Zwierzęta na wojnie - Teresa Kowalik, Przemysław Słowiński - ebook + audiobook

Zwierzęta na wojnie audiobook

Teresa Kowalik, Przemysław Słowiński

3,3

Opis

Zwierzęta wniosły znaczący wkład w konflikty zbrojne. Wykrywały miny, ratowały ludzkie życie, przenosiły meldunki, ostrzegały przed gazowymi atakami wroga. Osłaniały ludzi własnym ciałem, dodawały otuchy i pomagały przetrwać swoim opiekunom, chociaż same przeżywały koszmar. Bały się przecież tak samo jak ludzie, a może jeszcze bardziej, bo nie rozumiały o co w tym wszystkim chodzi. Cierpiały na równi z ludźmi i ginęły jak żołnierze, wykonując rozkazy przełożonych.

  • Czołgi starożytności - słonie bojowe w akcji
  • Najbardziej znane zwierzęta w polskiej armii: Wojtek z armii Andersa, Kasztanka Marszałka i biała niedźwiedzica Baśka Murmańska
  • Konie bojowe słynne w historii: Bucefał Aleksandra Wielkiego, Marengo - siwek Napoleona, Pałasz i Tarant ulubione rumaki Jana III Sobieskiego i Stefana Czarnieckiego, sierżant sztabowy Reckless, Warrior koń gen. Jacka Seely"ego.
  • Psy wojny czworonożni wojownicy na polach dawnych bitew, w okopach I wojny światowej, na frontach II wojny i współcześnie
  • Psia galeria sławy 13 najsłynniejszych psów-żołnierzy w historii
  • Gołębie niezastąpione latające telegrafy i ich tresowani śmiertelni wrogowie
  • Nietoperze bojowe jako alternatywa bomby jądrowej
  • Uderzenie spod wody - delfiny i lwy morskie na pierwszej linii
  • Wszędobylskie drony wszy i inne miniaturowe kąśliwe zwierzęta

Wojna to zorganizowany obłęd wykorzystujący najgorsze ludzkie instynkty. I najlepsze zwierzęce.

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 13 godz. 53 min

Lektor: Konrad Biel
Oceny
3,3 (6 ocen)
1
1
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
radarka12

Z braku laku…

Pierwsze rozdziały ciekawe, w kolejnych wkrada się chaos, jakby autorom zabrakło materiału i nie wiedzieli o czym pisać. Bardziej przypomina średnią szkolną prezentację. Temat bardzo ciekawy, szkoda, że zrobiony po łebkach, bez głębszej analizy.
00
AStrach

Dobrze spędzony czas

Na dobre i na złe. Na wojnie też.
00

Popularność




Projekt okładki i stron tytułowych Fahrenheit 451

Redakcja i korekta Barbara Manińska

Skład, łamanie i fotoedycja TEKST Projekt

Źródła zdjęć wykorzystanych w książce Wikipedia, Wikimedia Commons, Narodowe Archiwum Cyfrowe, Biblioteka Polona, Imperial War Museum, National Library of Scotland, Nasjonalbiblioteket, Connecticut State Library, Canadian War Museum

Dyrektor wydawniczy Maciej Marchewicz

ISBN 9788380799066

© Copyright by Teresa Kowalik, Przemysław Słowiński © Copyright for Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2023

 

WydawcaWydawnictwo Fronda Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]

 

www.wydawnictwofronda.pl

www.facebook.com/FrondaWydawnictwo

www.twitter.com/Wyd_Fronda

 

Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum

Zwierzęta cierpiały na równi z ludźmi i ginęły jak żołnierze, wykonując rozkazy przełożonych. Wykorzystywane były podczas najbardziej niebezpiecznych i ryzykownych misji.

Wstęp

Wojna – jak powiedział któryś z filozofów – jest jedynym polem bitwy, w której przegrywają wszyscy, nawet zwycięzcy. Wojna to grzech przeciwko życiu, miłości i człowieczeństwu. Brutalne i okrutne zjawisko, które od wieków pustoszy świat. Czas, kiedy w zatrutym powietrzu wiszą wściekłość i nienawiść, nagromadzone przez lata, w trakcie których ludzie mordują się wzajemnie w imię wielkich haseł i w imię barw na byle szmacie.

W morzu przemocy i cierpienia, które towarzyszą wszystkim, bez wyjątku, konfliktom zbrojnym, odnajdujemy setki niezwykłych historii o udziale w nich naszych „braci mniejszych”, jak nazywał zwierzęta święty Franciszek z Asyżu. Wraz z człowiekiem, od wieków biorą one udział w wojnach na różne sposoby, niosąc jednym wsparcie, a drugim zagrożenie. Bynajmniej nie z własnej woli...

Zaznaczyły swoją obecność na wielu polach bitew całego świata, pełniąc najrozmaitsze role i funkcje oraz wnosząc swój niemały wkład w konflikty zbrojne. Wykrywały miny, ratowały ludzkie życie wykonując zadania, które często wymagały od nich poniesienia tej największej ofiary, przenosiły meldunki, ostrzegały przed gazowymi atakami wroga. Osłaniały ludzi własnym ciałem, dodawały otuchy i pomagały przetrwać swoim opiekunom, chociaż same przeżywały koszmar. Bały się przecież tak samo jak ludzie, a może jeszcze bardziej, bo nie rozumiały, o co w tym wszystkim chodzi. Cierpiały na równi z ludźmi i ginęły jak żołnierze, wykonując rozkazy przełożonych. Wykorzystywane były podczas najbardziej niebezpiecznych i ryzykownych misji, a czasami używane do eksperymentów nierokujących najmniejszych szans na przeżycie.

Odkrywanie tych historii jest nie tylko fascynujące, ale skłaniające nas zarazem do refleksji na temat związku między ludźmi a zwierzętami oraz nad moralnymi aspektami wojny. I nie tylko wojny – chociaż o tym traktuje nasza książka. Pamiętajmy również że, jak pisze Éric Baratay – „Cały wzrost gospodarczy XIX wieku został przecież zbudowany na rosnącej, zracjonalizowanej eksploatacji świata zwierzęcego”.

Prawdopodobnie pierwszymi zwierzętami, które człowiek wykorzystał do celów militarnych były słonie. Najwcześniejsze informacje o ich udziale w bitwach pochodzą już z roku 1100 p.n.e., a znaleźć je można w zapisanych w wedyjskim sanskrycie pieśniach z obszaru doliny Indusu. Słonie bojowe używane w charakterze współczesnych czołgów, stosowane były zresztą na obszarze całych starożytnych Indii. Wyposażone w pancerz, w którego skład wchodziły napierśniki i ochronne nakrycia głowy, przeznaczone były do przerywania szyków bojowych nieprzyjaciela i wzniecania w jego szeregach paniki. Zwierzęciem kierował usadowiony na jego karku kornak (przewodnik), zmuszający je do przebijania kłami żołnierzy przeciwnika i miażdżenia ich nogami.

Potem, w bardziej skomplikowanej wersji, słoniom zaczęto przytraczać do uprzęży dzwony lub wyposażać je w przytroczone do kłów włócznie. Diadochowie używali tych zwierząt także do ochrony własnych wojsk przed atakami jazdy nieprzyjaciela. Na plecach zwierzęcia zamocowywano palankin, stanowiący dość stabilną platformę dla znajdujących się w nim wojowników, którzy razili strzałami i przebijali włóczniami znajdujących się poniżej wrogów. Oddziały słoni uczestniczyły między innymi w bitwach nad rzeką Hydaspes (326 r. p.n.e.), pod Herakleą (280 r. p.n.e.), Zamą (202 r. p.n.e.) oraz Tapsus (46 r. p.n.e.). Często wpadały w panikę, tratując co popadnie. Z ich lękami walczono pojąc zwierzęta alkoholem, pod wpływem którego stawały się nie tylko mniej płochliwe, ale także bardziej agresywne i znieczulone na zadawane im rany.

Najbardziej znaczącym przykładem udziału zwierząt w wojnach są jednak chyba konie – przez wieki, od starożytności niemalże do dziś nieodzowny element wszelkich militarnych sporów. To właśnie konie były zwierzętami najbardziej eksploatowanymi przez armie świata w ciągu całych stuleci. Służyły jako środek transportu dla żołnierzy i ich sprzętu, umożliwiając szybkie przemieszczanie się po polu bitwy – podobnie zresztą jak wielbłądy, muły, osły czy woły. Używano ich do dostarczania zaopatrzenia, ciągnięcia artylerii i transportu rannych. Zaprzężone do wozów bojowych lub dosiadane wierzchem (w średniowieczu konie walczyły jak pełnoprawni rycerze, w ciężkich zbrojach) wchodziły do akcji, pomagając wszystkim armiom świata w skutecznym prowadzeniu działań. Konie i wielbłądy miały okazję przyjrzeć się wojnie z bardzo bliska, służąc w jednostkach jazdy. Zwykle oznaczało to lepsze traktowanie bojowych zwierząt – przez kawalerzystów, którzy często zaprzyjaźniali się ze swoimi czworonożnymi podopiecznymi – aczkolwiek jednocześnie narażało je na śmierć na polu bitwy. Ich szybkość, siła, mobilność, wytrzymałość i waleczność czyniły z koni niezastąpione wsparcie dla żołnierzy. Zwłaszcza w czasach, gdy pojazdy mechaniczne nie były tak powszechne jak dziś.

Śmierć czyhała na nie na każdym kroku, podobnie jak na ludzi. Często – niestety – śmierć nie w wyniku działań wroga, ale na skutek kiepskiego traktowania przez „swoich”. Autor książki Zwierzęta w okopach, Éric Baratay nie szczędzi negatywnych opisów zachowania swoich rodaków, Francuzów, względem zwierząt. Śmiertelność sprowadzonych przez nich z Ameryki koni była w czasie pierwszej wojny światowej trzykrotnie wyższa niż tych sprowadzonych przez Anglików. W czasie trwania całego konfliktu zginęło ich po stronie francuskiej aż 61 proc., po stronie brytyjskiej zaś – jedynie 15 proc. Wielokrotnie też Baratay podkreśla na kartach swojej książki, że niska świadomość dotycząca psychologii zwierząt wykorzystywanych na froncie wiązała się z ich olbrzymim stresem i cierpieniem.

Pomnik upamiętniający zwierzęta służące na wojnach, Ottawa, Kanada (foto Andrevruas).

I jeszcze ten smród… Nieodłącznym elementem dawnych wojen był zapach rozkładających się ciał zwierząt… Pochówek konia stanowił rzadką zaiste praktykę i zarazem dowód na „wysoką kulturę” najważniejszego przedstawiciela naczelnych ssaków. Częstym widokiem wojennych pobojowisk były wzdęte korpusy koni ze wzniesionymi w górę kopytami. „Liczba końskich ofiar po wszystkich stronach zakończonej w 1918 roku wojny wynosi (według różnych historyków) 8–11 mln – pisze Weronika Książek. – Wojskom alianckim na kontynent w pewnym momencie dostarczano około tysiąca koni dziennie, by uzupełnić ponoszone straty. W lazaretach odnotowano obecność około 2,5 mln zwierząt. Trafiały tam wycieńczone, z chorobami skóry, ranne. Trzy czwarte wracało na front jako rekonwalescenci”.

Najciekawsze historie związane są jednak z tymi zwierzakami, które najbardziej i najbliżej zaprzyjaźniły się z człowiekiem…

Psy wartownicy. Psy tropiciele. Psy spadochroniarze. Psy „żywe miny”, celowo głodzone, a następnie wabione jedzeniem, nieświadome, że za chwilę zginą, wysadzając w ten sposób czołgi niemieckie ładunkiem wybuchowym przywiązanym do swojego grzbietu. Psy w działaniach wojennych pełniły funkcje wartowników, przenosiły informacje i ładunki wybuchowe, pomagały odnajdywać rannych żołnierzy i sprowadzać dla nich pomoc, ratowały tonących, wykrywały miny, ale także służyły jako żywe bomby. W takim właśnie wykorzystaniu czworonogów specjalizowała się podczas drugiej wojny światowej Armia Czerwona.

Do działań wojennych wykorzystywano też między innymi niedźwiedzie, delfiny, lwy morskie, koty, gołębie, sokoły, jastrzębie, orły, mewy, kanarki, owce, świnie, żubry, a nawet nietoperze i kury.

Wyostrzone zmysły delfinów, zwłaszcza zdolność echolokacji, pozwalały im wykrywać miny podwodne i inne niebezpieczne przedmioty. Wykorzystywane były również do poszukiwania osób zaginionych w morzu oraz innych zadań ratunkowych. Wyszkolone odpowiednio morskie ssaki potrafiły podpłynąć niepostrzeżenie pod okręt wojenny przeciwnika, przyczepić mu do burty odpalaną zdalnie minę magnetyczną, po czym spokojnie wrócić „do domu”. W latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia do armii Stanów Zjednoczonych zaczęto również zaciągać lwy morskie. Jako pełnoprawni członkowie U.S. Navy tropią one szpiegów i podwodne miny, a znaleziska oznaczają na powierzchni za pomocą chorągiewki.

Również w latach sześćdziesiątych Amerykanie wpadli na rewelacyjny pomysł użycia kotów do podsłuchiwania pracowników sowieckiej ambasady w Waszyngtonie. W uchu zwierzęcia ukryto mikrofon, mały nadajnik radiowy chirurgicznie umieszczono na brzuchu, a antenę wszczepiono wzdłuż kręgosłupa. Projekt zakodowany pod kryptonimem „Acoustic Kitty” okazał się jednak niewypałem, gdy podstawiony pod wrogą placówkę dyplomatyczną, naszpikowany elektroniką mruczek został rozjechany przez taksówkę.

Dużo wcześniej, bo już w roku 525 p.n.e., Persowie wykorzystali koty w ataku na Palezjum. Wypuszczone na polu bitwy, uważane przez Egipcjan za święte, skutecznie powstrzymywały ich przed strzelaniem, umożliwiając Persom zdobycie miasta. Koty trzymano również na statkach wojennych do zwalczania szkodliwych gryzoni. Ich naturalne instynkty łowieckie pomagały w utrzymaniu czystości na pokładach i zapobieganiu zniszczeniu zapasów.

Gołębie zostały wykorzystane jako nośniki wiadomości. Dzięki niezwykłej zdolności do orientacji w terenie oraz umiejętności szybkiego przemieszczania się z miejsca na miejsce mogły przekraczać linie frontów i dostarczać ważne informacje z pola bitwy do central dowodzenia. Zastępowały zdecydowanie wolniejszych i bardziej narażonych na różne niebezpieczeństwa ludzkich kurierów. Z powodzeniem użyto ich jako posłańców w 1870 roku w czasie wojny francusko-pruskiej, podczas oblężenia Paryża. W okresie pierwszej wojny światowej uznano, że mają 98 proc. skuteczności i biją na głowę telegraf. W 1914 roku miał miejsce prawdziwy pogrom tych ptaków, kiedy wycofujący się z linii frontu Belgowie spalili 2,5 tys. gołębi pocztowych, aby nie wpadły w ręce wroga. Gołębi – już wprawdzie nie w roli dostarczycieli wiadomości, lecz zwiadowców ostrzegających przed bronią chemiczną – Amerykanie używali jeszcze w 2003 roku podczas wojny w Iraku.

Ptaki drapieżne, takie jak sokoły, jastrzębie czy orły, również były wykorzystywane jako narzędzia do przekazywania wiadomości lub wyszukiwania wrogów. Z ich pomocą można było prowadzić obserwację z powietrza i uzyskiwać strategiczne informacje na temat ruchów nieprzyjaciela. Odpowiednio wytresowane mewy miały swoimi odchodami zaślepiać peryskopy łodzi podwodnych… Zadaniem kanarków była ochrona przebywających w okopach żołnierzy przed gazami bojowymi. Umierały natychmiast, gdy tylko w otoczeniu pojawił się trujący gaz. Zanim naprawdę zdołał zaszkodzić ludziom.

Owce pomagały rozminowywać pola podczas pierwszej wojny światowej, a także później, w czerwcu 1944 roku podczas lądowania aliantów w Normandii w ramach operacji „Overlord”. Starożytni Rzymianie oblewali świnie płonącą oliwą i przerażone, oszalałe z bólu puszczali w kierunku żołnierzy przeciwnika. Żywe pochodnie płoszyły konie i słonie, które w panice tratowały własne wojska. Nietoperze miały służyć amerykańskiej armii do podpalania japońskich miast. Pomysł polegał na tym, aby zebrać milion tych latających myszy, podwiesić pod nie bomby zapalające i wypuścić nad terytorium wroga. W czasie drugiej wojny światowej Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, a konkretnie tzw. armia Andersa, użyły stadka żubrów jako symbolu narodowej tożsamości i mobilizacji. Żubry stały się maskotką i symbolem walki polskiego wojska.

Należy jednak pamiętać, że zwierzęta na wojnie najczęściej są jej ofiarami i doświadczają niesamowitych cierpień, podobnie jak ludzie. Wykorzystywanie ich w celach militarnych budzi liczne sprzeciwy i stawia pytania dotyczące etyki takiego postępowania. Z kolei zwierzęta dzikie i wolno żyjące w wyniku prowadzonych przez człowieka działań zbrojnych tracą swoje naturalne terytoria, kryjówki i łowiska. Zwierzęta domowe bywają odbierane opiekunom lub są przez nich porzucane. O wielkim szczęściu mogą mówić te nieliczne, które pakujący w popłochu swój dobytek i uciekający przed inwazją ludzie decydują się zabrać ze sobą.

A kiedy pojawi się głód…

Nawet te towarzyszące człowiekowi, jak psy i koty są po prostu zjadane, co opisywał w Pamiętniku z powstania warszawskiego Miron Białoszewski. Podobnie zresztą jak zwierzęta służące w wojsku. W razie potrzeby wszystkie one bez wyjątku nie raz i nie dwa były szlachtowane i zjadane przez wygłodniałe armie… W czasie trwania setek różnych wojen postawa człowieka, postrzegającego siebie jako istotę wyższą od innych gatunków, wielokrotnie odwracała znaczenie pojęć „człowieczeństwo” oraz „zezwierzęcenie”.

„Jęki rannych i konających zwierząt, zwłaszcza koni (…) przeszywają mocniej niż lament ludzi” – zwrócił uwagę jeden z żołnierzy cytowanych przez Barataya w książce Zwierzęta w okopach. „Od teraz konflikt ten nie będzie kojarzył mi się tylko z żołnierzami skrytymi wewnątrz okopów w oczekiwaniu na kolejny atak poprzedzony ostrzałem artyleryjskim, ale z wszechobecnymi zwierzętami i wydawanymi przez nie dźwiękami: parskaniem koni czy mułów ciągnących działa, ujadaniem psów wartowniczych czy trzepotem skrzydeł gołębi pocztowych niosących informację o zbliżającym się natarciu” – napisał z kolei w reakcji na dzieło Barataya Szymon Zdziebłowski w książce Zwierzęta w okopach, czyli o zapomnianych świadkach i uczestnikach I WŚ. Najmniej chlubnym dla człowieka sposobem wykorzystania zwierząt jest potraktowanie ich jako rodzaj „worków treningowych”, na których żołnierze uczą się zabijać. Według danych amerykańskiego Departamentu Obrony z 2007 roku 488 237 tys. zwierząt użyto do badań, edukacji i różnego rodzaju ćwiczeń. Amerykańskie wojsko wykorzystuje do tego między innymi psy, koty, gęsi, świnie, myszy, ryby, owce, ptaki, króliki, szczury i małpy. Pali się je, topi, skalpuje, zakłuwa nożami, truje, zagazowuje, obcina głowy toporami i wysadza w powietrze.

Już w XIX wieku wojsko rozpoczęło testowanie najnowszych osiągnięć techniki zabijania na zwierzętach. Iperyt siarkowy, czyli osławiony gaz musztardowy, użyty po raz pierwszy przez armię niemiecką w nocy z 12 na 13 lipca 1917 roku pod belgijskim Ypres, został przetestowany wcześniej na królikach1.

Pomimo licznych działań obrońców praw zwierząt testowanie na nich broni bakteriologicznej czy chemicznej ciągle jeszcze jest stosowane. Każdego roku tysiące zwierząt są infekowane zarazkami febry, eboli czy gorączki krwotocznej. Zwierzęta były również wykorzystywane przy testowaniu przez Amerykanów broni atomowej. W 1946 roku amerykańskie wojsko zdetonowało ładunek nuklearny na atolu Bikini na południowym Pacyfiku. Aby sprawdzić efekty wybuchu, na wojskowych okrętach rozmieszczonych w pobliżu planowanego miejsca detonacji umieszczono 3030 szczurów, 176 gęsi, 147 świń, 109 myszy i 57 świnek morskich. Mało tego – niektóre ze świń zostały przebrane w mundury marynarki wojennej, by sprawdzić, jak w takiej sytuacji będzie reagował materiał. Te, które przetrwały wybuch, umarły wkrótce od ran bądź z powodu choroby popromiennej. Te zaś, którym udało się przeżyć, zabito podczas prowadzonych przez wojsko kolejnych badań.

W czasie trwania zimnej wojny Rosjanie utworzyli na ostrowie Wozrożdienija (Wyspa Odrodzenia) na Morzu Aralskim tajny ośrodek badawczy Aralsk-7, zajmujący się testowaniem i produkcją broni biologicznej. Wśród różnych środków bojowych, jakie testowano i produkowano w tym miejscu, w szczególności ważny był wąglik. W znajdujących się w laboratorium magazynach przechowywano najróżniejsze odmiany bakterii, które w razie potrzeby mogły być wykorzystane do wywołania epidemii na terytorium wroga. Przed rozpoczęciem badań wymordowano wszystkie żyjące na wyspie ptaki i owady, by nie roznosiły zarazków poza wyspę. Broń biologiczną testowano na tysiącach koni, małp, królików i osłów.

Anglicy z kolei, w odpowiedzi na użycie przez Niemców gazów bojowych w roku 1915, wybudowali rok później w Porton Down, niedaleko miasta Salisbury, Stację Doświadczalną Departamentu Wojny do testowania broni chemicznej. (Obecnie Laboratorium Nauki i Technologii Obronnej Ministerstwa Obrony). W 1940 roku, do testowania broni biologicznej, utworzono tam (bardzo) tajny oddzielny wydział, zwany Wydziałem Biologii, pod kierownictwem wybitnego mikrobiologa Paula Fildesa. Rząd brytyjski przyznał, że w obu ośrodkach przeprowadzono razem eksperymenty na 16 milionach zwierząt. Tylko pomiędzy rokiem 2006 a 2009 wysadzono tam w powietrze 119 żywych świń.

Jak do tej pory, zagadnieniu udziału zwierząt w działaniach militarnych człowieka poświęcono w literaturze faktu bardzo mało miejsca. „Doprawdy niewiele wiemy – jak napisała w artykule O skrzydlatych i czworonożnych męczennikach wojny Urszula Zajączkowska – o tych zapomnianych istotach myślących i współczujących – o zwierzętach – współbraciach naszych pierzastych i kopytnych, z którymi dzielimy życie, większość genów i wspólnych przodków, a które wtłoczyliśmy w wojnę”. Nasza książka ma za zadanie zmienić ten stan rzeczy…

Przeniesie nas w niezwykły świat, gdzie zwierzęta stanowią część wojennego dramatu. W podróż przez epoki i kontynenty, odsłaniając tajemnice i fascynujące fakty na temat roli zwierząt w wojnach. Poznamy niezliczone historie o psach, które służyły jako żołnierze, spotkamy konie, których niezłomna siła i szybkość okazały się kluczowe zarówno w czasach starożytnych bitew, jak i podczas dużo bardziej współczesnych konfliktów. Dowiemy się o gołębiach, które jako nośniki wiadomości przekraczały linie frontu, przynosząc wieści z pola walki, przeczytamy o niedźwiedziach, które na równi z żołnierzami nosiły amunicję do armat. Przyjrzymy się niezwykłym umiejętnościom zwierząt, ich wierności i oddaniu, które niejednokrotnie przewyższały to, do czego zdolny był człowiek. Poznamy jasne i ciemne strony tej historii, odkryjemy zarówno bohaterstwo, jak i łajdactwo związane z wykorzystywaniem zwierząt w wojnach, zastanawiając się przy okazji – mamy taką nadzieję – nad skomplikowanym związkiem między człowiekiem a zwierzętami w wojennych czasach, szanując jednocześnie ich niewątpliwy wkład i zasługi w ludzkiej historii wojen.

Pierwsza znana informacja o użyciu słoni podczas bitwy pochodzi z zapisanych w sanskrycie wedyjskich hymnów z północnych Indii.

1.Słonie – żywe czołgi antyku

Słonie bojowe w starożytności

Słonie zamieszkują dwa kontynenty: Afrykę i Azję. Są to największe i najsilniejsze żyjące obecnie zwierzęta lądowe. Nic więc w tym dziwnego, że ludzie stosunkowo szybko wpadli na pomysł wykorzystania ich ogromnej siły. Według dostępnych źródeł oswajanie dziko żyjących osobników rozpoczęto już cztery tysiące lat temu w dolinie Indusu. Wykorzystywano je następnie do prac polowych, podobnie jak w Europie konie czy woły, a także do transportu towarów i przewożenia ludzi. Ze względu na duże rozmiary i siłę znakomicie nadawały się do przenoszenia ciężkich ładunków.

W końcu – co było do przewidzenia – ktoś wpadł na pomysł, że te ogromne, silne i niezwykle trudne do zabicia zwierzęta mogą się przydać w walce. Perspektywa okiełznania monumentalnych zwierząt i przemienienia ich w zabójczą broń, która w brutalnej szarży dosłownie wdepcze wroga w ziemię, była bardzo kusząca. Wyzyskano tutaj fakt większej podatności słoni na agresję i walkę niż np. koni: w przeciwieństwie do konia, słoń w walce będzie deptał wrogów.

Kiedy to było? Na dobrą sprawę nie wiadomo. Wiadomo tylko, że pierwsza znana informacja o użyciu słoni podczas bitwy pochodzi z zapisanych w sanskrycie wedyjskich hymnów z północnych Indii, datowanych na rok 1100 p.n.e. Wtedy właśnie rozpoczęła się historia słoni bojowych, jednej z groźniejszych broni ówczesnego świata, prawdziwych czołgów starożytności. Według danych historycznych ówczesne królestwo Magadha (znajdujące się na terenie dzisiejszego stanu Bihar) dysponowało liczbą sześciu tysięcy słoni bojowych, a powstałe po zjednoczeniu Indii przez Czandraguptę Maurję imperium – aż dziewięcioma tysiącami tych zwierząt (chociaż sporo współczesnych historyków uważa te liczby za mocno przesadzone).

W Indiach, a potem w innych państwach, słonie w armii były wykorzystywane nie tylko w czasie bitew, ale również do transportu czy forsowania małych rzek, w charakterze dzisiejszych mostów pontonowych. Ustawione bokiem, z głowami skierowanymi w dół biegu rzeki umożliwiały żołnierzom przejście na drugi brzeg po swoich grzbietach. Kiedy Macedończycy walczyli z Egipcjanami, armia macedońska próbowała przekroczyć Nil, ale mężczyźni znaleźli się po brody w wodzie i stwierdzili, że prąd jest zbyt silny. Dlatego Perdikkas umieścił słonie w górze rzeki, aby przełamać siłę wody, podczas gdy kawalerię ustawił w dole, aby pomóc tym, którzy byli zmiatani przez prąd. Armia perska umieściła słonie po obu stronach rzeki Phasis tak daleko, jak tylko mogły stanąć za barierą z palisad i łodzi, aby pomóc Persom sforsować silny prąd. Każdy mądry generał w okresie grecko-rzymskim trzymał co najmniej kilka słoni w armii, aby szkolić kawalerię do przyszłych bitew słoni. Niewyszkolone konie zawsze uciekały przed słoniami w bitwie.

Przed bitwą z Rzymianami pod Pydną 22 czerwca 168 roku p.n.e. król Macedonii Perseusz kazał zbudować drewniane makiety słoni, w których siedzieli ludzie grający na trąbkach i przetaczać je koło koni kawaleryjskich, by oswoiły się z ich widokiem. Na niewiele jednak to się zdało. Wierzchowce przyzwyczaiły się do wyglądu egzotycznych zwierząt i trąbienia, ale nie do ich zapachu, którego nie potrafiono odtworzyć, a który najbardziej płoszył konie.

Technologia bojowego użycia słoni uległa szybkiemu upowszechnieniu i wkrótce z powodzeniem zaczęto ją stosować także na innych obszarach. Z Indii słonie bojowe trafiły do imperium perskiego w okresie panowania dynastii Achemenidów, to znaczy w okresie 550–330 p.n.e. Europejczycy, a konkretnie wojska Aleksandra Wielkiego, po raz pierwszy zetknęli się z bojowymi słoniami prawdopodobnie w roku 331 (1 października) w trakcie bitwy pod Gaugamelą. Umieszczone w centrum linii wojsk perskich piętnaście słoni wywarło tak duże wrażenie na żołnierzach Aleksandra, że w noc poprzedzającą bitwę składali ofiary bogu strachu Fobosowi, aby nie odbierał im odwagi w starciu z dziwnymi stworami. Ogromne zwierzęta dosłownie przerażały przeciwnika, zwłaszcza takiego, który nigdy wcześniej nie miał okazji ich zobaczyć.

Groźne zwierzęta niewiele jednak pomogły kilkakrotnie liczniejszej armii Dariusza III. Bitwa pod Gaugamelą okazała się jednym z największych sukcesów Macedończyka – armia perska uległa całkowitemu rozbiciu. A może po prostu Persowie mieli za mało słoni?

Pięć lat później jednak, w bitwie stoczonej w maju lub czerwcu 326 roku p.n.e. nad rzeką Hydaspes w dzisiejszym Pakistanie, armia hinduska władcy Pendżabu Porosa wystawiła przeciwko Macedończykom aż 200 rozwścieczonych gigantów i – chociaż zwierzęta niemal zgniotły siły Macedończyka – też niewiele im to pomogło. Aleksander Wielki zdążył już poznać słabe strony słoni bojowych. Jego żołnierze długimi pikami pozabijali siedzących na grzbietach słoni kornaków. Kiedy zwierzętami nie miał już kto kierować, stały się tak zdezorientowane i przestraszone, że po prostu uciekły z pola bitwy, a Macedończykom udało się schwytać 80 z nich.

Zdaniem wielu historyków zwycięstwo nad Hydaspes to największy wyczyn militarny Macedońskiego. Nie bez przyczyny Aleksander III, zwany „Niezwyciężonym” uznawany jest za wybitnego stratega i jednego z największych zdobywców w dziejach ludzkości. Widząc zalety olbrzymów z trąbami i ich szerokie możliwości wykorzystania na polu bitwy, zaczął używać tych zwierząt także we własnej armii. Gaius Plinius Secundus, zwany Pliniuszem Starszym, przytoczył w szóstym tomie swojej Naturalis historia (Historia naturalna) – rodzaju encyklopedii w 37 tomach – opinię Onesicritusa, pisarza Aleksandra Wielkiego, że słonie z Cejlonu „były większe, agresywniejsze i lepiej sprawowały się w walce”. Pokonany Poros stał się sojusznikiem Aleksandra i dostarczył mu kolejnych słoni, które okazały się bardzo pomocne podczas kampanii w Indiach.

Rysunek Cornelisa Corta z 1567 r. przedstawiający bitwę pod Zamą. Warto pamiętać, że Kartagińczycy używali do celów wojennych słoni gatunku Loxodonta cyclotis, czyli słoni leśnych, znacznie mniejszych od słoni afrykańskich czy indyjskich, które często pojawiają się na ilustracjach, także tutaj.

Cejlońskich słoni używano jako swego rodzaju „wozów dowodzenia”, noszących na grzbiecie króla prowadzącego do boju swoje wojska. Jednym z najsłynniejszych zwierząt, wspomnianym w lankijskim traktacie historycznym Mahavamsa (Wielka kronika), spisanym w języku palijskim około 200 roku p.n.e., był znany ze swojej odwagi i siły Kandula, noszący na grzbiecie syngaleskiego króla Dutugemunu, który wsławił się odparciem najazdu Tamilów i objął we władanie całą wyspę Cejlon. Legenda mówi, że Dutugemunu otrzymał słonia w prezencie urodzinowym od rybaka o imieniu Kandula i zwierzę po nim otrzymało swoje imię. Innym znanym z imienia słoniem bojowym, wymienionym w tej samej kronice, był Maha Pabbata, czyli „Wielka Skała”, noszący tamilskiego króla Ellalana, który chociaż był najeźdźcą, jest uważany za jednego z najmądrzejszych i najbardziej sprawiedliwych monarchów obecnej Sri Lanki.

Obaj wymienieni władcy zmierzyli się w 1161 roku p.n.e. w bitwie pod Anuradhapurą, historyczną stolicą syngaleskiego buddyjskiego państwa, które rozwijało się w okresie III wiek p.n.e.–XI wiek n.e. Wcześniej Dutugemunu podporządkował sobie wielu tamilskich władców na północy (według Mahavamsy aż 32). Szczególnie interesujące jest czteromiesięczne oblężenie Wijitanagary, podczas którego broniące się tamilskie wojska użyły podobno „rozpalonego do czerwoności żelaza i roztopionej smoły, by wywołać panikę wśród słoni Dutugemunu”.

Bitwa pod Anuradhapurą była zacięta i krwawa, jak donosi Mahavamsa „obaj królowie jechali naprzód na słoniach bojowych, Ellalan w pełnej zbroi (...) z rydwanami, żołnierzami i bestiami dla jeźdźców. (...) siły Dutugamunu rozgromiły siły Ellalana (…), a woda w zbiorniku była zabarwiona na czerwono krwią zabitych”. Dutugemunu, oświadczając, że „nikt nie zabije Ellalana oprócz mnie”, ścigał go do południowej bramy Anuradhapury, gdzie obaj stoczyli pojedynek na grzbiecie słoni, a wiekowy, blisko siedemdziesięcioletni Ellalan został ostatecznie zabity jedną ze strzał Dutugemunu. (Według innych źródeł zginął od ciosu zadanego włócznią). Po zwycięstwie ten ostatni został królem całego Cejlonu. W opowieściach i legendach Sri Lanki walka Dutugemunu z Ellalanem na słoniach jest często ukazywana jako symboliczne starcie dwóch potężnych władców i dwóch różnych kultur: syngaleskiej i tamilskiej.

Urodzony w 2001 roku w National Zoo w Waszyngtonie słoń azjatycki, poczęty w wyniku sztucznego zapłodnienia przy użyciu metody opracowanej przez zespół niemieckich lekarzy weterynarii, jest dzisiaj maskotką Pułku Lekkiej Piechoty Sri Lanki. Na cześć wierzchowca króla Dutugemunu otrzymał imię Kandula.

Słoniami bojowymi zostawały osobniki obu płci. Trudniejsze było zapanowanie nad samcami, potężniejszymi od samic, ale także bardziej agresywnymi i posiadającymi większe ciosy. Słonie bojowe mogły służyć bardzo długo – jeśli o nie dbano, dożywały ponad 80 lat.

Zasadniczo do walki wykorzystywano dwa gatunki: słonia indyjskiego (Elephas maximus bengalensis), który osiąga wysokość 3–3,5 metra i waży 5–6 ton, oraz znacznie od niego mniejszego słonia leśnego afrykańskiego (Loxodonta africana cyclotis), który osiąga w kłębie około 250 cm, a jego waga może dojść do czterech ton. Zwierzę to występuje w północnej Afryce, np. w górach Atlas. Już w starożytności był rzadki, obecnie zaś jest zagrożony wymarciem.

Przeznaczony do walki słoń musiał być tresowany od małego. W Afryce chwytano młode słonie leśne, aby poddać je szkoleniu, natomiast słonie sprowadzane z Indii były już zwykle w pełni przeszkolone. Hinduscy dostawcy słoni bojowych zapewniali też zwykle przeszkolonych treserów. Zwierzęta te rzadko jednak rozmnażają się w niewoli, więc próby tworzenia hodowli zwykle się nie udawały.

Słonie indyjskie, z natury raczej łagodne, pojono przed bitwą winem, aby stały się bardziej agresywne. „Słoń należący do stada przystosował się do picia wody. Ale słoń, który walczy na wojnie, pije wino” – tak Klaudiusz Aelianus (Aelian), rzymski pisarz, sofista, nauczyciel retoryki i domorosły zoolog scharakteryzował dietę słonia bojowego w swym dziele O właściwościach zwierząt.

Podobne informacje możemy także znaleźć w Biblii. W Pierwszej Księdze Machabejskiej – przedstawiającej zmagania żydowskich powstańców z okupującym ich terytorium imperium Seleucydów – opisana jest bitwa pod Bet-Zacharia. Przed jej rozpoczęciem seleucydzkim słoniom bojowym „pokazano sok winnych jagód i morwy, aby je rozjuszyć do bitwy” (tłum. ks. Feliks Gryglewicz). Arystoteles, znany filozof i nauczyciel Aleksandra Wielkiego, stwierdził w swoim traktacie Zoologia, że w skład dziennej diety słonia, „obok paszy przepitej solidną ilością wody, wchodzi też siedem litrów wina”.

W ogóle słonie, mimo swoich kolosalnych rozmiarów i potężnej siły, należą do zwierząt bardzo płochliwych. Przestraszyć je podobno może nawet mysz. Panaceum na powyższą bolączkę miał stanowić właśnie alkohol. Po jego spożyciu również ludzie stają się odważniejsi, niektórzy agresywni, a wszyscy z pewnością mniej rozsądni. Dlaczego inaczej miałoby być ze słoniami? Po pierwsze, stawały się bardziej rozjuszone, po drugie, mniej płochliwe, wreszcie mniej wrażliwe na ból. Zwłaszcza na rany zadawane przez oszczepy, będące ulubioną bronią lekkozbrojnych walczących ze słoniami.

„Problem z upijaniem słonia bojowego polega na tym, że wyszkolone i przyuczane do walki zwierzę traci w stanie upojenia wiele cech wypracowanych podczas tresury – pisze Daniel Budacz w artykule Pijane słonie bojowe. Tajna broń starożytnych. – Z drugiej strony, akurat słonie szczególnie karne być nie muszą. Ich zadaniem jest sianie przerażenia w szeregach nieprzyjaciela i zmuszenie go do ucieczki – a nie aportowanie”.

Zauważmy przy tym, że utrzymanie formacji złożonej ze słoni bojowych było dość kosztowne. Aby upić ważącego trzy tony słonia, potrzeba od 10 do 27 litrów wina zawierającego siedem procent alkoholu… Być może to właśnie z tamtych dawno minionych czasów zostało słoniom upodobanie do napojów wyskokowych. Żyjące współcześnie na wolności słonie afrykańskie zajadają się owocami maruli, które fermentując w naturalny sposób w ich żołądkach, mogą spowodować stan upojenia alkoholowego.

Zjawisko „upijania” się żyjących na wolności słoni opisał już w XIX wieku francuski przyrodnik Louis Adulphe Delegorgue, który na podstawie słów swojego zuluskiego przewodnika zanotował, że „samce słonia afrykańskiego stają się agresywne po spożyciu owoców maruli”.

Z kolei afrykański słoń sawannowy (Loxodonta africana), o znacznie większych rozmiarach, był bardzo trudny do oswojenia, dlatego też użycie tych zwierząt w walce napotykało wiele problemów. Poza tym w starożytności niezbyt często odbywano wyprawy w głąb Afryki, gdzie można znaleźć słonie sawannowe. Mimo to próbowali się nimi posługiwać Egipcjanie i Kartagińczycy, podobnie jak Numidyjczycy i Kuszyci. Przez kilkaset lat militarnej popularności tych zwierząt triumfy święciły więc słonie z Indii, gdyż dowódcy zazwyczaj woleli nieco mniejsze i słabsze, ale bardziej pewne słonie indyjskie, niż nieobliczalne afrykańskie kolosy.

Podczas bitwy pod Rafią stoczonej w 217 roku p.n.e. przez wojska egipskie pod wodzą Ptolemeusza IV Filopatra i Seleucydów pod wodzą Antiocha III, ten pierwszy rzucił do boju 73 słonie afrykańskie leśne, natomiast po stronie Antiocha walczyły 102 słonie indyjskie. Pomimo różnicy w rozmiarach zwierząt, na skutek błędu taktycznego Antiocha zwycięstwo odniosła strona egipska, z mniejszymi słoniami leśnymi. Wydaje się, że nie znano jeszcze wówczas w cywilizowanym świecie największych słoni sawannowych.

Opis tej bitwy można znaleźć w Dziejach Polibiusza z Megalopolis, greckiego historyka i kronikarza Imperium Romanum w okresie republiki (tłum. Seweryn Hammer).

„Ptolemajos więc wyruszył z Aleksandrii z około siedemdziesięciu tysiącami pieszych, z pięciu tysiącami jeźdźców, z siedemdziesięciu trzema słoniami. [...] Cała siła bojowa Antiocha składa się z sześćdziesięciu dwóch tysięcy pieszych, sześciu tysięcy jeźdźców, stu dwóch słoni. [...] Gdy Ptolemajos ze swą siostrą doszedł wzdłuż linii do lewego skrzydła całego swego szyku bojowego, Antioch zaś z królewskim oddziałem jazdy do prawego – dali znak do boju i rozpoczęli go od strony, gdzie znajdowały się słonie. Otóż niektóre ze zwierząt Ptolemajosa zderzyły się ze swymi przeciwnikami. Wtedy ci, którzy przeciwko nim walczyli z wież, świetnie się bili, z bliska składając się sarysami i zadając sobie nawzajem ciosy; a jeszcze piękniej zachowywały się zwierzęta, które z całych sił walcząc, rzucały się jedne na drugie. Sposób walki słoni jest następujący: splatają i wsadzają jeden w drugiego swe kły i pchają z całych sił, spierając się o miejsce, aż silniejszy zwycięży i trąbę drugiego odsunie na bok. A skoro raz do zachwianego przeciwnika dobierze się z boku, zadaje mu rany kłami, jak byki rogami. Ale większość zwierząt Ptolemajosa stchórzyła przed walką, jak to zazwyczaj robią libijskie słonie, nie mogą bowiem znieść woni i głosu indyjskich, lecz przerażone nadto ich wielkością i siłą – jak mi się zdaje – zaraz z daleka uciekają przed nimi. To także wtedy się zdarzyło”.

Słonie były też czasami używane w wojnie oblężniczej, przy zdobywaniu ufortyfikowanych zamków i twierdz przeciwnika. Wyposażano je wówczas w ciężką zbroję i używano na różne sposoby, na przykład jako taran do bram czy podstawa pod drabiny. Problemem jednak były gorąca woda i olej wylewane przez obrońców, przed którymi nie chroniła zbroja, co powodowało panikę słonia. Arystoteles pisze, że „słoń, pchając swoimi wielkimi kłami, może zburzyć ścianę i będzie uderzał w nią czołem, aż ją powali. Macedończycy zaczęli używać słoni do włamywania się do ufortyfikowanych miejsc. Jeden z diadochów o imieniu Perdikkas, wódz Filipa II Macedońskiego i Aleksandra II Wielkiego, zrobił to w swojej kampanii przeciwko Ptolemeuszowi i Polyperchonowi podczas oblężenia Megalopolis.

Kartagińczycy próbowali sforsować za pomocą słoni rzymskie okopy pod Panormus w roku 250 p.n.e. podczas pierwszej wojny punickiej. Oblężona przez kartagińskiego wodza Hazdrubala armia rzymska konsula Lucjusza Cecyliusza Metellusa ustawiła swoje lekkozbrojne oddziały przed murem miasta, mając za sobą rowy, które służyły do ochrony wojska przed atakiem słoni. Sam Metellus wraz z resztą wojska stanął przy głównej bramie naprzeciw lewego skrzydła Kartagińczyków. Bitwę rozpoczął atak słoni bojowych, które zepchnęły lekkozbrojnych żołnierzy rzymskich w kierunku rowów. Tutaj jednak zwierzęta ostrzelane zostały przez łuczników strzelających z murów oraz obrzucone lancami wojsk piechoty. Ranione pociskami słonie zawróciły, tratując własne wojska i rozrywając szyk Kartagińczyków. W tym momencie nastąpił kontratak wojsk Metellusa, które rozbiły i rozproszyły uciekającego przeciwnika. Kartagińczycy utracili w bitwie 20 tysięcy ludzi oraz wszystkie słonie. Po tej klęsce senat kartagiński skazał dowódcę kartagińskiego na śmierć przez ukrzyżowanie. Kartagińczycy przeszli do działań obronnych.

Ważnym aspektem słonia bojowego był jego psychologiczny wpływ na przeciwnika, pewna część każdej bitwy toczyła się przecież w umysłach żołnierzy. Słonie zawsze wzbudzały zaufanie w armii, której były częścią, podczas gdy na wrogu wywierały odwrotny skutek – zwłaszcza jeśli żołnierze wroga nigdy nie walczyli z tymi molochami. Olśniewający pancerz noszony przez bestie zwiększał strach odczuwany przez piechurów wroga. Żołnierze, którzy nigdy ich nie widzieli, często uciekali przerażeni, nawet nie próbując walczyć. Tak chociażby stało się z dużą częścią lewego skrzydła Macedończyków pod Kynoskefalaj w 197 roku p.n.e.

W celu zwiększenia strachu u przeciwnika stosowano również pewne środki, których celem było uczynienie słoni jeszcze bardziej przerażającymi. Najczęściej było to malowanie skóry zwierzęcia farbami w jaskrawych kolorach, zwłaszcza krwistoczerwonym. Na kimś, kto nie widział wcześniej słonia, widok ogromnej bestii w dziwnym kolorze musiał robić piorunujące wrażenie. Czasami ubierano je w pancerze o fantastycznych kształtach, w których zwierzęta faktycznie wyglądały jak stwory nie z tego świata. Poza „ulepszaniem” wyglądu słonia postarano się też o efekty dźwiękowe. Do przeraźliwego trąbienia dochodził brzęk dzwonków, którymi obwieszano zwierzę.

Grecki historyk Diodorus (Diodor Sycylijski) twierdzi w swej Bibliotece historycznej, że słonie króla indyjskiego były „wyposażone w niezwykły i wspaniały sposób w rzeczy, które mogłyby wywołać postrach na wojnie”. Ammianus Marcellinus, historyk rzymski, dodaje swój opis zbliżających się słoni bojowych: „Wraz z wojskiem, robiąc podniosłe widowisko, powoli maszerowały szeregi słoni, przerażających swoimi pomarszczonymi ciałami i obładowanych uzbrojonymi ludźmi. Ohydny spektakl, straszny ponad wszelką grozę”.

Zmarły około 170 roku Poliajnos, rzymski retor i adwokat pochodzenia greckiego, autor dzieła Podstępy wojenne pisał, iż „Juliusz Cezar miał jednego dużego słonia, który był wyposażony w zbroję i niósł w swojej wieży łuczników i procarzy. Kiedy ta nieznana istota weszła do rzeki, Brytowie i ich konie uciekli, a armia rzymska przeszła na drugą stronę”. Zwierzę to właściwie nie musiało nawet walczyć, gdyż sam jego widok wystarczał do odebrania wrogom chęci do konfrontacji. Wielu Brytów poddawało się bez walki. Podczas starć mało kto odważał się podejść bliżej słonia, poza tym płoszył on konie ciągnące rydwany Brytów, które w zamieszaniu wpadały na własnych żołnierzy.

Jak więc wyraźnie widać, słoń miał zdolność wywoływania strachu u wroga, nawet jeśli w rzeczywistości bestia była bronią nieprzewidywalną. Bardzo dobrze rozumiał ten efekt Hannibal. Jak relacjonuje Pliniusz Starszy w Historyi naturalnej: „Hannibal postawił rzymskiego jeńca przeciwko słoniowi, a ten człowiek, mając zapewnioną wolność, jeśli zabije zwierzę, stawił mu czoła w pojedynkę na arenie i ku wielkiemu rozczarowaniu Kartagińczyków zabił go. Hannibal zdał sobie sprawę, że wieści o tym spotkaniu spowodują pogardę dla zwierząt, więc wysłał jeźdźców, aby zabili odchodzącego człowieka”.

Najwyraźniej Hannibal wszelkimi sposobami starał się chronić makabryczną reputację swojej żywej broni.

Wspomnijmy jeszcze przy okazji, że w opisywanych czasach słonie stały się popularnym towarem handlowym. Były również tak cenną bronią, że niemające bezpośredniego dostępu do Indii państwa hellenistyczne w Azji najeżdżały się wzajemnie, by wymusić okup w postaci tych zwierząt. Przykładem mogą być „żywe czołgi” Pyrrusa, króla Epiru, który w III wieku p.n.e. wyruszył z nimi na Rzym. Władca dysponował słoniami zdobycznymi – przejął je od macedońskiego Demetriosa I Poliorketesa. Ten z kolei pozyskał słonie podczas wojny z diadochem Aleksandra Wielkiego, Seleukosem I Nikatorem, władcą państwa Seleucydów.

W czasie pokoju natomiast, w Azji Południowej i Południowo-Wschodniej, tych łagodnych zwykle zwierząt upojonych alkoholem używano do wymierzania kary śmierci. Było to tzw. łamanie słoniem, bądź też (z)miażdżenie czy też rozerwanie podczas publicznej egzekucji. Zwierzęta tresowano do natychmiastowego zabijania ofiar albo do powolnego ich torturowania przez dłuższy czas. W starych kronikach odnajdujemy informację, że trzydziestu więźniów „zadeptano na śmierć stopami słoni macedońskiego dowódcy Perdikkasa”. Również Kartagińczycy pod Hamilkarem rzucili niektórych jeńców na unicestwienie przez słonie, aby zostali stratowani na śmierć. Według Józefa Flawiusza egipski władca Ptolemeusz VIII postanowił zmusić pijane słonie, by rozdeptały pojmanych przez niego aleksandryjskich Żydów. Jego plan przyniósł jednak skutek odwrotny do zamierzonego. Rozjuszone i zdezorientowane zwierzęta rzuciły się na oczekujących krwawego widowiska przyjaciół króla, czyniąc spustoszenie i mordując wielu z nich.

Królowie Syjamu tresowali swoje słonie (będące tam symbolem czci oraz władzy królewskiej), by toczyły skazanego „powoli po ziemi, tak aby nie doznał poważnych obrażeń”. W trakcie egzekucji słoń znajdował się pod stałą kontrolą kornaka, dzięki czemu władca mógł udzielić w ostatniej chwili ułaskawienia i okazać miłosierdzie, jak odnotowywano to w różnych azjatyckich kronikach. Użycie słoni jako narzędzi władzy państwowej wskazywało, że władca mógł przewodzić bardzo potężnym stworzeniom, znajdującym się całkowicie pod jego kontrolą. Tym samym był postrzegany jako utrzymujący moralną i duchową dominację nad dzikimi zwierzętami, zwiększając swój autorytet i mistykę wśród poddanych.

Podobne praktyki w starożytności stosowane były także przez Kartagińczyków i Rzymian. Antyczni kronikarze odnotowywali zbuntowanych żołnierzy, dezerterów, jeńców oraz zbrodniarzy wojennych skazywanych na śmierć pod stopami słonia. Inteligencja, udomowienie i wszechstronność słonia wykazały jego znaczną przewagę nad innymi dzikimi zwierzętami (lwy, niedźwiedzie) używanymi przez Rzymian w charakterze katów. Stwierdzono też, że słonie można szkolić do wykonywania egzekucji na różne sposoby, np. możliwe jest nauczenie ich umiejętnego przedłużania agonii ofiary poprzez zadawanie powolnej śmierci albo też szybkiego uśmiercania skazanych poprzez miażdżące nadepnięcie na głowę.

W czasach nowożytnych widok słoni zabijających skazańców przeraził niejednego europejskiego podróżnika i został odnotowany w wielu współczesnych czasopismach oraz relacjach z życia w Azji. Praktyka ta została ostatecznie zlikwidowana przez państwa europejskie, które podporządkowały sobie i skolonizowały regiony Azji w XVIII i XIX stuleciu.

Odtąd słoń na stałe już zagościł w arsenale państw powstałych na gruzach imperium wielkiego Macedończyka. Nad Morze Śródziemne słonie bojowe sprowadzili diadochowie, spadkobiercy Aleksandra III, używając ich w licznych wojnach wewnętrznych2. Byli to dowódcy armii Aleksandra Macedońskiego, którzy przejęli władzę po jego śmierci w 323 roku p.n.e. i wkrótce pogrążyli się w długoletniej wojnie o kontrolę nad ziemiami podbitymi przez Aleksandra.

Bitwa pod Ipsos w roku 301 p.n.e. była kluczowym momentem czwartej wojny diadochów (302–301 p.n.e.). Zakończyła się zwycięstwem wojsk koalicji (Kassander, Lizymach, Seleukos) – 64 tysiące piechoty, 10 500 jazdy i 400 słoni oraz 120 wozów uzbrojonych w kosy, nad siłami Antygona I i jego syna Demetriusza – 70 tysięcy piechoty, 10 tysięcy jazdy i 75 słoni. W starciu otwierającym bitwę zwycięstwo odniósł Demetriusz, lecz zbyt zapamiętale ścigał przeciwnika, wystawiając w ten sposób skrzydło swojej falangi3 na atak słoni Seleukosa oraz konnej gwardii królewskiej. Skrzydło falangi Antygona przeszło na stronę koalicjantów, a reszta jego sił uległa rozbiciu. Osiemdziesięcioletni Antygon padł na polu bitwy, a zwycięzcy podzielili jego królestwo.

Kilkanaście lat wcześniej, bo w roku 317 p.n.e., podczas bitwy pod Paraitakene zarówno Antygon, jak i jego przeciwnik Eumenes z Kardii, dawny sekretarz Aleksandra Wielkiego Macedońskiego, próbowali użyć ustawionych w drugiej linii słoni jako osłony piechoty przed kawalerią wroga. Okazało się, że „czołgi antyku” nie muszą koniecznie wyłącznie szarżować. Z 400 wielkich zwierząt uformowano potężny mur, który zneutralizował konnicę przeciwnika.

Rzymianie zetknęli się ze słoniami bojowymi po raz pierwszy w roku 280 p.n.e. podczas bitwy pod Herakleą, którą stoczyli z królem Epiru, Pyrrusem, przybyłym do Italii na zaproszenie miast Wielkiej Grecji. O samej bitwie zachowały się skąpe źródła historyków rzymskich różnych okresów, z natury rzeczy nieprzychylne Pyrrusowi. Zawarte są w nich również wzmianki z zaginionych przekazów greckich. Ocenia się, że obie strony miały równą liczbę zbrojnych – po około 30 tysięcy. Na czele armii miast greckich stał król Pyrrus, Rzymianami zaś dowodził jeden z konsulów, Publiusz Waleriusz Lewinus. Starcie okazało się zwycięskie dla władcy Epiru, który wybrał równinny teren walki, idealny dla działań jego falangi, oraz wykorzystał nieznane dotąd Rzymianom słonie bojowe. Konie rzymskiej kawalerii, przerażone widokiem i zapachem słoni, zrzucały jeźdźców i uciekały w popłochu. Straty legionów wówczas szacuje się na około 10 tysięcy żołnierzy, zaś straty Epirotów i Greków były o połowę mniejsze.

Kiedy Pyrrus został poproszony przez Tarent o pomoc w walce z Rzymem, wysłał z półwyspu greckiego 25 tysięcy ludzi i 20 słoni. Stanął przy tym przed problemem przetransportowania bestii do Tarentu. Wszystkie starożytne źródła milczą na ten temat. Najwyraźniej słonie musiały jednak w jakiś sposób przekroczyć Adriatyk. Problem ten nurtuje naukowców od wieków. Kiedy Metellus musiał przetransportować swoje słonie przez Cieśninę Mesyńską na wystawę w Rzymie, zbudował tratwę złożoną z dużych dzbanów przymocowanych w taki sposób, że nie mogły się rozpaść ani zderzyć. Taka rama została następnie pokryta deskami; na wierzchu położono ziemię i chrust, aby tratwa wyglądała jak podwórko. Na tym przeprawiły się słonie. Ta metoda wydaje się najbardziej prawdopodobna i ją też najprawdopodobniej zastosował Pyrrus, ponieważ wiosną Morze Śródziemne jest zwykle spokojne. Ponadto wzrok słonia jest słaby, szczególnie w jasnym świetle słonecznym, dlatego bestie można było łatwiej skłonić do wejścia do zamaskowanej barki. Co więcej, Kartagińczycy mieli później przetransportować swoje słonie z Afryki na Sycylię drogą morską.

Wielokrotnie jeszcze przyszło Rzymianom walczyć przeciwko słoniom w czasie tzw. wojen punickich.

 

Wojny punickie – nazwa ogólna dla trzech konfliktów zbrojnych między Republiką rzymską a Kartaginą, państwem powstałym z fenickiej kolonii w Afryce Północnej, do jakich doszło – z przerwami – w okresie od 264 do 146 roku p.n.e. Przyczyny wojen punickich skupiały się wokół sporów o wpływy polityczne i gospodarcze w zachodniej części basenu Morza Śródziemnego. Każda z wojen, pomimo zmiennego przebiegu i okresów przewag kartagińskich (szczególnie pod wodzą Hannibala w czasie drugiej wojny), przyniosła wygraną Rzymianom, którzy stopniowo przejmowali posiadłości i wpływy Kartaginy, by w końcu zniszczyć ją zupełnie, a jej ludność zgładzić lub wziąć w niewolę. Zwycięstwa w wojnach punickich pozwoliły Rzymowi na utworzenie imperium w zachodniej części Morza Śródziemnego, jak też militarnych i gospodarczych podstaw do późniejszej ekspansji w kierunku wschodnim.

 

Hannibal ante portas! (Hannibal u bram!), to rzymskie zawołanie oznaczające niebezpieczeństwo, nie bez powodu odwołuje się do słynnego Kartagińczyka. Nawet setki lat po jego śmierci Rzymianie pamiętali człowieka, który przeprowadził słonie przez Alpy, zwyciężał w niemal każdej otwartej bitwie, dotarł pod mury Rzymu i prawie położył kres jego istnieniu. Wojska kartagińskie 2 sierpnia 216 roku p.n.e. pokonały Rzymian pod Kannami w Apulii. Mimo że większość słoni bojowych nie przeżyła srogich zim, dzięki swojej strategii Hannibal odniósł kilka znaczących zwycięstw. Zamknął wojska wroga w pułapce, utworzył dookoła nich pierścień i niemal doszczętnie zniszczył. (W  bitwie pod Kannami zginęło około 60 tys. rzymskich żołnierzy wraz z dowódcą). Starcie to miało kluczowe znaczenie, bowiem spowodowało zmianę strategii rzymskich dowódców, którzy od tej pory nie przyjmowali już otwartych starć.

Słonie w armii Hannibala były niezwykle groźną bronią, szczególnie dla nieprzyjacielskiej kawalerii. Jednak więcej bojowych zwierząt zginęło od chłodu i chorób niż w czasie walki. Także Hazdrubal, młodszy brat Hannibala, dysponował 140 słoniami przeciwko legionom Publiusza Korneliusza Scypiona. Hazdrubal dotarł do Italii jedynie z 15 zwierzętami (oprócz tego z 48 tys. pieszych i 8 tys. jazdy), nie udało mu się jednak doprowadzić ich do brata. Wysłane przez niego listy do Hannibala zostały przejęte przez Rzymian, w związku z czym posiłki poniosły dotkliwą klęskę nad rzeką Metaurus w czerwcu 207 roku p.n.e. W walce poległ Hazdrubal oraz 10 tysięcy jego ludzi. Drugie tyle dostało się do rzymskiej niewoli. Rzymianie stracili dwa tysiące żołnierzy, a odciętą głowę wodza dostarczono Hannibalowi.

W armii Hannibala, która w trakcie drugiej wojny punickiej wyruszyła z Hiszpanii kierując się na Rzym, znajdowało się 37 słoni. Karkołomną przeprawę przez Alpy, w wyniku ciężkich warunków i surowej zimy, przetrwało zaledwie 10 zwierząt, w tym największy i najsilniejszy Surus, czyli Syryjczyk. Gdy Hannibal nabawił się infekcji oka, to z grzbietu Surusa dowodził przeprawą przez rzekę Arno. Według niektórych historyków słoń Hannibala nie wywodził się z Afryki, lecz miał pochodzenie indyjskie. Ponoć dynastia Ptolemeuszy (potomkowie Aleksandra Wielkiego) sprowadzili liczną populację słoni indyjskich w trakcie kampanii w Syrii. Według przekazów Plauta, rzymskiego komediopisarza z III–II wieku p.n.e., Surus nosił czerwone narzuty, miał przyczepioną czerwoną tarczę oraz platformę do dosiadania.

Pozostałe po przeprawie przez Alpy słonie padły podczas zwycięskiej dla Hannibala bitwy z legionami rzymskimi Tyberiusza Semproniusza Longusa i Publiusza Korneliusza Scypiona nad rzeką Trebią 18 grudnia 218 roku p.n.e. (Rzymianie stracili tam prawie 30 tys. ludzi, Hannibal tylko około pięciu tysięcy). Ocalał jedynie Surus, dokonując niezwykłej odysei (prawdopodobnie z Indii – chociaż mógł też urodzić się już w Egipcie) – Egipt – Kartagina – Nowa Kartagina – cały szlak pirenejsko-alpejsko-italski Hannibala – powrót do Kartaginy. Jak najbardziej słusznie więc jego imię zostało zapamiętane.

Surus jest najsłynniejszym słoniem bojowym starożytności, a może i w całej historii. Jego wizerunek uwieczniono na monecie bitej przez Aleksandra Wielkiego, co tylko dowodzi, że był dla władcy wyjątkowym zwierzęciem.

Niestety, śmiertelność słoni zarówno w transporcie, jak i późniejszej hodowli była bardzo wysoka. Zwierzęta trudno znosiły brak wystarczającej ilości roślinności (dorosły słoń indyjski zjada dziennie 200 kg roślin) i wody (zapotrzebowanie: 240 litrów dziennie). Nie radziły też sobie z zimnem i trudami wypraw w niesprzyjających warunkach klimatycznych. Nieco lepiej z niedoborem wody i soli mineralnych radziły sobie słonie afrykańskie, które transportowano Nilem z Afryki, ale te z kolei, jak już wcześniej wspomniano, były dużo trudniejsze do oswojenia.

Przeciwko Rzymianom słoni używali Partowie4, ich groźny przeciwnik na Bliskim Wschodzie, chociaż nigdy nie były one zbyt znaczącą formacją ich armii. W późniejszym okresie na masową skalę również Sasanidzi, dynastia panująca w Iranie w latach 224–651 naszej ery. Jednym z najsłynniejszych starć tamtego okresu była bitwa na równinie Awarajr (zwana także bitwą pod Wardananc) rozegrana latem 451 roku. Armia perska, dowodzona przez szacha Jazdagirda II, licząca według różnych źródeł od 100 do 300 tysięcy piechoty i konnicy wspomaganych przez kilkadziesiąt słoni bojowych rozbiła tam 66 tysięcy ormiańskich powstańców Wardana Mamikoniana. O losach bitwy przesądziła zdrada ośmiu ormiańskich generałów, którzy w trakcie jej trwania przeszli na stronę wroga5, ale także słonie Sasanidów, które budząc ogromną panikę wśród przeciwnika pozwoliły pokonać armeńskich rebeliantów.

Inną głośną bitwą, w której Sasanidzi po raz kolejny użyli słoni na dużą skalę, była przegrana bitwa z Arabami pod Al-Kadisijja (obecnie w Iraku) 6 stycznia 636 lub 637 roku, której skutkiem był definitywny podbój Iraku przez Arabów i koniec perskiego panowania.

O użyciu słoni w bitwie pod Bet-Zacharia w kwietniu 164 roku p.n.e., podczas żydowskiego powstania Machabeuszów przeciwko panowaniu Seleucydów nad Izraelem, wspomina Pismo Święte w Starym Testamencie, Pierwsza Księga Machabejska (17–47). Powstanie wybuchło wskutek wydanego przez Antiocha IV Epifanesa rozkazu wybudowania w Świątyni Jerozolimskiej ołtarza Zeusa i stworzenia przez niego aparatu urzędniczego, który miałby pilnować składania mu ofiar.

 

Świątynia Jerozolimska – jedyna świątynia judaizmu, wybudowana w X wieku p.n.e., za czasów króla Salomona, który podobno wzniósł ją w ciągu siedmiu lat na wzgórzu Moria (święta skała) w północno-wschodniej części Jerozolimy, na którym Abraham na żądanie Boga miał złożyć w ofierze swego syna Izaaka. Pierwsza Świątynia została zniszczona przez Nabuchodonozora II w 586 roku p.n.e. Przedmiotem kultu była w niej Arka Przymierza (hebr. Aron ha-Berit), czyli drewniana skrzynia, w której przechowywano tablice z tekstem Dekalogu, które Mojżesz otrzymał od Boga na górze Synaj (Horeb). Arka stała w specjalnym pomieszczeniu, zwanym Świętym Świętych, które było odseparowane od reszty świątyni specjalną zasłoną, za którą nie wolno było nikomu wchodzić.Po zburzeniu Pierwszej Świątyni (586 p.n.e.) i powrocie z niewoli babilońskiej wzniesiono Drugą Świątynię, o wiele skromniejszą, później kilkakrotnie przebudowywaną. Nie było już w niej Arki Przymierza, znajdowało się jednakże pomieszczenie za zasłoną, w którym jak wierzono „mieszkał” Bóg i do którego podobnie jak niegdyś do pomieszczenia z Arką nie wolno było nikomu wchodzić. Za panowania Heroda Wielkiego Druga Świątynia została bogato ozdobiona i rozbudowana.W roku 70 naszej ery, po nieudanym powstaniu Żydów, i ta świątynia została zburzona, tym razem przez Rzymian. Jedyną jej pozostałością są resztki okalającego ją muru – tzw. Mur Zachodni, bardziej znany jako Ściana Płaczu. Od XVI wieku jest ona świętym miejscem judaizmu.Po powstaniu państwa Izrael pojawiły się pomysły odbudowy Świątyni Jerozolimskiej. Wydają się jednak niemożliwe do zrealizowania, gdyż odbudowa byłaby jednoznaczna ze zburzeniem znajdujących się na Wzgórzu Świątynnym Kopuły na Skale i meczetu Al-Aksa.

 

„17. Gdy Lizjasz6 dowiedział się, że król [Antioch IV Epifanes] zakończył swe życie, ustanowił królem jego syna Antiocha, którego wychowywał od samej młodości. Nadał mu też przydomek Eupator7.

18. Ci, którzy przebywali na zamku, robili wokoło świątyni zasadzki na Izraela. Na każdym kroku wyrządzali im krzywdy, a wspomagali pogan.

19. Juda8 więc postanowił ich wytępić i zwołał cały lud, aby dokonać przeciw nim oblężenia.

20. Zeszli się wszyscy razem i rozpoczęli oblężenie jego w sto pięćdziesiątym roku. Sprowadzono też kusze i machiny oblężnicze.

21. Ale spomiędzy oblężonych wydostało się kilku, a dołączyli się do nich niektórzy bezbożni Izraelici

22. i poszli do króla, mówiąc: «Ile jeszcze czasu upłynie, nim wydasz wyrok i zemścisz się za naszych braci?

23. Twojemu ojcu chętnie służyliśmy, wykonywaliśmy jego rozkazy i postępowaliśmy zgodnie z jego poleceniami.

24. Dlatego oblężono nas na zamku, dlatego też synowie narodu naszego stali się wrogami dla nas. Ponadto mordowali każdego z naszych, kogo schwytali, i zrabowali nasze posiadłości.

25. Wyciągnęli swe ręce nie tylko przeciwko nam, ale także przeciwko wszystkim swoim okolicznym krainom.

26. A oto dzisiaj oblegają zamek w Jerozolimie, aby go zdobyć. Umocnili nawet świątynię i Bet-Sur.

27. Jeżeli ze swej strony nie uprzedzisz ich jak najprędzej, to jeszcze gorszych rzeczy się dopuszczą i nie będziesz już mógł ich powstrzymać».

28. Gdy król to usłyszał, rozgniewał się i zwołał na naradę wszystkich swoich przyjaciół, dowódców swego wojska i przełożonych nad konnicą.

29. Z innych państw i z wysp zamorskich przybywali do niego wynajęci żołnierze,

30. a liczba jego wojska wynosiła sto tysięcy piechoty, dwadzieścia tysięcy konnicy i trzydzieści dwa słonie wyćwiczone w walce.

Bitwa pod Bet-Zacharia.

31. Przeszli oni przez Idumeę i koło Bet-Sur rozłożyli się obozem. Przez wiele dni walczyli i budowali machiny oblężnicze, ale [obrońcy] robili wypady, palili je i walczyli mężnie.

32. Wtedy Juda odstąpił od zamku i rozłożył się obozem pod Bet-Zacharia naprzeciwko królewskiego obozu.

33. Wczesnym rankiem król wyruszył i szybko wyprowadził wojsko w stronę Bet-Zacharia. Wojska ustawiły się do bitwy i zagrano na trąbach.

34. Słoniom pokazano sok winnych jagód i morwy, aby je rozjuszyć do bitwy.

35. Bestie poprzydzielano do falang i przy każdym słoniu ustawiono tysiąc żołnierzy ubranych w łańcuszkowe pancerze i mających głowy okryte hełmami z brązu. Ponadto do każdej bestii przydzielono po pięciuset wyborowych jeźdźców.

36. Oni już przedtem byli do bestii przydzieleni: gdzie ona była, tam byli i oni, gdzie ona szła, tam szli i oni razem z nią i nigdy od niej nie odstępowali.

37. Na każdej bestii była przy pomocy specjalnych urządzeń umocowana wieża, która ją okrywała, a na niej wojenne narzędzia i czterech żołnierzy, którzy z niej walczyli, a oprócz tego kierujący nią Hindus.

38. Pozostała część konnicy ustawiła się po jednej i po drugiej stronie, na dwóch skrzydłach wojska, ażeby wrogów odstraszyć i zabezpieczyć walczące falangi.

39. Gdy słońce zaczęło się odbijać w złotych i brązowych tarczach, to aż góry od nich zajaśniały i błyszczały jak ogniste pochodnie.

40. Pewna część królewskiego wojska rozciągnęła się po pochyłości góry, a niektórzy byli w dolinie. Tak zaczęli bitwę pewni siebie i w całkowitym porządku.

41. Zadrżeli wszyscy, którzy usłyszeli głos nadciągającej ogromnej ich liczby i chrzęst zbroi. Było to bowiem wojsko bardzo wielkie i mocne.

42. Juda ze swym wojskiem przybliżył się także, aby rozpocząć bitwę, i z królewskiego wojska padło sześciuset żołnierzy.

43. Eleazar Auaran9 zauważył, że jedna z bestii ma na sobie królewskie pancerze. Była ona większa od wszystkich innych bestii. Sądził on, że na niej jest król.

44. Poświęcił się więc, żeby uratować swój naród, a równocześnie zapewnić sobie wieczną sławę.

45. Odważnie i szybko przedostał się do niej przez środek falangi, zadając śmierć na prawo i na lewo, tak że odstępowano od niego na jedną i drugą stronę.

46. Wtedy podszedł do słonia, przebił go od spodu i zabił, a słoń, padając na ziemię, przywalił go. Tak oddał tam życie.

47. Gdy oni zobaczyli siłę królewską i napór jego wojska, wycofali się”.

(Tekst: Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Wydawnictwo Pallotinum, Poznań 2019).

Podczas bitew słonie bojowe zajmowały zazwyczaj centralną część szyku albo ustawiane były przed liniami swoich wojsk, skąd mogły rozpocząć skuteczny atak, lub uchronić własne wojska przed szarżą przeciwnika. Często towarzyszyły im grupy lekkozbrojnych, mających za zadanie nie dopuścić do zaatakowania słoni z boku czy od tyłu. Ustawienie ich w innym miejscu było dość ryzykowne. Przykładem tego jest bitwa pod Akragas w 261 roku p.n.e. Kartagińczycy rozstawili je tam między dwiema liniami swojej piechoty. Rzymianie zaatakowali pierwszą linię i gwałtownym uderzeniem zepchnęli ją na słonie, które spanikowały i uciekły, tratując drugą linię.

Słoń szarżował z prędkością około 30 kilometrów na godzinę i ze względu na swoją masę i rozmiar był niezwykle trudny do zatrzymania przez uzbrojoną we włócznie, jak kawaleria, piechotę. Po zmiażdżeniu pierwszych linii wrogiej piechoty słonie siały spustoszenie, tratując i zabijając swymi ciosami kolejne szeregi nieprzyjaciela. Ich przewaga opierała się głównie na sile fizycznej, przełamywaniu linii wroga, tratowaniu i atakowaniu ciosami. Pozostała część żołnierzy, która nie została zmiażdżona pierwszym uderzeniem, również nie była zdolna do utrzymania szyków, a panika wzniecana przez słonie skutecznie hamowała wolę walki nawet tak zdyscyplinowanych jednostek, jak legiony rzymskie. Zazwyczaj tuż za szarżującymi słoniami podążała piechota. Jeśli uderzenie zwierząt powiodło się, miała dużą przewagę nad wrogiem, który poniósł spore straty i był zmuszony walczyć w rozproszeniu. Właśnie w ten sposób zastosowali swoje słonie Rzymianie pod Kynoskefalaj. Ich szarża rozproszyła macedońskich falangitów Filipa V, którzy zostali wycięci przez idących za słoniami legionistów.

Również jazda nie mogła czuć się bezpiecznie, ponieważ w czasie walki słonie zrzucały jeźdźców i tratowały konie, co uniemożliwiało skuteczną walkę nawet opancerzonym katafraktom, czyli ciężkiej kawalerii starożytności. Nieprzywykłe do zapachu słoni konie szybko się płoszyły i spanikowane unosiły jeźdźców w najmniej pożądanych kierunkach.

Gruba skóra słoni czyniła je trudnymi do unieszkodliwienia lub zabicia, a wysoka sylwetka zwierzęcia zapewniała doskonałą ochronę dla znajdujących się na jego grzbiecie jeźdźców. Nawet martwe słonie utrudniały walkę wrogowi gdyż ogromne ciała zwierząt stanowiły przeszkodę dla szarży atakujących. Często w celu zwiększenia efektu rażenia pomiędzy ciosami słonia zawieszano na ciosach groty włóczni, o ułatwiało zwierzęciu ranienie przeciwników, a dzięki jego sile umożliwiało nawet przebicie zbroi. Lankijskie źródła historyczne podają, że niejednokrotnie wyposażano słonie w zakończone żelaznymi kulami łańcuchy i uczono zwierzęta wymachiwać nimi w taki sposób, aby uczynić jak największe szkody wojskom nieprzyjaciela podczas szarży.

Poza walorem szarży słonie stanowiły stabilną i bezpieczną platformę dla łuczników, zapewniającą doskonały widok na pole walki i umożliwiającą skuteczniejsze rażenie celów. Zarówno kornacy (kierowcy słoni), jak i pozostali jeźdźcy umieszczeni dla ochrony w specjalnej wieży umocowanej na grzbiecie słonia, zwanej howdah, posiadali poza łukami i kołczanami ze strzałami także długie włócznie, do bezpośredniej walki z jazdą i piechotą przeciwnika. Macedońskie włócznie, zwane sarisami, miały długość aż sześciu metrów.

Afrykańskie słonie leśne, o wiele mniejsze od innych gatunków, nie były na tyle silne, aby unieść wieżę, dlatego na ich grzbiecie umieszczano jedynie kropierz, okrycie z tkaniny, zakrywające zwierzę z wyjątkiem pyska, ogona i dolnych partii kończyn. Pikowany lub ponaszywany płytkami z metalu, rogu czy kości, pełnił również funkcję zbroi. Na tak przygotowanym do walki słoniu siedział tylko jeden wojownik.

Wieża zbudowana była z drewna, słonie dowodzących miały często przytwierdzony dach chroniący przed słońcem. Mocowano ją do słonia jednym lub dwoma pasami lub łańcuchami, przeciągniętymi pod brzuchem zwierzęcia, na piersi mocowano łącznik pasów przechodzących wokół szyi i pod brzuchem. Zwykle prowadzono jeszcze pas na zadzie słonia. Pod wieżą umieszczano grubą warstwę materiału dla wygody zwierzęcia. Czasem do wieży opancerzonych słoni mocowano kolce utrudniające ewentualne wspięcie się atakujących.

Załoga słonia walczyła strzelając do wroga z łuków, zanim jeszcze dotarła do jego szyków. Po wyczerpaniu strzał atakowano długimi włóczniami. Po ich użyciu zwykle schodzono ze słonia i walczono dalej pieszo, pozostawiając na wieży tylko prowadzącego. Dużym zagrożeniem dla załogi byli również katafrakci na wielbłądach, którzy ze względu na wzrost swoich wierzchowców mogli łatwo atakować załogę lub nawet wejść na słonia.

Na grzbietach słoni montowano również bardziej zaawansowaną broń miotającą. Armie Khmerów i Hindusów używały broni podobnej do wielkiej kuszy, która umożliwiała wystrzeliwanie dużo większych pocisków zdolnych do zabicia innego słonia lub zniszczenia rydwanu przeciwnika. Nazywały się balisty i uważa się je za największe osiągnięcie starożytnej inżynierii wojennej. Precyzyjne obliczenia matematyczne pozwalały bowiem zbudować wyrzutnię każdego rozmiaru, a żadna inna broń nie dorównywała jej celnością bądź mocą rażenia w tamtych czasach. Wielka kusza była naciągana jelitami zwierząt i nakręcana specjalną korbką, co pozwalało jej wyrzucać pociski na bardzo duże odległości, 200–400 metrów, a strzały nawet do ponad 1000 metrów.

Po przedarciu się przez linię wroga słoń jednak zwykle szybko ginął, gdyż załoga nie była w stanie powstrzymać otaczających go nieprzyjaciół. Załoga nie mogła również kontynuować walki na słoniu po wyczerpaniu strzał i włóczni, zwykle jednak opuszczano go dopiero po jego upadku.

W toku walk przeciwko Kartaginie, napotykający raz po raz na swojej drodze bojowe słonie Rzymianie zdobyli z czasem doświadczenie i wiedzę potrzebną do skutecznego zneutralizowania niebezpiecznych szarży słoni, stając się prawdziwymi ekspertami w „antysłoniowych” taktykach. Geniusz wojskowy Scypion Afrykański opracował rozwiązanie problemu, w jaki sposób armia powinna stawić czoła słoniom. Pozostawił mianowicie w swoich liniach bojowych ścieżki, wzdłuż których słonie mogły być kierowane na tyły i usuwane z drogi. W ostatniej bitwie Rzymian przeciwko Hannibalowi, pod Zamą w roku 202 p.n.e., zdyscyplinowane i dobrze wyszkolone manipuły10 rzymskie po prostu rozstąpiły się na komendę, przepuszczając pędzące przed siebie słonie.

Ponad sto lat później podczas bitwy pod Tapsus (6 lutego 46 r. p.n.e.) Juliusz Cezar uzbroił swój piąty legion (Alaudae)11 w topory i rozkazał swym żołnierzom atakować nogi tych potężnych zwierząt. Legion wytrzymał szarżę słoni i od tej pory wizerunek tego zwierzęcia stał się symbolem jednostki. Piechota rzymska, doświadczona w walce ze słoniami, próbowała zadawać ciosy w najdelikatniejsze części ciała zwierzęcia, takie jak trąba, czego efektem była natychmiastowa panika i ucieczka z pola walki. Spowodowało to częste noszenie przez słonie zbroi.

W kwestii budowy pancerzy panowała duża dowolność, stosowano zbroje łuskowe, płytowe i kolczugi. Zbroja łuskowa był to rodzaj pancerza składającego się z dużej liczby łusek wykonanych z metalu, rogu lub kości naszytych lub w inny sposób przytwierdzonych do podłoża skórzanego lub wykonanego z innego mocnego materiału. Zbroje płytowe wykonywano z kutych sztywnych płyt metalowych, używanych w zróżnicowanych formach od epoki brązu po współczesność. Szczególną popularnością cieszyło się takie wyposażenie bojowe w okresie późnego średniowiecza i renesansu. Zbroja płytowa zapewniała lepszą ochronę niż kolczuga, czyli rodzaj zbroi wykonanej z plecionki kolczej – zespołu drobnych najczęściej stalowych kółek połączonych w gęsty splot.

Przykładowa ciężka zbroja łuskowa składała się z następujących elementów:

1. Stalowego hełmu z kratkami na oczy, do którego doczepiano folgowo-łuskowe12 ochraniacze na uszy. Hełm chronił tylko wierzch głowy, resztę okrywano zbroją łuskową. Mocowano do niego również stalowo-drewnianą osłonę prowadzącego.

2. Łuskowej osłony na trąbę. Zwykle chroniono jedynie jej wierzch, a z tyłu łączono paskami.

3. Obejmującego korpus słonia fartucha zbroi łuskowej, sięgającego zwykle do jego kolan.

4. Folgowych nogawic, obejmujących zwykle całe nogi.

5. Nakarczka chroniącego szyję i gardło, wykonywanego jako folgowy lub łuskowy.

Zbroje płytowe często pokrywano kolcami w okolicach nóg, by ranić nimi atakujących. Miało to jednak potężny minus, gdyż w razie zatrzymania się słonia atakujący zaczynali się po nich wspinać. Ponieważ słonie były mocno spowalniane przez pełne zbroje, więc często ograniczano się tylko do hełmu i napierśnika. Chroniło to zwierzę w czasie szarży, ale było niewystarczające w czasie późniejszego starcia. Z tego powodu większość lekko opancerzonych słoni ginęła w czasie walki. Poza tym brzuch zwierzęcia w większości zbroi pozostawał odkryty, więc ze względu na jego wysokość żołnierze przeciwnika mogli pod nie podejść i zranić je w brzuch. Co oczywiście nie było ani łatwe, ani bezpieczne, ale jednak możliwe. Zbroja nie chroniła także stóp słonia bojowego, co narażało go na bolesne deptanie po rozrzuconych na ziemi przez przeciwnika kolcach. Dodatkowo jeszcze materiał, na który naszywano płytki zbroi, był łatwopalny, stwarzający zagrożenie ciężkich poparzeń w trakcie walki, a nawet spłonięcia.

Do walki ze słoniami Gajusz Juliusz Cezar używał też procarzy, którzy razili pociskami zarówno kornaka, jak i słonia. Również uzbrojeni w oszczepy harcownicy jeszcze przed bitwą usiłowali trafić słonie w celu wywołania u nich paniki. Żołnierze konni próbowali spłoszyć słonie, trafiając bronią w delikatne miejsca ich ciał w pełnym galopie, na podobieństwo wywodzącej się z tamtych czasów, a uprawianej także obecnie gry kawaleryjskiej, nazywanej tent pegging. (Polega na przejeżdżaniu koniem przez tor przeszkód i wybijaniu za pomocą lancy lub szabli palików umieszczonych w ziemi. Jest to dyscyplina wymagająca umiejętności jeździeckich, precyzji, zręczności i kontroli nad koniem).

Podczas wojen Sasanidów używano ludzi uzbrojonych w żelazne kolce, które uniemożliwiały słoniom chwytanie ich trąbami. Pomysłowi Rzymianie używali także rydwanów ciągniętych przez opancerzone konie, katapulty strzelającej strzałami, zamontowanej na pojeździe ciągniętym przez konie lub muły oraz wozów strażackich. Polyperchon użył nabijanych gwoździami ram jako ruchomych barier w Megalopolis, a Ptolemeusz założył pole minowe z kolcami żelaznymi w Gazie.

Na szeroką skalę wykorzystywano rzecz, której słonie bały się najbardziej – ogień. Pod Benewentem (275 r. p.n.e.) Rzymianie użyli płonących strzał przeciw słoniom Pyrrusa, płosząc część z nich. Można też było bronić się przygotowując stosy drewna czy słomy i podpalając je, gdy zbliżały się słonie wroga.

Zdaniem Pliniusza Starszego, jedną z bardziej skutecznych broni przeciw słoniom były inne zwierzęta, a mianowicie… świnie bojowe. „Słonie bały się najmniejszego krzyku wieprza” – twierdził ów rzymski pisarz i historyk w Historyi naturalnej.

Jeśli wierzyć starożytnym relacjom, właśnie dzięki tym zwierzętom udało się przerwać oblężenie greckiego miasta Megary przez macedońskiego króla Antygona II Gonatasa w 270 roku p.n.e. Zdesperowani obrońcy wysmarowali świnie płynną smołą (bądź oblali olejem), podpalili i pognali w stronę szeregów macedońskich, na czele których szarżowały potężne słonie. Opancerzone kolosy wpadły w kompletną panikę na widok pędzącej w ich kierunku i przeraźliwie kwiczącej z bólu nierogacizny „i rozjuszone uciekły każdy w inną stronę, tratując żołnierzy Antygona”. Przy czym dawni historycy zgodnie stwierdzają, że bestie były przestraszone raczej piskiem niż ogniem. Płomienie były po prostu środkiem gwarantującym zadowalający pisk.

Pragnąc zabezpieczyć się na przyszłość przed takimi niespodziankami król Macedonii „rozkazał Indom hodować słonie razem ze świniami, żeby przyzwyczajały się znosić ich widok i kwiczenie” – jak donosił w Podstępach wojennych Poliajnos. Praktyka wspólnych hodowli stała się tak popularna, że została uwieczniona na rzymskiej monecie z tego okresu, która na rewersie ukazywała słonia, a na awersie – świnię.

Aelian (Klaudiusz Aelianus) zanotował w swym dziele O właściwościach zwierząt, że Rzymianie stosowali tę strategię już w 275 roku p.n.e. w bitwie pod Benewentem: „Słoń boi się barana z rogami i kwiczenia świni. Mówią, że w ten sposób Rzymianie zmusili do ucieczki słonie Pyrrusa z Epiru, odnosząc chwalebne zwycięstwo”.

Starożytni Rzymianie stosowali świnie bojowe w czasie kilku wojen. Wieprzki były wysyłane na pole bitwy z przypiętymi do grzbietów ostro zaostrzonymi stalowymi ostrzami lub płonącymi pochodniami, co miało na celu zastraszenie wrogów i spowodowanie zamieszania w szeregach przeciwnika. W 272 roku p.n.e. odnotowano używanie przez Rzymian dzików w walce ze słoniami bojowymi Tarentu.

Historyk bizantyński Prokopiusz z Cezarei natomiast, w swej Historii wojen zapisał, że obrońcy Edessy zawiesili kwiczącą świnię na murach, aby odstraszyć pojedynczego słonia bojowego władcy Persji Chosrowa I Anoszirwana w VI wieku naszej ery. W innej relacji „słoń z wieloma żołnierzami na grzbiecie został przywiedziony do murów miejskich i górował nad nim”. Sprytni mieszkańcy „przerzucili kwiczącą świnię przez mur prosto w pysk zbliżającego się słonia. Rezultatem była panika i odwrót”.

Próbowano także używać przeciwko słoniom bojowym dzikich zwierząt, jak lwy czy nosorożce, lecz okazało się to mało skuteczne ze względu na brak kontroli nad nimi.

Wychodząc sporo naprzód przypomnijmy, że podczas drugiej wojny światowej świnie były trenowane do przenoszenia min przeciwczołgowych – miały na sobie uprząż, na której je mocowano. Świnie miały za zadanie podejść do wrogiego czołgu i eksplodować, powodując zniszczenie pojazdu.

W czasie wojny w Wietnamie natomiast, toczącej się w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku, Stany Zjednoczone rozważały wykorzystanie świń jako nosicieli min przeciwpiechotnych. Planowano, że zostaną one wysłane do trudno dostępnych obszarów dżungli, gdzie przeciwnik mógłby nie dostrzec ich obecności. Ten pomysł nie został wdrożony w praktyce.

Warto jednak zaznaczyć w tym miejscu, że użycie świń w celach militarnych jest rzadkie i niepraktyczne. Zwierzęta te są trudne do szkolenia, nie można kontrolować ich zachowania na polu bitwy, budzą także kontrowersje moralne i etyczne związane z ich wykorzystywaniem w celach wojennych. Dużo bardziej „humanitarne” jest przecież mordowanie ich w rzeźniach i zjadanie. W dzisiejszych czasach świnie bojowe nie są stosowane militarnie. Rozwój technologii i zmiany w strategiach wojskowych spowodowały, że zwierzęta te nie są już uważane za skuteczne narzędzia wojenne.

A wracając do słoni, to równie skutecznym sposobem na ich powstrzymanie było rozsypanie metalowych kolców na własnym przedpolu. Zranione w ten sposób zwierzęta zwalniały bieg lub nawet zawracały, szarżując w kierunku własnych wojsk i powodując wśród nich masakrę. Największą wadą słoni była ich skłonność do wpadania w panikę. Po otrzymaniu nawet niewielkich ran lub po zabiciu kierującego zwierzęciem kornaka słoń zwykle się płoszył i rozpoczynał ucieczkę. Jak więc widać, czworonożne kolosy okazywały się niejednokrotnie bronią obosieczną.

Przypadki stratowania żołnierzy przez własne słonie bojowe (przez przypadek lub kiedy zwierzęta wymknęły się spod kontroli) stawały się tak częste, że wymyślono brutalny sposób radzenia sobie z tym problemem. Oprócz wojowników na słonie zaczęto więc sadzać dodatkowego człowieka zwanego mahoutem, wyposażonego w dłuto i młotek. Jego zadaniem było zabicie zwierzęcia przy użyciu tych narzędzi, poprzez przecięcie kręgosłupa w okolicy szyjnej, zanim spłoszone zwierzę spowoduje straty we własnych szeregach. Było to jednak rozwiązanie ostateczne. Słonie stanowiły zbyt cenny nabytek, by zabijać je z „błahego” powodu.

Od średniowiecza po współczesność

W średniowiecznej Europie słonie należały zdecydowanie do rzadkości. Stanowiły raczej swego rodzaju kuriosa, używane do cudacznych widowisk, bądź też były pupilkami władców – Karola Wielkiego, Fryderyka II Hohenstaufa czy papieża Leona X. Niektóre źródła historyczne wspominają o wypadkach, w których słonie były prezentowane na dworach europejskich jako ciekawostki czy eksponaty egzotyczne. Europejczycy zetknęli się z nimi podczas krucjat i niektórzy władcy przywieźli sobie z wypraw parę tych zwierząt. Do walki stosowano je niezwykle rzadko, co nie znaczy, że nie stosowano w ogóle.

W roku 804 król Franków i Longobardów, a także cesarz rzymski Karol Wielki zabrał na wyprawę przeciwko Duńczykom słonia o imieniu Abu Abbas, podarowanego mu przez kalifa Bagdadu Haruna ar-Raszida. Nie wiadomo, jaką drogą słoń dotarł do Akwizgranu. Prawdopodobnie został przetransportowany statkiem z terenów dzisiejszej północnej Tunezji do portu w okolicach Genui, a stamtąd po ponad pół roku przyprowadzono go do stolicy. W Rocznikach Królestwa Franków (Annales Regni Francorum) napisano o tym wydarzeniu: „Żyd Izaak wrócił z Afryki ze słoniem”. Zapisano tam również, że „Słoń, którego przysłał Harun, król Saracenów, nagle zmarł”. Nieznana jest przyczyna śmierci zwierzęcia, być może zginął na polu bitwy?

W czasie wyprawy krzyżowej do Ziemi Świętej Fryderyk II Hohenstauf (król Sycylii od 1198, król Rzymian od 1212, książę Szwabii od 1212 do 1216, cesarz rzymski od 1220 i król Jerozolimy od 1225 do 1228), zdobył sporą liczbę słoni, które przetransportował następnie do Włoch i użył w oblężeniu Cremony w 1214 roku podczas wojny z Ligą Lombardzką. Po zdobyciu miasta Fryderyk przeszedł triumfalnie ulicami miasta na czele pochodu przywiezionych z Palestyny zwierząt.

Z kolei Hiszpanom parę razy przyszło zmierzyć się z afrykańskimi słoniami bojowymi Maurów podczas rekonkwisty, czyli walki chrześcijan o wyparcie Arabów z Półwyspu Iberyjskiego, trwającej od VIII do XV wieku.

Muzułmańska armia dowodzona przez Tarika ibn Zijada korzystała z tych imponujących zwierząt w bitwie przeciwko wizygockiemu królowi Rodrigo (Roderykowi) w lipcu roku 711 w bitwie pod Guadalete, która była początkiem inwazji muzułmańskiej na Półwysep Iberyjski. Dowodzone przez Roderyka wojsko poniosło sromotną klęskę, sam król poległ (lub zaginął bez wieści), a państwo wizygockie w Hiszpanii uległo rozpadowi. (Walki wewnętrzne wśród Wizygotów ułatwiły Arabom przeprowadzenie w kolejnych latach podboju prawie całego Półwyspu Iberyjskiego).

W jednej z najważniejszych bitew rekonkwisty, bitwie pod Las Navas de Tolosa 16 lipca 1212 roku, obie strony – muzułmańska i chrześcijańska – używały słoni bojowych. Muzułmańscy dowódcy wykorzystywali słonie, aby zastraszyć i łamać szyki chrześcijańskich oddziałów. Jednak mimo obecności słoni bitwa zakończyła się zwycięstwem chrześcijan.

W trakcie oblężenia Grenady przez wojska hiszpańskie pod wodzą króla Aragonii Ferdynanda II używano słoni bojowych zarówno po stronie muzułmańskiej, jak i hiszpańskiej. Aragończyk obległ Grenadę, twierdzę potężnie ufortyfikowaną i bronioną przez 3000 ludzi, na czele 10 tysięcy zbrojnych. Kastylijczycy otoczyli miasto szczelnym kordonem, odpierając groźne wypady obrońców. Słonie były wykorzystywane jako platformy dla łuczników i katapult, które miały za zadanie atakować i niszczyć fortyfikacje wroga. Po trwającym rok oblężeniu głód zmusił wreszcie obrońców do rokowań. 2 stycznia 1492 roku Kastylijczycy wkroczyli do Grenady, tym samym kończąc rekonkwistę.