Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Napisany lekko i ciekawie poradnik udowadnia, że mimo iż kłótnia ma wiele odcieni, to wszyscy tak naprawdę spieramy się o to samo i prawie zawsze tak samo. Autorka w zabawny, czasem prześmiewczy sposób opisuje różne tematy kłótni: wychowanie dzieci, wyjazd na wakacje, pieniądze, seks, zazdrość czy relacje z teściami. Każdy rodzaj sporu ilustrują humorystyczne rysunki. W przykładowych dialogach i scenkach opatrzonych trafnymi komentarzami możesz ujrzeć siebie lub swoich znajomych w krzywym zwierciadle.
Kłótnia jest sztuką i ma swoje zasady. Ich znajomość przyda się na pewno parom, które dopiero zaczynają wspólne życie – pomoże przewidzieć niektóre komplikacje, a może nawet im zapobiec. Osoby pozostające w związkach z dłuższym stażem będą mogły spojrzeć na swoje problemy z dystansu i zobaczyć, jak czasem drobne nieporozumienia urastają do rangi awantur. Umieszczona na końcu lista dziesięciu najważniejszych zasad pokaże, jak mądrze się spierać.
Ewa Żeromska – seksuolog, pedagog, doradca rodzinny. Zajmuje się edukacją seksualną młodzieży i terapią seksuologiczną. Współpracuje też jako ekspert m.in. z Polskim Radiem, „Rozmowami w toku” i „Poradnikiem Domowym”. Udziela także porad na eksperckim forum serwisu Gazeta.pl. Autorka specjalistycznych publikacji dotyczących życia intymnego oraz współautorka książek Kobietą być... i Mężczyznąbyć...
Samo Sedno to seria nowoczesnych, praktycznych i podręcznych poradników, które trafiają w samo sedno. W serii znajdują się tytuły o tematyce m.in. biznesowej, parentingowej, psychologicznej czy dotyczącej zdrowego stylu życia i rozwoju osobistego.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 220
EWA ŻEROMSKA
Kłótliwy poradnik partnerski
(FRAGMENT)
Redaktor prowadzący: Renata Kicka
Redakcja: Maria Wójcik, eKorekta24.pl
Korekta: Łukasz Mackiewicz, eKorekta 24.pl
Opracowanie graficzne: Eliza Goszczyńska, Grażyna Faltyn
Rysunki: Kamila Stankiewicz
Skład i łamanie: Joanna Królak
Opracowanie okładki: Krzysztof Zięba, TonikStudio.pl
Zdjęcie na okładce: www.istockphoto.com © Doruk Şikman
Ta wersja elektroniczna: Masterlab/Lekkie-ksiazki.pl
© Edgard 2012
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną oraz kopiowanie na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym skutkuje naruszeniem praw autorskich niniejszej publikacji.
Samo Sedno
Edgard
ul. Belgijska 11
02-511 Warszawa
tel./fax: (22) 847 51 23
e-mail: [email protected]
ISBN 978-83-7788-154-5
wydanie I
Warszawa 2012
Ta książka zaczyna się w miejscu, w którym zwykle kończą się bajki. „A potem żyli długo i szczęśliwie...” – tak autorzy wielu bajkowych opowieści kończą dzieje swoich bohaterów. I w zasadzie słusznie, bo po co psuć dobry nastrój przypuszczeniem, że może po ślubie nie będzie już tak sielsko i anielsko? Jeśli więc nawet coś zakłóciło szczęśliwe losy Księcia i Kopciuszka, to musieli sobie poradzić sami, gdyż pan Perrault nie chciał się już tym zajmować i zostawił swoje literackie dzieci w przekonaniu, że najtrudniej jest znaleźć, zdobyć i doprowadzić ukochaną osobę do ołtarza, a potem to już... bułka z masłem.
Dzieciństwo mija, książeczki wędrują na górne półki i czekają na następne pokolenie czytelników, a życie pisze swoje historie. Niedawno zasłuchani czy zaczytani w bajeczkach dorośleją i każdy szuka szczęśliwego zakończenia, nie zawsze znajdując morał. Już dorośli przepychają się przez życie, zdobywają czyjeś uczucia, kochają się, zdradzają, pałają wszelkimi namiętnościami i kłócą się, kłócą, kłócą... O co? O wszystko. Absolutnie wszystko. O sprawy małe i duże, zasadnicze i całkiem błahe, jak to w życiu.
Czy można żyć bez kłótni? Przez chwilę tak, ale na dłuższą metę – to niewykonalne. Kłócimy się wrzaskliwie albo po cichu, wybuchamy lub tłamsimy urazy, robimy to elegancko bądź prostacko. Jakkolwiek by było, dzieje się to dość często i kłótnia nie jest nikomu obca. Nie wierzę tym, którzy twierdzą, że nigdy z nikim się nie pokłócili. Z nikim obcym – zgoda, ale po co kłócić się z obcymi? W gruncie rzeczy oni nas nie obchodzą. Kłócimy się ze „swoimi”, ponieważ tylko najbliżsi potrafią doprowadzić nas do szewskiej pasji. I o tym właśnie jest ta książka.
Pozostaje pytanie: do kogo właściwie adresowane są rozważania na temat kłótni? Otóż w zasadzie do wszystkich – zarówno tych, którzy dopiero przymierzają się do małżeństwa czy bycia w stałym związku, jak i do par z wieloletnim stażem. Z tym że do każdej z tych grup zwracam się z inną intencją.
Młodym pragnę zasygnalizować: kłótnie was nie ominą, a przekonanie, że miłość rozwiąże wszystkie problemy, jest rodem z bajek, o których wspomniałam na wstępie. Wprawdzie miłość zniesie wiele, ale też ona sama jest źródłem nieporozumień, niespełnionych oczekiwań i zawiedzionych nadziei. W końcu im bardziej jesteśmy zaangażowani uczuciowo, tym więcej oczekujemy w zamian, a przynajmniej wydaje się nam, że mamy do tego prawo. Te kalkulacje czasami zawodzą i zanim się wszystko ułoży, trzeba przeżyć niejedną „awanturę z przytupem”.
Z kolei doświadczeni małżonkowie być może odnajdą tutaj siebie samych w dobrze znanych sytuacjach. Można by zapytać: po co pisać o czymś, o czym wszyscy i tak dobrze wiedzą? A chociażby po to, żeby spojrzeć na siebie z dystansu, z przymrużeniem oka, uświadomić sobie, jak często gmatwamy proste sprawy, jak łatwo ulegamy emocjom, jak brakuje nam poczucia humoru i jak bardzo... lubimy się kłócić.
Zanim przejdę do konkretów, pozostaje mi tylko zaznaczyć, że wszelkie podobieństwo imion i sytuacji do rzeczywistych jest czysto przypadkowe, ponieważ są one dziełem jedynie mojej wyobraźni.
Najprościej rzecz ujmując, kłótnia to ostra wymiana zdań między stronami, z których każda uważa, że ma rację i jest mądrzejsza. A zatem kłótnia jest w istocie formą walki o władzę. O tę cząstkową, w konkretnym przypadku, lub o władzę absolutną, we wszystkich sytuacjach. Doskonałym poligonem, na którym objawiają się strategiczne zdolności walczących stron, jest małżeństwo lub po prostu życie w związku, niekoniecznie sformalizowanym. Nie istnieje para, która się nie kłóci, bo kłótnia jest integralną częścią związku. Miłość na awersie, kłótnia na rewersie – to po prostu druga strona medalu. Związek bez kłótni smakuje jak ryba bez soli czy wódka bez popitki. Wprawdzie można się obejść, ale wyraźnie czegoś brak. Nawet ci najlepiej dobrani i szaleńczo zakochani muszą od czasu do czasu się pokłócić, żeby nie umrzeć z nudów. A poza tym nie można pozbawiać się uroków godzenia. To cudowne i niezapomniane chwile, kiedy można sobie wybaczać, utulać wzajemnie nadszarpnięte ego i... zapomnieć o antykoncepcji. Podejrzewam, że gdyby nie kłótnie i następujące po nich słodkie momenty pojednania, to sytuacja demograficzna byłaby jeszcze gorsza, niż jest.
Wspomniałam, że nie ma związku bez kłótni, chociaż, prawdę mówiąc, znałam kiedyś taką parę. Właściwie nie wiem, dlaczego się w ogóle pobrali. Pewnie dlatego, że mieszkali na jednym piętrze w akademiku, często się spotykali na korytarzu, czasami ona coś mu ugotowała, innym razem on zreperował jej rower i w końcu po cichutku wzięli ślub, ku zdziwieniu wszystkich. Nie emanowało z nich wielkie uczucie, o namiętności nie wspomnę, choć przecież coś ich musiało łączyć, poza zupą i rowerem. Długo razem nie przetrwali. Ten związek rozpadł się po roku, tak samo cicho i bez emocji, jak się zawiązał. Nie było w nim emocji, nie było w nim niczego. Nawet się nie kłócili. A jeśli ludzie nawet się nie kłócą, to znaczy, że nic ich nie łączy. Emocje albo umarły, albo nigdy ich nie było. Ten przykład potwierdza moją tezę, że nie ma dobrego związku bez kłótni.
Znawcy tematu, którzy usiłują klasyfikować kłótnie, wyróżniają ich następujące rodzaje:
• oczyszczające, które działają jak wentyl bezpieczeństwa,
• zaczepne, które niczego nie załatwiają i są jedynie po to, żeby zagrać komuś na nerwach,
• obronne, zgodnie z zasadą, że najlepszą obroną jest atak,
• niszczące i druzgocące, które kończą wszystko,
• bezsensowne, które są po prostu formą spędzania czasu we dwoje.
W Bardzo Kulturalnych Domach nie ma kłótni, są tylko dyskusje. W tym wypadku słowo „dyskusja” należy potraktować jak eufemizm, bo nie podnosząc głosu i nie używając „łaciny”, można dopiec do żywego. Cóż z tego, że w białych rękawiczkach, skoro wypowiadane słowa ranią jak sztylety i wywołują ukryte pragnienie mordu? Szczerze mówiąc, ja wolę rzucić mięsem lub talerzem, zakończyć sprawę szybko i jasno, dając natychmiastowy upust złym emocjom. Według mnie tak jest zdrowiej, ale wszystko zależy od tego, kto się kłóci, na jaki temat i w jakich okolicznościach. Nie ma jedynego słusznego modelu, i całe szczęście.
Przypominam sobie pewną historię, którą opowiadała mi babcia – osoba zacna i bardzo dobrze wychowana. Głównym bohaterem był jej wuj, który dziś miałby jakieś 150 lat, a może i więcej. Otóż ten wuj całkowicie zawładnął swoją żoną, co w tamtych czasach nie było niczym nadzwyczajnym. Nie wszczynał kłótni, ponieważ nie musiał – żona posłusznie wykonywała wszystkie jego polecenia, ale do czasu. W końcu poszło o ukochanego konia małżonki. Wuj – jak to miał w zwyczaju – sam zdecydował, że konia należy sprzedać. Niby przeprowadził z żoną rozmowę, ale tak naprawdę jedynie zakomunikował jej swoją decyzję. Wujenka nie podniosła głosu, nie wszczęła awantury, ale uzbroiwszy się w ulubioną laskę wuja, zakończoną srebrną końską główką, poszła do gabinetu męża i metodycznie, bez słowa wytłukła tą laską jego kolekcję kryształowych pucharów. Co do jednej sztuki, a było ich ponad 100. Wuj oniemiał, kiedy to zobaczył. Koń został, a wuj dużo ostrożniej podejmował decyzje. Cóż, kłótni jako takiej nie było. Przecież w dobrych domach nie wypadało się kłócić. To byłoby zbyt trywialne. Chociaż kto wie, czy nie lepsza byłaby awantura. Może wtedy miałabym w domu jakieś kryształowe cenne cacko, a tak została tylko pouczająca rodzinna anegdota.
Przywołując tę opowiastkę, bynajmniej nie miałam zamiaru sugerować, że tzw. dyskusje, bez ostrych starć, są zamierzchłą obyczajową przeszłością. Dziś też się zdarzają i mam nadzieję, że z lepszym skutkiem. Smutno byłoby sądzić, że tak dalece zapomniano o dobrych manierach, iż pozostało jedynie słowne obrzucanie się błotem, na przemian z rękoczynami. W ten sposób dochodzę do bardzo ważnej sprawy, czyli do stylu kłótni. Dokładniej będę o tym mówić w dalszych rozdziałach, niemniej już teraz zwracam na to uwagę. W gruncie rzeczy chodzi o to, że we wszystkim można mieć klasę. O dziwo, w kłótni też. Zdaję sobie sprawę, że wyrażenie „kłótnia z klasą” może brzmieć nieco dziwacznie, bo domowe pielesze to nie sportowa arena, na której można sobie zasłużyć na nagrodę fair play. Warto jednak pamiętać o tym, że w przypływie emocji nie można bezkarnie przekraczać wszelkich granic, co się kłócącym, niestety, nader często zdarza.
Właśnie w bezmyślnej, zaślepiającej złości można bliską osobę zgnieść, upodlić, wdeptać w ziemię, używając jedynie słów i dotykając nimi bez opamiętania najczulszych miejsc. To jest właśnie zachowanie kompletnie bez klasy, bez umiaru i zupełnie bez sensu. Obawiam się, że w tym momencie niejeden mężczyzna powie, że właśnie baby są takie kłótliwe. Zachowują się histerycznie, jazgoczą, czepiają się i jeśli już na dobre się rozkręcą, to trudno je wybić z rytmu. Oni mają inny styl, a przynajmniej tak im się wydaje. Zamiast „pyskówki” wolą dyskusję lub debatę (to w sejmie), a jeśli zabraknie im siły argumentu, korzystają z argumentu siły, dają w mordę i po sprawie.
Wynikałoby z tego, że kłótnia ma płeć. Poniekąd rzeczywiście tak jest. Samo słowo jest rodzaju żeńskiego, choć wielce krzywdzące byłoby stwierdzenie, że tylko kobiety wywołują kłótnie i w ten sposób walczą o przywództwo w stadzie. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że z zapałem kłócą się obie płcie, choć każda ma swoje sposoby i metody. Poza tym do kłótni potrzebne są (przynajmniej) dwie osoby. Jeśli jedna się awanturuje, a druga programowo milczy, to wprawdzie nie jest to typowa kłótnia, tylko wściekły monolog, ale sytuacja staje się irytująca i jest prawdziwym powodem do kolejnej awantury lub monologu „do ściany”.
Prowadząc rozważania na temat istoty kłótni, warto się zastanowić, skąd w partnerach tyle ochoty do awanturowania się, skoro się kochają i są ze sobą z dobrej woli. Właściwie to proste. W końcu małżeństwo jest związkiem dwojga obcych ludzi, którzy wprawdzie wiążą się dobrowolnie i najczęściej kieruje nimi uczucie (znacznie rzadziej konieczność), jednak to zupełnie coś innego niż randki czy wspólne wakacje. W gruncie rzeczy to tygiel, w którym ścierają się uczucia, emocje, przyzwyczajenia, wyobrażenia, oczekiwania, rozczarowania, nadzieje i ich brak. Nikt inny, tylko sami partnerzy stawiają ukochaną osobę na piedestale i w oślepiającym zakochaniu są w stanie się do niej modlić, by z czasem pomalutku ją z tego piedestału zsuwać, a w skrajnych przypadkach – zrzucić jednym zdecydowanym ruchem; i koniec, już nie ma związku. Tak to jest z tą miłością. Niestety, nie jest stabilna i właściwie trudno oczekiwać, żeby była. W zasadzie każdy dzień zastawia na zakochanych pułapki, poddając ich próbie wytrzymałości. Najpierw są w szale radości bycia ze sobą, potem zaczynają się „docierać”, najpierw nieśmiało, z czasem coraz bardziej demonstracyjnie, by w końcu popaść w codzienność, niewolną od problemów, problemików, konfliktów i... kazań, przemówień, kłótni.
Co ciekawe, większości par wydaje się, że ich konflikty i sposoby, w jakie je rozwiązują, są jedyne w swoim rodzaju. Tymczasem okazuje się, że wszyscy kłócimy się o to samo i prawie zawsze tak samo. Są oczywiście różnice, niuanse technik wyrażania emocji. Jednak w najmniejszym stopniu nie zmienia to faktu, że sytuacje, które doprowadzają do kłótni, są bardzo podobne, jeśli nie identyczne. A zatem – przejdźmy do konkretów.