Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dziennikarz rozmawia z adwokatką i terapeutką o trudnych chwilach w jakich się znajdujemy gdy pojawia się temat ROZWÓD. Na co warto zwrócić uwagę, kiedy poprosić o pomoc, jak zadbać o swoje interesy, jakie konsekwencje niesie ze sobą rozwód z czyjejś winy, a jakie bez orzekania o winie.
"Żałuję, że nie miałam tej książki, gdy sama się rozwodziłam. Łączy wiedzę prawną, której zwykle w pierwszym odruchu szukają osoby rozwodzące się, z niezwykle cenną wiedzą terapeutki, której szukają rzadziej - a szkoda, bo mogłaby zaoszczędzić wiele nieprzespanych nocy. Na pewno będę polecać moim klientom!"
Lidia Korbus-Then,Trenerka relacji
"POZYCJA DLA OSÓB NA ŻYCIOWYM ZAKRĘCIE. AUTORZY WSKAZUJĄ SPOSOBY NA W MIARĘ BEZBOLESNE PRZEJŚCIE PRZEZ TRUDNY ETAP W ŻYCIU, JAKIM JEST ROZWÓD. POMAGAJĄ PRZYGOTOWAĆ SIĘ OD STRONY PRAWNEJ I EMOCJONALNEJ. SKORZYSTANIE Z POMOCY ADWOKATA, PSYCHOTERAPEUTY ORAZ MEDIATORA W SYTUACJI ROZWODOWEJ, POZWALA UNIKNĄĆ SKRAJNYCH EMOCJI I ROZSTAĆ SIĘ W ATMOSFERZE POROZUMIENIA."
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 152
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
kryzys
Cisza przed burzą
Jacek Wykowski: Kiedy dochodzi do kryzysu w związku?
Katarzyna Zawisza–Mlost, psycholog, psychoterapeuta: Regularnie. Kryzysy są jego naturalną częścią, gdyż każda relacja przechodzi przez różne etapy w trakcie jej trwania. Inny jest związek dwójki młodych osób bez dzieci w okresie, powiedzmy, poznawania się i budowania relacji, inne jest narzeczeństwo, jeszcze inne małżeństwo. Odmienne są kryzysy i dylematy związane z narodzinami dziecka/ci, ich dorastaniem i „wychodzeniem” z domu. Innego typu wyzwaniom będzie musiała sprostać para, która decyduje się żyć bez dzieci.
Każdy z etapów związku w pewien sposób jest powiązany z mniejszym lub większym kryzysem. Dodatkowo partnerzy mogą przechodzić w życiu własne trudności generujące stres i napięcie, niezwiązane bezpośrednio z drugą połówką. Katalizatorem problemów może być zmiana lub utrata pracy, pogrzeb bliskiej osoby. Mogą też one wynikać z nieumiejętności radzenia sobie z emocjami, relacjami interpersonalnymi, ze starzeniem się (np. kryzys wieku średniego) czy z chorobami.
Z tej perspektywy bardzo ważna jest zdolność rozróżnienia, czy kryzys determinują trudności związkowe czy indywidualne. Jedną z najczęstszych przyczyn problemów w związkach są deficyty w komunikowaniu się i osiąganiu szczerego, satysfakcjonującego obie strony porozumienia.
J.W. Jak to?
K.ZM: Mam na myśli przede wszystkim umiejętność wzajemnego komunikowania swoich potrzeb, emocji czy oczekiwań wobec związku i partnera/ki. Wyrażanie tych rzeczy w sposób jasny i zrozumiały dla drugiej osoby to problem wielu par.
Czy patrząc na parę małżeńską, znając ją, można przewidzieć, że dojdzie do rozwodu?
Doświadczenie terapeutyczne i życiowe wiele razy pokazało mi, że tego rodzaju przewidywanie może być mylne. Często ludzie, którzy w oczach innych zachowują się, jakby byli wobec siebie obcy i nieczuli, trwają w związku, który wcale nie musi być dla nich unieszczęśliwiający. Innym razem pary powszechnie postrzegane jako zgodne i szczęśliwe rozstają się w sposób zupełnie nieoczekiwany, co wcale nie znaczy, że bez powodu. Dojrzewanie do decyzji o rozwodzie jest konsekwencją i sumą wielu mniej lub bardziej znaczących wydarzeń, które miały miejsce między bliskimi sobie wcześniej osobami. To, czy się rozstaną, zależy od masy czynników, nie tylko emocjonalnych, ale również finansowych, kulturowych, rodzinnych. Przewidywanie czyjegoś rozwodu to raczej loteria.
Pytam bardziej o to, czy jakieś konkretne symptomy wskazują, że tego związku nie da się już uratować. Kryzysy faktycznie są częścią życia i pożycia, ale przecież nie każdy kończy się rozwodem…
To prawda. Trudno jednak określić symptomy, które wskazują na brak możliwości ratowania związku. Bardziej można mówić o niepokojących sygnałach, które wskazują na to, że coś niedobrego dzieje się w relacji. Jednym z nich są zmiany w życiu seksualnym. Relacja intymna jest formą „papierka lakmusowego” dla związku. Zazwyczaj pierwszym odczuwalnym sygnałem nadchodzącego kryzysu jest osłabienie bliskości cielesnej i seksualnej. Nie dotyczy to chwilowych zmian dynamiki relacji intymnej, np. związanej z urodzeniem dziecka czy chorobą jednego z partnerów. Mówimy o pewnej powtarzalnej sytuacji.
Zmiany relacji intymnej mogą przejawiać się m.in. niechęcią do współżycia, pojawieniem się nowych i odmiennych potrzeb seksualnych, które wcześniej nie występowały, trudnościami związanymi z nawracającymi infekcjami, impotencją, zaprzestaniem współżycia, bądź brakiem satysfakcji ze zbliżeń.
Intymność to bardzo ważna część relacji i jeśli dochodzi w niej do pewnego rodzaju desynchronizacji, to zazwyczaj oznacza, że w związku pojawiły się problemy, których być może jeszcze nie widać lub nie są one uświadomione, ale z czasem dadzą o sobie znać. Poza tym seks to również fizjologia. Jeśli małżonkowie przestają ze sobą współżyć, warto zadać pytanie, gdzie realizują swoje potrzeby i w jaki sposób – albo, gdzie będą. Niestety często może to być prosta droga do zdrady.
A inne sygnały?
Coraz mniejsza ilość spędzanego razem czasu, zanikające wspólne pasje, zajęcia, brak tematów do rozmów poza tzw. sprawami organizacyjnymi. Jeśli we wspólnym życiu nie ma autentycznego bycia ze sobą, słuchania siebie nawzajem, szukania porozumienia, ciekawości drugiej osoby, to może pojawić się poczucie braku czegoś ważnego i wspólnego w związku.
Każdy z nas ma przemożną potrzebę bycia ważnym, kochanym, szanowanym, dostrzeganym i docenianym przez innych, a już szczególnie przez osoby bliskie. Nie można przyjmować tych potrzeb i uczuć za pewnik oraz swego rodzaju oczywistość tylko dlatego, że jesteśmy razem. Trzeba je okazywać słowem i gestem, szczególnie kiedy życie zaczyna rozbijać się o codzienność, gonitwę, powtarzalność. Brzmi to banalnie, ale związek trzeba pielęgnować. Może nie codziennie, ale regularnie. Inaczej zaczyna usychać.
Czyli oboje mają czas wolny, ale wykorzystują go tylko dla siebie. Albo uciekają, np. w pracę.
Tak. Często tak się dzieje, żeby nie myśleć o trudnych sprawach, problemach, ludzie oddają się pracy. To łatwe do zracjonalizowania, bo przecież trzeba zarobić na życie, rodzinę. Można np. zacząć wykonywać zawód, który mocno absorbuje albo też zacząć inwestować czas w intensywny rozwój kariery zawodowej. Ucieczką od problemów własnych czy w związku bywa też np. sport. Wiele osób nagle zaczyna biegać maratony, trenować niczym zawodowcy. Oczywiście może to być pasja, ale jednocześnie pewien substytut zdrowej relacji, komfortu psychicznego czy spełnienia w związku. Czasem tych działań poza domem zaczyna się robić coraz więcej, a coraz mniej czasu spędza się z partnerką, partnerem.
W związkach, w których są dzieci, chodzi o wspólny czas małżonków poza tym spędzanym na obowiązkach związanych z opieką czy wychowaniem. Niech relacja rozwija się poprzez spacer, wyjazd, randkę. Ważne jest to, by ze sobą pobyć – także jako para, a nie rodzice. Każda ze stron może mieć (a nawet jest to wskazane) własne pasje i zainteresowania, ale chodzi też o pewną przestrzeń wspólną. Oczywiście należy przy tym pamiętać o szacunku do zainteresowań drugiej osoby, jeśli ich z nią nie podzielamy. Przykładowo: gdy mąż skleja modele statków w butelce, a dla żony to strata czasu, ważne, aby tego nie deprecjonowała.
Inna sprawa, że czasami trudno stwierdzić na pierwszy rzut oka, czy angażowanie się w pracę, hobby tudzież inne zajęcia jest przyczyną czy skutkiem kłopotów w związku. Bardzo często jest to pewnego rodzaju spirala, gdzie przyczyna i skutek zaczynają się przenikać. Mąż za dużo pracuje, co wywołuje frustrację żony, czas spędzany wspólnie pochłaniają kłótnie, więc mąż pracuje jeszcze dłużej, aby ich unikać. Taki mechanizm jest bardzo powszechny.
A co z czułością? Jest niezbędna?
To zależy, co rozumiemy przez czułość i jakie są oczekiwania osób w tym zakresie. Może to być okazywanie sobie uczuć np. przez dotyk, przytulenie, pocałunki w trakcie dnia – nawet przy najbardziej przyziemnych czynnościach, jak chociażby gotowanie; może to być spontaniczny taniec przy piosence z radia. Często na potrzeby – ale także umiejętności w tym zakresie – wpływa wzór relacji wyniesiony z domu, zarówno jeśli chodzi o czułość w stosunku do współmałżonka, jak i dzieci. Wiele osób pochodzi z domów, w których nie okazywało się uczuć, dlatego też sami mają z tym trudność. Ale potrzebę czułości mamy wszyscy – większą, mniejszą, ale jednak. Ważne, by tę potrzebę komunikować.
Kłótnie to niepokojący sygnał? Jedni twierdzą, że oczyszczają, inni, że to zły prognostyk.
Kłótnia, podobnie jak kryzys, jest częścią życia i może nieść ze sobą wbrew pozorom pozytywne skutki, np. oczyścić atmosferę w relacji. Nie ma nic złego w wyrażaniu gwałtownych emocji, ważne jest jednak, aby umieć się ze sobą godzić i porozumieć po zaistnieniu takiej sytuacji. Często tematy poruszane w kłótni dotyczą ważnych spraw związanych z relacją, których wcześniej albo nie można było wyrazić w inny sposób, albo mogły być ignorowane przez drugą stronę. Dopiero kłótnia daje poczucie bycia usłyszanym, pozwala odreagować ukryte napięcie czy frustrację. Ale jak już opadnie emocjonalny pył, warto go posprzątać, czyli spokojnie porozmawiać o tym, co doprowadziło do konfliktu, czego dotyczył i czemu miał służyć.
Jeśli partnerzy w relacji głównie się kłócą i nie prowadzi to do żadnych konstruktywnych zmian, rodzi się pytanie, czy chcemy w takiej atmosferze spędzać swoje życie. Jedna strona może uważać, że kłótnie są normalne, druga, że już tak nie chce lub że dłużej tego nie wytrzyma.
Ważne jest też, jak się kłócimy. Czy poza wyrażeniem własnego punktu widzenia potrafimy otworzyć się na partnera, jego postrzeganie danej kwestii, potrzeby. Jeśli konflikt sprowadza się do wykrzyczenia własnych racji i dewaluowania argumentów drugiej strony, obwiniania czy obrażania partnera, to jego jedynym skutkiem będzie wzajemne ranienie się. Kłótnia – a przede wszystkim to, co zrobimy z nią później – to jeden z ważnych elementów, nad którym trzeba pracować w związku.
Uważność na drugą osobę
Jedno z małżonków nagle zdaje sobie sprawę, że na myśl o powrocie do domu odczuwa dyskomfort, czasem zdenerwowanie. Podobnie jak w sytuacji mobbingu, który sprawia, że przed wyjściem do pracy wzrasta poziom stresu. Czy to też sygnał, że w małżeństwie jest coś nie tak?
Zdecydowanie tak. Tu jednak jest ważne, czy mamy do czynienia z rodziną z dziećmi czy też bez. Bardzo często, gdy w domu czekają maluchy, odpoczywa się raczej w pracy niż po powrocie z niej. Małe dzieci bywają pobudzone, czasem rozzłoszczone, a przy tym oczekują bliskości i pełnej atencji. Powiedziałabym, że warto myśleć o domu jak o miejscu, gdzie mamy się czuć dobrze, choć nie zawsze tam odpoczniemy.
Pomijając kwestię małych dzieci, jeśli wracamy do wspólnego lokum i nie czujemy, że jest nam tam dobrze – z samym/samą sobą, jak i w byciu z partnerem/partnerką – jest to ważny sygnał, że dzieje się coś niedobrego. Co więcej, jeśli nie mamy uważności na naszą relację, możemy ten kryzysowy moment przeoczyć. W codziennym życiu dużo pracujemy, późno wracamy do domu, podejmujemy dodatkowe zajęcia, czasami spotykamy się w weekend z innymi osobami, więc trudno jest pobyć razem z żoną, mężem, sam na sam.
Kiedy ktoś zaczyna się oddalać, pewnego dnia można zorientować się, że funkcjonuje się na zupełnie różnych ścieżkach. Czasem jest tak, że ludzie żyją pod jednym dachem kilkanaście lat w pewnego rodzaju emocjonalnym letargu otoczonym rutyną. Niby wszystko jest dobrze, nie ma większych problemów, kłótni, aż pewnego dnia żona czy mąż oznajmiają, że odchodzą. I może to być dla nas szok.
Czyli warto zauważać, że żona ma na paznokciach nowy lakier w kolorze dobranym do jej ulubionej bluzki?
Też (śmiech). Warto doceniać, że jest i że robi coś ciekawego, interesująco wygląda, dba o siebie. To zawsze procentuje. A ona powinna pomyśleć o tym, co będzie budować i wspierać jej relację z mężem, np. docenianie go od czasu do czasu – tego, co robi, jaki jest. Mężczyźni tego bardzo potrzebują. Kobiety pragną być zauważane, a mężczyźni doceniani.
Jak psychoterapeuta definiuje miłość? Ma jakąś receptę na trwałą, szczęśliwą relację „do grobowej deski”?
Do tzw. grobowej deski możemy się kochać i być razem, jeśli będziemy o związek dbać i pracować nad nim. To się samo nie zadzieje.
Profesor psychologii Bogdan Wojciszke prowadził szeroko zakrojone badania nad tym, jak ludzie postrzegają miłość. Wnioski zawarł w swojej książce Psychologia miłości. Pisze m.in. o fazach rozwoju związku miłosnego – od zakochania, romantycznych początków przez związek kompletny – aż do związku przyjacielskiego, ale też relacji „pustej” i rozpadu tejże. Namiętność, która na początku relacji, w fazie zauroczenia, zakochania, działa z największą siłą, z czasem zaczyna wygasać, a ważniejsze stają się zaangażowanie, przyjaźń. Dzięki nim miłość może przetrwać próbę czasu i pokonać pojawiające się kryzysy.
Przepis na miłość to przyjaźnić się ze sobą, lubić się, szanować, być ciekawym drugiej osoby, dbać o siebie nawzajem, ale także o własne potrzeby w związku. Dobrze jest robić coś wspólnie, co pozwala razem przeżywać pozytywne emocje, np. zapisać się na kurs tańca czy wędrować po górach. Chodzi o to, żebyśmy oboje czuli, ujmując to metaforycznie, że podróżujemy przez życie razem. Nawet jeśli czasem zbaczamy z obranej ścieżki, napotykamy na przeszkody czy jesteśmy zmęczeni, wiemy, że podążamy w jednym kierunku. Nie musi to dotyczyć wszystkiego, co robimy, ale ważne, by takie wspólne obszary były i by je pielęgnować.
Którędy do wyjścia
Co powiedzieć osobie, która tkwi w złym związku i o tym wie, ale nie podejmuje działania? Co powinien zrobić przyjaciel? Może najlepiej milczeć?
Bardzo możliwe, że jest to postawa wyuczonej bezradności. Osoby żyjące w przemocowych związkach często mają poczucie, że cokolwiek zrobią, i tak niewiele to da, że nic się nie zmieni. Długotrwałe pozostawanie w takiej relacji często prowadzi np. do depresji. Bywa też, że ludzie nie wprowadzają zmian w swoim życiu, bo już wcześniej popadli w depresję. Nie mają więc motywacji i siły, by działać dla dobra własnego, związku czy dzieci. Wbrew pozorom, by cokolwiek zmienić w swoim zachowaniu, potrzeba całkiem sporo energii. Siłę i motywację odbierają także przytłoczenie obowiązkami, kredytami, przemęczenie, zły stan zdrowia i wiele innych czynników.
Przyjaciel, obserwując tego typu zmagania, powinien wypowiedzieć się na temat faktów: „Widzę to, to i to. Niepokoję się o ciebie. Uważam, że sprawy zaszły za daleko i ze względu na to, że jesteś dla mnie ważną osobą, szanuję cię, lubię, troszczę się o ciebie – chcę powiedzieć, że warto by było się tym zająć. Na podstawie obserwacji twojej relacji uważam, że przysparza ci cierpienia”.
W takiej sytuacji do decyzji o rozstaniu, wyjściu z toksycznego uwikłania, mógłby przygotować psychoterapeuta? A może pomocy należy szukać u psychiatry?
Najpierw warto umówić się na rozmowę z psychoterapeutą. Specjalista zorientuje się, co się dzieje i w razie potrzeby skieruje do psychiatry, ale przedstawi też możliwości pracy nad zgłaszanymi trudnościami. Może wskazać odpowiednie placówki, w których można np. otrzymać bezpłatną pomoc psychologiczną.
Czasami, jeśli to poważny kryzys, może być potrzebne wsparcie farmakologiczne, stąd potrzeba skierowania na konsultację psychiatryczną – zarówno dla dobra własnego, jak i dzieci, rodziny czy bliskich. Wsparcie farmakologiczne bardzo często pozwala osobie pokonać najbardziej widoczne i doskwierające objawy przeżywanego kryzysu.
Człowiek poddany dużemu czy długotrwałemu stresowi często nie śpi, odczuwa lęki i dyskomfort psychiczny, ma objawy psychosomatyczne, przybiera lub traci na wadze. Może wycofywać się z życia społecznego, popadać w apatię – albo odwrotnie: być agresywny, konfliktowy. Czasami kryzys w związku uruchamia szkodliwe mechanizmy myślenia wynikające z trudnych i nieprzepracowanych wydarzeń z przeszłości, m.in. z dzieciństwa. Rolą psychologa, psychoterapeuty czy psychiatry jest ustalenie odpowiedniej formy pomocy – tak, aby dana osoba mogła w miarę dobrze przejść przez sytuację kryzysu.
Jakich najsilniejszych lęków doświadcza się przed decyzją o rozstaniu, rozwodzie?
Najczęstsza jest po prostu obawa o przyszłość, o to, jak miałoby wyglądać późniejsze życie – chociażby w wymiarze emocjonalnym, materialnym, rodzinnym.
Czyli „klasyczne” pytanie: jak żyć?
Tak. Jak poradzić sobie nawet w najprostszych codziennych czynnościach. Trzeba się zbudować na nowo. Lęków jest mnóstwo, dręczą pytania typu: gdzie mam mieszkać, z czego żyć, na co będzie mnie stać, a na co już nie, jak podzielić wspólne przedmioty, co ze zwierzętami (jeśli są). Wszystko staje na głowie. Ktoś musi się wyprowadzić, a ktoś inny zostać i zmierzyć się z luką, pustką, która go przeraża i przytłacza.
Dla przykładu – oboje kochają wspólny dom, bo jest to „gniazdo”, które razem uwili. I nagle muszą to miejsce sprzedać, żeby spłacić kredyt. W takiej sytuacji lęk i stres pojawiają się na wielu poziomach. Czeka ich przecież perspektywa poważnych zmian rzutujących na całe przyszłe życie.
Jeśli w związku są dzieci, sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Bo jak podzielić się opieką, jak zbudować im nowy dom czy rodzinę? Rodzice nie wiedzą też, jak dzieci zareagują na nowego partnera, partnerkę, na całą sytuację związaną z rozwodem czy rozstaniem. Nie wiedzą również, jak radzić sobie z pojawiającymi się u dzieci trudnymi emocjami. Ogromna niepewność dotycząca przyszłości jest przeżyciem niezwykle trudnym i przytłaczającym.
Nie każdy jednak będzie chciał pójść do specjalisty. Czasem wręcz można usłyszeć: „Ja tam psychologom nie ufam” albo: „Przecież nie jestem wariatem/wariatką”. Co wtedy?
W kryzysowych momentach warto skorzystać ze wsparcia, przede wszystkim dlatego, żeby nie musieć radzić sobie z problemami samemu. Może to być rodzina, przyjaciele, ważne osoby. Sama rozmowa może mieć zbawienne skutki dla osoby przeżywającej kryzys. Społeczne wsparcie jest w takiej sytuacji nie do przecenienia.
Wiele osób na własną rękę poszukuje informacji, jak sobie poradzić. Pomaga to zredukować lęk i niepewność w obszarze racjonalnym. Osoby sięgają po książki poradnikowe o rozwodzie, o emocjach w rozstawaniu się. Ważna jest wiedza, jak przez to przejść, ale również jak siebie wzmocnić, znaleźć jakieś pozytywy tej sytuacji. Są książki, które pomagają przeprowadzić tego typu analizę.
Można też próbować ułożyć swoje sprawy na poziomie pragmatycznym, by nieco zniwelować wspominany już lęk o przyszłość, np. zorientować się w sprawach materialnych, prawnych. Przygotowanie się na różne scenariusze i stworzenie planu A, B czy C na dalsze życie również pozwala do pewnego stopnia okiełznać nieznane.
W czym konkretnie pomoże zatem psychoterapeuta?
Przede wszystkim pozwoli nam zrozumieć, co się stało, przepracować emocje, ale też wesprze w poukładaniu swojej codzienności w świecie zewnętrznym w ramach interwencji kryzysowej.
Jeśli będzie taka potrzeba – odeśle do psychiatry, by ten dobrał odpowiednie leki, a następnie krok po kroku będzie towarzyszył w budowaniu życia na nowo i przepracowywaniu wszystkiego, co się do tej pory zadziało. Pomoże również w procesie odbudowywania się i przygotowania na to, co przyniesie nowa rzeczywistość.
Mówiąc obrazowo – kiedy się pali, najpierw trzeba ugasić pożar, a dopiero potem szacować skalę zniszczeń, szukać sposobów na odbudowę domu, pomysłu, jaki on ma być. Trzeba wzmocnić fundamenty w zakresie funkcjonowania emocjonalnego, rozumienia siebie – tego, jak myślimy, czujemy i działamy. Tylko wtedy będziemy mogli przejść do działań na innym poziomie, unikając przy tym powtarzania starych błędów czy działania zgodnie z wyuczonym, choć nie do końca korzystnym dla nas schematem.