Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
38 osób interesuje się tą książką
“Płakałam… Za utraconym zaufaniem. Za Dawidem. Z tęsknoty i bólu. Z porzuconej nadziei i odzyskanego światła. Płakałam z pragnienia, by być przy nim, spojrzeć mu w oczy, usłyszeć jego głos…”
Brutalne zabójstwo Wilkołaka rozpoczyna cykl przerażających morderstw. Luiza zostaje uwikłana w śmiertelnie niebezpieczną intrygę, w której zaufanie może okazać się zdradą, a każdy ruch może przynieść zgubę. U jej boku pojawia się Amat – enigmatyczny Demon z misją chronienia jej życia. Ale Luiza nie wie, że prawda, którą skrywa, może wstrząsnąć jej światem.
Kiedy kłamstwa się mnożą, Wojowniczka musi ustalić, kto stoi po jej stronie i kim jest jej wróg. Czy odkryje sekret Amata, zanim będzie za późno? W tej porywającej kontynuacji serii Czerń rubinu miłość, lojalność i walka z losem zderzają się w nieuchronnej grze o życie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 336
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Rozdział 3
Luiza
Tuż przed wejściem do Ośrodka włączyłam telefon. Sygnały przychodzących wiadomości towarzyszyły mi w drodze do biblioteki, na szczęście były na tyle ciche, by nie obudzić zasnutego snem azylu. Ignorowałam je. Sandra i Marcel w końcu zorientowali się, że zaszyłam się w ich mieszkaniu. Przespałam na kanapie kilka godzin, chociaż sen znużył mnie na ich balkonie. W środku nocy Kres przeniósł mnie w wygodniejsze miejsce, a potem cały czas przy mnie czuwał.
– Chcesz porozmawiać? – zapytał, gdy tylko otworzyłam oczy.
– Chyba nie ma o czym – odparłam wtedy, wtulając się w tors przyjaciela. – Myślałam, że uda mi się być szczęśliwą. Dawid okupił moją przyszłość własnym życiem, ale ja nie istnieję bez niego. Nie umiem…
– Rozumiem. Przepraszam, Luiza…
Dotarł do mnie jego żal, ale pokręciłam głową, nie dając mu dojść do słowa. Nie chciałam tego słuchać. Wystarczyła mi jego obecność i troska, którą od niego wyczuwałam. Wypełniała mnie wdzięczność, tak zupełnie inna od naszych ostatnich relacji. Dominowała w nich złość. Moja na Marcela, bo nie dopuszczał mnie do poszukiwań ciała Dawida, które Wywiad brutalnie odebrał z miejsca jego pochówku. Kresa na mnie, bo… wszystko. Natarczywość. Luka. W naszych rozmowach wielokrotnie wracała vendetta na Wampirach za tragedię w Empoli. Między nami działo się coś, czego nie pojmowałam, ale nad ranem, gdy czułam wsparcie przyjaciela, to nie miało znaczenia. Chwila spokoju w jego ramionach była tego warta, jednak czekała mnie przeprawa przez kolejny dzień.
A jednak na nowo stałam się pusta. Zupełnie jak Ośrodek, który stracił Dowódcę. Każdy kąt tego miejsca przypominał mi Dawida, skradzione chwile czułości, szczere rozmowy i znaczące decyzje. Jeszcze kilka tygodni temu wspomnienia wywołałyby we mnie trudny do opanowania ból. Tym razem poddałam się smutkowi i tęsknocie.
Umysł to potężne narzędzie, a tworzone przez niego projekcje są wyjątkowo rzeczywiste.
Uśmiechnęłam się z nostalgią na widok wychodzącego z biblioteki Dawida. Czarne włosy miał bardzo krótko przystrzyżone, ciemna koszulka opinała szerokie ramiona, tors poruszał się od głębokiego oddechu. Bojówki moro i nachodzące na nie trapery – to były nieodłączne elementy jego stylu. Dawid rzucił okiem na zbiegającego ze schodów Eryka – naszego informatyka – i w ostatnim momencie złapał go za ramię, zanim roztrzepany mężczyzna wpadł… na mnie. Stałam wtedy tuż obok Dawida, bo przepuścił mnie pierwszą w drzwiach. Więc jakim cudem, kilka miesięcy później, gdy jego już nie było na tym świecie, szare oczy patrzyły prosto na mnie? Dlaczego widziałam nikły uśmiech na jego ustach, pełen nostalgii i tęsknoty, które i ja odczuwałam?
Nagle ten piękny obraz się rozpłynął. Odszedł, jak poranna mgła znika w promieniach słońca. Odetchnęłam głęboko i zerknęłam w bok, na drzwi prowadzące do kuchni. Skinęłam głową Wojownikowi, który wyszedł na korytarz, chcąc się upewnić, że nikt niepowołany nie przeszedł przez zabezpieczenia.
– Spokojna noc? – zapytałam, zatrzymując się przy nim.
– Nie do końca – przyznał Sergio Soldato. – Mój brat cię szukał.
– Cóż, możesz mu dać znać, gdzie jestem.
– Lubię robić mu na złość – powiedział z kpiącym grymasem. – Potrzebujesz samotności?
– Trochę mnie tu nie było – wyznałam po chwili namysłu. – Przydałoby mi się streszczenie tych dni.
– Raporty…
– One powiedzą mi, co było na patrolach, a nie w Ośrodku.
Sergio skinął głową i wycofał się do kuchni, rzucając przez ramię:
– Czarna, bez cukru?
– Tak, dzięki – odparłam, kompletnie zaskoczona.
– Przyniosę ją do biblioteki.
Wpatrywałam się w plecy Wojownika, aż zamykające się drzwi przesłoniły mi na niego widok. Co tu się właśnie stało? Przeskanowałam pamięć w poszukiwaniu pierwszego spotkania z tym Wojownikiem, żeby upewnić się, że nie oszalałam.
Sergio Soldato, przyrodni brat Luki, cechujący się aroganckim tupetem i bezczelnym zachowaniem względem kobiet, nagle stał się potulny i ułożony? Coś mi tu nie pasowało… Niemniej musiałam na niego uważać, tak jak na każdego faceta.
Szczerze? Miałam ich dość.
Po chwili zanurzyłam się w przyjemnym aromacie starych ksiąg oraz drewna, które cały rok zdobiło kominek. Nie mogłam się doczekać chłodniejszych dni, by bez żadnych wyrzutów rozpalić w nim ogień i w naszym fotelu poddać się wspomnieniom. Stłumiłam ziewnięcie, sama myśl o miękkości komfortowego siedziska działała na mnie usypiająco.
To i sny, które przeniosą mnie w ramiona Dawida.
Tymczasem musiałam skupić się na tu i teraz, a marzenia odłożyć na bok. Uruchomiłam laptop i zalogowałam się do serwera, który na moje polecenie stworzył Eryk. Wyszukałam wszystkie raporty od dnia wylotu, czując palącą trzewia wściekłość, że nie zrobiłam tego u Ines. Na ekranie pojawiły się setki plików, co dodatkowo wywołało we mnie słabość. Nie zdążyłam się w nich zagłębić, bo do biblioteki wszedł Soldato.
– Trzymaj – mruknął Sergio, siadając po drugiej stronie biurka. – Dobrze, że wróciłaś.
– Nie sądziłam, że kiedykolwiek to od ciebie usłyszę.
– Nic do ciebie nie mam – stwierdził, odkręcając wodę, którą zgarnął z blatu.
– Nasze pierwsze spotkanie pokazało mi coś innego. – Sergio uniósł brew, wyraźnie czekając, aż pociągnę ten temat dalej. – Byłeś wściekły i agresywny.
– Wobec ciebie? – zapytał z niedowierzaniem. – Nie przypominam sobie.
Jeśli miałabym się w tym zagłębić, to dzięki mocy Demona wyczułam jego furię i pogardę, jednak faktycznie, nie były one skierowane we mnie.
– Więc wobec kogo? Luki?
– Nie – roześmiał się Sergio. – Wiem o kłopotach, w jakie wpakował go Oskar. Wiem też, że jego kumple nie mają siły, by mu się postawić i zrobić coś, by nie dopuścić do jego ślubu.
– Słyszałam, że spotykasz się z Agnese.
– Jak większość Wojowników. To zwykła kurwa. – Sergio wzruszył ramionami. – Mój brat, chociaż wzgardził naszą rodziną, nie zasłużył na coś takiego.
– Wzgardził?
– Tak, a teraz ty to robisz z kawą ode mnie. – Natychmiast upiłam łyk z ogromnego kubka. – W wieku siedemnastu lat odszedł. Na pewno opowiadał ci o tym, do czego chciał zmusić ich Oskar.
Skinęłam głową. Wymuszanie stosunku z Widzącą, którą im przyprowadził Oskar, rozjuszyło Lukę. Niestety, Wojownik popełnił błąd, prawie płacąc za to życiem.
– Interwencja Drwala odsunęła go od nas.
– Nie – wyszeptałam. – To nie wina Dawida.
– Możliwe. Jednak ani on, ani Luka nie chcieli mi wyznać, co dokładnie się stało tego dnia. Wiesz, Dot, nawet mnie to nie wkurzyło. – Sergio roześmiał się ponuro. – Luka odsunął się ode mnie, gdy zaczął treningi u starego Drwala.
– Chciał cię chronić i nie dopuścić do tego, byś trafił pod pięść Oskara.
Sergio spojrzał na mnie z politowaniem.
– Tak ci powiedział?
– I w to wierzę – zapewniłam. – Sergio, powinniście porozmawiać.
Niski, wyjątkowo przyjemny śmiech wypełnił wnętrze biblioteki. Pokręciłam głową, zdając sobie sprawę z głupoty, jaką palnęłam. Adam opowiadał mi, że rozmowa między braćmi zawsze kończyła się scysją i interwencją innych Wojowników.
– Na kogo dokładnie byłeś wściekły?
– Mam zatarczki z Victorem. Jednak chyba nie z powodu mojego życia prywatnego mnie tu zaprosiłaś.
– Masz rację – westchnęłam. – O czym powinnam wiedzieć?
– Kres nie panuje nad sobą – poinformował mnie bez cienia wahania.
– Nie rozumiem…
– Zrozumiesz, zaufaj mi.
– Wytłumacz chociaż, po czym to poznajesz. Albo kto wyprowadza go z równowagi.
– Victorek – zadrwił. – I mój brat, a raczej to, że sprzątnął mu sprzed nosa małą Luizę.
Akurat tym już nie musi się martwić.
– Rozumiem. Wyjaśnię to z nim. Coś jeszcze?
– Kiedy wracasz na trening? Nudno jest bez ciebie.
– Nie jestem pewna, czy mam do czego wracać. Nie uczestniczyłam w nich zbyt długo – odpowiedziałam, zerkając na drzwi do biblioteki, które jak na zawołanie się otworzyły.
– Więc trzeba to zmienić… – mruknął Soldato. – Witaj, bracie.
– Co tu robisz?
Cichy głos emanował ostrzeżeniem, które każdy idiota bezbłędnie by odczytał. Sergio nic sobie z tego nie robił, wręcz rozsiadł się wygodniej w fotelu i założył ręce na kark, spoglądając na mnie z rozbawieniem.
– Zacieśniam więzi.
– Rób to gdzieś indziej – warknął Luka, podchodząc do biurka. – Musimy porozmawiać – zwrócił się tym razem do mnie.
– Zgadzam się – odpowiedziałam ze spokojem, a na widok pytającego spojrzenia Sergia lekko skinęłam głową. – Widzimy się na treningu.
– Dobrze to słyszeć. – Sergio wstał i klepnął Lukę po ramieniu. – Chłopie, masz przejebane.
Obserwowałam wychodzącego z pomieszczenia Wojownika, chociaż myślami byłam przy poprzednim wieczorze. Nie chciałam do tego wracać, ale nie panowałam nad retrospekcjami. Nie w obecności Luki…
Jak mogłeś coś takiego powiedzieć?
– Czyli teraz trzymasz sztamę z moim bratem? – zapytał Soldato, zajmując miejsce mojego niedawnego rozmówcy.
– Obawiam się, że ostatnie wydarzenia skutecznie mnie zniechęciły do takich relacji.
Luka uśmiechnął się kpiąco, a zielone oczy niezmiennie pozostały znudzone.
– Szukałem cię.
– Wiem o tym, Wojowniku.
– Czyli umyślnie mnie zignorowałaś – stwierdził sucho.
– Najwidoczniej.
Ostatkiem sił powstrzymywałam się, by nie rzucić się na Lukę. Nie miałam pojęcia, co było silniejsze: chęć wyładowania na nim furii i bólu czy pragnienie wtulenia się w ciało mężczyzny. Jakakolwiek motywacja mną kierowała, nie mogłam sobie na to pozwolić.
Luka wiedział o mojej wizycie. O tym, że dotarły do mnie jego słowa. Widziałam to po nim. Oboje jednak zdawaliśmy sobie sprawę, że Ośrodek nie jest miejscem na rozwiązanie tego problemu. Tak naprawdę nie chciałam tego, między nami padło zbyt wiele słów.
Wiele nad tym myślałam. Nad zniknięciem Luki, gdy byliśmy u Ines. Nad tygodniami, które wspólnie spędziliśmy. Ślubem, w który został wmanewrowany, i tajemniczą Valerią, o której nic nie wiedziałam. Najwidoczniej nie zasługiwałam na zaufanie, o które zabiegałam. Nie miałam zamiaru z tym walczyć, już nie, jednak wiedziałam, że pomimo wypełniającej mnie goryczy nie skreślę Luki.
Będę czekać. Może w naiwności, może w nadziei, że to nie jest koniec, ale nie wyjdę przed szereg.
Złamałam rozkaz Dawida, doprowadzając tym do śmierci mojego Dowódcy. Drugi raz nie miałam zamiaru popełnić tego błędu.
– Jak biodro?
– W treningu mi nie przeszkodzi – odparłam oschle.
– Mogę spojrzeć?
– Nie.
W końcu jakieś emocje. Ogniki wkurwienia w szmaragdowym spojrzeniu też były objawem jakiejś reakcji na całą sytuację.
– Czyli co: foch?
– O wiele gorzej.
– Przeprosiłbym, ale zabroniłaś mi to robić – warknął z irytacją.
– Jeśli zrobiłeś to z premedytacją – zaczęłam spokojnie, nawiązując do wczorajszej rozmowy z Victorem – to sobie odpuść.
– Jak sobie życzysz.
Skinęłam głową i skupiłam się na raporcie.
– Poznam Młodą? – Uniosłam wzrok na Wojownika, na co zaklął pod nosem. – Luiza…
– To od początku była tylko gra?
– Nie – odpowiedział szeptem. – Miałem wypełnić rozkaz Dawida i odejść, ale nie umiałem. Przyciągnęłaś mnie do siebie.
– Nie widzę tu celowego działania. Gdzie ta przebiegłość w twoich decyzjach?
– Pojawiła się, gdy ujawniłaś mi swoją słabość. Potrzebę męskiej dominacji.
– Tylko tyle? Z tego powodu złamałeś mi serce?
Oczy Luki rozbłysły sekundowym szokiem. Chciałabym powiedzieć, że go podpuszczałam, ale nie mogłam. Coś do niego czułam. Kochałam go w niewyjaśniony dla mnie sposób. Zależało mi na nim. Zależało tak bardzo, że byłam gotowa zabić Agnese, by nie zniszczył sobie życia u jej boku. Jednak w jego działaniach chodziło o coś więcej, a z tym nie mogłam sobie poradzić. Nie bez jego pomocy i zgody, której nie chciał mi udzielić.
– Wybacz, że nie jestem w stanie dać ci dziecka, którym okupiłbyś swoją wolność – syknęłam, tracąc nad sobą panowanie. – Nie wierzę, że mogłeś coś takiego powiedzieć. To wszystko… – Odetchnęłam głęboko, by nie pokazać mu łez, chociaż Luka i tak doskonale odczytywał moje emocje. – Jak mogłeś…?
– Nie powinnaś była tego usłyszeć – wyszeptał.
– Nigdy nie powinieneś był tego powiedzieć – odparłam, nie panując nad zbłąkaną kroplą rozpaczy.
– Mała…
Drzwi biblioteki otworzyły się z impetem, a do środka wparował rozbawiony Victor. Zatrzymał się gwałtownie na mój widok, blokując drogę Adamowi, który, widząc mnie, uśmiechnął się radośnie.
– Luiza! Nareszcie będę mieć kolejną szansę, żeby skopać ci tyłek na treningu – powiedział, przemierzając przestrzeń między nami i już po chwili pociągnął mnie za rękę i postawił na nogi. – Dobrze cię widzieć – mruknął, przytulając mnie mocno. – Wyglądasz inaczej, ale to wydanie też ci pasuje.
Przewróciłam oczami. Faktycznie, sportowy stanik, rozpięta bluza i dresy nie były tym, do czego przyzwyczaiłam tych Wojowników.
– Ciebie też – przyznałam szczerze. – A z tym skopaniem tyłka masz całkiem spore szanse, w ogóle nie trenowałam podczas wyjazdu.
– Ponieważ…?
– Zapytaj Dowódcę. – Zerknęłam na zegarek. – Przebiorę się i zaczynamy.
– Luiza…
Zignorowałam Lukę i wymaszerowałam z biblioteki. Każdy ma granicę wytrzymałości, moja została przekroczona kilka godzin temu. Jeśli Młoda miała mnie uchronić przed całkowitą rozsypką, miałam zamiar pozwolić jej przejąć kontrolę.
Minęłam salę treningową, w której już zebrała się większość Wojowników. Brakowało jedynie Kresa i mężczyzn, którzy zostali w bibliotece. Najwidoczniej Adam już wyciągnął z Luki powód nagłej ewakuacji, bo jego furia towarzyszyła mi aż do mojego pokoju, ale to dopiero zamknięte drzwi łazienki ostatecznie oddzieliły mnie od emocji, które za chwilę miały wybuchnąć.
– Tłumacz się, Soldato. Może Trovato przemówi ci do rozumu.
Opłukałam twarz lodowatą wodą i oparłam się ciężko o umywalkę. Potrzebowałam energii, o którą musiałam poprosić kogoś innego niż Luka. Adam wiedział o demonicznej części Dot i to do niego miałam zamiar zgłosić się po pomoc. Liczyłam, że podejrzenia tego Wojownika były słuszne i brak uczuć między nami nie pchnie mnie do dalszych kroków, by usunąć ból.
Będę błagać cię o wybaczenie, kochanie.
Zamarłam na ułamek sekundy i właśnie to zawahanie zakończyło się mocnym chwytem za mój kark. Wywinęłam się oprawcy, jednak zanim zdążyłam zadać cios, rozległ się donośny trzask. Syknęłam, czując ognie trawiące mój kręgosłup, ale nawet to nie powstrzymało Wojownika przed zaciśnięciem palców na mojej szyi.
– Co to jest? – wycharczał Kres. – Co to, kurwa, jest?! – wrzasnął, ponownie uderzając mną o ścianę. – Mów, do cholery!
Dopiero po tych słowach odwróciłam wzrok od czerni pokrywającej całe oczy Marcela. Tak jak u Dawida podczas Przemiany, w spojrzeniu przyjaciela nie zauważyłam nawet cienia emocji, jednak czułam je każdym nerwem swojego ciała. Zerknęłam przelotnie na jego dłoń, w której trzymał kawałek szarego materiału.
– Prawdopodobnie fragment waszej poduszki – odpowiedziałam, gdy nieznacznie poluzował ścisk.
Pięść Kresa wbiła się w ścianę tuż przy mojej głowie, a gorący oddech owiał moją twarz.
– Świetnie – zaszydził. – Teraz powiedz mi, dlaczego jest zakrwawiona?!
– Prawdopodobnie z mojej winy.
– Bawi cię to? Uważasz, że to jest, kurwa, zabawne?!
– Nie…
Dłoń Kresa ponownie zacisnęła się na moim karku, jednak tym razem udało mi się skutecznie wydostać z sideł jego furii. Do czasu… Trzask odbezpieczanej broni poniósł się echem chyba po całym Ośrodku. Uniosłam dłonie, starając się uspokoić Wojownika.
– Nie wkurwiaj mnie – wyszeptał, ledwo panując nad drżeniem w głosie. – Kiedy miałaś zamiar powiedzieć mi o narkotyku?
– Nie miałam takiego zamiaru – wyznałam, patrząc mu w oczy. – Nikt nie powinien o tym wiedzieć.
– Pierdolona męczennica! Pójdziesz sama, czy mam cię zawlec do Marii?
– Marcel…
Drgnęłam, gdy kula przeleciała tuż obok mojej szyi i wbiła się w płytki za mną. Świadomość, że Kres specjalnie nie posłał we mnie ołowiu, wcale mi nie pomogła. Strach przed utratą kolejnej osoby rozpanoszył się w moim sercu.
– Proszę, porozmawiajmy…
– Za późno na to, Dot. O wiele za późno.
– Wytłumaczę…
– Mam dość, rozumiesz? Mam już, kurwa, dość, że ignorujesz poświęcenie mojego przyjaciela. Jeszcze dziś nad ranem mówiłaś, że go kochasz. Tak się mu odwdzięczasz?
– Co konkretnie masz na myśli?
– Jebie mnie to, z kim się puszczasz. Możesz pierdolić się z całym Ośrodkiem, to twoje sumienie, ale nie pozwolę ci popełnić samobójstwa.
Roześmiałam się ponuro na te słowa.
– Próbowałam, przyjacielu. – Marcel zakończył Przemianę, dzięki czemu dostrzegłam ból w jego oczach. – To nie jest takie proste.
– Nie szanujesz daru, który otrzymałaś od Dawida. – Kres opuścił broń. – Egoistka.
– Zejdź z niej, Kres – pomruk Luki, chociaż cichy, był bardzo dobrze słyszalny. – Nie masz pojęcia, co się stało.
– Nie mam – przyznał Marcel. – Najwidoczniej nie zasługuję na miano przyjaciela. Ubieraj się. Jedziemy do Marii. Natychmiast – rzucił, przyglądając mi się ze wściekłością.
Zarzuciłam na siebie bluzę, którą jeszcze niedawno cisnęłam na blat w łazience. Z niepokojem przyglądałam się Wojownikom, których wzburzenie sięgało zenitu. Nawet ja nie byłabym na tyle głupia, by stawać między nimi.
Donośny trzask rozpoczął bójkę. Głowa Luki odleciała w tył, a po chwili solidny kopniak pchnął go w głąb pokoju. Stanęłam w drzwiach, obserwując tłukących się mężczyzn. Błagałam w duchu, by nie chwycili za sztylety, nie chciałam krzywdy żadnego z nich.
Wiedziałam, że interwencja nie przyniesie żadnego skutku. Sekret, o którym dowiedział się Marcel, był tylko zapłonem naruszającym proch, jaki kumulował się w nim od miesięcy.
– Co tu się, kurwa, dzieje?!
Uniosłam dłoń, powstrzymując Sergia przed rzuceniem się między walczących. Tuż za nim pojawiła się reszta Wojowników, z Adamem na czele.
– Chyba wygrałem – wymruczał Trovato, uśmiechając się wrednie. – Jak myślisz, Irokez?
– Pierdol się – odpysknął Cortez. – Muszę sprawdzić, kto obstawiał ten zakres dat.
Zgromiłam ich wzrokiem, na co reszta parsknęła śmiechem.
– Świetnie, ta dwójka się leje, a oni urządzają sobie zakłady!
– Bardziej mnie interesuje, który z nich wygra.
Luka miał w sobie krew Demona, jednak to Kres przebijał go doświadczeniem. Wielokrotnie przyglądałam się treningom jego i Dawida, w których Marcel dotrzymywał kroku naszemu Dowódcy. W tym momencie napędzała go furia, tworząc z niego nieobliczalnego przeciwnika…
Na podłodze wylądowały książki. Muszę kupić nową półkę… Z wargi Kresa trysnęła krew. Luka oberwał w skroń, a od siły ciosu aż się zachwiał. Emocje Wojowników zamiast opadać, coraz bardziej rosły. Wściekłość, nienawiść, poczucie zdrady…
Co się z nami stało?Dawid nigdy by nie dopuścił do czegoś takiego.
– Dość – rozkazałam, na co każdy z obserwujących bójkę zamilkł. – Dość – powtórzyłam, jednak bezskutecznie. Wojownicy wpadli w trans, z którego droga powrotna była trudna. Sięgnęłam po przytroczoną do uda broń i wycelowałam w sufit. Nacisnęłam spust, a huk wystrzału skutecznie skupił uwagę wszystkich w pomieszczeniu. – Trzeci raz nie powtórzę.
Soldato szarpnął gwałtownie, wyrywając się z chwytu Kresa. Oboje dyszeli, potęgując obraz rozpaczy. O ile Luka powinien był szybko się uleczyć, tak dowody bójki miały trzymać się Marcela przez długi czas. Rozejrzałam się po zdezelowanym pokoju.
– Jeszcze dzisiaj zaczniecie remont – rozkazałam. – Tylko we dwóch, żadnej pomocy. Soldato, idziesz do Dagmary.
– Poradzę sobie – syknął wściekle Luka.
– To rozkaz, Soldato. Kres, zapraszam za mną. Reszta wypierdalać stąd, macie trening do zrobienia. Jeśli usłyszę o jeszcze jakimś zakładzie, to osobiście wybiję wam z głowy te dziecinne zabawy – ostrzegłam, przenosząc chłodne spojrzenie na Wojowników. – Do środka – mruknęłam, gestem wskazując łazienkę Marcelowi, a po chwili zatrzasnęłam za nami drzwi. – Naprawdę musiałeś?
Kres prychnął rozdrażniony i chwycił ręcznik. Stojąc do mnie tyłem, rozpoczął niespieszne oczyszczanie ran, raz po raz opłukując coraz bardziej zakrwawiony materiał.
– Pomogę ci…
– Pierdol się – odwarknął.
Rozerwana koszulka wisiała na nim, jakby przeszedł starcie z rozjuszonym Wilkołakiem, a nie przepełnionym furią Wojownikiem. Westchnęłam i podeszłam do niego, by ostrożnie pozbyć się poszarpanego odzienia.
– Spierdalaj. – Odtrącił moje dłonie. – Idź się zająć swoim kochasiem.
– Mam prawo być szczęśliwa – wyszeptałam.
– I jak ci idzie? – zapytał zjadliwie. – Dzisiejszej nocy szczególnie było to widać.
– Najwyżej dostanę w mordę.
– Zasłużyłaś – parsknął ojciec. – Masz szczęście, że mnie przy tobie nie ma.
Dotarło do mnie, że Wiktor dowiedział się o „Mrocznej śmierci” – narkotyku, który dosypano mi podczas akcji w kasynie. To nie był czas, by się tym przejmować. Wtuliłam się w plecy Marcela, ręce ciasno oplatając wokół jego talii. Wojownik spiął się, ale po chwili westchnął zrezygnowany i zamknął moje dłonie w delikatnym uścisku.
– Masz pojęcie, co dzieje się z ofiarami tego narkotyku?
– Nie – przyznałam. – Podczas pobytu u Ines… Musiałam się pozbierać. Nie przeczytałam żadnego raportu.
– Soldato wiedział? – Skinęłam głową, czując wzbierający w Marcelu żal. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– A znasz na to lekarstwo?
– Znajdziemy je…
– Obawiam się, że ono nie istnieje – przerwałam mu. – „Śmierć” silnie uzależnia, ale utrzymuje przy życiu, dopóki jest dostarczana do organizmu. Demon w kasynie mi to powiedział. A ja nigdy jej już nie wzięłam i nie wezmę.
– Wiem o tym. Zbiera żniwa. – Wojownik oparł się o umywalkę i westchnął z bólem. – Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie…
– Kupię nam czas. Muszę się jedynie regularnie pożywiać.
– Soldato…
– Nie – przerwałam mu ostro. – Luka podjął decyzję, nie będę z nią walczyć. Nie zaufałam Dawidowi i przyniosło to tragedię, nie dopuszczę do tego ponownie.
– Myślisz, że Soldato miał ku temu powód?
– Nie wiem – przyznałam. – Czas pokaże. Opatrzę cię i pojedziemy do Marii, dobrze? – Kres skinął głową i odwrócił się twarzą do mnie. Sięgnęłam po apteczkę, uśmiechając się z dumą. – Spuściłeś mu ładny łomot.
– Głównie za twoje łzy – powiedział, wzruszając nonszalancko ramionami.
Starałam się zachować powagę, ale po chwili parsknęłam śmiechem.
– Dziękuję