Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Otwórz serce w grudniu i spełnij marzenia!
Eliza marzy o karierze w modelingu. Dziewczyna nosi większy rozmiar niż jej koleżanki po fachu, jednak nie traci zapału – w końcu coraz więcej firm współpracuje z modelkami plus size. Zarabia na życie, sprzątając szafy bajecznie bogatych celebrytów. Gdy jej najważniejsza klientka, Teresa, menadżerka gwiazd, proponuje uchylenie drzwi kariery w zamian za opiekę nad jej zmagającym się z uzależnieniem synem, Eliza podejmuje wyzwanie. Na miejscu okazuje się, że to frontman niegdyś uwielbianego przez nastolatki zespołu The Black Suede. Czy uda jej się zapanować nad rozkapryszonym gwiazdorem, który niczego nie ułatwia? Eliza dostrzega w podopiecznym dawną charyzmę i z każdym dniem coraz trudniej jej wypierać rodzące się między nimi uczucie.
Tymczasem Nikodem zmaga się z własnymi demonami i przeszłością, która odbiła się na jego życiu. Najbliżsi namawiają, aby mężczyzna spróbował swoich sił w konkursie na piosenkę świąteczną. Choć to nie w jego stylu, to może dzięki temu uda mu się ponownie zapałać miłością do muzyki i reaktywować zespół? Może dzięki Elizie Nikodem nie tylko odnajdzie w sercu melodię, ale nawet poczuje magię świąt? Jaką cenę przyjdzie zapłacić tej dwójce, gdy Teresa zauważy, co ich łączy? Czy Eliza poradzi sobie, gdy na jaw wyjdą głęboko skrywane tajemnice Nikodema i jego rodziny?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 292
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska
Wydawczyni: Joanna Pawłowska
Redakcja: Małgorzata Hayles
Korekta: Magdalena Kawka
Projekt okładki: Łukasz Werpachowski
Copyright © 2022 by Adelina Tulińska
Copyright © 2022, Niegrzeczne Książki an imprint of Wydawnictwo Kobiece sp. z o.o.
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-8321-147-3
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Weronika Panecka
Eliza
Byłam święcie przekonana, że jeśli w to uwierzę, to się uda.
Rzuciłam płaszcz na wieszak. Przepchnęłam się przez tłum podekscytowanych dziewczyn i stanęłam naprzeciwko lustra obok wysokiej blondynki. Wyjęłam moją ukochaną pomadkę w kolorze nude. Sala mogła mieć ze sto metrów, na podłodze błyszczały imitujące drewno panele, a za wielkim oknem sypał śnieg. Było już po szesnastej, w związku z czym miałam wrażenie, jakby był środek nocy. Dziewczyna spojrzała na mnie z politowaniem, sprawiając, że zastygłam ze szminką w drodze do ust.
– Chyba nie sądzisz, że naprawdę możesz dostać tę rolę, co?
Omiotła spojrzeniem moje obfite uda, potem przeniosła je wymownie na brzuch, który wylewał się z legginsów. Założyłam ręce na piersi w obronnym geście. Nosiłam rozmiar czterdzieści dwa.
– A dlaczego nie?
– Oni szukają dziewczyn, a nie słonic – dodała złośliwie.
Poczułam, jak krew krzepnie mi w żyłach. Spojrzałam jej w oczy w lustrze okolonym żarówkami. Powinnam się odgryźć, ale zabrakło mi słów ze zdenerwowania.
Dziewczyna zaśmiała się zgryźliwie, a potem wykonała bardzo skomplikowaną figurę taneczną zakończoną szpagatem. Chciała mnie zawstydzić. Postanowiłam jej pokazać, że nie wszystkie modelki muszą mieć rozmiar trzydzieści cztery. W ogłoszeniu było wyraźnie napisane: „Szukamy dziewczyny w wieku od dwudziestu trzech do trzydziestu lat, o oryginalnej urodzie, do reklamy odzieży sezonowej”.
Jedna z organizatorek weszła do sali i zakomunikowała:
– Wypełnijcie ankiety. – Podała plik kartek rudej modelce. Pozostałe uczestniczki rzuciły się na nią. W końcu dostałam swój wymiętoszony arkusz.
Wyjęłam szczęśliwe pióro i zaczęłam pisać, opierając kartkę o ścianę. Właśnie skończyłam, kiedy drzwi skrzypnęły.
– Dziewczyna numer jeden! – Techniczny w okularach i w słuchawkach z mikrofonem wsunął głowę do środka.
Spojrzałam na swoją kartkę. Ja miałam numer pięćdziesiąt sześć. Westchnęłam, siadając na podłodze pod ścianą. Wyjęłam czytnik i zagłębiłam się w lekturze. Czytałam właśnie drugi tom serii fantasy, który niesamowicie mnie wciągnął. Kochałam czytać. Zapominałam wtedy o całym świecie. Nie byłam słonicą, tylko gibką bohaterką, która pokonuje smoka i jednym spojrzeniem kradnie serce księciu z bajki. Kochałam wydania papierowe, ale to czytnik stale towarzyszył mi w torebce. Między klientami, castingami a zajęciami na uczelni.
Wyciągnęłam rogalika, którego kupiłam po drodze. W moim żołądku dziś nie pojawiło się nic oprócz kawy. Wzięłam pierwszy kęs, nie przerywając lektury.
– Na twoim miejscu bym tego nie robiła. – „Życzliwa” blondynka stanęła nade mną i zacmokała z dezaprobatą. Momentalnie straciłam apetyt.
– Odczep się – warknęłam. Dziewczyna poczuła się jeszcze bardziej zachęcona.
– To ma pewnie z czterysta kalorii – oceniła. – Jeszcze z czekoladą!
Prychnęłam, ale odłożyłam pieczywo do papierowej torebki. Słonica, gruba, wieloryb – te przyjemne pseudonimy towarzyszyły mi, odkąd pamiętam. Może byłam wariatką, skoro pchałam się do świata modelingu? Ale przecież czy nie teraz trąbi się o akceptacji i miłości do swojego ciała? Na Instagramie pojawia się coraz więcej modelek plus size. Pomyślałam sobie, że może i mnie się uda. W tych wszystkich poradnikach każą nam walczyć o marzenia, czemu ja nie miałam spróbować?
Blondynka przysiadła się do mnie i westchnęła teatralnie.
– Najlepiej od razu daj sobie spokój – zaświergotała z fałszywym uśmiechem. – Po co masz się potem dołować, że cię ZNOWU odrzucili?
Zamrugałam. Skąd ona o tym wiedziała?
Na widok mojej zdezorientowanej twarzy zrobiła przesadnie współczującą minę i wytarła nieistniejącą łzę spod oka. Czy to normalne, że miałam ochotę zwinąć dłoń w pięść i jej tam przywalić?
– Pięćdziesiąt sześć! – Schrypnięta kobieta wywołała mnie. Byłam skołowana. Z trudem wstałam i podniosłam z podłogi swoje rzeczy.
Na drżących nogach poszłam za kobietą i ściskając zgłoszenie w spoconej dłoni, stanęłam na miejscu oznaczonym iksem. Kiedy uniosłam wzrok na jury, poczułam, że świat wiruje.
Jak przez mgłę pamiętam pytania: Jak się nazywasz, co tu robisz, dlaczego nie chcesz zajmować się socjologią…
Kiedy wyszłam z sali, było mi słabo. Werdykt miał być ogłoszony w ciągu dwóch dni.
Stłumiłam mdłości, włożyłam płaszcz i kapelusz, a następnie wypadłam na wirujący śnieg.
Kiedy zaczerpnęłam świeżego powietrza, zrobiło mi się lepiej. Spojrzałam na zegarek i jęknęłam. Byłam porządnie spóźniona.
Pognałam w kierunku mojej laguny kombi. Nie bez przyczyny nazywano ten model królową lawet. Kupiłam ją za swoje pierwsze zarobione pieniądze, w wakacje po maturze pracowałam w budce z lodami w górach. Okropne auto. Miałam nadzieję, że choć dzisiaj los będzie dla mnie łaskawy i nic się nie zepsuje.
Nie zdążyłam wcisnąć przycisku na kluczyku, a z sąsiedniego samochodu wysiadł mężczyzna.
– Kto pani dał prawo jazdy?! – zagrzmiał, wskazując na odległość włosa między naszymi zderzakami. Z przyczyn oczywistych nie mógł odjechać.
O kurde. Nie miałam ochoty się wdawać w słowne przepychanki. Już otwierałam usta, żeby go przeprosić, ale nie dał mi dojść do słowa.
– Straciłem przez panią trzy godziny z życia!
Dopiero teraz na niego spojrzałam. Facet mógł mieć koło czterdziestki, potargane włosy falowały wokół zmęczonej twarzy, na nosie miał ciemne okulary. W ciemnej brodzie chyba znajdowały się jakieś okruszki. Ogólnie wyglądał jak lump, który oszalał, bo kto zakłada okulary przeciwsłoneczne zimą?
– Czy pan pił? – zapytałam podejrzliwie, bo wokół niego unosiła się dziwna woń.
– Proszę nie zmieniać tematu! – odparł schrypniętym głosem, a potem chuchnął w dłoń i powąchał. Chyba chciał to zrobić dyskretnie, ale mu nie wyszło.
Wzięłam się pod boki.
– A więc to prawda – syknęłam. – Dlatego nie zadzwonił pan na policję.
Byłam dziś w wojowniczym nastroju.
– Powinien mi pan podziękować – zauważyłam, wpychając klucz zmarzniętą dłonią do zamka. Pilot przestał działać. – Mam nadzieję, że zdążył pan wytrzeźwieć.
Koleś się zapowietrzył, ale trochę spuścił z tonu. Otworzyłam drzwi i wrzuciłam swoje klamoty na miejsce pasażera.
– Nie będę za nic dziękować – burknął, poprawiając klapy kurtki, która była stanowczo za chłodna na listopadowy chłód. – Jestem trzeźwy jak świnia.
– Mówi się pijany jak świnia – poprawiłam go. Wyciągnęłam z płaszcza portmonetkę i wyjęłam pięćdziesiąt złotych. Ten człowiek chyba był na życiowym zakręcie. Wręczyłam mu banknot. Przez kilka chwil patrzył na niego zdziwiony.
– Proszę sobie kupić coś do jedzenia – powiedziałam miłosiernym tonem, w którym jednak zabłądziła stanowcza nuta.
Mężczyzna wydał z siebie dziwne syknięcie. Coś tam jeszcze wykrzykiwał, ale ja już wyjeżdżałam z parkingu. Pomachałam mu lekko na do widzenia, co wzbudziło w nim dodatkową wściekłość. Na całe szczęście z tyłu miałam mnóstwo miejsca.
Jechałam jak wariatka, musiałam naciskać pedał gazu co kilka chwil. Piesi uciekali mi spod kół. W końcu dotarłam pod elegancką willę pod miastem. Omiotłam wzrokiem klasyczną elewację z białymi kolumnami.
Pani Teresa była moją stałą klientką. Wpadałam do niej przynajmniej cztery razy w miesiącu. Miała do mnie zaufanie i zostawała swoją garderobę do mojej dyspozycji. Moim zadaniem było… porządkowanie jej szafy. Prasowanie, układanie. Czyszczenie butów. Dodatkowo jeszcze komponowałam jej ubrania w proponowane zestawy, tak że rano wstawała i mogła wziąć pierwszy wieszak z brzegu z zamkniętymi oczami.
Dziś wyjątkowo była w domu. Pulchna gosposia zaprowadziła mnie do jej pokoju. Ta willa zdawała się większa niż małe centrum handlowe. Przechodziłam przez nowoczesne pomieszczenia, podziwiając wspaniałe wyposażenie – wszystko w kolorze szampana plus podłoga z ciemnego drewna. Kiedy dotarłam w końcu do sypialni właścicielki tego bogactwa, brakowało mi tchu. Uniosła na mnie wzrok znad książki, którą czytała na błyszczącym szezlongu obok kominka. Czarne włosy spływały lśniącą falą na jedno ramię, a żywo niebieskie oczy patrzyły na mnie przez okulary w srebrnych oprawkach. Pani Teresa chodziła po domu w jedwabnym szlafroku sprowadzonym z Dalekiego Wchodu.
– Bardzo przepraszam za spóźnienie, jakiś menel mnie zastawił – skłamałam szybko.
– Nie szkodzi, to nie ucieknie – stwierdziła, machając upierścienioną dłonią w kierunku garderoby.
Skinęłam głową i weszłam przez przesuwne drzwi do królestwa ubrań. Pani Teresa zadbała, żebym miała co robić. Na krześle czekała sterta świeżego prania gotowa do prasowania. Inne ubrania były niedbale pochowane w przypadkowych miejscach. Gdyby to nie była moja praca i stałe źródło dochodów, pewnie rwałabym włosy z głowy na widok jej bałaganiarstwa.
– Wszystko w porządku? – zapytała, wchodząc do pomieszczenia zaraz za mną.
– Tak – skłamałam. – Dlaczego miałoby nie być?
Patrzyła wnikliwie na moją twarz przez kilka chwil, a potem przeniosła spojrzenie w stronę wielkiego trzyczęściowego lustra w złotej ramie. Podążyłam za jej wzrokiem i aż się wzdrygnęłam na swój widok. Pod moimi oczami wiły się ścieżki rozmazanego tuszu, a włosy sterczały w nieładzie. Natychmiast wyjęłam z torby wilgotną chusteczkę i zaczęłam wycierać twarz.
– Czemu płakałaś?
– To nic. – Mój załamujący się głos świadczył o czymś całkiem przeciwnym.
Pani Teresa nadal tam stała i patrzyła, jak się wycieram. Na jej twarzy dostrzegłam troskę i współczucie. Tak naprawdę nie miałam z kim pogadać. Rodzice prowadzili pensjonat w górach i rzadko się z nimi widywałam. Nie miałam rodzeństwa ani takiej prawdziwej przyjaciółki od serca.
– Znowu mi nie poszło – wyznałam, skupiając się na chusteczce. – Na przesłuchaniu do reklamy.
– Do jakiej reklamy? – zapytała, unosząc brew. Patrzyłam na nią i jej zazdrościłam: figury, klasy, wszystkiego.
– Ubrań. Chcę być modelką. – Widziałam, że jej wąskie wargi rozchylają się, żeby wygłosić teorię o standardach, dlatego od razu dodałam: – Plus size.
– Jesteś śliczną dziewczyną, na pewno prędzej czy później dostaniesz angaż. Myślałaś o zatrudnieniu agenta? – zasugerowała, siadając na rattanowym krześle.
– Nie stać mnie na taki luksus – wybełkotałam, nakładając puder pod oczy. – Muszę sobie sama poradzić.
Czułam się poddawana surowej ocenie.
– Coś jeszcze się stało, prawda? – dociekała.
– Ta… jedna z dziewczyn uczestniczących w tym samym castingu wytknęła mi nadwagę.
Jakaś moja część chciała się rozpłakać, wpaść w ramiona pani Teresy i dać się głaskać po głowie. Miałam wybujałą wyobraźnię.
– Nie pokazuj im swojej słabości, inaczej cię zjedzą – stwierdziła. Wzruszyłam niedbale ramionami, nadal poprawiając makijaż. – Uwierz mi, znam to środowisko, na każdym etapie jest wyścig szczurów. Zaczynając od korytarza przed wejściem na casting. A potem, jak już jesteś na szczycie, jest jeszcze gorzej.
Zerknęłam na nią przez ramię z zaciekawieniem.
– Za zamkniętymi drzwiami płacz, jeśli ci to pomaga. Tam – wskazała dłonią w kierunku okna – nie pokazuj słabości. Musisz być twarda i gotowa na wszystko. Musisz miażdżyć konkurencję. To właśnie dzisiaj zrobiła twoja koleżanka z castingu. Wyczuła zagrożenie i rzuciła ci kłodę pod nogi.
Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem, po czym sięgnęłam po świeżą chusteczkę, bo oko znowu zaczęło łzawić.
– Właściwie czym się pani zajmuje na co dzień? – zapytałam. Pani Teresa uśmiechnęła się przelotnie i jej twarz nagle stężała.
– Jestem menadżerką gwiazd. – Zaśmiała się znowu na widok mojej zszokowanej miny. – Ale nie mogę powiedzieć kogo.
Tak, to do niej pasowało i wyjaśniało te luksusy. Wytarłam ręce w chusteczkę i wrzuciłam wszystko do torby. Klasnęłam teatralnie w dłonie. Nie przyjechałam tu przecież na pogaduszki. A może inaczej, nie tylko na pogaduszki. Pani Teresa po tym ciężkim dniu okazała się dobrym aniołem, którego potrzebowałam spotkać. Kiedy wyrzuciłam z siebie to, co mi leżało na wątrobie, zrobiło mi się lepiej.
– To dopiero musi być stresująca praca – zauważyłam, biorąc bluzkę z wierzchu kupki i kładąc na desce do prasowania. – Jak pani zaczęła?
Pani Teresa przez trzy godziny opowiadała mi o swoich przygodach zawodowych. Gdzieś w podświadomości liczyłam na to, że zaraz poda mi swoją wizytówkę i powie, żebym wysłała jej swoje zdjęcia, a ona mi coś załatwi, ale tego nie zrobiła. Niemniej jednak miło nam się rozmawiało i nie zauważyłam, kiedy cała szafa była gotowa, aby ją od nowa zabałaganić. Wróciłam do domu w dużo lepszym nastroju.
W kolejnym tygodniu z rozczarowaniem przyjęłam do wiadomości, że nie dostałam tej roli. Kurcze, naprawdę polubiłam panią Teresę. Była dla mnie autorytetem. Chciałabym w jej wieku tak świetnie wyglądać i dojść choćby do ułamka takiego majątku. Cieszyłam się na kolejne spotkanie.
W czwartek pani Teresa była w swoim pokoju, ale nie wyglądała, jakby miała ochotę na plotki. Pytanie, czy wszystko w porządku zbyła machnięciem dłoni i powiedziała, że nie może teraz rozmawiać. Na łóżku leżał otwarty laptop, a w jej dłoni z francuskim manicure ’em spoczywała podświetlona komórka. Oho, chyba miała jakiś problem z gwiazdą.
– Czy będzie pani przeszkadzać, jeśli włączę sobie muzykę? – zapytałam.
Popatrzyła na mnie w konsternacji, więc dodałam:
– Po cichutku.
– Nie.
Włączyłam Się – australijska piosenkarka wprawiała mnie w dobry nastrój, gdy robiłam porządki. Pani Teresa rozmawiała w tym czasie przez telefon. Przymknęłam drzwi, ale i tak słyszałam każde słowo.
– Już nie mam do niego siły. Mówię ci. Wszystko odrzuca. Nie wiem, co mam robić. Nie słucha mnie i nie chce współpracować.
Zaczęłam podśpiewywać równolegle z wokalistką, ale to też nie pomogło.
– No oczywiście, że mu mówiłam! – oburzyła się. – Ale rozmowa z nim przypomina rzucanie grochem o ścianę. Jest taki zbuntowany… Lekarz mówi, że potrzebuje towarzystwa. Tak dłużej być nie może. – Kątem oka widziałam, jak chodzi po pokoju ze sfrustrowanym wyrazem twarzy. Jej jedwabny peniuar mienił się, odbijając miękkie światło kinkietów zawieszonych na ścianach. – Zapłacić? Oszalałeś!
Żelazko syknęło, kiedy wcisnęłam przycisk pary. Zaczęłam prasować garsonkę w kolorze fuksji, przesadnie skupiając się na ruchu urządzenia.
– Nie mam nikogo, komu mogłabym zaufa...
W tym momencie na moim karku pojawiło się dziwne mrowienie, takie uczucie, kiedy ktoś cię obserwuje. Zaczęłam się zastanawiać, czy z panią Teresą wszystko w porządku, bo urwała w pół zdania i przez bitą minutę milczała. Zaryzykowałam spojrzenie przez ramię i prawie poparzyłam się żelazkiem. Stała tuż za mną.
– Luizo… – zaczęła przymilnym tonem.
– Mam na imię Eliza – sprostowałam automatycznie.
– Elizo – poprawiła się. – Pewnie słyszałaś, jak rozmawiałam z mężem.
– Przepraszam. Może zrobię sobie krótką przerwę, żeby mogła pani komfortowo porozmawiać – zaproponowałam, odłączając żelazko.
Pani Teresa odłożyła wyłączony telefon na beżową konsolę, po czym wzięła mnie za ręce.
– Siadaj. – Wskazała brodą okrągły taboret ustawiony przy sekcji z butami. Sama zajęła krzesło naprzeciwko. Dziś włożyła na siebie jedwabny kombinezon z cekinami.
Uśmiechnęła się z trudem.
– Mam dla ciebie propozycję pracy. To stanowisko wymaga dość dużo cierpliwości, szybkiej reakcji, ale myślę, że sobie poradzisz.
– Ja? – zapytałam z niedowierzaniem, wskazując na siebie palcem. Oczy mi zalśniły na myśl, że mogłabym zostać asystentką agentki gwiazd. Pani Teresa pokiwała głową. Dzisiaj mimo makijażu pod jej oczami dostrzegłam siateczkę zmarszczek mimicznych. Musiała być wyjątkowo zmęczona.
– Właściwie co miałabym robić? – dopytałam.
– Opiekować się moim synem – wyjaśniła. Chyba dostrzegła moje rozczarowanie, bo szybko dodała: – Cena nie gra roli, a jak się sprawdzisz, może szepnę o tobie słówko Kalinie Jośko, wiesz kto to?
No jasne, że wiedziałam. To była jedna z najbardziej znanych projektantek na polskiej scenie mody.
– Wiem, że szuka nieznanej twarzy do nowej kolekcji ubrań – kusiła.
Siedziałam kilka chwil, układając usta w wielkie o. Oczywiście nie podobał mi się ten szantaż, ale w gruncie rzeczy co miałam do stracenia. Opieka nad smarkaczem nie powinna być aż takim wyzwaniem. Studiowałam zdalnie, nie pracowałam na etat, więc…
– Dziękuję za ofertę. Proszę opowiedzieć więcej o swoim dziecku. Nigdy go tu nie widziałam.
Pani Teresa odetchnęła z ulgą, po czym rozparła się na krześle.
– To łobuz. Ma problemy z narkotykami i alkoholem, więc twoim zadaniem byłoby po prostu bycie w pobliżu, zajęcie go i pilnowanie, czy nie pakuje się w kłopoty.
Zacisnęłam ręce na rąbku tuniki w kratkę.
– Szczerze mówiąc, nie mam doświadczenia w pracy z trudną młodzieżą. Nie wiem, czy bym umiała odpowiednio zareagować.
Pani Teresa nachyliła się na krześle, przyglądając mi się uważnie.
– Psycholog też sobie nie poradził, ale myślę, że potrzebujemy kogoś takiego jak ty. Kogoś, przy kim mój syn będzie się czuł swobodnie. Jeśli zobaczysz, że coś się dzieje, zadzwonisz prosto do mnie i prywatnego lekarza, który przyjedzie i da mu zastrzyk uspakajający.
Zastrzyk uspokajający nie brzmiał zbyt zachęcająco. No ale gdyby chłopak był zdrowy, nie potrzebowałby opieki.
– Czy on bywa agresywny? – zapytałam z przerażeniem.
– Bywa głośny, ale nie skrzywdziłby muchy – odpowiedziała zgrabnie.
– Ile ma lat?
– Wszystkie szczegóły podam, jeśli się zdecydujesz. Musimy podpisać umowę o poufności. Jestem osobą publiczną. Sama rozumiesz.
Skrzywiłam się.
– Ciężko mi się zdecydować, nie znając pani syna – wyznałam. – Może najpierw jakieś spotkanie zapoznawcze?
Pani Teresa pokręciła głową.
– Proszę. Naprawdę nie mam nikogo innego, komu powierzyłabym to zadanie. Jestem pewna, że syn przy tobie będzie bezpieczny. Jesteś dojrzałą i odpowiedzialną dziewczyną, prawda?
Zaczęła wstawać, zerkając na wyświetlacz komórki.
– Prawda, ale…
– Jutro jest pierwszy października, co powiesz na miesiąc próbny?– powiedziała, klikając coś na telefonie – Jeszcze dziś każę przygotować umowę i wyślę zaliczkę. Cztery tysiące netto.
Zaniemówiłam.
– To dziesięć procent całości.
Patrzyłam na nią jak gdyby oznajmiła mi, że zaprasza na pokład rakiety, którą polecimy na Marsa.
– Potrzebujesz pieniędzy na start w biznesie, Eliza. A ja potrzebuję kogoś, kto będzie miał na niego oko.
Siedziałam jak zamrożona. Czterdzieści tysięcy miesięcznie za pilnowanie nastolatka? Tylko wariatka by nie skorzystała z takiej okazji. Jednak nadal coś mi tu nie grało…
– Proszę mi coś o nim opowiedzieć – jęknęłam błagalnie. – Kiedyś pracowałam jako niania, ale przy bobasie. Nie mam pojęcia jak obchodzić się z dorastającym chłopakiem i to z problemami.
Westchnęła ze zmęczeniem. Miałam wrażenie, że się boi, że mnie przestraszy i się wycofam.
– Nikodem jest osobą wysoko wrażliwą. To oznacza, że czasami przytłaczają go bodźce, bardzo bierze sobie do serca uczucia innych, zwraca uwagę na drobiazgi, na które nikt inny nie zwraca uwagi. Obcowanie z nim jest trudne i męczące, jest rozkapryszony i ciągle w złym humorze. Ma przepisane leki na depresję.
Moje serce biło szybko. Depresja, narkotyki, nastoletni bunt?
– Nie dam rady. Przykro mi. On potrzebuje opieki specjalisty.
Pani Teresa pokręciła głową.
– Specjalista nad nim czuwa. On potrzebuje kogoś do towarzystwa.
Na te słowa krew odpłynęła mi z twarzy.
– Ale to zabrzmiało – powiedziała z zakłopotaniem, pocierając ręką czoło. – Nie o to chodziło. Potrzebuje przyjaznej duszy. W grę wchodzi przeprowadzka, bo chcę, żeby ktoś był na miejscu, gdyby znowu miał…
Przez kilka chwil patrzyłam nie na odnoszącą sukcesy agentkę gwiazd z fortuną na koncie, tylko na zmartwioną matkę. Może to sposób, w jaki jej oczy zrobiły się smutne i nostalgiczne do mnie przemówił.
– Czy on mieszka z ojcem? – dopytywałam.
– Nie. Nie chce mieszkać z żadnym z nas – uściśliła ze łzami w oczach.
– Skąd pomysł, że zechce zamieszkać ze mną? – zapytałam podejrzliwie. Przecież byłam kimś zupełnie obcym.
Wzruszyła ramionami, po czym zaczęła się kierować w stronę drzwi.
– Przekonam go. Jutro się poznacie.
– Ale…
– Dwunasta może być? – zapytała takim tonem, jakby moja odpowiedź nie była potrzebna. – Wyślę ci wszystkie szczegóły w e-mailu.
Nim zdążyłam odpowiedzieć, pani Teresa już opuściła garderobę. To byłam cała ja. Pozwalałam innym ludziom decydować za siebie. Ale co tam, widocznie tak miało być. Najwyżej po kilku dniach zrezygnuję, jeśli nie dam rady.
Eliza
Teresa przysłała po mnie kierowcę. Jechałam czarnym lśniącym suwem, który wyglądał jakoś dziwnie znajomo, ale nie mogłam sobie przypomnieć, skąd go kojarzę. W ogóle nie byłam zaskoczona, że jedziemy w kierunku podmiejskim. Natomiast byłam totalnie zszokowana, kiedy dostrzegłam dom młodego. Kierowca zaparkował na odśnieżonym i wyłożonym kostką podjeździe. Wysiadłam z samochodu, naciągając kaptur płaszcza na głowę. Z sinego nieba spadały wątłe płatki śniegu, które miały się po chwili roztopić. Szofer wyciągnął moją walizkę, dysząc ciężko.
– Poradzę sobie – oznajmiłam. – Dziękuję.
Po drodze opowiedział mi o tym, że ma problem z kręgosłupem i ogólnie jest na zwolnieniu, ale pani Teresa poprosiła go o pomoc.
– Powodzenia. – Wyszczerzył się, oddalając się w stronę swojego samochodu.
Omiotłam spojrzeniem nowoczesną rezydencję z odnowionej cegły, podświetloną przez reflektory. Najprawdopodobniej był to młyn zaadoptowany na cele mieszkalne. Do rozległego budynku dodano wielkie przeszklenia i efektowny taras. Nieźle. Naprawdę nieźle. Przy tarasie znajdował się letni basen, który teraz był wyłączony z użytku i zasłonięty pokrywą. Mogłam sobie bez problemu wyobrazić, jak latem stoją tu leżaki i parasole.
Tę nowoczesną rezydencję otaczał surowy ogród teraz przykryty warstewką śniegu, który i tak miał zaraz stopnieć. Przytulne światło dobiegające z wewnątrz zachęcało, by wejść do środka i ogrzać się przy kubku parującej herbaty. Ciekawa byłam, gdzie bym zamieszkała, gdyby cena nie grała roli. Gdyby moja matka była agentką jakiejś gwiazdy i zarabiała kokosy. Może wybrałabym dom w Hiszpanii? Albo w Portugalii? A może w Grecji? Najważniejsze, żeby było ciepło i żebym mogła myć zęby z widokiem na zatokę. Trochę poniosły mnie marzenia, gdy wchodziłam po stopniach z wielkich płyt. Na werandzie czekała na mnie pani Teresa w płaszczu zarzuconym niedbale na beżowy garnitur, który wczoraj prasowałam. Końcówka papierosa żarzyła się na pomarańczowo, kiedy zaciągała się dymem.
– Dotarłaś bez problemu – stwierdziła z uśmiechem, dogaszając peta w popielnicy na parapecie. To nie było pytanie.
– Tak.
– Dobrze.
Miałam wrażenie, że jest trochę zdenerwowana. Czyżby syn nie zechciał opiekunki?
Zaprosiła mnie gestem do środka, więc nacisnęłam okrągłą klamkę i pchnęłam ciężkie drzwi. Od razu poczułam, jak przyjemne ciepło otula mi twarz.
W środku panował współczesny, ale przytulny klimat. Zdjęłam buty i zawiesiłam płaszcz na drewnianym haku wbitym w ścianę. Walizkę podsunęłam pod wiszące kurtki i usiadłam na miękkim siedzisku, żeby zdjąć kozaki. Trochę dziwnie się z tym czułam, że wprowadzam się do miejsca, w którym jestem pierwszy raz. Nie wiedziałam, czy już wyciągnąć kapcie z futerkiem, czy jeszcze z tym poczekać.
Pani Teresa zsunęła z ramion płaszcz, który od niej machinalnie zabrałam i powiesiłam obok swojego. Potem przeczesałam dłonią włosy przed lustrem, by nadać im puszystości.
– Za mną – oznajmiła lakonicznie i ruszyła jasnym korytarzem ozdobionym drewnianymi krokwiami.
Szłam, gapiąc się na jej czarne lśniące loki opadające na łopatki. Nagle zatrzymała się, sprawiając, że prawie na nią wpadłam. Wzięła teczkę z konsoli.
– Umowa o poufności. – Wręczyła mi papiery i długopis.
– Jestem zdania, że ważne dokumenty podpisuje się tylko swoim piórem – odparłam, grzebiąc w torebce. Nie wiem, czemu byłam wierna tej zasadzie, bo dotąd nie przyniosła mi szczęścia.
Zerknęłam pobieżnie na umowę. Czytałam ją wczoraj wieczorem w formie elektronicznej. Ogólnie czekały mnie wielkie kary pieniężne jeśli coś pisnę prasie. Nie miałam wcale ochoty tego robić. Złożyłam zamaszysty podpis, kładąc dokument na krawędzi schodów. To było dość podejrzane, ale widocznie pani Teresa miała swoje powody. Nie chciałam być wścibska. A może byłam po prostu naiwna.
Kiedy podpisałam się na dwóch egzemplarzach, pani Teresie wyraźnie ulżyło.
– Tędy.
Byłam zachwycona wspaniałym wnętrzem, urządzonym ze smakiem, nowocześnie, ale bez zbędnego szpanerstwa. Zaczynałam się nawet cieszyć, że przez miesiąc będę mieszkać w takich luksusach. Idąc zaraz za pracodawczynią, powyżej linii jej czarnych włosów dostrzegłam włączony ekran w salonie. Młody oglądał Gladiatora, co mnie ucieszyło, bo to oznaczało, że może znajdziemy wspólny język. Lubiłam ten film, chociaż nie miał nic wspólnego z odprężającymi komediami romantycznymi, które włączałam dla relaksu. Wślizgnęłam się za nią do pomieszczenia, czując się dziwnie zdenerwowana.
Widziałam czubek jego głowy, czarne jak nocne niebo włosy wystawały zza oparcia pasiastej sofy. Pani Teresa chrząknęła znacząco.
– Nikodem, Eliza już tu jest – rzekła z wymuszonym uśmiechem, obchodząc kanapę.
Chłopak wyłączył film, a potem spojrzał na mnie ponad oparciem. Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie pięścią z całej siły w żołądek. Albo jakbym znalazła się w jakiejś ukrytej kamerze. Chciałam wrzasnąć, że on jest przecież stary. To znaczy starszy ode mnie, ale na pewno nie był już nastolatkiem. W dodatku…
– To ty – warknął gniewnie, przesuwając krytyczne spojrzenie po moim beżowym golfie, który znikał w czarnych spodniach w kant z wysokim stanem. Schrypnięty głos tylko mnie utwierdził w najgorszych przypuszczeniach.
– To ty – odpowiedziałam równie sympatycznie, krzyżując ręce w obronnym geście na brzuchu.
