Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przyjaźń i zazdrość w pracy nigdy nie są dobrym połączeniem...
Zośka bywa marudna i sarkastyczna. Długo pracowała nad tym, żeby pokochać siebie i otworzyć się na innych ludzi. Gdy pewnego wieczoru spotyka w klubie Kordiana, który jest bratem narzeczonego jej przyjaciółki, postanawia się z nim przywitać. Mężczyzna jej jednak nie rozpoznaje, a w dodatku zakłada, że dziewczyna jest nim zainteresowana. Traktuje ją z góry i jednoznacznie odrzuca. Poniżona Zośka ponownie zamyka się w sobie.
Pod nieobecność Diany i Nataniela Kordian musi samodzielnie zatroszczyć się o firmę. Niestety konkurencja nie śpi, a sytuacja na rynku staje się coraz trudniejsza. Mężczyzna już raz zawiódł swoją rodzinę i wie, że nie może tego powtórzyć. Zostaje mu jednak polecona młoda graficzka, która potrafi zdziałać cuda. Ale z nieznanego Kordianowi powodu dziewczyna uparcie lekceważy jego propozycje.
Zosia zapiera się nogami i rękami przed podjęciem się zlecenia, ale wreszcie daje się na to namówić przyjaciółce, pod warunkiem, że będzie pracowała zdalnie. Nawet nie podejrzewa, że między nią a Kordianem szybko nawiąże się uzależniająca więź.
Balansowanie na granicy przyjaźni i pożądania bywa niebezpieczne. A kto tak naprawdę ustala zasady w ich relacji?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 270
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska
Wydawczyni: Joanna Pawłowska
Redakcja: Magdalena Kawka
Korekta: Małgorzata Hayles
Projekt okładki: Marta Lisowska
Zdjęcie na okładce: © gstockstudio / Stock.Adobe.com
Copyright © 2022 by Adelina Tulińska
Copyright © 2022, Niegrzeczne Książki an imprint
of Wydawnictwo Kobiece sp. z o.o.
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-8321-230-2
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Weronika Panecka
1
TYM RAZEM MIAŁO BYĆ INACZEJ. Ale było dokładnie, kurwa, tak samo. Ile można? Stwierdziłam, że nadszedł czas, by przestać żyć w przeświadczeniu, że seks jest tylko dla zakochanych.
Dostałam wiadomość, wytarłam rękę o ogrodniczki i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Uśmiechnęłam się, widząc smukłą blondynkę z plecakiem, która szczerzyła się do aparatu na tle ruin Machu Picchu. Diana miesiąc temu wyjechała ze swoim narzeczonym w podróż dookoła świata.
Zośka Kamińska:
Nie wkurzaj mnie.
Zerknęłam na zasypane śniegiem ulice starej Pragi i otuliłam się szczelniej swetrem. Zanurzyłam pędzel w kleksie białej farby, po czym, wystawiając koniuszek języka, dotknęłam płótna i namalowałam światło na jabłku. Mój telefon ponownie zawibrował.
Diana Liszewska:
Chyba nie siedzisz w domu?
Prychnęłam, bo wiedziałam, co się zaraz stanie. Diana nawet z innego kontynentu namówi mnie, żebym ruszyła tyłek i wyszła do ludzi. Od kiedy wyjechała, bardzo mi jej brakowało. Zaszyłam się w domu i skupiłam na doskonaleniu warsztatu. Co szło mi… kiepsko.
Diana Liszewska:
Jest piątek wieczór… Wynocha do klubu.
Zaśmiałam się i odpisałam:
Zośka Kamińska:
Zaraz idę.
Mój telefon się podświetlał, bo jednocześnie czat koleżanek był gorący od najnowszych ploteczek. Planowały dzisiaj babski wieczór. Westchnęłam, mieszając na palecie farby.
Nie było mi dane dokończyć malowania w spokoju. Zadzwoniła Diana, zobaczyłam ją w kamerce. Odebrałam, jednocześnie brudząc ekran farbą. Widok uśmiechniętej twarzy przyjaciółki trochę poprawił mi humor.
– Zośka – zaczęła surowo – masz natychmiast podnieść tyłek i się przebrać.
Przewróciłam oczami, po czym ustawiłam komórkę na dole sztalugi.
– Opowiadaj! – poprosiłam.
Diana z rumieńcami na policzkach pokazała mi telefonem okolicę i zaczęła relację. Z każdym jej słowem nie lubiłam siebie jeszcze bardziej. Byłam chorobliwie zazdrosna. Podczas kiedy ona znalazła miłość swojego życia zupełnym przypadkiem, ja zostałam ponownie kopnięta w dupę. Ona miała pieniędzy jak lodu, stać ją było na podróże i luksusowe ubrania, ja mieszkałam w klitce z lichym ogrzewaniem i musiałam pracować od świtu do nocy. Zapisałyśmy się razem na pole dance – ja wyglądałam na rurze jak kurczak na ruszcie, Diana prawie wygrała ogólnopolski konkurs. Życie zdecydowanie nie było fair. Oczywiście nie mówiłam tego na głos, tylko kisiłam wszystko w środku. W efekcie wychodziłam na gderliwą i marudną.
Diana skończyła opowieść informacją, że w sześciogwiazdkowym hotelu mają dystrybutor ze schłodzonym alkoholem w ścianie.
Uśmiechałam się i potakiwałam kurtuazyjnie. Kiedy zaczęła się skarżyć, że Nataniel jest tak napalony, że budzi ją w nocy, natychmiast się pożegnałam.
Obiecałam, że ruszę dzisiaj w miasto. Mimo że pogoda nie zachęcała, postanowiłam zrobić coś dla siebie. Diana potrafiła korzystać z życia. Ja też tak chciałam. Popatrzyłam na siebie w zniszczonym lustrze. Nie byłam przecież aż tak bardzo brzydka. Wyciągnęłam z szafy sukienkę, którą zostawiła u mnie kiedyś pijana Diana, bo ją zarzygała. Wyprałam ją ze swoimi ciuchami, może trochę zblakła… W kolorze brudnego różu, z połyskiem… Zupełnie nie mój styl. No ale może dzięki niej przygrucham jakiegoś przystojnego mężczyznę na wieczór. Albo nieprzystojnego. Jakiegokolwiek.
Zachciało mi się płakać. Kiedy zrobiłam się aż tak zdesperowana?
Włożyłam sukienkę, czarne rajstopy i dopiero teraz zorientowałam się, że nie mam odpowiednich butów. Westchnęłam i wyjęłam z szafy swój normalny strój – flanelową koszulę i przetarte dżinsy. Założyłam glany i kurtkę w kolorze khaki. Miałam nadzieję, że bramkarz nie będzie robić problemów z obuwiem.
Pół godziny później pod kolumną Zygmunta dołączyło do mnie pięć kobiecych ciał. Klaudia, jubilatka, patrzyła na mnie z pijackimi iskrami w oczach. Blond włosy na czubku głowy spięła w koczek, reszta lekko falowała puszczona luzem.
– Myślałam, że nie przyjdziesz! – Zatrzepotała sztucznymi rzęsami, a potem wystawiła telefon i cyknęła nam niespodziewane selfie. Wyglądała jak zwykle promiennie, ja natomiast zrobiłam minę, jakby rozbolał mnie brzuch. Nie zdążyłam zareagować, a już poszło w świat.
– Idziemy! – Koleżanka wzięła mnie pod łokieć. – To będzie najlepsza noc w tym miesiącu!
Pokiwałam sztywno. Marta, ruda koleżanka z ASP, wręczyła mi kubek z logo kawiarni.
– Och, dzięki, że o mnie pomyślałaś. Tego mi trzeba – odparłam, patrząc na nią z wdzięcznością. Upiłam łyk i nagle fontanna wystrzeliła z moich ust. – Co jest, kurwa? – przeklęłam. Gorzki posmak nadal palił mnie w gardło.
– Marta dolała do kawy trochę whisky – zameldowała Klaudia z uśmiechem i napiła się ze swojego kubka.
– Chyba dolała trochę kawy do kubka whisky – skorygowałam ją naburmuszona. – Mogłyście uprzedzić.
– Sorki! – Marta zapiszczała, a potem zachichotała. Była już trochę wstawiona.
Westchnęłam, kręcąc głową. Śnieg wirował w powietrzu, świąteczne iluminacje nadal zdobiły latarnie. Minął nas rikszą chłopak w stroju Świętego Mikołaja.
– Święta były dwa miesiące temu! – krzyknęłam za nim. Odwrócił głowę i pokazał mi faka. Tak ostatnio szło mi z ludźmi. – Spierdalaj – bąknęłam pod nosem.
Szłyśmy raźnym krokiem przez Krakowskie Przedmieście, aż dotarłyśmy pod klub Electric Night. Musiałyśmy prędko opróżnić nasze kubki.
Anka, drobna ciemna blondynka, już kokietowała ochroniarza. Towarzyszyła nam jeszcze Aniela, którą wszyscy nazywali Riri ze względu na podobieństwo do sławnej piosenkarki. Przez kolor skóry w odcieniu capuccino wszyscy myśleli, że Aniela pochodzi gdzieś z okolic Arabii Saudyjskiej. Urodziła się w Polsce, a egzotyczna uroda zapewniała jej zawsze mnóstwo adoratorów. No i do tego wszystkiego byłam ja. Słyszałam kiedyś, jak ktoś powiedział: Diana i jej brzydka koleżanka. Z powodzeniem mógłby tam wstawić również imię Anieli, Anki, Marty albo Klaudii. Wszystkie były śliczne.
Z każdym łykiem robiło mi się coraz lepiej. Zgniotłam kubek i wyrzuciłam go do przepełnionego kosza.
W klubie leciał remix The rhythm of the night. Światła skakały po ścianach i spoconych ciałach tańczących. Zostawiłyśmy kurtki w szatni, Anka trzasnęła nam zdjęcie z selfie sticka. Wystawiłyśmy jęzory, a potem udałyśmy się do baru.
Chwyciłam w dłoń zmrożony kieliszek kamikadze. Mój umysł był zaćmiony i tak właśnie było dobrze. Ucieczka w imprezowanie pomagała mi funkcjonować.
– Jak tamten twój…? – zapytała Riri, kręcąc biodrami w rytm muzyki.
Poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku.
– Kamil – dokończyłam za nią, dygając niezgrabnie. – Nic z tego. Różnica charakterów.
Postanowiłam nigdy więcej nie uganiać się za facetem. To mnie zależało na tej relacji, dzwoniłam, zapraszałam go w różne miejsca. Powtarzałam sobie, że jestem silną dziewczyną, która nie boi się przejąć inicjatywy. Po wszystkim dowiedziałam się, że Kamil poznał właśnie jakąś Karolinę przez Tindera i się spotykają. Gdy ja mówiłam sobie, że już prawie jesteśmy razem – w końcu oglądaliśmy Netflix pod jednym kocem, nasze palce spotykały się w drodze do popcornu, mało tego, całowaliśmy się – on w międzyczasie pisał z innymi. Najwyraźniej facet miał słabą pamięć, bo nigdy o tym nie wspomniał. Westchnęłam.
– Chuj mu w dupsko! – krzyknęła Marta, która była świadoma powodu mojego złamanego po raz kolejny serca. Ona była tą wulgarną koleżanką, która mogłaby uczyć szewca przeklinać. – Dawaj nam po następnym, misiaku!
Zaczęła skakać w rytm piosenki Pitbulla, z ręką wyciągniętą w stronę barmana.
Czułam się przy nich jak zrzędliwa emerytka.
Porwał nas wir alkoholu i piosenek. Po północy klub pękał w szwach, wypiłam sporo i przestałam zrzędzić.
W końcu i ja znalazłam swojego adoratora. Mężczyzna był mojego wzrostu, cały spocony, z wielką i mokrą od piwa brodą. Nie był może modelem z pierwszych stron gazet, ale nie miałam zamiaru wybrzydzać.
– Mam na imię Adrian, mów mi Adi, bejbe.
Uniosłam brwi i podałam mu dłoń, na której złożył mokry i piwny pocałunek.
– Zośka.
Zajęła nas niezobowiązująca, jeśli mam być szczera, nieco nudna rozmowa. A to dlatego, że facet był zalany w trupa i ciężko mi było zrozumieć jego bełkot. W pewnym momencie nachylił się w moim kierunku.
– Masz takie śliczne dziarki – zamruczał, dotykając mojej ręki. – Czy to T-rex?
Wyrwałam rękę i uśmiechnęłam się kwaśno.
– Tak.
– T-rex, który nie sięgał! – Facet zaczął rechotać. Przez ułamek sekundy bałam się, że dostanie zawału.
– Czemu zechciałaś sobie wydziarać dinozaura, na Boga? Nie mogłaś wybrać jakiejś róży albo motylka.
– Mogłam – odparłam sucho.
– Taka z ciebie alternatywka – podsumował, chwiejąc się na krześle. Zaczynałam mieć go dość. – Posłuchaj, kotku, jak będziesz taka niedostępna, to nikt cię nie dotknie nawet kijem. Ja też straciłem ochotę.
– Z wzajemnością – mruknęłam, przechylając kieliszek.
Mężczyzna głośno postawił kufel, z którego wylała się piana na blat, po czym zaczęła ściekać na moją nogę. Odsunęłam się na krześle.
– Ale dziś jest twój szczęśliwy dzień. Pozwolę ci się wyrwać, dziewczyno od dinozaurów!
– Och, naprawdę nie musisz się tak poświęcać – wyburczałam, wyciskając piwo z koszuli.
Mężczyzna zmrużył paciorkowate oczy, chyba wydawało mu się, że jest zabawny. A potem się pochylił. Przez ułamek sekundy pomyślałam, że chce mnie pocałować i zastygłam przerażona perspektywą włochatego i piwnego pocałunku. Adi zrobił się zielony na twarzy i najzwyczajniej w świecie puścił pawia. Na moje nogi.
O ja pierdolę! Zerwałam się jak poparzona. Mężczyzna przewrócił stolik i wpadł we własne rzygowiny. Skrzywiłam się, próbując mu pomóc i go podnieść. Po chwili zmaterializował się inny facet, który odholował go do łazienki.
– Poczekaj na mnie, mój ty tyranozaurku – wyśpiewał Adi przez mgłę otępienia. – Zaraz do ciebie wrócę i będziemy kontynuować.
– Obejdzie się! – mruknęłam, kierując się do damskiej łazienki.
Oddychając przez usta, zaprałam plamę na spodniach i wysuszyłam pod suszarką.
Zaraz za mną do łazienki wpadła Riri.
– W porządku?
– Dlaczego przyciągam samych zjebów? – spytałam głośno, myjąc po raz kolejny dokładnie ręce.
– Może dlatego, że ciągnie swój…
– To było pytanie retoryczne – warknęłam, zaznaczając wyraźnie, że nie mam już siły na żarty. – Nadal czuję te rzygi. Obrzydlistwo.
Riri wyciągnęła markowe perfumy i wypsikała mnie od stóp do głów. Zrobiło mi się trochę lepiej.
Poszłyśmy do baru po kolejne drinki. Potrzebowałam doubla whisky, żeby zapomnieć o brodatym kolesiu. Nie łudziłam się, że kogoś jeszcze poznam. Straciłam ochotę na zabawę.
Usiadłyśmy z drinkami przy stoliku i wtedy go zobaczyłam. Moje ciało momentalnie się napięło, a powietrze uciekło z płuc. Szkło prawie wypadło mi z ręki. Był jeszcze przystojniejszy, niż zapamiętałam. Lśniące, wystylizowane włosy, ciemniejsze niż u brata, kwadratowa szczęka z meszkiem zarostu i seksowną dziurką w brodzie, równe białe zęby, które chętnie pokazywał w łobuzerskim uśmieszku dziewczynie, z którą rozmawiał.
– Ale ciacho, co? – zauważyła Riri, a Marta zagwizdała.
Szczęście, że było głośno, bo chybabym się spaliła ze wstydu. Kordian i jego znajoma siedzieli przy barze. Mimo półmroku nie było mowy o pomyłce. Wszędzie bym go poznała.
– To tylko znajomy – wyszeptałam do koleżanek. – Brat faceta Diany.
Marta zawyła.
– Ale geny.
– Ostatnio tak dobrze nie wyglądał – Poczułam się w obowiązku poinformować je o tym. Pamiętałam zgniecionego przez życie człowieka, który jeździł na wózku. Moja ciocia pomogła mu z protezą, a on nawet nie był uprzejmy podziękować mi za ten kontakt. Skrzywiłam się.
– Idź się przywitać – zaczęła kusić Riri.
– Zwariowałaś – zapiszczałam. – Przecież jest zajęty.
Dziewczyna o karmelowych włosach, chichocząc, położyła mu upierścienioną dłoń na piersi. On w stalowym garniturze, ona w złotej cekinowej sukience – wyglądali jak para celebrytów z czerwonego dywanu.
Koleżanki wychodziły ze skóry, żeby mnie przekonać, ale byłam uparta.
W tym czasie Kordian i jego znajoma przenieśli się do sąsiedniego stolika. Coś mnie zakłuło, kiedy zaczęli się całować i obmacywać. Zapomniałam, że przyszłam tu z zamiarem wyrwania jakiegoś desperata. Kompletnie straciłam ochotę. Moje koleżanki ruszyły na parkiet i natychmiast znalazły sobie adoratorów.
Kiedy tak wgapiałam się w jego szalejący na ustach kobiety język, zabłądził spojrzeniem w moim kierunku. Przyłapana odwróciłam wzrok.
Dziewczyna Kordiana opuściła go na chwilę i pognała do łazienki.
Mężczyzna powiódł wzrokiem dookoła i ponownie przyłapał mnie na gapieniu się.
– Cześć – stęknęłam, bo już na mnie patrzył. – Tak myślałam…
– Nie rób sobie tego – wszedł mi w słowo, przyglądając mi się z niechętną miną. Miał spuchnięte usta, wzrok zamroczony alkoholem i zmierzwione lekko włosy.
– Czego?
– Nie gap się tak – czknął. – Nie jesteś w moim typie. Nie jestem zainteresowany dziewczynami, które nie potrafią o siebie zadbać. – Machinalnie dotknęłam potarganych włosów. – Poza tym wyglądasz na desperatkę.
Zamurowało mnie. Już miałam powiedzieć, że przecież nie dlatego się odezwałam, ale pokazał mi palcem „nie”. A potem wstał i poszedł w kierunku zmierzającej ku nam dziewczyny. Dopadł swoją klubową zdobycz i szepnął jej parę słów na ucho. Rzuciła mi przelotne spojrzenie i już wiedziałam, że jej o mnie powiedział. Skierowali się do drzwi.
Poczułam łzy pod powiekami. Wszystko zaczęło się we mnie gotować. Za kogo on się miał, żeby mnie obrażać?! Miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Jeszcze nigdy w życiu nikt mnie tak nie upokorzył.
2
ANALIZOWAŁEM WŁAŚNIE OSTATNI RAPORT, kiedy do mojego gabinetu weszła Paula. Zawijała pukiel gęstych blond włosów na palec, uśmiechając się szeroko. Zastygłem, wodząc wzrokiem za powolnym ruchem jej bioder. Spędziliśmy niedawno gorący weekend w Sopocie i od tego czasu poczułem, że coś z tą relacją jest bardzo nie tak.
Unikałem jej, ponieważ potrzebowałem przestrzeni. I chciałem skupić się na pracy, a to stawało się niemożliwe, kiedy była w pobliżu. Poprawiłem krawat.
– Cześć, skarbie – powiedziała uwodzicielskim szeptem.
– Paula. – Wyprostowałem się na fotelu. – Mam mnóstwo pracy.
– Och, kochanie. – Usiadła na biurku, eksponując długie nogi. Z jednej spadła szpilka. Dziewczyna błyskawicznie postawiła stopę na moim kolanie. – Myślałam, że znajdziesz dla mnie minutkę.
Moje ciało ogarnęły dreszcze podniecenia, bo jednocześnie pokazała mi skrawek pończoch i czerwone koronkowe figi. Uniosła brwi i oblizała wiśniowe usta.
– Posłuchaj – powiedziałem stanowczo, zdejmując jej stopę ze spodni. – Nie jestem gotowy na poważny związek.
Ułożyła usta w podkówkę.
– Ale dlaczego tak mówisz? – zapytała piskliwie. – Myślałam, że było nam dobrze.
Wróciłem wspomnieniami do nocy w hotelowej pościeli. Zrobiliśmy trochę hałasu.
– To wszystko toczy się zbyt szybko. Potrzebuję przestrzeni i czasu dla siebie, okej?
Nie lubiłem łamać serc. Nie chciałem, żeby Paula była smutna i cierpiała.
– Rozumiem – powiedziała płaczliwym tonem, w zielonych oczach pojawiły się łzy. – Nie chcę być ciężarem. Chcę tylko tego wyjątkowego uczucia, które złapaliśmy na molo, zgoda?
Uśmiechnąłem się krzywo.
– Pogadamy później. Mam naprawdę sporo… – Nie zdążyłem skończyć, dziewczyna położyła stopę w moim kroku i pchnęła nogą krzesło.
Odjechałem ze zdziwieniem kawałek do tyłu.
– Kordian. Przecież obydwoje wiemy, co ci chodzi po głowie – wymruczała zmysłowym głosem. – W porządku. Ja też tego pragnę i nie musimy tego nazywać związkiem.
Wślizgnęła się między moje nogi i uklękła. Ciszę przeciął dźwięk rozsuwanego ekspresu moich spodni garniturowych.
Złapałem ją za nadgarstki.
– Paula…
– Rozluźnij się. – Puściła do mnie oczko.
– Za pięć minut mam spotkanie – poinformowałem ją i siłą postawiłem na nogi.
Poprawiła ołówkową spódnicę.
– Może wpadniesz do mnie dzisiaj po pracy? – zaproponowała niezrażona.
Drzwi otworzyły się z trzaskiem, do środka weszła Patrycja. Dosunąłem się do biurka, żeby ukryć rozpięty rozporek.
Diana nazywała ją za plecami Wieżą Eiffla i muszę przyznać, że kiedy Patrycja stała tak w rozkroku z rękami na biodrach – w czymś ją przypominała.
– Wyniki są coraz gorsze – zakomunikowała, obrzucając Paulę pogardliwym spojrzeniem.
Zapiąłem dyskretnie suwak.
– Tak?
– Pojawiła się konkurencja. – Rzuciła na biurko raport.
Słupki sprzedaży drastycznie spadły na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy. Wiedziałem o tym, ale… Liczyłem, że to chwilowy kryzys spowodowany porą roku.
– Wpisz ich w Google – poleciła Patrycja, przysiadając na krawędzi biurka. Pauli wyraźnie nie podobał się ten obrót spraw.
– Cydr słoneczny? – Uniosłem brwi, gapiąc się na logo słońca w kształcie jabłka. Wyglądało jak nowocześniejsza wersja naszego, w którym słońce wyłaniało się zza jabłka wiszącego na gałęzi.
– Maciek mi mówił, że już zastrzegli znak w urzędzie patentowym – poinformowała Patrycja.
Zdenerwowałem się na te informacje. Obejrzałem ich profil na Facebooku, mieli mnóstwo fanów i fajne akcje angażujące społeczność. Podrapałem się po brodzie zakłopotany. Zaczęli nas wykaszać z rynku. Kurwa, poniedziałek.
– To chwilowy kryzys. My jesteśmy firmą z tradycjami, ludzie zaraz do nas wrócą – stwierdziłem pewnie.
Patrycja nie wyglądała na przekonaną.
– Dzięki za raport – powiedziałem wymownie, kładąc dłoń na pliku dokumentów.
Żadna z kobiet się nie ruszyła, wiec dodałem kurtuazyjnie:
– Mam mnóstwo pracy, porozmawiamy przy lunchu?
Posłałem im swój najlepszy uśmiech, na co obydwie się rozanieliły. Z oporem opuściły mój gabinet, a ja zamknąłem za nimi drzwi.
Byłem w czarnej dupie. Nie miałem ochoty dzwonić do Nataniela po pomoc. Chciałem sam wybrnąć z tego gówna. Zagłębiłem się w analizie konkurencji nowej marki.
Dotarło do mnie, że musimy zrobić rebranding na coś bardziej nowoczesnego. Przy tym słonecznym wyglądaliśmy, jakby u nas w firmie kwitł w najlepsze PRL. Zleciłem działowi marketingu odświeżenie logo.
Wszystkie projekty wydawały mi się wtórne. Żaden nie zwalał z nóg, a my potrzebowaliśmy czegoś o efekcie „wow!”. Minął kolejny tydzień, a słupki pokazywały coraz gorsze wyniki. Nie miałem siły, czego się nie tknąłem, kończyło się katastrofą.
Paula czekała na mnie pod biurem. Słońce oświetlało jej wyzywający makijaż z błyszczącymi czerwonymi wargami.
Czułem na sobie spojrzenia innych pracowników. Niepotrzebnie dałem się wplątać w romans z sekretarką. Na początku nie dostrzegałem niepokojących sygnałów. Niczym anioł, roztoczyła nade mną swoje ochronne skrzydła.
Pewnego razu wściekłem się na pracownika. Paula musiała wyłapać rozpacz i wściekłość w moim głosie, bo zareagowała natychmiast. Zrobiła mi czuły masaż, wtedy tylko tego potrzebowałem. Z czasem przełamywała coraz więcej barier, aż w końcu któregoś wieczora przeleciałem ją na swoim biurku.
Miałem wobec niej uczciwe zamiary. Naprawdę, ale niektóre jej zachowania to była wielka czerwona flaga. Zrobiła mi awanturę za to, że dałem napiwek kelnerce. Innym razem zaczęła płakać na środku ulicy, bo ubzdurała sobie, że podkochuję się w Dianie. Przyjaźniłem się z narzeczoną brata, to wszystko. Nie pozwoliła sobie tego wytłumaczyć. Byłem zmęczony jej zaborczością i takim zachowaniem. Nie potrafiłem jej wbić do głowy, że inne kobiety nic dla mnie nie znaczą.
W końcu podjąłem trudną decyzję i postanowiłem się od niej odsunąć. Nie rozumiała moich uników i wykrętów.
– Cześć, skarbie! – zaświergotała, nachylając się do pocałunku.
W ostatniej chwili odwróciłem twarz i uniknąłem buziaka w usta. Spojrzałem w kierunku pracowników zgromadzonych przy popielnicy; natychmiast odwrócili wzrok i wrócili do rozmów. Dosłownie czułem lepki błyszczyk na policzku.
– Musimy porozmawiać – zakomunikowałem.
Paula uśmiechnęła się, po czym palcami wytarła kosmetyk z mojej twarzy.
– Prowadź. – Wzięła mnie pod rękę.
Ze sztucznym uśmiechem poprowadziłem ją w kierunku restauracji na rogu.
Kiedy weszliśmy do środka, owiała nas lodowata klimatyzacja. Uginający się w ukłonach kelner wskazał nam kącik upstrzony tandetnymi sercami.
– Może stolik przy oknie? – zasugerowałem.
– Ten jest idealny! – Paula już zajęła miejsce na welurowej kanapie i wzięła do rąk kartę, a potem zwróciła się do kelnera: – Na pewno karafkę alkaicznej wody i dwie szklanki.
Usiadłem na krześle naprzeciwko i wbiłem wzrok w menu. Czułem skurcz żołądka na myśl o tym, jak potoczy się za chwilę ta rozmowa. Powinienem powiedzieć to szybko i bez emocji. Oderwać ten plaster jednym szarpnięciem.
Odłożyłem kartę i spojrzałem na Paulę poważnie.
– Kotek, dobrze się czujesz? Jesteś blady. – Chwyciła mnie za dłoń.
Już miałem to powiedzieć, ale stchórzyłem.
– Może nam pani przynieść po kieliszku czegoś mocniejszego?
Czarnowłosa kelnerka, która właśnie nalewała nam wodę do szklanek, ukazała białe zęby w szerokim uśmiechu.
– Gin, nalewka, czysta wódka?
– Może nalewka? – Spojrzałem na Paulinę, która ze zdezorientowaną miną skinęła głową.
– Dereniówka, pigwówka, wiśniówka?
– Najmocniejszą – oświadczyłem z nerwowym grymasem, biorąc jednocześnie szklankę do ręki.
Kelnerka zerknęła na Paulę z dziwną miną. Ta posłała jej przepraszający uśmiech.
– Mąż miał nerwowy tydzień.
Woda, którą przełykałem, zmieniła kierunek. Parsknąłem, opluwając sobie kołnierzyk i podkładkę menu.
Kelnerka skierowała się za bar.
Wytarłem materiałową serwetką usta i brodę.
– Dlaczego tak powiedziałaś!?
– Widziałam, jak na ciebie patrzyła. Napalona suka! – wypluła z siebie Paula, jej wzrok uciekł na chwilę w kierunku dziewczyny za barem, która teraz nalewała nam alkohol. Chyba to usłyszała, bo zerknęła w naszym kierunku na ułamek sekundy. Pięknie.
Pokręciłem głową w złości i niedowierzaniu.
– Jesteś przewrażliwiona. Nie możesz się tak zachowywać – syknąłem.
– Nie. Nie jestem. Nie pozwolę, żeby jakieś szmaty pieprzyły wzrokiem mojego chłopaka.
Zamiast odpowiedzieć (bo pewnie bym się wydarł), wziąłem głęboki oddech i policzyłem w głowie do piętnastu. Tej dziewczynie tak trudno było cokolwiek wytłumaczyć. Wierzyła tylko w swoją skrzywioną wersję postrzegania rzeczywistości.
Kelner, który zastąpił koleżankę, postawił przed nami kieliszki. Paula patrzyła na mnie spod potarganych włosów, które przed chwilą zmierzwiła w akcie frustracji.
– Od razu poproszę drugą kolejkę – zameldowałem kelnerowi.
– Oczywiście. Czy wybrali państwo coś do jedzenia? Mogę zaproponować danie dnia, risotto z krabem i awokado.
Skinąłem głową, natomiast Paula zaczęła analizować kartę. Zadała piętnaście pytań, trzy razy zmieniła zdanie, by w końcu zamówić sałatkę.
– To o czym chciałeś porozmawiać?
Po trzech kieliszkach w końcu zebrałem się na odwagę.
– Przenoszę cię do działu marketingu. Mają tam właśnie wakat.
Teraz to Paulina zbladła.
– Nie, dziękuję – odparła nadąsana. – Marketing ma pokój na innym piętrze i osobną kuchnię. Nie będziemy się prawie widywać.
– Dostaniesz podwyżkę – zachęciłem.
Paulina złapała palcami krawędź blatu i spojrzała na mnie jak polujący sokół.
– Chcesz zatrudnić kogoś innego na moje miejsce? Może Kaśkę z recepcji na dole? Widziałam, jak na siebie patrzyliście!
Zacisnąłem powieki, starając się zapanować nad emocjami. Znowu to samo.
– Nie. Nie i nie. Uważam, że masz potencjał na coś więcej niż tylko zajmowanie się moim kalendarzem, kawą i drzwiami.
To nie było kłamstwo. Paulina wykonywała swoje obowiązki sumiennie i niezależnie od tego, co się między nami wydarzyło, zasłużyła na awans. Pracowała w Charlotcie już pięć lat na stanowisku asystentki. Wcześniej pomagała dyrektorowi sprzedaży. Chciałem tworzyć firmę, w której pracownicy są zmotywowani i pną się po szczeblach kariery. Jeśli ktoś miał ochotę na awans, wystarczyło, że zgłosił to swojemu przełożonemu, odbębnił kilka szkoleń, przygotował się do rozmowy i jak tylko zwolniło się jakieś stanowisko wyżej, mógł się o nie ubiegać.
Paulina jednak słusznie wietrzyła podstęp. Fakt, że zrobiła się nieznośna, pomógł mi podjąć decyzję. Musiałem to zrobić, dla jej dobra i swojego zdrowia psychicznego.
– Odsuwasz mnie od siebie!
Wybuchła głośnym szlochem i padła na kolana, błagając, żebym jej nie przenosił.
– Nie zauważyłaś, że to, co się między nami dzieje, nie jest zdrowe? – zapytałem, sadzając ją z powrotem na krześle. – Masz paranoję. Musisz poukładać swoje uczucia.
– Powiedz to na głos – zażądała.
– Co?
– Że nie jestem dość dobra! – jęknęła przez łzy. – Nie wiem, co mam zrobić, żeby cię przy sobie zatrzymać! Wstaję o piątej rano, żeby się przygotować! Jak idiotka masuję twarz wałkiem jadeitowym, nakładam pięć warstw kosmetyków, układam włosy, starannie dobieram ubrania… Od kiedy powiedziałeś, że nie lubisz zielonego, wywaliłam połowę ciuchów! Jestem idealna dla ciebie.
Westchnąłem, przytłoczony tym wyznaniem.
– Paula, przestań to robić. Jeśli sobie nie radzisz, idź do psychologa.
– Nie! – zaprotestowała głośno, a potem agresywnym ruchem zrzuciła wszystkie talerze na podłogę.
Wybiegła z płaczem, a ja zostałem, żeby uregulować rachunek i przeprosić obsługę za ten cyrk.
Dopadła mnie zaraz po tym, jak wyszedłem z lokalu. Zaczęła mnie ponownie przepraszać i błagać o kolejną szansę.
Przytuliłem ją, zaciskając powieki. Serce mi pękało na widok jej cierpienia.
– Może zróbmy po prostu sobie chwilę przerwy – zaproponowała, łkając. – Zobaczysz, niedługo zrozumiesz, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
– Odprowadzę cię do taksówki. – Stanowczo pociągnąłem ją w kierunku postoju.
Paula wsiadła do samochodu i schowała twarz w dłoniach.
Kierowca posłał mi oskarżycielskie spojrzenie. Podałem mu adres i wsunąłem przez uchylone okno sto złotych. Pokręcił głową z dezaprobatą, po czym odjechał z płaczącą dziewczyną.
Na szczęście Paula w końcu zrozumiała, że nasza historia nie ma przyszłości i odpuściła.
Dziękowałem niebiosom, bo mogłem wreszcie się skupić na pracy. Ale tutaj niestety nie udało mi się osiągnąć znaczących postępów. Żaden projekt tyłka nie urywał.
Zdesperowany chwyciłem w końcu komórkę i zadzwoniłem do Nataniela na kamerce.
Właśnie byli z Dianą na masażu gorącymi kamieniami. Streściłem mu ostatnie tygodnie, pomijając kwestie kadrowe. Mój brat syknął, kiedy kładziono mu na plecy kamienie. No rzeczywiście, co za cierpienie.
– Zadzwoń do Zośki! – zawołała Diana z drugiego łóżka, po czym również syknęła, zapewne z tego samego powodu.
– Do jakiej Zośki?
– No do mojej przyjaciółki, która robiła nam etykiety na cydr w zeszłym roku. To kopalnia świeżych pomysłów. Na pewno ci pomoże. Wysyłam ci jej numer.
Usłyszałem powiadomienie, po czym kiwnąłem głową.
– Mam nadzieję.
Nataniel zmrużył oczy zaniepokojony, a potem odwrócił się do narzeczonej.
– Powinniśmy wracać.
– Nie ma takiej potrzeby! Na pewno sobie z Zosią poradzimy – zapewniłem ich z fałszywym uśmiechem. Pożegnaliśmy się, a potem wykręciłem numer do tej całej fontanny pomysłów.
Odebrała po pierwszym sygnale.
– Cześć, tu Kordian Mazur… Mam twój numer od Diany… – zacząłem. – Będę miał dla ciebie zlecenie, może wpadniesz do mojego biura…
Nie zdążyłem skończyć, w słuchawce pojawił się sygnał zajętości.
– Co do kurwy?! – warknąłem, ponownie wybierając numer. Od razu mnie odrzuciła. Później wyłączyła telefon. Już zamierzałem ponownie zadzwonić do Nataniela, ale coś mnie powstrzymało. Zabębniłem palcami w blat prezesowskiego biurka.
Nie chciałem wyjść na niezaradnego. Brat powierzył mi ten stołek, opiekę nad firmą, bo wierzył, że jestem gotowy. Po kilku latach izolacji chciałem normalnego życia. Sukcesów. Ale na każdym kroku ponosiłem porażkę. Nie będę się skarżył starszemu bratu. Nie chciałem, żeby przerywali urlop i wracali do pracy. Sam to załatwię.
Wszedłem na Facebook i odnalazłem Zosię Kamińską w znajomych Diany. Co ciekawe, miał ją w kontaktach jeszcze Kamil z IT. Zdjęcie profilowe pokazywało tył głowy dziewczyny na tle sztalugi. Sama nie dodała więcej zdjęć, ale została oznaczona u Kamila na zdjęciu z jakiegoś festiwalu fantasy. Otworzyłem szerzej oczy. Na widok dziewczyny w stroju czarnej wdowy, w czerwonej peruce i z mocnym makijażem natychmiast poczułem iskry. Opierała się o ramię informatyka w stroju wiedźmina.
Rozsiadłem się na fotelu, po czym nacisnąłem przycisk na interkomie.
– Pani Jadziu, proszę wezwać na rozmowę Kamila z działu IT.
Kilka chwil później do mojego biura wszedł przygarbiony chłopak we flanelowej koszuli. Wskazałem mu krzesło po drugiej stronie biurka. Usiadł blady jak ściana.
– Znasz graficzkę, koleżankę Diany?
– Zośkę? – spytał z niedowierzaniem.
– Tak. Chodzi o Zośkę Kamińską – doprecyzowałem, składając palce razem. – Co o niej możesz powiedzieć?
Facet patrzył na mnie dziwnie.
– Chcę ją zatrudnić – wyjaśniłem. – Diana próbuje mi ją wcisnąć, ale chcę zasięgnąć twojej opinii.
Rozparł się na krześle, uciekając oczami na sufit.
– To dziwna laska, ale kreatywna. Maluje, ma tatuaże.
– Myślisz, że jest w stanie zaprojektować coś ekstra?
Kamil pokiwał głową, chociaż na jego twarzy pojawiła się panika.
– O co chodzi? Mów!
– Nic. Nie będziesz żałować, jest bardzo utalentowana.
Kiwnąłem, jednocześnie wybierając numer do dziewczyny. Odpowiedział mi sygnał zajętości.
– Mógłbyś do niej zadzwonić? Z mojego telefonu jest problem.
Kamil wybrał numer. Jego połączenie też odrzuciła.
– Widocznie nie może teraz rozmawiać – stwierdził. – Napiszę jej eska, żeby oddzwoniła w wolnej chwili.
– Będę zobowiązany.
Sfrustrowany przeczesałem włosy. Dzisiaj musiałem urwać się wcześniej z roboty. W centrum sportowym czekał na mnie rehabilitant, chociaż wolałem w myślach nazywać go trenerem. Skierował mnie tam mój mentor, Bolek. Zapisałem się do fundacji „Stań na nogi” i dzięki niej zdecydowałem się intensywnie pracować nad powrotem do formy po zaprotezowaniu. Okazało się, że to dość długi i mozolny proces. Ale chciałem tych zmian. Potrzebowałem dużo czasu, żeby dojrzeć do niektórych decyzji. Na zewnątrz może prezentowałem się jak biznesmen, który ma świat u stóp, ale nikt nie widział tego, co było w środku. Bolesna pustka, samotność, które zagłuszałem seksem i alkoholem.
Kilka lat temu popełniłem największy błąd w swoim życiu. Zawiodłem własnego brata, wdałem się w relację z jego narzeczoną, nie myśląc o konsekwencjach. Chciałem coś sobie udowodnić. Dziewczyna kochała Nataniela, ale jego tryb życia odbiegał od jej oczekiwań. To miał być beztroski weekend w Alpach. Nikt nie spodziewał się, że spadnie lawina. Wyjazd na narty skończył się dla mnie amputacją kończyny, Anka niestety nie miała tyle szczęścia.
Sam proces przygotowania do założenia protezy trwał kilka miesięcy. A kiedy wreszcie ją już dostałem, okazało się, że muszę wszystkiego uczyć się od początku.
Rehabilitant przywitał się ze mną serdecznym uśmiechem, a potem wskazał krzesło i podał mi gumę do ćwiczeń.
Po treningu sprawdziłem telefon, Zośka nie oddzwoniła. Napisałem do Kamila, ale do niego też się nie odezwała.
Następnego dnia również pozostawała poza zasięgiem. Zacząłem się zastanawiać, czy wszystko z nią w porządku. Zadzwoniłem do Diany, prosząc, by ona się z nią skontaktowała.
Zośka odpisała, że jest poza Warszawą i ma problem z siecią.
– Zapytaj ją, gdzie dokładnie – powiedziałem do Diany. Przez kamerkę widziałem, że wyleguje się na leżaku z drinkiem w orzechu kokosowym. – Pojadę po nią. Zmarnowałem dwa tygodnie na beznadziejne projekty, nie mogłem już dłużej zwlekać. Diana kiwnęła głową i się rozłączyła.
Kilka chwil później dostałem SMS-a od tej całej tajemniczej Zośki.
Zośka Kamińska:
Cześć, sorry, rwie mi tu zasięg.
Wyślij mi brief na @. Dam znać, czy się podejmę.
„Dam znać, czy się podejmę”? Podrapałem się po głowie. Jedną ręką napisałem na Teamsie do Pawła z marketingu.
Kordian Mazur:
Zaraz dostaniesz wszystko. Przenieś się gdzieś,
gdzie jest zasięg. Sprawa jest pilna, chcę porozmawiać przez telefon.
Dziewczyna igrała z moją cierpliwością przez kolejne trzy godziny. Dzwoniłem, słyszałem sygnał, a potem odrzucała połączenie. Miałem przeczucie, że z tym zasięgiem to ściema.
Podczas lunchu dostałem SMS-a, w którym odmówiła współpracy. Zagotowałem się w środku, odłożyłem widelec.
– Daj mi na chwilę telefon służbowy – zwróciłem się do Patrycji, która siedziała z ludźmi ze swojego działu przy sąsiednim stoliku. – Muszę załatwić coś ważnego, a zaraz rozładuje mi się bateria.
Patrycja podała mi komórkę.
– Mam nadzieję, że to coś postawi firmę na nogi – mruknęła.
Tak, dalej, kop leżącego.
Przepisałem numer do Zośki, po czym opuściłem kafeterię. Minąłem palących pracowników Charlotty i wyszedłem na zewnątrz. Wybrałem numer Zośki. Nie zaskoczył mnie fakt, że odebrała. Mogłem się założyć, że gdybym dzwonił od siebie, spotkałbym się ze ścianą.
– Fantastycznie, że masz zasięg – powiedziałem zamiast dzień dobry. – Nie przyjmuję odmowy. Gdzie jesteś? Pojadę po ciebie i omówimy szczegóły.
Zamurowało ją na dobre pół minuty.
– Halo!
– Cześć, Kordian – wydyszała w końcu. – Nie czuję się na siłach podjąć tego zlecenia.
– Pomogę ci – zaproponowałem. – Proszę. Zrobiłaś fajne etykiety na Summerr i chcę, żebyś zajęła się wizerunkiem naszej firmy. Czas nas goni. Zapewniam świetne biuro z widokiem na miasto, sprzęt, jaki potrzebujesz, lunche w naszym bistro, nieograniczony dostęp do najlepszej kawy, a po pracy do baru oraz… – Tu podałem pięciocyfrowe wynagrodzenie. Sam bym się zatrudnił po tym wstępie.
Nierówny oddech zdradził wahanie.
– Dziękuję za propozycję. Tym razem nie dam rady wam pomóc – oznajmiła niechętnie.
Co? Podałem jej sumę, której zażyczyła sobie największa agencja reklamowa w Warszawie. Nie sądziłem, że ta stawka może być niezadowalająca dla freelancera, i to w dodatku studentki.
– Diana obiecała, że mi pomożesz. To twoja przyjaciółka i to też jej firma.
Ze słuchawki dobiegło prychnięcie.
– Dlaczego tak bardzo się opierasz?
– Nie mam weny – odparła zdawkowo.
– Razem na pewno coś wykombinujemy. Gdzie mam przyjechać?
– Nie dam rady – odparła sucho. A potem się rozłączyła.
Szlag.
Nie to nie. Spróbuję jeszcze raz z agencją.
Trzy dni później rwałem włosy z głowy. Wybrali taką czcionkę, w której litera C i łącznik wyglądały jak dupa! Nie miałem sił.
Wyciągnąłem telefon i połączyłem się z Dianą.
– Twoja koleżanka odmawia współpracy – poskarżyłem się. – Przyszło nowe logo od agencji i jest dosłownie z dupy!
Nerwowym ruchem pokazałem jej ekran z mockupem.
– Możesz ją przekonać? – spytałem. – Mam wrażenie, że nie chce ze mną pracować.
Diana przyglądała mi się przez kilka chwil, a potem zerknęła ponad ekranem. Na jej twarzy pojawiło się napięcie i smutek. Chyba mi po prostu nie wierzyła.
– Nic mu nie mów. I nie wracajcie. Tylko ją przekonaj, okej?
Pokiwała głową.
– Zobaczę, co da się zrobić.
Z żalu miałem ochotę obgryzać paznokcie.
– Chociaż załatw mi jej aktualny adres…
Diana zrobiła minę, jakby nie była pewna, czy ma do czynienia z osobą zdrową na umyśle i powiedziała:
– Na razie!
Pozostawało mi nerwowe oczekiwanie. Czy naprawdę nikt inny w stolicy nie miał pomysłu na coś świeżego? Ponownie wszedłem na Facebook Kamila i odszukałem zdjęcie z konwentu. Jak stalker wlazłem na stronę wydarzenia z odnośnikami do reportażu. Przejrzałem kilkaset zdjęć, nim trafiłem na właściwe. Bingo! Odnalazłem link do Instagrama Zośki. Tutaj znajdowało się więcej jej fotek w przebraniach. Z fascynacją patrzyłem, jak idzie na rolce w stroju Catwomen.
Ze złości zgniotłem w kulę kartkę z notatkami. Dlaczego mi odmawia?
Do końca dnia byłem podminowany. Zdążyłem zwolnić jednego cwaniaczka, który grał zamiast pracować, opieprzyć Karolinę z działu sprzedaży, wydać dyspozycję do poprawki raportu, zamówić lunch, spróbować go, po czym stwierdzić, że jest niezjadliwy, zanieść go do kuchni i z przekleństwem wyrzucić do otworzonego butem kosza.
3
MÓJ TELEFON ZNOWU SIĘ ROZDZWONIŁ. Już miałam powiedzieć natrętowi, że jak nie przestanie mnie nękać, to zgłoszę go policję, ale kiedy zobaczyłam twarz Diany na wyświetlaczu, coś w moim żołądku się przewróciło. Podskoczyłam kilka razy, a potem wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
– Co tam?
Pochmurna mina mojej koleżanki nie wytrąciła mnie z roli.
– Nie udawaj.
Ale jej ostry ton już tak. Westchnęłam, siadając na rozkopanym łóżku.
– Nie chcę brać tego zlecenia. Nie mam weny – powiedziałam to samo, co Kordianowi. To nie były kłamstwa. Nie miałach ochoty tego robić, a nie lubiłam pracować na odpierdol.
– Zośka – jęknęła Diana. – Pomóż mu.
– Przykro mi. Nie jestem w stanie – oznajmiłam stanowczo.
– Ale dlaczego? Nie raz byłam świadkiem, jak robiłaś jakieś zlecenie na kacu, a potem wysyłałaś do klienta i to akceptował. W czym problem?
Dobra, czasem zdarzało mi się zrobić coś na odpierdol.
– Nie jestem teraz na kacu – burknęłam, na co Diana przewróciła oczami.
– O co naprawdę chodzi? Wstydzisz się?
Uciekłam spojrzeniem.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
4
Dostępne w wersji pełnej
5
Dostępne w wersji pełnej
6
Dostępne w wersji pełnej
7
Dostępne w wersji pełnej
8
Dostępne w wersji pełnej
9
Dostępne w wersji pełnej
10
Dostępne w wersji pełnej
11
Dostępne w wersji pełnej
12
Dostępne w wersji pełnej
13
Dostępne w wersji pełnej
14
Dostępne w wersji pełnej
15
Dostępne w wersji pełnej
16
Dostępne w wersji pełnej
17
Dostępne w wersji pełnej
18
Dostępne w wersji pełnej
19
Dostępne w wersji pełnej
20
Dostępne w wersji pełnej
21
Dostępne w wersji pełnej
Niecały rok później
Dostępne w wersji pełnej