatną sprawą. Mówili, że tzw. kanapa castingowa, czyli praktyka, w której aktorki oddają się producentom i reżyserom w zamian za role, istnieje tak długo jak Hollywood i jest stałą, choć nieprzyjemną częścią tego biznesu. (Jakby w ramach podkreślenia ich słów, w Los Angeles, w pobliżu słynnego Teatru Chińskiego Graumana, w którym dawniej odbywało się sporo premier, stoi rzeźba, przedstawiająca kanapę castingową). Niektórzy użyli tego samego wyrażenia, opowiadając o tym, jak Weinstein traktował aktorki. „Och, może czasem gonił je wokół kanapy” – mówili o takiej czy innej kobiecie, jak gdyby opisywali jakąś pantomimę. Wszyscy ci ludzie mówili do Jodi w taki sposób, jakby uważali ją za naiwną idealistkę. Od dawna wiadomo, jak Weinstein traktuje kobiety – twierdzili. Jodi nie uda się napisać tego artykułu, a nawet jeśli, nikogo to nie obejdzie.
W piątek 30 czerwca Jodi udała się do malutkiej restauracji w West Hollywood. Miała się tam spotkać z aktorką Marisą Tomei. Były pracownik Miramaxa powiedział, że Weinstein napastował Tomei i tak ją zdenerwował, że płakała w pracy. Jodi udało się dotrzeć do Tomei przez jednego z dramatopisarzy, a teraz siedziała z nią przy jednym stole.
Informacja okazała się jednak fałszywa. Tomei nie padła ofiarą Weinsteina[43]. Od lat jednak nie mogła znieść tego, jak przemysł filmowy traktuje kobiety. Grała w wielu filmach i serialach, zaczynając od Innego świata (1987) i Mojego kuzyna Vinny’ego (1992), a na „Imperium” (2015) kończąc. Próbowała coś zdziałać w tak beznadziejnych kwestiach jak nierówna płaca mężczyzn i kobiet, wiele razy też grała drugie skrzypce w scenach, w których gwiazdami byli mężczyźni. Powiedziała, że jej praca często polegała po prostu na reagowaniu na to, co robią mężczyźni.
Podzieliła się z Jodi swoją teorią. Uważała, że aktorki i widownia nie są w stanie się zrozumieć. Od najmłodszych lat uczy się dziewczynki, że powinny podziwiać piękne kobiety na ekranie i je naśladować. Przez to wiele z nich zaczyna marzyć o pracy aktorki. Te, którym się poszczęści i trafiają do świata filmu, nie mówią głośno o molestowaniu i bezwzględnym podejściu do wyglądu, bo sabotowałyby same siebie. Tkwią więc w błędnym kole – kolejne pokolenia dziewczynek marzą o Hollywood, nie rozumiejąc, że przemysł filmowy je również skrzywdzi.
Tomei drżała na myśl o ujawnieniu swoich przemyśleń. Nie rozmawiała o nich z nikim, nawet z innymi aktorkami. Powiedziała, że naraziłaby się na atak, gdyby głośno przyznała, co myśli. W geście solidarności zachowała wycinek z magazynu „Vogue” z 2013, w którym Claire Danes opowiada o tym, czego nauczyły ją Meryl Streep i Jodie Foster. „Musisz prosić o pieniądze. Zawsze je mają, ale nie dostajesz ich, bo jesteś dziewczyną!”[44] – powiedziała wtedy Danes.
– Wyobrażasz to sobie? Znalazłam to zdanie i musiałam je sobie wyciąć, żeby poczuć, że coś nas łączy – powiedziała później Tomei. – Że nie jestem sama.