44,00 zł
Słowiańska magia roślin to nie tylko eliksiry i zaklęcia, które rodziły się z wnikliwej obserwacji świata i prób zrozumienia powiązań między człowiekiem a naturą. Za rytuałami i formułami kryły się prawdziwe ludzkie emocje – troski, lęki, pragnienia. Magia służyła nie tylko do zapewnienia sobie miłości czy karania nieprzychylnych osób, była również sposobem na komunikowanie się ze światem bogów, demonów i zmarłych.
Wyrusz w fascynującą podróż przez roczny cykl obrzędowy, towarzysząc Słowiankom i Słowianom w ich magicznych praktykach. Odkryj, jak przyroda – od najdrobniejszych ziół po dary lasów i łąk – była wykorzystywana zarówno w rytuałach wspólnotowych, jak i domowych. Ta książka postawi przed tobą wiklinowe kosze naszych prababek i pradziadów, odsłaniając bogactwo słowiańskiej tradycji i sekretne sposoby komunikowania się z niewidzialnym światem.
Karolina Lisek od niemal dziesięciu lat, wspólnie z mężem Szymonem Gilisem, działa na rzecz popularyzacji kultury i wierzeń słowiańskich. Jako redaktorka naczelna iSAP – Słowiańskiej Agencji Prasowej – oraz prezeska Stowarzyszenia Krzewienia Kultury Słowiańskiej „JAWIA” angażuje się w organizację festiwali i wydarzeń, takich jak festiwal SWAR w Sobótce, SLAVNI – Konwent Kultury Rodzimej w Chorzowie, muzyczny festiwal Reakcja Słowiańska oraz ogólnopolski plebiscyt literacki Złoty Płomień Kultury. Jej główną misją jest tworzenie różnorodnych przestrzeni dla tych, którzy chcą popularyzować wiedzę o dawnej Słowiańszczyźnie, i łączenie ich z tymi, którzy pragną tę wiedzę zgłębiać.
Jest pasjonatką tradycji związanych z roślinami oraz ich znaczeniem w dawnych wierzeniach i magii ludowej. Swoimi obserwacjami dzieli się na łamach iSAP oraz innych czasopism, wierząc, że rośliny, oprócz właściwości leczniczych, kryją w sobie dziedzictwo przeszłości, które warto przybliżać współczesnym odbiorcom. Często podkreśla, że wiedza, którą zgłębia, pochodzi nie tylko z książek, lecz również z opowieści zasłyszanych na wsi, gdzie dorastała, obserwując nadal żywe rytuały oraz zwyczaje.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 226
Copyright © Karolina Lisek, 2025
Projekt okładki
Magdalena Palej
Ilustracje na okładce
Magdalena Palej
Ilustracje w środku
© Shutterstock/Leamila, Farzanak, Lena_Aeri,
Anna L. e Marina Durante, CreativeStory, VSVeta,
OLESHKO GANNA, Cat_arch_angel (× 8),
Caraulan Art, Ekaterina Gerasimchuk, Edenica,
Sasha Foster, Yevheniia Lytvynovych, shivaom,
cosmicanna, AsyaShu, HappyPictures, NINA IMAGES,
arxichtu4ki (× 4), garanga, ma_i_vi, Olga Korneeva,
Magician ART, SvetaKhlivna, Kate Romenskaya (× 3),
Hein Nouwens, Vitezslav Halamka, Alisles,
Inna Sinano, IFofito, Iryna Zaichenko Dneprstok
© Dreamstime/Inna Sinano, Olga Mitkova,
Lnsdes, Tatus, Nikolay Chsherbinin, Elena Medvedeva,
Olga Puseva, Evgeny Skidanov, Lnsdes, Robin Nelson,
Nataliya Vasilyeva, Foxyliam, Francesco Abrignani
Redaktor prowadzący
Adrian Markowski
Redakcja
Dagmara Ślęk-Paw
Korekta
Barbara Szymanek
Bożena Hulewicz
ISBN 978-83-8391-680-4
Warszawa 2025
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Wstęp
Słowiańska magia roślin to nie tylko czynione z nich eliksiry czy wypowiadane nad nimi formuły. Dawne wierzenia wynikały z długiej obserwacji świata i prób zrozumienia złożonych powiązań. Za rytuałami i zaklęciami kryły się realne ludzkie troski, lęki i oczekiwania. Magiczne praktyki służyły nie tylko zapewnieniu sobie miłości ukochanego czy karaniu nieprzychylnych osób – były także sposobem komunikowania się ze światem bogów, demonów i zmarłych.
Żyjący w niewielkich społecznościach Słowianie mieli więcej czasu na obcowanie z naturą niż my. Ich rytm życia odmierzany był porą dnia i zmianami pór roku, podczas gdy nasz wyrażany jest w godzinach i minutach. Nic więc dziwnego, że w tej szalonej gonitwie zatraciliśmy umiejętność uważnej obserwacji otaczającego nas świata, ciekawość i chęć zaglądania w głąb siebie. Wnikliwa obserwacja otoczenia była dawniej niezbędna, aby przetrwać – chroniła zarówno przed dzikim zwierzęciem, jak i przed ludzkim wrogiem, pomagając tłumaczyć zjawiska z „pogranicza”. Często przypisywano im magiczne podłoże – na przykład gniew boga przejawiający się w gwałtownych burzach czy demony niosące śmierć w ukrop sierpniowego południa.
Sacrum i profanum przenikały się nieustannie w sposób nam już obcy. Codzienny świat Słowian pełen był niezwykłych zdarzeń oraz istot, które wymagały odpowiednich, nierzadko rytualnych zabiegów. Podobnie jak demoniczna mamuna zbliżała się do ludzkich siedzib, tak i magia (ochronna) musiała wraz z nią wkroczyć do obejścia, a potem do domów. Magia nie ograniczała się do przywoływania bóstw ani składania im ofiar. Przesycone nią były niemal wszystkie, nawet codzienne, czynności: leczenie chorób, budowanie domów, wypiekanie chleba, czerpanie wody ze studni. Magicznym woalem okryte zostały również rośliny. Były ulokowane między namacalną magią pochodzącą wprost od bogów, z czasem również od diabła, a codziennym życiem i towarzyszyły ludziom podczas dorocznych rytualnych wydarzeń, które składają się na roczny cykl obrzędowy.
W różnych religiach w ciągu całego roku odbywa się pewna mitologiczna podróż. Wydarzenia w świecie bogów, na przykład narodziny nowego Słońca czy Jezusa, mają wpływ na świat ludzi, którzy muszą i chcą na to jakoś odpowiedzieć – obchodzą więc Szczodre Gody lub Boże Narodzenie. I tak oto świat bogów oraz ich boskie doświadczenia nadają cykliczność życiu ludzi. Ta powtarzalność najlepiej wyraża się poprzez obserwację zmian pór roku, zjawiska atmosferyczne oraz okres wegetacji roślin. Bez prawidłowo przebiegającego następstwa zdarzeń astronomicznych i przyrodniczych świat niszczeje, rośliny i zwierzęta umierają – tym samym nie ma przyszłości dla ludzi. Dlatego naszym przodkom tak bardzo zależało, aby wszystkie sprawy boskie były należycie poprowadzone.
Przedchrześcijańscy Słowianie nie byli ludem piśmiennym, choć najprawdopodobniej znali i wykorzystywali w prostych formach runy pochodzące od plemion germańskich. Dlatego niewiele wiemy na temat ich stosunku do roślin. Za to zdecydowanie więcej jest informacji z XV i XVI wieku, zawartych w herbarzach, a także kościelnych kazaniach, które miały straszyć ludność i chronić przed zabobonami oraz diabłem, a stały się źródłem informacji o pogańskich praktykach. To wtedy Słowianie powoli przyswajali kulturę chrześcijańską i stopniowo zapominali o porannym witaniu Słońca lub robili to w innym kontekście niż niegdyś. To samo dotyczy roślin, wiara w ich magię przetrwała, ale w postaci medycyny naturalnej. Na szczęście możemy korzystać z dobrodziejstw opracowań naukowych, które czerpią z archeologii, lingwistyki, komparatystyki, aby poznać – chociaż szczątkowo – dawne myślenie ludzi stąpających po słowiańskich, jeszcze politeistycznych, ziemiach. Wiele dawnych wierzeń ukryło się również w linijkach powiedzeń, zamów i pieśni ludowych – dlatego będę przywoływać również przykłady zastosowania magicznego roślin z XVIII- i XIX-wiecznej wsi. Trudno jednak czasami stwierdzić, czy przytaczane wierzenia są tymi słowiańskimi w rozumieniu przedchrystianizacyjnym czy postchrystianizacyjnym. Po prostu nie nad każdym tematem naukowcy mieli czas lub chęć przysiąść albo niewystarczający jest zasób informacji, aby wydać opinię.
Nie zdziwcie się, że w książce o słowiańskiej magii roślin będą pojawiać się nazwy katolickich lub prawosławnych świąt albo imiona świętych. Właśnie przez wzgląd na wciąż żywe w kulturze ludowej przesądy i zabobony warto się z nimi zaznajomić, ponieważ najprawdopodobniej przybliżają nas do sposobu rozumienia świata Słowian sprzed setek lat.
W tej książce wyruszymy za Słowiankami i Słowianami (ludźmi posługującymi się językami słowiańskimi) w ich magiczną podróż po rocznym cyklu obrzędowym. Zajrzymy do ich koszyków i sprawdzimy, jakie dary przyrody wykorzystywali w magii zarówno gromadnej, jak i domowej. Wybrane rośliny podzieliłam według obrzędowości poszczególnych pór roku, sugerowałam się częstotliwością występowania wzmianek w popularnych źródłach etnograficznych lub wyjątkowością wybranych praktyk. Choć przyjęłam dość swobodne podejście do systematyki, chcę zapewnić, że nie będzie to kolejna „słowiańska wersja wicca”. Nie zamierzam też na siłę łączyć słowiańskich bogów z konkretnymi roślinami – takich książek jest już wiele. W tej publikacji pełnię funkcję bliską reportera; tam, gdzie znajdziecie moją osobistą opinię, będzie ona wyraźnie oznaczona jako przypuszczenie.
W kolejnych rozdziałach przybliżymy sobie rolę roślin w obrzędowościach Słowian oraz wierzenia, na których się opierały… Zanim jednak do tego punktu dotrzemy, musimy zadać sobie kilka fundamentalnych pytań: czy istnieje jakaś opowieść mityczna tłumacząca, jak powstał otaczający nas świat?, a przede wszystkim – jak powstały rośliny? Niewątpliwie też podskórnie czujemy, że ten bujny, pachnący zielenią świat miał swoich powierników… albo powiernice. Kim były i co je cechowało?
Wierzę, że z książką tą zostaną czytelnicy, którzy potrafią samodzielnie myśleć, a postawione przeze mnie otwarte pytania, bez na siłę udzielanejodpowiedzi, zostaną odebrane jako szczerość i pokora.
1
Mity Słowian i powstanie roślin
Życie każdego roku zatacza pełen krąg. Topniejące śniegi zwiastują nadejście wiosny, upały przybliżają do letnich burz, które ustępują wirującym na wietrze złotym liściom drzew, aby ponownie przywitać zimę. Wraz z tymi zmianami atmosferycznymi Słowianie obserwowali zmiany we wzroście roślin. To, co przez okres pory ciemnej (jesień, zima) było wstrzymane, suche lub zgniłe – czyli martwe, wiosną i latem (pora jasna) wyrastało pełne życia i gotowe do przyszłego wydania nasion oraz owoców. Zmiany te dotyczyły również zwierząt – oto odlatujące na zimę ptaki wracały, aby zakładać gniazda i wysiadywać jaja, a zaspane niedźwiedzie wychodziły z gawr, aby znowu siać strach wśród dzikiej zwierzyny i ludzi. Grudniowe wycie błąkających się po lasach i szukających swych ofiar wilków zamierało, aby ustąpić miejsca śpiewom ptaków i uderzającym w liście ciepłym kroplom deszczu. Zmiany obserwowano również na niebie: przesuwające się gwiazdozbiory, nowie i pełnie Księżyca, spadające gwiazdy w spektakularnych sierpniowych rojach oraz te najbardziej niepokojące – zaćmienia Słońca.
Tłumaczący świat za pomocą magii Słowianie widzieli w tych wydarzeniach coś więcej niż tylko kolejną zmianę; dostrzegali ślady boskich istot, które podobnie jak ludzie na ziemi zataczają własny cykl życia. Na tych przekonaniach stworzona została bogata i trudna do jednoznacznego odtworzenia mitologia Słowian, której ja nie mam odwagi skrupulatnie porządkować i systematyzować. W tej książce przytoczę tylko najważniejsze jej fragmenty, które w ciekawy sposób łączą się z wierzeniami dotyczącymi roślin. Będą to mity znane na Słowiańszczyźnie, a szczególnie w opowieściach ludowych, aczkolwiek niekoniecznie są to mity pierwotnie opowiadane przez Słowian lub od nich się wywodzące – w tym obszarze dyskusje nadal się toczą. Mity wędrowały bowiem duktami i ścieżkami z bajarzami i dziadami, a wraz z każdym kolejnym ich opowiadaniem pojawiały się nowe okoliczności, wydarzenia, a czasami nawet nowe postaci…
BOSKIE POCHODZENIE ROŚLIN
W schrystianizowanych wierzeniach ludu polskiego za powstanie świata roślin i zwierząt odpowiadają dwie antagonistyczne postaci: Bóg oraz diabeł. Z mocy pierwszego powstały rośliny lecznicze – przydatne i nieszkodzące, piękne, pachnące i użyteczne – oraz posłuszne ludziom zwierzęta hodowlane. Diabeł, zazdroszcząc Bogu siły sprawczej oraz jego szerokiej władzy nad światem, postanowił stworzyć własne małe dzieła. Tak pojawiły się dzikie, niebezpieczne zwierzęta oraz chwasty i rośliny trujące, służące różnym diabelskim pomiotom, takim jak czarownice. Przekazy ludowe nie są jednak spójne. Nierzadko jedna roślina, w zależności od regionu czy osoby opowiadającej, może pochodzić raz od boskiego, a raz od diabelskiego stwórcy.
W wierzeniach Słowian nie jest inaczej. Rośliny mają swoje dobre i złe cechy. Tak jak życie na ziemi zbudowane jest z dnia i nocy, tak świat roślin ma swoich mrocznych oraz jasnych przedstawicieli. Sacrum i profanum przenikają się, tak samo jak czasami na niebie możemy jednocześnie obserwować Księżyc (opiekuna nocy) i Słońce (opiekuna dnia). Mnogość mitów i wymienianych z imienia bóstw odpowiedzialnych za powstanie świata, w tym roślin, jest bardzo duża. Świat wierzeń rodzimych obfituje w kontrasty, nie jest jednoznaczny i według mnie nie jest możliwy do prostego zaszufladkowania przez amatora, a nawet naukowcom przychodzi to czasami z trudnościami.
