Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym - Daniel Kahneman - ebook + audiobook

Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym ebook

Kahneman, Daniel

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

76 osób interesuje się tą książką

Opis

Przełomowa książka laureata Nagrody Nobla! Daniel Kahneman wciąga czytelnika do żywej rozmowy o ludzkim myśleniu i pokazuje, kiedy można, a kiedy nie należy ufać własnemu umysłowi.

Daniel Kahneman – laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, psycholog wyróżniony za odkrycia, które podważyły model racjonalności ludzkich osądów i decyzji – nigdy dotąd nie zgromadził w jednym miejscu owoców swoich wieloletnich badań i przemyśleń. Zrobił to dopiero w „Pułapkach myślenia”!

Kahneman objaśnia w nich działanie umysłu i opisuje, jak o naszym myśleniu decydują dwa systemy: pierwszy – szybki, intuicyjny i emocjonalny, oraz drugi – wolniejszy, ale działający w sposób bardziej logiczny. Kahneman odkrywa przed nami niezwykłe możliwości, ale też błędy i usterki szybkiego myślenia, wskazując wszechogarniający wpływ intuicyjnych wrażeń na nasze myśli i zachowania.

W zupełnie nowym świetle ukazuje wiele ważnych zagadnień. Pomaga odpowiedzieć na pytania: dlaczego tak trudno przewidzieć, co zapewni nam szczęście; skąd się biorą trudności w obiektywnej ocenie ryzyka w pracy i codziennym życiu; jakie błędy myślowe wpływają na nasze decyzje, gdy inwestujemy na giełdzie albo planujemy wakacje? A to tylko nieliczne z kwestii, które noblista porusza w „Pułapkach myślenia”.

„Trzymasz w dłoniach oszałamiające dokonanie intelektualnego tytana – książkę przystępną, mądrą i głęboką. Kup ją szybko, czytaj powoli i wracaj do niej wiele razy. Dzięki temu zaczniesz inaczej myśleć i pracować, inaczej pojmować świat i inaczej podchodzić do własnego życia.

prof. Richard H. Thaler, współautor książki „Nudge”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 887

Oceny
4,8 (9 ocen)
8
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ROSENBLAETTER

Dobrze spędzony czas

Książka miejscami fascynująca, a miejscami zanudzająca na śmierć, zwłaszcza gdy autor zapędza się w wywody naukowe, słabo przyswajalne dla przeciętnego człowieka. Dłuży się, ale w sumie chyba warto.
10
m1dymczak

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam 👍
10
kmbud

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
10
piotrwierzbicki

Nie oderwiesz się od lektury

miejscami trudna, jednak warto przeczytać i zrozumieć nie tylko siebie, ale też jak trafiać do innych
10
lapide

Nie oderwiesz się od lektury

4,5/5
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nałuThin­king, Fast and Slow
Co­py­ri­ght © 2011 by Da­niel Kah­ne­man. All ri­ghts re­se­rved. Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Me­dia Ro­dzina Sp. z o.o., 2012
Pro­jekt okładki: Do­rota Wąt­kow­ska
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Prze­druk lub ko­pio­wa­nie ca­ło­ści albo frag­men­tów książki – z wy­jąt­kiem cy­ta­tów w ar­ty­ku­łach i prze­glą­dach kry­tycz­nych – moż­liwe jest tylko na pod­sta­wie pi­sem­nej zgody wy­dawcy.
Me­dia Ro­dzina po­piera ści­słą ochronę praw au­tor­skich. Prawo au­tor­skie po­bu­dza róż­no­rod­ność, na­pę­dza kre­atyw­ność, pro­muje wol­ność słowa, przy­czy­nia się do two­rze­nia ży­wej kul­tury. Dzię­ku­jemy, że prze­strze­gasz praw au­tor­skich, a więc nie ko­piu­jesz, nie ska­nu­jesz i nie udo­stęp­niasz ksią­żek pu­blicz­nie. Dzię­ku­jemy za to, że wspie­rasz au­to­rów i po­zwa­lasz wy­daw­com na­dal pu­bli­ko­wać książki.
Wy­da­nie II elek­tro­niczne
Po­znań 2024
ISBN 978-83-7278-710-1
Me­dia Ro­dzina Sp. z o.o. ul. Pa­sieka 24, 61-657 Po­znańwww.me­dia­ro­dzina.plme­dia­ro­dzina@me­dia­ro­dzina.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
Pa­mięci Amosa Tver­sky’ego

Wpro­wa­dze­nie

Chyba każdy au­tor za­czyna pracę z my­ślą o miej­scu, w któ­rym czy­tel­nicy jego książki będą mo­gli zro­bić z niej naj­lep­szy uży­tek. We­dług mnie ta­kim miej­scem jest po pro­stu biu­rowa kuch­nia, gdzie pra­cow­nicy wy­mie­niają się opi­niami i plot­kami. Li­czę, że uda mi się wzbo­ga­cić słow­nic­two, któ­rym roz­ma­wiamy o ro­zu­mo­wa­niu i de­cy­zjach in­nych osób, o no­wej po­li­tyce firmy albo in­we­sty­cyj­nych de­cy­zjach zna­jo­mych.

Po co za­wra­cać so­bie głowę plot­kami? Dla­tego że znacz­nie ła­twiej i przy­jem­niej jest za­uwa­żać i kla­sy­fi­ko­wać cu­dze błędy. Trudno jest kwe­stio­no­wać wła­sne pra­gnie­nia i prze­ko­na­nia – zwłasz­cza wtedy, kiedy na­prawdę by nam się to przy­dało – jed­nak każdy może sko­rzy­stać na wy­słu­cha­niu wy­wa­żo­nej cu­dzej opi­nii. Czę­sto sami z sie­bie za­da­jemy so­bie py­ta­nie, jak zna­jomi albo współ­pra­cow­nicy oce­nią ja­kąś na­szą de­cy­zję, a za­tem treść i traf­ność ich przy­pusz­czal­nej oceny nie jest dla nas bez zna­cze­nia. Po­czu­cie, że na­sze po­stę­po­wa­nie bę­dzie przed­mio­tem in­te­li­gent­nych plo­tek, o wiele bar­dziej po­maga we wni­kli­wej sa­mo­oce­nie niż no­wo­roczne po­sta­no­wie­nie, że od­tąd bę­dziemy już po­dej­mo­wać lep­sze de­cy­zje w pracy i ży­ciu co­dzien­nym.

Żeby móc sta­wiać trafne dia­gnozy, le­ka­rze mu­szą opa­no­wać ob­szerną ter­mi­no­lo­gię zwią­zaną z róż­nymi cho­ro­bami. Każdy ter­min łą­czy ja­kieś scho­rze­nie z cha­rak­te­ry­stycz­nymi ob­ja­wami, przy­czy­nami, przy­pusz­czal­nym pod­ło­żem, spo­dzie­wa­nym prze­bie­giem, moż­li­wymi skut­kami, a także le­cze­niem, które po­zwoli wy­le­czyć cho­robę albo zła­go­dzić jej prze­bieg. Stu­dio­wa­nie me­dy­cyny to czę­ściowo nic in­nego jak opa­no­wy­wa­nie me­dycz­nego ję­zyka. Tak samo nie da się le­piej zro­zu­mieć ludz­kich de­cy­zji i osą­dów, o ile nie bę­dziemy dys­po­no­wali bo­gat­szym słow­nic­twem niż tylko po­toczne. W przy­padku in­te­li­gent­nych plo­tek mo­żemy są­dzić, że błędy ludz­kie ce­chują się wy­raź­nymi pra­wi­dło­wo­ściami. Ta­kie sys­te­mowe błędy na­zy­wamy błę­dami po­znaw­czymi (bia­ses) – w pew­nych oko­licz­no­ściach po­ja­wiają się one w spo­sób prze­wi­dy­walny. Kiedy np. na scenę ener­gicz­nym kro­kiem wcho­dzi przy­stojny, pewny sie­bie mówca, można z góry prze­wi­dzieć, że wi­dzo­wie oce­nią jego wy­po­wiedź le­piej, niż na to za­słu­guje. Dzięki temu, że dys­po­nu­jemy dia­gno­styczną ety­kietą dla tego kon­kret­nego błędu po­znaw­czego (na­zy­wamy go „efek­tem halo”), ła­twiej go prze­wi­dzieć, roz­po­znać i zro­zu­mieć.

Kiedy ktoś pyta, o czym my­ślisz, zwy­kle po­tra­fisz od­po­wie­dzieć. Są­dzisz, że wiesz, co się dzieje w twoim umy­śle, w któ­rym jedne świa­dome my­śli czę­sto pro­wa­dzą w upo­rząd­ko­wany spo­sób do ko­lej­nych. Jed­nak nie tylko tak działa umysł. Mało tego – taki spo­sób dzia­ła­nia nie jest na­wet dla umy­słu ty­powy. Więk­szość my­śli i wra­żeń po­ja­wia się w świa­do­mo­ści, choć nie masz po­ję­cia, skąd się wzięły. Nie umiesz po­wie­dzieć, skąd wzięło się twoje prze­ko­na­nie, że masz na biurku lampę; ani jak to się dzieje, że pod­czas te­le­fo­nicz­nej roz­mowy wy­kry­wasz iry­ta­cję w gło­sie bli­skiej osoby; ani jak udało ci się zro­bić unik kie­row­nicą, za­nim za­gro­że­nie w ogóle po­ja­wiło się w two­jej świa­do­mo­ści. Umysł wy­ko­nuje mil­czącą pracę, z któ­rej biorą się wra­że­nia, do­my­sły i wiele na­szych de­cy­zji.

W tej książce czę­sto bę­dziemy mó­wić o błę­dach po­znaw­czych po­peł­nia­nych przez in­tu­icję. Jed­nak choć sku­piam się na błę­dach, nie pró­buję pod­wa­żać war­to­ści ludz­kiej in­te­li­gen­cji – tak samo jak tek­sty me­dyczne o cho­ro­bach nie ozna­czają, że nie ist­nieje zdro­wie fi­zyczne. Po­dob­nie jak więk­szość lu­dzi na ogół po­zo­staje w do­brym zdro­wiu, tak też na­sze wnio­ski i dzia­ła­nia są na ogół i w więk­szo­ści trafne. W ży­cio­wej wę­drówce naj­czę­ściej po­zwa­lamy, żeby kie­ro­wały nami wra­że­nia i od­czu­cia, i za­zwy­czaj ta­kie za­ufa­nie do in­tu­icyj­nych prze­ko­nań i pre­fe­ren­cji jest uza­sad­nione. Jed­nak nie jest tak za­wsze. Czę­sto de­mon­stru­jemy pew­ność na­wet wtedy, kiedy nie mamy ra­cji, a obiek­tywny ob­ser­wa­tor po­trafi za­uwa­żyć na­sze błędy czę­ściej niż my sami.

Stąd cel, który so­bie po­sta­wi­łem w sto­sunku do roz­mów w biu­ro­wej kuchni: chciał­bym spra­wić, aby­śmy umieli le­piej za­uwa­żać i ro­zu­mieć błędy wpły­wa­jące na wnio­ski i de­cy­zje – błędy cu­dze, ale w osta­tecz­nym roz­ra­chunku rów­nież wła­sne. W tym celu od­daję czy­tel­ni­kom do dys­po­zy­cji bo­gat­sze i bar­dziej pre­cy­zyjne słow­nic­two, po­zwa­la­jące o tym roz­ma­wiać. Przy­naj­mniej w nie­któ­rych wy­pad­kach trafna dia­gnoza być może pod­po­wie nam in­ter­wen­cję, która ogra­ni­czy szkody wy­ni­ka­jące z błęd­nych de­cy­zji i wnio­sków.

Po­czątki

W książce przed­sta­wiam swoje ak­tu­alne ro­zu­mie­nie pro­ce­sów wnio­sko­wa­nia i po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji. Na mój spo­sób my­śle­nia wpły­nęły od­kry­cia psy­cho­lo­giczne ostat­nich dzie­się­cio­leci, jed­nak naj­waż­niej­sze idee miały po­czą­tek pew­nego dnia w 1969 roku, kiedy szczę­śli­wym tra­fem za­pro­si­łem na pro­wa­dzone przez sie­bie se­mi­na­rium ko­legę z Wy­działu Psy­cho­lo­gii Uni­wer­sy­tetu He­braj­skiego i po­pro­si­łem, żeby po­wie­dział kilka słów stu­den­tom. Wie­dzia­łem, że bę­dzie cie­ka­wie – Amos Tver­sky ucho­dził za wscho­dzącą gwiazdę ba­dań nad pro­ce­sami de­cy­zyj­nymi, a także każ­dej in­nej dzie­dziny, któ­rej się tknął. Wielu zna­jo­mych twier­dziło, że ni­gdy w ży­ciu nie spo­tkali rów­nie in­te­li­gent­nej osoby. Amos był bły­sko­tliwy, cha­ry­zma­tyczny i elo­kwentny. Miał do­sko­nałą pa­mięć do dow­ci­pów, które z wy­jąt­ko­wym ta­len­tem wpla­tał do dys­ku­sji. W jego to­wa­rzy­stwie nie można się było nu­dzić choćby przez mo­ment. Amos miał wtedy trzy­dzie­ści dwa lata, ja trzy­dzie­ści pięć.

Amos opo­wie­dział stu­den­tom o pro­gra­mie ba­daw­czym pro­wa­dzo­nym na Uni­wer­sy­te­cie Mi­chi­gan, który miał przy­nieść od­po­wiedź na py­ta­nie, czy lu­dzie mają do­brą in­tu­icję sta­ty­styczną. Było już wtedy wia­domo, że lu­dzie mają świetną in­tu­icję gra­ma­tyczną: czte­ro­let­nie dziecko bez trudu prze­strzega za­sad gra­ma­tyki, choć nie ma bla­dego po­ję­cia o ich ist­nie­niu. Czy lu­dzie mają też in­tu­icyjne wy­czu­cie pod­sta­wo­wych za­sad sta­ty­styki? Amos zre­fe­ro­wał wy­niki pro­gramu, z któ­rych wy­ni­kało, że ow­szem, mają – choć nie do końca. Na se­mi­na­rium wy­wią­zała się żywa dys­ku­sja i w końcu do­szli­śmy do wnio­sku, że lep­szą od­po­wie­dzią by­łoby, że nie, nie mają – choć nie do końca.

I ja, i Amos uczest­ni­czy­li­śmy w dys­ku­sji z przy­jem­no­ścią. Uzna­li­śmy, że sta­ty­styka in­tu­icyjna to cie­kawa sprawa i faj­nie by­łoby przyj­rzeć się jej bli­żej we dwóch. W pią­tek po­szli­śmy na obiad do Café Ri­mon, ulu­bio­nego lo­kalu na­uczy­cieli aka­de­mic­kich i je­ro­zo­lim­skiej cy­ga­ne­rii, i tam uło­ży­li­śmy plan ba­da­nia in­tu­icji sta­ty­stycz­nych, które za­mie­rza­li­śmy prze­pro­wa­dzić na pró­bie zło­żo­nej z do­świad­czo­nych ba­da­czy. W trak­cie dys­ku­sji na se­mi­na­rium do­szli­śmy do wnio­sku, że na­sze wła­sne in­tu­icje są omylne. Choć przez dłu­gie lata wy­kła­da­li­śmy sta­ty­stykę i po­słu­gi­wa­li­śmy się nią w pracy na­uko­wej, nie wy­ro­bi­li­śmy w so­bie in­tu­icyj­nego wy­czu­cia, które po­zwa­la­łoby do­brze prze­wi­dy­wać wy­niki sta­ty­styczne otrzy­my­wane w ma­łych pró­bach. Na­sze su­biek­tywne osądy były skrzy­wione: by­li­śmy zbyt skłonni przyj­mo­wać wy­niki ba­dań nie­ma­ją­cych od­po­wied­niego opar­cia w da­nych eks­pe­ry­men­tal­nych, a we wła­snych ba­da­niach gro­ma­dzi­li­śmy za mało ob­ser­wa­cji[1]. Ba­da­nie, które za­pla­no­wa­li­śmy, miało spraw­dzić, czy ten sam pro­blem do­tyka rów­nież in­nych ba­da­czy.

Przy­go­to­wa­li­śmy kwe­stio­na­riusz z re­ali­stycz­nymi sce­na­riu­szami, w któ­rych po­ja­wiały się ty­powe pro­blemy sta­ty­styczne spo­ty­kane w ba­da­niach na­uko­wych. Amos zgro­ma­dził od­po­wie­dzi eks­per­tów na­le­żą­cych do To­wa­rzy­stwa Psy­cho­lo­gii Ma­te­ma­tycz­nej, w tym au­to­rów dwóch pod­ręcz­ni­ków sta­ty­styki. Oka­zało się, jak zresztą przy­pusz­cza­li­śmy, że nasi do­świad­czeni ko­le­dzy tak samo jak my wy­raź­nie prze­ce­niają praw­do­po­do­bień­stwo uda­nego po­wtó­rze­nia wy­ni­ków ba­da­nia prze­pro­wa­dza­nego na nie­wiel­kiej pró­bie. Wy­my­ślo­nej na po­trzeby ba­da­nia dok­to­rantce udzie­lali bar­dzo nie­do­brych rad na te­mat tego, ile ob­ser­wa­cji po­winna zgro­ma­dzić do roz­prawy dok­tor­skiej. Jak się oka­zało, do­brej in­tu­icji sta­ty­stycz­nej nie mają na­wet sta­ty­stycy.

Pra­cu­jąc z Amo­sem nad ar­ty­ku­łem, w któ­rym opi­sa­li­śmy wy­niki ba­da­nia, od­kry­li­śmy, że wspólna praca spra­wia nam przy­jem­ność. Amos był za­wsze bar­dzo dow­cipny, a w jego obec­no­ści i ja się roz­krę­ci­łem, więc przez dłu­gie go­dziny so­lid­nej pracy nie opusz­czał nas świetny na­strój. Dzięki temu, że wspólna praca była dla nas przy­jem­no­ścią, na­bra­li­śmy też wy­jąt­ko­wej cier­pli­wo­ści; o wiele ła­twiej dą­żyć do per­fek­cji, kiedy ani przez mo­ment nie do­skwiera ci nuda. Co być może naj­waż­niej­sze, przed spo­tka­niami zo­sta­wia­li­śmy w szatni broń, jaką jest kry­ty­kanc­two. Oby­dwaj mie­li­śmy kry­tyczne uspo­so­bie­nie i lu­bi­li­śmy się spie­rać – Amos na­wet bar­dziej niż ja – jed­nak przez wszyst­kie lata współ­pracy nie zda­rzyło się, żeby któ­ryś z nas z miej­sca od­rzu­cił ja­kiś po­mysł dru­giego. Prze­ciw­nie, jedną z naj­przy­jem­niej­szych rze­czy we współ­pracy było to, że Amos czę­sto do­strze­gał sedno mo­ich mgli­stych po­my­słów o wiele wy­raź­niej ode mnie. Jego spo­sób my­śle­nia był bar­dzo lo­giczny i sil­niej osa­dzony w teo­rii, nie­omyl­nie wy­czu­wał też, jak roz­wi­nie się dany po­mysł. Ja mia­łem po­dej­ście o wiele bar­dziej in­tu­icyjne, za­ko­rze­nione w psy­cho­lo­gii per­cep­cji, z któ­rej za­po­ży­czy­li­śmy wiele po­my­słów. By­li­śmy na tyle po­dobni, żeby się w lot ro­zu­mieć, ale też na tyle różni, że po­tra­fi­li­śmy się za­ska­ki­wać. Dużą część dnia spę­dza­li­śmy na wspól­nej pracy, czę­sto po­łą­czo­nej z dłu­gimi spa­ce­rami. Przez ko­lejne czter­na­ście lat współ­praca na­ukowa stała się naj­waż­niej­szym punk­tem na­szego ży­cia. Już ni­gdy po­tem praca nie szła nam tak do­brze.

Szybko wy­pra­co­wa­li­śmy so­bie me­todę, któ­rej po­tem trzy­ma­li­śmy się przez wiele lat. Na­sza praca ba­daw­cza była roz­mową, w któ­rej wy­my­śla­li­śmy py­ta­nia i wspól­nie przy­glą­da­li­śmy się swoim in­tu­icyj­nym od­po­wie­dziom. Każde py­ta­nie sta­wało się ma­łym eks­pe­ry­men­tem i co­dzien­nie prze­pro­wa­dza­li­śmy ich bar­dzo wiele. Za­da­jąc so­bie na­wza­jem py­ta­nia sta­ty­styczne, nie pró­bo­wa­li­śmy da­wać pra­wi­dło­wych od­po­wie­dzi. Na­szym ce­lem było znaj­do­wa­nie i ana­li­zo­wa­nie od­po­wie­dzi in­tu­icyj­nych – tych, które przy­szły nam do głowy pierw­sze i któ­rych mie­li­śmy ochotę udzie­lić na­wet wtedy, kiedy mie­li­śmy świa­do­mość, że są błędne. By­li­śmy prze­ko­nani – jak się póź­niej oka­zało słusz­nie – że je­śli dana in­tu­icja na­rzuca się nam obu, to bę­dzie ją rów­nież po­dzie­lać wiele in­nych osób i że ła­two bę­dzie wy­ka­zać eks­pe­ry­men­tal­nie, ja­kie na­stęp­stwa ma ona dla na­szych osą­dów.

Któ­re­goś dnia z za­chwy­tem od­kry­li­śmy, że mamy iden­tyczne wy­obra­że­nia na te­mat przy­szłych za­wo­dów kil­korga ma­łych dzieci, które zna­li­śmy oby­dwaj. Po­tra­fi­li­śmy wska­zać trzy­let­nią praw­niczkę (za­wsze ma­jącą wła­sne zda­nie), ma­łego in­te­lek­tu­ali­stę-pro­fe­sora, em­pa­tycz­nego i nieco wścib­skiego psy­cho­te­ra­peutę. Na­sze prze­wi­dy­wa­nia były rzecz ja­sna ab­sur­dalne, ale i tak wy­da­wały się nam prze­ko­nu­jące. Było też ja­sne, że do­ko­nu­jąc in­tu­icyj­nej oceny, kie­ru­jemy się tym, do ja­kiego stop­nia cha­rak­ter dziecka pa­suje do kul­tu­ro­wych ste­reo­ty­pów zwią­za­nych z okre­ślo­nym za­wo­dem. Dzięki temu przy­jem­nemu ćwi­cze­niu umy­sło­wemu udało nam się roz­wi­nąć wy­klu­wa­jącą się nam wtedy w gło­wach teo­rię do­ty­czącą roli, jaką po­do­bień­stwo od­grywa w sta­wia­niu pro­gnoz. Po­tem prze­te­sto­wa­li­śmy i udo­sko­na­li­li­śmy na­szą teo­rię w dzie­siąt­kach eks­pe­ry­men­tów po­dob­nych do za­miesz­czo­nego po­ni­żej.

Za­sta­nów się nad od­po­wie­dzią na na­stę­pu­jące py­ta­nie, bio­rąc pod uwagę, że Steve zo­stał do­brany lo­sowo spo­śród re­pre­zen­ta­tyw­nej próby oby­wa­teli:

Pewna osoba zo­stała na­stę­pu­jąco opi­sana przez są­siada: „Steve jest bar­dzo nie­śmiały i wy­co­fany. Za­wsze jest chętny do po­mocy, ale nie in­te­re­suje się zbyt­nio ludźmi ani rze­czy­wi­sto­ścią. Jest czło­wie­kiem po­rząd­nym i po­tul­nym, ma po­trzebę po­rządku i ja­sno okre­ślo­nej struk­tury, jest bar­dzo dbały o szcze­góły”.

Co jest bar­dziej praw­do­po­dobne – czy to, że Steve jest bi­blio­te­ka­rzem, czy to, że jest rol­ni­kiem?

Pra­wie każ­demu rzuca się w oczy, że oso­bo­wość Steve’a pa­suje do oso­bo­wo­ści ste­reo­ty­po­wego bi­blio­te­ka­rza. Jed­nak pra­wie za­wsze igno­ru­jemy przy tym rów­nie ważne kwe­stie sta­ty­styczne. Na przy­kład, czy przy­szło ci do głowy, że na każ­dego bi­blio­te­ka­rza w Sta­nach Zjed­no­czo­nych przy­pada po­nad dwu­dzie­stu rol­ni­ków? Bio­rąc pod uwagę tak ogromną prze­wagę li­czebną rol­ni­ków, jest nie­mal pewne, że wię­cej lu­dzi „po­rząd­nych i po­tul­nych” znaj­dziemy za kie­row­nicą trak­tora niż za bi­blio­tecz­nym biur­kiem. A mimo to oka­zało się, że uczest­nicy na­szych eks­pe­ry­men­tów igno­ro­wali sto­sowne fakty sta­ty­styczne, opie­ra­jąc się wy­łącz­nie na zgod­no­ści cha­rak­teru ze ste­reo­ty­pem. Wy­snu­li­śmy stąd wnio­sek, że przy po­dej­mo­wa­niu trud­nych ocen lu­dzie uży­wają po­do­bień­stwa (zgod­no­ści) jako uprasz­cza­ją­cej heu­ry­styki[1*], czyli cze­goś w ro­dzaju za­sady „pi razy drzwi”. Uży­wa­nie tej me­tody heu­ry­stycz­nej spra­wia, że pro­gnozy są ob­cią­żone da­ją­cym się prze­wi­dzieć skrzy­wie­niem po­znaw­czym (błę­dem sys­te­mo­wym).

In­nym ra­zem za­sta­na­wia­li­śmy się z Amo­sem nad od­set­kiem roz­wo­dów wśród pro­fe­so­rów na­szej uczelni. Za­uwa­ży­li­śmy, że kiedy za­da­jemy so­bie ta­kie py­ta­nie, w pa­mięci uru­cha­mia nam się pro­ces wy­szu­ki­wa­nia roz­wie­dzio­nych pro­fe­so­rów, któ­rych zna­li­śmy oso­bi­ście albo ze sły­sze­nia, a na­stęp­nie oce­niamy licz­ność ka­te­go­rii na pod­sta­wie tego, jak ła­two było nam so­bie przy­po­mnieć od­po­wied­nie przy­kłady. To po­le­ga­nie na ła­two­ści przy­wo­ła­nia pa­mię­cio­wego na­zwa­li­śmy „heu­ry­styką do­stęp­no­ści”. W jed­nym z ba­dań po­pro­si­li­śmy uczest­ni­ków o od­po­wiedź na pro­ste py­ta­nie do­ty­czące wy­ra­zów[2] w ty­po­wym tek­ście an­giel­skim:

Od­po­wiedz na na­stę­pu­jące py­ta­nie do­ty­czące li­tery K.

Co jest bar­dziej praw­do­po­dobne: czy to, że li­tera K po­jawi się jako pierw­sza li­tera wy­razu, CZY że po­jawi się jako trze­cia?

Jak wia­domo każ­demu, kto grał w scrab­ble, o wiele ła­twiej wy­my­ślić wy­raz za­czy­na­jący się na daną li­terę niż taki, w któ­rym ta sama li­tera po­ja­wia się jako trze­cia. Dzieje się tak nie­za­leż­nie od li­tery, o którą cho­dzi. Dla­tego spo­dzie­wa­li­śmy się, że re­spon­denci prze­sza­cują czę­sto­tli­wość po­ja­wia­nia się li­ter na po­czątku wy­razu, na­wet ta­kich, które w ję­zyku an­giel­skim czę­ściej wy­stę­pują na trze­ciej po­zy­cji w wy­ra­zie (np. K, L, N, R czy V). Po­le­ga­nie na heu­ry­styce do­stęp­no­ści w tym wy­padku wpro­wa­dza prze­wi­dy­walne skrzy­wie­nie ocen. Nie­dawno za­czą­łem np. po­wąt­pie­wać, czy słusz­nie mi się od dawna wy­daje, że po­li­tycy znacz­nie czę­ściej do­pusz­czają się cu­dzo­łó­stwa od le­ka­rzy czy praw­ni­ków. Zdą­ży­łem so­bie na­wet wy­my­ślić różne wy­ja­śnie­nia tego „faktu”, np. ta­kie, że wła­dza działa ni­czym afro­dy­zjak, a ży­cie z dala od domu wiąże się z po­ku­sami. W końcu uświa­do­mi­łem so­bie jed­nak, że me­dia czę­ściej na­gła­śniają wy­stępki po­li­ty­ków niż praw­ni­ków czy le­ka­rzy. Być może mój in­tu­icyjny wnio­sek bie­rze się tylko z tego, ja­kie te­maty wy­bie­rają dzien­ni­ka­rze, w po­łą­cze­niu z od­dzia­łu­ją­cym na mnie efek­tem heu­ry­styki do­stęp­no­ści.

Po­świę­ci­li­śmy z Amo­sem kilka lat na ba­da­nie i do­ku­men­to­wa­nie in­tu­icyj­nych błę­dów po­znaw­czych do­ty­czą­cych roz­ma­itych za­dań – sza­co­wa­nia praw­do­po­do­bień­stwa roz­ma­itych zda­rzeń, pro­gno­zo­wa­nia przy­szło­ści, oce­nia­nia hi­po­tez czy oce­nia­nia czę­sto­tli­wo­ści. W pią­tym roku współ­pracy przed­sta­wi­li­śmy na­sze główne usta­le­nia do pu­bli­ka­cji w „Science”, ty­go­dniku czy­ty­wa­nym przez na­ukow­ców z wielu róż­nych dys­cy­plin. Nasz ar­ty­kuł (który za­miesz­czam w ca­ło­ści pod ko­niec książki) był za­ty­tu­ło­wany Judg­ment Un­der Un­cer­ta­inty: Heu­ri­stics and Bia­ses [Po­dej­mo­wa­nie de­cy­zji w wa­run­kach nie­pew­no­ści: heu­ry­styki i błędy po­znaw­cze]. Opi­sa­li­śmy w nim skróty i uprosz­cze­nia, któ­rymi się po­słu­gu­jemy w my­śle­niu in­tu­icyj­nym, i wy­ja­śni­li­śmy na­turę mniej wię­cej dwu­dzie­stu błę­dów po­znaw­czych, wy­ka­zu­jąc, że są one prze­ja­wem oma­wia­nych heu­ry­styk i ilu­strują rolę, jaką heu­ry­styki od­gry­wają w pro­ce­sach de­cy­zyj­nych.

Hi­sto­rycy na­uki czę­sto zwra­cali uwagę na fakt, że w do­wol­nym okre­sie hi­sto­rycz­nym uczeni zaj­mu­jący się okre­śloną dys­cy­pliną są zgodni co do pew­nych pod­sta­wo­wych za­ło­żeń do­ty­czą­cych ich dzie­dziny. So­cjo­lo­dzy nie są wy­jąt­kiem; oni także opie­rają się w pracy na okre­ślo­nej wi­zji na­tury ludz­kiej, która rzadko jest po­da­wana w wąt­pli­wość, a sama staje się z ko­lei pod­stawą więk­szo­ści ba­dań kon­kret­nych za­cho­wań. W la­tach sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku so­cjo­lo­dzy przy­jęli dwie ogólne idee do­ty­czące ludz­kiej na­tury. Pierw­sza do­ty­czyła tego, że lu­dzie na ogół dzia­łają ra­cjo­nal­nie, a ich my­śle­nie jest za­zwy­czaj pra­wi­dłowe. Druga mó­wiła, że za od­chy­le­nia od ra­cjo­nal­no­ści w więk­szo­ści przy­pad­ków od­po­wia­dają ta­kie emo­cje jak strach, sym­pa­tia czy nie­na­wiść. Nasz ar­ty­kuł po­śred­nio pod­wa­żył oby­dwa za­ło­że­nia. Udo­ku­men­to­wa­li­śmy sys­te­mowe błędy w my­śle­niu nor­mal­nych lu­dzi i wy­ka­za­li­śmy, że ich przy­czyny nie wy­ni­kają z za­bu­rze­nia my­śle­nia przez emo­cje, lecz są wpi­sane w samą kon­struk­cję me­cha­ni­zmów po­znaw­czych.

Za­in­te­re­so­wa­nie ar­ty­ku­łem prze­szło na­sze ocze­ki­wa­nia – do dzi­siaj jest on jedną z naj­czę­ściej cy­to­wa­nych prac so­cjo­lo­gicz­nych (w 2010 roku po­wo­łano się na niego w po­nad trzy­stu ar­ty­ku­łach na­uko­wych). Idea oka­zała się przy­datna także w in­nych dys­cy­pli­nach: po­ję­cia „heu­ry­styk” i „błę­dów po­znaw­czych” zna­la­zły za­sto­so­wa­nie m.in. w ta­kich dzie­dzi­nach, jak dia­gno­styka me­dyczna, oceny prawne, ana­liza da­nych wy­wia­dow­czych, fi­lo­zo­fia, sta­ty­styka oraz stra­te­gia woj­skowa.

Na przy­kład ba­da­cze po­li­tyki spo­łecz­nej za­uwa­żyli, że heu­ry­styka do­stęp­no­ści po­maga wy­ja­śnić, dla­czego jedne za­gad­nie­nia spo­łeczne są przez opi­nię pu­bliczną od­bie­rane jako nie­zwy­kle zna­czące, a inne są lek­ce­wa­żone. Lu­dzie naj­czę­ściej oce­niają waż­ność kwe­stii spo­łecz­nych na pod­sta­wie tego, jak ła­two jest im przy­wo­łać z pa­mięci ja­kieś przy­kłady – to zaś w du­żej mie­rze za­leży od tego, ile uwagi da­nej kwe­stii po­świę­cają me­dia. Czę­sto po­ru­szane te­maty tkwią w na­szym umy­śle, inne zaś usu­wają się ze świa­do­mo­ści. Z ko­lei do­bór te­ma­tów me­dial­nych za­leży od tego, co zda­niem me­diów in­te­re­suje w da­nej chwili opi­nię pu­bliczną. Nie­przy­pad­kowo re­żimy au­to­ry­tarne wy­wie­rają silną pre­sję na nie­za­leżne me­dia. Po­nie­waż za­in­te­re­so­wa­nie opi­nii pu­blicz­nej naj­ła­twiej wzbu­dzają dra­ma­tyczne wy­da­rze­nia oraz ce­le­bryci, wo­kół cho­dli­wych te­ma­tów czę­sto roz­pę­tuje się me­dialny cyrk. Na przy­kład przez kilka ty­go­dni po śmierci Mi­cha­ela Jack­sona prak­tycz­nie nie dało się zna­leźć ka­nału te­le­wi­zyj­nego, na któ­rym mó­wi­łoby się o czym­kol­wiek in­nym. Za to nie­wiele wspo­mina się w me­diach o kwe­stiach istot­nych, ale mniej dra­ma­tycz­nych, ta­kich jak spa­da­jąca ja­kość edu­ka­cji czy fakt, że naj­więk­sze kwoty w służ­bie zdro­wia prze­zna­cza się na le­cze­nie pa­cjen­tów w ostat­nim roku ich ży­cia (na­wia­sem mó­wiąc, na­wet pi­sząc te słowa, uświa­da­miam so­bie, że mój do­bór „prze­mil­cza­nych” te­ma­tów rów­nież opiera się na umy­sło­wej do­stęp­no­ści – o wspo­mnia­nych przeze mnie kwe­stiach mówi się czę­sto; inne kwe­stie, rów­nie ważne, ale rza­dziej po­ru­szane, na­wet nie przy­szły mi do głowy).

Choć wtedy nie uświa­da­mia­li­śmy so­bie tego do końca, naj­waż­niej­szą przy­czyną, dla któ­rej po­ję­cia heu­ry­styk i błę­dów po­znaw­czych od­biły się tak sze­ro­kim echem poza psy­cho­lo­gią, była zu­peł­nie przy­pad­kowa ce­cha na­szych pu­bli­ka­cji: otóż pra­wie za­wsze za­miesz­cza­li­śmy pełny tekst py­tań, które sta­wia­li­śmy so­bie i na­szym re­spon­den­tom. Py­ta­nia miały po­ka­zy­wać czy­tel­ni­kom, jak wielką prze­szkodę w my­śle­niu sta­no­wią błędy po­znaw­cze. Mam na­dzieję, że sam się o tym prze­ko­na­łeś, czy­ta­jąc py­ta­nie na te­mat bi­blio­te­ka­rza Steve’a, które miało de­mon­stro­wać, jak sil­nie umy­słowa do­stęp­ność wpływa na sza­co­wa­nie praw­do­po­do­bień­stwa, a także po­ka­zać, jak ła­two igno­ru­jemy ważne fakty sta­ty­styczne. Dzięki temu, że uży­wa­li­śmy ta­kich wła­śnie de­mon­stra­cji, uczeni z róż­nych dzie­dzin – zwłasz­cza fi­lo­zo­fo­wie i eko­no­mi­ści – mieli nie­co­dzienną oka­zję za­ob­ser­wo­wać usterki we wła­snym ro­zu­mo­wa­niu. Wi­dząc, jak czę­sto sami po­peł­niają błędy, byli bar­dziej skłonni za­kwe­stio­no­wać obo­wią­zu­jący wtedy do­gmat, ja­koby ludzki umysł był ra­cjo­nalny i lo­giczny. Nasz wy­bór me­tody oka­zał się za­sad­ni­czy: gdy­by­śmy zgod­nie z na­ukową kon­wen­cją ogło­sili wy­łącz­nie wy­niki eks­pe­ry­men­tów, ar­ty­kuł nie za­pa­dałby w pa­mięć i nie zwró­ciłby na sie­bie więk­szej uwagi. Co wię­cej, scep­tyczni czy­tel­nicy zdy­stan­so­wa­liby się od na­szych wy­ni­ków, uzna­jąc, że przy­czyną błęd­nych osą­dów wśród ba­da­nych była po­wszech­nie znana ga­pio­wa­tość stu­den­tów, bo wła­śnie stu­denci biorą zwy­kle udział w po­dob­nych ba­da­niach. Oczy­wi­ście nie dla­tego po­sta­no­wi­li­śmy za­miesz­czać py­ta­nia ba­daw­cze w pu­bli­ka­cji, że­by­śmy pra­gnęli do­trzeć z wy­ni­kami do fi­lo­zo­fów czy eko­no­mi­stów. Wy­bra­li­śmy taką for­mułę de­mon­stra­cji dla­tego, że tak było faj­niej – jak to czę­sto bywa, nasz wy­bór me­to­do­lo­gii był kwe­stią szczę­śli­wego trafu. W tej książce czę­sto bę­dzie po­ja­wiać się myśl, że w hi­sto­rii każ­dego suk­cesu dużą rolę od­grywa szczę­ście; pra­wie za­wsze w ta­kiej hi­sto­rii ła­two wska­zać drobną zmianę, która za­mie­ni­łaby osią­gnię­cie nad­zwy­czajne w po pro­stu mierne. Na­sza hi­sto­ria nie jest żad­nym wy­jąt­kiem.

Nie wszy­scy za­re­ago­wali na na­sze pu­bli­ka­cje po­zy­tyw­nie. Zwłasz­cza kry­ty­ko­wano nas za to, że sku­pi­li­śmy się na błę­dach po­znaw­czych, co mo­głoby su­ge­ro­wać, że mamy zbyt ne­ga­tywne wy­obra­że­nie o ludz­kim umy­śle[3]. Jak to bywa w na­uce, nie­któ­rzy ba­da­cze udo­sko­na­lili na­sze idee, inni przed­sta­wili wia­ry­godne al­ter­na­tywy[4], jed­nak ogólna idea – że umysł ludzki jest po­datny na sys­te­mowe błędy – jest obec­nie przyj­mo­wana po­wszech­nie. Na­sze ba­da­nia nad osą­dami wpły­nęły na świat na­uki w znacz­nie więk­szym stop­niu, niż mo­gli­śmy so­bie wy­obra­zić.

Po wy­ka­za­niu, jak prze­biega pro­ces for­mo­wa­nia osą­dów, na­tych­miast sku­pi­li­śmy uwagę na de­cy­zjach po­dej­mo­wa­nych w wa­run­kach nie­pew­no­ści. Na­szym ce­lem było opra­co­wa­nie psy­cho­lo­gicz­nej teo­rii opi­su­ją­cej, w jaki spo­sób po­dej­mu­jemy de­cy­zje, kiedy po­dej­mu­jemy pro­ste za­kłady ha­zar­dowe. Na przy­kład: czy przy­jął­byś za­kład o rzut mo­netą, je­śli orzeł ozna­czałby dla cie­bie wy­graną 130 do­la­rów, a reszka stratę 100 do­la­rów? Ta­kich ele­men­tar­nych wy­bo­rów uży­wano w ba­da­niach już dużo wcze­śniej; ba­dano w ten spo­sób ogólne kwe­stie zwią­zane z po­dej­mo­wa­niem de­cy­zji, na przy­kład ja­kie re­la­tywne wagi przy­pi­su­jemy re­zul­ta­tom pew­nym, a ja­kie nie­pew­nym. Na­sza me­toda była taka sama: naj­pierw wiele dni zaj­mo­wało nam wy­my­śle­nie od­po­wied­nio trud­nych wy­bo­rów, a na­stęp­nie ba­da­li­śmy, czy od­po­wiedź zgodna z in­tu­icją bę­dzie zgodna rów­nież z lo­giką. Nie ina­czej niż w przy­padku osą­dów, tu także za­ob­ser­wo­wa­li­śmy, że w na­szych de­cy­zjach po­ja­wiają się sys­te­mowe błędy po­znaw­cze, czyli że od­po­wie­dzi in­tu­icyjne re­gu­lar­nie ła­mią re­guły ra­cjo­nal­nego wy­boru. Pięć lat po opu­bli­ko­wa­niu ar­ty­kułu w „Science” wy­da­li­śmy Pro­spect The­ory: An Ana­ly­sis of De­ci­sion Un­der Risk [Teo­ria per­spek­tywy: ana­liza de­cy­zji po­dej­mo­wa­nych w wa­run­kach ry­zyka], gdzie sfor­mu­ło­wa­li­śmy teo­rię wy­bo­rów, która pod pew­nymi wzglę­dami oka­zała się bar­dziej wpły­wowa niż na­sze prace nad osą­dami i stała się jedną z pod­staw eko­no­mii be­ha­wio­ral­nej.

Do­póki od­le­głość mię­dzy na­szymi miej­scami za­miesz­ka­nia nie unie­moż­li­wiła dal­szej współ­pracy, cie­szy­li­śmy się z Amo­sem nad­zwy­czaj­nym uśmie­chem for­tuny – wspólną pracą umy­słową, która przy­no­siła lep­sze wy­niki niż praca każ­dego z osobna, a także przy­jaź­nią, dzięki któ­rej wspólna praca była nie tylko pro­duk­tywna, ale i przy­jemna. Dzięki współ­pracy nad pro­ce­sami oceny i po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji zdo­by­łem w 2002 roku Na­grodę No­bla[5], którą otrzy­małby także Amos, gdyby nie to, że w 1996 roku zmarł w wieku 59 lat.

Gdzie je­ste­śmy te­raz

W tej książce nie pró­buję pre­zen­to­wać wcze­snych ba­dań, które prze­pro­wa­dzi­li­śmy z Amo­sem – tego za­da­nia z po­wo­dze­niem pod­jęli się w ostat­nich la­tach inni. Za cel sta­wiam so­bie głów­nie przed­sta­wie­nie pew­nej wi­zji funk­cjo­no­wa­nia umy­słu, która czer­pie z naj­now­szych osią­gnięć psy­cho­lo­gii spo­łecz­nej i po­znaw­czej. Jed­nym z waż­niej­szych do­ko­nań w tej dzie­dzi­nie jest to, że udało nam się zro­zu­mieć nie­zwy­kłe moż­li­wo­ści i wady my­śle­nia in­tu­icyj­nego. Z Amo­sem nie zaj­mo­wa­li­śmy się do­my­słami (in­tu­icjami) traf­nymi – stwier­dzi­li­śmy tylko ogól­nie, że heu­ry­styki osą­dów są „dość przy­datne, choć cza­sem pro­wa­dzą do po­waż­nych i sys­te­mo­wych błę­dów”. Wo­le­li­śmy się sku­pić na błę­dach po­znaw­czych z dwóch po­wo­dów: po pierw­sze uzna­li­śmy, że ta­kie błędy są cie­kawe same w so­bie, a po dru­gie do­star­czały nam da­nych na te­mat heu­ry­styk osą­dów. Nie za­da­wa­li­śmy so­bie py­ta­nia, czy każdy osąd in­tu­icyjny po­dej­mo­wany w wa­run­kach nie­pew­no­ści bę­dzie wy­two­rem heu­ry­styk, które ba­da­li­śmy; dzi­siaj już wia­domo, że tak nie jest. Zwłasz­cza trafne oceny in­tu­icyjne eks­per­tów można le­piej wy­ja­śnić skut­kami dłu­go­let­niej prak­tyki[6] niż dzia­ła­niem heu­ry­styk. Obec­nie umiemy już na­kre­ślić ob­raz bar­dziej szcze­gó­łowy i wy­wa­żony, w któ­rym fa­chowe umie­jęt­no­ści oraz heu­ry­styki sta­no­wią al­ter­na­tywne źró­dła wy­bo­rów i osą­dów in­tu­icyj­nych.

Psy­cho­log Gary Klein przy­ta­cza hi­sto­rię za­łogi stra­żac­kiej in­ter­we­niu­ją­cej w domu, w któ­rym pło­nęła kuch­nia[7]. Stra­żacy za­częli pom­po­wać do kuchni wodę, jed­nak po chwili do­wódca, sam nie wie­dząc dla­czego, wrza­snął: „Ucie­kamy!”. Do­słow­nie chwilę po tym, jak ostatni stra­żak opu­ścił bu­dy­nek, za­rwała się pod­łoga. Do­piero po fak­cie do­wódca uświa­do­mił so­bie, że w cza­sie in­ter­wen­cji w uszy biło mu nie­ty­powe go­rąco, a po­żar był za­ska­ku­jąco ci­chy. Te dwa wra­że­nia obu­dziły w nim coś, co na­zwał „szó­stym zmy­słem nie­bez­pie­czeń­stwa”. Wie­dział, że coś jest nie tak, choć nie miał po­ję­cia co. Jak się póź­niej oka­zało, ogni­sko po­żaru znaj­do­wało się nie w kuchni, ale w piw­nicy, po­ni­żej miej­sca, w któ­rym stali stra­żacy.

Wszy­scy sły­sze­li­śmy po­dobne opo­wie­ści na te­mat eks­perc­kiej in­tu­icji: o ar­cy­mi­strzu sza­cho­wym prze­cho­dzą­cym obok lu­dzi roz­gry­wa­ją­cych par­tię sza­chów w parku, jak mi­mo­cho­dem rzuca: „Białe mają mata w trzech ru­chach”, albo o le­ka­rzu, który na pierw­szy rzut oka po­sta­wił skom­pli­ko­waną dia­gnozę. Eks­percka in­tu­icja robi wra­że­nie cze­goś ma­gicz­nego, ale nie ma nic wspól­nego z ma­gią. Prze­ciw­nie: co­dzien­nie każdy z nas do­ko­nuje wielu po­dob­nych wy­czy­nów in­tu­icyj­nej fa­cho­wo­ści. Więk­szość z nas ma słuch ab­so­lutny, który po­zwala nam wy­kryć od pierw­szego słowa gniew w gło­sie dzwo­nią­cej do nas osoby; więk­szość z nas, wcho­dząc do po­koju, po­trafi się do­my­ślić, że przed chwilą o nas roz­ma­wiano; więk­szość z nas szybko re­aguje na sub­telne oznaki su­ge­ru­jące, że kie­rowca ja­dący są­sied­nim pa­sem może sta­no­wić za­gro­że­nie. Ta­kie po­wsze­dnie in­tu­icyjne zdol­no­ści są rów­nie zdu­mie­wa­jące jak na­głe olśnie­nia do­świad­czo­nego le­ka­rza czy stra­żaka – tyle tylko, że zda­rzają się czę­ściej.

Psy­cho­lo­gia traf­nych in­tu­icji to żadne czary. Bo­daj naj­le­piej ujął to wielki Her­bert Si­mon, który przy­glą­da­jąc się mi­strzom sza­cho­wym[8], udo­wod­nił, że po ty­sią­cach go­dzin ćwi­czeń za­czy­nają ina­czej po­strze­gać fi­gury na sza­chow­nicy. W sło­wach Si­mona wy­raź­nie po­brzmiewa znie­cier­pli­wie­nie z po­wodu mi­to­lo­gi­zo­wa­nia in­tu­icji eks­per­tów: „Sy­tu­acja do­star­cza wska­zówki; wska­zówka daje eks­per­towi do­stęp do prze­cho­wy­wa­nych w pa­mięci in­for­ma­cji; in­for­ma­cje do­star­czają od­po­wie­dzi. In­tu­icja to ni mniej, ni wię­cej tylko akt roz­po­zna­nia”[9].

Nie dziwi nas, że dwu­let­nie dziecko pa­trzy na psa i mówi „pie­sio”, bo opa­trzył nam się cud dzie­cię­cego pro­cesu roz­po­zna­wa­nia i na­zy­wa­nia przed­mio­tów. Her­bert Si­mon stwier­dza, że cuda eks­perc­kiej in­tu­icji są tego sa­mego ro­dzaju. Trafny do­mysł po­ja­wia się wów­czas, kiedy eks­pert opa­nuje sztukę roz­po­zna­wa­nia zna­jo­mych ele­men­tów w no­wej sy­tu­acji i re­aguje od­po­wied­nim dzia­ła­niem. Trafne osądy in­tu­icyjne na­rzu­cają się umy­słowi eks­perta w tak samo oczy­wi­sty spo­sób, jak dziecku słowo „pie­sio”.

Nie­stety, w śro­do­wi­sku biz­nesu i wol­nych za­wo­dów osądy in­tu­icyjne nie za­wsze biorą się z au­ten­tycz­nej fa­cho­wo­ści. Wiele lat temu od­wie­dzi­łem dy­rek­tora in­we­sty­cyj­nego w du­żej in­sty­tu­cji fi­nan­so­wej, który po­wie­dział mi, że za­in­we­sto­wał dzie­siątki mi­lio­nów do­la­rów w ak­cje spółki Ford Mo­tor Com­pany. Kiedy za­py­ta­łem, w jaki spo­sób do­szedł do ta­kiej de­cy­zji, od­po­wie­dział, że był nie­dawno na tar­gach sa­mo­cho­do­wych i firma zro­biła na nim ko­lo­salne wra­że­nie. „Słowo daję – wy­ja­śnił – kto jak kto, ale ci lu­dzie znają się na ro­bie­niu sa­mo­cho­dów!”. Nie mo­gło być cie­nia wąt­pli­wo­ści, że dy­rek­tor ufa wła­snemu in­stynk­towi i jest za­do­wo­lony z sie­bie i z pod­ję­tej de­cy­zji. To, co mi się wy­dało nad­zwy­czajne, to fakt, że dy­rek­tor wy­da­wał się nie brać pod uwagę naj­waż­niej­szej kwe­stii, na którą po­wi­nien zwró­cić uwagę eko­no­mi­sta: czy ak­cje Forda są nie­do­ce­nione w sto­sunku do rze­czy­wi­stej war­to­ści? Za­miast tego dy­rek­tor po­słu­chał swo­jej in­tu­icji: po­do­bały mu się sa­mo­chody, po­do­bała mu się firma i spodo­bał mu się po­mysł, żeby ku­pić jej ak­cje. Na pod­sta­wie tego, co wiemy na te­mat in­we­sto­wa­nia w ak­cje, mamy prawo uznać, że ten czło­wiek au­ten­tycz­nie nie wie­dział, co robi.

Heu­ry­styki, które ba­da­li­śmy z Amo­sem, nie za bar­dzo po­ma­gały zro­zu­mieć, jak nasz dy­rek­tor do­szedł do de­cy­zji o za­in­we­sto­wa­niu w ak­cje Forda. Dziś ist­nieją jed­nak szer­sze kon­cep­cje heu­ry­styk, które po­tra­fią wy­ja­śnić to le­piej. Waż­nym od­kry­ciem było zro­zu­mie­nie, że w in­tu­icyj­nych de­cy­zjach i osą­dach nie­ocze­ki­wa­nie dużą rolę od­gry­wają emo­cje. Dzi­siaj de­cy­zję dy­rek­tora uzna­li­by­śmy za przy­kład dzia­ła­nia heu­ry­styki afektu[10], czyli ta­kiej, w ja­kiej oceny i de­cy­zje bez­po­śred­nio wy­pły­wają z sym­pa­tii i an­ty­pa­tii, bez zbyt­niego na­my­słu czy ro­zu­mo­wa­nia.

W ze­tknię­ciu z pro­ble­mem – ko­niecz­no­ścią wy­boru po­su­nię­cia sza­cho­wego albo gieł­do­wej in­we­sty­cji – ma­szy­ne­ria in­tu­icyj­nego my­śle­nia robi, co może. Je­śli ktoś dys­po­nuje od­po­wied­nią fa­chową wie­dzą, zdoła roz­po­znać zna­jomą sy­tu­ację, a kiedy do głowy przyj­dzie mu in­tu­icyjne roz­wią­za­nie, praw­do­po­dob­nie bę­dzie ono trafne. Tak się wła­śnie dzieje, kiedy skom­pli­ko­wa­nej po­zy­cji przy­gląda się ar­cy­mistrz sza­chowy: do głowy przy­cho­dzi mu tylko parę ru­chów, a każdy z nich jest silny. Kiedy sta­jemy przed trud­nym py­ta­niem, nie dys­po­nu­jąc żad­nym fa­cho­wym roz­wią­za­niem, in­tu­icja mimo to spró­buje udzie­lić od­po­wie­dzi – być może do głowy przyj­dzie nam bły­ska­wiczna od­po­wiedź, jed­nak nie bę­dzie to od­po­wiedź na pier­wotne py­tanie. Nasz dy­rek­tor sta­nął przed trud­nym py­ta­niem (czy in­we­sto­wać w ak­cje Forda?), jed­nak do głowy naj­szyb­ciej przy­szła mu od­po­wiedź na po­wią­zane z nim py­ta­nie ła­twiej­sze (czy po­do­bają mi się sa­mo­chody Forda?) – i wła­śnie ta prost­sza od­po­wiedź za­de­cy­do­wała o wy­bo­rze. To za­sad­ni­cza ce­cha in­tu­icyj­nych heu­ry­styk: gdy sta­jemy przed trud­nym py­ta­niem, czę­sto od­po­wia­damy na py­ta­nie ła­twiej­sze, za­zwy­czaj na­wet so­bie nie uświa­da­mia­jąc, że do­szło do pod­miany py­ta­nia[11].

Cza­sami to spon­ta­niczne po­szu­ki­wa­nie in­tu­icyj­nego roz­wią­za­nia za­wo­dzi – do głowy nie przy­cho­dzi nam wtedy ani fa­chowe roz­wią­za­nie, ani od­po­wiedź heu­ry­styczna. W ta­kich przy­pad­kach czę­sto prze­rzu­camy się na wol­niej­sze, nie­śpieszne my­śle­nie. To wła­śnie „my­śle­nie wolne”, o któ­rym mowa w ty­tule książki. W po­ję­ciu my­śle­nia szyb­kiego miesz­czą się oby­dwa ro­dzaje my­śle­nia in­tu­icyj­nego – czyli my­śle­nie fa­chowe oraz my­śle­nie heu­ry­styczne – a także zu­peł­nie au­to­ma­tyczne formy umy­sło­wej ak­tyw­no­ści, ta­kie jak per­cep­cja czy pa­mięć, a więc ope­ra­cje, dzięki któ­rym wiesz, że masz na biurku lampę albo po­tra­fisz so­bie przy­po­mnieć, co jest sto­licą Ro­sji.

W ostat­nim ćwierć­wie­czu wielu psy­cho­lo­gów ba­dało roz­róż­nie­nie po­mię­dzy my­śle­niem szyb­kim i wol­nym. Z przy­czyn, o któ­rych wię­cej na­pi­szę w na­stęp­nym roz­dziale, ży­cie umy­słowe opi­suję za po­mocą me­ta­fory dwóch czyn­ni­ków, które na­zy­wam Sys­te­mem 1 (ozna­cza­ją­cym my­śle­nie szyb­kie) i Sys­te­mem 2 (ob­słu­gu­ją­cym my­śle­nie wolne). O po­szcze­gól­nych ce­chach my­śle­nia in­tu­icyj­nego oraz ce­lo­wego pi­szę tak, jakby były ce­chami cha­rak­teru dwóch po­staci za­miesz­ku­ją­cych twój umysł. Ob­raz wy­ła­nia­jący się z naj­now­szych ba­dań wska­zuje, że in­tu­icyjny Sys­tem 1 jest znacz­nie bar­dziej wpły­wowy, niż ci się wy­daje, i to on stoi za wie­loma two­imi wy­bo­rami i osą­dami. Ni­niej­sza książka po­świę­cona jest głów­nie temu, jak działa Sys­tem 1 i jak oba sys­temy wpły­wają na sie­bie na­wza­jem.

Co da­lej

Książkę po­dzie­li­łem na pięć czę­ści. Część pierw­sza pre­zen­tuje w pod­sta­wo­wym za­ry­sie dwu­sys­te­mowe spoj­rze­nie na zja­wi­sko osą­dów i wy­bo­rów ludz­kich. W niej przed­sta­wiam roz­róż­nie­nie po­mię­dzy au­to­ma­tycz­nym funk­cjo­no­wa­niem Sys­temu 1 i kon­tro­lo­wa­nym dzia­ła­niem Sys­temu 2, po­ka­zu­jąc, w jaki spo­sób na­sza pa­mięć sko­ja­rze­niowa (bę­dąca rdze­niem Sys­temu 1) nie­prze­rwa­nie kon­stru­uje spójną in­ter­pre­ta­cję wszyst­kiego, co w da­nej chwili dzieje się w ota­cza­ją­cej nas rze­czy­wi­sto­ści. Usi­łuję uka­zać zło­żo­ność i bo­gac­two nie­świa­do­mych pro­ce­sów le­żą­cych u pod­staw in­tu­icyj­nego my­śle­nia, a także przed­sta­wić, jak te au­to­ma­tyczne pro­cesy po­zwa­lają wy­ja­śnić funk­cjo­no­wa­nie roz­ma­itych heu­ry­styk oce­nia­nia. Moim ce­lem jest za­pre­zen­to­wa­nie ję­zyka tech­nicz­nego, który umoż­li­wia my­śle­nie i mó­wie­nie o ludz­kiej umy­sło­wo­ści.

W czę­ści dru­giej uzu­peł­niam omó­wie­nie heu­ry­styk oce­nia­nia, a także pró­buję roz­wi­kłać ważną za­gadkę – mia­no­wi­cie dla­czego jest tak, że my­śle­nie sta­ty­styczne przy­spa­rza nam tak ogrom­nych trud­no­ści? My­śle­nie sko­ja­rze­niowe, me­ta­fo­ryczne albo przy­czy­nowe przy­cho­dzi nam bez trudu, jed­nak my­śle­nie sta­ty­styczne wy­maga my­śle­nia o wielu rze­czach rów­no­cze­śnie, a to jest coś, z czym Sys­tem 1 nie ra­dzi so­bie z sa­mej swo­jej na­tury.

Sła­bo­ści my­śle­nia sta­ty­stycz­nego oma­wiam po to, aby przy­go­to­wać grunt pod główny te­mat po­ru­szany w czę­ści trze­ciej. Opi­suję w niej pewne zdu­mie­wa­jące ogra­ni­cze­nie ludz­kiego umy­słu: na­szą nad­mierną pew­ność wo­bec wszyst­kiego, co wy­daje nam się, że wiemy, a także na­szą nie­zdol­ność do peł­nego uświa­do­mie­nia so­bie wła­snej nie­wie­dzy i nie­pew­no­ści ce­chu­ją­cej rze­czy­wi­stość. Lu­dzie mają skłon­ność do prze­ce­nia­nia swo­jego zro­zu­mie­nia rze­czy­wi­sto­ści, a nie­do­ce­nia­nia roli, jaką w roz­woju wy­da­rzeń od­grywa przy­pa­dek. Nad­mierne za­ufa­nie do wła­snej wie­dzy bie­rze się ze złu­dze­nia pew­no­ści, to zaś bie­rze się z faktu, że na wy­da­rze­nia pa­trzymy z per­spek­tywy czasu. Moje po­glądy w tej kwe­stii po­zo­stają pod wpły­wem Na­ssima Ta­leba, au­tora książki The Black Swan: The Im­pact of the Hi­ghly Im­pro­ba­ble [Czarny ła­będź: o wpły­wie wy­soce nie­praw­do­po­dob­nych wy­da­rzeń]. Li­czę, że dzięki temu w biu­ro­wej kuchni bę­dziemy mo­gli pro­wa­dzić roz­mowy, które po­zwolą nam wy­cią­gać in­te­li­gentne lek­cje z prze­szło­ści, i nie ule­gać ilu­zo­rycz­nej pew­no­ści sie­bie ani nie za­kła­dać, że skoro coś się stało, to tak się mu­siało stać.

W czę­ści czwar­tej wcho­dzę w dys­ku­sję ze szkołą eko­no­mii ba­da­jącą pro­cesy de­cy­zyjne przy za­ło­że­niu, że uczest­nicy go­spo­darki dzia­łają w spo­sób ra­cjo­nalny. Ta część książki pre­zen­tuje ak­tu­alne po­glądy oparte na dwu­sys­te­mo­wym mo­delu my­śle­nia. W tym celu przed­sta­wiam klu­czowe po­ję­cia teo­rii per­spek­tyw, czyli mo­delu pro­ce­sów de­cy­zyj­nych, który ogło­si­li­śmy z Amo­sem w 1979 roku. W dal­szych roz­dzia­łach przed­sta­wiam kilka przy­kła­dów sy­tu­acji, w któ­rych na­sze wy­bory kłócą się z za­sadą ra­cjo­nal­no­ści. Po­ru­szam na­szą nie­for­tunną skłon­ność do ba­da­nia jed­nych pro­ble­mów w izo­la­cji od in­nych, a także zaj­muję się efek­tem fra­mingu (fra­ming ef­fect), po­le­ga­ją­cym na tym, że na­sze de­cy­zje za­leżą od nie­istot­nych róż­nic w sfor­mu­ło­wa­niu sto­ją­cych przed nami wy­bo­rów. Po­dobne ob­ser­wa­cje – które ła­two dają się wy­ja­śnić cha­rak­te­ry­stycz­nymi ce­chami Sys­temu 1 – sil­nie pod­wa­żają obo­wią­zu­jące w stan­dar­do­wej eko­no­mii za­ło­że­nie, że uczest­nicy go­spo­darki dzia­łają ra­cjo­nal­nie.

Część piąta opi­suje ba­da­nia, które po­mo­gły wpro­wa­dzić roz­róż­nie­nie po­mię­dzy „jaź­nią do­świad­cza­jącą” a „jaź­nią pa­mię­ta­jącą”: aspek­tami oso­bo­wo­ści, z któ­rych każdy kie­ruje się in­nymi in­te­re­sami. Przy­kła­dowo można wziąć dwie osoby, z któ­rych każda zo­sta­nie wy­sta­wiona na dwa bo­le­sne do­świad­cze­nia. Niech przy tym jedno z do­świad­czeń bę­dzie wy­raź­nie przy­krzej­sze od dru­giego (bo trwa dłu­żej od niego). Mimo to au­to­ma­tyczne po­wsta­wa­nie wspo­mnień – bę­dące funk­cją Sys­temu 1 – pod­lega pew­nym za­sa­dom, które da się zma­ni­pu­lo­wać w taki spo­sób, że epi­zod gor­szy po­zo­stawi po so­bie lep­sze wspo­mnie­nie. Gdy póź­niej po­sta­wimy te same osoby przed wy­bo­rem, któ­rego z obu epi­zo­dów wolą do­świad­czyć po­now­nie, o ich wy­bo­rze bę­dzie oczy­wi­ście de­cy­do­wać jaźń pa­mię­ta­jąca, która tym sa­mym na­razi ta­kie osoby (to zna­czy ich jaźń do­świad­cza­jącą) na nie­po­trzebny ból. To samo roz­róż­nie­nie mię­dzy dwoma aspek­tami jaźni jest także istotne przy mie­rze­niu po­ziomu do­bro­stanu (szczę­ścia) – tu także prze­ko­nu­jemy się, że coś, co daje szczę­ście jaźni do­świad­cza­ją­cej, nie bę­dzie do końca tym sa­mym, co za­do­wala jaźń pa­mię­ta­jącą. Je­śli za­ło­żymy, że ce­lem po­li­tyki spo­łecz­nej ma być do­bro­stan lud­no­ści, mu­simy so­bie od­po­wie­dzieć na wiele trud­nych py­tań w związku z tym, jak dwie jaź­nie za­miesz­ku­jące jedno ciało mają dą­żyć do szczę­ścia, za­równo na po­zio­mie oso­bi­stym, jak i spo­łecz­nym.

W ostat­nim roz­dziale przy­glą­dam się skut­kom tych trzech roz­róż­nień, o któ­rych mowa w ni­niej­szej książce: po­mię­dzy jaź­nią do­świad­cza­jącą i jaź­nią pa­mię­ta­jącą, po­mię­dzy kon­cep­cją uczest­ni­ków go­spo­darki w eko­no­mii kla­sycz­nej i w eko­no­mii be­ha­wio­ral­nej (w któ­rej część po­jęć jest za­po­ży­czona z psy­cho­lo­gii), i wresz­cie po­mię­dzy au­to­ma­tycz­nym Sys­te­mem 1 i wy­ma­ga­ją­cym umy­sło­wego wy­siłku Sys­te­mem 2. Wra­cam przy tym do ko­rzy­ści pły­ną­cych ze świa­do­mych i in­te­li­gent­nych plo­tek oraz do py­ta­nia, co mogą uczy­nić or­ga­ni­za­cje, aby pod­nieść ja­kość osą­dów i de­cy­zji po­dej­mo­wa­nych w ich imie­niu.

Do tego w za­łącz­ni­kach do książki znaj­dują się dwa ar­ty­kuły, które na­pi­sa­li­śmy z Amo­sem. Pierw­szy oma­wia osądy po­dej­mo­wane w wa­run­kach nie­pew­no­ści, o czym pi­sa­łem po­wy­żej. Drugi – wy­dany w 1984 roku – przed­sta­wia teo­rię per­spek­tyw oraz skutki efektu fra­mingu. Te ar­ty­kuły wy­mie­niła ko­mi­sja no­blow­ska w uza­sad­nie­niu de­cy­zji o przy­zna­niu mi Na­grody No­bla – za­pewne zdzi­wisz się, wi­dząc, jak pro­ste są to prace. Czy­ta­jąc je, prze­ko­nasz się, ile wie­dzie­li­śmy przed laty oraz jak wiele do­wie­dzie­li­śmy się w ostat­nich de­ka­dach.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

WPRO­WA­DZE­NIE

[1]gro­ma­dzi­li­śmy za mało ob­ser­wa­cji: zna­li­śmy książkę kry­ty­ku­jącą psy­cho­lo­gów za pro­wa­dze­nie ba­dań na ma­łych pró­bach – Ja­cob Co­hen, Sta­ti­sti­cal Po­wer Ana­ly­sis for the Be­ha­vio­ral Scien­ces (Hil­ls­dale, NJ: Erl­baum, 1969), jed­nak bra­ko­wało w niej uza­sad­nie­nia su­ge­ro­wa­nych wy­bo­rów.
[2]do­ty­czące wy­ra­zów: nieco zmie­ni­łem ory­gi­nalne sfor­mu­ło­wa­nie, w któ­rym cho­dziło o pierw­sze i trze­cie li­tery wy­ra­zów.
[3]ne­ga­tywne wy­obra­że­nie o ludz­kim umy­śle: na­szym naj­za­go­rzal­szym kry­ty­kiem jest znany psy­cho­log nie­miecki, Gerd Gi­ge­ren­zer (por. Gerd Gi­ge­ren­zer, How to Make Co­gni­tive Il­lu­sions Di­sap­pear, „Eu­ro­pean Re­view of So­cial Psy­cho­logy” 2 (1991), s. 83‒115; Per­so­nal Re­flec­tions on The­ory and Psy­cho­logy, „The­ory & Psy­cho­logy” 20 (2010), s. 733‒43. Da­niel Kah­ne­man i Amos Tver­sky, On the Re­ality of Co­gni­tive Il­lu­sions, „Psy­cho­lo­gi­cal Re­view” 103 (1996), s. 582‒91.
[4]przed­sta­wili wia­ry­godne al­ter­na­tywy: można przy­to­czyć wiele przy­kła­dów, w tym Va­le­rie F. Reyna i Far­rell J. Lloyd, Phy­si­cian De­ci­sion-Ma­king and Car­diac Risk: Ef­fects of Know­ledge, Risk Per­cep­tion, Risk To­le­rance and Fuzzy-Pro­ces­sing, „Jo­ur­nal of Expe­ri­men­tal Psy­cho­logy: Ap­plied” 12 (2006), s. 179‒95; Ni­cho­las Epley i Tho­mas Gi­lo­vich, The An­cho­ring-and-Ad­ju­st­ment Heu­ri­stic, „Psy­cho­lo­gi­cal Science” 17 (2006), s. 311‒18; Nor­bert Schwarz i in., Ease of Re­trie­val of In­for­ma­tion: Ano­ther Look at the Ava­ila­bi­lity Heu­ri­stic, „Jo­ur­nal of Per­so­na­lity and So­cial Psy­cho­logy” 61 (1991), s. 195‒202; Elke U. We­ber i in., Asym­me­tric Di­sco­un­ting in In­ter­tem­po­ral Cho­ice, „Psy­cho­lo­gi­cal Science” 18 (2007), s. 516‒23; Geo­rge F. Lo­ewen­stein i in., Risk as Fe­elings, „Psy­cho­lo­gi­cal Bul­le­tin” 127 (2001), s. 267‒86.
[5]zdo­by­łem w 2002 roku Na­grodę No­bla: na­groda z eko­no­mii nosi na­zwę „Na­groda Banku Szwe­cji im. A. No­bla w dzie­dzi­nie eko­no­mii” i zo­stała przy­znana po raz pierw­szy w 1969 roku. Nie­któ­rzy na­ukowcy zaj­mu­jący się na­ukami przy­rod­ni­czymi nie byli za­chwy­ceni uzu­peł­nie­niem Na­grody No­bla o na­uki spo­łeczne, dla­tego dla na­grody z dzie­dziny eko­no­mii kom­pro­mi­sowo przy­jęto od­rębną na­zwę.
[6]dłu­go­let­niej prak­tyki: fun­da­ment pod zro­zu­mie­nie zja­wi­ska wie­dzy fa­cho­wej po­ło­żyli w la­tach osiem­dzie­sią­tych XX w. Her­bert Si­mon i jego dok­to­ranci w Car­ne­gie Mel­lon. Ist­nieje do­sko­nałe po­pu­lar­no­nau­kowe wpro­wa­dze­nie do te­matu: Jo­shua Foer, Mo­on­wal­king with Ein­stein: The Art and Science of Re­mem­be­ring (Nowy Jork: Pen­guin Press, 2011) [Wyd. pol­skie: Tań­czący z Ein­ste­inem. O sztuce i tech­nice za­pa­mię­ty­wa­nia, tłum. Krzysz­tof Pu­ław­ski, Me­dia Ro­dzina 2012]. Prace przed­sta­wiane przez Fo­era są rów­nież omó­wione w bar­dziej szcze­gó­łowy i tech­niczny spo­sób w książce pod re­dak­cją K. An­dersa Erics­sona i in., The Cam­bridge Hand­book of Exper­tise and Expert Per­for­mance (Nowy Jork: Cam­bridge Uni­ver­sity Press, 2006).
[7]pło­nęła kuch­nia: Gary A. Klein, So­ur­ces of Po­wer (Cam­bridge, MA: MIT Press, 1999).
[8]przy­glą­da­jąc się mi­strzom sza­cho­wym: Her­bert Si­mon był jed­nym z wiel­kich uczo­nych XX w. Był au­to­rem od­kryć i wy­na­laz­ków z tak róż­nych dzie­dzin jak na­uki po­li­tyczne (od któ­rych za­czy­nał ka­rierę), eko­no­mia (z któ­rej zdo­był Na­grodę No­bla), in­for­ma­tyka (któ­rej był pio­nie­rem) i psy­cho­lo­gia.
[9]„Sy­tu­acja [...] akt roz­po­zna­nia”: Her­bert A. Si­mon, What Is an Expla­na­tion of Be­ha­vior?, „Psy­cho­lo­gi­cal Science” 3 (1992), s. 150‒61.
[10]heu­ry­styki afektu: Po­ję­cie heu­ry­styki afektu stwo­rzył Paul Slo­vic, przy­ja­ciel Amosa i jego ko­lega z roku w Mi­chi­gan.
[11]na­wet so­bie nie uświa­da­mia­jąc, że do­szło do pod­miany py­ta­nia: Patrz roz­dział 9.
[1*] W ter­mi­no­lo­gii Da­niela Kah­ne­mana i Amosa Tver­sky’ego heu­ry­styka to uprosz­czona re­guła wnio­sko­wa­nia, którą po­słu­gu­jemy się w spo­sób nie­świa­domy (o ile nie za­zna­czono ina­czej, wszyst­kie przy­pisy dolne po­cho­dzą od tłu­ma­cza – red.).