9,99 zł
Taniec jest dla Jen całym życiem. Kiedyś jej kariera załamała się z powodu romansu z niewłaściwym mężczyzną, przez co wykluczono ją z turniejów. Teraz jest instruktorką salsy w nocnym klubie w Miami. I znów stąpa po cienkim lodzie, ponieważ zakochuje się w swoim szefie. Jeśli z powodu romansu straci posadę, to będzie musiała ostatecznie pożegnać się z tańcem. Jednak Nate Stern tak wiele dla niej znaczy, że Jen stawia wszystko na jedną kartę…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 148
Tłumaczenie: Małgorzata Dobrogojska
Jen Miller zaparkowała samochód na jednej z bocznych uliczek Calle Ocho i ruszyła w stronę klubu Luna Azul. Niebieski Księżyc… w prawdziwym życiu wydawał się równie mało osiągalny jak druga szansa, tym bardziej więc była wdzięczna braciom Stern, którzy dali jej pracę instruktorki salsy w jednym ze swoich klubów nocnych w Miami.
Już sam fakt powstania klubu był tu ewenementem. Przejęcie starej fabryki cygar w sercu Małej Hawany i urządzenie w niej przed dziesięciu laty jednego z najgorętszych klubów nocnych w Miami odbyło się w atmosferze skandalu, a jego istnienie wciąż oburzało najbardziej konserwatywnych członków kubańsko-amerykańskiej społeczności.
Jen poprawiła na ramieniu pasek dużej torby, przekroczyła próg Luna Azul i, jak zwykle, przystanęła, żeby odetchnąć specyficzną atmosferą. Wnętrze urządzono z przepychem; na suficie pyszniło się wyobrażenie nocnego nieba z ogromnym niebieskim księżycem. Taki sam księżyc figurował w logo klubu, a personel nosił uniformy w podobnym odcieniu. Fakt, że bywała tu codziennie, dawał wrażenie przynależności i Jen mogła uważać się za szczęściarę.
Taniec był całym jej życiem. Trzy lata wcześniej, wskutek nieroztropnej decyzji, została wykluczona ze środowiska tańca turniejowego, a teraz postanowiła wrócić na parkiet, by uczyć salsy, która była jej ogromną pasją. Salsę stworzyli hiszpańskojęzyczni mieszkańcy Karaibów, ale chociaż Jen była białą Amerykanką, miała nieodparte wrażenie, że taniec ten powstał z myślą o niej.
Główną scenę przygotowano już na wieczorny występ brytyjskiej grupy rockowej, ubiegłorocznych zdobywców pierwszego miejsca na amerykańskiej liście przebojów. Siostra i przyjaciółka Jen błagały ją o bilety i na szczęście miała możliwość spełnić ich marzenie. Może sama też zdoła zerknąć na występ, choć przez większość czasu będzie zajęta pracą.
Klub zajmował kilka poziomów. Główny parkiet taneczny na parterze otaczały stoliki i wysokie barowe stołki, ale były tam także i kameralne boksy. Na piętrze urządzono mały bar, a największym atutem tego miejsca był balkon z widokiem na scenę.
Każdego wieczoru Luna Azul stawało się sercem Calle Ocho, a odbywające się tam imprezy nieodmiennie jawiły się jako święto muzyki latynoskiej i tańca. Na występy zjeżdżały najgorętsze zespoły latynoskie, a przy seksownych dźwiękach muzyki zabawiali się zarówno wierni fani, jak i celebryci. Uczniowie Jen, dzięki nabytym umiejętnościom, wiedli prym na parkiecie.
Jen weszła do sali prób, gdzie czekała już jej asystentka.
– Spóźniłaś się.
– Ależ skąd. Jestem w samą porę.
Alison, sama przesadnie punktualna, zerknęła na nią spod uniesionych brwi.
– Raczej na ostatnią chwilę.
– Nie przesadzaj. Przyniosłam nową płytę.
– Z czym?
– Kompilacja moich ulubionych kawałków. Na dziś potrzebowałam czegoś specjalnego.
– Na dziś?
– Mamy na zajęciach T.J. Martineza.
– Tego bejsbolistę z Yankees?
– Tak. To przyjaciel Nate’a Sterna, więc musimy się postarać zrobić dobre wrażenie.
Satysfakcja właścicieli klubu i ich przyjaciół była w tej pracy priorytetem.
– To może warto było przyjść wcześniej.
– Och, daj już spokój. Zaczynamy dopiero za pół godziny.
– Przepraszam. Zachowuję się tak, bo Marc znów wyjeżdża do Afganistanu.
Marc był ukochanym bratem Alison.
Jen objęła przyjaciółkę i uściskały się serdecznie.
– Wszystko będzie dobrze. Jak zawsze. I zawsze masz jeszcze mnie.
– Wiem. Lepiej puść mi teraz te piosenki, do których będziemy dziś tańczyć.
Jen dobrze rozumiała Alison próbującą uciec od problemów w taniec. Niełatwo poradzić sobie z faktem, że najbliższy człowiek wciąż przebywa w ogniu walk, w najbardziej zapalnych punktach świata.
Włączyła muzykę i obie zaczęły rozgrzewkę. Alison tańczyła doskonale i choć nigdy nie brała udziału w turniejach, jej umiejętności były dla potrzeb Luna Azul bardziej niż wystarczające.
– Świetne kawałki – oceniła.
– To dobrze. Chciałabym, żebyś po każdym końcowym akordzie wprowadziła taki skręt bioder. Popatrz. – Jen zgrabnie wykonała figurę.
– Brawo, panno Miller.
Zaskoczona Jen potknęła się i dopiero teraz zauważyła stojącego w drzwiach Nate’a Sterna, wysokiego, opalonego blondyna o krótko obciętych gęstych włosach. Nosił ubranie ze stylową swobodą, której można mu było pozazdrościć. Kształt brody świadczył o uporze w dążeniu do celu, a mała blizna, pozostałość z dzieciństwa, tylko dodawała uroku.
Jen sporo o nim wiedziała, bo pociągał ją od chwili, kiedy zobaczyła go na zdjęciu w prasie. Dopiero zaczynał wówczas karierę bejsbolisty. Od razu zadurzyła się w nim bez pamięci. Między innymi dlatego starała się o pracę właśnie w Luna Azul.
– Bardzo dziękuję, panie Stern. Mogę w czymś pomóc?
– Chciałbym porozmawiać. Może wyjdziemy na taras?
Jen tylko udawała spokojną, ale w głębi duszy nie potrafiła opanować nerwów. Praca tutaj była dla niej ostatnią szansą w świecie tańca. Gdyby coś poszło nie tak, musiałaby usiąść za biurkiem w firmie siostry. Z jej punktu widzenia była to bardzo nieciekawa perspektywa.
– Czy coś się stało?
– Przeciwnie. Słyszałem na pani temat wiele dobrego i chciałbym wziąć udział w dzisiejszych zajęciach.
Tylko dzięki długoletniej praktyce na turniejach tańca promienny uśmiech nie zgasł.
– Bardzo mi przyjemnie. Spotka pan jednego z dawnych kolegów z zespołu.
– T.J. Martineza. Chętnie popatrzę, jak wam idzie.
Chyba nie sądził, że potraktuje T.J. Martineza inaczej niż resztę grupy?
– Boi się pan, że nie dam sobie rady?
– Tego nie wiem – odparł. – Najlepiej przyjdę i sam zobaczę.
Z dużym trudem opanowała rozdrażnienie.
– Jestem profesjonalistką, panie Stern. Właśnie dlatego dostałam tę pracę. Potrafię wypełnić swoje obowiązki niezależnie od liczby celebrytów w grupie.
Nate zabawnie przekrzywił głowę, uśmiechnął się i od razu stał się sympatyczniejszy.
– Bardzo mi przykro, jeżeli panią uraziłem. Nie miałem takiego zamiaru. Obecność celebrytów w klubie jest dla nas bardzo ważna.
– Rozumiem pana. Gwarantuję, że moje zajęcia nie przyniosą ujmy Luna Azul. I będzie mi bardzo miło, jeżeli nas pan zaszczyci swoją obecnością.
– Naprawdę?
– Naprawdę – odparła. – Jeszcze będzie mi pan winien przeprosiny za zwątpienie w moje umiejętności.
Śmiał się, kiedy zamykała za sobą drzwi sali prób, więc i ona uśmiechnęła się lekko. Dziś wieczorem musi dać z siebie wszystko, bo Nate Stern z pewnością nie omieszka jej sprawdzić.
Nate obserwował oddalającą się Jen. Szkoda, że nie przyszedł tu wcześniej. Dziewczyna okazała się nie tylko bystra, ale i bardzo ładna. Drobna i długonoga, poruszała się z wyjątkowym wdziękiem.
Stał na tarasie i spoglądał w ciemniejące niebo. Był luty i nocne powietrze robiło się coraz chłodniejsze. Lekka bryza niosła zapach kubańskich potraw, przygotowywanych w klubowej kuchni.
Nate robił, co mógł, żeby zadbać o wizerunek klubu. Prowadzili go we trzech, a on był z ich trójki najmłodszy. Pomysł kupna upadającej fabryki cygar i przerobienia jej na klub rzucił najstarszy z braci, Cam. Finansami zajmował się Justin.
Na początku Nate, pochłonięty rozkwitającą karierą bejsbolisty, właściwie nie brał udziału w życiu klubu, choć formalnie przystąpił do spółki. Dwa lata później uraz barku wykluczył go z gry i szybko okazało się, że i on także dysponuje czymś, co może do rodzinnego biznesu dołożyć. Mianowicie, kontaktami w świecie celebrytów.
Jako Stern do szpiku kości uwielbiał udzielać się towarzysko i nie przepuszczał żadnej okazji, by trafić na pierwsze strony gazet. Wykorzystując swoje znajomości, utrzymywał klub w orbicie zainteresowania bogatych i sławnych i sam był wciąż doskonale rozpoznawalny, choć nie grał w bejsbol już od dobrych sześciu lat.
– Co tu robisz?
Na tarasie pojawił się Justin, trochę wyższy od Nate’a, o falujących, ciemnobrązowych włosach. Obaj odziedziczyli oczy po matce, a po ojcu mocną szczękę, typową dla wszystkich mężczyzn z rodziny.
– Rozmawiałem z naszą instruktorką salsy. T.J. wpisał się na jej zajęcia.
– Jen będzie zachwycona.
– Dobrze ją znasz? – W głosie beniaminka rodziny zabrzmiał cień zazdrości.
– Niezbyt. Przeprowadzałam z nią rozmowę kwalifikacyjną i sprawiała wrażenie bardzo pewnej siebie. Nie lubi być wypytywana.
– A kto lubi? – spytał filozoficznie Nate.
– Mam jutro spotkanie w mieście z przedstawicielami wspólnoty. Jeszcze nie wiadomo, co zdecydują odnośnie do obchodów naszej dziesiątej rocznicy.
– Jak długo jeszcze będziemy się borykać z tymi problemami?
– Najpewniej zawsze. – Do braci dołączył Cam. – Co tu robicie? Mieliście być na dole i zająć się zespołem. Zaraz tu będą.
– Zajmę się nimi – odparł Nate. – Ściągnąłem redaktora z rubryki towarzyskiej „Herald”. Pewno wpadnie też Jennifer Lopez, bo podobno jest w mieście. Będziemy mieli dobrą prasę.
– Bardzo dobrze – pochwalił Cam. – Rozumiem, że wszyscy znamy swoje zadania na dzisiejszy wieczór. – A jak tam kontakty z przedstawicielami wspólnoty? – zwrócił się do Justina.
– Byle jak. Zaprosiłem kilku na dzisiejszy wieczór, ale co z tego wyniknie…
– Zobaczymy. Informuj mnie o wszystkim.
Wszyscy trzej wrócili na dół. W niemal zupełnie pustym klubie Nate rozejrzał się wokół siebie. Dziś doprawdy trudno byłoby uwierzyć, że była tu kiedyś fabryka cygar.
– Nate?
W foyer stał T.J. Martinez.
– T.J., przyjacielu. Jak minęła podróż?
– Bardzo dobrze i jestem gotów na dobrą zabawę.
Nate uścisnął przyjacielowi rękę i objął go ramieniem.
– Słyszałem, że zapisałeś się na zajęcia z salsy?
– Mariah bardzo na to nalegała. Podobno macie tu najlepszą instruktorkę w całym Miami. Skoro tak, to chętnie skorzystam. Podobno to gorąca dziewczyna…
– Za pół godziny sam się przekonasz, teraz chodźmy się czegoś napić.
– Super. Mam garść świeżych plotek z drużyny.
Zeszli do baru na pogaduszki o bejsbolu i kolegach graczach. Pora była wczesna, a klub jeszcze zamknięty dla gości, więc nikt im nie przeszkadzał.
Nate próbował skupić się na rozmowie, ale podświadomie wciąż wracał myślami do Jen. Wydała mu się pociągająca i był ciekaw, jakie on zrobił na niej wrażenie.
– Musimy iść. Nie możesz się spóźnić na zajęcia.
– Pójdziesz ze mną?
– Czemu nie? Jeszcze nigdy nie chodziłem na kurs salsy, a jak wiesz, nasza instruktorka ma wysokie kwalifikacje.
T.J. roześmiał się gromko i ruszyli na górę. Nate właściwie nie miał powodu, by uczestniczyć w zajęciach, ale chętnie znów zobaczy Jen. Bycie swoim własnym szefem to wielka frajda. Można robić, na co tylko człowiekowi przyjdzie ochota.
W sali prób rozbrzmiewała muzyka, a Jen właśnie wykonywała obrót i jej biodra kołysały się w zmysłowym rytmie. Poczuł ten rytm głęboko w sobie, co mogło zapowiadać kłopoty.
Skupioną na falującej wokół muzyce Jen wtargnięcie mężczyzny zupełnie wybiło z rytmu. W obecności Nate’a była aż boleśnie świadoma każdego ruchu swoich bioder. Na odsłoniętych wysoko udach czuła jego palący wzrok. Nikt inny tak się w nią nie wpatrywał.
Dlaczego właśnie on? Wpaść w oko własnemu szefowi to jak igrać z ogniem. Już raz w jej życiu coś takiego skończyło się katastrofą i powinna była wyciągnąć z tamtych wydarzeń odpowiednie wnioski. Przecież nie chce znów zaczynać wszystkiego od początku zupełnie gdzie indziej.
W dodatku T.J. może i umiał grać w bejsbol, ale do salsy nie miał za grosz talentu, choć ćwiczyli przy najłatwiejszej z możliwych muzyce.
Alison była zajęta grupą studentów w tyle sali, kiedy rozległy się pierwsze takty Mambo No.5 Lou Bega i Jen wstrzymała muzykę pilotem. Do tej melodii uczestnicy jej zajęć tańczyli co wieczór na otwarcie klubu. W tym czasie Alison i Jen przebierały się i wracały, by zatańczyć flamenco.
– Pokażemy teraz, czego się nauczyliśmy – powiedziała Jen. – Może nie wiedzieliście, ale zapisanie się na te zajęcia oznacza zgodę na występ w roli gwiazd dzisiejszego otwarcia.
Z grupy mężczyzn dobiegło kilka udawanych jęków i nikłe oklaski.
– Przede wszystkim pozwólcie muzyce przeniknąć do waszego wnętrza i dbajcie o swobodę ruchów. Zapewniam was, że tańcząc, wyglądacie naprawdę pięknie.
– Chyba jednak wolę bejsbol – sapnął T.J.
– Nie mogę się z panem nie zgodzić, panie Martinez.
– Proszę mnie nazywać T.J. – odparł z czarującym uśmiechem, odsłaniając doskonale białe zęby.
– Oczywiście. Jako naszego dzisiejszego honorowego gościa, zapraszam pana do poprowadzenia konga.
To była ich standardowa procedura, a zdaniem Nate’a uczestnictwo celebrytów w zajęciach znacząco zwiększało liczbę klientów. W towarzystwie kogoś znanego zajęcia stawały się bardziej atrakcyjne.
– Nie wydaje mi się, żebym był do tego odpowiednią osobą.
– Zaraz się pan o tym przekona – odparła, uśmiechając się zachęcająco.
Wcisnęła guzik odtwarzania i podeszła do T.J., a Nate obserwował każdy jej ruch.
Rzuciła mu znaczące spojrzenie, ale uśmiechnął się tylko. Jeszcze mu pokaże, że jest twardsza, niż mu się wydawało.
Tańczyła od trzynastego roku życia i praktycznie od tamtego czasu mężczyźni nie spuszczali z niej wzroku. A dziś… cóż, dziś chciała, żeby Nate jej zapragnął. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jest niebrzydka, ale w tańcu… w tańcu była piękna.
– Pozwolisz, że cię dotknę? – zwróciła się do T.J.
– Jasne – odparł z szerokim uśmiechem.
Odwzajemniła uśmiech i położyła mu dłonie na biodrach.
– Rozluźnij się i pozwól mi sobą pokierować.
Po cichu liczyła takty muzyki, a potem pociągnęła go za sobą. Potknął się niemal od razu i zatrzymał.
– Spróbujmy jeszcze raz.
– Nie sądzę, żeby to się udało, panno Miller – wtrącił się Nate. – Proszę pozwolić, żebym mu to pokazał.
Myślała, że sam chce poprowadzić przyjaciela, ale on podszedł do niej i położył jej dłonie na biodrach.
W myśli policzyła takty i zaczęła tańczyć.
Nate, w przeciwieństwie do T.J., poruszał się z wrodzonym wdziękiem i talentem. Tańca z nim w żaden sposób nie można było nazwać pracą. Od razu ułożył ręce we właściwej pozycji, jedną na jej biodrze, drugą ujął jej dłoń. Spojrzał jej w oczy i inni obecni na sali nagle wyblakli. W tej jednej chwili przestali być szefem i podwładną, a stali się partnerami. Wili się zmysłowo, nie odrywając od siebie wzroku.
Ich taniec był uwodzeniem, obietnicą jeszcze większej bliskości. Bariera, którą początkowo usiłowała odgrodzić się Jen, drżała w posadach i w końcu runęła. Już nie chciała, a on i tak nie pozwoliłby jej trzymać się na dystans, skoro oboje pragnęli bliskości.
Muzyka umilkła, ale jeszcze przez chwilę zdawali się tego nie zauważać. On pragnął nadal czuć pod palcami jej biodra, ona tęskniła, by znów zamknął jej drobną dłoń w swojej, dużej i mocnej. Chciała patrzeć w jego oczy barwy obsydianu, całkowicie z nim zjednoczona w rytmie muzyki.
Rozległy się oklaski i oboje musieli wrócić do rzeczywistości. Nate opuścił ręce, a Jen cofnęła się o krok.
– Postarajcie się tak zatańczyć – powiedziała. – Za chwilę ruszamy na klubowy parkiet.
– Ja rezygnuję – zastrzegł T.J.
– Nie przejmuj się. Zastąpię cię, jeżeli panna Miller pozwoli – zaproponował Nate.
– Jest pan doskonałym partnerem, panie Stern. – Jen nie była w stanie zapanować nad rumieńcem.
– Proszę mi mówić Nate.
Skinęła głową i odwróciła się do grupy.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że coś cię z nią łączy? – zapytał T.J.
– Bo nie łączy. To był tylko taniec.
– Człowieku, to było dużo więcej niż tylko taniec. Ja nie miałbym u niej żadnych szans.
Nate wzruszył ramionami. Pożądanie. Jen Miller była atrakcyjną dziewczyną i coś go w niej pociągało. Może te pełne wargi, które chętnie poczułby pod swoimi? A może smukłe ciało tancerki? Mimo to nie powinien zapominać, że jest jej szefem i nie wolno mu doprowadzić do sytuacji, w której musieliby zrezygnować ze współpracy.
– O czym tak rozmyślasz?
– Kobiety są skomplikowane.
T.J. roześmiał się głośno.
– Bardzo odkrywcze. Straciłem już nadzieję, że je kiedykolwiek zrozumiem.
– Nie tańczycie? – Obok nich pojawiła się Jen. – T.J., powinieneś solidnie potrenować.
– Myślałem, że dam radę – odparł T.J. – ale to chyba jednak nie dla mnie.
– Wcale nie zamierzam ci odpuścić. Może Nate mógłby ci pomóc? Nieźle sobie radzi.
– Wolałbym poćwiczyć z piękną kobietą niż z tym emerytowanym miotaczem.
– Jestem podobnego zdania – poparł go Nate.
– Cóż, mam też innych uczniów i nie mogę się zajmować tylko wami dwoma. Prawda, Nate?
– Mam wrażenie, że salsa jest nie dla niego. Zbyt subtelna.
– Chyba masz rację. A może taniec western?
– Tylko nie to. Już kiedyś siostry bezskutecznie próbowały mnie do tego wciągnąć.
Jen roześmiała się.
– Wódka rzeczywiście pomaga? Niektórzy nie są w stanie pogodzić się z tym, że ktoś ich obserwuje podczas tańca, dopóki nie wypiją kilku drinków.
– Nawet beczka piwa nie byłaby mnie w stanie rozluźnić – powiedział T.J. – Ale doceniam twoje wysiłki.
– To moja praca.
– I jesteś w niej świetna – odparł T. J. – Wspomnę o tym twojemu szefowi, chociaż mam wrażenie, że to dla niego nie nowina.
– Rzeczywiście? – Jen zerknęła na Nate’a.
Czyżby z nim flirtowała? Energicznie pokiwał głową.
– Jesteś świetna.
Jen wróciła do grupy i zapowiedziała pięciominutową przerwę. Potem mieli kontynuować trening. Wyszła z sali, a Nate podążył za nią. Kiedy go zauważyła, przystanęła.
– Szkoda, że T.J nie poprowadzi pierwszego tańca.
– Trudno. Zrobiłaś, co mogłaś, ale to bezcelowe.
– Chyba tak, niestety. Ale nie jestem pewna, czy powinniśmy razem tańczyć.
– Czemu nie? – Mimochodem przysunął się bliżej.
Oparła dłoń na biodrze i kokieteryjnie przechyliła głowę, a wysoko upięty kucyk zakołysał się gwałtownie. Nate nie mógł się powstrzymać, by go przynajmniej nie musnąć czubkami palców. Włosy były wyjątkowo miękkie.
– Dlatego – odpowiedziała. – Zaczynam zapominać, że jesteś moim szefem, a bardzo lubię tę pracę.
– Taniec ze mną w niczym nie zaszkodzi twojej pracy. Mamy tu raczej liberalne obyczaje.
– Wiem. Ale gdyby coś…
– Co?
– To byłoby krępujące, a mnie naprawdę bardzo zależy na tej pracy – powiedziała, po czym odwróciła się i odeszła.
Pozwolił jej odejść, bo nagle sam poczuł się zmieszany. Nie miał przecież pojęcia, kim naprawdę jest ta śliczna dziewczyna, która go tak nieodparcie pociąga.
Jen z całej duszy pragnęła przetańczyć z Nate’em całą noc. Pójść za głosem serca i wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
Ale nie była już tamtą beztroską dziewczyną sprzed lat. Już kiedyś zapłaciła wysoką cenę za nieprzemyślaną decyzję i teraz nie chciała popełnić tego samego błędu.
A przecież tak cudownie czuła się w jego ramionach. I tak doskonale pasowali do siebie w tańcu. Instynktownie odnajdywali wzajemny rytm. Nate wręcz idealnie pasował do obrazu jej wymarzonego mężczyzny. I zdecydowanie pragnęła czegoś więcej, niż tylko tańczyć z nim salsę.
To nie powinno mieć jednak żadnego znaczenia, bo przede wszystkim nie mogła się narażać na utratę pracy, a romans z szefem tym by się najprawdopodobniej skończył. A ona obiecała siostrze, że będzie rozsądna i powinna dotrzymać słowa. Tym bardziej że to właśnie Marcia ofiarowała jej dom i wsparcie, kiedy tego najbardziej potrzebowała. Dlatego postawi rodzinę na pierwszym miejscu i nie popełni drugi raz tego samego błędu.
Najwyższy czas, skoro w wieku lat dwudziestu sześciu z własnej winy została wykluczona z udziału w turniejach. Jeżeli chciała nadal tańczyć, praca w Luna Azul była jej jedyną szansą. Dlatego należało trzymać się z dala od Nate’a Sterna.
– Wszystko w porządku? – Alison patrzyła na nią z niepokojem.
– Tak. Próbuję tylko złapać oddech przed zejściem na dół.
– Ten wasz taniec…
– Wiem. Jest między nami chemia.
– I to jaka. Powinnaś to wykorzystać.
– Zastanowię się – odparła Jen wymijająco.
– Zamierzasz czekać na występ XSU?
– Chyba tak, a ty?
– Tak. Umówiłam się z moim chłopakiem.
– Jak wam się układa? Z… Richard, prawda?
– Tak. To nic na serio, ale dobrze się razem bawimy.
Tego właśnie pragnęłaby Jen. Chłopaka, z którym mogłaby się dobrze bawić, nie angażując serca. Ale nigdy tak nie umiała. Gdyby była pod tym względem podobna do Alison, spróbowałaby relacji z Nate’em.
A może po prostu powinna się tego nauczyć?
– Jak to robisz, żeby się zbyt mocno nie angażować? – spytała przyjaciółkę.
Alison wzruszyła ramionami.
– Skoro to nie ten jedyny, to żaden problem. Po prostu nie nastawiam się na nic innego poza dobrą zabawą. Kiedy Richard jest zajęty, dzwonię do kogoś innego.
Jen nie była przekonana, czy potrafiłaby postępować w ten sposób. Ale może mogłaby się nauczyć?
– Chciałabym tak umieć.
– Ty nawet nie chodzisz na randki – powiedziała Alison. – Znamy się półtora roku i nigdy z nikim nie wyszłaś choćby na kawę.
– Wiem. Powinnam zachowywać się swobodniej, jeżeli nie chcę spędzić reszty życia samotnie.
– Może zostań dziś z nami? – zaproponowała Alison.
Jen początkowo chciała odmówić, ale zmieniła zdanie.
– Dobrze – odparła. – Z przyjemnością.
– Świetnie. Richard zawsze przychodzi z przyjaciółmi. Przynajmniej dwóch będzie tobą zainteresowanych.
Jen nagle ogarnęły wątpliwości.
– A jeżeli nie będę chciała?
– Żaden problem. Oni też nie chcą się angażować.
Jen wstąpiła jeszcze do sali prób. Nate rozmawiał przez komórkę i nagle zrozumiała. Wcale nie chciała dobrze się bawić z bliżej nieokreślonym kumplem Richarda. Chciała, żeby to był Nate. Tylko z jego powodu rozważała zmianę sposobu podejścia do mężczyzn. Chciałaby spędzać z nim więcej czasu, choć oczywiście nie mogła liczyć na długotrwały związek. Wciąż był bardzo zajęty i zmieniał kobiety jak rękawiczki. Poza tym lubił ślicznotki, a ona się do nich nie zaliczała.
Podobał jej się, uwodził ją w tańcu, tak jak lubiła najbardziej, a w jego oczach można było zatonąć. Ale chyba niepotrzebnie robiła sobie jakieś nadzieje. Pewno zależało mu tylko na dobrej reklamie dla klubu. Pokręciła głową na te swoje rozmyślania i włączyła Mambo No.5. Uczestnicy zajęć byli już gotowi, a z dołu dobiegał głos rozgrzewającego się didżeja Manuela.
– Jestem gotów – odezwał się Nate.
Poczuła jego dłonie na biodrach i potknęła się przy pierwszym kroku, jak nigdy dotąd.
Nate przytrzymał ją i poprowadził tak, że nie była w stanie myśleć o niczym innym. I, czy to było rozsądne, czy nie, wiedziała, że nie odmówi sobie szansy poznania go bliżej. Bo nie mogła się oprzeć wrażeniu, że to właśnie ten jedyny.
Tytuł oryginału: Taming the VIP Playboy
Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 2011
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2011 by Katherine Garbera
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2013, 2017
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276-3389-7
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.