SŁOWIAŃSKA OPOWIEŚĆ O POWSTANIU ROŚLIN
Jak zatem według przekazów słowiańskich mógł powstać świat roślin? Przytoczę wam jedną z najlepiej znanych wersji opowieści mitycznej, która to wyjaśnia. Jednakże nie ma gwarancji, czy jest ona na pewno słowiańska (stworzona przez Słowian), czy tylko przyjęta i znana na Słowiańszczyźnie w wyniku wymiany kulturowej. Pozwolę sobie wykorzystać imiona słowiańskich bogów na podstawie istniejących już opracowań popularyzatorskich.
Swaróg wędrował po suchym i niepłodnym pustkowiu swojego stworzenia. Podziwiał wielkie wznoszące się szczyty i przepastne, ciągnące się po horyzont jałowe ziemie, które łączyły się z błękitem nieba na granicy niezauważalnej nawet dla boskiego oka. Jednak świat wydawał się niekompletny – martwy, chociaż jeszcze wtedy nikt nie znał słowa „życie”. Swaróg poczuł, że jego boska siła może dokonać jeszcze jednej, wielkiej przemiany. Zadumał się, wstrząśnięty, a potem zrozumiał – oto podjął decyzję, która na zawsze odmieniła jego oblicze oraz oblicze otaczającej go krainy.
Wziął głęboki wdech, a wraz z wydechem jego dusza opuściła ciało i uleciała wysoko ponad otaczające go pustkowie. Ciało boga opadło na martwą ziemię i rozpadło się na kawałki, które poczęły się dzielić i użyźniać podłoże. Posoka z żył wypełniła skały, przenikając coraz głębiej i głębiej. Z suchej i martwej ziemi poczęły wyłaniać się trawy, kwiaty i drzewa. Wśród gęstwin pojawiły się zwierzęta i zaczęły rodzić swoje potomstwo. Ziemia zaczęła tętnić życiem, oddychać zgodnie z rytmem narodzin i śmierci.
Nad takim skarbem należało sprawować opiekę, dlatego wraz z upływającym czasem i rozkwitającą życiodajną energią pojawiła się ona – przepiękna, młoda, płodna bogini Mokosz. Mokosz objęła w swe władanie świat środkowy, dzisiaj powiedzielibyśmy, że świat ludzi, chociaż wtedy ich jeszcze nie było. Od tamtej pory to ona nadawała znaczenie życiu na ziemi, dbając, aby pojawiało się we właściwym czasie i odchodziło, gdy wypełni wszystkie swoje zadania. Tak oto bogini została matką, która rodzi, i gdy nadejdzie czas – przyjmuje ponownie do swojego łona tych, których ziemska podróż się zakończyła.
MAGIA ROŚLIN – TRZY FILARY
Jednym z podstawowych pytań, jakie możemy postawić, jest to, jak Słowianie wybierali rośliny do swoich magicznych praktyk. Niewątpliwie przekazywali sobie tę wiedzę z pokolenia na pokolenie, jednakże gdzie skrywa się źródło, pierwotna myśl, która rozpoczęła cały proces magiczny?
Odpowiedzią jest wspominana już przeze mnie obserwacja. Przyglądając się roślinom, ich kolorom, sposobom wzrastania, wąchając je – Słowianie tworzyli magiczne koncepcje. Tak narodziły się trzy filary myślenia magicznego (w tym magii roślin): magia podobieństw, magia przeciwieństw oraz etymologia magiczna (nazewnictwo).
Słowianie szukali znaków i odpowiedzi w otaczającym ich świecie, kierując się przekonaniem, że bogowie są obecni na różnych ścieżkach ich życia – stworzyli dla ludzi rośliny i różne rzeczy, które w jakiś sposób mogą być magiczne, a tym samym użyteczne. Tak z obserwacji wykształciła się magia podobieństw lub magia sympatyczna. Przykładem może być tasznik pospolity, którego owoce mają kształt maleńkich serc – dlatego stosowano go na problemy kardiologiczne. By zyskać bogactwo, Słowianie mogli złożyć w ofierze wybranemu bogu coś cennego lub nosić przy sobie na przykład monety. Sama doświadczyłam w mojej rodzinie takiego zwyczaju, gdy rodzice nosili w portfelach stare dolary amerykańskie, wierząc, że to zapewni im przypływ gotówki.
Świat Słowian wypełniony był też przeciwieństwami. W mitologii znane były postaci dwóch antagonistów: Białoboga i Czarnoboga, które mogły, choć nie musiały, reprezentować Peruna oraz Welesa. Pierwszy z nich władał niebem – światem górnym, boskim, a drugi – światem dolnym, Zaświatem, podziemiami. Podobnie jak w mitach, również w świecie roślin odnajdziemy magię przeciwieństw, na przykład białe kwiaty krwawnika pospolitego (Achillea millefoliumL.) stosowano na krwawienia. W okresie Szczodrych Godów, kiedy noc i ciemność szybciej niż latem wkracza do ludzkich siedzib, a siły demoniczne szaleją po polach i lasach, ludzie przystrajali wiecznie zielone gałązki podłaźniczki, czy też w późniejszym okresie – choinkę. To miało między innymi zapewnić im bezpieczeństwo oraz dać nadzieję na powtórne obudzenie się przyrody na wiosnę, co stanowiło przeciwieństwo mroku oraz stagnacji.
Oprócz magii podobieństw i przeciwieństw istnieje również etymologia magiczna. Nazwy wielu roślin wywodzą się z dawnych języków praindoeuropejskich lub zostały przejęte z innych kultur, na przykład od Greków czy Rzymian. Słowianie najprawdopodobniej często sugerowali się nazwami i wierzyli, że wskazują, do czego wybrana roślina służy i jakie korzyści może ze sobą przynieść. Dlatego lubczyk, którego nazwa pochodzi od słowa „lubić” (możliwe też, że od ładnego, lubianego zapachu), traktowany był jako afrodyzjak i chętnie stosowany w magii matrymonialnej.
Oczywiście teoria nie zawsze pokrywa się z praktyką. W naturze jest wiele białych kwiatów, a jednak nie wszystkie stosowane były na krwawienia. A niektóre rośliny o czerwonych kwiatach, jak krwiściąg lekarski, były również wykorzystywane w przeciwdziałaniu krwotokom. Jak to możliwe? Dlaczego czasami stosowano magię podobieństw, a innym razem magię przeciwieństw? Można wysnuć bardzo prosty wniosek – Słowianie po prostu eksperymentowali. Jeżeli jakaś magia lub medycyna naturalna „zadziałały” – mieli podstawy, by kontynuować jej praktykowanie.
Jednakże to nie wszystko, co można powiedzieć o magii roślin. Na ich skuteczność miały wpływ nie tylko cechy fizyczne (jak kolor czy zapach), lecz również elementy morfologiczne (kwiaty, nasiona, korzenie), co wiązało się zapewne z interpretowaniem przez Słowian budowy świata: świat dolny to korzenie, świat górny – kwiaty, liście i łodyga; zielone oznacza żywe, brązowe – martwe. Korzenie bywały stosowane na inne problemy niż kwiaty, ponieważ pochodzą z innego świata. Za przykład niech posłuży nam mak. Kwitnący w lipcu, miał zwiastować odejście pory głodu i wiązany był z płodnością (zarówno ziemi, jak i ludzi), za to jego nasiona wykorzystywano w celu ochrony przed demonami. Co więcej, sposób jego przyrządzenia miał również niebagatelne znaczenie. Podany w formie naparu miał sprowadzić śmiertelny sen na dzieci, ale wpleciony w snop weselny – zapewnić młodym uzyskanie dobrych zbiorów w ich gospodarstwie.
Słowianie skupiali się również na miejscach i czasie, kiedy dokonywali zbiorów. Istotna była pora dnia, faza Księżyca i inne zjawiska astronomiczne oraz ostatecznie – sposób pozyskiwania roślin. Za jeden z najkorzystniejszych magicznie momentów zbioru większości ziół uznawano poranek w wigilię św. Jana (zbiegający się terminem z dawniejszym Świętem Kupały) lub okres Zielonych Świątek. Wagę przykładano również do miejsca – rośliny zbierano na miedzach i łąkach. Miedza stanowi tutaj symbol granicy, niczym granica pomiędzy sacrum i profanum – to miejsce, gdzie te dwa światy się stykały i mogły przenikać. Podobną analogię odnajdziemy w rytuałach domowych, gdzie taką granicą był próg – pomiędzy tym, co bezpieczne, domowe, znane, a tym, co zewnętrzne i obce. Unikano natomiast zbierania ziół przy drogach i na ich skrzyżowaniach, wierząc, że są to miejsca odwiedzane przez zmarłych i demony, a tym samym niewłaściwe dla żywych.
KOBIECA ROLA W MAGII ROŚLIN
Dawna kultura i wierzenia Słowian, które współcześnie czasami przejawiają się w ludowych zwyczajach i powiedzeniach, bazowały na mitologii, kontakcie z naturą oraz jej cykliczności. Cykliczność ta dotyczyła nie tylko przyrody, lecz również ludzi, ponieważ podobnie jak rośliny rodzimy się, wzrastamy, wydajemy swój plon i umieramy. W tym powtarzalnym świecie szczególną rolę odgrywały kobiety, które były nie tylko żonami czy matkami, lecz także dawczyniami życia, istotami o niemal boskich predyspozycjach – sprowadzały nowe dusze na świat.
Kobiety w dawnych czasach podlegały wielu tabu i kulturowym nakazom. Przejście młodej dziewczyny w dorosłość zaczynało się od namaszczenia ze strony natury – inicjacji na przyszłą matkę, czyli doświadczenia pierwszej miesiączki. Od tego momentu rola młodej kobiety rozszerzała się, utajona w okresie dziewczęcym moc magiczna stawała się sprawcza, a aura dookoła niej bardziej tajemnicza. Czas menstruacji i wynikające z tego konsekwencje stanowiły pewne tabu kulturowe. Nie były to tematy podejmowane powszechnie przez społeczeństwo, a wzmiankowano o nich szeptem, wymieniając się co najwyżej spostrzeżeniami tylko wśród zaufanych kobiet. Można postawić pytanie, z jakiego powodu w społeczności funkcjonowały takie przekonania, skoro Słowianie – tak mocno związani z naturą – powinni akceptować wszystkie jej elementy, w tym fizjologię ludzkiego ciała?
Krew, która jest niezbędna do życia, bez której człowiek nie jest w stanie funkcjonować, raz w miesiącu samoistnie wydostaje się z ciała kobiety, jakby uciekało z niej życie. Dla nas prosta fizjologia ciała najpewniej nie jest tym samym, czym była dla Słowian. Krew nie tylko pełniła funkcję nośnika życia, ale mogła być także narzędziem magii (i to jednym z silniejszych jej elementów) – krew to życie, a za życiem stoi również dusza. Zatem z niewinnej dorastającej dziewczynki kobieta zamieniała się w istotę mającą od czasu do czasu kontakt z Zaświatami. Doświadczając menstruacji, pozbywała się krwi, czyli swojej części energii życiowej, mogła być więc jej bardziej głodna. Z tego też względu menstruującym kobietom nie wolno było zbliżać się do ognia domowego, gdyż mogły odebrać jego moc. Miesiączkująca kobieta mogła skazić wodę w studni podczas jej czerpania; wypalała rośliny ogrodowe (te usychały), drzewa nie owocowały, a pszczoły umierały w ulach. W tym czasie nie wolno było jej zbliżać się również do pożywienia, a zwłaszcza piec chleba, którego moc skrywała się w żyjącym zakwasie. Na Podlasiu nadal funkcjonują przesądy ostrzegające, by krwawiąca kobieta nie dotykała warzyw ani drzew owocowych, gdyż ich korzenie mogłyby uschnąć.
Podobnymi obwarowaniami otoczone były kwestie poczęcia, ciąży, porodu i połogu. Kobieta, jako ta, która wypełnia się nowym, wzrastającym w niej człowiekiem, była swoistą anomalią – oto w jednym ciele znajdowały się dwie dusze, a kobiece łono stawało się bramą do innego świata. Przez wielkie znaczenie, jakie w dawnej kulturze miały rodzina i nowi jej członkowie, kobiety były postrzegane jako istoty niemal magiczne. Dlatego ciężarna nie mogła wykonywać wielu domowych prac ani udzielać się w większości rytuałów, aby nie zaburzyć ich magii i harmonii. Najprawdopodobniej obawiano się, że oto przez nią mogą przedostać się do świata ludzi inne byty, które niekoniecznie będą miały dobre intencje. Oczywiście rodzina cieszyła się na przyjście nowego potomka, dlatego dbała, aby ciężarna mogła spokojnie przebyć ten czas, uwzględniając troskę również o metafizyczny wymiar tego wydarzenia.
Dawni mężczyźni pracowali na roli i w obejściu, czasami wytwarzając i sprzedając różne rzemieślnicze i rękodzielnicze dobra. Kobiety, które również nierzadko były rzemieślniczkami (tkając czy szyjąc), przebywały bliżej domu, wychowywały dzieci i pielęgnowały rodzinne ognisko. A jako istoty o niemal magicznych kompetencjach zajmowały się również magią domową (częściej niż mężczyźni, chociaż oni również byli aktywni), w tym zbierały różne rośliny i zioła. Kobiety, które wykazywały szczególne zainteresowanie oraz umiejętności w zakresie zielarstwa, leczenia czy wróżenia, budziły mieszane uczucia. Oczywiście wśród tej grupy znajdowały się również najmądrzejsze baby, które z różnych względów uzyskały niezwykły status uzdrowicielek. Bardzo często były to wdowy, trochę ze względu na fakt, że potrzebowały zarabiać na własne utrzymanie, a częściowo z uwagi na to, że po śmierci małżonka stawały się w pewien sposób niekompletne, dotknięte przez Zaświat, a tym samym inne od reszty kobiet. Z jednej strony ich obecność dawała spokój społeczności, która w razie chorób lub ataków demonów miała możliwość uzyskać pomoc; mądre baby wzywane były tam, gdzie nawet księża i medycy rozkładali ręce. Z drugiej strony otaczała je atmosfera tajemniczości, ponieważ ich wiedza i niedostępne dla innych, niezwykłe umiejętności napawały społeczność niepokojem.
W miarę upływu czasu i postępującej chrystianizacji kobieca rola w magii uległa zmianie. Nie stało się to od razu po chrzcie Polski w 966 roku, ponieważ w rzeczywistości proces wypierania wierzeń politeistycznych trwał znacznie dłużej, nawet kilka wieków. Dopiero w XVII–XVIII wieku chrześcijaństwo weszło już na dobre do wiejskich chat, a dawni czciciele Swaroga i Peruna zaczęli podążać ścieżką Jezusa. To właśnie na tym etapie spotkamy się z określeniami menstruującej kobiety jako brudnej oraz nieczystej. Zakazy i nakazy podczas kobiecego menses nadal były obecne, jednakże zmienił się ich kontekst, ich kulturowe znaczenie. Nastąpiło to między innymi z powodu przeinaczenia dawnych wierzeń Słowian oraz gloryfikowania chrześcijańskiej przypowieści o Adamie i Ewie. Ewa, jako bardziej naiwna, poddała się manipulacjom węża i zerwała zakazany rajski owoc, czym skazała się na gniew Boga oraz wypędzenie z raju zarówno siebie, jak i swojego partnera. Biorąc dodatkowo pod uwagę fakt, że w tym czasie prowadzony był jeden z szerzej zakrojonych projektów Kościoła, czyli polowania na czarownice, wszelkie przejawy magii były postrzegane jako olbrzymie zagrożenie.
W efekcie magia kobiet – dawniej postrzegana jako przejaw stanu z samej jego natury metafizycznego – zaczęła być odbierana jako coś niepożądanego. Tym samym w wielu podaniach ludowych można spotkać się z określeniami kobiet jako głupszych od mężczyzn i bardziej podatnych na działanie Złego. Magię praktykowaną przez dawny lud polski opisywał między innymi cysterski mnich Rudolf żyjący w XIII wieku. Jego kazania zaginęły po drugiej wojnie światowej, ale fragmentarycznie przetrwały, zebrane przez Edwarda Karwota w książce Katalog magii Rudolfa.
„Już Ewa, pierwsza matka, przekazała zarazek bałwochwalstwa, wsączony jej przez diabła pod postacią węża, swoim córkom, to znaczy głupim kobietom, które chcą więcej wiedzieć, niż przystoi. Ją to naśladując, kobiety w szczególności chcą dużo wiedzieć, a nie znając samych siebie, uprawiają wiele próżnych praktyk, przez co popadają w bałwochwalstwo”.
(Źródło: Katalog magii Rudolfa)
2
Zimowa magia roślin
Ustalenie początku świata słowiańskich bogów i powstania ich mitologii nie jest łatwe. Wiele wskazuje na to, że mogły to być Szczodre Gody/Święto Godowe (chrześcijańskie Boże Narodzenie) lub Jare Gody (odpowiednik Wielkanocy). Osobiście jestem zwolenniczką interpretacji, że mitologiczny świat Słowian „narodził się” w okolicach naszych grudniowych świąt, co sugeruje mit o kosmicznym jaju i powstaniu Słońca. Są jednak również głosy, że świat Słowian miał swój początek na wiosnę, w okolicach Wielkanocy.
Opowieść mitologiczna o jaju pojawia się w różnych kulturach, najprawdopodobniej znana była również na Słowiańszczyźnie. Jednak nie mogę z całą pewnością stwierdzić, że moja interpretacja jest słuszna – warto, aby każdy wyrobił sobie własną opinię, bazując na udostępnianych badaniach i opiniach naukowych.
Na początku było jajo. Jajo zawieszone gdzieś w niebycie, gdzie nie istniały ani czas, ani przestrzeń. Do momentu, gdy w końcu pękło. Dlaczego? Tego zapewne najstarsi tego świata nie wiedzą. Z jego fragmentów stworzyły się lądy, morza i sklepienie niebieskie, a z żółtka wyłonił się Swaróg – boski kowal, który w ogniu wykuł Słońce, to samo, które witamy każdego poranka. Z czasem zaczęli pojawiać się kolejni bogowie, zapełniając świat górny (niebo) i dolny (wody i podziemia), tworząc również ludzi. Bogowie czasami zjawiali się wśród nich, zaprowadzając ład lub – w przypływie niezrozumiałego dla nas zamysłu – niepokój.
Jak można się domyślić, zanim wszystko się uporządkowało, zanim jajo pękło i wykute zostało Słońce, panowały noc, ciemność i chaos. Dla ludzi był to czas przed Szczodrymi Godami, kiedy noc przeważała nad dniem, a demony snuły się razem z ciemnością po lasach i obejściach domów. W okresie przesilenia zimowego dochodzi w astronomii do bardzo ciekawego zjawiska – dzień jest najkrótszy w roku, a Słońce zdaje się przez trzy dni nieruchome, jakby zastygło i nie podnosiło się w zenicie. W tej statyczności Słowianie widzieli śmierć Słońca. Jednakże wraz z kolejnymi porankami Słońce zaczyna świecić mocniej i wspinać się po niebie. Stare Słońce umiera, ustępując miejsca nowemu – tak rozpoczyna się boski porządek świata. Podobnie to zjawisko interpretowali Rzymianie (święto Sol Invictus), Persowie (Noc Yalda, czyli narodziny Mitry) oraz ludy germańskie (Jul).
W czasie oczekiwania na narodziny nowego Słońca ludzie musieli uzbroić się we wszelkie magiczne narzędzia, które pozwalały im odpędzać ciemność i czające się w niej demony. Starali się dzięki magii odstraszyć zło, a jednocześnie przechować lub przyciągnąć do siebie ponownie płodność i zapewnić wzrost roślinom – czyli zachować cykl wegetacyjny. Dbali, aby pomimo trwającego chaosu w ich izbach panował ład, a pojawiające się na świecie dusze zmarłych przodków mogły wraz z nimi gościć przy biesiadzie i czuć się bezpiecznie.
Czosnek i cebula
Wyobraźcie sobie eleganckie towarzystwo ubrane w odświętne stroje: białe koszule, zdobne korale i haftowane portki, które wonieją cebulą (zwyczajna – Allium cepa L.) oraz czosnkiem (pospolity – Allium sativum L.). Tak, obie te rośliny (a dokładniej ich bulwy) były chętnie wykorzystywane w okresie Święta Godowego. Podobnie jak pięknie pachnące kadzidła, tak intensywnie cuchnące czosnek i cebula stanowiły ochronę przed czarownicami oraz demonami. Kolacja wigilijna najprawdopodobniej wyłoniła się z obrzędowości zadusznej (czyli praktyk związanych z istotami zaświatowymi). Jest w niej wiele elementów (na przykład puste nakrycie przy stole czy diduch), które mają swoje odzwierciedlenie w wierzeniach dotyczących zmarłych, dlatego prawdopodobnie biesiadnicy próbowali dodatkowo zabezpieczyć się przed ewentualną obecnością nie tylko przodków, lecz także nieproszonych gości.
W dawnych czasach czosnek odgrywał istotną rolę w medycynie ludowej, zarówno jako lek, jak i środek ochronny. Zielniki i kompendia medyczne obfitowały w informacje o jego właściwościach. Szymon Syreński (1540–1611), profesor Akademii Krakowskiej z XVI wieku, pisał, że czosnek mógł wywoływać niepożądane skutki, takie jak apopleksja i zapalenie mózgu. Mimo to wiele źródeł zalecało tę roślinę jako skuteczny środek leczniczy. Compendium medicum oraz Wiadomość ciekawa podkreślały jego wszechstronność. Ugnieciony i przykładany na piersi łagodził ich ciężkość, a warzony w kilku wodach nabierał specjalnej mocy wzmacniającej ciało. Przeciw bólowi w klatce piersiowej pijano mleko z gotowanym czosnkiem, a pieczony jedzono na kaszel. W przypadku chrypki starą słoninę lub smalec mieszano z czosnkiem i przykładano na gardło i piersi. Stosowano go także na zaziębienia, nacierając nim ciało, podobnie postępowano w przypadku febry. Leczenie czosnkiem stosowano także na robaki u dzieci, zawieszając najmłodszym ząbki czosnku na szyi.
Czosnek wykorzystywano także w leczeniu zwierząt. Na Wołyniu okładano nogi bydła mieszanką czosnku i psiego łajna, a krowom po ocieleniu podawano napój z siemienia i czosnku. Leczono nim także konie chore na zołzy (zakaźna choroba wywoływana przez paciorkowca zołzowego, która prowadzi do ropnego zapalenia górnych dróg oddechowych oraz infekcji węzłów chłonnych). Już w okresie św. Łucji (13 grudnia) lud smarował czosnkiem drzwi do obory, aby czarownice omijały to, co najcenniejsze w gospodarstwie, czyli zwierzęta. W Święto Godowe częstowano chlebem z czosnkiem psy oraz drób hodowlany (gęsi, kaczki i kury), czasami wzbogacając poczęstunek słoniną, co miało według wierzeń chronić przed „pypciem”, czyli białawym zgrubieniem na języku drobiu.
A ponieważ wierzono, że za sprawą magii ludzie również chorują, zabezpieczano między innymi swoje uzębienie – o poranku wigilijnym wmasowując czosnek w zęby i dziąsła. Ponadto zjedzony miał zapobiegać ugryzieniom jadowitych bestyji.
Gdyby tego było mało, czosnek oraz cebula musiały być obecne podczas kulminacji, czyli wieczerzy wigilijnej. Czasami dodawane do potraw, czasami rozstawiane na obrzeżach stołów i chowane pod sianko (lub obrus), miały nabierać wyjątkowej mocy. Po zakończeniu świąt bulwy były zbierane i przechowywane jako narzędzia apotropeiczne (chroniące ludzi przed magią i demonami) oraz lecznicze.
To, co również (raczej) nie przetrwało do naszych czasów, to zwyczaj rozpoczynania wieczerzy wysokoprocentowym aperitivo, któremu towarzyszyły „wysublimowane” przekąski pod postacią czosnku oraz cebuli. Nic dziwnego, że zwyczaj ten nie przetrwał, bo po takiej degustacji wszystkie dania smakowałyby podobnie, a wyziewy z jamy ustnej nie byłyby dobrymi towarzyszami goździkowo-cynamonowych świeczek.
DWANAŚCIE CZĄSTEK CEBULI
Podczas Święta Godowego bulwę cebuli dzielono na dwanaście fragmentów, które układano wzdłuż stołu zgodnie z kierunkami świata (na linii wschód–zachód). Każda część symbolizować miała kolejne miesiące nadchodzącego roku. Następnie każdą cząstkę solono i pozostawiano na pewien czas, obserwując przy tym, jak się zmienia. Jeśli porcja cebuli pozostawała wilgotna – zapowiadało to deszcz, jeśli tylko jej część wysychała – wróżono częściowe opady deszczu, a jeśli była zwiędła – spodziewano się suszy.
Czosnek i cebula miały szerokie zastosowanie nie tylko w grudniowe święto, ale i przez cały rok. Szczególnie ta pierwsza roślina doczekała się wielkiego uznania, ponieważ ząbki czosnku noszono jako amulet przed urokami, zmorami oraz zabłądzeniem podczas podróży.
Jednakże wszystko w nadmiarze szkodzi i tak oto czosnek oraz cebula, według dawnych ludowych podań, mogły doprowadzić do głupoty, szaleństwa, utraty pamięci lub wzroku. Jadane często mogły nawet mnożyć wszy. Sok z cebuli wykorzystywany był również do nasączania broni – ta miała zadawać śmiertelne rany.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI