29,99 zł
Daisy Wells i Hazel Wong słyną z rozwiązywania kryminalnych zagadek, ale na stronach tej książki poznacie wiele nowych, nieopowiedzianych historii, począwszy od makabrycznej sprawy wampira z Deepdean, po zagadkowy przypadek nieszczęsnej Violet, a przede wszystkim ich pierwszą sprawę – sprawę zaginionego krawata Lavinii. Tom pełen genialnych tajemnic, w tym dwie zupełnie nowe i nigdy wcześniej nieopowiedziane historie, z dodatkowymi podpowiedziami, wskazówkami, sztuczkami i faktami. To idealna lektura dla początkujących detektywów i fanów nagradzanej, bestsellerowej serii Zbrodnia niezbyt elegancka.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 178
Witajcie, kandydaci na detektywów! To znowu ja, Daisy Wells. Razem z Hazel doszłyśmy do wniosku, że powinniście się dowiedzieć, jak założyć własne towarzystwo detektywistyczne, dzięki czemu będziecie mogli skutecznie zwalczać złoczyńców. Zdradzimy wam mnóstwo sekretów, zauważcie jednak, że Hazel i ja nieco się różnimy w swoich poglądach. Oczywiście to ja mam rację, ponieważ jestem prezesem Towarzystwa, ale nie zaszkodzi, jeśli poznacie też metody Hazel.
Przejdźmy do rzeczy. Oto, jak należy postępować, jeżeli chce się założyć towarzystwo detektywistyczne. Znajdźcie czysty notatnik, zaopatrzcie się w rozgniecione muchy (jeśli macie dobry gust, tak jak ja) lub czekoladowe markizy (gdyby bardziej odpowiadały wam ulubione łakocie Hazel) i zaczynamy.
1. Wybierzcie członków
Radziłabym ograniczenie ich liczby do dwóch, o ile to możliwe. Dzięki temu nikt nie będzie wam się niepotrzebnie wtrącał i nie wypaple żadnych tajemnic.
Hazel z kolei chętnie przyjęłaby więcej osób, oczywiście tylko naprawdę godnych zaufania. Moja przyjaciółka woli pracować w grupie, bo wtedy można się wymieniać informacjami i prowadzić śledztwo zakrojone na większą skalę. Nie mam przekonania do tej metody, choć dodatkowa para oczu i uszu rzeczywiście czasem się przydaje. Nasze asystentki (czyli koleżanki z dormitorium: Kitty, Lavinia i Fasolka) do tej pory zupełnie dobrze się wywiązywały z powierzonych im zadań. W każdym razie bądźcie niezwykle ostrożni w doborze członków. Pamiętajcie: każdy potencjalny członek musi przyrzec, że nikomu nic nie powie o waszym towarzystwie, będzie sumiennie badał ślady i w ogóle zrobi wszystko, aby zatriumfowała sprawiedliwość!
2. Nazwijcie swoje towarzystwo detektywistyczne
Każde towarzystwo potrzebuje nazwy. Hazel i ja zdecydowałyśmy się na Towarzystwo Detektywistyczne Wells & Wong, Aleksander i George zaś na Młodych Pinkertonów. Te nazwy są już zajęte, więc będziecie musieli wymyślić coś innego (oby równie błyskotliwego!). Jeśli wasze nazwiska dobrze razem brzmią, to macie szczęście. Jeśli nie, rozważcie różne słowa związane z pracą detektywa i działalnością przestępczą. Na pewno wpadniecie na zadowalający pomysł!
3. Rozdzielcie zadania
Przede wszystkim będziecie potrzebować prezesa. Prezes rządzi, podejmuje większość decyzji i na koniec śledztwa demaskuje przestępcę. To najważniejsza funkcja, wyjątkowo odpowiedzialna, a także najbardziej prestiżowa.
Przydadzą się również wiceprezes i sekretarz. Może to być jedna osoba, jak u nas, lub (jeśli upieracie się mieć więcej członków) różne.
Do obowiązków wiceprezesa należy wspieranie prezesa we wszystkim, co robi i mówi. Wiceprezes jest niczym Watson dla Sherlocka, niczym Hastings dla Poirota! Od czasu do czasu może mieć odmienne zdanie lub samodzielnie wpaść na jakiś pomysł, ale prezes nie może pozwolić, by działo się tak zbyt często.
Sekretarz z kolei powinien schludnie i metodycznie prowadzić zapiski na temat śledztw. Upewnijcie się, że wybrana osoba pisze dostatecznie wyraźnie. Ja na przykład nie mam najmniejszych problemów z odczytaniem notatek Hazel, o ile nie stenografuje.
Pozostali członkowie towarzystwa powinni zaczynać jako asystenci i asystentki, później zaś stopniowo awansować, o ile będą się wywiązywać ze powierzanych im obowiązków. Każdemu asystentowi przydzielcie zadania pozwalające mu wykorzystać swoje atuty. O co chodzi? Na przykład Lavinia nie ma oporów, aby ubrudzić sobie ręce, co czasami jest konieczne. Kitty za to uwielbia plotkować i nic nie umknie jej uwadze, a Fasolka… no cóż, Fasolka jest taka mała, że nie rzuca się w oczy, wobec czego skutecznie prowadzi obserwację podejrzanych.
4. Sformułujcie tekst przysięgi
Kiedy już wybierzecie członków i rozdzielicie role, złóżcie przysięgę.
Przysięga towarzystwa detektywistycznego to taka jakby obietnica. Przyrzekacie, że będziecie usilnie szukać wskazówek i dowodów, a także przekazywać swoje spostrzeżenia członkom wyższej rangi. Przede wszystkim jednak przyrzekacie nie puścić pary z ust na temat swojego towarzystwa! Pamiętajcie: za wszelką cenę trzeba unikać angażowania w śledztwo osób dorosłych (chyba że okaże się to absolutnie niezbędne).
Jeśli nie chce wam się wymyślać przysięgi, możecie użyć naszej. Pozwalam, bo mam dobre serce, ale powinniście być mi wdzięczni.
Czy przyrzekasz być dobrym i bystrym członkiem Towarzystwa Detektywistycznego oraz za pomocą logicznej dedukcji i wrodzonego sprytu rozwiązywać sprawy zbrodni, nie polegając na dorosłych, a zwłaszcza na policji? Czy uroczyście przyrzekasz nigdy nie ukrywać istotnych wskazówek przed prezesem oraz wiceprezesem Towarzystwa Detektywistycznego oraz robić, co ci każą? Czy przyrzekasz nie mówić o tym nikomu, żywemu ani umarłemu, pod groźbą średniowiecznych tortur?
Wszyscy członkowie odpowiadają: „Przyrzekam”. I po sprawie.
5. Opracujcie sekretny uścisk dłoni
Każde towarzystwo potrzebuje takiego uścisku. Postarajcie się, żeby był trudny i wymyślny, i ćwiczcie go regularnie.
6. Określcie czas i miejsce spotkań
W następnej kolejności musicie wybrać czas i miejsce spotkań.
Z mojego doświadczenia wynika, że najlepiej jest organizować zebrania w pustych dormitoriach (zwykłe sypialnie też się nadadzą), zamkniętych na klucz łazienkach (koniecznie trzeba odkręcić wodę, żeby zagłuszyć rozmowę) lub szczególnie ciasnych pomieszczeniach, na przykład takich jak suszarnia. Prawdę mówiąc, sprawdzi się jednak każdy w miarę odludny i bezpieczny zakątek. Zadbajcie tylko, żeby wasz sekretarz miał dostatecznie dużo światła i miejsca do robienia notatek. Spotkania powinny się odbywać regularnie, zwłaszcza gdy prowadzicie śledztwo. Pamiętajcie, że od czasu do czasu możecie zwołać zebranie w trybie awaryjnym – na przykład kiedy natkniecie się na wyjątkowo ważny dowód w sprawie. Zdecydowanie najbardziej ekscytujące są narady w środku nocy. Jeśli nie dopisało wam szczęście i rodzice nie wysłali was do szkoły z internatem, zaproście przyjaciół do domu i koniecznie urządźcie sobie ucztę o północy!
7. Prowadźcie notatki
To należy do obowiązków sekretarza. Ja nie zawracam tym sobie głowy, jednak w czasie sprawy morderstwa przy ognisku zrozumiałam, jakie ważne jest systematyczne notowanie. Każdy detektyw, nieważne jak błyskotliwy, utonie w zalewie poszlak i śladów, jeśli nie będzie sobie wszystkiego zapisywał. Muszę przyznać, że pod tym względem Hazel mi imponuje.
Dla dobra śledztwa należy zapisywać przebieg zebrań, a także ustalenia wszystkich członków towarzystwa. Jeśli coś pominiecie, może wam umknąć jakiś ważny fakt i kawałki układanki nigdy nie złożą się w całość.
Hazel świetnie sobie radzi także z przygotowywaniem list podejrzanych. Jest porządna, metodyczna i stopniowo wykreśla osoby oczyszczone z zarzutów, co ogromnie ułatwia poszukiwanie sprawcy.
8. Zaopatrzcie się w niezbędne wyposażenie
Praca detektywa wymaga określonych narzędzi. Są to między innymi: zestaw do pobierania odcisków palców (jeśli nie macie profesjonalnego, zróbcie go sami – zaraz powiemy wam jak), niezawodny zegarek, sznurek i miarka pozwalające ustalić wymiary różnych obiektów. Przydadzą się też przedmioty ułatwiające zmianę wyglądu, jak peruki, kapelusze i stare ubrania.
Szkło powiększające również ma duże znaczenie i żaden detektyw nie może się bez niego obyć. Ja wręcz się nie rozstaję ze swoją maleńką lupą.
Hazel pragnie jeszcze dodać, że sekretarz powinien mieć pod ręką zapas ołówków i notatników, a solidny podwieczorek najlepiej pokrzepia nadwątlone siły. Żaden detektyw nie byłby w stanie prowadzić śledztwa o pustym żołądku, a jak wiecie, do głównych zasad Towarzystwa Detektywistycznego należy ta, by nigdy nie odmawiać poczęstunku.
9. Rywalizujcie z innym towarzystwem
Hazel twierdzi, że współpraca z zaprzyjaźnionymi detektywami pomaga rozwiązać sprawę, ja jednak nie mogę się z nią zgodzić. W najlepszym przypadku zachodzi wtedy ryzyko, że trzeba będzie się podzielić zasługami, a w najgorszym – że rywale zdradzą wasze tajemnice i zaprzepaszczą szanse na wykrycie złoczyńcy. Aleks i George istotnie kilka razy nam się przydali, lecz sądzę, że i bez nich rozwikłałybyśmy zagadkę w Cambridge. Radzę więc znaleźć drugie towarzystwo detektywistyczne i przy każdej okazji się z nim mierzyć. Przecież musicie wiedzieć, kto jest najlepszy!
10. Ciągła czujność!
Została nam ostatnia zasada – Hazel pragnie zaznaczyć, że dobrzy detektywi naprawdę na siebie uważają.Innymi słowy: martwy detektyw to zły detektyw. Dlatego pamiętajcie, żeby w czasie śledztwa nie narażać się zanadto. Przygotujcie sobie bezpieczne kryjówki, a poza tym dbajcie, by podejrzani was nie dostrzegli i by pozostali członkowie towarzystwa wiedzieli, gdzie jesteście i co robicie.
Powodzenia, detektywi! Obyście rozwiązali wszystkie swoje sprawy!
I
wtorek 18 września 1934 roku
Tego ranka Lavinia przyszła na śniadanie spóźniona aż o pięć minut i w dodatku okropnie naburmuszona. Ciężko klapnęła na krzesło, a jej ciemne włosy tworzyły taki sztywny wiecheć, że zaczęłam się zastanawiać, czy czasem nie zapomniała wyciągnąć z niego szczotki. Ze złośliwą satysfakcją chwyciła tosta, po którego właśnie sięgała Sophie Croke-Finchley z drugiego dormitorium, i hałaśliwie przyciągnęła ku sobie maselniczkę.
– Ty prostaczko! – krzyknęła Sophie. – To był mój tost!
– Też mi problem! – burknęła Lavinia. – Mnie ktoś zabrał krawat. Krawat!
Lavinia słynie z tego, że zmyśla – no i jest potwornie niezorganizowana – więc wszystkie popatrzyłyśmy na nią z niedowierzaniem.
– Bzdura! – prychnęła Kitty. – A poza tym co? Nie masz innych?
– Jeden w zeszłym tygodniu wpadł mi do kałamarza, a drugi się porwał – niechętnie odparła Lavinia.
– Jak to się porwał? – zdziwiła się Fasolka.
– Wygryzłam w nim dziurę – przyznała z oporem Lavinia. – Kiedy nie radziłam sobie z rachunkami.
– Ojej – westchnęła Fasolka. – Chcesz, to pożyczę ci swój.
– Mowy nie ma – zaprotestowała Kitty. – Lavinio, idę o zakład, że jest pod twoim łóżkiem albo w torbie z rzeczami na gimnastykę, albo w jakimś podobnym miejscu.
– Otóż wyobraź sobie, że nie, bo ostatnio widziałam go wczoraj wieczorem, kiedy wisiał w nogach łóżka. Ja go stamtąd nie zabrałam i sam też nie wyszedł, więc ktoś chyba musiał go ukraść, nie? Myślicie, że jestem głupia?
– Tak – skwapliwie potwierdziła Kitty.
– Nie – równocześnie zaprzeczyła Fasolka.
Clementine, która śpi w drugim dormitorium razem z Sophie, zaśmiała się drwiąco. Lavinia spiorunowała ją wzrokiem.
– Nie śmiałabyś się, gdyby chodziło o twój krawat! – fuknęła.
– Ale nie chodzi – zwróciła jej uwagę Clementine. – Poza tym sama go gdzieś zapodziałaś, jestem tego pewna. Och, ale matrona będzie zła!
– Wcale go nie zgubiłam! Nie! Dlaczego mi nie wierzycie?!
– Bo jesteś kłamczuchą, Lavinio Temple – powiedziała Clementine. – Kłamałaś o swojej rodzinie i kłamiesz teraz.
– NIE WAŻ SIĘ MÓWIĆ O MOJEJ RODZINIE! – ryknęła Lavinia i rzuciła się na Clementine, przy okazji potrącając Fasolkę.
Wszystkie skoczyłyśmy ku Lavinii – zdążyłyśmy się przyzwyczaić do jej napadów złości – a prefektka dyżurująca przy stole trzecich klas zerwała się na równe nogi i zawołała Matronę. Wciąż złorzecząca Lavinia została wyprowadzona z jadalni; strata krawata już nie była jej głównym problemem.
Daisy trąciła mnie łokciem i puściła do mnie oko. Dobrze wiedziałam, co to znaczy: Towarzystwo Detektywistyczne miało pierwszą sprawę do rozwiązania!
II
Lavinię przesłuchałyśmy już w przerwie obiadowej. Okazało się, że Fasolka jednak nie ma zapasowego krawata, więc Daisy zdecydowała się poświęcić własny, co moim zdaniem było bardzo sprytne – Lavinia, jak na nią, była wdzięczna.
– Dzięki – mruknęła. – Lecz i tak chcę odzyskać swój. Wiem, że to jedna z was go wzięła.
– Nie ja – zapewniła moja przyjaciółka. – I nie Hazel. Hazel, powiedz jej.
Pokręciłam głową, a później nią pokiwałam, zdezorientowana.
– To nieja – dodałam pospiesznie, żeby sprawa była jasna. – Naprawdę.
– Nam przecież możesz ufać – zagruchała Daisy. – A więc… co się wydarzyło? Opowiedz. Hazel, rób notatki.
– Położyłam się. Krawat jeszcze był. Obudziłam się. Krawata nie było – odburknęła Lavinia, której najwyraźniej nie podobała się rola świadka.
– A gdzie był, zanim zniknął? – zapytała Daisy, przewracając oczami. – Musimy to wiedzieć, jeśli mamy ci go zwrócić.
– Wisiał w nogach łóżka, rzecz jasna. Gdzież by indziej? Sama widziałaś, że go tam kładę, Daisy. Żarty sobie stroisz?
Daisy otworzyła usta, po czym je zamknęła. Chyba zamierzała się odgryźć i powiedzieć coś na temat Towarzystwa Detektywistycznego, ale zdołała się w porę powstrzymać. Towarzystwo Detektywistyczne to straszna tajemnica, nikt nie wie tego lepiej od niej. Daisy nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby wypaplała sekret Lavinii, która potrafi być bezwzględna i której w związku z tym nie wolno mówić nic ważnego.
– Ona tylko chciała się upewnić – wtrąciłam uspokajająco.
– Czyżby? To nie usprawiedliwia zadawania idiotycznych pytań. Wszystkie widziałyście, jak zdejmowałam krawat, kiedy wczoraj przebierałyśmy się w piżamy. Nie mam pojęcia, co później się z nim stało, ale jago nie ruszałam.
Więcej nie udało nam się z niej wycisnąć. Reszta koleżanek z dormitorium również nie okazała się pomocna.
– W ogóle go nie widziałam – westchnęła Fasolka, wchodząc do pokoju wspólnego razem z Kitty. – I nie wzięłam go, przysięgam. Biedna Lavinia!
– Nikt nie myśli, że go wzięłaś, Fasolko – zapewniła ją Kitty. – A Lavinia ma za swoje! Była okropna w tym trymestrze. Pamiętacie, jak popchnęła Clementine w czasie meczu lacrosse’a? Tylko dlatego, że tamta powiedziała, że Lavinia jest z rozbitej rodziny, a to przecież szczera prawda. Serio, ta historia z jej ojcem była w zeszłymroku… Lavinia powinna wziąć się w garść.
– Tak, oczywiście – mruknęła Daisy. – Hazel, chodź ze mną. Mamy coś do zrobienia.
III
– No dobrze, Watsonie – zaczęła Daisy, gwałtownie siadając na swoim łóżku. – Niniejszym rozpoczynam zebranie Towarzystwa Detektywistycznego w sprawie zaginionego krawata Lavinii. Obecne: Daisy Wells (czyli ja), prezes Towarzystwa Detektywistycznego, i Hazel Wong (czyli ty), sekretarz. Zapisałaś?
Skinęłam głową.
– W porządku. Teraz fakty. Co wiemy?
– W poniedziałek wieczorem Lavinia zdjęła krawat i powiesiła w nogach łóżka – przypomniałam. – A we wtorek rano już go tam nie było.
– Właśnie – przyświadczyła mi przyjaciółka. – Przyznaję, Lavinia często mija się z prawdą, w tym wypadku jednak jestem w stanie stwierdzić, że nie kłamie, przynajmniej jeśli chodzi o powieszenie krawata. Widziałam go, kiedy wróciłyśmy z umywalni. Łóżko Lavinii stoi tuż przy drzwiach. Wczoraj wieczorem Fasolka mnie potrąciła, a ja się potknęłam i stłukłam sobie goleń o ramę tego łóżka. Krawat tam był, pamiętam. Czyli ktoś musiał go stamtąd zabrać. Tylko kto… i kiedy?
– Czy sama Lavinia mogła to zrobić? – spytałam.
– Żeby potem zrzucić na kogoś winę? Ale przecież nikogo nie oskarża… Mówi tylko, że krawat zniknął. Poza tym brakuje jej sprytu, nie wpadłaby na podobny pomysł. Nie, Watsonie, musimy znaleźć inne rozwiązanie. Zastanówmy się… My tego nie zrobiłyśmy, to jasne. Fasolka tego nie zrobiła – w takim przypadku przyznałaby się natychmiast. Jest zbyt miła, by psocić. Za to Kitty… Ona mogłaby chcieć spłatać Lavinii figla i dać jej nauczkę. Jak myślisz?
– Hm… Ale Kitty przecież lubi Lavinię, mimo że działają sobie na nerwy.
– No i co z tego…? Och, dobrze, w takim razie skupmy się na innych podejrzanych.
– Może Matrona zabrała krawat do zszycia?
– W nocy? Od kiedy to tak pilnie ceruje? A poza tym to nieten krawat był porwany, tylko drugi.Lavinia sama to powiedziała. Skup się, Hazel. Co udało ci się zaobserwować? Czy wczoraj zaszło coś nadzwyczajnego?
Wróciłam myślą do minionego wieczoru. Przyszłyśmy z umywalni, Daisy tuż za progiem wpadła na łóżko Lavinii. Położyłyśmy się, a potem dyżurna prefektka wyłączyła światła i zamknęła drzwi. Od razu zasnęłam. Trudno sobie wyobrazić bardziej prozaiczną rutynę.
Nawet kiedy śnię, to o samych nudnych rzeczach. W moim śnie położyłyśmy się do łóżek, a prefektka zamknęła drzwi i na łóżko Lavinii przestało padać światło z korytarza. „Znowu – pomyślałam. – Co za nudy”.
Pamiętałam tę scenę w najdrobniejszych szczegółach, tak jak wszystkie najzwyklejsze w świecie sny. Zupełnie jakby…
Gwałtownie usiadłam na łóżku przyjaciółki.
Zupełnie jakby to się naprawdę zdarzyło!
– Daisy! – zawołałam. – Daisy, coś sobie przypomniałam! Drzwi zamknęły się dwa razy!
IV
– Czyli musimy szukać złodziejki poza naszym dormitorium – szepnęła do mnie Daisy w progu klasy. – To był ktoś, kto musiał otworzyć drzwi, żeby zabrać krawat. I najprawdopodobniej chodzi o kogoś z trzecich klas!Nikt z drugiego dormitorium nie lubi Lavinii. Ale która z nich to zrobiła? Poczekaj, na razie nie odpowiadaj. Panna Bell znowu jest na wojennej ścieżce. Omówimy sprawę po lekcjach.
Zacisnęłam wargi i skinęłam głową. Daisy miała rację. Na twarzy nauczycielki przedmiotów ścisłych, panny Bell, malowała się zimna furia i wiedziałam, że nawet najdrobniejsza przewina od razu zostanie ukarana szlabanem. Biedna panna Bell. Ma powody, by się gniewać – nowy nauczyciel muzyki i rysunku, pan Reid, z którym się zbliżyła na początku trymestru, właśnie rzucił ją dla panny Hopkins od gimnastyki. To było wstrząsające i wszystkie z zapartym tchem czekamy, co jeszcze się wydarzy. Ale dzisiaj, podczas gdy panna Bell pracowicie pisała na tablicy i brudziła sobie śnieżnobiały fartuch laboratoryjny, w ogóle jej nie słuchałam. Pozwoliłam myślom płynąć swobodnie – ku zagadce.
Kiedy zaś porządnie się zastanowiłam, zrozumiałam, że tak naprawdę w grę wchodzi tylko jedna osoba. Kto z drugiego dormitorium miał najwięcej powodów, by nie cierpieć Lavinii i chcieć jej spłatać złośliwego figla? Oczywiście Clementine. Wszystkie widziałyśmy, jak tydzień wcześniej Lavinia uderzyła ją na gimnastyce, a Clementine nie ma w zwyczaju puszczać takich rzeczy płazem. Musiałam natychmiast powiedzieć o tym Daisy! Kiedy znalazłyśmy się na korytarzu, od razu otworzyłam usta…
– Wiem, kto to był – szepnęła Daisy. – Clementine!
Czasami wspólne prowadzenie śledztwa jest bardzo trudne. Zawsze kiedy mam wrażenie, że wpadłam na genialny pomysł, okazuje się, że Daisy już przyszło to do głowy. Na szczęście to mnie upewnia w przekonaniu, że moja przyjaciółka zasługuje na stanowisko prezesa Towarzystwa Detektywistycznego.
– Ja też tak myślę! – syknęłam, nerwowo oglądając się na Clementine, która właśnie zarzuciła torbę na ramię i zaczęła związywać włosy. Szła koło nas, wesoło rozmawiając z Sophie Croke-Finchley. – Ale jak to udowodnimy? Drugie dormitorium stanie po jej stronie!
– Niekoniecznie – odparła Daisy. – Ty, Hazel, widzisz ludzi lepszymi, niż są w rzeczywistości. To twój problem. A przecież połowa tych dziewczyn strasznie jej zazdrości. Wygadałyby wszystko pod byle pretekstem, ale to nieważne. Wcale nie chcę, by ktoś ją wydał. Clementine się przyzna.
– Co?! Jakim cudem?! – zawołałam.
– Oczywiście zastawię pułapkę – powiedziała Daisy.
V
– Słyszałyście? – rzuciła Daisy do Kitty i Fasolki, kiedy po południu wracałyśmy do domu. – Clementine lunatykuje.
– Nie! – zawołała Kitty, która zawsze jest pierwsza do plotek. – Serio?
– O, tak – potwierdziła moja przyjaciółka. – To prawda. Mnóstwo osób ją widziało. Nie dalej jak wczoraj wieczorem słyszałam, jak Belinda Vance mówiła do Virginii Overton, że widziała, jak Clementine przez sen chodzi po korytarzu, z rękami wyciągniętymi przed siebie.
– Zbudziła ją? – spytała Fasolka bez tchu.
– Jasne, że nie! Przecież wiadomo, że nie wolno ich budzić, bo mogą przeżyć okropny wstrząs, a nawet umrzeć. Biedna Clementine… Lunatykowanie to paskudna przypadłość. Podobno lunatycy w czasie snu robią rzeczy, których potem w ogóle nie pamiętają. To strasznie niebezpieczne dla nich samych i… dla osób, które z nimi mieszkają.
Przerażona Fasolka zakryła dłonią usta, a rozemocjonowana Kitty pisnęła cienko i popędziła do Sophie Croke-Finchley, która szła przed nami z bliźniaczkami Rose i Jose Pritchett. Nie mogła się doczekać, kiedy im opowie o Clementine. Byłam pewna, że wiadomość rozejdzie się po szkole lotem błyskawicy.
I rzeczywiście przy kolacji w jadalni aż huczało od plotek.
– Co tu się dzieje? – warknęła Clementine, z brzdękiem stawiając talerz na stole trzecioklasistek. Wyglądała na wściekłą. – Jakaś krewetka właśnie mnie spytała, czy to prawda, że to ja zjadłam bułeczkę, która zniknęła w zeszłym tygodniu. Oczywiście zaprzeczyłam, a ona na to, że mogę nie zdawać sobie z tego sprawy, bo mogłam to zrobić, kiedy spałam! W życiu nie słyszałam większego absurdu! Coście znowu o mnie nawygadywały?
– Ale przecież ty lunatykujesz, prawda? – zdziwiła się Fasolka.
– Nic podobnego! – parsknęła gniewnie Clementine. – Jeszcze nigdy nie lunatykowałam!
Siedząca obok mnie Daisy aż drgnęła z przejęcia. Najwyraźniej zastawiona przez nią pułapka właśnie się zatrzasnęła.
– Ale jeżeli nie lunatykujesz – zaczęła moja przyjaciółka niewinnym tonem – to dlaczego Betsy North mówi, że wczoraj w nocy widziała cię na korytarzu z krawatem w ręku?
– Co takiego?! – krzyknęła Clementine. – Przecież ja nie…
– Och, czyli jednak nie wychodziłaś z dormitorium wczoraj w nocy?
– No cóż… nie… To znaczy tak, ale…
– Świsnęłaś mi krawat?! – Lavinia wstała i zacisnęła pięści. – To byłaś ty?
– N-nie – zająknęła się Clementine. – Nie, ja tylko… lunatykowałam!
– Dziwne – mruknęła Daisy. – Przecież podobno jeszcze nigdy nie lunatykowałaś!
Clementine otwierała i zamykała usta jak ryba wyciągnięta z wody na ląd. Cały stół nie odrywał od niej wzroku.
– Uderzyłaś mnie! – wrzasnęła wreszcie do Lavinii. – Należało ci się!
Lavinia wydała z siebie niski, prawie zwierzęcy ryk i rzuciła się na Clementine, wymachując pięściami, po czym scena przerodziła się w wyjątkowo przykrą awanturę.
Daisy trąciła mnie pod stołem.
– Watsonie – szepnęła, nachylając się do mojego ucha – sądzę, że Towarzystwo Detektywistyczne rozwiązało najtrudniejszą sprawę w swojej historii!
Cześć, to znowu ja, Daisy! Po każdym śledztwie Hazel prosi, żebym objaśniła wam potencjalnie trudne słowa i zwroty, na które możecie się natknąć w jej zapiskach. (Mnie samej zrozumienie tych słów nie sprawia żadnych kłopotów, to chyba jasne?). Od kiedy założyłyśmy Towarzystwo Detektywistyczne, napisałam już Przewodnik po Deepdean, Przewodnik po Fallingford, Przewodnik po Orient Expressie, a nawet Przewodnik po Cambridge! Wszystkie są po prostu świetne, mam więc nadzieję, że się z nimi zapoznaliście i doceniacie moją pracę.
Tym razem jednak Hazel potrzebowała czegoś trochę innego, naprawdę wyjątkowego. Na paru następnych stronach postaram się wytłumaczyć wam, jak możecie zostać detektywami prawie tak dobrymi jak ja!
Wyobraźcie sobie, że znajdujecie zwłoki, natykacie się na podejrzany list lub też odkrywacie kradzież. Tylko od was zależy, czy sprawa zostanie wyjaśniona. Ale od czego zacząć?
Po pierwsze: ustalenie faktów
Detektyw zawsze musi sobie zadać pięć pytań: „Kto?”, „Co?”, „Gdzie?”, „Kiedy?” i „Jak?”. Gdy pozna na nie odpowiedzi, zagadka jest rozwiązana!
Pozwólcie, że dam przykład. W zeszły wtorek podczas podwieczorku z mojego talerza zniknęła słodka bułeczka z kremem. Kiedy tylko to zauważyłam, mój mózg zaczął intensywnie pracować. Byłam ofiarą, lecz także detektywem. Co wiedziałam, a czego jeszcze musiałam się dowiedzieć?
Kto? (Kto to zrobił?)
Wielka niewiadoma. To właśnie chciałam ustalić! Sprawczynią kradzieży musiała być mieszkanka internatu, bo nie zauważyłam, by w czasie posiłku do jadalni wszedł ktoś obcy.
Co? (Co się stało?)
Tu sprawa była dużo łatwiejsza. Nieznany sprawca ukradł moją bułeczkę, prawdopodobnie dlatego, że miał na nią ochotę.
Gdzie? (Gdzie doszło do zbrodni?)
W naszej jadalni, przy stole czwartych klas. To zdecydowanie zawężało grono podejrzanych. Sprawcą mógł być wyłącznie ktoś, kto miał powód, by siedzieć tam w momencie kradzieży – a więc albo któraś czwartoklasistka, albo dyżurująca prefektka.
Kiedy? (Kiedy doszło do zbrodni i co jeszcze się działo w tym czasie?)
We wtorek po południu, tuż po wyczerpującej lekcji gimnastyki. I naprawdę ktoś spłatał mi paskudnego figla, bo byłam okropnie głodna. Pamiętam również, że tuż przed tym, jak zniknęła moja bułeczka, rozmowa przy stole nabrała rumieńców. Dziewczyny z drugiego dormitorium przegrały z nami mecz hokeja na trawie i Sophie Croke-Finchley głośno narzekała z tego powodu. Wszystkie się na nią obejrzałyśmy – a kiedy znowu się odwróciłam, bułeczki już nie było.
Jak? (W jaki sposób złodziej popełnił przestępstwo?)
Odpowiedź na pytanie „Kiedy?” pomogła mi z „Jak?”. Sophie odwróciła moją uwagę, a ze względu na silną rywalizację między naszymi dormitoriami podejrzewam, że zrobiła to specjalnie. Ale z kim mogła współpracować? Bliźniaczki Rose i Jose Pritchett zwykle działają razem, zatem ich udział był mało prawdopodobny. Ale w tym dormitorium mieszka ktoś jeszcze… ktoś, kto jest blisko z Sophie i mnie nie lubi, i mógł chcieć się odegrać (rzecz jasna nie zdając sobie sprawy, że nikt nie zdoła zaszachować Daisy Wells!).
Jak więc widzicie, sprawcą mogła być tylko jedna osoba: Clementine Delacroix, koleżanka Sophie i zaprzysięgła nieprzyjaciółka naszego dormitorium. Zmusiłam ją, żeby wstała i opróżniła kieszenie – a wtedy moim oczom ukazała się słodka bułeczka, zawinięta w chustkę do nosa. Clementine natychmiast mi ją oddała, ja zaś zemściłam się jeszcze tego samego wieczoru: zakradłam się do drugiego dormitorium, kiedy dziewczyny myły zęby, i sprytnie podwinęłam prześcieradło Clementine, tak żeby nie mogła wyprostować nóg. To świetny kawał, prosty, a przy tym niezmiernie irytujący – radzę wam, żebyście go przećwiczyli. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyda się podobna umiejętność.
Lista podejrzanych