Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wit Szostak Szczelinami
założenie jest czysto powieściowe:
spisać życie – autoportret poetki
lecz zrobić to z założenia
za pomocą form niepowieściowych
krótkich i pełnych przemilczeń
a potem czytelnika zaprosić
do niezwykłej gry w sklejanie
życia narratorki z okruchów
jej najintymniejszych doświadczeń:
dojrzewania, miłości i rozstań
rozczarowań i macierzyństwa
trudnych relacji rodzinnych
długiego cienia przeszłości
losu kobiety w świecie
rządzonym przez mężczyzn
zmysłowa i cielesna
niedopowiedziana i bezkompromisowa
nieoczywista i prawdziwa
ta książka jest jak kobieta
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 105
początek jest trudny
zwłaszcza gdy już wiemy
że pierwsze nie jest pierwsze
pierwsze słowo dziecka wybrzmiewa
w świecie w którym żyją już inne słowa
pierwszy raz jest kolejnym spotkaniem
wydzielin choć raczej chciałabym
żeby wcześniej nikt ich nie wymieniał
pierwsze nie jest pierwsze
i dlatego tak trudno zacząć
dlatego profesorowie radzą
by pisać wstępy na końcu
gdy zna się już zakończenie
co łączy zapach mego nieumytego ciała
z sąsiadem który zginął pod kołami tramwaju
(a przecież zawsze tak starannie zamykał drzwi)
i teraz widzę nogi krew tłum i jeszcze inne
wspomnienie pod konsulatem skandujemy
dziś-nie-biją a potem biegniemy
i wracamy pustym wagonem
ty kładziesz mi dłoń na piersi
a ja cię odsuwam bo jestem
spocona jak teraz i wszystko
to wraca przesącza się
szczelinami
jeśli wtedy nawet pocałunki były
komunistyczne to jak po latach ocenią
nasze pieszczoty
zlustrują nas i unieważnią
i okaże się że miłość w czasach
transformacji nie była miłością
seks nie był seksem
a wódka wódką
i kiedy Balcerowicz
naprawdę będzie musiał odejść
to odejdą wraz z nim nasze dotyki
bo były rynkowe i walczyły z inflacją
w tramwaju podobno mówili
że o czym nie można mówić
o tym należy milczeć
a ja od lat nie nazywam
jej cipką już wyrosłam
z tego słowa lecz nie chcę
też nazywać jej cipą
(to słowo ją dotyka
do żywego i boli
jest obce i nie jest o niej)
czasem używam: tam
i to jest mi najbliższe
choć tam znaczy przecież daleko
a ona jest w zasięgu
dłoni i wolę to niż
dotykać ją słowami
na pustej plaży wystawiam
na słońce i cudze spojrzenia
ciało (choć raczej pogrążam
się w piasku i lekturze)
a obok w grajdole nagi
polityk z pierwszych stron gazet
w którego ustach uda
kobiet i biodra zawsze
ociekają patosem
(poza tym widziałam na plaży
kilka ładnych muszelek
ale piosenka o nich wymaga
ode mnie tonacji której
jeszcze nie słyszę)
w tramwaju podobno mówili
że o czym nie można mówić
o tym należy milczeć
i już nie dotykając
cip i cipek można
dopytać w tramwaju dla żartu
czy o tym o czym można mówić
naprawdę mówić warto
rodzice nie mieli dla mnie czasu
i były chwile gdy czułam się niechciana
ale o tym napiszę dopiero za dziesięć lat
bo wtedy mi uwierzą a teraz będą się śmiać
bo wtedy sama przestanę w to wierzyć
i będę się śmiać ostatnia
w tramwaju podobno mówili
że dzieciństwo jest najważniejsze
a dalsze życie to tylko
egzegeza symboli i znaków
tylko co można wywieść z banału
dzieciństwa na zwykłym osiedlu
gdzie znaki nie miały znaczenia
może do swego dzieciństwa
trzeba się brzydko zestarzeć
wciąż tkwię na tym osiedlu choć prędzej
umrę niż tutaj umrę lecz
opuściłam już chyba dzieciństwo
(nic się za tym nie kryje prócz win
tanich i pitych w nadmiarze)
bo z okien tramwaju dostrzegam
ludzi grzebiących w śmietnikach
oraz bezdomnych na ławkach
i wiem że takich obrazów
nie było w moim dzieciństwie
to nie jest moja uważność
ani dojrzałość spojrzenia
tylko coś się zmieniło
zamiast egzegezy mam egzemę
która nic nie znaczy tylko
swędzi i boli
boję się wszystkich
mówiących w imieniu
nie o mnie jest Lech Wałęsa
nie o mnie jest Mazowiecki i Tymiński
i wszystkie inne opowieści styropianu
które mówią mi jak rozumieć świat
nie ma o mnie żadnej partii
ani związku zawodowego
czasem o mnie są tramwaje
ze spoconymi ludźmi i rzadziej
książki o ludziach z dylematami
czasem o mnie są twoje palce
ale też dużo rzadziej niż sądzisz
dawniej śmierć przemawiała przez mleko
kiedy od ściętego oddzielała się serwatka
wiadomo było że przyszła w każdym razie
tak było w przypadku pani Marii
z trzeciego piętra za windą na lewo
po trzech dniach ją znaleźli a teraz już
nie roznoszą mleka o świcie i czasem
ludzie leżą tygodniami a życie
toczy się dalej
w sąsiedztwie
w innej pieśni pani Maria mogła mieć
swoje żale i dumy może winy i wrzody
może kogoś ratowała a może wydawała
ale to nie ta pieśń ta jest o ściętym mleku
po prostu ją wynieśli
nazwałabym to raczej
przeczuciem niż przeświadczeniem
ale nie chcę być pielęgniarką szczegółów
(choć czasem sprawiam wrażenie)
do twarzy mi bardziej w fartuchu
salowej która wynosi brudy
nie żywiąc nadziei na dobre
słowo
tymczasem w tramwajach dużo
się słyszy o Europie i czy do niej
należymy (w cieniu ukrywa się inne
pytanie: co nam się od Europy należy)
samo pytanie więcej mówi o nas
niż jakakolwiek odpowiedź
pamiętam wierszyki ze szkoły
(wspomniał wojny dni)
więc młodość też zapamiętam
niestety
gdyż potem nie starcza miejsca
na inne ważne sprawy
(co widzę po swoim ojcu)
na które mam jednak nadzieję
więc obok tych głupich piosenek
przechowam jak pokochałeś
letnie spacery w deszczu
koniecznie bez parasola
zwłaszcza gdy nie zakładam
stanika i dla jasności:
nie mam o to pretensji
ani że skrzętnie ukrywasz
swoje prawdziwe motywy
martwi mnie raczej że z całej
naszej tak zwanej miłości
(to chyba twoje słowa)
zostaną mi mokre cycki
ktoś przypomniał sobie że żyję
i napisał długi list (jak miło)
że broczy i cierpi zdradzona
i że wiele chorób ją toczy
i jak zawsze potrzebuje pomocy
i wystarczy mój udział w akcie
wyborczym i oddanie głosu
dawanie i branie mam we krwi
i lubię nawet swe akty
sprzeciwu gdyż właśnie
troszczę się o głos własny
i wpuszczam sobie w żyły
dawki cudzych wierszy
i czekam aż się rozejdą
po kościach i narządach
więc głos o który mnie proszą
uważam za bardzo nieważny
i stawiam na nim krzyżyk
i znów pozwolę zginąć
mojej biednej ojczyźnie
(choć list nazywa ją dumnie
macierzą dla niepoznaki)
w tramwaju podobno mówili
że podmiot wreszcie umarł
śmiercią nieprzypadkową
(w Krakowie był huczny pogrzeb)
tymczasem bardziej mnie martwi
że z Prokocimia jest wszędzie
strasznie daleko (w przystankach
i w przenośni) i gdyby nie
okresowy bilet to byłoby ze mną
krucho choć i tak czuję się niczym
poddana w drodze z odległej kolonii
do stolicy imperium w stanie
rozkładu
i tak co rano
dawniej pustki były na półkach
(pamiętam i wcale nie tęsknię)
ale pustka nie znosi próżni
i gdy półki się zapełniły
pustki ruszyły w tułaczkę
i zamieszkały w portfelach
(wtedy nam powiedzieli
że mamy budżety domowe
i każdy się troszczy o siebie)
a potem jak czary-mary
niektórym budżety spuchły
(choć na ulicach straszyły
widma starych portfeli)
i pustki zostały bez domu
więc wlazły w nasze otwory
i odtąd je penetrują
i tak chodzimy z pustkami
w napełnionych żołądkach
a one rosną i jeszcze
wypróżnią nas na amen
lubię grę wstępną z językiem
bez żadnych zobowiązań
to jak strojenie głosu
w zwiewne letnie sukienki
które się łatwo zrzuca
do następnego wersu
dla samej przyjemności
lub rozdziera na strzępy
odpowiedzialność za słowo
nie leży w mojej naturze
czasem zalega w niej wina
i tę zrzucić jest trudniej
w tramwaju podobno mówili
że rówieśnikami kobiet
w naszym wieku są jeszcze
niedojrzali chłopcy
może jesteś mężczyzną kiedy
interpretujesz Prousta
licząc że nie znam książki
Błońskiego lecz kiedy uprawiasz
wspinaczkę po moich błonach
śluzowych to już nie
szukam słów które obiecują
dużo więcej niż mogą mi dać
nieciągłość nieścisłość nieszczelność
niedociągnięcie niedomaganie
a zwłaszcza: niedokonanie
żeby przebiegle wykraść im
dużo więcej niż obiecują
a poza tym nie do końca wiem
o czyje nogi i o czyją krew
chodziło mi w piosence
o zapachu potu
słowo pisane nie tylko utraciło
zamorskie dominia lecz także
toczy przegrane wojny domowe
i chyba najlepiej wyszli na tym
ci poeci którzy chwycili za gitarę
udrażniając stary kanał rodny
poeci trzymający się pisma
są zbyt zaangażowani
własnym popuszczaniem słów
by dostrzec że najgorzej mają
poeci z saksofonami
nie ma sensu debiutować
byle czym mówią mi dorośli
i ja się z nimi zgadzam
(choć chowam zdania odrębne
w innych kwestiach jak choćby
wiązania nadziei z seksem)
a nawet mówię mocniej
że nie ma sensu w ogóle
debiutować bo to
karta wstępu do klubu
walki o ciągłe uznanie
udział w grze w której nie ma
zwycięzców (choć jeden pan twierdzi
w wywiadach że właśnie wygrał
a ja mu nawet współczuję)
sama zadebiutowałam z byle kim
(może stąd wzięłam te nogi i krew)
ale potem umyłam się i wyprałam
z wyrzutów więc dobrze rozumiem
że może stać mnie tylko
na byle co i cokolwiek bądź
ale przecież nie w tym chyba rzecz
by szlifować i błyszczeć bo to trochę
oszukiwanie innych i samej siebie
że możliwa jest ścisłość i dokonanie
w świecie nieścisłości i niedokonania
więc mimo tych dwuznacznych obaw
jestem gotowa do wzięcia
udziału
wszyscy mądrzy stąd uciekają
a osiedla zmienią się w slumsy
(taki wybrał sposób by powiedzieć
że się przeprowadza bo rodzice
kupili dom pod miastem
profesorski synek) nie wiem
czy moi rodzice są głupi ale matka
urzędniczka na stanowisku bez ekspozycji
na korupcyjne pokusy i ojciec były nauczyciel
spłacający żuka z którego sprzedaje kible na placach
raczej dożyją w tym bloku do śmierci
więc chłopiec nie jest już moim chłopcem
choć podobało mi się w nim to i owo
tymczasem wbrew rządzącym słowami
(pluralizm konsensus prywatyzacja)
ciche przewodnictwo przejmują liposomy
system TAED i handel obwoźny
one nas drążą i przepowiadają
przyszłość i nasze dzieci będą z nich
ulepione i dumne
sama szukam innych piosenek i poruszają
mnie żółw tułów włócznia zwłoki bardziej
więc tropię ich tajemne powinowactwa
ta knajpa jeszcze długo pozostała nasza
on przyprowadzał tam kolejne dziewczyny
(zgoda, mówimy o dwóch laskach)
usadzał je w naszej wnęce
i wędrował dłońmi jak po mnie
i tu niespodzianka: zza baru
wszystko widać jak na dłoni
ja przychodziłam codziennie
stałam i lałam piwo
(ojcu znów biznes nie wyszedł
a konkretnie handel obwoźny)
ale kiedy szedł po kolejkę
wąchając opuszki palców
akurat czyściłam kible
a potem pojawił się nowy kierownik
miał tupecik i breloczek z papieżem
przejął dystrybucję napiwków
i gorąco odradzał mi golfy
więc odeszłam i ja
i już nic nas nie łączy
i jeśli nie szlifierstwo
(wierszyki klejnociki
są jednak jednorazowe)
to może jakieś inne
ginące rękodzieło
(zanikające zawody
mają zwodniczą dwuznaczność)
na przykład powtórne wchodzenie
do tej samej rzeki
i mącenie ciemnej toni
palcami
agresja jest o słabości
gniew jest o bezradności
wrzask o bezsilności
a chłopcy o wnikaniu w szczeliny
między tkaniną a skórą
wszystko jest opowieścią
o czymś innym zapominającą
co sobą opowiada
ja jestem o tobie
ty jesteś o niej
my jesteśmy o nich
a oni o tym czego nie ma
serwatka jest o śmierci
podobnie jak nogi i krew
choć mleko i krew mogą też
być o życiu i często są
rzadko mam doświadczenie
wspólnej mowy słyszę raczej
dokoła ludzi mówiących
w obcych językach
jak ten chłopiec co chciał ze mną
czytać encykliki i nie wiedziałam
czy się wzruszyć czy raczej zawstydzić
ale na szczęście wystarczyło
że zsunęłam ramiączko i miałam
na sukience cały jego
veritatis splendor
smucą mnie wielkie idee
gdyż noszą złe garnitury
i taszczą zbyt wielkie brzuchy
by mogły się wyżej unieść
(niezależnie od tego
co powiada się o nich w tramwajach)
więc nie rozumiem zdziwienia
że zamiast latać siedzą
na kanapach i dzielą
się na coraz mniejsze
kanapki koła i kółka
poselskie i jeszcze mniejsze
aż znikną (to wzruszające
że każdy pan chce założyć
własną partię i zostać
jej samotnym przywódcą)
smucą mnie wielkie idee
kiedy zapalił się do nocy
pod kocem na dachu bloku
nie wiedząc o tym że jest
bardzo kolejnym chłopcem
a ja miałam niejedne dachy i koce
więc prowadziłam go po schodach
a potem za rękę bo był nie tyle
niewinny ile niezgrabny
było szybko i ostatecznie
wspominam to miło
spóźnia mi się debiut
oznajmiła z lękiem poetka
(zarazem koleżanka na raty
ale to inna opowieść)
a do mnie właśnie przyszedł
prasowy więc bicie dzwonów
podglądam życie tramwaju
po ludziach zostają na siedzeniach
widma których trzeba się
domyślać z cieni
fryzjerka z odrostami (widziałam)
i paskudną egzemą (słyszałam)
urzędnik (najpewniej) z gazetą
lektorka martwego języka
z nadwagą rozwiedziony barman
starszy pan o uśmiechu anioła
(nie wykluczam że wyrywał paznokcie)
i mała matka małego dziecka
zagubiona w jego płaczu
epizody rozrywane przez przystanki
czasem myślę że poza tramwajem
nic lepszego z życia nie mamy
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki