Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Każdego roku jedna na cztery osoby doświadcza problemów ze zdrowiem psychicznym, przy czym same zaburzenia depresyjne i lękowe dotykają ponad 500 milionów osób na świecie.
Dlaczego zaburzenia psychiczne są tak powszechne?
Co we współczesnym życiu wywiera szkodliwy wpływ na naszą psychikę? Dlaczego wiele problemów ze zdrowiem psychicznym daje wyraźne objawy fizyczne? I dlaczego tym problemom nadal towarzyszy sporo nieporozumień oraz stygmatyzacja?
W „Psycho-logice” Dean Burnett, neurobiolog i wzięty popularyzator nauki, odpowiada na te i mnóstwo innych pytań, wyjaśniając, co dzieje się w naszych mózgach, kiedy cierpimy na zaburzenia takie jak stany lękowe, depresja i uzależnienie.
Pasjonująca „Psycho-logika” przeplata odkrywcze wyniki dociekliwych badań ze zwierzeniami osób, które doświadczają problemów ze zdrowiem psychicznym. Dzięki temu książka przynosi zajmujące i uspokajające wyjaśnienie, jak i dlaczego powstają zaburzenia psychiczne oraz jak można je zrozumieć.
„Podziwiam działalność Deana Burnetta. Jest bardzo przekonujący, doświadczony i racjonalny. Wiesz, że możesz mu zaufać, i wiesz, że jego książka będzie wspaniałą lekturą” – Jon Ronson
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 369
Dean Burnett jest neurobiologiem, blogerem, autorem książek, a czasami występuje w roli komika estradowego. Mieszka w Cardiff. Obecnie jest pracownikiem naukowym (honorowym) w School of Psychology na Cardiff University oraz wizytującym nauczycielem akademickim specjalizującym się w dziedzinie neurobiologii na Birmingham City University. Jest też ambasadorem organizacji charytatywnej Rethink zajmującej się zdrowiem psychicznym i otrzymał nagrodę Public Engagement of Neuroscience Award przyznaną przez British Neuroscience Association. Jego książki Gupi muzg i Happy mózg stały się międzynarodowymi bestsellerami: wydano je w ponad dwudziestu krajach, a jego artykuły w „Guardianie” przeczytano ponad szesnaście milionów razy. W Polsce ogromny sukces odniosła książka Deana Burnetta dla dzieci i młodzieży Dlaczego rodzice tak cię wkurzają i co z tym zrobić. Autor prowadzi blog Brain Yapping dla Cosmic Shambles Network.
Inne książki autora:
Dlaczego rodzice tak cię wkurzają i co z tym zrobićGupi muzgHappy mózg
Tytuł oryginału Psycho-logical. Why Mental Health Goes Wrong – and How to Make Sense of It
© Dean Burnett, 2021
First published in paperback by Guardian Faber in 2021Guardian Faber is an imprint of Faber & Faber LimitedBloomsbury House, 74–77 Great Russell Street, London WC1B 3DA
Przekład Bożena Jóźwiak
Redakcja Maria Brzozowska, Anna Hadała-Żołnik
Korekta Pracownia 12A
Skład Tomasz Brzozowski
Konwersja do wersji elektronicznej Aleksandra Pieńkosz
Copyright © for this editionInsignis Media, Kraków 2022Wszelkie prawa zastrzeżone
ISBN pełnej wersji 978-83-67323-11-6
Insignis Media ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków tel. +48 (12) 636 01 [email protected], www.insignis.pl
facebook.com/Wydawnictwo.Insignis
twitter.com/insignis_media (@insignis_media)
instagram.com/insignis_media (@insignis_media)
tiktok.com/insignis_media (@insignis_media)
Cześć! Nazywam się Dean Burnett, a to jest Psycho-logika, książka w całości poświęcona zdrowiu psychicznemu.
Zdrowie psychiczne to bardzo obszerna dziedzina, a temat jest delikatny, działający na wyobraźnię i zabarwiony emocjonalnie. Dlatego najlepiej już na początku wyjaśnić kilka spraw.
Przede wszystkim to jest książka o zdrowiu psychicznym – ale nie moim. Będziemy tu zgłębiać to, jak obecnie w nauce rozumie się zdrowie psychiczne. Przyjrzymy się zmianom, jakie zdaniem badaczy zachodzą w mózgu (i czasem reszcie ciała), kiedy zdrowie psychiczne podupada, przeanalizujemy przyczyny takiego rozpowszechnienia zaburzeń psychicznych oraz dowiemy się, jak ludzie radzą sobie z tym wszystkim i wiodą stosunkowo normalne życie. Jest to tak logiczne i racjonalne spojrzenie na problemy psychiczne, jak to możliwe, i stąd ten umiarkowanie dowcipny tytuł.
Nie piszę o własnym zdrowiu psychicznym, bo właściwie nie ma o czym mówić. Na razie jestem jednym z tych szczęśliwców, którzy nigdy nie musieli borykać się z żadnymi poważnymi trudnościami w tej materii. Oczywiście mam swoje wzloty i upadki. Spotykały mnie w życiu rzeczy, które doprowadzały mnie na krańce emocjonalnego spektrum, dobre i złe. Uważam jednak, że wszystko to mieściło się w normalnych parametrach codziennego ludzkiego życia. Nigdy natomiast nie korzystałem z psychoterapii, nie przyjmowałem leków psychotropowych ani nie miałem trudności z funkcjonowaniem w szerszym świecie z przyczyn innych niż okoliczności, brak doświadczenia czy zwykła ignorancja.
Dla niektórych może to być zaskoczeniem, bo większość współczesnych książek poświęconych zdrowiu psychicznemu skupia się na doświadczeniach autora w radzeniu sobie z własnymi problemami. Ja oczywiście nie mogę zastosować takiego podejścia – a przynajmniej nie bez posuwania się daleko poza granice literatury faktu. Co zatem uprawnia mnie do zabierania głosu w tej sprawie?
Cóż, może zacznę od tego, że się przedstawię. Jak już wspomniałem, nazywam się Dean Burnett. Jestem autorem książek Gupi muzg, Happy mózg, Dlaczego rodzice tak cię wkurzają i co z tym zrobić oraz niezliczonych wpisów na blogu, artykułów i innych prac poświęconych dziwnym i niesamowitym właściwościom ludzkiego mózgu. Piszę o mózgu, bo mam doktorat z neurobiologii. Moja praca doktorska jest dostępna w British Library oraz w witrynie internetowej Cardiff University, jeśli na wszelki wypadek wolisz to sprawdzić [1].
Przez wiele lat byłem też kierownikiem opiekunów naukowych i wykładowcą studiów magisterskich z psychiatrii na Cardiff University. Do moich obowiązków należało uczenie studentów medycyny i lekarzy wszelkich aspektów psychiatrii: od podstaw tej nauki do nowoczesnych metod diagnostyki i leczenia, zasad i przepisów regulujących ich stosowanie, a także wielu innych spraw. Tego rodzaju praca w połączeniu z latami badań nad funkcjonowaniem mózgu niewątpliwie prowadzi do bardzo dokładnego zrozumienia tematyki zdrowia psychicznego i jej doceniania. A w każdym razie tak będę twierdził.
