Premierzy - Adam Podlewski - ebook + audiobook + książka

Premierzy ebook i audiobook

Adam Podlewski

3,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Najnowsza powieść autora „Marymonckich młynów", „Dnia sznura" oraz „Zakonu świętego Brutusa". Niespokojny rok 1908. Józef Piłsudski i jego towarzysze z Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej rozpaczliwie potrzebują pieniędzy na zbrojną działalność niepodległościową. W desperacji układają plan napadu na pociąg na niewielkiej stacji tuż pod Wilnem. Z podręczników historii wiemy, że akcja pod Bezdanami zakończyła się sukcesem, ale żaden z uczestników skoku nie zdradził, jak blisko całkowitej klęski byli polscy konspiratorzy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 279

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 39 min

Oceny
3,4 (9 ocen)
2
2
3
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewakurz

Nie oderwiesz się od lektury

polecam.
00

Popularność




Re­dak­cjaPa­weł Wie­lo­pol­ski
Ko­rektaMag­da­lena Świer­czek-Gry­boś
Pro­jekt gra­ficzny okładkiMa­riusz Ba­na­cho­wicz
Zdję­cia wy­ko­rzy­stane na okładce© Be­nis Vdo­vin/Unsplash
Skład i ła­ma­nieMar­cin La­bus
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2023 © Co­py­ri­ght by Adam Pod­lew­ski, War­szawa 2023
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83290-60-7
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. Bo­row­skiego 2 lok. 24 03-475 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Po­nie­waż za każ­dym po­waż­nym dzie­łem męż­czy­zny stoi ja­kaś Alek­san­dra, książkę tę de­dy­kuję mo­jej wspa­nia­łej Żo­nie Oli, bez któ­rej pi­sa­nie la­tem i je­sie­nią 2022 roku by­łoby nie­moż­liwe – AP

Po­czet bo­jow­ców pol­skich

Ar­ci­szew­ski, To­masz Ste­fan (1877–1955), pseu­do­nim „An­toni”, „Lu­dwik”, „Si­łacz” – po­stać au­ten­tyczna. Je­den z za­ło­ży­cieli OBPPS (Or­ga­ni­za­cji Bo­jo­wej Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej).

Ba­laga, Jan (1882–1909), pseu­do­nim „Ste­fan” – po­stać au­ten­tyczna. Czło­nek OBPPS.

Brzesz­czot-Le­pisz­cze, Re­gina (1887–1952?), pseu­do­nim „Ana­sta­zja” – po­stać fik­cyjna. Dzia­łaczka praw­dzi­wej Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej, żona członka OBPPS, Ja­nu­sza Le­pisz­cze, rów­nież po­staci fik­cyj­nej. Wnuczka bo­ha­tera po­wsta­nia li­sto­pa­do­wego i stycz­nio­wego Bar­naby Brzesz­czota (ta­koż fik­cyj­nego).

Brzycki, Pa­weł (1888–1926?), pseu­do­nim „Brzy­twa” – po­stać fik­cyjna. Far­ma­ceuta, czło­nek OBPPS.

Do­bosz, Ma­ciej (1889–1926?), pseu­do­nim „Bę­ben” – po­stać fik­cyjna. Mu­zyk, czło­nek OBPPS.

Fi­jał­kow­ski, Jan (1886 – zm. po 1938), pseu­do­nim „Fi­giel”, „Ry­szard” – po­stać au­ten­tyczna. Czło­nek OBPPS.

Gi­bal­ski, Edward Mi­chał (1886–1915), pseu­do­nim „Fra­nek” – po­stać au­ten­tyczna. Te­le­gra­fi­sta, czło­nek OBPPS.

Krze­nica, Wal­de­mar (1887–1939), pseu­do­nim „Ogień” – po­stać fik­cyjna. Czło­nek OBPPS.

Le­pisz­cze, Ja­nusz (ur. ok. 1885 – zm. po 1918), pseu­do­nim „Ostry” – po­stać fik­cyjna. Czło­nek praw­dzi­wej OBPPS. Mąż fik­cyj­nej Re­giny Brzesz­czot-Le­pisz­cze. Od­krywca rów­nie fik­cyj­nego tu­nelu pod Wi­słą mię­dzy Cy­ta­delą a For­tem Ja­siń­skiego. Wnuk bo­ha­tera po­wsta­nia li­sto­pa­do­wego i stycz­nio­wego, Le­ona Le­pisz­cze (ta­koż fik­cyj­nego).

Lutze-Birk, Alek­san­der Wil­helm (1878–1974), pseu­do­nim „Ste­fan”, „Dy­na­mit Pi­rok­si­li­no­wicz” – po­stać au­ten­tyczna. In­ży­nier, czło­nek OBPPS.

Okrzeja, Ste­fan (1886–1905) pseu­do­nim „Wi­told”, „Er­nest” – po­stać au­ten­tyczna. Czło­nek OBPPS, schwy­tany przez po­li­cję w trak­cie za­ma­chu na cyr­kuł po­li­cyjny na Pra­dze i stra­cony 21 lipca 1905. Mę­czen­nik Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej.

Pił­sud­ski, Jó­zef Kle­mens (1867–1935), pseu­do­nim „Ziuk”, „Wik­tor” – po­stać au­ten­tyczna. Przy­wódca Or­ga­ni­za­cji Bo­jo­wej Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej.

Pry­stor, Alek­san­der Bła­żej (1874–1941), pseu­do­nim „Ka­ta­jama”, „Bog­dan” i „Ra­fał” – po­stać au­ten­tyczna. Je­den z za­ło­ży­cieli OBPPS.

Pry­stor, Ja­nina Ame­lia (1881–1975), pseu­do­nim „Bog­da­nowa”, „Ta­ter­ska” – po­stać au­ten­tyczna, choć nie je­ste­śmy pewni jej dru­giego pseu­do­nimu. Dzia­łaczka Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej. Żona to­wa­rzy­sza Ka­ta­jamy.

Sawa-Sa­wicki, Je­rzy (1886–1922), pseu­do­nim „Sawa” – po­stać au­ten­tyczna. Czło­nek OBPPS.

Sła­wek, Wa­lery Jan (1879–1939), pseu­do­nim „Gu­staw”, „So­plica” – po­stać au­ten­tyczna. Je­den z naj­bliż­szych współ­pra­cow­ni­ków to­wa­rzy­sza Ziuka.

Szczer­biń­ska, Alek­san­dra (1882–1963), pseu­do­nim „Mor­ska” – po­stać au­ten­tyczna, choć nie je­ste­śmy pewni jej pseu­do­nimu. Dzia­łaczka Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej. Póź­niej­sza żona to­wa­rzy­sza Ziuka.

Świr­ski, Cze­sław (1884–1973), pseu­do­nim „Ad­rian” – po­stać au­ten­tyczna. Czło­nek OBPPS.

Woj­cie­chow­ski, Woj­ciech (1890 – zm. ok. 1965), pseu­do­nim „Woj­tek” – po­stać fik­cyjna, czło­nek OBPPS.

Za­krzew­ski, Cze­sław (ur. ok. 1980 – zm. po 1908), pseu­do­nim „Cze­sław” – po­stać au­ten­tyczna (ale tak ta­jem­ni­cza, że nie­mal fik­cyjna). Czło­nek OBPPS.

Re­la­cja z pol­skich ziem Im­pe­rium Ro­syj­skiego, część pierw­sza,„Ku­rier To­kij­ski”, 12 grud­nia 1908 roku

Sza­nowni Czy­tel­nicy, na prośbę Re­dak­tora Na­czel­nego, ja, Ko­bay­ashi Osamu, spe­cjalny wy­słan­nik „Ku­riera To­kij­skiego” do kra­jów Eu­ropy, spi­suję moją re­la­cję z po­dróży po Im­pe­rium Ro­syj­skim, a zwłasz­cza jego za­chod­nich ru­bie­żach. W związku z nie­zwy­kłym za­in­te­re­so­wa­niem wy­da­rze­niami z wrze­śnia bie­żą­cego roku przy­go­to­wa­łem swój, mam na­dzieję bez­stronny, ra­port o mo­jej po­dróży, spo­tka­niu z praw­dzi­wymi pol­skimi ter­ro­ry­stami i prze­trwa­niu na­padu na po­ciąg Pół­nocno-Za­chod­nich Dróg Że­la­znych.

Być może Sza­nowni Czy­tel­nicy pa­mię­tają moją se­rię ar­ty­ku­łów o pol­skim ru­chu wy­wro­to­wym i nie­pod­le­gło­ścio­wym, z któ­rego przed­sta­wi­cie­lami mia­łem oka­zję roz­ma­wiać w roku 1904. Je­śli nie, ser­decz­nie za­chę­cam do się­gnię­cia po dawne nu­mery na­szej ga­zety. W wiel­kim tym cza­sie, gdy bo­ska wola Ce­sa­rza i mą­drość na­szych ge­ne­ra­łów wska­zały, by ku osią­gnię­ciu trwa­łego po­koju, na czas krótki trzeba wy­dać pań­stwu ro­syj­skiemu wojnę, sprawy zbrojne zdo­mi­no­wały pra­sowe do­nie­sie­nia. Jed­nak po­śród ty­sięcy i mi­lio­nów oczu, skie­ro­wa­nych na na­szą Słodką Oj­czy­znę, zna­la­zły się też oczy Po­la­ków, człon­ków nie­gdyś wiel­kiego, dziś upa­dłego pań­stwa, któ­rzy od po­nad wieku dążą do zrzu­ce­nia jarzma ro­syj­skiej nie­woli. Choć tłu­ma­cze­nie wszel­kich za­wi­ło­ści w ru­chach pol­skich bun­tow­ni­ków może oka­zać się zbyt nudne, warto prze­czy­tać raz jesz­cze moje roz­mowy z pol­skimi kon­spi­ra­to­rami, aby na­brać choć ogól­nej wie­dzy w spra­wach za­chod­nich i ro­syj­skich.

Jak się zresztą oka­zało, w wy­da­rze­nia z wrze­śnia bie­żą­cego roku za­mie­szani byli ci sami lu­dzie, któ­rzy od­wie­dzili na­szą sto­licę cztery lata temu. W tym trud­nym cza­sie, w któ­rym ich gnę­bi­ciel, Ro­sja, prze­ży­wał kry­zys, ale też za­ci­skał palce na pol­skiej szyi, bo­jow­nicy ci po­czuli praw­dziwą de­spe­ra­cję. Z ho­no­ro­wych żoł­nie­rzy, chcą­cych iść na uczciwą wojnę, stali się praw­dzi­wymi ter­ro­ry­stami, wro­gami pu­blicz­nej har­mo­nii i kra­jo­wego po­koju, o co zresztą wła­dze car­skie oskar­żały ich od nie­pa­mięt­nych cza­sów. Nim jed­nak wy­da­cie wy­rok na tych groź­nych de­spe­ra­tów, prze­czy­taj­cie pro­szę moją re­la­cję z nie­zwy­kłej po­dróży przez za­chod­nie gu­ber­nie Ro­sji i oceń­cie sami, czy walka o kraj piękny, ale dziki, warta jest kro­ków tak gwał­tow­nych jak te pod­jęte przez czło­wieka zwa­nego to­wa­rzy­szem Z.

Sen to­wa­rzy­sza Ziuka

Mara wy­glą­dała za każ­dym ra­zem po­dob­nie, ale róż­niła się w szcze­gó­łach. Te szcze­góły zmie­niały się w spo­sób bar­dzo na­tu­ralny, gdyż Jó­zef nie dość, że ni­gdy nie był w so­bo­rze Świę­tej Trójcy, to wła­ści­wie jego noga ni­gdy nie po­stała w War­sza­wie. Znał ją do­brze z opo­wie­ści sto­łecz­nych to­wa­rzy­szy, a o sa­mym so­bo­rze, daw­nym ko­ściele pi­jar­skim, sły­szał wiele razy od Igna­cego. To on też cza­sem był prze­wod­ni­kiem Jó­zefa w tej dziw­nej dro­dze i bra­tem w gwał­tow­nym końcu sen­nego ma­rze­nia. Tym ra­zem jed­nak Ziuk szedł sam.

Pod no­sem nu­cił tę uliczną przy­śpiewkę, którą kie­dyś za­śpie­wał mu Mo­ścicki. Były to chwile, w któ­rych nie dość, że sam pa­łał go­rącą nie­na­wi­ścią do zna­ków pra­wo­sław­nej wiary, to jesz­cze czuł żal i fu­rię ka­to­licką, wspo­mi­na­jąc pi­jar­ską prze­szłość świą­tyni. Choć niby już od lat kil­ku­na­stu nie pod­da­wał się pa­pi­stow­skiej pro­pa­gan­dzie („Ech, Ma­rio, Ma­rio, przez cie­bie same kło­poty”, wzdy­chał niemo, my­śląc o żo­nie, dla któ­rej po­rzu­cił wiarę oj­ców), w tym śnie zu­peł­nie szcze­rze de­kla­ro­wał:

Po­cze­kaj­cie no ko­pułki,

Przyjdą jesz­cze z Fran­cji pułki,

My nie chcemy ob­cej wiary,

Wróci na­sza i pi­jary!

Wcho­dził więc do so­boru, co dziwne przez ni­kogo nie nie­po­ko­jony. W owym śnie miał na so­bie znie­na­wi­dzony mun­dur ro­syj­ski, a wąsy wy­po­ma­do­wane i za­wi­nięte jak u Sto­ły­pina, pie­kiel­nika, pre­miera, co te wą­si­ska chyba we krwi do­brych bo­jow­ców ma­czał. „Rany bo­skie, ja ni­gdy nie zo­stanę pre­mie­rem – po­wta­rzał Jó­zef, a po­tem wra­cał do swo­jej sen­nej man­try: – Po­cze­kaj­cie no ko­pułki...”

Mi­nął sie­dzące w ła­wach damy, żony, córki i sio­stry urzęd­ni­ków. Mi­nął wy­fra­ko­wa­nych męż­czyzn, któ­rzy jed­nak zda­wali się nic nie­zna­czą­cymi de­ko­ra­cjami pra­wo­sław­nego spek­ta­klu. Przed sa­mym iko­no­sta­sem znaj­do­wały się te naj­waż­niej­sze ławki. Tak na­prawdę sie­dział tam ge­ne­rał Hurko i jego świta, cza­sem kilku jesz­cze ofi­ce­rów z gar­ni­zonu. Ale w śnie jak to w śnie: Jó­zef wi­dział nie tylko nie­ży­ją­cego prze­cież już ge­ne­rała gu­ber­na­tora war­szaw­skiego, ale jesz­cze z dzie­się­ciu wyż­szych tu­zów, w tym ko­goś, kto wy­glą­dał jak ad­mi­rał Alek­sie­jew i ge­ne­rał Ku­ro­pat­kin.

„O, do­bry łup bę­dzie!” – po­my­ślał śpiący Ziuk i przy­spie­szył kroku.

Pod mun­du­rem trzy­mał dwa sło­iki z ni­tro­gli­ce­ryną, w dłoni dzier­żył rączkę kwa­so­wego de­to­na­tora. Śmiało pod­szedł do ławki z ro­syj­skimi ofi­ce­rami i bez par­donu we­pchnął się na sie­dze­nie tuż obok ude­ko­ro­wa­nego ad­mi­rała.

– Co się pchasz, La­chu? – za­py­tał skom­pro­mi­to­wany wilk mor­ski. – Na­wet w świą­tyni nie da­cie spo­koju...

– Ja tylko na chwilę... – bąk­nął Jó­zef, po­ka­zu­jąc rączkę za­pal­nika.

Ad­mi­rał, wi­docz­nie ro­zu­mie­jąc pra­wi­dła za­ma­chu ter­ro­ry­stycz­nego, ski­nął głową i po­wró­cił do śpie­wa­nia na­boż­nej pie­śni. A Ziuk, choć sie­dział w jed­nej ła­wie z ad­mi­ra­łem, ge­ne­ra­łem i mar­twym gu­ber­na­to­rem War­szawy, mię­dlił w dłoni spust de­to­na­tora, ale nie mógł go wci­snąć.

– No da­lej, wci­skaj! – krzyk­nął do niego pop, który miał twarz Igna­cego Mo­ścic­kiego.

– No coś nie idzie! – wy­stę­kał Jó­zef.

– Ci­sza! – syk­nął ad­mi­rał Alek­sie­jew. – Lu­dzie się tu mo­dlą!

– Już, prze­pra­szam! – od­parł Ziuk, ko­lejny raz wci­ska­jąc spust de­to­na­tora.

– Czy to pro­blemy ze speł­nie­niem aktu? – za­py­tał wą­saty ad­iu­tant gu­ber­na­tora, który miał twarz jakby żyw­cem zdjętą z wie­deń­skiego le­ka­rza, ucznia Freuda, u któ­rego by­wali cza­sem po pi­jaku.

– Nie, tylko mi się za­cięło! – od­parł Jó­zef, ude­rza­jąc de­to­na­to­rem o kra­wędź ławki.

– To ja­kaś farsa! Wy, La­chy, na­wet wy­sa­dzić się nie... – za­czął mar­twy gu­ber­na­tor Hurko, ale prze­rwał mu huk eks­plo­zji.

Wnę­trze cer­kwi za­ja­śniało nie­biań­skim bla­skiem wy­bu­chu ni­tro­gli­ce­ryny. Za­miast fali go­rąca i bólu Ziuk po­czuł tylko elek­try­zu­jące do­zna­nie w ca­łym ciele, po­dobne do tego pa­ra­liżu, który ogar­nia źle zgiętą nogę na ja­dą­cym go­dzi­nami wo­zie.

– No, wresz­cie to zro­bi­łeś! – za­wo­łał nie­wi­doczny pop Mo­ścicki. – Ty po­świę­ci­łeś ży­cie dla oj­czy­zny, abym ja stał się gi­gan­tem na­uki i słu­żył spra­wie na­ro­do­wej przez od­kry­cia i pa­tenty.

– Ci­sza! – rzu­cił po­now­nie te­raz już pod dwa­kroć mar­twy gu­ber­na­tor Hurko. Ale Jó­zef nie zdą­żył mu od­po­wie­dzieć, gdyż się obu­dził.

AP, Rady dla przy­jezd­nych,część pierw­sza, „Co­dzien­nik Wi­leń­ski”,19 wrze­śnia 1908 roku

Sza­nowni Czy­tel­nicy, za­pewne do­tarły do was sen­sa­cyjne do­nie­sie­nia o se­rii na­pa­dów na po­ciągi, które wy­da­rzyły się tego lata po ca­łym Im­pe­rium. We­dle prasy z gu­berni cen­tral­nych i wschod­nich liczne or­ga­ni­za­cje so­cja­li­styczne i na­cjo­na­li­styczne ata­ko­wały wa­gony pocz­towe w ak­cjach ra­bun­ko­wych, które sami na­past­nicy na­zy­wają „ak­cjami eks­pro­pria­cyj­nymi” lub kró­cej „eks­ami”. Może tak jest na pół­nocy i na wscho­dzie, ale po­mysł, by po­dobne zło­dziej­skie ope­ra­cje od­by­wały się na Wi­leńsz­czyź­nie, można uznać za zu­peł­nie fan­ta­styczny.

Wbrew po­zo­rom, roz­sie­wa­nym przez pło­che po­wie­ści sen­sa­cyjne, na­paść na po­ciąg – nie daj Boże! – z wa­go­nem pocz­to­wym i eskortą żan­dar­me­rii za­da­niem jest nie­zwy­kle kar­ko­łom­nym, a żadna or­ga­ni­za­cja wy­wro­towa, która działa obec­nie na te­re­nie Im­pe­rium, nie po­siada dość sił, woli ani umie­jęt­no­ści, aby po­dobny za­mach prze­pro­wa­dzić.

I ja­kiż to plan mo­gliby po­dobni de­spe­raci prze­pro­wa­dzić? Za­pewne wy­bra­liby po­ciąg prze­wo­żący od­po­wied­nią sumę pie­nię­dzy z po­dat­ków lub sprze­daży rzą­do­wych ob­li­ga­cji. Wy­obraźmy so­bie taki skład ja­dący z War­szawy do Pe­ters­burga, w któ­rym do­pięty jest wa­gon pocz­towy z sej­fem i skła­dem żan­dar­me­rii dla osłony. Ob­ra­bo­wać go pod­czas jazdy nie spo­sób. Wa­gony te nie jeż­dżą jako ostat­nie, od­piąć ich w dro­dze nie da rady. Walka ze strażą skoń­czyć się musi ka­ta­strofą na­wet dla licz­nego od­działu ban­dy­tów, jako że w wą­skich przej­ściach mię­dzy wa­go­nami tylko je­den lub dwóch lu­dzi strze­lać się może. Je­śli zaś wa­gon pocz­towy pod­pięty jest tuż za lo­ko­mo­tywą, ata­ku­jący nie mogą na­wet za­sko­czyć żan­dar­mów z dwóch stron. Wy­sa­dze­nie wa­gonu za­gra­ża­łoby by­towi ca­łego po­ciągu, a na to na­wet naj­bar­dziej za­twar­dziali bo­jowcy nie są, jak mnie­mamy, go­towi.

Walka z eskortą mu­sia­łaby się od­być na po­stoju, z za­sko­cze­nia, z udzia­łem na­past­ni­ków w i poza po­cią­giem. W tej sy­tu­acji ter­ro­ry­ści po­winni znisz­czyć li­nię te­le­grafu, ma­jąc choćby cień na­dziei na ucieczkę przed po­go­nią. Mu­sie­liby li­czyć na ster­ro­ry­zo­wa­nie nie tylko ob­sługi, ale i pa­sa­że­rów po­ciągu. Chcie­liby też szybko roz­pruć ciężki sejf, nie nisz­cząc jego za­war­to­ści.

Ter­ro­ry­ści mu­szą uciec, nim na­dej­dzie od­siecz woj­skowa i po­li­cyjna. To mo­głoby być moż­liwe w da­le­kich ostę­pach Ro­sji, ale tu­taj, na Li­twie? Wolne żarty, na­past­nicy nie ujdą da­leko w oko­licy na­szego spo­koj­nego i pra­wo­rząd­nego Wilna.

Czyż ży­ciowe do­świad­cze­nie nie uczy nas, że je­śli plan składa się z tylu chwiej­nych ele­men­tów, wielce jest praw­do­po­dobne, że może dojść do wię­cej niż jed­nej kom­pli­ka­cji? Dro­dzy przy­by­sze, je­ste­ście bez­pieczni. Do na­pa­dów u nas na pewno nie doj­dzie!

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki