Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Fascynująca opowieść o najsłynniejszej substancji chemicznej w naszym organizmie.
Już od starożytności ludzkość podejrzewała, że typowo męskie zachowanie połączone jest jakoś z jądrami. Inaczej nie byłoby eunuchów na cesarskim dworze w Chinach ani „eliksirów młodości” w dziewiętnastowiecznej Europie. Współczesna nauka stawia sprawę jasno: testosteron jest potężną siłą kształtującą nasze społeczeństwo i to on odpowiada za różnice w wyglądzie i zachowaniu między płciami.
Fascynujące badania na zwierzętach, od szympansów przez jelenie po jaszczurki, pokazują, że to właśnie wysokie stężenie testosteronu pomaga samcom wyeliminować konkurencję. Mężczyźni nie są tu wyjątkiem. Autorka podkreśla jednak, że testosteron współdziała z genami i uwarunkowaniami kulturowymi, prowadząc do różnorodnych zachowań męskich i kobiecych, a lepsze zrozumienie tych mechanizmów pozwoli nam zbudować sprawiedliwsze, bezpieczniejsze społeczeństwo.
Tyle się mówi o testosteronie w kontekście płci, sportu i polityki, że potrzebujemy dobrego wyjaśnienia naukowego kontekstu i jego implikacji, a to przedstawione tutaj jest wspaniałe. – Steven Pinker, profesor psychologii na Uniwersytecie Harvarda, autor książek Jak działa umysł oraz Nowe Oświecenie.
Jedna z najbardziej fascynujących książek o ludzkich zachowaniach, jakie kiedykolwiek czytałem. To naukowy kryminał opowiedziany z przenikliwością, inteligencją i rozmachem. – Daniel Gilbert, profesor psychologii na Uniwersytecie Harvarda i autor bestsellera „New York Timesa” Na tropie szczęścia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 494
Griffinowi
Gdybyśmy nie znajdowali się pod gniazdami szympansów w chwili, gdy się budziły, przegapilibyśmy ich siuśki – a to najważniejsze przy badaniu stężenia testosteronu u tych zwierząt. Dlatego niemal codziennie przez osiem miesięcy, które spędziłam z szympansami, na spacer przez dżunglę wyruszałam jeszcze przed świtem.
Ewolucja opracowała elegancki system motywujący nas do tego, by zaczynać dzień wtedy, gdy zyskamy najwięcej światła (i ciepła) emitowanego przez naszą gwiazdę. Jak wszystkie zwierzęta o dziennym trybie życia, dopasowujemy nasz cykl dobowy do obrotu Ziemi wokół własnej osi. Gdy fotoreceptory w siatkówce oka wyczuwają poranne światło, informacja ta zostaje przekazana do szyszynki, gruczołu o niewielkiej masie i kształcie szyszki w głębi naszego mózgu. Szyszynka reaguje zmniejszeniem wydzielania „hormonu snu”, melatoniny, co z kolei popycha nas do konkretnego zachowania – budzenia się1.
W każdym razie tak to działało, zanim my, ludzie, przyzwyczailiśmy się do sztucznego światła. Ponieważ jednak szympansy trzymają się starego planu, musiałam zwlec się z łóżka, choć stężenie melatoniny było u mnie jeszcze wysokie. Usiłowałam jakoś przezwyciężyć senność dawką kofeiny dostarczoną w kawie zrobionej z deszczówki zagotowanej na propanowym palniku.
Uzbrojona w kalosze, które miały mnie chronić przed mrówkami, błotem i czarnymi mambami, latarkę oraz maczetę (do przedzierania się przez zarośla) ruszyłam na spotkanie z moimi ugandyjskimi asystentami polowymi. Był to dla mnie kolejny dzień w tropilaknym lesie deszczowym, który spędzałam na wałęsaniu się za szympansami i robieniu notatek o ich życiu i zachowaniu w Parku Narodowym Kibale w zachodniej części Ugandy.
Po jakiejś godzinie wędrówki usiadłam na ziemi pod jednym z drzew, na których w skonstruowanych wysoko poprzedniego wieczoru gniazdach spały szympansy. Próbowałam chłonąć każdy szczegół olśniewającej przemiany, jaka zachodziła właśnie w nocnym lesie. Monotonne bzyczenie owadów zagłuszała już narastająca kakofonia ptasich i małpich nawoływań, przez zarośla przedzierały się promienie słońca, krople rosy połyskiwały niczym złote paciorki rozwieszone na listowiu. Wyczekiwałam konkretnego dźwięku – charakterystycznego szelestu w górze, pierwszych ruchów budzących się szympansów. To był dla mnie sygnał do działania.
Pod względem pierwszych porannych potrzeb szympansy niewiele różnią się od ludzi – muszą się załatwić. Ale podczas gdy my wychodzimy z łóżka i wleczemy się do łazienki (albo do wychodka czy dziury w ziemi), szympansy po prostu wystawiają tyłki poza gniazdo. Starałam się jak mogłam wyciągnąć rękę tak sprytnie, żeby schować się przed spływającym przez liście z wysokości około dziesięciu metrów moczem, a jednak zebrać próbkę. Nie zawsze mi się to udawało. Moim narzędziem był długi kij z rozwidlonym końcem, do którego dowiązywałam plastikową torebkę2.
W ten sposób wnosiłam swój skromny wkład w pracę Kibale Chimpanzee Project polegającą na zbieraniu behawioralnych i psychologicznych danych na temat szympansów. Ta skarbnica informacji pozwala naukowcom zrozumieć źródła najróżniejszych zachowań. Najbardziej jednak interesowały nas takie zjawiska, jak seks, agresja i dominacja, czyli zachowania, na które wpływa przedmiot niniejszej książki – testosteron, czy też, jak się o nim mówi w branży: T. Kiedy badamy ludzi, możemy ich poprosić, by po prostu napluli do probówki, ale dzikie szympansy są mniej chętne do współpracy, toteż zamiast tego mierzymy stężenie T w ich moczu (i kale).
Pipetką ostrożnie przenosiłam tę odrobinę siuśków, jaką udało mi się złapać, z torebki do probówki, która wracała do naszego obozu, żeby później powędrować do laboratorium endokrynologicznego na Harvardzie. Szympansy tymczasem szeleściły jeszcze kilka minut w górze, po czym złaziły po pniach, by rozpocząć nowy dzień – pod naszym czujnym okiem (asystentów polowych i moim).
Szympansy żyją w gromadach, które zwykle składają się średnio z 50–80 osobników. Do pewnego stopnia każda taka społeczność jest jak grupa ludzi mieszkających w miasteczku o jasno określonych, bronionych przed intruzami granicach i wrogich relacjach z sąsiednimi miasteczkami. Imoso, samiec alfa, był niczym burmistrz tego miasteczka. Społeczność Kanyawara była tylko jedną z wielu podobnych znajdujących się w przepastnym lesie nieopodal granicy z Demokratyczną Republiką Konga. Imoso był wybuchowy i despotyczny – z gatunku tych przywódców, którzy wywołują raczej strach niż sympatię. Na co dzień szympansy funkcjonują w mniejszych grupkach zwanych „partiami”. Do moich zadań należało śledzenie jednej z takich partii. Kiedy w tej, za którą szłam, znajdował się Imoso, wiedziałam, że będzie dużo stękania, pokrzykiwania, zastraszania, uderzania, ciskania kijami i walenia się w pierś. Istniał jeden pewny sposób na podkręcenie atmosfery – płodna samica (w rui) w grupie. Mnóstwo seksu i jeszcze więcej agresji, gdy samce konkurowały o prawo do kopulacji.
W inne dni dramaty zdarzały się rzadziej, a czas upływał mi na obserwowaniu czułości i zabawy. Małe tuliły się, jadły, goniły rodzeństwo i krewnych albo z wyżyn pleców matek spoglądały sobie po królewsku na okolicę, gdy grupa przechodziła od jednego miejsca popasu do drugiego. Tak wyglądały dni, gdy szłam za partiami, w których nie było dorosłych samców.
Pewnego styczniowego dnia Imoso zdawał się spokojniejszy niż zwykle. Podjął nietypową dla siebie decyzję, że spędzi czas tylko z jedną samicą i dwojgiem jej małych dzieci. Opierając się o wysoki figowiec, otworzyłam notes. Outamba siedziała za Imosem na dużym zwalonym drzewie na polanie. Z wielką wprawą przeszukiwała jego gęste, ciemne futro, rozdzielając i przyklepując włosy, żeby znaleźć zanieczyszczenia i pasożyty, które zgrabnie usuwała, co smaczniejsze kąski pakując sobie do ust. Niemowlę Kilimi i jej starsza siostra Tenkere baraszkowały na rozgrzanej równikowym południowym słońcem trawie. Wokół hałasowały ptaki i owady.
Ogłuszający wrzask Outamby wyrwał mnie z letargu, serce zaczęło mi walić jak szalone. Zerwałam się na równe nogi. Imoso podskoczył, tak że teraz stał na zwalonym drzewie, okładał Outambę pięściami i kopał. Samica runęła na ziemię, a mała Kilimi czmychnęła w jej ramiona. Outamba przytuliła córkę, żeby ją uchronić przed ciosami, przez co odsłoniła grzbiet przed Imosem. Usiłowałam dokładnie zarejestrować, co się dzieje – co kto komu robi i jak długo (na szczęście był ze mną jeden z doświadczonych asystentów polowych, John Barwogeza, który uzupełnił moje obserwacje).
