Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kluczem do napisania tej książki było wyłącznie moje doświadczenie. Nie brałem na warsztat tematów, których nie udało mi się zgłębić. Nie będę więc pisał o nocowaniu w afrykańskim buszu czy na kole podbiegunowym, bo byłoby to nieuczciwe.
Po prostu opowiem ci, jak zacząć bezpieczną przygodę.
Po co w ogóle budować schronienia?
Schronienia naturalne.
Schronienia wykorzystujące zastaną infrastrukturę.
Schronienia budowane z ekwipunku.
Schronienia budowane z wykorzystaniem prostych narzędzi.
Wskazówki i porady dotyczące biwakowania oraz wyboru sprzętu.
Jak zachowywać się w świecie przyrody?
Zanim wyruszysz na wyprawę.
Na czym spać. Jak nocować w terenie?
Gdzie nie warto biwakować?
Rozpoznanie terenu. Znalezienie miejsca do obozowania.
Załatwianie potrzeb fizjologicznych. Mycie się w terenie.
Pranie w lesie. Odpady higieniczne.
Jak się spakować, by nie produkować odpadów?
Co jeść i jak przechowywać/zabezpieczać prowiant?
Rozpalanie ognia. Gotowanie.
Niewidzialni.
Leave no trace.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 135
Drogi czytelniku,
sięgnąłeś po tę książkę zapewne dlatego, że interesujesz się turystyką, jesteś wrażliwy na piękno przyrody. Co za tym idzie, w twojej domowej biblioteczce prawdopodobnie znajdują się atlasy, przewodniki i poradniki o tej tematyce. Bardzo mi miło, że książka, którą trzymasz w rękach, trafiła do twojej kolekcji. Podobnie jest u mnie. Kilka regałów zajmują podręczniki sztuki przetrwania, atlasy i klucze do rozpoznawania roślin, zwierząt i grzybów, mapy, przewodniki i poradniki na temat tego, jak sobie radzić w świecie dzikiej przyrody. To zupełnie normalne, że chcemy poznawać i zgłębiać obszary naszych zainteresowań, podnosić kompetencje i odnajdywać odpowiedzi na nurtujące nas pytania.
Książki w mojej kolekcji to znakomite klasyki, dzieła wielkich podróżników i pionierów w takich dziedzinach, jak bushcraft i survival. Są wśród nich tomy napisane przez Nessmuka, Daniela Cartera Bearda czy Raya Mearsa. Posiadam też pozycje, które powstały w wyniku zapotrzebowania rynku wydawniczego, takie, których autorzy jednym obrazkiem i dwoma zdaniami chcą nauczyć swoich czytelników techniki rozpalania ognia łukiem ogniowym. Choć na pierwszy rzut oka wszystko pięknie jest w nich zaprezentowane, to w rzeczywistości nie oferują one zbyt wielu przydatnych wiadomości, głównie dlatego, że ich autorzy zbyt powierzchownie potraktowali temat oraz umieścili w jednym wydawnictwie zagadnienia związane z orientacją w terenie, budową schronień, tworzeniem i użytkowaniem narzędzi, rozpalaniem ognia itd. Nie mam aspiracji ani kompetencji, aby stworzyć dzieło zaliczające się do tej pierwszej grupy, ale też bardzo starałem się uniknąć niedokładności właściwej dla tej drugiej kategorii. Pisząc tę książkę, bazowałem wyłącznie na moim doświadczeniu i licznych mniej lub bardziej zabawnych przygodach. Nie brałem na warsztat tematów, których nie udało mi się zgłębić. Nie pisałem więc o nocowaniu w afrykańskim buszu ani o zabezpieczaniu się przed zimnem za kołem podbiegunowym, bo nie brałem udziału w tego rodzaju eskapadach i byłoby to nieuczciwe.
Prostota tej książki i stopień wtajemniczenia, który prezentuje, sprawiają, że podane w niej informacje są odpowiednie i łatwo przyswajalne szczególnie dla początkujących wędrowców i osób, które dopiero zaczynają przygodę z biwakowaniem zarówno w pojedynkę, jak i z rodziną i przyjaciółmi. Zawarłem w niej m.in. sporo wskazówek i porad dotyczących wyboru sprzętu, a także sugestie na temat zachowywania się w świecie przyrody. Z kolei bardziej zaawansowani podróżnicy znajdą w niej zapewne już znane im sposoby i techniki radzenia sobie w terenie, a także kilka prawdziwych i w moim odczuciu zabawnych historii, które przydarzyły mi się na szlaku – umieściłem je w książce, aby spróbować zmienić podejście czytelników do literatury poradnikowej, którą zazwyczaj przyswajają oni fragmentarycznie, wyszukując w spisie treści interesujące ich zagadnienia i pomijając całą resztę. Mam nadzieję, że taka forma przypadnie ci, drogi czytelniku, do gustu, rozbawi cię, ale przede wszystkim obudzi w tobie potrzebę przeżywania przygód na łonie natury. Tego sobie i tobie życzę.
Bartek
Nazywam się Bartek Guentzel i jestem edukatorem przyrody. Moją pracą, a także życiową misją, jest budowanie trwałej relacji między człowiekiem a światem przyrody, takiej relacji, z której obydwie strony wynoszą korzyść. Wiedza i doświadczenie, które pozwalają mi skutecznie realizować moje działania, w ogromnej mierze wywodzą się z czasów dzieciństwa. Moim największym sprzymierzeńcem w poszukiwaniu i odnajdywaniu odpowiedzi była nuda. Od najmłodszych lat towarzyszyłem mojemu tacie rybakowi w jego pracy. Tata wypływał na cały dzień łodzią na jezioro stawiać sieci, a ja nie mogąc znieść monotonii tej żmudnej pracy, żądałem wysadzenia mnie na ląd, gdzie mogłem do woli eksplorować, poznawać, chwytać małe zwierzęta i próbować niektórych roślin. Taka zabawa, która dała silny fundament moim dzisiejszym zasobom wiedzy, mogła źle się skończyć, odkryłem jednak w sobie jakiś tajemniczy instynkt, ogniwo łączące nasz gatunek ze światem przyrody, który dzięki zmysłom jesteśmy w stanie interpretować. Widzę tę łączność u dzieci, z którymi pracuję, a także to, jak niestety ona znika wraz z wiekiem i w wyniku odciętej od przyrody edukacji.
Wtedy też zacząłem budować pierwsze schronienia. Początkowo nieforemne i niespełniające funkcji zabezpieczającej, ale dające poczucie przynależności i zaradności. Dzieciństwo spędzone w domu z dwójką braci rzutowało na moje zainteresowania. Pasja starszego z nich, który zabierał mnie na wyprawy przed wschodem słońca, aby obserwować ptaki na bagnach, sprawiła, że jako dziecko wyrobiłem w sobie odporność na trudne warunki, zdobyłem umiejętność chodzenia po niełatwym terenie i cierpliwość niezbędną do obserwacji dzikiej przyrody – choć tej ostatniej do dziś mam niewiele i nie należę do obserwatorów siedzących w czatowniach przez kilka godzin.
Jak większość normalnych, zdrowych dzieciaków budowaliśmy też forty z koców i poduch w dużym pokoju. Robili to wszyscy nasi koledzy w swoich mieszkaniach i choć brzmi to banalnie, to miało też znaczenie: testowaliśmy obciążenia, napięcia materiałów i stabilność takich schronień. Do obciążania koca używaliśmy ciężkich encyklopedii i słowników. Dzisiaj moje dzieci bawią się w te same zabawy, a ja z ogromną przyjemnością obserwuję ich postępy w tej małej inżynierii.
Wychowywanie się w gospodarstwie rybackim latem i w wielkim powstającym blokowisku w pozostałych porach roku dało mi ogrom możliwości eksperymentowania z formami i technikami, a także materiałami do konstruowania coraz bardziej wymyślnych schronień. Nie zawsze jednak chodziło o budowę. Odczuwałem też silną potrzebę włażenia, wciskania się w każde możliwe miejsce mogące mnie pomieścić, miejsce, gdzie mogłem się schować. Jak się pewnie domyślasz, byłem mistrzem zabawy w chowanego. Ilekroć wlazłem do jakiegoś kanału czy między składowisko płyt żelbetonowych, czułem się niewidzialny i spokojny. Zostało mi to do dzisiaj.
Wspomnę o jeszcze jednym wydarzeniu, które mocno we mnie siedzi i przywołuje ekscytację i podziw, jakie wówczas odczuwałem. Takie emocje zawsze wywoływała we mnie przyroda i spotkania ze zwierzakami, ale w tym przypadku pojawiły się one, kiedy miałem około pięciu lat i mój najstarszy brat zabrał mnie, aby pokazać mi zbudowaną przez siebie i swoich kumpli bazę. Pamiętam jak dziś, przeszliśmy przez tory i wędrowaliśmy wzdłuż strumyka, który przepływał przez nasze osiedle. Brat zabrał mnie w okolicę, w której nigdy wcześniej nie byłem. Strumyk pięknie meandrował wśród drzew, a wokół rozciągały się pola i nieużytki, na których zobaczyłem sarny i kuropatwy. Stanęliśmy wśród drzew na luźno rozrzuconej ściółce pełnej liści, gdy nagle tuż obok nas podniosła się klapa ziemianki. Świetnie zamaskowane ściółką małe prostokątne drzwi prowadziły do najbardziej niesamowitego miejsca, w jakim kiedykolwiek byłem. W środku paliły się świeczki, stały zrobione ze starych dech prowizoryczne ławki, z radiomagnetofonu Kasprzak leciała jakaś muzyka, a chłopcy z dumą zaciągali się podkradzionymi rodzicom papierosami. Nie mogłem wprost uwierzyć w geniusz konstruktorski tych osiedlowych łobuzów. Ziemianka stanowiła materializację moich niewypowiedzianych marzeń, coś idealnego. Niestety, w efekcie konfliktów zbrojnych – z użyciem proc, łuków i dzid – z obcymi plemionami z innej części naszego osiedla ziemianka uległa zniszczeniu. Długo jeszcze chodziłem w to miejsce i gapiłem się w dziurę w ziemi. Wspomnienie tamtego dnia ciągle jest we mnie żywe i mam wrażenie, że mocno zaważyło na moim dalszym życiu.
W wieku ok. 10 lat zacząłem organizować wyprawy piesze dla kolegów z klasy. Jechaliśmy pociągiem 7 kilometrów do miejscowości Tama Brodzka i wyruszaliśmy na wędrówkę dookoła jeziora Bachotek. Podczas tych eskapad „robiłem za przewodnika”, łapałem węże, opowiadałem o ptakach i pokazywałem, które owoce można jeść, a których należy się wystrzegać. Czułem się jak ryba w wodzie. To, co wówczas odczuwałem w związku z pokazywaniem komuś świata przyrody, powróciło, kiedy jako dorosły podjąłem decyzję o rozpoczęciu działalności edukatora przyrody. Tak naprawdę byłem nim przez cały czas…
Piszę o tym wszystkim, bo chciałbym, abyś wziął pod uwagę wpływ doznań z dzieciństwa na dalsze życie. Warto, naprawdę warto umożliwiać dzieciakom odnalezienie ich przestrzeni, takiej, w której będą szczęśliwe i spełnione. Pokazuję też, jak stałem się tym, kim dzisiaj jestem i jakie było podłoże mojej drogi życiowej. Nie jestem preppersem, który kieruje się lękiem przed katastrofą, nie jestem uzależniony od adrenaliny i ekstremalnych doznań, takich jak wspinaczka na lodowce czy nurkowanie w oceanicznych głębiach. Nie mam też środków ani czasu na dalekie egzotyczne podróże (chociaż chciałbym to robić). Pokażę ci zatem świat przyrody, który zaczyna się tuż za progiem twojego domu. Możesz w niego wyruszyć i przeżywać przygody. Nie musisz mieć supersprzętu i wielkich pieniędzy, aby zanurzyć się w świecie przyrody. Na szczęście ciągle jeszcze nawet z centrum wielkiego miasta można w 20 minut dotrzeć do lasu czy na łąkę, a tam zaczyna się przygoda.
Bez względu na rodzaj schronienia, z jakiego chcesz korzystać podczas swojej wyprawy, powinieneś zabrać ze sobą kilka rzeczy, które nie tylko podniosą komfort przebywania na łonie natury, ale też mogą ci pomóc w naprawdę trudnej sytuacji zagrażającej twojemu życiu lub zdrowiu.
W trakcie moich bliższych i dalszych wypraw nie raz sięgałem do plecaka po jakiś przedmiot, który, jak się okazało, uratował mnie z opresji. Czasem było śmiesznie, a czasem trochę strasznie. Oto moja lista sprzętów, które każdy wędrowiec powinien mieć przy sobie.
1. Plecak z materiału odpornego na wilgoć i przetarcia. Na krótkie, jednodniowe, a nawet weekendowe wyprawy zabieram plecak o pojemności 40 litrów. Bez trudu mogę w nim zmieścić niezbędny sprzęt, a także zapasową odzież i prowiant. Ważne, aby miał zewnętrzne kieszenie i troki, do których da się przyczepić dodatkowy ekwipunek, np. namiot czy karimatę.
Nie warto oszczędzać na plecaku – lepiej nie kupować najtańszych modeli, bo często się zdarza, że zrywa się w nich pasek albo psuje zamek.
2. Plandeka i sznurek. W rozdziale poświęconym schronieniom awaryjnym poznasz niezwykle prostą technikę szybkiej budowy schronienia z tych dwóch materiałów. Poza tym, że chroni zarówno przed opadami, wiatrem, jak i piekącym słońcem, plandeka umożliwia odpoczynek na wilgotnym podłożu. Jeśli wybierzesz model w maskujących barwach, możesz zakamuflować swój bagaż i wybrać się na swobodny spacer bez obciążenia. Sznurek pozwala na szybkie rozstawienie szałasu bez konieczności zbierania gałęzi czy niszczenia zieleni. Przyda się też do różnych napraw oraz suszenia odzieży.
Każde wyjście w teren z przyjaciółmi można wykorzystać do budowy prostych konstrukcji. Schronienie typu wiata, przed którym można palić ognisko, jednocześnie będąc wewnątrz (fot. Justyna Musiał)
3. Suche skarpetki na zmianę. Ich przydatność jest dość oczywista. Przepocone lub wilgotne skarpetki to zmora każdego piechura. Warto dbać o stopy i mieć dodatkową parę skarpet w plecaku. Jeśli druga para i buty się zmoczą, trzeba je wysuszyć: polecaną przeze mnie metodą jest rozgrzanie kamieni w ognisku i umieszczenie ich w butach i skarpetkach – działają jak najlepsza suszarka.
4. Butelka wody. Wszyscy wiedzą, że podczas wysiłku i upałów niezbędne jest picie dużych ilości wody. Dzisiaj można przebierać w modelach wielorazowych butelek i bidonów – dzięki temu produkuje się trochę mniej śmieci. Czystą wodą możesz też przepłukać skaleczenie, wypłukać ciało obce z oka czy schłodzić przegrzaną głowę. W porze zimnej butelkę wody zastępuję termosem z herbatą.
5. Wysokokaloryczny prowiant. Podczas długich wędrówek zawieszam postanowienie o niejedzeniu słodyczy i pochłaniam całą tabliczkę czekolady albo batonik energetyczny. Oczywiście rezygnuję z takich przekąsek w bardzo ciepłe dni, bo nie chcę wyciskać płynnej czekolady z opakowania. Nieistotne, co weźmiesz, ważne, aby posiłek zaspokoił twoje zapotrzebowanie kaloryczne, zawierał białko, tłuszcze i węglowodany. Zwykłe jabłko może nie wystarczyć. Świetnie sprawdzają się też orzechy. Niestety, słodycze wzmagają pragnienie, więc decydując się na taki prowiant, warto pamiętać o zabraniu dużej ilości wody.
6. Naładowany telefon, a na wyprawy trwające dłużej niż 24 godziny również powerbank. Czasu spędzanego w przyrodzie nie warto marnować na gapienie się w ekran telefonu, jednak to urządzenie może być bardzo przydatne w sytuacjach, kiedy potrzebujesz pomocy. Dzięki licznym aplikacjom możesz sprawdzić, jak daleko jest do celu, ile kilometrów przeszedłeś, określić swoje usytuowanie na mapie, a także zrobić zdjęcia czy zdobyć informacje na temat napotkanych zjawisk. Oczywiście najważniejszą funkcją sprawnego telefonu jest kontakt ze służbami lub osobami, które mogą w razie potrzeby udzielić ci pomocy. Pamiętaj, aby w chłodne dni trzymać telefon w wewnętrznych kieszeniach pod kurtką, tam, gdzie jest ciepło. Wystawiony na zimno zużywa baterię kilkakrotnie szybciej. Wędrując po górach, koniecznie zainstaluj jedną z aplikacji lokalizacyjnych, które w przypadku zagubienia lub wypadku pomogą odpowiednim służbom cię namierzyć.
7. Nóż. Unikam zabierania do lasu dużej ilości sprzętu. Znam ludzi, którzy nie wyobrażają sobie wyprawy na łono natury bez co najmniej 4 różnych noży, toporka, piły do drewna, młotka do wbijania szpilek namiotowych i wielu innych narzędzi. Bez dwóch zdań ułatwiają one pobyt w terenie, ale też swoje ważą i zajmują dużo miejsca. Czy nie lepiej dobrać jedno uniwersalne narzędzie, jakim jest nóż? Wielu osobom kojarzy się on z bronią – kiedy pytam dzieciaki, do czego może się przydać, to zawsze słyszę odpowiedź, że do obrony przed zwierzętami. Powiem szczerze, nigdy nie byłem w sytuacji, w której nóż posłużyłby do obrony przed czymkolwiek. To po prostu doskonałe, uniwersalne narzędzie do prac obozowych, przygotowywania posiłków czy mojego ulubionego dłubania w drewnie przy ognisku. Używam noży typu finka z pochwą, które troczę do paska. Nie lubię i nie widzę potrzeby noszenia przy sobie wielkich, długich noży. Dziesięciocentymetrowe ostrze w zupełności wystarczy, aby przygotować posiłek, czy wykonać proste narzędzia z drewna. Aby nóż spełniał swoje zadanie, musisz dbać o jego ostrość.
8. Źródło ognia. Chociaż zarówno używanie noża, jak i rozpalanie ognia może mieć negatywny wpływ na stan naturalnego środowiska, to zawsze warto mieć ze sobą jakieś pewne źródło ognia, ponieważ w trudnej sytuacji może się okazać niezastąpione. Wyobraź sobie, że jest chłodna jesień, od najbliższego schronienia dzieli cię 10 km i przemokłeś od deszczu. W takich warunkach przyjemna wyprawa może się przekształcić w przykre w skutkach zapalenie płuc i wychłodzenie. Sprawne rozpalenie ogniska pozwoli ci się rozgrzać, wysuszyć przemoczoną odzież i przyrządzić ciepły napój. O ogniu opowiem więcej w innym rozdziale. Pewnym źródłem nie będą zwykłe zapałki, które bez odpowiedniego zabezpieczenia w przypadku nawet niewielkiego zamoczenia do niczego się nie nadają. Lepiej wziąć dobrą, sprawdzoną wcześniej zapalniczkę lub krzesiwo (ulubione przeze mnie).
9. Apteczka. Zestaw do pierwszej pomocy to niezbędny element wyposażenia, nawet podczas krótkiej wyprawy. Nieistotne, czy będzie to szczelny woreczek strunowy, czy specjalna torba, liczy się zawartość. W terenowej apteczce nie może zabraknąć dwóch bandaży, dwóch dużych kawałków gazy jałowej, kilku plastrów, płynu do dezynfekcji ran, pęsety, igły i nitki. Przydać się też może sól fizjologiczna, papier toaletowy, nawilżany i folia NRC, a także leki do własnego użytku, takie jak ibuprofen o działaniu przeciwgorączkowym, przeciwbólowym i przeciwzapalnym oraz stoperan na biegunkę, która może bardzo uprzykrzyć wędrówkę. Zanim jednak sięgniesz do apteczki, bo np. otarłeś naskórek, przyłóż liść babki albo w przypadku sensacji żołądkowych napij się ziołowej herbaty. Wszystko, co włożysz do apteczki, przyda się przy poważniejszych urazach i kontuzjach, o ile wcześniej weźmiesz udział w dobrej jakości szkoleniu pierwszej pomocy. Wówczas będziesz w stanie pomóc nie tylko sobie, ale też innym ludziom na szlaku.
10. Srebrna taśma, czyli tzw. duct tape. Nie sposób opisać, ile korzyści daje posiadanie takiej taśmy w ekwipunku. Zawsze staram się nosić sprzęt i odzież, które naprawdę długo wytrzymują bez naprawy i rzadko mnie zawodzą, taśmę zabieram więc raczej dla innych uczestników moich wypraw, którym nieraz but się rozklei, puści zamek od kurtki, czy złamie się maszt od namiotu lub rozpruje tropik. We wszystkich tych sytuacjach pomocna jest srebrna taśma. Pamiętam jedną z pierwszych wypraw dla rodzin, które prowadziłem. Nosiłem wtedy stare wojskowe spodnie, zgodnie z zasadą, że będą mi służyć, aż się rozpadną, no i stało się. Kiedy w towarzystwie dzieci i ich rodziców robiłem wielki krok przez leśny strumyk, spodnie pękły w kroku i rozdarły się tak szeroko, jak tylko się dało, i wszyscy uczestnicy eskapady mogli się przyjrzeć mojej bieliźnie. Wspominam to z uśmiechem, ale wówczas perspektywa kolejnych dwóch godzin z bielizną na wierzchu trochę mnie przerażała. Z pomocą przyszła mi właśnie srebrna taśma – połatałem nią moje portki, tworząc eleganckie, połyskujące w słońcu srebrne majty naklejone na spodnie.
11. Latarka. Dziś latarkę można kupić za kilkanaście złotych nawet w osiedlowych supermarketach. Teoretycznie przydaje się tylko na dłuższych wyprawach z noclegiem w terenie, ale w praktyce okazuje się niezbędna już na kilkugodzinnej wyprawie w zimie – może się zdarzyć, że zapadnie zmrok, kiedy będziesz w lesie. Dodatkowe źródło światła bardzo ułatwia odnalezienie drogi powrotnej, czy zgubionych w trawie kluczyków do auta, no i podnosi komfort psychiczny, szczególnie podczas przebywania w lesie z dziećmi.
Wybierając odpowiedni dla siebie model, można poczuć zdezorientowanie. Moim zdaniem do biwakowania najlepszy będzie taki z rozproszonym, szerokim strumieniem światła, który rozjaśni całą ścieżkę w lesie i wnętrze namiotu. Latarki ze światłem punktowym oświetlają tylko mały fragment terenu i rażą w oczy. Nie ma też sensu wybierać tych o największej mocy, ponieważ bardzo szybko zużywają baterie. Wygodnym rozwiązaniem jest czołówka, bo mając wolne ręce, można poczytać przed snem czy trzymać dzieci podczas nocnego spaceru. W sklepach turystycznych z całą pewnością otrzymasz informacje o modelu odpowiednim do twoich potrzeb. Zawsze możesz też użyć latarki w telefonie.
Zaprezentowanych powyżej 11 przedmiotów zawsze mam w plecaku, nieważne, czy wychodzę na 3-godzinny spacer z przedszkolakami, czy też wyruszam na samotną wyprawę w góry. Pakując wszystko do wygodnego i dobrze dobranego plecaka, nawet nie zauważysz, że nosisz ze sobą porządny ekwipunek mogący się przydać w każdej sytuacji kryzysowej w terenie. Celowo nie opisuję tu dodatkowych elementów wyposażenia, których zastosowanie wykracza poza absolutną podstawę – ich lista mogłaby się wydłużyć w zależności od pory roku, czasu pobytu w terenie i aktywności.
Warto zadbać o dobrą izolację od podłoża. Takie łóżko świetnie się do tego nadaje(fot. Justyna Musiał)
Jeśli planujesz pobyt z noclegiem, musisz wziąć ze sobą dwa dodatkowe elementy wyposażenia: izolację od podłoża i śpiwór lub koc. Jakie schronienia możesz zabrać na wyprawę albo skonstruować samodzielnie, dowiesz się w drugiej części książki. Teraz przyjrzyjmy się kilku rozwiązaniom, które mają podnieść twój komfort podczas odpoczynku.
Nawet w porze ciepłej musisz pomyśleć o…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
Autor: Bartosz Guentzel
Redakcja: Mariusz Kulan
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak
eBook: Atelier Du Châteaux
Projekt graficzny okładki: Anna Jamróz
Zdjęcia:
Okładka – Justyna Musiał (przód), Michalina Dembska (tył)
Wkładka zdjęciowa (I–VIII) – Natalia Czaplewska (I g.), Pola Rożek (I śr.), Bartosz Guentzel (V g.), Michalina Dembska (I d.), Ida Rynglewska (II g.), Kamila Neuman (II śr., V śr. i d., VI g., VII g.), Justyna Musiał (II d., III śr., IV g. i d., VI d., VII, VIII g., śr. p., d.), Katarzyna Timofiejew (III g.), Photo Spirit/Shutterstock (III d.), Piotr Stempkowski (IV śr., VIII śr. l.), Grzegorz Łuckoś (VI śr.)
Niektóre fotografie zawarte w tej książce mogą wzbudzać kontrowersje wśród odbiorców ze względu na sprzeczność z obowiązującymi przepisami. Celem prezentacji tych fotografii nie jest zachęcanie do łamania prawa. Mają one jedynie ukazać rozwiązania możliwe do wykonania w sytuacji zagrożenia. Fotografie, na których widzicie ogień płonący w lesie, wykonywane były do celów pokazowych na prywatnym terenie za zgodą właściciela z zastosowaniem wszelkich niezbędnych zabezpieczeń. (Bartosz Guentzel)
Redaktor prowadzący: Roman Książek
Kierownik redakcji: Agnieszka Górecka
© Copyright by Bartosz Guentzel
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Pascal
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, z wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.
Bielsko-Biała 2022
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
tel. 338282828, fax 338282829
[email protected], www.pascal.pl
ISBN 978-83-8103-983-3