Świadomą drogą przez depresję. Wolność od chronicznego cierpienia - Jon Kabat-Zinn, John Teasdale, Mark Williams, Zindel Segal - ebook

Świadomą drogą przez depresję. Wolność od chronicznego cierpienia ebook

Jon Kabat-Zinn, John Teasdale, Mark Williams, Zindel Segal

4,2
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Jeśli kiedykolwiek zmagaliście się z depresją, możecie nabrać otuchy. Prosta, ale skuteczna metoda, polegająca na obejmowaniu najtrudniejszych emocji i przeżyć życzliwą, wolną od osądzania uwagą, pomoże wam przerwać raz na zawsze błędne koło cierpienia. Czterej wybitni specjaliści objaśniają, dlaczego próby uwolnienia się od złego nastroju poprzez myślenie albo siłą woli, tylko go pogłębiają. Korzystając z doświadczeń medytacyjnych Wschodu oraz terapii poznawczej, pokazują, jak zmienić pogrążające w rozpaczy mentalne nawyki - obsesyjne rozmyślania czy samooskarżenia - i dzięki temu lepiej sobie radzić z wyzwaniami życia. Każdy, kto chce odzyskać nadzieję i dobre samopoczucie, znajdzie pomoc w tej książce oraz załączonej płycie z zestawem medytacji.

Czy zmagasz się z depresją, czy też po prostu pragniesz lepiej zrozumieć własny umysł i emocje, to książka dla ciebie. Nasze społeczeństwo przeżywa epidemię depresji, więc życzyłbym sobie rozpowszechnienia tej sensownej formy terapii. - Doktor med. Andrew Weil, autor książki "W 8 tygodni do zdrowia"

Rewolucyjna praca. [...] Pożyteczny poradnik osiągania równowagi psychicznej. Gorąco polecam tę książkę wraz z towarzyszacymi jej medytacjami - Doktor Daniel Goleman, autor "Inteligencji emocjonalnej"

To najlepsza książka z dziedziny samopomocy od czasu przełomowego dzieła Davida D. Burnsa "Radość życia". Dostarcza praktycznych strategii uwalniających od depresji we własnym życiu. - Z recenzji w "Library Journal"

O autorach:

Doktor Mark Williams - profesor psychologii klinicznej i badacz, stypendysta Wellcome Trust na Uniwersytecie Oksfordzkim. Wraz z Z. Segalem i J. Teasdale'em autor bestsellera "Terapia poznawcza depresji oparta na uważności"

Doktor John Teasdale prowadził prace badawcze na wydziale psychiatrii Uniwersytetu Oksfordzkiego oraz w Zakładzie Nauk Poznawczych i Badań nad Mózgiem w Cambridge.

Doktor Zindel Segal kieruje katedrą psychoterapii Uniwersytetu w Toronto oraz Zakładem Terapii Poznawczo - Behawioralnej kanadyjskiego Centrum ds. Uzależnień i Zdrowia Psychicznego.

Doktor Jon Kabat-Zinn - profesor medycyny na Uniwersytecie Massachusetts, światowej sławy autor, naukowiec i nauczyciel medytacji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 350

Oceny
4,2 (53 oceny)
29
13
7
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Angelika111

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra książka, jeśli wykona się zaproponowane ćwiczenia.
00



Podziękowania

Ta publi­ka­cja nie mogłaby powstać bez wydat­nej pomocy wielu osób, któ­rym jeste­śmy dłużni ogromną wdzięcz­ność. Jeste­śmy głę­boko wdzięczni oso­bom, które czy­tały wiele razy od nowa wcze­śniej­sze wer­sje tej książki, za to, że pomo­gły nam jaśniej wyra­zić to, co chcie­li­śmy prze­ka­zać, oraz za suge­stie, w jaki spo­sób naj­le­piej to możemy zro­bić. Te osoby to: Jac­kie Teas­dale, Trish Bar­tley, Fer­ris Urba­now­ski, Mela­nie Fen­nell, Phyl­lis Wil­liams i Lisa Mor­ri­son. Bar­dzo cenimy sobie pro­fe­sjo­na­lizm i umie­jęt­no­ści wszyst­kich pra­cow­ni­ków Guil­ford Press, któ­rzy przy­czy­nili się do wyda­nia książki, szcze­gól­nie Bar­bary Wat­kins, Chrisa Ben­tona, Kitty Moore, Anny Brac­kett i Sey­mo­ura Wein­gar­tena, oraz tych, któ­rzy spra­wili, że płyta CD ujrzała świa­tło dzienne, zwłasz­cza Dave’a Doherty’ego z Sound­scape Stu­dio i Phyl­lis Wil­liams. Jeste­śmy wdzięczni za pomoc i wspar­cie tych, któ­rzy sfi­nan­so­wali to przed­się­wzię­cie: Wel­l­come Trust, bry­tyj­skiej Radzie Badań Medycz­nych, kana­dyj­skiemu Cen­tre for Addic­tion and Men­tal Health (Clarke Divi­sion) oraz ame­ry­kań­skiemu Natio­nal Insti­tute of Men­tal Health.

Z przy­jem­no­ścią kie­ru­jemy słowa podzię­ko­wa­nia do wszyst­kich naszych kole­gów nauczy­cieli i bada­czy, któ­rych mądrość i wie­dza były dla nas wspar­ciem i dro­go­wska­zem umoż­li­wia­ją­cymi stałe dosko­na­le­nie naszego spo­sobu naucza­nia uważ­no­ści, w szcze­gól­no­ści do Chri­stiny Feld­man, Fer­ris Urba­now­ski i Anto­nii Sum­bundu.

Wszy­scy mamy olbrzymi dług wdzięcz­no­ści wobec swo­ich rodzin, zwłasz­cza wobec naszych żon – Phyl­lis, Jac­kie, Lisy i Myli – za ich miłość i bez­gra­niczne wspar­cie w cza­sie licz­nych wzlo­tów i upad­ków w dro­dze reali­za­cji tego przed­się­wzię­cia.

Pra­gniemy także podzię­ko­wać uczest­ni­kom naszych zajęć, któ­rych odwaga, cier­pli­wość i goto­wość dzie­le­nia się swo­imi odkry­ciami pozwo­liły nam udo­stęp­nić innym wgląd w ich prze­ży­cia na kar­tach tej edy­cji.

Na koniec, szczę­śli­wie możemy stwier­dzić, że wspólna praca nad tą książką i płytą sta­no­wiła źró­dło rado­ści dla każ­dego z nas. Prze­by­wa­jąc ze sobą, czy­ta­jąc słowa kole­gów, zgłę­bia­jąc ich mądrość, wciąż na nowo odkry­wa­li­śmy i doce­nia­li­śmy głę­bo­kie współ­brz­mie­nie mię­dzy nami i poczu­cie prze­ży­wa­nia wspól­nej przy­gody.

* * *

Nastę­pu­jący wydawcy i/lub auto­rzy łaska­wie udzie­lili nam pozwo­le­nia na prze­druk ory­gi­nal­nych frag­men­tów swych prac:

Ame­ry­kań­skie Towa­rzy­stwo Psy­chia­tryczne – kry­te­ria dia­gno­styczne epi­zodu depre­sji kli­nicz­nej według Dia­gno­stic and Sta­ti­stic Manual of Men­tal Disor­ders, Fourth Edi­tion, Text Revi­sion (Ame­ri­can Psy­chia­tric Asso­cia­tion, Waszyng­ton 2000);

Phil­lip C. Ken­dall i Ste­ven D. Hol­lon – „Myśli auto­ma­tyczne osób znaj­du­ją­cych się w depre­sji” z arty­kułu Cogni­tive Self-Sta­te­ments in Depres­sion: Deve­lop­ment of an Auto­ma­tic Tho­ughts Question­na­ire w „Cogni­tive The­rapy and Rese­arch”, 4, 383–395 (1980);

Marie Åsberg – Exhau­stion Fun­nel (praca nie­pu­bli­ko­wana);

J.M. Dent and Sons, oddział The Orion Publi­shing Group – The Bri­ght Field R.S. Tho­masa ze zbioru Col­lec­ted Poems 1945–1990 (Pho­enix, Lon­dyn 1995);

Ran­dom House, Inc. – Let­ters to a Young Poet Rainera Marii Ril­kego w prze­kła­dzie Ste­phena Mit­chella (Modern Library, Nowy Jork 1984);

Thre­shold Pro­duc­tions i Cole­man Barks (tłu­macz) – The Guest House ze zbioru: The Essen­tial Rumi (Har­per, San Fran­ci­sco 1997).

Far­rar, Straus and Giroux – Love after Love Dereka Wal­cotta, ze zbioru Col­lec­ted Poems 1948–1984 (Far­rar, Straus & Giroux, Nowy Jork 1986).

Wstęp

Zmę­cze­nie fatal­nym samo­po­czu­ciem

Depre­sja boli1. To „czarny pies” nocy, który okrada cię z rado­ści, nie­po­kój ducha, który nie daje ci zasnąć. To demon w samym środku dnia, któ­rego nikt poza tobą nie widzi, mrok, który widzą tylko twoje oczy.

Skoro wzią­łeś do ręki tę książkę, to moż­liwe, że dla cie­bie powyż­sze meta­fory nie są żadną prze­sadą. Każdy, kogo nawie­dziła depre­sja, wie, że potrafi ona wywo­łać lęk odbie­ra­jący wszel­kie siły, doj­mu­jący brak satys­fak­cji życio­wej i roz­pacz­liwe odczu­cie pustki. Jest on zdolny dopro­wa­dzić cię do poczu­cia bez­na­dziei, zobo­jęt­nie­nia oraz znu­że­nia prze­moż­nym bra­kiem rado­ści życia i daremną tęsk­notą za szczę­ściem, któ­rego ni­gdy nie zasma­ko­wa­łeś.

Każdy z nas zro­biłby wszystko, żeby tak się nie czuć. Tym­cza­sem, jak na iro­nię, to, co robimy, zdaje się nie poma­gać – w każ­dym razie nie na długo. Gdy bowiem czło­wiek raz popad­nie w depre­sję, ma ona zwy­czaj powra­cać, nawet jeśli już przez kilka mie­sięcy czuł się dobrze. Jeśli coś takiego ci się przy­tra­fia albo jeśli masz wra­że­nie, że ni­gdy nie udaje ci się zna­leźć trwa­łego szczę­ścia, możesz w końcu dojść do wnio­sku, że jesteś nie dość dobry, wręcz do niczego. Być może twoje myśli krążą w kółko i w kółko, sta­rasz się zna­leźć jakiś głęb­szy sens, zro­zu­mieć wresz­cie, dla­czego jest ci tak źle. Jeśli nie znaj­dziesz satys­fak­cjo­nu­ją­cej odpo­wie­dzi, pogrą­żasz się w jesz­cze więk­szej pustce i roz­pa­czy. W efek­cie możesz dojść do prze­ko­na­nia, że z tobą do reszty coś jest nie tak.

A jeśli to nie­prawda, że „coś jest z tobą nie tak”?

Może po pro­stu – jak prak­tycz­nie każdy, kto wie­lo­krot­nie wpada w depre­sję – sta­łeś się ofiarą wła­snych, bar­dzo sen­sow­nych, wręcz hero­icz­nych wysił­ków, by się wyzwo­lić – tak jak ktoś, kto pró­bu­jąc wybrnąć z rucho­mych pia­sków, sam nie­chcący zapada się w nich coraz bar­dziej?

Napi­sa­li­śmy tę książkę, żeby pomóc ci zro­zu­mieć, jak to się odbywa i jak możesz temu zara­dzić. W tym celu podzie­limy się z tobą naj­now­szymi odkry­ciami nauko­wymi, które dopro­wa­dziły nas do cał­kiem nowego spoj­rze­nia na to, czym karmi się depre­sja i stan chro­nicz­nego braku szczę­ścia:

W naj­wcze­śniej­szej fazie spi­rali obni­ża­nia nastroju tym, co nam wyrzą­dza szkodę, nie jest sam nastrój, ale to, jak na niego reagu­jemy.

Nasze nawy­kowe wysiłki, by się z niego wyrwać, nie tylko nas nie wyzwa­lają, ale wła­śnie one zamy­kają nas w wię­zie­niu bólu, od któ­rego usi­łu­jemy uciec.

Innymi słowy, nic, co robimy, gdy zaczy­namy się obsu­wać w dół, nie wydaje się pomocne, ponie­waż zwy­cza­jowy spo­sób radze­nia sobie z przy­gnę­bie­niem, czyli usi­ło­wa­nie pozby­cia się go – „napra­wie­nia” tego, co w nas się „popsuło” – pogrąża nas jesz­cze bar­dziej. Drę­czące nas o trze­ciej nad ranem obse­syjne myśli o tym, co się dzieje z naszym życiem, kry­ty­ko­wa­nie sie­bie za to, jak jeste­śmy „słabi”, ule­ga­jąc przy­gnę­bie­niu, despe­rac­kie próby prze­ko­na­nia swego serca i ciała, że nie powinny czuć się tak, jak się czują – cała ta umy­słowa ekwi­li­bry­styka pro­wa­dzi doni­kąd, wręcz jesz­cze bar­dziej ściąga nas w dół. Każdy, kto kie­dyś prze­wra­cał się w łóżku bez­sen­nie noc za nocą albo nie mógł sku­pić się na niczym poza nie­koń­czą­cymi się roz­my­śla­niami, wie, jak bez­owocne są te wysiłki. Jed­nak mamy rów­nież świa­do­mość, jak łatwo się wpada w pułapkę tych nawy­ków umy­słu.

Na stro­ni­cach tej książki oraz na załą­czo­nej pły­cie poda­jemy sze­reg ćwi­czeń, które możesz włą­czyć do swego codzien­nego życia, aby uwol­nić się od uniesz­czę­śli­wia­ją­cych men­tal­nych nawy­ków. Pro­gram ten, znany jako tera­pia poznaw­cza oparta na uważ­no­ści (ang. mind­ful­ness-based cogni­tive the­rapy – MBCT), łączy naj­now­sze odkry­cia współ­cze­snej nauki z for­mami medy­ta­cji, któ­rych sku­tecz­ność została dowie­dziona przez medy­cynę aka­de­micką i psy­cho­lo­gię. Nowa­tor­ska, lecz mająca duży poten­cjał syn­teza tych róż­nych metod pozna­wa­nia umy­słu i ciała może ci pomóc w rady­kal­nej zmia­nie nasta­wie­nia do nega­tyw­nych myśli i uczuć. Ta zmiana umoż­liwi ci wyrwa­nie się ze spi­rali pogar­sza­ją­cego się nastroju, zanim zmieni się on w depre­sję. Nasze bada­nia wyka­zały, że nakre­ślony w tej książce pro­gram może o połowę zmniej­szyć ryzyko nawrotu depre­sji u osób, które mają za sobą trzy lub wię­cej jej epi­zo­dów2.

W bada­niach tych wzięły udział osoby obojga płci, które cier­piały na powta­rza­jące się epi­zody kli­nicz­nej depre­sji. Ale nie tylko pacjent z ofi­cjal­nie zdia­gno­zo­waną depre­sją może odnieść zna­czącą korzyść z tej książki. Wielu z tych, któ­rzy czują się bez­na­dziej­nie i cier­pią z powodu depre­sji – cho­ciaż ni­gdy nie szu­kali facho­wej pomocy – wie­dzą, że tkwią w wię­zie­niu chro­nicz­nego braku szczę­ścia, rzu­ca­ją­cym cień na spore obszary ich życia. Jeśli wie­lo­krot­nie czu­łeś, że brniesz przez ruchome pia­ski roz­pa­czy, bez­władu i smutku, mamy nadzieję, że w tym wyda­niu książki i na dołą­czo­nej do niej pły­cie odkry­jesz coś poten­cjal­nie ogrom­nie war­to­ścio­wego, coś, co pomoże ci uwol­nić się od przy­gnia­ta­ją­cego cię­żaru złego samo­po­czu­cia i napeł­nić swoje życie solid­nym, auten­tycz­nym szczę­ściem.

Trudno dokład­nie prze­wi­dzieć, jak będziesz doświad­czać tej ozdro­wień­czej zmiany w swoim sto­sunku do nega­tyw­nych nastro­jów i co z tego wynik­nie w przy­szło­ści, ponie­waż u każ­dego prze­biega to ina­czej. Jedyny spo­sób, by naprawdę dowie­dzieć się, jakie korzy­ści ofe­ruje dane podej­ście, to chwi­lowo zawie­sić osą­dza­nie, całym ser­cem zaan­ga­żo­wać się w ten pro­ces przez dłuż­szy czas – w tym przy­padku osiem tygo­dni – i zoba­czyć, co się będzie działo. O to wła­śnie pro­simy uczest­ni­ków naszych pro­gra­mów. Aby pogłę­bić pro­ces i bar­dziej go ure­al­nić, dołą­czy­li­śmy do książki płytę kom­pak­tową z nagra­niami, które sta­ran­nie i pre­cy­zyj­nie wpro­wa­dzą cię w prak­tyki medy­ta­cyjne, opi­sane w tej publi­ka­cji.

Rów­no­le­gle z ćwi­cze­niami medy­ta­cyj­nymi będziemy cię zachę­cać do eks­pe­ry­men­tów nasta­wio­nych na kul­ty­wo­wa­nie postawy cier­pli­wo­ści, współ­czu­cia dla sie­bie samego, otwar­to­ści umy­słu i łagod­nej wytrwa­ło­ści. Te bowiem cechy mogą ci pomóc w prze­zwy­cię­że­niu depre­syj­nej „siły cią­że­nia”, przy­po­mi­na­jąc ci o tym, co nauka już wie: kiedy po pro­stu prze­sta­jemy się sta­rać roz­wią­zać pro­blem złego samo­po­czu­cia, nie dzieje się nic złego. Jest to wręcz roz­sądne, zwa­żyw­szy że spo­soby roz­wią­zy­wa­nia pro­blemu, do któ­rych jeste­śmy przy­zwy­cza­jeni, nie­mal zawsze w efek­cie pogar­szają sprawę.

Jako naukowcy i kli­ni­cy­ści do nowej wie­dzy o tym, co się spraw­dza, a co nie, w walce z nawra­ca­jącą depre­sją, doszli­śmy tro­chę okrężną drogą. Do pierw­szej połowy lat sie­dem­dzie­sią­tych uczeni kon­cen­tro­wali się na szu­ka­niu sku­tecz­nych środ­ków lecze­nia depre­sji ostrej (reak­tyw­nej) – dru­zgo­czą­cego pierw­szego epi­zodu, wywo­ły­wa­nego czę­sto jakąś życiową kata­strofą. Takimi środ­kami oka­zały się leki anty­de­pre­syjne, do dziś ogrom­nie pomocne w lecze­niu depre­sji u wielu ludzi. Póź­niej przy­szło odkry­cie, że zale­czona depre­sja czę­sto powraca – a im wię­cej razy ktoś jej doświad­czy, tym bar­dziej praw­do­po­dobne są kolejne nawroty. To zmie­niło cały nasz spo­sób poj­mo­wa­nia depre­sji i chro­nicz­nej nie­zdol­no­ści do odczu­wa­nia szczę­ścia.

Oka­zało się, że leki anty­de­pre­syjne „zała­twiają” sprawę depre­sji tak długo, jak długo pacjent je bie­rze. Gdy prze­staje, depre­sja powraca, jeśli nie zaraz, to po kilku mie­sią­cach. Per­spek­tywa bra­nia leków do końca życia, żeby odpę­dzić od sie­bie widmo depre­sji, nie podo­bała się ani pacjen­tom, ani leka­rzom. Dla­tego w pierw­szej poło­wie lat dzie­więć­dzie­sią­tych trzech z nas (Zin­del Segal, Mark Wil­liams i John Teas­dale) zaczęło badać moż­li­wość wypra­co­wa­nia cał­kiem odmien­nego podej­ścia.

Po pierw­sze, zabra­li­śmy się do odkry­wa­nia, co spra­wia, że depre­sja powraca – co powo­duje, że „ruchome pia­ski” stają się za każ­dym razem bar­dziej zdra­dziec­kie? Oka­zuje się, że przy każ­dym kolej­nym nawro­cie depre­sji wzmac­niają się w mózgu spe­cy­ficzne (cha­rak­te­ry­styczne dla depre­sji – przyp. red.) połą­cze­nia synap­tyczne mię­dzy nastro­jem, myślami, cia­łem i zacho­wa­niem, przez co nawrót depre­sji staje się coraz łatwiej­szy.

Następ­nie zaczę­li­śmy docie­kać, jak można zara­dzić temu cią­głemu ryzyku. Wie­dzie­li­śmy, że psy­cho­lo­giczna tera­pia zwana tera­pią poznaw­czą udo­wod­niła swoją sku­tecz­ność przy ostrej postaci depre­sji, a wiele osób uchro­niła przed jej nawro­tem. Nikt jed­nak nie miał pew­no­ści, jak ona działa. Trzeba było to zba­dać – nie tylko po to, by zaspo­koić cie­ka­wość bada­czy, ale i ze względu na ogromne korzy­ści prak­tyczne.

