Skąd nasz ród. Wielka Lechia i inne teorie i pseudoteorie pochodzenia Polaków - Przemysław Słowiński, Teresa Kowalik - ebook

Skąd nasz ród. Wielka Lechia i inne teorie i pseudoteorie pochodzenia Polaków ebook

Przemysław Słowiński, Teresa Kowalik

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pisząc o Słowianach, Prokopiusz z Cezarei nie zadał sobie nawet trudu, aby dowiedzieć się, skąd przybyli. Po prostu nic go to nie obchodziło. Istotne było, że napierają od północy na cesarstwo. Sześć stuleci później problem ich pochodzenia skwitował Gall Anonim: „ Dajmy pokój rozpamiętywaniu dziejów ludzi, których wspomnienie zaginęło w niepamięci wieków i których skaziły błędy bałwochwalstwa".

Kim jesteśmy, skąd nasz ród? Czy to prawda, że przed Chrztem Polski tworzyliśmy Wielką Lechię, słowiańskie imperium stające jak równy z równym z Cesarstwem Rzymskim? Przybyliśmy tu w ramach Wielkiej Wędrówki Ludów czy – jak chcą niektórzy – byliśmy po okresie lodowcowym pierwszymi osadnikami w Europie, a reszta narodów to przybysze i przechodnie na naszym kontynencie?

Przedstawiamy większość teorii – nawet najbardziej karkołomnych – opowiadających o naszym pochodzeniu. I powiemy uczciwie, co o nich myślimy. Wiele z nich nie ma żadnego naukowego uzasadnienia.

  • Wielka Lechia – niezwyciężone imperium lekceważone przez oficjalną historiografię
  • Tysiąclecie państwa polskiego za Zygmunta Starego, czyli sarmackie dziedzictwo Polaków
  • Czy Polacy to Scytowie? Ale Ariowie - to już na pewno i dlaczego?
  • Aleksander Wielki był Słowianinem, a jego wojska z naszej wyszły ziemi
  • Lechiccy Wenedowie. Polka Weneda, co nie chciała obcych
  • Czy Lechici to Lewici którzy pomagali Mojżeszowi?
  • A może polska państwowość przypłynęła na łodziach Wikingów?
  • Co mówią mity, co językoznawcy, a co genetyka?
  • Dziejopisarze i kronikarze – jak odróżnić dzieła pisane „ku pokrzepieniu serc“ od zwykłej blagi?

Dzieki genetyce już wiemy, że to naszej haplogrupy R1a1 nie imała się Czarna Śmierć, czyli dżuma. I to nas nie dziwi bo my Lechici, jesteśmy nie do spiłowania.

I tu jest nasze miejsce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 500

Oceny
4,3 (7 ocen)
3
3
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




OkładkaFahrenheit 451

Zdjęcia kolorowe na okładceAndrzej Mikiciak(C) Liubov Michalovska/123RF

Redakcja i korektaJacek FronczakFirma UKKLW – Karolina Kuć, Elżbieta Steglińska, Agata Tryka

Dyrektor projektów wydawniczychMaciej Marchewicz

Zdjęciawolne zasoby internetu

ISBN 9788380796034

Copyright © by Teresa Kowalik, Przemysław SłowińskiCopyright © for Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2021

 

WydawcaWydawnictwo Fronda Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]

www.wydawnictwofronda.pl

www.facebook.com/FrondaWydawnictwo

www.twitter.com/Wyd_Fronda

 

KonwersjaEpubeum

Wstęp

Z naszej rodziny nie wychodziły wojny, nie byliśmy przyczyną niczyjej zagłady.

Kornel Morawiecki

 

Kim byli nasi przodkowie? To główny temat tej książki, wciąż intrygujący i wciąż niejednoznaczny. Fakt, iż naszymi przodkami są Słowianie, był wśród historyków dotychczas bezsporny.

Brak natomiast jednomyślności w kwestii czasu osiedlenia się Słowian na interesujących nas terenach. Niektórzy historycy uważają, że Słowianie byli tu od zarania dziejów. Inni, dzisiaj większość, że pojawili się na przełomie V–VI wieku. Spór wśród historyków w tej kwestii trwał, trwa i pewnie długo trwał będzie.

Obecnie prowadzone są bardzo wnikliwe badania. Rozwinięta technologia pozwoliła opracować całkowicie nowe metody sekwencjonowania genomów. Dzięki badaniom okaże się, czy w V–VI wieku doszło do dużej migracji, czy też nie. Te bardzo szczegółowe badania DNA pokazują dokładnie zmienność genetyczną. Silna mieszanka genów wskazuje, że musiał występować spory ruch ludnościowy, co przemawia za teorią przybycia Słowian w tym czasie skąd indziej. Nauka zajmująca się tym zagadnieniem – archeogenomika – bada m.in. haplogrupę w genetyce. Jest to grupa haplotypów podobnych ze względu na wspólne pochodzenie.

Historia genezy powstania państwa polskiego przeplatana jest legendą. Są tu przeróżne teorie, mniej i bardziej niewiarygodne, a nawet absurdalne. Nasza wiedza o czasach przed Mieszkiem jest niewielka. Punkt szczególny, przełomowy w naszych dziejach stanowi oczywiście przyjęcie chrześcijaństwa przez Mieszka I. To ono wprowadziło Polskę do grupy znaczących krajów Europy. Miało ogromny wpływ na rozwój kultury i obyczajów. Od tego momentu też wiedza o naszych przodkach pogłębia się i jest bardziej konkretna.

Skąd więc nasz ród?

*

Od pewnego czasu archeolodzy i historycy zasypują nas sensacjami głoszącymi, że dotychczasowy, utrwalony w szkolnych podręcznikach obraz powstania Polski jest już nieaktualny, przestarzały i zasługuje na odesłanie do lamusa naukowych teorii. Przywołują najnowsze odkrycia archeologiczne, szczególnie obfite przy okazji budowy autostrad, oraz śmiałe, uwolnione z gorsetu peerelowskiej ideologii ich historyczne interpretacje.

Kim są Polacy? Czy rozwiązanie tej zagadki jest w ogóle możliwe? Wielość i niejednoznaczność odpowiedzi udzielanych przez naukę na to pytanie jest uderzająca i nie daje na razie nadziei na rychłe zaspokojenie naszej ciekawości. Obraz zaciemniony jest przede wszystkim przez brak źródeł pisanych. Ziemie polskie leżały z dala od głównych centrów cywilizacyjnych ówczesnej Europy i wzbudzały nikłe zainteresowanie. Pierwsze pełniejsze wzmianki o plemionach zamieszkujących ziemie polskie pochodzą ze źródeł z IX wieku, a najbardziej wartościowym z nich jest Geograf Bawarski, przekaz powstały w klasztorze Świętego Emmerama w Ratyzbonie.

Starożytni kronikarze, Tacyt, Herodot i inni, nie słyszeli nigdy o żadnych Lechitach, Polanach czy Rusinach. A przecież współczesny sobie świat znali dobrze, gdyż dość dokładnie potrafili opisać obyczaje tak egzotycznych ludów jak: Scytowie, Sarmaci i Wenedowie. Z tym „oczywistym niedopatrzeniem” dawnych historyków coś trzeba było zrobić. I zrobiono…

Z mieszaniny wiedzy zaczerpniętej z antycznych ksiąg i dawnych legend wykluła się nowa teoria pochodzenia Słowian, zwłaszcza Polaków. Jednak już nie wszystkich, lecz wyłącznie stanu szlacheckiego, utożsamianego z narodem. Fundamenty pod nią położyli najlepsi ówcześni historycy: Jan Długosz, Maciej Miechowita, Marcin Kromer oraz ojciec polskiej kartografii Bernard Wapowski. Ich pracy, poza pragnieniem poznania przeszłości, przyświecały cele patriotyczne i polityczne. W tym bowiem czasie Francuzi odkrywali swych przodków w nieujarzmionych Galach, Włosi w dowodzonych przez Eneasza uchodźcach spod Troi, Niemcy szlifowali na nowo opowieści o gromiących rzymskie legiony Germanach. Czy Rzeczpospolita miała być gorsza i nie sięgać korzeniami do idealizowanej przez humanistów starożytności?

„Przedstawiciele innych wielkich narodów byliby zdziwieni częstotliwością, z jaką nasi sceptycy kwestionują zasadność przywoływania sarmackiego ducha – pisze Bartłomiej Radziejewski. – Dla Niemców jest oczywiste, że Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego to stały element ich tożsamości i dziedzictwa. Są nawet tacy, którzy jak John Laughland dowodzą, że promowana dziś przez Niemców idea integracji europejskiej jest kontynuacją ottońskich idei uniwersalistycznych. Podobnie dla błyskawicznie rosnących w potęgę Chińczyków całkowicie naturalne jest sięganie do starożytnych idei konfucjańskich w dzisiejszym wysiłku budowania nowoczesnej tożsamości. A Turcy z roku na rok coraz częściej odwołują się do tradycji imperium osmańskiego, i to bynajmniej nie z czasów bezpośrednio poprzedzających Atatürka, tylko do tej z XV i XVI wieku”.

Tym bardziej że już w II połowie XIX stulecia niemieccy uczeni zaczęli wykorzystywać swe odkrycia do uzasadniania „prawem pierwszeństwa w osadnictwie” roszczeń terytorialnych. Wszystkich przebił w tym pewien zgermanizowany Mazur, guru niemieckiej archeologii, profesor Gustaf Kossinna (1858–1931).

Uczony ów był twórcą tzw. archeologii osadniczej, łączącej kultury archeologiczne z jednostkami etnicznymi. Uważał mianowicie, że różnice i podobieństwa kulturowe wynikają ze zróżnicowania lub jedności etnicznej. Obszar określonych terytoriów kulturowych odpowiada zasięgowi osadnictwa głównych ludów i grup etnicznych1. Według Kossinny plemiona germańskie miały w starożytności zasiedlać znaczne obszary środkowej Europy, włącznie z Polską, prasłowiańskie zaś, a później słowiańskie – błota Prypeci. W jego ujęciu nie było miejsca na przenikanie się różnych kultur czy ich przemiany w czasie. Cywilizowanych Germanów przeciwstawiał prymitywom z bagien, którzy gnieździli się w wykopanych w ziemi jamach i nie mieli kontaktu z jakąkolwiek cywilizacją. Słowianie, odcięci od wszelkich prądów wyższej kultury, biedni i prymitywni, dopiero w VI wieku, wykorzystując sprzyjającą chwilę dziejową, zajęli dzisiejsze siedziby ku wschodowi i zachodowi, wtedy gdy ludy germańskie stworzyły już bogatą cywilizację, niezależną od wpływów świata śródziemnomorskiego lub orientalnego.

Kossinna udowadniał, że na terenach Polski i Czech ludy germańskie osiedliły się wcześniej niż słowiańskie i że to one były twórcami wysokiej kultury, zniszczonej przez następców. Jeśli więc w danym regionie odkryto wcześniejsze ślady osadnictwa germańskiego niż słowiańskiego, uznawano cały ten obszar za pragermański.

Dzisiaj większość badaczy akceptuje pogląd o migracji Słowian ze wschodu na zachód, ale Kossinna przedstawiał przy tym Słowian jako najeźdźców, którzy wykorzystując koniunkturę po wielkiej wędrówce ludów albo zajęli opuszczone przez pierwotnych mieszkańców tereny, albo ich wyparli.

„Hołdowali oni już wówczas pewnego rodzaju bolszewizmowi, złagodzonemu jedynie przez niemożność zbierania się w większych gromadach i przez skrajny brak potrzeb – pisał. – Dla Germanów, których zawsze, a przede wszystkim w czasie wojny, ożywia pragnienie prawa i ładu, byli oni przedmiotem wstrętu i ohydy”.

Jego teorie zaledwie kilkanaście lat później ochoczo podchwycili naziści.

*

W PRL koncepcja o słowiańskich autochtonach na ziemiach między Wisłą i Odrą urosła wręcz do rangi obowiązującej doktryny państwowej. Opierając się na niej, uzasadniano prawa do Ziem Odzyskanych. To z kolei nie bardzo się podobało Związkowi Sowieckiemu. Że niby kolebka Słowiańszczyzny znajduje się na terenie Polski? Jakże to? A Rosjanie? Rozciągnięto więc za sprawą sowieckich archeologów matecznik Słowian aż po Dniepr.

Było to jednak nie tyle rozciąganie, ile przede wszystkim naciąganie. Na przypisanej w ten sposób Słowianom ogromnej przestrzeni zabrakło miejsca dla innych ludów, których wcześniejszą obecność trudno było ukryć, pozostawiły bowiem po sobie całą masę materialnych śladów swej kultury od ceramiki po groby i resztki siedzib. Cóż było robić? Stworzono kolejną hipotezę.

Mówiła o niezróżnicowanej etnicznie wspólnocie indoeuropejskiej, mieszkającej i przemieszczającej się pomiędzy Wołgą i Renem. Jeszcze w czasach prehistorycznych w jej obrębie miały się ukształtować poszczególne grupy, które dały początek Pragermanom, zajmującym Skandynawię i północne Niemcy, Wenedom nad Bałtykiem, Prasłowianom w środkowej Europie i Prabałtom na północnym wschodzie kontynentu. W końcu zapanował porządek, ponieważ wyszło na to, że od zarania dziejów każdy był u siebie. Wkrótce jednak znów zaczęły się problemy…

Przede wszystkim brakowało dowodów obecności Słowian. Jeżeli rzeczywiście przebywali od 4 tys. lat nad Wisłą i Odrą, to musieliby się na nich natknąć Grecy i Rzymianie przemierzający bursztynowy szlak, czyli drogę handlową łączącą niegdyś kraje śródziemnomorskie z Bałtykiem. Trudno też wytłumaczyć, dlaczego tak cenny produkt jak bursztyn nie zyskał własnej słowiańskiej nazwy. Słowo „bursztyn” pochodzi od niemieckiego słowa bernstein (kamień, który się pali).

Językoznawcy wysuwali wiele innych podobnych wątpliwości, zwłaszcza dotyczących obiektów geograficznych, które wyznaczały plemionom trudne do przekroczenia granice i powinny być jakoś przez nie nazywane. Tymczasem nazwy rzek: Wisła, Odra, Nida, Ner, Narew, Warta też z całą pewnością nie są słowiańskie. Ktoś musiał je więc nadać jeszcze przed przybyciem i osiedleniem się Słowian.

Jak pamiętamy, w dziełach historyków antycznej Grecji i Rzymu nie ma najmniejszych nawet wzmianek o Słowianach. Próżno szukać jakichkolwiek słowiańskich imion czy nazw geograficznych. Skoro więc nie napotkali tam naszych praprzodków, nasuwa się oczywiste przypuszczenie – że po prostu ich tam nie było.

Autorzy bizantyjscy zauważyli Słowian dopiero w VI wieku. „Nagle” w ich opracowaniach zaroiło się od charakterystycznych dla słowiańskości imion: Radogost, Sulimir, Wszemir… Najwybitniejszy dziejopis tych czasów, Prokopiusz z Cezarei, opisał nawet szczegółowo różnice dzielące poszczególne słowiańskie plemiona, a także to, co je łączyło: język, obyczaje, obrzędy i wierzenia.

Dopóki teorie o odwiecznej „tubylczości” Słowian na ziemiach polskich kwestionowali uczeni zachodni, zwłaszcza niemieccy, można to było traktować jako element walki ideologicznej. Ale sceptycyzm narastał także wśród Polaków. I wreszcie w latach 70. XX wieku wybitny archeolog profesor Kazimierz Godłowski całkowicie zanegował koncepcję autochtoniczną, o czym napiszemy szerzej nieco dalej.

„Pytanie, które nasuwa się w tym momencie, jest następujące: gdzie Słowianie (i Polacy) mają swoje korzenie genetyczne i kulturowe (bo to nie musi być tożsame)? – pisze Kazimierz Pytko. – Czy w drużynie Mieszka I i jego ojca (początek X wieku, jak sugerowałaby nasza estyma dla daty 966)? Na marginesie tej debaty istniał też pogląd (nazwę go «fonnogaizmem»), zaprezentowany np. w popularnej książce Czy wikingowie stworzyli Polskę? Zdzisława Skroka (Iskry, 2013), że lechicki żywioł potrzebował tu twardej i sprawnej ręki wikingów, aby «ogarnąć temat» tworzenia wspólnoty politycznej, państwa i administracji. Zatem Mieszko (ewentualnie jego ojciec i dziad oraz drużyna) byli wikingami. Czy może korzeni mamy szukać w kulturze określanej przez archeologów jako Praga-Korczak, co to niczym filip z konopi wyskakuje w środku Europy w wieku V–VI n.e.? Tak twierdzą historycy, tzw. allochtoniści, jak i prof. Nowak. A może «wszyscyśmy z Biskupina» i pochodzimy z kultury łużyckiej, obecnej tu, gdzie dziś Polska, 1300–500 lat p.n.e., jak uczono nas w PRL-owskiej szkole?

Językoznawcy nie mają wątpliwości, że przynajmniej kulturowo – bo język jest podstawą kultury znacznie bardziej niż jakiekolwiek potłuczone garnki (aczkolwiek są od tej reguły odstępstwa) – mamy ścisły związek z ekspansją indoeuropejskich ludów określanych jako kultura ceramiki sznurowej (3000–2250 p.n.e.). Obok, czy też w obrębie tej grupy, genetycy, taki np. David Reich z Harvardu, znajdują lud nazywany Yamnaya – Jamowcami, od struktury stosowanego przez nich pochówku ziemnego. (…) Zostawił chromosom Y dziś określany jako R1b, a nawet – w sposób dość nieuprawniony – jako «germański Y».

Zaznaczmy na marginesie: DNA ludzi kultury ceramiki sznurowej niemal kompletnie (poza chromosomem Y) pokrywa się z DNA ludzi z kultury grobów jamowych. Teoria o stworzeniu kultury ceramiki sznurowej przez ludzi z kultury grobów jamowych nie zaistniałaby bez zastosowania genetyki. Porównywanie tylko znalezisk archeologicznych niepoprawnie stwierdzało, że były to odrębne grupy ludności! (Czy ja ciągle nie powtarzam, że garnki można lepić raz takie, raz inne, a geny trwają i tylko trochę się zmieniają?) Tuż obok nich – w tej samej dla dzisiejszej Europy fali rodzicielskiej, z tych samych pontyjskich stepów i niemal w tym samym czasie – pojawiają się Zrębowcy, nazywani tak od grobu w jamie ziemnej umacnianego palami zaciosywanymi i łączonymi na zrąb. Genetyczne bardzo blisko Yamnaya i z chromosomem Y jak Sznurowcy, zostawili po sobie bowiem chromosom Y R1a. Na wyrost nieco nazywany słowiańskim…”

*

Pisząc o Słowianach, Prokopiusz z Cezarei nie zadał sobie nawet trudu, aby dowiedzieć się, skąd dokładnie przybyli. Cóż, nic go to nie obchodziło. Ważne było przede wszystkim to, że napierają od północy na cesarstwo. Sześć stuleci później problem ich pochodzenia skwitował Gall Anonim: „Lecz dajmy pokój rozpamiętywaniu dziejów ludzi, których wspomnienie zaginęło w niepamięci wieków i których skaziły błędy bałwochwalstwa”.

Jego prorocze słowa, że początki Słowian zostały na zawsze ukryte w mrokach historii i że należy opuścić na nie zasłonę milczenia, okazały się prawdą. Do dziś nie udało się rozwiać wszystkich wątpliwości, a o najliczniejszej grupie etnicznej Europy wiemy mniej niż o Celtach, Gotach czy Wandalach.

Najdawniejsze nasze dzieje spowija wprawdzie wciąż mgła, ale ostatnimi laty, dzięki rosnącej liczbie pasjonatów i naukowców, rozwiewa się ona powoli, odkrywając coraz więcej tajemnic. Krytyczne badania nad początkami Polski liczą zresztą już ponad 200 lat, a ich nasilenie osiągnęło swoje apogeum w latach 50. i 60. minionego stulecia, w związku ze zbliżającym się milenium chrztu Polski.

*

Skąd pochodziła dynastia Piastów? Ze Skandynawii, jak przypuszcza wielu badaczy, czy z Moraw, jak twierdzą autorzy innej hipotezy? A może z jeszcze innych stron? Być może wkrótce będziemy mogli uprawdopodobnić jedną z tych hipotez. Trwają badania DNA pierwszej polskiej dynastii królewskiej. Analizy genetyczne przedstawicieli dynastii Piastów mogą rzucić nowe światło na te koncepcje. Umożliwiają one bowiem poznanie pokrewieństwa poszczególnych osób i całych grup, a także wnioskowanie na temat migracji, zdrowia, a nawet wyglądu2.

DNA, kwas deoksyrybonukleinowy – wielkocząsteczkowy związek chemiczny zbudowany z podjednostek zwanych nukleotydami, występujący u wszystkich organizmów żywych. Jest nośnikiem informacji genetycznej. Zawiera informacje dotyczące budowy, wzrostu, rozwoju, funkcjonowania oraz reprodukcji wszystkich organizmów żywych oraz wirusów, które przekazywane są dziedzicznie w postaci genów. DNA zostało odkryte w roku 1869 przez Fryderyka Mieschnera, lecz przez prawie 100 lat jego struktura pozostawała zagadką. Za odkrycie w roku 1953 struktury DNA James Watson, Francis Crick i Maurice Wilkins otrzymali w 1962 roku Nagrodę Nobla.Nasza informacja genetyczna zapisana jest więc w DNA – długiej, spiralnie skręconej cząsteczce, zbudowanej z czterech rodzajów zasad azotowych (oznaczanych w skrócie A, G, T, C). Podstawową „literą” w takim zapisie jest para zasad (para, ponieważ DNA składa się z dwóch nici – jedna jest „lustrzanym odbiciem” drugiej). Niemal cały zapis genetyczny znajduje się w jądrze komórkowym, a konkretnie w 23 parach chromosomów, czyli ściśle upakowanych nici DNA. Zakodowane są w nich „przepisy” na produkcję niezbędnych organizmowi białek, czyli geny. Mitochondria mają swoje własne niewielkie nici DNA. Cały genom człowieka zawiera ok. 20 tys. genów. W mitochondrialnym DNA jest ich zaledwie 13. Ludzie mają ok. 99,5 proc. wspólnego DNA, czyli zaledwie 0,5 proc. odpowiada za miriady dzielących nas różnic. Ludzki genom składa się z ok. 3,2 mld par zasad. 0,5 proc. z tego to 16 mln „liter”, a ponieważ każda z nich może wystąpić w jednej z czterech odmian, liczba możliwych kombinacji jest gigantyczna – wynosi 4 podniesione do 16-milionowej potęgi! Prawdopodobieństwo, że ktoś ma dokładnie taki sam genom jak my, jest więc zerowe.

W tym celu trzeba było najpierw pobrać próbki z miejsc, w których pogrzebani zostali członkowie królewskiej rodziny. Okazało się to trudniejsze, niż można było przypuszczać. Choć udało się ustalić miejsce pochówku ok. 500 Piastów, większość z nich okazała się naruszona, a szczątki były nieraz przemieszane z późniejszymi.

Ostatecznie pobrano próbki z 30 pochówków. Wybrano miejsca, które z dużą dozą prawdopodobieństwa zawierają szczątki dawnej rodziny królewskiej. Co istotne, pochodzą one z bardzo różnych czasów – od pierwszych władców Polski Mieszka i Bolesława Chrobrego po ostatnich przedstawicieli dynastii, to jest książąt mazowieckich (1526) i śląskich (1639).

„Nie wliczamy w to ogólnie znanych grobów Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego na Wawelu, które są bezpiecznie zamknięte od setek lat – mówi profesor Marek Figlerowicz z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu. – Z tych szczątków nie pobraliśmy próbek z tego względu, że wymagałoby to silnej ingerencji w architekturę katedry. Rozważamy, czy jest to uzasadnione”.

W ocenie naukowca najbardziej obiecujące do badań są szczątki Piastów z Płocka. W tamtejszej kaplicy królewskiej, obok dawnych władców Polski: Władysława I Hermana (1043–1102) i Bolesława III Krzywoustego (1086–1138), spoczywają też szczątki 14 piastowskich książąt mazowieckich. Za tym, że szczątki faktycznie należą do Piastów, przemawia m.in. ogólnie dobry stan pochówków. Zbadano też dzieje tych miejsc i z dużym prawdopodobieństwem uznano, że w grobach złożono przedstawicieli właśnie tego rodu. Jednak również w Płocku czekało naukowców spore zaskoczenie. Tylko królowie spoczywali w kamiennej trumnie, pozostali zaś Piastowie – pod posadzką kościelnej krypty.

„Na podstawie wstępnych analiz wiemy już, że poszczególne szkielety nie zostały właściwie przyporządkowane – dodaje profesor Figlerowicz. – Na szczęście analizy pobranych próbek DNA najprawdopodobniej pozwolą przywrócić im właściwą tożsamość. Jedną z czaszek dodatkowo zeskanowano trójwymiarowo, co w połączeniu z danymi z analizy genomu pozwoli na rekonstrukcję wyglądu zmarłej osoby. Próbki DNA pobrano również z grobów Piastów spoczywających m.in. w Opolu, Lubiniu i w Warszawie. W niektórych przypadkach są to nie władcy, ale członkowie ich rodzin, wśród których był na przykład biskup”.

Analizy DNA umożliwią poznanie pochodzenia protoplastów dynastii. Naukowców interesuje kodujący płeć męską chromosom Y. U wszystkich należących do jednej rodziny mężczyzn powinien on być jednakowy. Pozyskując go, naukowcy będą w stanie stwierdzić, czy w kolejnych badanych grobach znajdują się szczątki Piastów, czy jednak inne. I tu pojawiła się pierwsza sensacja: bywa, że nie jest jednakowy! Wygląda na to, że dzieje dynastii Piastów są dużo bardziej zagmatwane, niż dotychczas sądziliśmy.

„Nadal badamy próbki – mówi profesor Figlerowicz. – Pomocna w poznaniu «wzorcowego» chromosomu Y może być próbka pobrana z relikwiarza, w którym według tradycji ma znajdować się kość należąca do Bolesława Chrobrego. Naukowcy przeanalizowali niewielką próbkę z umieszczonego tam paliczka, czyli kości dłoni. (…) Musimy być jednak bardzo ostrożni przy wyciąganiu wniosków uzyskanych na podstawie analiz kości z relikwiarza. Gdyby okazało się, że chromosom Y jest taki sam, jak u Władysława Hermana i Bolesława Krzywoustego oraz większości późniejszych przedstawicieli dynastii Piastów, można by z dużym prawdopodobieństwem uznać, że w relikwiarzu faktycznie zdeponowano szczątki pierwszego króla Polski”.

Przyjrzyjmy się więc nieco bliżej różnym teoriom pochodzenia Polaków. Zarówno tym bardziej, jak i tym mniej prawdopodobnym, a nawet tym zupełnie nieprawdopodobnym.

Część I.Turboteorie

ROZDZIAŁ I. Wielka Lechia

Proces państwotwórczy na ziemiach polskich od dawna budził gorące dyskusje i budzi je do dziś. Oficjalny nurt naukowy datuje powstanie zalążków państwa polskiego na X wiek, a umowną datą „powstania Polski” jest rok 966. Nie dla wszystkich jednak. Całkiem spora liczba osób lansuje teorię, że historia Polski nie rozpoczęła się „w jakiś cudowny sposób” od Mieszka I, „niemieckiego agenta i czeską marionetkę”, który „czując się zagrożony, przyjął taktycznie, wraz z dworem, oficjalny chrzest w obrządku rzymskim ok. 966 roku, za co zresztą jego własny lud słowiański uznał go za zdrajcę, a także z powodu polecenia burzenia, przy pomocy księży, społecznych bożnic, gontyn, kącin3 i niszczenia posągów bogów oraz wycinania słowiańskich świętych gajów i dębów”.

Słowiański król Mieszko I pochodził ze starożytnej, lechickiej dynastii królewskiej i – co słusznie zauważają apologeci Wielkiej Lechii – miał ojca, dziada oraz pradziada, z których każdy rządził po kilkadziesiąt lat. „Nie każdy zwrócił uwagę na to – twierdzi Janusz Bieszk (o którym nieco więcej za chwilę) – że Mieszko I był słowiańskim królem lechickim, wybranym w 957 roku na prawomocnym wiecu słowiańskim, a dopiero po przyjęciu chrztu w obrządku rzymskim ok. 966 roku został praktycznie «zdegradowany» do rangi księcia, zależnego od hierarchii kościelnej oraz papieża, i tak był postrzegany przez władców ówczesnej chrześcijańskiej Europy. (…)

Nadszedł czas (…) dopisania zapomnianej starożytnej historii słowiańskiej Polski, czyli Lechii, państwa założonego przez króla Lecha Wielkiego, Ojca Narodu, już 3700 lat temu”.

W czasie dalszego rozwoju kraju wykształciła się nieco inna nazwa. Już nie Lechia, lecz imperium Lechitów. Państwo to w okresie swej ekspansji podbiło bądź związało ze sobą przymierzem dziesiątki plemion i ziem słowiańskich na ogromnym obszarze w dorzeczach rzek: od zachodu Renu, Wezery, Łaby i Soławy (obecne Niemcy), Odry i Nysy Łużyckiej, Wisły, Bugu, Prutu, Dniestru, Bohu i Dniepru aż pod Don i Nowogród na wschodzie (obecne Rosja i Ukraina) oraz na północy od Bałtyku przez teren dzisiejszej Polski i dalej Niziny Węgierskiej aż po Dunaj, Morze Czarne i Morze Azowskie na południu. U szczytu swej potęgi, który przypadł na wiek VI, Imperium Lechitów sięgało jeszcze dalej, przynajmniej na południe i wschód – aż po morza: Adriatyckie i Kaspijskie, rzekę Wołgę i masyw Uralu.

„Potwierdzają to zachowane oryginalne mapy sporządzone przez starożytnych kartografów – tłumaczą wielbiciele Wielkiej Lechii – datowane od 700 roku p.n.e. do roku 887 n.e., których nie ma w naszych atlasach (dlaczego?!) (…)”.

„Skąd wiemy o Lechitach – zastanawia się inny apologeta polskiej mocarstwowości R. Gierula. – Otóż jako pierwsze zachowane źródło pisane mówi o nich kronikarz ruski Nestor (ur. ok. 1050, zm. ok. 1114)4. Kim byli według Nestora Lechici, określani przez niego jako Lachowie, która to nazwa do dziś zachowała się na Rusi i w Rosji? Otóż Nestor mówi wyraźnie, że Lachami są wszystkie plemiona zamieszkujące terytorium obecnej Polski, czyli Polanie, Mazowszanie, Lachowie (właściwi), Pomorzanie, a także Słowianie połabscy określani jako Łuticzi, czyli Lutycy. Do Lachów Nestor zalicza także Wętyczów (Wiatyczy) i Radymiczów, dwa plemiona lechickie żyjące w okolicach Moskwy. Tak więc dla Nestora nazwa Lachowie (Lechici) jest pojęciem szerszym niż terytorium obecnej Polski. Podaję za Karolem Potkańskim, badaczem końca XIX i początku XX wieku5. W roku 1965 ukazał się wybór pism Potkańskiego zatytułowany Lechici, Polanie, Polska, opatrzony wstępem profesora Gerarda Labudy. Niech więc nikt nie twierdzi, że Lechici i Lechia zostały wymyślone przez oszołomów, jak usiłują ludziom niezorientowanym wmówić etatowi pracownicy UJ.

Założone przez Lecha I Wielkiego, wnuka Sarmaty, imperium Lechitów było potężną organizacją państwowo-plemienno-rodową Słowian, której ziem nie zdołał podbić żaden najeźdźca: ani Persowie, ani Grecy, ani Rzymianie, Bizantyjczycy czy Frankowie, w tym państwo Karola Wielkiego. Były to ziemie słowiańskie od wielu tysięcy lat, zamieszkane przez Ariów-Prasłowian, Indoscytów o głównej haplogrupie R1a! Y-DNA. Potwierdziły to najnowsze badania genetyczne w laboratoriach naukowych w Polsce i za granicą.

Haplogrupa to w genetyce zbiór serii podobnych (powtarzających się) zespołów genów, umieszczonych w specyficznych częściach chromosomów. Badania występowania haplogrup pozwalają na śledzenie migracji populacji. Chromosom Y dziedziczony jest tylko w linii ojcowskiej, a mtDNA tylko w linii matczynej. Na tej podstawie wyliczono, kiedy żyli ludzie, od których cała współczesna populacja odziedziczyła chromosom Y i mtDNA.Populacje haplogrupy R1a1a1 i jej podgrupy żyją dziś w Polsce w największym w całej Europie jednorodnym zagęszczeniu, bo ok. 57 proc. ludności Polski. Podobnie jak w Polsce, R1a1a1 (bez uwzględnienia podziału na jej podgrupy) pojawia się w Czechach (dziś 30 proc.), w Słowacji (40 proc.), na Węgrzech (32 proc.; poprzednia błędna liczba: 50 proc.), w Austrii – dziś ok. 25 proc. i w Anglii (5 proc. mieszkańców), Irlandii (dziś m.in. klany Donaldów i Douglasów), Szkocji; Norwegii (do 30 proc. mieszkańców części zachodniej). Stąd właśnie osadnictwo R1a1a1 emigrowało na Wyspy Brytyjskie i do Islandii (dziś tam 23 proc. ludności). Nadto na Litwie, Łotwie i Estonii dziś odpowiednio 38, 40 i 32 proc. Populacje haplogrupy R1 z jej podgrupami R1a i R1b, które zachowały pierwotny ojcowski język, są twórcami i użytkownikami języków indoeuropejskich, nazwanych tak ze względu na geograficzną ich rozległość – od subkontynentu indyjskiego na południu Azji po zachodnie krańce kontynentu europejskiego.

Mutacja tworząca R1a1 powstała u osoby zamieszkującej Eurazję ok. 15 tys. lat temu (Europa Południowo-Wschodnia, północny Kaukaz lub Azja Środkowa). Według niektórych teorii do mutacji doszło w cieplejszej strefie klimatycznej nazywanej „ukraińską ostoją maksimum ostatniego zlodowacenia”. Zespół badaczy pod kierownictwem profesor Ornelli Semino jako pierwszy wykazał związek R1a1 z kulturą grobów jamowych. Istnieją też poglądy, że mutacja powstała na terenie Indii lub Afganistanu i stamtąd rozprzestrzeniła się w przeciwnym kierunku”.

Kultura grobów jamowych – kultura archeologiczna datowana na 3300–2600 p.n.e. Z końcem tego okresu jeźdźcy identyfikowani genetycznie jako pochodzący ze wschodnioeuropejskich stepów przedstawiciele kultury grobów jamowych dokonali inwazji na rozległe połacie Europy, docierając w ciągu kilkuset lat do Półwyspu Iberyjskiego. Nazwa pochodzi od typowego pochówku szkieletowego pod kurhanem w jamie grobowej. W wielu krajach Europy domieszka ich materiału genetycznego jest znaczna, a w niektórych dominująca. Według badań DNA z zachowanych szkieletów kultura grobów jamowych stanowi trzecią i ostatnią fazę inwazji współczesnego człowieka (Homo sapiens) na tereny Europy. 45 tys. lat temu w Europie pojawiły się pierwsze społeczności łowiecko-zbierackie, a ok. 8000 lat temu przybyli z Bliskiego Wschodu pierwsi rolnicy. 4500 lat temu z terenów dzisiejszej zachodniej Rosji i Ukrainy napłynęli przybysze reprezentujący kulturę grobów jamowych, skolonizowali Europę i – co bardzo prawdopodobne – wprowadzili na kontynencie europejskim protoplastę tutejszych języków indoeuropejskich (mogli być również drugą fazą przeniknięcia tej grupy językowej ze Wschodu do Europy). Badacze uważają, że ślady kultury grobów jamowych świadczą także o jej wschodniej ekspansji, np. na tereny Syberii i zachodnich Chin.

„Uważa się, że R1a była dominującą haplogrupą wśród północno-wschodnich plemion protoindoeuropejskich, które przekształciły się w ludność indoirańską, tracką, bałtycką i słowiańską – twierdzi Maciamo Hay, autor artykułu Haplogrup R1a (Y-DNA), zamieszczonego w brytyjskiej Eupedii. – Protoindoeuropejczycy wywodzili się z kultury grobów jamowych (3300–2500 p.n.e). Ich gwałtowna ekspansja była możliwa dzięki wczesnemu opanowaniu produkcji brązu i broni z brązu oraz udomowieniu konia na stepach euroazjatyckich (ok. 4000–3500 p.n.e). Uważa się, że osobnicy z południowej części stepu nosili głównie linie należące do haplogrupy R1b (L23 i subkładów), podczas gdy lud północnego lasostepu należałby w zasadzie do haplogrupy R1a. Pierwsza ekspansja ludzi z lasostepu nastąpiła w kulturze ceramiki sznurowej”.

„W genomie Polaków widać bardzo silne ślady trzeciej fali migracyjnej, wspomnianych już pasterzy z kultury grobów jamowych, którzy poprzez Dunaj dotarli na tereny dzisiejszej Polski wzdłuż rzek, na przykład Wisły – napisała szwedzka dziennikarka Karin Bojs, autorka wydanej w 2015 roku książki Moja europejska rodzina. Pierwsze 54 000 lat (Min europejska familj: De senaste 54 000 åren). – Stworzyli tu bardzo silną kulturę ceramiki sznurowej, zwanej tak od zdobienia naczyń za pomocą odciśniętego w mokrej glinie sznurka (dawniejsza nazwa to kultura toporów bojowych). To oni przyczynili się do rozprzestrzenienia języków indoeuropejskich. Ponad 80 proc. polskich mężczyzn znajdzie w swoim genomie ślady tych właśnie pasterzy”.

Najnowsze wyniki badań dowodzą, iż wszyscy mieszkańcy Europy są ze sobą bardzo blisko spokrewnieni. A to oznacza, że współdzielą podobne geny. Niektórzy genetycy twierdzą, że w Europie nie ma odrębnych populacji, a przynajmniej takich, które pokrywałyby się z granicami etnicznymi.

R1b – ta haplogrupa jest dominująca na zachodzie Europy, ale występuje również w niektórych częściach Rosji oraz Afryce. W artykule naukowym Genetyczna historia Europy epoki lodowcowej (The genetic history of Ice Age Europe) z 2016 roku odnotowano wystąpienie osobnika z haplogrupy R1b1 na terenie współczesnych Włoch (Villabruna) nawet 12 tys. lat p.n.e.

R1a – dominuje na terenach Europy Środkowo-Wschodniej i w Azji Centralnej. Wspólne pochodzenie z mieszkańcami wschodniej Europy mają również Ujgurzy. Dla krajów słowiańskich charakterystyczne jest częste występowanie haplogrupy R1a1a7.

N – to populacje północnosyberyjskie i uralsko-fińskie. Tę haplogrupę można zaobserwować również na Litwie oraz w Estonii.

I1 – to głównie Szwecja i zachodnia Finlandia. Prawdopodobnie są to przedindoeuropejscy Enetowie lub Wenedowie.

I2 – haplogrupa I2 jest dominującą na Bałkanach. Mężczyźni z tego regionu są z reguły bardzo wysocy – ci z Alp Dynarskich mają średnio 185,6 cm wzrostu.

J1 – haplogrupa J1 to głównie Bliski Wschód, Kaukaz, Sudan i częściowo Etiopia. Jest jednak popularna również wśród niektórych grup narodowości żydowskiej.

J2 – głównie są to Turcy, ale ta haplogrupa jest obecna w całej północno-zachodniej Azji.

G – haplogrupa G dominuje na terenie współczesnej Gruzji. W północnej Osetii jest to ponad 74 proc. mężczyzn. Kilka procent osób z tej haplogrupy zamieszkuje również Egipt, Izrael i dużą część europejskich państw.

E – haplogrupa występuje głównie w Afryce. W Europie możemy spotkać ją głównie w Albanii, Macedonii, Grecji i Bułgarii.

Haplogrupa R1a1 (Y-DNA) na kontynencie europejskim dominuje wśród Słowian i Węgrów. Obecnie występuje z częstotliwością 40 proc. w krajach słowiańskich z małymi odchyleniami (60 proc. Polska, Węgry). Inne badania podają 20 proc. dla Węgrów. W Europie procentowo najwięcej (63 proc.) R1a1 jest na Łużycach, ale tylko wśród resztek słowiańskiej ludności. R1a1 występuje w Europie najczęściej wśród Serbołużyczan (63 proc.), a najwięcej jego nosicieli jest wśród Rosjan (47 proc., ponad 50 mln).

Również w krajach Europy Północnej R1a1 występuje z częstością 10–20 proc., przy czym najwyższe częstości odnotowano w Norwegii i Islandii, ale jest to mniej niż połowa częstości jej występowania u Polaków. Istnieją przypuszczenia, iż ta haplogrupa została tam rozprzestrzeniona przez wikingów i Słowian, o czym szerzej napiszę w dalszej części książki.

Waldemar Łysiak:

„Za Aryjczyków, pierwszorzędnych reprezentantów białej rasy, niemiecki Führer uważał przede wszystkim Germanów, tudzież Skandynawów, więc obecne (2012–2014) badania europejskiej aryjskości muszą sprawiać, że przewraca się w grobie, czy raczej zgrzyta zębami w piekle. Te najnowsze badania haplogrupy Y-DNA (chromosom Y, linia męska) oraz haplogrupy mtDNA (mitochondrialnych, linia żeńska) potwierdziły nie tylko znany od dosyć dawna fakt, że przodkami Słowian byli Ariowie (Szlachetni) vel Aryjczycy, szczep (lud) indoeuropejski, który według wyznawców teorii rasowej stanowił nośnik inteligencji wyższej – lecz również fakt (m.in. badania podhaplogrupy R–DNA), iż w dzisiejszej Europie Polacy należą do czołowych potomków Ariów. Wyprzedzają nas jedynie (i to leciutko) mieszkańcy Wysp Brytyjskich, a przegrywają z nami (i to solidnie) blond narody niemieckie i skandynawskie, ku pośmiertnej wściekłości nie tylko Hitlera, lecz i jego akademików.

Jest rzeczą wielce interesującą, że historyk Michał Żmigrodzki wiedział to samo 100 lat temu, choć nie miał aparatury do badania DNA. Na paryskiej konferencji folklorystów (1889) Żmigrodzki wygłosił referat sugerujący, że Polacy są aryjską czołówką, puentując tak: «Jesteśmy plemieniem wysoce arystokratycznym, a swastyka to nasz rodowy herb». Była sui Genesis herbem rodowym naszych przodków i władców epoki przedmieszkowej (przedchrześcijańskiej) – Polan, Wiślan, Lechitow i królów bałwochwalców, zwłaszcza bezpośrednich przodków księcia (króla) Mieszka I, Krzyżem tamtej ery”.

Przy okazji badań rozmaitych haplogrup okazało się na przykład, że… Rosjanie to Finowie. W latach 2002–2005 pracownicy Laboratorium Genetyki Populacji Człowieka Centrum Medyczno-Genetycznego Rosyjskiej Akademii Nauk pod kierownictwem doktor nauk medycznych Jeleny Nałanowskiej przeprowadzili badanie puli genowej narodu rosyjskiego i sąsiadujących z nimi narodów.

Jak możemy przeczytać w artykule Rosjanie – największy naród fiński, w wyniku tych badań genetycy udowodnili, że rosyjska grupa etniczna (czyli rosyjska część ludności Rosji) w 85–90 proc. składa się z zeslawizowanych Finów, z potomków Turków (Tatarów, Protobułgarów, Baszkirów i innych), a także z mieszanki jednych i drugich. Czyli według chromosomu Y różnica między Rosjanami a ludami fińskimi mieszkającymi dzisiaj na terytorium Rosji wynosi równo 2–3 jednostki. Mówiąc prościej, genetycznie są one niemal identyczne. Finowie i Turcy nie należą do Indoeuropejczyków. A Polacy i Białorusini, w odróżnieniu od Rosjan, są genetycznie tą samą grupą etniczną, Słowianami, a zarazem Indoeuropejczykami. A to oznacza, że Rosjanie (z jednej strony) oraz Polacy i Białorusini (z drugiej) należą do różnych grup antropologicznych.

„Czystych” Słowian – według genetyków – na obszarze Rosji nie ma więcej niż 6–8 proc. Można więc przypuszczać, że to zrusyfikowani potomkowie Polaków, Białorusinów, Ukraińców, Bułgarów, Serbów, Słowaków, Czechów. A więc mitem możemy nazwać stwierdzenie, że Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy to jakoby „rodzeni bracia Słowianie”. Bo Słowianami są tylko Białorusini i Ukraińcy, przy czym nie wschodnimi (tacy w ogóle nie istnieją), a po prostu Słowianami. Genetycznie i antropologicznie są oni bliscy Polakom i Słowakom (Białorusini), Bułgarom i Serbom (Ukraińcy). Rzeczywistą „bliską rodziną” dla Rosjan są Finowie i Estończycy.

Tym samym genetycy położyli kres dawnym sporom o „słowiańskich korzeniach Rosjan”. Okazało się, że niczego słowiańskiego Rosjanie nie mają. Istnieje tylko okołosłowiański język rosyjski, powstały z miejscowych języków fińskich i tureckich na osnowie cerkiewno-słowiańskiej (czyli starobułgarskiej) gramatyki, jednak zawiera on 75–80 proc. słownictwa niesłowiańskiego (fińskiego lub tatarskiego). Podobieństwo leksykalne białoruskiego i rosyjskiego nie przekracza 25 proc., podczas gdy podobieństwa w słownictwie białoruskim i polskim wynoszą 60–70 proc. Białorusin bez tłumaczenia rozumie język Polski, słowacki i ukraiński, natomiast Rosjanin mowy białoruskiej bez tłumaczenia nie rozumie, podobnie jak żadnego innego języka słowiańskiego.

Tak więc odwieczna rywalizacja Wielkiego Księstwa Litewskiego i Królestwa Polskiego z jednej strony i państwa moskiewskiego z drugiej, to konfrontacja różnych grup etnicznych o zdecydowanie różnej mentalności. To samo można powiedzieć o stałej wrogości między Rzeczypospolitą a Imperium Rosyjskim – i później, wbrew oficjalnie obowiązującej propagandzie – między Polską a ZSRS (tylko między rokiem 1700 a 1939 do wojen z naszym wschodnim sąsiadem doszło prawie 20 razy).

*

Lechici (według swych zwolenników) bili własny pieniądz i posiadali potężną armię. Około 20 proc. społeczeństwa stanowiła szlachta – resztę poddani chłopi. Najważniejsze decyzje podejmowano na szlacheckich wiecach (tzw. demokracja słowiańska, czyli demokracja zgodnościowa). Zbudowali wiele grodów i portów. Nie mieli jednej stolicy, na przestrzeni dziejów jej funkcję pełniło przemiennie kilka miast:

– Kodan (Gdańsk) – w XVIII wieku p.n.e. (za króla Kodana),

– Gniezno – w XVII wieku p.n.e. (za króla Lecha I Wielkiego) i kilkakrotnie później,

– Carodom (Kraków I), po prawej stronie Wisły – ok. XVI wieku p.n.e. (za króla Cara),

– Kraków II, po lewej stronie Wisły od VII wieku (za króla Kraka I Scyty) i później wielokrotnie,

– Szczyt (Szczecin) – w XV wieku p.n.e. (za króla Szczyta) i w X wieku za króla Mieszka I,

– Gelenos (Bielsk na Ukrainie) – w VI wieku p.n.e. w okresie walk Lechii (Scytii) z imperium perskim Achemenidów,

– Posnan (Poznań) – w II wieku p.n.e. (za króla Poznana),

– Wizymierz (Wismar) – w IV wieku (za króla Wizymierza),

– Przemyśl – w VIII wieku (za króla Lecha VI Przemysława),

– Kruszwica – w IX wieku (za królów: Popiela I Gnuśnego i Popiela II Zbrodniczego).

Inna teoria głosi, że imperium lechickim od I do IX wieku rządziła dynastia Popielidów (Pompejuszy), potomków Leszka III i Julii, siostry Juliusza Cezara. Ponieważ byli oni zażartymi prześladowcami Kościoła katolickiego, gdy w Lechii władzę przejęli biskupi katoliccy, Popielidzi zostali wymazani z historii i skazani w ramach zemsty na wieczne zapomnienie, o czym jeszcze będzie dalej.

Podobno w imperium Lechitów obowiązywało wielożeństwo, chociaż są na ten temat różne teorie. Szlachta dysponowała „prawem pierwszej nocy” (ius primae notis), czyli przywilejem do zdeflorowania świeżo poślubionej żony każdego poddanego. W rezultacie szlachetnie urodzeni Ariowie-Słowianie „uszlachetniali” dzięki temu bękartami populację kraju.

Zwyczaj ten opisany został m.in. przez „ojca historii”, greckiego historyka Herodota z Halikarnasu, jako obyczaj ludów Afryki. W Europie funkcjonował w okresie średniowiecza jedynie w niektórych regionach Francji i Włoch, i to przez bardzo krótki okres. Prawo to formalnie do niedawna obowiązywało natomiast na wyspie Sark (dependencji Korony Brytyjskiej), chociaż od wieków już go nie stosowano. W niektórych rejonach, gdzie je stosowano, zostało ono zastąpione „transakcją” polegającą na tym, że pan feudalny w zamian za zgodę na spędzenie nocy poślubnej z żoną poddanego pozwalał mu na upolowanie jednego lub kilku jeleni ze swego lasu. Śladem tego jest nazywanie do dzisiaj zdradzanego męża „rogaczem”.Wielu historyków uważa prawo pierwszej nocy tylko za legendę. Encyclopedia Britannica w wydaniu z 1911 roku podaje: „Nie ma żadnych wiarygodnych dowodów na to, że obyczaj istniał w skodyfikowanej formie. Wydaje się, że to mit, wykreowany nie wcześniej niż w XVI lub XVII stuleciu”. Jak dotąd nie znaleziono ani jednego pisemnego świadectwa, które potwierdzałoby, że którykolwiek feudał istotnie zastąpił w łóżku pana młodego.

Lechici uważali seks za wielką przyjemność, łącząc miłość fizyczną z rozsądnym i przemyślanym powiększaniem rodziny. Nie gardzili jednak antykoncepcją, a gdy ta zawiodła – aborcją.

Na polu bitwy odznaczali się wybitnym męstwem. Napadali i łupili osady i miasta na wybrzeżach Skandynawii, Anglii, Walii i Irlandii, porywając tamtejsze kobiety. Przy okazji niejednokrotnie osiedlali się na podbitych terenach. Zajęli północną Galię aż po Loarę i Zatokę Biskajską, gdzie wybudowali strategiczny gród Brześć nad Atlantykiem (obecny Brest) oraz miasta Orlin (Orlean) i Miecz (Metz).

Ponad pół wieku po zabójstwie Juliusza Cezara Rzym dążył do odebrania Lechitom tej części ich imperium. Wtedy to, w 9 roku n.e. Lechici zdołali obronić jedno ze swych miast – Videlicum, dając łupnia słynnemu rzymskiemu marsowemu legionowi, przysłanemu przez cesarza Augusta Oktawiana. Wybili go podobno do ostatniego żołnierza wraz z pretorem i wszystkimi generałami. Cztery lata później cesarz wyciągnął z porażki właściwe wnioski, wysyłając na wschód kilka legionów ze swym najlepszym wodzem (i następcą) Tyberiuszem Nero na czele. Przyszły władca Rzymu – jak pisze Swetoniusz – „pokonał Lechów i zniszczyli ich miasto”.

Wincenty Kadłubek, znakomicie wykształcony duchowny, uwielbiał motywy antyczne, dlatego w swoim dziele nie ograniczył się wyłącznie do zaprezentowania wspomnianej w kolejnych rozdziałach koncepcji wandalskiej. Za kolebkę starożytnych Polaków uznał Panonię. Lechici toczyli tam rozliczne walki z Dakami i Galami, w końcu zaś przybyli na dzisiejsze ziemie polskie. Według Kadłubka „Prapolacy” – Lechici – odparli najazdy Aleksandra Wielkiego, który musiał wracać do Macedonii z podkulonym ogonem. Dając popis swej erudycji, Kadłubek rzucił też na dzielne plemię następnego herosa antyku – samego Juliusza Cezara. Nawet on nie był jednak w stanie przezwyciężyć oporu walecznego ludu. Skończyło się zatem na rokowaniach. Siostra Cezara, Julia, poślubiła wodza Lechitów, Leszka III, a w posagu dostała Bawarię. Pod naciskiem senatu Cezar próbował odebrać siostrze Bawarię, prowokując tym samym konflikt z Leszkiem, który w odpowiedzi odesłał żonę do Rzymu. Świadectwem obecności słynnego rzymskiego dyktatora na ziemiach polskich miało zaś być miasto Lublin. Kadłubek wywnioskował bowiem, że niegdyś zwało się Julin, co (oczywiście!) musiało wziąć się od imienia Cezara.Z małżeństwa z Julią Leszko miał mieć syna Popiela. Po jej odprawieniu wziął sobie nałożnicę, która dała mu 20 synów, którzy po jego śmierci otrzymali własne królestwa. Świadomi fantastyczności opisu panowania Leszka III przez Kadłubka, późniejsi kronikarze próbowali go bardziej zracjonalizować. Jan Długosz pominął historię o Cezarze, pisząc, że Leszko sprawował nad krajem dobre rządy i udzielał pomocy Węgrom w wojnach „z Grekami i Italczykami”. Marcin Bielski przeniósł natomiast jego panowanie na czasy Karola Wielkiego.Mistrz Wincenty Kadłubek, spisując swoją kronikę, zastosował w niej wiele przekłamań, chociażby po to, by podnieść prestiż rozbitej na dzielnice Polski. W kronice biskupa krakowskiego możemy wyczytać informacje o królowej Wandzie, która nakazała okrutnie uśmiercić posłów, przybyłych od samego… Aleksandra Wielkiego. Ba! Zagroziła nawet hardemu władcy, że jeśli tylko zechce, sprawi, że nie będzie miał po co wracać z wyprawy na podbój Persów. Pomimo braku jakiekolwiek potwierdzenia o istnieniu imperium Lechitów, są w Polsce ludzie, którzy szczerze i bezkrytycznie wierzą m.in. w rewelacje kanonika. Przy tym Kadłubek nie był jedyny w swych odważnych teoriach o początkach państwa Polskiego. Na podobne rewelacje natrafić można u innych pisarzy, choćby XVI-wiecznego Wojciecha Dembołęckiego. Ich wiarygodność jest przy tym taka sama jak wspomnianego wcześniej biskupa.

Największą porażką Lechitów wydaje się natomiast spalenie przez Aleksandra Wielkiego Krakowa, jednej ze stolic ich ówczesnego imperium. Zgliszcza miasta miały zostać posypane grubą warstwą soli. Według innej teorii Aleksander, podobnie jak mieszkańcy antycznej Macedonii, miał być Słowianinem, o czym świadczy etymologia imienia jego siostry, która tak naprawdę nie nazywała się Kleopatra, lecz Ojcusława lub Ojcisława, jak pisze Janusz Bieszk:

Według innej opowieści Lechia to biblijna nazwa federacji Gotów i Wandalów, czyli narodów bożych, które uznały wiarę katolicką za przejaw ciemnoty i zabobonu, co z kolei umożliwiło im stanie się niezwykle wartościowymi bankierami w czasach średniowiecznych: Wandalowie i Goci, czyli Lechici, byli arianami, ludźmi nauki, pieniądza, bankierami, rzemieślnikami, filozofami i handlowcami. (Więcej o tym w rozdziale Polka Weneda).

Koniec Wielkiej Lechii nastąpił, kiedy Mieszko I przyjął chrzest w 966 roku, wprowadzając swoje państwo w zachodnioeuropejski krąg kulturowy. Chrzest pociągnął za sobą wiele zmian nie tylko religijnych i politycznych, ale przede wszystkim społecznych. Polska weszła na trwałe do rodziny państw europejskich tworzących Christianitas, wspólnotę opartą na humanizmie zrodzonym z kontemplacji Boga. Zdaniem wyznawców Wielkiej Lechii w związku z nowo wprowadzoną religią rozpoczęto całkowitą inwigilację i kontrolę państwa, która doprowadziła do zniszczenia jego potencjału militarnego. W tym też czasie miano zapoczątkować proceder unicestwiania dowodów na istnienie potęgi Lechitów, przede wszystkim palenie kronik i roczników lechickich. Jego apogeum nastąpiło w okresie rozbicia dzielnicowego (XII–XIV wiek) i kontynuowane było przez inkwizycję kościelną w czasie panowania w Rzeczypospolitej dynastii Wazów.

„(…) należy odnotować oraz podkreślić wielkie straty, jakie poniosła słowiańska, lechicka historiografia, w wyniku zniszczenia wielu kronik, ksiąg i materiałów o historii Lechii w związku z wprowadzoną nową religią chrześcijańską w obrządku rzymskim – pisze Janusz Bieszk – a szczególnie w okresach: króla Chrobrego, po wygnaniu obłożonego klątwą kościelną króla Bolesława Śmiałego, od rozbicia dzielnicowego po króla Krzywoustego oraz późniejszej działalności inkwizycji kościelnej, która je paliła na stosach, śpiewając pieśni religijne. Szczególnie aktywni w niszczeniu byli jezuici”.

Obchody milenium chrztu Polski, poprzedzone dziewięcioletnią nowenną, nabrały ogromnego znaczenia w okresie PRL-u, w 1966 roku. Dla prymasa Stefana Wyszyńskiego były one okazją do odnowy wiary Polaków i umocnienia narodowej tożsamości. Liczne uroczystości religijne z udziałem wielotysięcznych tłumów nieuchronnie stały się okazją do konfrontacji z władzą komunistyczną, z której Kościół wyszedł zwycięsko, a Polacy poczuli się bardziej wolni. Na główne uroczystości milenium chrztu Polski, obchodzone 3 maja 1966 roku w Częstochowie, prymas Wyszyński zaprosił Pawła VI. Papież, pragnąc przybyć do sanktuarium Czarnej Madonny na Jasnej Górze, polecił nawet przygotować specjalny prezent dla tego sanktuarium – Złotą Różę, a mennica watykańska wybiła z tej okazji specjalny medal z wizerunkiem częstochowskiej Madonny. Ale komunistyczne władze nie zgodziły się na jego przyjazd. Podczas obchodów, w których uczestniczyło pół miliona wiernych, nieobecnego papieża przypominał jego portret i pusty tron, na którym złożona została wiązanka biało-żółtych róż.

„Mieszko I, chcąc dostać diadem cesarski, oddał część terytorium pod protekcję papiestwa, ale świątyń poganom, czyli arianom, nie palił – twierdzi z kolei Bolesław Szydłowski w książce Wandalowie, czyli Polacy. – Dopiero Bolesław Chrobry wprowadził przymusem religię zbawienia, odzwyczaił ludność od czczenia bogów i spalił wszystkie świątynie Wiedzy. Głównym obrządkiem Polski był jednak obrządek grecki, bizantyjski. Dopiero jezuiccy królowie, Wazowie, za pomocą inkwizycji i wojen religijnych, zrobili z Polski kraj czysto katolicki, co nie wyszło na zdrowie, bo w krótkim czasie upadła Rzeczpospolita i przyszły zabory”.

Zdaniem apologetów Wielkiej Lechii obok Kościoła do ostatecznego zniszczenia potężnego imperium dołączyli zaborcy (uznawane za kolonizatorów: Prusy, Austria i Rosja), następnie masoni, III Rzesza oraz Związek Sowiecki. Obecnie wiedza i historia Lechitów jest zatajana przed Polakami głównie przez Unię Europejską oraz naukowców i nauczycieli akademickich. Ci ostatni ośmieszają i wymazują polskich kronikarzy średniowiecznych, piszących o naszej dumnej starożytnej przeszłości.

*

Według Janusza Bieszka „obaliły one [najnowsze badania genetyczne] nieprawdziwe dogmaty i teorie historyczne, które lansowane jeszcze w XIX wieku przez zaborcę niemieckiego i jego historyków (niestety także części polskich) informowały o wielkich migracjach Słowian z południa Europy na obszar Polski dopiero w połowie VI wieku i zajmujących ziemie po plemionach tzw. germańskich i celtyckich (sic!). Towarzyszył temu także infantylny przekaz o pierwszym, błąkającym się księciu Lechu, który miał «zagnieździć się» ok. 550 roku w okolicy Gniezna”.

„Szczególnie tutaj podkreślam – pisze Janusz Bieszk – iż Ariowie-Słowianie nie musieli skądkolwiek przybywać, albowiem jako autochtoni byli na tych terenach od 10 tys. 700 lat i mieszkali u siebie «in situ», na swoich ziemiach, w ramach wielkiej prehistorycznej cywilizacji Gobi, a później imperium Ramy (…)”.

Cywilizację Gobi, zwaną także wielkim imperium Ujgur lub Yu, założyli Ujgurowie z pacyficznego kontynentu Mu należący do rasy aryjskiej – białej, wspólnie z potomkami Ariów zamieszkujących na terenie Eurazji, którzy wcześniej opuścili pogrążającą się w wodach Hiperboreę. Cywilizcja Ujgur-Gobi należąca do cywilizacji Mukulia istniała w okresie od 70 tys. do 25–18 tys. lat temu. Ta aryjska cywilizacja zajmowała obszar praktycznie całej Eurazji. Rozciągała się od Oceanu Spokojnego do Oceanu Atlantyckiego. Północną granicę wyznaczał Ocean Północny (Arktyczny), natomiast południową stanowiły obecne południowe Chiny, Birma, Indie i Persja oraz obszary od Morza Kaspijskiego poprzez Bałkany do Adriatyku. Stolica imperium Ujgur leżała na urodzajnej w tych czasach równinie Gobi, pod obecnie odnalezionymi ruinami starożytnego miasta mongolskiego Khara-Khoto, a obecnego chińskiego Heicheng. Osiągnięto wysoki poziom duchowy i technologiczny, ale tylko w celach pokojowych, a nie militarnych. Oprócz rozwiniętej infrastruktury naziemnej, z miastami, osadami rolniczymi, wybudowano również miejską strukturę podziemną. Używano statków powietrznych zwanych wajtmanami. Wszystkie osiągnięcia cywilizacyjne i technologiczne z kontynentu Mu zostały przeniesione i zaadaptowane w cywilizacji Ujgur-Gobi. Cywilizacja ta była niezależną cywilizacją, ale wspólnie z kontynentem Mu stanowiła wielką cywilizacją Mukulia.Począwszy od 25 do 18 tys. lat temu, upadli moralnie Atlanci przy pomocy części upadłych Plejadian, Centaurian i Reptilian, używając wysoko zaawansowanej technicznie broni, z bronią jądrową na czele, zniszczyli aryjskie imperium Ujgur, a kwitnącą równinę Gobi zamienili w jałową pustynię. Niektóre ocalałe z pogromu populacje imperium Ujgur oraz przeniesiona starszyzna z zatopionego kontynentu Mu zeszły pod ziemię do wybudowanej wcześniej miejskiej struktury podziemnej pod obecną pustynią Gobi i Himalajami. Stworzono rozległą podziemną sieć miejskiej cywilizacji pod nazwą Królestwa Agharta. (https://stan–rzeczy.neon24.pl/)

Pierwsze i drugie aryjskie imperium Ramy

Na obszarach Europy i Azji zamieszkiwali Ariowie-Słowianie o głównej haplogrupie aryjsko-słowiańskiej R1a. To z tej ludności na obszarach dawnego imperium Ujgur książę Rama stworzył kolejne imperium aryjskie. W Europie, do Loary zamieszkiwali Ariowie-Słowianie o haplogrupie R1a, a od Loary na zachód i południe zamieszkiwali Ariowie-Baskowie o haplogrupie R1b. Książę Rama był synem władcy podziemnego królestwa Agharta. Pojawił się na terenie Doliny Indusu i Iranu ok. 22 tys. lat temu. Był wielkim przywódcą, prawodawcą i prorokiem, posiadał wielką moc duchową oraz siłę sugestii. Dokonywał cudownych uzdrowień i innych cudów. Jego niebywała wiedza i boskie pochodzenie przysporzyły mu rozgłosu i mnóstwa zwolenników. Rama z pomocą królestwa Agharta stworzył wielkie imperium zwane Aryjskim Imperium Ramy ze stolicą w Narmini, a obecnie Mohendżo Daro. Rama był imperatorem i głównym kapłanem tego imperium. Cywilizacja aryjska Ramy opierała się na wzorcach i wartościach cywilizacji Mukulia, była jej kontynuacją. Imperium Ramy, tak jak wcześniej Ujgur, określane jest jako imperium serca, natomiast imperium Atlantydy określane jest jako imperium rozumu, które przerodziło się później w imperium despotyzmu. Pierwsze i drugie imperium Ramy obejmowało obszar od Iranu po Indie i od Europy Środkowo-Południowo-Wschodniej przez Azję Środkową do Azji Południowo-Wschodniej. Wszystkie osiągnięcia cywilizacyjne i technologiczne z kontynentu Mu, które zostały przeniesione i zaadaptowane w cywilizacji Ujgur-Gobi, zostały następnie przekazane do imperium Ramy. W starożytnych manuskryptach hinduskich opisane są starożytne pojazdy latające o napędzie elektromagnetycznym i antygrawitacyjnym, ich budowa, stosowane materiały, również takie, które mają właściwości pochłaniania światła i ciepła. A także opisana jest sztuka pilotażu maszynami latającymi. W manuskryptach tych mowa jest także o budowie statków międzyplanetarnych. Do niektórych tematów omawianych w manuskryptach należą Sekrety pilotów, gdzie przedstawione są m.in.: technika tworzenia sztucznie chmur lub mgły, strzelania promieniami, generowania hologramów, wykrywania maszyny wroga, maskowania własnej maszyny poprzez czynienie jej niewidzialną, tajniki podsłuchu rozmów na odległość i innych dźwięków w samolotach nieprzyjaciela, tajniki doprowadzania załogi nieprzyjacielskich samolotów do stanu nieprzytomności. Napęd pojazdów oraz sekretne tajniki pilotów były oparte na systemie mocy analogicznym do mocy sił psychicznych człowieka. Z tego wynika, że wszystkie współczesne osiągnięcia nauki i techniki były już kiedyś znane, a nawet znacznie przewyższały te obecne.

Pierwsze imperium Ramy istniało w okresie od 22 do 12,5 tys. lat temu. Powstało po kataklizmie, który wydarzył się ok. 25 tys. lat temu i trwało do pierwszego potopu 12,5 tys. lat temu. Po tym potopie Rama scalił na nowo swoje imperium i na nowo ustanowił prawa. Drugie imperium Ramy istniało w okresie od 12 tys. lat temu do 10 tys. 300 lat temu. Powstało po pierwszym potopie 12,5 tys. lat temu i trwało do kolejnego drugiego potopu 10 tys. 300 lat temu, to jest 8 tys. 300 lat p.n.e. To ten potop został opisany w Biblii. U Ariów-Słowian prawodawcą i prorokiem oraz tym, który dał Ariom Dekalog był książę Rama. Zachodnie i południowe obszary obecnej Europy, głównie w strefie przybrzeżnej, stanowiły kolonie Atlantydy, zamieszkiwała tam ludność galijska, inaczej celtycka, o haplogrupie R1b. Główną część kontynentu europejskiego zamieszkiwała ocalała po kataklizmach ludność aryjsko-słowiańska o haplogrupie R1a. Obydwie rasy to ludzie biali, są ze sobą spokrewnieni, w dalekiej przeszłości mieli wspólnych aryjskich przodków, którzy się rozdzielili i rozwijali w różnych rejonach świata. Historia Ariów mówi, że w Europie do Loary zamieszkiwali Ariowie-Słowianie, a od Loary na zachód i południe zamieszkiwali Ariowie-Baskowie. Baskowie mają haplogrupę R1b, tak jak Celtowie, czyli ludy celtyckie, wywodzą się od Ariów-Basków. (https://stan–rzeczy.neon24.pl/)

„Natomiast w samym dorzeczu rzeki Ren zamieszkiwały także plemiona galijskie, celtyckie i normandzkie, które wymieszane dużo później z przybyszami z północy, i w mniejszym stopniu ze Słowianami, utworzyły dopiero plemiona niemieckie, o całkowicie innej haplogrupie R1b1b2 Y-DNA, które utworzyły pierwsze państwo niemieckie dopiero w 919 roku we Fritzlarze.

Lechia, inaczej imperium Lechitów, była pierwszym i największym organizmem państwowym Ariów-Słowian w Europie, trwającym setki lat, a nie państwo Samona, które istniało dużo później i bardzo krótko, w latach 623–658 (…), czy państwo wielkomorawskie funkcjonujące w latach 833–904.

Nie było w tych czasach podziału na Słowian zachodnich i Słowian wschodnich, ale dziesiątki ich różnych plemion zamieszkiwały wielki obszar Lechii.

Imperium Lechitów, oczywiście o różnym zasięgu terytorialnym w różnych okresach czasu, przetrwało ponad 2600 lat, od ok. 1800 roku p.n.e. do 840 roku n.e., kiedy upadło w rezultacie zagranicznego, geopolitycznego spisku i dokonanej zbrodni na jego władcach. Doznało upadku, z którego pomimo czynionych prób nigdy w pełni, na dłuższy czas, już się nie podniosło. W jego konsekwencji na początku X wieku zaczął się proces podziału Ariów-Słowian na zachodnich i wschodnich.

Równocześnie należy podkreślić, że na 23 zachowane średniowieczne polskie kroniki o poznanej treści aż 13 opisuje dzieje Lechii i jej władców w okresie przed naszą erą (…).

Rodzima historiografia uznała powyższe przekazy za legendarne i bajeczne, krytykując, dyskredytując i ośmieszając niejednokrotnie samych kronikarzy. Biskupa Wincentego Kadłubka, absolwenta paryskiej Sorbony i Uniwersytetu w Bolonii, posiadacza tytułów magistra i doktora nauk, nazywa mistrzem jak szewca czy stolarza. A był on wieloletnim opiekunem, rektorem i wykładowcą na jedynym w tym czasie uniwersytecie w Polsce! Był głębokim patriotą, odszedł do zakonu, rezygnując z zaszczytnych funkcji rektora i biskupa na własne życzenie właśnie dlatego, aby swobodnie napisać prawdziwą kronikę o starożytnych dziejach Lechitów, opierając się na jeszcze starszych kronikach i materiałach, a także, by nie być skrępowanym hierarchią kościelną i jej ograniczeniami oraz jakąkolwiek odpowiedzialnością”.

*

Polacy to jeden z najstarszych narodów świata. Nasi przodkowie podobno mieszkają tu już niemal 11 tys. lat. W przeszłości nie tylko gromili Persów, spuścili lanie Aleksandrowi Macedońskiemu i dzielnie stawiali czoła Rzymianom pod wodzą Juliusza Cezara (lechiccy wodzowie walnie przyczynili się podobno do obalenia Imperium Rzymskiego), ale stworzyli też własne starożytne imperium. Ogromne imperium Ariów-Słowian w Europie i Azji. Piastowska Polska stanowiła kontynuację istniejącego przez tysiące lat lechickiego państwa.

48 polskich królów panujących przed Mieszkiem I. Polskie państwo wymienione w Starym Testamencie… To tylko kilka z wielu elementów coraz bardziej popularnej w naszym kraju teorii o Wielkiej Lechii. Propagatorzy słowiańskiego imperium twierdzą, że wskutek spisku historyków, archeologów, Kościoła i innych wrogich sił, prawda o Wielkiej Lechii jest od lat skrzętnie ukrywana. Domagają się wprowadzenia jej do podręczników szkolnych. Kres Lechii przynieść miał spisek niemiecko-watykański, który do dziś zajmuje się fałszowaniem przeszłości i ukrywaniem prawdy o dawnym słowiańskim imperium.

Najbardziej „hardkorowi” zwolennicy zakazanej historii Polski wierzą z kolei w pozaziemskie pochodzenie Słowian i wzmianki o Polakach w Biblii. To wcale nie są żarty ani nie jest to fabuła drugorzędnej książki fantasy. Hipoteza o imperium Lechitów, choć pełna nieścisłości i często absurdalna, jest coraz bardziej popularna w Polsce.

„Organizm państwowy Słowian europejskich nazywany czasami Wielką Lechią bądź też imperium Lechitów, jest dla naszych naukowców trudny do zauważenia, ponieważ szukają oni czegoś innego, niż to czym Lechia była – twierdzi Marian Nosal. – Gdybym był mniej grzeczny, to napisałbym po prostu, że nie znają się na obiekcie swoich badań. Nie mają o nim zielonego pojęcia. Jednak nawet tak nie mogę napisać, gdyż nasi dzielni naukowcy w ogóle do prac nad badaniem Lechii nie przystąpili. Po prostu udają, że jej nie było i na tym ich badania się kończą. W związku z tym my, uczciwi badacze Słowiańszczyzny, nie mamy nawet na interesujące nas tematy z kim dyskutować.

A tymczasem okazuje się, że Wielka Lechia to położony w centrum Europy starożytny Otwarty, Samosterowalny i Rozproszony System Państwowy lub parapaństwowy. Kiedy to wszystko rozważymy, to okazuje się, że Nasi Przodkowie zbudowali państwo nowoczesne i sprawnie działające.

Od Lechitów możemy uczyć się takich wartości, jak Otwartość, Demokracja i umiejętne połączenie zarządzania lokalnego i centralnego”.

Wielka Lechia to przejaw społecznej tęsknoty za Polską silną, rozległą i potężną. Tak jak odwoływanie się do Rzeczypospolitej Obojga Narodów czy opisywanie sukcesów polskiego oręża. Jakże ciepło robi się na sercu, gdy wspominamy wielkość dawnej Rzeczypospolitej. A gdyby jeszcze świetność wieku XVII mogła zostać uzupełniona tryumfami innej epoki? Byłoby cudownie. Tę właśnie piękną wizję oferują nam twórcy koncepcji Wielkiej Lechii – rzekomego przedchrześcijańskiego imperium Polaków.

Na opisanym gruncie narodził się jakiś czas temu oryginalny nurt, który być może stanie się kiedyś tematem rozpraw doktorskich z socjologii. Jego przedstawiciele wywyższają Polaków i innych Słowian ponad wszystkie ludy, twierdząc, że prawda o naszej najwcześniejszej historii jest zakłamywana przez Niemców i kler, który chce wymazać pamięć o imperium Lechitów, niegdyś konkurującym z Rzymem i trzęsącym połową Starego Świata.

Z najbardziej radykalnych miłośników teorii o Lechii, których wspólnym mianownikiem jest idea istnienia pradawnego słowiańskiego imperium, narodzili się tzw. turbo-Słowianie (turbo-Lechici), uznający oficjalną historię za baśń dla naiwniaków. Termin ten został ukuty kilka lat temu na forach i grupach internetowych dotyczących historii. Sami siebie nazywają Lechitami lub Polachami (turbo-Słowianin to określenie pejoratywne). Charakteryzuje ich słowiański szowinizm i niechęć do Zachodu, antyklerykalizm oraz odporność na wszelkie argumenty historyków. Ich fora i grupy facebookowe wypełniają monotonne dyskusje o słowiańskich Wedach i lechickim alfabecie (a ostatnio także o rapie sławiącym wielkość dawnego imperium).

Część tych teorii ma zabarwienie wybitnie panslawistyczne.

Panslawizm to nazwa prądów ideologicznych o różnym zabarwieniu politycznym, mających na celu polityczne, gospodarcze i kulturalne zjednoczenie Słowian. Sam termin wymyślił w 1826 roku czeski publicysta Jan Herkel na oznaczenie idei jedności kulturowo-językowej ludów słowiańskich. Później nabrał on wieloznacznej treści. Panslawiści dystansowali się od narodów wywodzących się od zachodnich Słowian, ze względu na to, iż były one wyznania rzymskokatolickiego. Niektórzy wręcz klasyfikowali ich jako wrogów Słowiańszczyzny na równi z Niemcami.

Idee zjednoczenia Słowian, wolnych i równych, w federacji narodów były żywe w różnych krajach słowiańskich wśród środowisk o demokratycznych i liberalnych poglądach. W XIX wieku panslawizm znalazł wielu zwolenników w krajach zamieszkiwanych przez Słowian. Ideę panslawizmu popierała Rosja, pragnąc w ten sposób realizować swoje imperialne interesy wobec narodów o słowiańskim pochodzeniu, nieposiadających własnej organizacji państwowej. Z tego powodu – w przeciwieństwie do Czech – panslawizm nigdy nie uzyskał powszechnego poparcia na ziemiach polskich, mimo że na początku XX wieku w ruch ten włączyła się endecja. Endecy traktowali jednak ten ruch instrumentalnie, jako środek do osłabienia Austro-Węgier i Cesarstwa Niemieckiego. Idee zjednoczenia Słowian południowych i zachodnich znalazły wyraz w różnych koncepcjach: w iliryzmie, jugosławizmie i austroslawizmie. Demokratyczne odłamy polskiej Wielkiej Emigracji wysuwały program federacji narodów słowiańskich bez udziału w niej Rosji.

Panslawizm w Rosji wyrósł z doktryny słowianofilów (antyteza Rosji i Europy). Jego główni działacze (m.in. Michaił Pogodin, Nikołaj Danilewski) domagali się, w myśl trójjedynej formuły „prawosławie, samodzierżawie, ludowość”, nadania ludowego charakteru caratowi, podporządkowania jego wewnętrznej polityki rosyjskiemu nacjonalizmowi, a zagranicznemu – panslawizmowi. Danilewski w swoim dziele Rossija i Jewropa zalecał całkowitą izolację od Europy Zachodniej, jako konieczną przeciwwagę jej wpływów na Słowiańszczyznę, i utworzenie Wielkiego Związku Wszechsłowiańskiego z Carogrodem (Stambułem) pod władzą Rosji. Koncepcje polityczne wczesnego ruchu panslawistycznego były oparte na idei stworzenia swego rodzaju federacji wszystkich Słowian, pozostającej pod polityczną oraz kulturową dominacją i przywództwem Imperium Rosyjskiego, gdzie lokalne słowiańskie tożsamości zostaną zintegrowane w rosyjską, a głównym językiem komunikowania się będzie język rosyjski, główną wykładaną historią historia Rosji, szkolnictwo prowadzone w języku rosyjskim.

W związku z zaognieniem stosunków rosyjsko-tureckich (m.in. wojna krymska) mgliste koncepcje nabrały charakteru politycznego (hasła „świętej wojny” przeciwko zachodnim sojusznikom Turcji). Ponieważ Polacy darzyli Turcję sympatią (nigdy nie uznała ona rozbiorów Polski), panslawiści wrogo odnosili się do Polski i narodowości polskiej, zaś rusyfikacja była dla wielu panslawistów celem samym w sobie. Podobnie jak ich żądania, by wszyscy Słowianie przeszli na prawosławie. Polacy często byli pomijani w zaproszeniach na kongresy słowiańskie organizowane w Rosji. Sam naród polski ze względu na swój opór wobec rusyfikacji, po wybuchu powstania styczniowego został nazwany przez panslawistów „Judaszem Słowiańszczyzny”.

Po wojnie krymskiej panslawizm stał się oficjalnym i zorganizowanym ruchem (własne pisma i towarzystwa panslawistyczne) popieranym przez rosyjski rząd. Apogeum osiągnął w czasie wojny rosyjsko-tureckiej 1877–1878, potem osłabł. Odrodził się na krótko w postaci neoslawizmu pod hasłem współdziałania narodów słowiańskich przeciw Niemcom.

 

„W polskiej myśli politycznej panslawizm nie odegrał jednak znaczącej roli – twierdzi Artur Wójcik. – U współczesnych zwolenników fantazmatów turbosłowiańskich występuje silna reakcja pogańska. Deklarują co prawda dążenia niepodległościowe Polski, ale Polski lechickiej opartej na wierze pogańskiej, w której przywrócona zostanie pamięć o chwalebnej historii naszych przodków sprzed 966 roku. Dodatkowym argumentem o słuszności tego postulatu ma być genetyka. Haplogrupa R1a1 świadczy o przynależności do rasy Słowian, którzy zamieszkiwali tereny między Wisłą i Odrą od zawsze, i to właśnie pula genowa powinna zdaniem turbo-Słowian decydować o przynależności do społeczeństwa.

Nie bez powodu prorosyjskie nastawienie turbo-Słowian i turbo-Lechitów kojarzyć się może z polityką prowadzoną przez Federację Rosyjską. Poglądy i idee wyznawców Wielkiej Lechii mogą stać się narzędziem realizacji kolejnych etapów geopolitycznej strategii Rosji w prowadzonej wojnie informacyjnej. Za pomocą szerzenia celowej dezinformacji naukowej można rozbudowywać rosyjską sieć wpływów, powiązań i zależności. Strategia ta może przybierać różne formy i niekoniecznie być nastawiona na uzyskanie konkretnych rezultatów, lecz działać bardziej na zasadzie kropli drążącej skałę.

Aby uświadomić sobie, jak realne jest to zagrożenie ze strony Rosji, wystarczy przytoczyć, jakie tendencje dominują w rosyjskiej myśli geopolitycznej. Jest to chociażby doktryna eurazjańska, powstała już w latach 20. XX wieku, a więc w okresie Rosji Radzieckiej. Jej współczesną formę opracował politolog, filozof, okultysta i staroobrzędowiec Aleksandr Dugin, popierany zresztą przez kremlowską elitę jako propagator odbudowy Wielkiej Rosji. Doktryna eurazjanizmu zakłada, że Rosja jest osobną częścią cywilizacji, którą powinno się traktować jako osobny kontynent (tzw. szósta część świata). Idea eurazjanizmu jest przedstawiana jako jedna z realnych alternatyw dla „zgniłego Zachodu”, stąd też jej głównym założeniem jest odparcie wpływów cywilizacji atlantyckiej (zachodniej) od terytorium i sfer wpływów Rosji. Jedną z form tego starcia jest realizacja założeń tzw. wojny sieciowej”.

Choć historycy nie zostawiają na nich suchej nitki, a internauci nieraz brutalnie wyśmiewają, Lechici – współcześni Sarmaci, mają się zaskakująco dobrze i w ciszy internetowych forów oraz facebookowych grup uparcie „rekonstruują” (pseudo)historię antycznej Polski.

*

Starodawna koncepcja Wielkiej Lechii, przez lata zapomniana, odżyła na początku drugiej dekady lat dwutysięcznych za sprawą internetu. Przełom stanowiło wydanie książki „samozwańczego trójmiejskiego historyka” (jak określili go niechętni) Janusza Bieszka, zatytułowanej Słowiańscy królowie Lechii. Autor zsumował w niej dowody, mające świadczyć o tym, że Polacy są jedną z najstarszych „cywilizacji” świata i że przez tysiąclecia na ogromnych połaciach rozciągało się imperium Lechitów – „Prapolska” rządzona przez mężnych królów, niebojących się ani Aleksandra Wielkiego, ani rzymskich legionów. Mocarstwo, rozsadzane od wewnątrz i naciskane przez Niemców oraz Kościół, zostało podstępnie schrystianizowane, co było początkiem jego końca – twierdził Janusz Bieszk, a wrogowie Polaków w ramach spisku przez kolejne stulecia zakłamywali historię, by odciąć nasz naród od lechickiej spuścizny7.

Pisząc swoją pracę, korzystał z dorobku XIX-wiecznych badaczy, postaci mocno kontrowersyjnych, nawet na tle swojej epoki (np. Tadeusz Wolański, Ignacy Pietraszewski). Novum stanowiło wprzęgnięcie w dawne spekulacje genetyki i niektórych odkryć archeologicznych. Książka odniosła spory sukces (powstało kilka dodruków) i sprawiła, że turbo-Słowianie dotarli do zupełnie nowych odbiorców. Wywody Bieszka padły na podatny grunt, a ludzie, których wiedza o Słowianach ograniczała się do legendy o Lechu, Czechu i Rusie nagle zdali sobie sprawę, o jak wielu rzeczach nie nauczono ich w szkole.

„Autor Słowiańskich królów Lechii zdawał sobie sprawę, że wielkie twierdzenia wymagają wielkich dowodów – skomentował dzieło i pracę jego twórcy na łamach Onetu Piotr Cielebiaś. – Postanowił więc wydobyć z cienia mało znaną wśród czytelników Kronikę Polską przez Prokosza w X wieku napisaną odkrytą rzekomo w latach 20. XIX wieku przez gen. Franciszka Morawskiego – polityka i literata, który miał znaleźć ją «przypadkiem» na targu w Lublinie. Okazało się, że jest to kronika starsza od Gallowej, a jej autorem mógł być pierwszy biskup krakowski Prohor (X wiek), komentarzami zaś uzupełnił ją żyjący wiek później Kagnimir”.

To częściowo na jej podstawie Bieszk „zrekonstruował” niezakłamany (jego zdaniem) poczet władców lechicko-polskich, z których pierwszym był żyjący ok. XVIII wieku p.n.e. Sarmata. Po nim mieli rządzić królowie o dziwnie niesłowiańskich imionach jak Alan, Wandal, Heldwiryk czy Teneryk. Poczet uzupełniają takie postaci jak: król Car, Lech Chytry, Posnan czy Wanda Amazonka. Drugi „święty Graal” dla Bieszkowej wersji dziejów to Poczet z Jasnej Góry (XIX wiek), na którym pojawia się m.in. Popiel oraz kilku innych legendarnych władców polańskich epoki przedchrześcijańskiej.

Swoje wnioski Bieszk poparł również „analizami” językowymi i genetycznymi. Uznał na przykład, że wiele słów zawierających rdzeń lach lub lech jest śladem po Prapolakach. Z kolei haplogrupę R1a1 – w Europie występującą najczęściej wśród Serbołużyczan i Polaków, uznał za „typowo polską”, mimo że jest równie rozpowszechniona wśród ludów tureckich w Azji Środkowej.

Swoje racje Janusz Bieszk wyłuszczył obszernie w wywiadzie udzielonym polonijnej gazecie „Nowy Dziennik” ukazującej się w Stanach Zjednoczonych AP.

Co skłoniło pana do tego, by napisać książkę o Lechii, czyli starożytnej Polsce?

– Po prostu był brak takiej publikacji historycznej w Polsce, mimo że minęło już prawie 100 lat po zaborach od 1918 roku. Dlaczego? Zrobiłem to dla społeczeństwa polskiego, starszego i młodszego pokolenia, żeby poznało lub przypomniało sobie swoje słowiańskie korzenie i dumną wielką lechicką przeszłość oraz zachowało właśnie tę lechicką tożsamość historyczną głęboko w swoich sercach i nie pozwoliło jej sobie odebrać. Uważam, że powinniśmy ją kultywować i pielęgnować, albowiem według Marcusa Garveya „Naród bez znajomości swojej historii, pochodzenia i kultury, jest jak drzewo bez korzeni”. Starajmy się o tym pamiętać.

Na jakich źródłach się pan opierał?

– Na tylnej okładce książki wymieniłem ogólnie tylko cząstkę źródeł; 50 kronik i materiałów źródłowych polskich i zagranicznych, 36 map cudzoziemskich starożytnych i średniowiecznych, wyniki międzynarodowych badań genetycznych z lat 2010–2013 nad haplogrupą R1a1a Y-DNA Ariów-Słowian, zamieszkujących nasze ziemie od 10 tys. 700 lat oraz ostatnie odkrycia polskich archeologów na terenie słowiańskich grodów, miast, osad i megaksylonów, już od okresu 6000–4000 lat p.n.e. W sumie książka zawiera ponad 200 pozycji w bibliografii.

Moje największe odkrycie dotyczy płyty nagrobnej z dedykacją z I wieku ofiarowanej wraz z grobowcem przez cesarza rzymskiego Tyberiusza Klaudiusza lechickiemu królowi Awiłłowi Leszkowi, którą zlokalizowałem w kwietniu 2014 roku w Museo del Lapidario di Urbino, Italia. Jej zdjęcie, numer katalogu muzeum i opis włoskich naukowców cofnęły oficjalną historię Polski o 1000 lat do I wieku p.n.e., kiedy według moich badań urodził się Awiłło Leszek jako syn króla Lecha III Ariowita i Julii Caesaris Major oraz siostrzeniec Juliusza Cezara.

Muszę przyznać, że książkę tę mogłem napisać tylko dzięki internetowi, ale w sensie drogi dotarcia do nieznanych w kraju, oryginalnych źródeł historycznych na całym świecie, na przykład: starych map Europy z nazwą Lechii po angielsku Lechs i po francusku Leckhes, Leques – na Uniwersytecie w Teksasie, The Nuremberg Chronicle na Uniwersytecie Wisconsin, opracowania True Origin of the Peoples of Eastern Europe, History Research Projects w Sydney, opracowania La Hidalguía Polaca i su estructura social de clanes (Szlachectwo polskie i jego struktura społeczna rodów) w Buenos Aires, księgi referencyjnej kronik frankońskich na Uniwersytecie w Vancouver, Annales ducum Boiariae (Roczniki książąt Bawarii) J. Aventinusa w bibliotece niemieckiej.

Po raz pierwszy w kraju przetłumaczyłem z języka hiszpańskiego w skrócie i omówiłem powyższe unikalne opracowanie profesora Starży-Kopytyńskiego, podobnie opublikowałem roczniki Aventinusa dotyczące ukrywanego króla Wrocisława i udowodniłem jego działalność zgodnie z kroniką Prokosza.

Ponadto udowodniłem wiarygodność najstarszej zachowanej kroniki Prokosza (X wiek), tępionej przez zaborcę niemieckiego, jego Herr Loelhöffela (Lelewel), Kościół rzymski oraz niektórych ówczesnych historyków.

Kronika Prokosza jest naszą perełką wśród 25 kronik, które prezentuję w książce, a także kręgosłupem starożytnej historii Lechii. M.in. dzięki mojej sugestii została wydana w 2015 roku jako reprint, po raz pierwszy od 1825 roku, po 190 latach. Zawiera bezcenną treść, język, bibliografię i komentarze historyków z XVI wieku (króla Stefana Batorego) oraz początku XVIII wieku – co dodatkowo świadczy (wbrew opinii zaborcy niemieckiego, Lelewela i naszej historiografii), że nie mógł jej napisać niejaki fałszerz P. Dyjamentowski (ur. 1694), bowiem miałby wtedy ok. 10 lat.

Poza tym panowanie wielu władców Lechii opisanych przez Prokosza, zarówno starożytnych, jak i średniowiecznych, potwierdziło kilkanaście naszych oraz zagranicznych kronik i dzieł historycznych, m.in. takich autorów, jak: T. Nugent, E. Brydges, J. Anderson, P. Godwin, J. Aventinus, d’Eginhard, R.H. Vickers.

Podobnie Wydawnictwo Armoryka wydało jeszcze kilka starych kronik jako reprinty: Historya Polski (Polanii) z XI wieku Kagnimira z XI wieku, Historya Bolesława III z XI/XII wieku, Dzierswy z XII wieku, Baszko z XIII wieku.

Czytelnikowi, żeby go przekonać i pokazać dowody, tłumaczyłem na język polski różne krótkie teksty z kilku języków obcych. Specjalny podrozdział poświęciłem 12 bitwom z udziałem Lechitów, które zostały pominięte w polskiej historiografii w okresie od 529 roku p.n.e. do 897 roku n.e. Kwintesencję treści książki stanowią wnioski. Szukałem i badałem źródła na świecie i w kraju oraz pisałem tę książkę przez dwa lata i w mojej opinii, według stanu badań na dziś, jest to jedyne na rynku kompendium wiedzy na temat starożytnej Polski nazywanej Sarmacją, Lechią, Lechistanem (Państwo Lechów), Scytią lub imperium Lechitów.

Wielu historyków uważa pana wersję o początkach państwa polskiego za mocno kontrowersyjną. Większość bowiem sądzi, że historia Polski zaczyna się od Mieszka, a reszta jest legendą.

– No cóż, „stare” broni się przed „nowym”. Dla mnie tacy historycy nie są w ogóle historykami, bowiem nie chcą lub nie umieją szukać źródeł nie tylko w kraju, lecz także za granicą, albo może obowiązują ich jakieś ograniczenia i boją się o tym pisać, ze względu na konsekwencje w pracy?

Wiele źródeł na przykład opisuje w językach angielskim, niemieckim i polskim walki Ariów-Słowian Lechów, inaczej Sarmatów, z legionami rzymskimi w I wieku p.n.e. i I wieku n.e., a także w IV wieku z cesarzem Walentynianem na terenie: Galii, tzw. Germanii (ziemie Ariów-Słowian), Bawarii i Szwabii nad rzeką Lech i na Lechowym Polu (Lechfeld), pod miastem Lechów (Augsburg). Opisują to m.in. Kronika norymberska, Kronika czeska z XI wieku, Roczniki Długosza, kilka kronik tzw. bawarskich, History of France, Ancient Gaul Parka Godwina.

Podam znamienny przykład z rozmowy e-mailowej z historykiem, który twierdził, że historycy znają kronikę norymberską i nie jest to nic szczególnego. Na moje pytanie – czy zauważyli zawarte w niej opisy walk Lechów (Lechs) na Lechowym Polu (Lechfeld) w 9 roku z tzw. marsowym legionem przysłanym przez cesarza Augusta Oktawiana w celu odebrania im ich miasta Lecha (obecny Augsburg) oraz (po wybiciu przez Lechów do nogi tego legionu), w tym samym celu w 12 roku kilku legionów pod wodzą Tyberiusza Klaudiusza, jeszcze zanim został cesarzem, i czy poinformowali o tym polskie społeczeństwo, w jakich opracowaniach historycznych oraz kiedy – zapadła cisza i rozmowa się skończyła.

Jeżeli historyk twierdzi, że zna źródło i jego treść, to jego obowiązkiem jest oficjalne poinformowanie o tym, szczególnie jeśli chodzi o tak spektakularne wydarzenie, jak walki polskich przodków Lechów z legionami rzymskimi.

Malowidło przedstawiające poczet królów wielkiego imperium Lechitów znajduje się w klasztorze na Jasnej Górze. Powstało prawdopodobnie ok. roku 1764 i – co niezwykle ciekawe – ujmuje ono również władców Lechitów i Popielidów. Co pan sądzi na ten temat? Czy to postaci prawdziwe, czy raczej powstałe w imaginacji jego twórcy?

– Powyższy obraz reprezentuje listę słowiańskich królów dopiero od 550 roku, zawartą w naszych tzw. kronikach krótkich, zgodnych z wymogami i decyzją zaborcy niemieckiego, gdzie np. król Lech I jest umieszczony błędnie, bowiem panował p.n.e. To zaborca niemiecki zmanipulował i ustanowił naszą historię oraz panowanie władców dopiero od 550 roku, odcinając 2400 lat naszej starożytnej historii od XVIII wieku p.n.e.

Dokonano tego specjalnie, żeby ukryć i zapomnieć nazwy: Lechia, Lechy, Lechici, lechicki czy dynastia lechicka, król lechicki. Zmieniono także tytuły kronik lechickich, nazywając polskimi np. Kadłubka itd.

Czy uważa pan, że wiedza o starożytnych dziejach Polski jest skrywana? Jaki jest tego powód?

Wszystko wskazuje na to, że nadal mamy historię pozaborową i prokościelną, gdzie wiele tematów, wydarzeń, faktów i nawet postaci królów jest tabu.

Nie opisywano w literaturze historycznej i nie rozpowszechniano w społeczeństwie wiedzy, na przykład:

– o znanej od ponad 170 lat wspomnianej tablicy nagrobnej z dedykacją cesarza Tyberiusza Klaudiusza, którą przetłumaczył z języka łacińskiego i opublikował już w 1843 roku badacz, archeolog i numizmatyk Tadeusz Wolański, który badał nasze starożytne dzieje i uznał za prawdziwą kronikę Prokosza. W 1853 roku Kościół ogłosił jego księgi jako zakazane i spalił na stosie. Jego skazaniu zapobiegła interwencja cara Mikołaja I, który także przydzielił mu do ochrony w czasie badań i ekspedycji oddział wojska.