– Poznaliście się już? – zapytała pani Teresa, patrząc to na mnie, to na niego.
– Tak, mieliśmy tę wątpliwą przyjemność – rzekł cierpko. Teraz przyjrzałam mu się dokładniej. Czarne włosy dzisiaj były umyte i w miarę rozczesane, gęsta broda Robinsona Crusoe zniknęła zastąpiona krótkim zarostem. Oprócz tego, że był menelem z parkingu… Poczułam, że mój mózg zaczyna się gotować od natłoku bodźców i informacji. On był... On był sławnym muzykiem. Śpiewał w zespole The Black Suede, którego słuchałam z pasją jako nastolatka. Zespół najlepsze lata kariery miał już za sobą, a ich frontman…
Poczułam, jak rośnie mi gula w gardle, a ręce zaczynają się pocić ze stresu.
– Nastąpiło nieporozumienie – zwróciłam się prosto do pani Teresy. – Myślałam, że mam pilnować pani syna, a nie klienta.
– To jest mój syn – odparła pani Teresa, mrużąc oczy. Nie dało się ukryć podobieństwa. Kurde, ile on mógł mieć lat? Kiedy ja miałam jakieś szesnaście, on mógł mieć ze dwadzieścia kilka, czyli teraz pewnie był koło trzydziestki. Trochę mu dodałam na tym parkingu, a może nie? Dupa. Później go wygoogluję. Ale dlaczego ona mi nie powiedziała, że to dorosły facet?! To zupełnie zmienia postać rzeczy!
– Ale on jest ode mnie starszy – wypaliłam, czując gorąco wspinające się na policzki.
Nikodem zaśmiał się głośno.
– Po co mi przyprowadziłaś tę histeryczkę? Ona nie potrafi porządnie zaparkować samochodu, skąd pomysł, że mi pomoże?
Zadawałam sobie dokładnie to samo pytanie. To wszystko było całkowicie bez sensu. Pani Teresa spojrzała na mnie kątem oka, a potem zwróciła się do syna opanowanym tonem:
– Eliza jest jedną z moich najlepszych pracownic. Po prostu zadba o ciebie, kiedy mnie nie będzie.
Odburknął coś niezrozumiałego. Chciałam mu powiedzieć, że również nie jestem z tego rozwiązania zadowolona.
– Proszę, nie utrudniaj tego – wyszeptała z malującą się rozpaczą na twarzy. Ku mojemu zaskoczeniu facet skinął głową, a potem rozsiadł się i z powrotem włączył film.
Teresa pożegnała się słowami, że bardzo się spieszy i wierzy, że sobie poradzimy, po czym wyszła, zostawiając mnie z nim sam na sam w tym dusznym pomieszczeniu. Wspaniale.
Usiadłam na tej samej kanapie, na jej drugim końcu. Był fatalnym gospodarzem, nie zaproponował mi niczego do picia ani nie powiedział, że pokaże mi mój pokój. Każde z nas skupiło się na ekranie i ciężko było stwierdzić, które jest bardziej niezadowolone. Oglądałam film, który znałam na pamięć, jak zamroczona. Czułam się jak ten biedny Russel Crowe, któremu wbito nóż chwilę przed kulminacyjnym pojedynkiem. Zrobiona w chuja.
– Jak wygląda twój rozkład dnia? – zapytałam, kiedy zaczęły lecieć napisy końcowe.
Nikodem bębnił palcami o oparcie, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.
Wpatrywałam się w paproch na swoich spodniach tak długo, aż zaczął mi się rozmazywać przed oczami. Prawdę mówiąc, miałam ochotę zadzwonić do pani Teresy i powiedzieć, że rezygnuję. Ale właściwie dlaczego? Pieniądze były atrakcyjne, a jedyne co musiałam zrobić to wytrzymać miesiąc i upewnić się, że ten wariat nic sobie nie zrobi. Jeśli będzie mnie dalej ignorować to może nawet lepiej.
– Nie mam rozkładu dnia – bąknął. – Żyję, jak chcę.
Uśmiechnęłam się kwaśno.
– Okej. Wobec tego opowiedz mi może coś o sobie – zaproponowałam, odwracając się do niego i udało mi się zdobyć na uśmiech. Jak mogłam go wziąć za menela? Miał szczupłe ciało, teraz sporo szczuplejsze, niż gdy grał w zespole. Ta twarz… symetryczne rysy, niebieskie oczy. Był bardzo przystojny, ale ze smutkiem stwierdziłam, że w jego obliczu odbijają się problemy i melancholia.
– Nie patrz tak na mnie – mruknął błagalnie i przycisnął dłoń do czoła.
– Jak?
– Jakbym był twoim projektem.
Parsknęłam.
– Przez najbliższy miesiąc właśnie tym dla mnie będziesz, więc nie wiem, czy będę umiała zapanować nad wyrazem twarzy – przyznałam. Głos prawie mi nie zadrżał. – No chyba że się wcześniej pozagryzamy.
Jego kształtne usta zacisnęły się w grymasie.
– Dobrze ci radzę, odpuść sobie – wyszeptał, posyłając mi magnetyzujące spojrzenie – Twoja obecność mnie jedynie drażni.
– Z wzajemnością – przyznałam, dzielnie je wytrzymując.
Nachylił się w moim kierunku, studiując oczami całą moją sylwetkę.
– Jaki masz plan, co? Chcesz mnie w sobie rozkochać i sprawić, żebym znowu poczuł motywację do życia?
Uniósł jedną z ciemnych brwi.
– Chciałam zauważyć, że do momentu przekroczenia progu tego pomieszczenia myślałam, że będę się zajmować nastolatkiem. – Wytarłam spoconą ze zdenerwowania dłoń o spodnie. W końcu niecodziennie rozmawia się z gwiazdą – Mój plan? Będę mieć na ciebie oko.
Jasne tęczówki przejechały po mojej twarzy i dotarły do oczu. Uśmiechnął się ironicznie, jakby mi nie wierzył. No dobra, byłam w stanie sobie wyobrazić, że każda wolna dziewczyna, która znalazła się z nim sam na sam w jednym pomieszczeniu, próbowała go przelecieć.
– Hmmm – stwierdził, odrywając wzrok od mojej twarzy. – To dobrze, że nie robisz sobie złudnych nadziei.
Zagapiłam się na jego przedramię, które oplatał tatuaż ze smoczym okiem. Dopiero po chwili dotarły do mnie te słowa.
– Słucham?
– Powiedziałem, że cieszę się, że na nic nie liczysz – podsumował, biorąc do ręki shake’a i ciągnąc go przez słomkę, jednocześnie krytycznie przyglądając się mojej sylwetce. Poczułam, że robi mi się niedobrze. Na myśl, że będzie komentował moją nadwagę niemalże jęknęłam. Dom był moim azylem, tam nikt mnie nie oceniał. Jeśli miałabym to stracić i przez cały miesiąc znosić takie docinki, to… Eliza, pomyśl o swojej karierze. Twierdził, że nie mam u niego szans, ale heloł, przecież to ja wzięłam go za menela.
– Wiesz, że taki zarost na pirata z Karaibów nie jest modny od jakiejś dekady? – odgryzłam się. Prychnął, opluwając się shakiem.
Jego dłoń powędrowała automatycznie do szpiczastej bródki i wąsów. A potem jakby był zły na swoją reakcję, cofnął rękę i wziął słomkę do ust. Zaczęłam się śmiać, co jeszcze bardziej go wkurzyło.
– Oczywiście, że na nic nie liczę – podsumowałam. – A może inaczej. Liczę na to, że będzie mi się z tobą dobrze pracowało i jakoś wytrzymam miesiąc z dala od cywilizacji.
Wskazałam dłonią skraj lasu, który był doskonale widoczny przez wielkie tarasowe okno.
– Właściwie co robiłaś u Teresy? – zaciekawił się. Ogólnie jak się na niego patrzyło, nie było widać na pierwszy rzut oka, że coś jest nie tak. Wyglądał na schludnego, czystego i nie miał nic wspólnego z panami, którzy nachylają się nad twoim oknem samochodowym i nazywają cię kierowniczką. Ciemnozielona koszulka opinała jego bicepsy, nogi w czarnych poprzecieranych dżinsach położył na pufie.
– Porządki – odparłam.
– Jesteś sprzątaczką?
– Nie, ale nawet jakbym była, to chyba nic złego?
Wzruszył ramionami.
– Jeśli ci to nie przeszkadza.
Oparłam się o sofę, wypuszczając powietrze ze świstem.
– Nie jestem sprzątaczką. Porządkuję szafy klientek.
Niebieskie oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
– Nie wiedziałem, że jest taki zawód – stwierdził. Przewróciłam oczami.
– Twojej szafy nikt nie porządkuje?
Uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Owszem, robi to sprzątaczka. Więc po prostu jesteś sprzątaczką. Nie wiem, po co próbujesz to jakoś wybielić, skoro sama powiedziałaś, że nie ma w tym nic złego.
Położyłam dłonie na kolanach, siląc się na cierpliwość.
– Tak, jednak to nie jest dokładnie to samo. Do moich zadań należy również prasowanie oraz dopasowanie ubrań do siebie.
– Aaaa – teraz teatralnie złapał się za czoło – już rozumiem, jesteś sprzątaczką, która chciałaby zostać stylistką.
Zazgrzytałam zębami ze złości.
– Po co te złośliwości?
– Ale jakie złośliwości? – zapytał poważnie, biorąc w dłoń pilota i wracając do głównej strony Netflixa, na której były miniaturki filmów.
Nie miałam siły. Okej. Próbowałam być miła, ale to się po prostu nie uda.
– Wiesz co, naprawdę mam gdzieś, co o mnie myślisz. Jestem tutaj, bo pani Teresa poprosiła mnie o pomoc. Byłoby miło, gdybyś tego nie utrudniał.
Siorbnął złośliwie, znowu patrząc na mnie z wyższością. Miałam ochotę wziąć od niego kubek, zdjąć wieczko, a resztę wylać mu na głowę. Ale nie powinnam się zachowywać jak gówniara. Poza tym kubek pewnie był już pusty.
– Dobra. – Machnął na mnie ręką od niechcenia. Zaczynał mnie poważnie drażnić. Uznałam, że nie mam ochoty na siłę przełamywać lodów, dlatego wstałam.
– Będziesz uprzejmy pokazać mi mój pokój?
Pilot wypadł mu z ręki, a druga ręka, którą wyciągał w stronę torebki z logo McDonald’s, zastygła w powietrzu.
– Będziesz tu nocować?
– Mama ci nie powiedziała? – W tym pytaniu pojawiło się więcej sarkazmu, niż chciałam. Czekałam na agresywny wybuch, na to, że wstanie i każe mi się wynosić albo zapewni mnie, że nie ma takiej opcji. A on jedynie wzruszył ramionami niedbale i wrócił do przeglądania filmów.
– Możesz zająć któryś z pokojów na górze. Ja śpię w ostatnim, będę wdzięczny, jeśli nie wybierzesz żadnego sąsiedniego.
Już na mnie nie patrzył. Jednak miałam do niego jeszcze jedną sprawę.
– Czy pomożesz mi z bagażami? – spytałam, kołysząc się na piętach.
Odrzucił pilota na bok i wstał. Dopiero teraz zauważyłam, że jest o ponad głowę ode mnie wyższy. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, bo byłam na obcasach.
Bez komentarza poszedł do drzwi i zanurkował w ciemnym korytarzu, by po chwili wyłonić się z niego z moją srebrną walizką. Nie prosiłabym go o pomoc, gdyby nie urwało mi się kółko i nie była bardzo ciężka. Poza tym pomyślałam sobie, że trochę „zastrzyku dżentelmena” mu nie zaszkodzi.
– Kolejne dwie są w aucie – powiedziałam, widząc jak się męczy z nią na stromych schodach. Nie miałam do nich zaufania, bo wyglądały jak deski wmontowane w ścianę.
Kiedy ją położył na piętrze, zbiegł po schodach, mijając mnie bez słowa. Przypadkowo trącił mnie ramieniem, przy okazji owiewając zapachem męskiego kosmetyku.
Dobrze, że poszedł, bo z wrażenia prawie oparłam się o ścianę. Szczęśliwie nie stałam na schodach, bo pewnie bym z nich spadła.
Usłyszałam przekleństwo z dworu. Ups. Wzięłam sporo ubrań, bo w końcu miałam tu spędzić miesiąc. Patrzyłam, jak rockman wtaszcza do środka bagaże. Na jego ciemnych włosach osiadł meszek śniegu. No tak, po co miałby wkładać na przykład kurtkę, kiedy na zewnątrz wiruje śnieg. Koszulka, którą miał na sobie, była wilgotna.
Na stopy wciągnął trampki, które teraz zostawiały mokre ślady na wypolerowanym parkiecie.
Zrobiło mi się go żal. Zazwyczaj tak postępuje ktoś, kto o siebie nie dba.
– Przeziębisz się – powiedziałam łagodnie.
– Nic mi nie będzie – odparł, nie patrząc mi w oczy. A potem pchnął pierwsze drzwi naprzeciwko schodów. – Mam nadzieję, że może być.
Dosłownie wturlał tam moje rzeczy, dysząc przy tym ostro.
Miał kondycję gorszą ode mnie, a ja nie miałam czym szastać.
Wnętrze spodobało mi się natychmiast, na myśl przywodziło najbardziej przytulną aranżację z Ikei z motywem brudnego różu i złota.
– Wow. – Pokiwałam głową z uznaniem. – Nie wymarzyłabym sobie lepszego pokoju.
Drzwi za moimi plecami zamknęły się z trzaskiem.
Walczyłam ze sobą, czy iść i zapytać go, dlaczego mnie tak traktuje. W końcu postanowiłam tego nie robić. Zdjęłam białe prześcieradła, którymi przykryte były meble, jasna komoda z lustrem oraz wiklinowy bujany fotel. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to był pokój kobiety. Teresy? A może jakiejś kochanki Nikodema?
Padłam na miękkie łóżko. Było dopiero po dwunastej, ale ja czułam się tak, jakbym miała za sobą cały ciężki dzień. Wykręciłam numer do mamy.
– Cześć, skarbie. Jak się miewasz?
Od razu zrobiło mi się lepiej, kiedy usłyszałam jej pełen troski głos.
– Świetnie! – odparłam tonem pełnym fałszywego entuzjazmu. – Dostałam nową pracę.
Nie z moją mamą te numery.
– Co się dzieje?
Miałam ochotę się rozbeczeć. Powiedzieć, że znowu ktoś mi dokopał. Że podjęłam się dziwnego zadania i nie wiem, czy mu sprostam. Umowa zakazywała mi rozmów na te tematy. Byłam z tym sama i sama będę musiała sobie z nim poradzić. Odgarnęłam kosmyk z czoła.
– Kolejny casting okazał się niewypałem – oznajmiłam. – Może powinnam dać sobie spokój?
– W żadnym razie.
Mama od zawsze widziała we mnie najpiękniejsze dziecko pod słońcem, nigdy nie usłyszałam żadnego nieprzyjemnego komentarza z jej strony. Kochała mnie bezwarunkowo, taką, jaka byłam. Z każdym dodatkowym kilogramem i centymetrem.
– Kaśka pokazała mi twoje zdjęcia na Instagramie. Wyglądasz bosko!
Kaśka była młodszą pracownicą mojej mamy. Razem szalały w kuchni.
– To tylko dobrze zrobione zdjęcia – mruknęłam skromnie. Na ostatniej sesji cyknęłam sobie chyba z pięćdziesiąt fotek, a do publikacji nadawało się zaledwie pięć.
Czekanie na odpowiednie światło, statyw, poza… to tylko brzmi łatwo.
– Kochanie, musisz w siebie wierzyć. Inaczej nie spełnisz swoich marzeń i będziesz zawsze zastanawiać się, a co by było, gdyby…
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Od najmłodszych lat interesowałam się makijażem, potrafiłam odpowiednio wykonturować twarz, nosiłam bieliznę modelującą sylwetkę i prawie pozbyłam się kompleksów. Mogłam z ręką na sercu powiedzieć, że podobał mi się mój obecny wygląd. Jednak nie zawsze tak było. Do tamtych czasów wolałam nie wracać w myślach.
– Co to za praca? – Mama wyrwała mnie z rozmyślań.
– Opiekuję się synem jednej z klientek – powiedziałam ogólnie.
– To fantastycznie! A jak na studiach?
Zerknęłam niechętnie na laptopa. Powinnam się zalogować na platformę i przeczytać zdalnie kilka tematów, ale mi się nie chciało. Przez tę szarą pogodę za oknem czułam, jak ogarnia mnie jesienna deprecha. Kolejne niepowodzenie w branży i użeranie się z Nikodemem nie dodawały mi wiatru w żagle.
– Wspaniale – odparłam. – A co u ciebie?
Mama zaczęła się rozgadywać na temat jednej z sąsiadek. Była straszną plotkarą, ale przy tym tak ciepłą i pomocną osobą, że można było jej to wybaczyć.
Dowiedziałam się, że Iwona spod piątki zaszła w ciążę ze swoim korepetytorem i cała miejscowość żyje tym skandalem. Mogłam jej tylko współczuć. A może nie powinnam, bo korepetytorem był starszy brat mojej przyjaciółki ze szkolnej ławy. Z tego, co pamiętałam, był ciachem, a do tego sympatycznym gościem, i skończył polibudę, więc sądzę, że dobrze trafiła. Była pełnoletnia, więc naprawdę nie widziałam w tym wszystkim problemu.
Skończyłam połączenie w jeszcze gorszym humorze. Według umowy mogłam korzystać tu z lodówki do woli, miałam nadzieję, że ten punkt dotyczył też puszki z herbatą. Włączyłam laptopa i wyciągnęłam z walizki klapki z futerkiem. Kupiłam je trochę dla jaj.
Podeszwy butów ślizgały się na tych przedziwnych schodach, kiedy szłam na dół. Na paluszkach minęłam salon, w którym Nikodem zasnął na kanapie. Wcale nie przyglądałam się jego umięśnionemu torsowi, gdy okazało się, że zdjął wilgotną koszulkę i przewiesił przez oparcie. Dotarłam do przestronnej kuchni. Na lodówce magnesem z podróży do Tajlandii przyczepiony był tygodniowy jadłospis. W środku znalazłam pudełka z logo diety na wynos.
Doszłam do wniosku, że mogę się poczęstować ryżem z piersią z kurczaka, skoro gospodarz zjadł już lunch z McDonald’sa. Przełożyłam danie na talerz i wrzuciłam je do mikrofali. Wcisnęłam przycisk na czajniku elektrycznym, po czym zaczęłam buszować po szafkach, szukając herbaty.
Chwilę później stałam z parującym kubkiem i patrzyłam przez wielkie okno. Po obdartych z liści gałązkach spływała woda. Świerki kołysały się lekko na wietrze. Mikrofala piknęła, wybudzając mnie z transu. Kiedy ją otworzyłam, w moje nozdrza uderzył okropny smród starego jedzenia, więc natychmiast zamknęłam ją z powrotem. Wyciągnęłam ze śmieci opakowanie i wcale nie zdziwiłam się, kiedy okazało się, że data przydatności minęła tydzień temu. Wyciągnęłam wszystkie pudełka z lodówki i sprawdziłam na nich daty. Po chwili wszystko wylądowało w koszu. Wyjęłam worek, zawiązałam i ruszyłam w kierunku wyjścia.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Nikodem
Dostępne w wersji pełnej
Eliza
Dostępne w wersji pełnej
Eliza
Dostępne w wersji pełnej
Nikodem
Dostępne w wersji pełnej
Eliza
Dostępne w wersji pełnej
Eliza
Dostępne w wersji pełnej
Eliza
Dostępne w wersji pełnej
Nikodem
Dostępne w wersji pełnej
Eliza
Dostępne w wersji pełnej
Eliza
Dostępne w wersji pełnej
Nikodem
Dostępne w wersji pełnej
Eliza
Dostępne w wersji pełnej
Nikodem
Dostępne w wersji pełnej
Eliza
Dostępne w wersji pełnej
Nikodem
Dostępne w wersji pełnej
Eliza
Dostępne w wersji pełnej
Nikodem
Dostępne w wersji pełnej
Eliza
Dostępne w wersji pełnej
Nikodem
Dostępne w wersji pełnej
Eliza
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej