Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jon Kabat-Zinn, pionier uważności i jeden z najbardziej znanych popularyzatorów ruchu mindfulness, zmienił nasz sposób postrzegania codziennego życia. W swoich bestsellerowych książkach pisze o związku pomiędzy praktyką uważności a naszym dobrym samopoczuciem, zarówno fizycznym, jak i emocjonalnym, społecznym czy duchowym.
W Uważności dla wszystkich Kabat-Zinn wyjaśnia, jak tytułowa uważność może pomóc zmienić świat. Pokazuje, jak pod jej wpływem może rozwijać się demokracja i dlaczego mindfulness to klucz do zrozumienia problemów osobistych i globalnych, a w dalszej perspektywie – również do świadomego działania. Dzięki praktyce możemy stać się bardziej empatycznymi i świadomymi istotami – a stąd już tylko krok do pozytywnej zmiany w życiu naszym i innych.
Książka opiera się na osobistych doświadczeniach autora, twórcy programu redukcji stresu opartego na uważności. Kabat-Zinn jest autorem kilkunastu publikacji, w których uczy uważności oraz radzenia sobie z trudnościami życia codziennego. Do jego najbardziej znanych tytułów należą Gdziekolwiek jesteś, bądź, Życie, piękna katastrofa oraz Świadomą drogą przez depresję.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 224
Uważność dla wszystkich!
To chyba szalony pomysł. Ale właściwie dlaczego? Zwłaszcza w tych czasach, gdy nasze jednostkowe i zbiorowe życie poddane jest ogromnej presji z wielu stron.
Podtytuł książki nie jest hiperbolą. W dalszej części tekstu mam nadzieję wykazać, że tytułowa mądrość to potencjał, który jest częścią nas wszystkich. Co więcej, można go pielęgnować na wiele różnych sposobów. W ciągu ponad czterdziestu ostatnich lat miałem przywilej obserwowania z bliska, jak ten potencjał zaczyna być dostrzegany i rozwija się w najprzeróżniejszych sferach życia. Dziś, choć wciąż w początkowym stadium rozwoju, mądrość uważności okrzepła i staje się niezbędna bardziej niż dotąd.
Jeśli chcemy lepiej zrozumieć samych siebie i w większym stopniu zasłużyć na nazwę nadaną naszemu gatunkowi1, jeśli chcemy uratować się przed samozagładą lub dystopijnym koszmarem przekraczającym największe zbrodnie, które już mamy na sumieniu, musimy zdobyć się na nową odpowiedzialność za własne czyny, za stan umysłu, za ludzką społeczność i za planetę. W przeciwnym wypadku, sądząc po tym, przez co przeszliśmy w przeszłości, nasze działania i zaniedbania mogą sprawić, że stworzymy świat tak niezdrowy i skażony, że mało kto będzie chciał w nim żyć. Te słowa to i tak dobry kandydat na niedomówienie tysiąclecia, albowiem widoczny gołym okiem wszechogarniający kryzys, w którym pogrąża się ludzkość, przybiera coraz bardziej drastyczną postać.
Zatem uważność dla wszystkich, pogłębianie mądrości w naszych działaniach oraz większa troska o nasz świat to nie jest zwykła moda czy pobożne życzenie. Takie podejście okazać się może kluczowym składnikiem naszej krótko- i długofalowej strategii przetrwania, ochrony zdrowia oraz troski o stabilny rozwój ludzkości. Aby jednak sprostać ogromowi takiego wyzwania, uważność, o której mowa, musi być ze wszech miar autentyczna oraz zakorzeniona w ogólnoludzkiej tradycji dharmy, kultywującej mądrość i współczucie2. Co do mnie, kiedy sięgam po pojęcie uważności, mam na myśli pewien rodzaj postrzegania oraz sposób na życie o długiej tradycji. Obecnie uważność bardzo dynamicznie się rozwija, wkraczając w najprzeróżniejszy sposób do głównego nurtu życia wielu środowisk i kultur. W zakresie wartości podejście, za którym się opowiadam, musi się opierać – i opiera – na etycznej i altruistycznej mądrości stojącej na jego straży, zakorzenionej w ciele i aktywnie stosowanej oraz na takim samym działaniu. Uważność można rozumieć jako jeden ze składników tradycji ludzkiej mądrości. Jej zasady w najbardziej klarowny sposób sformułował buddyzm, jej istota ma jednak uniwersalny charakter i znalazła różnoraki wyraz we wszystkich kulturach i tradycjach.
Uważam, że coraz popularniejsza praktyka medytacji uważności oraz jej świadome stosowanie w codziennym życiu mogą stworzyć podstawy autentycznej pomyślności, pokoju oraz jasności widzenia w życiu wszystkich ludzi oraz kultur pod każdą szerokością geograficzną. Uważność ma coś do zaoferowania zarówno każdemu z nas indywidualnie, jak i całej globalnej wspólnocie. Sądzę, że na tym wyjątkowym etapie naszego rozwoju, gdy zrozumieliśmy, jak mimo wszystko krucha jest nasza planeta, potrzeba realnego sięgnięcia po przeobrażający potencjał uważności nie ulega kwestii.
Uważność zaczyna wywierać coraz większy wpływ na główny nurt kultury. Historyk Yuval Noah Harari w swojej książce 21 lekcji na XXI wiek poświęcił uważności cały rozdział. Przyznaje się w nim, że medytuje codziennie, odkąd wziął udział w dziesięciodniowym odosobnieniu w roku 2000, ponadto raz w roku spędza miesiąc lub dwa na intensywnym odosobnieniu w ciszy (bez dostępu do książek i mediów społecznościowych)3. To wyznanie bardzo wiele mówi o jego autorze. Po napisaniu dwóch niezwykle popularnych, inspirujących i wnikliwych książek, opisujących historię ludzkiej kondycji oraz wyzwania stojące przed nami w najbliższej przyszłości – niektóre są dość przerażające – w najnowszym dziele, również bestsellerze, Harari opracował dla nas dwadzieścia jeden kluczowych lekcji. Autor bardzo umiejętnie łączy wiele wątków, by wskazać ogromne problemy stojące przed ludzkością. Z tym większym zaintrygowaniem oraz satysfakcją dowiedziałem się, że podjął bardzo rygorystyczną praktykę uważności i postrzega ją za co prawda niespodziewane, ale być może kluczowe narzędzie w naszym starciu z nowymi wyzwaniami pojawiającymi się w dziedzinie techniki cyfrowej oraz biotechnologii.
Dziewiątego września 2018 roku „Sunday New York Times Book Review” opublikował recenzję 21 lekcji na XXI wiek autorstwa Billa Gatesa pod wymownym tytułem Thinking Big4, kimże bowiem w swych historycznych badaniach jest Harari, jeśli nie niezwykle głębokim, kreatywnym myślicielem oraz autorem porywających syntez? Gates pisał:
Co zdaniem Harariego powinniśmy z tym wszystkim zrobić? (z tym wszystkim, czyli z ogromnymi wyzwaniami, przed którymi ludzkość obecnie stoi). W tekście znajdujemy trochę praktycznych wskazówek, w tym trzypunktową strategię zwalczania terroryzmu oraz kilka pomysłów na radzenie sobie z fake newsami. Jednak jego najważniejsza idea sprowadza się do tego: medytujcie. Oczywiście Harari nie sugeruje, że problemy świata znikną, jeśli dostateczna liczba osób zacznie siedzieć w pozycji lotosu i recytować „om”. Upiera się jednak przy tym, że życie w XXI wieku wymaga uważności – głębszego poznania własnej natury oraz zrozumienia, jak sami przyczyniamy się w swoim życiu do cierpienia. To łatwy cel kpin, ja jednak, mając za sobą kurs uważności i medytacji, uważam takie podejście za bardzo interesujące.
To dość niezwykłe stwierdzenie, zwłaszcza że jego autorem jest Bill Gates. Najwyraźniej wyrobił on sobie zdanie na temat potencjału uważności z wykorzystaniem osobistego doświadczenia.
Gdybym miał pokusić się o przedstawienie podstawowego przesłania tej książki, powiedziałbym, że zanim staniemy w obliczu opisywanych przez Harariego wyzwań związanych ze sztuczną inteligencją, inteligentnymi robotami i perspektywą pojawienia się człowieka „ulepszonego” cyfrowo, jeśli nie również biologicznie, zanim zrezygnujemy z człowieczeństwa, powinniśmy gruntownie zbadać, co znaczy w pełni być człowiekiem, człowiekiem bardziej świadomym, bardziej zadomowionym we własnym ciele. To jest prawdziwy zamysł leżący u podłoża mojej książki oraz wszystkich pozostałych tomów cyklu Coming to Our Senses. Dla Czytelnika oznacza to jednak potrzebę bardzo osobistego zaangażowania w postaci wzięcia odpowiedzialności nie tylko za siebie, lecz również za świat. Przed każdym z nas, właśnie tutaj, właśnie teraz, stoi zadanie w wymiarze zewnętrznym i wewnętrznym polegające na podjęciu regularnego ćwiczenia uważności jako praktyki medytacyjnej oraz jako sposobu na życie. Bez tego nie uda nam się zrozumieć wielowymiarowości naszej natury oraz całego bogactwa jej ukrytych możliwości. Nie będziemy też umieli tych możliwości wykorzystać.
Elementy uniwersalnej dharmy uważności – opartej na medytacji – do której się odwołuję, są obecne w każdej kulturze, dlatego uważność z natury sprzyja otwartości, przezwycięża bariery komunikacyjne oraz wzmacnia poczucie wspólnego celu. Nie ma czegoś takiego jak jedyny słuszny sposób jej uprawiania czy katechizm wierzeń, które należy przyjąć. Co więcej, ta coraz powszechniej znana tradycja mądrości nadal rozwija się poprzez naszą praktykę, dokonywane wybory oraz sposób, w jaki podchodzimy do życiowych wyzwań i możliwości. Odzwierciedla to, co zawsze było w nas najgłębsze i najlepsze, zarówno w naszej odmienności, jak i w tym, co nas łączy.
Oczywiście mądrość, o której tu mowa, wymaga zakorzenienia w pewnym sposobie rozwoju, a więc trwałej, wzmacniającej oraz pogłębiającej praktyki. Uważność przestaje być uważnością, jeśli nie jest się częścią życia. To natomiast oznacza, że sami musimy ją ucieleśniać. Ci z nas, którzy wkroczyli na tę ścieżkę, robią to najlepiej, jak potrafią, ze świadomością, że nie jest to ideał, lecz ciągle rozwijający się sposób na życie.
Dlaczego?
Ponieważ uważność nie jest fajnym pomysłem, miłą filozofią, systemem przekonań czy katechizmem. To bardzo wymagająca, powszechnie dostępna praktyka medytacyjna – jest uniwersalna, bo to właśnie świadomość jako taką można uznać za ostateczną wspólną ścieżkę człowieczeństwa, łączącą wszystkie kultury. W wymiarze ostatecznym uważność jest sposobem istnienia – postawą wobec wszystkiego, czego doświadczamy. Z samej swojej natury wymaga ciągłego pielęgnowania, zwłaszcza jeśli zależy nam na pełni życia, pełni wolności we wspólnocie gotowej nas wspierać. Podobnie jak muzyk musi stroić, przestrajać i dostrajać swój instrument przed występem, a czasem nawet w trakcie, praktykę uważności można uznać za swego rodzaju strojenie instrumentu naszej uwagi oraz przyjmowanie pewnej postawy wobec doświadczenia – każdego doświadczenia. Nie ma znaczenia, jak wytrawnym jesteś muzykiem, i tak musisz regularnie stroić swój instrument. Im bardziej jesteś utalentowany, tym więcej musisz praktykować. Jedno prowadzi do drugiego.
Nawet najwybitniejsi muzycy wciąż ćwiczą. W rzeczywistości ćwiczą prawdopodobnie najwięcej. Jedyna różnica polega na tym, że w przypadku uważności nie ma rozróżnienia „próby” i „koncertu”. Dlaczego? Ponieważ ani próba, ani wykonanie dzieła nie istnieje. Istnieje tylko ten właśnie upływający moment. To wszystko. Nie ma czegoś takiego jak „poprawianie” naszej świadomości. Poprzez praktykę uważności uzyskujemy lepszy, głębszy dostęp do własnego wrodzonego potencjału świadomości, do zdolności, aby tak rzec, zadomowienia się w tym wymiarze istnienia jako naszym „trybie domyślnym”, a wtedy to z niego wyłania się wszelkie podejmowane przez nas działanie.
Podobnie jak nieskończenie różnorodna jest muzyka, ów prawdziwy wszechświat żywej ekspresji i więzi, postać, pod którą światu objawi się praktyka uważności, musi być równie różnorodna jak jej odbiorcy.
Jednocześnie spytany, czy nie martwi mnie szum otaczający dziś uważność i udawanie jej „nauczycieli” przez ludzi, którzy nie mają odpowiedniego przygotowania w postaci solidnej praktyki i wiedzy, odpowiem: oczywiście, że mnie martwi. Czy tytuł tej książki może zwiększyć ten szum? Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Przez całe dziesięciolecia starałem się, aby uważność stała się częścią głównego nurtu kultury, pod warunkiem jednak, że pozostanie wierna swoim dharmicznym korzeniom, nie wynaturzy się – to właśnie ze względu na moje ugruntowane w doświadczeniu przekonanie (siłą rzeczy ograniczone, skoro jest to opinia jednostki) o jej uzdrawiającym, przekształcającym potencjale, uniwersalnej przydatności oraz wielokrotnie udokumentowanym wpływie na zdrowie i dobre samopoczucie na każdym ich możliwym poziomie. Naukowe badania uważności, choć wciąż w powijakach – co prawda sporo się zmieniło w ostatnich dwudziestu latach – potwierdzają sensowność stosowania uważności w medycynie i psychologii klinicznej, wykraczającego poza MBSR (redukcję stresu opartą na uważności) i MBCT (terapię poznawczą opartą na uważności). Paleta nowych zastosowań obejmuje na przykład wszystkie poziomy edukacji, wymiar sprawiedliwości, biznes, sport, samorządność, a nawet politykę.
Czy używając wyrażenia „uważność dla wszystkich”, sugeruję, że nagle wszyscy podejmą rygorystyczną, głęboką praktykę medytacyjną? Nie. Oczywiście, że nie. Niemniej coraz więcej ludzi na całym świecie rzeczywiście podejmuje stałą, regularną praktykę medytacji uważności. Choć w roku 1979 na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Massachusetts powstała Klinika Redukcji Stresu, trudno byłoby wtedy uwierzyć, że w ten czy inny sposób uważność ćwiczą dziś uchodźcy w południowym Sudanie i strażacy amerykańskiej Państwowej Służby Leśnej, dzieci w ramach starannie przygotowanych szkolnych i pozaszkolnych programów w biednych dzielnicach Baltimore oraz policjanci z największych jednostek policji, uczestnicy otwartych cotygodniowych medytacji organizowanych w Los Angeles przez Ośrodek Badania Uważnej Świadomości Uniwersytetu Kalifornijskiego i pacjenci biorący udział w programach sponsorowanych przez inicjatywę na rzecz uważności Towarzystwa Medycznego w Szanghaju; medytują uczestnicy organizowanych na całym świecie programów afiliowanych przy Centrum Badań nad Zastosowaniem Uważności w Medycynie, Opiece Zdrowotnej i Społeczeństwie oraz warsztatów prowadzonych przez znacznie liczniejszą wspólnotę nauczycieli oraz trenerów nauczycieli MBSR na uniwersytetach, w szpitalach i innych instytucjach. Prawdopodobnie poza Antarktydą uważność zapuszcza korzenie na wszystkich kontynentach: w Ameryce Północnej, Południowej, w Europie, Afryce i Azji.
Powiem stanowczo: „tak”, jeśli zostanę spytany, czy mówiąc o uważności dla wszystkich, sądzę, że każdy, bez względu na wiek, zajęcie, poglądy, przeszłość, usposobienie, przynależność religijną, duchową, filozoficzną i polityczną może skorzystać z głębszej świadomości tego, „jak sam przyczynia się do cierpienia we własnym życiu” – aby posłużyć się sformułowaniem Billa Gatesa. Chętnie przyznam się również do przekonania, że wszyscy możemy skorzystać z pogłębionej świadomości naszych wzajemnych związków, świadomości udziału w gobelinie życia całej planety oraz ze zrozumienia fundamentalnie bezosobowej natury wszystkich zjawisk5, co oczywiście nas samych także dotyczy. Myślę, że na tym etapie naszej historii może to być najważniejsza ewolucyjna szansa ludzkości. Polega ona na możliwości poznania samych siebie w całej naszej pełni, z całym bogactwem wzajemnych powiązań, na działaniu opartym na mądrości obejmującej większą całość, a nie na małostkowym, zakorzenionym w lęku, błędnym rozumieniu własnych potrzeb, na niepełnych, ograniczających narracji o człowieku, istocie zamieszkującej tę planetę tak krótko, że całe ludzkie życie jest tylko mgnieniem w oceanie kosmicznego, geologicznego i ewolucyjnego czasu.
Przyjrzyjmy się kwestii uważności z osobistej perspektywy. Dlaczego miałbyś w ogóle sięgać po tę książkę, gdyby możliwość podjęcia praktyki cię nie pociągała choćby intuicyjnie? Domyślam się, że tak właśnie jest, nawet nie wiesz, czy będziesz potrafił wytrwale kontynuować osobistą praktykę. Rzecz jednak w tym, że potrafisz. Potrafisz rozwinąć własną praktykę medytacyjną w sposób, jaki będzie ci odpowiadał. Grono takich ludzi na całym świecie rośnie z każdym dniem. Musisz tylko po prostu spróbować, co zresztą już zrobiłeś, skoro zabrnąłeś w lekturze choćby do tego miejsca. Jeśli mam rację, dalej wszystko potoczy się samoistnie. Twoim nauczycielem stanie się samo życie. Będzie się tobą opiekować w sposób, jaki nigdy dotąd nie przyszedł ci nawet do głowy, i z czasem, gdy pielęgnowanie nieosądzającej świadomości każdej chwili pozwoli ci widzieć rzeczy nieco jaśniej, zaczniesz to rozumieć i doceniać.
Ostatecznie praktyka medytacji sprowadza się do tego, że z chwili na chwilę kierujemy swoim życiem, póki jeszcze mamy taką możliwość. Ujmując rzecz nieco konkretniej, chodzi o to, jakich wyborów dokonujemy w obliczu doświadczeń, które nazywam niekiedy kompletną katastrofą ludzkiej kondycji, a czasem bardziej przyziemnie: kompletną katastrofą naszego jednostkowego życia.
Ze względu na szum otaczający pojęcie „uważności” być może warto na chwilę z niego zrezygnować. W końcu to tylko słowo. Dla nas najważniejsze jest to, co ukrywa się pod powierzchnią tego słowa, jego najgłębsze znaczenie, a mianowicie czysta świadomość – być może najbardziej zdumiewająca cecha i najcenniejszy ewolucyjnie przymiot człowieka.
Sfera czystej świadomości to również sfera relacyjności. To właśnie dzięki skupieniu uwagi o wiele łatwiej dostrzec, jak wszystkie rzeczy są ze sobą nawzajem powiązane. Skoro z natury posiadamy zdolność zadomowienia się we własnej świadomości, jak również zdolność rozumienia, że jesteśmy świadomi, stajemy przed następującym wyzwaniem: jaką wewnętrzną i zewnętrzną postawę przyjąć wobec samej rzeczywistości w sferze czystego istnienia (przytomności) oraz w sferze działania? Gdy dotkniemy własnej świadomości i nauczymy się w niej spoczywać, nie ma powrotu do stanu uśpienia. Zresztą kto wtedy miałby na to ochotę?
Uważność wiąże się i zawsze wiązała również z „uważnością serca”. W języku chińskim i wielu innych językach azjatyckich „umysł” i „serce” to jedno słowo. W chińskim ideogram oznaczający uważność to znak „obecność” lub „teraz” umieszczony powyżej znaku „serce”. „Uważność” zatem to „uważność serca”. Zawsze tak było. Oznacza to również, że uważność jest ze swojej istoty przepojona etyką. Jest i musi być zakorzeniona w niekrzywdzeniu. Dlaczego? Ponieważ nie ma miejsca na opanowanie i spokój serca, gdy krzywdzimy lub zabijamy innych, gdy źle o nich mówimy, kłamiemy, kradniemy, dopuszczamy się nadużyć na tle seksualnym. Wszystkie te występki są przeciwieństwem niekrzywdzenia i elementarnej ludzkiej dobroci.
W podobnym duchu można pokusić się o stwierdzenie, że uważność w bardzo głębokim sensie jest tożsama z życzliwością i dobrocią. Czy ktokolwiek sprzeciwiłby się nazwaniu uważności dobrocią? Czy uważność prześwietlona dobrocią wydałaby się zbyt trudna, nieosiągalna albo ekstrawagancka? Wątpię. Akt autentycznej życzliwości jest zwykle spontaniczny i przepełniony szczodrością. Wynika z rozpoznania danej chwili oraz z potrzeby przyjaznej reakcji w celu potwierdzenia więzi i być może chęci pomocy. Ową reakcję poprzedza jednak chwila spontanicznego, pozakoncepcyjnego zrozumienia – zanim pojawi się myśl, że czegoś się od nas oczekuje. Może będzie to uśmiech posłany w odpowiedniej chwili albo akt dyskretnej wielkoduszności. Taki akt rozpoznania jest chwilą niewymuszonej wnikliwości, wyłaniającej się z głębi samej świadomości. To uważność.
Odruch dobroci może uruchomić cokolwiek, co nas poruszy, zdarzenie związane z kimś bliskim, z dzieckiem, z bezdomnym spotkanym na ulicy albo z osobą w samochodzie na sąsiednim pasie. Rzecz jednak nie w działaniu, lecz w zrozumieniu. To ono jest najważniejsze. Owa zdolność rozumienia to wrodzona, specyficznie ludzka cecha, a chwila zrozumienia to chwila spontanicznej uważności. To przebłysk przekroczenia oddzielności. Nie uruchamia go jednak myśl, choć później akt myślenia może go wzmocnić i uzupełnić. To uchwycenie sedna pojawiające się w danej chwili, po którym następuje spontaniczne, oby trafne działanie, jeśli działanie jest niezbędne albo pożądane, bo nie zawsze jest.
Wszyscy posiadamy zdolność takiego rozumienia już w tej chwili. Gdy wymagają tego okoliczności, odnajdujemy ją spontanicznie. Dlaczego więc nie mielibyśmy robić tego w każdej chwili? Dlaczego mielibyśmy nie rozpoznawać tego, co faktycznie w każdej kolejnej chwili dzieje się w nas i w naszym otoczeniu? A właśnie na takim rozpoznaniu polega uważność. To wrodzona zdolność rozumienia, co jest najistotniejsze, najważniejsze, najbardziej w danej chwili pożądane. Co więcej, możemy odkryć, że jest to zdolność, na której można całkowicie polegać.
Wszyscy posiadamy już tę zdolność, czy może nawet, jak moglibyśmy to ująć, jesteśmy tą zdolnością. To po prostu widzenie tego, co się jawi, a następnie działanie! Działanie na podstawie tego, cośmy uchwycili, zrozumieli, a co czasem wygląda w danej chwili jak bezczynność. Jednak nie jest to bezczynność, nawet gdy nic nie robimy, gdy nawet się nie uśmiechamy. Dlaczego? Ponieważ nastąpiła już pewna zmiana w naszym wnętrzu. Dlaczego nie mielibyśmy uznać własnej wrodzonej zdolności do ujrzenia rzeczy w ich naturalnej postaci, poza etykietami, które im nadajemy, poza koncepcjami na ich temat, poza nazwami i formami? Dlaczego nie mielibyśmy uznać własnej wrodzonej zdolności docierania do istoty bieżących zdarzeń, widzianej bez udziału koncepcji, zanim w ów proces włączy się myślenie, lub dostrzeganej pod powierzchnią napływających myśli?
Co powstrzymuje nas przed sięganiem po to zrozumienie częściej, w innych momentach naszego życia? Możemy pielęgnować w sobie jego uśpiony zalążek. Jest to przecież forma inteligencji. Być może rzeczywiście to nasza najbardziej ujmująca cecha i spośród wszystkich ludzkich zdolności to ona odegra najważniejszą rolę w naszej ewolucji. Oczywiście natychmiast znajdą się przedsiębiorczy heroldowie uważnej dobroci, którzy pod tą marką zaczną zachwalać bransoletki, warsztaty, kto wie co jeszcze. Po co jednak kupować coś czy robić towar z czegoś, co już posiadamy, co jest integralną częścią naszego istnienia? Dlaczego nie mielibyśmy się z tym po prostu zaprzyjaźnić? Dlaczego z tej wrodzonej zdolności nie zrobić kompasu, za którego wskazaniami będziemy podążać przez życie?
Sięgając po inną metaforę, dlaczego nie mielibyśmy spojrzeć na świat przez okulary bezpośredniego ujmowania, przez okulary rozumienia? Dlaczego nie mielibyśmy żyć zgodnie z wartościami, które ucieleśniamy? Możemy znaleźć ludzi wyznających podobne wartości i wypracować wspólnie mądrzejszą postawę wobec danych nam chwil oraz wobec idei służenia innym. Możemy to zrobić, by zmienić społeczeństwo, by z hipokratejskiego niekrzywdzenia uczynić przewodnią regułę obejmującą nie tylko wszystkie nasze relacje, lecz także z całą determinacją podjąć próbę uleczenia ran zadanych tkance naszego społeczeństwa, ran rasizmu, nierówności, niesprawiedliwości i ubóstwa, z uważnością zmagając się z uprzedzeniami oraz przezwyciężając w chwilach olśnienia plemienne zapędy do dzielenia ludzi na swoich i obcych, do faworyzowania podobnych do nas oraz demonizowania, odczłowieczania, wykorzystywania i ignorowania odmienności. Ostatecznie, decydując się na tę drugą postawę, także sobie wyrządzamy krzywdę.
Ta książka opowiada o włączeniu uważności nie tylko w nasze osobiste życie, lecz również w życie świata, który wspólnie zamieszkujemy. Thomas Jefferson powiedział kiedyś: „Wolność jest dla społeczeństwa tym, czym dla pojedynczego człowieka zdrowie. Bez zdrowia nikt nie zazna żadnej przyjemności, bez wolności społeczeństwo nie będzie cieszyć się szczęściem”. Jefferson miał rację. Jednocześnie był jednak właścicielem niewolników, choć to przecież on zawarł w Deklaracji Niepodległości słowa, że wszyscy ludzie zostali stworzeni jako równi sobie. Mamy więc do czynienia ze sporą dawką ironii i sprzeczności. To bolesny dowód na to, jak wolno przebiega proces prawdziwej demokratyzacji, jak wielkim wyzwaniem jest wyrwanie się z okowów własnej epoki i jej ograniczeń hamujących ewolucję oraz urzeczywistnienie takiej abstrakcji jak demokracja. Dobrodziejstwa cywilizacji nigdy nie trafiają pod wszystkie strzechy. Ludzie zniewoleni nigdy jednak nie są ślepi na własną niewolę. Nie nabiorą się na żadną natchnioną retorykę. Wiedzą, jak wygląda prawda, ponieważ są prześladowani. Choć to starożytne Ateny obdarowały nas koncepcją demokracji, nawet tam niewolnictwo było integralną częścią struktury społecznej. I skoro już o tym mowa, kto potrafi wyobrazić sobie, jak wyglądało i jak wciąż wygląda cierpienie niewolnika? To samo dotyczy praw kobiet, zresztą również wykluczonych z ateńskiej demokracji. Nawiasem mówiąc, w Stanach Zjednoczonych jeszcze niespełna sto lat temu mężatka miała status prawny wyłącznie jako żona swojego męża.
To jeden z fundamentalnych dowodów, że sama demokracja oraz emancypacja wszystkich członków ludzkiej społeczności jest wielopokoleniowym procesem, który wciąż się toczy bez żadnej gwarancji na ostateczny sukces. Czym zresztą jest sukces w świecie, w którym zmiana jest jedynym stałym elementem?
Tak czy owak, ów kulturowy proces ewolucyjny6 przyspiesza wraz z przyspieszającym czasem oraz zmianami, które wniósł w życie nasze i kolejnych pokoleń rozwój nauki i techniki. W tej sytuacji zrozumiałe jest oczekiwanie, że istnieje demokratycznie uchwalone i egzekwowane prawo, które chroni instytucje partycypacyjne społeczeństwa i stoi na straży fundamentalnej suwerenności jego członków, tworzących komórki wspólnoty społecznej każdego kraju, a ostatecznie również wspólnoty społecznej naszej planety.
Szansę na taką wyłaniającą się już zmianę nazwijmy Demokracją 2.0. Byłaby to „aktualizacja” uwzględniająca, a także likwidująca wszelkiego rodzaju stare jak świat sprzeczności i machinacje przyznające czasem, zresztą do dziś7, nadmierne przywileje jednym członkom społeczeństwa kosztem innych. Dzieje się to na niezliczone sposoby, od ludobójstwa i jawnego niewolnictwa po oszustwa i powszechny ucisk prawny faworyzujący nielicznych – z powodu pochodzenia, stanu posiadania, pozycji społecznej, władzy, wykształcenia – na szkodę tych, którzy nie mogą korzystać z tych zdobyczy. Siłą napędową takiej asymetrii ostatecznie zawsze jest chciwość lub nienawiść, urojenia albo protekcjonizm wynikający z przywilejów oraz fundamentalny brak szacunku wobec równości szans. Takie postawy odbierają wszystkim członkom społeczeństwa (i ludzkości) prawo do życia wolnego od niesłusznych i niesprawiedliwych ograniczeń, ograniczeń prawnych, gospodarczych, socjalnych i oświatowych. Poświęcenie właściwej uwagi tej asymetrii nabierze jeszcze większego znaczenia w społeczeństwie, w którym wiele miejsc pracy zajmowanych przez ludzi zwyczajnie zniknie, bo zastąpią ich algorytmy i roboty.
W ciągu ostatnich dwustu lat w krajach rozwiniętych, a ostatnio także w innych, poziom życia, zdrowia i dobrobytu jednostek z pewnością bardzo się poprawił8. Jednak nasza narracja na temat wolności i równości wobec prawa, którą wpajamy dzieciom i imigrantom w chwili nadawania im amerykańskiego obywatelstwa, nie uwzględnia sprzeczności związanych z początkami naszej państwowości, obciążonymi ludobójstwem, niewolnictwem, z niekiedy brutalnym, pełnym przemocy egzekwowaniem prawa w interesie nielicznych uprzywilejowanych. Tego typu dysproporcje w dziedzinie przywilejów i władzy są jeszcze bardziej rażące w innych państwach. Demokracja mająca za sobą proces rozwoju sięgający paru tysięcy lat musi dziś stawić czoło przyczynom sprzeczności, w które się uwikłała. Musi też uporać się z wpływem zamożnych grup interesu sabotujących wolność i równość szans.
Sądzę, że nadszedł czas, aby ludzie wznieśli się na nowy poziom i oparli demokrację na współczuciu i mądrości, zapewniając wszystkim istotom fundamentalne prawo do życia, wolności i poszukiwania szczęścia, a następnie aby zaczęli zgłębiać, jak wygląda prawdziwe szczęście i gdzie naprawdę można je odnaleźć. Ogromną rolę do odegrania ma świadomość, jak funkcjonują nasz umysł i pragnienia, ponieważ ostatecznie nasz umysł i to, czego pragniemy, są jednocześnie zarówno źródłem ogromnego cierpienia, jak i jedyną realną szansą, by od tego cierpienia się uwolnić, w naszym własnym jednostkowym interesie oraz w interesie całego świata.
Jak wszyscy wiemy, Deklaracja Niepodległości, spisana przez Thomasa Jeffersona, mówi o „życiu, wolności i dążeniu do szczęścia”. Ale kiedy uchwalano amerykańską konstytucję, wyrażenie „dążenie do szczęścia” zostało porzucone na rzecz „własności”. Nic w tym zaskakującego, skoro konstytucja była aktem prawnym, jej sygnatariusze byli właścicielami ziemskimi (i białymi mężczyznami), a Deklaracja Niepodległości skargą ułożoną pod dyktando rewolucjonistów, nieposiadającą żadnej mocy prawnej. Stanowiła dokument obwieszczający porzucenie prawnych struktur i ograniczeń imperium brytyjskiego oraz jawne odrzucenie jego władzy nad koloniami. To dobitny dowód, że krzywa rozwoju demokracji i wolności w naszym świecie to ewolucyjny eksperyment wymagający czasu, eksperyment, który bywa na wiele sposobów podważany. Przyprawienie wolności najmniejszą nawet dawką absolutyzmu czy przyznanie komuś prawa do podejmowania decyzji w imieniu innych kończy się ograniczeniami, a nawet zaślepieniem. W końcu demokracja potrzebuje czegoś więcej, powinna wznieść się ponad samo sprawowanie władzy. Demokracja potrzebuje mądrości. Mądrość natomiast wyłania się ze zrozumienia, że pogoń za zbyt wąsko pojętym interesem własnym prowadzi do tego rodzaju ślepoty, tym bardziej że kwestia „jaźni” budzi spore wątpliwości, więc „ja” ludzi, obywateli jest mocno względne, nie mówiąc o podmiotowości korporacji i rządów. Jeśli mamy osiągnąć prawdziwe szczęście czy arystotelesowską eudajmonię, musimy się przebudzić, musimy zaprzyjaźnić się z własną naturą żyjącej istoty, ludzkiej istoty. To sfera niedualności ukryta pod powierzchnią myśli, poza dyskursywnością, w obrębie samej świadomości (patrz: Tom 2, Obudź się. Jak praktykować uważność w codziennym życiu).
Nasza kultura jest tak skupiona na gloryfikacji ducha przedsiębiorczości, że niedziałanie, kluczowy składnik pielęgnowania uważności, sprawia wrażenie, jak gdyby był z istoty nieamerykański. Mimo to możliwość wyboru postawy niedziałania, postawy czystego bycia, pozwalającej nam zrozumieć i odpowiednio zakotwiczyć własną aktywność, staje się atrakcyjna również dla nas. To zachęta do wcielania w życie potencjału oświeconego, demokratycznego społeczeństwa, jak również do wystrzegania się podszeptów chciwości, nienawiści oraz ułudy – zwłaszcza gdy znajdują one wsparcie w niesprawiedliwych przepisach prawa – mogących osłabić lub zupełnie zanarchizować społeczeństwo, a takie niebezpieczeństwo w naszej erze cyfrowej staje się coraz bardziej realne. Motto amerykańskiego lotnictwa brzmi: „Nieustająca czujność ceną wolności”. Oby nasze siły powietrzne zdawały sobie sprawę, jak bardzo jest ono prawdziwe. Czujność musi być jednak owocem jasnego umysłu i mądrego serca, musi być też zakorzeniona w zasadach etyki i moralności. W przeciwnym wypadku błyskawicznie stanie się częścią nowomowy na modłę dystopijnej powieści 1984 George’a Orwella. Może też doprowadzić do podobnego rozwoju wypadków jak wydarzenia, które obserwowaliśmy w Białym Domu w roku 2018 – w postaci znacznie bardziej groteskowej, bezceremonialnej i niepokojąco niebezpiecznej niż kiedykolwiek wcześniej. Zarazem ludzkość zawsze przejawiała skłonność do fundowania sobie takich epizodów. Kiedy przybierają one na sile, zawsze pociągają za sobą wiele ofiar i mnóstwo ludzi trafia za kraty bez sprawiedliwych wyroków. Dotyczy to nawet dzieci. Wydaje się wtedy, że miłość i współczucie zgasły.
To jednak nigdy nie dzieje się do końca. Taki rozwój wypadków podpowiada nam kolejna ograniczona narracja, której się poddajemy i na pewien czas uznajemy ją za prawdę, co po części zależy od naszych przekonań i sojuszy. Ludzka dobroć i troska o innych nie umiera nigdy. To część naszego DNA, ujawniająca się niekiedy nawet w najtrudniejszych i najbardziej koszmarnych warunkach. Wszyscy z osobna jesteśmy zdolni do odczuwania wielkiej miłości w takim samym stopniu, w jakim, niestety, potrafimy krzywdzić innych i siebie, zarówno aktywnie, jak i poprzez zaniedbanie. Dlaczego więc nie mielibyśmy pielęgnować właśnie miłości i mądrości? Dlaczego nie mielibyśmy ćwiczyć swoich serc i umysłów w obieraniu takiego kierunku? W końcu to przecież tam można znaleźć prawdziwą wolność i prawdziwe szczęście.
Pora, byśmy zatroszczyli się o swoje życie, poszerzając definicję „korzyści własnej”, i dokładniej przyjrzeli się temu, co właściwie rozumiemy pod pojęciem „ja”, „mnie”, „mój”, „my” i „oni”. Pora, byśmy dostrzegli, co się z „nami” dzieje, gdy wpadamy w pułapkę reaktywnego emocjonalnego dystansowania się i odczłowieczania wizerunku innych ludzi. Podobnej refleksji możemy poddać prawdziwe znaczenie pomyślności i szczęścia. Musimy tylko w kluczowych momentach nauczyć się powstrzymywać od reaktywnego wprowadzania podziałów na „swoich” i „obcych”, łagodną perswazją skłonić samych siebie, by unikać tego w życiu osobistym i społecznym.
Skoro już o tym mowa, zastanówmy się nad swoją rolą w kształtowaniu przyszłości, na tym, jak każdy z nas będzie mógł wnieść w nią własny wkład, w pełni angażując się w chwilę obecną. Jeśli to zrobimy, już następna chwila będzie się głęboko różnić od poprzedniej, ponieważ nie zmarnowaliśmy swojej szansy na obecność w tym momencie, który właśnie upłynął. Budowanie przyszłości tak, aby było w niej więcej mądrości i dobra, to troska właśnie o chwilę, to pełna obecność wraz ze wszystkimi, rozmaitymi rodzajami inteligencji, którymi dysponujemy, innymi słowy, obecność pełna uważności, obecność zanurzona w świadomości.
Ta książka zachęca Czytelnika, aby zaufał swojej kreatywności i swojemu dziedzictwu, bez względu na narodowość, przynależność kulturową i poglądy. Pielęgnowanie uważności, w tym uważności serca, to nasz wcale niemały wkład w wielowymiarową sieć powiązań, w której możemy być węzłami ucieleśnionej mądrości uzdrawiającej i przeobrażającej nasz świat. Ucieleśniona mądrość ujawnia się w sposobie, w jaki okazujemy troskę dzieciom i wnukom w konkretnej chwili, a nie w abstrakcji. Manifestuje się w świecie, jaki dla nich zostawimy w spadku. Przenika naszą pracę, związki, gotowość afirmacji tego, co uważamy za najcenniejsze, gotowość, aby stać się żywym przykładem wyznawanych wartości dzięki mądremu działaniu i trafnym wyborom. Pojawia się, gdy jesteśmy gotowi z całą uwagą wysłuchać kogoś, kto ma zupełnie inne poglądy, gdy z całym możliwym oddaniem słuchamy głosu natury, w tym własnej oraz natury samego wszechświata. Mówiąc krótko, ucieleśniona mądrość tętni życiem i ma się dobrze, gdy my żyjemy pełnią swego życia i mamy się dobrze, gdy umiemy chwila po chwili, dzień po dniu rozpoznawać i z otwartymi ramionami przyjmować wszystko, co się uobecnia – również kompletną katastrofę ludzkiej kondycji – a potem podchodzimy do tego mądrze. Kiedy to nam się udaje, pielęgnowanie uważności prowadzi jakimś tajemniczym sposobem do nowej głębokiej więzi z samym życiem, o której istnieniu nawet nie śniliśmy, a wtedy ostatecznie przynosi pożytek wszystkim.
Większość tego tekstu powstała w latach 2002–2004. Stanowiła wówczas dwie ostatnie części pierwotnej wersji Coming to Our Senses, o czym świadczą przykłady, z których korzystam, zwłaszcza w Części 1. Zależało mi wtedy na rozszerzeniu na całe społeczeństwo uzdrawiającego zasięgu uważności i jej ortogonalnego podejścia. Innymi słowy, chciałem objąć nim rzeczywiste poczynania Stanów Zjednoczonych na własnym terenie i za granicą, kontrastujące ostro z oficjalną retoryką, próbowałem też pokazać, co zyskamy, sięgając po uważność w obliczu największych wyzwań, które zaczynaliśmy sobie wtedy dopiero uświadamiać, a które dziś jedynie się spotęgowały.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Homo sapiens sapiens: od łacińskiego sapere, „skosztować”, „wiedzieć” (por. Tom 1 niniejszego cyklu, str. XVIII, oraz Tom 3, str. 4, 15), gatunek posiadający świadomość, jednocześnie świadomy swojej świadomości. [wróć]
Jeśli termin „dharma” brzmi obco, por. Tom 1: Medytacja to nie to, co myślisz. [wróć]
Yuval Noah Harari, 21 lekcji na XXI wiek, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018, s. 392–403. [wróć]
To prawdziwy paradoks, że uważność jest o wiele większa niż samo myślenie i w porównaniu z nim ortogonalna. Najwidoczniej świadomość i myślenie wcale nie wykluczają się nawzajem i przy właściwym podejściu mogą się uzupełniać oraz wspomagać. W tym kontekście „ortogonalność” oznacza, że uważność, świadomość są niezależnym obszarem lub wymiarem odnoszącym się do tej samej chwili co myślenie, zdolnym wszakże ukazać nam odmienny punkt widzenia, z którego każdą myśl możemy uchwycić w nowy sposób. Więcej informacji o ortogonalności por. Tom 3, str. 45–62. [wróć]
Patrz: Tom 1, „Pustka”. [wróć]
Być może za sprawą mechanizmów epigenetycznych będzie to również ewolucja biologiczna. [wróć]
Patrz np.: Nancy MacLean, Democracy in Chains: The Deep History of the Radial Right’s Stealth Plan for America, Viking, New York 2017; oraz Noam Chomsky, Chomsky on Mis-Education, Rowman & Littlefield, Lanham 2000. [wróć]
Patrz: Hans Rosling, Factfulness: Ten Reasons We’re Wrong About the World – And Why Things Are Better Than You Think, Flatiron, New York 2018; oraz Steven Pinker: Nowe Oświecenie. Argumenty za rozumem, nauką, humanizmem i postępem, Zysk i S-ka, Poznań 2018. [wróć]