Pulp Magazyn #7 (11/2024) - opracowanie zbiorowe - ebook + audiobook

Pulp Magazyn #7 (11/2024) ebook i audiobook

Opracowanie zbiorowe

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Pulp magazyn to mocna dawka popkulturowej rozrywki i wiedzy. Czekają na was opowiadania, wywiady, recenzje i felietony.

 

Temat numeru to “Misie w grach” Mateusza Kapusty, a wtóruje mu Julian Jeliński opisując misie w filmach, okazuje się, że popkultura pokazuje mroczne oblicze ulubionych pluszaków.

Daniel Muniowski ze Strefy Czytacza przybliża historię marki Harry’ego Pottera i szuka odpowiedzi na kluczowe pytania w tekście “Czy chłopiec przeżyje?” Paweł Wielopolski pochyla się nad postacią Jockera.

Możecie też przeczytać recenzje autorstwa m.in. Juliana Jelińskiego, Marcina Kończewskiego, ponadto teksty naszych stałych felietonistów: Krzysztofa A. Zajasa, Marty Sobieckiej i Marcina Świątkowskiego.

Opowiadania autorstwa Anny Musiałowicz, Nadziei Niedźwieckiej i Mateusza Piotra Woźniaka.

 

Nad formatem audio czuwa reżyser dźwięku - Marcin Kardach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 155

Rok wydania: 2024

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Spis treści:
WSTĘPNIAK • Kuba Ćwiek
TEMAT NUMERU: Mateusz „Gucio1846” Kapusta • Misie w grach nie zawsze są słodkie…
Julian Jeliński • Nie ufaj słodkim misiom!
MAGIA I TEORIA: Marcin Świątkowski • Interteksty i hiperteksty, czyli o tym, jak łączy się science fiction z literaturą średniowieczną
Paweł Wielopolski • Joker – prawdziwy Człowiek Zagadka
OPOWIADANIE: Nadzieja Niedźwiecka • Wróć do domu, zanim włączą latarnie
OPOWIADANIE: Anna Musiałowicz • Cisza
OPOWIADANIE: Mateusz Piotr Woźniak • Czy mogę być panu winna?
WYWIAD: O podróżach w czasie z Arthurem Darvillem rozmawia Julian Jeliński
Daniel Muniowski • Czy chłopiec przeżyje?
OKIENKO GROZY: Krzysztof A. Zajas • Stephen King i kobiety
ŚWIATY RÓWNOLEGŁE: Marta Sobiecka • Lustereczko, powiedz przecie
RECENZJA: Julian Jeliński • Transformers: Zamaskowane roboty, tom 1
RECENZJA: Tomasz Skupień • Ot, taka Rabka?
RECENZJA: Tomasz Skupień • Wesoła rozwałka konsensusu historycznego
RECENZJA: Marcin Kończewski • Solidność też jest w cenie
RECENZJA: Julian Jeliński • Co gryzie Donalda Trumpa
RECENZJA: Julian Jeliński • Następca Dragon Ball: Budokai Tenkaichi rozbija bank!
RECENZJA: Julian Jeliński • Żołnierze Kosmosu wracają do łask
RECENZJA: Marcin Kończewski • Niech to Dunder świśnie!
Strona redakcyjna

■ Jakub Ćwiek

Dobra, przyznam się Wam do czegoś. Choć od razu powiem, że będzie to strasznie głupie.

Kiedyś jeden ze sklepów dla dzieci miał taką opcję, że mogłeś sobie skompletować własnego misia. To znaczy miś był pusty, trzeba było go wypełnić a to trocinami, a to watą, a to grochem. Potem do tego dokładało się serduszko, czyli maleńki głośniczek z tekstem, który mogłeś nagrać, a potem miś nim mówił, gdy przyciskałeś mu brzuszek. Na koniec się tego pluszaka zaszywało, ubierało w jakieś wdzianko i nadawało mu imię.

No i ja kupiłem takiego misia, nagrałem mu do brzuszka mnóstwo bluzgów i tekstów typu "jak jedziesz krowo" i ubrałem w strój policyjny. A potem wmawiałem ludziom, że to jeden z tych misiów, które policja rozdaje dziecięcym ofiarom wypadków.

Czy się tego wstydzę? Zdecydowanie.

Czy zrobiłbym to jeszcze raz?

Anyway, tematem numeru są misie.

Czyli takie lalki Barbie, tyle, że o niedźwiedziach. Bo też szerzą wśród dzieci nierealne standardy, które ostatecznie mogą prowadzić do nieszczęścia w konfrontacji z rzeczywistością. Przekonał się o tym Leo Di Caprio, którego miś kiedyś solidnie poturbował. Albo wszystkie ofiary kokainowego misia z filmu pod takim właśnie tytułem. Co nieco wie o tym Mark Wahlberg, któremu pluszowy Ted bardzo namieszał w głowie oraz syn pana Milne, który… nie no, tu wam nie opowiem, ale poczytajcie sobie o losach relacji między twórcą Kubusia Puchatka, a pierwowzorem głównej ludzkiej postaci.

Misie, puszczone samopas, zaleją Ci dom wodą z wanny, opędzlują zapasy marmolady, zawiną piknikowy koszyk, własnym samolotem przewiozą kontrabandę, naciągną na hajs w Zakopcu, albo nabzdryngolone nalewką z jagód dostaną małpiego rozumu i zaczną skakać po meblach. Mają podejrzane układy z Rosjanami (jak z agentką o kryptonimie Masza) i nawet jednoznacznie wykażą żonie, kiedy piłeś — bo weź powiedz po pijaku Koralgol.

Słowem misie są niebezpieczne i cieszy mnie, że ich obraz w popkulturze zaczyna się troszkę zmieniać. Szkoda, że takimi słabymi filmami jak "Puchatek. Krew i miód" ale dajmy sobie czas.

W końcu prawda wyjdzie na jaw! W końcu zrozumiemy, że to nie AI nam zagraża, a właśnie te słodkie, urocze, mięciusie pluszaki. Strzeżcie się!

Ale póki co, oczywiście miłej lektury Wam życzę. Bo jak zwykle mamy dla Was dużo dobra!

Wasz Kuba

TEMAT NUMERU

■ Mateusz „Gucio1846” Kapusta

Misie w grach nie zawsze są słodkie…

Niedźwiedzie to na ogół przytulne, aczkolwiek niebezpieczne stworzenia. Misie natomiast mają to do siebie, że są słodkie i pluszowe. Twórcy gier z kolei bywają czasem dziwni i kochają przerabiać nasze rozkoszne i puchate stworzonka w coś nietypowego lub nawet krwiożerczego. Zobaczcie zatem, jak gry przedstawiają urocze niedźwiadki.

Nie ma zbyt wielu gier, w których motywem przewodnim są niedźwiedzie, ale niektóre potrafią wprawić gracza w konsternację. Zaczniemy od czegoś delikatnego, ale zostańcie do końca, a przekonacie się jak bardzo zaskakujące i brutalne mogą być wirtualne misie.

Pamiętacie Misia Yogi? Nawet ten żarłoczny niedźwiadek doczekał się swojej gry komputerowej. Nie jest to nowa produkcja, miała premierę w 2010 roku. Yogi Bear: The Video Game to prosta platformówka w grafice 3D, mająca za zadanie cieszyć młodszych graczy. Starsi z was pewnie pamiętają, że strażnik parku, w którym działa się akcja, raczej gonił Yogiego, ale w grze o dziwo obie strony łączą siły, aby uratować wspomniany park przed zamknięciem. Gra nie była wybitnym dziełem, grało się w nią bez większych emocji, ale za to miała wystarczający budżet, aby do współpracy w dubbingu ściągnąć takie nazwiska jak Dan Aykroyd i Justin Timberlake, więc był to mocny plus produkcji.

W 2016 roku mogliśmy się pościgać niedźwiadkami na gokartach w produkcji Bears Can’t Drift? Jako że gra ponownie była tworzona z myślą o najmłodszych graczach, rozgrywka nie była skomplikowana, a sam model jazdy bardzo zręcznościowy. Do naszej dyspozycji oddano dwanaście zróżnicowanych klimatycznie tras, a także osiem misiów o innym wyglądzie. Jak na typowego „karta” przystało, w trakcie jazdy można było używać tak zwanych power-upów, które eliminują inne misie na trasie, i oczywiście dało radę przyspieszać za pomocą dopalacza. Jak sama nazwa gry wskazuje, kluczową metodą pokonywania kolejnych zakrętów był drift, czyli skręcanie gokartem w poślizgu. Dużym atutem gry była możliwość grania ze znajomymi na jednym ekranie, co w tamtych latach już powoli odchodziło do lamusa.

Kolejna gra jest najbardziej przyziemną z dzisiejszych propozycji. Jest to zwykły Symulator Niedźwiedzia, w którym naszym zadaniem jest przetrwanie w dzikiej naturze. Grafika jest stonowana i realistyczna jak na 2016 rok, a wszelkie działania, jakie podejmujemy, sterując niedźwiedziem, są zgodne z naturą tych potężnych stworzeń. Polujemy na ryby, kradniemy miód pszczołom i szukamy zjadliwych roślin. Czasem przyjdzie nam zetrzeć się z innym zwierzęciem zamieszkującym świat, jeśli stanie na naszej drodze. Nasz brązowy protagonista ma swoje statystyki takie jak żywotność, inteligencja, siła, szczęście i umiejętność pływania. Całość ulepszamy w trakcie gry i wykonywania kolejnych, naturalnych dla niedźwiedzi czynności. Całą akcję obserwujemy z widoku z oczu niedźwiedzia, co pozwala jeszcze bardziej wczuć się w przedstawiciela misiowatych.

Bear With Me to klasyczna przygodówka w stylu point and click. Całość jest utrzymana w klimacie noir i czarno-białej szacie graficznej. Brat protagonistki zaginął. Amber, bowiem tak na imię ma nasza bohaterka, postanawia zgłosić się po pomoc emerytowanego detektywa – Teda E. Beara, który jest pluszowym, aczkolwiek bardzo poważnym i zrzędliwym misiem. Po połączeniu sił dwójka bohaterów wyrusza śladami zaginionego chłopca, prowadząc liczne rozmowy z napotkanymi postaciami niezależnymi, dokonując przesłuchań, na przykład na zabawkowych królikach, którzy są na bakier z prawem, ale przede wszystkim szukając poszlak i przedmiotów, które mogą pomóc w rozwiązaniu zagadki. Gracz będzie musiał zmierzyć się również z licznymi łamigłówkami, jakże klasycznymi dla tego typu przygodówek. Gra broni się nawet dzisiaj i jest całkiem niezłą opcją dla fanów główkowania.

Przed nami dwie ostatnie gry, w których misie zwyczajnie zryją wam głowy. Pierwsza produkcja należy do gatunku visualnovel i jest detektywistyczną przygotówką stworzoną w Japonii. Mowa tu o Danganronpa: Trigger Happy Havoc Anniversary Edition. W grze wcielamy się w ucznia jednej ze szkół, która została zamknięta w taki sposób, aby nie dało się z niej wyjść. Naszym zadaniem jest rozwiązanie zagadek morderstw, które popełniane są na terenie szkoły. W tym momencie pojawia się zdalnie sterowana maskotka o imieniu Monokuma, czyli nasz krwiożerczy miś. Ten informuje, że jest pewna opcja na wydostanie się ze szkoły, ale by tego dokonać, jeden z uczniów musi zabić drugiego w taki sposób, aby pozostali się o tym nie dowiedzieli. Naturalnie morderczy miś nakłania bohaterów do takiej decyzji, ale sam nie brudzi sobie rąk. Jest to jedyny sposób, żeby wydostać się ze szkoły, więc uczniowie podejmują próbę. Rozgrywka podzielona jest na kilka faz, a w tej ostatniej toczy się proces, który ma wskazać winnego. Monokuma jest tym, który wydaje wyrok na bazie naszych dialogów i decyzji. Naturalnie robi to z przyjemnością, taki to z niego zły miś.

Na koniec zostawiłem wam totalnie odjechaną grę, jaką jest Naughty Bear. Już sama nazwa pewnie daje wam do myślenia, czego można się spodziewać. Jest to trójwymiarowa gra akcji, w której przejmujemy kontrolę nad pozszywanym pluszowym misiem mającym chuligańskie, a nawet mordercze zapędy. Miś, w którego się wcielamy, nie został zaproszony na przyjęcie i to jedno zdarzenie wystarczyło, aby rozkręcił machinę zemsty na swoich pluszowych pobratymcach. Misiom możemy wyrządzać krzywdę na różne sposoby. Klasyką jest oczywiście pobicie, ale bardziej brutalni gracze mogą też pluszaki zadźgać, poszatkować kataną lub rozstrzelać z różnego rodzaju broni palnej. Jeśli jednak wydaje wam się, że twórcy osiągnęli wystarczająco wysoki próg brutalności, to wiedzcie, że w grze zaimplementowano system NaughtyPoints i staramy się go podkręcać, terroryzując i znęcając się psychicznie nad innymi misiami, czasem w sposób błahy jak puszczanie bąków prosto w ich pluszowe twarzyczki, a innym razem rażąc ich prądem lub brutalnie zdzierając twarz na taśmie linii produkcyjnej. Nie wiem, dlaczego studio Behaviour Interactive wpadło na taki pomysł, ale przyznajcie sami, że taka gra jest creepy – i wierzcie mi, w 2010 roku wywołała spore kontrowersje. Być może przez ogromną brutalność, a być może przez niezbyt idealny gameplay, gra nie zdobyła jakiejś szalonej popularności. Może to i dobrze? Świat wirtualnej rozgrywki już wystarczająco mocno obrywał od mediów publicznych i oskarżany był o wzmożoną agresję graczy. Chyba to dobry moment na złagodzenie wizerunku misiów, dlatego czekam na prostą i kolorową produkcję w uniwersum Kubusia Puchatka.

■ Julian Jeliński

Nie ufaj słodkim misiom!

W kinach właśnie rządzi animacja Dreamworks Dziki robot, jednym z jej bohaterów jest stary, wielki i gburowaty niedźwiedź, który potrafi jednak zmienić swoje nawyki, stać się głosem rozsądku i przekonać inne zwierzęta, by zaczęły sobie bardziej ufać. Chociaż wydaje się gruboskórny, tak naprawdę ma dobre serce. Z drugiej strony lada dzień premierę będzie miał Paddington w Peru, z najsłodszym, niewinnym i zbudowanym z miłości, przyjaźni i marmoladki misiem w roli tytułowej. Kino zdaje się w misiach widzieć dobro, nawet gdy skryte za gburowatą warstwą wierzchnią. Ale nie wierzcie pozorom i nie ufajcie misiom!

Jestem pewny, że was zaskoczyłem. Że już szykujecie się do litanii tytułów i imion niedźwiadków, które skradły wasze serca. Kubuś Puchatek, Baloo, cała ekipa z Mojego przyjaciela niedźwiedzia. Wydaje się wam, że moje ostrzeżenie to bardziej krzyk szaleńca, histeryka, który obawia się nawet tego, co najsłodsze. Pozwólcie mi zatem pokazać wam, dlaczego misiom ufać nie wolno i jak kino przekazuje nam tę lekcję nawet w tych produkcjach, które uważacie za „niewinne”.

Nie muszę wspominać o całej litanii horrorów, filmów akcji i dramatów osadzonych w lasach, w których królują krwiożercze niedźwiedzie. Niektóre z nich mutują w wyniku kontaktu z radioaktywnymi odpadami, jak w Przepowiedni Johna Frankenheimera lub w wyniku połączenia z czymś nowym i nieznanym jak w Anihilacji Alexa Garlanda. Inne polują na naszych najlepszych i najbardziej szanowanych aktorów, czasem rozszarpując Leonarda DiCaprio (Zjawa), innym razem stając naprzeciw Anthony’ego Hopkinsa (Lekcja przetrwania). Czasem czyhają nie tylko na niczego niespodziewających się ludzi, ale i na… franczyzy filmowe! Tak było, gdy prehistoryczny niedźwiedź zaczął polować na ludzi w parku narodowym, ale biurokraci nie zamierzali zamknąć parku, nie chcąc tracić pieniędzy od turystów. Film Grizzly wyszedł w rok po Szczękach i bezczelnie zapolował na film Spielberga, podgryzając mu nawet zakończenie, zamieniając łódkę na helikopter oraz strzał w materiały wybuchowe na bazookę. Ale niedźwiedzie kąsają nawet swoich! Gdy Grizzly podgryzał i podkradał Szczęki, rok później to on padł ofiarą innego niedźwiedzia, gdy do kin trafiły Pazury z podobną fabułą. Na tyle podobną, że Pazurom zmieniono tytuł i przeistoczyły się w Grizzly 2, a następnie wróciły do dystrybucji kinowej i odniosły wtedy większy sukces.

Jeżeli czegoś brakuje tym filmom, to przede wszystkim pomysłowych tytułów. Ponieważ misiom nie tylko nie wolno ufać, ale i nie powinno się ich zostawiać w dziale kreatywnym. Bo jak inaczej niż terrorem niedźwiedzich kłów wytłumaczymy ten poziom kreatywności: Noc grizzly z 1966 roku, Niedźwiedź z 2010 roku, Zemsta niedźwiedzicy z 2007 roku (z serialowym Supermanem Tylerem Hoechlinem w roli głównej), Grizzly (w oryginale Into the Grizzly Maze) z 2015, Grizzly Park z 2008… W tym zestawie wybija się Na szlaku z 2014 roku albo Pożeracz ludzi, ale bez przesady. Chociaż może to kolejna sztuczka niedźwiedzi – udawać szczerość, by ostudzić naszą czujność? W końcu czy Kokainowy miś nie jest najszczerszym tytułem filmu w historii? Opowiada o misiu na kokainie? Tak. Żadnej fałszywej reklamy, żadnych dodatkowych wątków. Dostajesz dokładnie to, co tytuł zapowiada. I tu właśnie drzemie geniusz misiów, co im ufać nie wolno. Otóż horrory i filmy dla dorosłych z ich „szczerymi” tytułami są tylko przykrywką. Usypiają naszą czujność i nie zwracamy uwagi na szemrane występki niedźwiedziowatych w… filmach animowanych!

Zanim jednak przejdziemy do produkcji dla dzieci, warto przypomnieć sobie, że nawet pluszowe misie od zawsze sieją terror i deprawują niewinnych. W 1987 roku Stuart Gordon udowodnił nam, jak bardzo niebezpieczne potrafią być zabawki (na wiele lat, zanim to samo przypomniał nam Joe Dante z Małymi żołnierzami) w gotyckim horrorze Lalki. I – nie uwierzycie – wśród morderczych pacynek, harlequinów i małych drewnianych karabinierów znalazł się ON, biały pluszowy misiek, który zagubił się w lasku, rośnie, zrywa „skórę” pluszaka i rzuca się na rodzinę swojej właścicielki. Nie trzeba jednak przeradzać się w niedźwiedzia, by siać zniszczenie. W The Pit pluszak Teddy jest najlepszym przyjacielem dwunastoletniego Jamiego. Ale swoją uprzywilejowaną pozycję wykorzystuje, przekonując chłopaka, że warto nakarmić trolle mieszkające w rowie ludzkim mięsem i nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Bo takie już są te pluszowe misie – mają na nas zły wpływ. Misiu Chauncey z Urojenia mści się na swojej byłej właścicielce, manipulując jej córką, wyznaczając jej zadania i czerpiąc chorą satysfakcję z jej cierpienia. Ale niech koronnym dowodem w tej specyficznej „kategorii” będzie Ted z filmów i serialu o tym samym tytule. Bezczelny, gustujący w używkach i praktycznie zawsze sprowadzający swojego Johna na złą drogę. W dodatku przemawiający głosem Setha MacFarlane’a i udający kumpla cytującego dzieła popkultury.

Pozwolę sobie nie przypominać przebierania się za niedźwiedzie, ponieważ to zawsze źle się kończy. W Girls Nite Out za misia przebiera się siostra bliźniaczka mordercy, by dalej zabijać studentów granych przez trzydziestolatków. Scena z Lśnienia Kubricka z typem w stroju niedźwiedzia (lub psoniedźwiedzia) na kolanach przed drugim typem to źródło koszmarów dla milionów od ponad czterdziestu lat. A przecież jest i szalony Nicolas Cage, który wybiera strój niedźwiedzia tylko po to, by przyłożyć z niedźwiedziej piąchy kobiecie (w filmie Wicker Man, nie w życiu prywatnym). Związek pomiędzy noszeniem misiowego stroju a moralnie szemranymi czynami jest niewątpliwy. Nawet najpiękniejszy szkocki akcent oraz siła charyzmy Seana Connery’ego padają w pojedynku ze strojem wykradzionym z Krupówek. I przemieniają Jamesa Bonda w szalonego złoczyńcę, który jara się kontrolowaniem pogody w Rewolwerze i meloniku. Zostawmy zatem przebrania, każde kolejne tylko udowadnia, że misiom ufać nie wolno, a ludziom w strojach niedźwiedzich w szczególności. Przejdźmy w końcu do świata animacji.

Zacznijmy od oczywistego oszusta, który nauczał pokolenia najgorszych zachowań. Yogi. Słynny na całe Yellowstone złodziejaszek, dla którego nie ma takiego koszyka, którego nie da się ukraść. On bycie niegodnym zaufania nosi jako odzież wierzchnią. Co więcej, szkoli następne pokolenie misiów (Bubu) w fachu i sprowadza je na złą drogę. Jednak to, co najgorsze, twórcy Yogiego z Hanna-Barbery przekazują podprogowo – zastanówcie się, dlaczego wybaczamy Yogiemu, dlaczego mu tyle kradzieży uchodzi na sucho. Otóż kluczem jest… krawat i biały kołnierzyk (koszuli nie ma, ale kołnierzyk musi być)! Ciężko nie zauważyć, że Yogi reprezentuje tzw. białe kołnierzyki, czyli prawników, urzędników lub finansistów. Zatem gdy zabiera jedzenie zwykłym rodzinom, jest tym bankowcem, któremu zbrodnie uchodzą na sucho. W końcu działania Yogiego to prawdziwe white-collar crime, o których pisał socjolog Edwin H. Sutherland. To właśnie Sutherland zauważył, że białe kołnierzyki mogą łatwiej prowadzić działalność przestępczą i pozostawać praktycznie niewykrywalne.

Yogi to (niestety) wierzchołek góry lodowej. Misie popkultury skrywają znacznie więcej mrocznych sekretów. Zadziwiające jest, jak często skupiają się na kradzieżach. W tym specjalizuje się Mały John z disneyowskiego Robin Hooda z 1973 roku (gdyby nie lis – Robin, to z pewnością nie oddawałby swego łupu ubogim). Oszustwa i kradzieże owoców cudzej pracy to także specjalność Baloo w Księdze dżungli (zarówno tej klasycznie animowanej z roku 1967, jak i cyfrowo animowanej z 2016 roku). Baloo jest zresztą ze swej antyspołecznej postawy dumny i przekonuje Mowgliego, że „pszczoły bzyczą w drzewie, by zrobić miodek tylko dla mnie” („The bees are buzzin' in the tree / To make some honey just for me”). Deprawowanie niewinnych dzieci w końcu leży w misiej naturze.

Zaskakująco wyróżnia się na tej liście szubrawców Boguś z Sezonu na misia. Jest co prawda niezwykle wręcz leniwy i rozpuszczony, ale dopiero młody jelonek Elliot sprowadza go na drogę przestępstw i uzależnienia (od batoników, ale zawsze!). Tak to już jednak z tymi misiami jest – wystarczy impuls, by najgorsze instynkty wygrały, wystarczy jeden zły dzień, by słodki misiu przemienił się w krwiożerczego niedźwiedzia. I jak im ufać?

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego wciąż nie napisałem o Puchatku. Misiu o bardzo małym rozumku. Ale cóż mam pisać, skoro film dokumentalny Puchatek: Krew i miód oraz jego sequel obnażył prawdziwe oblicze tego słodkiego grubaska? Od smaku miodku woli tylko smak… ludzkiego cierpienia. Nie mam nic więcej do dodania.

Na sam koniec zostawiłem Paddingtona. Bohatera książeczek dla dzieci oraz trzech filmów. Zawsze otwartego, uczciwego, uroczego i niosącego bezinteresowną pomoc. Nawet w więzieniu uda mu się zdobyć przyjaciół. Nawet zatwardziali kryminaliści przy nim miękną i z dumą noszą różowe pasiaki w kiciu. Paddington jest tak dobroduszny, że nawet megaloman Nick Cage, grany przez Nica Cage’a, skończył seans jego przygód zapłakany, tuląc się do Pedro Pascala. Musi to zatem być TEN niedźwiadek, któremu możemy zaufać. Odpowiadam: NIE!

Dlaczego? Odpowiedź jest nad wyraz prosta – nikt nie jest aż tak idealny! Ani człowiek, ani niedźwiedź! Nikt nie jest tak dobry. Paddington swoim zachowaniem zawstydza Buddę, Jezusa i Matkę Teresę razem wziętych. Dlatego każdy kolejny dobry uczynek Paddingtona tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że za tymi kanapkami z marmoladką kryją się sekrety mroczne jak pumpernikiel. Tym słodkim, niewinnym uśmieszkiem i pozorną nieporadnością Paddington przykrywa trupy w szafie i postępki tak podłe, że papier nie przyjąłby ich opisów. Paddington jest zatem dowodem ostatecznym, dlatego mając jego uroczą mordkę przed oczami, pamiętaj – cokolwiek zrobisz, nigdy nie ufaj misiom!

MAGIA I TEORIADan Simmons, Hyperion

■ Marcin Świątkowski

Interteksty i hiperteksty, czyli o tym, jak łączy się science fiction z literaturą średniowieczną