Nikomu ani słowa - Gregg Olsen - ebook + książka
BESTSELLER

Nikomu ani słowa ebook

Gregg Olsen

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

10 osób interesuje się tą książką

Opis

MATKA, ŻONA, PRZYJACIÓŁKA…

MANIPULANTKA, SADYSTKA, ZBRODNIARKA

Piękna kobieta, na pozór przykładna matka i żona, Michelle „Shelly” Knotek przez wiele lat poddawała trzy córki i bratanka psychicznej i fizycznej przemocy. Wybuchy niekontrolowanej złości, kary za najmniejsze przewinienie, zadawanie bólu i poniżanie były w jej domu przerażającą codziennością. Shelly nie krzywdziła jednak wyłącznie dzieci. Na liście jej ofiar znaleźli się także dorośli przyjaciele rodziny Knotków. 
Siostry Nikki, Sami i Tori były niemymi świadkami okrucieństw matki i podporządkowanego jej ojca. Zmuszane latami do ukrywania prawdy zdobyły się na odwagę i przerwały milczenie. Ich zeznania doprowadziły do procesu i skazania zwyrodniałych rodziców. 

Shelly i David Knotek zakończyli już odbywanie kary więzienia. On został zwolniony w roku 2015, ona wyszła na wolność w listopadzie 2022 roku. Córki boją się, że matka nadal jest skrajnie niebezpieczna.

„Tylko jeden pisarz potrafi opowiedzieć wstrząsającą historię psychozy – pełną potwornych nadużyć, groteskowych tortur i przerażających seryjnych morderstw – z takim stylem, wrażliwością i klasą. Nikomu ani słowa Gregga Olsena z pewnością znajdzie się wśród klasyków literatury true crime”. 

M. William Phelps, pisarz i dziennikarz śledczy.

GREGG OLSEN 

Ten wielokrotnie nagradzany autor bestsellerów „New York Timesa” i „Wall Street Journal” jest niekwestionowanym mistrzem gatunku true crime. Napisał ponad trzydzieści książek, zarówno zaliczanych do literatury faktu, jak i beletrystycznych. Często opowiada o przestępcach i popełnionych przez nich zbrodniach w popularnych programach telewizyjnych oraz na łamach najważniejszych amerykańskich czasopism. 
Olsen pochodzi z Seattle i mieszka z żoną w stanie Waszyngton. Obecnie pracuje nad kolejnym thrillerem.  Odwiedź stronę 
www.greggolsen.com

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 431

Oceny
4,5 (534 oceny)
346
123
49
14
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
EwaMakowska111

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja
20
biedronka51

Całkiem niezła

Okropna historia!! Troche sie ciagnela.....
10
nebraska1

Nie oderwiesz się od lektury

Wstrząsająca historia o poniżaniu ,biciu, psychicznym znęcaniu się nad dziećmi i osobami które miały pecha spotkać w swoim życiu Shelly Knotek
10
mju92

Nie oderwiesz się od lektury

rewelacyjna ksiazka. Historia wyrzuca z butów. książka na długi wieczór bo wciąga niesamowicie
10
Czarownica2410

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca choć przerażająca. Pozostawia po sobie refleksję, jakim potworem może być człowiek.
10

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: If You Tell
Co­py­ri­ght © 2019 by Gregg Ol­sen All ri­ghts re­se­rved. Wszel­kie prawa za­strze­żone
This edi­tion is made po­ssi­ble un­der a li­cense ar­ran­ge­ment ori­gi­na­ting with Ama­zon Pu­bli­shing, www.apub.com, in col­la­bo­ra­tion with Graal Sp. z o.o.
Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Piotr Grze­go­rzew­ski Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Po­rad­nia K, 2023
Re­dak­tor pro­wa­dząca: MO­DE­STIA KA­TA­RZYNA SARNA
Re­dak­cja: RA­FAŁ SARNA
Ko­rekta: PAU­LINA ZA­BO­REK, KA­TA­RZYNA SARNA
Pro­jekt okładki: REX BO­NO­MELLI
Ad­ap­ta­cja okładki: MA­RZENA PIŁKO
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-67195-64-5
Wy­daw­nic­two Po­rad­nia K Sp. z o.o. Pre­zes: Jo­anna Ba­żyń­ska 00-544 War­szawa, ul. Wil­cza 25 lok. 6 e-mail: po­rad­niak@po­rad­niak.pl
Po­znaj na­sze inne książki. Za­pra­szamy do księ­garni:www.po­rad­niak.plfa­ce­book.com/po­rad­niaklin­ke­din.com/com­pany.po­rad­niakin­sta­gram.com/po­rad­nia­_k_wy­daw­nic­two
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Nikki, Sami i Tori

Od au­tora

Wspólne wspo­mnie­nia przy­po­mi­nają po­szar­pane ka­wałki sta­rych puz­zli. Cza­sami nie spo­sób ich do­pa­so­wać z pełną pre­cy­zją. Zro­bi­łem co w mo­jej mocy, by wszyst­kie ele­menty tej skom­pli­ko­wa­nej hi­sto­rii uło­żyć jak naj­do­kład­niej. W przy­pad­kach, w któ­rych nar­ra­cja za­wiera dia­logi, ko­rzy­sta­łem z do­ku­men­tów śled­czych i wy­wia­dów z bo­ha­te­rami, które prze­pro­wa­dzi­łem w ciągu dwóch lat pracy nad książką. Chcąc usza­no­wać pry­wat­ność jed­nej z osób, zmie­ni­łem jej na­zwi­sko na Lara Wat­son.

Pro­log

Trzy sio­stry.

Obec­nie do­ro­słe ko­biety.

Wszyst­kie miesz­kają na Wy­brzeżu Pół­nocno-Za­chod­nim.

Naj­star­sza Nikki – na za­moż­nych przed­mie­ściach Se­at­tle, w war­tym mi­lion do­la­rów domu peł­nym błysz­czą­cego drewna i luk­su­so­wych me­bli. Jest nieco po czter­dzie­stce, ma męża i gro­madkę ślicz­nych dzieci. Szybki prze­gląd ro­dzin­nych fo­to­gra­fii wi­szą­cych w sa­lo­nie daje wy­obra­że­nie szczę­śli­wego ży­cia u boku męża, dzia­ła­ją­cej z suk­ce­sem firmy oraz kom­pasu mo­ral­nego wska­zu­ją­cego im wła­ściwy kie­ru­nek.

A jed­nak wy­star­czy jedno słowo, by Nikki po­wró­ciła do kosz­maru, o któ­rym nie chce my­śleć.

To słowo „mama”.

Ko­bieta wzdryga się za każ­dym ra­zem, gdy je sły­szy. To od­ru­chowa re­ak­cja na coś, co szar­pie ni­czym szpony orła – aż do krwi.

Pa­trząc na nią, nikt by nie uwie­rzył, przez co prze­szła. Zresztą poza naj­bliż­szą ro­dziną nikt o tym nie wie. Jest to nie tyle ma­ska, którą za­kłada, by ukryć prze­szłość, ile świa­dec­two od­wagi. To, co przy­da­rzyło się Nikki, za­har­to­wało ją. Uczy­niło wspa­niałą ko­bietą.

Środ­kowa z sióstr, Sami, osta­tecz­nie po­wró­ciła do ro­dzin­nej miej­sco­wo­ści, nad­mor­skiego mia­steczka w sta­nie Wa­szyng­ton, gdzie wszystko to się wy­da­rzyło. Jest po czter­dzie­stce i uczy w miej­sco­wej pod­sta­wówce. Ma krę­cone włosy i za­raź­liwy śmiech. Po­czu­cie hu­moru to jej oręż. Za­wsze tak było. Po­dob­nie jak w przy­padku jej star­szej sio­stry rów­nież dzieci Sami wy­dają się speł­nie­niem ma­rzeń każ­dej matki. By­stre. Żądne przy­gód. Ko­chane.

Kiedy rano, za­nim wy­prawi je do szkoły i sama wyj­dzie do pracy, Sami bie­rze prysz­nic, nie czeka, aż woda sta­nie się cie­pła. Wska­kuje pod na­trysk, nic so­bie nie ro­biąc z tego, że jest lo­do­wata. Po­dob­nie jak Nikki także Sami żyje prze­szło­ścią. Wy­da­rze­niami, z któ­rych nie może się otrzą­snąć.

Któ­rych nie po­trafi za­po­mnieć.

Naj­młod­sza z sióstr do­rów­nuje urodą star­szym. Tori jest le­dwo po trzy­dzie­stce, ja­sno­włosa, nie­po­korna i bły­sko­tliwa. Mieszka naj­da­lej, w środ­ko­wym Ore­go­nie, ale z sio­strami łą­czy ją silna, nie­znisz­czalna więź. Stwo­rzyły ją prze­ciw­no­ści losu i od­waga. Ta młoda ko­bieta wie­dzie wspa­niałe ży­cie, pra­cu­jąc jako spe­cja­listka do spraw me­diów spo­łecz­no­ścio­wych w jed­nej z naj­więk­szych firm z branży ho­te­lar­skiej. Jej po­sty do­ty­czące pracy i ży­cia oso­bi­stego wy­wo­łują uśmiech, a cza­sami na­wet gromki śmiech.

Wszystko to osią­gnęła sama, ale twier­dzi, że nie po­ra­dzi­łaby so­bie bez sióstr.

Ile­kroć w skle­pie tra­fia do działu z che­mią go­spo­dar­czą i jej wzrok pada na wy­bie­la­cze, szybko się od­wraca, z tru­dem po­wstrzy­mu­jąc gry­mas. Nie może na nie pa­trzeć. Ani znieść ich za­pa­chu. Różne dro­bia­zgi – ta­śma kle­jąca, środki prze­ciw­bó­lowe, dźwięk ko­siarki – spra­wiają, że ona i jej sio­stry wra­cają do cza­sów, gdy ich matka ro­biła rze­czy, które przy­się­gły za­cho­wać na za­wsze w ta­jem­nicy.

Tym, co je łą­czyło, było zno­sze­nie jej nie­go­dzi­wo­ści. I cho­ciaż mają róż­nych oj­ców, za­wsze uwa­żały się za stu­pro­cen­towe sio­stry. Broń Boże przy­rod­nie. Sio­strzana więź była je­dyną rze­czą, na któ­rej sio­stry Kno­tek mo­gły po­le­gać, i tak na­prawdę tylko tego matka nie była w sta­nie im ode­brać.

To dzięki tej więzi prze­trwały.

CZĘŚĆ PIERW­SZA

MATKA:SHELLY

1

Nie­które mia­sta zbu­do­wano na fun­da­men­cie za­bój­stwa i zdrady. Na­leży do nich Bat­tle Gro­und w sta­nie Wa­szyng­ton, le­żące około trzy­dzie­stu ki­lo­me­trów na pół­nocny wschód od Van­co­uver, w po­bliżu gra­nicy stanu Ore­gon. Swą na­zwę (pole bi­twy) za­wdzię­cza po­tyczce mię­dzy ple­mie­niem Kli­ki­ta­tów a ame­ry­kań­ską ar­mią. Rdzenni Ame­ry­ka­nie ucie­kli z wię­zie­nia na te­re­nie ko­sza­rów, jed­nak pod­czas ne­go­cjo­wa­nia wa­run­ków ka­pi­tu­la­cji ktoś od­dał po­je­dyn­czy strzał, który za­bił ich wo­dza Umtu­cha.

To, że ro­dzinne mia­steczko Mi­chelle „Shelly” Lynn Wat­son Ri­vardo Long Kno­tek sły­nie z po­waż­nego kon­fliktu i fał­szy­wych obiet­nic, ja­koś do niej pa­suje.

Tak się bo­wiem składa, że wła­śnie na tym oparła swoje ży­cie.

Dla osób miesz­ka­ją­cych tam w la­tach pięć­dzie­sią­tych XX wieku Bat­tle Gro­und sta­no­wiło kwin­te­sen­cję ma­ło­mia­stecz­ko­wej Ame­ryki: do­bre szkoły, trosz­czący się o sie­bie na­wza­jem są­sie­dzi i week­en­dowe za­wody krę­glar­skie. Oj­co­wie ciężko pra­co­wali, by stać ich było na nowe sa­mo­chody i ładne domy. Więk­szość ma­tek zaj­mo­wała się na pełny etat dziećmi, ma­jąc na­dzieję, że może póź­niej wrócą do pracy albo pójdą do Clark Col­lege, by kon­ty­nu­ować ma­rze­nia chwi­lowo za­prze­pasz­czone przez ów­cze­sne kon­we­nanse i ide­ały mał­żeń­skiego ży­cia.

Je­śli Bat­tle Gro­und miało ja­kąś grubą rybę, z pew­no­ścią na to miano za­słu­gi­wał oj­ciec Shelly. Mie­rzą­cego metr osiem­dzie­siąt sie­dem, bar­czy­stego Lesa Wat­sona, w li­ceum gwiazdę lek­ko­atle­tyki i fut­bolu, znało całe mia­sto. Był bły­sko­tliwy, cza­ru­jący, wy­ga­dany i wy­kształ­cony. A do tego przy­stojny. Nic dziw­nego, że wszyst­kie miej­scowe panny uwa­żały go za świetną par­tię. I nie dość, że pro­wa­dził wraz z matką kilka do­mów opieki, to jesz­cze był wła­ści­cie­lem Ti­ger Bowl, dzie­się­cio­to­ro­wej krę­gielni z ba­rem z prze­ką­skami.

To wła­śnie tam w 1958 roku pra­co­wała Lara Stal­lings. Nie­dawno skoń­czyła Fort Van­co­uver High School i ser­wo­wała ham­bur­gery, by odło­żyć pie­nią­dze na stu­dia. Miała krę­cone ja­sne włosy ucze­sane w ku­cyk, który ko­ły­sał się, gdy przyj­mo­wała za­mó­wie­nia. Ta dziew­czyna o błysz­czą­cych błę­kit­nych oczach ucho­dziła za pięk­ność. Była też in­te­li­gentna. Po la­tach stwier­dziła z ża­lem, że naj­wy­raź­niej jej mózg nie pra­co­wał na naj­wyż­szych ob­ro­tach, kiedy naj­pierw zgo­dziła się na randkę z Wat­so­nem, a po­tem na wyj­ście za niego za mąż.

Les był star­szy od niej o dzie­sięć lat, cho­ciaż za­pew­niał na­sto­let­nią pannę młodą, że róż­nica wieku mię­dzy nimi wy­nosi za­le­d­wie cztery lata.

„Da­łam się zwieść po­zo­rom” – wspo­mina Lara po la­tach, ża­łu­jąc do­ko­na­nego wy­boru. „Stra­ci­łam dla niego głowę. Tym­cza­sem on po pro­stu nie był do­brym czło­wie­kiem”.

Otrzeź­wie­nie przy­szło w 1960 roku, dzień po tym, jak Lara upięła włosy we fran­cu­ski kok, przy­po­mi­na­jący fry­zurę Tippi He­dren w Pta­kach Hitch­cocka, i po­ślu­biła Lesa pod­czas cy­wil­nej ce­re­mo­nii w swoim ro­dzin­nym Van­co­uver. W uro­czy­sto­ści wzięła udział je­dy­nie jej ro­dzina, mimo że ro­dzice byli prze­ciwni temu mał­żeń­stwu. Les wie­dział, co robi, nie za­pra­sza­jąc swo­ich.

Po pro­stu spo­dzie­wali się, co na­stąpi.

Na­stęp­nego ranka roz­legł się dźwięk te­le­fonu. Gdy Lara pod­nio­sła słu­chawkę, usły­szała głos dzwo­nią­cej z Ka­li­for­nii pierw­szej żony Lesa.

– Kiedy przy­je­dzie­cie po te prze­klęte ba­chory? – wark­nęła Sha­ron Todd Wat­son.

Lara nie miała po­ję­cia, o czym ta ko­bieta mówi.

– Co ta­kiego? – wy­ją­kała.

Les ni­gdy jej nie wspo­mniał, że obie­cał Sha­ron za­jąć się swo­imi dziećmi: Shelly, Chuc­kiem i Pau­lem Wat­so­nami. Po­mi­nię­cie tak waż­nego szcze­gółu było dla niego czymś ty­po­wym. W tej chwili Lara wie­działa już, że ni­gdy nie bę­dzie w sta­nie się z tym upo­rać i że obawy jej ro­dzi­ców były cał­ko­wi­cie uza­sad­nione.

Po tym po­ran­nym te­le­fo­nie Les oświad­czył no­wej żo­nie, że Sha­ron nie może wy­cho­wy­wać dzieci – cierpi na de­pre­sję i jest al­ko­ho­liczką. Lara wzięła głę­boki od­dech i zgo­dziła się przy­jąć je pod swój dach. Czy miała inne wyj­ście? W końcu były to dzieci jej męża – wie­działa, że musi się po­sta­rać.

Oka­zało się to nie lada wy­zwa­niem. W chwili prze­pro­wadzki Shelly miała sześć lat, a Chuck za­le­d­wie trzy. Lara zo­stała ich ma­co­chą (Sha­ron za­trzy­mała naj­młod­szego syna, Paula, wów­czas nie­mow­laka). Shelly była śliczną dziew­czynką o du­żych oczach i gę­stych krę­co­nych kasz­ta­no­wych wło­sach. Lara za­uwa­żyła jed­nak dziwną więź mię­dzy nią a bra­tem. Chuck w ogóle się nie od­zy­wał. To sio­stra mó­wiła za niego. Wy­da­wało się, że ma nad chłop­cem cał­ko­witą kon­trolę.

W miarę jak Shelly na­bie­rała co­raz więk­szej pew­no­ści sie­bie w no­wym oto­cze­niu, co­raz czę­ściej się na wszystko skar­żyła i była nie­miła dla in­nych.

„Nie pa­mię­tam dnia, w któ­rym by mi nie po­wie­działa, że mnie nie­na­wi­dzi” – wspo­mina Lara. „Nie żar­tuję. Na­prawdę mó­wiła mi to co­dzien­nie”.

* * *

Po pod­rzu­ce­niu dwojga star­szych dzieci La­rze i Le­sowi Sha­ron Wat­son je­sie­nią 1960 roku wró­ciła do Ala­medy w sta­nie Ka­li­for­nia. A gdy wy­je­chała, nie da­wała już znaku ży­cia. Nie dzwo­niła do Shelly i Chucka ani nie wy­sy­łała im kar­tek na uro­dziny. Nie skła­dała też świą­tecz­nych ży­czeń. Cho­ciaż trudno uspra­wie­dli­wić sto­su­nek do dzieci w myśl po­wie­dze­nia „co z oczu, to z serca”, Lara za­sta­na­wiała się póź­niej, czy mleko nie roz­lało się na długo przed tym, za­nim Sha­ron wy­szła za mąż za Lesa Wat­sona.

„Po­cho­dziła z bar­dzo dys­funk­cyj­nej ro­dziny” – opo­wiada Lara o pierw­szej żo­nie Lesa. „Jej matka miała pię­ciu, sze­ściu, może na­wet sied­miu mę­żów, a ona była je­dy­naczką. Po­dobno jej brat bliź­niak zmarł za­raz po uro­dze­niu. Nie wiem, czy to prawda, ale to jedna z hi­sto­rii, które mi opo­wia­dano”.

Nie­za­leż­nie od tego, co do­pro­wa­dziło ją do tego mo­mentu w ży­ciu, za­kła­dano, że oprócz po­waż­nego pro­blemu z al­ko­ho­lem coś jesz­cze cią­gnęło Sha­ron na dno. Pro­wa­dziła nie­bez­pieczny styl ży­cia. Ro­dzina po­dej­rze­wała, że może się pro­sty­tu­ować.

W końcu wio­sną 1967 roku w domu Wat­so­nów w Bat­tle Gro­und za­brzmiał te­le­fon. Dzwo­niono z biura sze­ryfa hrab­stwa Los An­ge­les. Śled­czy z wy­działu za­bójstw po­in­for­mo­wał, że Sha­ron zo­stała za­mor­do­wana w ob­skur­nym po­koju mo­te­lo­wym i ktoś musi po­je­chać do ko­ro­nera, by zi­den­ty­fi­ko­wać ciało, a także ode­brać jej synka Paula.

Po­cząt­kowo Les nie chciał przy­wieźć ma­łego, który – jak wie­dział – spra­wia liczne pro­blemy wy­cho­waw­cze, jed­nak Lara na­le­gała. Uwa­żała, że tak trzeba. Nie­chęt­nie wy­ru­szyli do Ka­li­for­nii, by zi­den­ty­fi­ko­wać ciało Sha­ron i za­brać chłopca.

Wat­son opo­wie­dział żo­nie, czego do­wie­dział się od po­li­cjan­tów i ko­ro­nera. Z jego re­la­cji wy­ni­kało, że Sha­ron żyła z ja­kimś rdzen­nym Ame­ry­ka­ni­nem. Byli bez­domni, pili i ko­czo­wali na Skid Row. Zo­stała po­bita na śmierć.

Póź­niej, gdy pro­chy Sha­ron wy­słano do stanu Wa­szyng­ton, jej matka od­mó­wiła ich ode­bra­nia. Nikt też nie za­jął się na­bo­żeń­stwem ża­łob­nym. Ten tra­giczny fi­nał pa­so­wał do hi­sto­rii jej ży­cia. W sta­rym, znisz­czo­nym al­bu­mie ro­dzin­nym znaj­dziemy nie­wiele jej fo­to­gra­fii. Na pra­wie żad­nej się nie uśmie­cha. Jej wieczne przy­gnę­bie­nie utrwa­lone zo­stało w czerni i bieli.

Gdy trzy­na­sto­let­nia Shelly usły­szała, co przy­da­rzyło się matce, nie oka­zała więk­szego za­in­te­re­so­wa­nia. Le­dwo za­re­ago­wała. Lara uznała to za dziwne. Zu­peł­nie jakby matki i córki nic nie łą­czyło.

„Ani razu o nią nie za­py­tała” – wspo­mina.

2

Naj­now­szy czło­nek ro­dziny Wat­so­nów przy­spa­rzał mnó­stwa pro­ble­mów. Paul był bar­dzo im­pul­sywny i bra­ko­wało mu pod­sta­wo­wych kom­pe­ten­cji spo­łecz­nych. Nie umiał na­wet za­cho­wać się przy stole. Pierw­szego lub dru­giego dnia jego po­bytu w no­wym domu Lara przy­ła­pała go na tym, że w po­szu­ki­wa­niu je­dze­nia cho­dzi po bla­cie ku­chen­nym, otwiera szafki i wy­rzuca z nich wszystko, co nie spo­tyka się z jego apro­batą.

„Paul był po pro­stu dzi­ku­sem” – przy­znaje. „Za­cho­wy­wał się jak zwie­rzę. Nie roz­sta­wał się z no­żem sprę­ży­no­wym. Na­prawdę. Nie żar­tuję”.

Ko­bieta ro­biła co w jej mocy, ale nie­mal od sa­mego po­czątku wie­działa, że to ją prze­ra­sta. Lesa po­chła­niała praca i żona na­wet nie­spe­cjal­nie go wi­niła za to, że nie zaj­muje się dziećmi. Sama sta­rała się być jak naj­lep­szą ma­co­chą dla swa­wol­nej Shelly, dzi­kiego Paula i ci­chego Chucka. Ten ostatni wciąż po­zwa­lał, by Shelly wy­po­wia­dała się w jego imie­niu, i był sa­mot­ni­kiem. Lu­dzie zna­jący jego bio­lo­giczną matkę po­dej­rze­wali, że pro­blemy chłopca wy­ni­kały z tego, że sto­so­wała wo­bec niego prze­moc, cho­ciaż w la­tach sześć­dzie­sią­tych XX wieku nie­wiele się o tym mó­wiło.

„Są­siadka po­wie­działa mi kie­dyś, że wi­działa przez otwarte okno, jak Chuck stoi na środku swo­jego po­koju i wrzesz­czy” – opo­wiada Lara. „Ta­kie za­cho­wa­nie było u niego na po­rządku dzien­nym”.

Jed­nak z tej trójki to Shelly spra­wiała naj­więk­sze pro­blemy.

Wat­so­no­wie przy­wią­zy­wali duże zna­cze­nie do wspól­nego spę­dza­nia week­en­dów. Od­kła­dali na bok inne obo­wiązki i sku­piali się na swo­jej trzódce, w któ­rej skład od pew­nego czasu wcho­dzili rów­nież ich córka i syn, wspólne dzieci Lary i Lesa. Od­by­wali re­gu­larne po­dróże na wy­brzeże wa­szyng­toń­skie lub ore­goń­skie. La­tem pły­wali łódką, a w zi­mie jeź­dzili na nar­tach po zbo­czach Mo­unt Hood. By­łyby to piękne i ra­do­sne wy­prawy gdyby nie Shelly.

Do­sta­wała ata­ków szału, wsz­czy­nała awan­tury i sta­now­czo od­ma­wiała wy­jazdu. Je­śli coś nie było jej po­my­słem, nie było mowy, by to zre­ali­zo­wać. Za każ­dym ra­zem, gdy coś szło nie po jej my­śli, uda­wało się jej zna­leźć ja­kieś sprytne roz­wią­za­nie. Za­zwy­czaj ucie­kała się przy tym do kłam­stwa. Jej wy­mówki były nie­ja­sne, a czę­sto wręcz ab­sur­dalne. Na przy­kład nie chciało jej się od­ra­biać prac do­mo­wych. Skar­żyła się więc, że to młod­sze ro­dzeń­stwo znisz­czyło efekty jej cięż­kiej pracy. A kiedy pod­stęp nie dzia­łał, po pro­stu od­ma­wiała pój­ścia do szkoły.

„Usi­ło­wa­łam zna­leźć spo­sób, żeby jej to wszystko uła­twić” – wspo­mina Lara. „Wie­czo­rem szy­ko­wa­łam ubra­nia, żeby nie mu­siała ich wy­bie­rać w ostat­niej chwili. Na stole ku­chen­nym zo­sta­wia­łam płatki i owoce, wy­star­czyło tylko je zjeść. Sta­ra­łam się, jak mo­głam, żeby po­ranki były odro­binę lżej­sze. Nic nie dzia­łało. Shelly ni­gdy nie ro­biła tego, na co nie miała ochoty”.

W końcu na­dą­sana, a czę­sto i wście­kła, Shelly wy­cho­dziła do szkoły i po­ranna ba­ta­lia do­bie­gała końca.

A przy­naj­mniej tak się La­rze wy­da­wało.

„Pew­nego razu za­dzwo­nili do mnie ze sta­cji ben­zy­no­wej Stan­dard Oil, która znaj­duje się przy tej sa­mej ulicy co szkoła Shelly. Po­wie­dzieli: »To ja­kieś wa­riac­two! Ta dziew­czynka przy­nio­sła do to­a­lety cały wo­rek ciu­chów, prze­brała się w dżinsy i wy­szła«”.

Lara wsia­dła do sa­mo­chodu i po­je­chała na sta­cję. To, co tam za­stała, zdu­miało ją nie­po­mier­nie.

Shelly rze­czy­wi­ście zo­sta­wiła w to­a­le­cie stertę ubrań.

„Scho­wała tam ja­kieś cztery albo pięć su­kie­nek i spód­nic, w któ­rych nie chciała cho­dzić do szkoły. Piękne, no­wiut­kie rze­czy”.

Spór o ubra­nia sta­no­wił za­le­d­wie od­prysk po­waż­niej­szego kon­fliktu mię­dzy Shelly i Larą. Ta ostat­nia wciąż pró­bo­wała zna­leźć spo­sób, by spro­wa­dzić pa­sier­bicę na wła­ściwą drogę. Kiedy Shelly nieco pod­ro­sła, ma­co­cha za­pi­sała ją na lek­cje tańca, jed­nak dziew­czyna bar­dzo czę­sto od­ma­wiała wej­ścia na za­ję­cia. Opusz­czała też wy­stępy.

„Wszystko sta­no­wiło dla niej ogromny pro­blem. Roz­dmu­chi­wała naj­mniej­szy dro­biazg. Nie­ważne, co ro­bi­li­śmy i do­kąd szli­śmy, ona za­wsze spra­wiała wra­że­nie nie­za­do­wo­lo­nej albo wręcz zroz­pa­czo­nej. Co­kol­wiek to było. Zło­ściła się na­wet wtedy, gdy zro­biło się dla niej coś mi­łego, na przy­kład ku­piło się jej pre­zent. Py­ta­łam: »Czemu się wście­kasz?«. Nie od­po­wia­dała, ale wi­dzia­łam po jej za­cho­wa­niu, że nic nie jest wy­star­cza­jąco do­bre. Po pro­stu nic. Nic jej nie za­do­wa­lało”.

Z bie­giem czasu Shelly z nie­wdzięcz­nego i spra­wia­ją­cego kło­poty dziecka za­częła się zmie­niać w mściwą po­nu­raczkę. Ze szcze­gólną nie­chę­cią pod­cho­dziła do swo­jego ro­dzeń­stwa. Każda odro­bina uwagi po­świę­cona in­nej oso­bie ozna­czała dla niej de­fi­cyt tego, co, jak są­dziła, na­le­żało się jej. Za każ­dym ra­zem, gdy to pra­gnie­nie uwagi nie zo­stało za­spo­ko­jone, Shelly szu­kała ze­msty. Była bru­talna, cza­sami wręcz sa­dy­styczna. Oczer­niała człon­ków swo­jej ro­dziny, kra­dła pie­nią­dze, po­dej­rze­wano ją na­wet o pod­pa­le­nie domu Wat­so­nów.

Po la­tach Lara wspo­mina: „Tłu­kła szkło i wkła­dała jego ka­wałki do bu­tów [in­nych dzieci]. Kto robi coś ta­kiego?”.

W su­mie nie mu­siała da­leko szu­kać.

Po­dob­nie za­cho­wy­wała się Anna, bab­cia Shelly ze strony ojca.

3

Na wi­dok te­ścio­wej, Anny Wat­son, La­rze sztyw­niał kark. Za każ­dym ra­zem miała na­dzieję, że unik­nie ba­zy­lisz­ko­wego spoj­rze­nia matki Lesa. Do­piero gdy Anna ją mi­jała, Lara czuła ulgę. Wtedy mo­gła ode­tchnąć. Bar­dzo głę­boko. Czuła się tak za­wsze, gdy miała sta­nąć twa­rzą w twarz z tym uoso­bie­niem zła.

Bab­cia Shelly Wat­son uro­dziła się w Fargo w Da­ko­cie Pół­noc­nej, ale bę­dąc na­sto­latką, prze­pro­wa­dziła się do hrab­stwa Clark. Była wy­soką, po­tężną ko­bietą, miała mu­sku­larne ra­miona i wy­raźne żyły bie­gnące od szyi do koł­nie­rzyka skrom­nej nie­bie­skiej bluzki. Anna wa­żyła po­nad sto dzie­sięć ki­lo­gra­mów i po­włó­czyła lewą stopą. Od­głos szu­ra­nia, który temu to­wa­rzy­szył, da­wał wszyst­kim znać, że ko­bieta się zbliża lub od­cho­dzi. Rów­nie wielka jak po­stura była jej pew­ność sie­bie. Uwa­żała, że za­wsze ma ra­cję, i wy­da­wała się o tym prze­ko­nana do tego stop­nia, że nikt ni­gdy nie ośmie­lił się pod­wa­żyć jej zda­nia. Ani Les, ani z pew­no­ścią jego młoda żona Lara. Anna pro­wa­dziła je­den z do­mów opieki na­le­żą­cych do Wat­so­nów i nie ule­gało wąt­pli­wo­ści, że wszystko musi być w nim ro­bione po jej my­śli. Pra­cow­nicy wspo­mi­na­jący Annę Wat­son czę­sto po­wta­rzają, że „rzą­dziła że­la­zną ręką”.

Mąż Anny, Geo­rge Wat­son, sta­no­wił prze­ci­wień­stwo żony. Miły, uro­czy, wręcz uj­mu­jący. Był drob­niej­szy od niej, niż­szy o dzie­sięć cen­ty­me­trów i ro­bił wszystko, co mu ka­zała.

Lara wspo­mina, że przez po­nad dwa­dzie­ścia lat Geo­rge spał w ko­mórce o wy­mia­rach dwa i pół na dwa i pół me­tra, która sta­no­wiła do­bu­dówkę do kuchni. Nie miał wstępu do mał­żeń­skiej sy­pialni; Anna na­le­gała, by po­zo­stał w ko­mórce.

Nie­długo przed ślu­bem Lesa i Lary ze szpi­tala We­stern State w po­bliżu Ta­comy przy­je­chały do Anny dwie ko­biety ma­jące pra­co­wać w jed­nym z na­le­żą­cych do ro­dziny do­mów opieki w Bat­tle Gro­und. Cho­ciaż na­zy­wały się Mary i Pe­ar­lie, Anna zwra­cała się do nich sło­wem „tłu­moki” i roz­sta­wiała je po ką­tach ni­czym okrutna kró­lowa po­mniej­sze po­słu­gaczki. W domu opieki, w któ­rym wszy­scy mieli aż nadto obo­wiąz­ków, wy­ko­ny­wały naj­bar­dziej upo­ka­rza­jące czyn­no­ści.

Zda­niem Lary te ko­biety były nie­malże nie­wol­ni­cami Anny. W domu ka­zała im sprzą­tać, zmy­wać na­czy­nia i myć pod­łogi. Mu­siały prze­ry­wać to, co aku­rat ro­biły, ile­kroć za­ma­rzyło się jej, by ją ucze­sały lub umyły jej stopy. Je­śli ko­biety po­ru­szały się zbyt wolno, Anna biła je, ko­pała lub cią­gnęła za włosy.

Pew­nego dnia, gdy Lara po­szła do Anny po Shelly, za­uwa­żyła, że Mary jest czymś zde­ner­wo­wana, a włosy Pe­ar­lie są mo­kre i za­wi­nięte w ręcz­nik. Lara za­py­tała Mary, co się stało, a ta wy­ja­śniła, że Anna wy­szła z domu z Shelly. Przed­tem jed­nak tak bar­dzo coś ją roz­wście­czyło, że we­tknęła głowę Pe­ar­lie do muszli klo­ze­to­wej i kilka razy spu­ściła wodę.

Lara była oszo­ło­miona. Ni­gdy nie sły­szała o czymś ta­kim.

– Dla­czego mia­łaby coś ta­kiego zro­bić? – za­py­tała.

– Cią­gle robi ta­kie rze­czy, kiedy się wścieka – od­parła Mary.

„Wszy­scy bali się Anny” – twier­dzi po la­tach Lara.

Wszy­scy z wy­jąt­kiem ma­łej Shelly.

Krótko po tym, jak dzieci Lesa za­miesz­kały w Bat­tle Gro­und, Lara za­częła pra­co­wać w biu­rze domu opieki. Chciała iść na stu­dia, ale plany te po­krzy­żo­wało wcze­sne ma­cie­rzyń­stwo. Po­nie­waż szkoła Shelly mie­ściła się nie­da­leko domu opieki, dziew­czynka czę­sto cho­dziła po lek­cjach do babci Anny, za­miast wra­cać au­to­bu­sem do domu. Ile­kroć Lara dzwo­niła, żeby spraw­dzić, czy mała tam do­tarła, Anna obu­rzała się, że wnuczka jest za­nie­dby­wana i musi z nią zo­stać, by zjeść „po­rządny” po­si­łek albo na­le­ży­cie się wy­ką­pać.

– Nie ma po­trzeby, byś myła jej włosy – po­wie­działa kie­dyś Lara.

– Nie ro­bisz tego do­brze. Są brudne – od­parła Anna.

Wie­działa, co jest naj­lep­sze dla Shelly.

W su­mie wie­działa, co jest naj­lep­sze dla wszyst­kich.

Z cza­sem Lara na­uczyła się trzy­mać ję­zyk za zę­bami.

In­nym ra­zem, gdy Lara przy­szła po Shelly, zo­ba­czyła, że piękne rude włosy dziew­czynki zo­stały ob­cięte. Bab­cia stała przy wnuczce z no­życz­kami i uśmie­chała się zło­śli­wie.

Lara była w szoku.

– Co się stało? – za­py­tała.

– Nie umiesz ucze­sać jej wło­sów, więc je ob­cię­łam! – wark­nęła w od­po­wie­dzi Anna.

To było dzieło sza­leńca, a za­ra­zem zwy­kła fu­szerka. Coś okrop­nego. Shelly wy­glą­dała jak na­sto­let­nia prze­stęp­czyni.

– Ma bar­dzo gę­ste włosy – po­wie­działa Lara, w pełni świa­doma, że Shelly bę­dzie ją ob­wi­niać za to, co zro­biła bab­cia. – Co­dzien­nie je cze­szę – do­dała, zer­ka­jąc na pa­sier­bicę, która krzy­czała za każ­dym ra­zem, gdy zbli­żała się do niej ze szczotką.

Bab­cia Anna zro­biła lek­ce­wa­żącą minę, od­wró­ciła się i ru­szyła przed sie­bie, su­nąc nogą po wy­po­le­ro­wa­nej drew­nia­nej pod­ło­dze.

Zro­biła do­kład­nie to, co chciała zro­bić.

Jej ulu­bioną formą roz­rywki było spra­wia­nie in­nym przy­kro­ści. Lara wie­działa to już wtedy. Wnuczka i bab­cia były nie­roz­łącz­nymi to­wa­rzysz­kami. Choć cza­sami pa­dała jej ofiarą, Shelly od­gry­wała w ży­ciu babci rolę pro­te­go­wa­nej. Była jej ulu­bie­nicą, jej cie­niem i na­śla­dow­czy­nią, uważ­nie ob­ser­wo­wała wszystko, co ro­biła Anna.

Już wkrótce miała do­wieść, jak po­jętną jest uczen­nicą.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki