Syndrom ratownika - Jess Baker, Rod Vincent - ebook

Syndrom ratownika ebook

Jess Baker, Rod Vincent

0,0
45,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Czy tak bardzo angażujesz się w pomaganie innym, że nie znajdujesz czasu, by pomyśleć o sobie? Jesteś osobą wrażliwą, która rzuca się na ratunek, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja, mimo że ciągniesz już resztką sił? To książka o Tobie i dla Ciebie.

Jess Baker i Rod Vincent, dyplomowani psycholodzy z wieloletnim doświadczeniem, wyjaśniają, na czym polega sztuka pomagania. Odwołują się do swojej wiedzy z zakresu psychologii i neurobiologii oraz przytaczają historie osób cierpiących z powodu „syndromu ratownika”, aby pokazać, jak wyglądają i skąd się biorą niezdrowe wzorce pomagania.

Ten poradnik uczy wzmacniania asertywności i skutecznego stawiania granic, tak aby nie zatracić się w pomaganiu. W książce znajdziesz praktyczne porady i ćwiczenia, które ułatwią Ci wprowadzenie zmian w swoim życiu.

Pamiętaj, że tylko ci, którzy odpowiednio dbają o siebie, mogą oferować skuteczną pomoc innym!

Jess Baker – psycholożka, członkini Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego, ekspertka w dziedzinie psychologii biznesu, rozwoju osobistego. Autorka kursów i materiałów wspierających rozwój osobisty i zawodowy, prowadzi szkolenia menedżerskie, wykłady dotyczące zdrowia psychicznego oraz przywództwa kobiet w biznesie.

Rod Vincent – psycholog, członek Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego, trener rozwoju osobistego, pisarz, muzyk.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Mo­jej cioci Jean (1931–2020) – ko­bie­cie,która na­uczyła mnie lu­bić samą sie­bie.

Nota od­au­tor­ska

Psy­cho­te­ra­peuta z pu­deł­kiem pizzy pró­bu­jący na­wią­zać kon­takt z oka­le­cza­ją­cym się chłop­cem, który za­mknął się w swoim po­koju.

Córka szlo­cha­jąca w au­cie po wyj­ściu od roz­wście­czo­nej matki umiesz­czo­nej w domu opieki, w któ­rym nie chce prze­by­wać.

Ope­ra­tor nu­meru alar­mo­wego z ko­lejką 500 ocze­ku­ją­cych po­łą­czeń, który uspo­kaja roz­złosz­czo­nego sta­ruszka bez­sku­tecz­nie wy­pa­tru­ją­cego ka­retki ja­dą­cej po jego są­siada.

Pra­cow­nica opieki spo­łecz­nej szu­ka­jąca za­kwa­te­ro­wa­nia dla klientki z trud­no­ściami w na­uce, którą zgwał­cono w jej wła­snym domu.

To tylko część osób, z któ­rymi roz­ma­wia­li­śmy na eta­pie pla­no­wa­nia tej książki. Wszy­scy wiemy, że nio­sący po­moc mu­szą so­bie ra­dzić z trau­ma­tycz­nymi wy­da­rze­niami, które każ­dego wy­trą­ci­łyby z rów­no­wagi. Wiemy rów­nież, że lu­dzie za­wo­dowo udzie­la­jący in­nym po­mocy nie tylko stają wo­bec traumy, ale i pra­cują czę­sto po go­dzi­nach, mie­rzą się z nie­chę­cią opi­nii pu­blicz­nej i ata­kami pod­opiecz­nych, na­ra­żają się na nie­bez­pie­czeń­stwo, a wszystko to za sto­sun­kowo skromne wy­na­gro­dze­nie. Pro­blemy, z któ­rymi się zma­gają, ujaw­niły się w ca­łej roz­cią­gło­ści pod­czas pan­de­mii CO­VID-19. Zda­niem Nicki Cre­dland, prze­wod­ni­czą­cej Bry­tyj­skiego Sto­wa­rzy­sze­nia Pie­lę­gnia­rek In­ten­syw­nej Opieki Me­dycz­nej, na­wet zwy­kle nie­wzru­szone pie­lę­gniarki le­czyły się z po­wodu stresu po­ura­zo­wego, gdy na­gle za­miast jed­nego pa­cjenta miały pod opieką sze­ściu. Po­wie­działa:

W ta­kiej sy­tu­acji nie spo­sób świad­czyć usług od­po­wied­niej ja­ko­ści, co wy­wo­łało po­ważne pro­blemy psy­chiczne u per­so­nelu me­dycz­nego. Pie­lę­gniarki czuły, że nie pra­cują wy­star­cza­jąco do­brze i nie trosz­czą się o pa­cjen­tów tak, jakby chciały.

Wy­kresy ob­ra­zu­jące ab­sen­cję per­so­nelu me­dycz­nego wy­strze­liły w górę. Obec­nie wśród pra­cow­ni­ków bry­tyj­skiej pu­blicz­nej opieki zdro­wot­nej przy­czyną po­nad 30 pro­cent nie­obec­no­ści spo­wo­do­wa­nych cho­robą jest stres[1], ale pro­blem po­ja­wił się na długo przed wy­bu­chem pan­de­mii CO­VID-19. W 2002 roku w Sta­nach Zjed­no­czo­nych opu­bli­ko­wano ra­port, z któ­rego wy­nika, że aż 43 pro­cent spo­śród 10 ty­sięcy an­kie­to­wa­nych pie­lę­gnia­rek i pie­lę­gnia­rzy było bar­dzo wy­czer­pa­nych emo­cjo­nal­nie[1*]. Ze stre­sem nie ra­dzą so­bie rów­nież opie­kunki i opie­ku­no­wie, któ­rych wy­sił­ków nikt nie opłaca. W Wiel­kiej Bry­ta­nii jest ich około 6,5 mi­liona, a w ciągu kilku ostat­nich lat ich liczba jesz­cze wzro­sła[2]. Gdy w 2020 roku prze­py­tano 4,5 ty­siąca z tych osób, około 70 pro­cent za­zna­czyło, że wy­ko­ny­wana przez nich praca fa­tal­nie od­bija się na ich zdro­wiu fi­zycz­nym i psy­chicz­nym.