Od tamtej pory mnóstwo piszę na ten temat, a czytelnikom najwyraźniej bardzo się podoba to, co mam do powiedzenia. Sporo z moich tekstów szeroko się dziś wykorzystuje do nauki i szkoleń oraz jako materiały źródłowe: sięgają po nie uczniowie liceów, którzy wybrali psychologię w ramach systemu rozszerzonej matury A Level, można znaleźć je w bibliotekach państwowej ochrony zdrowia, posługują się nimi organizacje w rodzaju Samarytan oraz instytucje świadczące usługi psychoterapeutyczne i tak dalej.
Ale dlaczego wybierają mnie i moje teksty? Nie mam przecież uprawnień do diagnozowania i leczenia problemów psychicznych i niewątpliwie są tysiące specjalistów, których wiedza o zdrowiu psychicznym przewyższa moją. Dlaczego zatem zostałem tak wyróżniony?
Cóż, przede wszystkim jestem neurobiologiem. Żeby sobie uzmysłowić, o co chodzi, możesz porównać mnie do doświadczonego projektanta samochodów. Jestem w stanie opowiedzieć ci ze szczegółami, jak działa samochód, ale niekoniecznie naprawić twój, a już z pewnością nie mogę wydać ci prawa jazdy. Do każdej z tych aktywności potrzeba innych umiejętności.
Zajmuję się głównie tym, jak działa mózg, a stanowi on trzon wszystkich spraw związanych ze zdrowiem psychicznym – bez tego organu po prostu nie istniałoby pojęcie „zdrowie psychiczne”. A mózg można obserwować (z pewnymi ograniczeniami oczywiście) oraz badać i analizować to, co w nim się dzieje. Mam nadzieję, że dzięki trzymaniu się tych konkretów przedstawię temat zdrowia psychicznego w bardziej klarowny, uchwytny i łatwiejszy do zrozumienia sposób.
Ponadto wielokrotnie słyszałem, że mój sposób omawiania zdrowia psychicznego podoba się odbiorcom, bo robię to jaśniej i z większą empatią niż inni. Może i sobie schlebiam, ale naprawdę staram się wystrzegać kategorycznych wniosków i napastliwego tonu oraz za wszelką cenę unikać stygmatyzowania, a ponadto zawsze podkreślam swoją ignorancję i ograniczenia wiedzy do tego stopnia, że moi redaktorzy stale proszą mnie, żebym przestał.
Takie podejście to częściowo pokłosie tego, że już od niemal dwudziestu lat w ramach hobby występuję jako stand-uper. Prawie dwie dekady stawania przed podchmielonymi nieznajomymi, którzy nie mają żadnego powodu, żeby cię lubić, i starań, żeby w ciągu pięciu minut przekonać ich do siebie tylko za pomocą słów, po prostu muszą wyrobić w tobie umiejętności komunikacyjne. Nie masz innego wyboru niż przynajmniej starać się być sympatycznym i zajmującym, mówić zrozumiale i błyskawicznie dotrzeć do tych ludzi, bo inaczej zjedzą cię żywcem.
Oczywiście niedosłownie. Chociaż słyszy się takie historie o niektórych występach…
Prawdopodobnie jeszcze większe znaczenie w ukształtowaniu mojego podejścia miał jednak okres dorastania, zdecydowanie odmienny od tego, który był udziałem większości znanych naukowców. Dorastałem w pubie w ślepym zaułku małej, dawniej górniczej doliny w Południowej Walii. I wcale nie ironizuję tu na temat doliny Garw, gdzie mieszkałem w dzieciństwie – nie prowadzi tam żadna droga przelotowa, toteż jest to dosłownie ślepa uliczka.
Życie, które tam wiodłem, absolutnie nie było ciężkie czy traumatyczne. Środowisko wywiera jednak duży wpływ na zdrowie psychiczne, więc jeśli dorastasz w miejscu, gdzie serwuje się alkohol, w odizolowanej wiosce zamieszkanej przez zubożałą klasę pracującą, doskonale zaznajamiasz się z wieloma problemami psychicznymi. A ludzie, którzy ich doświadczali, to byli moi przyjaciele, członkowie dalszej rodziny, to oni stanowili społeczność. Trudno, żeby takie warunki nie wpłynęły na moje poglądy dotyczące wszystkich spraw związanych z tą dziedziną zdrowia.
Moja późniejsza nauka w zakresie zdrowia psychicznego pod wieloma względami przypominała naukę biologii przez osobę, która dorastała w dżungli. Po wzięciu do ręki podręcznika pełnego znanych jej roślin i zwierząt taki ktoś mówi sobie: „A, więc tak to się nazywa. Dawniej wiele razy to widziałem, tylko brakowało mi słownictwa, żeby to nazwać”[2].
Daję słowo, zazwyczaj nie zaczynam książki od obszernego i pochlebnego przedstawienia siebie i swoich kwalifikacji. Tym razem jednak jest to konieczne, bo we współczesnym świecie sporo osób lubi przemawiać i pouczać innych na temat wszelkich kwestii związanych ze zdrowiem psychicznym, choć nie mają żadnych kwalifikacji ani nawet doświadczeń w tej dziedzinie. Jeśli kiedyś zwierzyłeś się komuś z problemów psychicznych, miałeś okazję się o tym przekonać. Zapewne ktoś pogodnym tonem doradził ci: „Po prostu rozchmurz się”, „Idź na spacer” albo „Otrząśnij się z tego”, albo „Myśl pozytywnie” czy coś w tym stylu. Może przekonywano cię również, żebyś nie brał żadnych leków, bo to tylko oszukiwanie się. Albo że to wszystko jest w twojej głowie – tak jakby to było jakieś przełomowe odkrycie, a nie coś kompletnie oczywistego. To jak tłumaczyć komuś z reumatoidalnym zapaleniem stawów, że to wszystko jest w jego stawach.
Nawet jeśli takie nieproszone rady są w stu procentach podyktowane dobrymi intencjami – a mam co do tego wątpliwości – to i tak tylko pogarszają sytuację. Chcę zatem bardzo wyraźnie powiedzieć, że pomimo wszystkich swoich wad zdecydowanie nie jestem jedną z tych osób. Przecież zajmuję się tu tematem wysoce drażliwym i głęboko osobistym dla milionów ludzi. Nie mówię o metodach produkcji opon samochodowych czy polityce rolnej w siedemnastowiecznej Europie kontynentalnej[3].
Oczywiście w stu procentach obiektywne i racjonalne podejście do kwestii zdrowia psychicznego jest niemożliwe. Dlatego w następnych rozdziałach powiem zapewne rzeczy, z którymi część osób zdecydowanie się nie zgodzi albo które się im nie spodobają. Z góry przepraszam, jeśli tak się zdarzy. Ale przynajmniej będą wiedzieć, z jakiej perspektywy się wypowiadam.
Wyjaśniłem zatem, dlaczego uważam, że miałem prawo napisać tę książkę. Ale dlaczego chciałem to zrobić? Co mam nadzieję dzięki tej książce osiągnąć?
Cóż, zapewne mogę bezpiecznie założyć, że ty, drogi czytelniku, masz już jakieś pojęcie o zdrowiu psychicznym i zagadnieniach z nim związanych. Uważam tak na podstawie faktu, że obecnie z własnej woli czytasz książkę poświęconą wyłącznie temu tematowi.
Zobacz, jak wielką uwagę poświęca się obecnie zwiększaniu świadomości dotyczącej zdrowia psychicznego. Mamy Światowy Tydzień Zdrowia Psychicznego, a w wielu krajach obchodzony jest również tydzień lub miesiąc świadomości zdrowia psychicznego. Do tego dodajmy niezliczone książki, witryny internetowe z bogatymi treściami, blogi i filmy dokumentalne. Istnieją liczne organizacje – charytatywne i państwowe – mające na celu pomoc osobom z problemami psychicznymi i krzewienie wiedzy z tej dziedziny. Nawet znani celebryci zwierzają się publicznie ze swoich problemów i doświadczeń z zaburzeniami psychicznymi. Jak widać, podnoszenie świadomości na temat zdrowia psychicznego jest we współczesnym społeczeństwie sprawą pierwszoplanową.
Pragnę zaznaczyć, że w stu procentach popieram te wysiłki i poświęciłem działaniom na rzecz zwiększania świadomości o zdrowiu psychicznym dużą część swojej kariery zawodowej. Zastanów się jednak przez chwilę i zadaj sobie pytanie, na ile takie ruchy są skuteczne.
Pierwsza odpowiedź, która się nasuwa, to że bardzo. W ostatniej dekadzie zauważyłem ogromną zmianę w sposobie rozmawiania o tych kwestiach. Dziś często bywa się świadkiem zażartych dyskusji, czy antydepresanty są odpowiednimi środkami do leczenia depresji, podczas gdy jeszcze nie tak dawno częściej słyszało się wywody, że czegoś takiego jak depresja w ogóle nie ma. Nie ulega zatem wątpliwości, że te poczynania na rzecz zwiększania świadomości przynoszą wiele dobrego, choć pozostało jeszcze dużo do zrobienia.
Jednocześnie jedna rzecz budzi moje poważne wątpliwości. Mianowicie świadomość bezdyskusyjnie jest potrzebna, ale nie przekłada się automatycznie na zrozumienie. Wiele kampanii i innych inicjatyw dotyczących zdrowia psychicznego przekazuje zaskakująco proste komunikaty, sprowadzające się do takich haseł jak „Depresja istnieje – przekaż to innym”. Oczywiście to twierdzenie jest prawdziwe, ale i tak dużo ludzi się z nim nie zgadza. Niestety mózg człowieka jest uparty, więc jeśli chcesz zmienić czyjeś przekonania, nie wystarczy powtarzać temu komuś, że się myli.
Owszem, mógłbyś powiedzieć, że to nie jedna osoba twierdzi, iż zaburzenia psychiczne są rzeczywiste, tylko miliony, i to już musi stanowić przekonujący argument, prawda? Tak, ale na świecie jest też ponad miliard chrześcijan, często publicznie głoszących swoją wiarę, a mimo to ateiści nadal pozostają przy swoich przekonaniach.
Taki impas częściowo wynika z faktu, że ludzki mózg silniej reaguje na namacalne, poruszające doświadczenia niż na abstrakcyjne teoretyczne informacje. Możesz tygodniami uczyć się nudnych rzeczy w rodzaju polityki rolnej w siedemnastowiecznej Europie, po czym cały ten materiał wyleci ci z głowy natychmiast po zdaniu egzaminu. Ale nigdy nie zapomnisz pierwszego pocałunku albo przerażającego wypadku samochodowego, którego byłeś świadkiem. Podobnie, nawet jeśli wielokrotnie usłyszysz, że zaburzenia psychiczne są prawdziwym problemem, nie dotrze to do ciebie w pełni, dopóki twoje własne zdrowie psychiczne się nie pogorszy – dopiero wtedy pojmiesz, że rzeczywiście tak jest.
Pomyśl o wszystkich skomplikowanych urządzeniach i systemach wszechobecnych w otaczającym nas świecie, takich jak samochody, smartfony, instalacje wodno-kanalizacyjne, Internet, sieć elektroenergetyczna i tak dalej. W codziennym życiu od dużej części z nich jesteśmy całkowicie uzależnieni, ale ilu z nas wie, jak one działają? Ilu poświęca temu choćby chwilę zastanowienia, kiedy z nich korzysta?
Dopiero gdy nasz samochód czy centralne ogrzewanie przestaną działać, natychmiast zaczynamy wyszukiwać w Google’u łańcuchy rozrządu, termostaty czy czego tam potrzebujemy. Teraz stały się one problemem i to dało nam motywację, żeby dowiedzieć się, co się dzieje.
W zasadzie takie zachowanie jest rozsądne, bo nasz mózg nie może zajmować się wszystkim naraz. W rezultacie bardziej przejmujemy się sprawami naglącymi i potencjalnie niebezpiecznymi niż tym, co znane i niezawodne. Jeśli coś działa jak należy, nie odczuwamy potrzeby poznania, jak to przebiega. Wystarczy nam sama świadomość, że wszystko w porządku.
Rzecz w tym, że zdrowie psychiczne jest jeszcze bardziej nieodłączne od naszego życia i bez porównania bardziej złożone niż wszystko, co wymieniłem powyżej. Zrozumienie, jak działa psychika, wymaga mnóstwa pracy, a na dodatek nikt jeszcze nie zdołał tego całkowicie rozszyfrować. Może zatem nie należy się dziwić, że większość ludzi woli nim się nie martwić ani nawet o nim nie myśleć. Oczywiście dopóki z ich własnym zdrowiem psychicznym nie zacznie dziać się coś złego.
I w ten sposób dochodzę do kolejnego potencjalnego problemu z szerzeniem świadomości w całej tej debacie o zdrowiu psychicznym. Jeśli zgodzimy się, że ludzie najskuteczniej uświadamiają sobie owe kwestie, gdy sami doświadczają kłopotów w tej dziedzinie – bo każdy ma zdrowie psychiczne, ale nie każdy ma jego zaburzenia – to zastanówmy się nad następującą sprawą: w działaniach na rzecz zwiększenia świadomości w zakresie zdrowia psychicznego jedną z najczęściej przytaczanych danych statystycznych jest to, że w Wielkiej Brytanii co roku jedna na cztery osoby doświadcza problemów psychicznych.
Jedna na cztery.
Dwadzieścia pięć procent populacji!
Zakładając, że te dane są ścisłe[4], oznacza to, że w samej Wielkiej Brytanii każdego roku ponad 16 milionów osób doświadcza problemów psychicznych. Jedna czwarta populacji kraju jest boleśnie świadoma tego, że z ich zdrowiem psychicznym jest coś nie tak.
Ale w takim razie po co nam kampanie uświadamiające? I dlaczego mówienie o problemach ze zdrowiem psychicznym jest często takie trudne? Dlaczego ten temat nadal jest tak słabo rozumiany i traktowany jako tabu, a na dodatek często wywołuje paranoję i stygmatyzację? Mniej niż jedna osoba na cztery kibicuje jakiejś drużynie piłkarskiej. A mimo to piłka nożna jest wszechobecna, relacjonowana stale we wszystkich możliwych mediach i nikt nie uważa za dziwaczne, że najlepsi zawodnicy są warci więcej niż małe państwo.
Gdyby sama świadomość dotycząca zdrowia psychicznego wystarczyła, temat ten byłby równie popularny i ważny jak piłka nożna, a najlepszych psychiatrów i terapeutów szpitale odstępowałyby sobie po cenach zapierających dech w piersi.
Jak doskonale wiemy, nic takiego się nie dzieje, więc coś tu jeszcze nie gra. Na ten stan rzeczy składają się niezliczone czynniki, ale według mnie główną przyczyną jest to, o czym przed chwilą wspomniałem: ludzie na ogół podchodzą z większym lękiem i podejrzliwością do spraw, których nie rozumieją. Ludzki mózg naprawdę nie lubi niepewności i mimowolnie reaguje na nią niepokojem1. I choć świadomość dotycząca zdrowia psychicznego jest bardzo pożyteczna i potrzebna, to nie przekłada się ona automatycznie na zrozumienie kwestii z nim związanych.
Zdrowie psychiczne jest o tyle bardziej nieuchwytne i trudniejsze do zdefiniowania niż zdrowie fizyczne, że nie wystarczy samo przekonywanie ludzi, którzy nigdy nie mieli z nim kłopotów, żeby traktowali tę sprawę dostatecznie poważnie. Uświadomienie problemu to tylko część batalii. Wiele osób ma na przykład świadomość, że potrawy smażone w głębokim tłuszczu są niezdrowe, a mimo to dalej je jedzą. Uświadomienie sobie czegoś nie oznacza, że zaczyna się coś w tej sprawie robić.
Może gdyby ludzie mieli więcej informacji i wiedzy, gdyby lepiej zrozumieli, dlaczego i w jaki sposób rodzą się problemy psychiczne, łatwiej byłoby ich przekonać do uznania istnienia tych problemów i do akceptacji osób, które ich doświadczają. I stąd właśnie pomysł na tę książkę. Jest to moja próba pogłębienia rozumienia spraw związanych ze zdrowiem psychicznym, a nie tylko ich świadomości. Uznałem, że warto przynajmniej spróbować.
Zależało mi, żeby powiązać problemy psychiczne z czymś bardziej namacalnym, dlatego będziemy omawiać, co się dzieje w mózgu – lub co uważamy, że się tam dzieje, na podstawie dostępnych danych – kiedy zdrowie psychiczne szwankuje. Przyjrzymy się, jak łatwo i często do tego dochodzi, co z kolei pomoże mi wyjaśnić, dlaczego tak wiele osób doświadcza zaburzeń psychicznych. Prześledzimy też – na tyle, na ile to możliwe – jak ludzie radzą sobie z problemami ze zdrowiem psychicznym, jednocześnie wiodąc w miarę normalne życie. Bo przecież skoro jedna czwarta z nas boryka się z jakimś rodzajem kłopotów psychicznych, to najwyraźniej większość tej grupy doskonale wtapia się w społeczeństwo. Są zupełnie jak normalni ludzie, wyobraź sobie!
Warto też zaznaczyć, że nawet te przerażające statystyki mogą być niedoszacowane. Zanim ta książka ukaże się drukiem, cały świat będzie walczył z pandemią COVID-19 od ponad roku. Z dnia na dzień spadły na nas lockdowny, izolacja, zapaść ekonomiczna, wywrócenie norm społecznych do góry nogami i napięcia w stosunkach międzynarodowych. A to tylko ułamek niezwykle stresujących zdarzeń, które dotknęły naszą cywilizację. Jednym z bardzo prawdopodobnych skutków tej sytuacji, który zaczyna być widoczny już, gdy piszę te słowa, jest wyraźny wzrost problemów psychicznych w wyniku drastycznych zmian sytuacji życiowej na gorsze.
Dotyczy to również mnie. W marcu 2020 roku mój pięćdziesięcioośmioletni ojciec, niecierpiący na żadne przewlekłe schorzenia, zachorował na COVID-19. W kwietniu zmarł. Radziłem sobie z tym wstrząsającym przeżyciem odcięty od rodziny i przyjaciół. Z najbardziej dotąd traumatycznym doświadczeniem w swoim życiu musiałem pogodzić się w samotności. Czy odbiło się to na moim zdrowiu psychicznym i samopoczuciu emocjonalnym? Tak, nie ma co do tego wątpliwości. Jak mogłoby być inaczej?
Miałem jednak do dyspozycji wiedzę z zakresu neuronauki i zdrowia psychicznego. Nie uchroniło mnie to przed negatywnym oddziaływaniem tak bolesnego przeżycia, ale pomogło zrozumieć, co się ze mną dzieje i dlaczego. Dało mi to pewne oparcie i pomogło w poradzeniu sobie z tym wszystkim. Niestety mnóstwo innych osób przeżywających to samo co ja, a nawet znacznie gorsze rzeczy, nie miało choćby tej nikłej pociechy i rozumienia mechanizmu, jak takie przeżycia wpływają na nasz mózg i stan psychiczny. W tej książce staram się podzielić tym, co wiem, w nadziei, że może komuś się to przyda.
Chociaż moja psychika otrzymała potężny cios, mój mózg jakoś sobie z nim poradził i nie musiałem chodzić na terapię ani korzystać z pomocy psychiatrów czy psychologów. Jednak w tej książce oprócz własnej wiedzy wynikającej ze zgłębiania tajników mózgu zawarłem też spostrzeżenia i przemyślenia osób – od aktorów i komików po blogerki erotyczne i asystentów nauczyciela – które z powodu rozmaitych poważnych problemów psychicznych korzystały z różnych form pomocy.
W głębi duszy jesteśmy stworzeniami społecznymi, toteż często przyswajamy więcej informacji i czerpiemy większą otuchę z opowieści innych osób o tym, jak przechodzą czy przechodziły przez to samo, co spotyka nas, lub nawet czego się obawiamy, niż z najstaranniejszych, lecz wypranych z emocji danych i badań naukowych. Dlatego uważam, że niezbędne jest tu przytoczenie punktów widzenia osób, które doświadczyły spraw, o których mówię, skoro ja osobiście ich nie przeżyłem. Inaczej byłbym kolejnym z tych facetów, którzy uważają, że wszystko, co twierdzą, jest z definicji prawdziwe, bo są wykształconymi, białymi, heteroseksualnymi mężczyznami z profilem w mediach społecznościowych. I tak mamy ich aż nadto wszędzie wokół.
Teraz przejdźmy do tego, czemu poświęcona jest ta książka: chodzi w niej o spokojne i racjonalne przyjrzenie się zdrowiu psychicznemu i wszelkim związanym z nim problemom, by pogłębić zrozumienie tych zagadnień oraz zmniejszyć podejrzliwe traktowanie i stygmatyzację osób cierpiących na jego zaburzenia. To logiczne podejście do problemów psychicznych. Czy też, jak możemy to nazwać, perspektywa psycho-logiczna.
To przynajmniej uzasadnia tytuł.
[1] Gwoli ścisłości: nie polecam czytania tej rozprawy, nie jest to porywająca lektura. Chyba że naprawdę bardzo cię interesuje zawiła kwestia udziału hipokampu w przywoływaniu wspomnień złożonych scen i kontekstów (jeśli nie zaznaczono inaczej, przypis pochodzi od autora).
[2] Bardzo lubię stosować analogie, uprzedzam, tak na wszelki wypadek.
[3] Ten drugi temat był dogłębnie omawiany podczas moich lekcji historii w ramach przygotowania do matury, z niewiadomego powodu.
[4] Jest to przedmiotem dyskusji. Ale nikt nie zaprzecza, że problemy ze zdrowiem psychicznym są niezwykle częste.
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Co zatem dzieje się w mózgu, kiedy doświadczamy problemów ze zdrowiem psychicznym?
Zanim odpowiem na to pytanie, muszę się najpierw upewnić, że wszyscy znają podstawy. Nie ma sensu omawiać nieprawidłowych procesów zachodzących w mózgu, jeśli nie wiemy, jak przebiegają te prawidłowe. Nic ci nie przyjdzie z moich szczegółowych opisów zmian neurobiologicznych będących przyczynami zaburzeń psychicznych, jeśli nie będziesz mieć pojęcia, o czym mówię. Równie dobrze możesz poświęcić ten czas na pierdzenie pachą. Będzie to tak samo pouczające, a przynajmniej może kogoś rozbawisz.
Tak więc żeby zrozumieć, w jaki sposób procesy neurobiologiczne wiążą się z tak skomplikowaną sprawą jak zdrowie psychiczne, trzeba znać podstawowe informacje dotyczące mózgu. Podobnie lekarz – a szczególnie chirurg – musi się orientować w ludzkiej anatomii. Chyba niedobrze byłoby tuż po podaniu narkozy usłyszeć od operującego: „A co to, u diabła, jest?”[1].
Ogólna wiedza na temat podstawowych właściwości mózgu jest wręcz niezbędna do zrozumienia zaburzeń i problemów, które omówię w dalszej części tej książki. Dlatego zajmiemy się teraz budową i działaniem mózgu.
Przyjrzymy się najbardziej podstawowym elementom konstrukcyjnym tego narządu, czyli genom i cząsteczkom, które tworzą komórki nerwowe i zapewniają im szczególne, niezbędne właściwości. Dowiemy się, że te komórki porozumiewają się ze sobą za pomocą wysyłanych do siebie sygnałów – i że coś może wtedy pójść nie tak. Przeanalizujemy też budowę i układy mózgu – skupiska, sieci i obwody – wszystko, co przyczynia się do dużej złożoności i bogactwa szczegółów tego, co dzieje się w naszych głowach.
Najbardziej podstawowe aktywności mózgu
Mózg zbudowany jest z komórek, podobnie jak wszystkie inne części naszego organizmu. (Na razie idzie nieźle).
Zazwyczaj, kiedy ktoś mówi o komórkach nerwowych, ma na myśli neurony. Zapewne widziałeś przedstawiające je ilustracje – to te rozgałęziające się komórki, które wyglądają jak skrzyżowanie drzewka z pająkiem. Choć jednak wiele osób traktuje nazwę „neuron” jako synonim komórki nerwowej, jest w tym pewna nieścisłość, bo neurony występują nie tylko w mózgu. Tworzą one cały nasz układ nerwowy, w tym rdzeń kręgowy oraz wszystkie nerwy rozchodzące się w ciele, regulują fizjologię naszych układów i sterują nimi, przesyłając informacje ze zmysłów i obwodów i tak dalej.
Ponadto nie tylko neurony stanowią budulec mózgu i układu nerwowego. Są jeszcze inne rodzaje komórek, tak zwane komórki glejowe. Zasadniczo utrzymują one mózg w całości, w jednym kawałku. Wspierają, chronią, wspomagają i odżywiają neurony. Można je porównać do świty (nianiek, ochroniarzy czy osobistych asystentów) artystów, czyli neuronów. Te komórki wspierające są w mózgu równie liczne jak neurony i równie ważne – bez nich nie przeżylibyśmy ani sekundy. Mimo tego nie będę się nimi zajmował i skupię się na neuronach, bo to one wpływają na wszystko, o czym piszę w tej książce. Od tej chwili jeśli używam określenia „komórki nerwowe”, mam na myśli neurony.
Neurony zazwyczaj składają się z dużej centralnej struktury, zwanej ciałem komórki, od której odchodzą silnie rozgałęzione dendryty i zazwyczaj jeden akson – duża wypustka przypominająca pień. Niektóre aksony są bardzo długie – najdłuższy z nich, nerw kulszowy, biegnący od kręgosłupa do stopy1, mierzy ponad metr. Może nie uważasz tej długości za imponującą, ale kiedy pomyśleć, że mowa tu o pojedynczej komórce, wydaje się to wprost niemożliwe. A czym są nerwy, te długie, włókniste i gąbczaste kable biegnące wszędzie w naszym ciele? Są to w zasadzie wiązki neuronów – splecione razem jak pojedyncze sznurki, które tworzą grubą linę.
W mózgu znajduje się około stu miliardów neuronów, a praktycznie wszystkie funkcje tego narządu – od tak podstawowych jak sterowanie oddychaniem i ruchem po tak złożone jak przetwarzanie mowy i działanie wyobraźni – opierają się na ich aktywności energetycznej. A dokładniej: na aktywności energetycznej zachodzącej POMIĘDZY neuronami. Przyjrzyjmy się zatem, czym ona właściwie jest i jak przebiega, bo bez niej bylibyśmy dosłownie niczym.
Pierwsze, o czym należy wiedzieć, to że wszystkie komórki mają tak zwany potencjał błonowy. Błona jest swego rodzaju skórką komórki, zbudowaną z cząsteczek lipidów (tłuszczów) i oddzielającą jej wnętrze od przestrzeni zewnętrznej. Brzmi prosto, ale w skali komórkowej te granice nie są tak wyraźne, jak można by się spodziewać, i ważne, żeby o tym pamiętać.
Następna sprawa to środowisko – substancja, w której znajdują się czy też żyją komórki. Dla ryb oceanicznych środowiskiem jest woda morska, dla ludzi powietrze z odpowiednią zawartością tlenu. Natomiast dla naszych komórek jest to wzbogacony cząsteczkami płyn, który przyjmuje różne formy w zależności od miejsca w ciele i konkretnych tkanek.
U większości dużych stworzeń[2] nosi on nazwę płynu pozakomórkowego. Można powiedzieć, że to każdy płyn w naszym ciele, które nie znajduje się wewnątrz komórek. Logiczne. Płyn, który otacza i odżywia właśnie komórki, nosi nazwę płynu tkankowego lub międzykomórkowego. W tej chwili mniejsza jednak o nazwę – ważne, żeby zapamiętać, że jest on niezbędny do utrzymania nas przy życiu.
Może się to wydawać przesadą, bo niby dlaczego trochę nieokreślonego płynu, który nawet nie umie przeniknąć do wnętrza komórek, to ważna sprawa? Wiąże się to z faktem, że ssaki – w tym my – wytworzyły w toku ewolucji zdolność regulowania wielu procesów wewnętrznych podtrzymujących życie, takich jak utrzymywanie właściwej temperatury organizmu. To regulowanie przebiega w dużej mierze na poziomie komórkowym na drodze bardzo zaawansowanych, subtelnych i niesamowicie skomplikowanych procesów wymiany związków chemicznych. Wszystkie te związki znajdują się w płynie tkankowym, a ich cząsteczki mogą się w nim poruszać. Można śmiało stwierdzić, że płyn międzykomórkowy jest równie ważny dla utrzymania nas przy życiu, jak planeta Ziemia dla zachowania lokalizacji miast.
Podsumowując, płyn międzykomórkowy jest wieloskładnikową zupą niezbędnych związków chemicznych. Na dodatek jest pełen jonów[3] – w tym wypadku dodatnio naładowanych atomów i cząsteczek. Błona komórkowa, złożona warstwa lipidów i białek, odcina jednak większości z nich dostęp do wnętrza komórki. W rezultacie jonów dodatnich jest więcej na zewnątrz komórki niż wewnątrz.
Jeśli ci to ułatwi sprawę, wyobraź sobie komórkę jako dmuchany zamek z imprezy dziecięcej, a jony jako brzdące, które chcą sobie w nim poskakać. Wszyscy chętni nie mogą jednak wejść do niego jednocześnie, bo zrobiliby sobie nawzajem krzywdę lub uszkodzili zamek i cała zabawa by się skończyła. Dlatego przy wejściu stoi opiekun (czyli błona komórkowa), który wpuszcza i wypuszcza określoną liczbę dzieci. Oczywiście zawsze więcej dzieci czeka przed zamkiem na wejście niż wewnątrz niego na wyjście. I podobnie więcej jonów dodatnich znajduje się poza komórką niż w jej wnętrzu.
Najważniejszy jest tu jednak fakt, że jony te niosą ze sobą mały dodatni ładunek elektryczny. Skoro znacznie więcej z nich znajduje się poza komórką, to przestrzeń na zewnątrz błony komórkowej jest naładowana bardziej dodatnio niż wewnątrz. Ta różnica ładunków wytwarza na powierzchni komórki różnicę potencjałów elektrycznych, czyli napięcie. Nazywamy je potencjałem spoczynkowym2.
Szczegółowe wyjaśnienie kwestii związanych z aktywnością elektryczną najlepiej pozostawić fizykom, ale ujmując sprawę prosto, można powiedzieć, że powierzchnie wszystkich komórek są aktywne elektrycznie. Powstaje na nich wzbudzany chemicznie potencjał, podobnie jak w bateriach, tyle że jest bardzo mały ze względu na mikroskopijne rozmiary komórek.
Być może pomyślisz sobie: „I co z tego?”. Co z tego, że komórki są lekko aktywne elektrycznie? Przecież mocno potarty balon też się taki staje. Jakie to ma znaczenie? Tu kolejny raz muszę stwierdzić, że życie w znanej nam formie nie mogłoby istnieć bez tego potencjału spoczynkowego błony komórkowej. Gdyby go nie było, komórki nie mogłyby robić niczego użytecznego. Przyznaję, że to trudne pojęcie, ale bardzo potrzebne do zrozumienia omawianych tu tematów, a to dlatego, że choć potencjał spoczynkowy występuje we wszystkich komórkach, to neurony są pod tym względem wyjątkowe, bo mogą go zmieniać.
Otóż neurony w razie potrzeby potrafią zmieniać sposób działania pewnej części swojej błony komórkowej. Znajdujące się w niej wyspecjalizowane cząsteczki w określonych okolicznościach pełnią funkcje kanałów, bramek i pomp, umożliwiając przepływ jonów dodatnich przez błonę. W rezultacie ładunek dodatni we wnętrzu cząsteczki staje się wyższy niż na zewnątrz, a tym samym zmienia się napięcie na błonie komórkowej. Potencjał spoczynkowy najpierw wynosi około minus siedemdziesięciu miliwoltów, a później rośnie do plus czterdziestu miliwoltów. Może to niewiele, ale i w tym wypadku to bardzo ważna zmiana.
Rzecz w tym, że zazwyczaj następuje ona w jednej małej części błony neuronu. Ze względu jednak na to, jak zachowują się ładunki elektryczne, środowiska płynne i gradient stężeń roztworów oraz na fakt, że nic nie oddziela punktu zmiany elektrycznej od płynu, który go otacza, zmiana potencjału błony komórkowej rozprzestrzenia się od tego punktu po błonie neuronu.
Może łatwiej będzie ci zrozumieć, o co w tym chodzi, dzięki analogii do kamienia wrzuconego do nieruchomego stawu. Od miejsca, gdzie zderzył się z wodą, po powierzchni zaczynają się rozchodzić drobne fale, prawda? Ale sama woda się nie zmieniła, podobnie jak powietrze nad jej powierzchnią. Fala nie jest oddzielnym tworem, ale niewątpliwie istnieje. Jest to przesuwający się punkt ZMIANY. Zmiana właściwości elektrycznych błony komórkowej neuronu w dużej mierze przypomina tę sytuację: też jest to fala – ograniczona, ale przemieszczająca się zmiana w jednolitej płaszczyźnie granicznej pomiędzy dwoma elementami o innych stanach skupienia. Tyle że nasza elektryczna – czy elektrochemiczna, jeśli wolisz – zmiana przemieszcza się po powierzchni błony neuronu odgraniczającej nie powietrze od wody, tylko dwa mikroskopijne środowiska ciekłe.
Porównanie z falami na stawie na tym się kończy, bo woda w stawie pozostaje podczas tego procesu bierna. Nic nie robi, żeby pomóc falom się przemieszczać. Ale wyobraź sobie, jak by to było, gdyby była aktywna. Wyobraź sobie, że jest w stanie jakimś sposobem celowo kształtować fale, nadawać im kierunek, a nawet je przyspieszać.
Gdyby to było możliwe, po wrzuceniu kamienia do wody fale przemieszczałyby się tylko tam, gdzie chcesz, zamiast we wszystkich kierunkach. Można by było kierować je w określone miejsce. Mając umiejętność szybkiego wytwarzania całych ich ciągów, można by było w ten sposób przesyłać skomplikowane wiadomości, jak za pomocą alfabetu Morse’a. Dwie fale oznaczałyby na przykład „tak”, trzy „nie”, cztery literę A i tak dalej. Wyobraźmy sobie też, że da się nadać im znacznie większą prędkość. Jeśli połączymy te wszystkie własności, będzie to oznaczać, że można wykorzystywać ów hipotetyczny staw do bardzo szybkiego przesyłania skomplikowanych informacji w określone miejsca za pomocą fal na jego powierzchni.
Owszem, brzmi to dziwacznie, ale nasz wyimaginowany inteligentny staw ilustruje w zasadzie zachowanie błony komórkowej neuronu. Znajdują się w niej złożone, wyspecjalizowane cząsteczki, które umożliwiają powstanie tak zwanego potencjału czynnościowego – czyli zmiany wspomnianej wcześniej nierównowagi elektrycznej, która istnieje we wszystkich komórkach – przed powrotem do stanu normalnego. Dodatkowo te cząsteczki pomagają w ukierunkowaniu potencjału czynnościowego, prowadząc go z jednego końca neuronu na drugi. Mogą go nawet przyspieszać.
Dlaczego? Po co to wszystko się dzieje? Otóż te sygnały, te mikroskopijne zrywy aktywności elektrycznej zachodzące w neuronach są wykorzystywane przez mózg do robienia… w zasadzie wszystkiego3. W każdej sekundzie naszego życia w mózgu i układzie nerwowym powstają ich niezliczone ilości. Każda nasza myśl i ruch, każde doświadczenie zmysłowe są efektem powstawania potencjałów czynnościowych w pewnych częściach mózgu i układu nerwowego. To sygnały przekazywane od neuronu do neuronu, dzięki którym mózg może wykonywać wszystkie złożone procesy i obliczenia. Dla naszego umysłu i świadomości są tym, czym atomy dla drzewa i litery dla pisarza – w pojedynkę czymś prostym, co jednak może się łączyć i dawać niewiarygodnie bogaty i złożony rezultat.
Dlaczego opowiadam o tym wszystkim? Po pierwsze, mam nadzieję, że dzięki tym informacjom zaczniesz pojmować, w jaki sposób mózg, ta nieatrakcyjna bryła tłuszczu kryjąca się w naszej czaszce, tworzy myśli, mowę, motywację, emocje, doświadczenia i tak dalej. Po drugie, mówiąc bardziej konkretnie, powstawanie potencjałów czynnościowych i wszystkie ich skutki są możliwe dzięki wyjątkowej, specyficznej budowie i właściwościom neuronów. W wyniku działania praw natury i chemii o strukturze neuronów decydują cząsteczki, z których są one zbudowane. A te cząsteczki? Wiele z nich to białka.
Białka odgrywają niezliczone istotne role w budowie i funkcjonowaniu komórki. Pamiętasz wspomniane wcześniej złożone cząsteczki w błonach komórkowych neuronów, te bramki i kanały umożliwiające powstawanie potencjałów czynnościowych, dzięki którym mózg wykonuje swoje imponujące funkcje? To białka. A o budowie białek decydują geny – wyspecjalizowane fragmenty łańcucha DNA. DNA zasadniczo do tego właśnie służy; jest gigantycznym zbiorem instrukcji, jak zbudować każde z białek potrzebnych do powstania organizmu. W tym przypadku ciała człowieka. DNA ma też inne funkcje, ale ta jest najważniejsza (o ile wiemy).
A skoro DNA jest kompletem instrukcji tworzenia białek niezbędnych nam do istnienia, to niewątpliwie niezmiernie ważne jest, żeby były one prawidłowe. Białka mają formę długich łańcuchów zbudowanych z aminokwasów (mniejszych i mniej złożonych cząsteczek) pozwijanych w bardzo skomplikowany sposób, niczym mikroskopijne origami, w którym złożono papier kilka tysięcy razy. Ostateczny kształt białka ma kluczowe znaczenie dla jego zdolności wykonywania konkretnych zadań, a o tym kształcie decyduje precyzyjna sekwencja cząsteczek w jego łańcuchu. Jeśli ta sekwencja nie jest w stu procentach prawidłowa, zmienia się kształt białka i w rezultacie może ono źle wykonywać swoje zadania albo nie wykonywać ich wcale. A biorąc pod uwagę funkcje DNA, do tego właśnie prowadzą problemy genetyczne, czyli nieprawidłowości w DNA – do wprowadzania błędów w strukturze białek.
Jeśli ułatwi ci to zrozumienie owej kwestii, możesz o tym myśleć jak o instrukcji budowy zestawu Lego. Każdy kolejny klocek, który dodajesz, wydaje się sam w sobie bez znaczenia, ale jeśli umieścisz go nieprawidłowo, to nawet jeśli ten błąd w konstrukcji będzie niewielki, może to doprowadzić do nieproporcjonalnie dużych zaburzeń całego procesu i w rezultacie twój model będzie niesymetryczny, toporny albo w ogóle nie zdołasz go złożyć. Podobnie jest z aminokwasami: nawet kilka ich cząsteczek znajdujących się w niewłaściwym miejscu sekwencji może zakłócić budowę danego białka.
Przeważnie nie stanowi to wielkiego problemu, bo DNA koduje mnóstwo białek, z których nie wszystkie mają decydujące znaczenie. Kiedy jednak źle zbudowane białko jest kluczowe w ważnym procesie komórkowym, od którego zależy nasze zdrowie, sytuacja staje się poważna.
Jeśli na przykład zdeformowane jest białko uczestniczące w przesyłaniu potencjałów czynnościowych, to neurony mają mniejszą zdolność ich przesyłania i regulowania. A, jak już wiesz, do takiego zniekształcenia dochodzi, gdy coś jest nie w porządku z genem zawierającym instrukcje budowy tego białka. Pamiętajmy, że w każdej komórce ciała znajduje się takie samo DNA, dlatego jeśli białko jest nieprawidłowe w jednej komórce, istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak samo będzie we wszystkich pozostałych.
Dlatego zaburzenia psychiczne miewają podłoże genetyczne. Można mieć wadliwy gen odpowiedzialny za kodowanie białka odgrywającego ważną rolę w czynnościach pewnych neuronów. Te neurony z kolei mogą być istotne dla realizacji określonych funkcji mózgu. Zatem wada genu przekłada się na zaburzenie działania tych neuronów. I, co zupełnie logiczne, również na zdolności mózgu do wykonywania zadań, w które są one zaangażowane. A jeśli mają one istotny związek z utrzymywaniem twojego zdrowia psychicznego, cóż…
Wiadomo obecnie, że czynniki genetyczne mają swój udział w wielu problemach psychicznych4. Liczne dowody wskazują, że przynajmniej częściowo przyczyniają się do depresji, zaburzeń lękowych, psychoz, uzależnień, schizofrenii i choroby afektywnej dwubiegunowej. Możemy zatem mieć tu do czynienia z dziedzicznością, podobnie jak w przypadku niektórych chorób fizycznych. Innymi słowy, jeśli dane zaburzenie występuje u któregoś z twoich rodziców lub innego członka rodziny, prawdopodobieństwo, że pojawi się również u ciebie, jest nieco większe niż w przypadku osoby podobnej do ciebie (biologicznie), ale bez historii tego zaburzenia w rodzinie. Ujmując to najprościej, ty i członkowie twojej rodziny macie bardzo dużo wspólnych genów, więc jeśli w ich DNA są nieprawidłowości prowadzące do problemów ze zdrowiem psychicznym, zwiększa się prawdopodobieństwo, że ta sama wada występuje w twoim DNA.
Na szczęście nie jest to bezpośrednia, zerojedynkowa zależność. Nie znaleziono konkretnego genu powodującego na przykład depresję, który przesądzałby, że rozwinie się u ciebie depresja, a jego brak gwarantowałby, że tak się nie stanie. Mózg jest zbyt złożony, a jego funkcje zbyt skomplikowane, żeby działo się to tak prosto. Czynniki genetyczne wpływają na zdrowie psychiczne subtelniej, kierując rozwój i działanie tego narządu w niepożądaną stronę, ale z pewnością nie są jedyną przyczyną problemu. W wielu przypadkach nie wiemy nawet, które konkretnie geny są wadliwe. Domyślamy się tego tylko na podstawie danych, na przykład informacji, jak często konkretny problem występował w określonej linii pokrewieństwa.
Czasem jednak bardzo wyraźnie widać wpływ czynników genetycznych. Najbardziej oczywistym przykładem jest tu choroba Huntingtona, powodowana nieprawidłowością w genie kodującym białko huntingtynę5. U niektórych osób w wyniku wady genetycznej powstaje zbyt długi łańcuch cząsteczek tworzących huntingtynę. Pewien jego fragment powtarza się zbyt dużo razy. To tak, jakby geny tych osób zamiast „huntingtyna” mówiły „huntingingingingingingingingtyna”.
Dokładna funkcja tego białka nie jest obecnie znana, ale wiemy, że ma ono duże znaczenie dla struktury i funkcjonowania mózgu, bowiem do najbardziej klasycznych objawów choroby Huntingtona należą zaburzenia nastroju i niezdolność kontrolowania ruchów. W wyniku tego schorzenia dochodzi też do degeneracji kilku ważnych obszarów mózgu. A wszystko to dlatego, że jedna część wadliwego genu jest dłuższa, niż powinna, co przekłada się na nieprawidłową budowę białek.
Niestety w zaburzeniach psychicznych czynniki genetyczne rzadko można tak precyzyjnie rozpoznać, ponieważ mózg jest niesamowicie zmienny, złożony i zdolny do adaptacji. Ponadto jego struktura i działanie w równym stopniu związane są z genetyką, jak z naszym wzrostem i rozwojem. Dodatkowo w typowym mózgu wiele elementów jest nadmiarowych, bowiem tworzy on alternatywne rozwiązania na wypadek wystąpienia trudności czy nieprawidłowości.
Mimo wszystko jego zdolności w tym zakresie są ograniczone. Jeśli pojawi się czynnik genetyczny zakłócający procesy komórkowe, na których opiera się działanie mózgu, może to zdecydować o jego zdolności lub niezdolności do poradzenia sobie z elementami szkodzącymi zdrowiu psychicznemu.
Podsumowując, nasz mózg składa się z neuronów, nazywanych też komórkami nerwowymi. Mają one specjalne właściwości umożliwiające im tworzenie i przesyłanie potencjałów czynnościowych – sygnałów – pomiędzy sobą. Mózg wykorzystuje je dosłownie do wszystkiego: do myślenia, odczuwania emocji, postrzegania i wielu innych działań umysłowych. Ale żeby to wszystko było możliwe, potrzebna jest określona struktura i skład neuronów, a zdarza się, że wadliwe geny powodują wystąpienie w nich błędów. Problemy ze zdrowiem psychicznym mogą zatem rozpoczynać się już na tym głębokim poziomie.
A teraz pora na złą wiadomość. Jeśli uważasz, że wszystko to jest bardzo skomplikowane, wiedz, że masz tu do czynienia z najprostszym aspektem działania mózgu. Twój mózg, korzystając z tych podstawowych procesów, tworzy kolejne warstwy złożoności. A wszystko to też ma wpływ na zdrowie psychiczne.
Teraz na chwilę to zostawmy i przyjrzyjmy się innym ważnym elementom mózgu.
Szczeliny w mózgu: kluczowa rola synaps
Działanie ludzkiego umysłu – wszystkie myśli, odczucia i działania – opiera się na potencjałach czynnościowych, czyli maleńkich impulsach informacji powstających w neuronach. Dobrze, to mamy załatwione. Co ważne, potencjały czynnościowe umożliwiają przesyłanie sygnałów wzdłuż neuronów i pomiędzy nimi, a dzięki temu mózg może wykonywać swoje funkcje. Sygnały mogą być przekazywane w różne miejsca, zarówno do pobliskich neuronów, jak i do tych po drugiej stronie mózgu – a wtedy mamy do czynienia z komórkowym odpowiednikiem osoby dzwoniącej do kogoś po przeciwnej stronie globu.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
[1] Do fanów Simpsonów: tak, to właśnie usłyszał Homer z ust swojego chirurga, doktora Nicka Riviery, kiedy zaczynała działać narkoza przed operacją wszczepienia bajpasów – w jednym z moich ulubionych żartów w tym serialu.
[2] To znaczy takich, które możemy zobaczyć bez mikroskopu.
[3] Dlaczego? Cóż… to chemia, oto dlaczego.
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Wstęp
1. V. Greco, D. Roger, Uncertainty, stress, and health, „Personality and Individual Differences” 2003, t. 34, nr 6, s. 1057–1068.
1 Jak działa mózg
1. R.D. Kasibhatla, K. Russon, Femoral nerve blocks, „Journal of Perioperative Practice” 2009, t. 19, nr 2, s. 65–69.
2. A. Waggoner, Optical probes of membrane potential, „The Journal of Membrane Biology” 1976, t. 27, nr 1, s. 317–334.
3. B.P. Bean, The action potential in mammalian central neurons, „Nature Reviews Neuroscience” 2007, t. 8, nr 6, s. 451–465.
4. The Brainstorm Consortium, Analysis of shared heritability in common disorders of the brain, „Science” 2018, t. 360, nr 6395.
5. A. Nørremølle i in., Trinucleotide repeat elongation in the Huntingtin gene in Huntington disease patients from 71 Danish families, „Human Molecular Genetics” 1993, t. 2, nr 9, s. 1475–1476.