Projekt 1002. Cienie w mroku - Wojciech Kulawski - ebook
NOWOŚĆ

Projekt 1002. Cienie w mroku ebook

Kulawski Wojciech

4,6

54 osoby interesują się tą książką

Opis

W mroku czają się cienie martwych i żyjących. Nie wiesz, które z nich są groźniejsze

 

 

 

Wydarzenia, które rozegrały się w Jaworznie, odcisnęły swe piętno na psychice podkomisarza Mateusza Dafnera, informatyka Tomka Wetlińskiego i  jego partnerki Kasi. Czy w odzyskaniu równowagi pomoże im nieoczekiwana propozycja złożona przez Nadię Ukwiał, naczelnik specjalnej jednostki policji przy Komendzie Wojewódzkiej w Katowicach? Nowa praca wydaje się nie tylko doskonałym remedium na traumy, ale także szansą na zrozumienie prawdziwego podłoża zbrodni popełnianych przez jaworzyńskiego „rzeźbiarza”.  Czy jednak na pewno? Czy przypadkiem cała trójka nie stanie oko w oko z jeszcze większym złem?

 

Ma ono swoje korzenie w działaniach, jakie zostały podjęte w czasach głębokiego PRL-u, a jeszcze dziś żyją uczestnicy tamtych zdarzeń bądź ich potomkowie. Ówczesne zło wcale nie odeszło do lamusa. Zatacza kolejne kręgi, żywiąc się ludzką złością, podłością i chciwością. 

 

 

 

Wojciech Kulawski w doskonałej formie. Jeszcze bardziej mrocznie, jeszcze więcej emocji. Fabuła wciągająca niczym tornado. Bardzo mocno polecam  Patrycja Pilarska (books_ in_ blood1)

 

Zło nigdy nie zasnęło.  Przyczajone trwa, by powrócić. Opowieść o przeszłości, która ponurym cieniem kładzie się na życiu współczesnych. O tym, czego nie da się pogrzebać. Polecam!! Renata Przybysz (Diabeł poleca)  

 

Tajemniczy projekt. Dojmujący koszmar lat wojny i tajne działania służb bezpieczeństwa PRL w znakomitych, realnych historycznie retrospekcjach. Zawrotna, kryminalna akcja we współczesności. Paraliżująca groza okrutnych morderstw i eksperymentów. Bohaterowie prawdziwi i emocjonalnie wiarygodni. Atmosfera strachu i ciągłego zagrożenia.  Nie możecie tego ominąć!   Paweł „Uncelek” Stryjecki (bloger, recenzent)

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 536

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (7 ocen)
5
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AnnaC1998

Nie oderwiesz się od lektury

pozostaje czekać na część trzecią tej fascynującej historii
00
KEmiliaM

Nie oderwiesz się od lektury

świetna polecam
00
KatarzynaK89

Nie oderwiesz się od lektury

Czekam na następną część 🙃
00



Rozdział 1

Współcześnie

Mateusz Dafner zaparkował samochód na szutrowej drodze, obok domu Tomka Wetlińskiego. Spojrzał jeszcze na stojącą na trawie toyotę gospodarza i ruszył w stronę furtki. Wszedł na posesję i skierował kroki wprost do drzwi. Choć był tu już wcześniej – dopiero teraz zauważył ogród, a właściwie sad ze starymi, obficie owocującymi jabłoniami, śliwami i gruszami. Zerwał się porywisty wiatr, poruszył gałęziami i złowrogo zaszeleścił liśćmi. Brzmiało to jak zapowiedź nieszczęścia. Podkomisarz westchnął, zdając sobie sprawę, że czeka go ciężki dzień.

Kurwa mać. Za jakie grzechy?, pomyślał.

Nacisnął od razu klamkę ciekaw, co też ta dwójka znów znalazła, i lekko tym zaniepokojony. Po chwili znalazł się w przestronnym salonie, mogącym spokojnie służyć za królewską salę balową.

– Jesteście tu? – zawołał, a jego głos odbił się dziwnym echem. Odpowiedzią była cisza. Miał wrażenie, że ściany domu coś do niego szepczą, próbując ostrzec przed niebezpieczeństwem. Poczuł dziwne mrowienie w okolicach karku. Zmysły policjanta wyostrzyły się, mięśnie napięły, jakby przygotowywały się do walki. Pośrodku salonu dostrzegł trzy sporej wielkości rozbite płytki i leżący obok kilof. Podszedł nieco bliżej i spojrzał w ziejącą pod podłogą dziurę, która bez problemu pomieściłaby dorosłego człowieka.

– Jesteście tam? – krzyknął w głąb otworu. Wyciągnął telefon i skierował światło do wnętrza. Wydawało mu się przez moment, że ktoś szepcze. Znieruchomiał, nasłuchując, jednak głosy już się nie powtórzyły. Schował aparat do kieszeni, ruszył po metalowych stopniach w dół i po chwili stanął na betonowej wylewce, kilka metrów pod posadzką salonu.

– Co za cholera? – rzucił sam do siebie, spoglądając w korytarz, jaki ukazał się jego oczom. Zanim zanurkował w mrocznych piwnicach, ponownie wyciągnął telefon i oddzwonił do Katarzyny Lawendy, która go tu wezwała, pełna złych przeczuć. I choć podkomisarz próbował wybić Kasi i Tomkowi z głowy pomysł eksploracji podziemi na własną rękę, to para najwyraźniej zignorowała ostrzeżenia.

Zamiast głosu dziewczyny policjant usłyszał pocztę głosową. Domyślał się, że jeśli oboje zagłębili się w tych czeluściach, to zapewne nie mają zasięgu. Bez dalszej zwłoki włączył latarkę i ignorując sygnały ostrzegawcze wysyłane przez zdrowy rozsądek, ruszył przed siebie.

– Jesteście tam? – wołał, słuchając, jak jego głos rezonuje w ciasnych wnętrzach piwnicy zbudowanej z czerwonej cegły.

Przeszedł kilka metrów, aż dotarł do starych, drewnianych drzwi. Ponieważ były otwarte, wszedł do środka. Jakże wielkie było jego zdziwienie, kiedy znalazł się w pomieszczeniu z czarno-białymi zdjęciami przedstawiającymi Nazistów zdobiącymi ściany. Jego uwagę przykuł niemiecki mundur zawieszony na oparciu krzesła.

Co to, do cholery, jest?, kołatało mu po głowie.

Chciał podejść do biurka, aby przyjrzeć się leżącym na nim przedmiotom, kiedy usłyszał czyjś gardłowy szept.

– Tu jesteśmy.

To był chyba głos Katarzyny. Brzmiał jednak dziwnie, jakby cieńszy i zmęczony. Dźwięk dochodził zza przysłaniającej jedną ze ścian szarej kotary. Podkomisarz przesunął ją ręką i w powietrze wzbił się tuman kurzu. Mateusz poczuł, że się dusi, a po chwili rozkasłał się okropnie. Próbując pozbyć się drażniących drobinek z płuc, nagle zdał sobie sprawę, że od dobrego tygodnia nie myśli o gęstym smogu, który tak bardzo przeszkadzał mu w początkowych tygodniach pobytu w Jaworznie.

Czyżbym się przyzwyczaił?, przeszło mu przez myśl.

A może traumatyczne wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że nie zwracał już na niego uwagi? Ilekroć tylko zamykał oczy, widział twarz Darii Kalińskiej uśmiechającej się do niego promiennie. Właśnie taką chciał ją zapamiętać. Na myśl o tym, że ten cholerny psychopata, Rafał Starosta, zabił ją z zimną krwią, aby pozyskać budulec dla swoich kuriozalnych dzieł sztuki – zaciskały mu się szczęki i pięści. Na dodatek za każdym razem przypominał sobie ciało, które wydobył z beczki w podziemnym laboratorium szaleńca.

Przez to wszystko Dafner prawie nie sypiał. Tabletki pozwalały zmrużyć oczy zaledwie na dwie, trzy godziny. Nad ranem zrywał się zlany potem.

Wzdrygnął się, aby wyrzucić spod powiek koszmarne wizje, jakie przywołały korytarze, w których właśnie się znalazł. Kilka sekund trwało, nim się wykaszlał i doszedł nieco do siebie. Szarpnął ręką zasłonę i ujrzał kolejne, uchylone drzwi. Prześlizgnął się przez nie i oświetlił następne pomieszczenie. Prawie krzyknął z przerażenia, kiedy ujrzał bladych niczym upiory Tomka Wetlińskiego i Kasię Lawendę.

– Co wy tu, kurwa, robicie? – zapytał poirytowany. – Co to za miejsce?

– Mów ciszej, to jest bomba – wymamrotała Lawenda, która stała obok informatyka, trzymającego w rękach dziwne urządzenie, przypominające połączenie maszyny do pisania ze starodawną kasą fiskalną.

Na słowo „bomba” włosy na głowie Dafnera stanęły dęba. Otworzył szeroko oczy, nie mogąc wykrztusić nawet słowa. Poczuł, jak skronie zaczynają mu pulsować, a dłonie się pocą.

– Skąd wiecie, że to bomba? – wymamrotał po chwili, oświetlając dwa szkielety, leżące za dziwnymi beczkami z napisem w języku niemieckim Achtung! Toxisch!.

Dziewczyna, choć bała się poruszyć, bardzo powoli wręczyła podkomisarzowi ostatni list od Krystiana Kowalskiego, który tak naprawdę okazał się być Christianem Wirthem, zbrodniarzem hitlerowskim współodpowiedzialnym za Holocaust. Mateusz skierował latarkę na zapisany odręcznym pismem kawałek papieru i zaczął czytać. Szło to bardzo opornie, bo nie mógł się skupić i ręce mu drżały. Z każdym zdaniem przełykał głośno ślinę, jakby próbował pozbyć się wielkiego kołka, zalegającego w gardle. Wreszcie dotarł do końca, westchnął ciężko i raz jeszcze spojrzał na Tomka. Pochylił się i przyjrzał bliżej dziwnemu urządzeniu, o którym każdy czytał, ale niewielu widziało je w rzeczywistości. Dolną jego część wypełniały okrągłe klawisze z literami, nieco wyżej w zagłębieniu widoczne były bębny z zębatymi tarczami. Całość stalowego mechanizmu została obudowana drewnem. Dafner oświetlił spód Enigmy i zauważył, że z urządzenia wychodzą dwa kabelki, cienkie jak żyłki, prowadzące do beczki i znikające w małych dziurkach w jej denku.

– Wytrzymasz? – zapytał Mateusz piskliwym ze strachu głosem, przyglądając się drżącym rękom informatyka. – Nie wiem, co to za mechanizm, ale bardzo dobrze zrobiliście, że się nie ruszaliście.

– Jak Tomek podniósł Enigmę, to w beczce zaczęło coś bulgotać, ale po pewnym czasie przestało. – Lawenda oblizała wargi i wbiła w Mateusza przerażone spojrzenie, jakby wyczekiwała od niego dalszych wskazówek. Był przecież policjantem i powinien najlepiej wiedzieć, co robić w podobnych sytuacjach.

– Czekajcie tu, wezwę saperów – rzucił Dafner, uśmiechając się sztucznie, jakby chciał ich trochę uspokoić. Niestety, wypadło to głupio i wywołało efekt odwrotny od zamierzonego.

– Nie zostawiaj nas! – jęknęła dziewczyna.

– Tu nie ma zasięgu – rzucił podkomisarz, spoglądając na wyświetlacz telefonu. – A ty nie musisz przecież tu stać, możesz pójść ze mną – dodał, spoglądając na nią.

– Nigdzie się stąd nie ruszę. Nie zostawię Tomka samego – wyszeptała i przetarła oczy, które zaszły jej łzami.

– Nie chciałbym wam przeszkadzać – wysyczał wściekły Wetliński przez zęby. – Długo będziecie tak sobie gawędzić? Wezwijcie saperów! Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam. To jest strasznie ciężkie – dodał.

Dafner odwrócił się na pięcie i ruszył przez dwoje drzwi i korytarz do miejsca, gdzie udało mu się złapać zasięg. Zadzwonił do naczelnika Grzankowskiego i w krótkich, żołnierskich słowach zrelacjonował mu nieciekawą sytuację.

– Niczego nie ruszajcie! Zaraz tam będziemy – obiecał Grzegorz.

– Zaraz, to znaczy za ile?

– Muszę ściągnąć ekipę z Katowic. Jak będziemy zapierdalać, to za czterdzieści pięć minut – odpalił naczelnik poirytowanym tonem.

– Czekamy – rzucił Dafner, który zdawał sobie sprawę, że Jaworzno nie dysponuje jednostką saperów. A ta z Katowic też nie teleportuje się wprost pod dom Tomka.

Niestety, podkomisarz zdał sobie również sprawę, że informatyk nie zdoła przez godzinę utrzymać tak ciężkiego urządzenia. Na moment zaświtała mu myśl, aby zostawić ich w tym lochu i tu, na górze, poczekać na przybycie saperów. Przeżył w ostatnim czasie tyle, że wydawało mu się, że jego psychika więcej nie zniesie. Wygrał jednak instynkt rasowego gliny. No i nie mógł przecież zostawić przyjaciela w takiej sytuacji. Westchnął ciężko, strząsnął z siebie głupią myśl jak natrętną muchę i wrócił do piwnicy, gdzie zostawił przerażoną parę. Tomek i Kasia spojrzeli na niego z nadzieją…

– Nie mam dobrych wieści. Będą za godzinę – wypalił podkomisarz od razu.

– Za ile? – Wetliński najwyraźniej dotarł do kresu wytrzymałości. – Mam to w dupie, nie wytrzymam tyle! Ten szajs waży coraz więcej, sam już nie wiem ile! Dłonie mi ścierpły. Cały się… trzęsę! – mówił rwanym głosem.

– Dobra, czekaj, na logikę – zaczął Dafner. – Autor listu twierdzi, że reakcja chemiczna powinna zajść w minutę. Ile czasu minęło od momentu, kiedy unieśliście Enigmę?

– Nie wiem, może dwadzieścia minut – zastanawiała Katarzyna, spoglądając nerwowo raz na Tomka, raz na Mateusza. – Mówiłam mu, żeby na ciebie poczekać, ale się uparł.

– Potem go za to zabijesz – upomniał Mateusz, widząc, że dziewczyna chce ciągnąć wyrzuty.

– O ile przeżyjemy – wymamrotał Tomasz. Zamknął oczy i zacisnął zęby, bo czuł, że nie zdoła dłużej utrzymać ciężkiego przedmiotu. Zawartość żołądka podchodziła mu do gardła. Zupełnie irracjonalnie jak na sytuację zawstydził się, że zaraz zwymiotuje.

– Ile jeszcze dasz radę? – zapytał Dafner.

– To już koniec. Muszę poprawić uchwyt, bo w lewą rękę łapie mnie skurcz – wyszeptał Sroka z ogromnym wysiłkiem.

– Zastanówmy się – zaczął Mateusz, który chciał uspokoić samego siebie, aby nie wpaść na dno paniki. – Gdyby bomba miała wybuchnąć, już dawno by to się stało. Coś się musiało zepsuć albo zaciąć.

– Przecież zrobiona wiele lat temu, cholera wie ile – podjęła wątek Katarzyna. Chyba też chciała uspokoić samą siebie. – Miała prawo się zaciąć.

– Tego typu bomby działają na zasadzie mieszania dwóch substancji – ciągnął podkomisarz. – Dochodzi do gwałtownej reakcji chemicznej, która produkuje duże ilości ciepła – dodał, próbując przypomnieć sobie szkolenie prowadzone przez saperów z Krakowa, w którym uczestniczył kilka lat temu. – Wysoka temperatura jest rodzajem zapalnika dla substancji wybuchowych, takich jak C4 czy dynamit.

– I co z tego wynika? Czy ciągnięcie tych kabelków może spowodować detonację? – jęknęła Kasia, widząc, że Tomek jest już u kresu sił. Nawet w bladym świetle latarki widać było, że zrobił się prawie przezroczysty. – A może po prostu przetnijmy te kable. Chyba nic się nie stanie? – ciągnęła. – Substancje w beczce już się chyba zmieszały.

– Kurwa, nie wiem. Nie mam pojęcia. Jest tyle rodzajów bomb i zapalników, że wszystko może się zdarzyć – rzucił poirytowany Dafner, który zrozumiał, że jego wiedza na temat materiałów wybuchowych jest niewystraczająca, aby dojść do jakichkolwiek konstruktywnych wniosków. A zgrywanie fachowca, w obecnej sytuacji, mogłoby się źle skończyć. – Może być nawet tak, że dwie zmieszane substancje wywołały już reakcję cieplną, ale nie zdołała osiągnąć na tyle wysokiej temperatury, aby zdetonować ładunek.

– Czy jeśli poruszymy żyłkami, to możemy sprawić, że te substancje lepiej się zmieszają? – dopytywała Katarzyna, podnosząc głos, który z nerwów wiązł jej w gardle.

– Nawet wibracja naszego głosu może być czynnikiem wyzwalającym. Musiałbym zajrzeć do beczki – a tego nie chcę robić – Dafner próbował poświecić latarką na wieko pojemnika. – Kurwa, nic nie widać!

– A może jedna z tych substancji z upływem lat zmieniła swoje właściwości chemiczne, dlatego nie zaszła właściwa reakcja? – zastanawiała się Katarzyna. Desperackie próby przeanalizowania beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znaleźli, sprawiały, że czuła się nieco lepiej. Zdawała sobie sprawę, że pewnie niczego mądrego nie wymyślą, ale dawało jej to złudne poczucie panowania nad sytuacją. I przede wszystkim nie pozwalało falom paniki zalać umysłu. Ponieważ nie była w stanie uspokoić drżenia dłoni, postanowiła trzymać je zaciśnięte w pięści.

– Kto wie? Może i tak być. Łącznie z tym, że sam materiał wybuchowy mógł przez lata zmienić swoje właściwości chemiczne. To dlatego niewybuchy są takie groźne, bo nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. – Podkomisarz wzruszył ramionami, czując się bezradny. Nie miał żadnego pomysłu na wybrnięcie z patowej sytuacji.

– Gadajcie sobie, ile chcecie. Rzucam to gówno! – parsknął Wetliński. – Nie dam rady dłużej.

– Poczekaj! – powstrzymał go Dafner. – Kasiu przejdź z drugiej strony i spróbuj wsadzić dłonie pod Enigmę. W takim miejscu, aby odciążyć nieco Tomkowi. Ja zrobię to samo po tej stronie – dodał w akcie desperacji. Zdawał sobie sprawę, że pomysł jest ryzykowny. Jednak w obecnej sytuacji było to lepsze rozwiązanie niż upuszczenie urządzenia na ziemię i gwałtowne pociągniecie za wystające z beczki kabelki.

Po śmierci Darii podkomisarzowi jakby nieco mniej zależało na życiu. Pewnie wcześniej zacząłby kalkulować ryzyko i zastanawiać się nad najwłaściwszym posunięciem. Obecnie było mu wszystko jedno. I tak nie miał nic do stracenia.

Lawenda wykonała polecenie Mateusza i ustawiła się obok Wetlińskiego, któremu ręce drżały tak, jakby dostał ataku febry.

– Tylko pamiętaj, nie podnoś urządzenia wyżej. Ma pozostać w takiej samej pozycji jak teraz. Wsuń tylko dłonie pod spód i znajdź sobie wygodny uchwyt, aby przejąć od Tomka nieco ciężaru – ciągnął policjant, z trudem starając się zachować spokój.

Katarzyna, najdelikatniej jak tylko potrafiła, włożyła ręce pod Enigmę, tuż obok dłoni Wetlińskiego. W momencie, kiedy jej palce dotknęły drewnianej obudowy, poczuła, jak uginają się pod nią nogi. Sądziła, że zaraz się przewróci. Na szczęście, jakimś cudem zdołała ustać.

Podkomisarz położył na betonowej podłodze telefon z włączoną latarką, aby cała trójka mogła cokolwiek widzieć – po czym zajął pozycję obok informatyka.

– Na trzy. Zrozumiałaś?

Katarzyna kiwnęła głową.

– Raz, dwa, trzy – rzucił podkomisarz.

Wetliński poczuł, że przedmiot robi się nagle lżejszy. Ból rąk wywołał grymas na jego twarzy. Czekał przez chwilę, próbując przetrzymać najgorsze chwile.

– Boże, dzięki – wymamrotał. – Mam kompletnie ścierpnięte ręce. Gdybym chwilę odpoczął i poprawił uchwyt, to mógłbym trzymać to badziewie jeszcze ze dwie godziny. Lata siłowni nie poszły na marne. Potrzymacie to przez chwilę sami? – zapytał informatyk.

Lawenda mruknęła potakująco, gotowa wziąć na siebie połowę ciężaru Enigmy. Mateusz próbował przełknąć ślinę, jednak nie był w stanie. Miał kompletnie sucho w ustach.

– Znowu na trzy – rzucił. – Raz, dwa, trzy.

Tomasz delikatnie odsunął ręce, stawiając Enigmę na dłoniach Kasi i Mateusza. Mięśnie paliły żywym ogniem, na szczęście ulga przyszła dość szybko. Mężczyzna, zaprawiony w sportach siłowych, potrafił radzić sobie z podobnym bólem. Jak mawiał Arnold Schwarzenegger: seria ćwiczeń wykonywanych na siłowni liczy się od momentu, kiedy mięśnie krzyczą, próbując oderwać się od kości i wyskoczyć ze skóry. To, ile powtórzeń wówczas wytrzymasz, będzie świadczyło o wielkości, jaką zdołasz kiedyś osiągnąć. Wetliński dość często podnosił ciężary z takim właśnie nastawieniem. Poczekał chwilę, aż krew napłynie mu do rąk. Niestety, dokładnie w tym momencie poczuł również, że zawartość żołądka musi jak najszybciej wydostać się na zewnątrz. Obfity, brązowożółty strumień wyleciał z jego ust w kierunku Dafnera, który kompletnie nie spodziewał się podobnej niespodzianki. Dość mocno przetrawiona jajecznica na cebuli, z tostami i sporą ilością kawy znalazła się na ubraniu podkomisarza.

Policjant poczuł kwaśny zapach wymiocin, które spływały po jego rękach i bluzie. I choć uczucie to było jednym z obrzydliwszych, jakich doznał w życiu, to mimo wszystko nawet nie drgnął. Chciał rzucić w stronę informatyka jakąś nieprawdopodobnie obelżywą wiązankę, jednak milczał, dochodząc do wniosku, że gdy otworzy usta – sam może zrobić dokładnie to samo, co Tomek przed chwilą.

– Przepraszam – wymamrotał sprawca nieszczęścia, po czym zwymiotował resztkę jedzenia na betonową podłogę. – Przepraszam.

Przetarł ręką usta i natychmiast zaczął wycierać Dafnera. Następnie, długo się nie zastanawiając, z powrotem wsunął dłonie pod Enigmę i przejął większą część jej ciężaru.

– We trójkę damy radę – rzuciła Lawenda, aby rozładować nieco sytuację. – To nie jest nawet takie ciężkie.

– Spróbuj przez piętnaście minut potrzymać to sobie sama – warknął Tomasz, który miał wyrzuty sumienia, że cała piwnica wypełniła się nieprzyjemnym zapachem zawartości jego żołądka.

– Moglibyście się przymknąć? Nie uważam, że jesteśmy bezpieczni. Spokój mi tu. Wibracje naszych głosów mogą spowodować eksplozję. Poczekajmy w ciszy na przybycie saperów. – Defner był wściekły. – To będzie bardzo długa godzina, szczególnie z twoimi rzygami na mnie.

– Wszyscy jedziemy na tym samym wózku – mruknął Wetliński, spojrzał na Lawendę i zdobył się na delikatny uśmiech.

W tym momencie Katarzyna zaczęła się śmiać. Początkowo cicho i delikatnie, a w końcu coraz mocniej. Zdając sobie sprawę, jak bardzo jest to w obecnej sytuacji niebezpieczne, próbowała się za wszelką cenę opanować. Przynosiło to efekt odwrotny do zamierzonego, bo całe jej ciało podrygiwało. Na domiar złego Tomasza, który wlepiał wzrok w twarz dziewczyny, również opanowała nerwowa głupawka i zaczął rechotać. Mimo że oboje wiedzieli, iż to najgorsza z możliwych chwil na heheszki, to w żaden sposób nie byli w stanie się uspokoić.

– Ja was, kurwa, pozabijam – wycedził Dafner przez zęby, myśląc, że za chwilę trafi go szlag. Oczyma wyobraźni widział, jak cała trójka zamienia się w obłok toksycznego gazu, który zawiśnie nad Podlesiem, a potem poleci, popychany wiatrem, w kierunku wschodniej części Polski. – Zamknijcie się – warknął, starając się zachować powagę. Skupił się na tym, aby i jemu nie udzieliła się ta wesołość, i żeby sam nie zaczął się śmiać. Oczywiście wiedział, że to histeria, ale tym bardziej nie mógł jej ulec.

– Nie mogę się opanować – wymamrotała Lawenda, wciąż prychając pod nosem. – Zwłaszcza kiedy myślę o tym, jak obiecałeś nas pozabijać. – Ilość skrajnych emocji, jakie kotłowały się w jej głowie, sprawiła, że ciało praktycznie przestało się słuchać. Zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, jednak reakcja organizmu pozostawała poza kontrolą.

Dafner musiał natychmiast zareagować.

– Zamknijcie oczy – nakazał – i pomyślcie o waszych ciałach, rozrywanych przez tę cholerną bombę. Zobaczcie w wyobraźni, jak wasze kończyny lecą dwadzieścia metrów, aby w końcu wylądować w jakimś bajorze. I potem przyjdą psy, które rozniosą wasze szczątki po całej okolicy. I trzeba was będzie zbierać z obszaru kilku kilometrów, aby móc was w kostnicy skompletować.

Niestety, nawet ta próba się nie powiodła, bo para, mimo zamkniętych oczu, nadal śmiała się pod nosem.

– Przypomniałam sobie list Wirtha i jego wizję tego, jak wszystkich rozerwie – Katarzyna przygryzła mocno wargi, aby poczuć ból. Sądziła, że może w ten sposób zdoła wyswobodzić się ze szponów paniki, która w ten dziwny sposób znalazła dla siebie upust.

– Ja pierdolę – zmienił ton Dafner, zwracając się do niej. – Pomyśl, twoja babcia umrze przez jakiś pieprzony Cyklon-X. Jej oczy wyjdą z orbit, a ona udusi się własnym językiem. A ty, Tomaszu – popatrzył groźnie na Wetlińskiego – dołączysz do swojego brata, który smaży się w piekle razem z innymi samobójcami.

Najwyraźniej uderzył we właściwą nutę, bo oboje, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przestali rechotać, a twarze im na powrót spoważniały.

– Mogłeś sobie darować – wypaliła dziewczyna z pretensją.

Cała trójka zamilkła i trwała tak, czekając na ekipę policyjnych saperów. Czas dłużył się niemiłosiernie. Mieli wrażenie, że to najdłuższa godzina w ich życiu.

W momencie, kiedy dobiegł ich trzask otwieranych drzwi – w ich oczach pojawiła się nadzieja. Może jednak jakimś cudem przeżyją? Los da im szansę, aby mogli rozwiązać tę piekielną zagadkę do końca.

Dwie minuty później w pomieszczeniu pojawił się niski mężczyzna, w dziwnym uniformie, przypominającym strój astronauty. Wszedł do ciemnego pomieszczenia i po krótkiej rozmowie wezwał wsparcie. Po chwili do piwnicy zeszło kilku podobnie ubranych saperów, z dziwnymi, przypominającymi gimbale, konstrukcjami. Przejęcie Enigmy z rąk zestresowanych przyjaciół nie zajęło wiele czasu.

Wychodząc z podziemi na trzęsących się nogach, Dafner, Wetliński i Lawenda czuli się tak, jakby ktoś podarował im nowe życie.

– Spieprzajmy stąd, zanim wydarzy się coś złego – zaproponował podkomisarz, który miał taki mętlik w głowie, że nie był w stanie racjonalnie myśleć. Poza tym marzył, aby zmyć z siebie zawartość żołądka Tomka Wetlińskiego.

– Musimy wszystkich ostrzec! I zabrać moją babcię – rzuciła zaniepokojona Lawenda, rozbieganym wzrokiem tocząc po salonie.

– Nie martwcie się. Już się tym zajęliśmy – powiedział funkcjonariusz policji, który dowodził całą akcją. – Wsiadajcie do samochodów i jedźcie do Katowic. Nie wiadomo, co za cholerstwo jest w tych beczkach – dodał, machając ręką na trzech żołnierzy, wnoszących do pomieszczenia specjalne maty, które miały zabezpieczyć ewentualną detonację.

Redakcja:

Agnieszka Bilska, Joanna Czarkowska

Korekta:

Barbara M. Mikulska

Projekt okładki:

Joanna Halerz

Skład wersji elektronicznej:

Paweł Czarkowski

Wydanie I, Warszawa 2025

ISBN 978-83-66767-83-6

Copyright © by Wojciech Kulawski, 2025

Copyright © for all editions by Wydawnictwo Alegoria, Warszawa 2025

Wydawnictwo Alegoria Sp. z o.o.

Ul. Chmielna 73 B, lok 14

00-801 Warszawa

tel. 600 762 716

e-mail: [email protected]