9,99 zł
Hunter, zawodowy futbolista, został kiedyś niesłusznie oskarżony o zabójstwo. Od tego czasu próbuje oczyścić swoje imię i ustalić prawdę. Podejrzewa, że jego dawny trener coś ukrywa. Żeby zdobyć dowody, gotów jest uwieść jego córkę, Ferrin. Pragnie zemsty, ale wkrótce zdaje sobie sprawę, że jeszcze bardziej pragnie samej Ferrin...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 155
Tłumaczenie:
– Witaj, słonko.
Spoglądając na mężczyznę, który większość czasu ledwo ją poznawał, Ferrin Gainer zmusiła się do uśmiechu. Z ojcem nigdy nie łączyła jej bliska więź. Kochał futbol i puchary, które dumnie eksponował w gabinecie, a nie córkę, zwłaszcza taką, która zamykała oczy, ilekroć w jej kierunku leciała piłka futbolowa.
Po rozwodzie rodziców Ferrin rzadko widywała ojca. Jak przez mgłę pamiętała, że kiedy miała piętnaście lat, dwóch jego zawodników zostało posądzonych o morderstwo. Ale nawet to zdarzenie nie sprawiło, aby ojciec zaczął patrzeć na nią łaskawszym okiem. Wyciągnął do niej rękę dopiero teraz, po dwóch zawałach i jednym udarze.
Dziś była dorosłą dwudziestopięcioletnią kobietą, ale nadal potrzebowała bliskości z ojcem. Matka, z którą bardzo się kochały i rozmawiały codziennie przez telefon, nie była zachwycona wiadomością, że córka postanowiła wziąć półroczny urlop z pracy na Uniwersytecie Teksańskim, by opiekować się mieszkającym w Kalifornii ojcem, ale rozumiała jej pobudki.
Ferrin wielokrotnie jako psycholog usiłowała przyjrzeć się samej sobie i za każdym razem ogarniała ją złość. Już dawno powinna była pogodzić się z faktem, że jej stosunki z ojcem nigdy nie będą serdeczne. Ale nie potrafiła.
Nie, psiakość! Zmieni je, naprawi.
– Cześć, trenerze. Jak się czujesz? – Jeszcze przed rozwodem, kiedy była małą dziewczynką, nalegał, żeby zwracała się do niego „trenerze”, a nie „tato”.
– W porządku.
Mówił niewyraźnie. Po udarze stracił chęć do życia. Ferrin zastanawiała się, czy to niesprawność fizyczna działa na niego tak deprymująco. Oczywiście nie miała pojęcia. Ojciec prawie z nią nie rozmawiał. Czasem kusiło ją, by zostawić go pod opieką dwóch mieszkających u niego opiekunek i wrócić do Teksasu, lecz sumienie jej nie pozwalało.
Wiedziała, że w takiej sytuacji matki nigdy by nie zostawiła, a ojciec… no cóż, połowę swojego DNA zawdzięcza jemu.
– To świetnie. Jest piękna pogoda, więc po śniadaniu posiedzimy w ogrodzie.
– Nie.
Ignorując sprzeciw, podeszła do okna, by rozsunąć grube zasłony. Trener lubił ciemności. Na początku myślała, że udar spowodował w nim nadwrażliwość na światło, ale lekarze temu zaprzeczyli. Po prostu ojciec czuł dziwną potrzebę przebywania w mroku. To było tak, jakby miał jakąś wewnętrzną blokadę, jakby coś w jego sercu czy duszy kazało mu wycofać się z życia, ze świata.
Promienie słoneczne rozświetliły pokój. Okna wychodziły na ocean. Błękit wody kontrastował z bielą spienionych fal. Widok tchnął spokojem.
– Za jasno…
Mimo że ich relacje pozostawiały wiele do życzenia, Ferrin zawsze podobało się, że ojciec jest silnym, pełnym energii mężczyzną. Niestety już nim nie był.
– Za kilka minut zasunę je z powrotem. Chcę zjeść z tobą śniadanie, a wiesz, że nie lubię jeść po ciemku.
Odkryła, że gdy razem jedzą, ojciec zwykle opróżnia cały talerz. Pewnie dlatego, by nie musieć z nią rozmawiać. To jej nie przeszkadzało. Lekarze twierdzili, że jeśli będzie się dobrze odżywiał i wstawał z łóżka, szybciej odzyska zdrowie. I tylko to się liczyło.
– Dobrze – burknął.
Uśmiechnęła się pod nosem. Przynajmniej nie ignorował jej ani nie udawał, że śpi.
– Wczoraj przyszedł kolejny list z uczelni. Chcą cię uhonorować…
– Nie.
– Nie? – Ferrin wcisnęła przycisk, który sprawił, że górna połowa łóżka się uniosła. Po pierwszym zawale uczelnia wyposażyła sypialnię ojca w sprzęt medyczny, zatrudniła gosposię Joy oraz dwie pielęgniarki.
– Próbują zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Ferrin poprawiła kołdrę i postawiła na łóżku pustą tacę.
– Nieprawda.
– Skąd wiesz?
– Bo wiem. Chcą cię uhonorować, dać ci odznaczenie. Dzięki tobie uczelnia zyskała wielką renomę.
Oraz sporo pieniędzy. Zwycięstwa w sporcie przekładają się na pieniądze, a w historii uczelni żaden trener nie miał tyle osiągnięć na swoim koncie.
– Gdzie śniadanie?
Wyjrzawszy do holu, Ferrin skinęła na Joy. Gosposia ustawiła wszystko na tacy i zniknęła za drzwiami.
– Powinieneś je przyjąć – powiedziała Ferrin, sięgając po jogurt z owocami.
Jedzenie sprawiało ojcu problemy, ale starał się jeść samodzielnie. Prawą rękę unosił powoli, gryzł niezdarnie.
– Jeśli przyjmę – jego mętne spojrzenie nagle stało się świdrujące – to będzie znaczyło, że już tam nie wrócę.
Ferrin milczała. Powrót do funkcji trenera wydawał się raczej mało prawdopodobny, ale nie chciała odbierać ojcu nadziei. Może powinna poprosić kilku zawodników, by wpadli z nim porozmawiać? To by mu poprawiło humor, a jej może pozwoliło go lepiej zrozumieć. Bo mimo że od dwóch tygodni przebywała z nim dwadzieścia cztery godziny na dobę, nadal był dla niej obcym człowiekiem.
Joy zbierała talerze, kiedy rozległ się dzwonek.
– Ja otworzę. – Ferrin poderwała się z fotela.
Późnym popołudniem Hunter Caruthers podjechał pod wielki dom w Carmel. Niemal cały dzień spędził w zakurzonym archiwum swojej Alma Mater, szukając dowodów, które mogłyby go oczyścić z zarzutu zabójstwa sprzed dziesięciu laty.
Jedyne, czego zdołał się dowiedzieć, to że nadal ma uczulenie na kurz. Matka pocieszała go, że z wiekiem minie, ale nie minęło. Pochodził z dużej teksaskiej rodziny ranczerów. Rodzice kochali Boga, bydło i swoich pięciu synów, z których on był najmłodszy. Czterech synów podzielało ich miłość do ziemi, Hunter wolał futbol.
Piłka była jego religią, filozofią. Nie chciał nikogo urazić, ale często porównywał życie do futbolu. Niby wokół kręci się mnóstwo ludzi, znajomych, przyjaciół, ale w sytuacji krytycznej okazuje się, że człowiek jest sam jak palec. On miał szczęście: zawsze mógł liczyć na Kingsleya Buchanana. King nigdy go nie zawiódł.
Obydwu zatrzymano za czyn, którego nie popełnili; zresztą szybko zostali zwolnieni z aresztu. Po tym incydencie ich przyjaźń się umocniła. A inni? No cóż, mężczyźni chętnie rozmawiali z Hunterem o zwycięskich meczach i karierze futbolisty, kobiety zaś pchały mu się do łóżka, bo lubiły „groźnych nieobliczalnych drani”, ale nikomu nie zależało na nawiązaniu głębszej relacji, gdyż zbyt wiele pytań wciąż było bez odpowiedzi.
Kto zabił Stacię Krushnik? Co takiego robili tej nocy Kingsley i Hunter? Z każdym tygodniem poznanie prawdy było trudniejsze. W ciągu dziesięciu lat wspomnienia zbladły, a część dowodów wyparowała.
Dlatego Hunter zaparkował swe bugatti przed domem jedynego człowieka, który mógł znać odpowiedzi. Wysiadł z auta, zmrużył oczy przed słońcem. Zadzwoniwszy do drzwi, nasunął okulary słoneczne na czubek głowy i rozejrzał się dookoła. Ogród był ładnie utrzymany, zapewne przez profesjonalistów. Właściwie nie znał nikogo, kto by wolny czas poświęcał na wyrywanie chwastów.
Drzwi otworzyły się, ze środka buchnęło klimatyzowane powietrze. Hunter przywołał na usta przyjazny uśmiech. Stojąca w progu dziewczyna miała około metra siedemdziesięciu wzrostu, kręcone czarne włosy okalające piękną twarz o wysokich kościach policzkowych, niebieskie oczy w tym samym odcieniu co fale o poranku i pełne wargi, na których gościł nieśmiały uśmiech. Ubrana była w cienki sweterek oraz szorty w kolorze khaki.
A nogi… nogi miała aż po szyję, szczupłe, opalone. Wyobraził sobie, jak zaciskają się wokół jego pasa… Potrząsnął głową. Weź się w garść, chłopie! Przyszedłeś tu po odpowiedzi, nie po seks.
– Hunter Caruthers – przedstawił się. – Były zawodnik trenera Gainera. Chciałbym chwilę z nim porozmawiać, jeśli to możliwe.
– Ferrin Gainer, córka trenera. Zapraszam.
– Trener ma córkę?
– Owszem. Taką, która nie potrafi złapać piłki. Chyba mam alergię na sport.
– Na każdą dyscyplinę sportu?
– Bez wyjątku – odparła żartobliwym tonem.
Usłyszał w jej głosie znajomy akcent.
Mijając otwarte drzwi gabinetu, zauważył szklaną gablotę na puchary oraz zdjęcia trenera ze znanymi ludźmi: politykami, aktorami i sławnymi absolwentami macierzystej uczelni.
– Mogę zaproponować coś do picia? – spytała Ferrin, zapraszającym gestem wskazując na stół i krzesła.
– Dzięki, po prostu chciałbym zobaczyć się z trenerem. – Dziewczyna była śliczna, ale przyjechał tu w interesach.
– Musimy najpierw porozmawiać.
– A do tej rozmowy bardziej pasuje sok czy whisky?
– Sok. – Uśmiechnąwszy się, napełniła sokiem dwie szklanki, podała jedną gościowi, po czym usiadła naprzeciwko niego. – Na początku roku trener miał udar.
– Nie wiedziałem. Jak się czuje?
– Różnie, ale lekarze są dobrej myśli. Przyjechałam tu, żeby pomóc mu stanąć na nogi. Ojciec miewa lepsze i gorsze dni. Nie wiem, czy będzie w stanie z tobą rozmawiać.
Psiakrew. Czasem Hunterowi się wydawało, że już nigdy nie zazna spokoju, że cały świat się sprzysiągł przeciw niemu. Może słusznie. Może musi ponieść karę za to, że nie zdołał ochronić Stacii.
– Mógłbym chociaż spróbować? – spytał po chwili.
– Dobrze.
Dokończył sok. Zauważył, że Ferrin swojego nie tknęła i że zerka na niego z zaciekawieniem. Cholera! Chyba go rozpoznała.
– Nie znam wszystkich zawodników ojca. Kiedy u niego grałeś?
– Dziesięć lat temu.
– Byłeś jednym z jego asów?
– Można tak powiedzieć.
– Już wiem. Wzięli cię do NFL, tak? Na pozycję rozgrywającego?
– Nie, rozgrywającym był mój kumpel Kingsley. Ja grałem na pozycji odbierającego. – Najwyraźniej nie skojarzyła go ze sprawą Stacii. „Morderstwo na kampusie”. Swego czasu trąbiły o tym wszystkie gazety.
– Myślę, że tatę ucieszy twoja wizyta. Chodź.
Opuścili kuchnię. Hunter starał się patrzeć na oprawione zdjęcia drużyn wiszące na ścianie przy krętych schodach, lecz jego wzrok co rusz uciekał w stronę bioder dziewczyny. Nie była wyzywająco ubrana, ale poruszała się z niezwykłą gracją.
– To twoja drużyna, prawda? – spytała, zwalniając u góry schodów.
Zatrzymał się. Tak, to oni. Zdjęcie wykonano, zanim wydarzyła się tragedia. Stał obok Clive’a i Kingsleya. Boże, wyglądał jak dzieciak. Poza tym kto się tak uśmiecha na zdjęciu grupowym?
Jak to kto? Ktoś, kto wierzy, że będzie wielką gwiazdą NFL i że świat stoi przed nim otworem.
– Tak. Dawne dzieje.
Ferrin milczała. Ruszyła korytarzem do ostatnich drzwi. Nacisnąwszy klamkę, spojrzeniem poprosiła Huntera, by poczekał na zewnątrz.
– Trenerze, masz gościa.
– Tak, słonko? A kogo? – wymamrotał ojciec.
Kiedy otworzyła szerzej drzwi, Hunter kątem oka ujrzał cień dawnego Gainera.
Słonko? Trener nigdy nie używał przydomków ani zdrobnień, no ale teraz był całkiem innym człowiekiem.
– Przyszedł Hunter. Twój były zawodnik.
– Caruthers?
– Tak. Chce z tobą porozmawiać. Może wejść?
– Może.
Zostawiwszy mężczyzn samych, Ferrin zeszła na dół. Zamierzała popracować nad artykułem do pisma naukowego, w którym często zamieszczała teksty, ale rozpraszał ją widok oraz szum oceanu za oknem, a także obecność gościa na górze. Nic o nim wiedziała, ale jego spojrzenie, zielone oczy i potargane przez wiatr ciemne włosy nie dawały jej spokoju. Otworzyła Worda…
Korciło ją, by poszukać w wyszukiwarce informacji na temat Huntera. Wiedziała jednak, co znajdzie: sportowiec, gwiazda NFL… Przypuszczalnie człowiek dumny i zadowolony z siebie niczym Herkules po wykonaniu dwunastu zleconych prac. Westchnęła ciężko. Podczas pobytu w Carmel chciała nie tylko naprawić relacje z trenerem, ale również zapomnieć o swoim ostatnim związku. Mama powiedziała mimochodem coś, co utkwiło w jej pamięci: że dopóki nie upora się z przeszłością i nie rozwiąże problemu z ojcem, wciąż będzie umawiała się z mężczyznami, którzy jak on są emocjonalnie niedostępni.
Brrr. Oczywiście matka ma rację, ale… Ale Hunter i tak ją intrygował. Oraz pociągał. A ona lubiła wyzwania. W domu ojca nudziła się. Większość czasu spędzała samotnie, z trenerem widziała się jedynie w czasie posiłków.
Słysząc kroki na schodach, wcisnęła klawisz, by zapisać kilka akapitów, jakie zdołała napisać, po czym wstała od biurka i wyszła do holu. Hunter sprawiał wrażenie zirytowanego.
– Wszystko w porządku? – spytała.
– Tak.
– Wydajesz się rozdrażniony.
– Roz…? Chyba niewiele czasu spędzasz z facetami.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Bo jestem wkurzony, nie rozdrażniony! – Zamilkł. – Przepraszam. Pewnie obracasz się w towarzystwie bardziej kulturalnych mężczyzn.
Miała co do tego wątpliwości. Kulturalnych? Nie bardzo. Nadętych? Owszem. Na wydziale psychologii wszyscy zadzierali nosa.
– Uprzedzałam cię, że ojciec nie jest w dobrej formie.
– Wiem. – Hunter zmrużył z namysłem oczy. – Trener wspomniał, że uczelnia przysłała mu w pudłach rzeczy, które miał u siebie w pracy. Mógłbym do nich zajrzeć?
– Dlaczego?
– Szukam odpowiedzi. Liczyłem, że trener mi ich udzieli, niestety nie pamięta szczegółów, a ja wiem, że potrzebne mi informacje są gdzieś przechowywane.
– Jakie informacje?
– Chodzi mi o nagrania z treningów. Mógłbym zerknąć do pudeł?
– Co powiedział mój ojciec?
– Nic. Nie zareagował. W ogóle niewiele się odzywał.
– Dziwne. Na ogół uwielbia wracać do dni chwały.
– Tak, ale… – Hunter westchnął. – Miałem nadzieję, że trener zdoła mi pomóc.
W jego głosie pobrzmiewała szczerość, a na twarzy malował się wyraz determinacji. Ferrin zamyśliła się. Hm, poza napisaniem artykułu nie miała nic do roboty, ojciec ją ignorował, może więc mogłaby się zabawić w detektywa?
– Porozmawiam z nim i postaram się coś z niego wyciągnąć. – Chciała upewnić się, czy ojcu nie będzie przeszkadzało, jeśli Hunter zacznie grzebać w jego rzeczach. – Może wpadłbyś jutro?
Gdy podszedł bliżej, zauważyła, jak intensywnie zielone ma oczy. Skojarzyły jej się z kolorem liści na drzewach w pierwszych dniach wiosny. Był przystojnym mężczyzną o klasycznych rysach twarzy, starannie przystrzyżonej brodzie i gęstych ciemnych włosach. Miał mocno zarysowaną szczękę, prosty nos, bujne brwi. W skali od jednego do dziesięciu oceniłaby go na jedenaście.
– A nie mogłabyś porozmawiać teraz? – spytał. – Razem sprawdzilibyśmy pudła, a potem zaprosiłbym cię na kolację.
– Na kolację?
– Tak. Chciałbym cię lepiej poznać. Poza tym od dawna nie spędziłem wieczoru w miłym towarzystwie.
W miłym towarzystwie? Ferrin uśmiechnęła się pod nosem. Oby się nie rozczarował.
– Niestety za moment ojciec będzie miał zajęcia z rehabilitantem, a po ćwiczeniach zwykle ucina sobie drzemkę.
– Okej. Przepraszam, nie powinienem tak naciskać.
Potarł dłonią o pierś. Ferrin instynktownie skierowała tam wzrok.
– A zatem kolacja. Przyjadę po ciebie o szóstej.
– Nie powinieneś najpierw spytać, czy wybrałabym się z tobą do restauracji?
Nie była pewna, co Hunter knuje; podejrzewała, że stara się wkraść w jej łaski, mimo to nie potrafiła mu odmówić. Dawno nie była na randce. Z Rogerem zerwała przed Bożym Narodzeniem, choć już trzy miesiące wcześniej wiedziała, że ich związek nie ma sensu. Kolacja z Hunterem pozwoli jej wyrwać się na moment z domu i panującej w nim ponurej atmosfery, którą zaczynała przesiąkać.
– Masz rację, przepraszam. Czy zjesz ze mną kolację?
Przechyliła w bok głowę, udając, że się zastanawia.
– Może – odparła.
– Może?
– Sam powiedziałeś, że jestem przyzwyczajona do bardziej kulturalnych mężczyzn. – Nie była, ale nie chciała, by myślał, że zależy jej na jego towarzystwie.
– Wpadnę po ciebie o szóstej. Zobaczysz, jaki potrafię być elegancki i czarujący.
– Będę gotowa o szóstej trzydzieści.
– Flirciara! – Zaśmiał się.
Bynajmniej, odpowiedziała w myślach. Po prostu miała dość nudnych przewidywalnych facetów, a Hunter zapowiadał się nad wyraz interesująco.
– A więc szósta trzydzieści. Ubierz się ładnie.
– Nie śmiałabym inaczej – odrzekła, prowadząc go do wyjścia.
Otworzyła drzwi i oparła się o framugę. Mijając ją, Hunter przystanął, pochylił się i ujął w palce jej brodę. Nagle zrozumiała, że dzisiejsza kolacja będzie czymś więcej niż zabiciem nudy, czymś więcej niż miłą niewinną rozrywką. Przyszło jej do głowy, że Hunter może czegoś od niej oczekiwać. Nie szkodzi. Bądź co bądź ona też na coś liczy. Miała nadzieję, że dzięki niemu przypomni sobie, co to znaczy być młodą singielką i wywiezie z Kalifornii wiele radosnych wspomnień.
Tytuł oryginału: His Seduction Game Plan
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2016
Redaktor serii: Ewa Godycka
Korekta: Urszula Gołębiewska
© 2016 by Katherine Garbera
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2018
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276-3529-7
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.