Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Stres nie musi być twoim wrogiem. Spraw, by był twoim sprzymierzeńcem.
Tempo życia dramatycznie wzrosło, a a my desperacko próbujemy nadążyć, co przypłacamy ogromnym stresem. Nie da się przed nim uciec, ale możemy nauczyć się wykorzystywać go na naszą korzyść.
Korzystając z badań, osobistych doświadczeń i swojej niesamowitej umiejętności przedstawiania nauki w sposób przystępny i przystępny, dr Robyne Hanley-Dafoe przygląda się poszczególnym elementom układanki dobrego samopoczucia i temu, jak je wpasować w szaleńczy rytm naszego codziennego życia.
Życie jest jednocześnie radosne, skomplikowane, chaotyczne i czasami po prostu trudne. Ale jesteś w stanie sobie z tym wszystkim poradzić. Ta książka pozwoli Ci opanować stres i wieść zdrowsze, pełne sensu i celu życie.
Postaw swoje dobre samopoczucie na pierwszym miejscu!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 300
Byłam zupełnie nieprzygotowana na ponad połowę zdarzeń w moim życiu. Mogę mieć tylko nadzieję, że gdybym wiedziała o tym, co mnie jeszcze czeka, miałabym odwagę, aby zrobić pierwszy krok. Uczy się nas, że życie jest pełne nieskończonych możliwości i obietnic. Momentów, które po prostu zapierają nam dech. Doświadczeń, które pozwolą określić nasz prawdziwy cel istnienia. Przemyśleń, które nieodwracalnie zmienią postrzeganie przez nas świata. Miłości, która nas odmieni. Jeżeli będziemy na to pracować i przestrzegać tych złotych zasad, czeka nas nagroda w postaci dobrego życia. Niestety, w obietnicach tych zabrakło informacji o tym, że w naszej pogoni za szczęśliwym bytem doświadczymy chwil, które powalą nas na kolana. Jak w ogóle można zacząć dążyć do dobrego życia, gdy świat dookoła nas nieustannie się zmienia? I co to w ogóle obecnie znaczy: dobre życie? Starożytni filozofowie mieli na ten temat swoje teorie. Upraszczając: Platon twierdził, że szczęście to znalezienie swojej roli czy celu życia na ziemi. Sokrates z kolei wierzył, że oznacza to rozmyślanie nad życiem wewnętrznym z otwartym umysłem. Święta księga Bhagawadgita odnosi się do dharmy. Buddyzm naucza o Ośmiorakiej Ścieżce. Biblia natomiast obiecuje dobre życie w niebie, przy czym, jeżeli chcemy się tam dostać, musimy postępować sprawiedliwie, wybaczać innym i zachować pokorę. Gdy jednak próbujemy zorientować się w tych wszystkich filozoficznych i duchowych elementach podczas poszukiwań dobrego życia, gdzie zostaje miejsce na prowadzenie schludnego domu, pamiętanie o kwiatach dla nauczycieli na zakończenie roku szkolnego, pracę pod zwierzchnictwem beznadziejnego szefa, który ma wygórowane oczekiwania, czy rozmiar naszych dżinsów? Wyobraźcie sobie to pełne kontinuum „dobrego życia”, obejmujące wszystkie aspekty waszego zdrowia i szczęśliwości, gdzie na jednym końcu pozostajecie w jedni z Bogiem, a na drugim jesteście wiecznie młodzi. Tak naprawdę jednak życie jest cholernie ciężkie, a zarazem wypełnione radością, skomplikowane, sprzeczne i nieuporządkowane. Pomyślcie sobie: ten sam mózg i to samo ciało mają być „wszystkim” dla każdego, zawsze, a my musimy być jednocześnie egocentryczni i altruistyczni. W ciągu tych samych dwudziestu czterech godzin musimy znaleźć wyższy cel bytowania, medytować i okazywać altruizm, jednocześnie wypełniając różne formularze i próbując dopasować skarpetki. A rzeczywistość dla wielu osób jest jeszcze dużo gorsza. Niektórzy ludzie próbują to wszystko pogodzić, walcząc jednocześnie z dyskryminacją, przemocą czy głodem. Do tego oczekuje się od nas, że musimy to robić z dużą łatwością! Moi drodzy, tak oto doszliśmy do pierwszego aspektu odpuszczenia, o których piszę w mojej książce. Otóż nie musicie wcale udawać, że wasze życie jest łatwe.
Weźcie głęboki oddech.
Jeżeli czujecie się uwięzieni w sieci żądań, wymogów, pragnień, marzeń, obowiązków, ocen, oczekiwań i obietnic, pamiętajcie, że inni też tak się czują. Jeżeli przez cały czas słyszycie „musisz” czy „masz obowiązek”, nie jesteście w tym sami.
Tempo życia wzrosło tak drastycznie, że nasze organizmy nie dają rady nadążyć. Największy problem tkwi w tym, że ewolucja człowieka to proces dużo wolniejszy niż rozwój technologiczny. Nasze ja nie daje sobie rady z czekającymi nas zadaniami, a poprzeczka cały czas się podnosi. Wiele osób przez cały czas próbuje zorientować się w sytuacji i nadążać. Przez cały czas bezskutecznie próbujemy osiągnąć to nieuchwytne „dość”. I ten niekończący się proces dążenia do czegoś i żonglowania, stojąc na chwiejnej poprzeczce, sprawia, że wielu z nas stwierdza, iż problem leży w nas samych. Potwierdza to świetnie działająca branża samopomocy. Po prostu nie radzimy sobie z naszym własnym życiem. Jak do tego dopuściliśmy?
Zatrzymajmy się na chwilę i pomyślmy: problem nie leży w nas samych. Kiedy spojrzymy na wszystkie priorytety, których wyznaczenia sobie oczekuje od nas społeczeństwo, okazuje się, że wybraliśmy się na walkę na noże z batonikiem owocowym w ręku. Jesteśmy nieprzygotowani i nie zrozumieliśmy, czego od nas oczekiwano.
Na szczęście potrafimy zdać sobie sprawę z naszej sytuacji. Dzięki temu możemy dokonywać wyborów. Niektórzy wybiorą inną broń – na przykład tym razem świetna okaże się dieta keto – a inni po prostu odwrócą się i odejdą, zaś ja im będę towarzyszyć. Spróbujmy razem wyznaczyć nowy kurs. Wszystkie społeczności – ludzie zmieniający swój, a następnie cały świat – zaczynały się od jednej osoby, która marzyła o zmianie.
Coraz częściej borykamy się z niespotykanym dotąd poziomem stresu, niepokojem i niepewnością, co ma również wpływ na całe nasze środowisko. Bardzo często ofiarą takiej sytuacji pada nasze dobre samopoczucie, relacja ze sobą i nasze marzenia. Ponieważ prowadzimy bardzo intensywne i skomplikowane życie, nie jesteśmy w stanie takiego tempa utrzymać. Bywały momenty, gdy byłam tak zabiegana, że wszelkie nieprzewidziane zdarzenia, jak choroba dziecka, nieposłuszny pies, zostawienie w domu stroju na siłownię czy pusty bak w samochodzie, potrafiły zrujnować cały mój dzień. Miałam zaplanowaną każdą minutę i musiałam ściśle trzymać się harmonogramu. Kiedy przez cały czas pędzimy na pełnych obrotach, nie ma miejsca na żadne błędy, niespodzianki czy poprawki, a co dopiero mówić o nauce, refleksjach, relaksie czy spokoju. Każdego dnia nasze zdrowie fizyczne, emocjonalne i psychiczne wystawiane jest na ciężką próbę. I choć mamy obecnie niespotykany wcześniej i bardzo szeroki dostęp do informacji i zasobów, które mogą pomóc nam w rozwiązywaniu problemów, wiele osób czuje się zagubionych i samotnych jak nigdy dotąd.
Inni z kolei znaleźli sobie odmienną drogę życiową. I ja też chcę ją poznać! To droga, na której moja wartość jako matki nie będzie uzależniona od stopni moich dzieci czy porządku w mieszkaniu, a moja wartość jako człowieka nie będzie zależeć od rodzaju pracy, zainteresowań, sprawności fizycznej czy posłuszeństwa mojego psa.
Prawdopodobnie wy też zauważyliście, jak przeciążone jest wasze życie. I choć dajecie sobie z tym radę, płacicie za to słoną cenę. Wielu moich współpracowników ogarnia niechęć. Mają do tego prawo. Dobre samopoczucie i dobre życie to cele wręcz nieuchwytne. Utrzymanie dobrego samopoczucia jest tak samo łatwe jak odśnieżanie podczas zamieci śnieżnej czy sprzątanie kuchni, w której grasują dzieciaki. Na każdym kroku natykamy się na sygnały, które przekonują nas, że jesteśmy nieudacznikami. Zawsze trzeba jeszcze coś zrobić. A inni ludzie nas obserwują, osądzają i komentują nasz każdy ruch. Media społecznościowe zbudowane są na teorii porównywania się z innymi pod pozorem nawiązywania z nimi kontaktów. Pojęcie „my przeciwko innym” staje się coraz bardziej powszechne. Powstaje przepaść pomiędzy tym, kim jesteśmy i jak chcemy się czuć, a rzeczywistością. Przepaść ta się pogłębia. Cierpi na tym nasze ego. Nasze umysły są zatłoczone. W naszych sercach budzi się tęsknota. Nasze organizmy są wyczerpane. Tego nie można już nazwać zmęczeniem. Bolą nas nawet kości. I naprawdę potrzebujemy czasu, aby się ogarnąć i uporządkować sobie życie. „Potrzebuję tylko tygodnia, aby ogarnąć moje życie”. Powiedziałam coś podobnego 5 marca 2020 roku – wystarczy mi jeden dzień w domu. Może powinnam była bardziej uważać na to, czego pragnę…
W 2021 roku wraz z moim zespołem przeprowadziliśmy nieformalną ankietę, prosząc różne osoby na całym terytorium Kanady, aby jednym słowem określiły, jak się czują tego dnia. W tym czasie świat wszedł w drugi rok globalnej pandemii. Zdecydowana większość odpowiedziała „DOSYĆ”. Ludzie mieli dość. Od marca 2020 roku jako społeczeństwo przeżyliśmy różnego rodzaju traumy, od mikro aż po makro. Warunki pandemii COVID-19 sprawiły, że nasz świat zmienił się nieodwracalnie. Co więcej, wielu ludzi znajdowało się w bardzo trudnej sytuacji emocjonalnej, fizycznej, finansowej i psychicznej, zanim jeszcze pojawił się ten śmiertelny wirus.
Przechodzimy obecnie największy globalny kryzys zdrowotny we współczesnej historii, borykając się jednocześnie z konfliktami na tle rasowym. W międzyczasie zaczęły wychodzić na jaw zbrodnie popełnione przeciwko rdzennym mieszkańcom Kanady i liczne przypadki niesprawiedliwości społecznej. Na własne oczy możemy zobaczyć, jak rozdarte zaczynają być społeczeństwa na całym świecie: nauczyciele, pracownicy służby zdrowia, a nawet rodziny. Coraz bardziej poszerza się przepaść pomiędzy poglądami, przekonaniami, wartościami i działaniami. Jesteśmy zmęczeni, niestabilni i zniechęceni. Do tego mamy do czynienia z coraz gorszymi klęskami ekologicznymi spowodowanymi zmianami klimatu. Znaleźliśmy się w bardzo ciężkiej sytuacji, z której praktycznie nie ma wyjścia, ale nadal walczymy o przetrwanie, bo tego się od nas oczekuje. „Nie wiem, ile jeszcze dam radę znieść – powiedziała mi jedna z czytelniczek w rozmowie telefonicznej. – Przeszłam przez to wszystko i teraz nie potrafię niczego czuć. Jestem zupełnie odrętwiała”. To całkowicie normalna reakcja w takich nienormalnych czasach. Doktor Charles Figley nazywa to zmęczeniem współczuciem. Często opisuje się je jako cenę, którą płacimy za okazywanie współczucia1. Jest to uczucie odrętwienia i braku nadziei spowodowane bezpośrednim i pośrednim kontaktem z bólem, cierpieniem i niepewnością. Po takich dramatycznych zdarzeniach ciężko zachować nadzieję. I kiedy mówi się nam, że rezyliencja i samoopieka pozwolą nam wybrnąć z tej sytuacji, pogłębia to jeszcze nasze zbiorowe zmęczenie.
Mówić komuś, żeby był odporny i „wyleczył się” sam – to tak jakby nałożyć opatrunek na ranę od kuli. Pozwoli to na moment zatamować krwawienie, niemniej jednak potrzebna jest interwencja chirurga. Jako specjalistkę w dziedzinie rezyliencji i szczęśliwości bardzo niepokoi mnie wykorzystywanie tych terminów w zupełnie niewłaściwy sposób. W świecie korupcji i nierówności społecznych mówienie ludziom, że powinni się bardziej „uodpornić” czy „zadbać o siebie”, jest po prostu okrucieństwem. Bo tak naprawdę to rządy, organizacje, systemy i firmy powinny być odpowiedzialne za spełnienie potrzeb swoich pracowników. Potrzeby te rosną, a nasze zasoby samoopieki nie są zupełnie proporcjonalne. Niezbędni są do tego specjaliści. My do tego procesu wnosimy samoopiekę, natomiast organizacje czy społeczności powinny zapewnić opiekę specjalistyczną, która pomoże wyeliminować czynniki stresogenne.
Może znane jest wam stare powiedzenie, że spokojne morze nie uczyni z ciebie dobrego żeglarza. To święta prawda, moi drodzy! Niemniej jednak walka ze sztormem, który miota nami na wszystkie strony, też nie uczyni z nas dobrych żeglarzy. Do tego potrzeba wielu różnych, wspólnie występujących czynników. Przy życiu utrzymamy się dzięki temu, że będziemy umieli walczyć z żywiołem, wykorzystując nasz instynkt, umiejętności, techniki i strategie. Nie wystarczą nam przeżyte doświadczenia czy zdobyta wiedza. Aby skutecznie zmagać się ze sztormem, musimy być otwarci i zwinni, musimy poprawnie oceniać sytuację, korygować nasze działania, podejmować decyzje i walczyć o przetrwanie wśród wzburzonych fal. Aby skutecznie zmagać się ze sztormem, musimy przede wszystkim wiedzieć, że trzeba płynąć dziobem na fale, bo gdy uderzą naszą łódź z burty lub rufy, najprawdopodobniej nas zatopią.
Tak samo jest ze stresem. Sam fakt bycia w trudnej sytuacji czy życia w ciężkich czasach nie sprawi, że będziemy lepiej sobie z nim radzić. Liczy się to, co zrobimy przed takim zdarzeniem, w jego trakcie lub później, bo to właśnie czyni nas silniejszymi i bardziej odpornymi. I o tym właśnie piszę w tej książce.
Zgodnie z przedstawioną tu metodą mądrej walki ze stresem powinniśmy przyjąć do wiadomości, że stres jest naturalnym i nieodzownym elementem naszego życia i musimy umieć sobie z tym poradzić. W kolejnych rozdziałach podzielę się z wami różnymi teoriami na temat stresu, analizując to zagadnienie z różnych punktów widzenia. Opiszę i przedstawię poparte naukowo praktyki stosowane w ramach ośmiu wymiarów dobrego samopoczucia, które mogą pozytywnie i trwale wpłynąć na wasze codzienne życie w sposób praktyczny. Poproszę was, byście postawili sobie wyzwanie i wykorzystali zdobytą wiedzę, a czasami nawet odrzucili zakorzenione od dawna przekonania na temat szczęśliwości. Zachęcę was również, byście przemyśleli wszystkie wymówki, które kiedykolwiek stosowaliście, aby unikać drogi do dobrego samopoczucia. Zadaniem niniejszej książki nie jest naprawienie was ani waszego życia, gdyż ani wy, ani wasze życie nie wymagają naprawy. Z całego serca wierzę, że każdy z nas daje z siebie wszystko, wykorzystując zdarzenia ze swojego życia, wiedzę i zasoby. Zadaniem tej książki jest natomiast pokazanie wam, że nie jesteście sami. Przyrzekam, że podzielę się z wami wszystkim, co pomoże wam nawigować po trudnych nurtach waszego życia. Zasługujecie na dobre samopoczucie. Dlatego, że nadal żyjecie, a to oznacza, że czeka was jeszcze wiele dobrych chwil. Wspólnie staniemy się dobrymi żeglarzami pływającymi po morzach naszego życia.
Jestem behawiorystką i niezmiernie cenię sobie narzędzia i strategie, które pomagają innym się przystosować, radzić sobie, uczyć się i rozwijać. Potrafię również interpretować uczucia innych i wiem, że nie znoszą, kiedy im się mówi, że muszą coś zrobić albo zrobić coś w inny sposób. Najlepiej przedstawia to popularny mem. Ktoś pyta kompletnie wyczerpanego człowieka: „Co robisz?”. A on odpowiada zdesperowanym tonem: „Robię, co mogę, to właśnie robię. Robię, co mogę”.
I wy też robicie, co możecie. Z całą pewnością.
Wierzę również, że wielu z nas jest tak zasypanych dezinformacjami, że nawet już nie wiemy, co robimy i dlaczego. Często obserwuję, jak ludzie wreszcie zwalniają tempo, a po chwili uderza w nich huragan emocji. Pozostajemy zajęci, bo nie chcemy doświadczać tych wszystkich uczuć, od których najczęściej uciekamy. Tymczasem niestety fabryka uczuć nigdy nie przestaje pracować. Dopada nas w końcu, pomimo naszych największych wysiłków. Nie możemy od tego uciec.
W mojej książce postaram się pomóc wam znaleźć drogę powrotną do dobrego samopoczucia, nawet gdy właśnie jesteście w oku cyklonu. Chcę, abyście znaleźli spokój, przestrzeń i tempo życia, które pozwoli wam świadomie reagować na otaczający was świat. Chcę, abyście poczuli się bezpiecznie, wiedząc, że możecie sobie poradzić ze stresem. Chcę zobaczyć wasze umiejętności, zdolności i kompetencje. Chcę, byście poznali i docenili swoją wartość. Chcę, by myśl o zagadkach waszego wspaniałego życia wywołała uśmiechy na waszych twarzach. Chcę, byście zrozumieli, że możecie robić rzeczy trudne i wspaniałe. Każdy z rozdziałów zawiera historie, teorie, praktyczne porady oraz przemyślenia, które pozwolą wam na wytyczenie nowych kierunków. Będziecie mogli podważyć i obalić zakorzenione przesądy dotyczące poszczególnych wymiarów szczęśliwości i dzięki temu wyzwolić się z jarzma dezinformacji.
Obiecuję, że opowiadane przeze mnie historie będą łączyć w sobie wiedzę, praktyczne rozwiązania i mądrość. Podzielę się z wami przemyśleniami naszego zespołu popartymi badaniami i tym, czego nauczyliśmy się od innych badaczy i naukowców. To jest właśnie wiedza. Przedstawię wam również pomysły na to, w jaki sposób zbudować długotrwałe nawyki i systemy zapewniające szczęśliwość. To są właśnie praktyczne rozwiązania. Podzielę się również tym, czego nauczyłam się od innych ludzi z całego świata, którzy odkryli sposób na dobre samopoczucie nawet w świecie pełnym zamętu. To jest właśnie mądrość.
W trakcie rozważania alternatywnych sposobów prawidłowej pracy ze stresem postarajcie się traktować siebie samych łagodnie i ze współczuciem. Być może będziecie musieli „oduczyć się” pewnych rzeczy, aby móc osiągnąć dobre życie w sposób bardziej zrównoważony i zorientowany na czynnik ludzki. Bądźcie cierpliwi. Bądźcie odważni. Bądźcie obecni.
Potraktujcie to jako moje zaproszenie na wspólny spacer. Bądźcie sobą. Jesteście tutaj mile widziani. Sami wybierzecie swoje tempo. Sami wybierzecie kolejne kroki. Wspólnie odkryjemy sztukę i metody mądrego radzenia sobie ze stresem.
PS Narzędzia przedstawione w tej książce zostały zaprojektowane specjalnie dla tych, którzy są zmęczeni stosowaniem narzędzi.
PPS Bardzo się cieszę, że tutaj jesteście.
W TEJ SYTUACJI ZNALEŹLIŚMY SIĘ PRZEZ „WSZYSTKO W PORZĄDKU”
– Jak się masz?– Zmęczony, przytłoczony, przerażony, wściekły, sfrustrowany, pełen nadziei, podekscytowany, zdenerwowany, głodny, znudzony, zainspirowany… Wszystko w porządku.
TO KONIEC ŚWIATA, JAKI ZNAMY
„Jak się masz?”
To chyba jedno z najbardziej popularnych pytań w codziennej komunikacji. A w odpowiedzi równie często pada: „dobrze”, „OK”, „nieźle” oraz, szczególnie ostatnio, „jestem zajęty” lub „zmęczony”. Najbardziej zaś popularną i złożoną odpowiedzią jest z pewnością „w porządku”.
Pamiętam, jak kiedyś nauczyciel spytał mnie: „Jak się masz?”. Ledwo trzymałam się na nogach. Właśnie zmieniłam szkołę. Właśnie udało mi się wyzwolić z toksycznego związku. Byłam ofiarą dręczenia przez rówieśników. Mój stan psychiczny wymykał się spod kontroli. Coraz częściej podejmowałam ryzykowne decyzje. Cierpiałam i był to jeden z najtrudniejszych okresów w moim życiu. Więc kiedy nauczyciel spytał: „Jak się masz?”, odpowiedziałam: „Boję się, że zaraz oszaleję. Chyba nie przetrwam kolejnego dnia. Ta szkoła to istne piekło. Nie chcę tutaj być. Nienawidzę tak się czuć. Nie wiem, co mam zrobić”. Po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Byłam w tym momencie zupełnie bezbronna i szczera aż do bólu, wyjawiłam temu nauczycielowi swoje najgłębsze tajemnice, a on stanął jak wryty, pokręcił głową i powiedział: „Boże, Robyne, dlaczego tak dramatyzujesz? Wystarczyło powiedzieć: w porządku”.
W mojej pierwszej książce Calm within the storm. A pathway to everyday resiliency otwarcie podzieliłam się z czytelnikami moimi problemami ze zdrowiem psychicznym, trudnościami w uczeniu się, nałogami, stratą, żalem i bólem. Napisałam również o procesie gojenia, odnowy i podejmowania właściwych decyzji. Już od ponad dwudziestu lat zajmuję się zawodowo badaniami i nauczaniem w obszarze rezyliencji i szczęśliwości. W swojej pracy łączę przemyślenia osobiste i zawodowe, a także badania i zastosowanie ich w praktyce. Chciałabym pomóc wszystkim, którzy przechodzą trudny etap. Moją pracę mogę podsumować w następujący sposób:
Ludzie potrafią robić rzeczy trudne.
Ludzie potrafią robić rzeczy wielkie.
Kiedy wierzymy.
W rzeczywistości często nam się nie wierzy. Może inaczej – straciliśmy nadzieję, że sprawy mogą mieć się inaczej. Wielu z nas cierpi w milczeniu. Inni szukają pomocy, ale albo się ich potępia, albo mydli im się oczy. Gdzieś na naszej ścieżce podchwyciliśmy przekonanie, że powinniśmy pokazywać innym, iż nasze życie jest bardzo łatwe. Albo że istnieje tylko jedna prawidłowa droga. Pomyślcie teraz, jak często mówicie sobie „muszę to zrobić”. Muszę w niedzielę ugotować jedzenie na cały tydzień. Nie powinienem był odezwać się w ten sposób do kolegi. Powinnam lepiej to robić. Powinienem był odmówić. Nie powinnam się z nim spotykać. Powinienem był wiedzieć lepiej. Te „powinności” są nieustępliwe i tak naturalne jak oddychanie.
Nasze życie i otaczający nas świat nie są wcale łatwe. I robimy niedźwiedzią przysługę innym za każdym razem, gdy twierdzimy, że tak nie jest. Nie możemy sami udźwignąć ciężaru naszego osobistego świata. Być może nie tak miało być. Toniemy w światach, które stworzyliśmy. Jesteśmy zagubieni we własnym życiu. I większości z nas starcza energii tylko na to, by na pytanie: „Czy dobrze się czujesz?”, odpowiedzieć: „W porządku”. „W porządku” to nowa forma przekleństwa.
Kiedy mówimy „wszystko w porządku”, gdy wcale tak nie jest, podążamy drogą, której wcale a wcale nie wybraliśmy.
W dzieciństwie borykałam się z wieloma wyzwaniami. I choć wychowywałam się w dobrej, kochającej i głęboko wierzącej rodzinie, zgubiłam się gdzieś po drodze. Młodość spędziłam, borykając się z problemami psychicznymi i emocjonalnymi, choć jednocześnie cieszyłam się wspaniałym dzieciństwem, przepełnionym radością. Zawsze uważałam, że jestem inna niż moja rodzina czy rówieśnicy. Było we mnie coś, co sprawiało, że odbierałam i widziałam świat inaczej. Moje problemy w końcu wzięły nade mną górę i zaczęłam przejawiać nieprawidłowe zachowania, próbując dać sobie jakoś radę ze sobą. Kiedy patrzę wstecz, widzę dokładnie, jak mała Robyne walczyła o życie w zupełnie niewłaściwy sposób. Za to bardzo się starając.
Moja burzliwa młodość była pełna zaburzeń w zachowaniu. Tak bardzo chciałam się pozbyć z głowy natłoku myśli, które mi mówiły, że jestem beznadziejna, że nikt mnie nie kocha i że tak naprawdę to ja stanowię problem – czarny charakter w każdej opowieści. Zaczęłam postępować coraz gorzej. Początkowo było to tylko działanie pod wpływem impulsu, potem bunt przeciwko wszelkim zasadom i normom społecznym, w końcu wpadłam w nałogi, samookaleczałam się, a nawet zaczęły mnie nawiedzać myśli o samobójstwie. Trudno to wyjaśnić komuś, kto nigdy nie doświadczył wewnętrznych problemów, wewnętrznej walki, stanu, w którym kurczowo chwytasz się wszystkiego, co choć na chwilę przyniesie ci ulgę i spokój.
A to tylko jedna strona medalu. Dopiero ostatnio odkryłam, co naprawdę się wydarzyło w ciągu dwudziestu pięciu lat, od kiedy byłam nastolatką: choć moje mechanizmy obronne były nieprawidłowe i destrukcyjne, były też społecznie akceptowane, celebrowane, a nawet chwalone. Moim życiem targały burze. Z takim samym gorączkowym zapałem rzuciłam nałogi i zostałam terapeutką. Osoba, która nie ukończyła szkoły średniej, stała się teraz wykładowczynią uniwersytecką. Z osoby przy kości stałam się zawodniczką maratonów. Wyszłam też kilkakrotnie za mąż. Z osoby niewykorzystującej swojego potencjału przekształciłam się w osobę, która przewyższyła oczekiwania innych. Tak bardzo zajęłam się swoim „odrodzeniem”, że w ogóle przestałam patrzeć za siebie. I nigdy nie zwolniłam tempa na tyle, by zauważyć, że po prostu zastąpiłam stare nałogi nowymi.
Miałam bardzo dobre prace i uzyskałam wiele tytułów naukowych. Osiągnęłam wysoki status społeczny. Przeżywałam przygody i doświadczenia, o których ludzie mogą tylko marzyć. Byłam na bardzo uprzywilejowanej pozycji. Nie zrozumcie mnie źle: oczywiście doceniam życie, które sobie stworzyłam. Każdą chwilę. Zarazem jednak dobrze wiem, że obecny etap mojego życia, który przyniósł ze sobą wiele zwycięstw i kilka porażek, był wynikiem obaw, lęków i traumy z dzieciństwa. W głębi serca nadal cierpiałam. Czułam się złamana, zagubiona, niegodna i przerażona. Naprawiłam swoje społeczne ja, tę część siebie samej, którą świat mógł obserwować i osądzać. Ale im więcej osiągałam, tym bardziej cierpiałam w głębi duszy. Niektóre obszary mojego życia nadal były przepełnione nieustannymi konfliktami i stresem. Znowu czułam się tak, jakbym była swoim najgorszym wrogiem.
Na zewnątrz wszystko wyglądało cacy. Niemniej jednak opanował mnie nowy strach: że teraz mam życie, które mogłam stracić, postępując niewłaściwie. A co ważniejsze, troje dzieci, które są ode mnie całkowicie zależne.
Ciężko pracowałam podczas terapii i na liście osiągnięć życiowych odhaczyłam wszystkie okienka. Nauczyłam się wielu rzeczy i zrobiłam karierę, ale przede mną było jeszcze dużo pracy. Zupełnie innego rodzaju. Nadszedł czas, by zacząć dbać o spokój wewnętrzny. Musiałam uporządkować swoje wnętrze. Oprócz zdrowia psychicznego i akceptacji społecznej musiałam teraz znaleźć sposób na szczęśliwość. Chciałam, aby całe moje jestestwo poczuło się dobrze. Chciałam osiągnąć stan wewnętrznej jedności i spójności. Dążyłam do osiągnięcia tego zagadkowego stanu szczęśliwości, który oznacza, że kiedy ktoś nam powie „wszystko będzie dobrze”, będziemy w to święcie wierzyć. „W porządku” już nie było zwrotem wystarczającym.
A wy, moi drodzy przyjaciele, kiedy po raz pierwszy użyliście zwrotu „w porządku”?
Zastanówcie się przez chwilę, jak według was powinno było wyglądać wasze życie. Jaki mieliście plan, który stworzyliście w młodości? Jakie obowiązywały normy? Cofnijcie się pamięcią tak daleko, jak możecie. Uczy się nas, byśmy podążali „prawidłową drogą”. Tworzy się normy społeczne i przedstawia jako te „wybrane”. A wam co mówiono i obiecywano?
Ja w dzieciństwie byłam święcie przekonana, że istnieje tylko jedna prawidłowa droga i że obowiązuje jeden i ten sam porządek. Niczym lista kontrolna. Trzeba być dobrym. Trzeba postępować dobrze. Trzeba chodzić do szkoły. Trzeba się dopasować do innych. Trzeba skończyć szkołę średnią. Trzeba studiować. Trzeba wybrać przedmiot, po którym dostaniesz dobrą pracę. Nie sprawiaj kłopotów. Znajdź sobie męża czy żonę. Kup dom. Weź do domu psa. Może być kot. Miej dwoje dzieci. Staraj się utrzymać pracę przez całe życie. Bierz co roku dwa tygodnie urlopu. Odwiedzaj rodziców. Zestarzej się. Jeżeli spełnisz te wszystkie wymogi, wszystko będzie w porządku. W szkole uczono mnie o stworzeniu świata, o mężczyźnie o imieniu Adam i kobiecie o imieniu Ewa. No i proszę, kobieta postąpiła po swojemu i wywołała piekło na Ziemi.
Wiele osób zaczyna przejawiać zachowania maladaptacyjne właśnie dlatego, że mają trudności z realizacją tego planu. Powoduje to stres i lęki. Musimy się dopasować do środowiska. Zrobimy wszystko, by zdobyć akceptację i poczucie bezpieczeństwa. Problemy się nasilają. W końcu zaczynamy się buntować przeciwko tej drodze, którą „powinniśmy” kroczyć. Możemy nawet próbować zniszczyć wszystko dookoła, aby już nigdy na tę drogę nie wrócić.
Najważniejszy jest przecież instynkt przetrwania. W dzieciństwie potrzebujemy opieki i troski. A potem akceptacji naszych opiekunów, byśmy mogli utrzymać więzi społeczne. Nasze przetrwanie zależy od naszych zdolności utrzymania się w grupie. Kiedy zdajemy sobie sprawę, że normy ustanowione przez grupę niekoniecznie są zgodne z naszymi potrzebami, ogarnia nas strach. Zaczynamy się bać odrzucenia. Rośnie nasze poczucie zagrożenia. Mimo wszystko cały czas staramy się czuć „w porządku”. Niestety w istocie jest dokładnie na odwrót. Nic nie jest „w porządku”.
Badania nad sntresem są bardzo podobne do badań nad rezyliencją. Jest to dziedzina bardzo obszerna i nieuporządkowana; odpowiedź zależy od tego, kogo spytamy! W trakcie badań nad rezyliencją dość szybko stwierdziłam, że istnieje wiele różnych teorii na jej temat i bardzo dużo zależy od tego, którą z nich wybierzemy. Moje teorie na temat rezyliencji w naszym życiu oparte zostały na badaniach empirycznych, praktyce i własnych doświadczeniach. Proces ten obejmował gromadzenie informacji, testy, refleksje, ponowne formułowanie wniosków i, co najważniejsze, dzielenie się wynikami z innymi. Chcę, aby zdobyta przeze mnie wiedza była dostępna dla wszystkich, którzy jej potrzebują. Z dumą obserwuję, jak moje poparte dowodami teorie i techniki docierają do odbiorców i organizacji na całym świecie. Nigdy nie spodziewałam się tego, jak przychylnie zostaną przyjęte wyniki moich badań nad rezyliencją.
Dlatego też postanowiłam zastosować podobne podejście w moich badaniach nad stresem, to znaczy podejście eksploracyjne. Bardziej formalnie nazywa się to badaniem aktywnym lub „podejściem, w którym badacz [ja] i klient [ludzie, grupy i organizacje, które wspieram] wspólnie pracujemy nad zdiagnozowaniem problemu oraz opracowaniem rozwiązania na podstawie postawionej diagnozy”2. Innymi słowy, ja zapewniam wiedzę i informacje dla zastosowań lub sytuacji praktycznych, współpracując jednocześnie z interesariuszami w celu zaplanowania, obserwowania i wyciągania wniosków o skuteczności proponowanego rozwiązania. Podejście do badań i pracy naukowej świetnie się sprawdza.
Chciałam się nauczyć wszystkiego o stresie i radzeniu sobie z nim. Chciałam również sprawdzić, czy obecnie w ogóle możliwe jest pokonanie stresu. Nie miałam jednak żadnej konkretnej koncepcji, którą próbowałabym udowodnić czy uzasadnić. Badania w tej dziedzinie rozpoczęłam z otwartym umysłem i zranionym sercem, desperacko szukając właściwej drogi. Jakie powinnam zadać pytania? Gdzie szukać odpowiedzi? Jakim źródłom mogę ufać? I czy jest to zgodne jest z moimi doświadczeniami? Czy odpowiada to prawdom, które odkryłam w życiu własnym oraz wspieranych przeze mnie osób? Szukałam wątków, które mogłabym spleść w jeden warkocz, aby pogłębić moje zrozumienie zagadnienia stresu z perspektywy zawodowej oraz osobistej.
Niestety, odkryłam jedynie zawiły problem.
W edukacji stosujemy teorię zawiłych problemów, kiedy chcemy opisać sytuację, w której rozwiązanie problemu jest bardzo złożone i wydaje się niemożliwe do osiągnięcia. Koncepcję zawiłego problemu wprowadzili w 1973 roku Horst Rittel i Melvin Webber. Zajmowali się oni teorią planowania i stwierdzili, że wiele problemów związanych z planowaniem i polityką społeczną nie miało tylko jednego rozwiązania. Problemy zawiłe są trudne, ponieważ sam problem i jego rozwiązanie są powiązane. Nie istnieją żadne pozbawione ryzyka próby rozwiązania problemu, gdyż ma on rzeczywisty wpływ na życie ludzkie. Rittel i Webber zaproponowali dziesięć cech, które świadczą o tym, że problem jest zawiły3:
1 Nie ma jasnej definicji. Nie można go podsumować jako jednego problemu, ponieważ obejmuje tak wiele elementów, i nie można przyporządkować do niego typowej formuły rozwiązywania problemów.
2 Nie można w żaden sposób stwierdzić, kiedy znalezione zostało rozwiązanie.
3 Nie istnieją rozwiązania fałszywe czy prawdziwe ani absolutne, a raczej rozwiązania dobre lub złe.
4 Nie istnieją żadne sprawdzone i nadrzędne rozwiązania.
5 Proponowane rozwiązania to „jednorazowe” działania, a nie eksperymenty.
6 Brakuje kryteriów, które wskazywałyby, że zidentyfikowano wszystkie możliwe rozwiązania.
7 Jest niepowtarzalny.
8 Może być traktowany jako objaw kolejnego problemu.
9 Związane z nim rozbieżności można wyjaśnić na wiele sposobów.
10 Wymaga dużej odpowiedzialności od tych, którzy chcą go rozwiązać, ponieważ ma wpływ na rzeczywistość. Globalne ocieplenie, ubóstwo, nierówności edukacyjne, konflikty na tle religijnym, wojny, dyskryminacja i nierówności w dostępie do opieki zdrowotnej to tylko niektóre z problemów, z jakimi mamy obecnie do czynienia. Jest ich dużo więcej.
Na znacznie mniejszą i indywidualną skalę nasze przepełnione stresem życie również stanowi osobisty zawiły problem. Kiedy zagłębiłam się w badanie zagadnień stresu, byłam bardzo zaskoczona tym, jak wiele jest sprzecznych informacji. Trudno było nawet jednoznacznie zdefiniować, czym jest stres, ponieważ można na to zagadnienie patrzeć przez wiele pryzmatów: biologiczny, psychologiczny, fizjologiczny, społeczny, filozoficzny, a nawet duchowy. Od czego tu zacząć? I jak możemy w ogóle mówić o rozwiązaniach? Poza tym, szczerze mówiąc, pojęcie stresu jest stosunkowo łatwe do zdefiniowania i zrozumiałe w porównaniu do rozwiązań problemów z nim związanych.
Stres to nasz zawiły problem, a szczęśliwość to jeszcze bardziej skomplikowane rozwiązanie.
Choć istnieje mnóstwo informacji i wiedzy na temat tego, co powinniśmy robić, aby dobrze się czuć, nie ma uniwersalnego rozwiązania dla każdego. Nawet koncepcja pomiaru szczęśliwości jest abstraktem. Jeżeli czujecie się kompletnie przytłoczeni i zdezorientowani, chcąc podjąć prawidłową decyzję dotyczącą stresu i szczęśliwości, zapewniam was, że nie jesteście jedyni. I tu właśnie na pomoc mogę przyjść ja. Chciałabym rozwikłać nieco tę kwestię, bo od tego zależy nasze życie i jego jakość. A nigdy nie należy próbować rozwiązywać trudnego problemu w pojedynkę.
Istnieje chińska przypowieść opisująca moc powiedzenia „zobaczymy”.
Rolnik i jego syn mieli ukochanego konia, który pomagał im w gospodarstwie. Pewnego dnia koń uciekł. Dostrzegli to sąsiedzi i zaczęli krzyczeć: „Wasz koń uciekł! Co za nieszczęście!”. Rolnik odpowiedział na to: „Może tak, a może nie. Zobaczymy”.
Kilka dni później koń wrócił do domu na czele stadka dzikich klaczy. Sąsiedzi zaczęli krzyczeć: „Wasz koń wrócił i przyprowadził ze sobą inne konie. Co za szczęście!”. Rolnik odpowiedział na to: „Może tak, a może nie. Zobaczymy”.
Po kilku dniach syn rolnika próbował oswoić jedną z klaczy. Niestety spadł na ziemię i złamał sobie nogę. Mieszkańcy wioski zaczęli krzyczeć: „Wasz syn złamał nogę. Co za straszny pech!”. Rolnik odpowiedział na to: „Może tak, a może nie. Zobaczymy”.
Kilka tygodni później przez miasteczko przechodzili żołnierze, rekrutując wszystkich zdrowych młodzieńców do wojska. Nie zabrali syna rolnika, którego noga jeszcze się nie zrosła. Przyjaciele krzyknęli: „Nie wzięli waszego syna. Co za wielkie szczęście!”. Rolnik odpowiedział na to: „Może tak, a może nie. Zobaczymy”.
Stwierdzenie „zobaczymy” sugeruje bardzo dużo siły i możliwości. Jako osoba, która paradoksalnie uwielbia porządek i kontrolę, a zarazem niepewność i wolność, ostrożnie, a nawet powolnie poruszam się w świecie „zobaczymy” w każdym obszarze mojego życia, kiedy wydaje mi się, że wymaga on jazdy próbnej. Jest to dziwne uczucie. Czuję się jak obcokrajowiec. Ale jednocześnie jest ono dziwnie znajome. Jak gdybyśmy byli do tego stworzeni. Jak gdyby w naszej naturze leżało bycie obecnym.
Kiedy zagłębiłam się w tę kwestię, starając się zachować równowagę i otwarty umysł, zauważyłam naturalne falowanie czasu. Minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, a nawet lata zaczęły przypominać pory roku, przepełnione przypływami i odpływami. Istnieje wszechobecny prąd energii, z której można czerpać. To coś jak wiatr dmący w żagle lub fale obijające się o skały. Istnieje naturalny rytm wszystkiego na tym świecie, co obejmuje nasze życie. „Zobaczymy” to coś więcej niż tylko sposób myślenia; to mądrość. Zapraszam was, byście przyjrzeli się dokładnie, w jaki sposób praktyki dotyczące mądrego radzenia sobie ze stresem tworzą i rozwijają wasze życie. Jestem przekonana, że najważniejszy krok to zacząć przyglądać się życiu z wyższego punktu obserwacyjnego. Świadomość to wspaniała nauczycielka. No a teraz – co dalej? „Zobaczymy”. Dobrze znacie wasz następny krok. Ufajcie własnej mądrości.
Kiedy zaczęłam zagłębiać się w naukę i próbować zdobyć prawdziwą wiedzę, nie traktując szkoły jako czyśćca, szybko się przekonałam, że nie miałam żadnych umiejętności uczenia się. Moja umiejętność czytania była znacznie poniżej wymaganego poziomu. Nie wspominając już o ortografii i pisaniu. Nie umiałam się uczyć czy podchodzić do sprawdzianów. W głowie kłębiły mi się głębokie myśli, ale miałam olbrzymie trudności w ubraniu ich w słowa w sposób zgodny z oczekiwaniami nauczycieli i całego systemu edukacyjnego. Z trudem brnęłam przez problemy w nauce i robiłam, co mogłam, aby choć trochę wypełnić luki. W tym czasie nauczyłam się już dawać sobie radę z zespołem nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD) i trudnościami w uczeniu się, choć nigdy nie byłam formalnie zdiagnozowana i nie brałam na to żadnych leków. Z czasem posiadłam niezbędne umiejętności i już całkiem nieźle radziłam sobie przez ostatnie semestry szkoły średniej. Ukończyłam kursy korespondencyjne, uzupełniając wiedzę, która mnie ominęła, kiedy rzuciłam naukę. Wiele lat później opowiedziałam Jaxsonowi, mojemu najmłodszemu synowi, o tym, jak skończyłam jedenastą klasę korespondencyjnie, a on zapytał: „Czy używałaś do tego poczty konnej?”.
I choć nigdy nie czułam się szczególnie inteligentna, nie wiadomo dlaczego miałam poczucie własnej mądrości. Czułam, że wiem o rzeczach, o których moi rówieśnicy a nawet dorośli nie mieli pojęcia.
– O czym będzie twoja kolejna książka? – spytali mnie. – Jak mądrze radzić sobie ze stresem – odpowiedziałam.
Uśmiechając się z powątpiewaniem, spytali: – Czy to w ogóle możliwe? – Zobaczymy – odpowiedziałam z uśmiechem.
Mądrość oznaczała dla mnie lepsze zrozumienie, w jaki sposób działa świat: wszystko, co dobre, złe i brzydkie.
Na własnej skórze doświadczyłam, co to: żal, przemoc, strata, nałogi i powrót do zdrowia. Zaczęłam powoli rozumieć takie pojęcia jak: sprawiedliwość społeczna, niesprawiedliwość i uprzywilejowanie. Wiedziałam również, jak ciężko przeżywa się problemy ze zdrowiem psychicznym. Przekonałam się też, że istnieją dorośli, którzy nie stosują się do reguł, i że inni wykorzystują swoją pozycję, znęcając się nad młodzieżą. Pamiętam do dziś słynny cytat: „Gdzie wiele mądrości, tam także wiele zgryzoty, a kto mnoży wiedzę, mnoży też cierpienie”. Była to święta prawda. Dużo wiedziałam o zgryzocie, a im więcej się o niej uczyłam, tym bardziej cierpiałam. I dlatego czułam się bardzo mądra w tym aspekcie, choć brakowało mi wiedzy akademickiej.
Dogłębna wiedza na temat otaczającego nas świata jest niezbędna, byśmy byli w stanie uznać swoją mądrość. Jesteśmy ekspertami od siebie. Nikt was nie zna lepiej niż wy sami. W naszym życiu istnieją osoby, które były świadkami naszego rozwoju. W moim przypadku to był mój ojciec. Jest on jedyną osobą, która w pełni rozumie, jaką przebyłam drogę. To wspaniały dar. Mam nadzieję, że w waszym życiu również jest ktoś, kto był świadkiem waszych wzlotów i upadków. Tacy ludzie to jednak tylko jeden z elementów naszego życia. Jako jedyni wiemy, co to znaczy wieść nasze życie. Jak to jest być nami. Jak się czujemy. Jak myślimy. Jak tego wszystkiego doświadczamy. Powinniście wykorzystać tę osobistą mądrość. Należy do was. Liczy się. I należy tylko do was.
Mimo że nie czułam się wystarczająco inteligentna ani bystra, dawałam sobie radę całkiem nieźle na uczelniach wyższych. W mojej podróży edukacyjnej bardzo ważną rolę odegrał St. Lawrence College. To tam właśnie ostatecznie pozbyłam się etykiety „niezbyt bystra”. Odkryłam, że „bystrość” to pojęcie względne! Z umiejętności, które nabyłam, najważniejsze okazało się myślenie krytyczne, które pozwoliło mi zerwać krępujące mnie więzy. Wspominam o tym, ponieważ myślenie krytyczne stanowi nieocenioną pomoc dla osób uczących się radzić sobie mądrze ze stresem.
Możecie sobie teraz pomyśleć: co do licha tak naprawdę znaczy myślenie krytyczne? Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że kiedy zaczęłam myśleć krytycznie na temat wiedzy i próbowałam zastosować takie myślenie w praktyce, okazało się to bardzo trudne. Większość z nas uczono od zawsze, że istnieje tylko jedno prawidłowe rozwiązanie dla danego problemu. Ponieważ koncepcja krytycznego myślenia kojarzyła mi się z filozoficznymi rozważaniami i pytaniami retorycznymi, na które nie było żadnych konkretnych odpowiedzi, nie byłam zupełnie zainteresowana tym zagadnieniem, nie mówiąc już o stosowaniu go w praktyce. Niemniej jednak, po jakimś czasie dzięki pomocy nauczycieli zrozumiałam, w jaki sposób rozważanie naszych procesów poznawczych, zwane metapoznaniem, umożliwia nam ocenę stanu naszej wiedzy i zgłębianie zagadnień. Umożliwia nam „zrozumienie tego, co wiemy” w znacznie szerszym kontekście. Kiedy już jesteśmy w stanie myśleć krytycznie na jakiś temat, informacje przekształcają się w wiedzę, wiedza ta umożliwia z kolei nabywanie mądrości. Dzielę się z wami tymi informacjami, ponieważ chciałabym, byście myśleli krytycznie o wszystkim, czego się uczycie, o czym słyszycie i co czytacie na temat szczęśliwości. Oto przykładowe pytania, jakie możecie zadać w odniesieniu do obszarów waszego życia:
Co sądzę na ten temat?
Jakie wzbudza to we mnie uczucia?
Dlaczego tak sądzę/tak się czuję?
Gdzie leży źródło tych myśli/uczuć?
Skąd to wiem?
Jakich informacji mi brakuje?
Jakie jeszcze mam pytania?
Jakie zagadnienia muszę jeszcze zgłębić?
Dzięki krytycznemu myśleniu zaczęłam inaczej patrzeć na otaczający mnie świat. Pobudziło to moją wrodzoną ciekawość i fascynację. Czułam, jak rośnie we mnie siła. Odkryłam prawdę. Nie chciałam uczyć się niczego konkretnego dla samej nauki. Najpierw musiałam zrozumieć, a potem zastosować zdobytą wiedzę w praktyce. Wy powinniście zrobić to samo i wierzę, że będziecie w stanie. Zacznijcie zadawać pytania i uświadomcie sobie waszą prawdę.
Istnieje bardzo dużo lektur na temat mądrego radzenia sobie ze stresem. Możemy kupować niezliczone książki. Możemy postawić sobie szczytne cele i mieć najlepsze intencje, ale nadal nie myślimy krytycznie o naszej szczęśliwości. Bardzo pasuje tutaj cytat z wiersza Coleridge’a Pieśń o starym żeglarzu: „Dookoła woda, wszędzie woda / I ani kropli do wypicia”. Zewsząd otaczają nas informacje, ale co my tak naprawdę wiemy?
Przestańcie zajmować się tym wszystkim, co powinniście robić i moglibyście robić, i zamiast tego sporządźcie osobisty inwentarz. Od dziecka uczy się nas, by działać, i przez to nie mamy czasu, by pomyśleć, przetworzyć informacje czy się zastanowić. A tu właśnie zachodzą najważniejsze rzeczy. Tutaj właśnie odkrywamy prawdę. Otwierają się stare rany. Nowe rzeczy zakorzeniają się w naszej pamięci. Okazuje się, że można inaczej współżyć ze światem.
Zatrzymajcie się choć na chwilę. Zanim popędzicie znowu naprzód, zróbcie sobie przerwę na tyle długą, by zastanowić się dobrze nad sobą. Co przywiodło mnie do tej chwili? Dlaczego właśnie ta książka? Dlaczego właśnie teraz? Czego pragnę się dowiedzieć? Jeżeli wiemy lub przypuszczamy, co chcemy odkryć, bardziej prawdopodobne jest, że to znajdziemy!
Choć nasze przeszłe zachowania stanowią najlepszą zapowiedź zachowań przyszłych, możemy ten proces zatrzymać i wybrać inną drogę. Jeżeli jesteście podobni do mnie, to zapewne przeczytaliście już mnóstwo książek na temat rozwoju osobistego w poszukiwaniu odpowiedzi. Musimy przerwać to błędne koło. Jak głosi popularne powiedzenie, jeżeli zawsze robisz to, co dotychczas, zawsze dostaniesz to, co zawsze. Więc wykorzystajmy naszą umiejętność krytycznego myślenia dla naszego własnego dobra. Zatrzymajmy się na chwilę. Przestańcie na moment robić cokolwiek. Rozluźnijcie się. Rozluźnijcie ramiona. Rozluźnijcie całe ciało. Rozciągnijcie kręgosłup. Poruszajcie palcami u nóg. A teraz zaprzyjcie się mocno stopami o ziemię. Weźcie oddech, licząc do czterech. Wstrzymajcie oddech, licząc do czterech. Zróbcie wydech, licząc do czterech. Nie róbcie wdechu, licząc do czterech. Znowu zróbcie wdech.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Charles Figley, Burnout as Systemic Traumatic Stress: A Model for Helping Traumatized Family Members, w: Burnout in Families: The Systemic Costs of Caring, red. Charles Figley, CRC Press, Boca Raton 997, s. 23. [wróć]
2.Action Research, Business Research Methodology, research-methodology.net/research-methods/action-research/#_ftni. [wróć]
3. Katherine Cooper, Wicked Problems: What Are They, and Why Are They of Interest to nnsi Researchers?, Network for Nonprofit and Social Impact, Northwestern University, b.d., nnsi.northwestern.edu/wicked-problems-what-are-they-and-why-are-they-of-interest-to -nnsi-researchers. [wróć]