Po kilku minutach brutalnego ataku – najdłuższego i najpoważniejszego, jaki kiedykolwiek widziałam – Imoso chwycił wielki kij i zaczął nim okładać Outambę po głowie i grzbiecie. Tenkere, zaledwie trzyletnia szympansica, która miała mniej niż sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, podbiegła do Imosa i w obronie matki zaczęła piąstkami atakować olbrzyma. Lecz Imosowi wciąż było mało – nie wystarczyło kopanie, boksowanie i kij – zdobył się na jeszcze większą pomysłowość. Chwycił się gałęzi, tak że nogi zwisały mu swobodnie. Teraz mógł kopać samicę z o wiele większą siłą. Po dziewięciu szokujących minutach wszystko minęło.
Outamba miała zakrwawione ciało na wrażliwym, łysym zadku, ale przynajmniej nic się nie stało jej dzieciom i mogła z nimi odkuśtykać.
Mimo że wiedziałam, iż inni badacze byli świadkami długich – czasami nawet prowadzących do śmierci – ataków, dla mnie była to nowość. To, co widziałam, było druzgoczące, lecz jednocześnie – z naukowego punktu widzenia – ekscytujące i dezorientujące. Tak, duże samce rutynowo znęcają się nad dorosłymi samicami, ale dotąd widywałam tylko krótkie wybuchy agresji, które w porównaniu z tym zajściem wydawały się łagodne.
Richard Wrangham, światowej sławy prymatolog, który założył nasz obóz i nim zarządzał, akurat przyjechał do nas w tym tygodniu. Przebiegłam więc trzy kilometry przez las, dopadłam do naszej stacji i opowiedziałam mu, co widziałam. Zasapana i przejęta zarzuciłam go pytaniami, ale on tylko wyciągnął rękę i uścisnął mi dłoń. Potem powiedział, że jestem pierwszym badaczem, który był świadkiem użycia takiej broni przez naczelnego innego niż człowiek w naturalnym otoczeniu. „Time” napisał o tym cały artykuł, dodając do tego duże zdjęcie Richarda, mnie i już słynnego kija (który z łąki zabrał później asystent polowy). Tytuł artykułu brzmiał Wife Beaters of Kibale („Damscy bokserzy z Kibale”)3. Wzdrygałam się na ten antropomorficzny nagłówek, a jednak trudno było zaprzeczyć podobieństwom między niepokojącym zachowaniem Imosa a przemocą domową wśród ludzi. Dlaczego to zrobił? Tamtego dnia nie potrafiłam znaleźć żadnej odpowiedzi na to pytanie. Znalazłam ją jednak później w badaniach na temat testosteronu i rozmnażania.
Moja wyprawa do Ugandy bynajmniej nie przebiegała w linii prostej. Zainteresowanie ludzkim zachowaniem już w college’u pchnęło mnie w stronę psychologii. Podobały mi się wykłady o Freudzie i Jungu, psychopatologii, osobowości i różnicach indywidualnych. Ale dopiero na ostatnim roku zdarzyło mi się, że podczas wykładu z przejęcia wprost nie mogłam usiedzieć na krześle. Nigdy nie zapomnę tych zajęć (psychologia biologiczna), wykładowczyni (Josephine Wilson) ani dnia, w którym dzięki niej zrozumiałam, jak neurony i neuroprzekaźniki mają się do najrozmaitszych zachowań. Pamiętam, jak stoi przed nami i unosi ręce nad głową, machając palcami, żeby pokazać nam, jak wygląda neuron i jego dendryty – małe wypustki, które komunikują się z innymi neuronami. Nagle otworzyło się przede mną zupełnie nowe rozumienie przyczyn naszych zachowań i czułam, że to jest to. Wiedziałam, że nadal chcę przeżywać tego typu olśnienia, ale tymczasem należało skończyć studia, a ja nie miałam pracy.
Jak to bywa, gdy się ma licencjat z psychologii, wylądowałam w pracy z software’em finansowym. (Głównie chodziło mi o to, żeby „pracować z komputerami”. W końcu był to rok 1988). Powiedziałam sobie, że przycupnę tam na parę lat, żeby dać sobie czas na opracowanie wielkiego planu na życie. Wiele jeszcze musiałam się nauczyć, a ta praca była wygodna. I tak dwa lata przeszły w dziesięć. Tymczasem chodziłam na wykłady, które przegapiłam podczas studiów – biologię molekularną i genetykę – i odkryłam, że wbrew temu, co mi się ubzdurało podczas wcześniejszych lat edukacji, naprawdę uwielbiam biologię. Podróżowałam po takich krajach, jak Izrael, Tanzania, Kostaryka i Chiny, i coraz bardziej ciekawiło mnie, skąd się bierze różnorodność kultur i ekologii na całym świecie. Czytałam też książki popularnonaukowe, w tym Samolubny gen Richarda Dawkinsa, dzięki któremu zrozumiałam, jak teoria ewolucji może pomóc mi odpowiedzieć na pytania o życie na Ziemi.
Te doświadczenia sprawiły, że tym bardziej pragnęłam znaleźć głębokie, solidne wyjaśnienie ludzkiego zachowania, i w końcu zlały się w jedno wielkie pytanie: w jaki sposób ewolucja ukształtowała ludzką naturę?
A potem przeczytałam książkę, która zasugerowała mi ścieżkę do znalezienia odpowiedzi – Demoniczne samce. Małpy człekokształtne i źródła ludzkiej przemocy4. Zafascynowała mnie nie tyle przemoc, ile podejście autorów, którzy postawili sobie ważkie pytania o to, jak to się stało, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Postanowiłam, że chcę robić to, co główny autor tej książki, czyli badać szympansy, żeby zrozumieć nas, ludzi, i nasze pochodzenie ewolucyjne. Rzuciłam więc pracę i złożyłam podanie na studia doktoranckie.
Nie polecam wykonywania powyższych czynności w takiej kolejności.
Pierwszym autorem książki, którą tak się zachwyciłam, był Richard Wrangham. Tak się szczęśliwie składało, że wykładał na Harvardzie, w moim rodzinnym mieście Cambridge w Massachusetts. Wysłałam mu więc entuzjastycznego e-maila z podaniem. Pracował wówczas na wydziale antropologii biologicznej. Odmowna odpowiedź była dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Z perspektywy czasu widzę jednak, że to było raczej do przewidzenia. Trudno się dostać na taki program bez doświadczenia badawczego „w polu”, jak to się mówi. Czasami jednak naiwność może być zaletą. Nie odpuściłam i w końcu Richard – teraz już byliśmy po imieniu – zaproponował mi wyjazd na rok do Ugandy, czyli udział w Kibale Chimpanzee Project. Założył ten obóz badawczy w 1987 roku, żeby obserwować zachowania, psychologię i ekologię dzikich szympansów. Ja miałam za zadanie zarządzać obozem i nauczyć się przeprowadzać samodzielne badania. Nie mogłam w to uwierzyć. Oczywiście przyjęłam jego ofertę.
I w ten właśnie sposób tamtego styczniowego dnia w 1999 roku znalazłam się w środku tropikalnego lasu deszczowego, łapiąc mocz szympansów i patrząc, jak wielki samiec bije drobną samicę, która usiłuje ochronić młode. Ta interakcja była dramatycznym przykładem kontrastowych wzorców zachowania, na które już przedtem zwróciłam uwagę – samice są stosunkowo spokojne i opiekuńcze, podczas gdy samce są agresywne i mają obsesję na punkcie seksu i hierarchii.
Patrzyłam, jak dorosłe samce uciekają się do agresji w rozmaitych sytuacjach i celach, ale tylko część tych przypadków dawała się łatwo wyjaśnić. Przemoc służyła im do tego, żeby pokazać, kto rządzi, i zdobywać coś, co określilibyśmy mianem szacunku. Jego brak mógł z kolei prowadzić do podważenia dominującej pozycji w stadzie. Przemoc stanowiła sposób na zwiększenie szans na należyty respekt w przyszłości. Dwa samce o zbliżonej pozycji mogły się pobić o okazję do seksu – wygraną stanowiła kopulacja z seksualnie atrakcyjną samicą (samice w rui, czyli te, które mogą zostać zapłodnione, stanowią centrum zainteresowania samców) – albo po to, by odstraszyć innych od swojej samicy (tak zwane pilnowanie samicy). Ale co z atakiem Imosa na Outambę w czasie, gdy nie była ona w rui? Jak później doszukałam się w literaturze przedmiotu, taka agresja zwykle zwiększa szanse na seksualną uległość samicy w przyszłości. Samce mają tendencję do atakowania tych samic, które są najbardziej atrakcyjne pod względem reprodukcyjnym, a samice preferują kopulację – a co za tym idzie, zachodzą w ciążę – z samcami, które były szczególnie względem nich agresywne5. (W tym miejscu powinnam zaznaczyć, że nie oznacza to, iż przemoc mężczyzn wobec kobiet ma podobne podłoże ewolucyjne, a tym bardziej że takie zachowanie jest nieuniknione lub wybaczalne. Warto tu też nadmienić, że inne zwierzęta, w tym inne naczelne o odmiennych systemach społecznych, również mogą stanowić źródło pewnych wskazówek co do ewolucyjnych źródeł naszego zachowania).
Nie znaczy to też, że każdy samiec szympansa jest tyranem albo że są one agresywne dwadzieścia cztery godziny na dobę. Szympansy mają różne osobowości – niektóre są nieśmiałe, inne miłe, jeszcze inne brutalne. Duże samce, w tym Imoso, potrafią być łagodne i cierpliwe. Bawią się z młodymi, delikatnie się z nimi mocując i je podgryzając, tak że ich ciała stają się leśnymi odpowiednikami siłowni, i to nawet wtedy, gdy właśnie jest pora na drzemkę. Spędzają mnóstwo czasu w grupach z samicami, dziećmi i innymi samcami, wędrując z nimi, odpoczywając, jedząc i iskając się bez żadnej, albo prawie żadnej, przemocy. I choć nie zaobserwowałam dużo agresji u samic, wśród nich również ona występuje i bywa intensywna.
U ludzi sytuacja wygląda podobnie – są zdolni do bohaterskich czynów, czułości i szczodrości, ale również do przemocy i okrucieństwa. Każdego dnia spędzałam długie godziny w grupach tubylczych mężczyzn, w których byłam jedyną kobietą. Zawierzałam im moje życie. W tym samym czasie inni mężczyźni w tym samym regionie Afryki dopuszczali się brutalnych aktów przemocy.
Co wieczór śledziłam w BBC World Service wiadomości ze świata. Roztrząsano wówczas historię samca alfy naszej planety – prezydenta Billa Clintona – i jego romans z młodą praktykantką w Białym Domu, Monicą Lewinsky. Jak wielu mężczyzn przed nim i po nim Clinton zaryzykował wszystko dla kilku przelotnych doświadczeń seksualnych. Poza tymi ekscytującymi wątkami głównie jednak nasłuchiwałam wzmianek o kongijskich rebeliantach, bo usiłowałam oszacować, czy nie zbliżają się aby do naszego obozu badawczego6. Tuż za miedzą, w Kongu, trwała wojna domowa, a cała okolica aż kipiała od przemocy. Wiedziałam o okropnych atakach, w których mężczyźni z maczetami napadali na wioski, nie oszczędzali nawet dzieci, obcinali kończyny, głowy, gwałcili kobiety. Wciąż pojawiały się pogróżki pod adresem ludzi z Zachodu, w szczególności grożono im dekapitacją. W moim domku czułam się nocami średnio bezpiecznie, a własna maczeta pod poduszką stanowiła niewielkie pocieszenie.
Pewien straszny i nagłośniony atak w marcu 1999 roku spowodował w końcu ewakuację większości osób z Zachodu (w tym z Korpusu Pokoju). Rwandyjscy rebelianci wkroczyli do ugandyjskiego parku narodowego, około 400 kilometrów na południe od nas, zaatakowali granicę z Demokratyczną Republiką Konga. Zabili czterech pracowników parku i porwali piętnastu turystów, których zagonili w góry. Osiem spośród porwanych osób zabito maczetami i pałkami. Byli wśród nich obywatele Wielkiej Brytanii, Nowej Zelandii i Stanów Zjednoczonych. U co najmniej jednej z kobiet stwierdzono ślady poważnej przemocy seksualnej7.
Udało mi się zostać w obozie badawczym jeszcze kilka miesięcy, w końcu jednak ambasada amerykańska zaleciła mi opuścić ten region ze względu na nasilenie się pogróżek oraz ruchy rebeliantów.
Po doświadczeniach w Ugandzie została mi ambicja, by dowiedzieć się więcej o wspólnej biologii ludzi i innych zwierząt w nadziei, że to pomoże mi wytłumaczyć, dlaczego samce i samice często tak bardzo się od siebie różnią. Zapragnęłam zrozumieć mężczyzn. Testosteron wydawał się tu kluczem. Kiedy więc moje drugie podanie na Harvard zostało przyjęte i zaczęłam pracować nad doktoratem w dziedzinie antropologii biologicznej, starałam się dowiedzieć na ten temat, ile tylko się dało.
Testosteron obecny jest w naszej krwi w mikroskopijnej ilości. Produkują go wszyscy bez względu na płeć, ale mężczyźni mają go 10–20 razy więcej niż kobiety. Mimo tak nieznacznej obecności T zdołał zyskać imponującą reputację – przyćmiewając wszelkie inne substancje chemiczne w naszym organizmie. W końcu to T jest głównym androgenem, z greckiego andros – mężczyzna, i genos – pochodzenie, potomstwo. Podczas gdy chromosom Y determinuje płeć męską, T jest esencją męskości – w każdym razie w popularnym mniemaniu. Wszyscy zakładali, że Bill Clinton ma go mnóstwo. W przypadku Donalda Trumpa znamy nawet konkretne dane.
Tuż przed wyborami prezydenckimi w 2016 roku Trump wystąpił w programie Doktor Oz radzi, gdzie pochwalił się swoimi najnowszymi okresowymi badaniami lekarskimi. Oz odczytał rozmaite liczby – masę ciała, stężenie cholesterolu i glukozy, ciśnienie tętnicze. Choć pewnym tonem mówił, że są to „dobre liczby”, chyba tylko jedna tak naprawdę poruszyła widownię – 441 nanogramów na decylitr testosteronu8. Wydaje się, że entuzjastyczny aplauz widzów sugerował, iż postrzegali stężenie tego hormonu u Trumpa jako naukowy dowód na to, że ma on nie tylko postawę, ale wręcz warunki biologiczne silnego, męskiego przywódcy. I choć natura tej cząsteczki nie wywołuje u większości ludzi szczególnej fascynacji (jej wzór chemiczny to C19H28O2), tego samego nie można już powiedzieć o jej ostentacyjnie męskich mocach – czasami ekscytujących, a kiedy indziej toksycznych.
Pisarz Andrew Sullivan opowiadał czytelnikom „New York Magazine”, że miał „prawdziwe poczucie, co to znaczy być mężczyzną […] przypływ energii, siłę, jasność, ambicję, przedsiębiorczość, niecierpliwość, a przede wszystkim napalenie”, po przyjmowanych raz na dwa tygodnie zastrzykach testosteronu9. Artykuł w „Psychology Today” sugerował, że „kobiety pociągają fenotypy toksycznej męskości, która jest skorelowana z testosteronem […] i które przejawiają wzorce zachowań pozwalające im na wspinanie się w hierarchii społecznej i bronienie pozycji przed innymi”10. Zdaniem lewicowego „Huffington Post” prezydentura Trumpa jest „napędzana testosteronem”, przez co jest „wyjątkowo niebezpieczna” i może prowadzić do wojny11. Zdaniem prawicowego „American Spectator” problemu nie stanowi nadmiar testosteronu, ale jego niedobór u niektórych prominentnych konserwatystów: „Jest też ten dyletancki odłam konserwatystów o niskim testosteronie, który rozpanoszył się w mediach »mainstreamowych« […] tworząc tak bezpłodne hybrydy jak Michael Gerson, George Will i David Brooks”, które podczas pierwszej kampanii prezydenckiej Trumpa „sączyły herbatkę”, gdy tymczasem najważniejsi ludzie Trumpa „prowadzili wojnę”12. W innym artykule z „Psychology Today” autor pisze o „klątwie testosteronu”, gdy wysokie stężenie T powoduje „biologiczną potrzebę, która prędzej czy później będzie musiała zostać wyrażona”13. Według tego autora, choć nie możemy wybaczać seksualnych wybryków takim celebrytom, jak Harvey Weinstein, Bill Cosby i inni, musimy zrozumieć, że „mężczyźni to tylko zwierzęta, które, gdy są pod wpływem T, mają dużą trudność z postrzeganiem kobiet inaczej niż jednowymiarowo, jako przedmiot lubieżnej gratyfikacji”.
A więc nie dość, że potężni mężczyźni obarczeni są klątwą hipermęskości, która prowadzi do wojny i gwałtu, wszystko to wina T, a my, kobiety, nic na to nie potrafimy poradzić, bo i tak to uwielbiamy! Wygląda na to, że zbyt wysokie stężenie T jest toksyczne, a zbyt niskie – kastrujące; jedynie idealne zapewnia wigor i sukces.
Czy te stwierdzenia są w ogóle bliskie prawdy? Czy też jest to tylko popularny mit – i to być może obarczony seksistowską historią? Żeby wyczerpująco odpowiedzieć na to pytanie, potrzeba całej książki – i właśnie trzymasz ją w dłoniach.
Testosteron bez wątpienia odpowiada za fizjologię i anatomię rozrodczą mężczyzn. Jak zaraz zobaczymy, to, czy odpowiada za coś więcej, stanowi przedmiot zażartych dyskusji. Eksperci zgadzają się co do tego, że głównym zadaniem testosteronu jest zapewnianie takiej anatomii, fizjologii oraz zachowania, które zwiększają szanse na rozmnażanie – przynajmniej w świecie zwierząt. Mężczyźni nie są wyjątkiem od tej reguły – T pomaga im się rozmnażać i pożytkować energię w taki sposób, żeby mogli konkurować o partnerki. Jego działanie jest przedmiotem niniejszej książki.
Różnice płciowe to po prostu różnice między samcami a samicami – wśród ludzi, szympansów czy innych gatunków – przy czym odnotowanie różnicy nie mówi nam nic o jej przyczynie. Niektóre różnice są niewielkie czy wręcz bez znaczenia, przynajmniej z punktu widzenia celów wyznaczonych w tej książce. Na przykład kobiety są nieco lepsze od mężczyzn w wykonywaniu niektórych działań matematycznych, jak dodawanie liczb w kolumnach. Imiona kobiet są zwykle odmienne niż imiona mężczyzn. Inne różnice są zarówno duże, jak i znaczące. Mężczyźni mają o wiele silniejszą niż kobiety tendencję, by odczuwać pociąg seksualny do kobiet. Są bezsprzecznie bardziej agresywni fizycznie, i to w każdym zakątku ziemi i w każdym wieku14. Przykładowo, są odpowiedzialni za około 70 procent wypadków samochodowych ze skutkiem śmiertelnym, 98 procent masowych strzelanin w Stanach Zjednoczonych oraz za 95 procent zabójstw i przemocy wszelkiego rodzaju, w tym napaści na tle seksualnym. Ważne, by zaznaczyć w tym miejscu, że – jak można zaobserwować na przedstawionych tu przykładach różnic między płciami – prawie każda cecha, która różni płcie, nie jest cechą zastrzeżoną wyłącznie dla samców lub samic. Niektórzy mężczyźni mają na imię „Shirley” – to imię było zaledwie kilka wieków temu imieniem męskim. Kobiety także mordują, dopuszczają się napaści seksualnych, uprawiają seks z innymi kobietami, a wiele z nich o wiele wolniej i mniej dokładnie podlicza domowy budżet.
Przyjrzyjmy się uważniej oczywistej i niekontrowersyjnej różnicy płciowej: wysokości ciała. W Stanach Zjednoczonych średni wzrost kobiet jest niższy niż średni wzrost mężczyzn – o około czternaście centymetrów. Podobnie jak w przypadku wielu innych różnic płciowych, mamy tu jednak sporo wyjątków: niektóre kobiety są wyższe niż większość mężczyzn, a niektórzy mężczyźni niżsi niż większość kobiet. Jeśli weźmiemy setki przypadkowych mężczyzn i kobiet i zapiszemy ich wzrost, będzie się to rozkładało mniej więcej tak:
Różnice płciowe w wysokości ciała: inna średnia, inna zmienność
Na osi pionowej (osi y) przedstawiono tu liczbę osób z grupy badanej, które znajdują się w danej kategorii wzrostowej (w calach) pokazanej na osi poziomej (osi x). Krzywe nad każdym zestawem słupków to tylko czytelny sposób na przybliżenie chaotycznych (zawsze) danych (pokazano tylko niektóre słupki). Ciemne słupki przedstawiają kobiety, a jasne mężczyzn. Jeśli spojrzymy na najwyższy ciemny słupek, zobaczymy, że trafiło nam się nieco mniej niż sześćdziesiąt kobiet o wzroście 65 cali (165,1 cm). Ponad dwadzieścia kobiet miało wzrost 70 cali (177,8 cm) i tak dalej. Przeciętny wzrost kobiet (na szczycie krzywej, czyli około 65 cali, 165,1 cm) jest wyraźnie mniejszy niż przeciętny wzrost mężczyzn (na szczycie jasnej krzywej, czyli około 70 cali, 177,8 cm), ale widzimy też, że w dużej mierze te dane się nakładają. Dane dotyczące wzrostu mężczyzn mają też większy rozrzut niż wzrost kobiet. Dane dotyczące kobiet trzymają się bliżej średniej niż dane odnoszące się do mężczyzn. Innymi słowy, w przypadku mężczyzn obserwujemy większą zmienność niż w przypadku kobiet. Oznacza to, że jest więcej mężczyzn o skrajnym wzroście, bardzo niskich i bardzo wysokich, a mniej takich kobiet. Więcej kobiet niż mężczyzn zbliża się do średniej wzrostu u swojej płci.
Różnice mogą dotyczyć jedynie średniej (taką obserwujemy w testach umiejętności czytania, w których kobiety uzyskują wyższe rezultaty15), jedynie zmienności (jak w przypadku IQ, gdzie w wynikach mężczyzn widzimy większe zróżnicowanie) albo i średniej, i zmienności, jak pokazuje przykład wzrostu. Poniższe wykresy ilustrują dwa pierwsze przypadki:
Różnice między grupami: inna średnia, ta sama zmienność
Różnice płciowe są wszędzie. Jedne są duże, inne małe, jedne są nieciekawe, a inne uderzające i wymagające wyjaśnienia. Dużą różnicę płciową stanowi stężenie testosteronu na różnych etapach życia. Jaką rolę – jeśli w ogóle – ta różnica odgrywa względem innych? Jedną z niekontrowersyjnych ról T jest jego wpływ na wysokość ciała mężczyzn, czyli na to, że są oni średnio wyżsi od kobiet (choć, jak zobaczymy w następnym rozdziale, usunięcie jąder przed okresem dojrzewania stymuluje u chłopca wyższy wzrost). Rola testosteronu w różnicach między płciami w bardziej złożonych zachowaniach, takich jak przemoc, jest jednak bardziej kontrowersyjna. W książce z 2019 roku Testosterone: An Unauthorized Biography Rebecca Jordan-Young, specjalizująca się w sprawach kobiet i seksualności profesorka gender studies, oraz antropolożka kulturowa Katrina Karkazis wyraziły sceptycyzm co do idei, jakoby testosteron miał znaczący wpływ na cokolwiek, co ma związek z różnicami płciowymi w zachowaniu. Według nich przekonanie, że „T napędza ludzką agresję”, to „fakt-zombi”, hipoteza, która zmartwychwstaje, mimo że zabito ją już wielokrotnie. W innej publikacji Jordan-Young pisze, że zdemaskowanie tego mitu jest kluczowe dla „zdenaturalizowania przemocy i otworzenia się na rozwiązania, do których będziemy mogli dążyć lub które będzie w ogóle można sobie wyobrazić”16.
Różnice między grupami: ta sama średnia, inna zmienność
Jeśli to nie wina T, oczywistą alternatywną hipotezą jest ta, która mówi, że wyższy poziom męskiej agresji jest głównie wynikiem socjalizacji. Jak ujmuje to Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne: „Socjalizacja pierwotna w zakresie społeczno-kulturowych ról płciowych dąży do podtrzymania kodów patriarchalnych poprzez oczekiwanie od mężczyzn zachowań dominujących i agresywnych”17. W mniej akademicki sposób ilustruje to komiks z reklamy programu treningowego kulturysty Charlesa Atlasa18. Choć reklama pochodzi z lat czterdziestych XX wieku, poruszone w niej tematy są nadal aktualne i stanowi ona ciekawy przykład mechanizmów socjalizujących mężczyzn do agresji.
Na studiach doktoranckich pierwsze wyboje na drodze do upragnionego doktoratu napotkałam podczas seminarium zatytułowanego Ewolucja zachowań seksualnych. Jedno z cotygodniowych spotkań dotyczyło tematu „wymuszonej kopulacji” u zwierząt. Na liście naszych lektur znalazła się praca badawcza biologa Randy’ego Thornhilla, w której przedstawiał on teorię ewolucji gwałtu. Opierał ją na przykładzie samców wojsiłki pospolitej, które zapładniając samice, trzymają ich skrzydła kleszczowatymi wyrostkami. Zachowanie to kwalifikował jako gwałt, a jego praca zatytułowana była „Gwałt u wojsiłek Panorpa a ogólna hipoteza gwałtu” (Rape in Panorpa Scorpionflies and a General Rape Hypothesis). Obserwując zachowania wojsiłek i innych gatunków, Thornhill stawia następującą hipotezę co do źródeł gwałtu u ludzi19:
Samce ewoluują najsilniej w stronę gwałtu w gatunkach, w których zapewniają zasoby ważne dla samicy podczas reprodukcji […]. Gwałt jest jedyną opcją reprodukcyjną dla samca bez zasobów, ponieważ nie może on oszukać samicy co do swoich zalet jako partner […] Moja hipoteza jest następująca […] w toku ewolucji człowieka większe samce miały przewagę ze względu na większe szanse na skuteczny gwałt w przypadku porażki w rywalizacji pod kątem zasobów rodzicielskich.
Patriarchalne kody
Chwileczkę… On twierdzi, że mężczyźni w drodze ewolucji stali się więksi od kobiet, żeby mogli je przycisnąć i zgwałcić, tak jak robią to wojsiłki, gdyby nie udało im się zaimponować paniom zdolnościami do utrzymania rodziny.
Po przeczytaniu tekstu miałam bardzo nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Kiedy nadeszła moja kolej na wypowiedź w dyskusji, usiłowałam jakoś zebrać myśli. Ze łzami w oczach i z wypiekami na twarzy podsumowałam moje refleksje, żeby przedstawić je grupie, i ryknęłam:
– Ten facet to dupek!
Wciąż pamiętam, jak się czułam w tamtej chwili – mała, bezsilna i wściekła. Wydawało mi się, że wszyscy się na mnie gapią, oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Przy moim stole siedziała jeszcze jedna studentka, więc spojrzałam na nią w poszukiwaniu potwierdzenia – przecież jasne, że faceci tego nie kumają. Nikt mnie jednak nie pocieszył. Profesor spokojnym głosem poprosił, żebym odniosła się do danych i przedstawionych argumentów, a ja myślałam: „Co tu się dzieje? Czy nikt nie jest tak oburzony jak ja?”. On jednak nadal usiłował przenieść moją uwagę na dowody i rozumowanie zawarte w tekście. W końcu udało mi się zapanować nad emocjami i zdołałam jeszcze raz spojrzeć na argumentację – już bez utrudniających mi to uczuć.
Nie był to łatwy proces. Moje emocje nie wyparowały. Nadal nie zachwyca mnie pisanie bez wyczucia na tak delikatny temat. Nauczyłam się jednak, że mogę określać wartość dowodów na potwierdzenie niepokojącej mnie hipotezy, skupiając się na meritum – to samo w sobie dało mi siłę. (Tak się zresztą składa, że później podczas studiów doktoranckich spotkałam Thornhilla i wydał mi się całkiem sympatycznym facetem).
Moi studenci często znajdują się w takiej samej sytuacji co ja tamtego dnia, kiedy podczas zajęć natrafiają na trudne idee i badania. Niektórzy reagują emocjonalnie i z miejsca je odrzucają. Łatwo zrozumieć taką reakcję – emocje, zarówno pozytywne, jak i negatywne, wpływają na to, jak zwierzęta, w tym ludzie, oceniają to, z czym się spotykają20. Jeśli w wannie widzę wielkiego, włochatego pająka, mogę reagować emocjonalnie i nie będą to emocje pozytywne, nawet jeśli wiem, że ten konkretny gatunek jest zupełnie nieszkodliwy. „Bodziec pająkowy” wywołuje nieprzyjemne uczucie w moim ciele, więc pająk jest zły. Kiedy odczuwamy silną emocjonalną albo fizyczną reakcję na bodziec – bez względu na to, czy jest to stawonóg, człowiek, przedmiot czy hipoteza naukowa – często w sposób nieracjonalny przenosimy naszą reakcję na sam bodziec. Może to prowadzić do złych, opartych na emocjach decyzji zamiast do wniosków rozsądnych i wynikających z porządnej analizy dowodów. Mamy skłonność do unikania i nieakceptowania niewygodnych konkluzji.
Im dłużej analizowałam kwestię testosteronu u ludzi i innych zwierząt, tym bardziej umacniałam się w przekonaniu, że socjalizacja stanowi jedynie część historii. Doszłam do wniosku, że T odgrywa u ludzi główną rolę w różnicach między płciami, i nie mówię tu tylko o cechach fizycznych. Lecz, jak się miałam wkrótce przekonać, wyrażanie takiego poglądu też wiąże się z pewnymi niebezpieczeństwami.
Było to w styczniu 2005 roku. Właśnie ukończyłam doktorat z antropologii biologicznej i z absolwentki Harvardu stałam się wykładowczynią na tej uczelni. Miałam już duże doświadczenie w nauczaniu, ale dotąd zawsze jako teaching fellow, co po harwardzku oznacza asystenta, który co tydzień spotyka się z grupkami studentów, by omawiać materiał z wykładów. Byłam bardzo przejęta tym, że wreszcie mam tworzyć własny kurs, i z animuszem szykowałam się na pierwszy wykład. W dużej mierze zamierzałam bazować na materiale z mojego doktoratu, który w końcu wcale nie skupiał się na szympansach, tylko na roli testosteronu w wyjaśnianiu różnic między płciami, w tym jak myślimy, uczymy się, postrzegamy świat i rozwiązujemy problemy. Miało to być dwunastoosobowe seminarium zatytułowane Ewolucja różnic płciowych u ludzi.
Może słyszeliście o Lawrensie Summersie, który w tamtym czasie był rektorem naszej uczelni. Być może znacie to nazwisko, ponieważ Summers był sekretarzem skarbu w gabinecie prezydenta Billa Clintona albo dlatego że pełnił funkcję głównego ekonomisty Banku Światowego. Choć pewnie raczej obiło wam się o uszy, że powiedział coś oburzającego o kobietach, jak choćby to, że są pod względem biologicznym nieprzystosowane do matematyki i nauk ścisłych.
Tymczasem nie tak to właściwie było. Kilka tygodni przed tym, gdy miałam rozpocząć moje wykłady, Summers miał odczyt na małej konferencji skupionej na tym, jak zachęcić więcej kobiet do branży STEM (ang. science, technology, engineering, mathematics, czyli nauka, technologia, inżynieria i matematyka). Przedstawił kilka hipotez, które mogłyby wyjaśnić niewielki udział kobiet w tej branży. W jednej z nich powoływał się na „inną socjalizację i wzorce dyskryminacji”, co nie wzbudziło specjalnych emocji. W innej zasugerował, że zdolności u mężczyzn są bardziej zróżnicowane (podobnie jak wysokość ciała mężczyzn jest bardziej zróżnicowana), przez co więcej mężczyzn niż kobiet znajduje się w grupie o najwyższych zdolnościach (oraz w tej o najniższych).
Toteż prowokuję was przypuszczeniem, że za tym wszystkim kryje się ten największy fenomen, który polega na zderzeniu słusznych ludzkich pragnień posiadania rodziny oraz aktualnych wymagań pracodawców, żądających od pracowników siły i intensywności działań, co szczególnie w przypadku nauki i inżynierii wiąże się z wewnętrznymi predyspozycjami, a zwłaszcza zmiennością predyspozycji; względy te są wzmacniane przez czynniki, które w rzeczywistości są mniej istotne, takie jak socjalizacja i ciągła dyskryminacja. Bardzo chciałbym się mylić, ponieważ niczego tak nie pragnę jak tego, aby te problemy dało się rozwiązać w prosty sposób poprzez ich zrozumienie i ciężką pracę, by je przezwyciężyć21.
Summers liczył na to, że jego odczyt wywoła debatę. W każdym razie na pewno wywołał odruchy wymiotne u znanej biolożki z MIT, która akurat była obecna na konferencji. Wstała i wyszła, a później powiedziała prasie, że gdyby została, „albo by zemdlała, albo zwymiotowała”. Dziennikarze oskarżyli Summersa o seksizm. Darczyńcy wstrzymali przelewy. Na kampusach i wokół dystrybutorów z wodą rozgorzały ożywione dyskusje. Po wotum nieufności całego wydziału, który uznał komentarze Summersa za kroplę, która przepełniła czarę i tak już kontrowersyjnej kadencji, Summers musiał zrezygnować ze stanowiska22.
Nieprzypadkowo więc na moim zaplanowanym na dwanaście osób seminarium stawiło się ponad stu studentów! Kontrowersje trwały.
To właśnie podczas tego „skandalu” uświadomiłam sobie, że znajduję się po złej stronie mocy. Moja fascynacja ewolucją, testosteronem i różnicami płciowymi zdawała się moralnie podejrzana. Z góry założyłam, że by rozwiązać jakiś problem (za mało naukowczyń, ataki na tle seksualnym, cokolwiek), musimy przede wszystkim zrozumieć jego korzenie, a do tego niezbędna jest atmosfera swobodnego i otwartego badania. Innymi słowy, musimy mieć możliwość dochodzenia do prawdy, debatowania i analizowania wszelkich rozsądnych, przemyślanych hipotez bez wstydu i cenzury. Tak postrzegałam zadania nauki i uniwersytetów w ogóle. Więcej, wyraziłam to w rozmowie z dziennikarzem ze studenckiej gazety „Harvard Crimson”, gdy poprosił mnie o komentarz w sprawie rektora Summersa. Przyznaję, że byłam naiwna. Nie rozumiałam, że niektórzy koledzy z pracy nie tylko nie zgadzają się ze mną w sprawie biologicznych podstaw różnic między płciami, ale także co do tego, jakiego rodzaju pytania nadają się do dyskusji i badań. Jeden z profesorów fizyki z Harvardu powiedział „New York Timesowi”, że: „to szaleństwo uważać te różnice za wrodzone – różnice w standardowym odchyleniu. To socjalizacja. Młode kobiety uczymy przeciętności. Młodych mężczyzn uczymy odwagi”23. Nie on jeden wygłaszał podobne przekonania. Wyglądało na to, że takie hipotezy, jakie poważył się stawiać Summers, nie powinny być w ogóle artykułowane, ponieważ te „niebezpieczne idee” mogą zniechęcać kobiety i utrudniać osiągnięcie równości płci.
W tym czasie najsilniejszy krytycyzm odczułam ze strony profesorów (mężczyzn), którzy tłumaczyli mi, jak się sprawy mają i że wszelkie niedobory naukowczyń wynikają jedynie z dyskryminacji i seksistowskiej socjalizacji. Tylko że moje badania sugerowały co innego. Byłam nową wykładowczynią o niepewnej pozycji zawodowej i odczuwałam ogromny niepokój na myśl o tym, jak moje opinie i zdolności są postrzegane przez tych na górze drabiny. W końcu zarzuciłam badania i skupiłam się na nauczaniu, co uwielbiam. Z perspektywy czasu nie jestem jednak pewna, czy ówczesna atmosfera w środowisku nie wpłynęła na moją decyzję.
W tym miejscu przewijam film do roku 2017 i corocznego rytuału odświeżania konspektu wykładów na temat hormonów i zachowania. Zawsze zaczynam wykłady pod tytułem Płeć biologiczna, płeć kulturowa, różnice od omówienia roli T w rozwoju płodu, kiedy hormon ten prowadzi do rozwoju płodu męskiego, jeśli chodzi o ciało i mózg, co odróżnia go od rozwoju płodu żeńskiego. Kiedy już studenci mają te podstawy, omawiam skandal Summersa, by wprowadzić behawioralne różnice między płciami. Co Summers powiedział? Jak przedstawiła to prasa? Czy jego tezy znajdują potwierdzenie w dowodach? I czy w ogóle powinien był sugerować, że różnice biologiczne mogą wyjaśniać tę niekorzystną dla kobiet sytuację? W 2017 roku zastanawiałam się właśnie, czy nie zrezygnować z tego przykładu, bo większość moich studentów nigdy nie słyszała o Summersie – w 2005 roku ledwie wchodzili w okres dojrzewania. Na szczęście wtedy na ratunek przybył James Damore.
Jeśli masz jakiś stereotypowy obraz programisty, to pewnie Damore nieźle do niego pasuje – to taki typ nerda. Kiedy w połowie 2016 roku Damore popełnił swoje niesławne memo zatytułowane Google’s Ideological Echo Chamber („Ideologiczna kabina pogłosowa Google’a”), około 80 procent programistów w Google’u stanowili mężczyźni. Damore wyraził przekonanie, że próby osiągnięcia w firmie parytetu płci są błędem i skutkują swego rodzaju dyskryminacją odwrotną – w stosunku do mężczyzn. W tekście na trzy tysiące słów Damore pisał między innymi: „Mówię tylko, że dystrybucja preferencji i zdolności między mężczyznami a kobietami jest odmienna po części z przyczyn biologicznych i że różnice te mogą wyjaśniać, dlaczego nie widzimy tylu kobiet w branży tech i na stanowiskach kierowniczych”24. Jednocześnie implikował, że za tymi biologicznymi różnicami stoi testosteron.
Memo stało się wiralem, a Damore awansował na nowego Summersa. Jedna z pracowniczek Google’a stwierdziła, że poglądy Damore’a są „brutalnie obraźliwe” i że nigdy już nie będzie z nim współpracować. Niektórzy kognitywiści, którzy komentowali jego poglądy, uznali, że istnieją dowody na ich poparcie25, inni odnieśli się do nich bardziej krytycznie26. Lecz konkretne fakty na temat różnic między płciami nie miały specjalnego wpływu na nacechowaną emocjonalnie reakcję. Kilka miesięcy później Damore został zwolniony z Google’a za „promowanie szkodliwych stereotypów na temat płci kulturowej”27.
Było to niewątpliwie dość niefortunne dla Damore’a, który z kolei pozwał Google’a, zarzucając byłej firmie „otwartą wrogość wobec myśli konserwatywnej […] połączoną z dyskryminacją jednostki ze względu na rasę i płeć”28. Za to ja miałam bardziej współczesną kontrowersję do prezentowania podczas wykładów. Wykłady te zresztą wykorzystywały już wiele nowych artykułów na temat różnic między płciami i odzwierciedlały postęp naukowy od czasów Summersa. A jednak choć nauka poszła naprzód, nasza zdolność do skonfrontowania się z niewygodną prawdą, którą ona sugeruje, pozostała bez zmian.
Łatwo mi tu wzniośle postulować panowanie nad emocjami i bezstronne rozpatrywanie naukowych hipotez, ale pozostaje faktem, że kobiety mają swoje powody, by z pewną podejrzliwością podchodzić do „biologicznych” wyjaśnień różnic między płciami. Naukowcy i filozofowie, w większości mężczyźni, nieraz w historii rozprawiali o – jakoby biologicznej – niższości kobiet29. Jednym z głównych winowajców jest tu – i mówię to z wielką przykrością – Karol Darwin. W swojej drugiej, opublikowanej w 1871 roku książce pod tytułem O pochodzeniu człowieka i doborze w odniesieniu do płci przedstawił następujące dowody na większą „siłę umysłową” mężczyzn:
[…] głównym dowodem istnienia pewnej różnicy w umysłowych władzach między płciami jest to, że mężczyzna, do czego by się nie tknął, wszystko doprowadzi wyżej aniżeli kobieta, i to bez względu na to, czy praca jego wymaga myślenia, czy rozumu, czy wyobraźni, czy wreszcie prostego zastosowania zmysłów i rąk. Gdybyśmy spisali w szeregu imiona mężczyzn, co się odznaczyli na polu poezji, malarstwa, rzeźby, muzyki (tak kompozycji, jak i wykonania), historii, umiejętności ścisłej i filozoficznej, i ułożyli taki sam długi szereg imion najznakomitszych kobiet, to przecież oba te szeregi nie dałyby się porównać […] ponieważ mężczyźni mają niezaprzeczalną przewagę nad kobietami w tylu i tak rozmaitych rzeczach, zatem przecięciowa umysłowego uzdolnienia mężczyzny stoi ponad przecięciową umysłowego uzdolnienia kobiety”30.
Mężczyźni, jak słusznie zaobserwował Darwin, zdecydowanie przeważają na listach wybitnych myślicieli i artystów. Lecz w tym miejscu Darwin, zdaje się, nie potrafił wyjść poza wiktoriańskie normy kulturowe. Z naszej bardziej już oświeconej perspektywy możemy z łatwością wysunąć alternatywną hipotezę: kobiety są po prostu wciąż ograniczane przez bariery narzucane im przez społeczeństwo, a nie przez naturalną niższość umysłową. Choć na czele imperium brytyjskiego stała kobieta, w wiktoriańskiej Anglii raczej nie oczekiwano od kobiet wykształcenia. Uniwersytet Londyński po raz pierwszy przyjął kobiety (małą, dziewięcioosobową grupkę) zaledwie kilka lat przed publikacją O pochodzeniu człowieka. A nawet wtedy nie otrzymały one tytułu akademickiego, tylko „zaświadczenie o biegłości”. Dziś kobiety przejęły dyscyplinę Darwina i to one piszą większość (choć niewielką) doktoratów w zakresie nauk biologicznych31. Darwin, przy całej swojej wielkości, mylił się zupełnie w rzeczach bardzo ważnych.
Być może zwróciliście uwagę, że Lawrence Summers argumentował w bardzo podobny sposób, choć jego koncepcja zasadzała się na tym, że u mężczyzn obserwuje się większą różnorodność w „siłach umysłowych” niż u kobiet, a nie że jest inna średnia. Summers stoi na pewniejszym gruncie niż Darwin, ale jako że naukowcy są tak samo jak my wszyscy podatni na stronniczość i uprzedzenia kulturowe, trzeba mieć się na baczności. Ludzie odrzucali twierdzenia Summersa, ponieważ jego wnioski wywoływały silne negatywne emocje. Nie możemy jednak pomijać też takiej możliwości, że sam Summers lub też naukowcy, których cytował, mogli być bardziej skłonni do szukania takich wyjaśnień, które potwierdzałyby androcentryczny status quo. Stronniczość działa w obie strony.
Każdemu z nas trudno zachować bezstronność myślenia i pracy. Na naukowe wyjaśnienia różnic między płciami mogą subtelnie lub wcale nie tak subtelnie wpływać normy kulturowe, które wspierają hipotezy, że różnice między płciami wynikają z natury. Przykładowo, do początku XX wieku kobiety nie miały dostępu do zawodowego sportu ze względu na takie właśnie „naukowe” przyczyny, które widzimy choćby w artykule z 1898 roku z niemieckiego „Dziennika Wychowania Fizycznego”: „Gwałtowne ruchy ciała mogą powodować przesunięcie się pozycji i poluzowywanie macicy, jak również jej wypadnięcie i krwawienie, co skutkuje niepłodnością, a tym samym pozbawia kobietę jej prawdziwego celu w życiu, tj. rodzenia silnego potomstwa”32. To tylko urywek długiej historii wykorzystywania i przeinaczania nauki w mrocznych celach. Przykładem może tu być ruch eugeniczny w Stanach Zjednoczonych – w 1931 roku prawo w dwudziestu dziewięciu stanach dopuszczało przymusową sterylizację osób uznanych za genetycznie niezdatne. Rektor Harvardu Charles William Eliot uważał prawa eugeniczne za kluczowe narzędzie chroniące kraj przed „moralną degeneracją”. Nim zniesiono te prawa, wysterylizowano niemal siedemdziesiąt tysięcy osób33.
Z drugiej strony feministyczna krytyka nauki o różnicach płciowych może również wypływać ze strachu przed wykorzystywaniem biologii do skazywania kobiet na domową harówkę lub innego wzmacniania patriarchatu. Bez względu na to, czy ten niepokój jest zasadny, nie zmienia to prawdziwości naukowej hipotezy. A w przypadku testosteronu trudno oprzeć się wrażeniu, że dla wielu krytyków najważniejsze są właśnie te nieistotne z punktu widzenia meritum kwestie.
Jeśli problematyczne zachowania są warunkowane przez społeczeństwo, możemy założyć, że również społeczeństwo zdoła je wyeliminować. Ale jeśli problematyczne zachowania są spowodowane testosteronem – a zatem są „naturalne” – co i czy w ogóle coś możemy wtedy zrobić? Jeśli nie wykastrujemy połowy ludzkości, mamy przerąbane, tak?
Nawet jeśli macie nadzieję, że niepokojące wnioski na temat wpływu T nie są prawdziwe, próbuję teraz wykazać, że to uczucie nie ma żadnego związku z tym, czy one są prawdziwe czy nie. Ogólnie rzecz ujmując, jeśli ta hipoteza wydaje wam się niesmaczna, to natychmiast powinno się wam zapalić światełko alarmowe – istnieje poważne ryzyko, że z góry odrzucicie dowody ją potwierdzające. To się może wydawać oczywiste, ale mnie samej zrozumienie tej prawdy i wprowadzenie jej w życie zajęło dużo czasu.
Koncepcja, według której płciowa struktura ludzkich ciał, zachowań i instytucji istnieje w zawieszeniu, kompletnie niezależnie od biologii (a w szczególności od testosteronu), jest dziś popularna jak nigdy. Jedną z przywódczyń tego ruchu jest Cordelia Fine, psycholożka i autorka książki z 2017 roku Testosteron Rex. Mity płci, nauki i społeczeństwa. Fine uważa, że teoria, jakoby testosteron odgrywał główną rolę w męskim zachowaniu, zginęła zmiażdżona ciężarem dowodów. Wskrzeszanie tego dinozaura, jak twierdzi Fine, jest zarówno bezowocne, jak i niebezpieczne, a takie myślenie „tłumi nadzieję na równość płci”34. A jeśli wierzycie, że „płeć biologiczna jest fundamentalną, różnicującą siłą w rozwoju człowieka”, to dajecie się nabrać na „aż nazbyt znajomą historyjkę”35, w której „różnice między płciami zostały ukształtowane przez ciśnienia ewolucyjne w przeszłości – kobiety są ostrożniejsze i bardziej skupione na rodzicielstwie, podczas gdy mężczyźni walczą o pozycję, żeby przyciągnąć więcej partnerek seksualnych”.
Testosteron Rex otrzymał prestiżową Royal Society Science Book Prize, przy czym jury stwierdziło, że „ta książka wspaniale tłumaczy, jak każde dziecko, czy to chłopiec, czy dziewczynka, rodzi się wyposażone tak, by dorosnąć do każdego rodzaju życia”36. Jeśli kupujemy seksistowską teorię o ewolucji i hormonach, czyli wersję o Testosteronie Reksie – wytyczamy granice tego, co możemy osiągnąć. Usunięcie tych granic, jak wierzy Fine i inni, wymaga obalenia „głęboko zakorzenionych mitów”37 na temat biologicznych różnic między płciami, w szczególności tych dotyczących testosteronu.
Przekonanie, że biologiczne wyjaśnienia różnic między płciami w sposób nieunikniony prowadzą do pesymizmu co do postępu i fatalistycznej akceptacji genderowych norm społecznych, jest dość powszechne. Jak ujęła to w swojej książce z 2019 roku The Gendered Brain neurobiolożka Gina Rippon: „Wiara w biologię wiąże się ze specyficznym sposobem myślenia dotyczącym stałej i niezmiennej natury ludzkiego działania, a pomija możliwości, jakie pojawiają się dzięki naszemu rodzącemu się zrozumieniu, do jakiego stopnia nasz elastyczny mózg i jego zdolności przystosowawcze są ze sobą nierozerwalnie splecione”38.
Odpowiednio przygotowana lista książek, takich jak Testosterone: An Unauthorized Biography, Testosteron Rex oraz lektura artykułów z popularnych czasopism i gazet mogą sprawić, że laik w ogóle nie będzie potrafił pojąć, o co całe to zamieszanie. Jeśli nauka tak bardzo się myli, to skąd w ogóle wziął się mit o testosteronie jako o „hormonie płci męskiej”? Dziennikarka Angela Saini odpowiada na to pytanie w swojej poczytnej książce Gorsze. Jak nauka pomyliła się co do kobiet. To wyraźny i rzeczywisty seksizm w historii nauki zepchnął nas na margines. W opinii Saini prawdziwe dowody możemy dojrzeć, tylko jeśli zdemaskujemy uprzedzenia i seksizm w nauce. Na początku książki autorka pyta: „Czy hormony płciowe oddziałują tylko na nasze narządy rozrodcze, czy też mają głębszy wpływ również na nasz umysł i zachowania?”39. A jej odpowiedź jest jasna: „Międzypłciowe różnice psychologiczne są bardzo niewielkie, a te stwierdzone mogą w znacznej mierze wynikać z kultury, nie zaś z biologii”40.
Zgadzam się z nią, że seksistowskie założenia mogą czasami wpływać na badania. Nie zgadzam się jednak z jej odpowiedzią na pytanie. Nauka pokazuje bowiem, że odpowiedź ta jest jednoznaczna i brzmi: „tak”. Na kilka ważnych sposobów to właśnie testosteron sprawia, że płcie różnią się pod względem psychologicznym i behawioralnym.
Z następnych rozdziałów dowiecie się, jak T wpływa na nasze ciało, mózg i zachowanie, by służyły one reprodukcji. Nie jest to wcale zła wiadomość, wręcz przeciwnie – inspirująca. Nic, co wiemy o T czy różnicach między płciami, nie implikuje, że musimy akceptować przemoc na tle seksualnym, molestowanie, dyskryminację czy przymus. Wręcz przeciwnie, rozwój społeczny zależy od rozwoju nauki41. Zrozumienie sił, które napędzają nasze priorytety i zachowania, a także zależności między genami, hormonami i środowiskiem, pomaga nam lepiej się przygotować na walkę z przejawami mroczniejszych stron naszej natury. Nie musimy wcale bagatelizować roli testosteronu w naszym życiu. Uczenie się, jak działa świat, i spoglądanie prawdzie w oczy bywa kłopotliwe lub wręcz niepokojące, mam jednak nadzieję, że przede wszystkim da wam satysfakcję, siłę i sprawi dużo radości – tak jak mnie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
R.J. Nelson, L.J. Kriegsfeld, An Introduction to Behavioral Endocrinology, wyd. 5, Sinauer Associates, Sunderland 2017, s. 73–74, 554, 703. [wróć]
Na temat metod zbierania moczu, przechowywania go i badania pod kątem hormonów zob.: Martin N. Muller, Richard W. Wrangham, Dominance, Aggression and Testosterone in Wild Chimpanzees: A Test of the ’Challenge Hypothesis’, „Animal Behaviour”, 67, nr 1 (2004), s. 113–123. [wróć]
Eugene Linden, The Wife Beaters of Kibale, „Time”, 19 sierpnia 2002, nr 56; zob. również: Eugene Linden, The Octopus and the Orangutan: More True Tales of Animal Intrigue, Intelligence, and Ingenuity, wyd. E.P. Dutton, New York 2002, s. 112. [wróć]
Richard W. Wrangham, Dale Peterson, Demonic Males: Apes and the Origins of Human Violence, Houghton Mifflin Harcourt, Boston 1996. [Wyd. pol. Richard W. Wrangham, Dale Peterson, Demoniczne samce. Małpy człekokształtne i źródła ludzkiej przemocy, tłum. Monika Auriga, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1999]. [wróć]
Martin N. Muller, Sonya M. Kahlenberg, Melissa Emery Thompson, Richard W. Wrangham, Male Coercion and the Costs of Promiscuous Mating for Female Chimpanzees, „Proceedings of the Royal Society B: Biological Sciences”, 274, nr 1612 (2007), s. 1009–1014; oraz Joseph T. Feldblum, Emily E. Wroblewski, Rebecca S. Rudicell, Beatrice H. Hahn, Thais Paiva, Mine Cetinkaya-Rundel, Anne E. Pusey, Ian C. Gilby, Sexually Coercive Male Chimpanzees Sire More Offspring, „Current Biology”, 24, nr 23 (2014), s. 2855–2860. [wróć]
Human Rights Watch, Human Rights Watch World Report 2000 – Uganda, 1 grudnia 1999, https://www.refworld.org/docid/3ae6a8c924.html. [wróć]
Neil MacFarquhar, 8 Tourists Slain in Uganda, Including U.S. Couple, „New York Times”, 3 marca 1999. [wróć]
Danielle Kurtzleben, Trump and the Testosterone Takeover of 2016, National Public Radio, 1 października 2016, https://www.npr.org/2016/10/01/494249104/trump-and-the-testosterone-takeover-of-2016. [wróć]
Andrew Sullivan, #MeToo and the Taboo Topic of Nature, „New York Magazine”, 19 stycznia 2018. [wróć]
Gad Saad, Is Toxic Masculinity a Valid Concept?, blog „Psychology Today”, 8 marca 2018, https://www.psychologytoday.com/us/blog/homo-consumericus/201803/is-toxic-masculinity-valid-concept. [wróć]
Neal Gabler, The Testosterone Fueled Presidency, „Huffington Post”, 16 sierpnia 2017, https://www.huffpost.com/entry/the-testosterone-fueled-presidency_b_59949cd3e4b056a2b0ef029c. [wróć]
Emerald Robinson, The Collapse of the Never-Trump Conservatives, „American Spectator”, 29 czerwca 2018. [wróć]
Leon Seltzer, Male Sexual Misconduct and the Testosterone Curse, blog „Psychology Today”, 29 listopada 2017, https://www.psychologytoday.com/us/blog/evolution-the-self/201711/male-sexual-misconduct-and-the-testosterone-curse. [wróć]
Rachel E. Morgan, Barbara A. Oudekerk, Criminal Victimization, 2018, BCJ 253043, Bureau of Justice Statistics, U.S. Department of Justice, wrzesień 2019, https://www.bjs.gov/content/pub/pdf/cv18.pdf; David C. Geary, Male, Female: The Evolution of Human Sex Differences, wyd. 3, American Psychological Association, Waszyngton 2021, s. 433–437; National Highway Traffic Safety Administration, Comparison of Crash Fatalities by Sex and Age Group, National Center for Statistics and Analysis, Waszyngton 2008; Monica Hesse, We Need to Talk About Why Mass Shooters Are Almost Always Men, „Washington Post”, 5 sierpnia 2019. [wróć]
Prawie nie ma takich cech, co do których mężczyźni nie wykazywaliby większej zmienności niż kobiety, poza umiejętnością czytania w szkole podstawowej, w przypadku której różnica w zmienności jest dość mała i statystycznie nieznacząca. Zob.: Ariane Baye, Christian Monseur, Gender Differences in Variability and Extreme Scores in an International Context, „Large-Scale Assessments in Education”, 4, nr 1 (2016), s. 1–16. Przegląd różnic płciowych w zmienności IQ i innych testach kognitywnych zob.: Alan Feingold, Sex Differences in Variability in Intellectual Abilities: A New Look at an Old Controversy, „Review of Educational Research”, 62, nr 1 (1992), s. 61–84. [wróć]
Rebecca M. Jordan-Young, Katrina Karkazis, Testosterone: An Unauthorized Biography, Harvard University Press, Cambridge 2019, s. 54; oraz Rebecca M. Jordan-Young, How to Kill the ’Zombie Fact’ That Testosterone Drives Human Aggression, odczyt na konferencji „Women in the World: Time for a New Paradigm for Peace”, University of Maryland, wrzesień 2019, s. 22. [wróć]
Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne, Harmful Masculinity and Violence, biuletyn „In the Public Interest”, wrzesień 2018, https://www.apa.org/pi/about/newsletter/2018/09/harmful-masculinity. [wróć]
„Hey Skinny”: „Hey Skinny!… Yer Ribs Are Showing!”, obraz cyfrowy, https://www.charlesatlas.com/ The Official Website of Charles Atlas. Charles Atlas LTD, dostęp 15 stycznia 2020. Reklamy Charlesa Atlasa poddawane były wielu akademickim analizom skupiającym się na sposobach przedstawiania i promowania ideału męskości. Zob. m.in.: Jacqueline Reich, ’The World’s Most Perfectly Developed Man’: Charles Atlas, Physical Culture, and the Inscription of American Masculinity, „Men and Masculinities”, 12, nr 4 (2010), s. 444–461. [wróć]
Randy Thornhill, Rape in Panorpa Scorpionflies and a General Rape Hypothesis, „Animal Behaviour”, 28, nr 1 (1980), s. 52–59. Według Thornhilla mężczyźni są więksi od kobiet, ponieważ: „większe samce miały przewagę ze względu na większe szanse na skuteczny gwałt w przypadku porażki w rywalizacji pod kątem zasobów rodzicielskich” (s. 57). Pełna hipoteza Thornhilla i Palmera: Randy Thornhill, Craig T. Palmer, A Natural History of Rape: Biological Bases of Sexual Coercion, MIT Press, Cambridge 2001. Krytyka tej hipotezy: Jerry A. Coyne, Andrew Berry, Rape as an Adaptation, „Nature”, 404, nr 6774 (2000), s. 121–122. [wróć]
Justin Storbeck, Gerald L. Clore, Affective Arousal as Information: How Affective Arousal Influences Judgments, Learning, and Memory, „Social and Personality Psychology Compass”, 2, nr 5 (2008), s. 1824–1843. [wróć]
Lawrence Summers, Full Transcript: President Summers’ Remarks at the National Bureau of Economic Research, Jan. 142005, „Harvard Crimson”, 18 lutego 2005, https://www.thecrimson.com/article/ 2005/2/18/full-transcript-president-summers-remarks-at/. [wróć]
Alan Finder, President of Harvard Resigns, Ending Stormy 5-Year Tenure, „New York Times”, 22 lutego 2006. [wróć]
Sara Rimer, Patrick D. Healy, Furor Lingers as Harvard Chief Gives Details of Talk on Women, „New York Times”, 18 lutego 2005. [wróć]
James Damore, Google’s Ideological Echo Chamber, lipiec 2017, https://assets.documentcloud.org/documents/3914586/Googles-Ideological-Echo-Chamber.pdf. [wróć]
Por. Lee Jussim, Geoffrey Miller, Debra W. Soh w: The Google Memo: Four Scientists Respond, „Quillette”, 17 sierpnia 2017, https://quillette.com/2017/08/07/google-memo-four-scientists-respond/; Debra Soh, No, the Google Manifesto Isn’t Sexist or Anti-Diversity. It’s Science, „Globe and Mail” (Toronto), 8 sierpnia 2017; Glenn Stanton, The Science Says the Google Guy Was Right About Sex Differences, „Federalist”, 11 sierpnia 2017, https://thefederalist.com/2017/08/11/science-says-google-guy-right-sex-differences/. Bardziej krytyczne spojrzenie zob.: Megan Molteni, Adam Rogers, The Actual Science of James Damore’s Google Memo, „Wired”, 15 sierpnia 2017, https://www.wired.com/story/the-pernicious-science-of-james-damores-google-memo/; Brian Feldman, Here Are Some Scientific Arguments James Damore Has Yet to Respond To, „New York Magazine”, 11 sierpnia 2017. [wróć]
Gina Rippon, What Neuroscience Can Tell Us About the Google Diversity Memo, „The Conversation”, 14 sierpnia 2017, https://theconversation.com/what-neuroscience-can-tell-us-about-the-google-diversity-memo-82455. Rippon przedstawia memo Damore’a tak, jakby twierdził on, że kobiety są niedostatecznie reprezentowane w branży tech ze względu na uwarunkowania biologiczne, ale Damore nigdy nie twierdził, że biologia stanowi całkowite wyjaśnienie. Rippon zauważa też, że różnic płciowych dotyczących zainteresowań i uzdolnień nie da się „jasno podzielić na dwie kategorie”, natomiast „istnieją w spektrum”, tak jakby sprzeciwiając się Damore’owi, mimo że ten bynajmniej nie twierdził, że jest inaczej. [wróć]
Daisuke Wakabayashi, Contentious Memo Strikes Nerve Inside Google and Out, „New York Times”, 8 sierpnia 2017. [wróć]
Daisuke Wakabayashi, Nellie Bowles, Google Memo Author Sues, Claiming Bias Against White Conservative Men, „New York Times”, 8 stycznia 2018. [wróć]
Angela Saini, Inferior: How Science Got Women Wrong and the New Research That’s Rewriting the Story, Beacon Press, Boston 2017. [Wyd. pol. Angela Saini, Gorsze. Jak nauka pomyliła się co do kobiet, tłum. Hanna Pustuła-Lewicka, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022]. [wróć]
Charles Darwin, The Descent of Man, and Selection in Relation to Sex, 2 tomy, John Murray, London 1871, t. 1, s. 564. [Wyd. pol. Karol Darwin, O pochodzeniu człowieka i doborze w odniesieniu do płci, tłum. Ludwik Masłowski, Hachette, Warszawa 2011, s. 514–515]. [wróć]
David F. Feldon, James Peugh, Michelle A. Maher, Josipa Roksa, Colby Tofel-Grehl, Time-to-Credit Gender Inequities of First-Year PhD Students in the Biological Sciences, „CBE – Life Sciences Education”, 16, nr 1 (2017), artykuł 4. W 2017 kobiety zdobyły 52,5 procent doktoratów w dziedzinie nauk biologicznych, ale zajmowały jedynie 30–35 procent stanowisk dających stałe zatrudnienie w powiązanych dziedzinach. [wróć]
Gertrud Pfister, The Medical Discourse on Female Physical Culture in Germany in the 19th and Early 20th Centuries, „Journal of Sport History”, 17, nr 2 (1990), s. 191. [wróć]
Adam S. Cohen, Harvard’s Eugenics Era, „Harvard Magazine”, marzec–kwiecień 2016, https://harvardmagazine.com/2016/03/harvards-eugenics-era. [wróć]
Nota wydawcy oryginału z czwartej strony okładki: Cordelia Fine, Testosterone Rex: Myths of Sex, Science, and Society, Icon Books, London 2017. [Wyd. pol. Cordelia Fine, Testosteron Rex. Mity płci, nauki i społeczeństwa, tłum. Barbara Grabowska, Dawid Kolasa, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2019]. [wróć]
Opis wydawcy oryginału Cordelia Fine, Testosteron Rex, https://wwnorton.co.uk/books/9780393082081-testosterone-rex. [wróć]
Cordelia Fine’s Explosive Study of Gender Politics Wins 30th Anniversary Royal Society Insight Investment Science Book Prize, Royal Society, news, 19 września 2017, https://royalsociety.org/news/2017/09/cordelia-fine-wins-30th-anniversary-royal-society-insight-investment-science-book-prize/. [wróć]
Cordelia Fine, Testosterone Rex, opis wydawcy oryginału. [wróć]
Gina Rippon, The Gendered Brain: The New Neuroscience That Shatters the Myth of the Female Brain, Random House, New York 2019, s. 353. [wróć]
Angela Saini, Inferior, op. cit., s. 28. [Wyd. pol. Angela Saini, Gorsze, op. cit., s. 52]. [wróć]
Angela Saini, Inferior, op. cit., s. 10. [Wyd. pol. Angela Saini, Gorsze, op. cit., s. 23]. [wróć]
Por. cała książka o tym, że nauka i rozsądek prowadzą do rozwoju społecznego: Steven Pinker, Enlightement Now: The Case for Reason, Science, Humanism, and Progress, Viking, New York 2018. [Wyd. pol. Steven Pinker, Nowe Oświecenie. Argumenty za rozumem, nauką, humanizmem i postępem, tłum. Tomasz Bieroń, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2018]. [wróć]
Tytuł oryginału: T: The Story of the Hormone that Dominates, Divides, and Drives Us
Copyright © 2021 by Carole Hooven
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2021
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redakcja: Elżbieta Bandel i Agnieszka Horzowska
Redakcja merytoryczna: dr n. med. Ewa Krzyżagórska
Projekt i opracowanie graficzne okładki: Piotr Majewski
Wydanie I e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: T jak TESTOSTERON. Hormon, który rządzi i dzieli, wyd. I, Poznań 2024)
ISBN 978-83-8338-823-6
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel.: 61 867 81 40, 61 867 47 08
fax: 61 867 37 74
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer