Światło nadziei. Część 1 - Max Klaudia - ebook
NOWOŚĆ

Światło nadziei. Część 1 ebook

Max Klaudia

2,0

42 osoby interesują się tą książką

Opis

“Córka Wiernej i Demona. Owoc miłości Widzącej i Mrocznego. Wynaturzenie, które nigdy nie powinno było się pojawić na tym świecie.
A jednak istniałam. I ściągałam na siebie coraz większe kłopoty.”


Na zboczach Etny, pod czujnym okiem potężnej Wiedźmy, Luiza szuka schronienia – nie tylko przed światem, ale i przed własnymi wspomnieniami. Wraz z upragnionym spokojem otrzymuje coś znacznie głębszego: wizje, które koją jej zranione serce, pozwalając choć na chwilę zapomnieć o stracie ukochanego Dowódcy. Jednak rzeczywistość szybko wymyka się spod kontroli. Wymiar, który miała chronić, pogrąża się w chaosie, a odnalezione ciało Wilkołaka rozpoczyna krwawy cykl morderstw.

Kiedy przypadkowo słyszy słowa, które nigdy nie powinny były paść, Luiza staje przed trudną prawdą – może stracić kolejną bliską osobę. Czy zdoła uratować kogoś, kto już się poddał, zanim będzie za późno?

Czas ucieka, a cienie przeszłości nie chcą odejść...

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 234

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
UrszulaLila

Z braku laku…

Nie chce się czytać.
00



Rozdział 1

Dawid

Nareszcie.

Ulice, które zwykle tętniły życiem, tym razem były uśpione i ciche. Z oddali docierały do mnie przytłumione odgłosy autobusu, którego linia kończyła się zaledwie kilka przecznic dalej. Luiza z ciekawości to sprawdziła, gdy pewnej chłodnej nocy staliśmy na balkonie, grzejąc się swoją bliskością i obserwując nasze miasto skryte pod gwiazdami.

– Luiza… – wyszeptałem, spoglądając na ostatnie piętro wieżowca.

Tak bardzo pragnąłem mieć ją blisko siebie. Chwycić ją w ramiona i już nigdy jej nie wypuścić. Pięć miesięcy temu kochałem się z nią, tonąc w niebieskich, pełnych miłości oczach. Potrzebowałem jej… Tygodnie, które spędziłem w piekle, były tak naprawdę latami walki o powrót do niej i tylko myśl o Małej dawała mi na to siłę.

To dla niej walczyłem. To dla niej przeżyłem.

Obiecałem to Luizie, widząc niepokój i łzy w pięknym spojrzeniu, gdy trzymałem ją w ramionach na tym samym balkonie.

– Zrobię wszystko, by żyć. Dla ciebie – przyrzekłem jej wtedy.

Warkot czarnego audi przywołał nieprzyjemne wspomnienia roztrzaskanego samochodu Luizy i horroru, który został zapoczątkowany przez mój błąd. Rutyna nocnych patroli sprawiła, że straciłem czujność, chociaż nigdy nie powinienem był się od niej oddalać.

– Musisz iść? – Ciche pytanie zakończyło nasz pocałunek, jeden z ostatnich, dzięki którym czułem jej miękkie usta.

Nie musiałem… Mogłem oddać ten patrol innemu Wojownikowi i zostać przy Luizie, osłabionej po oddaniu krwi Brońskiemu. Glina w głupi sposób się naraził, biorąc udział w akcji, mającej na celu odbicie Luizy z rąk Wywiadu, a ona swoim darem uratowała mu życie. Jednak poszedłem… Od tej pory słyszałem w myślach krzyk bólu Luizy, który zmieniał się w pełen rozpaczy wrzask, gdy wybuchła bomba, a czyste i pełne miłości spojrzenie zostało zastąpione strachem i smutkiem, których nigdy nie chciałem w nim dostrzec.

Otrząsnąłem się ze wspomnień i jeszcze raz spojrzałem w górę, ale okna mieszkania były ciemne. Luiza mogła przebywać w Ośrodku, a może była na patrolu, mimo to w pierwszej kolejności postanowiłem sprawdzić nasz apartament.

Musiałem ją odnaleźć…

Muszę ją mieć.

Droga na ostatnie piętro dłużyła mi się w nieskończoność, ale kilka sekund nie miało znaczenia, gdy tak długo na nią czekałem. Całe lata… By potem brutalnie nas rozdzielono. Jednak wygrałem. Opanowałem Demona i wróciłem do mojej kobiety.

Moja.

Uśmiechnąłem się z satysfakcją na widok ciemnych drzwi, do których wielokrotnie dociskałem Luizę, by zanurzyć się w jej doskonałych ustach oraz dotykiem pieścić jej silne ciało.

Rżnąłem ją, a ona mi na wszystko pozwalała. I będzie pozwalać.

Zamarłem z dłonią nad klamką. Rżnąłem? Nigdy bym tak o niej nie pomyślał… Cichy śmiech odsunął moje wątpliwości, a zza drzwi dobiegł mnie wysoki pisk.

– Wojowniku, nie! – Zablokowałem emocje, słysząc lekką chrypkę w rozbawionym tonie Luizy. – Przestań, bo nie mogę oddychać.

– Przecież nic nie robię.

Znałem ten głos, chociaż był dziwnie zniekształcony, na pewno przez dębowe drzwi, które oddzielały mnie od…

Sielanki tej dwójki.

Stłumiłem złość, nie mogłem dać się ponieść emocjom. Nigdy na to nie pozwoliłem, nawet gdy ostatkiem sił wydałem rozkaz Soldato, by przeniósł się do Ośrodka w Polsce, mając nadzieję, że on i jego ludzie będą mieć oko na Luizę.

Dlaczego to zrobiłem?

Soldato miał w sobie Demona, osobiście nadzorowałem rytuał, który przeprowadziła Teresa, gdy ten Wojownik prawie otarł się o śmierć z rąk mojego biologicznego ojca. On najlepiej zaopiekowałby się Luizą… Mała skupiłaby się na pomocy Luce, przy odrobinie szczęścia zapominając o mnie. Ufałem, że gdy odejdę, Luiza znajdzie w nim ukojenie. Jednak nie potrafiłem zniknąć z jej życia. Nie po łzach i przerażeniu, które w niej dostrzegłem podczas ostatnich wspólnych chwil w Empoli…

Dlaczego nagle nastała taka cisza? Donośny śmiech Luizy ponownie poniósł się po apartamencie. Zupełnie jak wtedy, gdy próbowała przede mną czmychnąć, bo kolejny raz doprowadzała mnie do szału…

A teraz zabawia się z moim kumplem.

– Rozśmieszasz mnie – mruknęła zalotnie Luiza. – A mógłbyś robić coś innego.

Ciche sapnięcie poprzedziło stłumiony jęk rozkoszy. Wparowałem do mieszkania w momencie, gdy zatrzasnęły się drzwi prowadzące do naszej sypialni. Otworzyłem je, a moje serce, jeśli kiedykolwiek zostało ożywione przez Luizę, właśnie umarło na nowo.

Zdycha jak porzucony, bezpański pies.

Długie, brązowe włosy zdobiły czarną pościel, jak zwykle tworząc aureolę wokół pięknej twarzy. Przymknięte powieki podkreślały uniesienie, które łagodziło ukochane przeze mnie rysy, a seksownie rozchylone wargi aż błagały o pieszczotę.

Jednak to nie ja dawałem jej tę rozkosz.

Suka.

Długa szyja Luizy była cudownie aksamitna, dokładnie taka, jaką ją zapamiętałem. Piersi falowały od przyspieszonego oddechu, tak samo jak napięty z wyczekiwania brzuch. Męskie usta wodziły po nim z należytym pietyzmem, by po chwili ponownie wróciły do czczenia twardych brodawek.

Nagle szerokie dłonie zacisnęły się na wąskiej talii, by zaraz zsunąć się niżej, na uwodzące i pełne biodra, które odbierały zmysły każdemu mężczyźnie.

Tak samo gapili się na nią fiuty w Legionie.

A teraz inny zanurzał się w jej wnętrzu. Nie mogłem patrzeć na jej ciało, poruszające się od rytmicznych i gwałtownych pchnięć, których brutalność sprawiała jej rozkosz. Nie mogłem słuchać krzyku podniecenia, który wyrwał się z jej wnętrza od doznań zagwarantowanych przez kochanka. Umilkła, gdy mordercza dłoń zacisnęła się na jej szyi. Mężczyzna zwolnił, rozluźniając chwyt i całując ją namiętnie, w takt spokojnych ruchów bioder.

– Kocham cię… – Cichy szept Luizy ostatecznie rozsadził moje serce.

Zakończ to.

Zrzuciłem skurwiela z mojej kobiety. W furii zatapiałem pięści w twarzy, która z każdym ciosem stawała się coraz bardziej anonimowa. Sięgnąłem po sztylet, wbiłem go w pierś mężczyzny i obejrzałem się na siedzącą na łóżku Luizę.

– Obiecałaś mi wierność – wyszeptałem, drżąc z gniewu.

Czyli żona…

– Przecież ty nie żyjesz… – odpowiedziała, spoglądając na zdychającego obok łóżka kochanka. – Nie… Co ty mu zrobiłeś?

– Ja zrobiłem?! – zagrzmiałem i pchnąłem ją, gdy próbowała dostać się do tego fagasa. – Ile czasu ci zajęło, zanim się pocieszyłaś po mojej śmierci? – Luiza zadrżała i skryła swoje ciało pod zmiętoloną od seksu pościelą. – Wstydzisz się swojego męża?!

– Boję się… Kochanie, proszę.

– Kochanie?! Dajesz się pieprzyć tej łajzie i masz czelność tak do mnie mówić?! – ryknąłem, dopadając do kobiety, śmiejąc się okrutnie na jej nieudolne próby obrony. – Naprawdę sądzisz, że kiedykolwiek miałaś ze mną szansę? – zakpiłem, jednym ciosem łamiąc jej opór. – Dobrze ci z nim było?

– Proszę, Dawid… Proszę, nie wiedziałam.

– Powinnaś to czuć! – wrzasnąłem i rozpiąłem spodnie. – Żyję, kurwa! Walczę, by do ciebie wrócić.

– Błagam, kochanie, nie rób tego.

– Zamknij ryj – warknąłem, a kolejny cios skutecznie ją uciszył. Wszedłem w nią brutalnie, tak jak przed chwilą zrobiła to zdychająca gnida. – Teraz czujesz, że żyję?!

Doskonała…

– Dawid, to boli – załkała, a z niebieskich oczu trysnęły łzy. – Proszę, przestań…

Nie.

Moje biodra poruszały się bez udziału mózgu, który wrzeszczał, bym to zakończył. Obiecałem, że nigdy jej nie skrzywdzę! Miałem ją chronić! Z przerażeniem obserwowałem dłoń, odrywającą się od jej biodra, a za chwilę zaciskającą się na jej wątłej szyi. Czerwone paznokcie orały moją skórę, gdy próbowała się wydostać z morderczego uścisku, ale nie mogłem się zmusić do puszczenia jej.

– D… – próbowała wycharczeć moje imię, a ja nacisnąłem mocniej, chociaż mój umysł wył z rozpaczy.

Dobrze. Zasłużyła na to.

– Nie! – Uwolniłem jej gardło i nachyliłem się, by sprawdzić, czy oddycha. Szyja Luizy zapadła się, jakbym… – Nie, Mała, nie. Błagam, nie… – Przesunąłem palcami po zmiażdżonej tchawicy. – Luiza, proszę, proszę… – Ukochana twarz na moich oczach stawała się coraz bledsza. – Nie! Luiza!

Chwyciłem w ramiona bezwładne ciało, rozpaczliwie próbując wyczuć jej oddech. Po chwili leżała już na twardej podłodze, a jej klatka piersiowa uginała się od rytmicznych ucisków.

– Kochanie, przepraszam… – wyszeptałem, czując na ustach słony smak.

Nigdy nie płakałem…

Tylko raz pozwoliłem sobie na samotną łzę, gdy po wybuchu, w którym upozorowałem własną śmierć, zatrzymałem się samochodem Teresy w identycznej scenerii do tej, gdzie wraz z Luizą spędziliśmy pierwszą wspólną noc. Kilka miesięcy wcześniej, gdy osłabiona głodem i stresem wpadła w moje ramiona, zabrałem ją na wzgórze, z którego rozpościerał się widok na spowite nocą miasto. Wtedy bez skrępowania mogłem obserwować jej piękno i rozkoszować się jej głosem, nawet poczuć iskrę zazdrości, gdy wspomniała o spotykaniu się z żołnierzem, chociaż później przyznała mi, że to była próba zakamuflowania jej spostrzegawczości.

– Kocham cię. – Zacisnąłem powieki, przypominając sobie moment, gdy Luiza pierwszy raz wyznała mi miłość.

Tylko raz po moim policzku popłynęła łza żalu i tęsknoty za osobą, którą kochałem całym sercem, chociaż myślałem, że ono jest już od dawna skamieniałe. Tym razem płakałem z przerażenia. Docierało do mnie, że reanimacja zda się na nic przy zmiażdżonej tchawicy.

Nic nie uratuje Luizy.

– W końcu to zrozumiałeś, Wojowniku.

Zacisnąłem pięści, tuląc do siebie chłodne ciało Luizy, bo chociaż pojąłem, że urojone wyrwanie się z więzienia było zwykłą torturą, to i tak pragnąłem mieć ją w ramionach. Ani nie mogłem jej odepchnąć, ani nie potrafiłem jej zostawić, dlatego łkałem z żalu nad moją żoną, której odebrałem życie.

– Nie, Dawidzie. To JA zabiłem twoją ukochaną i zrobię to ponownie, ale tym razem naprawdę. Pozwolę ci na to patrzeć, podczas gdy ty nie będziesz mógł nic zrobić, by ją uratować. Dokładnie tak jak teraz, Dowódco.

– Nie! – wrzasnąłem rozpaczliwie, gdy drobne ciało Luizy rozpłynęło się w moich ramionach. Rzuciłem się w kierunku łóżka, mając nadzieję, że tam ujrzę Małą, ale otępiający ból w ramionach skomponował się ze złowieszczym zgrzytem trzymających mnie na uwięzi łańcuchów. – Nie wygrasz ze mną.

– Już wygrałem, Dawidzie. – Demon w mojej głowie roześmiał się ponuro. – Wygrałem w momencie, gdy mój ojciec postanowił zrobić coś szalonego, by cię uratować. Jesteś zbyt słaby, by się ze mną równać, a kajdany, w które jesteś zakuty, wkrótce nie będą żadną przeszkodą w odzyskaniu mojej wolności, Dowódco – zaszydził, wypluwając z pogardą ostatnie słowo.