Radio w mojej głowie. Opowieści o ADHD - Aneta Korycińska - ebook + audiobook

Radio w mojej głowie. Opowieści o ADHD ebook

Korycińska Aneta

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Miałam 33 lata i narodziłam się jako adehadówka. Wtedy pierwszy raz popłakałam się ze współczucia dla samej siebie i wdzięczności, że udało mi się sobą zaopiekować.

Być może ADHD to dla Ciebie tylko cztery przypadkowe litery. Dla mnie to było hasło, które wywróciło moje życie do góry nogami.

Bo wiesz, u osób takich jak ja – wychowywanych na grzeczne, ciche i skromne – diagnoza przychodzi późno, dopiero wtedy, gdy nieukierunkowana wściekłość i dogłębny smutek nie pozwalają nam żyć. Dopiero wtedy specjalista mówi, że może warto spojrzeć na siebie inaczej, że nie jesteśmy popsuci, że nasz niepokój oraz fakt, że musimy starać się bardziej, mają logiczne uzasadnienie. To czas, by wreszcie posłuchać radia w swojej głowie.

W tej książce opowiadam Ci, co kryje się w mojej głowie. I nie tylko mojej – chcąc poznać więcej niż jedną stację, oddałam także głos osiemnastu gościom mającym późną diagnozę ADHD. Zapraszam Cię do wysłuchania naszych historii.

Aneta Korycińska (ur. 1988) – polonistka, oligofrenopedagożka, podcasterka, popularyzatorka wiedzy o języku i literaturze polskiej. Jest współorganizatorką konwentu miłośników romantyzmu „Romantykon”. Od 2017 r. działa pod pseudonimem Baba od polskiego, umieszczając w internecie filmiki w humorystyczny sposób przedstawiające wiedzę szkolną. Tworzy scenariusze lekcyjne dla różnych instytucji kulturalnych i prowadzi spotkania na temat literatury („Baba book”) oraz edukacji („Baba o budzie”). Wierzy, że można uczyć się inaczej, za pomocą mnemotechnik – bez zakuwania, za to ze zrozumieniem. Sama uwielbia poznawać świat, dlatego oprócz polonistyki ukończyła też psychologię zwierząt, zarządzanie oświatą, oligofrenopedagogikę oraz redakcję językową tekstów. Ma ADHD.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 338

Oceny
4,4 (163 oceny)
97
48
12
4
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
beakrup

Nie oderwiesz się od lektury

Mam ADHD i lektura tej książki mnie rozbawiła (jakby moja biografia). Dla neurotypowych bdb pozycja z wiedzą o nas - neuronietypowych.
20
Weganka_i_Tajga

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka. Nie jest to poradnik, to historie ludzi, którzy być może mają tak jak Ty. Myślę, że z jednej strony jest dość chaotyczna, no heloł w końcu pisały ją osoby z ADHD i przez to jeleń będą ja czytały osoby "normalne", to nie zawsze będą w stanie zrozumieć, empatyzować. Zwłaszcza jeśli inne okablowanie w mózgu uważają za modę. Z drugiej jednak ta książka może być dobra do podsunięcia bliskim żeby zostać lepiej zrozumianym jeśli masz ADHD. Na pewno będzie jakimś plasterkiem dla osób świeżo po diagnozie, podejrzewających u siebie ADHD, będących na początku swojej drogi do ogarnięcia sobie życia z innym mózgiem. Sama podejrzewam u siebie jeśli nie ADHD to przynajmniej jakieś jego spektrum i wysłuchanie audiobooka było dla mnie w pewien sposób kojące.
10
Rocksana

Nie oderwiesz się od lektury

Jedna z lepszych książek o tematyce adhd, z jaką się spotkałam. Jeśli szukasz rozwiązań-nie znajdziesz ich tutaj. Ale możesz znaleźć wsparcie w poczuciu osamotnienia i braku zrozumienia
10
Lost70

Dobrze spędzony czas

Świetna książka
10
czytelniczka20142015

Nie oderwiesz się od lektury

Pierwsza książka, która wprowadza mnie w świat osób z adhd. Co chwila miałam myśl "to nie tylko ja tak mam". Bardzo dziękuję za tę książkę.
00

Popularność




Copyright © Aneta Korycińska 2024

Projekt okładki

Patrycja Niewiadomska

Opracowanie okładki

Anna Jamróz

Redaktor prowadzący

Jadwiga Mik

Konsultacja merytoryczna

Paulina Pietrzak

Redakcja:

Joanna Serocka

Korekta

Katarzyna Kusojć,

Maciej Korbasiński

ISBN 978-83-8352-778-9

Warszawa 2024

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Dedykuję tę książkę mojej Córce.

Dzięki niej musiała powstawać szybko.

PODZIĘKOWANIA

Zwykle podziękowania są na końcu książki, ale przez to mało kto je czyta, a ten tekst by nie powstał, gdyby nie wsparcie innych osób. Przede wszystkim dziękuję Kamilowi Siegmundowi, który jest wspaniałym ojcem i opiekunem naszej kilkumiesięcznej córki, który nie suszył mi głowy, że siedzę po nocach i piszę, i brał na siebie wiele obowiązków. Dziękuję dr Marcie Nowickiej za nieustanne wsparcie i czytanie wszystkiego, co napisałam. Dziękuję Paulinie Tyczkowskiej „Tyczce” za codzienne dmuchanie w skrzyd­ła. Dziękuję Robertowi Kowalskiemu i Karolinie Kułakowskiej za ratowanie mnie w wielu chwilach paniki. Z takim wsparciem można góry przenosić! Dziękuję też Gosi Sztandke, która jako pierwsza psycholożka i terapeutka wiedziała, które struny poruszyć, bym zaczęła grać, i dr n. med. Kajetanie Foryciarz za opiekę nad moją głową. I dziękuję wszystkim, którzy zgodzili się podzielić swoją historią. Dzięki Wam wiem, że nie jestem sama, a ta książka opowiada nie tylko o mnie – Wy także tworzyliście swoje rozdziały.

ADHD FM: Ja z jednej strony i ja z drugiej strony

PLAYLISTA: Elektryczne Gitary, Dzieci wybiegły

Napisałam tę książkę dla wszystkich, którzy potrzebują wsparcia tuż po diagnozie, i dla siebie, by w końcu otworzyć zawory i wylać tę wodę raz a dobrze. Niech się leje i niech ta historia stanie się jedną z wielu opowieści, niech oddzieli się ode mnie i poleci w świat, żeby inni mogli się w niej przejrzeć. To obraz moich trzydziestu pięciu lat, opowieść o tym, o czym bałam się mówić.

Napisałam tę książkę głównie dla dorosłych, socjalizowanych do roli neurotypowych, ale tak naprawdę dla wszystkich, którzy zastanawiali się, co jest z nimi nie w porządku i dlaczego zawsze czuli się dziwni, oddzieleni od grupy. Od dziecka czułam się osobna i obolała, bo starałam więcej niż inni i nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak wygląda moje życie. Bardzo brakowało mi osoby, której mogłabym opowiedzieć o tym, co przeżywam poza zewnętrzną maską. Gratulowano mi sukcesów, a ja po powrocie do domu potrafiłam jedynie płakać. Długo nie znałam innej opowieści, która byłaby podobna do mojej. Teraz się to zmieniło, a ta wspólnota doświadczeń i rozmowa o nich dały mi siłę. Piszę zatem dla wszystkich, którzy nie mają słów, by przedstawić swoją historię, bo jest ona jeszcze zbyt trudna, zawiła i schowana pod pancerzem.

Nie znajdziecie tu jednak poradnika. Być może w ogóle nic nie znajdziecie. Nie mam dla Was obietnic, nie mówię, że życie z depresją i ADHD, a często też spektrum autyzmu, jest wspaniałe. Nie promuję obnoszenia się z diagnozą jak z pumpkin spice latte, nie chcę romantyzowania i tworzenia mody na bycie innym. Mam dla Was historie, które były długo ukrywane. Napisałam o sobie i wysłucham opowieści różnych ludzi, bo interesuje mnie podmiotowość doświadczeń. Mam nadzieję, że dzięki temu uda mi się pokazać, że w mówieniu o neuroróżnorodności nie ma miejsca na uproszczenia i wyrażanie jednoznacznych sądów.

W pierwszej części znajdziecie wiele bolesnych wyzwań i ćwiartowanie życia – kawałek po kawałku, inspiracją był dla mnie tytuł tomu poetyckiego Daję wam to w częściach Katarzyny Zwolskiej-Płusy. Dzielę się zatem na porcje, by z tych puzzli ułożyć obraz, który należy do mnie – jestem na to gotowa, nawet jeśli nie będzie to przyjemny widok. Zdecydowałam się na ten krok, bo jestem już zmęczona poprawnością, filtrami, obrazem szczęśliwych rodzin, które mają golden retrievera, białe mieszkanie i czystą podłogę. To nie jest życie, jakie znam. Bywam w wielu domach – na żywo i online, zajmuję się ludźmi zagrożonymi niedostosowaniem społecznym, z ADHD, ze spektrum autyzmu, ludźmi w trakcie tranzycji, DDD, DDA, emigrantami, uchodźcami – to jest moje doświadczenie. Mam też mentalność dziewczyny z małej miejscowości, która przygląda się miastowym z lękiem, że znów się jej dostanie, gdy powie, co myśli. Mimo to uważam, że liczba ról, jakie gram w życiu, i mój wiek uprawniają mnie dziś do szczerości. Czas uwierzyć, że mam prawo mówić, a nie tylko cytować.

Przeczytacie tu wiele trudnych historii. Nie zależy mi jednak na współczuciu. Po prostu wiem, że nawet bolesne doświadczenia wielokrotnie opowiedziane tracą autora, odrywają się od niego, stają się wspólną wiedzą, może nawet nas czegoś uczą. Nie chciałabym sprawiać wrażenia, że każdy ma tak samo jak ja. Moja historia nie jest jedynym scenariuszem osoby atypowej, która otrzymała diagnozę w dorosłym życiu. Dlatego też w drugiej części książki umieściłam opowieści innych ludzi z ADHD. Być może Was zaskoczą.

Na końcu dodałam kilka wskazówek, jak szukać grupy wsparcia, wziąć sprawy w swoje ręce i dać sobie głos. To już Wasza scena, ale jeśli na nią wkroczycie, mówcie wtedy głoś­no, krzyczcie, bo tylko tak można złapać oddech.

Bardzo ważne jest też to, byście wiedzieli, że nie jestem terapeutką, psycholożką ani psychiatrką. Jestem za to samorzeczniczką i oligofrenopedagożką, wiem, jak uczyć osoby neuroatypowe o lekturach i pisaniu rozprawek, ale nie stawiam diagnozy. Możecie mieć zupełnie inaczej niż ja i też być adehadowcami! I najważniejsze: naprawdę wszyscy jesteśmy różnorodni, także osoby z diagnozą ADHD różnią się od siebie. I pozwolę sobie na banał, bo świat kocha banały – wyobraźcie sobie teraz te słowa na tle zachodzącego słońca: „Możemy się pięknie różnić”.

Zapraszam do bebechów mojej głowy.

ADHD FM: Tonę

PLAYLISTA: Maanam, Szare miraże

TW: samookaleczenia, przemoc

Masz takie miejsca, do których wracasz w snach? Mnie często śni się plac zabaw, gdzie po raz pierwszy się huśtałam. I gabinety terapeutów, do których chodziłam.

Kolejny raz siedzę w gabinecie, który ma być przyjazny, więc wszystko jest zielone: zasłony, ściany, dywan, fotele, a ja z zimna mogłabym zagrać zębami hymn Legii. Wolę myśleć, że to otoczenie, a nie poczucie winy, sprawia, że serce próbuje wyskoczyć mi z piersi i wybiec z piskiem na korytarz, machając rękoma. W końcu kolejny raz idę się przyznać, że źle wybrałam, a ponieważ jestem konsekwentna, doprowadziłam się pod ścianę i nie mogę namacać w niej żadnej dziury, którą można czmychnąć. Wyznaję zatem, że się boję, że świat jest dla mnie wrogi, że w pracy od lat znoszę mobbing, a teraz – chociaż kolejny raz zbudowałam dom – nie czuję się w nim bezpieczna. Czuję, że w domu i pracy wszystko jest na mojej głowie, do tego nie rozumiem motywacji i zachowań znajomych. Nie mam już strefy bezpieczeństwa. Jest pandemia, a wraz z nią alkohol, który sprawia, że moim bliskim miesza się w głowach, a ja znów się boję, tak jak wtedy, gdy miałam osiem lat i usłyszałam, że dzieciństwo już się skończyło.

Miałam dobre dzieciństwo. Miałam złe dzieciństwo. Nawet krótkie zdania nie przedstawiają prawdy. Mój tata – nigdy nie umiałam powiedzieć na niego ojciec, bo to niegrzeczne – głównie milczał. Długo. A później odpalał się jak pershing, ale kochał mnie. Mama też. Dostawałam wiele czułości. Szukam początku i próbuję zrozumieć, dlaczego wchodzę w relacje, które są dla mnie zagrożeniem. „To egoizm tak wszystkich ratować”, rzuciła mi przyjaciółka z siedemdziesięcioletnim doświadczeniem w przyglądaniu się światu. Ją też, ku współczuciu rodziców, nazywano żywym dzieckiem. Jakby preferowano martwe.

Siedzę w gabinecie. Zimno jak diabli. Nie patrzę na terapeutkę, chociaż ma dobre oczy. Jest piękna, miła i cała na niebiesko, a ja tonę. Wracam, zaczynam mówić. Przychodzę regularnie, częściej online, bo mniej boli. Jest jeden minus – nie chce mi zdradzić, jak mam żyć i jak sobie radzić z tu i teraz. Nie ustawia mi mebli w moim wymarzonym domu, ale pyta, a później z uśmiechem zaprasza na kolejne spotkanie. Za tydzień, o trzynastej.

W zielonym pokoju dowiaduję się, że wiele zapomniałam, a przecież pamiętam. Pamiętam, jak fascynował mnie proces gojenia, kiedy ze szczeliny przestaje sączyć się płyn, gdy pokrywa się ona błonką, która mówi „do wesela się zagoi”. Może dlatego nigdy nie chciałam go mieć. Chciałam widzieć rany, bo były jak odznaczenia wojenne. Czuję lęk, odkąd pamiętam. Chodzi za mną, nadeptuje na zapiętki, chucha w kark. Na dźwięk krzyku robi się ciemno przed oczami i znów mam dziesięć lat. Klęczę i widzę śliwkową twarz mojej mamy. Nigdy jej nie zapomnę. Wraca do mnie w snach, tak jak inne historie, które jedynie usłyszałam.

Zimne zielone pomieszczenie w kamienicy na Mokotowie. Niebieska ma dla mnie wiele współczucia, płaczę, jakby mnie pierwszy raz w życiu ktoś przytulił, a przecież nie brakowało mi miłości. Już od dziesięciu lat jestem w terapii, przepracowałam i usunęłam wspomnienia prawie tak dobrze jak dziadek, który na łożu śmierci wyznał córkom, że nigdy nie podniósł na nie ręki. Jednak wystarczy podniesiony głos, abym znów była małą dziewczynką, która płacze tak bardzo, że aż zasypia z wyczerpania.

Tę małą mam teraz spotykać regularnie – mówi mi Niebieska – siadać obok niej na kanapie z ekologicznej skóry, do której latem przyklejały się uda. Będziemy spotykać się w pokoju z czarną tapetą w złote łzy, przy drzwiach jak harmonijka, które nigdy nie były domknięte, by w szczelinie między nimi a futryną mogło pojawiać się oko mojej mamy.

Nie były to przyjemne spotkania. Siadałam obok tej dziewczynki z piegami i przedziałkiem na środku głowy, wspominałam tłumienie złości i najmocniejsze przekleństwa cedzone pod nosem: „stara baba, czarownica”. Uczyłam się, jak mogę oswoić to dzikie dziecko, którym byłam, przytulić je i powiedzieć, że to nie jego wina, że znów coś zbiło, zepsuło, więc za karę ma teraz przemyśleć swoje zachowanie.

W tym zimnym gabinecie dzięki opowieściom przenoszę się do szaf, w których się chowałam, do kokonów z kołder, do pustych i ciemnych miejsc, w których było cicho i bezpiecznie. I wpadam znów w ten wstyd wypowiadany nie moimi ustami, że nie mam powodu, by tak się czuć, bo dzieci w Afryce, bo bieda, bo wojna, bo szpitale, bo sieroty, bo HIV, bo jedynki z matematyki, których nie miałam.

W zielonym pokoju dowiedziałam się, że mam PTSD, ale to slogan, bo jaką ja mogę mieć traumę, skoro tata nosił mnie na rękach, a mama spędzała ze mną czas, szyłyśmy razem lalki, uczyłyśmy się wierszy na pamięć i do dziś słyszę, że jestem kochana. Moja mama może mieć PTSD, ale nie ja. Miałam szczęśliwe dzieciństwo. Nie biorę udziału w konkursie „kto ma gorzej”. To tylko depresja, która powraca jak natrętna mucha i krąży nad głową. Najbardziej lubi chwile sukcesów, gdy mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna, bo pokonałam ciało, lęki, jestem jak Terminator i rozwalę każdą swoją słabość, która stanie mi na drodze do udowodnienia sobie, że jestem czegoś warta. Tak jak wtedy, gdy jako dziecko musiałam nauczyć się upadać, by rany na kolanach mogły się w końcu zagoić, tak i teraz nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Nie mam PTSD.

Nie wiem już właściwie, jaki był powód wizyty, bo w życiu się ułożyło, w domu zaczynam czuć spokój, w końcu zbudowałam go sobie sama – za nauczycielską pensję, za mycie podłóg w warszawskich barach, za wyprowadzanie cudzych psów, za sprzątanie kuwet, za sprzedawanie na OLX, za tworzenie nagrobnych porcelanek (zapraszam po rekonstrukcję portretów twojej prababki, tanio), robienie zdjęć na weselach, chociaż ich nie cierpię. Sama! Za filologię polską – ze wstydem niedokończenia doktoratu z powodu tej mendy depresji i biedy, do której nikomu nie chciałam się przyznać. Za psychologię zwierząt, pedagogikę specjalną, zarządzanie oświatą, wszystkie kursy, które nieustannie robię i kończę z piątkami. Tak. Jestem dobrą dziewczyną, grzeczną i mądrą, prowadzę firmę, mam bliskich sobie ludzi, wspaniałe osoby współpracownicze, tworzę bezpieczny azyl dla swojej głowy, a przede wszystkim dałam radę – sama. Dajcie mi order z ziemniaka. Nie mam PTSD.

Pędzę tak w myślach, odwiedzam odległe galaktyki i wtedy ta niebieska syrenka w zielonym pokoju mówi mi, że obraz jest podobny do PTSD, ale powinnam iść do psychiatry jeszcze po diagnozę ADHD, bo trzeba się upewnić. A ja tonę w tej komedii, bo los poetycko ze mnie kpi. „Co za śmieszne literki! Jak komuś powiem, to mnie wyśmieje, że sobie wymyśliłam, bo chcę być modna”. „Kolejne obok AHAB, LGBTQIA, ASD, SB, OB, EB”. „Jak powiem o tym w domu, to mi nie uwierzą”. „Czy jako nauczycielka mogę mieć ADHD? Kto mi powierzy dzieci? Przecież takie osoby nie wzbudzają zaufania, a ja żyję z kalendarzem. Jestem zadaniowcem i pracoholiczką, nie mam problemów finansowych, kończę wszystkie kierunki studiów. Mam pracę, dom, trzy psy, firmę, a w szkole dostawałam zawsze świadectwo z paskiem”.

Poprzednie terapie doprowadziły mnie do wniosków, że byłam zbyt dorosłym dzieckiem, które musiało dźwigać problemy rodziców. Oni z kolei byli zbyt młodzi, by wiedzieć to wszystko. Stąd moje problemy – nadmierne poświęcanie się i przepracowanie, a wraz z nimi depresja. Kończyłam kolejne terapie. Było miło, ale nadal wpadałam w te same stany. Depresyjne perpetuum mobile.

Znów sobie nie radziłam i uznałam, że tym razem pójdę na terapię do kobiety. Ma być miła i mnie wysłuchać, nie chcę już herszta, który będzie dla mnie oschły. Znalaz­łam Niebieską w internecie. Odpisała mi o trzeciej w nocy. Od razu poczułam, że to będzie mój człowiek. Poszłam i nauczyłam się pływać. Dzięki, Syreno!

Adehade. Trzynaście miesięcy oswajałam się z tymi literami, czytałam, obracałam je w myślach. Znów przeszłam żałobę po niespełnionych oczekiwaniach. Na nowo opowiedziałam swoją relację z rodzicami, zmieniłam pracę, zerwałam dziwne relacje, wychodziłam z roli mesjasza. W końcu zgłosiłam się na badanie diagnostyczne. Nie było wątpliwości. ADHD.

Nie jestem zepsuta! Okazało się, że to po prostu życie neuroatypowej osoby w neurotypowym świecie. To nie wina moich rodziców – oni też nie pasowali. Godziny terapii, przepłakane dni i noce, mnóstwo pieniędzy i leków, a nikt mi nie powiedział, że to ADHD.

Z radością przyszło też „gdyby”. Gdybym wcześniej wiedziała, nie zapisywałabym się na kolejny kurs. Gdybym wiedziała, nie pracowałabym tak długo, chodziłabym spać, wchodziła w inne relacje. Gdybym.

Miałam trzydzieści trzy lata i narodziłam się jako adehadówka. Wtedy pierwszy raz popłakałam się ze współczucia dla samej siebie i wdzięczności, że udało mi się sobą zaopiekować.

A to jest podróż do mojej głowy.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI