Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wiersze, które nie chcą się podobać, a błyszczą!
Po trzech latach od premiery Do czasu jeden z najznakomitszych polskich poetów powraca z nowym tomikiem. Czym jest tytułowa SKRYTKA? To cały kosmos, a także wszechświat myśli ludzkiej, prywatne uniwersum poety, który bywa chłopcem, dorosłym mężczyzną i znów chłopcem bawiącym się w chowanego z samym sobą i ze światem. Poeta odnajduje rzecz, obraz, myśl, emocję — na pozór mało istotne — i wskazuje ich wartość w kosmicznym porządku rzeczy. Gdy konfrontuje różne punkty widzenia, to świat przegląda się w świecie, a na linii tego spojrzenia stoi człowiek.
Całość (87 wierszy) składa się na bardzo przejmującą, wybitną współczesną poezję najwyższej próby.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 31
skrytka
Dziecko, którym byłem, bawi się w chowanego.
I dziecko w prehistorii, zawsze to samo,
bawi się teraz i milion lat temu.
– To wszechświat, już wtedy postarzały,
stworzył bawiące się dziecko
dla rozweselenia czasu, którym był znudzony.
Wszechświat nie wiedział, że dziecko stanie się dorosłym
piszącym wiersz. To się samo stało.
Cokolwiek robię, bawi się w chowanego
chłopczyk, którym byłem siedemdziesiąt lat temu,
chowa się w milionie lat, wszechświat szuka go
zawsze. I kiedy dla zabawy udaje, że nie może mnie znaleźć,
ja, na niby ukryty przed wszechświatem i sobą,
dorośleję.
* * *
Dziecko o księżycu powiedziało „siężyc”.
Nie wiedziałem, jak zapytać, co to znaczy,
bo wtedy siężyc musiałby coś znaczyć,
już nie byłby siężycem.
Ale siebie pytam.
Nawet ułomny księżyc więzi mnie w znaczeniach:
siężyc to może księżyc, po który dziecko sięga?
Jeśli sięga, to już nie dziecko. To ja dorosły,
niszczący sięganiem dziecięcą mowę patrzenia.
* * *
Góry Beskidu,
wielkie fale Ziemi,
miałem je w oczach,
kiedy byłem chłopcem.
kiedy to było – nigdy nie było – wtedy to było
wtedy to było – nigdy nie było – kiedy to było
ziemia jest paradoksem
Rzeka nie szybsza od moich kroków na brzegu.
Las nie bardziej gęsty od powietrza
i szumiący jak wnętrze kamienia.
Miasteczko na wzgórzu –
tylko jeden tam stoi dom, o tysiącu pięter,
ze strzechą nie dalszą od ziemi niż wzrost starca,
z piwnicą tuż pod podłogą,
ale nie głębszą niż lęk dziecka
dwa kilometry pod ziemią.
Horyzont jak kropla wody,
bezgraniczny jak oko niewidome
i dlatego obronione przed złymi spojrzeniami,
kropla wody z rzeki obok której idę
do środka świata.
utopia
Wyspa bardziej odległa od lądów i innych wysp
niż jakakolwiek odległość na Ziemi,
a przecież najbardziej ziemska.
Fikcyjny wiatr naniósł florę i faunę wszystkich krain.
Otoczona wodami nieistnienia, a fale ich z prawdziwych mórz,
niebo nad nią to samo, co nad moją wioską,
bo z powietrza i próżni. Jak się dostałem
na tę wyspę? – Nie z wyobraźni, nie z rzeczywistości.
Żyję na jej brzegach przeszłych i przyszłych,
przypomniany sobie i sobie zapomniany, żyję
bardziej odległy od czasu urodzenia niż czas mojej śmierci,
zaprzyjaźniony z odwieczną nasturcją i wszechobecną jaskółką.
Do roślin, zwierząt i do mnie chórem mówimy, żebym słyszał
siebie samotnie: istniej, wyspo!
* * *
Wiatr z lasu wywiewa nasiona,
rozprasza na łąkach, tam wyrastają
samotne drzewa. A bywa i taki wiatr bez czasu,
który przenosi nasiona poza łąki,
poza jakiekolwiek miejsce –
tam jest moje drzewo.
* * *
między drzewami
światło zanika
od cienia do cienia –
nikt nie widzi drzew
nikogo nie widzą samotne drzewa
nigdzie nie ma spojrzenia