Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nadciąga ostateczna Nawałnica.
W pojedynkę nikt nie ujdzie z życiem!
Fuks i jego kompani pokonali psy Terrora, lecz w ich nowym świecie wciąż kryje się mnóstwo zagrożeń. Sfora dociera na brzeg dziwnego jeziora, które wydaje się rozpościerać bez końca. Fuks odkrywa smutną prawdę, że pożywienia nie wystarczy dla wszystkich, a woda wokoło jest niezdatna do picia. Opuszczone obozowisko Długonogich może okazać się wybawieniem, ale też i pułapką… Choć nadchodzi zima i psom coraz trudniej znaleźć schronienie, alfa dba przede wszystkim o własne potrzeby. Gdy Psy Bojowe próbują zmieść sforę alfy z powierzchni ziemi, Fuks stara się zapewnić przyjaciołom bezpieczeństwo. Dręczą go jednak wizje Nawałnicy Psów – potwornej bitwy, która z dnia na dzień jest coraz bliżej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 279
DZIKA SFORA (w kolejności określonej przez rangę)
Alfa — wielki półwilk o żółtych oczach i szaro-białej sierści
Beta — drobna, zwinna suczka o krótkiej szarej sierści (znana też pod imieniem Słodka)
Myśliwi
Ognisty — masywny, brązowy, kudłaty pies z długimi uszami
Werwa — mała suczka z biało-brązową sierścią
Wiosna — suczka z ciemną sierścią w czarne łatki
Fuks — białozłoty pies o gęstej sierści
Bruno — duży, waleczny pies o gęstej brązowej sierści i zawadiackim spojrzeniu
Bella — białozłota suczka o gęstej sierści
Miki — smukły czarno-biały pies pasterski
Psy patrolowe
Luna — czarno-biała suczka, pies farmerski
Strzała — szczupła brązowo-biała suczka myśliwska
Marta — gigantyczna suczka o szerokim pysku, a także gęstej i grubej sierści
Stokrotka — mała suczka o białej sierści z brązowym ogonem
Maruda — mały czarny i dziwnie zbudowany pies z maleńkimi uszami i pomarszczonym pyskiem
Omega — drobna suczka z długą białą sierścią (znana też jako Promyk)
Szczenięta
Kręcioł/Żuk — czarno-biały kudłaty pies (szczenię Ognistego i Luny)
Kichawa/Zadra — czarna, kędzierzawa suczka (szczenię Ognistego i Luny)
Liza/Nawałnica — brązowo-płowa suczka bojowa
PSY BOJOWE (w kolejności określonej przez rangę)
Alfa — smukła, czarno-brązowa suczka z białym znamieniem w kształcie kła pod uchem (znana też jako Kosa)
Beta — ogromny, czarno-brązowy pies (znany też jako Młot)
Rapier — brązowo-płowy pies z krótkim pyskiem
Strzelba — czarno-brązowa suczka
Brutal — czarno-brązowy pies
Rozpruwacz — czarno-brązowy pies
Rewolwer — czarno-brązowy pies
Topór — wielki czarno-brązowy pies
Maczuga — wielka czarno-brązowa suczka
Cios — mocarny czarno-brązowy pies
Muszkiet — czarno-brązowy pies
Berta — brązowo-płowa suczka
Harpun — czarno-brązowy pies
Grot — młody czarno-brązowy pies
Omega — drobny czarno-brązowy pies (znany też jako Pocisk)
Szczenięta
Kieł — brązowo-płowy pies
SAMOTNE PSY
Stary Łowca — duży i dobrze zbudowany pies z płaskim pyskiem
Tik — brązowy pies myśliwski w czarne łatki, który utyka
Szczenięta przepychały się, kto pierwszy na zewnątrz. Wśród nich Japa uderzał drobnymi łapkami w drzwi z przeźroczystego kamienia i skowyczał. Długonogi szedł przez pomieszczenie, wymijając ich z tym samym rozbawionym warczeniem co każdego poranka.
Siostra z miotu Japy, Kwik, staranowała go złotawym pyskiem, a on szturchnął ją żartobliwie.
— Cierpliwości — zbeształa ich Psia Mama. — Nie jesteście już małymi szczeniątkami.
Japa natychmiast się uspokoił, skulił pierś i uniósł łebek.
Pies Słońce sunął po niebie, muskając przeźroczysty kamień oślepiającymi promieniami. Japa zmrużył oczy i powiedział sobie, że ma już prawdziwe imię — Fuks, chociaż jeszcze się do niego nie przyzwyczaił, i musi zachowywać się jak dorosły pies. Skupiony przyglądał się, jak Długonogi wyciąga nad nimi łapę, by otworzyć drzwi.
Będę cichy i cierpliwy jak Psia Mama — postanowił Japa. Powstrzymał się i w odróżnieniu od rodzeństwa z miotu przestał podskakiwać i nie szczekał. Kiedy jednak drzwi z przeźroczystego kamienia stanęły otworem, dał susa na zewnątrz wraz z pozostałymi szczeniętami.
— Ścigamy się! — zawyła Kwik, pędząc po podwórzu.
Japa ruszył za nią, lecz szybko się zatrzymał. Ziemia była srebrnobiała i błyszczała jak lśniące pazury. Chrzęściła mu pod łapami, a w dotyku była chropowata i zimna.
Psia Mama podeszła do niego od tyłu.
— To przymrozek. Jest nieszkodliwy.
Kwik kręciła się po trawie ze sterczącym ogonkiem. Pozostałe szczenięta trącały łapkami ziemię i odwracały się do swojej Psiej Mamy z wytrzeszczonymi oczami.
Japa obwąchał trawę nerwowo.
— Lodowata!
Psia Mama polizała go po uchu krzepiąco.
— Jest zimna, ale niegroźna. Nie zrobi wam krzywdy.
To podniosło Japę na duchu. Powtórzył sobie, że jest już prawie dorosłym psem, a nie jakimś zalęknionym szczeniakiem. Odsunął się od Psiej Mamy i zaczął węszyć przy trzeszczącej trawie. Opuścił pysk, a trawa połaskotała go w wibrysy. Z zaskoczeniem odkrył, że codzienne aromaty podwórza zamaskował wilgotny chłód. Ani trochę nie czuć było bujnej ciemnej gleby pod trawą ani gorzkawej woni owadów. Zaciągnął się głęboko. Poczuł dreszcz podniecenia. Udało się, wywąchał coś tuż pod zapachem przymrozku — trop ciepłego ciała.
Niedawno przeszło tędy coś małego i smakowitego.
Japa zaczął merdać ogonem, lecz się pohamował. Reszta szczeniąt ganiała się nawzajem przy drzwiach na podwórze, podskakując i skomląc donośnie. Nie zwracał na nich uwagi. Pod przymrozkiem przekradała się zwierzyna, a on ją znajdzie! Udowodni Psiej Mamie, że nie jest już małym szczeniakiem. Ale przydałaby mu się pomoc.
Zastygł na chwilę z opuszczonym łbem. Jak by to powiedziała jego Psia Mama?
O Psie Lasu, obrońco myśliwych, mądry, szybki i dzielny, proszę, prowadź mnie do zwierzęcia, które mieszka pod przymrozkiem — pomyślał.
Polizał się po przedniej łapie z satysfakcją — dobrze wyszło. Oby na Psim Duchu zrobiło to wrażenie.
Niemal natychmiast w powietrze wzbiła się woń ciepłego ciała. Pies Lasu mnie wysłuchał! — ucieszył się Japa i niezwłocznie zaczął tropić zapach. Dreptał z nosem przy chrzęszczącej trawie, aż na skraju podwórza natrafił na nieduży drewniany budynek Długonogich. Ku rozczarowaniu Japy zapach tam zanikł. Piesek węszył gorączkowo.
Gdzie jest? Gdzie się podziała zwierzyna?
Woń powróciła i Japa oblizał siekacze. Był pewien, że źródło zapachu jest blisko. Zignorował skowyt reszty miotu i skoncentrował się wyłącznie na woni. Wydobywała się chyba spod niedużego budynku Długonogich. Japa trącił drewno truflą. Będzie musiał się jakoś pod nie dostać. Zaczął drapać ziemię, ale przez gmatwaninę zmarzniętej trawy niepodobna było się dogrzebać pod budynek. Wyrwało mu się ciche warknięcie, ale uciszył się.
By być dobrym łowcą, trzeba być cierpliwym. Psia Mama go tego nauczyła.
Japa wziął głęboki oddech i zaczął od nowa. Był pewien, że zapach dobywa się spod desek. Musiał się jakoś do niego dostać… Zaczął węszyć dookoła budynku. Zapach przybrał na sile, a Japie aż ogon drgnął z podniecenia. Znalazł dziurę! Zapewne jakieś stworzonko wykopało tunel pod budynkiem Długonogich.
— Japo, co robisz? — szczeknęła Psia Mama, stojąc przy drzwiach z przeźroczystego kamienia.
— Nic, zaraz przyjdę!
Zrobię jej niespodziankę, przynosząc zdobycz, będzie ze mnie taka dumna! — pomyślał podekscytowany i zerknął szybko w jej stronę. Kwik skakała wokół Psiej Mamy i ciągnęła ją za ogon. — To powinno Psią Mamę na chwilę zająć. Potrzebuję tylko trochę czasu, by dorwać to stworzonko…
Wcisnął łeb do dziury. Otwór nie był szeroki, ale woń zwierzęcia była teraz znacznie silniejsza, słodko-słona, i Japie ślina napłynęła do ust. Wepchnął pysk głębiej, kręcąc głową. Tunel zdawał się biec tuż pod drewnianym budynkiem. Stworzonko na pewno tu było, prawdopodobnie spało — spod ziemi nie dobiegał szum, nic się nie ruszało, a słodko-słony aromat czuć było coraz mocniej.
Japa zaczął kopać. Gleba była twarda i zmarznięta. Kosztowało go mnóstwo wysiłku, by przecisnąć obie łapki do przodu i wślizgnąć się do dziury, ale udało się. Skoro mógł się już wspomóc przednimi łapkami, łatwiej mu było przeryć korytarz w ziemi. W smugach światła zobaczył, że się nie mylił — dziura stanowiła swego rodzaju przejście prowadzące w głąb pod budynkiem Długonogich. Japa napierał łapami na lodowatą ziemię, wkręcał się, grzebał, a zapach ciepłego ciała narastał. Wcisnął się głębiej, tak że na zewnątrz wystawały już tylko jego tylne łapy.
Znieruchomiał, gdy nagle nad jego głową zapadła cisza. Ani drgnął, a mimo to niespodziewanie łapki zaczęły mu się ześlizgiwać. Próbował się wycofać na powierzchnię, ale sucha glina posypała się na niego i pogrążyła go w ciemności. Ujadanie rodzeństwa z miotu przycichło.
— Pomocy! — krzyknął Japa, łykając pełno ziemi i osuwając się coraz głębiej. Krztusił się, ale próbował dalej. Szczekał gorączkowo, lecz jego głos stłumiła Pies Ziemia.
Uwięziony przez zimną glebę Japa nie wiedział już nawet, gdzie jest góra, a gdzie dół. Czuł, jak dudni mu w uszach ze strachu. Machał łapkami, lecz z każdym ruchem pogrążał się w dziurze głębiej. Kiedy na moment zamarł, by ostrożnie złapać oddech, zauważył, że dookoła było ciemno i cicho. Zniknął nawet zapach stworzonka. Z walącym w piersi sercem Japa przypomniał sobie, jak Kwik mu mówiła, że Pies Ziemia pożera psy, gdy jest głodna. Wówczas nie uwierzył siostrze z miotu — bo niby skąd miałaby o tym wiedzieć? Teraz jednak nie był już tego taki pewien… Sapał, dyszał, skowyczał do swojej Psiej Mamy. Im mocniej się szarpał, tym gorzej się czuł. Powietrze było rozrzedzone i w głowie zaczęło mu się kręcić.
Proszę, Psie Ziemi! — zaklinał w myślach. — Proszę, wypuść mnie!
Wyobrażał ją sobie jako wielką czarną bestię, rozległą na cały świat. Co dziwne, na myśl o tym przerażenie ustąpiło, a oddech się wyrównał. Potem coś usłyszał.
— Już dobrze, Japo! Jestem tutaj.
To była jego Psia Mama! Jej słowa tłumiła ziemia. Wydawało się, że głos dobiega ze strasznie wysoka.
— Słyszysz mnie? Nie denerwuj się i chodź do mnie. Powoli.
Wydusił z siebie tylko ciche kwilenie.
— Jestem tu, Japo, zaraz obok.
Bardzo ostrożnie wsparł się na prawej przedniej łapie. Ziemia wokół niej drgnęła, lecz się nie osunęła. Japa postawił lewą łapę i przyciągnął tylne nogi bliżej reszty ciała. Powoli zaczął sunąć w stronę, z której dobiegał głos Psiej Mamy.
— Dobrze, Japo, został już tylko kawałek.
Jej głos słychać było teraz z mniejszej odległości. Japa miał ochotę rzucić się naprzód, ale powstrzymał się — zamiast tego zrobił kroczek w tamtą stronę, potem następny i stopniowo przeciskał się w górę. Chwilę później przebił pyskiem ostatnią warstwę gleby i łapczywie zaczerpnął tchu.
Przy wtórze ujadania jego rodzeństwa z miotu Psia Mama zacisnęła zęby na jego karku, szarpnęła zdecydowanie i wyrwała Japę z dziury, po czym postawiła przy sobie.
Szczeniaki obskoczyły Japę, zaczęły go lizać i podgryzać.
— Mój niemądry braciszek! — szczeknęła Kwik, łasząc się do niego. — Już myślałam, że po tobie!
— Dajcie mu odetchnąć! — warknęła Psia Mama, a szczenięta odskoczyły, by mogła oczyścić mu mordkę z gliny. Przycisnęła Japę pyskiem do chłodnej trawy i zawarczała: — Nigdy więcej tego nie rób! — Potem dodała łagodniej: — Nie mogę cię stracić, szczeniaczku.
Japa przymknął powieki z obezwładniającą ulgą.
— Bałem się — szepnął do Psiej Mamy. — Myślałem, że Pies Ziemia mnie połknęła i już nigdy nie wydostanę się na zewnątrz. Próbowałem z nią walczyć, ale przez to było jeszcze gorzej. Dopiero gdy przestałem się miotać, strach ustąpił.
Otworzył oczy. Psia Mama patrzyła na niego czule.
— Nie musisz z nią walczyć. Pies Ziemia zabiera nas tylko wtedy, gdy umieramy — przypomniała mu. — Wcześniej nas chroni i dodaje nam sił. Czuwa nad nami dniem i nocą. Gdy będziesz jej potrzebował, pomoże ci.
Japa rozważał słowa Psiej Mamy, a otaczająca go sfora szczeniąt zlizywała mu ziemię z sierści.
Gdy będziesz jej potrzebował, pomoże ci…
Była bezchmurna noc. Fuks obudził się i zadrżał. Psy tuliły się do siebie pod krzakiem na brzegu rzeki. Ciepło ich ciał nie wystarczało, by pokonać zimny wiatr. Smagał on wodę i wdzierał się pod złote futro Fuksa.
Pies rozejrzał się dookoła. Głowa Belli spoczywała na ogromnym czarnym boku Marty, a Liza — nie, teraz już Nawałnica — wcisnęła się między łapy wodołazki.
Nawałnico, dlaczego musiałaś wybrać sobie takie imię? Fuksa ścisnęło w dołku. Nie mógł się otrząsnąć z wrażenia, że jej imię to swego rodzaju zły omen. Czy to możliwe, że młoda suczka bojowa miała do odegrania jakąś rolę w przerażającej bitwie nawiedzającej sny Fuksa?
Nawałnicy Psów…
Nadal nie był pewien, co to będzie ani kiedy nastąpi… Ale nie zmyślił jej sobie. Wyczuwał chaos, szał zgrzytających zębów. Przycisnął ogon do boku. Nawałnica wsparła głowę na brązowych przednich łapach, a uszy opadły jej do tyłu. Wyglądała tak spokojnie. Fuks nie mógł jednak wyrzucić z pamięci wspomnienia, jak z dziką furią i okrucieństwem zaatakowała Terrora, obłąkanego przywódcę sfory Tika.
Tik spał na boku, tak że widać było kikut jednej z przednich łap. Luna ułożyła się grzbietem do Fuksa i zasłoniła łapami oczy. Suczce farmerskiej drżały fafle, ukazując jeden z kłów. Kwiliła cicho:
— Ognisty, tu jestem… jestem tutaj…
Pewnie Lunie śni się jej partner. Może w snach wybitny łowca przeżył — zamyślił się Fuks.
Szkoda, że jeszcze nie wrócili do Dzikiej Sfory. Przez chorobę i śmierć Ognistego Fuks nie czuł się bezpiecznie. Wrócił myślami do Ogrodu Psów, gdzie w ogromnej hałaskrzyni Długonodzy z czarnymi twarzami i żółtym futrem zbudowali Dom Pułapkę. Psy znalazły tam uwięzionego Ognistego oraz inne zwierzęta — lisy, króliki, kojota… a nawet rudego Ostrego Pazura. I każde z tych stworzeń chorowało.
Psom udało się je wszystkie uwolnić i uciec z Ognistym do lasu, ale wówczas natknęli się na sforę Terrora.
Fuks zadygotał. Ognisty był potężnym wojownikiem, ale po uwięzieniu w Domu Pułapce stał się słaby niczym szczenię. Nie mógł się bronić. Fuks zaskomlał cicho, gdy przypomniał sobie wymizerowanego psa z załzawionymi oczyma, w którego przeistoczył się mocarny niegdyś Ognisty.
Źle też pachniał… Krew miał brudną jak zatruta woda w rzece.
Gdy go odnaleźli, było już za późno. Biedny Ognisty…
Układając się na noc do snu, psy otoczyły Lunę kręgiem, jak gdyby chciały uchronić ją przed żałobą, a nie tylko przenikliwym wichrem. Fuks podniósł się ostrożnie, aby jej nie zbudzić, wyminął ogon Tika i wysunął się spod krzaka. Szadź osiadła na drobnych zielonych listkach i skrzyła się na każdym źdźble trawy. Nawet sierść Fuksa zesztywniała od jej mroźnego muśnięcia.
Fuks okrążył krzak i spojrzał na zarośnięte pola, falujące wśród pagórków i dolin. Odwrócił się w stronę rzeki i z chrzęstem przeszedł po zamarzniętej trawie na brzeg. Woda jeszcze nie zamieniła się w lód, ale była tak zimna, że zakłuła go w język, więc wypił tylko troszeczkę.
W chłodnym powietrzu nocy Fuks czuł woń soli. Przybierała ona na sile, w miarę jak psy kierowały się w dół rzeki, ale nie potrafił stwierdzić, skąd ów zapach napływa. Fuks opuścił pysk i zwęszył trop, za którym podążali. Alfa, Słodka i reszta sfory na pewno tędy szli. Byli już niedaleko, najwyżej dzień drogi przed nimi. Wciąż uwierało go, że Słodka poszła z półwilkiem i nie chciała szukać Ognistego, po tym jak pojmali go Długonodzy w żółtych futrach. Był jednak wdzięczny, że zgodnie ze swoją obietnicą Słodka starannie znaczyła trop na szlaku.
W większym gronie psów Luna i pozostali będą szczęśliwsi — przekonywał siebie Fuks. Ale od czasu bitwy z Terrorem i jego sforą doskwierało mu odosobnienie. Skoro dzielny, potężny pies w rodzaju Ognistego mógł tak łatwo polec… Fuks spuścił łeb. Rozszalała sfora nie zniknęła, sfora Psów Bojowych też nie. On sam i jego towarzysze będą bezpieczniejsi, gdy wrócą do Dzikiej Sfory.
Zimno też go martwiło. Rudoliść minął i zaczynał się lododmuch. Przeżył już lododmuch, ale w mieście, gdzie wysokie budynki Długonogich chroniły przed najgorszymi podmuchami mrozu. Tutaj porywy wiatru cięły Fuksa przez futro i mroziły krew w żyłach. Gdy był mały, jego Psia Mama zapewniła go, że przymrozki są nieszkodliwe, ale nawet w mieście nie zawsze okazywało się to prawdą. Fuksowi przypomniał się Ostroząb, samotny pies, który żebrał o ochłapy pod Domem z Jedzeniem. W zimną noc, w parku, zwinął się w kłębek do snu i więcej się nie obudził. Fuks go nie widział, ale słyszał, że stary pies stał się tak twardy i zimny jak sam lód. Psia Mama była bardzo mądra, ale trzeba przyznać, że nie wiedziała wszystkiego…
Pokręcił głową, by rozproszyć smutne wspomnienia, tak jak się otrząsa sierść z kropel deszczu. Rozejrzał się dookoła. Nadal znajdowali się na terytorium sfory Terrora. Gdy Fuks stał nad brzegiem rzeki, wywęszył na wietrze słabe ślady tamtych psów. Popatrzył z podziwem na długouchego psa pośród uśpionych ciał. Tik odłączył się od sfory alfy, stracił nogę i wstąpił do innej sfory. Kulawy pies myśliwski jakimś cudem przetrwał i zachował zdrowy rozum pomimo nieprzewidywalnych napadów wściekłości Terrora.
W sforze Terrora brakowało porządku i dyscypliny. Jak psy zareagują, gdy się dowiedzą, że ich okrutny przywódca zginął? Fuks miał nadzieję, że się nie rozejdą, lecz stworzą łagodniejszą sforę, w której nie będzie miejsca na prowokowanie dalszych sporów.
Przysiadł na pokrytej szronem trawie i zadumał się.
Gdzie teraz Tik znajdzie dla siebie miejsce? Wykazał się odwagą i determinacją — pomógł ekipie ratunkowej odnaleźć Ognistego i w końcu pokonać Terrora. Tik zasługiwał na nieco wytchnienia i wygody. Powinien dołączyć do Dzikiej Sfory i swojej siostry z miotu, Wiosny. Tam będzie bezpieczny.
Fuks podrapał się w ucho tylną łapą. Alfa nigdy się nie zgodzi na powrót Tika. Napiętnował go jako zdrajcę i wyrzucił. Tik nie mógł też wrócić do sfory, której alfę pomógł zniszczyć. Może pisany mu był los samotnego psa, podobnie jak wtedy, gdy Fuks widział go w lesie?
Przed Wielkim Warczeniem sam byłem samotnym psem — pomyślał Fuks. Miał wrażenie, jakby było to w innym życiu.
Odwrócił się, by spojrzeć na rzekę. Pies Księżyc zbliżał się do pełni. Jego odbicie lśniło w wodzie. Na przeciwległym brzegu pojawił się lekki przebłysk świtu.
Fuks westchnął i podreptał do śpiących towarzyszy.
— Pora wstawać — mruknął, trącając każdego z nich w nos.
Nawałnica zamrugała i odrzuciła łeb do tyłu, ziewając i błyskając ostrymi białymi zębami.
— Ale jeszcze jest ciemno…
— Sfora wyrusza o wschodzie słońca. Jeśli chcemy ich dogonić, musimy się zbierać już teraz.
Nawałnica wstała bez dalszych protestów. Tik rozciągnął się i podniósł na trzech nogach. Bella zadrżała.
— Ale zimno.
Fuks skinął głową.
— Potrenuj nogi — poradziła Luna. — O tak. — Zaczęła przeskakiwać z łapy na łapę, otrząsając się ze szronu.
W ślad za nią zaczęła energicznie otrzepywać futro Bella, Fuks zrobił to samo. Luna całe życie spędziła jako dziki pies i miała swoje sposoby, by radzić sobie z zimnem.
Nawałnica próbowała brykać jak pozostałe psy, ale przednie łapy się jej skrzyżowały i straciła równowagę. Zatoczyła się, ale zaraz potem wyprostowała. Luna trąciła ją nosem, polizała w ucho i powtórzyła sekwencję ruchów.
— Nie rób tego za szybko, bo zakręci ci się w głowie. To delikatny ruch tam i z powrotem. Marto, otrzep się porządnie, żeby pozbyć się lodu.
Fuks przyglądał się, jak Nawałnica podejmuje kolejną próbę, tym razem bardziej udaną. Wzruszyło go także, że Luna stara się pomóc innym, zlizuje im szron z sierści i zachęca, by się rozruszali.
Biedna Luna. Straciła już jedno ze szczeniąt. Dobrze, że coś odwraca jej uwagę od żałoby po jej partnerze.
— Rzeczywiście trochę mi lepiej — stwierdziła Bella. Wylizała łapy, a potem zeszła za Luną nad brzeg. Psy piły lodowatą wodę. Marta musnęła jej powierzchnię masywną, czarną łapą, ale rozmyśliła się i nie zanurkowała. Wielka jak hałaskrzynia suczka stąpała po brzegu, rozprostowując łapy.
Bella wyciągnęła szyję i zaciągnęła się.
— Ta słona woń przybiera na sile.
Tik powęszył.
— Jak myślisz, co to jest?
— Nie jestem pewna… — Bella przymknęła na moment oczy. — Ale znam ten zapach. Kojarzy mi się trochę z jedzeniem, które jadałam, gdy byłam Psem w Obroży.
Tik nie wydawał się przekonany.
— Moim zdaniem nie pachnie to jak jedzenie.
— Ależ tak! — wykrzyknęła Nawałnica. — Słonawo… jak krew.
Fuks poczuł się nieswojo, gdy młoda suczka przesunęła językiem po ostrych ząbkach. Szybko wszedł jej w słowo, zwracając się do Marty:
— Przed Wielkim Warczeniem byłaś Psem w Obroży. Jak sądzisz, co to jest?
Marta zastanowiła się chwilę, spoglądając na ciemne wody.
— Sama nie wiem. Ale zgadzam się z Bellą, to coś jakby znajomego.
Usłyszał przytłumione dudnienie i zastrzygł uszami. To Nawałnicy burczało w brzuchu. Spuściła głowę i spojrzała na niego ze skruchą.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki