Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
18 osób interesuje się tą książką
Na naszych oczach, wbrew obiegowej opinii o bezstresowym wychowaniu, dorasta pokolenie dzieci i młodzieży, które na co dzień zmaga się ze zbyt wysokim poziomem stresu. W rezultacie mamy wśród młodej generacji eksplozję problemów emocjonalnych, społecznych, zdrowotnych, kłopotów z zachowaniem i uczeniem się. Niewielu rodziców jest w stanie rozpoznać ukryte stresory, z którymi borykają się ich dzieci.
"SELF-REG" to przełomowa książka dla rodziców, w której Stuart Shanker proponuje naukę samoregulacji, mającej pomóc dzieciom samodzielnie zmienić ich zachowanie. Identyfikacja i zarządzanie emocjami pozwalają dzieciom powrócić do stanu zrównoważenia, który jest niezbędny do rozwoju.
Opanowanie umiejętności samoregulacji wesprze dziecko w radzeniu sobie z trudnymi doświadczeniami, nauczy przezwyciężać frustracje, lepiej się koncentrować, kontrolować impulsywność. Poprawia też umiejętność współpracy z innymi i zwiększa zdolność do uczenia się nowych rzeczy.
"SELF-REG" daje rodzicom przekonanie, że ich dziecko może w pełni zrealizować swój potencjał, jeśli tylko zaoferujemy mu narzędzia potrzebne do radzenia sobie ze stresem i presją współczesnego świata. Mocno poparte wiedzą naukową techniki Stuarta Shankera wywarły znaczący wpływ na dzieci i ich rodziców. Efektem programu przeprowadzanego przez autora wśród setek tysięcy kanadyjskich dzieci była znacząca poprawa w zakresie zachowania i osiąganych wyników w nauce.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 436
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Self-Reg: How to Help Your Child (and You)
Break the Stress Cycle and Successfully Engage with Life
Autor: Stuart Shanker we współpracy z Teresą Barker
Copyright © 2016 by V. and S. Corp., Inc.
Copyright for Polish Edition © 2016 by Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o.
Tłumaczenie: Natalia Fedan
Redakcja i korekta: Anna Dudało, Kamila Wrzesińska
Projekt okładki: Ewelina Malinowska
Skład: Sylwia Budzyńska
ISBN 978-83-65087-88-1
Wydawnictwo Mamania
Grupa Wydawnicza Relacja Sp. z o.o.
Słowicza 27a
02-170 Warszawa
Skład wersji elektronicznej: Tomasz Szymański
konwersja.virtualo.pl
MOJEJ ŻONIE I DZIECIOM
Nie zliczę już, ile dzieci poznałem w trakcie swojej pracy w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. To już nawet nie tysiące, ale dziesiątki tysięcy. I nigdy pośród nich nie spotkałem niegrzecznego dziecka.
Dzieci mogą być egoistyczne, niewrażliwe, a nawet złośliwe. Mogą nie słuchać. Mogą reagować nagłym wrzaskiem lub popychaniem innych. Bywają nieposłuszne lub wręcz wrogie. Lista może być długa. Wiem. Sam jestem ojcem. Ale niegrzeczne dziecko? Nigdy.
Wszyscy miewamy chwile, w których natychmiast przyklejamy dziecku etykietkę „niegrzeczne”. Możemy mówić: „nie można sobie z nim poradzić”, „jest niemożliwy”, „to trudne dziecko” albo używać terminów diagnostycznych, takich jak „ADHD”, „ADD” lub „zaburzenie opozycyjno-buntownicze”, ale niezależnie od tego, jakiej nazwy użyjemy, nasze wnioski prawdopodobnie będą zawierały surową ocenę.
Pewnego dnia natknąłem się na sąsiada, który szedł ze swoim czteroletnim synkiem i psem. Kiedy pochyliłem się, aby poklepać zwierzę, pies kłapnął na mnie, a ojciec uśmiechnął się smutno i powiedział przepraszającym tonem:
– Alfik to jeszcze szczenię.
Jednak chłopczyk zatrzymał się i skarcił psa, uderzając go po nosie. Ojciec wybuchnął gniewem. Dla niego w porządku była niewłaściwa reakcja psa, ale zachowanie czteroletniego synka – już nie. Wszyscy od czasu do czasu bywamy takim tatą, reagując na zachowanie dzieci pod wpływem chwili w zupełnie inny sposób, niż gdybyśmy zachowali większy spokój i myśleli bardziej logicznie.
Takie zachowania są wyrazem chwilowej niezdolności dziecka do zareagowania na wszystko to, co się dzieje wewnątrz i wokół niego – dźwięki, hałas, rozpraszające bodźce, dyskomfort, emocje. A jednak nasza reakcja bywa taka, jak gdyby to charakter dziecka lub jego temperament stanowił problem1. A co najgorsze, dzieci zaczynają w to wierzyć.
Nie istnieje ani jedno dziecko, które traktowane ze zrozumieniem i cierpliwością nie mogłoby odnaleźć pod naszym kierunkiem ścieżki prowadzącej do życia pełnego sensu. Ale naszą ocenę sytuacji zaciemniają stereotypy dotyczące „trudnego dziecka”, a także nadzieje, marzenia, frustracje i obawy, które narzuca nam rola rodziców. Nie zrozumcie mnie źle: niektóre dzieci mogą stanowić o wiele większe wyzwanie niż inne. Jednak często nasze negatywne oceny dziecka są jedynie mechanizmem obronnym, sposobem na to, by zrzucić winę za kłopoty z dzieckiem na jego „naturę”. To może sprawić, że dziecko będzie mocniej na wszystko reagować, przyjmować postawę obronną, buntować się, będzie bardziej nerwowe lub wycofane. Ale nie musi tak być. Nigdy nie musi tak być.
Kiedyś podzieliłem się tą myślą podczas konferencji z publicznością liczącą dwa tysiące nauczycielek oddziałów przedszkolnych. Z tyłu widowni odezwał się głos:
– Cóż, u mnie właśnie jest takie niedobre dziecko. Jego ojciec nie był dobrym człowiekiem. A jego dziadek – no, on to był zły do szpiku kości.
Wszyscy się roześmiali, ale ja byłem zaintrygowany. Pomyślałem: „Cóż, od każdej reguły jest wyjątek. Naprawdę chciałbym poznać to dziecko”.
Nauczycielka zaprosiła mnie do szkoły, abym je poznał. Kiedy chłopczyk wszedł do sali, szurając nogami, było dla mnie jasne, że to, co przedszkolanka widziała jako złe zachowanie, było tak naprawdę zachowaniem wynikającym z nadmiernego stresu.
Był wrażliwy na hałas. Jeszcze zanim usiadł, dźwięki dochodzące z zewnątrz sali dwukrotnie wywołały jego nerwową reakcję. Oprócz tego mrużył oczy, co sugerowało, że albo jest wrażliwy na światło jarzeniówek w sali, albo ma problem z przetwarzaniem bodźców wzrokowych. Sposób, w jaki wiercił się na krześle, sprawił, że zastanawiałem się, czy trudno mu wysiedzieć prosto, czy też jest mu niewygodnie na twardym drewnianym krześle. Prawdziwy problem miał u podłoża jakąś biologiczną przyczynę. W tej sytuacji podniesiony głos lub ostry wyraz twarzy mógł go tylko bardziej zestresować i zdekoncentrować. Z czasem ten rodzaj nawykowej interakcji może sprawiać, że dziecko będzie się buntować lub stanie się nieposłuszne.
Jest to szczególnie prawdziwe w przypadku problemów, które trwają w rodzinie od pokoleń, tak jak prawdopodobnie było w tym przypadku. Czy jego ojciec i dziadek mieli przed nim tę samą biologiczną nadwrażliwość? Czy spotkali się z karcącymi reakcjami ze strony dorosłych w ich życiu, które potrafią szybko popchnąć dziecko na ścieżkę kłopotów, co w końcu prowadzi do potwierdzenia wstępnych założeń: „A nie mówiłem, że to dziecko jest niegrzeczne?!”.
Przede wszystkim poczułem troskę o dziecko siedzące przede mną i potrzebę, aby pomóc zmęczonej przedszkolance zobaczyć w zachowaniu chłopca wskazówki behawioralne i zrozumieć ich znaczenie. Delikatnie zamknąłem drzwi klasy, wyłączyłem lampy (które nie tylko dawały ostre światło, ale też cały czas brzęczały) i obniżyłem ton głosu. Nauczycielka zobaczyła, jak chłopiec nagle się rozluźnia, jej wyraz twarzy złagodniał i wyszeptała: „O mój Boże…”.
Taką reakcję widziałem i słyszałem ze strony każdego dorosłego, który odkrywał, że z problemem dziecka jednak da się coś zrobić. Tak łatwo było zobaczyć w tym chłopcu kogoś, kto otrzymał kiepskie geny. Wszystko zmieniło się w chwili, gdy nauczycielka zobaczyła jego wrażliwość na dźwięki i światło. A na to nie miał wpływu.
W mgnieniu oka zmieniło się całe zachowanie przedszkolanki w stosunku do chłopca. Wcześniej była ponura; teraz uśmiechała się szeroko. Ton jej głosu zmienił się z szorstkiego w melodyjny, jej gesty z chaotycznych stały się wolniejsze i harmonijne. Patrzyła bezpośrednio na niego, a nie na mnie. Nastąpiło między nimi połączenie i wszystko w jego postawie ciała, wyrazie twarzy i tonie głosu odzwierciedlało zmiany u niej.
Taka transformacja to nie tylko przykład innego postrzegania dziecka ani tak naprawdę widzenia innego dziecka, ale też zmiany całej dynamiki relacji nauczyciel-uczeń. Przedszkolanka odłożyła potrzebę podporządkowania sobie ucznia, można by też powiedzieć, że odłożyła swoje ego i zobaczyła to dziecko – tak naprawdę – po raz pierwszy w życiu. Mogła odtąd zacząć go czegoś uczyć. Co do chłopca, to nie miał on świadomości swojej nadwrażliwości na hałas i światło, a już na pewno nie wiedział, co było przyczyną dotychczasowych problemów. To była jego rzeczywistość. Dla niego to była „norma”. Teraz nauczycielka mogła ułatwić mu nabycie umiejętności rozpoznawania przyczyn nadaktywności i rozkojarzenia oraz wiedzy, co zrobić, żeby osiągnąć stan spokojnej koncentracji, czujności i zaangażowania w proces nauki.
Patrzeć z właściwej perspektywy
Prawdopodobnie każdy z czytających tę książkę rodziców przeżył kiedyś (być może i niejeden raz) podobną sytuację na jakimś etapie życia swojego dziecka. Bardzo staramy się pomóc naszym dzieciom, chcemy zapewnić im nie tylko komfort materialny, ale także umiejętności potrzebne do odniesienia sukcesu. Jakże jednak często okazuje się, że nie udaje nam się nawiązać kontaktu i, co zrozumiałe, budzi to naszą frustrację i złość. Wiemy, że to, co robią dzieci, nie działa na ich korzyść ani nie jest dla nich dobre, i zastanawiamy się, czemu nie udaje nam się ich o tym przekonać. Zupełnie jak w przypadku tej przedszkolanki: mamy wspaniałe intencje, ale to nie wystarczy. Self-Reg zaczyna się od przeformułowania postępowania zarówno dziecka, jak też naszego własnego. To oznacza, że – być może po raz pierwszy – dostrzegamy prawdziwe znaczenie takiego zachowania.
Kiedy byłem na studiach, mój promotor Peter Hacker, wielbiciel i znawca Rembrandta, zaproponował mi kiedyś, że oprowadzi mnie po wystawie tego artysty. Przyjechałem do galerii wcześniej i spędziłem dwadzieścia minut w samotności, podziwiając autoportret malarza. Nijak nie mogłem pojąć, skąd tyle hałasu o to dzieło. Kiedy przyjechał Peter, zapytał mnie, co sądzę, a ja powiedziałem, że obraz wydaje mi się jakiś rozmazany. Peter uśmiechnął się i oddalił się od niego, wpatrując się uważnie w podłogę. Wskazał na maleńką plamkę na niej, a potem poprosił mnie, abym stanął dokładnie w tym miejscu i jeszcze raz popatrzył na obraz. To było niesamowite. Obraz nagle nabrał ostrości. W jednej chwili ujrzałem i w pełni poczułem moc geniuszu Rembrandta.
Bardzo chciałem móc zrozumieć, dlaczego ten autoportret był uznawany za olśniewające osiągnięcie artystyczne. Czytałem o jego historii. Wiedziałem, kiedy i gdzie Rembrandt go namalował. A jednak mógłbym przychodzić do muzeum codziennie przez wiele lat, aby analizować dzieło, i nigdy nie odkryłbym jego sekretu. Zawsze stałbym w niewłaściwym miejscu.
Self-Reg, czyli metoda samoregulacji, pokaże ci, gdzie masz stać – jak patrzeć na zachowanie dziecka z właściwej perspektywy, reagować na jego potrzeby i pomagać mu w radzeniu sobie z sytuacją. Ta metoda umocni więź między wami. Nie chodzi w niej o to, by twoje dziecko zaczęło się „zachowywać właściwie”, przestało robić rzeczy, które irytują ciebie lub innych, czy też stwarzać problemy samemu sobie. W metodzie samoregulacji chodzi o zasadniczą zmianę nastroju, poziomu koncentracji i umiejętności zawierania i utrzymywania przyjaźni oraz odczuwania empatii, a także o rozwinięcie wyższych wartości i cnót, które są niezbędne, by twoje dziecko osiągnęło trwały dobrostan.
Technika ta jest wynikiem naukowej rewolucji związanej z naszym rozumieniem pojęcia samoregulacja2. To pojęcie jest używane w setkach różnych znaczeń, ale pierwotnie odnosi się do stanu psychofizjologicznego, do energii zużywanej podczas reakcji na stres i powrotu do równowagi po jego przeżyciu3. Natomiast „stres” w pierwotnym znaczeniu odnosi się do wszystkich bodźców, które wymagają zużywania energii, aby utrzymać swego rodzaju równowagę: nie tylko do znanych nam rodzajów stresu psychospołecznego, takich jak wymogi w pracy czy obawy związane z tym, co inni sądzą na nasz temat, ale także (jak w przypadku chłopca, o którym pisałem wcześniej) do czynników w otoczeniu (takich jak bodźce słuchowe lub wzrokowe), do naszych emocji – zarówno pozytywnych, jak i negatywnych, do wzorców postępowania, które trudno nam opanować; do wymogów radzenia sobie ze stresem innych osób oraz – w przypadku aż nazbyt wielu dzieci w dzisiejszych czasach – do rzeczy, które robią lub których nie robią w swoim wolnym czasie4. Jeżeli obciążenie dziecka stresem jest stale zbyt duże, powrót do równowagi może być utrudniony, za to wzrasta reaktywność na stresujące bodźce, nawet te stosunkowo drobne.
Self-Reg składa się z pięciu kroków: (1) rozpoznanie nadmiernego stresu u dziecka, (2) rozpoznanie stresorów, (3) redukcja stresorów, (4) wsparcie dziecka w budowaniu samoświadomości i wiedzy, gdy potrzebuje zrobić to samo dla siebie, oraz (5) pomoc dziecku w stworzeniu własnych strategii samoregulacji.
Nie jest łatwo rozpoznać, kiedy dziecko doświadcza nadmiernego stresu ani co stanowi dla niego stresor, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy dzieci muszą sobie radzić z tak wieloma ukrytymi stresorami5. Aż nazbyt często sądzimy, że wystarczy po prostu powiedzieć dziecku, żeby się uspokoiło, nawet jeśli to nigdy nie działa. Nie ma prostego przepisu na to, co pomoże dziecku w samoregulacji; dzieci są różne, a ich potrzeby wciąż się zmieniają, do tego stopnia, że to, co działało w ubiegłym tygodniu, dziś może okazać się nieskuteczne. Ale po opanowaniu pierwszych czterech kroków będziecie mogli eksperymentować, aby rozpoznać, co będzie odpowiednie w przypadku waszego dziecka. A co najważniejsze, odkryje to też wasze dziecko.
Od czasów Platona samokontrola jest uznawana za miarę charakteru6. To założenie leży u podłoża naszego myślenia o dzieciach i tego, w jaki sposób rozwijają się w dorosłych o zdrowych umysłach, ciałach i charakterach. Również w przypadku dorosłych funkcjonuje założenie, że siła woli jest niezbędna, aby opierać się pokusom i móc wytrwać w obliczu wyzwań i przeciwności. Jednak zarówno klasyczni filozofowie, jak też kolejne pokolenia nie były świadome, że u podstaw tego procesu leży coś więcej.
Samokontrola jest związana z hamowaniem impulsów; w samoregulacji chodzi o rozpoznanie przyczyn i zmniejszenie siły impulsów, a kiedy trzeba, o wytworzenie energii potrzebnej do oparcia im się7. Te dwa pojęcia nie są wyraźnie rozgraniczane, a nawet bywają traktowane jako jedno i to samo. Jednak samoregulacja nie tylko zasadniczo różni się od samokontroli. Jest tym, co umożliwia samokontrolę w działaniu lub też – co często się zdarza – sprawia, że samokontrola staje się niepotrzebna. Jeśli nie zrozumiemy tej zasadniczej różnicy, istnieje ryzyko, że zamiast pomóc dziecku rozwinąć podstawy, których potrzebuje, by odnosić sukcesy w szkole i w życiu, przyczynimy się dodatkowo do utrzymywania przez nie kiepskiej samokontroli.
W Self-Reg „problematyczne” zachowania są postrzegane jako bezcenne oznaki tego, że dziecko doświadcza nadmiernego stresu. Pomyśl o dziecku, które jest bardzo impulsywne lub wybuchowe, ma trudności z regulacją emocji, często doświadcza kryzysów emocjonalnych lub ma bardzo zmienne nastroje, nie umie znosić frustracji, poddaje się przy najmniejszych przeszkodach, ma problemy z utrzymaniem uwagi albo ignorowaniem rozpraszających je bodźców i kłopoty z radzeniem sobie z relacjami lub z odczuwaniem empatii. Zachowania, które wyzwalają nasze automatyczne myśli o tym, że dziecko jest „niegrzeczne” lub „leniwe”, lub też „powolne”, często są oznaką, że poziom stresu u tego dziecka jest zbyt wysoki i że brakuje mu „paliwa w baku”. Tak więc Self-Reg uczy nas, jak określić, co stanowi stresory dla danego dziecka i w jaki sposób możemy je zredukować. Następnie musimy dziecku pomóc w nauce samodzielnego radzenia sobie z tym wszystkim8.
Metoda bazuje na tym, jak dobrze my sami umiemy rozpoznawać i redukować własne stresory oraz w jakim stopniu umiemy utrzymać spokój i uważność podczas interakcji z dzieckiem. Tak jak przedszkolanka, która zadała pytanie podczas mojego wykładu, tak i my – kiedy się złościmy, martwimy lub wychodzimy z siebie z powodu zachowania dziecka – musimy umieć postawić sobie pytania: „O co tu naprawdę chodzi?”, „Czego nie dostrzegam?”. Czasami będziemy musieli przyznać się do błędu. To bardzo dużo. Nikt nie lubi tego robić.
Pozostałem w kontakcie z tą przedszkolanką. Pewnego razu powiedziała mi, że tego dnia zmieniło się o wiele więcej niż tylko sposób, w jaki wchodziła w interakcję z tym chłopcem i z innymi dziećmi w grupie. Zmieniło się jej całe życie. Zmienił się sposób, w jaki traktuje swoją rodzinę i przyjaciół, a najbardziej zmieniła się ona sama. Twierdzi, że ta zmiana zaszła w ułamku sekundy.
Dlaczego? Czy wcześniej była bezduszna, wypalona jako nauczycielka lub zmęczona pracą z tym chłopcem i gotowa się poddać? Nic bardziej mylnego. Tak naprawdę była współczującą i pełną poświęcenia nauczycielką. Jednak mimo to doszła do przekonania, że z chłopcem jest coś „nie tak”. Takie przekonanie nigdy nie jest słuszne. Coś jest na rzeczy, z całą pewnością, ale nie „coś nie tak”. Chodzi o coś innego. Ta książka jest o tym, jak rozpoznać, co się dzieje z twoim dzieckiem.
Jest na to metoda, sposób na poradzenie sobie z problemami na poziomie ich przyczyn – to Self-Reg. Książka pokaże ci, jak wykorzystać to podejście, a także przyjdzie z pomocą twojemu dziecku. Self-Reg może pomóc nie tylko dzieciom z problemami, lecz każdemu dziecku. W dzisiejszych czasach potrzebujemy tego wszyscy, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Postaraj się! Wciąż to słyszysz. Mówisz to do samego siebie. Więcej siły woli, więcej samokontroli w tym, co jesz, pijesz, mówisz do swojego szefa lub robisz w wolnym czasie9. Powinieneś więcej ćwiczyć, kontrolować wydatki, opierać się niekończącym się pokusom, a jeśli ci się nie uda – a właściwie kiedy ci się nie uda (bo to raczej pewne) – postarać się jeszcze bardziej.
Podobny przekaz dostajemy stale i większość dyskusji o sposobach na pomaganie dzieciom w osiąganiu sukcesu krąży wokół tego samego tematu. Wydaje się jednak, że im bardziej wszyscy się staramy, tym trudniej jest narzucić sobie samodyscyplinę i tym dalej do celu. Strofujemy samych siebie za swoją słabość. Dzieci też tak robią, a obwinianie samych siebie i wstyd stoją na drodze do wszystkich tych dobrych rzeczy w szkole i w życiu, których dla nich chcemy.
Najnowsze osiągnięcia neuronauki odsłaniają tajemnicę tego, co rządzi naszym postępowaniem, a ściślej rzecz ujmując, wyjaśniają, dlaczego czasami trudno jest zareagować tak, jak tego byśmy chcieli. Dzięki postępom w nauce możemy też dowiedzieć się, w jaki sposób zmieniać nasze zachowanie oraz że samokontrola ma niewiele wspólnego z rozwiązaniem naszych problemów. Badania pokazują nam, że im bardziej koncentrujemy się na samokontroli i im bardziej staramy się ją utrzymać, tym trudniejsza może się ona stać i tym trudniej uzyskać pozytywne zmiany w zachowaniu.
Nie zrozumcie mnie źle: samokontrola jest ważna. Wszyscy jesteśmy świadomi istnienia osób, które wzbiły się na szczyty w swojej dziedzinie, będąc modelowymi przykładami samokontroli. Jednak bardziej zasadniczą kwestią jest obciążenie stresem i sposób, w jaki sobie z tym radzimy, czyli to, jak dobry jest nasz mechanizm samoregulacji. Prawdę mówiąc, kiedy dokładniej się przyjrzymy historiom osób, które osiągnęły „sukces życiowy”, zobaczymy, że tym, co naprawdę je wyróżnia, jest niesamowita zdolność do samoregulacji. Im bardziej jesteśmy świadomi tego, że nasz poziom stresu staje się zbyt wysoki, i im lepiej wiemy, jak przerwać to błędne koło, tym lepsza jest nasza samoregulacja. Innymi słowy, lepiej sobie radzimy z ogromną liczbą stresorów w życiu.
Samoregulacja odnosi się do sposobu, w jaki autonomiczny układ nerwowy (AUN) reaguje na stres, uruchamiając procesy metaboliczne, które zużywają energię, a następnie włączając procesy kompensacji, które umożliwiają odzyskanie równowagi i rozwój. Im większe obciążenie stresem, tym mniej mamy zasobów, aby utrzymać samokontrolę, i tym mocniej odczuwamy różne impulsy. W przypadku gdy rozumiemy naturalny proces samoregulacji i podejmujemy pierwsze proste kroki w kierunku pracy zgodnie z tym procesem, a nie wbrew niemu, często znika potrzeba narzucania sobie samokontroli.
Postępy w neuronauce obalają mity na temat przyczyn zachowania
Związek pomiędzy kiepską samokontrolą a słabością jest najbardziej niszczącym aspektem wyjątkowo przestarzałego poglądu, według którego samokontrola to kwestia siły i charakteru. Ten punkt widzenia dominował przez tysiące lat. Kiedy ktoś ocenia nas jako osobę o niskiej samokontroli, wywołuje to w nas niewypowiedziane poczucie winy i samooskarżanie. Współczesna nauka mówi nam, że takie postrzeganie jest nie tylko archaiczne; jest też z gruntu wadliwe.
Jednym z największych przełomów w nauce na temat samoregulacji było odkrycie działania układu limbicznego, który Joseph LeDoux nazwał „mózgiem emocjonalnym”10. Ten zespół podkorowy leży pod korą przedczołową (ang. prefrontal cortex – PFC), a jego główne struktury to ciało migdałowate, hipokamp i podwzgórze. Układ limbiczny, a w szczególności ciało migdałowate, jest źródłem silnych emocji i popędów. Odgrywa kluczową rolę w tworzeniu wspomnień i związanych z nimi skojarzeń emocjonalnych – zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Właśnie tam swoją centralę mają miłość, pożądanie, strach i wszelkie urazy psychiczne.
UKŁAD LIMBICZNY
Kiedyś kuszący był pogląd, że mózg funkcjonuje jako swego rodzaju zhierarchizowana struktura, w której „wyższy” układ wykonawczy w korze przedczołowej rządzi i hamuje impulsy pochodzące z „niższego” układu limbicznego11. Według tej koncepcji impulsom poddajemy się wówczas, gdy kora przedczołowa jest zbyt słaba, żeby zahamować silne impulsy z układu limbicznego. Do tego modelu idealnie pasuje przestarzała i niekwestionowana idea siły woli i samokontroli jako swego rodzaju umysłowego mięśnia12. Tak samo jak w czasach Sokratesa, za remedium uznawano wzmocnienie układu wykonawczego odpowiedzialnego za samokontrolę w taki sam sposób, jak trenuje się mięśnie – przez ćwiczenia i rygorystyczną dyscyplinę. W tym schemacie wyrzeczenie – czyli opieranie się pokusom i „prymitywnym” impulsom – staje się czymś w rodzaju „wyciskania sztangi”.
Jednak nowe odkrycia nauki o mózgu w ciągu ostatnich dwudziestu lat pokazują zupełnie inny obraz. Zdolność kory przedczołowej do odgrywania racjonalnej, hamującej popędy roli – na przykład poprzez tworzenie bilansu natychmiastowych korzyści i długoterminowych strat lub zysków – zostaje znacznie upośledzona, kiedy ktoś jest obciążony nadmiernym stresem13. Szczególnie ważna jest rola podwzgórza, postrzeganego jako „główny układ zarządzania” w mózgu, ponieważ odgrywa ono kluczową rolę w regulacji wielu układów w ciele: układu odpornościowego, układu regulacji temperatury, odczuwania głodu, pragnienia, zmęczenia, rytmu okołodobowego, regulacji tętna i oddychania, trawienia, metabolizmu, naprawy komórek. Reguluje nawet kwestie takie jak słyszenie, mowa, domyślanie się, co ktoś sądzi (tzw. czytanie w myślach), uczucia rodzicielskie i zachowania związane z tworzeniem więzi. Te różne funkcje są związane z najbardziej prymitywną reakcją mózgu na wszystko – od najmniejszych bodźców, poprzez stosunkowo niewielkie stresory, aż po zagrożenia na wielką skalę – albo przynajmniej na to, co nasz układ limbiczny „uzna” za zagrożenie. Dopiero gdy potrafimy wyciszyć tę reakcję, będzie możliwa harmonizacja pozostałych procesów samoregulacji.
Samokontrola jest istotna, ale nie stanowi podstawy organizacyjnej silnego i zdrowego umysłu oraz sukcesu w życiu. Tą podstawą jest samoregulacja.
Trzy elementy harmonii: mózg trójjedyny
W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku Paul MacLean, neurobiolog z Yale, stworzył teoretyczny model mózgu, który nadal jest bardzo przydatny14. Według tego modelu mamy właściwie trzy oddzielne mózgi, a każdy z nich rozwinął się w innym okresie naszej ewolucji i są one ułożone warstwowo jeden na drugim. Górna i zarazem przednia warstwa to, jak sama nazwa sugeruje, „najnowsza” część mózgu, kora nowa. Wspiera ona wyższe funkcje, takie jak język, myślenie, czytanie w myślach i samokontrola. Pod nią leży znacznie starszy, paleolityczny mózg ssaczy, który zawiera układ limbiczny i jest miejscem związanym z silnymi skojarzeniami emocjonalnymi i popędami. Najgłębiej znajduje się najstarszy i najbardziej prymitywny, tak zwany mózg gadzi, który ściśle współpracuje z układem limbicznym w zakresie regulacji pobudzenia i czujności.
MÓZG TRÓJJEDYNY
Model MacLeana to swego rodzaju uproszczenie. Pomaga on jednak w rozumieniu różnicy neurofizjologicznej pomiędzy samokontrolą a samoregulacją. Samokontrola jest zjawiskiem związanym z „korą nową”, wspomaganym przez niewielką liczbę układów w korze przedczołowej, podczas gdy na samoregulację wpływają układy mieszczące się głęboko w mózgu ssaczym i gadzim – układy, które nie tylko są aktywowane niezależnie od funkcji przedczołowych, a nawet przed nimi, ale także mogą poważnie ograniczyć ich działanie.
Czujny mózg: stworzony, aby nas chronić i bronić przez całą dobę
Podwzgórze nadzoruje nasze „wewnętrzne środowisko”, zapewniając na przykład utrzymanie temperatury ciała na poziomie około 36,6°C, właściwy poziom sodu i glukozy we krwi, odpoczynek i regenerację niektórych układów oraz działanie tych, które podczas snu dokonują naprawy i umożliwiają zdrowienie. Jeśli temperatura na zewnątrz nagle spada, podwzgórze uruchamia reakcję metaboliczną w celu wytworzenia ciepła w ciele: oddech i tętno przyspieszają, drżymy, nasze zęby szczękają. Wszystkie te procesy zużywają olbrzymią ilość energii.
Chłód na zewnątrz jest przykładem „stresora” środowiskowego, który monitoruje i na który reaguje autonomiczny układ nerwowy (AUN)15. Jeśli jest zbyt wiele takich zewnętrznych „kosztów” oprócz zwykłych emocjonalnych, społecznych i poznawczych stresorów, układ limbiczny może stać się nadwrażliwy i reagować na najdrobniejsze oznaki zagrożenia. Układ ten uznaje dany bodziec za zagrażający, jeszcze zanim kora przedczołowa ma szansę zdecydować, czy naprawdę jest to zagrożenie, i uruchamia alarm – na podobieństwo alarmu w samochodzie, który uruchamia się pod wpływem ruchu lub wibracji – powodując wyrzut neuroprzekaźników, które wspomagają radzenie sobie z niebezpieczeństwami, czyli przełącza organizm w tryb walki lub ucieczki. Jeśli to nie działa, mózg ucieka się do trybu zamrożenia – na podobieństwo zachowań niektórych zwierząt udających martwe w obliczu zagrożenia. Najstarsza część „mózgu trójjedynego”, mózg gadzi, reaguje na niebezpieczeństwo, wyzwalając adrenalinę i uruchamiając złożony łańcuch reakcji neurochemicznych, które powodują wyrzut kortyzolu.
Te neuroprzekaźniki powodują przyspieszenie tętna i oddechu oraz wzrost ciśnienia krwi w celu dostarczenia glukozy i tlenu do głównych mięśni (płuca, gardło i nos są szeroko otwarte)16. Poziom energii wzrasta. Metabolizowany jest tłuszcz z komórek tłuszczowych i glukoza w wątrobie. Zwiększa się czujność i reaktywność: rozszerzają się źrenice, podnoszą się włoski na skórze (co pozwalało naszym przodkom z podrodziny Homininae sprawiać wrażenie większych i groźniejszych), otwierają się gruczoły potowe jako część mechanizmu chłodzenia i uwalniane są endorfiny, aby zwiększyć tolerancję na ból.
Ten system „alarmowy” jest bardzo prymitywny, przynajmniej z punktu widzenia współczesnego życia. Dla niego nie ma różnicy pomiędzy wrogiem prawdziwym a udawanym, na przykład z gry RPG: w obu przypadkach uwalnia się adrenalina. Układy te są stworzone dla gadów i ssaków w naturalnym środowisku i nie są w stanie ocenić powagi zagrożenia ani tego, jak długo się ono utrzyma. Alarm pozostaje włączony, a układ jest cały czas w trybie walki lub ucieczki i cały czas uwalnia hormony stresu, które w nadmiarze mogą zakłócić normalne funkcjonowanie narządów i układów, a nawet uszkodzić komórki w pewnych obszarach rozwijającego się mózgu.
Aby mieć wystarczająco dużo energii, by przetrwać w tym ciągłym stanie podwyższonego poziomu stresu, nasze organizmy wyłączają wszelkie funkcje zużywające energię, ale niekonieczne dla przeżycia w momencie zagrożenia. Jest to sposób natury na to, by skierować maksymalną dawkę energii do układów potrzebnych, aby poradzić sobie z bieżącą niebezpieczną sytuacją. Lista tych nieistotnych z punktu widzenia zagrożenia funkcji, które spowalniają lub zostają zatrzymane, jest niezwykła i stanowi klucz do zrozumienia, dlaczego tak trudno jest o samokontrolę właśnie wtedy, kiedy jej potrzebujemy.
Tryb walki lub ucieczki przekierowuje energię i zużywa zasoby
W trybie walki lub ucieczki energia jest wycofywana z układów, które z punktu widzenia trybu alarmowego są nieistotne, takich jak na przykład układ trawienny. Rozleniwienie, jakie czujemy po obfitym posiłku, świadczy o tym, jak wiele energii wymaga proces trawienia – z grubsza od 15 do 20 procent całkowitej energii w ciele, czyli tyle samo, ile zużywa mózg w trakcie codziennych aktywności. Trawienie zabiera od czterech godzin do kilku dni i jest „kosztowne energetycznie”, ponieważ trzeba dużo wysiłku, by wytworzyć odpowiednią równowagę chemiczną w żołądku potrzebną do strawienia jedzenia oraz by wyprodukować enzymy, które rozkładają i transportują składniki odżywcze do całego organizmu. Wśród funkcji metabolicznych spowalnianych albo zatrzymywanych pod wpływem stresu znajdują się funkcje układu odpornościowego, naprawa i wzrost komórek, przepływ krwi do naczyń włosowatych (ten mechanizm ma na celu zapobieganie wykrwawieniu się na śmierć w razie zranienia) i reprodukcja17.
Można się dziwić, co to wszystko ma wspólnego z utratą panowania nad sobą albo ze zjedzeniem dodatkowego kawałka ciasta, które zamierzaliśmy zostawić na talerzu, albo z napadami złości, kryzysami emocjonalnymi czy lękiem przed lekcją matematyki. Rzecz w tym, jaki wpływ na nasze „racjonalne” funkcje wspierane przez aktywność kory przedczołowej ma tryb „walki lub ucieczki”.
Przypomnij sobie chwile odczuwania totalnej wściekłości na swojego ośmiolatka z powodu czegoś, co zrobił, mimo że tysiące razy słyszał, że nie powinien. Jak bardzo racjonalne było twoje zachowanie? Czy nie wystąpiły kłopoty z mową, a może nawet z myśleniem? W momentach wściekłości zazwyczaj mamy trudności z wysłowieniem się, ponieważ przejmują nad nami kontrolę mózgi gadzi i ssaczy, a lewa strona naszej kory przedczołowej zostaje wykluczona z gry. Tracimy te wszystkie wspaniałe wyższe funkcje, które działają dzięki korze przedczołowej: język, myślenie refleksyjne, „czytanie w myślach” na podstawie wskazówek społecznych i emocjonalnych, empatia oraz oczywiście samokontrola!
Biolodzy molekularni dokonują fascynujących odkryć dotyczących tego, które funkcje są wyłączane w trybie walki lub ucieczki18. Na przykład nagły silny stres powoduje kurczenie się mięśni w uchu środkowym, wyciszając częstotliwości charakterystyczne dla głosu ludzkiego i wzmacniając wrażliwość na dźwięki o niskich częstotliwościach. Dla mózgu gadziego i ssaczego ma to sens: dźwięki o niskiej częstotliwości mogą oznaczać obecność drapieżnika w krzakach. Jednak dla nas jest to wyjaśnienie, dlaczego nasze zestresowane lub rozkojarzone dzieci wydają się nas ignorować, dopóki nie staniemy bezpośrednio nad nimi. A jeśli staniemy nad nimi, prawdopodobnie nasz ton głosu i mowa ciała dodatkowo zwiększą postrzegane zagrożenie.
W trybie walki lub ucieczki aktywność naszego współczesnego mózgu społecznego (związana przede wszystkim z przetwarzaniem językowym) zostaje zahamowana i natychmiast cofamy się do stadium rozwoju sprzed tysięcy lat (przed powstaniem języka), w którym główną rolę odgrywają prymitywne mechanizmy związane z przetrwaniem osaczonego zwierzęcia.
Samoregulacja: jak mózg równoważy pobudzenie oraz regulacja pobudzenia
Autonomiczny układ nerwowy reguluje przechodzenie pomiędzy stanami pobudzenia: od głębokiego snu, przez najniższy z możliwych poziomów pobudzenia, aż po najwyższy, w którym się zatapiamy – w takim właśnie stanie jest dziecko podczas ataku złości19.
Najłatwiej zrozumieć pojęcie regulacji pobudzenia, kiedy wyjaśnimy je jako funkcję działających przeciwstawnie sił: aktywacji ze strony współczulnego układu nerwowego, która nas pobudza, i hamowania ze strony przywspółczulnego układu nerwowego, które wszystko spowalnia. Działa to tak, jakby mózg naciskał pedał gazu lub hamulec. Poziom pobudzenia lub spowolnienia potrzebnego dla poszczególnych zadań różni się w zależności od sytuacji i oczywiście od naszych zasobów. Każdego dnia przez cały czas przesuwamy się w górę lub w dół na tej skali pobudzenia20. Kiedy wzrasta pobudzenie, wzrasta też zużycie energii, a kiedy pobudzenie spada, odbudowujemy nasze zasoby:
Im większy poziom stresu u dziecka, tym trudniej jego mózgowi poradzić sobie z przechodzeniem pomiędzy tymi stanami. Funkcja „odprężenie” zaczyna tracić swoją elastyczność, w wyniku czego dziecko może „utknąć” w stanie nadmiernego lub zbyt małego pobudzenia21. Pomyśl na przykład o dziecku, któremu trudno jest zacząć cokolwiek robić, albo o dziecku, które nie może usiedzieć na miejscu.
Prawdopodobnie najpoważniejszą kwestią jest sposób, w jaki „odpala się” ten tryb walki lub ucieczki, w którym niewiele trzeba, by dziecko wytrącić z równowagi. W takim stanie dziecko się od nas odsuwa. Rodzice często postrzegają takie zachowanie jako swego rodzaju odrzucenie. Jednak tak naprawdę jest to wynik działania innej „hierarchii w mózgu”, czyli zestaw naturalnych biologicznych reakcji na zagrożenie:
• Zaangażowanie społeczne.
• Walka lub ucieczka (pobudzenie pod wpływem działania układu współczulnego).
• Zamrożenie (działanie układu przywspółczulnego).
• Dysocjacja (poczucie przebywania „poza ciałem”, w którym ludzie mają wrażenie, że to, co im się przydarza, dotyczy kogoś innego).
Ta „hierarchia reakcji stresowych”22 odzwierciedla model mózgu „trójjedynego” stworzony przez MacLeana – od zaangażowania społecznego związanego z „najnowszym” układem mózgowym znajdującym się w korze przedczołowej, po przestarzałe mechanizmy reagowania na niebezpieczeństwo. Kiedy nie można się zaangażować w interakcje społeczne lub nie są one wystarczające, mózg przełącza się w tryb walki lub ucieczki. W tym stanie nie tylko ustają interakcje społeczne, ale mogą one także stać się stresorem same w sobie – na przykład dziecko ucieka od nas albo angażuje się w walkę z nami, nawet wtedy, kiedy to my jesteśmy dokładnie tym zasobem, którego potrzebuje najbardziej. Jeśli niebezpieczeństwo się utrzymuje, mózg przełącza się w stan zamrożenia, aby zebrać swoje ostatnie rezerwy energii potrzebne do ostatecznego zrywu w walce o przetrwanie. Ostatni etap, dysocjacja, stanowi mechanizm nastawiony bardziej na redukcję cierpienia psychicznego i fizycznego niż na przetrwanie.
W stanie chronicznego nadmiernego lub zbyt małego pobudzenia następuje zasadnicze przełączenie z „mózgu uczącego się” na „mózg walczący o przetrwanie” 23. Dziecko napotyka wtedy na ogromne trudności podczas koncentracji na bodźcach docierających z zewnątrz lub z jego własnego wnętrza. Problemem staje się także ich przetwarzanie. Łatwo się wtedy „wyłącza”, staje się impulsywne i/lub agresywne (agresję może kierować zarówno przeciwko samemu sobie, jak i przeciwko innym). Dzieci, które chronicznie „odpływają myślami”, czy też te nadaktywne, nie są w jakikolwiek sposób „słabsze” ani nie starają się za mało. One po prostu doświadczają nadmiernego stresu.
Dzieci nie można zmusić, aby się „uspokoiły”, a grożenie im karą, jeśli tego nie zrobią, zwiększa dodatkowo poziom stresu, którego już i tak doświadczają. Nadmierne lub zbyt małe pobudzenie to nie jest ich wybór, nie mogą też się „uspokoić”, jeśli nie wiedzą jak. Self-Reg daje im narzędzia i umiejętności, aby to zrobić.
Wojna z samym sobą: ogromne koszty wewnętrznej walki
Chroniczny stan podwyższonego pobudzenia sprawia, że alarm w układzie limbicznym staje się tak wrażliwy na stres, że bardzo niewiele trzeba, aby go uruchomić24. Zmienia się percepcja, ponieważ zachodzi torowanie – system nastawia się na wyszukiwanie zagrożeń, nawet jeśli one nie istnieją. Godne uwagi są wyniki doświadczeń, które wykazały, że dzieci o chronicznym nadmiernym lub zbyt małym pobudzeniu częściej określają neutralne twarze aktorów jako wrogie.
Z ewolucyjnego punktu widzenia ma to głęboki sens w niebezpiecznym środowisku. Problem w tym, że im częściej alarm się uruchamia, tym intensywniejsze jest torowanie, w tym większej gotowości jest system i tym łatwiej go uruchomić. Niestety, alarmy są uruchamiane o wiele za często i zbyt łatwo, do momentu kiedy już nawet nie zauważamy, że to się dzieje.
Weźmy na przykład typowy dzień pracy: dzwoni budzik (istnieje powód, dlaczego w telefonach komórkowych często budzik określany jest nazwą „alarm”), wyrywając nas nagle ze snu prosto w stan nadmiernego pobudzenia, szczególnie jeśli zbyt krótko lub kiepsko spaliśmy tej nocy. Musimy poganiać dzieci, żeby pośpieszyły się ze wszystkimi porannymi czynnościami, odwozimy je do szkoły i jedziemy do pracy, w tłumie, korkach, hałasie i spóźnieni. Nasze obciążenie stresem jest wysokie, pomimo że dzień pracy nawet jeszcze się nie zaczął.
Być może uspokoi cię kawa i pączek na drugie śniadanie. W procesach fizjologicznych znajdziemy uzasadnienie dla faktu, że taki smakołyk koi nasze nerwy i kojarzy się z pozytywnymi emocjami. Ale być może twoja potrzeba sięgania po przekąski wymyka się spod kontroli i masz poczucie winy, kiedy sobie pobłażasz, więc zaczynasz walczyć z pokusą. Już sama walka z popędami może cię wprowadzić w tryb walki lub ucieczki, a złość na siebie za brak samokontroli – później, kiedy już z powrotem włączy się kora przedczołowa – sprawi, że staniesz się bardziej podatny na przejście w tryb walki lub ucieczki, który już znasz i którego się obawiasz.
Licząca 2,5 tysiąca lat koncepcja, że doświadczamy swego rodzaju „wojny” pomiędzy naszymi funkcjami wykonawczymi a impulsami, okazuje się być świetną metaforą dla stanu, w którym strofujemy samych siebie za nasz brak samokontroli25. Za ideą samokontroli stoi przekonanie, że jeśli uda nam się wyćwiczyć ów „mięsień” („charakter”, „determinację”, „samodyscyplinę”), by wygrać tę wojnę, to oprzemy się także impulsowi, aby poddać się wtedy, kiedy jest trudno – z dzieckiem, z partnerem, w pracy. W zasadzie uczymy się radzić sobie z poczuciem dyskomfortu bez „poddawania” mu się. Jednak koszty wojny są zawsze duże, a w tym przypadku zbiera ona obfite żniwo w postaci naszych zasobów energetycznych.
W końcu poczujemy efekty, nawet jeśli nie w danym momencie, to później, w postaci jeszcze trudniejszych do opanowania negatywnych emocji lub potrzeby wynagrodzenia sobie trudów, lub też w postaci poważniejszego problemu ze zdrowiem fizycznym lub psychicznym albo kryzysu emocjonalnego. Badania naukowe wykazały, że zwiększenie nacisku na daną osobę zwiększa siłę oddziałujących na nią impulsów i zmniejsza poziom samokontroli. Zgodnie z metodą samoregulacji zamiast ignorować te uczucia, powinniśmy nauczyć się rozpoznawać je jako oznaki, że nasz poziom stresu jest zbyt wysoki – czyli że nasz system alarmowy jest ciągle włączony, bo tym, co naprawdę ważne, jest umiejętność wyłączania alarmu.
1 Naukowe znaczenie „temperamentu” bardzo się zmieniło w ciągu ostatnich lat, szczególnie dzięki badaniom wpływu fizjologii prowadzonym przez Mary Rothbart. Zob. Rothbart, M.K. Becoming who we are: Temperament and personality in development, Guilford Press, 2011.
2 Baumeister, R.F., Vohs, K.D. (2003). „Self-regulation and the executive function of the self” w: Handbook of self and identity, 1, s. 197–217.
3 Burman, J.T., Green, C.D., Shanker, S.G. (2015). „The six meanings of SelfRegulation” w: Child Development.
4 Cannon, W.B. The way of an investigator: a scientist’s experiences in medical research, WW Norton & Company, 1945; Jackson, M. The age of stress: science and the search for stability, Oxford University Press, 2013; Selye, H. The Stress of Life, Nowy Jork, 1956, s. 52–67; Sternberg, E.M. The balance within: The science connecting health and emotions, Macmillan, 2001.
5 Greenspan, S.I., Salmon, J. The challenging child: Understanding, raising, and enjoying the five „difficult” types of children. Da Capo Press, 1996.
6 Shanker, S. Casenhiser, D. „Reducing the effort in effortful control” (2013); Peterson, Ch. Seligman, M. Character Strengths and Virtues (2004).
7 Mischel, W. Test Marshmallow. O pożytkach płynących z samokontroli, Smak Słowa, 2015.
8 Zob. Lupien, S. Well stressed: Manage stress before it turns toxic. John Wiley & Sons, 2012.
9 Ryan, N. (2012) – recenzja książki „Willpower: Rediscovering the greatest human strength” Roya F. Baumeistera i Johna Tierneya (polski tytuł: „Siła woli. Odkryjmy na nowo to, co w człowieku najpotężniejsze”) w: The Journal of Positive Psychology, 7(5), 446–448.
10 LeDoux, J. Mózg emocjonalny. Tajemnicze podstawy życia emocjonalnego, Media Rodzina, 2000.
11 von Sömmerring, S. T. Vom Baue des menschlichen Körpers (t.1). Varrentrapp und Wenner, 1791.
12 Źródłem tego klasycznego sposobu rozumienia „samokontroli” była interpretacja „Iliady” przez Platona; zob. Shanker, S. (2012) „Emotion regulation through the ages” w: Foolen, A., Lüdtke, U.M., Racine, T.P., Zlatev, J. (red.) Moving ourselves, moving others: motion and emotion in intersubjectivity, consciousness and language (t. 6). John Benjamins Publishing, 2012.
13 Autorką przełomowych badań na temat tego „wyciszania” grzbietowo-bocznej części kory przedczołowej (DLPFC) jest Nora Volkow – zob. na przykład: Volkow, N., Baler, R. Addiction: A Disease of Self-Control.
14 MacLean, P.D., Kral, V.A. A Triune Concept of the Brain and Behaviour, University of Toronto Press, 1973.
15 Selye, H. Stres okiełznany, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1978.
16 Cannon, WB: Bodily changes in pain, hunger, fear and rage, wyd. 2, D. Appleton and Co., Nowy Jork, 1929.
17 Gabor Maté, Ciało a stres, Świat Książki, 2004.
18 Porges, S.W. The Polyvagal Theory: Neurophysiological Foundations of Emotions, Attachment, Communication, and Self-regulation (Norton Series on Interpersonal Neurobiology), WW Norton & Company, 2011.
19 Lillas, C., Turnbull, J. Infant/child mental health, early intervention, and relationship-based therapies: A neurorelational framework for interdisciplinary practice, WW Norton & Company, 2009.
20 Aby przyspieszyć albo wjechać pod górkę, wciskasz gaz (aktywacja współczulnego układu nerwowego – można to skojarzyć ze współczuciem w działaniu); aby zwolnić lub zatrzymać się, wciskasz hamulec (hamujące działanie przywspółczulnego układu nerwowego – słowa przywspółczulny i pauza oba zaczynają się na „p”). Kiedy jest duży ruch uliczny, jedziesz, wciąż naciskając gaz i hamulec, nie ruszając ani nie zatrzymując zbyt często. Podobnie jest w wielu trudnych sytuacjach – mózg wciąż nieświadomie i bez wyraźnych przejść aktywuje na przemian te dwa układy. Właściwie działają one przy każdym naszym oddechu: tętno i ciśnienie krwi rozszerza płuca, nasączając je tlenem; na maksymalnym wdechu na chwilę się zatrzymujemy, a następnie układ przywspółczulny uruchamia proces powrotu do równowagi, obniżając tętno i ciśnienie, podczas gdy nasze płuca pozbywają się dwutlenku węgla.
21 McEwen, B.S., Schmeck, H.M. The hostage brain, Nowy Jork: Rockefeller University Press, 1994.
22 Porges, S. The Polyvagal Theory, 2011.
23 Ford, J.D., Wortmann, J. Hijacked by your brain: how to free yourself when stress takes over, Sourcebooks, 2013; Blakemore, S. J., Frith, U. Jak uczy się mózg, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2008. Zob. także: Posner, M.I., Rothbart, M.K. Educating the human brain, American Psychological Association, 2007.
24 Levine, P.A., Frederick, A. Obudźcie tygrysa: leczenie traumy, Wydawnictwo Czarna Owca, 2012.
25 Shanker, S. „Emotion regulation through the ages” w: Foolen, A., Lüdtke, U.M., Racine, T.P., Zlatev, J. (red.) Moving Ourselves, Moving Others: motion and emotion in intersubjectivity, consciousness and language, John Benjamins Publishing Company, 2012.