Gdzieś głę­boko pod tym wszyst­kim czai się jesz­cze jedna, nie­do­strze­gana przy­czyna cier­pie­nia osób udzie­la­ją­cych in­nym po­mocy. Tu nie cho­dzi o wy­zwa­nia czy na­tę­że­nie traumy, z ja­kimi się mie­rzą, choć oczy­wi­ście to po­gar­sza i tak nie­ła­twą sy­tu­ację. To, co na co dzień ciąży wszyst­kim opie­ku­ją­cym się in­nymi, za­wo­dowo lub nie, wy­nika z sa­mej na­tury po­ma­ga­nia i ro­dzi się w psy­chice po­ma­ga­ją­cych. O tym jest wła­śnie ta książka.

Się­gamy w niej do na­szych wie­lo­let­nich do­świad­czeń z prak­tyki psy­cho­lo­gicz­nej i czer­piemy z owo­ców to­czo­nych przez nas dys­ku­sji. Choć przed ekra­nem kom­pu­tera sie­dzie­li­śmy ra­mię w ra­mię i wspól­nie roz­wa­ża­li­śmy każde słowo, opi­sane tu kon­cep­cje wy­ro­sły z pracy Jess i są sple­cione z hi­sto­rią jej ży­cia. Dla­tego od­tąd to Jess bę­dzie nar­ra­torką tej książki.

W po­cząt­kach mo­jej ka­riery za­wo­do­wej w opiece zdro­wot­nej i pod­czas ostat­nich 15 lat pracy jako dy­plo­mo­wana psy­cho­lożka mia­łam oka­zję po­roz­ma­wiać z set­kami osób udzie­la­ją­cych in­nym po­mocy. Tylko część z nich ro­biła to za­wo­dowo. Wśród klien­tów, któ­rzy zja­wili się ostat­nio w moim ga­bi­ne­cie, byli geo­lożka, księ­gowa i praw­nik. Jak wiele in­nych osób, które spo­tkasz na kar­tach tej książki, byli oni uro­dzo­nymi opie­ku­nami. Opiece nad in­nymi pod­po­rząd­ko­wali wszyst­kie swoje plany i aspekty ży­cia. Opie­ko­wali się ro­dziną, przy­ja­ciółmi, oso­bami ze swo­ich krę­gów i śro­do­wi­ska, jak rów­nież cał­kiem ob­cymi ludźmi. Po­ma­ga­nia in­nym wy­ma­gał od nich rów­nież za­wód, który wy­ko­ny­wali.

Wła­ści­wie trudno wy­my­ślić pracę, która w taki czy inny spo­sób nie wią­za­łaby się z udzie­la­niem po­mocy. Może taka jest wła­śnie na­tura sa­mej pracy? Po­myślmy o pra­cow­niku su­per­mar­ketu po­da­ją­cym klien­towi słoik z naj­wyż­szej półki, ob­słu­dze fe­sti­walu kie­ru­ją­cej uczest­ni­ków na pole na­mio­towe, wy­kła­dowcy pró­bu­ją­cemu na­tchnąć peł­nego zwąt­pie­nia stu­denta albo ser­wi­san­cie wy­mie­nia­ją­cym ter­mo­stat w ze­psu­tym piecu. Po­ma­ga­nie in­nym to jedno z naj­bar­dziej pod­sta­wo­wych ludz­kich za­cho­wań. Spo­ty­kamy się z nim do­słow­nie wszę­dzie. Py­tamy SMS-em, jak ko­muś po­szła roz­mowa o pracę, pod­łą­czamy zna­jo­memu nową kon­solę do gier, wska­zu­jemy tu­ry­ście drogę do zamku, prze­rzu­camy pi­łeczkę te­ni­sową przez płot. Wszę­dzie wo­kół nas ktoś ko­muś po­maga. Trudno wy­obra­zić so­bie re­la­cje, które nie wią­za­łyby się z taką czy inną po­mocą. Może to sama istota ży­cia?

To książka o lu­dziach, dla któ­rych po­ma­ga­nie jest już na­wet nie tyle po­wo­ła­niem, co sty­lem ży­cia. To od nich usły­sza­łam mię­dzy in­nymi:

Cza­sem mam po­czu­cie, że przez całe ży­cie opie­kuję się in­nymi... Moim głów­nym za­ję­ciem jest po­ma­ga­nie... Czuję się winna, gdy ko­muś nie mogę po­móc... Już jako dziecko ro­bi­łem mnó­stwo dla in­nych... Wszy­scy przy­cho­dzą do mnie ze swo­imi pro­ble­mami.

W ciągu wielu lat po­zna­łam mnó­stwo ta­kich osób i dwie ce­chy ich za­cho­wa­nia nie da­wały mi spo­koju. Po pierw­sze, ich go­to­wość do nie­sie­nia po­mocy prze­ra­dza się cza­sem w przy­mus. Po dru­gie, sku­pie­nie na in­nych spra­wia, że lek­ce­ważą wła­sne po­trzeby. Na­zy­wam to syn­dro­mem ra­tow­nika, co ozna­cza przy­mus nie­sie­nia po­mocy in­nym, choćby ze szkodą dla sie­bie. Wielu klien­tów, z któ­rymi pra­cuję, re­aguje na prośby o po­moc jesz­cze długo po tym, jak wy­czer­pią się ostat­nie źró­dła ich ener­gii. Rzu­cają się do dzia­ła­nia mimo braku za­so­bów i trak­tują to jako coś nor­mal­nego, a jed­no­cze­śnie są tak sfru­stro­wani wła­snymi ogra­ni­cze­niami, że zbiera im się na płacz. Sami nie­chęt­nie pro­szą o po­moc, prze­ko­nani, że ich rolą jest jej udzie­la­nie. Przyj­mują ją do­piero wtedy, gdy za­czy­nają się zma­gać z fi­zycz­nymi ob­ja­wami stresu lub prze­żyją cał­ko­wite za­ła­ma­nie. W tej książce za­war­łam prak­tyczne po­rady po­zwa­la­jące unik­nąć syn­dromu ra­tow­nika. Każ­demu, kto roz­po­zna u sie­bie jego ce­chy cha­rak­te­ry­styczne, pro­po­nuję me­tody odej­ścia od nie­zdro­wych wzor­ców po­ma­ga­nia. Tylko trosz­cząc się o wła­sne zdro­wie fi­zyczne i psy­chiczne, lu­dzie po­ma­ga­jący in­nym będą mieli siłę dbać o nich tak, jak na­prawdę tego chcą.

Omó­wione tu idee za­częły nie­wy­raź­nie kieł­ko­wać pra­wie 20 lat temu, gdy zaj­mo­wa­łam się ba­da­niami ja­ko­ścio­wymi na Uni­wer­sy­te­cie Aston w Bir­ming­ham. W tam­tym okre­sie tar­ga­łam za sobą po ca­łym kraju nie­po­ręczne rolki z pa­pie­rem do flip­char­tów, które po­zwa­lały mi pro­wa­dzić ba­da­nia w gru­pach fo­ku­so­wych zło­żo­nych z per­so­nelu szpi­tali, dzięki czemu mo­gli­śmy udo­sko­na­lić py­ta­nia w kwe­stio­na­riu­szu prze­zna­czo­nym dla pra­cow­ni­ków bry­tyj­skiej pu­blicz­nej opieki zdro­wot­nej. W ra­mach in­nego pro­jektu opra­co­wa­łam pro­gram za­rzą­dza­nia stre­sem bę­dący ele­men­tem ogól­no­eu­ro­pej­skiej re­formy opieki zdro­wot­nej; bry­tyj­skie do­świad­cze­nia pre­zen­to­wa­łam w lo­do­wa­tej sali szpi­tala kli­nicz­nego w Ka­to­wi­cach. W trak­cie stażu z psy­cho­lo­gii kli­nicz­nej pra­co­wa­łam przy pro­jek­cie, któ­rego ce­lem było opi­sa­nie stan­dar­dów opieki nad pa­cjen­tami z de­men­cją prze­by­wa­ją­cymi w kilku do­mach opieki. Za każ­dym ra­zem ob­ser­wo­wa­łam ogromne za­an­ga­żo­wa­nie per­so­nelu w po­moc in­nym i za­wsze bar­dzo mnie nie­po­ko­iła go­to­wość tych lu­dzi do od­su­wa­nia wła­snych po­trzeb na bok. Za­czę­łam się za­sta­na­wiać, dla­czego nikt o tym nie mówi i dla­czego osoby spra­wu­jące opiekę, a także wszy­scy inni, uznają to za coś nor­mal­nego.

Za­warty w tej książce opis syn­dromu ra­tow­nika jest efek­tem ty­sięcy go­dzin co­achingu i pracy z set­kami lu­dzi, któ­rzy wzięli udział w mo­ich pro­gra­mach on­line. Dzięki nim mo­głam opi­sać i zre­de­fi­nio­wać roz­wią­za­nia, które zna­la­zły się w tym po­rad­niku prze­trwa­nia. Czer­pa­łam rów­nież z osią­gnięć psy­cho­lo­gii i neu­ro­bio­lo­gii, co po­zwo­liło mi na­świe­tlić pro­cesy le­żące u pod­staw syn­dromu ra­tow­nika; wy­niki ba­dań sta­ra­łam się przed­sta­wić w spo­sób przy­stępny. Ośmie­li­łam się rów­nież wy­cią­gnąć wnio­ski z ba­dań sta­ty­stycz­nych. Tego ro­dzaju wnio­ski za­wsze są dys­ku­syjne, zwłasz­cza w na­ukach be­ha­wio­ral­nych, w przy­padku któ­rych każ­demu twier­dze­niu to­wa­rzy­szy kontr­twier­dze­nie. To jedna z cech na­uki.

Za uży­wa­nym przeze mnie sło­wem „syn­drom” nie kryje się żadna cho­roba ani typ oso­bo­wo­ści. Po­słu­guję się nim w dru­gim zna­cze­niu po­da­nym w moim słow­niku, czyli: „cha­rak­te­ry­styczne po­łą­cze­nie opi­nii, emo­cji lub za­cho­wań”. Żad­nego z mo­ich klien­tów ni­gdy nie opi­sa­łam jako osoby cier­pią­cej na syn­drom ra­tow­nika. Po­słu­guję się tym ter­mi­nem jako skró­tem my­ślo­wym opi­su­ją­cym osta­teczny efekt kom­pul­syw­nego po­ma­ga­nia i spy­cha­nia wła­snych po­trzeb na dal­szy plan. To pewna ety­kieta okre­śla­jąca ze­spół za­cho­wań, nie kon­kret­nego czło­wieka. Jed­nakże wiele osób, któ­rym przed­sta­wiam ten kon­cept, od­naj­duje w nim sie­bie. Na­zwa­nie ich pro­blemu przy­nosi im ulgę. Przy­po­mina, że nie są sami. Spra­wia, że za­czy­nają wie­rzyć, że gdzieś jest roz­wią­za­nie. Ter­min „syn­drom ra­tow­nika” po­zwala się lu­dziom okre­ślić, nie szu­flad­kuje ich. Ostat­nim, czego pra­gnę, jest na­pięt­no­wa­nie kon­kret­nej grupy, zwłasz­cza ko­biet, albo obar­cze­nie winą tych, któ­rzy pró­bują nieść po­moc.

Ta książka prze­zna­czona jest dla wszyst­kich osób udzie­la­ją­cych in­nym po­mocy, nie­za­leż­nie od płci i za­wodu. Na­leży jed­nak za­uwa­żyć, że więk­szość ról opie­kuń­czych od­gry­wają ko­biety i to na ich bar­kach spo­czywa 80 pro­cent wszyst­kich prac zwią­za­nych z opieką nad oso­bami do­ro­słymi. W swo­jej książce Nie­wi­dzialne ko­biety. Jak dane two­rzą świat skro­jony pod męż­czyzn Ca­ro­line Criado Pe­rez zwraca uwagę na to, że rów­nież więk­szość nie­opła­ca­nej pracy opie­kuń­czej wy­ko­ny­wana jest przez ko­biety. Jej zda­niem nie jest to wy­łącz­nie kwe­stia wy­boru. „Nie­wy­na­gra­dzana praca ko­biet to fi­lar funk­cjo­no­wa­nia spo­łe­czeń­stwa i ko­rzy­stamy z niej wszy­scy” – pi­sze au­torka[3]. Fi­lo­zofka Kate Manne ob­naża me­cha­ni­zmy, które po­zwa­lają spo­łe­czeń­stwu wy­ma­gać od ko­biet opieki, uczuć, wspar­cia emo­cjo­nal­nego i wielu in­nych rze­czy. W swo­jej książce Down Girl Manne zwraca uwagę na spo­łeczne ocze­ki­wa­nie, że ko­biety będą „ludz­kimi dar­czyń­cami”, a nie po pro­stu ludźmi. „Pracę przy­pi­saną ko­bie­co­ści” au­torka de­fi­niuje jako do­bra i usługi, ta­kie jak opieka, tro­ska, po­cie­sza­nie i pie­lę­gno­wa­nie, któ­rych ocze­kuje się wła­śnie od ko­biet. Oczy­wi­ście nie za­mie­rzam igno­ro­wać męż­czyzn od­da­nych idei nie­sie­nia po­mocy. Liczne przy­kłady przy­to­czone na kar­tach tej książki od­no­szą się rów­nież do nich. Chcia­ła­bym, aby oka­zały się one go­ścinne dla wszyst­kich.

Jak wspo­mnia­łam, naj­le­piej się czuję w ba­da­niach ja­ko­ścio­wych i ta­kie po­dej­ście za­sto­so­wa­łam pod­czas gro­ma­dze­nia przy­kła­dów przy­wo­ła­nych w tej książce. Wiele wspa­nia­łych osób po­ma­ga­ją­cych in­nym po­dzie­liło się ze mną swo­imi do­świad­cze­niami, udzie­la­jąc mi wy­wia­dów i wy­peł­nia­jąc kwe­stio­na­riu­sze[2*]. Ude­rzyło mnie, ile miały do po­wie­dze­nia i iloma in­for­ma­cjami go­towe były się ze mną po­dzie­lić. Nie­które z nich wy­znały mi, że do­tąd nikt ich nie py­tał o do­świad­cze­nia zwią­zane z udzie­la­niem po­mocy in­nym lu­dziom. O ile było to moż­liwe, za­cy­to­wa­łam ich wy­po­wie­dzi w spo­sób do­słowny. Kie­ru­jąc się za­sa­dami ba­dań ja­ko­ścio­wych oraz uwiel­bie­niem dla NVivo, pro­gramu umoż­li­wia­ją­cego ob­róbkę i ana­lizę zgro­ma­dzo­nych da­nych, po­sta­wi­łam so­bie za cel uchwy­ce­nie pe­spek­tywy dru­giego czło­wieka i usza­no­wa­nie jego prawdy[4].

O „oso­bach udzie­la­ją­cych in­nym po­mocy” mó­wię w zna­cze­niu ogól­nym. Cza­sem po­słu­guję się ter­mi­nem „za­wo­dowy opie­kun” czy „za­wo­dowa opie­kunka”, aby zde­fi­nio­wać osobę, która otrzy­muje wy­na­gro­dze­nie za swoją pracę. Uni­kam jed­nak uży­wa­nia słowa „opie­kun” na okre­śle­nie osób po­ma­ga­ją­cych in­nym bez­płat­nie, na­wet je­śli po­zo­stają one w dłu­go­trwa­łej re­la­cji ze swoim pod­opiecz­nymi, któ­rzy są od nich cał­ko­wi­cie za­leżni. Pod­ję­łam taką de­cy­zję, po­nie­waż – jak wy­nika z roz­działu siód­mego – syn­drom ra­tow­nika ujaw­nia się mię­dzy in­nymi wtedy, gdy lu­dzie wcho­dzą w nie­zdrowe re­la­cje jako „opie­ku­no­wie”.

Za­ry­so­wane przeze mnie kon­cep­cje i przy­to­czone przy­kłady nie wy­czer­pują wszyst­kich moż­li­wo­ści. Za­wsze po­ja­wią się wy­jątki, po­nie­waż każdy ma swoje uni­kalne uwa­run­ko­wa­nia. Za­miast upra­wiać ję­zy­kową ekwi­li­bry­stykę w da­rem­nej pró­bie omó­wie­nia wszyst­kich moż­li­wych sy­tu­acji, pro­po­nuję po­dejść do tego na­stę­pu­jąco: wy­ko­rzy­staj to, co wy­daje ci się uży­teczne, po­miń to, co w twoim przy­padku nie ma za­sto­so­wa­nia.

Aby zro­zu­mieć, co się na­prawdę dzieje, za­cznę od roz­ło­że­nia na czę­ści pierw­sze sa­mego me­cha­ni­zmu po­mocy: czym tak wła­ści­wie jest po­moc, jak działa, a przede wszyst­kim dla­czego lu­dzie w ogóle chcą po­ma­gać (roz­działy 1 i 2). W na­stęp­nych roz­dzia­łach znaj­dziesz wska­zówki, jak osoby udzie­la­jące in­nym po­mocy mogą bu­do­wać po­czu­cie wła­snej war­to­ści (roz­dział 5), jak za­dbać o swoje zdro­wie i za­trosz­czyć się o wła­sne po­trzeby (roz­dział 9), jak wzmoc­nić swoją od­por­ność i sku­tecz­nie sta­wiać gra­nice (roz­dział 10). Aby do tego do­szło, mu­simy prze­zwy­cię­żyć przy­mus po­ma­ga­nia – i to jest wła­śnie główny te­mat tej książki (roz­działy 4–6). Mam na­dzieję, że je­śli ci, któ­rzy chcą po­ma­gać, pojmą wła­sny tok ro­zu­mo­wa­nia, nie padną ofiarą syn­dromu ra­tow­nika. Pod ko­niec książki, w roz­dziale 11, przed­sta­wiam ścieżkę wio­dącą ku ży­ciu peł­nemu współ­czu­cia, w któ­rym bie­rze się pod uwagę rów­nież wła­sną hi­sto­rię i wła­sne po­trzeby.

Je­śli cier­pisz na syn­drom ra­tow­nika i na­prawdę go­tów je­steś do­ko­nać zmian w swoim ży­ciu, nie wy­star­czy, że prze­czy­tasz tę książkę – mu­sisz wy­ko­nać kon­kretną pracę. W każ­dym roz­dziale znaj­dziesz za­da­nia za­chę­ca­jące do re­flek­sji nad wła­snymi do­świad­cze­niami oraz kilka ćwi­czeń. Po­cząt­kowe roz­działy książki mają na celu zgro­ma­dze­nie da­nych, dzięki któ­rym stwo­rzysz swój pro­fil jako osoby udzie­la­ją­cej in­nym po­mocy. Nie za­mie­rzam gro­zić ko­mu­kol­wiek pal­cem, ale wy­cią­gniesz z tego znacz­nie wię­cej, je­śli wszyst­kie od­po­wie­dzi spi­szesz na kartce. Po­zwoli ci to do nich wró­cić w ko­lej­nych roz­dzia­łach. Do­głębna ana­liza wła­snych prze­żyć może do­pro­wa­dzić do trwa­łych zmian.

