Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Im więcej dzieci w rodzinie, tym więcej radości, ale i hałasu, skomplikowanych sytuacji oraz wyzwań. Jak poukładać relacje, aby każdy czuł się ważny i potrzebny? Co wspiera więzi między dziećmi, a co je narusza? Po co dzieciom konflikty i jak im w nich towarzyszyć? Małgorzata Stańczyk, psycholog i dziennikarka, propagatorka Rodzicielstwa Bliskości, mama trójki dzieci, w swojej książce pomaga przeprowadzić całą rodzinę przez niełatwą czasem sytuację pojawienia się w rodzinie kolejnego dziecka. Napisana z szacunkiem dla odmienności każdego członka rodziny książka pokazuje, jak wzmacniać każde z dzieci tak, aby miało przestrzeń na własny rozwój. Autorka nie zapomina również o rodzicach, pokazując im, jak mogą zadbać o siebie, aby mogli być oparciem dla swoich dzieci i czerpać satysfakcję z rodzicielstwa. Uspokaja w obliczu niepokojów i pomaga nabrać zaufania do swoich rodzicielskich kompetencji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 287
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Małgorzata Stańczyk
Rodzeństwo. Jak wspierać relacje swoich dzieci
Copyrights © by Małgorzata Stańczyk, 2019
Copyrights © by Mamania, an imprint of Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o., 2019, 2024
Redakcja: Kamila Wrzesińska
Projekt okładki i skład: Grupa Wydawnicza Relacja
Projekt serii: Joanna Kosk-Florczak
Zdjęcie na froncie okładki: Isockphoto/PeopleImages by Istock by Getty Images
Wyd. II
ISBN 978-83-68021-53-0
Wydawnictwo Mamania
Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o.
ul. Marszałkowska 4, lok 5
00-590 Warszawa
www.mamania.pl
Bartkowi
Z niecierpliwością czekałam na tę książkę. I nie zawiodłam się. Gosia mówi językiem, który nie ocenia, wspiera, podpowiada. Pokazuje rodzicowi taką perspektywę, która może ułatwić mu budowanie relacji z więcej niż jednym dzieckiem.
Agnieszka Stein, psycholożka dziecięca,autorka m.in. książki „Dziecko z bliska”
W tej książce rodzice znajdą wspierającą i przywracającą równowagę optykę na relacje z dziećmi. Gosia Stańczyk pochyla się nad najczęstszymi wyzwaniami wychowywania rodzeństwa i pomaga zobaczyć je jako pomosty do rozwoju kluczowych życiowych kompetencji dzieci. Rodzice skorzystają zarówno z wiedzy o dynamice relacji rodzeństwa, jak i z empatycznego wsparcia na te chwile, kiedy ta dynamika przytłacza.
Marta Sikorska, mediatorka wspierająca rodziny, propagatorka rodzicielstwa opartego na więzi i wspólnocie, facylitatorka programów rozwojowych z udziałem koni
Długo czekałam na tę książkę i nareszcie jest! Bardzo się cieszę, że mamy na rynku pozycję, którą można polecać rodzicom wychowującym więcej niż jedno dziecko i mieć przy tym pewność, że znajdą w niej wsparcie dla całej rodziny. Książka Gosi i sposób, w jaki podejmuje temat rodzeństwa, pozwala dostrzegać dzieci w tych relacjach, ale też w indywidualności każdego z nich. Ta uważność na dzieci nie przysłania też rodziców i tego, jakie wyzwania stawia przed nimi opiekowanie potrzeb dzieci i swoich własnych. Gosia koi słowem, uważnością i spokojem. Gosia również uwzględnia, robi przestrzeń, chce łączyć, a nie dzielić. I to jest ogromny zasób tej książki, po którą mogą sięgnąć nie tylko rodzice, ale też wspierający ich profesjonaliści.
Anita Janeczek-Romanowska, psycholog dziecięcy, www.bycblizej.pl
Bardzo czekałam na tę książkę. Gosia Stańczyk z uważnością i wrażliwością odsłania przed nami kolejne obszary relacji między rodzeństwem, ukazując ich przeróżne aspekty, często na co dzień niedoceniane lub wręcz pomijane. Lubię to, jak mówi o wspieraniu dzieci w budowaniu relacji, a jeszcze bardziej lubię, gdy pochyla się nad tym, co możemy my, rodzice, zrobić, by zadbać o każde dziecko z osobna i – o siebie samych. Bardzo polecam.
Małgorzata Musiał, autorka książki „Dobra relacja.Skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny”
Jestem jedynaczką, która jest mamą trójki dzieci. Decyzję o tym podjęłam w oparciu o romantyczną wizję rodzeństwa, które się nie kłóci, jest zgodne i zachwycone tym, że ma siebie. A rzeczywistość jest różna. Są także konflikty, przykre słowa, żal, smutek, różne sposoby na ważne potrzeby. Ta książka przynosi ulgę, zdejmuje poczucie winy, które odzywa się w trudnych momentach, podsuwając słowa: „A może to jednak ja robię coś nie tak? Może się do tego nie nadaję? Może to nie był dobry pomysł, żeby jedynaczka była rodzicem rodzeństwa?”
Czytając książkę, miałam wiele momentów: „Aha!”. Pomogła mi w zrozumieniu m.in. tego, po co im te konflikty, i jak dbać o rodzeństwo, kiedy dzieci przeżywają trudne emocje, a także dlaczego ta sama zabawka jest tak bardzo atrakcyjna dla obojga w tym samym czasie. Jest też źródłem inspiracji, jak dbać o siebie, by wspierać rodzeństwo w budowaniu swojej relacji. Gorąco polecam.
Sylwia Włodarska, paniswojegoszczescia.pl, mediatorka NVC
Bardzo brakowało takiej książki na rynku wydawniczym. Polecam ją rodzicom, którzy spodziewają się kolejnego dziecka i chcieliby przygotować się na jego przyjście, jak również tym, którzy obawiają się konfliktów między rodzeństwem i zastanawiają się, jak je wspierać w sytuacjach codziennych przepychanek słownych i bójek. Myślę, że wielu rodziców po przeczytaniu tej książki poczuje ulgę i spojrzy na relację między swoimi dziećmi z większym spokojem.
Anna Olczyk-Grabowska, Pracownia Rodziny, Fundacja Przystanek Twórczość
Dlaczego napisałam książkę o rodzeństwie? Pracując z rodzicami, doświadczam tego, jak bardzo potrzebują oni wsparcia w poszukiwaniu drogi towarzyszenia swoim dzieciom, zaopiekowania się niepokojami i wątpliwościami dotyczącymi codziennych sytuacji i pomocy w znalezieniu sposobów reagowania, kiedy między dziećmi iskrzy. Napisałam ją także dlatego, że temat wzajemnych relacji rodzeństwa od lat mnie fascynuje i wypełnia moje życie osobiste i zawodowe.
Jako psycholog wspieram rodziców w budowaniu relacji opartych na szacunku i zaufaniu. Jako mama towarzyszę na co dzień trójce dzieci. Na własnej skórze doświadczam więc nie tylko tej niesamowitej energii i ogromu emocji, którą dzieci wnoszą w relacje, ale też rodzicielskich obaw, frustracji, a czasem poczucia bezsilności. Wiem też, jak cenna jest dla rodziców kilkorga dzieci umiejętność korzystania z pomocy innych dorosłych. Jestem pełna wdzięczności w związku z tym, że moje trzecie dziecko przyszło na świat akurat wtedy, kiedy zaczęłam pracować nad tą książką. Ciąża i wczesne macierzyństwo sprawiły, że odłożyłam pisanie na długi czas, zbierając materiały i… doświadczenia. Jakże inna byłaby ta książka, gdybym nie miała doświadczenia kryzysu, który przeszła wtedy cała nasza rodzina i każdy z jej członków z osobna. W ostatnich dwóch latach w pracy warsztatowej i podczas indywidualnych konsultacji spotkałam też wielu rodziców, którzy dzielili się wątpliwościami, pytaniami, doświadczeniami i trudnościami związanymi z relacjami ich dzieci lub przygotowywali się do narodzin kolejnego dziecka. Kontakt z nimi wszystkimi był dla mnie okazją do rozwoju i ciągłego poszerzania perspektywy.
W książce będę przyglądała się temu, czy dziecięce bójki i kłótnie świadczą o tym, że pomiędzy rodzeństwem dzieje się coś niepokojącego, czy to raczej nieodłączna część dziecięcej codzienności. Temu, czy my, jako rodzice, mamy wpływ na to, jak nasze dzieci będą odnosiły się do siebie, i gdzie ten wpływ się kończy. I wreszcie temu, czy należy interweniować w konflikty między rodzeństwem, czy poszukiwanie rozwiązania lepiej pozostawić samym dzieciom. Wiele miejsca poświęcę też emocjom związanym z pojawieniem się rodzeństwa i transformacji, jaka dokonuje się wtedy w rodzinie. Będę przyglądać się temu, z jakimi wyzwaniami mierzą się rodzice więcej niż jednego dziecka, dlaczego czasem tak trudno nam wspierać swoje dzieci i co może w tym pomóc.
Gdy jestem z każdym z nich osobno, wszystko układa się świetnie. Czuję, że jesteśmy w kontakcie i jestem w stanie sobie poradzić nawet w trudnych sytuacjach. Ale gdy mam pod opieką ich oboje/troje/czworo, choćbym wyszła z siebie, prędzej czy później kończy się to jakimś spięciem. Mieliście tak kiedyś? Przy jakiej liczbie, w jakiej konfiguracji czujecie, że przestajecie nadążać? Im więcej członków rodziny, tym więcej jest poszczególnych relacji. Będąc rodzicami jednego dziecka, mamy do czynienia tylko z relacją z jednym dzieckiem oraz z naszą wzajemną relacją między dorosłymi. Gdy dzieci jest więcej, te relacje nie dodają się, a mnożą. Przy dwójce dzieci mamy już relacje: ja–drugi rodzic, ja–pierwsze dziecko, ja–drugie dziecko, drugi rodzic–pierwsze dziecko, drugi rodzic–drugie dziecko i relację pomiędzy dziećmi. Przy każdym kolejnym liczba interakcji wzrasta na wzór śniegowej kuli, przez co większe jest też ryzyko, że w którejś z relacji pojawi się napięcie lub konflikt. Kilkoro dzieci w rodzinie to też więcej potrzeb, które w danej chwili domagają się zaspokojenia. Często trzeba podejmować decyzję, którym wołaniem zajmiemy się najpierw: prośbą: „Mamo, pobaw się ze mną” czy sygnałami wysyłanymi przez głodne niemowlę. Najtrudniejsze jest to z pewnością wtedy, gdy mamy dwoje bądź troje małych dzieci, którym do zaspokojenia większości potrzeb niezbędny jest wrażliwy na nie dorosły. Pomocna może być świadomość, że dzieci dojrzewają i rosną, a sytuacja z roku na rok się zmienia. Z biegiem lat możliwe staje się spędzanie razem satysfakcjonującego czasu, nawet jeśli dzieci mają do dyspozycji tylko jednego rodzica. Niemożliwe natomiast, o czym napiszę więcej w dalszej części książki, jest uniknięcie konfliktów, kłótni, bójek, hałasu, płaczu, a czasem i siniaków.
Z mojego doświadczenia wynika, że dla rodziców będących uczestnikami warsztatów rozwojowych oba te odkrycia – że dzieci rosną i z czasem sytuacja się zmienia oraz że konflikty są w porządku – są bardzo uwalniające.
W związku z tym, że sytuacja w świecie relacji, emocji i potrzeb jest dynamiczna i stale się zmienia, w miarę jak dzieci wzrastają, a także wraz z pojawianiem się kolejnych dzieci w rodzinie, nie sposób znaleźć takich rozwiązań, które będą nam się sprawdzać raz na zawsze. To, co „działa” nam dziś, nie musi sprawdzać się za pół roku. Dlatego takie uważne rodzicielstwo wymaga refleksji i stale obfituje w bodźce, które prowadzą nas ku rozwojowi. W książce nie zawarłam żadnych trików, skutecznych dla każdej rodziny metod czy cudownych sposobów, które pozwoliłyby nam wprowadzić w relacjach pomiędzy dziećmi harmonię w miejsce chaosu. Tym, którzy poszukują pozycji proponującej sprawdzone narzędzia, pozwalające uciszyć dziecięce kłótnie i sprawić, że od dziś dzieci będą odnosić się do siebie z szacunkiem i cierpliwością, chciałabym wyjaśnić, dlaczego tych metod tu nie będzie. Przede wszystkim dlatego, że nie ma sposobów, które byłyby skuteczne w każdej rodzinie. Nie ma dwóch takich samych rodzin ani takich samych siostrzanych czy braterskich relacji.
Nie da się stworzyć czegoś, co byłoby odpowiednikiem książki kucharskiej, zbioru „przepisów” na udane relacje, bo w świecie potrzeb i emocji nie ma obiektywnych miar ani wag. Nie możemy też jednym pokrętłem zwiększyć lub zmniejszyć temperatury, chociaż w sytuacjach konfliktowych mogłoby to być całkiem praktyczne. Co więcej, takie oferowane rodzicom metody zazwyczaj wiążą się z manipulacją i koncentracją wyłącznie na zachowaniu dzieci. Tymczasem zachowanie to tylko sygnał, komunikat, znak świadczący o tym, co dzieje się w dziecku lub w relacji.
Poprzestanie na usiłowaniu zmiany zachowania naszych dzieci nie przybliży ich ani o krok do budowania autentycznej, bliskiej relacji. Wręcz przeciwnie, ignorowanie komunikatów, które kryją się za postępowaniem dzieci, może rodzić w nich poczucie niezrozumienia i nasilać napięcie we wzajemnych relacjach. Wyobraźmy sobie, że widzimy, jak nasze dzieci popychają się i poszturchują albo mówią do siebie w sposób, który odbieramy jako raniący. Jeśli skoncentrujemy się tylko na zachowaniu, na wrogich gestach czy przykrych słowach, możemy za pomocą gróźb, zakazów, zawstydzania, karania czy prowadzenia tablicy motywacyjnej doprowadzić do tego, że dzieci przestaną się zachowywać w ten sposób – ale tylko na chwilę i tylko w naszej obecności. Nie umniejszy to jednak ani trochę ich wzajemnej wrogości ani nie nauczy, jak radzić sobie z emocjami i pokazywać innym swoje granice w sposób, który nie jest raniący. Nie będzie też skuteczne wtedy, gdy znikniemy z pola widzenia. Aby zorientować się, co się dzieje pomiędzy dziećmi, potrzebujemy stale zaglądać pod warstwę zachowania – z szacunkiem, z akceptacją, z ciekawością. Im więcej dzieci mamy pod opieką, tym mocniej potrzebujemy w rodzicielstwie narzędzi, które pozwalają nam mieć pozytywny wpływ na życie swoich dzieci, również wtedy, gdy nie kontrolujemy ich i nie patrzymy, co robią.
Każda rodzina wypracowuje sobie własne sposoby kontaktu, dialogu i rozwiązywania sytuacji konfliktowych. Przez to poszukiwanie chcę poprowadzić czytelniczki i czytelników. Dlatego na czas czytania tej książki i przyglądania się relacjom pomiędzy rodzeństwem (a także swoim rodzicielskim interwencjom, reakcjom czy praktykom wychowawczym) proponuję przyjąć właśnie perspektywę zaciekawienia. Wiąże się ona ze stawianiem wciąż na nowo pytań:
• Co dziecko chce przekazać poprzez to, w jaki sposób się zachowuje i co mówi?
• Jakie są jego potrzeby?
• Jak wyobrażam sobie relacje pomiędzy swoimi dziećmi i dlaczego?
• O co mi chodzi, gdy chcę, by dzieci zachowywały się w stosunku do siebie przyjacielsko?
• Czego dla nich pragnę?
• Czy to, czego pragnę, jest w jakimkolwiek stopniu zależne ode mnie?
• Z którymi z zachowań dzieci jest mi trudno i z czego to wynika?
• Czemu jest mi trudno patrzeć na ich konflikty?
• Dlaczego reaguję tak, jak reaguję?
• Co mogę zrobić, żeby wspierać dzieci w tej sytuacji?
Zamiast gotowych metod proponuję więc dążenie do zrozumienia mechanizmów rządzących relacjami pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny. A także refleksję nad własnymi celami i często nieuświadomionymi reakcjami, które, jako że nieświadome, nie zawsze prowadzą nas tam, gdzie chcemy dotrzeć.
KLUCZOWE KWESTIE:
• Miejsce na wszystkie uczucia – radość i ciekawość, strach i smutek
• Różnica wieku między dziećmi – czy da się wybrać najlepszą?
• Zmiany w rodzinie mają miejsce na długo przed narodzinami kolejnego dziecka
• Jak dobrze przeżyć czas oczekiwania
• Sposoby na wsparcie starszego dziecka
Wyobrażam sobie, że część rodziców sięga po tę książkę, dopiero planując powiększenie rodziny, albo czyta ją podczas oczekiwania na drugie lub kolejne dziecko – po to, by dowiedzieć się, jak wspierać starsze dziecko (lub dzieci). Dlatego zacznę od tego, co możemy zrobić, by starsze dziecko przeszło przez kryzys związany z narodzinami rodzeństwa zaopiekowane. Wiem, że i dla rodziców ten wyjątkowy czas stanowi ogromne wyzwanie, dlatego cały szósty rozdział książki poświęcę temu, jak można dbać o siebie.
Już na wstępie chcę zaznaczyć, że zmiana i związany z nią kryzys to nieunikniony proces, z którym przyjdzie się zmierzyć. Kryzys jest sytuacją, w której dotychczasowe sposoby radzenia sobie przestają działać i zachodzi potrzeba wypracowania nowych. Nie podsunę tu skutecznych działań, które sprawiłyby, że uda się uniknąć napięć i trudności, a w efekcie wziąć z narodzin rodzeństwa tylko to, co radosne i wspierające. Obok radości, ciekawości, ekscytacji i czułości starsze rodzeństwo przeżywa także niepewność, napięcie, obawy, frustrację i żal. Niepewność dotyczącą tego, jak teraz będzie wyglądało codzienne życie. Zachwianie poczucia bezpieczeństwa związane z utratą tego, co dobrze znane. Napięcie wywołane koniecznością dzielenia się z kimś ukochanymi osobami, ich czasem, uwagą, bliskością. Obawy o to, czy nadal jest się dla rodziców kimś wartościowym. Frustrację związaną z koniecznością odraczania realizacji własnych potrzeb, gdy dorośli zajmują się niemowlęciem. Żal spowodowany stratą. Powodów może być tyle, ile rodzin. Każde dziecko może mieć też nieco inny, indywidualny zestaw towarzyszących mu odczuć i obaw. Nie jesteśmy w stanie tego uniknąć ani przeskoczyć. Dzieci potrzebują czasu, by poczuć się w nowej sytuacji bezpiecznie, a dorośli – by nauczyć się funkcjonować w nowej konfiguracji. Trudno więc przyspieszyć proces powrotu rodziny do równowagi.
W zasięgu naszego wpływu jest natomiast zrobienie miejsca na te emocje i uczucia – mam tu na myśli zgodę na ich swobodne wyrażanie, przeżywanie, wypłakiwanie, wykrzykiwanie i wytupywanie. Dziecko, które jest przyjęte z tym, co przeżywa, czuje się wysłuchane, dostrzeżone, akceptowane i kochane. Nabiera też zaufania do siebie i kształtuje swoje poczucie własnej wartości. O tym, jak przyjmować trudne emocje dzieci, będę pisała więcej w dalszej części rozdziału. Wróćmy do przygotowań…
Czy istnieje najwłaściwszy moment?
Niektórzy lubią się wypowiadać w kwestii wad oraz zalet, które pociąga za sobą określona różnica wieku pomiędzy rodzeństwem. W internecie można znaleźć bardzo dużo takich zestawień. Zawsze wydają mi się one oparte raczej na fantazji i osobistych przekonaniach autora niż na solidnych psychologicznych czy pedagogicznych podstawach. Przyjęło się twierdzić, że mniejsza różnica wieku (do trzech lat) zapewnia dzieciom silniejszą więź i wróży lepszą relację w przyszłości. Badania naukowe nie potwierdzają takiej zależności. Po Bronson i Ashley Merryman w książce „Rewolucja w wychowaniu”1 po dokonaniu przeglądu badań piszą, że nie sposób stwierdzić, jaka różnica wieku ani też jaka konfiguracja płci jest najkorzystniejsza. Wyniki badań tych zagadnień znacznie się między sobą różnią.
Wspomniani autorzy prześledzili także badania naukowe dotyczące tego, co wyróżnia jedynaków na tle dzieci, które mają rodzeństwo. Na ogół uważa się, że dzieci, które mają rodzeństwo, prezentują dużo wyższe umiejętności relacyjne – ze względu na to, jak wiele mają okazji do wchodzenia w interakcje społeczne. Choć intuicyjnie wydaje się, że taki związek może istnieć, tego także nie udało się naukowo potwierdzić. Wchodząc w interakcje z braćmi i siostrami, dzieci wcale nie muszą się uczyć, jak dobrze radzić sobie w relacjach, bo często zwyczajnie sobie w nich nie radzą, a doświadczenia, które gromadzą, bywają zarówno wspierające, jak i niewspierające. Co więcej, okazuje się, że na jakość relacji między rodzeństwem istotny wpływ ma poziom kompetencji społecznych starszego dziecka. Starsze z rodzeństwa nie nabywa więc kompetencji społecznych w relacji z młodszym, ale wykorzystuje umiejętności radzenia sobie w sytuacjach relacyjnych, wyćwiczone poprzez interakcje z innymi dziećmi (kolegami, koleżankami, przyjaciółmi) oraz z dorosłymi. Jeśliby wierzyć tym doniesieniom, znacznie lepszym sposobem na zadbanie o dobre relacje między dziećmi będzie wspieranie pierworodnego w relacjach z rówieśnikami i dbanie o swoją z nim relację niż skracanie odstępu pomiędzy narodzinami dzieci.
Osobiście uważam, że to, ile kompetencji społecznych nasze dzieci wyniosą ze swoich wzajemnych relacji, w pewnej mierze (choć nie całkowicie) zależy od tego, czy będziemy je umiejętnie wspierać. Wspierać, ale nie wyręczać. Wspominam jednak o tych wynikach badań, aby pokazać, że samo zatroszczenie się o rodzeństwo dla naszego pierworodnego nie uczyni go społecznie kompetentnym. Dzieci potrzebują wsparcia dorosłych, by rozwijać samoregulację, empatii, by rozwijać empatię, i wielu, wielu doświadczeń, by posiąść kompetencje społeczne.
Skoro badania naukowe nie pomagają wybrać odpowiedniego momentu na starania o kolejne dziecko, to czym się kierować? Mam w tej kwestii wiele pokory i nie śmiałabym udzielać czytelnikom wskazówek. Po pierwsze dlatego, że mam świadomość, że pojawianie się dzieci w rodzinie to obszar, który często wymyka się planowaniu czy kontroli. I to w obie strony: przychodzą do nas dzieci, których nie zdążyliśmy jeszcze „zaplanować”, a na te zaplanowane zdarza się oczekiwać latami. Po drugie, jestem przekonana, że nie ma tu uniwersalnych wskazówek. To wspólna decyzja pary rodziców, uzależniona od ich pragnień, możliwości, zdrowia, zasobów, okoliczności, poziomu dostępnego wsparcia oraz indywidualności i potrzeb tych dzieci, które już są w rodzinie.
Niektórzy rodzice decydują się na niewielkie (rok, dwa lata) odstępy między dziećmi, ze względu na to, że dysponują dużym wsparciem wciąż jeszcze młodych dziadków, chcą skorzystać z jednej przerwy w pracy zawodowej albo też decydują się na to, bo inni w ich otoczeniu tak właśnie robią. Bywa też, że taka decyzja podjęta jest ze względu na doświadczenie własnej relacji z rodzeństwem w podobnym wieku, które jest dla rodziców na tyle wartościowe, że także chcą stworzyć podobny model rodziny. Inni decydują się na większe odstępy pomiędzy dziećmi w trosce o relację pomiędzy rodzicami, chcąc dać ciału i zdrowiu kobiety czas na pełniejszą regenerację pomiędzy pierwszą a kolejną ciążą, lub ze względu na życie zawodowe rodziców czy indywidualność starszego dziecka. Rodzice, których dzieci cechują się wysoką wrażliwością lub zaliczają się do tzw. High Need Babies2, dosyć często decydują się na kolejne dziecko później niż ci, których opieka nad pierwszym dzieckiem nie kosztowała tak wiele wysiłku.
Z pewnością bardziej komfortowym punktem wyjścia do zaopiekowania się starszymi dziećmi i tym nowo narodzonym jest moment, w którym rodzina osiągnie już równowagę w poprzedniej konfiguracji. Rodzice, z którymi rozmawiałam, ujmują to czasem tak: „Kolejne dziecko dopiero wtedy, gdy zaczniemy sobie radzić z naszą dwójką/ trójką”. Ile to potrwa, zależy od bardzo wielu czynników, między innymi od tego, jak bardzo wymagające jest poprzednie dziecko lub dzieci. Oczekiwanie, że narodziny kolejnego dziecka wprowadzą w rodzinie więcej równowagi, np. dlatego, że starsze będzie miało się z kim bawić, że będzie łatwiej niż poprzednio, bo starsze dziecko przecież pomoże, wydaje mi się złudne i trudne do spełnienia. Zanim zaczniemy korzystać z ewentualnych zalet, czeka nas bardzo wymagający czas opieki nad noworodkiem i starszym dzieckiem i kolejnej transformacji, przez którą przechodzi cały rodzinny system. W tym pierwszym okresie możemy się więc spodziewać raczej nierównowagi niż równowagi, wzmożonego wysiłku niż ulgi. Na szczęście niemowlęctwo ma to do siebie, że mija. Mijają też kryzysy, a rodzice, bracia i siostry mają cudowną zdolność do uczenia się, rozwoju i oswajania tego, co nowe.
1 Po Bronson, Ashley Merryman, „Rewolucja w wychowaniu”, przeł. Anna Cichowicz, Świat Książki 2011.
2 Dzieci wysoko wrażliwe to około 10–15 proc. populacji, które ze względu na swoją wrażliwość potrzebują ściśle dostosowanych do ich potrzeb warunków, aby dobrze funkcjonować. High Need Babies to termin stworzony przez Marthę i Williama Searsów, który oznacza niemowlęta bardziej wymagające od innych, silnie reaktywne. To niemowlęta, których potrzeby bardzo trudno spełnić, nawet wkładając w to wiele wysiłku (William Sears, Martha Sears, „Twoje wymagające dziecko”, przeł. Marta Panek, Mamania 2019).