Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
Dwadzieścia la temu światem wstrząsnęła seria zamachów, której nigdy wcześniej i jak dotąd nigdy potem nie było.
Wielokrotnie nagradzany dziennikarz i bestsellerowy historyk Garrett Graff opowiada historię ataku z 11 września 2001 r. słowami tych, którzy go przeżyli. Opierając się na nigdy wcześniej nie publikowanych niedawno odtajnionych dokumentach, wywiadach i ustnych historiach prawie pięciuset bohaterów, pokazuje najbardziej żywy i ludzki portret tej tragedii.
To coś więcej niż zbiór zeznań naocznych świadków.
Ojciec i syn pracujący w Północnej Wieży, odnalezieni na różnych końcach strefy uderzenia; strażak poszukujący swojej żony pracującej w World Trade Center; operator połączeń telefonicznych podczas lotu, który obiecuje podzielić się ostatnimi słowami pasażera z rodziną; ukochany kapelan FDNY, który odważnie odprawia ostatnie obrzędy umierających, tracąc własne życie, gdy zawalą się Wieże; generałowie w Pentagonie, którzy załamują się i płaczą, gdy nie wolno im wbiegać do płonącego budynku, aby spróbować uratować swoich kolegów.
Jedyny samolot na niebie, splatając ze sobą niesamowite doświadczenia ludzi uczestniczących w jednej z największych tragedii naszych czasów, stanowi piękny hołd dla odwagi zwykłych Amerykanów.
To jedyne w swoim rodzaju głębokie i boleśnie przejmujące studium człowieczeństwa w obliczu wydarzeń, które zmieniły bieg historii i życie nas wszystkich.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 600
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mojej córce Elizie i wszystkim dzieciom, które odczuły skutki zamachów z 11 września. Mam nadzieję, że ta książka pozwoli Wam lepiej zrozumieć świat, w którym żyjecie.
Niemal każdy Amerykanin powyżej pewnego wieku dokładnie pamięta, co robił 11 września 2001 roku. Dzień, który zaczął się zupełnie niewinnie, miał przynieść największy zamach terrorystyczny w dziejach i najkrwawszy atak na terytorium Stanów Zjednoczonych od czasu Pearl Harbor; miał przerazić i zszokować społeczność międzynarodową, a nas postawić w obliczu niewyobrażalnego zła, przypominając jednocześnie, jakie pokłady siły i odwagi drzemią w ludziach. Bohaterowie dosłownie wyłonili się z popiołów, zaś decyzje, które podjęto w następstwie tamtych wydarzeń, ukształtowały losy nie tylko naszego pokolenia, ale i całego współczesnego świata.
W World Trade Center w Nowym Jorku zginęło łącznie 2606 osób, w Pentagonie kolejnych 125. Życie straciło też 206 pasażerów i członków załóg lotów American Airlines 77, United Airlines 175 i American Airlines 11, gdy ich samoloty zostały porwane i użyte jako broń przeciwko amerykańskiemu centrum finansowemu i wojskowemu. Wreszcie 40 dzielnych ludzi złożyło najwyższą ofiarę nad Shanksville w Pensylwanii, przeciwstawiając się terrorystom, którzy przejęli kontrolę nad lotem United Airlines 93. Narodowe Muzeum Pamięci Ofiar 11 Września w Nowym Jorku podaje łączną liczbę 2983 zabitych, wliczając w to sześć osób, które zginęły w 1993 roku, gdy pierwszym członkom al-Kaidy nie udało się to, co ich następcy osiągnęli w zaledwie 102 minuty. Lista obejmuje zarówno obywateli amerykańskich, jak i przedstawicieli 90 innych narodowości.
Rzecz jasna ofiary to nie tylko zabici; przeszło 3000 dzieci straciło rodziców, w tym około 100, które urodziły się krótko po zamachu i nigdy nie miały okazji poznać swoich ojców. Ponad 6000 osób odniosło obrażenia w czasie samego ataku, a kolejne miały je dopiero odnieść – czasem fizyczne, czasem psychiczne, a w kilku przypadkach także śmiertelne – w wyniku późniejszych operacji ratunkowych. Pomijając jednak wszystkie liczby i statystyki, wydarzenia z 11 września w taki czy inny sposób dotknęły praktycznie każdego Amerykanina, a także milionów, jeśli nie miliardów ludzi na całym świecie, którzy śledzili je za pośrednictwem telewizji bądź innych mediów.
Przez trzy lata zbierałem relacje tych, którzy przeżyli zamachy – próbowałem się dowiedzieć, gdzie wtedy byli, co zapamiętali, jak zmieniło się ich życie. Niniejsza książka bazuje na przeszło 500 ustnych przekazach spisanych przeze mnie lub innych dziennikarzy i historyków w ciągu ostatnich 17 lat. Jestem im niezwykle wdzięczny za pracę, którą wykonali, i pewność, że historia domaga się, aby wszystkie te opowieści przetrwały. Zebrane razem pozwalają bowiem lepiej zrozumieć tragedię, z którą jako kraj i jako naród po dziś dzień nie potrafimy się pogodzić. Eve Butler-Gee, która w czasie ataku pracowała jako archiwistka w Izbie Reprezentantów Stanów Zjednoczonych, w rozmowie ze mną zwróciła uwagę na to, jak bardzo pochłaniają Amerykanów ich własne wspomnienia z tamtego dnia:
– Zauważyłam, że nie słuchamy siebie nawzajem. Pragniemy tylko opowiedzieć swoją historię. Ktoś zacznie: „No, zajmowałem się wtedy tym i tym…”, ale zaraz ktoś inny się wetnie, mówiąc: „A ja zajmowałem się tamtym czy owamtym…”. Na wiele sposobów wciąż jesteśmy wstrząśnięci, że coś takiego mogło się zdarzyć na naszym podwórku, w miejscach, w których czuliśmy się najbezpieczniej.
To spostrzeżenie dźwięczało mi w uszach przez cały czas pracy nad niniejszym projektem, gdy najdrobniejsza choćby wzmianka o 11 września skłaniała moich przyjaciół i znajomych do dzielenia się własnymi opowieściami, nieraz z rozdzierającą serce szczerością. Tworząc tę książkę, ponad wszystko starałem się słuchać innych, aby zrozumieć, jak to było, gdy musieli osobiście się zmierzyć z grozą i chaosem tamtego dnia.
Jedyny samolot na niebie nigdy nie miał stanowić analizy przebiegu i przyczyn zamachów z 2001 roku; organizacje takie jak Komisja 9/11 poświęciły już powyższym zagadnieniom lata pracy i przeznaczyły na ten cel miliony dolarów. Moim zamiarem było uchwycenie, jak 11 września wyglądał z perspektywy zwykłych Amerykanów, jak ataki w Nowym Jorku, Waszyngtonie i Pensylwanii wpłynęły na życie w całych Stanach Zjednoczonych, od bliźniaczych wież WTC po pewną szkołę podstawową na Florydzie, a także jak w obliczu niewyobrażalnej grozy zachowali się przedstawiciele wojska i władz na Kapitolu, w Białym Domu, w skrytych pośród gór bunkrach, w centrach zarządzania ruchem powietrznym i w kokpitach samolotów bojowych.
Pisząc tę książkę, przez dwa lata współpracowałem z Jenny Pachucki, historyczką specjalizującą się w historii mówionej, która całą swoją karierę podporządkowała gromadzeniu przekazów o zamachach z 11 września i pomogła mi dotrzeć do około 5000 ważnych relacji zarchiwizowanych w różnych źródłach z całego kraju. Aby wybrać wypowiedzi i wspomnienia tworzące niniejszą kompilację, starannie przestudiowaliśmy bądź przesłuchaliśmy blisko 2000 z tych historii. W ramach badań czerpałem z zasobów Narodowego Muzeum Pamięci Ofiar 11 Września i 9/11 Tribute Museum (w Nowym Jorku), Flight 93 National Memorial (koło Shanksville w Pensylwanii), September 11th Education Trust, Archiwum Historycznego Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych, C-SPAN, Biblioteki Publicznej Hrabstwa Arlington, Straży Pożarnej Nowego Jorku, Archiwum Historycznego Departamentu Obrony, Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, Straży Przybrzeżnej Stanów Zjednoczonych, Komisji 9/11, Muzeum Chińczyków w Ameryce (w Nowym Jorku), Uniwersytetu Columbia, Uniwersytetu Stony Brook, a także innych repozytoriów wiedzy, jak również z fragmentów i transkrypcji rozmaitych artykułów prasowych, stron internetowych, broszur informacyjnych, nagrań wideo, filmów dokumentalnych i innych zasobów: od dowodów przedstawionych podczas procesu terrorysty Zacariasa Moussaouiego po kompilację postów dotyczących 11 września opublikowaną przez America Online. Korzystałem też z wielu książek, spośród których szczególnie trzem należy się wzmianka: to niesamowity zbiór przekazów ustnych Never Forget (Nigdy nie zapomnimy), stworzony przez Mitchella Finka i Lois Mathias w 2002 roku, oraz dwa dzieła poświęcone morskiej ewakuacji zagrożonych mieszkańców Nowego Jorku – All Available Boats (Wszystkie dostępne jednostki) Mike’a Magee i Dust to Deliverance (Popiół wybawienia) Jessiki DuLong. Nie licząc materiałów z powyższych źródeł, również sam zgromadziłem setki wywiadów, osobistych refleksji i opowieści, z których do niniejszej kompilacji trafiło około 75. Jestem niezwykle wdzięczny wszystkim, którzy podzielili się ze mną swoimi historiami.
Chronologia zdarzeń w tych relacjach – zebranych pomiędzy wrześniem 2001 roku a wiosną 2019 roku – nie zawsze idealnie się ze sobą pokrywa; ludzie mają różne punkty widzenia, a obrazy z biegiem lat tracą na wyrazistości. Szczególnie podatne na zniekształcenia są wspomnienia traumatyczne. W miarę możliwości starałem się trzymać porządku chronologicznego i potwierdzonych faktów. Wszystkie wywiady zostały zredagowane i skondensowane w celu zachowania większej przejrzystości. Informacje dotyczące tytułów zawodowych, rang, miejsc pobytu/zatrudnienia podawałem zgodnie ze stanem aktualnym w momencie, którego dotyczy dany fragment książki. Ze względów stylistycznych i historiograficznych pozwoliłem sobie w niektórych cytatach ujednolicić czasy i wprowadzić drobne poprawki merytoryczne – na przykład gdy któryś z moich rozmówców przekręcił czyjś tytuł albo numer piętra, na którym w WTC znajdowało się Sky Lobby – a także ustandaryzować nazwy miejsc, kryptonimy i inne odniesienia, które mogłyby zdezorientować czytelnika.
Choć Jedyny samolot na niebie miał stanowić gruntowne studium pewnych zdarzeń, nie jest to żadną miarą studium kompletne. W zebranych tutaj historiach uchwycony został pewien konkretny moment w dziejach, a tymczasem w fenomenie 9/11* ważną rolę odgrywają również losy poszczególnych ludzi w miesiącach i latach po tragedii. (Dla przykładu dwóch ważnych uczestników wydarzeń z 11 września – Bernard Kerik, komisarz nowojorskiej policji, i Dennis Hastert, przewodniczący obrad Kongresu – wylądowało w więzieniu). Po atakach naród amerykański zjednoczył się w poczuciu solidarności, ale też zaangażował w dwie wojny, które trwają do dziś. Zamachy z 11 września wciąż kształtują nie tylko politykę Stanów Zjednoczonych, ale i geopolityczny obraz świata; w fundamentalny sposób zmieniły to, jak żyjemy, podróżujemy i porozumiewamy się ze sobą. Jak to ujęła Rosemary Dillard, kierowniczka American Airlines, której mąż Eddie zginął na pokładzie jednego z porwanych samolotów: „Mam wrażenie, że wszyscy zachowujemy się nadal, jakbyśmy stąpali po kruchym lodzie. Wątpię, aby młodzi ludzie czytający te słowa kiedykolwiek doświadczyli takiej swobody, jaką znam z dzieciństwa”.
Nowe pokolenie, o którym wspomina Dillard, już ledwo pamięta tamten dzień; w 2018 roku do baz wojskowych w Iraku i Afganistanie trafili pierwsi rekruci urodzeni po atakach, jesienią 2019 roku w college’ach rozpoczęli naukę pierwsi tacy studenci. Upływ czasu sprawia, że upamiętnienie najbardziej dramatycznych chwil w nowoczesnej historii Ameryki staje się szczególnie ważne. Aby w pełni zrozumieć wszystko, co działo się w ciągu minionych dwóch dziesięcioleci, musimy najpierw zrozumieć istotę tragedii, która rozegrała się w pewien słoneczny wtorek 11 września 2001 roku.
12 sierpnia 2001 roku astronauta Frank Culbertson przybył promem kosmicznym Discovery na pokład Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Miał tam spędzić 125 dni. 11 września 2001 roku Culbertson był jedynym Amerykaninem przebywającym poza Ziemią[1].
Kmdr Frank Culbertson, astronauta, NASA: 11 września 2001 roku skontaktowałem się z Ziemią. Zgłosił się mój lekarz prowadzący, Steve Hart.
– Hej, Steve – powiedziałem. – Jak leci?
– Wiesz co, Frank – odparł – na Ziemi mamy dość kiepski dzień.
Zaczął opowiadać, co działo się w Nowym Jorku – o samolotach, które wleciały w World Trade Center, i kolejnym, który uderzył w Pentagon.
– Właśnie straciliśmy następny gdzieś nad Pensylwanią – powiedział. – Nie wiemy dokładnie, gdzie ani co się dzieje.
Spojrzałem na ekran laptopa, na którym wyświetlała się mapa świata, i zobaczyłem, że stacja przelatuje właśnie nad południową Kanadą. Za minutę mieliśmy się znaleźć nad Nową Anglią. Chwyciłem kamerę i pospiesznie znalazłem okno wychodzące we właściwym kierunku.
Z odległości jakichś 650 kilometrów wyraźnie widziałem już Nowy Jork. W całych Stanach Zjednoczonych panowały idealne warunki atmosferyczne, widoczność psuła tylko wielka kolumna czarnego dymu unosząca się nad miastem i rozciągająca się nad Long Island i Atlantykiem. Kiedy włączyłem zooma w kamerze, ujrzałem taki jakby szary kleks zasłaniający południową część Manhattanu. Na moich oczach zawaliła się druga wieża. Założyłem, że dziesiątki tysięcy ludzi musiały zginąć albo odnieść obrażenia. Strasznie było patrzeć, jak ktoś atakuje mój kraj.
Mieliśmy 90 minut, aby się przygotować do kolejnego przelotu nad Stanami Zjednoczonymi. Ustawiliśmy tyle kamer, ile zdołaliśmy.
– Chłopaki – powiedziałem – będziemy filmować wszystko, co zobaczymy.
Półtorej godziny później minęliśmy Chicago. Rozglądałem się za oznakami kolejnych ataków. Widoczność sięgała aż do Houston. Po kilku minutach dotarliśmy do Waszyngtonu, Pentagon ukazał się dokładnie pod nami. Wyraźnie widziałem dziurę w jego murach. Dostrzegłem światła samochodów służb ratunkowych, dymy pożaru. W oddali, na północy, zobaczyłem też kolumnę dymu nad Nowym Jorkiem.
Przy każdym okrążeniu próbowaliśmy dokładniej zorientować się w sytuacji. Najbardziej uderzające było to, że po dwóch pełnych kursach zniknęły smugi kondensacyjne zazwyczaj krzyżujące się nad Ameryką. Uziemiono wszystkie samoloty poza jednym, którego białawy ślad ciągnął się od centralnych Stanów Zjednoczonych ku Waszyngtonowi. To prezydent Bush wracał do Białego Domu na pokładzie Air Force One[2].
W Nowym Jorku poniedziałek 10 września zaczął się od oficjalnego otwarcia świeżo wyremontowanej jednostki straży pożarnej w Bronxie, gdzie bazę miały zastęp gaśniczy 73 i zastęp gaśniczo-ratowniczy 42. Burmistrz Rudolph „Rudy” Giuliani, komisarz Thomas Von Essen i komendant Peter Ganci z uwagą wysłuchali homilii wygłoszonej przez ojca Mychala Judge’a, kapelana Departamentu Straży Pożarnej Nowego Jorku (Fire Department of the City of New York; FDNY).
Ojciec Mychal Judge, kapelan, FDNY: Dobre dni. I złe dni. Górki. I dołki. Smutne dni. I radosne. Ale żadnego nudnego, nie w tej robocie. Robicie to, do czego powołał was Bóg. Przychodzicie. Stawiacie jedną stopę przed drugą. Wsiadacie na wóz i ruszacie robić, co do was należy. A to, z czym przyjdzie się wam mierzyć, zawsze stanowi zagadkę. Zaskoczenie. Nieważne, jak duże jest wezwanie. Albo jak małe. Nie macie pojęcia, do czego wezwał was Bóg. Wiecie tylko, że was potrzebuje. Tak jak potrzebuje mnie. Tak jak potrzebuje nas wszystkich.
Dla większości Amerykanów poniedziałek stanowił zwykły dzień roboczy u progu jesieni. Zaczynał się pierwszy pełny tydzień po Święcie Pracy, dzieciaki wracały do szkół, zostawiając za sobą długie leniwe popołudnia schyłku sierpnia. Dziennikarze stawiali się grzecznie w redakcjach i rozgłośniach, urzędnicy i biznesmeni zaludniali biura. Miasto powoli budziło się z marazmu. Wielu przewidywało spokojny początek sezonu.
Tom Brokaw, prezenter, NBC News: Większość lata spędziłem na urlopie. Kumpel zadzwonił, żeby spytać, jak się czuję, wracając do pracy.
– Wszystko gra, tyle że nie ma o czym robić wiadomości. Trudno się rozkręcić.
Wydawało się, że czeka nas mało ekscytująca jesień. Najgorętszy temat stanowiła reforma ubezpieczeń społecznych. Gospodarka zwalniała[3].
Mary Matalin, doradczyni wiceprezydenta Dicka Cheneya: Panowało nastawienie: „Okej, to wracamy do roboty”. Mieliśmy trochę problemów gospodarczych. Zaczynała się recesja.
Matthew Waxman, pracownik Rady Bezpieczeństwa Narodowego, Biały Dom: Ówczesna administracja interesowała się przede wszystkim polityką mocarstwową. Wiele uwagi poświęcano kontroli zbrojeń na linii USA – Rosja i pytaniom strategicznym związanym z rosnącą pozycją Chin. Te sprawy miały kluczowe znaczenie. Jedyne lokalne konflikty, jakimi się w tamtym tygodniu martwiliśmy, dotyczyły Burundi i Macedonii.
Monica O’Leary, Cantor Fitzgerald, Północna Wieża, 105. piętro: 10 września po południu – chyba koło 14.00 – zostałam zwolniona. Nie pamiętam dokładnej godziny, ale na pewno pomyślałam: przynajmniej zdążę obejrzeć Ostry dyżur. Przebywałam wtedy na 105. piętrze. Rozpłakałam się. W końcu, gdy trochę się opanowałam, kobieta z HR-ów dała mi wybór:
– Chcesz pozbierać swoje rzeczy czy wolisz iść prosto do domu?
– O, nie, nie, nie. Chcę się ze wszystkimi pożegnać.
Obeszłam całe biuro, żeby ucałować każdego na pożegnanie. Byli super mili. Jeden chłopak, Joe Sacerdote, wstał ze swojego miejsca w tylnym rzędzie i zawołał:
– Ich strata, Monia!
Lyzbeth Glick, żona Jeremy’ego Glicka, pasażera lotu United Airlines 93: Pracowałam wtedy jako wykładowczyni w szkole biznesowej Berkley w Nowym Jorku, ale byłam akurat na macierzyńskim. Tamtego ranka, w poniedziałek 10 września, Jeremy pomógł mi zapakować samochód. Musiał lecieć w podróż służbową do Kalifornii i miał już zabukowany lot na ten wieczór. Mieszkamy w Hewitt, w New Jersey, ale na czas jego nieobecności zamierzałam się przenieść do domu rodziców w górach Catskill. Pomógł mi więc spakować rzeczy i pojechał do Newark na spotkanie. Około 17.00 zadzwonił, by powiedzieć, że mieli tam jakiś pożar i nie uśmiecha mu się lądować w Kalifornii o 2.00 w nocy. Postanowił wrócić do domu, wyspać się i złapać pierwszy lot we wtorek rano[4].
Między majem a październikiem 2001 roku Vanessa Lawrence i Monika Bravo miały należeć do grupy 15 artystów urzędujących na 91. i 92. piętrze Północnej Wieży World Trade Center w ramach programu „Studio Scape” prowadzonego przez Radę Kulturalną Dolnego Manhattanu. Obie były pod olbrzymim wrażeniem bliźniaczych wież. Postanowiły przedstawić je w swoich pracach i ukazać świat z ich perspektywy.
Vanessa Lawrence, artystka, Północna Wieża, 91. piętro: Ponieważ mieszkałam w piwnicy, z której mogłam oglądać jedynie ludzkie stopy, wydawało mi się, że wspaniale będzie malować świat z takiej perspektywy – widzieć, jak zmienia się pogoda, jak zmienia się niebo, jak zmienia się światło.
Monika Bravo, artystka, Północna Wieża, 91. piętro: Zgłosiłam się do projektu, bo chciałam nakręcić film. Miałam w głowie taki obrazek: w górze bliźniacze wieże, a poniżej tylko chmury. Po wyjeździe z rodzinnej Kolumbii najbardziej brakowało mi właśnie chmur. I gór. Niebo zawsze jest u nas zachmurzone, więc chmura kojarzy mi się z domem.
Vanessa Lawrence: Uwielbiałam tę panoramę. Każdego ranka miała w sobie coś niesamowitego. A potem nocą, gdy zapalały się światła… Sam ich błysk w wieżowcach… Widok był naprawdę wyjątkowy.
Monika Bravo: Przez całe lato powtarzałam wszystkim:
– Jeśli zobaczycie, że coś się zbliża, na przykład burza, dajcie mi znać. Zawsze będę miała pod ręką kamerę.
Po południu 10 września, koło 14.55, przyszły burze.
Vanessa Lawrence: Złapałam akwarele, bo widziałam, że zbliża się burza. Wspaniale było oglądać ją z oddali, na horyzoncie ponad Brooklynem. Pamiętam, że obserwowałam, jak taka wielka ciemna chmura opada ku ziemi, pamiętam barwy i wszystko inne. Namalowałam wtedy jeden ze swoich ulubionych obrazów.
Monika Bravo: Zaczęłam kręcić. Burza nadciągała z południa, od New Jersey, nad mostem Verrazano i Statuą Wolności. Widać, jak szybko poruszają się chmury – i jest w tym filmie jeden naprawdę niesamowity moment: pojedyncza kropla rozbija się na szybie, a sekundę później są ich już tysiące. Burza przyszła. Jest tutaj.
Vanessa Lawrence: Zbliżała się, zbliżała, zbliżała, zbliżała, a potem – nic. Zniknęliśmy w chmurze i deszczu.
Monika Bravo: Ten film to świadectwo ostatnich ocalałych, pochodzące z ostatniej nocy, zanim bliźniacze wieże przestały istnieć, zabierając ze sobą wszystko i wszystkich, którzy znajdowali się wewnątrz. Widać, jak ludzie wchodzą do Południowej Wieży, pracują. Widać, że żyją. Widać odpływające łodzie. Widać zapalające się światła Brooklynu. Widać ruch na mostach. To życie. Widać życie miasta ostatniej nocy, której można je było jeszcze oglądać z tej perspektywy.
Filmowałam przez wiele godzin, pewnie do 21.00 albo 21.30. Burza trwała długo, całe popołudnie. Kręciłam z różnych ujęć, poklatkowo i w zwolnionym tempie. Coś pięknego. Aż wreszcie zadzwoniła komórka. Byłam wtedy mężatką. Ten ktoś zapytał:
– Wracasz do domu?
Odparłam:
– O, nie, przepiękna burza. – A potem zaproponowałam mu: – Może przyjdziesz, przyniósłbyś mi papierosy.
– Niczego ci nie będę przynosił – odparł. – Wracaj do domu.
Więc powiedziałam:
– Dobra, już dobra.
Wyjęłam nawet taśmę z kamery. Zostawiłam komputer, bo strasznie lało. Szukałam dobrego miejsca, żeby zostawić tam taśmę… i znalazłam starą drewnianą szafkę na dokumenty. Pamiętam, że pomyślałam wtedy: czy to będzie bezpieczne miejsce? A potem: przecież to World Trade Center. Nie ma bezpieczniejszego budynku.
Na całym świecie wtorek 11 września zaczynał się jak każdy inny dzień tygodnia. Kongres wracał do pracy po letniej przerwie. Ben Sliney, świeżo upieczony kierownik FAA (Federal Aviation Administration; Federalna Administracja Lotnictwa), szykował się do oficjalnego przejęcia kontroli nad przestrzenią powietrzną Stanów Zjednoczonych z centrum dowodzenia w Herndon. W leżącym nieopodal Langley, w centrali antyterrorystycznej CIA, pracę na nowym stanowisku rozpoczynała też Gina Haspel. W Waszyngtonie Robert Mueller, dyrektor FBI, który objął to stanowisko ledwie tydzień wcześniej, 4 września, o 8.00 miał wziąć udział w pierwszej odprawie dotyczącej zamachu ugrupowania znanego jako al-Kaida na okręt USS „Cole”. Z dala od amerykańskiego wybrzeża lotniskowiec USS „Enterprise” kończył właśnie służbę w Zatoce Perskiej, gdzie prowadził blokadę powietrzną Iraku. Jego załoga cieszyła się na myśl o powrocie do domu.
W Nowym Jorku odbywały się tego dnia prawybory samorządowe; nowojorczycy mieli zdecydować, kto stanie w szranki, by przejąć schedę po kończącym drugą czteroletnią kadencję Rudym Giulianim. Miliony ludzi – pracowników i uczniów, miejscowych i przyjezdnych – wstawały z łóżek i przygotowywały się na czekające ich wyzwania. Wielu spieszyło na pociąg, prom lub metro, żeby dotrzeć na Dolny Manhattan. Ze szczególnym entuzjazmem o swych wtorkowych obowiązkach myślał dyrektor ds. edukacji przeciwpożarowej FDNY: czekała go premiera nowej zabawki, figurki nowojorskiego strażaka. Datę – według amerykańskich norm zapisywaną jako 9/11 – wybrał nieprzypadkowo.
Por. Joseph Torrillo, dyrektor ds. edukacji przeciwpożarowej, FDNY: Firma Fisher-Price wypuściła kiedyś linię zabawek Rescue Heroes, którą dzieciaki uwielbiały. Mieli w niej policjanta Jake’a Justice’a, ratowniczkę Wendy Waters, sanitariusza Perry’ego Medica. A teraz chcieli dodać jeszcze nowojorskiego strażaka – zamierzali go nazwać Billy Blazes*. Za każdą sprzedaną figurkę Billy’ego Blazesa mieli mi płacić dolara na wsparcie naszego programu edukacyjnego. Chcieli też przeprowadzić dużą konferencję prasową, aby przedstawić światu swojego nowego bohatera. Głowiliśmy się tylko nad terminem.
– Nowojorski numer alarmowy to 911 – powiedziałem. – Czemu więc nie urządzimy Nine-Eleven Day w Nowym Jorku?
Tym sposobem 11 września o 9.00 przedstawiciele wszystkich nowojorskich stacji telewizyjnych zebrali się w Centrum Rockefellera, abym mógł im opowiedzieć o Billym Blazesie.
Herb Ouida, World Trade Centers Association, Północna Wieża, 77. piętro, ojciec Todda Ouidy, Cantor Fitzgerald, Północna Wieża, 105. piętro: Jak każdego ranka ja i mój syn Todd razem opuściliśmy dom, bo Todd pracował wtedy w World Trade Center dla Cantor Fitzgerald. Kiedy dotarliśmy do Hoboken, zapytałem:
– Może chcesz popłynąć ze mną promem? Dzień jest piękny.
Odparł:
– Nie, tato, za zimno.
– Dobrego dnia, kochany – powiedziałem.
Były to moje ostatnie słowa do syna.
Richard Eichen, konsultant, Pass Consulting Group, Północna Wieża, 90. piętro: Miałem w zwyczaju codziennie dojeżdżać do Trade Center pociągiem. Siedziałem obok znajomego – należeliśmy do tego samego klubu golfowego – i narzekaliśmy właśnie na to, jak kiepskie serwują tam jedzenie. Tamtego dnia było to moje największe zmartwienie.
Ted Olson, wiceminister sprawiedliwości, Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych: Moja żona Barbara planowała wyjechać w poniedziałek, ale we wtorek miałem urodziny, postanowiła więc zostać jeszcze dłużej w domu. Nie chciała przegapić moich urodzin, chciała zobaczyć się ze mną przynajmniej rano. Tamtego dnia wyszedłem do pracy bardzo wcześnie – przed 6.00 – a ona niewiele później pojechała na lotnisko. Odezwała się jeszcze przed wejściem na pokład. Samolot miał odlecieć o 8.10. W ciągu dnia zazwyczaj dużo do siebie dzwoniliśmy, żeby pogadać choćby przez chwilkę. Zadzwoniła do mnie koło 7.30 albo 7.40, zanim przeszła przez bramkę[5].
Rosemary Dillard, kierowniczka placówki, American Airlines: Mój mąż Eddie dopiero co kupił dom w LA i leciał przy nim popracować, żeby móc go potem wynająć lub sprzedać. Jechaliśmy do Dulles samochodem, bo lot 77 nie miał przystanków przed LA, i śmialiśmy się przez całą drogę. Pamiętam, że zanim wysiadł, upomniał mnie:
– Tylko zatankuj, zanim pojedziesz do pracy.
Pocałował mnie. Ostatnie, co mu powiedziałam, to:
– Masz być w domu nie później niż w czwartek.
Laura Bush, pierwsza dama Stanów Zjednoczonych, Biały Dom: Spędziłam większą część ranka, przygotowując się do wystąpienia przed senacką komisją edukacji. Miałam przedstawić wyniki szczytu dotyczącego edukacji dziecięcej, który odbył się wcześniej tego lata. Mijało jakieś dziewięć miesięcy, odkąd George został prezydentem, zdążyłam już więc nabrać wprawy w wypełnianiu obowiązków pierwszej damy[6].
Ada Dolch, dyrektorka, HSLPS (High School for Leadership and Public Service; Szkoła Średnia Zarządzania Publicznego i Przywództwa), Nowy Jork: To był dzień prawyborów. Nasza szkoła miała po raz pierwszy posłużyć za lokal wyborczy.
Fernando Ferrer, prezydent gminy Bronx, kandydat na burmistrza Nowego Jorku: Trudna kampania wyborcza. Wraz z żoną poszliśmy zagłosować. Wszystko odbywało się bez problemów, a wyniki wstępnych sondaży napawały mnie optymizmem.
Sunny Mindel, dyrektorka ds. komunikacji w kancelarii burmistrza Nowego Jorku Rudy’ego Giulianiego: Wyglądało na to, że 11 września będzie dla mnie spokojnym dniem.
William Jimeno, funkcjonariusz, PAPD (Port Authority Police Department; Departament Policji Zarządu Portów): Pamiętam, że gdy tylko się obudziłem, podjąłem decyzję. Jestem zapalonym myśliwym – poluję z łukiem na jelenie – a pogoda zapowiadała się świetna. Rozważałem w związku z tym wzięcie urlopu na żądanie, czyli jak mówimy w Policji Zarządu Portów, „P-day”. Powiedziałem sobie jednak: nie, zachowam go na później.
Po burzy z 10 września, która przetoczyła się nad północno-wschodnim terytorium Stanów Zjednoczonych wraz z silnym zimnym frontem, przyszedł wyż atmosferyczny, a napływające znad Kanady masy suchego powietrza zrodziły pamiętne zjawisko meteorologiczne znane jako „severe clear”, czyli, w luźnym przekładzie, „bezkresna widoczność”. Obraz błękitnego, bezchmurnego nieba miał na zawsze zapaść w pamięć wszystkim tym, którzy stali się świadkami nadchodzących wydarzeń.
Ben Sliney, kierownik ds. lotów krajowych, centrum dowodzenia FAA, Herndon, Wirginia: To był mój pierwszy dzień na stanowisku kierownika lotów krajowych. Kiedy wstałem z łóżka i zobaczyłem na Weather Channel, że nad całym wschodnim wybrzeżem ma panować bezkresna widoczność, pomyślałem, że czeka mnie całkiem niezły początek pracy[7].
Melinda Murphy, reporterka ruchu drogowego, WPIX TV, Nowy Jork: W ramach porannej audycji lataliśmy od 7.00 do 9.00. Każdego ranka miałam 14 trafień [wystąpień telewizyjnych] – ludzie do dziś pamiętają mnie jako „laskę z helikoptera”. Tamtego ranka mieliśmy przecudny wschód słońca. Komentowaliśmy nawet, jak pięknie wyglądają wieże World Trade Center w porannym blasku – takim karmazynowym, przepięknym jak nigdy.
Vanessa Lawrence, artystka, Północna Wieża, 91. piętro: Jeździłam do World Trade Center na 6.00. Pamiętam piękny wschód słońca. Wchodząc do budynku, widać było czerwone refleksy w oknach.
Katie Couric, prowadząca, The Today Show, NBC: Był to idealny dzień schyłku lata, gdy w powietrzu wyczuwa się już nadchodzącą jesień. Jeden z tych wrześniowych dni, które wydają się nieść nowe możliwości: dzieci wracają do szkoły i wszyscy mają wrażenie nowego początku.
Bruno Dellinger, dyrektor, Quint Amasis North America, Północna Wieża, 47. piętro: Niebo było tak czyste. Powietrze rześkie. Wszystko wydawało się bez skazy.
Kpt. Jay Jonas, zastęp gaśniczo-ratowniczy 6, FDNY: Wyglądało to tak, jakby ktoś wymył powietrze do czysta.
Richard Paden, policjant, jednostka powietrzna, policja stanu Pensylwania: Bardzo przyjemny poranek, jeśli chodzi o pogodę. My piloci mawiamy: „Clear Blue and 22”, co znaczy, że niebo jest błękitne i nie ma ani jednej chmurki.
Ppłk Tim Duffy, pilot F-15, baza sił powietrznych Otis, Cape Cod, Massachusetts: Nie pamiętam, kiedy poprzednio latałem w równie dobrych warunkach – na niebie dosłownie ani jednej chmurki, a widoczność musiała przekraczać 150 kilometrów. Dzień był jasny jak słońce[8].
Tom Daschle, senator (Partia Demokratyczna), lider większości senackiej: Jeden z najpiękniejszych dni roku.
Jeannine Ali, kontrolerka, Morgan Stanley, Południowa Wieża, 45. piętro: Nigdy nie wiedziałam nieba równie błękitnego co tamtego dnia.
Hillary Howard, prezenterka pogody, WUSA-TV, Waszyngton: Niebo było niesamowicie błękitne.
Por. Jim Daly, Departament Policji Hrabstwa Arlington: Prześlicznie błękitne.
Joyce Dunn, nauczycielka, dystrykt szkolny Shanksville-Stonycreek, Pensylwania: Tak błękitne.
Brian Gunderson, szef kancelarii Richarda Armeya (Partia Republikańska), lidera większości parlamentarnej w Izbie Reprezentantów: Soczyście błękitne.
Michael Lomonaco, szef kuchni, Windows on the World, Północna Wieża, 106. piętro: Głęboko, soczyście błękitne.
Eve Butler-Gee, główna archiwistka, Izba Reprezentantów Stanów Zjednoczonych: Kobaltowe.
Katie Couric: Modre.
Mike Tuohey, bileter, Portland International Jetport, Maine: Tak błękitne, jak tylko się da[9].
Julia Rogers, praktykantka, Izba Reprezentantów Stanów Zjednoczonych: Taki dzień chciałoby się wtłoczyć w butelkę i zatrzymać na zawsze.
Poranne obowiązki zastały prezydenta George’a W. Busha na Florydzie, w Sarasocie, gdzie miał wystąpić przed uczniami szkoły podstawowej w ramach akcji promującej projekt ustawy No Child Left Behind. Jego gabinet dopiero stawał na nogi po trudnym okresie przejściowym i gorzkim starciu z Alem Gore’em, które doprowadziło do ponownego przeliczenia głosów na Florydzie, a skończyło się kontrowersyjną decyzją Sądu Najwyższego uznającą Busha legalnym zwycięzcą wyborów z 2000 roku – co we wrześniu 2001 roku wciąż było tematem gorących dyskusji.
Gordon Johndroe, zastępca sekretarza prasowego, Biały Dom: Dzień zaczął się zupełnie zwyczajnie – prezydent poszedł biegać, a ja towarzyszyłem mu, przedstawiając prasówkę. Pamiętam, że użądliła mnie pszczoła i pytałem później doktora [Richarda] Tubba [dyżurnego lekarza Białego Domu], czy nie mógłby mi dać czegoś na opuchliznę. Odparł:
– Jasne, znajdziemy coś, gdy tylko wsiądziemy do samolotu.
Sonya Ross, dziennikarka, Associated Press: Wizyta nie miała większego znaczenia. Uczestniczyli w niej tylko nisko postawieni urzędnicy, więc większość czołowych dziennikarzy nawet się nie zjawiła. Cała wyprawa była po nic.
Mike Morell, doradca prezydenta, CIA: Wszedłem do apartamentu prezydenta na poranną odprawę wywiadowczą; miał wokół siebie dania śniadaniowe, ale niczego nie tknął. Druga intifada trwała już wtedy od dłuższego czasu, więc odprawy w dużym stopniu skupiały się na sprawach izraelsko-palestyńskich. O terroryzmie nie było ani słowa. Wszystko odbywało się zgodnie z rutyną.
Andy Card, szef kancelarii prezydenta, Biały Dom: Prezydent był w świetnym nastroju. Tego ranka chodził tym swoim dumnym Bushowskim krokiem.
B. Alexander „Sandy” Kress, starszy doradca ds. edukacji, Biały Dom: Były to prawdopodobnie ostatnie bezstresowe chwile jego kadencji.
Andy Card: Pamiętam, że dosłownie powiedziałem mu:
– Zapowiada się spokojny dzień.
Dokładnie tymi słowami: „Zapowiada się spokojny dzień”.
O 5.43, gdy Stany Zjednoczone powoli budziły się ze snu, dwóch ludzi na lotnisku Portland International odprawiło się przed lotem do Bostonu. Kolejnych 17 przeszło przez bramki portów lotniczych Logan International w Bostonie, Dulles International w Waszyngtonie i Newark International. Choć część z nich została poddana dodatkowej kontroli bądź przeszukaniu bagażu, nikt nie okazał zdumienia, widząc, że wnoszą na pokład noże – w świetle ówczesnych norm bezpieczeństwa było to dozwolone. Mężczyźni zajęli miejsca w czterech starannie wyselekcjonowanych samolotach, które stanowiły maleńką kropelkę w morzu blisko 40 000 lotów krajowych zaplanowanych na ten poniedziałek.
Mike Tuohey, bileter, Portland International Jetport: Wszyscy byli w dobrym nastroju, dzień był piękny, wszystko szło jak z płatka[10].
Vaughn Allex, bileter, Washington Dulles International Airport, Wirginia: Frontowymi drzwiami wbiegło takich dwóch facetów. Rozglądali się, jakby nie wiedzieli, gdzie mają iść[11].
Mike Tuohey: Zobaczyłem dwóch kolesi, którzy stali i się rozglądali. Spojrzałem na bilety i mówię:
– Rany, pierwsza klasa.
Rzadko się dziś widuje bilety za 2400 dolarów.
[Kiedy się zjawili] do odlotu brakowało niespełna 30 minut. Młodszy gość stał nieco na prawo. Zadawałem standardowe pytania: czy ktoś dał panu coś do wniesienia na pokład, czy po spakowaniu bagażu miał go pan ciągle na widoku. Kręcił głową i się uśmiechał, więc wszystko wydawało się okej[12].
Vaughn Allex: Właśnie skończyliśmy poranne odprawy. Przy bramce nikogo nie było. Powiedziałem do drugiego biletera[13]:
– Ci pasażerowie są spóźnieni, ale myślę, że ich wciśniemy.
Mike Tuohey: Powiedziałem:
– Panie Atta, jeśli się pan nie pospieszy, spóźni się pan na samolot[14].
W skład World Trade Center wchodziły dwa najwyższe wieżowce Nowego Jorku, które od 40 lat stanowiły nieodłączny element panoramy miasta. Bliźniacze drapacze chmur liczące sobie po 110 pięter i sięgające wysokości przeszło 400 metrów – znane jako Północna Wieża albo 1 World Trade i Południowa Wieża albo 2 World Trade – były ukoronowaniem kompleksu siedmiu budynków zajmujących powierzchnię 16 akrów w samym sercu kwartału finansowego Dolnego Manhattanu. Pomiędzy nie wciśnięto 3 World Trade mieszczący dwudziestodwupiętrowy hotel Marriott. Pozostałe cztery budynki tworzyły pierścień wokół centralnego placu: 4 World Trade i 5 World Trade, oba dziewięciopiętrowe, mieściły biura różnych firm, ten pierwszy głównie Deutsche Banku; ośmiopiętrowy 6 World Trade zajmowały biura Urzędu Celnego Stanów Zjednoczonych i innych agencji rządowych; w czterdziestosiedmiopiętrowym 7 World Trade znajdowało się między innymi Biuro Zarządzania Kryzysowego Nowego Jorku. Podziemia przeznaczono na centrum handlowe, w którym mieściły się liczne restauracje i około 80 sklepów.
Kompleks World Trade Center należał do Zarządu Portów Nowego Jorku i New Jersey (Port Authority of New York and New Jersey), utworzonej w 1921 roku agencji rządowej, która – wbrew nazwie – zarządza nie tylko portami żeglugi morskiej, ale również lotniskami LaGuardia, JFK i Newark, dworcem autobusowym, podmiejską linią kolejową PATH, a także łączącymi oba stany mostami i tunelami. Oprócz tego posiada własne siły policyjne (PAPD) – w 2001 roku liczyły one 1331 funkcjonariuszy, którzy przeszli między innymi podstawowe szkolenie strażackie. Zaledwie kilka miesięcy przed zamachami, w lipcu, budynki World Trade 1, 2, 4 i 5 wydzierżawił magnat nieruchomościowy Larry Silverstein.
Rankiem 11 września do World Trade Center zjechało około 50 000 ludzi pracujących w różnych częściach kompleksu. Każde piętro wież Północnej i Południowej oferowało pełny akr powierzchni biurowej. Bliźniacze budynki odwiedzali też goście – średnio 70 000 dziennie – przybywający na spotkania biznesowe albo na zakupy, pragnący zjeść posiłek w słynnej restauracji Windows on the World albo obejrzeć panoramę z platformy widokowej. Dla wszystkich tych osób zaczynał się dzień jak każdy inny.
Dan Potter, strażak, zastęp gaśniczo-ratowniczy 10, FDNY: Moja żona pracowała w 1 World Trade i czekało ją tego dnia spotkanie z innymi szefami na 81. piętrze. Zrobiłem jej omlet ze szparagami na śniadanie. Potem poszła pieszo do pracy.
Jean Potter, Bank of America, Północna Wieża, 81. piętro: Każdego dnia, gdy wychodziłam z domu, cytowałam ostatnie słowa z filmu The Story of Christ: „Tylko pamiętaj, Jezus powiedział, że jestem zawsze przy tobie”. Żegnałam go tak co rano przed pójściem do pracy.
Dan Potter: Później zaczynałem własny dzień. Przygotowywałem się akurat do egzaminu na porucznika, który czekał mnie w październiku. Przeszedłem na drugą stronę ulicy, do Trade Center – parkowałem swojego pick-upa pod 2 World Trade. Pracownicy jednostki 10 [posterunku straży pożarnej przy bliźniaczych wieżach, którego obsadę stanowiły zastęp gaśniczo-ratowniczy 10 i zastęp gaśniczy 10] mieli tam przydzielone miejsca parkingowe.
Jared Kotz, Risk Waters Group, Nowy Jork: Pracowałem wówczas dla Risk Waters Group, która 11 września organizowała w Windows on the World konferencję poświęconą nowym technologiom. Tego ranka odpowiadałem za to, żeby wszystkie nasze publikacje zostały wypakowane i rozłożone na stojakach wystawowych.
William Jimeno, funkcjonariusz, PAPD: To był zupełnie zwyczajny dzień. Napiliśmy się kawy i poszliśmy na posterunek. Pamiętam, że stałem i patrzyłem na wejście dworca autobusowego na rogu 42. i Ósmej Alei – nazywamy je „kotłem”. W kotle zbierają się wszyscy ludzie wysiadający z autobusów z innych części Nowego Jorku, New Jersey i Connecticut. Bezustannie przepływa tamtędy strumień tysięcy osób przyjeżdżających do centrum Manhattanu.
Michael Lomonaco, szef kuchni, Windows on the World, Północna Wieża, 106. piętro: Pracowałem zazwyczaj od 8.30 do 22.00–22.30. Tamtego ranka wraz z żoną wstaliśmy trochę wcześniej, żeby zagłosować w prawyborach. Lokal wyborczy świecił pustkami. Nie było wielkiego ruchu.
Moje okulary do czytania wymagały akurat naprawy. Kiedy dotarłem pod drugą wieżę, pomyślałem: rany, jak wcześnie. Nie ma jeszcze 8.15. Założę się, że zdążę do optyka i na popołudnie mogę mieć gotowe okulary. Zboczyłem więc na poziom pasażu handlowego i udałem się prosto do salonu LensCrafters. Minutę później stałem już przed ladą.
– Potrzebuję nowych szkieł do okularów – powiedziałem.
Judith Wein, starsza wiceprezes, Aon Corporation, Południowa Wieża, 103. piętro: Wraz z mężem wysiedliśmy z autobusu na rogu Pearl i Frankfort. Dalej mieliśmy iść w dół ulicy, wzdłuż mostu Brooklińskiego, aż do City Hall Park, gdzie zawsze się żegnaliśmy. Potem on skręcał w swoją stronę, a ja maszerowałam prosto do Trade Center. Pogoda była bardzo ładna. Ogarniało człowieka takie radosne uczucie. Odwróciłam się więc do męża i uśmiechnęłam. Później powiedział mi, że nie mógł zapomnieć tamtej chwili, bo przez wiele godzin nie miał pojęcia, czy jeszcze żyję.
Vanessa Lawrence, artystka, Północna Wieża, 91. piętro: Wahałam się, czy dzwonić do mojej przyjaciółki Amelii, która miała tego dnia przyjść obejrzeć studio. Pomyślałam, że nie zaszkodzi zrobić sobie przerwę. Około 8.30 zjechałam na dół. Aby skorzystać z budki telefonicznej, trzeba było złapać windę, a potem przejść jeszcze takimi drzwiami na zewnątrz. Gdy wracałam, zagadnął mnie jeden z ochroniarzy:
– Jak leci?
Rzuciłam coś w stylu:
– Dobrze. Dobrze. – Bardzo chciałam wrócić na górę i dalej malować, więc dodałam: – Muszę lecieć.
Potem weszłam do windy i pojechałam na górę.
Richard Eichen, konsultant, Pass Consulting Group, Północna Wieża, 90. piętro: Wsiadało się do windy i wjeżdżało na 78. piętro, do Sky Lobby. Następnie trzeba było przejść do innej windy, a potem wjechać na 90. piętro. Winda, która zabierała cię na 78. piętro, śmigała tak szybko, że aż się czuło pęd i uszy się zatykały.
David Kravette, makler, Cantor Fitzgerald, Północna Wieża: Biura znajdowały się na 105. piętrze. Dostanie się tam zajmowało dobre pięć–dziesięć minut – trzeba było dwa razy wjechać windą. Ale gdy człowiek wreszcie dotarł na szczyt, panorama zapierała dech w piersi. Można było stamtąd zobaczyć cały świat.
Jared Kotz: Gdy dotarłem na 106. piętro, przywitałem się z kilkoma współpracownikami. Paul Bristow podszedł do mnie i powiedział:
– Jared, przyjechałem chwilę przed czasem. Widziałem czasopisma, więc wyciągnąłem je z pudeł i rozłożyłem na stojakach ekspozycyjnych. Tego właśnie chciałeś?
Odpowiedziałem:
– Tak, super! Dzięki, Paul.
Gdyby Paul nie zjawił się przed czasem i nie rozpakował tych czasopism, pewnie wciąż siedziałbym tam na górze, kiedy uderzył samolot. Tymczasem zorientowałem się, że brakuje jednego z naszych magazynów. Zaproponowałem, że skoczę do biura po kilka egzemplarzy. Pożegnałem się ze wszystkimi, myśląc, że zobaczę się z nimi za godzinkę. Zszedłem do windy. Zatrzymała się na piętrze poniżej Windows on the World, gdzie mieściły się biura Cantor Fitzgerald. Jeden pan wsiadł do kabiny, wciąż dyskutując o czymś z kolegą, który został w holu. Nigdy nie zapomnę twarzy tego drugiego.
Dan Potter: Pojechałem na Staten Island. Dobrze pamiętam, jak wchodziłem na salę American Legion. Dostawało się materiały szkoleniowe do egzaminu oficerskiego, a potem siadało przy biurku. Dawali godzinę na to, żeby odpowiedzieć na 50 pytań.
Joe Massian, konsultant ds. technologii, Zarząd Portów, Północna Wieża: Pracowałem na 70. piętrze. Pamiętam, że przez chwilę siedziałem przy biurku z plecakiem na plecach. Po pięciu czy dziesięciu minutach – pewnie koło 8.30 – postanowiłem go zdjąć i położyć na blacie.
David Kravette: Na ósmą mam ustawione spotkanie. Tamci się spóźniają. O 8.40 odbieram telefon z lobby [na parterze]:
– Są tu pańscy goście.
Jeden z nich przyszedł bez portfela, bez dowodu, nie miał żadnych dokumentów, ktoś musiał więc zejść i za niego poświadczyć. Za mną siedziała taka dziewczyna, asystentka, bardzo pomocna, ale była w dziewiątym miesiącu ciąży. Powiedziałem sobie: nie będę jej ganiał na dół. Poszedłem sam. Widzę klientów. Rzucam:
– Który z was, głąby, zapomniał dowodu, co?
Joseph Lott miał wygłosić prezentację podczas konferencji organizowanej w Windows on the World przez Risk Water. Noc z 10 na 11 września spędził w leżącym pomiędzy bliźniaczymi wieżami Marriotcie znanym jako 3 World Trade.
Joseph Lott, przedstawiciel handlowy, Compaq Computers: Biała koszula, którą zamierzałem założyć, pogniotła się w walizce, założyłem więc zieloną. Zszedłem na śniadanie. Moja koleżanka Elaine Greenberg już tam była. Zjedliśmy razem, omawiając przy okazji pewne zmiany w prezentacji. Elaine powiedziała, że na wakacjach w Massachusetts zobaczyła ładny krawat, który postanowiła mi kupić. Był piękny.
– Co za miły gest… – skomentowałem. – Zaraz go założę.
– Nie do tej koszuli – odparła. – Nie założysz czerwono-niebieskiego krawata do zielonej koszuli.
Kiedy wychodziliśmy z restauracji w Marriotcie, powiedziałem:
– Wrócę do pokoju się przebrać i założę białą. Będzie lepiej pasować do krawata. Idź, dogonię cię.
Rozstawiłem deskę do prasowania i wyprasowałem białą koszulę. Następnie założyłem ją wraz z nowym krawatem. Kiedy czekałem na windę, która zabrałaby mnie z siódmego piętra do lobby, poczułem, że cały budynek się zatrząsł.
Jared Kotz: Wszedłem do biura i zadzwoniłem do kolegów z Londynu, aby dać im znać, że dotarło wszystko poza jednym pudłem. Zegar pokazywał 8.46. Pamiętam, że pomyślałem wtedy: jeju, mam kupę czasu, żeby wrócić, zanim zacznie się konferencja. Rozmawiałem właśnie z jednym z londyńskich współpracowników, kiedy usłyszałem silniki przelatującego samolotu.
Dramat 11 września rozpoczął się nie w Nowym Jorku, lecz w przestworzach ponad Massachusetts. Tego ranka 92 osoby – 11 członków załogi i 81 pasażerów – weszły na pokład samolotu American Airlines oznakowanego jako lot 11, który miał ich zabrać z Logan Airport w Bostonie aż do Los Angeles International Airport. O 7.59 pierwszy pilot, kapitan John Ogonowski, wcisnął dźwignię przepustnicy i poderwał swojego boeinga 767 w powietrze. Nie mógł wiedzieć, że pośród przewożonych przez niego ludzi znajduje się też pięciu mężczyzn, którym zależy na tym, aby lot 11 nigdy nie dotarł do celu.
Szesnaście minut później z innego pasa startowego na Logan Airport poderwał się kolejny boeing 767 kierujący się do Las Angeles. Był to lot United Airlines 175. Kapitan Victor Saracini i pierwszy oficer Michael Horrock wieźli tego dnia lekki ładunek, zaledwie 65 osób – 9 członków załogi i 56 pasażerów – w tym kolejnych pięciu zamachowców.
W ciągu następnych 32 minut oba samoloty zostały porwane i zwrócone w kierunku Nowego Jorku, co zupełnie zdezorientowało kontrolę lotów.
8.09
Ostatni rutynowy meldunek lotu American Airlines 11 nadszedł zaledwie 10 minut po tym, jak maszyna oderwała się od ziemi.
AA11: Halo Boston, dzień dobry. Tu American 11. Mijamy jeden-dziewięć-zero i wchodzimy na dwa-trzy-zero[15].
Sektor Boston: American 11, tu Boston. Przyjąłem. Wznoście się dalej, trzymajcie pułap dwa-osiem-zero.
8.13
Niedługo po ostatnim rutynowym komunikacie American Airlines 11 przestał odpowiadać na wiadomości kontroli lotów. Wieść o rozgrywającym się w przestworzach dramacie nadeszła dzięki niewyraźnym przekazom radiowym i panicznym telefonom załogi i pasażerów.
Sektor Boston: American 11, skręćcie o 20 stopni na prawo.
AA11: Tu American 11, skręcamy w prawo.
Sektor Boston: American 11, wejdźcie wyżej, trzymajcie pułap trzy-pięć-zero.
Sektor Boston: American 11, wejdźcie wyżej, trzymajcie pułap trzy-pięć-zero?
Sektor Boston: American 11? Tu Boston.
Sektor Boston: American jeden-jeden… Lot American na tej częstotliwości… słyszycie mnie?
Sektor Boston: American 11, jeśli słyszycie Boston, zgłoście się.
8.19
Około 20 minut po starcie, i zaledwie chwilę po przejęciu kontroli przez zamachowców, Betty Ong, czterdziestopięcioletnia stewardesa obsługująca lot American Airlines 11, skorzystała z telefonu pokładowego AT&T, aby skontaktować się z infolinią swoich linii lotniczych. Dodzwoniła się do Winstona Sadlera z biura rezerwacyjnego w Cary w Karolinie Północnej. Rozmowa miała potrwać 25 minut. Ong postanowiła dołączyć tego dnia do obsady lotu 11, ponieważ chciała się spotkać z siostrą, z którą miały zaplanować wspólny wyskok na Hawaje w następnym tygodniu.
Betty Ong: Mmm, kokpit nie odpowiada. W biznesklasie ktoś został pchnięty nożem i, eee, to chyba gaz pieprzowy… nie możemy oddychać. Nie wiem, chyba nas porywają.
Winston Sadler: Jaki to numer lotu?
Betty Ong: Lot 12*.
Winston Sadler: A które ma pani miejsce? [cisza] Halo, słyszy mnie pani?
Betty Ong: Tak.
Winston Sadler: Które ma panie miejsce? [cisza] Proszę pani, które ma pani miejsce?
Betty Ong: Właśnie opuściliśmy Boston, jesteśmy w powietrzu.
Winston Sadler: Wiem.
Betty Ong: Powinniśmy lecieć do LA, ale w kokpicie nikt nie odbiera telefonu…
Winston Sadler: Okej, ale gdzie pani siedzi? Jaki ma pani numer fotela?
Betty Ong: Okej. Siedzę akurat na składanym siedzeniu. To numer 3R.
Winston Sadler: Okej. Czy pani jest stewardesą? Przepraszam, mówiła pani, że jest stewardesą?
Betty Ong: Halo?
Winston Sadler: Halo? Mogę prosić pani nazwisko?
Betty Ong: Musi pan mówić głośniej. Nie słyszę.
Winston Sadler: Mogę prosić o nazwisko?
Betty Ong: Dobrze, nazywam się Betty Ong. Miejsce trzecie, lot 11.
Winston Sadler: Okej.
Betty Ong: W kokpicie nikt nie odbiera telefonu, a ktoś w biznesklasie został dźgnięty nożem i jest… nie możemy oddychać. Ktoś rozpylił gaz czy coś.
Winston Sadler: Czy może pani opisać tę osobę, która została… która jest, gdzie, w klasie biznes?
Betty Ong: Siedzę z tyłu. Ktoś idzie z biznesklasy. Może pan poczekać, wracają… [niezrozumiałe] Ktoś wie, kto dźgnął kogo?
Niezidentyfikowany członek załogi: [niezrozumiałe] Nie wiem, ale dźgnął Karen i Bobby.
Betty Ong: [znów do Sadlera] Nasza… nasza szefowa pokładu została pchnięta nożem. Główna stewardesa została pchnięta nożem. Nikt nie wie, kto dźgnął kogo i nie możemy się nawet dostać do biznesklasy, bo nie da się oddychać. Nasza szefowa jest… jest ranna. I piąta stewardesa też. Pasażerka pierwszej klasy… e… pierwszej… klasy stewardesa i główna stewardesa została pchnięta nożem, nie możemy się dostać do kokpitu, bo drzwi się nie otwierają. Halo?
Winston Sadler: Tak, wszystko notuję, wszystkie informacje. Nagrywamy to, wie pani, co oczywiste, yyy, w tym momencie?
Uświadomiwszy sobie powagę sytuacji, Sadler postąpił zgodnie z protokołem i przekierował połączenie z lotem 11 do Nydii Gonzalez, agentki operacyjnej American Airlines. Dalej rozmawiali we trójkę.
Nydia Gonzalez: Tu dział operacji. O jakim numerze lotu mówimy?
Winston Sadler: Lot 12.
Nydia Gonzalez: Lot 12, okej.
Betty Ong: Nie, jesteśmy teraz na pokładzie lotu 11. To lot 11.
Winston Sadler: To lot 11. Przepraszam, Nydio.
Betty Ong: Boston - Los Angeles.
Winston Sadler: Tak.
Betty Ong: [do Sadlera] Nasza szefowa została pchnięta nożem i piąta stewardesa też. [do pasażerów] Czy ktoś może się dostać do kokpitu? Czy ktoś może się dostać do kokpitu? [do Sadlera] Nie możemy nawet dostać się do kokpitu. Nie wiemy, kto tam siedzi.
Winston Sadler: Jeśli są sprytni, to zamknęli drzwi do kokpitu i…
Betty Ong: Proszę?
Winston Sadler: Czy nie chcieliby zachować szczelności kokpitu?
Betty Ong: Myślę, że ci goście tam są. Mogli tam pójść… włamać się czy coś. Nikt nie jest w stanie dodzwonić się do kokpitu. Nie możemy nawet dostać się do środka.
[cisza]
Betty Ong: Halo, jest tam kto?
Winston Sadler: Tak, jesteśmy.
Betty Ong: Okej, to też zostaję na linii.
Winston Sadler: Okej.
8.21
Podczas gdy Winston Sadler rozmawiał z Betty Ong, Nydia Gonzalez skorzystała z innej linii, aby skontaktować się z centrum systemów operacyjnych American Airlines. Dodzwoniła się do Craiga Marquisa, któremu przekazała wieść o porwaniu. W nagraniu z tej rozmowy nie słychać głosu Ong, która na bieżąco przekazywała Gonzalez dodatkowe informacje.
Craig Marquis: Tu linia alarmowa American Airlines. Proszę podać powód zgłoszenia.
Nydia Gonzalez: Hej, Nydia z American Airlines z tej strony. Monitoruję połączenie, gdzie lot 11, gdzie stewardesa mówi konsultantowi, że pilot, że wszyscy zostali zaatakowani nożem.
Craig Marquis: Lot 11?
Nydia Gonzalez: Taa. Podobno nie mogą się dostać do kokpitu…
Craig Marquis: Dobra… yyy, zakładam, że ogłosili stan alarmowy? Poczekaj, łączę [z kontrolą lotów]…
Nydia Gonzalez: Okej.
Craig Marquis: Stewardesa mówi coś jeszcze?
Nydia Gonzalez: Mhm, jak dotąd mam tyle: stewardesa numer pięć została pchnięta nożem, ale chyba nadal żyje. Szefowa pokładu zdaje się ciężko ranna. Leży na podłodze, nie wiedzą, czy jest przytomna. Reszta załogi kabinowej siedzi na tyłach. Tyle wiem. Wygląda na to, że pasażerowie w klasie ekonomicznej mogą nie wiedzieć, co się dzieje.
Craig Marquis: Ci dwaj pasażerowie byli z pierwszej klasy?
Nydia Gonzalez: [do Ong] Halo, Betty? Czy wiesz cokolwiek, jeśli chodzi o [niezrozumiałe] ludzi, którzy są z pilotami w kokpicie? Byli z pierwszej klasy? [do Marquisa] Zajmowali miejsca 2A i 2B. Są w kokpicie z pilotami.
Craig Marquis: Kto im pomaga? Czy na pokładzie jest lekarz?
Nydia Gonzalez: Betty, czy na pokładzie jest lekarz, ktoś, kto mógłby wam pomóc? Nie ma żadnego lekarza na pokładzie. Okej. Zabraliście wszystkich pasażerów z pierwszej klasy?
Craig Marquis: Zabrali wszystkich z pierwszej klasy?
Nydia Gonzalez: [do Marquisa] Taa, właśnie mówi, że tak. Są w klasie ekonomicznej. Lecą bardzo niestabilnie. Powiedziała, że wszyscy pasażerowie z pierwszej klasy zostali zabrani do klasy ekonomicznej, więc kabina pierwszej klasy jest pusta. Co się dzieje u was, Craig?
Craig Marquis: Skontaktowaliśmy się z kontrolą lotów. Traktują to jako potwierdzone porwanie, więc usuwają cały ruch z kursu tego samolotu.
Nydia Gonzalez: Okej.
Craig Marquis: Wyłączył transponder, więc nie mamy pewności co do pułapu. Kierujemy się… Wydaje im się, że mają go na radarze głównym. Wydaje im się, że zniża pułap…
Nydia Gonzalez: Betty, co się dzieje? Betty, odezwij się. Jesteś tam, Betty? Betty? [niezrozumiałe] Sądzisz, że ją straciliśmy? Dobra, to chyba… chyba zostawimy linię otwartą. Chyba ją… Myślę, że chyba ją straciliśmy.
8.24
Kontrolerzy w Bostonie otrzymali coś, co zdawało się sygnałem od załogi lotu 11, ponieważ mikrofon w kokpicie został trzy razy włączony i wyłączony. Później zdali sobie sprawę, że porywacze najprawdopodobniej próbowali się skontaktować z pasażerami przez interkom, ale przez przypadek użyli częstotliwości kontroli lotów.
Sektor Boston: Halo, czy to lot American 11?
Mohamed Atta, porywacz: [niewyraźny hałas] Mamy kilka samolotów. Siedźcie tylko cicho, a będzie okej. Wracamy na lotnisko.
Sektor Boston: A… kto próbuje się z nami skontaktować? American 11, czy to wy?
Mohamed Atta: Niech nikt się nie rusza, wszystko będzie okej. Jeśli spróbujecie się ruszyć, zrobicie krzywdę sobie i samolotowi. Po prostu siedźcie cicho.
Po tych dezorientujących komunikatach radiowych kontrolerzy przystąpili do narady, aby ustalić, co się dzieje. Kontrola lotów w Bostonie skontaktowała się z placówką Athens 38, która nadzorowała loty na wyższych pułapach i mogła mieć łączność z lotem 11.
Nieznany kontroler lotów z Bostonu: Hej, trzydziestka ósemka.
Sektor Athens 38: Tak?
Nieznany kontroler lotów z Bostonu: Mieliście jakieś wiadomości od Americana?
Sektor Athens 38: Nie.
Nieznany kontroler lotów z Bostonu: Okej. Zdaje nam się, że w kokpicie może być ktoś, kto próbuje porwać samolot.
8.33
Mohamed Atta: [do pasażerów lotu 11] Proszę się nie ruszać. Wracamy na lotnisko. Nie próbujcie żadnych głupich manewrów.
8.33
Obawiając się najgorszego, kontrolerzy lotów poprosili, aby myśliwce z lokalnej bazy wojskowej przechwyciły i odeskortowały porwany samolot, co w takich przypadkach było wówczas standardową procedurą.
Kontrola lotów w Cape Cod: Tu Cape.
Dan Bueno, kontroler lotów, Sektor Boston: Halo, Cape, tu… yyy… Dan Bueno z Boston Center. Słuchajcie, mamy problem z American 11, możliwe porwanie.
Cape Cod: American 11?
Dan Bueno: Tak jest, lot z Bostonu do LAX. Teraz idzie kursem na Albany. Dalibyście jakieś myśliwce, żeby go przypilnowały?
Cape Cod: No, okej. No… skontaktujemy się z [bazą sił powietrznych] Otis.
8.34
Nydia Gonzalez: [do Craiga Matisa] Sądzą, że mogą mieć na pokładzie ofiarę śmiertelną. Możliwe, że jeden z naszych pasażerów, najpewniej z miejsca 9B, Levin albo Lewis, został śmiertelnie raniony nożem.
8.37
Choć pracownicy centrum kontroli lotów w Bostonie wciąż nie do końca rozumieli, co się dzieje na pokładzie lotu American Airlines 11, zdawali już sobie sprawę, że sytuacja jest poważna. Zaalarmowali więc Północnowschodni Sektor Obrony Powietrznej (Northeast Air Defense Sector; NEADS), jednostkę wojskową podlegającą Dowództwu Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej (North American Aerospace Defense Command; NORAD). Tego dnia odbywały się akurat największe coroczne manewry lotnictwa – przeprowadzane z myślą o potencjalnym ataku nuklearnym ze strony Rosji – co tylko pogłębiło ogólną dezorientację, jako że wojskowym z całego kraju trudno było ustalić, co się dzieje naprawdę, a co stanowi część ćwiczeń.
Joseph Cooper, kontrola lotów, Sektor Boston: Halo, tu TMU [Traffic Managmenet Unit; jednostka zarządzania ruchem powietrznym] Boston. Mamy porwany samolot zmierzający do Nowego… Nowego Jorku. Ktoś musi… musicie dać nam kilka F-16, czy coś, do pomocy.
Sierż. Jeremy Powell, NEADS, Rome, stan Nowy Jork: To naprawdę czy ćwiczenia?
Joseph Cooper: Nie, to nie żadne ćwiczenia. Żaden test.
8.38
Kontrola lotów skontaktowała się z lotem United Airlines 175 – drugim samolotem zmierzającym z Bostonu do Los Angeles, który wystartował o 8.15 i był o kilkanaście kilometrów w tyle za American Airlines 11 – aby powiadomić załogę o porwaniu. Piloci odpowiedzieli normalnie.
Sektor Nowy Jork: Dobra, United 175, macie go teraz na dwunastej, dystans 16 kilometrów.
Lot United Airlines 175: Przyjąłem, widzimy go. Wygląda, jakby był na wysokości jakichś sześciu… powiedzmy, dziewięciu albo ośmiu i pół tysiąca [metrów].
Sektor Nowy Jork: Okej, dziękuję. United 175 [niezrozumiałe], skręćcie o 30 stopni w prawo, chcę was trzymać z dala od tego kursu.
Lot United Airlines 175: Tu United 175, maksymalna masa startowa, dajemy 30 stopni w prawo.
8.40
Niewiele później funkcjonariusz NEADS zadzwonił do bazy sił powietrznych Otis na Cape Cod i kazał dwóm dyżurnym pilotom wystartować, a następnie przechwycić lot American Airlines 11.
Sierż. Jeremy Powell: Tu Huntress, wzywam czterdziestkę piątkę i czterdziestkę szóstkę na stanowiska bojowe – powtarzam, stanowiska bojowe – czas jeden-dwa-cztery-jeden [12.41 czasu Greenwich, 8.41 czasu wschodniego]. Kod Hotel Romeo, wszystkie jednostki potwierdzać inicjałami. Baza.
8.44
Stewardesa Madeline „Amy” Sweeney, która na pokładzie American Airlines 11 zastępowała chorą koleżankę, zdołała się dodzwonić do biura usług lotniczych American Airlines na lotnisku Logana w Bostonie. Telefon odebrał jej przyjaciel Michael Woodward, kierownik do spraw usług.
Madeline „Amy” Sweeney, stewardesa na pokładzie American Airlines 11: Samolot został porwany. To lot 11 z Bostonu do LA. Samolot to boeing 767. Siedzę z tyłu z Betty Ong, stewardesą AA. Pasażerowi z klasy biznesowej poderżnięto gardło i prawdopodobnie nie żyje. Szefowa pokładu i stewardesa numer pięć są ranne. W kokpicie jest bomba. Nie mogę się skontaktować z kokpitem, a ty? Prosiliśmy o lekarza lub pielęgniarkę dla stewardes. Pasażerowie z klasy ekonomicznej nie wiedzą, co się dzieje.
Porywacze pochodzą z Bliskiego Wschodu. Jeden mówił dobrze po angielsku, drugi nie.
Schodzimy bardzo szybko. Coś jest nie tak. Myślę, że kapitan stracił stery.
Widzę wodę.
Widzę budynki.
Lecimy nisko.
Lecimy bardzo, bardzo nisko.
O mój Boże.
Lecimy za nisko.
Kiedy w przestworzach nad wschodnim wybrzeżem Stanów Zjednoczonych porwane zostały pierwsze samoloty, do cywilnych kontrolerów lotów powoli zaczęło docierać, że zagrożone mogą być również 4000 innych maszyn znajdujących się akurat w powietrzu. Czym prędzej skontaktowali się z bazami wojskowymi Otis i Langley, aby ściągnąć myśliwce. Problem polegał na tym, że ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo przestrzeni powietrznej kraju nigdy nie wyobrażali sobie, że atak może przyjść nie z zewnątrz, tylko z wewnątrz. Od zimnej wojny mijało już 10 lat i nikt nie był gotowy na tego rodzaju kryzys. Zaskoczeni wojskowi musieli improwizować.
Pierwszy sygnał ostrzegawczy, że na pokładzie lotu American Airlines 11 dzieje się coś niedobrego, przyszedł, kiedy piloci nagle przestali odpowiadać na wezwania radiowe Petera Zalewskiego, kontrolera lotów z Bostonu.
Peter Zalewski, kontroler lotów, Bostońskie Centrum Kontroli Lotów, Nashua, New Hampshire: Kiedy zgłosił się lot American Airlines 11, pilot powiedział:
– Boston, tu American 11, wspinamy się na pułap dwa-trzy-zero.
Wołałem go wielokrotnie przez radio:
– American 11, jak mnie słyszycie? American 11, tu Boston. Słyszycie mnie?
Tak wołam i wołam, i myślę sobie: Chryste, co oni tam robią, piją kawę Dunkin’ Donuts? Poważnie, tak właśnie pomyślałem. Potem zaczęły się te komunikaty. Pierwszy komunikat z samolotu był zupełnie niezrozumiały, słyszałem same trzaski. Później przyszedł drugi… głos. Pamiętam, że ktoś powiedział:
– Proszę się nie ruszać. Wracamy na lotnisko.
Nigdy nie zapomnę tych ciarek na karku. Uderzenie adrenaliny czy coś takiego. Przestraszyłem się. Myślę sobie: Boże! Ktoś porywa samolot.
Colin Scoggins, specjalista ds. przestrzeni powietrznej i procedur, specjalista ds. wojskowych, FAA, Bostońskie Centrum Kontroli Lotów: Przyszedłem do pracy koło 8.25. Gdy tylko stanąłem pod głównymi drzwiami, ktoś podszedł do mnie i powiedział, że mamy porwanie. Pracowaliśmy już wcześniej z porwaniami. Zazwyczaj kończyły się bez przygód.
Peter Zalewski: Krzyczę [na kierownika]:
– John, chodź natychmiast. Ktoś porywa samolot… bez dwóch zdań. – A potem: – Głosy brzmią bliskowschodnio… jestem pewien. – Przy drugim komunikacie nie miałem już wątpliwości. Współpracowałem wcześniej z liniami egipskimi, z saudyjskimi, tureckimi: – To bliskowschodnie głosy.
Colin Scoggins: Mohamed Atta, pilot American 11, główny terrorysta, powiedział coś o innych samolotach, że mają inne samoloty. Bez dwóch zdań użył liczby mnogiej. Wtedy sprawy naprawdę zaczęły nabierać tempa.
Ben Sliney, kierownik ds. lotów krajowych, centrum dowodzenia FAA, Herndon, Wirginia: W czasie zamachów z 11 września byłem kierownikiem lotów krajowych. Moje stanowisko mieściło się w okolicach Waszyngtonu, ale miałem nadzór nad całą przestrzenią powietrzną kraju. Na tym właśnie polegało moje zadanie: na zapewnieniu bezpiecznego i wydajnego funkcjonowania przestrzeni powietrznej kraju[16].
Płk Bob Marr, dowódca jednostki, NEADS, Rome, stan Nowy Jork: Przy ekranie jednego z radarów zgromadził się tłum. Kiedy ujrzałem to zbiegowisko, pomyślałem: Coś musi być nie tak[17].
Gen. dyw. Larry Arnold, dowódca 1. dywizji Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, NORAD, baza sił powietrznych Tyndall, Floryda: Tamtego ranka odbywały się manewry obrony powietrznej, duże, na poziomie dowodzenia. Specjalny zespół tworzył scenariusze, na które należało odpowiednio reagować. Gdy zaczynaliśmy odprawę, mój zastępca, podpułkownik Kelley Duckett, wręczył mi świstek. Dzwonił Bob Marr i powiedział, że doszło do porwania w obszarze Boston Centrum.
Ben Sliney: Moje dotychczasowe doświadczenia z porwaniami – podobnie jak oficjalne wytyczne – sugerowały, że należy współpracować [z porywaczami].
Ppłk Dawne Deskins, dowódca załogi operacyjnej, NEADS, Rome, stan Nowy Jork: Na tym etapie w głowie mieliśmy klasyczne porwania z lat 70. Nie obawialiśmy się zanadto, że samolot może się rozbić[18].
Gen. dyw. Larry Arnold: Powiedziałem:
– Bob, każ wystartować myśliwcom.
Mjr Joe McGrady, pilot F-15, baza sił powietrznych Otis, Cape Cod, Massachusetts: Dostaliśmy rozkaz startu. Pobiegłem do odrzutowca. Odpaliłem silnik. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie mamy żadnego uzbrojenia. Samoloty były zatankowane. Wystartowaliśmy, nie bacząc na to, że lecimy „na Winchestera”, czyli bez broni[19].
Ppłk Tim Duffy, pilot F-15, baza sił powietrznych Otis, Cape Cod, Massachusetts: Kiedy wystartowaliśmy, zostawiłem silniki na pełnym dopalaczu. Grzaliśmy z naddźwiękową w kierunku Long Island. Mój skrzydłowy, „Nasty” [mjr Dan Nash], wywołał mnie i powiedział:
– Hej, Duff, idziesz z naddźwiękową.
A ja odparłem:
– No, wiem, nie przejmuj się.
Chciałem już dotrzeć na miejsce[20].
Płk Bob Marr: Z prędkością jednego macha osiągnięcie celu zajęłoby im 16 minut – co daje 16 kilometrów na minutę[21].
Ppłk Kevin Nasypany, dowódca załogi operacyjnej, NEADS, Rome, stan Nowy Jork: Niemal równocześnie sprowadziliśmy więcej techników nadzoru, aby spojrzeli na radar.
Sierż. sztab. Larry Thornton, NEADS: W rejonie panował taki tłok, że niezwykle trudno było wypatrzeć porwany samolot. Szukaliśmy maleńkich kreseczek w stosie bałaganu na dwuwymiarowym wyświetlaczu[22].
St. sierż. Joe McCain, NEADS: Wykryliśmy ścieżkę zniżania biegnącą wzdłuż doliny rzeki Hudson, z północy w kierunku Nowego Jorku. Samolot leciał szybko, nietypowym kursem i bez nadajnika [transpondera]. Obserwowaliśmy tę ścieżkę, aż zniknęła nad Nowym Jorkiem[23].
Gen. broni Tom Keck, dowódca jednostki, baza sił powietrznych Barksdale, Shreveport, Luizjana: Byliśmy w samym środku dużych corocznych manewrów pod kryptonimem GLOBAL GUARDIAN. Uzbroili wszystkie bombowce, wysłali w morze łodzie podwodne, postawili w stan gotowości wyrzutnie pocisków balistycznych. Ot, rutyna, robiło się to co roku. Jakiś kapitan powiedział:
– Panie generale, w World Trade Center uderzył samolot.
Zacząłem go poprawiać:
– Jeżeli masz meldunek ćwiczebny, musisz zacząć od: „Mam meldunek ćwiczebny”. W ten sposób nie pomiesza nam się z rzeczywistością.
Wtedy wskazał ku zainstalowanym w centrum dowodzenia ekranom telewizyjnym. Widać było na nich dym buchający z budynku. Pomyślałem wówczas, jak chyba każdy, kto miał w tamtym czasie cokolwiek wspólnego z lotnictwem: jakim cudem przy takiej widoczności ktoś się wpakował w World Trade Center?
[1]https://web.archive.org/web/20090423055604/ https://www.jsc.nasa.gov/Bios/htmlbios/culberts.html.
[2]Megan Gannon, Astronaut Frank Culbertson Reflects on Seeing 9/11 Attacks from Space, „Space” 11.09.2017, https://www.space.com/27117-nasa-astronaut-saw-9-11-from-space.html.
[3]Cathy Trost i Alicia C. Shepard, Running Toward Danger: Stories Behind the Breaking News of 9/11, Lanham, Rowman & Littlefield, 2002, s. 60.
[4]Mitchell Fink i Lois Mathias, Never Forget: An Oral History of September 11, 2001, Nowy Jork, William Morrow, 2002.
[5]Barbara Olson Remembered, CNN.com 25.12.2001, http://transcripts.cnn.com/TRANSCRIPTS/0112/25/lkl.00.html
[6]Smithsonian Channel, 9/11: Day That Changed the World – Laura Bush: Extended Interview, 29.08.2011, wideo w serwisie YouTube, https://www.youtube.com/watch?v=ZEX32oeaCdI.
[7]Aviation Officials Remember September 11, 2001, C-SPAN 11.09.2010, , https://www.c-span.org/video/?295417-1/aviation-officials-remember-september-11-2001.
[8]Leslie Filson, Air War Over America: Sept. 11 Alters Face of Air Defense Mission, biuro spraw publicznych bazy sił powietrznych Tyndall, 2003, s. 60.
[9]Mel Allen, 9/11 Started Here, „New England Today” 11.09.2017, https://newengland.com/today/living/new-england-history/ ticketagent/.
[10]Jerry Harkavy, Encounter Haunts Ex-Ticket Agent, „Press Herald” 11.09.2006, https://www.pressherald.com/2011/08/25/michael-tuohey-september-11-hijackers-atta-alomari-portland-jetport-maine/.
[11]Ryan Hughes, Va. Man Unintentionally Linked to 9/11 Still Works With His Feelings of Guilt, WJLA 09.09.2016, https://wjla.com/news/local/va-man-unintentionally-linked-to-911-works-with-his-feelings-of-guilt.
[12]The Footnotes of 9/11, CNN Presents 11.09.2011, http://transcripts.cnn.com/TRANSCRIPTS/1109/11/cp.02.html.
[13]Tamże.
[14]Mel Allen, 9/11 Started Here, „New England Today” 11.09.2017, https://newengland.com/today/living/new-england-history/ ticketagent/.
[15]„Rutgers University Law Review” 07.09.2011, http://www.rutgerslawreview.com/2011/full-audio-transcript/.
[16]C-SPAN, Aviation Officials Remember September 11, 2001.
[17]Filson, Air War Over America, s. 55.
[18]Tamże.
[19]C-SPAN, Aviation Officials Remember September 11, 2001.
[20]Filson, Air War Over America, s. 57; zob. także Interview with Lt. Col. Tim Duffy and Leslie Filson, https://www.scribd.com/document/18740499/T8-B22-Filson-Materials-Fdr-Lt-Col-Tim-Duffy-Interview-Typed-Notes-321.
[21]Filson, Air War Over America, s. 59.
[22]Tamże, s. 56.
[23]Tamże.
* Według amerykańskich norm datę 11 września liczbowo zapisuje się nie 11.09, tylko 9.11 (przyp. tłum.).
* Wszystkie postaci z linii „Rescue Heroes” (czyli „Bohaterscy ratownicy”) noszą nazwiska znaczące, odpowiednie do ich zawodu. Billy Blazes można luźno przełożyć jako Przemo Płomyk, Jake Justice jako Zbigniew Zprawem itd. (przyp. tłum.).
* Spanikowana Ong błędnie podała numer (przyp. aut.).
The Only Plane in The Sky. An Oral History of 9/11
Copyright © by Garrett M. Graff 2019
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2021
Copyright © for the translation by Grzegorz Gajek 2021
Redakcja – Joanna Mika
Korekta – Zofia Latawiec, Aneta Wieczorek
Opracowanie typograficzne i skład – Joanna Pelc m
Adaptacja okładki – Paweł Szczepanik / BookOne.pl
All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek
inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana
elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu
bez pisemnej zgody wydawcy.
Drogi Czytelniku,
niniejsza książka jest owocem pracy m.in. autora, zespołu redakcyjnego i grafików.
Prosimy, abyś uszanował ich zaangażowanie, wysiłek i czas. Nie udostępniaj jej innym, również w postaci e-booka, a cytując fragmenty, nie zmieniaj ich treści. Podawaj źródło ich pochodzenia oraz, w wypadku książek obcych, także nazwisko tłumacza.
Dziękujemy!
Ekipa Wydawnictwa SQN
Wydanie I, Kraków 2021
ISBN EPUB: 9788382100785ISBN MOBI: 9788382100778
Wydawnictwo SQN pragnie podziękować wszystkim, którzy wnieśli swój czas, energię i zaangażowanie w przygotowanie niniejszej książki:
Produkcja: Kamil Misiek, Joanna Pelc, Joanna Mika, Dagmara Kolasa, Grzegorz Krzymianowski
Design i grafika: Paweł Szczepanik, Marcin Karaś, Agnieszka Jednaka
Promocja: Piotr Stokłosa, Aldona Liszka, Szymon Gagatek, Łukasz Szreniawa, Aleksandra Parzyszek, Karolina Prewysz-Kwinto
Sprzedaż: Tomasz Nowiński, Patrycja Talaga
E-commerce: Tomasz Wójcik, Szymon Hagno, Marta Tabiś, Paweł Kasprowicz
Administracja: Klaudia Sater, Monika Kuzko
finanse: Karolina Żak, Honorata Nicpoń
Zarząd: Przemysław Romański, Łukasz Kuśnierz, Michał Rędziak
www.wsqn.pl
www.sqnstore.pl
www.labotiga.pl