Ta książka prze­zna­czona jest rów­nież dla part­ne­rów, dzieci i przy­ja­ciół lu­dzi udzie­la­ją­cych in­nym po­mocy, ich współ­pra­cow­ni­ków i wszyst­kich tych, któ­rzy szkolą osoby peł­niące funk­cje opie­kuń­cze lub za­rzą­dzają nimi. Jak za­uwa­ży­łam już wcze­śniej, pro­sze­nie o po­moc nie leży w na­tu­rze tych, któ­rzy naj­chęt­niej jej udzie­lają. Przed­sta­wione tu kon­cep­cje mogą uczu­lić cię na to, że ktoś w twoim ży­ciu może oka­zać się po­datny na syn­drom ra­tow­nika. Dzięki tej książce do­wiesz się, jak naj­le­piej ta­kiego ko­goś wes­przeć.

Pro­log

Czy po­ma­ga­nie leżyw na­szej na­tu­rze?

Gdzie­kol­wiek spoj­rzeć, ktoś ko­muś po­maga. To za­cho­wa­nie bar­dzo ludz­kie i bar­dzo po­wszechne, bę­dące pod­stawą na­szych re­la­cji. Dla nie­któ­rych po­ma­ga­nie jest sty­lem ży­cia i rdze­niem ich toż­sa­mo­ści. Po­ma­gamy, w ogóle się nad tym nie za­sta­na­wia­jąc. A jed­nak zda­niem wielu wy­bit­nych my­śli­cieli lu­dzie udzie­la­jący in­nym po­mocy nie po­winni ist­nieć. We­dług nich wszyst­kie ludz­kie za­cho­wa­nia są z gruntu ego­istyczne. W książce The Bri­gh­ter Side of Hu­man Na­ture Al­fie Kohn pi­sze: „Za­kła­damy, że au­ten­tyczna szczo­drość jest tylko mi­ra­żem na bez­kre­snej pu­styni ego­izmu”. Je­śli spoj­rzymy na to zda­nie z okre­ślo­nej per­spek­tywy, ła­two się z nim zgo­dzić. Me­dia nie­ustan­nie kar­mią nas przy­gnę­bia­ją­cymi do­nie­sie­niami o krzyw­dach, które po­tra­fimy so­bie na­wza­jem wy­rzą­dzić: woj­nach, prze­mocy, zbrod­niach, wy­sko­kach po­li­ty­ków.

Cy­niczne wy­obra­że­nie na­tury ludz­kiej jest spu­ści­zną kilku wy­bit­nych fi­lo­zo­fów Za­chodu. W 1650 roku Tho­mas Hob­bes, dzia­dek współ­cze­snej my­śli po­li­tycz­nej, na­pi­sał, że na­tu­ral­nym sta­nem czło­wieka jest walka z bliź­nim:

Jest więc oczy­wi­ste, że gdy lu­dzie żyją nie ma­jąc nad sobą mocy, która by ich wszyst­kich trzy­mała w stra­chu, to znaj­dują się w sta­nie, który się zwie wojną; i to w sta­nie ta­kiej wojny, jak gdyby każdy był w woj­nie z każ­dym in­nym[5].

W jego prze­ko­na­niu je­dy­nym spo­so­bem na to, by utrzy­mać nas wszyst­kich w ry­zach, jest że­la­zna pięść wszech­obec­nego pań­stwa.

Ber­nard Man­de­ville, fi­lo­zof spo­łeczny uro­dzony w Ho­lan­dii, po­su­nął się wręcz do stwier­dze­nia, że spo­łe­czeń­stwo nie mo­głoby funk­cjo­no­wać, gdy­by­śmy nie byli sa­mo­lubni i ze­psuci. W jego po­ema­cie sa­ty­rycz­nym Ul Mal­kon­tent, czyli łaj­daki umo­ral­nione ro­dzina psz­czół po­sta­na­wia wieść do­bre, uczciwe ży­cie, lecz nie­stety pro­wa­dzi to osta­tecz­nie do za­głady jej ula: „Los był mo­car­stwu tak mi­ło­ściw, że i grzech sprzy­jał w nim wiel­ko­ści”[6].

Fry­de­ryk Nie­tz­sche, któ­rego wy­obra­że­nie o „nad­czło­wieku” za­in­spi­ro­wało fa­szy­stów i zwo­len­ni­ków pań­stwa to­ta­li­tar­nego, nie po­chwa­liłby za­pewne książki o syn­dro­mie ra­tow­nika. Nie­tz­sche nie po­prze­stał na oce­nie, że na­tura czło­wieka jest ska­żona i prze­ży­wamy je­dy­nie dzięki swej sile. W swo­jej naj­słyn­niej­szej książce Tako rze­cze Za­ra­tu­stra al­ter ego fi­lo­zofa przy­pusz­cza atak na je­den z głów­nych te­ma­tów tego dzieła: współ­czu­cie. Je­stem zbul­wer­so­wana, ale też ogar­nia mnie pu­sty śmiech, gdy przy­wo­łuję na­stę­pu­jący cy­tat:

Za­prawdę, nie zno­szę ja tych mi­ło­sier­nych, któ­rych wła­sna li­tość bło­go­ścią przej­muje: zbyt mało wstydu mają mi ci lu­dzie. Je­śli li­to­ści­wym być mu­szę, nie chcę się nim zwać; a skoro nim je­stem, pra­gnę nim być z da­leka[7].

Oczy­wi­ście zda­rzali się fi­lo­zo­fo­wie przyj­mu­jący po­gląd bar­dziej mi­ło­sierny, na przy­kład Da­vid Hume albo Im­ma­nuel Kant. W nie­dawno wy­da­nej książce Nowe Oświe­ce­nie Ste­ven Pin­ker pre­zen­tuje wiele da­nych po­zwa­la­ją­cych do­mnie­my­wać, że ludz­kość stop­niowo się do­sko­nali. Ubo­lewa przy tym nad nie­słab­ną­cymi w XXI wieku wpły­wami Fry­de­ryka Nie­tz­schego, choć idee tego fi­lo­zofa przy­czy­niły się już do wy­bu­chu dwóch wo­jen świa­to­wych. Fi­lo­zofka po­li­tyki Kri­sten Ren­wick Mon­roe wy­li­cza wiele in­spi­ru­ją­cych hi­sto­rii fi­lan­tro­pów, lu­dzi bo­ha­ter­sko udzie­la­ją­cych po­mocy i ra­tu­ją­cych in­nych od śmierci w Ho­lo­kau­ście. Jej zda­niem przy­naj­mniej część na­szych za­cho­wań to czy­sty al­tru­izm. Zdo­by­wamy się na niego, gdy pa­trzymy na świat z in­nej pe­spek­tywy – al­tru­istycz­nej. „Tam, gdzie reszta z nas wi­dzi ob­cego czło­wieka, al­tru­ista do­strzega bliź­niego”, pi­sze Mon­roe.

Rów­nież w na­uce ne­ga­tywne wy­obra­że­nie na­tury czło­wieka jest czę­sto sil­nie pod­kre­ślane. Dla bio­lo­gów ewo­lu­cyj­nych, tłu­ma­czą­cych roz­wój ludz­ko­ści se­rią przy­pad­ko­wych mu­ta­cji, al­tru­izm jest za­gadką trudną do roz­wią­za­nia. Od­kry­ciami Ka­rola Dar­wina – po­dob­nie jak fi­lo­zo­fią Nie­tz­schego – uspra­wie­dli­wiano prze­moc i ry­wa­li­za­cję. Ro­dzic wrzesz­czący za li­nią boczną bo­iska: „Da­waj, Ta­rquin, roz­wal mu łeb!” może się bro­nić stwier­dze­niem, że „prze­trwają naj­sil­niejsi”. Tyle że oj­ciec Ta­rqu­ina ma ułomne wy­obra­że­nie o teo­rii ewo­lu­cji. W swoim dziele O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków Dar­win użył słowa „do­sto­so­wa­nie”, prze­ko­nu­jąc, że prze­trwają „naj­le­piej do­sto­so­wani”, czyli or­ga­ni­zmy naj­le­piej za­adap­to­wane do wła­snego śro­do­wi­ska. Przy czym ad­ap­ta­cja do śro­do­wi­ska nie za­wsze wy­maga siły, agre­sji czy go­to­wo­ści do ry­wa­li­za­cji – bywa, że le­piej spraw­dza się tro­ska i opie­kuń­czość. Można to za­ob­ser­wo­wać choćby w za­cho­wa­niach ma­tek oran­gu­cią­tek, które kar­mią swoje dzieci mle­kiem na­wet do siód­mego roku ży­cia, a więc dłu­żej niż ja­ki­kol­wiek inny ssak[8]. Dla wy­ja­śnie­nia ta­kich za­cho­wań bio­lo­go­wie ewo­lu­cyjni za­pro­po­no­wali teo­rię do­boru krew­nia­czego. Ukuli rów­nież po­ję­cie „al­tru­izmu od­wza­jem­nio­nego”, na który zwie­rzęta zdo­by­wają się wów­czas, gdy mogą li­czyć na re­wanż. Dzięki tej teo­rii na­ukowcy mo­gli wy­ja­śnić za­cho­wa­nia nie­za­prze­czal­nie al­tru­istyczne – na przy­kład ostrze­że­nia kie­ro­wane przez dzi­wo­gony do su­ry­ka­tek, gdy na nie­bie po­ja­wia się dra­pieżny ptak – nie re­zy­gnu­jąc z ego­izmu sta­no­wią­cego fun­da­ment teo­rii do­boru na­tu­ral­nego.

Gdy Ri­chard Daw­kins w la­tach 70. opu­bli­ko­wał Sa­mo­lubny gen, wszy­scy zy­skali jesz­cze je­den ar­gu­ment na po­par­cie tezy, że każde na­sze za­cho­wa­nie jest prze­ja­wem ego­izmu. Zna­leź­li­śmy się bo­wiem na ła­sce nik­czem­nych ge­nów, któ­rych je­dy­nym ce­lem jest po­wie­la­nie się przez wieki. Daw­kins był prze­ko­nany, że je­śli chcemy za­cho­wy­wać się nie­sa­mo­lub­nie, bio­lo­gia nam w tym nie po­może, gdyż ro­dzimy się ego­istami. „Je­ste­śmy oto ma­szy­nami prze­trwa­nia (su­rvi­val ma­chi­nes) – za­pro­gra­mo­wa­nymi za­wczasu ro­bo­tami, któ­rych za­da­niem jest ochra­nia­nie sa­mo­lub­nych czą­stek, zwa­nych ge­nami”[9]. Nie­dawno mu­sia­łam ku­pić 40., ju­bi­le­uszowe wy­da­nie książki Daw­kinsa, bo mój ho­łu­biony, po­zna­czony uwa­gami na mar­gi­ne­sach eg­zem­plarz pierw­szego wy­da­nia w mięk­kiej okładce za­gi­nął pod­czas ko­lej­nej prze­pro­wadzki. W epi­logu no­wego wy­da­nia można się do­pa­trzyć sy­gna­łów nie­chęt­nego od­wrotu. Daw­kins pod­kre­śla, że geny w swoim mar­szu przez po­ko­le­nia w grun­cie rze­czy nie­ustan­nie się spo­ty­kają i współ­pra­cują z in­nymi. Po­suwa się wręcz do na­stę­pu­ją­cego stwier­dze­nia: „Dla tej książki rów­nie sto­sow­nym ty­tu­łem mógłby być współ­pra­cu­jący gen”. Zy­sku­jemy w ten spo­sób na­dzieję, że po­ma­ga­nie wy­ra­sta z na­szej bio­lo­gii (o czym się jesz­cze prze­ko­namy).

Rów­nież eko­no­mi­ści nie wie­rzyli w ludz­kość. Coś, co spra­wia wra­że­nie al­tru­izmu, uwa­żali czę­sto za kon­kretne do­bro. Nie w zna­cze­niu „cze­goś do­brego” (czym na­tu­ral­nie jest), ale pew­nego to­waru, który można sprze­dać i ku­pić. In­nymi słowy, po­ma­gamy rze­komo tylko wów­czas, gdy ry­suje się szansa na wy­na­gro­dze­nie, ma­te­rialne lub nie. Taka na­groda – na przy­kład za­do­wo­le­nie z tego, że się ko­muś po­mo­gło – na­zywa się uży­tecz­no­ścią psy­chiczną. Idea wza­jem­no­ści jest z tego względu istotna za­równo dla eko­no­mi­stów, jak i dla bio­lo­gów, gdy już zo­stają zmu­szeni do wy­ja­śnie­nia al­tru­izmu. Jest ważna rów­nież dla nas, gdyż wza­jem­ność jest pa­li­wem re­la­cji – nie­za­leż­nie od tego, czy wie­rzymy w al­tru­izm, czy nie. Wrócę do tego w roz­dziale 2.

Adam Smith jest praw­do­po­dob­nie naj­wy­bit­niej­szym eko­no­mi­stą, który pi­sał o na­tu­rze ludz­kiej. Jego wcze­sne ba­da­nia nad współ­czu­ciem są ude­rza­jąco po­dobne do współ­cze­snych ba­dań nad tym, jak em­pa­tia po­bu­dza nas do po­ma­ga­nia in­nym; to ko­lejny te­mat, w który się za­głę­bimy. Prze­dziwne jest to, że Smith opo­wie­dział się po obu stro­nach tego sporu, w każ­dej z dwóch swo­ich ksią­żek zaj­mu­jąc od­mienne sta­no­wi­sko. W Ba­da­niach nad na­turą i przy­czy­nami bo­gac­twa na­ro­dów twier­dzi, że ludz­kość jest za­sad­ni­czo sa­mo­lubna, lecz w Teo­rii uczuć mo­ral­nych przy­znaje, że jest w czło­wieku coś, co spra­wia, że za­leży mu na szczę­ściu in­nych, „choć je­dyna przy­jem­ność, jaką może stąd czer­pać, to przy­jem­ność oglą­da­nia tego”[10]. Po­dobno nie­mieccy eko­no­mi­ści na­zwali tę sprzecz­ność „Das Adam Smith Pro­blem”.

Z ob­ser­wa­cji wła­snej dzie­dziny wnio­skuję, że rów­nież psy­cho­lo­go­wie zo­stali prze­cią­gnięci na ciem­niej­szą stronę. Zyg­munt Freud był prze­ko­nany, że mo­to­rem na­szych dzia­łań jest po­łą­cze­nie nie­uświa­do­mio­nych ego­istycz­nych po­bu­dek z próbą ochrony wła­snego ego. Co prawda współ­cze­śni psy­cho­lo­go­wie spo­łeczni pro­wa­dzą ba­da­nia nad „za­cho­wa­niami pro­spo­łecz­nymi”, ale po­prze­dziły je bul­wer­su­jące przy­kłady nie­udzie­le­nia po­mocy, z któ­rych naj­słyn­niej­szym jest opi­sane w 1964 roku w „New York Ti­me­sie” mor­der­stwo Kitty Ge­no­vese, któ­rej krzyki zi­gno­ro­wało 38 osób bę­dą­cych świad­kami tam­tego wy­da­rze­nia[11].

Naj­bar­dziej zna­nym ba­da­czem al­tru­izmu był Da­niel Bat­son, który przez 30 lat sta­rał się do­wieść jego nie­ist­nie­nia. W naj­słyn­niej­szym z jego eks­pe­ry­men­tów stu­denci Se­mi­na­rium Teo­lo­gicz­nego w Prin­ce­ton mu­sieli przy­go­to­wać ka­za­nie, a po­tem przejść do in­nego bu­dynku, żeby je wy­gło­sić. Po dro­dze mi­jali ję­czą­cego czło­wieka, ku­lą­cego się w za­ułku. Eks­pe­ry­ment do­wiódł, że stu­denci, któ­rym się spie­szyło, rza­dziej się za­trzy­my­wali i po­ma­gali cier­pią­cej oso­bie – na­wet je­śli szli wła­śnie wy­gło­sić ka­za­nie o mi­ło­sier­nym Sa­ma­ry­ta­ni­nie. Nie­któ­rzy z nich wręcz prze­szli nad nie­szczę­śni­kiem[12].

A za­tem na czym sto­imy? Może ci wszy­scy fi­lo­zo­fo­wie, eko­no­mi­ści, bio­lo­dzy i psy­cho­lo­go­wie mają ra­cję? Może zna­ko­mita więk­szość ludz­kich za­cho­wań fak­tycz­nie wy­nika z po­bu­dek ego­istycz­nych? Ła­two w to uwie­rzyć – po­słu­chaj tylko dzi­siej­szych wia­do­mo­ści. Je­śli w my­śli Za­chodu prze­waża po­gląd, że al­tru­izm jest nie­moż­liwy, a przy­naj­mniej bar­dzo mało praw­do­po­dobny, jak na­leży ro­zu­mieć lu­dzi udzie­la­ją­cych po­mocy, któ­rych mia­łam oka­zję po­znać? Może po pro­stu tacy lu­dzie zda­rzają się rzadko i tak na­prawdę nie­wielka ich liczba wy­ko­nuje lwią część za­dań zwią­za­nych z opieką? A skoro tak, nic dziw­nego, że są prze­cią­żeni i biorą na sie­bie wię­cej, niż są zdolni unieść. Trudno się dzi­wić, że do­pada ich syn­drom ra­tow­nika.

Z czego wy­nika, że na­le­ża­łoby po­móc im prze­trwać.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1]NHS Work­force Sta­ti­stics – Octo­ber 2020, NHS Di­gi­tal, 28 stycz­nia 2021, [on­line] https://di­gi­tal.nhs.uk/data-and-in­for­ma­tion/pu­bli­ca­tions/sta­ti­sti­cal/nhs-work­force-sta­ti­stics/octo­ber-2020#sum­mary.
[2]Ca­rers Week 2020 Re­se­arch Re­port, Ca­rers Week, [on­line] https://www.ca­rer­suk.org/me­dia/gfj­f3nz3/cw-2020-re­se­arch-re­port-web.pdf.
[3] C. Criado Pe­rez, Nie­wi­dzialne ko­biety. Jak dane two­rzą świat skro­jony pod męż­czyzn, tłum. Anna Sak, Ka­rak­ter, Kra­ków 2020, s. 313.
[4] Przy­kła­dowo, patrz: B. Gla­ser, A. L. Strauss, Od­kry­wa­nie teo­rii ugrun­to­wa­nej. Stra­te­gie ba­da­nia ja­ko­ścio­wego, tłum. Ma­rek Gorzko, Za­kład Wy­daw­ni­czy „No­mos”, Kra­ków 2009.
[5] T. Hob­bes, Le­wia­tan, czyli ma­te­ria, forma i wła­dza pań­stwa ko­ściel­nego i świec­kiego, tłum. Cze­sław Zna­mie­row­ski, Pań­stwowe Wy­daw­nic­two Na­ukowe, War­szawa 1954, s. 109–110.
[6] B. Man­de­ville, Ul mal­kon­tent, czyli łaj­daki umo­ral­nione, tłum. Wi­told Chwa­le­wik, [w:] te­goż, Bajka o psz­czo­łach, tłum. Agnieszka Glin­czanka, oprac. i wstęp Ma­ria Ossow­ska, Pań­stwowe Wy­daw­nic­two Na­ukowe, War­szawa 1957, s. 19.
[7] F. Nie­tz­sche, Tako rze­cze Za­ra­tu­stra, tłum. Ma­ria Cumft-Pień­kow­ska, Sta­ni­sław Pień­kow­ski, Wa­cław Be­rent, Świat Książki, War­szawa 2022, s. 84.
[8] T.M. Smith, C. Au­stin, K. Hinde, E.R. Vo­gel, M. Arora, Cyc­li­cal nur­sing pat­terns in wild oran­gu­tans, „Science Ad­van­ces” 3(5) 2017. Wię­cej na te­mat oran­gu­ta­nów w: B. Gal­di­kas, Re­flec­tions of Eden. My Years with the Oran­gu­tans of Bor­neo.
[9] R. Daw­kins, Sa­mo­lubny gen, tłum. Ma­rek Sko­neczny, Pró­szyń­ski i S-ka, War­szawa 1996, Przed­mowa do wyd. pierw­szego w 1976, s. 7.
[10] A. Smith, Teo­ria uczuć mo­ral­nych, tłum. Da­nuta Petsch, Pań­stwowe Wy­daw­nic­two Na­ukowe, 1989, s. 5.
[11] Wię­cej na te­mat „efektu ob­ser­wa­tora” w do­słow­nie do­wol­nym pod­ręcz­niku psy­cho­lo­gii spo­łecz­nej, na przy­kład The Psy­cho­logy of Pro­so­cial Be­ha­viour pod red. Ste­fana Stür­mera i Marka Sny­dera.
[12] J.M. Dar­ley, D. Bat­son, From Je­ru­sa­lem To Je­ri­cho. A Study of Si­tu­atio­nal and Di­spo­si­tio­nal Va­ria­bles in Hel­ping Be­ha­vior, „Jo­ur­nal of Per­so­na­lity and So­cial Psy­cho­logy” 27(1),1973, s. 100–108.
[1*] Linda H. Aiken, Sean P. Clarke, Do­uglas M. Slo­ane i in., Ho­spi­tal Nurse Staf­fing and Pa­tient Mor­ta­lity, Nurse Bur­nout, and Job Dis­sa­tis­fac­tion, „Jo­ur­nal of the Ame­ri­can Me­di­cal As­so­cia­tion”, t. 288 (2002), nr 16, s. 1987–1993, DOI:10.1001/jama.288.16.1987. Ist­nieje wiele do­wo­dów na wy­soki po­ziom stresu wśród za­wo­do­wych opie­ku­nów. Przy­kła­dowo, w 2016 roku Ośro­dek Ba­dań nad Do­bro­sta­nem Dziecka na Uni­wer­sy­te­cie Min­ne­soty prze­pro­wa­dził ba­da­nie wśród 700 pra­cow­ni­ków opieki spo­łecz­nej zaj­mu­ją­cych się ochroną dzieci. Zgod­nie z jego wy­ni­kami 83% ba­da­nych zgła­szało wtórny ze­spół stresu po­ura­zo­wego, a 67% czuło się prze­cią­żone obo­wiąz­kami. Zob. Kri­stine Pie­scher, Traci La­Li­berte, Eli­za­beth Sny­der, San­dra Ayoo i Mi­sty Blue, Min­ne­sota Child We­lfare Work­force Sta­bi­li­za­tion Study, Cen­ter for Ad­van­ced Stu­dies in Child We­lfare (CA­SCW) School of So­cial Work, Uni­ver­sity of Min­ne­sota, 2016.
[2*] Je­śli chcesz wy­peł­nić kwe­stio­na­riusz, któ­rym się po­słu­ży­li­śmy, albo wy­ko­rzy­stać go do wła­snych ce­lów ba­daw­czych, jego ak­tu­alna wer­sja znaj­duje się pod ad­re­sem www.jess­ba­ker.co.uk/shs.
Ty­tuł ory­gi­nałuTHE SU­PER-HEL­PER SYN­DROME. A SU­RVI­VAL GU­IDE FOR COM­PAS­SIO­NATE PE­OPLE
Cy­taty z: Ste­vie Smith, Col­lec­ted Po­ems and Dra­wings – Fa­ber and Fa­ber Ltd. Ste­phen Post, Ph.d., Why Good Things Hap­pen to Good Pe­ople: The Exci­ting New Re­se­arch That Pro­ves the Link Be­tween Do­ing Good and Li­ving a Lon­ger, He­al­thier, Hap­pier Life – co­py­ri­ght © 2007 by Ste­phen Post, Ph.D., i Jill Ne­imark,za zgodą Broad­way Bo­oks, an im­print of Ran­dom Ho­use,a di­vi­sion of Pen­guin Ran­dom Ho­use LLC. All ri­ghts re­se­rved. Her­mann Hesse, Hilda Ro­sner (trs), Sid­dhar­tha – Pe­ter Owen Pu­bli­shers, UK. Kelly McGo­ni­gal, The Upside of Stress: Why Stress Is Good For You, And How To Get Good At It – co­py­ri­ght © 2015 by Kelly McGo­ni­gal, Ph.D.,za zgodą Avery, an im­print of Pen­guin Pu­bli­shing Group,a di­vi­sion of Pen­guin Ran­dom Ho­use LLC. All ri­ghts re­se­rved.
Pro­jekt okładkiKa­ro­lina Że­la­ziń­ska-So­biech
Re­dak­tor pro­wa­dzącaMo­nika Koch
Re­dak­cjaAlek­san­dra Do­bro­wol­ska
Ko­rektaDo­mi­nik Lesz­czyń­ski Ka­ro­lina Ze­lew­ska
Co­py­ri­ght © Jess Ba­ker & Rod Vin­cent, 2022, 2024 Il­lu­stra­tions co­py­ri­ght © Au­thors Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Do­rota Ko­now­rocka-Sawa, 2025 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2025
ISBN 978-83-8360-183-0
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.