Do tego czasu wszel­kie tera­pie – zarówno lekami anty­de­pre­syj­nymi, jak i metodą poznaw­czą – sto­so­wano dopiero w chwili wystą­pie­nia depre­sji. My nato­miast zało­ży­li­śmy, że jeśli uda nam się odkryć, który skład­nik tera­pii poznaw­czej decy­duje o jej powo­dze­niu, to może będziemy w sta­nie nauczyć pacjen­tów odpo­wied­nich umie­jęt­no­ści, kiedy jesz­cze czują się dobrze. Zamiast cze­kać na kata­strofę, jaką jest następny epi­zod depre­sji, mogliby oni – taka nadzieja nam przy­świe­cała – wpra­wiać się w sto­so­wa­niu tych umie­jęt­no­ści, tak by w razie nawrotu zdu­sić depre­sję w zarodku.

Mimo począt­ko­wego scep­ty­cy­zmu zwią­za­nego z nie­pew­no­ścią, co powie­dzą nasi kole­dzy oraz pacjenci, gdy ich poin­for­mu­jemy, że roz­wa­żamy zasto­so­wa­nie medy­ta­cji w pro­fi­lak­tyce depre­sji, zde­cy­do­wa­li­śmy się bli­żej przyj­rzeć tej moż­li­wo­ści. Nie­długo prze­ko­na­li­śmy się, że połą­cze­nie zachod­niej psy­cho­lo­gii poznaw­czej z prak­ty­kami Wschodu jest wła­śnie tym, czego potrzeba, żeby prze­rwać cykl nawro­tów depre­sji, któ­remu sprzyja skłon­ność do cią­głego roz­trzą­sa­nia, co nam się nie udało albo co jest nie tak, jak byśmy chcieli.

Naszą reak­cją na pierw­sze objawy depre­sji czę­sto jest, co zro­zu­miałe, próba pozby­cia się przy­krych uczuć. W tym celu sta­ramy się je stłu­mić albo szu­kamy drogi wyj­ścia przez usta­wiczne roz­my­śla­nia. Po dro­dze odnaj­du­jemy żale z prze­szło­ści i zmar­twie­nia na przy­szłość. Wypró­bo­wu­jemy w gło­wie roz­wią­za­nie za roz­wią­za­niem i nie­ba­wem zaczy­namy czuć się gorzej przez sam fakt, że nie udaje nam się zna­leźć ulgi w emo­cjo­nal­nym bólu. Gubimy się w porów­ny­wa­niu miej­sca, w któ­rym jeste­śmy, z tym, w któ­rym chcie­li­by­śmy być, i wkrótce żyjemy już nie­mal wyłącz­nie w gło­wie. Pochła­nia to całą naszą uwagę. Tra­cimy kon­takt ze świa­tem, z ludźmi dookoła, nawet z oso­bami, które naj­bar­dziej kochamy i które naj­bar­dziej kochają nas. Odma­wiamy sobie całego bogac­twa, jakim jest prze­ży­wa­nie życia w pełni. Nic dziw­nego, że ode­chciewa nam się wszyst­kiego i zaczyna się nam wyda­wać, że nie jeste­śmy w sta­nie nic zro­bić. Wła­śnie w tym miej­scu olbrzy­mią rolę może ode­grać medy­ta­cyjna, współ­czu­jąca świa­do­mość.

JAK ZROBIĆ NAJLEPSZY UŻYTEK Z TEJ KSIĄŻKI

Pre­zen­to­wane tutaj prak­tyki uważ­no­ści mogą ci pomóc w cał­ko­wi­tej zmia­nie podej­ścia do nie­koń­czą­cych się cyklów obmy­śla­nia stra­te­gii, które w sumie tylko zwięk­szają nie­bez­pie­czeń­stwo popad­nię­cia w depre­sję. Mogą ci pomóc w ode­rwa­niu się od całego tego wzorca aktyw­no­ści umy­sło­wej. Kul­ty­wo­wa­nie uważ­no­ści może ci uła­twić uwol­nie­nie się od żalów z powodu tego, co było, i obaw o to, co będzie. Zwięk­szy ono twoją psy­chiczną ela­stycz­ność, tak iż będziesz odkry­wać przed sobą nowe moż­li­wo­ści tam, gdzie jesz­cze przed chwilą wyda­wało się, że nic nie możesz zro­bić. Prak­tyka uważ­no­ści może cię uchro­nić przed poczu­ciem nie­szczę­ścia, które jest dla nas normą, kiedy wciąga nas wir depre­sji. Dzieje się tak, ponie­waż pomaga ona nawią­zać ponowny kon­takt z całą paletą dostęp­nych nam we wła­snym wnę­trzu i na zewnątrz zaso­bów umoż­li­wia­ją­cych ucze­nie się, roz­wój i zdro­wie­nie – zaso­bów, w któ­rych posia­da­nie nawet nie wie­rzy­li­śmy.

Jed­nym z tych wewnętrz­nych zaso­bów – nie­sły­cha­nie waż­nym, a czę­sto przez nas igno­ro­wa­nym albo bar­dzo nie­do­ce­nia­nym nie­za­leż­nie od tego, czy jeste­śmy w depre­sji, czy nie – jest nasze ciało. Gdy zatra­camy się w myślach, a uczu­cia są dla nas bala­stem, któ­rego usi­łu­jemy się pozbyć, zwra­camy bar­dzo mało uwagi na fizyczne dozna­nia pły­nące z ciała. A jed­nak to wła­śnie owe dozna­nia w ciele infor­mują nas natych­miast o sta­nie naszych emo­cji i umy­słu. Mogą nam dostar­czyć cen­nych infor­ma­cji, istot­nych dla naszego dąże­nia do uwol­nie­nia się od depre­sji, a sku­pie­nie się na nich nie tylko chroni nas przed wpad­nię­ciem w men­talną pułapkę wychy­la­nia się ku przy­szło­ści bądź grzęź­nię­cia w prze­szło­ści, ale może też zmie­nić odczu­wane emo­cje. W czę­ści I tej książki przyj­rzymy się, jak umysł, ciało i emo­cje współ­pra­cują w two­rze­niu i pod­trzy­my­wa­niu depre­sji oraz w jaki spo­sób wyko­rzy­stu­jąc pio­nier­skie bada­nia, można to zmie­nić i wyrwać się z tego błęd­nego koła. Zoba­czymy bar­dzo wyraź­nie, jak wszy­scy wpa­damy w nawy­kowe wzorce myśle­nia, odczu­wa­nia i dzia­ła­nia odbie­ra­jące nam radość życia i poczu­cie wła­snych moż­li­wo­ści. Posta­wimy tezę, że w pełni świa­dome prze­ży­wa­nie danej chwili wyzwala w nas moc, któ­rej ist­nie­nia nawet się nie domy­śla­li­śmy.

Logika i wie­dza pocho­dząca z naj­now­szych odkryć nauko­wych może robić na nas wra­że­nie, ale sama przez się nie­ko­niecz­nie ma jakąś prak­tyczną war­tość, choćby dla­tego, że zwy­kle prze­ma­wia tylko do głowy drogą myślowo-rozu­mową. Dla­tego w czę­ści II zachę­cimy cię do doświad­cze­nia tego, czego może bra­ko­wać każ­demu, kto zatraca się bez reszty w umy­sło­wej ekwi­li­bry­styce, usi­łu­jąc „napra­wić” swój stan nie­szczę­śli­wo­ści i tra­cąc kon­takt z innymi stro­nami wła­snego bytu i inte­li­gen­cji, w tym – z mocą swo­jej uważ­no­ści. Na razie może to być dla cie­bie tylko abs­trak­cją, jesz­cze jed­nym teo­re­tycz­nym poję­ciem – cóż to może zna­czyć: kul­ty­wo­wać uważ­ność na wła­sny umysł, ciało i emo­cje? Z tego wła­śnie względu ta część książki jest pomy­ślana tak, aby pomóc ci roz­wi­nąć wła­sną prak­tykę uważ­no­ści i prze­ko­nać się oso­bi­ście o tym, jak głę­boko może ona czło­wieka zmie­niać i wyzwa­lać.

Część III pomoże ci udo­sko­na­lić tę prak­tykę, tak że zacznie ona wpły­wać na te myśli, uczu­cia, dozna­nia cie­le­sne i zacho­wa­nia, które łączyły się w spi­ralę pro­wa­dzącą od przy­gnę­bie­nia do depre­sji.

Część IV scala wszystko w jed­no­litą stra­te­gię życia – peł­niej­szego i bar­dziej sku­tecz­nego w odnie­sie­niu do wszyst­kich jego wyzwań, a w szcze­gól­no­ści wobec widma powra­ca­ją­cej depre­sji. Przy­to­czymy histo­rie ludzi, któ­rzy roz­wi­nęli się i zmie­nili poprzez prak­ty­ko­wa­nie uważ­no­ści w obli­czu drę­czą­cej ich przed­tem depre­sji, i zapro­po­nu­jemy sys­te­ma­tyczny, łatwy do wdro­że­nia, ośmio­ty­go­dniowy pro­gram umoż­li­wia­jący połą­cze­nie w całość wszyst­kich ele­men­tów i wszyst­kich prak­tyk opi­sa­nych w tej książce. Żywimy nadzieję, że już samo czy­ta­nie tej książki i sto­so­wa­nie opi­sa­nych w niej ćwi­czeń pozwoli ci w jak najbar­dziej prak­tyczny i uży­teczny spo­sób nawią­zać kon­takt z wła­sną wro­dzoną mądro­ścią i mocą uzdra­wia­jącą.

Z tego podej­ścia można korzy­stać na różne spo­soby. Nie musisz od razu decy­do­wać się na cały, ośmio­ty­go­dniowy pro­gram, choć byłoby to nie­sły­cha­nie korzystne, o ile znaj­dziesz odpo­wiedni czas na taki poziom zaan­ga­żo­wa­nia. Głę­boką korzyść ze sto­so­wa­nia opi­sy­wa­nych tu prak­tyk odnie­siesz, nawet jeśli nie masz kon­kret­nego pro­blemu, takiego jak depre­sja. Nawy­kowe i auto­ma­tyczne wzorce funk­cjo­no­wa­nia umy­słu, które będziemy badać, gnę­bią prak­tycz­nie każ­dego z nas, dopóki nie nauczymy się radzić sobie z nimi. Może po pro­stu chcesz dowie­dzieć się cze­goś wię­cej o swoim umy­śle, o swoim pej­zażu wewnętrz­nym. A może wła­śnie wtedy cie­ka­wość skłoni cię do eks­pe­ry­men­to­wa­nia z nie­któ­rymi z prak­tyk uważ­no­ści, na przy­kład, na począ­tek, tymi z czę­ści II. Moż­liwe, że dopiero wtedy nabie­rzesz moty­wa­cji, żeby zaan­ga­żo­wać się w pełny ośmio­ty­go­dniowy pro­gram i prze­ko­nać się, co się będzie działo.

Dwa słowa prze­strogi, zanim pój­dziemy dalej. Po pierw­sze, nie­które opi­sy­wane przez nas prak­tyki medy­ta­cyjne czę­sto wyma­gają pew­nego czasu, żeby w pełni ujaw­nić swój poten­cjał. Dla­tego wła­śnie nazywa się je „prak­ty­kami”. Wyma­gają wra­ca­nia do nich raz po raz, raczej w duchu otwar­to­ści i cie­ka­wo­ści niż dąże­nia ze wszyst­kich sił do jakie­goś z góry zało­żo­nego rezul­tatu, który by miał uspra­wie­dli­wić poświę­ca­nie im czasu i ener­gii. Dla więk­szo­ści z nas jest to naprawdę nowy rodzaj nauki, z któ­rym trzeba będzie tro­chę poeks­pe­ry­men­to­wać, ale warto. Wszystko, o czym piszemy, ma cię wspie­rać w two­ich wysił­kach.

Po dru­gie, roz­trop­nie będzie nie podej­mo­wać całego pro­gramu, jeśli aku­rat jesteś w trak­cie epi­zodu kli­nicz­nej depre­sji. Zbie­rane obec­nie dane suge­rują, że warto odło­żyć to do czasu, gdy z konieczną pomocą wydo­sta­niesz się z otchłani i dopiero z umy­słem i duchem wol­nym od przy­gnia­ta­ją­cego cię­żaru ostrej depre­sji przy­stą­pisz do nowego spo­sobu pracy z wła­snymi myślami i uczu­ciami.

Bez względu na to, z jakiego miej­sca star­tu­jesz, radzimy ci wyko­ny­wać opi­sane tu i na pły­cie ćwi­cze­nia i medy­ta­cje cier­pli­wie i wytrwale, z wraż­li­wo­ścią na sie­bie samego i otwar­to­ścią umy­słu. Zachę­camy cię do porzu­ce­nia wła­ści­wej nam wszyst­kim ten­den­cji do wymu­sza­nia, aby coś się działo tak, jak tego ocze­ku­jemy. Zamiast tego pozwa­laj, żeby było wła­śnie to, co jest w danej chwili. Na ile potra­fisz, po pro­stu zaufaj obec­nej w tobie zdol­no­ści ucze­nia się, wzra­sta­nia i zdro­wie­nia i zaan­ga­żuj się w te prak­tyki, tak jakby od tego zale­żało twoje życie. Bo pod wie­loma wzglę­dami, dosłow­nie i w prze­no­śni, zależy. Reszta zadba o sie­bie sama.

CZĘŚĆ I

Umysł, ciało i emocje

ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY

Och, nie, znowu to samo!

Dla­czego nie­szczę­ście nas nie opusz­cza

Alice prze­wra­cała się z boku na bok. Nie mogła zasnąć. Była trze­cia nad ranem. Dwie godziny temu coś wyrwało ją ze snu i odtąd w jej gło­wie cały czas huczało: prze­ży­wała, stale od nowa, popo­łu­dniowe spo­tka­nie ze zwierzch­ni­kiem. Tyle że teraz dołą­czył się komen­ta­tor – jej wewnętrzny głos zarzu­cał ją napa­stli­wymi pyta­niami:

Dla­czego musia­łam to powie­dzieć w taki spo­sób? Zro­bi­łam z sie­bie idiotkę. Co on miał na myśli, mówiąc „zado­wa­la­jące”? Ujdzie, ale nie dość dobre, żeby dać mi pod­wyżkę? Dział Kri­stin? A co oni mają wspól­nego z tym pro­jek­tem? To moja działka… przy­naj­mniej na razie. Czy on tak rozu­mie oce­nia­nie postępu spraw? Chyba pla­nuje powie­rzyć pro­jekt komuś innemu, prawda? Wie­dzia­łam, że moja praca jest nie dość dobra – nie dość dobra, żebym dostała pod­wyżkę, może nawet nie dość dobra, żebym nie została wylana. Gdy­bym tylko prze­wi­działa, że tak będzie…

Alice nie mogła już zasnąć. Kiedy zadzwo­nił budzik, jej myśli miały już za sobą długą drogę – od bez­na­dziej­no­ści jej sytu­acji w pracy do kosz­maru, jaki czeka ją i dzieci, gdy znowu przyj­dzie jej szu­kać zaję­cia. Zmu­sza­jąc obo­lałe ciało do wsta­nia z łóżka i wlo­kąc się do łazienki, przed oczami miała już sze­reg poten­cjal­nych pra­co­daw­ców, któ­rzy – jeden za dru­gim – poka­zują jej drzwi.

Nie będę mogła mieć im tego za złe. Tylko nie rozu­miem, dla­czego tak czę­sto czuję się podle. Dla­czego wszystko mnie tak przy­tła­cza? Inni ludzie, zdaje się, jakoś sobie radzą. Widocz­nie nie mam tego, co potrzeba, żeby dawać sobie radę naraz z pracą i z domem. Jak to on o mnie powie­dział?

Taśma w jej gło­wie poszła w ruch od nowa.

Za to Jim nie miał żad­nych trud­no­ści ze snem. Trud­ność spra­wiało mu tylko życie na jawie. Oto znowu sie­dział w swoim samo­cho­dzie na fir­mo­wym par­kingu i czuł, jak przy­gniata go cię­żar dnia, który led­wie co się roz­po­czął. Ciało miał jak z oło­wiu. Jedyne, na co mógł się zdo­być, to odpię­cie pasa bez­pie­czeń­stwa. I tkwił tak nie­ru­chomo, nie­zdolny chwy­cić za klamkę, wysiąść z samo­chodu i pójść do pracy.

Może jeśli prze­bie­gnie myślami plan dnia… to zawsze ruszało go z miej­sca, pusz­czało koła w ruch. Zawsze, ale nie dziś. Każde umó­wione spo­tka­nie, każde zebra­nie, każdy tele­fon do wyko­na­nia były dla niego jak kula z żelaza, którą trzeba prze­łknąć, a z każ­dym prze­łknię­ciem jego umysł odbie­gał coraz dalej od porządku dnia, by zająć się pyta­niem, drę­czą­cym go każ­dego ranka:

Dla­czego jest mi tak źle? Mam wszystko, o czym marzy więk­szość męż­czyzn: kocha­jącą żonę, wspa­niałe dzieci, stałą pracę, ładny dom… Co jest ze mną nie tak? Dla­czego nie umiem wziąć się w garść? I dla­czego tak jest zawsze? Wendy i dzieci są śmier­tel­nie znu­dzeni moim uża­la­niem się nad sobą. Już długo ze mną nie wytrzy­mają. Gdy­bym mógł z tym dojść do ładu, wszystko byłoby ina­czej. Gdy­bym wie­dział, dla­czego czuję się tak podle, na pewno umiał­bym roz­wią­zać pro­blem i po pro­stu żyć dalej, jak wszy­scy. To naprawdę idio­tyczne.

Alice i Jim chcą być po pro­stu szczę­śliwi. Alice może ci powie­dzieć, że miewa w życiu dobre chwile. Ale one ni­gdy nie trwają długo. Coś nagle wpra­wia ją w panikę i zda­rze­nia, z któ­rych kie­dyś z łatwo­ścią by się otrzą­snęła, teraz wpę­dzają ją w roz­pacz, zanim zdąży się zorien­to­wać, co ją tak zabo­lało. Jim mówi, że też miał swoje dobre okresy – ale były to czasy nace­cho­wane nie tyle obec­no­ścią rado­ści, ile raczej nieobec­no­ścią bólu. Nie ma poję­cia, co spra­wia, że ten tępy ból ustę­puje albo powraca. Wie tylko tyle, że nie jest w sta­nie sobie przy­po­mnieć, kiedy ostatni raz spę­dził wie­czór, śmie­jąc się i żar­tu­jąc z rodziną albo przy­ja­ciółmi.

Gdy w gło­wie Alice kotłują się mroczne wizje wła­snego bez­ro­bo­cia, w zaka­mar­kach umy­słu czai się głę­boki strach przed tym, że nie będzie mogła zapew­nić sobie i dzie­ciom tego, czego potrze­bują. „Och nie, znowu?!” – wzdy­cha ciężko. Dobrze pamięta, jak to było, gdy odkryła, że Burt ją zdra­dzał, i kazała mu się wyno­sić. Natu­ral­nie, była wtedy smutna i zła, ale też upo­ko­rzona tym, jak ją potrak­to­wał. Oka­zał się nie­wierny. Poczuła wtedy, że „prze­grała” walkę o oca­le­nie tego związku. A potem stwier­dziła, że jako samotna matka jest w pułapce. Z początku robiła dobrą minę do złej gry ze względu na dzieci. Wszy­scy byli dla niej życz­liwi, ale w pew­nym momen­cie uznała, że powinna się już pozbie­rać. Nie mogła prze­cież wciąż pro­sić krew­nych i zna­jo­mych o pomoc. Cztery mie­siące póź­niej jed­nak spo­strze­gła, że staje się coraz bar­dziej płacz­liwa i przy­gnę­biona, traci zain­te­re­so­wa­nie chó­rem dzie­cię­cym, któ­rym dyry­go­wała, nie umie się sku­pić na pracy i prze­śla­duje ją poczu­cie winy z powodu tego, że jest „złą matką”. Nie mogła spać i „bez prze­rwy” jadła. W końcu poszła do leka­rza, a on zdia­gno­zo­wał depre­sję.

Prze­pi­sał jej śro­dek anty­de­pre­syjny, który znacz­nie popra­wił jej nastrój. Po paru mie­sią­cach była znowu sobą – do czasu gdy dzie­więć mie­sięcy póź­niej „ska­so­wała” swój nowy samo­chód w wypadku. Nie mogła otrzą­snąć się z poczu­cia, że była o włos od śmierci, mimo że wyszła z tego zale­d­wie z kil­koma sinia­kami. Wypa­dek raz po raz sta­wał jej przed oczami. Zada­wała sobie pyta­nia: jak mogła być tak nie­roz­sądna, jak mogła nara­zić się na nie­bez­pie­czeń­stwo, które mogło pozba­wić jej dzieci jedy­nego rodzica z praw­dzi­wego zda­rze­nia, jakiego jesz­cze mają? Gdy czarne myśli sta­wały się coraz bar­dziej natar­czywe, zgło­siła się do leka­rza po kolejną receptę i wkrótce znów poczuła się lepiej. Ten sche­mat powta­rzał się jesz­cze kil­ka­krot­nie w ciągu kolej­nych pię­ciu lat. Za każ­dym razem, gdy zauwa­żała oznaki wcią­ga­nia w wir, czuła nara­sta­jącą trwogę. Alice była pewna, że dłu­żej tego nie znie­sie.

U Jima ni­gdy nie zdia­gno­zo­wano depre­sji – ni­gdy nawet nie wspo­mi­nał leka­rzowi o swoim ponu­rym sta­nie ducha i cią­głym złym samo­po­czu­ciu. Bądź co bądź, jakoś sobie radził. W jego życiu było wszystko w porządku, więc jakie miał prawo narze­kać? Tyle tylko, że sie­dział tak w samo­cho­dzie, dopóki coś go nie skła­niało, żeby w końcu jed­nak otwo­rzyć drzwi i ruszyć do przodu. Kiedy pró­bo­wał pomy­śleć o swoim ogro­dzie i pięk­nych nowych tuli­pa­nach, które lada dzień będą kieł­ko­wać, przy­po­mi­nał sobie, że nie zro­bił jak należy jesien­nych porząd­ków i teraz czeka go mnó­stwo pracy, żeby dopro­wa­dzić obej­ście do ładu – na myśl o tym poczuł odpływ sił. Pomy­ślał o swo­ich dzie­ciach i żonie, ale myśl o pró­bie włą­cze­nia się w roz­mowę przy kola­cji spra­wiła, że tylko zachciało mu się wcze­śniej pójść spać tak jak poprzed­niego wie­czoru. Pla­no­wał wstać wcze­śnie rano, żeby dokoń­czyć pracę, którą zosta­wił na biurku wczo­raj, ale jakoś długo nie mógł się obu­dzić. Może po pro­stu zosta­nie w biu­rze do chwili, aż skoń­czy, choćby to miało potrwać do pół­nocy…

Alice ma nawra­ca­jące duże zabu­rze­nia depre­syjne. Jim, być może, cierpi na dys­ty­mię, rodzaj nisko­po­zio­mo­wej depre­sji, będą­cej raczej sta­nem prze­wle­kłym niż ostrym scho­rze­niem. Kon­kretna dia­gnoza nie jest dla potrzeb naszego pro­gramu naj­waż­niej­sza. Pro­ble­mem Alice i Jima, a także wielu z nas jest to, że roz­pacz­li­wie pra­gniemy być szczę­śliwi, ale nie mamy poję­cia, jak to osią­gnąć. Dla­czego nie­któ­rzy z nas raz po raz wpa­dają w taki dołek? Dla­czego nie­któ­rzy z nas mają wra­że­nie, że ni­gdy nie są naprawdę szczę­śliwi, a tylko wloką się przez życie z przy­mu­sem – wiecz­nie przy­gnę­bieni i nie­za­do­wo­leni, zmę­czeni i obo­jętni – i nie mogą wykrze­sać z sie­bie zain­te­re­so­wa­nia tym, co kie­dyś spra­wiało im przy­jem­ność i powo­do­wało, że życie miało dla nich war­tość?

U więk­szo­ści z nas począ­tek depre­sji ma zwią­zek z jakąś tra­ge­dią lub odmianą losu. Do zda­rzeń, które mają szcze­gólną szansę wywo­łać depre­sję, należą utrata kogoś lub cze­goś waż­nego, upo­ko­rze­nie bądź porażka, spra­wia­jące, że czu­jemy się bez­silni wobec życio­wych oko­licz­no­ści. Alice wpa­dła w depre­sję po roz­pa­dzie jej dłu­go­trwa­łego związku z Bur­tem. Począt­kowo doda­wało jej sił słuszne obu­rze­nie i z mściwą zawzię­to­ścią rzu­ciła się w wir samo­dziel­nego wycho­wy­wa­nia dzieci. Ale to było wszystko, na co było ją stać wie­czo­rem po przyj­ściu z pracy. Zaprze­stała więc spo­tkań po godzi­nach z przy­ja­ciół­kami, kola­cji z matką, nawet roz­mów tele­fo­nicz­nych z sio­strą miesz­ka­jącą w sąsied­nim sta­nie. Nie­ba­wem poczuła się przy­tło­czona samot­no­ścią, zdru­zgo­tana nie­ustan­nym poczu­ciem opusz­cze­nia.

U Jima strata miała nieco sub­tel­niej­szy cha­rak­ter i była znacz­nie mniej widoczna dla świata zewnętrz­nego. Kilka mie­sięcy po otrzy­ma­niu awansu w fir­mie kon­sul­tin­go­wej Jim stwier­dził, że nie ma już czasu na prze­by­wa­nie z przy­ja­ciółmi; musiał też zre­zy­gno­wać z uczęsz­cza­nia do klubu miło­śni­ków ogrod­nic­twa, ponie­waż praca w biu­rze prze­dłu­żała się do coraz póź­niej­szych godzin. Zdał sobie też sprawę, że nowo uzy­skana rola nad­zorcy cudzej pracy wcale go nie bawi. W końcu popro­sił o przy­wró­ce­nie go na sta­no­wi­sko podobne do tego, jakie zaj­mo­wał wcze­śniej. Zmiana ta przy­nio­sła Jimowi ulgę i nikt poza nim samym nie wie­dział, że nie jest szczę­śliwy – z początku nie wie­dział o tym nawet on sam. Zaczął jed­nak „odpły­wać” gdzieś myślami i czę­sto spra­wiał wra­że­nie nie­obec­nego duchem. W swo­jej gło­wie wciąż na nowo roz­wa­żał pod­jętą decy­zję, dro­bia­zgowo ana­li­zo­wał każdą naj­mniej­szą wymianę zdań z sze­fami, a w końcu besz­tał sam sie­bie za to, że „zawiódł” firmę i sie­bie samego. Nikomu nic nie mówił i sta­rał się nie zwra­cać uwagi na te myśli, ale przez kolej­nych pięć lat coraz bar­dziej wyco­fy­wał się w sie­bie, zaczął odczu­wać kilka nie­zbyt poważ­nych dole­gli­wo­ści i, jak stwier­dziła jego żona, „nie był już czło­wie­kiem, jakiego znała”.

Strata sta­nowi nie­od­łączny skład­nik ludz­kiej kon­dy­cji. Więk­szo­ści z nas życie wydaje się ogrom­nym wysił­kiem po prze­ży­ciu takiego kry­zysu, jakiego doświad­czyła Alice, a nie­je­den z nas czuje się jak Jim, umniej­szony przez roz­cza­ro­wa­nia, jakie spra­wił nam ktoś inny albo my sami. Ale w histo­riach Alice i Jima tkwi klucz do uświa­do­mie­nia sobie, dla­czego tylko u nie­któ­rych z nas takie trudne prze­ży­cia pozo­sta­wiają dłu­go­trwałe następ­stwa.

GDY SMUTEK ZMIENIA SIĘ W DEPRESJĘ… A DEPRESJA NIE CHCE MINĄĆ

Depre­sja jest olbrzy­mim cię­ża­rem, który dźwi­gają dziś miliony ludzi. Wystę­puje on coraz powszech­niej w kra­jach Zachodu, a także w tych kra­jach, któ­rych gospo­darka roz­wija się na zachod­nią modłę. Czter­dzie­ści lat temu depre­sja dopa­dała ludzi po raz pierw­szy zwy­kle dopiero po czter­dzie­stce albo po pięć­dzie­siątce; dziś zapa­dają na nią już osoby dwu­dzie­sto­kil­ku­let­nie. (Z doświad­cze­nia pol­skich kli­ni­cy­stów wynika, że depre­sja oraz dys­ty­mia poja­wiają się czę­sto w wieku pokwi­ta­nia. Domy­ślać się można jej związ­ków ze zmia­nami hor­mo­nal­nymi, ale także z tym rodza­jem pre­sji, jakiej pod­lega mło­dzież w kra­jach, gdzie gospo­darka oparta jest na „wyścigu szczu­rów” – przyp. red.). Roz­miar pro­blemu w dzi­siej­szym świe­cie una­ocz­niają też inne dane sta­ty­styczne, przed­sta­wione w ramce na str. 34, ale chyba naj­bar­dziej alar­mu­jące jest to, że depre­sja ma ten­den­cję do nawro­tów5. Co naj­mniej pięć­dzie­siąt pro­cent tych, któ­rzy doświad­czyli depre­sji, prze­ko­nuje się, iż ona powraca, nawet jeśli wyda­wało się, że cał­kiem się z niej wyle­czyli. Po dru­gim czy trze­cim epi­zo­dzie ryzyko wystą­pie­nia kolej­nych wzra­sta do osiem­dzie­się­ciu–dzie­więć­dzie­się­ciu pro­cent. Na szcze­gól­nie wyso­kie nie­bez­pie­czeń­stwo nawrotu nara­żone są osoby, które pierw­szy raz wpa­dły w depre­sję przed ukoń­cze­niem dwu­dzie­stego roku życia. Jak to się dzieje? Tego wła­śnie wszy­scy trzej (Mark Wil­liams, Zin­del Segal i John Teas­dale) chcie­li­śmy się dowie­dzieć. Pozo­stała część tego roz­działu, plus roz­dział drugi, infor­mują o tym, czego nauka dowie­działa się o natu­rze depre­sji i poczu­cia braku szczę­ścia, oraz opo­wia­dają, jak owa wie­dza, gdy połą­czy­li­śmy siły z czwar­tym z auto­rów (Jon Kabat-Zinn), osta­tecz­nie zaowo­co­wała metodą lecze­nia, która stała się pod­stawą napi­sa­nia tej książki.

Jed­nym z naj­do­nio­ślej­szych pozna­nych przez nas fak­tów jest to, że mię­dzy czło­wie­kiem, który doświad­czył epi­zodu depre­sji, a tym, który jej ni­gdy nie zaznał, jest pewna róż­nica: depre­sja buduje w mózgu spe­cy­ficzne dla sie­bie połą­cze­nie mię­dzy nastro­jem smutku a nega­tyw­nymi myślami. Spra­wia ono, że nawet zwy­czajny smu­tek może na nowo wywo­łać nega­tywne myśli. Odkry­cie to wnio­sło nowy wymiar w naszą wie­dzę o spo­so­bie funk­cjo­no­wa­nia depre­sji. Już kil­ka­dzie­siąt lat temu pio­nie­rzy nauki, tacy jak Aaron Beck, spo­strze­gli, że wio­dącą rolę w depre­sji odgry­wają nega­tywne myśli6. Beck i jego kole­dzy po fachu doko­nali ogrom­nego prze­łomu w naszym poj­mo­wa­niu depre­sji, kiedy stwier­dzili, że nasz nastrój w dużym stop­niu kształ­tują myśli – że naszymi emo­cjami kie­rują nie tyle same zda­rze­nia, ile nasze prze­ko­na­nia o tych zda­rze­niach, czyli ich inter­pre­ta­cje. Teraz już wiemy, że na tym nie koniec. Nie tylko myśli oddzia­łują na nasz nastrój, ale – u osób w depre­sji – także sam nastrój potrafi wpły­wać na myśli w spo­sób, który pro­wa­dzi do jego dal­szego obni­że­nia. Jeśli ktoś jest podatny, nie potrzeba jakiejś dra­ma­tycz­nej straty, aby na nowo wpadł w spi­ralę pogar­sza­ją­cego się samo­po­czu­cia; nawet zwy­czajne, codzienne trud­no­ści, które ktoś inny skwi­to­wałby wzru­sze­niem ramion, mogą u takiej osoby zapo­cząt­ko­wać sta­cza­nie się w depre­sję albo spra­wić, że przez wiele dni będzie czuć się nie­szczę­śliwa. Co wię­cej, jak się prze­ko­namy, to połą­cze­nie tak się w czło­wieku zako­rze­nia, że cza­sami łań­cuch nega­tyw­nych myśli pro­wa­dzą­cych do depre­sji zostaje zapo­cząt­ko­wany przez chwilę smutku tak prze­lotną, że dana osoba pra­wie jej nie zauważa.

Powszech­ność depre­sji w dzi­siej­szym świe­cie

Około 12% męż­czyzn i 20% kobiet w któ­rymś momen­cie życia prze­żyje epi­zod depre­sji dużej7.

Pierw­szy epi­zod depre­sji dużej prze­waż­nie ma miej­sce mię­dzy 20. a 30. rokiem życia. Znaczny pro­cent ludzi doświad­cza pierw­szego peł­no­obja­wo­wego epi­zodu już w póź­nym dzie­ciń­stwie albo w wieku doj­rze­wa­nia8.

W każ­dej chwili na depre­sję o tak poważ­nym nasi­le­niu cierpi około 5% lud­no­ści.

Cza­sami depre­sja trwa długo; od 15 do 39% przy­pad­ków kli­niczna depre­sja utrzy­muje się jesz­cze po roku od wystą­pie­nia obja­wów9, a w 22% rów­nież po dwóch latach10

Każdy epi­zod depre­sji zwięk­sza ryzyko wystą­pie­nia następ­nego o 16%11.

W Sta­nach Zjed­no­czo­nych dzie­sięć milio­nów ludzi bie­rze prze­pi­sane przez leka­rza leki anty­de­pre­syjne12.

Nic dziw­nego, że wielu z nas czuje się tak, jakby byli w otchłani, z któ­rej nie mogą się wydo­stać, choćby nie wia­domo jak pró­bo­wali. Nie mamy poję­cia, kiedy i jak zaczę­li­śmy się w nią osu­wać.

Nie­stety, nasze dzielne usi­ło­wa­nia, by zro­zu­mieć, co nas wpę­dziło w ten stan, oka­zują się jesz­cze jedną czę­ścią skom­pli­ko­wa­nego mecha­ni­zmu, który nas spy­cha coraz bar­dziej w dół. Jak to się dzieje, że nasze wysiłki, by zro­zu­mieć sie­bie, tylko przy­spa­rzają nam pro­ble­mów, zamiast roz­wią­zać ist­nie­jące, to rzecz zło­żona. Żeby to zro­zu­mieć, musimy zacząć od pozna­nia pod­staw ana­to­mii depre­sji i jej czte­rech klu­czo­wych wymia­rów: uczuć, myśli, doznań cie­le­snych i zacho­wań, jakimi reagu­jemy na to, co nas spo­tyka w życiu. Klu­czowe zna­cze­nie dla tego mecha­ni­zmu ma wza­jemne oddzia­ły­wa­nie wszyst­kich tych wymia­rów.

ANATOMIA DEPRESJI

Przyj­rzyjmy się przez chwilę roz­wo­jowi całego sche­matu depre­sji, zanim przej­dziemy do jego poszcze­gól­nych ele­men­tów.

Gdy zaczy­namy się czuć głę­boko nie­szczę­śliwi albo popa­damy w depre­sję, zasy­puje nas lawina uczuć, myśli, doznań cie­le­snych i zacho­wań, co ujaw­nia lista typo­wych obja­wów kli­nicz­nej depre­sji (zob. ramka na str. 35). To nor­malne, że doświad­cze­nie straty, oddzie­le­nia od bli­skiej osoby, odrzu­ce­nia czy jakiej­kol­wiek odmiany losu przy­no­szą­cej poczu­cie upo­ko­rze­nia bądź klę­ski, może wywo­łać olbrzymi wstrząs emo­cjo­nalny. Przy­kre emo­cje odgry­wają w naszym życiu ważną rolę. Sygna­li­zują nam i innym, że prze­ży­wamy poważną nie­dolę, że w naszym życiu wyda­rzyło się coś nie­po­myśl­nego. Ale smu­tek może przejść w depre­sję wtedy, kiedy zmie­nia się on w wyjąt­kowo raniące nega­tywne myśli i uczu­cia. Zapa­damy się wtedy w grzę­za­wi­sko nega­tywnego myśle­nia, z któ­rego rodzą się napię­cia, bóle, poczu­cie wyczer­pa­nia i zamętu. Tymi z kolei kar­mią się kolejne nega­tywne myśli; pogłę­bia się depre­sja, a wraz z nią ból. Nasze poczu­cie, że cze­goś nam ubyło, tylko się wzmaga, gdy pró­bu­jemy się z nim upo­rać, porzu­ca­jąc zaję­cia, które zwy­kle nas emo­cjo­nal­nie kar­miły, takie jak spo­ty­ka­nie się z przy­ja­ciółmi i rodziną, czyli oso­bami będą­cymi dla nas real­nym wspar­ciem. Poczu­cie wyczer­pa­nia staje się jesz­cze sil­niej­sze, jeśli prze­zwy­cię­żamy je na siłę, pra­cu­jąc cię­żej.

Depre­sja duża13

Kli­niczną (dużą) depre­sję stwier­dza się, gdy ktoś przez mniej wię­cej dwa tygo­dnie bez prze­rwy doświad­cza przy­naj­mniej jed­nego z dwóch pierw­szych obja­wów z poniż­szej listy oraz co naj­mniej czte­rech z pozo­sta­łych w stop­niu odbie­ga­ją­cym od nor­mal­nego funk­cjo­no­wa­nia:

Trwa­jące przez więk­szą część dnia poczu­cie przy­gnę­bie­nia lub smutku.Zanik zain­te­re­so­wa­nia wszyst­kimi lub pra­wie wszyst­kimi zaję­ciami, które wcze­śniej spra­wiały radość, albo zanik zdol­no­ści cie­sze­nia się nimi.Znaczna utrata wagi mimo nie­sto­so­wa­nia diety albo znaczny przy­rost wagi, względ­nie spa­dek albo wzrost ape­tytu, odczu­wany pra­wie każ­dego dnia.Trud­no­ści z prze­spa­niem całej nocy albo zwięk­szona potrzeba snu za dnia.Zauwa­żalne spo­wol­nie­nie lub pode­ner­wo­wa­nie przez cały dzień.Odczu­wane nie­mal codzien­nie zmę­cze­nie albo spa­dek ener­gii.Poczu­cie wła­snej bez­war­to­ścio­wo­ści, względ­nie skraj­nie nasi­lone lub nie­uza­sad­nione poczu­cie winy.Trud­no­ści z kon­cen­tra­cją bądź nie­zdol­ność zebra­nia myśli, która może być także przez innych postrze­gana jako nie­zde­cy­do­wa­nie.Powta­rza­jące się myśli o śmierci bądź samo­bój­stwie (może, acz nie musi im towa­rzy­szyć kon­kretny plan popeł­nie­nia samo­bój­stwa) albo próba samo­bój­cza.

Nie­trudno zauwa­żyć, że uczu­cia, myśli, dozna­nia fizyczne i zacho­wa­nia – wszyst­kie mają swój udział w zja­wi­sku depre­sji. Na początku tego roz­działu opi­sa­li­śmy bóle, jakie odczu­wała Alice po cało­noc­nym wymy­śla­niu sobie samej, i „żela­zną kulę”, któ­rej wra­że­nie poły­ka­nia miał Jim, kiedy myślał o cze­ka­ją­cym go dniu. Wielu z nas aż za dobrze zdaje sobie sprawę, że bycie w dołku utrud­nia zro­bie­nie cze­go­kol­wiek sku­tecz­nie czy pod­ję­cie decy­zji, które pozwo­li­łyby nam dotrzeć tam, gdzie chcemy. Nieco trud­niej jest zauwa­żyć, że spi­ralę spad­kową może uru­cho­mić któ­re­kol­wiek z ogniw tego łań­cu­cha, a każde z nich wzmac­nia pozo­stałe. W ten spo­sób stale potę­guje się stan umy­słu, w któ­rym wciąż czu­jemy się nie­szczę­śliwi, czy­niący nas podat­nymi na depre­sję. Bliż­sze spoj­rze­nie na poszcze­gólne ele­menty może nam pomóc wyraź­niej zoba­czyć całość.

Uczu­cia

Jeśli przy­po­mnisz sobie, kiedy ostatni raz zaczą­łeś się czuć nie­szczę­śliwy i spró­bu­jesz opi­sać swoje ówcze­sne uczu­cia, może ci przyjść na myśl wiele okre­śleń: smu­tek, melan­cho­lia, zde­pry­mo­wa­nie, nie­dola, znie­chę­ce­nie, dołek, uża­la­nie się nad sobą. Uczu­cia te mogą wystę­po­wać z różną siłą: na przy­kład, można być odro­binę smut­nym albo strasz­nie smut­nym czy też gdzieś pomię­dzy. To nor­malne, że różne emo­cje przy­cho­dzą i odcho­dzą, ale depre­syjne uczu­cia rzadko poja­wiają się poje­dyn­czo. Czę­sto two­rzą całe grona, łącząc się z nie­po­ko­jem i lękiem, zło­ścią i roz­draż­nie­niem, bra­kiem nadziei i roz­pa­czą. Draż­li­wość jest szcze­gól­nie czę­stym symp­to­mem towa­rzy­szą­cym depre­sji; jeste­śmy w dołku, możemy odczu­wać znie­cier­pli­wie­nie wobec wielu osób w naszym życiu, możemy czuć, że nasza cier­pli­wość wobec nich jest na wyczer­pa­niu. Moż­liwe, że będziemy wtedy bar­dziej skłonni do wybu­chów zło­ści. U nie­któ­rych ludzi w depre­sji, zwłasz­cza u mło­dzieży, draż­li­wość rzuca się w oczy nawet bar­dziej niż smu­tek.

* * *

Uczu­cia, na któ­rych pod­sta­wie stwier­dzamy depre­sję, prze­waż­nie trak­tu­jemy jako sku­tek. Jeste­śmy przy­gnę­bieni, czu­jemy się smutni, zdo­ło­wani, roz­ża­leni, nie­szczę­śliwi, przy­bici, zre­zy­gno­wani, zroz­pa­czeni. Są one jed­nak rów­nież punk­tem wyj­ścia i przy­czyną: bada­nia wyka­zały, że im dłu­żej prze­ży­wa­li­śmy depre­sję w prze­szło­ści, tym bar­dziej nastrój smutku pociąga za sobą niską samo­ocenę i samo­oskar­że­nia1414. Nie dość, że jest nam smutno, to jesz­cze czu­jemy się nie­udacz­ni­kami, pozba­wio­nymi war­to­ści, nie­god­nymi miło­ści i prze­gra­nymi. Uczu­cia te wyzwa­lają sil­nie kry­tyczne myśli na wła­sny temat: wymy­ślamy sobie samym i oskar­żamy sie­bie o emo­cje, któ­rych doświad­czamy: „To jest kre­tyń­stwo – dla­czego nie mogę po pro­stu prze­stać się przej­mo­wać i żyć do przodu?”. A myśle­nie w ten spo­sób, rzecz jasna, tylko pogrąża nas jesz­cze bar­dziej.

* * *

Takie samo­kry­tyczne myśli mają ogromną moc i są poten­cjal­nie tok­syczne. Tak samo jak uczu­cia, mogą one być zarówno koń­co­wym, jak i począt­ko­wym punk­tem depre­sji.

Myśli

Przez chwilę wyobraź sobie, naj­bar­dziej wyra­zi­ście jak potra­fisz, scenkę opi­saną poni­żej. Daj sobie tro­chę czasu, by uświa­do­mić sobie, na ile zdo­łasz, wszyst­kie myśli, jakie będą ci przy tym przy­cho­dzić do głowy.

Idziesz ulicą, którą dobrze znasz… Po dru­giej stro­nie ulicy widzisz znaną ci osobę… Uśmie­chasz się i machasz do niej ręką… Ta osoba nie odpo­wiada w żaden spo­sób …jakby cię nie pozna­wała… prze­cho­dzi obok, nie dając żad­nego znaku, że dostrzega twoje ist­nie­nie.

Jak się z tym czu­jesz?

Jakie myśli albo wyobra­że­nia prze­my­kają ci przez głowę?

Może ci się wyda­wać, że odpo­wie­dzi na te pyta­nia są oczy­wi­ste. Ale jeśli wypró­bu­jesz ten sce­na­riusz na swo­ich zna­jo­mych czy człon­kach rodziny, praw­do­po­dob­nie uzy­skasz całą gamę róż­nych reak­cji. To, co każdy z nas odczuje, zależy w ogrom­nym stop­niu od domnie­ma­nego przez nas powodu, dla któ­rego drugi czło­wiek minął nas obo­jęt­nie. Ta sytu­acja jest nie­jed­no­znaczna. Może być inter­pre­to­wana na roz­ma­ite spo­soby i sto­sow­nie do tego wywo­ły­wać naj­róż­niej­sze reak­cje emo­cjo­nalne.

Nasze reak­cje emo­cjo­nalne zależą od histo­rii, jaką opo­wiada roz­brzmie­wa­jący w naszym umy­śle głos komen­ta­tora inter­pre­tu­ją­cego dane, któ­rych dostar­czają nam zmy­sły. Jeśli taka sytu­acja zda­rzy się, kiedy jeste­śmy w dobrym nastroju, ów wewnętrzny komen­tarz pew­nie powie nam, że ten ktoś nas nie zauwa­żył, bo nie miał oku­la­rów albo był czymś zaab­sor­bo­wany. Nasza reak­cja emo­cjo­nalna będzie słaba albo żadna.

Ale jeśli tego dnia jeste­śmy już tro­chę w dołku, to nasz wewnętrzny głos może nam powie­dzieć, że ta osoba umyśl­nie nas zigno­ro­wała, że stra­ci­li­śmy kolej­nego przy­ja­ciela. W gło­wie zaczyna się kotło­wać i roz­my­ślamy: czym mogli­śmy obra­zić tę osobę? Nawet jeśli na początku nie czu­li­śmy się tak bar­dzo przy­gnę­bieni, taki wewnętrzny mono­log może spra­wić, że poczu­jemy się gorzej. Jeśli z tego mono­logu wynika, że zosta­li­śmy zigno­ro­wani, możemy poczuć złość. Jeśli wynika z niego, że czymś musie­li­śmy tę osobę ura­zić, możemy poczuć się winni. Jeśli mówi nam on, że praw­do­po­dob­nie stra­ci­li­śmy przy­ja­ciela, możemy poczuć się samotni i smutni.

Moż­liwe są różne inter­pre­ta­cje tego samego zbioru fak­tów. Nasz świat jest jak niemy film, do któ­rego każdy z nas dopi­suje wła­sny tekst. A różne inter­pre­ta­cje tego, co stało się przed chwilą, mogą mieć wpływ na to, co zda­rzy się potem. Przyj­mu­jąc opty­mi­styczną inter­pre­ta­cję, może wkrótce zapo­mnimy o incy­den­cie. Pesy­mi­styczna może spo­wo­do­wać, że zaczniemy besz­tać samych sie­bie tak jak Alice po spo­tka­niu z sze­fem: Co ja takiego zro­bi­łam? Co jest ze mną nie w porządku? Dla­czego mam tak mało przy­ja­ciół? Nega­tywne myśli czę­sto zja­wiają się w prze­bra­niu, pod płasz­czy­kiem pytań, co suge­ruje nam, że jest na nie jakaś odpo­wiedź. Tym­cza­sem moż­liwe, że pięć czy dzie­sięć minut póź­niej pyta­nia te na­dal będą nas drę­czyć, a żadna odpo­wiedź się nie pojawi.

Wiele sytu­acji jest nie­jed­no­znacz­nych, a nasza reak­cja w ogrom­nym stop­niu zależy od spo­sobu, w jaki je inter­pre­tu­jemy. Opi­suje to model A–B–C. A to fakty – to, co można zare­je­stro­wać kamerą wideo. B to inter­pre­ta­cja, jaką nada­jemy danej sytu­acji – wewnętrzny „komen­tarz” tuż powy­żej progu świa­do­mo­ści, czę­sto brany za fakt. C to nasza reak­cja: nasze emo­cje, dozna­nia w ciele i zacho­wa­nie. Zda­rza się, że widzimy sytu­ację (A) i jeste­śmy świa­domi reak­cji (C), ale nie uświa­da­miamy sobie inter­pre­ta­cji (B). Sądzimy, że sama ta sytu­acja wywo­łała nasze reak­cje emo­cjo­nalne i cie­le­sne, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści spra­wiła to nasza inter­pre­ta­cja tej sytu­acji.

– Wie­dzia­łam, że moja praca jest nie dość dobra – powie­działa sobie Alice po spo­tka­niu ze zwierzch­ni­kiem. A tym­cza­sem ów zwierzch­nik popro­sił ją o spo­tka­nie, ponie­waż widział, że Alice się prze­pra­co­wuje, i miał nadzieję tro­chę jej ulżyć, orga­ni­zu­jąc kogoś do pomocy. Ani przez moment nie przy­szło mu do głowy, że Alice źle speł­nia swoje obo­wiązki.

– Wendy i dzieci są śmier­tel­nie znu­dzeni moim uża­la­niem się nad sobą – oznaj­mił Jim. – Dłu­żej już tak ze mną nie wytrzy­mają. – Prawda była taka, że jego bli­scy byli śmier­tel­nie zmar­twieni i sta­rali się jak mogli jakoś go roz­we­se­lić czy choćby wykrze­sać z niego na nowo iskrę życia. Jim tego nie zauwa­żał, gdyż wstyd przy­sła­niał mu wszystko.

Sprawy jesz­cze bar­dziej kom­pli­kuje fakt, że nasze reak­cje zaczy­nają żyć wła­snym życiem. Gdy jeste­śmy w dołku, nie­raz wybie­ramy, a następ­nie roz­wi­jamy najbar­dziej nega­tywną z moż­li­wych inter­pre­ta­cji. Kiedy ktoś minął nas na ulicy bez słowa, a nasz zły nastrój pod­po­wie nam, że ten ktoś „umyśl­nie mnie zigno­ro­wał”, nasz nastrój natych­miast się pogar­sza. Teraz z kolei ów pogar­szający się nastrój każe nam zada­wać sobie pyta­nia, dla­czego ten ktoś „olał mnie”. To tylko dostar­cza nam nowych dowo­dów na popar­cie tezy, że nie można nas lubić: „Tydzień temu to samo zda­rzyło się z tym i tym; chyba nikt mnie nie lubi; nie umiem nawią­zy­wać trwa­łych rela­cji; co ze mną jest nie tak?”. Potok myśli zaczyna się sku­piać na tema­cie bez­war­to­ścio­wo­ści, osa­mot­nie­nia i nie­ade­kwat­no­ści.

Jeśli ten rodzaj natłoku myśli jest ci zna­jomy, może pod­nie­sie cię na duchu świa­do­mość, że nie jesteś osa­mot­niony w takim wzorcu nega­tyw­nego myśle­nia. W roku 1980 Phil­lip Ken­dall i Ste­ven Hol­lon posta­no­wili spo­rzą­dzić listę myśli wypo­wia­da­nych przez ich pacjen­tów cier­pią­cych na depre­sję. Listę tę przed­sta­wiamy w ramce na str. 41–42. Moty­wem prze­wod­nim są wła­sna bez­war­to­ścio­wość i samo­oskar­ża­nie się. Jeśli w tej chwili czu­jemy się dobrze, jest dla nas raczej oczy­wi­ste, że takie myśli wyra­żają wypa­czony obraz rze­czy­wi­sto­ści. Ale kiedy jeste­śmy w depre­sji, mogą wyda­wać się prawdą abso­lutną. Depre­sja jest jak wojna wypo­wie­dziana samemu sobie, w któ­rej wyta­czamy każdą moż­liwą broń pro­pa­gan­dową. Ale czy ta wojna ma jakie­goś zwy­cięzcę?

To, że czę­sto przyj­mu­jemy owe tok­syczne i znie­kształ­cone „prawdy” o sobie za bez­sporne fakty, tylko cemen­tuje powią­za­nie mię­dzy przy­krymi uczu­ciami a samo­kry­tycz­nymi cią­gami myślo­wymi. Wie­dza o tym ma kolo­salne zna­cze­nie dla zro­zu­mie­nia, dla­czego depre­sja dotyka jed­nych ludzi, a innych nie, albo dla­czego w pew­nych sytu­acjach się poja­wia, a w innych nie.

Myśli auto­ma­tyczne wystę­pu­jące u osób w depre­sji15

Czuję, że cały świat jest prze­ciwko mnie.Jestem do niczego.Dla­czego mnie się ni­gdy nic nie udaje?Nikt mnie nie rozu­mie.Zawio­dłem(-am).Chyba dłu­żej nie dam rady.Szkoda, że nie jestem lep­szym czło­wie­kiem.Jestem taki słaby/taka słaba.Moje życie nie posuwa się w tym kie­runku, w któ­rym bym chciał(-a).Jestem tak bar­dzo roz­cza­ro­wany(-a) sobą!Nic mnie już nie cie­szy.Dłu­żej tego nie zniosę.Cią­gle nie umiem ruszyć z miej­sca.Co jest ze mną nie tak?Szkoda, że nie jestem gdzie indziej.Nie mogę się pozbie­rać.Nie­na­wi­dzę sie­bie.Jestem bez­war­to­ściowy(-a).Żebym tak mógł/mogła po pro­stu znik­nąć!Co się ze mną dzieje?Jestem prze­grany(-a).Moje życie to jeden wielki bała­gan.Jestem nie­udacz­ni­kiem.Ni­gdy mi się nie uda.Czuję się bez­radny(-a).Coś musi się zmie­nić.Coś chyba jest ze mną nie w porządku.Moja przy­szłość jest ponura.Nie warto, po pro­stu nie warto.Niczego nie umiem dopro­wa­dzić do końca.

„Auto­ma­tic Tho­ughts Question­na­ire” („Kwe­stio­na­riusz myśli auto­ma­tycz­nych”), copy­ri­ght 1980 by Phil­lip C. Ken­dall and Ste­ven D. Hol­lon. Prze­druk za upo­waż­nie­niem.

Gdy takie myśli nawie­dzą nas cho­ciaż raz, na zawsze pozo­stają w goto­wo­ści do uru­cho­mie­nia się także przy innych oka­zjach. A kiedy już do tego doj­dzie, ścią­gają nasz nastrój jesz­cze bar­dziej w dół, dre­nu­jąc nas z resz­tek ener­gii, które jesz­cze mie­li­śmy – aku­rat wtedy, kiedy potrze­bu­jemy wszyst­kich swo­ich zaso­bów, aby pora­dzić sobie z tym, co nas spo­tkało. Wyobraź sobie, jaki wpływ mia­łoby na cie­bie, gdyby ktoś stał za tobą przez cały dzień i wciąż ci mówił, jaki jesteś bez­war­to­ściowy, pod­czas gdy ty despe­racko sta­rasz się pora­dzić sobie z jakimś trud­nym prze­ży­ciem. A teraz wyobraź sobie, o ile gor­sze byłoby, gdyby ta kry­tyka i surowe osądy odzy­wały się wprost w two­jej gło­wie. Nic dziw­nego, że wydaje się to takie realne – w końcu, kto zna nas lepiej niż my sami? Owe myśli mogą stać się dla nas pułapką i zmie­nić mały smu­tek w splą­taną sieć przy­tła­cza­ją­cych roz­my­ślań.

* * *

Nega­tywne myśli potra­fią wyzwa­lać depre­sję albo pod­sy­cać ją, kiedy już ogar­nie nas złe samo­po­czu­cie. Możemy, na przy­kład, wpaść w ponury nastrój, myśląc: „Nic ni­gdy mi nie wycho­dzi”. Ten nastrój może następ­nie uru­cho­mić kry­tykę pod wła­snym adre­sem, np. „Dla­czego jestem takim ofermą?”. W miarę jak usi­łu­jemy roz­wi­kłać przy­czynę naszego nie­szczę­śli­wego stanu, nasz nastrój spada w dół na łeb na szyję. Wni­ka­jąc w kwe­stie wła­snej bez­war­to­ścio­wo­ści, two­rzymy całą kon­struk­cję nega­tyw­nych myśli, które będą w przy­szło­ści tylko cze­kać na sygnał.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Wielu auto­rów opi­sało depre­sję w spo­sób pomocny dla innych na pod­sta­wie wła­snych doświad­czeń. Przed­sta­wione w tym ustę­pie opisy depre­sji i innych zabu­rzeń nastroju pocho­dzą z ksią­żek: Kay Red­field Jami­son (1995), An Unqu­iet Mind (Knopf, Nowy Jork; wyd. pol. Nie­spo­kojny umysł. Pamięt­nik nastro­jów i sza­leń­stwa, przeł. Filip Ryba­kow­ski, Zysk i S-ka, Poznań 2000), Andrew Solo­mon (2001), The Noon­day Demon (Scrib­ner, Nowy Jork; wyd. pol. Ana­to­mia depre­sji. Demon w środku dnia, przeł. Jolanta Bar­to­sik, Zysk i S-ka, Poznań 2004) i Wil­liam Sty­ron (1994), Dark­ness Visi­ble (Ran­dom House, Nowy Jork; wyd. pol. Dotyk ciem­no­ści: kro­nika obłędu, przeł. Dorota i Tomasz Bogu­tyn, Atext, Gdańsk 1991). [wróć]

Teas­dale, J.D., Segal, Z.V., Wil­liams, J.M.G., Rid­gway, V., Soulsby, J. i Lau, M. (2000), Pre­ven­tion of relapse/recur­rence in major depres­sion by mind­ful­ness-based cogni­tive the­rapy, „Jour­nal of Con­sul­ting and Cli­ni­cal Psy­cho­logy”, 68, 615–623. Ma, S.H. i Teas­dale, J.D. (2004), Mind­ful­ness-based cogni­tive the­rapy for depres­sion: Repli­ca­tion and explo­ra­tion of dif­fe­ren­tial relapse pre­ven­tion effects, „Jour­nal of Con­sul­ting and Cli­ni­cal Psy­cho­logy”, 72, 31–40. [wróć]

Kabat-Zinn, J. (1990), Full Cata­stro­phe Living: Using the Wis­dom of Your Body and Mind to Face Stress, Pain, and Ill­ness. Delta, Nowy Jork; Kabat-Zinn, J. (1994), Whe­re­ver You Go, There You Are: Mind­ful­ness in Eve­ry­day Life, Hype­rion, Nowy Jork – wyd. pol. Gdzie­kol­wiek jesteś, bądź. Prze­wod­nik uważ­nego życia, przeł. H. Sma­gacz, IPSI Press, War­szawa 2007. Kabat-Zinn, J., Lipworth, L., Bur­ney, R. i Sel­lers, W. (1986), Four-year fol­low up of a medi­ta­tion-based pro­gram for the self-regu­la­tion of chro­nic pain: Tre­at­ment out­co­mes and com­pliance, „Cli­ni­cal Jour­nal of Pain”, 2, 159–173. Kabat-Zinn, J., Mas­sion, A.O., Kri­stel­ler, J., Peter­son, L.G., Flet­cher, K.E., Pbert, L. i in. (1992), Effec­ti­ve­ness of a medi­ta­tion-based stress reduc­tion pro­gram in the tre­at­ment of anxiety disor­ders, „Ame­ri­can Jour­nal of Psy­chia­try”, 149, 936–943. [wróć]

David­son, R.J., Kabat-Zinn, J., Schu­ma­cher, J., Rosen­kranz, M., Mul­ler, D., San­to­relli, S. i in. (2003), Alte­ra­tions in brain and immune func­tion pro­du­ced by mind­ful­ness medi­ta­tion, „Psy­cho­so­ma­tic Medi­cine”, 65, 564–557. [wróć]

Kel­ler, M.B., Lavori, P.W., Lewis, C.E. i Kler­man, G.L. (1983), Pre­dic­tors of relapse in major depres­sive disor­der, „Jour­nal of Ame­ri­can Medi­cal Asso­cia­tion”, 250, 3299–3304; Pay­kel, E.S., Ramana, R., Cooper, Z., Hay­hurst, H., Kerr, J. i Barocka, A. (1995), Resi­dual symp­toms after par­tial remis­sion: An impor­tant out­come in depres­sion, „Psy­cho­lo­gi­cal Medi­cine”, 25, 1171–1180. Con­sen­sus Deve­lop­ment Panel (1985). NIMH/NIH Con­sen­sus Deve­lop­ment Con­fe­rence sta­te­ment: Mood disor­ders – Phar­ma­co­lo­gic pre­ven­tion of recur­rence, „Ame­ri­can Jour­nal of Psy­chia­try”, 142, 469–476. [wróć]

Beck, A.T. (1976), Cogni­tive The­rapy and the Emo­tio­nal Disor­ders, Inter­na­tio­nal Uni­ver­si­ties Press, Nowy Jork. [wróć]

Weis­sman, M. i Olfson, M. (1995), Depres­sion in women: Impli­ca­tions for health care rese­arch, „Science”, 269, 799–801. [wróć]

Kes­sler, R., Ber­glund, P., Dem­ler, O., Jin, R., Koretz, D., Meri­kan­gas, K. i in. (2003), The epi­de­mio­logy of major depres­sive disor­der: Results from the Natio­nal Comor­bi­dity Survey Repli­ca­tion (NCS-R), „Jour­nal of the Ame­ri­can Medi­cal Asso­cia­tion”, 289, 3095–3105. [wróć]

Berti Ceroni, G., Neri, C. i Pez­zoli, A. (1984), Chro­ni­city in major depres­sion: A natu­ra­li­stic pro­spec­tive study, „Jour­nal of Affec­tive Disor­ders”, 7, 123–132. [wróć]

Kel­ler, M., Kler­man, G., Lavori, P., Cory­ell, W., Endi­cott, J. i Tay­lor, J. (1984), Long-term out­come of epi­so­des of major depres­sion: Cli­ni­cal and public health signi­fi­cance, „Jour­nal of the Ame­ri­can Medi­cal Asso­cia­tion”, 252, 788–792. [wróć]

Solo­mon, D., Kel­ler, M., Muel­ler, T., Lavori, P., Shea, T., Cory­ell, W. i in. (2000), Mul­ti­ple recur­ren­ces of major depres­sive disor­der, „Ame­ri­can Jour­nal of Psy­chia­try”, 157, 229–233. [wróć]

Olfson, M., Mar­cus, S., Druss, B., Elin­son, L., Tanie­lian, T. i Pin­cus, H. (2002), Natio­nal trends in the out­pa­tient tre­at­ment of depres­sion, „Jour­nal of the Ame­ri­can Medi­cal Asso­cia­tion”, 287, 203–209. [wróć]

Kry­te­ria dia­gno­styczne zabu­rze­nia depre­syj­nego dużego zaczerp­nięto z: Ame­ri­can Psy­chia­tric Asso­cia­tion (2000), Dia­gno­stic and Sta­ti­sti­cal Manual of Men­tal Disor­ders (wyd. 4). Nakła­dem autora, Waszyng­ton. [wróć]

14 Teas­dale, J.D. i Cox, S.G. (2001), Dys­pho­ria: Self-deva­lu­ative and affec­tive com­po­nents in reco­ve­red depres­sed patients and never depres­sed con­trols, „Psy­cho­lo­gi­cal Medi­cine”, 31, 1311–1316. [wróć]

Hol­lon, S.D. i Ken­dall, P. (1980), Cogni­tive self-sta­te­ments in depres­sion: Deve­lop­ment of an Auto­ma­tic Tho­ughts Question­na­ire, „Cogni­tive The­rapy and Rese­arch”, 4, 383–395. [wróć]